Asagami Sora
14.04.2009 - 05.11.2028
Miejsce urodzenia
FukkatsuMiejsce zamieszkania
Nanashi Grupa
KyōkenStanowisko
medykZawód
florystaKolor włosów
czarneKolor oczu
granatoweWzrost
175 cmWaga
61 kgZnaki szczególne
• wypadek samochodowy uszkodził mu lewe kolano, w wyniku którego teraz kuleje. Brak należytej rehabilitacji sprawił, że ból nasila się wraz ze wzrostem wysiłku, na jaki naraża nogę, dlatego niemal zawsze ma przy sobie prostą drewniana laskę, żeby odciążyć kończynę
• w wyniku pożaru domu rodzinnego najbardziej ucierpiała prawa dłoń Sory: skomplikowane złamanie łokcia, przez które teraz trzęsie mu się dłoń oraz utrata dwóch palców. Pożar zostawił go również z poparzeniami zarówno obydwu dłoni, jak i kilku obszarów na ciele
• żeby ukryć poparzenia dłoni, nosi rękawiczki: lateksowe podczas pracy i skórzane na ulicy
• Sora zawsze otacza specyficzny zapach wszelkiej roślinności: włosy nasiąkają słodkim zapachem kwiatów z kwiaciarni, za to na rękach osadza się intensywna woń ziół, z których tworzy różne specyfiki
• na lewym ramieniu tatuaż z odwróconym "K" w okręgu
• ubrania Sory są zawsze idealnie czyste i skrupulatnie wyprasowane
• zawsze przesadnie dba o porządek wokół siebie: a to coś przetrze chusteczką, żeby zmyć brud, a to uporządkuje rozrzucone rzeczy czy poprzestawia je tak, żeby wyglądały dobrze
Koszmar zawsze dotyczył jednego wydarzenia.
Gęsta mgła otaczała stojący samotnie budynek jednorodzinnego domu. Pochłonęła całe sąsiedztwo, zatopiła ogród, wytłumiła nawet wszystkie odgłosy z ulicy. Zdawała się być jeszcze bardziej zachłanna, próbując wedrzeć się do środka gęstymi kłębami zimna, jednak z jakiegoś powodu nie mogła tam dosięgnąć, jakby niewidzialna bariera stawiała jej opór. W środku widoczność i tak była mocno ograniczona przez wszechobecny dym, a jedynym słyszalnym odgłosem był huk i trzask ognia, zajmującego kolejne partie budynku.
Ostry swąd spalenizny agresywnie wdzierał mu się do nozdrzy, kiedy stał pośrodku zdewastowanego pomieszczenia i z oczami szeroko otwartymi z szoku i przerażenia chłonął widok przed nim. Ledwo rozpoznawał salon swojego rodzinnego domu: przedmioty codziennego użytku walały się wszędzie, większa część z nich była uszkodzona, część nadpalona, część zwyczajnie płonęła, żadne na swoim miejscu. Z trzech obrazów na ścianie został tylko jeden - łypał na niego żałośnie, na wpół pożarty przez płomienie. Do zszokowanego umysłu Sory przedarła się niejasna myśl, że to były ulubione obrazy matki, że pewnie będzie smutna, kiedy odkryje, że zostały zniszczone. Ta myśl pojawiała się zawsze, chociaż niewielka część jego umysłu - ta, która zdawała sobie sprawę z tego, że to sen - wiedziała, że gdy przejdzie po rozsypanych na podłodze ziarnach fasoli, gdy jego buty zachrzęszczą od rozbitych fragmentów maneki-neko, gdy nadepnie na walające się, częściowo rozerwane książki i przejdzie korytarzem, gdzie było najwięcej dymu i gdzie już wyraźnie słyszał huk szalejącego w drugiej części domu ognia, pod resztkami ściany i sufitu znajdzie ciało matki.
To właśnie ten moment był początkiem końca wszystkiego.
