Ah, co za piękny dom! Ozdobiony jak przystało... na cel Kruka. Kto by się spodziewał takiej aranżacji wnętrz po parze naukowców, jednakże młodzieniec wiedział dobrze, że angażują się w nienajgorsze towarzystwo. Tyle złota, drogocennych przedmiotów, przystanął przy ładnie wykończonej wazie, w której pływało parę róż. Sama waza warta była fortunę! Co za szczęście, że dostał o nich informacje, gdy przyszli na jedno z mniej oficjalnych spotkań towarzyskich, przyjęcie na które nie było tak łatwo zdobyć zaproszenie, a którego listę gości posiadał nasz złodziej. Dostał ją po fakcie, wyciągając od jednego z pracowników lokalu, w którym wszystko było zorganizowane. Czasem w taki sposób szukał sobie celów, gdy akurat żaden klient nie przychodził go zadręczać podczas godzin pracy.
Kruk nie był pochopny, dobrze wymierzył sobie perfekcyjny dzień, w końcu dom był całkowicie pusty! Rodzinka nieobecna. Małżeństwo Nakadai nie powinno wrócić do rana, pochłonięci badaniami... i córeczka też nieobecna. Z tego co udało mu się dowiedzieć o jej rutynie, raczej nie wracała do późna, jeśli w ogóle. Cóż, pojawiała się najpóźniej jak mogła, więc jeszcze przez jakiś czas był jak najbardziej bezpieczny. A do tego okno było w sąsiednim pokoju, jak będzie trzeba, to wyskoczy się raz dwa.
Oczywiście nie zapalał świateł, nie był amatorem, jeszcze ktoś się zorientuje. Jednakże jego oczka były przywyknięte do rozprzestrzenionych ciemności i przeglądał tylko różnorakie szuflady... nie mógł wynieść wszystkiego, przecież musiał unieść to osobiście, ale, jak miał troszkę zapasowego czasu, mógł sobie spokojnie zdecydować co jeszcze doda do swojej torby. Jakże rad ze swoich znalezisk krzątał się po całym domu, może i troszkę zbyt zatracając się w swoich poszukiwaniach.
@Nakadai Kyoko
Kruk nie był pochopny, dobrze wymierzył sobie perfekcyjny dzień, w końcu dom był całkowicie pusty! Rodzinka nieobecna. Małżeństwo Nakadai nie powinno wrócić do rana, pochłonięci badaniami... i córeczka też nieobecna. Z tego co udało mu się dowiedzieć o jej rutynie, raczej nie wracała do późna, jeśli w ogóle. Cóż, pojawiała się najpóźniej jak mogła, więc jeszcze przez jakiś czas był jak najbardziej bezpieczny. A do tego okno było w sąsiednim pokoju, jak będzie trzeba, to wyskoczy się raz dwa.
Oczywiście nie zapalał świateł, nie był amatorem, jeszcze ktoś się zorientuje. Jednakże jego oczka były przywyknięte do rozprzestrzenionych ciemności i przeglądał tylko różnorakie szuflady... nie mógł wynieść wszystkiego, przecież musiał unieść to osobiście, ale, jak miał troszkę zapasowego czasu, mógł sobie spokojnie zdecydować co jeszcze doda do swojej torby. Jakże rad ze swoich znalezisk krzątał się po całym domu, może i troszkę zbyt zatracając się w swoich poszukiwaniach.
@Nakadai Kyoko
Dochodziła 22. A może było już po północy. Jeszcze później? Wcześniej? Czas nie należał do aktualnych zainteresowań Kyoko. Do domu wracała okrężną drogą, wsłuchując się w nocne koncerty cykad i świerszczy. Zżółknięte światła latarni barwiły jej cerę na niezdrowo pomarańczowy kolor. Cieszyła się chwilą niezmąconego spokoju przy brzmieniu owadziego recitalu, jak gdyby grany był specjalnie dla niej.
Na ustach błąkał się smutny uśmiech, twarz miała rozluźnioną, a jej umysł był przez chwilę pozbawiony jakichkolwiek myśli. Błogi spokój. Rodzice byli ostatnimi dniami jeszcze bardziej niż zwykle (o ile to w ogóle możliwe) zaabsorbowani pracą. Koniec jakiegoś projektu czy coś tam. Ponoć szalenie ważne. Na pewno cholernie nieinteresujące.
