Apartament, którego hasłem przewodnim definitywnie są nowoczesne technologie i otwarta przestrzeń; za pomocą pilota można bez problemu ustawić poziom oświetlenia, wilgotność, temperaturę, szerokość otwarcia okien, dominujący zapach i wiele innych rzeczy. Mieszkanie jest gustownie urządzone, chociaż w narzucony styl wplotła się odrobina chaosu aktualnego wynajmującego, stąd na ścianach, stołach, a nawet podłodze można znaleźć szkice porzuconych projektów, czy rysunki anatomiczne, nastawione głównie na ścięgna, nerwy i kości kończyn zarówno dolnych, jak i górnych. Książki piętrzą się na stosach, których sens ułożenia niespecjalnie jest znany gościom, za to grożą zawaleniem się w każdym momencie. Na pierwszy rzut oka widać, że Kōji urządził sobie tutaj również mini warsztat, natomiast dotykanie leżących swobodnie na biurku części z pewnością kończy się ostrzegawczym strzeleniem po łapach.
Na ścianach zawieszonych jest mnóstwo półek w bliskiej od siebie odległości, bądź połączonych mostkami, co jest pierwszą wskazówką, że wynajmujący posiada stworzenia na czterech łapach. Chociaż jeden z kotów, preferuje spoglądać na gości z góry, niespecjalnie zainteresowany ich obecnością, tak drugi zawsze jest gotowy, by zostawić swoją sierść na czyiś spodniach.
Oprócz tego w apartamencie znajdują się również dwa przestronne, dobrze zabezpieczone terraria. Jedno zamieszkiwane jest przez węża mahoniowego odmiany albino, a drugie przez heterodona zachodniego odmiany superconda het albino.
Być może za mocno jest w swojej głowie, gdzie złapać próbuje to jedno, ważne, ale zbyt ulotne uczucie, by dostrzec jej zatrzymanie, tak przecież istotne w aktualnie odbywającej się historii. Dopiero sekundy później, gdy ciężar materiału przytłacza sylwetkę do ziemi, dostrzeże zza pasm opadającej z chmur wody jej wzrok rozbiegany, zmartwiony, przeszywany podobną wilgocią. Kiwa ku niej głową i tylko zerka, jedno spojrzenie, nie więcej, za jej bark, by sprawdzić, co tę sylwetkę zatrzymało, przeraziło może, trudno stwierdzić. I skręca w ostatnie skrzyżowanie, które równie puste, co pozostała część dystryktu.
A dziesięć minut później, po przekazaniu jej kasku o żółtym kolorze, który barwą wpasowany w metal motoru, ruszają przez Kobayashi dalej, ku centrum Fukkatsu. I niczym w grze przestrzenie wokół zmieniają się wraz z przyjemnym warkotem jednośladu, który sam w sobie uspokaja poddenerwowane ciała, przynajmniej to jego, drżeniem liżąc jedynie namiastkę adrenaliny, która zagnieździła się pod sercem. I gdy go dziewczyna chwyta w pasie a pierwsze warknięcie silnika, jak tego zwierzęcia skrytego w ciemnościach nocy, rozbudzi ciszę ulicy, on uśmiechnie się nieznacznie. I choć ku światu kieruje jedynie oczy schowane za szybką własnego kasku, to i one śmieją się w jakiejś dziecinnej radości. Rzuci kilka poleceń jak:
— Trzymaj się mocno.
Ale w przeciwieństwie do dialogów w filmach akcji, słowa mężczyzny są spokojnie i uciekające od nuty kaskaderskiego szaleństwa. Mimo wszystko, choć lęk przed śmiercią rozpuścił się rok temu, to w klatce wciąż mały ścisk sugerujący przestrach przed samą jazdą. Więc mieszają się pod żebrami chłopięca radość, ale i dorosła rozwaga, która ma w sobie namiastki grudniowej, zeszłorocznej paniki. Ale to tylko jej skromny okruch, który ginie ulicę dalej.