Wspomnienia z tamtego wydarzenia się rozmywały, a koszmar stawał się bardziej chaotyczny. Wiedział, że krzyczał. Że frenetycznie próbował wydobyć matkę spod gruzów, że jego dłonie poczerniały od sadzy i pyłu, a palce pokrywały bąble od poparzeń. Czuł żar płomieni na twarzy, czuł własne łzy spływające po policzkach, ale nie czuł bólu. Do jego uszu docierał własny szloch, huk ognia, ale również przerażający, nieludzki ryk wściekłego yūrei i agonalne krzyki ojca. Wiedział, że to yūrei, miał styczność z drugim światem odkąd razem ze swoim ojcem cudem wyrwali się ze szponów śmierci - wypadek samochodowy nieodwracalnie uszkodził mu nogę, ale również zostawił dar widzenia krainy duchów. W głowie Sory zaświtała myśl, że jeśli zawistna dusza go znajdzie, może podzielić losy rodziców, ale przecież nie mógł zostawić tak matki. Nie mógł jej tak zostawić. Nie mógł jej tak zostawić.
Gruzu wcale nie ubywało, miał wrażenie, że kawałki, które zdjął, wracały na swoje miejsce. Wydawało mu się również, że martwe usta matki wykrzywiają się w karykaturalnym uśmiechu, a chwilę później spomiędzy jej warg wydobył się przerażający śmiech osoby, która właśnie postradała zmysły. Sora zerwał nagle na nogi, gotowy do gwałtownej ucieczki, ale powstrzymało go krótkie spojrzenie na jego dłonie - miejscami czarne i zwęglone, miejscami dalej płonące żywym ogniem, rozpadające się na jego oczach.
Obudził się z krzykiem i płaczem, zwijając się w pościeli w najciaśniejszy kłębek. Koszmar zawsze kończył się w podobnie makabryczny sposób. Nigdy nie powtarzał prawdy - tego, że wkrótce sufit zawalił się również na niego, a gruzy przygniotły mu prawą rękę, ostatecznie pozbawiając go dwóch palców i uszkadzając nerw na wysokości łokcia. Nigdy też nie pokazywał, że gdyby nie pomoc egzorcystów, którzy przybyli tuż przed tym, jak stracił przytomność, pewnie podzieliłby los rodziców.
~*~
Z pełnym skupieniem na twarzy zamachnął się laską, której na co dzień używał w celu odciążenia bolącego kolana i uderzył nią w leżący przed nim kamień. Nie usłyszał jednak dźwięku, jakiego oczekiwał: metalicznego uderzenia, pobrzmiewającego przez krótki czas na ulicy, który powinien się rozlec po trafieniu w ściankę kosza na śmieci. Kamień tylko przez dwie sekundy zmierzał w kierunku celu, potem nagle zboczył z trasy i zatoczył niewielki łuk, zatrzymując się w dość sporej odległości od kosza. Przecież odpowiednio wymierzył siłę, by trafić w kubeł, co poszło nie tak? Sora poczuł lekkie ukłucie irytacji, wolno pełznące wzdłuż kręgosłupa, umysł jednak zaraz usłużnie podpowiedział mu, że naturą kamienia nie było toczyć się prosto, zwłaszcza, jeśli jego kształt jest daleki od obłego. Zgodnie ze swoją zasadą, że nie należy martwić się rzeczami, na które nie ma się wpływu, Asagami zaraz pozbył się irytacji wzruszeniem ramionami i niemal teatralnym machnięciem ręką. Nic to. Następnym razem wybierze bliższy cel.
Stara, zniszczona latarnia – jedyna na uliczce, przy której mieszkał – zamigała łagodnie na przywitanie, kiedy zbliżył się do wejścia na klatkę schodową w bloku, w którym mieściło się jego mieszkanie. Skłonił się jej głęboko, uprzejmie, z niezwykle poważnym wyrazem twarzy, ale już chwilę później na ustach Sory pojawił się jego zwyczajowy lekki uśmiech. Nie starł go nawet kurz i stęchlizna wdzierajace się do płuc mężczyzny zaraz po tym, jak wszedł na klatkę schodową. Jej wygląd już nawet nie tyle prosił, co wył z rozpaczy o pomoc : zdarta farba, sypiące się tynki i schody miejscami ukruszone na tak mocno, że należało uważać, gdzie stawia się kolejne kroki. Wnętrze tego bloku nie odbiegało standardami od innych budynków mieszkalnych w Nanashi, znacząco różniło się jednak od tego, do czego był przyzwyczajony od dziecka: przestrzeni domu rodzinnego, jego ciepła, a także dostatku, na który przez większą część życia nie mógł narzekać. Do czasu rozpoczęcia studiów. Wiedział, że gdyby naprawdę się postarał, mógłby zdobyć więcej zleceń dla swojej malutkiej kwiaciarni i wynająć skromne mieszkanie gdzieś w lepszej dzielnicy, ale to właśnie tutaj poskładał swoje życie do kupy i ani myślał o przeprowadzce.
