27.03.2035, późny wieczór
Mniej więcej siedem drinków temu integracja ze współpracownikami nie wydawała mu się być aż tak złym pomysłem. Chociaż jego relacje z zespołem bywały różne, tak przez ostatnie kilka lat zjednał sobie większą część ludzi z niego, a inni zaczęli traktować go bardziej neutralnie, niż wrogo. Nie, żeby udało mu się wkraść w łaski wszystkich, ale przynajmniej już nie szeptano o nim nieprzyjemnie po kątach i nie musiał za każdym razem przypadkiem usłyszeć, w jaki to sposób trafił pod skrzydła korporacji. A jakże wiele starych jak świat tych sposobów według niektórych było...
Natomiast teraz już znacznie częściej wychodził ze swoją grupą, tak samo gadatliwy jak zawsze, ale dzisiejszego wieczoru definitywnie rozluźnił się za bardzo, co skończyło się wypiciem znacznie większej ilości alkoholu, niż w jego przypadku było dozwolone. Powinien przestać pić jakieś pięć drinków temu, ale nie zauważył, kiedy pojawił się ten trzeci, czwarty i dalej to już poszło. Nie był pewien, czy po drodze nie przyszły też jakieś shoty, a on nigdy nie miał mocnej głowy do procentów, więc podejrzewał, że pewnie zaczął już pleść piąte przez dziesiąte, a kac moralny z powodu wypowiedzianych głupot będzie go gnębił przez następny tydzień.
— Na-na pewno nie wychodziszszz z nami dalej, Kōji? — pyta się... kurczaki wiedzą kto, bo oczy Blotki przestały już działać tak, jak powinny, podobnie jak jego hipokamp.
— Nie, nie, zapłacę za ostatnią partię, i mu-muszę się już zbierać, mam wężee do nakarmienia. — To prawie zabrzmiało sensownie (chociaż przynajmniej słowa wypowiada prawidłowo), ale na szczęście współpracownik sam jest pijany w sztok i tylko klepie go w ramię na pożegnanie (o mało co nie wbijając mu twarzy w stół) i wychodzi.
Kōji na chwilę chowa twarz w dłoniach, marnie licząc na to, że świat przestanie wirować wokół niego z prędkością karuzeli w parku rozrywki. Fakt, że jeszcze nie zwymiotował to czysty fart, ale odległość stołu od baru liczyła się dla niego teraz w kilometrach, a nie metrach, i zastanawiał się, jak w miarę prosto przejść tę wspinaczkę na Mount Everest. A także czy jest w ogóle w stanie wygrzebać kartę z portfela, ale Chryste, jest przecież pijany, a nie niepełnosprawny, więc co może pójść nie tak.
Ogólnie rzecz biorąc wszystko, ale przynajmniej potyka się dopiero, gdy próbuje usiąść na krześle barowym. I co prawda jego zęby przez chwilę znajdują się niebezpiecznie blisko blatu, ale przynajmniej jego szczęka wychodzi z tego cało. Bo zachować twarzy na pewno mu się nie udało, ale na szczęście jeszcze jest zbyt pijany, by się tym przejąć.
— Hej, chciałbym... zapłacish za ostatnie zamówienia z naszego stolika. Kartą poproszę — Macha ręką w nieokreślonym kierunku, mając nadzieję, że barman będzie kojarzył większą grupę, i nie jest świadomy, że język lekko mu się plącze, w jego głowie wszystko wychodzi bezbłędnie.
Zapewne ten wieczór skończyłby się spokojnie, gdyby nie rękaw koszuli, który podwinął się obsługującej go żyrafie. Znaczy był pewien, że ma do czynienia z człowiekiem, ale biorąc pod uwagę, jak mocno musiał zadzierać głowę, by zobaczyć jego twarz, świadczył o tym, że osobnik ten z pewnością był wysoki ponad ogólne standardy. Natomiast nie to przyciągnęło jego uwagę, a czarne ślady tuszu. Szare komórki, które były zajęte toczeniem intensywnego boju o przetrwanie nagle opuściły gardę.
Przez moment Kōji po prostu nieelegancko gapił się na rękę barmana, po czym bez nawet sekundy namysłu złapał go nagle za nadgarstek i bezpardonowo podwinął rękaw jego koszuli jeszcze wyżej, odsłaniając całe przedramię. Długie palce Blotki niemal natychmiast przesunęły się wzdłuż nietypowych linii i wzorów, zupełnie jakby był w pracy i badał wyjątkowo ciekawą strukturę protezy.
— Nietypowe — mamrocze cicho pod nosem, całkowicie ignorując barmana. — Na pierwszy rzut oka myślałem, że to połączony alfabet runiczny, ale linie się nie zgadzają. I chyba widzę trochę podwójnie. Ale wzory z pewnością nie są przypadkowe, chociaż łączą się bardzo specyficznie, ale przynajmniej część pokrywa się z tym, co jest na broniach rytualnych. O to na przykład. A to w teorii powinno przeganiać część yōkai, ale żyły ci psują ustawienie. A może nie? Musiałbym zmierzyć, chociaż ta wypukłość trochę burzy koncepcję. A nie, to pieprzyk, przepraszam. Wciąż, w tym wypadku ta linia powinna być wyżej... ale nie wiem, o ile.
Zagalopował się. Całkowicie się zagalopował, a co najgorsze, jego szare komórki całkowicie skupiły się na temacie tatuaży, w zupełności ignorując zasady życia społecznego. Przestrzeń osobista? Według pijanego mózgu był to w zupełności niepotrzebny wymysł społeczeństwa.
— To skrzyżowanie, tu połączenie, tanges kąta ostrego, tak, definitywnie trójkąt. A nie, głupie oczy. — Fuka karcąco na samego siebie i po kolei tyka puka palcem w różne miejsca. — Ciekawe, acz nie jestem pewien, na ile skuteczne przeciwko yūrei, chociaż może po zmierzeniu i drobnych poprawkach... jesteś egzorcystą, czy po prostu medium? Zawarłeś kontrakt? Rzadko widzę próbę przeniesienia znaków ochronnych na skórę, chociaż wypada to tutaj dość.. hmm, egzotycznie. Nie wiem, czy jeden znak nie przyciąga kłopotów, wiesz? Ten za to zdaje się pasować do tego, co często nosi Tsunami.
I z ostatnim słowem Koji uświadamia sobie, że się zagalopował. Iskra paniki rozsyła adrenalinę po jego żyłach i chociaż Blotka momentalnie nie trzeźwieje, to staje się świadomy faktu, że właśnie jego palce wędrują po czyimś przedramieniu, zupełnie jakby badał protezę, czy jest właściwie ułożona (a to na pewno nie jest proteza, a jeśli jest, to woli nie wiedzieć, kim tak naprawdę jest barman stojący za barem, skoro stać go na takie rzeczy) i jest gdzieś na osiemdziesiąt pięć procent pewny, że nie dostał na to pozwolenia.
— Oj, ha, ha, ha... taka późna pora, to może ja jednak już zapłacę i będę się zbierać, co ten alkohol robi z ludźmi — Spanikowany wyraz jego twarzy mówi w tym momencie sam za siebie, natomiast w końcu patrzy w oczy nieznajo... zaraz, zaraz, skądś chyba kojarzy te charakterystyczne tęczówki. — To będzie wybitnie niezręczne, ale mam wrażenie, że chyba już gdzieś się widzieliśmy, w bardziej sprzyjających okolicznościach. Tak. Fajnie, fajnie, gdzie ta moja karta...
Jego mózg z opóźnieniem rejestruje, że dalej nie puścił ręki Heizō, więc robi to teraz i szybko zaczyna grzebać w swojej torbie, ale jego koordynacja ruchowa pod wpływem alkoholu staje się jeszcze gorsza, więc bardzo szybko zarówno torba, jak i rzeczy znajdujące się w środku lądują na podłodze. Osobno. A mina Blotki prawdopodobnie nie może być bardziej bezcenna.
@Hattori Heizō
Hattori Heizō ubóstwia ten post.
Było już późno, ale niepisana zasada, by poczekać na wyjście ostatniego klienta, zmusiła go do stania za barem. Atmosfera w lokalu już się uspokoiła, a puszczona z głośników muzyka była znacznie cichsza i nadawała wnętrzu bardziej kameralny klimat. Oprócz niezbyt energicznych brzmień można było wychwycić już tylko pojedyncze urywki rozmów i rozweselone chichoty kilku koleżanek, które po pracy wyszły na drinka i straciły poczucie czasu. Robiło się sennie, a przemknąwszy spojrzeniem po pomieszczeniu, przeskakując przy tym z loży na lożę, uznał, że nie zabawi tu już długo. O tej porze rzadko ktokolwiek prosił o dodatkowe porcje trunków; wszyscy byli już zmęczeni godzinnymi popijawami, a poranek i tak miał powitać ich nieznośnym kacem. Nigdy nie rozumiał, co ciągnęło ludzi do alkoholu, ale obecnie z tego żył, więc im więcej go kupowali, tym bardziej on na tym zyskiwał. Nie miał nic lepszego do roboty, więc zabrał się za ogarnianie stanowiska pracy przed jutrzejszym dniem. Odłożył butelki na swoje miejsce, przetarł krany przy beczkach z piwem, a na koniec zabrał się za dokładne przetarcie kufli i szklanek. Za każdym razem unosił naczynia pod światło, sprawdzając, czy nie pozostały na nich żadne smugi.
Właśnie polerował jeden z kilku ostatnich już kufli, gdy z zamyślenia wyrwał go bełkotliwy głos mężczyzny. Przywykł już do klientów z plączącymi się językami i musiał docenić, że nieznajomy przynajmniej pamiętał o uregulowaniu rachunku. Denko kufla z charakterystycznym brzmieniem stuknęło o drewniany blat, a Hattori pokiwał głową, jeszcze zanim wydusił z siebie jakiekolwiek słowo.
— Oczywiście, już sprawdzam — odpowiedział niezrażony stanem klienta. Niezależnie od tego, do jakiego stanu się doprowadził, czarnowłosego obowiązywała taka sama etykieta.
Właśnie odkładał ręcznik na blat, już był gotów podejść do ekranu, by sprawdzić koszt całego zamówienia i przesłać go na terminal płatniczy, gdy został powstrzymany nagłym chwytem na nadgarstku. Uścisk nie był na tyle mocny, żeby nie miał szansy się z niego wyrwać – zaciśnięta pięść i napinające się mięśnie przedramienia sugerowały, że był gotów szarpnąć się i ukrócić tę nagłą poufałość. Ale nie wypadało wykonywać gwałtownych ruchów przy kliencie. W szczególności przy takim, który ledwo trzymał się w pionie i tym razem już na pewno straciłby zęby uderzając o blat.
— Będę wdzięczny, jeśli-
„Nietypowe.”
Zamilkł, a jego palce momentalnie rozluźniły się. Tatuaże, które zdobiły jego przedramię, minimalnie zmieniły swoje położenie, gdy sieci żył schowały się głębiej pod skórę, niewypychane na zewnątrz przez wcześniej spięte mięśnie. Przesuwający się po skórze palec wywoływał łaskoczące uczucie, ale ignorował je, wodząc wzrokiem za jego ruchami i słuchając ze skupieniem tego, co mężczyzna miał do powiedzenia. Powinien od razu zignorować ten bełkot, ale do tej pory nie zdarzyło mu się, by ktokolwiek zwracał uwagę na znaczenie nieprzypadkowych wzorów. Mimo wyczuwalnej w powietrzu chmury alkoholu, brzmiał całkiem sensownie, a to – co dało się dostrzec w srebrnych tęczówkach – zaciekawiło Heizo. Ten ożywiony błysk w jego oczach był niczym przebijający się przez chmury promień słońca. A może to tylko wrażenie wywołane ciepłym oświetleniem lampy zawieszonej nad ladą? Ważne, że nie śmiał mu przerwać, chłonąc kolejne informacje, których najwidoczniej mu brakowało. Nie miał jeszcze wszystkich odpowiedzi, ale niektóre z elementów dopasowywały się do swojego miejsca w układance. Rozumiał już, że tatuaże nie przynosiły do końca zamierzonych efektów, bo nie zostały wykonane tak, jak powinny. Dopiero zaczynał, a na skórze miał jeszcze miejsce na kolejne znaki, które na pewno zamierzał wykorzystać.
Wzrok Hattoriego przeskoczył z jego własnego przedramienia na twarz jasnowłosego. Wewnątrz wciąż czuł kłujące uczucie, które – jak zresztą za każdym razem – nakazywało mu skłamać. Odkąd w większym natężeniu zaczęły przytrafiać mu się dziwne rzeczy, nigdy nie chwalił się tym na głos. Nie obwieszczał światu, że widuje zmarłych w ich bardzo wyraźnym wydaniu. Znaki na jego skórze mogły stanowić jedynie ozdobę, która spodobała mu się na tyle, że uznał ją za wartą noszenia jej na sobie już do końca życia.