Lubiła nieobecność rodziców Czuła się, paradoksalnie, mniej samotna niż zwykle. Ogromny dom pozbawiony był wówczas niepotrzebnych dźwięków i głosów. Nie było odgłosów zamykanych drzwi ani cieżkich kroków matki. Nie było sztucznych pogawędek z ojcem, które przypominały czasami bardziej przesłuchania niż faktyczne rozmowy. Błogi, błogi spokój.
Nawet widok budynku zdecydowanie za dużego dla trzyosobowej rodziny nie zaburzył wewnętrznej harmonii czarnowłosej. Murowany płot strzegł większości tajemnic znajdujących się w środku. Jej własne więzienie.
10 kroków od ostatniej latarni do furtki, 17 kroków do drzwi wejściowych.
Dwa zamki, każde zamknięte na dwa przekręcenia. A w środku ciemność. Zsunęła szybko buty i płaszcz. Nie zapalała jeszcze światła. Mrok był kojący. Otulał czule z każdej strony. Sunęła po chłodnych kafelkach, intuicyjnie kierując się w stronę schodów na piętro. Powiew nocnej bryzy zwrócił jej uwagę ku otwartym drzwiom gabinetu ojca. Zostawił otwarte okno? Niemożliwe.
Zerknęła do środka w poszukiwaniu swojego staruszka, odetchnąwszy z ulgą, nie znajdując nikogo. Poczuła ścisk żołądka i ogarniające uczucie niepokoju. Nie potrafiła zidentyfikować źródła nagłego strachu. Intuicja podpowiadała jej, że powinna mieć się na baczności. Dlaczego?
Czy właśnie usłyszała kroki na drugim końcu korytarza? Niemożliwe. Czy to jej rodzice? Serce przyspieszyło jeszcze bardziej, nagły przypływ adrenaliny sugerował jedno. Kilka kroków w przód. Dudniło jej w uszach, z twarzy zniknęły wszelkie kolory. Powinna była uciekać. Nie potrafiła. Jej nogi przesuwały się w stronę kuchni, choć serce i umysł kazały czym prędzej wracać do wyjścia. Czego właściwie się bała? Nikogo przecież nie widziała. Być może się przesłyszała. Prawda? Prawda? Tak łatwo ulegała silnym emocjom i irracjonalnym myślom. Nie mogła ich ignorować.
Oburącz chwyciła kuchenny nóż i trzymając go na odległość wyprostowanych rąk, ślimaczym tempem ruszyła w stronę, z której, zdawało się, słyszała dźwięki. Nogi poruszały się same. Sparaliżowana nagłym atakiem paniki, nie myślała, co właściwie zrobi, kiedy już do felernego pokoju dotrze. Nie było czasu na konkretne plany. Musiała czym prędzej to sprawdzić.
Stojąc w progu była pewna, że, w istocie, miała nieproszonego gościa. Ktoś lub coś zdawał się nie słyszeć jej kroków, bowiem nie oderwał się od swoich zajęć. Nie była jednak w stanie dostrzec niczego poza konturami sylwetki tajemniczej postaci.
Słyszała tylko swoje walące serce. Mechanicznie sięgnęła ręką do włącznika. Kurtyna podniosła się, zalewając małą scenkę jasnym światłem. Palce zaciskała na rękojeści noża tak mocno, że bielały jej knykcie. Kiedy oczy wreszcie przyzwyczaiły się do jasności, mogła przyjrzeć się intruzowi w całej okazałości.
W swoim spontanicznym planie nie dotarła aż tak daleko. Co teraz? Sparaliżowana, wpatrywała się szeroko otwartymi oczyma w złodziejaszka. Wyglądała jak oszalała, choć targały nią przede wszystkim emocje strachu. Z trudem ogarnęła miejsce zbrodni spojrzeniem. Na chwilę straciła równowagę, wychylając się do przodu. Poruszała bezgłośne ustami, nie mogąc wydobyć z siebie ani jednego słowa. Czy za chwile zostanie zamordowana? I to do tego we własnym domu? Żeby spędzić tutaj życie wieczne? Nigdy.
W nagłym przypływie determinacji machnęła nożem, choć ciało działało bez pomocy umysłu. Nie potrafiła jednak walczyć, tak samo jak nie miała determinacji i siły, by kogokolwiek zamordować lub skrzywdzić.