Na początku chciał tylko uciec przed światem, zaszyć się tam, gdzie nikt nie będzie go szukał. Nie było go w mieście przez rok, wrócił z podkulonym ogonem i potrzebował miejsca, w którym po prostu zniknie, a żadne nie nadawało się do tego lepiej niż Nanashi - reszta miasta chciała o tej toczonej przez biedę dzielnicy zapomnieć, więc zobaczył w tym swoją szansę. Powrót na studia medyczne, gdzie swego czasu błyszczał niczym najjaśniejsza gwiazda, nie wchodził w grę, gdyż w zawodzie nie było miejsca dla chirurga, któremu trzęsły się ręce - zemsta yūrei, choć miała powód, obróciła całe jego dotychczasowe życie w ruinę, nie dając Sorze żadnej szansy na zostawienie sobie czegokolwiek, co łączyłoby go z przeszłością. Nawet jego wykształcenie i marzenie o pójściu w ślady ojca jako chirurg zostały brutalnie ucięte.
Potrząsnął głową, kiedy przekraczał próg swojego mieszkania – wracanie myślami do pożaru i wszystkiego, co w jego wyniku utracił, zawsze wprawiało go w okropny nastrój. A on codziennie ze wszystkich sił starał się oddzielić dawne życie od obecnego. Obecne było… inne. Zdecydowanie o wiele bardziej spokojne, od kiedy nie musiał spełniać niczyich (w tym własnych) oczekiwań, ale jednocześnie bardziej puste. Pustka właściwie była dojmująca, bo choć wychodził z siebie, żeby skupić się tylko i wyłącznie na “tu i teraz”, przeżywać emocje w czasie rzeczywistym i uśmiechać się tak długo, aż ten uśmiech stanie się faktycznie jego, a nie tylko naklejoną na usta ułudą, to kiedy wracał do domu po pracy, pustka zamieniała się w czarną dziurę, pochłaniającą każdą pozytywną myśl, jaką miał w ciągu dnia. Nie mniej starał się, naprawdę codziennie próbował być kimś więcej niż tylko skorupą człowieka.
Kurtkę powiesił na wieszaku, a buty, odkurzone szczotką z wszelkiego ulicznego kurzu, starannie ułożył tuż pod nią, równo, schludnie. Asagami bardzo dbał o to, żeby wszystko wokół niego, głównie na przestrzeniach należących do niego, było schludne. To sprawiało, że czuł się bezpiecznie, trzymało demony przeszłości na smyczy - dzięki temu koszmar pożaru nawiedzał go jedynie nocami.
Pierwsze kroki skierował do łazienki, gdzie pieczołowicie odłożył do pudełka skórzane rękawiczki, którymi ukrywał poparzoną skórę oraz brakujące dwa palce u prawej dłoni i uważnie umył ręce - jeden z wielu drobnych codziennych rytuałów, które pomagały mu skupić na czymś myśli. Nakarmi kota, przygotuje sobie posiłek i przed snem będzie miał jeszcze chwilę na pogrzebaniu przy swoich roślinach: głównie ziół na własny użytek (zarówno jego mieszkanie, jak i kwiaciarnia, intensywnie pachniały wszelkimi ziołowymi naparami i specyfikami, które Sora przygotowywał w wolnym czasie), poupychane po kątach w niewielkim mieszkaniu. Na dachu budynku, w którym znajdowała się Hasu, kwiaciarnia, będąca jego aktualnym miejscem pracy, miał większą hodowlę. Ta hodowla tylko rosła, od kiedy właścicielka kwiaciarni, Akako, wyjechała z Fukkatsu “na stały ląd, żeby zamieszkać w pobliżu córki” i zostawiła lokal całkowicie pod jego opieką - wyjechała ponad rok temu i od tego czasu pojawiła się w mieście tylko dwa razy. Starsza pani, choć szorstka i surowa, pomogła Sorze stanąć na nogach po wszystkich przejściach i choć oficjalnie pozostawała jego pracodawczynią, ich relacja w głównej mierze opierała się na przyjaźni i wzajemnym szacunku.