Wraz ze zmniejszającymi się opadami, zmienia się i okolica. Jakby ulewa zarezerwowana była dla najbiedniejszych, aby skutecznie obmywała plebs z nagromadzonych smutków. Czym dalej, tym budynki zdają się nowsze. Obdrapane kamienice ustępują miejsca jednorodzinnym, wolnostojącym budynkom ze skromnymi, mniej lub bardziej zadbanymi ogródkami. Na nich psy, głównie na łańcuchach, ujadą ku przechodniom. Odblaskowe światła mijanych pojazdów, świateł, jaśniejących od reflektorów znaków drogowych uzupełniają warkot jezdni. On w tym wrzasku ukrywa własny, od zawsze, każde wkurwienie pozostawiając w szybko mijanych kilometrach.
Kiedy zatrzymują się przy Karasuma 64, w bocznej, ślepej uliczce, jakby żółć motoru wydawała się kolorem niepasującym centrum miasta, Keita wkłada jego i jej kask do schowka. Patrzy ku górze, ku wyższym piętrom apartamentowca a na jego twarzy krople spływające z wciąż przemoczonych włosów. Tutaj jednak nie pada. Choć niebo w ciemniejszych chmurach to dla bogatszych łaskawsze, mniej groźne.
— No dobra — mówi do siebie, cicho, przekonująco, jakby zmierzyć miał się z sytuacją trudniejszą niż ta była w rzeczywistości. — Poznasz Blotkę, powodzenia.
Domofon nadal przygrywa tę samą, durną muzyczkę, którą skądś kojarzy, ale nie skąd? Nie ma pojęcia. Numer trzydzieści trzy migocze na wyświetlaczu a on wzdycha cicho zmęczony zimnem, ale jakimś też ciężarem przedłużającej się sytuacji. Mimo to gdy głos znajomego, szybszy niż tempo muzyki przygrywanej w aparacie, rozrywa jej cichy bieg, mimowolnie uśmiecha się.
— To my, Blotka — mówi, po czym za krótkim sygnałem przestępuje próg apartamentowca.
@Nagai Blotka Kōji @Yōzei-Genji Madhuvathi
Yōzei-Genji Madhuvathi and Nagai Blotka Kōji szaleją za tym postem.
Kask dobrze wygłuszał dźwięki, pomruk silnika, polecenia Keity. W pasie trzymała go mocno, choć nie chcąc przekroczyć jakieś samoczynnie nastawionej granicy, nie przylgnęła do niego tak, jak może i powinna. Przecież nadal istniała między nimi jakaś przepaść - choć patrzyli siebie z dwóch jej końców, na ten moment próba jej przekroczenia skończyłaby się samobójstwem. Most musieli budować powoli, deskę do deski, małymi gestami, które okazać miały szacunek wobec drugiej połowy. Poznali się na razie od jednej strony, możliwe, że i najgorszej dla obojga, porywczej, agresywnej, gdy palące uczucie wyżerało źrenice, a dłonie pchały się do bitki, kompletnie bezcelowej. To bezkrytyczne myślenie, wobec niebezpieczeństwa, w obliczu wizji wyżycia się, stało się podłożem tej relacji. Nadal pchało ją do przodu, bo choć teraz spokojni, pod palcami ułożonymi gdzieś w pasie, była w stanie wyczuć mrowienie, dreszcz ekscytacji, obecnie jeszcze jej nieprzybliżony. Palce przesunęła wyżej, pod grzejące serce, by na krótki moment poczuć jego przyspieszony rytm.
Dopiero po tym pozwala sobie na oparcie na jego barku głowy.
Nie zwracała zbytnio uwagi na mijane pejzaże, kolorowe plamy neonów wyrastających z każdą chwilą na horyzoncie, niewielkie rozświetlone punkty, jak gwiazdy na sklepieniu miasta. Migały jedynie w mleku, odbijając się od zabielonej źrenicy. Ona, skupiona jest jednak na czymś innym. Rudych kosmykach i tych czarnych jak noc, wystających niewinnie spod koca.