Jego brak odpowiedzi musiał stawać się niekomfortowy – tak samo, jak zaintrygowane i jednocześnie nieco nieobecne spojrzenie, które wwiercało się w teraz już zakłopotaną twarz blondyna. Dopiero upadająca na podłogę torba zmusiła go do powrotu na ziemię; dotarło do niego, że okazja właśnie chciała uciec mu sprzed nosa.
— Zaczekaj — polecił, automatycznie przechodząc do mniej oficjalnej formy. Przypisał sobie do niej prawo w momencie, w którym mężczyzna sam zaczął zwracać się do niego na „ty”. — Nie wiem, czy w ogóle się znamy, ale wygląda na to, że sporo wiesz na ten temat, a to może mi się całkiem przydać.
Wolałby rozmawiać z tym, gdy ten będzie trzeźwy, ale miał dziwne przeczucie, że gdyby pozwolił mu zapłacić już teraz i odejść do domu, już nigdy więcej nie odbyliby tej rozmowy. Mimowolnie zerknął ku kobietom, które nadal zapalczywie dyskutowały ze sobą w jednej z lóż. Szybko zauważył, że nie interesowały się niczym innym poza własnymi sprawami do obgadania.
— Szczerze mówiąc, dopiero staram się w tym wszystkim połapać. Nie jestem egzorcystą, ale całkiem trafnie zauważyłeś, że sugerowałem się znakami ochronnymi. Nie sądziłem, że ich dokładne ułożenie ma jakieś znaczenie. Zresztą, jak sam się spodziewasz, nieregularny kształt ciała nieco utrudnia sprawę. Może… podnieś swoje rzeczy — polecił, orientując się, że jego cały bagaż wciąż leżał na podłodze. Nie chciał, żeby rozpraszał się koniecznością ich pozbierania. — Gdybym chciał zawrzeć kontrakt, raczej nie obsmarowywałbym się czymś, co ma mi zapewnić spokój. Sięgałem do różnych źródeł, ale większość jest dość okrojona. Może zadbano o to, żeby ta wiedza nie była dostępna dla każdego? — pytanie rzucił bardziej w eter niż do jasnowłosego. Nie zdziwiłby się, gdyby odpowiedź na nie była twierdząca. Niektóre ze stron wypożyczanych ksiąg były powyrywane i nawet nie próbowano tego ukryć. — Wiesz, nie prosiłem się o te super moce czy jakkolwiek to nazywacie, ale najwidoczniej nie da się tego cofnąć. Opowiedz mi więcej na ten temat. Znasz właściwe sekwencje tych znaków?
Przez cały czas mówił ściszonym tonem, jakby nie chciał, żeby nawet ściany wychwyciły, o czym rozmawiali. W skrzyżowaniu rąk na klatce piersiowej było coś ostatecznego, jakby od tego momentu wręcz domagał się, by dokończył to, co zaczął, nawet jeśli przemawiał przez niego alkohol, a nie dobra wola.
@Nagai Blotka Kōji
Właśnie polerował jeden z kilku ostatnich już kufli, gdy z zamyślenia wyrwał go bełkotliwy głos mężczyzny. Przywykł już do klientów z plączącymi się językami i musiał docenić, że nieznajomy przynajmniej pamiętał o uregulowaniu rachunku. Denko kufla z charakterystycznym brzmieniem stuknęło o drewniany blat, a Hattori pokiwał głową, jeszcze zanim wydusił z siebie jakiekolwiek słowo.
— Oczywiście, już sprawdzam — odpowiedział niezrażony stanem klienta. Niezależnie od tego, do jakiego stanu się doprowadził, czarnowłosego obowiązywała taka sama etykieta.
Właśnie odkładał ręcznik na blat, już był gotów podejść do ekranu, by sprawdzić koszt całego zamówienia i przesłać go na terminal płatniczy, gdy został powstrzymany nagłym chwytem na nadgarstku. Uścisk nie był na tyle mocny, żeby nie miał szansy się z niego wyrwać – zaciśnięta pięść i napinające się mięśnie przedramienia sugerowały, że był gotów szarpnąć się i ukrócić tę nagłą poufałość. Ale nie wypadało wykonywać gwałtownych ruchów przy kliencie. W szczególności przy takim, który ledwo trzymał się w pionie i tym razem już na pewno straciłby zęby uderzając o blat.
— Będę wdzięczny, jeśli-
„Nietypowe.”
Zamilkł, a jego palce momentalnie rozluźniły się. Tatuaże, które zdobiły jego przedramię, minimalnie zmieniły swoje położenie, gdy sieci żył schowały się głębiej pod skórę, niewypychane na zewnątrz przez wcześniej spięte mięśnie. Przesuwający się po skórze palec wywoływał łaskoczące uczucie, ale ignorował je, wodząc wzrokiem za jego ruchami i słuchając ze skupieniem tego, co mężczyzna miał do powiedzenia. Powinien od razu zignorować ten bełkot, ale do tej pory nie zdarzyło mu się, by ktokolwiek zwracał uwagę na znaczenie nieprzypadkowych wzorów. Mimo wyczuwalnej w powietrzu chmury alkoholu, brzmiał całkiem sensownie, a to – co dało się dostrzec w srebrnych tęczówkach – zaciekawiło Heizo. Ten ożywiony błysk w jego oczach był niczym przebijający się przez chmury promień słońca. A może to tylko wrażenie wywołane ciepłym oświetleniem lampy zawieszonej nad ladą? Ważne, że nie śmiał mu przerwać, chłonąc kolejne informacje, których najwidoczniej mu brakowało. Nie miał jeszcze wszystkich odpowiedzi, ale niektóre z elementów dopasowywały się do swojego miejsca w układance. Rozumiał już, że tatuaże nie przynosiły do końca zamierzonych efektów, bo nie zostały wykonane tak, jak powinny. Dopiero zaczynał, a na skórze miał jeszcze miejsce na kolejne znaki, które na pewno zamierzał wykorzystać.
Wzrok Hattoriego przeskoczył z jego własnego przedramienia na twarz jasnowłosego. Wewnątrz wciąż czuł kłujące uczucie, które – jak zresztą za każdym razem – nakazywało mu skłamać. Odkąd w większym natężeniu zaczęły przytrafiać mu się dziwne rzeczy, nigdy nie chwalił się tym na głos. Nie obwieszczał światu, że widuje zmarłych w ich bardzo wyraźnym wydaniu. Znaki na jego skórze mogły stanowić jedynie ozdobę, która spodobała mu się na tyle, że uznał ją za wartą noszenia jej na sobie już do końca życia.
Jego brak odpowiedzi musiał stawać się niekomfortowy – tak samo, jak zaintrygowane i jednocześnie nieco nieobecne spojrzenie, które wwiercało się w teraz już zakłopotaną twarz blondyna. Dopiero upadająca na podłogę torba zmusiła go do powrotu na ziemię; dotarło do niego, że okazja właśnie chciała uciec mu sprzed nosa.
— Zaczekaj — polecił, automatycznie przechodząc do mniej oficjalnej formy. Przypisał sobie do niej prawo w momencie, w którym mężczyzna sam zaczął zwracać się do niego na „ty”. — Nie wiem, czy w ogóle się znamy, ale wygląda na to, że sporo wiesz na ten temat, a to może mi się całkiem przydać.
Wolałby rozmawiać z tym, gdy ten będzie trzeźwy, ale miał dziwne przeczucie, że gdyby pozwolił mu zapłacić już teraz i odejść do domu, już nigdy więcej nie odbyliby tej rozmowy. Mimowolnie zerknął ku kobietom, które nadal zapalczywie dyskutowały ze sobą w jednej z lóż. Szybko zauważył, że nie interesowały się niczym innym poza własnymi sprawami do obgadania.
— Szczerze mówiąc, dopiero staram się w tym wszystkim połapać. Nie jestem egzorcystą, ale całkiem trafnie zauważyłeś, że sugerowałem się znakami ochronnymi. Nie sądziłem, że ich dokładne ułożenie ma jakieś znaczenie. Zresztą, jak sam się spodziewasz, nieregularny kształt ciała nieco utrudnia sprawę. Może… podnieś swoje rzeczy — polecił, orientując się, że jego cały bagaż wciąż leżał na podłodze. Nie chciał, żeby rozpraszał się koniecznością ich pozbierania. — Gdybym chciał zawrzeć kontrakt, raczej nie obsmarowywałbym się czymś, co ma mi zapewnić spokój. Sięgałem do różnych źródeł, ale większość jest dość okrojona. Może zadbano o to, żeby ta wiedza nie była dostępna dla każdego? — pytanie rzucił bardziej w eter niż do jasnowłosego. Nie zdziwiłby się, gdyby odpowiedź na nie była twierdząca. Niektóre ze stron wypożyczanych ksiąg były powyrywane i nawet nie próbowano tego ukryć. — Wiesz, nie prosiłem się o te super moce czy jakkolwiek to nazywacie, ale najwidoczniej nie da się tego cofnąć. Opowiedz mi więcej na ten temat. Znasz właściwe sekwencje tych znaków?
Przez cały czas mówił ściszonym tonem, jakby nie chciał, żeby nawet ściany wychwyciły, o czym rozmawiali. W skrzyżowaniu rąk na klatce piersiowej było coś ostatecznego, jakby od tego momentu wręcz domagał się, by dokończył to, co zaczął, nawet jeśli przemawiał przez niego alkohol, a nie dobra wola.
@Nagai Blotka Kōji
Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.
Mózg Blotki był teraz zafiksowany tylko i wyłącznie na ucieczce z tej dość niekomfortowej sytuacji. Mówienie o duchach, czy egzorcyzmach publicznie było fatalnym pomysłem, ale alkohol rozwiązał mu język, przez co właśnie gnębił swoim monologiem bogu ducha winnego nieznajomego, który pewnie po prostu chciał mieć jakiś dobrze wyglądający tatuaż albo może w ogóle krył się za tym dla niego jakimś głębszy sens. On tymczasem zdążył już zmacać mu bez pytania całe przedramię i wyskoczyć z gadką odnośnie yūrei i yōkai. Świetnie. Nie mógł się chyba już bardziej pogrążyć i właśnie dlatego normalnie nie pił więcej niż jednego drinka. Nie dość, że miał słabą głowę, to jeszcze nie miał daru natychmiastowego trzeźwienia, przez co teraz dalej trochę rozmazywało mu się pole widzenia, gdy próbował zobaczyć, czy z torby wysypało mu się dosłownie szybko. Zastanawiał się też, czy jest w stanie jedną ręką zapłacić, drugą pozbierać rzeczy, a następnie zwiać przez drzwi, ale niestety był do bólu świadomy, że jeżeli tak zrobi, to prawdopodobnie wyłoży się plackiem gdzieś na środku sali.
Zaczekaj.
Kōji posłał barmanowi pełne żałości spojrzenie. Intensywnie niebieskie oczy, których kolor podbity był przez czerwoną kredkę na dolnej powiece, wypełnione były zakłopotaniem i dyskomfortem, i prawdopodobnie nie mogły wyglądać już bardziej przepraszająco. Jak u szczeniaka, który nabroił, i próbuje się teraz wykaraskać z kłopotów, chociaż Blotka rzecz jasna nawet nie był świadomy, że tak to może wyglądać.
Miał też teraz koncentrację pieska preriowego, ale gdy skapnął się, że nie dostaje właśnie opieprzu stulecia, to starał się nadążyć za słowami mężczyzny. Przekrzywił przy tym głowę lekko na lewo, i wbił spojrzenie w nietypowe tęczówki Heizō, mieląc w głowie dochodzące do niego informacje. Szybko przeskoczył z trybu przepraszającego w tryb roboczy, rozszerzone źrenice były skutkiem nie tylko alkoholu, ale też pobudzenia wywołanego tematami, w których poniekąd się specjalizował. A raczej w których chciał się specjalizować. W takich chwilach otoczenie dla niego nie istniało, i gdyby barman nie przypomniał mu o rozrzuconych rzeczach, to prawdopodobnie kompletnie by o tym zapomniał na następne paręnaście minut.
Wyrwany z tego lekkiego stuporu faktycznie zszedł z krzesła, by pozbierać swoje rzeczy, wrzucając je do torby w widocznie istotnej dla niego kolejności. Jego spojrzenie zatrzymało się na miarce krawieckiej (i wcale to nie była najdziwniejsza rzecz w jego ekwipunku) i zdecydował, że to z pewnością może mu się teraz przydać. Podniósł się szybko, co było błędem, bo jego głowa tym razem faktycznie zderzyła się z blatem barowym, przez zaciśnięte zęby wydobył się głuchy jęk, i przez moment wyglądał, jakby jednak miał się już nie wyprostować.
