Mieszkanie numer 12
Ciemno, zawsze strasznie ciemno i jakoś tak nijak, pusto i bezosobowo; salon połączony jest z niewielkim korytarzem oraz równie niedużą przestrzenią kuchenną — aneks znajduje się naprzeciw kanapy i części „jadalnianej", w której zawsze panuje sterylny ład, jakby osoba, która mieszka w tym miejscu, w ogóle z niego nie korzystała. Metraż łazienki mógł zostać nieco lepiej zagospodarowany, bo wszystko przylega do siebie w widocznej ciasnocie; jednak może i warto to przeboleć, bo zamiast prysznica znajduje się w niej sporych rozmiarów wanna. Za drzwiami sypialni została ukryta dusza gospodarza. Szeroki drewniany blat podstawiony na całą długość ściany z wiecznie zasłoniętymi oknami. Blat, na którym walają się dokumenty, papiery ważne i te, które dawno powinny znaleźć się w śmietniku, pudełka z lekami nasennymi, jedna pełna i jedna pusta butelka wina, zbłąkany papieros, który wypadł z jednej z już pustych paczek, które też nie odnalazły drogi do kosza. Już na pierwszy rzut oka widać, że Varmus nie przywiązuje wagi do miejsca, w którym mieszka, nie zakładając przystosowania go bardziej pod siebie. Ugotować coś na szybko, zjeść, popracować, jeżeli Bóg da przespać się i zniknąć, zatrzaskując za sobą drzwi.
Usytuowanie mieszkania może dawać jednak czasami w kość; z racji na fakt, że znajduje się na ostatnim piętrze budynku, w gorące dni pomieszczenia bardzo szybko się nagrzewają. Pomimo klimatyzacji, powietrze czasami potrafi przytłaczać i przyklejać się do skóry nieprzyjemnie. Nadrabia jednak panoramą z balkonu; szczególnie nocny widok na rozciągające się w neonowych światłach osiedle, potrafi urzec nawet najmniej wrażliwe osoby.
maj 2038 roku