Podmuchy coraz to zimniejszego wiatru ściągnęły ze skóry ostatnie krople wody, choć te schowane jeszcze były w ubraniach, napawając ciało coraz to bardziej uciążliwym chłodem. Z charakterystycznym pierwszym stadiom przeziębienia pociągnięciem nosa ściąga z głowy kask, oddając go właścicielowi, spojrzenie pnąc ku górze, tam, gdzie gdzieś chować miał się dach budynku. I jej brew popłynęła w tę samą stronę, gdy sceptycznie spojrzenie rzuciła Keicie. Nie tego spodziewała się, gdy w planie mieli, cóż... złożenie odwiedzin Tsunami?
— Powodzenia? — dopytuje, jeszcze mocniej skonfundowana. Dorównuje mu kroku, gdy przemykają przez szklane drzwi, gdy przekroczyć muszą portiernię, jasną i schludną, kompletnie do niej nie pasujący, przemoczeni, jakby naznaczeni miejscem, z którego tutaj przybyli. Z ust jej umyka jedynie ciężkie westchnięcie, gdy znajdują się już w windzie, wsparci plecami o bez skazitelnie czyste lustro. Droga ta, jak spodziewać się można, była długa, w akompaniamencie niezwykle mdłego rytmu, gdy mijali kolejne piętra.
— Powinnam się zacząć bać teraz, czy jak już będziemy na miejscu? — chore oko, choć powędrowało w jego stronę, dostrzec jego twarzy nie było w stanie — Co to w ogóle jest Blotka? — dodaje, twarz pełniej odwracając ku towarzyszowi, by dostrzec mógł pełen jej obraz, sceptyczny i wykrzywiony.
@Keita Gotō @Nagai Blotka Kōji
Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.
Jego mózg już snuł pełno czarnych scenariuszy, a nonszalanckie odpowiedzi przez telefon wcale a wcale nie działały zbyt dobrze na jego wysokoreaktywny układ nerwowy. Nie miał jednak zbyt dużo czasu, biorąc pod uwagę, że za trzydzieści minut miał mieć gości, a był na etapie wyglądania jak siedem nieszczęść. Ekspresowo nakarmił przyzwyczajone do jego stylu życia koty, zawiadomił portiera, że przyjdą do niego z wizytą dwie osoby, nabił sobie siniaka w drodze do łazienki, gdy stopą trącił leżące obok stolika książki (z podręcznikiem neuromedycyny na czele), potknął się o nie i zarył kolanem o ziemię. Sycząc coś cicho zaczął szykować się na przyjście gości, jednocześnie wciąż myśląc, w co takiego wpakował się Keita.
Sygnał przy domofonie oznaczał, że karta magnetyczna do jego mieszkania została już wydana, co oznaczało, że Gotō i jego znajoma byli punktualni do bólu. Blotka pogroził kotom palcem, nie chcąc, by te znowu zaczęły wydziwiać, a następnie otworzył drzwi.
— Jakie Tsunami, jakie Kobayashi, jaki dzieciak? — Nawet nie wziął przy tym oddechu. — Chcesz, żebym zszedł na zawał? W co się znowu wpakowałeś, Keita?
Urwał na sekundę, zdając sobie sprawę z tego, że przecież jego stary znajomy ma też towarzystwo. Oczy Blotki zjechały z twarzy kobiety na jej buty, a potem z butów na twarz, i zaczął się zastanawiać, czy to naprawdę tylko jemu poskąpiło wzrostu. Nie, żeby już się do tego nie przyzwyczaił, ale na jego wprawne oko nieznajoma musiała mieć blisko sto dziewięćdziesiąt centymetrów.
Podejrzewał, że oboje się zaskoczyli. Kōji nie wyglądał ani na członka Tsunami i prawdopodobnie nie wyglądał nawet na inżyniera o wartości rynkowej wystarczającej, by korporacja opłacała mu całe życie. Androgeniczna uroda (chociaż i tak przynajmniej nie trzeba było się zastanawiać dwa razy nad jego płcią), czerwony cień pod okiem, abstrakcyjny, a jednak zadziwiająco pasujący do intensywnie niebieskich oczu, a także wzrost zdecydowanie poniżej średniej.
On z kolei nie spodziewał się umięśnionej, wysokiej, wytatuowanej kobiety z bliznami, która sprawiała wrażenie, jakby mogła mu skręcić kark jednym ruchem. Blotka skrzywił się, ale nie z obrzydzeniem, czy pogardą wobec nieznajomej, a szczerym współczuciem.