Po chwili rozmasowywania dłonią bolącego miejsca zdecydował się jednak podnieść łepetynę, chociaż odrobina zbyt dużej ilości czerwieni na policzkach i szyi świadczyła o tym, że nie brakowało mu świadomości tego, jak musiał wyglądać z boku. Fakt, że był nietrzeźwy wcale jakoś specjalnie mu nie pomagał, bo szybko przeszedł do najgorszej fazy - był świadomy, że ma zdecydowanie zbyt dużo procentów w żyłach, a jednocześnie fizycznie odczuwał wszelkie skutki nadużycia alkoholu. Kac moralny dnia jutrzejszego był już dla niego gwarantowany.
— Ciężko jest znaleźć dobre źródła, chyba że ma się znajomości bezpośrednio w Tsunami, bądź Minamoto, a nawet wtedy trzeba się namęczyć. Acz nie jest to niemożliwe. Sęk w tym, że zdobywanie informacji na temat wszystkiego, co związane z... zaświatami, to odsiewanie ziaren od plew. Istnieje mnóstwo podań, legend, a każdy nurt religijny ma swoje odrębne podejście. Nawet informacje, które wszędzie wydają się być podobne, nie zawsze muszą być prawidłowe. A też podejrzewam, że samym yūrei nie bardzo się uśmiecha, by ludzie będący medium byli mocno świadomi — Urwał na chwilę, wyraźnie próbując zebrać myśli, pstryknął cicho palcami, chcąc sobie coś przypomnieć. — Niewykluczone też, że czasem dla zwykłych ludzi tego typu wiedza może ściągnąć kłopoty. Jak to szło... kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie.
Zdawało się, że każde jego kolejne słowo było coraz bardziej wyraźne, w odróżnieniu od spojrzenia, które wyglądało na nieco zamglone, jakby był właśnie głęboko zamyślony. Jego mózg zawsze pracował na wysokich obrotach, a przed oczami nieustannie mnożyły się ścieżki słów, pomysłów i rozwiązań, dlatego teraz ciężko mu było ubrać to wszystko w sensowne zdania.
— Cofnąć bycie medium? Nie wątpię, że już próbowano, ale raczej bez spektakularnych sukcesów. A podejrzewam, że przytrafiło ci się to, co większości osób będących senkenshą. Śmierć kliniczna przypomina otwarcie drzwi, a powrót do żywych to zostawienie ich lekko uchylonych. Możesz zobaczyć ułamek drugiej strony, a tak samo ten ułamek może dojrzeć ciebie. — Tym razem ściszył lekko głos, przez co zapewne brzmiał nieco mniej wyraźnie, ale to jednak nie był typowy temat dla barmana i klienta. — Brzmisz, jakbyś stosunkowo niedługo był... taki.
A on brzmiał, jakby definitywnie zbyt dużo mówił kompletnie nieznanej sobie osobie (chociaż miał wrażenie, że gdzieś już widział te oczy), która równie dobrze mogła w międzyczasie włączyć nagrywanie. Nie wątpił, że korporacja zamiotłaby wszystko pod dywan, ale miał dostatecznie dużo problemów z wpasowaniem się zarówno do nich, jak i do Tsunami, których od niedawna wspierał. Jednak możliwość porozmawiania z kimś świeżym na te tematy była dla niego zbyt kusząca, żeby mógł tak łatwo się temu oprzeć, chociaż gdzieś z tyły głowy pojawiła się niepewność, czy aby na pewno dobrze robi. Niebieskie oczy na moment przesunęły się w stronę drzwi, jakby faktycznie zastanawiał się, czy jednak nie uciec.
Znasz właściwe sekwencje tych znaków?
Uhhhhhhhhhhh. Jak miał się oprzeć takiemu pytaniu, spojrzenie powróciło do przedramienia mężczyzny, zupełnie jakby krył się tam jakiś magnes.
— Nie jestem do końca pewien. Mogę? — Wyciągnął dłoń do przodu, tym razem prosząc barmana o pozwolenie. Musiał się lepiej przyjrzeć, a w międzyczasie, zanim ten jeszcze zdążył zareagować, i tak wypełnił przestrzeń słowami. — Kojarzę część z nich i widzę, jak można by je naprawić. Inne z kolei są mi nieznane, a także łączenia wydają się mieć określony schemat, który powinien coś oznaczać. Nie wiem jednak, na ile skuteczne są znaki na skórze, a także na ile są bezpieczne. Nie wiem, jak będzie wyglądała tutaj wymiana energetyczna, a wzór na skórze sam w sobie pewnie nie jest wystarczający. Trzeba go czymś, jak to ująć, wypełnić. Może pojęcie Qi by tutaj pasowało. Chociaż mogę się mylić. Jednak tatuowanie to czynność starożytna, w niektórych kulturach określone wzory miały dodawać siłę, ale nie wiem, na ile jest to zgodne z rzeczywistością. Jest szansa, że za, hmh, aktywowanie symbolu trzeba jakoś zapłacić. Nie mówię od razu, że życiem, czy krwią, ale może potrzebna jest myśl albo coś drobnego, żeby zaczęło to działać. Musiałbym zbadać, jak działają znaki ochronne na przedmiotach... czy chodzi o wzór i osobę, która go wykonuje, sam wzór, czy wzór plus energię.
Nie wiedział, na ile to, co mówił, było zrozumiałe dla barmana. Był w trybie wyszukiwania rozwiązań, i czekania, aż faktycznie mężczyzna poda mu przedramię, chociaż równie dobrze w tym momencie mógł stwierdzić, że Blotka jednak przekracza granicę. Ten jednak był już zafiksowany całkowicie na temacie, w głowie stawiając sobie pytania, na które starał się niemal od razu odpowiedzieć. I tak w kółko.
— Aah. Chyba się nie przedstawiłem. — Nagle sobie przypomniał, że w sumie tego właśnie zabrakło, a jednak było to dość istotne. — Jestem Nagai Kōji. I wybacz za... hmh. Brak wyczucia.
Późna pora sprawiła, że nie wyglądał zapewne już zbyt reprezentatywnie, było mu też zdecydowanie zbyt gorąco, przez co czarna koszula zaczęła mu się lepić do skóry, ale za to w jego oczach czaił się bardzo żywy błysk niezmącony nawet odrobiną kpiny, czy nonszalancji. Kąciki warg wykrzywiły się w dość sympatycznym uśmiechu, w którym jednak dalej dało się zauważyć odrobinę zakłopotania. Palce prawej dłoni w nerwowym tiku uderzały cicho o blat barowego stołu, bo od samego początku ta rozmowa stresowała go równie mocno, co ekscytowała. Tym bardziej, że znowu trafił na osobę, przez którą musiał zadzierać głowę mocno do góry.
Żyrafa.
Tak mu się to jakoś skojarzyło, chociaż to on tutaj musiał wyciągać szyję. Na chwilę też jego uwagę przyciągnęły kolczyki, bo ładny piercing zawsze potrafił docenić, chociaż definitywnie powinien przestać się gapić jak sroga w gnat.
Ale do błyskotek też zawsze miał słabość. Niemniej jednak to tatuaże wygrywały wyścig o jego uwagę, chociaż to też niewątpliwie było z jego strony trochę nieuprzejme. Jutro jak nic będzie przeżywał tą rozmowę. I pojutrze. I przez następny miesiąc. Albo dwa ewentualnie.
@Hattori Heizō
Zaczekaj.
Kōji posłał barmanowi pełne żałości spojrzenie. Intensywnie niebieskie oczy, których kolor podbity był przez czerwoną kredkę na dolnej powiece, wypełnione były zakłopotaniem i dyskomfortem, i prawdopodobnie nie mogły wyglądać już bardziej przepraszająco. Jak u szczeniaka, który nabroił, i próbuje się teraz wykaraskać z kłopotów, chociaż Blotka rzecz jasna nawet nie był świadomy, że tak to może wyglądać.
Miał też teraz koncentrację pieska preriowego, ale gdy skapnął się, że nie dostaje właśnie opieprzu stulecia, to starał się nadążyć za słowami mężczyzny. Przekrzywił przy tym głowę lekko na lewo, i wbił spojrzenie w nietypowe tęczówki Heizō, mieląc w głowie dochodzące do niego informacje. Szybko przeskoczył z trybu przepraszającego w tryb roboczy, rozszerzone źrenice były skutkiem nie tylko alkoholu, ale też pobudzenia wywołanego tematami, w których poniekąd się specjalizował. A raczej w których chciał się specjalizować. W takich chwilach otoczenie dla niego nie istniało, i gdyby barman nie przypomniał mu o rozrzuconych rzeczach, to prawdopodobnie kompletnie by o tym zapomniał na następne paręnaście minut.
Wyrwany z tego lekkiego stuporu faktycznie zszedł z krzesła, by pozbierać swoje rzeczy, wrzucając je do torby w widocznie istotnej dla niego kolejności. Jego spojrzenie zatrzymało się na miarce krawieckiej (i wcale to nie była najdziwniejsza rzecz w jego ekwipunku) i zdecydował, że to z pewnością może mu się teraz przydać. Podniósł się szybko, co było błędem, bo jego głowa tym razem faktycznie zderzyła się z blatem barowym, przez zaciśnięte zęby wydobył się głuchy jęk, i przez moment wyglądał, jakby jednak miał się już nie wyprostować.
Po chwili rozmasowywania dłonią bolącego miejsca zdecydował się jednak podnieść łepetynę, chociaż odrobina zbyt dużej ilości czerwieni na policzkach i szyi świadczyła o tym, że nie brakowało mu świadomości tego, jak musiał wyglądać z boku. Fakt, że był nietrzeźwy wcale jakoś specjalnie mu nie pomagał, bo szybko przeszedł do najgorszej fazy - był świadomy, że ma zdecydowanie zbyt dużo procentów w żyłach, a jednocześnie fizycznie odczuwał wszelkie skutki nadużycia alkoholu. Kac moralny dnia jutrzejszego był już dla niego gwarantowany.
— Ciężko jest znaleźć dobre źródła, chyba że ma się znajomości bezpośrednio w Tsunami, bądź Minamoto, a nawet wtedy trzeba się namęczyć. Acz nie jest to niemożliwe. Sęk w tym, że zdobywanie informacji na temat wszystkiego, co związane z... zaświatami, to odsiewanie ziaren od plew. Istnieje mnóstwo podań, legend, a każdy nurt religijny ma swoje odrębne podejście. Nawet informacje, które wszędzie wydają się być podobne, nie zawsze muszą być prawidłowe. A też podejrzewam, że samym yūrei nie bardzo się uśmiecha, by ludzie będący medium byli mocno świadomi — Urwał na chwilę, wyraźnie próbując zebrać myśli, pstryknął cicho palcami, chcąc sobie coś przypomnieć. — Niewykluczone też, że czasem dla zwykłych ludzi tego typu wiedza może ściągnąć kłopoty. Jak to szło... kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie.
Zdawało się, że każde jego kolejne słowo było coraz bardziej wyraźne, w odróżnieniu od spojrzenia, które wyglądało na nieco zamglone, jakby był właśnie głęboko zamyślony. Jego mózg zawsze pracował na wysokich obrotach, a przed oczami nieustannie mnożyły się ścieżki słów, pomysłów i rozwiązań, dlatego teraz ciężko mu było ubrać to wszystko w sensowne zdania.
— Cofnąć bycie medium? Nie wątpię, że już próbowano, ale raczej bez spektakularnych sukcesów. A podejrzewam, że przytrafiło ci się to, co większości osób będących senkenshą. Śmierć kliniczna przypomina otwarcie drzwi, a powrót do żywych to zostawienie ich lekko uchylonych. Możesz zobaczyć ułamek drugiej strony, a tak samo ten ułamek może dojrzeć ciebie. — Tym razem ściszył lekko głos, przez co zapewne brzmiał nieco mniej wyraźnie, ale to jednak nie był typowy temat dla barmana i klienta. — Brzmisz, jakbyś stosunkowo niedługo był... taki.