Krótko po przekroczeniu progu kuchni poczuł silne uderzenie futrzastą łapą w czoło, a do jego uszu dotarł głośny syk.
No tak. Spóźnił się z jedzeniem.
Rozmasowując czoło i mrucząc pod nosem mało przychylne epitety, sypnął do kociej miski nieco suchej karmy. Po chwili koło niego pojawił się pełen gracji, ale prawdopodobnie najbrzydszy kot w całej Japonii: Ōji. Był większy od zwykłego kota domowego, miał długą, ciemnoszarą, niemal czarną, sierść, miejscami wyskubaną ze względu na rozległe blizny, oczy w głębokim pomarańczowym kolorze i wyglądał, jakby miał niejedną trudną walkę za sobą. Stanowił mieszankę różnych ras i Sorze trudno było dociec jakich. Choć imię miał szlachetne i godne szlachcica kaprysy, jego paskudny charakter pasował raczej do ulicznego rzezimieszka. Pomimo wielu wad, Asagami nie wyobrażał sobie bez niego życia - czasami, kiedy było szczególnie źle, a on tylko leżał w łóżku, tępo wpatrując się w sufit, Ōji kładł się przy nim, głośno mrucząc i liżąc go po rękach. Może nie było to dużo, ale zapewniało Sorze nieopisany komfort psychiczny, dzięki któremu w ogóle każdorazowo zbierał się do kupy.
Pogłaskał łapczywie pochłaniającego chrupki kota po futerku, po czym zabrał się za przygotowanie swojego obiadu. Nie planował niczego wymyślnego, zalewany wrzątkiem makaron z pudełka dzisiaj w zupełności mu wystarczył. Być może później w nocy będzie musiał jeszcze zjeść na szybko jakąś kanapkę, ale chwilowo o tym nie myślał - istniało prawdopodobieństwo, że ktoś mógł potrzebować jego pomocy w środku nocy, ale mógł też dostać wezwanie o jakiejkolwiek innej porze dnia. Odkąd prawie rok temu uratował i pozszywał członka Kyōken, reszta grupy coraz częściej i częściej szukała u niego pomocy medycznej, aż w końcu oficjalnie wciągnęli go do swojej społeczności. Choć Sorze nie brakuje umiejętności, jego działalność jest nielegalna, dlatego też utrzymywana w tajemnicy. Asagami nie śmiałby się nazywać lekarzem, często brakuje mu różnych, zdobywanych pokątnie, leków, jego narzędzie nie są też najwyższej klasy, ale robił co w jego mocy, żeby poskładać do kupy swoich pacjentów. Może nie wypisze recepty, ale jeśli ktoś nie chce wylądować w szpitalnych rejestrach, to niewielkie zaplecze zabiegowe na tyłach kwiaciarni Hasu jest odpowiednim miejscem.
Nawinął makaron na widelec i ponuro pomyślał, że jako medyk idealnie wpisuje się w Nanashi - złamany, ledwo wiążący koniec z końcem i marzący o staniu się kimś więcej wyrzutek społeczeństwa.
Może następny dzień będzie lepszy.
Hasegawa Jirō and Munehira Aoi szaleją za tym postem.
Senkensha
Asagami Sora
Keiyaku Suru
-Poziom kontraktu
0Kondycja
Stan fizyczny
W normie.Stan psychiczny
W normie.Umiejętności
- medycyna - poziom średniozaawansowany - 500 PF
- percepcja - poziom podstawowy - 150 PF
- dedukcja - poziom podstawowy - 200 PF
- ogrodnictwo - poziom podstawowy - 50 PF
...
Wady
brzydota
niewielki
kalectwo
niewielki
lęk - brud
znaczący
lęk - ogień
znaczący
lęk - yūrei
niewielki
obsesja - porządek
znaczący
zaburzenia snu - koszmary
znaczący
W posiadaniu
Mityczne przedmioty
brakShikigami
brakTechnologia
brakInne
brakHistoria zmian
[+] 500 PF na start
[+] 400 PF za dodatkowe wady (1 x wada niewielka, 2 x wada znacząca)
[−] 900 PF - Karta Postaci
[+] 10 PF - walentynkowe PW
[+] 30 PF - walentynkowa loteria
OBECNY STAN PF: 40
Postać sprawdzona przez: Enma.
maj 2038 roku