— Gotō wpakował też Ciebie w te kłopoty, prawda? — Posłał pełne oskarżenia spojrzenie w stronę członka Kyōken. — Napisanie jakiejś dłuższej wyjaśniającej wiadomości naprawdę by Ciebie nie zabiło, wiesz? Ale przynajmniej jesteś cały. Na pierwszy rzut oka.
Kōji wciąż był z lekka zaspany, nie zdążył wypić jeszcze żadnej kofeiny, stąd też jak na razie mówił mniej, niż z reguły i z pewnością trochę wolniej reagował. Otworzył jednak szerzej drzwi, zdając sobie z opóźnieniem sprawę, że rozmawianie na korytarzu może być nieco niekomfortowe, chociaż biorąc pod uwagę ściany, które wygłuszały dźwięki, to i tak raczej nie miał ich kto podsłuchać. Syknął coś upominająco do kota, który cały zjeżył się na widok Keity, podczas gdy drugi po prostu patrzył się na gości z jawną pogardą, siedząc na wysoko zawieszonej półce.
@Keita Gotō @Yōzei-Genji Madhuvathi
A w rzeczywistości, w rzeczywistości to jeżą się jedynie i miaukną o dwa miauki za dużo, by zaraz wrócić do głównego salonu, tam schować się na półkach i łypać na nich niewdzięcznymi ślepiami. Natomiast Blotka, którego widział ostatnio… kiedy? Miesiąc temu, dwa? Czas jak guma to zbija się w szybkie wydarzenia, to rozciąga niemiłosiernie, sam nie wie. Patrzy więc na niego oczyma zmęczonymi, mokry cały, po policzkach płyną ciepłe od ciała krople deszczu a przez to nieszczęście przebija się słaby, bo słaby, ale wciąż uśmiech pełen szczerości i najprawdziwszej sympatii.
— Hej, Blotka — mija go w drzwiach, na ramieniu chłopca pozostawiając mocniejszy uścisk; a kiedy zdejmuje buty, kurtkę jak drugą skórę od siebie odlepiając, doda: — To jest Raja i naprawdę nic się nie dzieje. Pisałbym. Byliśmy w dystrykcie i zgubiliśmy dzieciaka…
Słowa przestają się lać, gdy na czoło opadają zmierzwione przez palce włosy. Oddycha głębiej, bo łapie się na skrótach myślowych, które prostą sytuację przekształcają w iście mistyczną.
— Zrób kawę, co? — Pytanie podszyte jest lichą nadzieją na szybkie wybudzenie zblazowanego mózgu. Automatycznie kieruje się ku wnętrzu, szerokiej kanapie i poduszkach o przyjemnym materiale. Choć przyzwyczajony jest do ekonomicznego statusu, w którym Blotka znajduje się od już dłuższego czasu, to czasami, ale tylko czasami, ten fakt na nowo zaskakuje. Wtedy, gdy w mieszkaniu znajdzie się coś nowego, fikuśnego — wazon w szkle barwiony na dymny kolor, suszki o badylach długich i opierających się nonszalancko o ścianę, trzy dywany o różnym przeznaczeniu, jeden pod stolik, drugi pod stopy, ostatni po nic.
— Ej, Blotka, a dasz mi jakieś suche ciuchy? Jej też? — Spowolniony tok myślenia, cholera. — W Nanashi lało, jakby niebo waliło się na głowę.
Zatrzymując się pomiędzy szklanym stołem, niskim, zapewne to jeden z tych przeznaczonych do kawki i ciastek, a sofą, raz jeszcze zaczesuje włosy na tył głowy i próbuje odtworzyć wydarzenia z dystryktu.
— Kojarzysz Gentaro? To dzieciak z Kyōken. Tak się złożyło, że dzisiaj, jakieś pięć, sześć godzin temu, spotkaliśmy się w Kobayashi. Nieopodal zresztą mieszkania moich rodziców. Był z rudym dzieciakiem, którego nie kojarzę. Wywiązała się mała sprzeczka. — Odchrząka. — I wpadliśmy na Tsunami. Jak teraz o tym myślę, to ich obecność w tamtych rejonach jest dziwna. Skończyło się na tym, że drugiego dzieciaka zabrali. Chcemy wiedzieć skąd i jak można go wyciągnąć, skoro wpadł w ręce oddziału. Albo gdzie go zostawili, tak naprawdę każda informacja sie przyda.