A on brzmiał, jakby definitywnie zbyt dużo mówił kompletnie nieznanej sobie osobie (chociaż miał wrażenie, że gdzieś już widział te oczy), która równie dobrze mogła w międzyczasie włączyć nagrywanie. Nie wątpił, że korporacja zamiotłaby wszystko pod dywan, ale miał dostatecznie dużo problemów z wpasowaniem się zarówno do nich, jak i do Tsunami, których od niedawna wspierał. Jednak możliwość porozmawiania z kimś świeżym na te tematy była dla niego zbyt kusząca, żeby mógł tak łatwo się temu oprzeć, chociaż gdzieś z tyły głowy pojawiła się niepewność, czy aby na pewno dobrze robi. Niebieskie oczy na moment przesunęły się w stronę drzwi, jakby faktycznie zastanawiał się, czy jednak nie uciec.
Znasz właściwe sekwencje tych znaków?
Uhhhhhhhhhhh. Jak miał się oprzeć takiemu pytaniu, spojrzenie powróciło do przedramienia mężczyzny, zupełnie jakby krył się tam jakiś magnes.
— Nie jestem do końca pewien. Mogę? — Wyciągnął dłoń do przodu, tym razem prosząc barmana o pozwolenie. Musiał się lepiej przyjrzeć, a w międzyczasie, zanim ten jeszcze zdążył zareagować, i tak wypełnił przestrzeń słowami. — Kojarzę część z nich i widzę, jak można by je naprawić. Inne z kolei są mi nieznane, a także łączenia wydają się mieć określony schemat, który powinien coś oznaczać. Nie wiem jednak, na ile skuteczne są znaki na skórze, a także na ile są bezpieczne. Nie wiem, jak będzie wyglądała tutaj wymiana energetyczna, a wzór na skórze sam w sobie pewnie nie jest wystarczający. Trzeba go czymś, jak to ująć, wypełnić. Może pojęcie Qi by tutaj pasowało. Chociaż mogę się mylić. Jednak tatuowanie to czynność starożytna, w niektórych kulturach określone wzory miały dodawać siłę, ale nie wiem, na ile jest to zgodne z rzeczywistością. Jest szansa, że za, hmh, aktywowanie symbolu trzeba jakoś zapłacić. Nie mówię od razu, że życiem, czy krwią, ale może potrzebna jest myśl albo coś drobnego, żeby zaczęło to działać. Musiałbym zbadać, jak działają znaki ochronne na przedmiotach... czy chodzi o wzór i osobę, która go wykonuje, sam wzór, czy wzór plus energię.
Nie wiedział, na ile to, co mówił, było zrozumiałe dla barmana. Był w trybie wyszukiwania rozwiązań, i czekania, aż faktycznie mężczyzna poda mu przedramię, chociaż równie dobrze w tym momencie mógł stwierdzić, że Blotka jednak przekracza granicę. Ten jednak był już zafiksowany całkowicie na temacie, w głowie stawiając sobie pytania, na które starał się niemal od razu odpowiedzieć. I tak w kółko.
— Aah. Chyba się nie przedstawiłem. — Nagle sobie przypomniał, że w sumie tego właśnie zabrakło, a jednak było to dość istotne. — Jestem Nagai Kōji. I wybacz za... hmh. Brak wyczucia.
Późna pora sprawiła, że nie wyglądał zapewne już zbyt reprezentatywnie, było mu też zdecydowanie zbyt gorąco, przez co czarna koszula zaczęła mu się lepić do skóry, ale za to w jego oczach czaił się bardzo żywy błysk niezmącony nawet odrobiną kpiny, czy nonszalancji. Kąciki warg wykrzywiły się w dość sympatycznym uśmiechu, w którym jednak dalej dało się zauważyć odrobinę zakłopotania. Palce prawej dłoni w nerwowym tiku uderzały cicho o blat barowego stołu, bo od samego początku ta rozmowa stresowała go równie mocno, co ekscytowała. Tym bardziej, że znowu trafił na osobę, przez którą musiał zadzierać głowę mocno do góry.
Żyrafa.
Tak mu się to jakoś skojarzyło, chociaż to on tutaj musiał wyciągać szyję. Na chwilę też jego uwagę przyciągnęły kolczyki, bo ładny piercing zawsze potrafił docenić, chociaż definitywnie powinien przestać się gapić jak sroga w gnat.
Ale do błyskotek też zawsze miał słabość. Niemniej jednak to tatuaże wygrywały wyścig o jego uwagę, chociaż to też niewątpliwie było z jego strony trochę nieuprzejme. Jutro jak nic będzie przeżywał tą rozmowę. I pojutrze. I przez następny miesiąc. Albo dwa ewentualnie.
@Hattori Heizō
Hattori Heizō ubóstwia ten post.
Uważaj – ostrzeżenie wypełniło jego umysł, ale dostało szansy na dotarcie do uszu mężczyzny. Krótką ciszę pomiędzy nimi wypełnił głuchy huk głowy uderzającej o krawędź blatu. Jeszcze tego brakowało, żeby na koniec dnia klient rozwalił sobie głowę – zwłaszcza taki klient, który teraz wydawał mu się wyjątkowo cenny. Nie ze względu na przypuszczalnie wysoki rachunek, który niebawem miał zapłacić, a ze względu na informacje, o które nie przyszłoby zapytać nikomu o zdrowych zmysłach. Jego zmysły nie były zdrowe – wiedział to od chwili, gdy po raz pierwszy po wypadku przyszło mu otworzyć oczy. Pozornie wyglądały tak samo, ale patrzyły na świat z nowej perspektywy; jego zdaniem widziały za wiele. Lubił swój ograniczony punkt widzenia sprzed wypadku, przynajmniej nie musiał zwracać uwagi na to, co było niedostrzegalne dla oczu. Teraz szukał sposobów, by przynajmniej częściowo odzyskać ten wcześniejszy spokój. Wmawiał sobie, że przede wszystkim na tym mu zależało i kiedy tylko nadarzała się ku temu okazja, po prostu ją chwytał. Niezależnie od tego, czy miała ona postać książki, tajemnych zapisków czy kompletnie pijanego faceta, który równie dobrze za moment mógł wyłożyć się na blacie.
Czy to nie desperacja?
Starał się tak o tym nie myśleć. Jasnowłosy całkiem mu to ułatwiał, gdy pomimo wlanych w siebie porcji alkoholu, wypowiadał się z sensem. Na szczęście z coraz większym sensem, bo tylko od czasu do czasu jego głos był nieco niewyraźny i przypominał zlewający się ze sobą mamrot. Na szczęście Heizō na domysł wyciągał sens ze zdań, które zasłyszane z boku brzmiały, jak bajki dla dzieci, nie zaś jak naukowe zagadnienia.
— Zauważyłem, że cała ta wiedza jest dość niekonsekwentna — przyznał i przytaknął lekko głową. Pochłonął już wiele źródeł, a tatuaże na jego przedramionach były tego niezbitym dowodem. — Nie sądzę też, że Tsunami czy Minamoto chętnie dzielą się wiedzą, którą zdołali uzbierać przez lata, poza swoimi kręgami. W każdym razie jeszcze nie próbowałem skorzystać z takiej pomocy. Nie mam znajomości, bo nieszczególnie się tym wszystkim chwalę. Zresztą, jak sam zauważyłeś, im mniej dyskretni dla nich jesteśmy, tym bardziej nas zauważają.
To dlatego, gdy mówił, jego niski głos niemal zlewał się z otoczeniem; wkomponowywał się w cichą muzykę, z trudem znajdował miejsce pomiędzy kobiecymi śmiechami. Wargi poruszały się powoli i ledwo widocznie, jakby prowadził tę rozmowę od niechcenia, ale zadbał o to, by blondynowi, który na szczęście znajdował się dostatecznie blisko, nie umykało żadne słowo.
— Niecały rok — doprecyzował, unosząc brew w pytającym wyrazie, ale żadne pytanie z jego ust nie padło. W ten niewerbalny sposób szukał odpowiedzi na to, co o tym sądził. W przeciwieństwie do Hattoriego brzmiał na medium z większym doświadczeniem, ale może ten niecały rok wystarczył, by w pełni opanować wszystko, tylko że źle się do tego zabierał. Nie miał nikogo, kto mógłby dać mu wskazówki i jego babcia być może już przewracała się w grobie, bo kiedy próbowała go chronić, on nie słuchał. — Ale skoro zafundowano mi bilet w jedną stronę i uniemożliwiono zamknięcie tych drzwi, muszę znać sposoby na to, by jakoś się chronić. Nie wszystkie z nich da się po prostu zignorować, tylko te... słabsze? Nie wiem czy mają jakąś hierarchię. W każdym razie nie widzą różnicy, gdy nie poświęca się im uwagi.
Kończąc ten wywód, wzruszył ramionami. Nie był pewien, na ile ta teoria była słuszna, ale ilekroć postępował w taki sposób, jego plan działania się sprawdzał – miał spokój. Przynajmniej na jakiś czas.
„Mogę?”
Poproszony o zgodę nie miał problemu z wyciągnięciem ręki ku nieznajomemu. Poprawił rękaw koszuli, zadzierając go wyżej, by dać mu pełny wgląd na wytatuowane tam dotychczas znaki. Nadgarstek spoczął na jego dłoni, a rozluźnione mięśnie dały mu przyzwolenie na dowolne obracanie przedramienia dla lepszego oglądu. W tle śmiechy kobiet na moment ucichły, ale nie zwrócił na to uwagi, zamiast tego razem z jasnowłosym skupiając się na tatuażach. Wiedziony wskazówkami, przeskakiwał wzrokiem po kolejnych znakach, chcąc przy tym zapamiętać, które z nich wymagały odpowiednich poprawek.
— Może będziesz w stanie to wszystko rozrysować? — podjął, sunąc spojrzeniem z powrotem ku jego twarzy. Pytanie było dość bezpośrednie, niepasujące do poziomu ich relacji, która przecież nie istniała. Nie było też żadnego powodu, dla którego mężczyzna miałby mu pomagać. — Nie mówię, że już teraz. Nie uważam też, że zrobisz to za darmo, więc będziesz miał czas zastanowić się nad ceną. — Odsunął rękę, chwytając za wcześniej odłożony ręcznik. — Myślałem o tym już wcześniej. Ale w czasach, w których żyjemy, nie zostało już zbyt wielu tradycjonalistów. Niektóre starsze zapiski zawierały dość charakterystyczne ilustracje z pokrytymi tatuażami postaciami, chociaż większość z nich była mocno podniszczona, więc nie sposób było te znaki odczytać. Improwizowałem. W każdym razie pewnie masz rację – nie chodzi o znaki same w sobie, ale o towarzyszący im rytuał. W świątyniach już raczej się tego nie praktykuje, ale może w Minamoto? Sam nie wiem — ostatnie słowa niemalże wymruczał pod nosem ze ściągniętymi w skupieniu brwiami. Już miał sięgnąć po jedną z nieosuszonych szklanek, gdy mężczyzna niespodziewanie dodał coś jeszcze.
Teraz przynajmniej nie mógł nazywać go nieznajomym.
— Hattori Heizo — odpowiedział i mimo że okoliczności, w których się poznali były co najmniej dziwne, to przedstawienie się wydawało się teraz najnormalniejszą rzeczą na świecie. Nie wysilił się na równie uprzejmy uśmiech, jednak od spokojnego wyrazu twarzy bruneta biła dziwnie komfortowa łagodność. — To nic. Najwidoczniej sam też go nie mam — przyznał, bo gdyby nie inicjatywa Kōjiego następnego dnia po prostu by o sobie zapomnieli. Heizo, co prawda, nie miał gwarancji, że pozostanie w pamięci kogoś, kto jeszcze przed chwilą prawie wybił sobie zęby i rozwalił głowę o blat, więc pozostało mu jedynie wykorzystać okazję i wydobyć z niego jak najwięcej informacji.
— A tak. Prosiłeś o rachunek — przypomniał sobie nagle, zarzucając ręcznik na ramię. Przerywając ich wspólną wymianę spojrzeń, podszedł do ekranu za ladą i bez zbędnego komentarza przesłał kwotę na terminal płatniczy. Chwilę później postawił urządzenie na blacie przed jasnowłosym. — Właściwie skąd tyle o tym wszystkim wiesz?
Chyba nie sądził, że to już koniec? Nie, kiedy dociekliwe spojrzenie właśnie usiłowało wbić go w stołek barowy, na którym siedział. Może nie miał realnej mocy, żeby zatrzymać go tutaj jeszcze dłużej, ale Nagai wyglądał na kogoś, kto z trudem odmawiał ludziom. Kto normalny chciałby dobrowolnie zasponsorować tak dużą imprezę?
@Nagai Blotka Kōji
Czy to nie desperacja?
Starał się tak o tym nie myśleć. Jasnowłosy całkiem mu to ułatwiał, gdy pomimo wlanych w siebie porcji alkoholu, wypowiadał się z sensem. Na szczęście z coraz większym sensem, bo tylko od czasu do czasu jego głos był nieco niewyraźny i przypominał zlewający się ze sobą mamrot. Na szczęście Heizō na domysł wyciągał sens ze zdań, które zasłyszane z boku brzmiały, jak bajki dla dzieci, nie zaś jak naukowe zagadnienia.