Stała więc, roztrzęsiona i jakaś dziwnie szaleńcza. Czekała na atak. Niegotowa na obronę.
Na ustach błąkał się smutny uśmiech, twarz miała rozluźnioną, a jej umysł był przez chwilę pozbawiony jakichkolwiek myśli. Błogi spokój. Rodzice byli ostatnimi dniami jeszcze bardziej niż zwykle (o ile to w ogóle możliwe) zaabsorbowani pracą. Koniec jakiegoś projektu czy coś tam. Ponoć szalenie ważne. Na pewno cholernie nieinteresujące.
Lubiła nieobecność rodziców Czuła się, paradoksalnie, mniej samotna niż zwykle. Ogromny dom pozbawiony był wówczas niepotrzebnych dźwięków i głosów. Nie było odgłosów zamykanych drzwi ani cieżkich kroków matki. Nie było sztucznych pogawędek z ojcem, które przypominały czasami bardziej przesłuchania niż faktyczne rozmowy. Błogi, błogi spokój.
Nawet widok budynku zdecydowanie za dużego dla trzyosobowej rodziny nie zaburzył wewnętrznej harmonii czarnowłosej. Murowany płot strzegł większości tajemnic znajdujących się w środku. Jej własne więzienie.
10 kroków od ostatniej latarni do furtki, 17 kroków do drzwi wejściowych.
Dwa zamki, każde zamknięte na dwa przekręcenia. A w środku ciemność. Zsunęła szybko buty i płaszcz. Nie zapalała jeszcze światła. Mrok był kojący. Otulał czule z każdej strony. Sunęła po chłodnych kafelkach, intuicyjnie kierując się w stronę schodów na piętro. Powiew nocnej bryzy zwrócił jej uwagę ku otwartym drzwiom gabinetu ojca. Zostawił otwarte okno? Niemożliwe.
Zerknęła do środka w poszukiwaniu swojego staruszka, odetchnąwszy z ulgą, nie znajdując nikogo. Poczuła ścisk żołądka i ogarniające uczucie niepokoju. Nie potrafiła zidentyfikować źródła nagłego strachu. Intuicja podpowiadała jej, że powinna mieć się na baczności. Dlaczego?
Czy właśnie usłyszała kroki na drugim końcu korytarza? Niemożliwe. Czy to jej rodzice? Serce przyspieszyło jeszcze bardziej, nagły przypływ adrenaliny sugerował jedno. Kilka kroków w przód. Dudniło jej w uszach, z twarzy zniknęły wszelkie kolory. Powinna była uciekać. Nie potrafiła. Jej nogi przesuwały się w stronę kuchni, choć serce i umysł kazały czym prędzej wracać do wyjścia. Czego właściwie się bała? Nikogo przecież nie widziała. Być może się przesłyszała. Prawda? Prawda? Tak łatwo ulegała silnym emocjom i irracjonalnym myślom. Nie mogła ich ignorować.
Oburącz chwyciła kuchenny nóż i trzymając go na odległość wyprostowanych rąk, ślimaczym tempem ruszyła w stronę, z której, zdawało się, słyszała dźwięki. Nogi poruszały się same. Sparaliżowana nagłym atakiem paniki, nie myślała, co właściwie zrobi, kiedy już do felernego pokoju dotrze. Nie było czasu na konkretne plany. Musiała czym prędzej to sprawdzić.
Stojąc w progu była pewna, że, w istocie, miała nieproszonego gościa. Ktoś lub coś zdawał się nie słyszeć jej kroków, bowiem nie oderwał się od swoich zajęć. Nie była jednak w stanie dostrzec niczego poza konturami sylwetki tajemniczej postaci.
Słyszała tylko swoje walące serce. Mechanicznie sięgnęła ręką do włącznika. Kurtyna podniosła się, zalewając małą scenkę jasnym światłem. Palce zaciskała na rękojeści noża tak mocno, że bielały jej knykcie. Kiedy oczy wreszcie przyzwyczaiły się do jasności, mogła przyjrzeć się intruzowi w całej okazałości.
W swoim spontanicznym planie nie dotarła aż tak daleko. Co teraz? Sparaliżowana, wpatrywała się szeroko otwartymi oczyma w złodziejaszka. Wyglądała jak oszalała, choć targały nią przede wszystkim emocje strachu. Z trudem ogarnęła miejsce zbrodni spojrzeniem. Na chwilę straciła równowagę, wychylając się do przodu. Poruszała bezgłośne ustami, nie mogąc wydobyć z siebie ani jednego słowa. Czy za chwile zostanie zamordowana? I to do tego we własnym domu? Żeby spędzić tutaj życie wieczne? Nigdy.