Milknie na moment.
—A jeśli chodzi o Kobayashi… Co Tsunami robi w dystrykcie? Wiem, że ten poddany jest rewitalizacji, od trzech lat zresztą miasto się za niego zabierało, ale akurat oni?
@Nagai Blotka Kōji @Yōzei-Genji Madhuvathi
Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.
Czubek nosa powędrował niżej, w poszukiwaniu postaci, gdy brwi, na przemian, poszły w górę, w wyrazie zdziwionym malującym się przed nią obrazem. Postać niewielka, zaspana, w kontraście do wielkiego mieszkania. Powietrze uciekło nosem, gdy zdała sobie sprawę z własnej głupoty. Bo przecież idiotycznie założyła, że Keita mógłby świadomie wprowadzić ją do paszczy lwa, gdy zamiast niego, pokazało mu się zaledwie kocię. Pazury nadal mógł mieć, ale przecież wystarczyło ostrzegawczo złapać za kark, prawda?
Pozwala towarzyszowi przejść dalej, gdy sama, jak na wychowanego człowieka przystało, wyciąga ku niższemu mężczyźnie dłoń, w geście niepasującym kompletnie, do kraju, w którym się znajdowali. I gest ten właśnie miał być wyrazem jej podejścia, zdystansowanego, choć z nutą pozytywności. Roztrzepanie jego, nerwowość, może nawet i zmartwienie było wręcz urocze. Przynajmniej na razie — Miło mi — dodaje, kąciki ust wykrzywiając nieznacznie ku górze.
Niezależnie od tego, czy dłoń jej zostaje uściśnięta, czy przyjemności te kończą się jedynie grzecznościowym skinięciem, podąża za Keitą, buty zostawiając na swoim miejscu, a przemoczoną bluzę odkładając gdzieś na bok, tak, by wilgoć jej nie zniszczyła niczego, co w mieszkaniu się znajdowała. Wystarczająco miała stresu, by przejmować się jeszcze ewentualną pralnią.
Ręce krzyżuje na piersi, twarzą zwracając się w ich stronę. Usiąść sobie nigdzie nie pozwoliła, nosiło nią zbyt mocno, by w ogóle przystać na taki pomysł. Noga nerwowo wygrywała sobie jedynie znany rytm, gdy palce wsparte na ramieniu zgrywały się z nim, a oczy, jak u drapieżnika, wypatrzyły dwóch innych, mniejszych i prawdopodobnie bardziej zadziornych niż właściciel.
— Może stwierdzili, że policja nie poradzi sobie z bandą dzieciaków i ćpunów — kwituje, nawet jeśli kwestia ta samej jej nie dawała spokoju. Głównie dlatego, że sama do jednej z tych grup należała, niestety, a bandy tej na swojej głowie mieć nie chciała. Wolnym krokiem przechodzi przez salon, bliżej kuchni, gdy wizja kawy stała się za bardzo kusząca. Zmarzła jak skurwysyn, a owiana chłodem, i senność wyciągnęła po nią swoje łapska. Pomijając już kwestie opadającej jak kurz deliry — Mała sprzeczka to też niezłe słowo. Jeśli nie połamali mu żeber, to będzie nieźle — kątem oka wypatruje to Blotki, to Keity. Stała już w przejściu prowadzącym do kuchni — Mogę? Zajmę się kawą.
@Keita Gotō @Nagai Blotka Kōji
— Aah, mi również miło. Nagai Kōji — rzucił w roztargnieniu, przez chwilę zerkając z dozą niepewności na jej rękę (prawdopodobnie z powodu różnicy rozmiarów, a niekoniecznie chciał stracić palce), ale ostatecznie zdecydował się ją uścisnąć. — Keita, wiesz, że zestawienie "nic się nie dzieje" ze "zgubiliśmy dzieciaka" tworzy lekki oksymoron? I jak mnie pamięć nie myli, to pisałeś, że przyniesiesz kawę.