— Zauważyłem, że cała ta wiedza jest dość niekonsekwentna — przyznał i przytaknął lekko głową. Pochłonął już wiele źródeł, a tatuaże na jego przedramionach były tego niezbitym dowodem. — Nie sądzę też, że Tsunami czy Minamoto chętnie dzielą się wiedzą, którą zdołali uzbierać przez lata, poza swoimi kręgami. W każdym razie jeszcze nie próbowałem skorzystać z takiej pomocy. Nie mam znajomości, bo nieszczególnie się tym wszystkim chwalę. Zresztą, jak sam zauważyłeś, im mniej dyskretni dla nich jesteśmy, tym bardziej nas zauważają.
To dlatego, gdy mówił, jego niski głos niemal zlewał się z otoczeniem; wkomponowywał się w cichą muzykę, z trudem znajdował miejsce pomiędzy kobiecymi śmiechami. Wargi poruszały się powoli i ledwo widocznie, jakby prowadził tę rozmowę od niechcenia, ale zadbał o to, by blondynowi, który na szczęście znajdował się dostatecznie blisko, nie umykało żadne słowo.
— Niecały rok — doprecyzował, unosząc brew w pytającym wyrazie, ale żadne pytanie z jego ust nie padło. W ten niewerbalny sposób szukał odpowiedzi na to, co o tym sądził. W przeciwieństwie do Hattoriego brzmiał na medium z większym doświadczeniem, ale może ten niecały rok wystarczył, by w pełni opanować wszystko, tylko że źle się do tego zabierał. Nie miał nikogo, kto mógłby dać mu wskazówki i jego babcia być może już przewracała się w grobie, bo kiedy próbowała go chronić, on nie słuchał. — Ale skoro zafundowano mi bilet w jedną stronę i uniemożliwiono zamknięcie tych drzwi, muszę znać sposoby na to, by jakoś się chronić. Nie wszystkie z nich da się po prostu zignorować, tylko te... słabsze? Nie wiem czy mają jakąś hierarchię. W każdym razie nie widzą różnicy, gdy nie poświęca się im uwagi.
Kończąc ten wywód, wzruszył ramionami. Nie był pewien, na ile ta teoria była słuszna, ale ilekroć postępował w taki sposób, jego plan działania się sprawdzał – miał spokój. Przynajmniej na jakiś czas.
„Mogę?”
Poproszony o zgodę nie miał problemu z wyciągnięciem ręki ku nieznajomemu. Poprawił rękaw koszuli, zadzierając go wyżej, by dać mu pełny wgląd na wytatuowane tam dotychczas znaki. Nadgarstek spoczął na jego dłoni, a rozluźnione mięśnie dały mu przyzwolenie na dowolne obracanie przedramienia dla lepszego oglądu. W tle śmiechy kobiet na moment ucichły, ale nie zwrócił na to uwagi, zamiast tego razem z jasnowłosym skupiając się na tatuażach. Wiedziony wskazówkami, przeskakiwał wzrokiem po kolejnych znakach, chcąc przy tym zapamiętać, które z nich wymagały odpowiednich poprawek.
— Może będziesz w stanie to wszystko rozrysować? — podjął, sunąc spojrzeniem z powrotem ku jego twarzy. Pytanie było dość bezpośrednie, niepasujące do poziomu ich relacji, która przecież nie istniała. Nie było też żadnego powodu, dla którego mężczyzna miałby mu pomagać. — Nie mówię, że już teraz. Nie uważam też, że zrobisz to za darmo, więc będziesz miał czas zastanowić się nad ceną. — Odsunął rękę, chwytając za wcześniej odłożony ręcznik. — Myślałem o tym już wcześniej. Ale w czasach, w których żyjemy, nie zostało już zbyt wielu tradycjonalistów. Niektóre starsze zapiski zawierały dość charakterystyczne ilustracje z pokrytymi tatuażami postaciami, chociaż większość z nich była mocno podniszczona, więc nie sposób było te znaki odczytać. Improwizowałem. W każdym razie pewnie masz rację – nie chodzi o znaki same w sobie, ale o towarzyszący im rytuał. W świątyniach już raczej się tego nie praktykuje, ale może w Minamoto? Sam nie wiem — ostatnie słowa niemalże wymruczał pod nosem ze ściągniętymi w skupieniu brwiami. Już miał sięgnąć po jedną z nieosuszonych szklanek, gdy mężczyzna niespodziewanie dodał coś jeszcze.
Teraz przynajmniej nie mógł nazywać go nieznajomym.
— Hattori Heizo — odpowiedział i mimo że okoliczności, w których się poznali były co najmniej dziwne, to przedstawienie się wydawało się teraz najnormalniejszą rzeczą na świecie. Nie wysilił się na równie uprzejmy uśmiech, jednak od spokojnego wyrazu twarzy bruneta biła dziwnie komfortowa łagodność. — To nic. Najwidoczniej sam też go nie mam — przyznał, bo gdyby nie inicjatywa Kōjiego następnego dnia po prostu by o sobie zapomnieli. Heizo, co prawda, nie miał gwarancji, że pozostanie w pamięci kogoś, kto jeszcze przed chwilą prawie wybił sobie zęby i rozwalił głowę o blat, więc pozostało mu jedynie wykorzystać okazję i wydobyć z niego jak najwięcej informacji.
— A tak. Prosiłeś o rachunek — przypomniał sobie nagle, zarzucając ręcznik na ramię. Przerywając ich wspólną wymianę spojrzeń, podszedł do ekranu za ladą i bez zbędnego komentarza przesłał kwotę na terminal płatniczy. Chwilę później postawił urządzenie na blacie przed jasnowłosym. — Właściwie skąd tyle o tym wszystkim wiesz?
Chyba nie sądził, że to już koniec? Nie, kiedy dociekliwe spojrzenie właśnie usiłowało wbić go w stołek barowy, na którym siedział. Może nie miał realnej mocy, żeby zatrzymać go tutaj jeszcze dłużej, ale Nagai wyglądał na kogoś, kto z trudem odmawiał ludziom. Kto normalny chciałby dobrowolnie zasponsorować tak dużą imprezę?
@Nagai Blotka Kōji
Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.
Kōji chciałby, żeby jego koncentracja łaskawie wróciła na swoje miejsce. Znaczy... on przeważnie był w stanie, gdzie albo rządził nim hiperfokus albo gdy rozproszyć potrafił go trzepot ptasich skrzydeł za oknem. Teraz, gdy dodatkowo procenty próbowały pożreć jego szare komórki, to nie dało się ukryć, że jego spojrzenie czasem mocno błądziło. Acz trzeba było mu przyznać, że iskra żywotności raz po raz wracała do niebieskich oczu, jakby blondyn bardzo starał się pozostać przytomny.
Przeczesał sobie włosy palcami, sycząc przy tym cicho, czując, jak powoli rośnie mu mały guzek. A już tak dobrze mu szło z niełapaniem nowych obrażeń, czy kontuzji, ale i tak ten dyskomfort będzie niczym w porównaniu z kacem moralnym, który dopadnie go następnego ranka. Miał dwadzieścia siedem lat i od jedenastu lat widział to, czego większość ludzi nie powinna. Chociaż dopiero od jakiś czterech-pięciu przestał zakładać, że to po prostu połączenie jego wysokiej reaktywności z przebodźcowaniem i zaburzeniami lękowymi.
Co nie zmieniało faktu, że na głos się o tym nie mówiło. A tym bardziej nie powinien nawiązywać do Tsunami, ale w tym momencie mleko się rozlało, więc mógł już tylko próbować wyjść z całości z klasą. Względną klasą. Nie, żeby po raz pierwszy sam godził we własną godność, ale wciąż się do tego nie przyzwyczaił.
— Ludzie będący senkenshami tworzą przeważnie dość zamknięte kręgi. Nie ma co się z resztą temu zbytnio co dziwić, dlatego bez znajomości z pewnością jest... trudniej — mruczy cicho pod nosem, chociaż jego znajomości zaczęły się od przypadkowego przerwania egzorcyzmu, co mu do dzisiaj z resztą nie do końca zostało wybaczone.
Nie był na razie na tyle długo w grupie, by móc mówić o posiadaniu kontaktów, czy podawaniu ich nieznajomej osobie. Co prawda już był tego bliski, bo pod wpływem alkoholu jego trybiki działały zdecydowanie wolniej, ale w porę się opanował. Przynajmniej tym razem.
— Wszystko ma pewną hierarchię. U yūrei dużo zależy od czasu, które spędziły bez medium. Im więcej, tym gorzej dla ich stabilności. Siła targającej nimi obsesji również jest istotna. Zresztą jak to bywa już z ludźmi, jest mnóstwo czynników, które na nas działają. Śmierć może zmienić ich zakres, ale w gruncie rzeczy podstawa jest wciąż ta sama. Można natrafić na ducha, który już za życia dopuszczał się karygodnych rzeczy i wtedy na dwoje babka wróżyła. Chce zasłużyć na odkupienie, bądź chce się zemścić. I wiele innych. Acz stabilniejsze, starające się częściowo zachować człowieczeństwo yūrei rzadko kiedy agresywnie próbują ciebie napadać, chyba że czymś się wzburzą. No i jeżeli długo są bez medium, to zaczyna je gonić czas — Odruchowo, dość nieświadomie Blotka zaczął skubać koraliki bransoletki znajdującej się na lewym nadgarstku. — Jedenaście lat. Niecałe. Acz dość późno sobie uświadomiłem, że problemem wcale nie jest moja głowa
Ta kwestia była teraz mało istota, gdy w końcu mógł faktycznie przyjrzeć się wszystkim znakom na skórze Heizō. Alkohol przegrywał walkę ze swoistego rodzaju obsesją Blotki, który już teraz w głowie obracał znaki na wszystkie strony. Chociaż jego wyobraźnia przestrzenna w terenie była kulawa, tak gdy miał tworzyć w swoim umyśle projekty... przychodziło mu to bez większego problemu. W pewnym momencie jednak na jego czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka i tym razem Blotka wyjątkowo długo przyglądał się jednemu fragmentowi. W końcu zaklikał językiem i wyjął z torby kątomierz i taśmę mierniczą, w dalszym ciągu wyglądając na maksymalnie skoncentrowanego.
— Hmm, myślę, że nie będzie z tym specjalnego problemu — rzucił, najwyraźniej jednak dając radę rejestrować słowa mężczyzny. — W ramach ceny możesz po prostu dać mi swój numer.
Umysł inżyniera był teraz skoncentrowany na czymś zupełnie innym, w związku z czym nawet nie zastanowił się nad swoimi słowami. Dopiero gdy odpowiednią ilość razy przemieścił w zakresie naturalnego ruchu przedramię Heizō w pożądanym przez siebie kierunku i zrobił w głowie wstępne obliczenia skapnął się, że chyba znowu palnął coś niepotrzebnego.
— Znaczy się, chodziło mi o to, że, nie, że jest to moja kwestia, znaczy jest, bo potrzebuję numeru, ale w sumie adres e-mailowy wystarczy, bo inaczej niczego nie prześlę, a bez tego będzie ciężko, znaczy mógłbym podejść tutaj, ale nie będę przecież nachodził — Zaplątał się, zgubił kilka słów, po czym niezgrabnie uciekł od tego tematu. — TAK. Na starych rycinach teraz już prawie niczego się nie odczyta. Definitywnie. Natomiast myślę, że jedno nie działa bez drugiego. Znaczy znaki bez rytuału, i zapewne jakaś część rytuałów bez znaków. Acz to już stricte teoretyczne rozważania, ciężko to jakoś podeprzeć praktyką, a przynajmniej na razie.
Zażenowanie wypełniało żyły Blotki, i nagle jakoś bardzo starannie zaczął unikać wzroku Heizō. Na szczęście uratował go temat rachunku, więc ostatnie pozostałości siły woli zużył na powstrzymanie się od pełnego ulgi westchnięcia. Ta noc nie wróżyła zbyt dobrze jego jutrzejszemu wstawaniu w pełni sił.
"Właściwie skąd tyle o tym wszystkim wiesz?"
— No cóż... kłopoty mnie lubią, a bycie medium to dodatkowe wsparcie dla kłopotów, więc jakoś muszę równoważyć szanse. — Chciałby, żeby to był żart, ale z jego pechem niestety to była rzeczywistość. — Książki, fora, natrafianie na różne dziwne istoty, które czasem są miłe, czasem nie... choćbym bardzo chciał, to wiem, że takich sytuacji nie uniknę, a przy konfrontacjach człowiek zawsze się czegoś więcej dowiaduje.