W nagłym przypływie determinacji machnęła nożem, choć ciało działało bez pomocy umysłu. Nie potrafiła jednak walczyć, tak samo jak nie miała determinacji i siły, by kogokolwiek zamordować lub skrzywdzić.
Stała więc, roztrzęsiona i jakaś dziwnie szaleńcza. Czekała na atak. Niegotowa na obronę.
Najwyraźniej jego święte przekonania o niebyciu amatorem w swojej dziedzinie miały się rozwalić tu i teraz, ponieważ zapomniał o najważniejszej zasadzie, jaka rządzi złodziejskim światem - NIE DAĆ SIĘ ZASKOCZYĆ. Taka prosta zasada. Zawsze miej się na baczności. No a Yori stwierdził, że dziś ją złamie, w końcu ilość cennych rzeczy którą znalazł i dziwne poczucie bezpieczeństwa w tym sporym acz pustym domu nazbyt pozwoliła mu odwrócić uwagę od swojego otoczenia... a cisza przecież została przerwana przez bardzo, bardzo cichutkie otwarcie drzwi. Gdyby się tylko tak nie krzątał dookoła, może by usłyszał! Może by zwrócił uwagę na to, że zbliżały się do niego kroki. Przynajmniej zorientował się w czas.... na tyle w czas, żeby odwrócić się i, widząc ostrze noża, odskoczyć gwałtownie, zrzucając z szafki parę przedmiotów, które upadły z hałasem na podłogę. Na szczęście, ktokolwiek machnął bronią nie miał w tym ani wprawy ani determinacji aby go zabić. Jednak wciąż nie oszczędziło mu to zawału serca!
W pokoju było ciemno.... jednakże młody złodziej, przez lata spędzone pośród takich właśnie mroków, nie miał z tym żadnego problemu. Wyłapał sylwetkę z bronią i, choć nawet on nie był w stanie dokładnie dojrzeć twarzy, nie było problemem poskładać fakty, w końcu obserwował całą rodzinkę i dom przed skokiem. Wyglądało na to, że ktoś wrócił wcześniej... ALE ŻEBY RZUCIĆ SIĘ Z NOŻEM?? Stał tak z tobą ukradzionych rzeczy i ładnie pozłacanym zegarkiem w drugiej ręce, ostrożnie robiąc krok do tyłu. Okno było jego nadzieją. Byle by przez nie prędko wyskoczyć. -Dobry wieczór. Tak się wita gościa? - Zaczął, nie łamiąc swojej przeważnej pewności siebie. - Lepiej odłóż ten nóż, jeszcze kogoś nim zranisz, co? - Kontynuował spokojnie... mimo iż wymagało to od niego troszeczkę wysiłku po tym jak został tak amatorsko przyłapany na gorącym uczynku i to nie z własnej woli tym razem! Gdyby się o tym dowiedziano!
W pokoju było ciemno.... jednakże młody złodziej, przez lata spędzone pośród takich właśnie mroków, nie miał z tym żadnego problemu. Wyłapał sylwetkę z bronią i, choć nawet on nie był w stanie dokładnie dojrzeć twarzy, nie było problemem poskładać fakty, w końcu obserwował całą rodzinkę i dom przed skokiem. Wyglądało na to, że ktoś wrócił wcześniej... ALE ŻEBY RZUCIĆ SIĘ Z NOŻEM?? Stał tak z tobą ukradzionych rzeczy i ładnie pozłacanym zegarkiem w drugiej ręce, ostrożnie robiąc krok do tyłu. Okno było jego nadzieją. Byle by przez nie prędko wyskoczyć. -Dobry wieczór. Tak się wita gościa? - Zaczął, nie łamiąc swojej przeważnej pewności siebie. - Lepiej odłóż ten nóż, jeszcze kogoś nim zranisz, co? - Kontynuował spokojnie... mimo iż wymagało to od niego troszeczkę wysiłku po tym jak został tak amatorsko przyłapany na gorącym uczynku i to nie z własnej woli tym razem! Gdyby się o tym dowiedziano!
maj 2038 roku