Nuta subtelnej przygany pojawiła się w jego głosie, ale nie brzmiało to jak faktyczny wyrzut, a raczej zwykły przytyk. Przyjacielski.
Blotka zamknął za gośćmi drzwi, a następnie ruszył po ręczniki, żeby uratować nieszczęśników przed potencjalnym przeziębieniem. Chociaż na wzmiankę o nowych ciuchach posłał znajomemu powątpiewające spojrzenie, bo pomijając wzrost, to sylwetką również się od nich różnił.
— Obawiam się, że moje ubrania nie będą na was pasować, ale sprawdzę, czy znajdę jakieś większe rozmiarówki — rzucił, a następnie zerknął na Raję. — Ah, jasne, czuj się w pełni swobodnie.
Kuchnia Blotki była równie zaawansowanie wyposażona, jak cała reszta mieszkania, natomiast jej niemalże sterylna czystość świadczyła, że nie używał jej zbyt często. A przynajmniej nie wtedy, gdy akurat był sam. Chociaż kocie miski, używane niezaprzeczalnie codziennie, również były dokładnie umyte, więc można było się zacząć zastanawiać, czy Kōji nie miał po prostu odruchu natychmiastowego sprzątania po sobie. Co byłoby sporym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę to, że był istnym chodzącym chaosem. Chociaż w całym chaosie swoich myśli nie zapomniał, skąd ta nagła wizyta towarzyska.
Co nie zmieniło faktu, że i tak wraz z pojawieniem się tematu Tsunami Kōji minimalnie się skrzywił, zastanawiając się teraz, jak z tego wybrnąć. No wiecie... zapewne na terenie jest dużo yōkai, więc poszli je wyłapać, tak hobbystycznie, bo im się nudzi w domu. Raczej byłoby to niezbyt dobre rozpoczęcie dyskusji.
— Tsunami ma tendencję do dość niestandardowych działań, taka już jest ich specyfika — odparł z lekka wymijająco. — Wiesz, że dużo więcej albo nie wiem, albo niekoniecznie mogę powiedzieć, ja ich głównie zaopatruję w sprzęt albo pracuję przy protezach. I tym podobnych. Ale podpytam się tam swoich znajomych odnośnie Gentaro. Ktoś na pewno mi podpowie, gdzie konkretnie mógł trafić i dlaczego. A jeżeli wpakował się w kłopoty, to spróbuję go z nich wyciągnąć.
Po chwili intensywnych przeszukiwań trwających w czasie rozmowy Blotce udało się natrafić na definitywnie zbyt duże dla niego ciuchy. Jak znał życie, to pewnie były albo dla Jirō albo dla jeszcze innego przybłędy, ale przynajmniej dzięki temu nie musiał się martwić, że jego goście nagle zaczną siąpić nosem. Dodatkowo przez aplikację w telefonie zwiększył temperaturę w pomieszczeniu, by zwiększyć trochę komfort przemokniętej dwójki.
— Abstrahując jednak stricte od Tsunami, to dystrykt Kobayashi jest aktualnie dość cenny. Poszło tam sporo inwestycji z różnych stron, w związku z czym napięcie również jest większe, a żołnierze potrafią zapewnić odpowiedni wizerunek. Ludzie z góry mają wtedy wrażenie, że wszystko jest napięte na ostatni guzik. — Kōji rzucił ciuchy i ręcznik najpierw Gotō, a potem podał je spokojnie Rajce. — Co dokładnie się wydarzyło? Żebym wiedział, co konkretnie mam się zacząć wypytywać i na co ewentualnie przygotować.
Tsunami nie interweniowało przy zwykłych sprawach. Chyba że naprawdę byli do tego przymuszeni przez okoliczności, ale znacznie bardziej jest prawdopodobne, że na terenie dystryktu Kobayashi zaczęło dziać się więcej, niż powinno. To z kolei kazało mu się zacząć zastanawiać, czy Gentaro był traktowany jako cywil, czy... hmh, część nieco bardziej zawiłego świata, o którym w towarzystwie nieznanej sobie kobiety wolał nie wspominać.
@Yōzei-Genji Madhuvathi @Gotō Keita
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.