Nie musiał przecież od razu mówić, że od niedawna... w sumie od bardzo niedawna zaczął wspierać od strony zaplecza Tsunami, a to się przełożyło na lekkie uporządkowanie jego wiedzy. Natomiast wiedział, że nie umie kłamać, więc postawił na ominięcie tego wątku po prostu.
— A z czego wzięły się twoje wzory? Widać, że nie pierwsze lepsze z zakładki: jak chronić się przed duchami, poradnik w stu krokach — Przyłożył kartę do terminala bez chwili zawahania, kwota go nie przeraziła, chociaż dalej dziwnie się czuł dysponując taką pulą pieniędzy, by móc sobie pozwolić na zapłacenie rachunku bez chwili zawahania.
@Hattori Heizō
Przeczesał sobie włosy palcami, sycząc przy tym cicho, czując, jak powoli rośnie mu mały guzek. A już tak dobrze mu szło z niełapaniem nowych obrażeń, czy kontuzji, ale i tak ten dyskomfort będzie niczym w porównaniu z kacem moralnym, który dopadnie go następnego ranka. Miał dwadzieścia siedem lat i od jedenastu lat widział to, czego większość ludzi nie powinna. Chociaż dopiero od jakiś czterech-pięciu przestał zakładać, że to po prostu połączenie jego wysokiej reaktywności z przebodźcowaniem i zaburzeniami lękowymi.
Co nie zmieniało faktu, że na głos się o tym nie mówiło. A tym bardziej nie powinien nawiązywać do Tsunami, ale w tym momencie mleko się rozlało, więc mógł już tylko próbować wyjść z całości z klasą. Względną klasą. Nie, żeby po raz pierwszy sam godził we własną godność, ale wciąż się do tego nie przyzwyczaił.
— Ludzie będący senkenshami tworzą przeważnie dość zamknięte kręgi. Nie ma co się z resztą temu zbytnio co dziwić, dlatego bez znajomości z pewnością jest... trudniej — mruczy cicho pod nosem, chociaż jego znajomości zaczęły się od przypadkowego przerwania egzorcyzmu, co mu do dzisiaj z resztą nie do końca zostało wybaczone.
Nie był na razie na tyle długo w grupie, by móc mówić o posiadaniu kontaktów, czy podawaniu ich nieznajomej osobie. Co prawda już był tego bliski, bo pod wpływem alkoholu jego trybiki działały zdecydowanie wolniej, ale w porę się opanował. Przynajmniej tym razem.
— Wszystko ma pewną hierarchię. U yūrei dużo zależy od czasu, które spędziły bez medium. Im więcej, tym gorzej dla ich stabilności. Siła targającej nimi obsesji również jest istotna. Zresztą jak to bywa już z ludźmi, jest mnóstwo czynników, które na nas działają. Śmierć może zmienić ich zakres, ale w gruncie rzeczy podstawa jest wciąż ta sama. Można natrafić na ducha, który już za życia dopuszczał się karygodnych rzeczy i wtedy na dwoje babka wróżyła. Chce zasłużyć na odkupienie, bądź chce się zemścić. I wiele innych. Acz stabilniejsze, starające się częściowo zachować człowieczeństwo yūrei rzadko kiedy agresywnie próbują ciebie napadać, chyba że czymś się wzburzą. No i jeżeli długo są bez medium, to zaczyna je gonić czas — Odruchowo, dość nieświadomie Blotka zaczął skubać koraliki bransoletki znajdującej się na lewym nadgarstku. — Jedenaście lat. Niecałe. Acz dość późno sobie uświadomiłem, że problemem wcale nie jest moja głowa
Ta kwestia była teraz mało istota, gdy w końcu mógł faktycznie przyjrzeć się wszystkim znakom na skórze Heizō. Alkohol przegrywał walkę ze swoistego rodzaju obsesją Blotki, który już teraz w głowie obracał znaki na wszystkie strony. Chociaż jego wyobraźnia przestrzenna w terenie była kulawa, tak gdy miał tworzyć w swoim umyśle projekty... przychodziło mu to bez większego problemu. W pewnym momencie jednak na jego czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka i tym razem Blotka wyjątkowo długo przyglądał się jednemu fragmentowi. W końcu zaklikał językiem i wyjął z torby kątomierz i taśmę mierniczą, w dalszym ciągu wyglądając na maksymalnie skoncentrowanego.
— Hmm, myślę, że nie będzie z tym specjalnego problemu — rzucił, najwyraźniej jednak dając radę rejestrować słowa mężczyzny. — W ramach ceny możesz po prostu dać mi swój numer.
Umysł inżyniera był teraz skoncentrowany na czymś zupełnie innym, w związku z czym nawet nie zastanowił się nad swoimi słowami. Dopiero gdy odpowiednią ilość razy przemieścił w zakresie naturalnego ruchu przedramię Heizō w pożądanym przez siebie kierunku i zrobił w głowie wstępne obliczenia skapnął się, że chyba znowu palnął coś niepotrzebnego.
— Znaczy się, chodziło mi o to, że, nie, że jest to moja kwestia, znaczy jest, bo potrzebuję numeru, ale w sumie adres e-mailowy wystarczy, bo inaczej niczego nie prześlę, a bez tego będzie ciężko, znaczy mógłbym podejść tutaj, ale nie będę przecież nachodził — Zaplątał się, zgubił kilka słów, po czym niezgrabnie uciekł od tego tematu. — TAK. Na starych rycinach teraz już prawie niczego się nie odczyta. Definitywnie. Natomiast myślę, że jedno nie działa bez drugiego. Znaczy znaki bez rytuału, i zapewne jakaś część rytuałów bez znaków. Acz to już stricte teoretyczne rozważania, ciężko to jakoś podeprzeć praktyką, a przynajmniej na razie.
Zażenowanie wypełniało żyły Blotki, i nagle jakoś bardzo starannie zaczął unikać wzroku Heizō. Na szczęście uratował go temat rachunku, więc ostatnie pozostałości siły woli zużył na powstrzymanie się od pełnego ulgi westchnięcia. Ta noc nie wróżyła zbyt dobrze jego jutrzejszemu wstawaniu w pełni sił.
"Właściwie skąd tyle o tym wszystkim wiesz?"
— No cóż... kłopoty mnie lubią, a bycie medium to dodatkowe wsparcie dla kłopotów, więc jakoś muszę równoważyć szanse. — Chciałby, żeby to był żart, ale z jego pechem niestety to była rzeczywistość. — Książki, fora, natrafianie na różne dziwne istoty, które czasem są miłe, czasem nie... choćbym bardzo chciał, to wiem, że takich sytuacji nie uniknę, a przy konfrontacjach człowiek zawsze się czegoś więcej dowiaduje.
Nie musiał przecież od razu mówić, że od niedawna... w sumie od bardzo niedawna zaczął wspierać od strony zaplecza Tsunami, a to się przełożyło na lekkie uporządkowanie jego wiedzy. Natomiast wiedział, że nie umie kłamać, więc postawił na ominięcie tego wątku po prostu.
— A z czego wzięły się twoje wzory? Widać, że nie pierwsze lepsze z zakładki: jak chronić się przed duchami, poradnik w stu krokach — Przyłożył kartę do terminala bez chwili zawahania, kwota go nie przeraziła, chociaż dalej dziwnie się czuł dysponując taką pulą pieniędzy, by móc sobie pozwolić na zapłacenie rachunku bez chwili zawahania.
@Hattori Heizō
Hattori Heizō ubóstwia ten post.
Nie oczekiwał wiele, choć momentami miał ochotę pstryknąć palcami, byleby tylko skupić na sobie rozbiegane spojrzenie jasnowłosego. Chciał zrobić to w obawie o to, że jego rozmówca zdekoncentruje się na tyle, że zupełnie zapomni o tym, o czym rozmawiali. Gdy Heizo został wciągnięty w tematy, które ostatnimi czasy spędzały mu sen z powiek – bo dosłownie każdą wolną chwilę poświęcał na zdobywanie nowej wiedzy – dla blondyna nie było już odwrotu i wolał trzymać się myśli, że wyniesie z tej rozmowy jak najwięcej nowych informacji. Robił to tylko dla własnego dobra; dla wyzbycia się tego nieustannego poczucia, że coś czaiło się za rogiem i któregoś dnia mógł sobie z tym czymś nie poradzić. Chciał porzucić myśl, że być może wypadało zmienić pracę, byleby tylko nie szlajać się po mieście późną nocą, choć etap strachu przed duchami już dawno miał za sobą – teraz był już po prostu zmęczony. Zmęczony kolejnymi konfrontacjami. Zmęczony na samą myśl, że którejś nocy znów utknie w zapętlającym się śnie z utrwalającą się w jego pamięci nową twarzą; że może nie znajdzie w sobie siły, by to przerwać. I może – choć uważał to za mało prawdopodobne z obecnego punktu widzenia – z tego zmęczenia ulegnie kolejnej namowie zbłąkanej duszy, szukającej szansy na kolejne życie. Dlatego zbierał całą tę wiedzę i dlatego wsłuchiwał się w mamroczące słowa zapijaczonego klienta z zainteresowaniem godnym szaleńca. Ale cały świat oszalał już jakiś czas temu i, choćby bardzo chciał, nie mógł już spoglądać na niego czysto racjonalnym spojrzeniem, nawet jeśli spojrzenie srebrnych oczu wciąż pozostawało trzeźwe; miało w sobie ten charakterystyczny błysk zdrowego rozsądku.
— Nie dziwi mnie to. Nie zależy mi zresztą na tym, by pakować się w większe kręgi. Wydaje mi się, że zdążyły one przesiąknąć swoimi ideologiami. Nie zdziwiłbym się, gdyby wszystko sprowadzało się do tego, że niektórzy są za duchami, a inni przeciwko. — Pokręcił głową na samą myśl, że mógłby trafić na kogoś, kto próbowałby narzucić mu konkretny tok myślenia. Z drugiej strony równie dobrze mógł odczuć to ze strony siedzącego przed nim mężczyzny, ale ten wypowiadał się w taki sposób, jakby mówił o sprawach naukowych. Dotarłszy do tego faktu w swojej głowie, zrozumiał, że właśnie to skłoniło go do mówienia. Równie dobrze już na samym początku mógł udać, że nie ma pojęcia, o czym Nagai w ogóle mówił.
Ściągnął brwi, w zamyśleniu przyglądając się skubanej przez jasnowłosego bransoletce. Ozdoba sprawiała, że czerwony rzemyk z kamieniem na jego własnym nadgarstku zaczął mu dziwnie ciążyć, gdy nagle przypomniał sobie o jego istnieniu, wcześniej zbyt przyzwyczajony do jego obecności. Wargi drgnęły lekko w jeszcze niewypowiedzianym pytaniu, bo nie chciał wchodzić mu w słowo i jednocześnie chciał mieć pewność, że dobrze sformułuje cisnące mu się na usta słowa.
— A kontrakty? — spytał, gdy miał już pewność, że Koji na ten moment wyczerpał swój monolog. Z twarzą wygładzoną stoicyzmem powrócił spojrzeniem do jasnoniebieskich, nieco zamglonych oczu. — Podobno mogą zostać zerwane. Co się dzieje wtedy z duchem? Jest dla niego jakaś ograniczona ilość kontraktów, zanim dopadnie go czas? — dobierał słowa powoli, jakby nie był pewien, czy powinien pytać o rzeczy, na które być może nikt nie znał odpowiedzi. Pewne rzeczy już sam wcześniej wywnioskował, dlatego miał świadomość, że zerwanie kontraktu nie oznaczało całkowicie utraconej szansy w świecie żywych. Wiedział też kilka innych rzeczy, ale teraz cierpliwie czekał na opinię, o ironio, eksperta.
Jedenaście lat – powtórzył w myślach, jakby musiał na własną rękę przetworzyć tę wiadomość. Wytrzymał o prawie dziesięć lat dłużej, gdy on po jednym roku nie był pewien, czy będzie w stanie to wszystko udźwignąć. Na razie jakoś się trzymał, ale prawdopodobnie nie zdążył zobaczyć jeszcze wszystkiego. Może wcale nie chciał.
Uniósł brwi z malującym się na twarzy zaskoczeniem, gdy zupełnie nagle na blacie pojawiły się przyrządy miernicze. To zabawne, że w tym momencie jasnowłosy wydawał się być w pełni przygotowany na taką ewentualność, jakby jakaś siła wyższa – Los we własnej osobie – zesłała go do podrzędnego baru w mieście dla tej jednej chwili. W takich momentach trudno było nie wierzyć w dzieło przypadku. Za to gorzej było z wiarą w to, że ta absurdalna scena nie była dziełem jego sennej wyobraźni. Gdy jednak zimna taśma połaskotała jego skórę na przedramieniu, był pewien, że nie śnił.
„W ramach ceny możesz po prostu dać mi swój numer.”
— Jasne — rzucił być może zbyt cicho i nie bez pobrzmiewającej w głosie nuty zwątpienia. Nie pojawiła się tam dlatego, że cena mu nie odpowiadała, ale dlatego, że w tej bezinteresownej pomocy dostrzegł jakiś haczyk. Wrażenie to rozmyło się jednak, gdy to Nagai popadł w zakłopotanie. Zakłopotanie, które Heizo podsumował krótkim, rozbawionym parsknięciem, nad którym trudno było mu zapanować, gdy dotarło do niego, że miał do czynienia z kimś do bólu szczerym w swoim nieporadnym zachowaniu. — Spokojnie. Słyszałem gorsze podrywy. — A teraz wcale nie ułatwiał jasnowłosemu życia, choć lekko zgryźliwy ton – zupełnie różny od tego, z jakim wypowiadał się wcześniej – świadczył o tym, że nawet przez myśl nie przeszło mu, że Koji miał jakiekolwiek niecne zamiary. — Zostawię oba kontakty. Jeżeli naniesienie poprawek zajmie ci dużo czasu, nadal będę dłużnikiem, więc niech kwestia ceny pozostanie otwarta.
Sięgnął pod blat, na oślep odszukując palcami notatnik z długopisem wetkniętym do środka. Wsparłszy się łokciem o bar, wyraźnie zapisał na pustej stronie swój numer i adres mailowy, chcąc mieć całkowitą pewność, że jego nowy towarzysz nie będzie miał problemu z odczytaniem kontaktów.
— Rozejrzę się jeszcze — rzucił nagle, wyrywając kartkę, którą podsunął jasnowłosemu. — Mam na myśli kwestię tych rytuałów. Może nie mówi się o nich głośno albo są wyłącznie dla zamkniętych kręgów. W każdym razie wydaje mi się, że to bardziej sensowne niż noszenie ze sobą talizmanów czy amuletów. Łatwo się niszczą albo po prostu gubią. Słyszałem kiedyś przesąd o przedmiotach, które znikały, gdy spełniły swoją rolę. Może tak to właśnie działa? — Wzruszył ramionami, jakby nie przywiązywał się zbytnio do tego typu teorii. Było jednak pewnym, że jako medium powinien patrzeć na świat z mniejszym sceptycyzmem.
Odpowiedź na zadane przez niego pytanie brzmiała całkiem wiarygodnie, stąd też pokiwał głową przyjmując ją do wiadomości. Ledwo go znał, więc nie był najodpowiedniejszą osobą do wychwytywania półprawd, a nawet jeśli coś przed nim ukrywał – miał do tego pełne prawo.
— Więc z nimi rozmawiasz? — spytał, domyślając się, że musiał bardziej integrować się z duchami, skoro był w stanie podzielić je pod względem usposobienia. I kto wie? Może dlatego przyciągał je bardziej, ale była to tylko jego decyzja. W zastanowieniu oderwał wyplute przez terminal potwierdzenie wpłaty i schował je do kasy. — Myślę, że istnienie takich poradników ułatwiłoby sprawę. Część znalazłem w książkach, ale zazwyczaj datowane są na czasy współczesne. Do niedawna sam byłem dość niewierzący, więc zdaję sobie sprawę, że obecnie ludzie odbiegają od tradycji. Wiesz, materialny świat wyszedł na pierwszy plan. — Zatoczył ręką niedbały, niewidzialny krąg, gestem tym zmuszając jasnowłosego do dopowiedzenia sobie reszty w tym temacie. — Wtedy zacząłem trochę rozglądać się po muzeach, jakichś starszych świątyniach, bo większość eksponatów stara się zachować w jak najlepszym stanie. Zazwyczaj ludzie nie przywiązują szczególnej wagi do ich treści, ale przy bliższym przyjrzeniu się, można zauważyć powielające się schematy. A te wszystkie legendy o zaświatach? Chciałbym nadal wierzyć, że to tylko bajki, ale jakby się nad tym zastanowić, czasem trudno o aż tak wybujałą wyobraźnię. — Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — Pewnie w całej Japonii jest tego mnóstwo, ale miałem okazję odwiedzić tylko te miejsca, które są pod ręką.
— Nie dziwi mnie to. Nie zależy mi zresztą na tym, by pakować się w większe kręgi. Wydaje mi się, że zdążyły one przesiąknąć swoimi ideologiami. Nie zdziwiłbym się, gdyby wszystko sprowadzało się do tego, że niektórzy są za duchami, a inni przeciwko. — Pokręcił głową na samą myśl, że mógłby trafić na kogoś, kto próbowałby narzucić mu konkretny tok myślenia. Z drugiej strony równie dobrze mógł odczuć to ze strony siedzącego przed nim mężczyzny, ale ten wypowiadał się w taki sposób, jakby mówił o sprawach naukowych. Dotarłszy do tego faktu w swojej głowie, zrozumiał, że właśnie to skłoniło go do mówienia. Równie dobrze już na samym początku mógł udać, że nie ma pojęcia, o czym Nagai w ogóle mówił.
Ściągnął brwi, w zamyśleniu przyglądając się skubanej przez jasnowłosego bransoletce. Ozdoba sprawiała, że czerwony rzemyk z kamieniem na jego własnym nadgarstku zaczął mu dziwnie ciążyć, gdy nagle przypomniał sobie o jego istnieniu, wcześniej zbyt przyzwyczajony do jego obecności. Wargi drgnęły lekko w jeszcze niewypowiedzianym pytaniu, bo nie chciał wchodzić mu w słowo i jednocześnie chciał mieć pewność, że dobrze sformułuje cisnące mu się na usta słowa.
— A kontrakty? — spytał, gdy miał już pewność, że Koji na ten moment wyczerpał swój monolog. Z twarzą wygładzoną stoicyzmem powrócił spojrzeniem do jasnoniebieskich, nieco zamglonych oczu. — Podobno mogą zostać zerwane. Co się dzieje wtedy z duchem? Jest dla niego jakaś ograniczona ilość kontraktów, zanim dopadnie go czas? — dobierał słowa powoli, jakby nie był pewien, czy powinien pytać o rzeczy, na które być może nikt nie znał odpowiedzi. Pewne rzeczy już sam wcześniej wywnioskował, dlatego miał świadomość, że zerwanie kontraktu nie oznaczało całkowicie utraconej szansy w świecie żywych. Wiedział też kilka innych rzeczy, ale teraz cierpliwie czekał na opinię, o ironio, eksperta.
Jedenaście lat – powtórzył w myślach, jakby musiał na własną rękę przetworzyć tę wiadomość. Wytrzymał o prawie dziesięć lat dłużej, gdy on po jednym roku nie był pewien, czy będzie w stanie to wszystko udźwignąć. Na razie jakoś się trzymał, ale prawdopodobnie nie zdążył zobaczyć jeszcze wszystkiego. Może wcale nie chciał.
Uniósł brwi z malującym się na twarzy zaskoczeniem, gdy zupełnie nagle na blacie pojawiły się przyrządy miernicze. To zabawne, że w tym momencie jasnowłosy wydawał się być w pełni przygotowany na taką ewentualność, jakby jakaś siła wyższa – Los we własnej osobie – zesłała go do podrzędnego baru w mieście dla tej jednej chwili. W takich momentach trudno było nie wierzyć w dzieło przypadku. Za to gorzej było z wiarą w to, że ta absurdalna scena nie była dziełem jego sennej wyobraźni. Gdy jednak zimna taśma połaskotała jego skórę na przedramieniu, był pewien, że nie śnił.
„W ramach ceny możesz po prostu dać mi swój numer.”
— Jasne — rzucił być może zbyt cicho i nie bez pobrzmiewającej w głosie nuty zwątpienia. Nie pojawiła się tam dlatego, że cena mu nie odpowiadała, ale dlatego, że w tej bezinteresownej pomocy dostrzegł jakiś haczyk. Wrażenie to rozmyło się jednak, gdy to Nagai popadł w zakłopotanie. Zakłopotanie, które Heizo podsumował krótkim, rozbawionym parsknięciem, nad którym trudno było mu zapanować, gdy dotarło do niego, że miał do czynienia z kimś do bólu szczerym w swoim nieporadnym zachowaniu. — Spokojnie. Słyszałem gorsze podrywy. — A teraz wcale nie ułatwiał jasnowłosemu życia, choć lekko zgryźliwy ton – zupełnie różny od tego, z jakim wypowiadał się wcześniej – świadczył o tym, że nawet przez myśl nie przeszło mu, że Koji miał jakiekolwiek niecne zamiary. — Zostawię oba kontakty. Jeżeli naniesienie poprawek zajmie ci dużo czasu, nadal będę dłużnikiem, więc niech kwestia ceny pozostanie otwarta.
Sięgnął pod blat, na oślep odszukując palcami notatnik z długopisem wetkniętym do środka. Wsparłszy się łokciem o bar, wyraźnie zapisał na pustej stronie swój numer i adres mailowy, chcąc mieć całkowitą pewność, że jego nowy towarzysz nie będzie miał problemu z odczytaniem kontaktów.
— Rozejrzę się jeszcze — rzucił nagle, wyrywając kartkę, którą podsunął jasnowłosemu. — Mam na myśli kwestię tych rytuałów. Może nie mówi się o nich głośno albo są wyłącznie dla zamkniętych kręgów. W każdym razie wydaje mi się, że to bardziej sensowne niż noszenie ze sobą talizmanów czy amuletów. Łatwo się niszczą albo po prostu gubią. Słyszałem kiedyś przesąd o przedmiotach, które znikały, gdy spełniły swoją rolę. Może tak to właśnie działa? — Wzruszył ramionami, jakby nie przywiązywał się zbytnio do tego typu teorii. Było jednak pewnym, że jako medium powinien patrzeć na świat z mniejszym sceptycyzmem.
Odpowiedź na zadane przez niego pytanie brzmiała całkiem wiarygodnie, stąd też pokiwał głową przyjmując ją do wiadomości. Ledwo go znał, więc nie był najodpowiedniejszą osobą do wychwytywania półprawd, a nawet jeśli coś przed nim ukrywał – miał do tego pełne prawo.
— Więc z nimi rozmawiasz? — spytał, domyślając się, że musiał bardziej integrować się z duchami, skoro był w stanie podzielić je pod względem usposobienia. I kto wie? Może dlatego przyciągał je bardziej, ale była to tylko jego decyzja. W zastanowieniu oderwał wyplute przez terminal potwierdzenie wpłaty i schował je do kasy. — Myślę, że istnienie takich poradników ułatwiłoby sprawę. Część znalazłem w książkach, ale zazwyczaj datowane są na czasy współczesne. Do niedawna sam byłem dość niewierzący, więc zdaję sobie sprawę, że obecnie ludzie odbiegają od tradycji. Wiesz, materialny świat wyszedł na pierwszy plan. — Zatoczył ręką niedbały, niewidzialny krąg, gestem tym zmuszając jasnowłosego do dopowiedzenia sobie reszty w tym temacie. — Wtedy zacząłem trochę rozglądać się po muzeach, jakichś starszych świątyniach, bo większość eksponatów stara się zachować w jak najlepszym stanie. Zazwyczaj ludzie nie przywiązują szczególnej wagi do ich treści, ale przy bliższym przyjrzeniu się, można zauważyć powielające się schematy. A te wszystkie legendy o zaświatach? Chciałbym nadal wierzyć, że to tylko bajki, ale jakby się nad tym zastanowić, czasem trudno o aż tak wybujałą wyobraźnię. — Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — Pewnie w całej Japonii jest tego mnóstwo, ale miałem okazję odwiedzić tylko te miejsca, które są pod ręką.
Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.
Kōji dotarł w końcu do etapu, w którym solennie obiecywał samemu sobie w głowie, że ostatni raz wypił tyle alkoholu. Był świadomy, że najgorsze jeszcze przed nim, ale jego umysł był już wybitnie zmęczony faktem, że musi jeszcze myśleć, zamiast oderwać się już od rzeczywistości dzięki zapadnięciu w głęboki sen. Ponadto wiedział (niestety, wolałby być zbyt otumaniony, by zdawać sobie z tego sprawę), że rano czeka go atak paniki, bo randomowej osobie zaczął opowiadać o duchach, Tsunami, znakach ochronnych i generalnie totalnie nie popisał się jakimkolwiek rozsądkiem. Owszem, był gadułą, ale nigdy nie miał problemu w trzymaniu języka za zębami w przypadku ważnych spraw, a tutaj całkowicie poleciał po bandzie w każdy możliwy sposób.
— Nie ma nic specjalnie zaskakującego w tym, że tak trudny temat wiąże się z pewną radyla... radykady... radykalizacją myślenia. — Niespodziewanie jego język postanowił się poplątać. — Osobiście uważam, że tutaj ciężko stwierdzić, jaki rodzaj podejścia jest lepszy. Punkt widzenia zawsze będzie zależał od punktu siedzenia.
Znalazł się filozof od siedmiu boleści, który odkrył prawdę wszechświata. Natomiast najwyraźniej mówienie oczywistych oczywistości było częścią pakietu "wypiłem o kilka drinków za dużo". Podobnie jak coraz wyraźniejsze uczucie dziwnego napięcia w mięśniach, jakby cały czas były gotowe do gwałtownego ruchu i pogłębiające się problemy z koncentracją, przez co oczy inżyniera coraz częściej skakały po tle za sylwetką mężczyzny, bo nagle utrzymywanie kontaktu wzrokowego zdawało się być zbyt trudnym wysiłkiem. Najwyraźniej zdążył się już przebodźcować, chociaż powodem nie była sama ta jedna rozmowa, a cały dzień, który zaczął męczyć jego układ nerwowy. Zupełnie, jakby ospały i przeciążony mózg chciał go ponaglić, by w końcu zorganizował sobie transport do mieszkania, gdzie mógłby lec w swoim łóżku.
— I tak, i nie. — Jak na trudności ze skupieniem wzroku na jego punkcie wciąż zadziwiająco dobrze nadążał za tokiem rozmowy. — Kontrakty są koniecznie dla yūrei, bez nich nie mogą spełnić swojego celu, a jak nie mają możliwości jego spełniania, to popadają w szaleństwo. Jednak tempo rozpadu ich... myśli jest indywidualne. Kontrakt przypomina kotwicę, a akt jego zawiązania silnie wpływa na obydwie jednostki. Śmierć jednej ze stron, bądź zerwanie kontraktu wpływa zarówno na medium, jak i ducha, jednak dużą rolę odgrywają tutaj jednak cechy temperamentalno-osobowościowe, a także kompatybilność, poziom więzi między senkenshą a yūrei.
Przerwał na chwilę, by wziąć oddech i poukładać sobie informacje, bo sam powoli zaczął się gubić w tym, o czym już wspominał, a o czym nie.
— Ogółem to dusza zawsze bardziej cierpi na stracie kontraktora, odbiera im to ponownie cielesną powłokę i przede wszystkim wywołuje wstrząs... duchowy, który zaburza zdolności poznawcze, w tym przede wszystkim ingeruje w pamięć. A z każdym utraconym wspomnieniem yūrei coraz bliżej zbliża się do utraty celu i własnego imienia, a to z kolei proces staczania się w otchłań szaleństwa. Nie wiem, ile dokładnie kontraktów może zawiązać duch, ale wydaje mi się, że zależy to od jego silnej woli i stabilności. Im mniej dotkliwie obrywa, gdy traci medium, tym lepiej dla niego, co skłania do postawienia tezy, że im dłużej i im lepiej dogaduje się z senkenshą, tym bardziej cierpi na jego utracie i tym łatwiej o zatracenie celu, czy imienia. Nie zmienia to jednak faktu, że w żadnym przypadku tracenie kontraktu nie jest przyjemnym procesem i żaden yūrei nie będzie sobie pozwalał na skakanie między medium. Jeżeli ktoś im nie przypasuje, to raczej będę preferowały wydrenowanie go do maksimum, niż celowe doprowadzenie do jego uśmiercenia, bądź zerwania kontraktu — Kolejna chwila przerwy w słowotoku, w którym barman nie miał nawet cienia szansy na zadanie jakieś pytania. — Dla medium utracenie yūrei też jest wstrząsem, natomiast nie wydaje mi się, żeby mogło do doprowadzić do narażenia życia. Zdrowia być może, komfortu na pewno, ale raczej nie jest wysoko-zagrażające, chociaż nigdy nie trafiłem na nikogo, kto straciłby yūrei, z którym był kompatybilny przez długi czas. Nie wiem też, jak rozwiązuje się kontrakty, czy rozwiązanie kontraktu jest mniej bolesne, niż śmierć senkenshy z punktu widzenia yūrei. Natomiast na logikę - wątpię, by był to przyjemny proces, inaczej wiązanie paktu byłoby znacznie bardziej niebezpieczne dla medium, gdyby niezadowolony duch mógł tak po prostu pstryknąć palcami i się go pozbyć, gdy stwierdzi, że jednak woli kogoś innego. Powiedziałbym więc, że tracenie kontraktu może być jak gra w rosyjską ruletkę. Jest szansa, że pięć razy uda się ujść z życiem, ale tak samo jest szansa, że za pierwszym razem straci się wszystko. Pytanie brzmi, czy są sposoby na obejście tego, ale nigdy się nie dokopałem do informacji, które wspominałyby o ukrytej furtce dla dusz, gdy chcą przeskoczyć na kogoś innego.
Pytanie było krótkie, a odpowiedź Blotki ponownie stanowiła długi monolog. Prawda była jednak taka, że sam dalej miał mnóstwo pytań w obrębie kontraktu. Jakie dokładnie cechy indywidualne wpływały na zdolność do długiego przetrwania? A może to nie cechy, a czysty przypadek? Czy sam rodzaj celu miał znaczenie? Owszem, każde yūrei przeżywało silne, obsesyjne emocje, ale czy trudność osiągnięcia swoich pragnień była tutaj istotna? Tyle pytań wciąż pozostawało bez odpowiedzi.
Nagle krótki impuls bólu, który rozszedł się wzdłuż jego prawej skroni przypomniał mu jednak, że może nie jest to najlepszy moment na stawianie tez naukowych i rozważania, jak można by przeprowadzić odpowiednie badania na yūrei. Czuł się, jakby przez nerwy zaczął trzeźwieć, natomiast nie był to z pewnością bezbolesny proces.
"Spokojnie. Słyszałem gorsze podrywy."
— NIE! — Wydarło się mężczyźnie zdecydowanie zbyt głośno, przez co gadające swobodnie panie na chwilę zamilkły i zerknęły na niego z zaskoczeniem, a on sam odruchowo zatkał sobie usta i opuścił głowę, pozwalając, by włosy zakryły mu twarz. Puścił też taśmę mierniczą, bo z boku jego poczynania musiały definitywnie wyglądać dziwnie. — W sensie, nie, że nie słyszałeś gorszych, znaczy chodzi mi o to, że nie próbuję ciebie poderwać, nie, żebym miał coś przeciwko tobie, znaczy nie oto mi chodzi...
Blotka ukrył twarz w dłoniach, definitywnie nie zachowując się jak zbliżający się do trzydziestki klasyczny przedstawiciel płci męskiej. Po kilku bardzo długich sekundach zorientował się, że najprawdopodobniej barman się z nim droczył. Pracując za barem pewnie spotykał się z wieloma najróżniejszymi sytuacjami, a on jak zwykle słabo odczytał intencję kryjącą się za słowami. W końcu Kōji uporał się ze swoim wewnętrznym nieustannie kpiącym z niego krytykiem podniósł brodę wyżej posyłając rozmówcy spojrzenie pełne żalu i wyrzutu.
— Postaram się z tym uwinąć w przeciągu tygodnia, dwóch, ale po drodze spróbuję jeszcze zobaczyć, z czym jeszcze mogę te wzory porównać — wymamrotał cicho, dalej przeżywając wszystkie swoje dzisiejsze społeczne porażki.
Nie można mu było jednak dalej odmówić zaangażowania, bo pomimo definitywnego kryzysu własnej godności wyciągnął telefon, by wstępnie zapisać tam dokonane obliczenia. Mimo, że miał problemy ze skupieniem, to jednak obraz przedramienia, znajdującego się na nim wzoru i wszystkich ścięgien wypalił się w jego pamięci, jak zawsze, gdy miał okazję zabrać się za coś związanego z jego lekką obsesją.
— Jeśli coś znajdziesz, to chętnie też się przyjrzę takim informacjom — powiedział ostrożnie, zestresowany, że zostanie odebrany jako ktoś narzucający się. — Czasem wygodniej jest sprawdzić coś we dwójkę.
Tak, teraz definitywnie niezależnie od tego, jak bardzo Heizō chciałby nawiązać z nim kontakt wzrokowy, to było to praktycznie niemożliwe przy tym, jak starannie, a jednocześnie z definitywnym doświadczeniem unikał tego Blotka. Chociaż jak na razie barman sprawiał wrażenie nader spokojnego i cierpliwego, a także faktycznie zainteresowanego tematem (co nie było aż tak dobre, bo automatycznie odpalało u inżyniera naukowe monologi), to i tak Kōji odczuwał pewien wewnętrzny niepokój. Może na trzeźwo byłby bardziej ogarnięty.
Nie, nie byłby, nie ma co się oszukiwać.
— Przez długi czas ciężko było to nazwać rozmową — skrzywił się subtelnie, bo jego panika potrafiła wystraszyć nawet te bardziej nieprzyjemne istoty. — Ale teraz tak. Zdarza mi się to. Raczej z tymi bardziej stabilnymi jednostkami, ale miałem też nieprzyjemność widzieć zatracające się yūrei i wcale nie mam ochoty na powtórkę tego doświadczenia.
Dzisiejszej nocy Blotka najwyraźniej przeżywał gwałtowne zmiany nastroju i zachowania, bo teraz z kolei zaczął robić się senny. Zamknięte powieki nadawały wrażenia, jakby faktycznie odpłynął w połowie wypowiedzi barmana, ale była to złudne odczucie. Odcinając się od bodźców wizualnych łatwiej było mężczyźnie skupić się na treści słów.
— 2035, ludzie tworzą zaawansowane protezy zdolne do zastępowania kończyn, a tu nagle człowiek musi się zderzyć z istnieniem zaświatów. Duchowość potrafi umierać wraz z nauką i technologią, temu nie da się zaprzeczyć. Chociaż mam wrażenie, że widzenie więcej zawsze stanowiło temat taboo. W niektórych rejonach świata szamani byli szanowani, a w innych paliło się kobiety na stosach. Chciałbym kiedyś dowiedzieć się, jak rdzenni Amerykanie postrzegają ten temat. Albo Europejczycy, ze swoim monoteizmem. — Tak. Teraz Hattori miał potwierdzenie, że Kōji jeszcze nie zasnął. — W takim razie i tak trochę musiałeś się najeździć. Wydajesz się być bardzo zaangażowany, by mieć święty spokój od dusz. Nie, żebym tego nie rozumiał, ich towarzystwo nie bywa najprzyjemniejsze.
Kryło się w tym subtelne, niewypowiedziane pytanie, które bardzo łatwo można było ominąć. Kōji nie miał w tendencji przymuszania kogokolwiek do odpowiedzi, a tym bardziej obcych sobie osób.
@Hattori Heizō
— Nie ma nic specjalnie zaskakującego w tym, że tak trudny temat wiąże się z pewną radyla... radykady... radykalizacją myślenia. — Niespodziewanie jego język postanowił się poplątać. — Osobiście uważam, że tutaj ciężko stwierdzić, jaki rodzaj podejścia jest lepszy. Punkt widzenia zawsze będzie zależał od punktu siedzenia.
Znalazł się filozof od siedmiu boleści, który odkrył prawdę wszechświata. Natomiast najwyraźniej mówienie oczywistych oczywistości było częścią pakietu "wypiłem o kilka drinków za dużo". Podobnie jak coraz wyraźniejsze uczucie dziwnego napięcia w mięśniach, jakby cały czas były gotowe do gwałtownego ruchu i pogłębiające się problemy z koncentracją, przez co oczy inżyniera coraz częściej skakały po tle za sylwetką mężczyzny, bo nagle utrzymywanie kontaktu wzrokowego zdawało się być zbyt trudnym wysiłkiem. Najwyraźniej zdążył się już przebodźcować, chociaż powodem nie była sama ta jedna rozmowa, a cały dzień, który zaczął męczyć jego układ nerwowy. Zupełnie, jakby ospały i przeciążony mózg chciał go ponaglić, by w końcu zorganizował sobie transport do mieszkania, gdzie mógłby lec w swoim łóżku.
— I tak, i nie. — Jak na trudności ze skupieniem wzroku na jego punkcie wciąż zadziwiająco dobrze nadążał za tokiem rozmowy. — Kontrakty są koniecznie dla yūrei, bez nich nie mogą spełnić swojego celu, a jak nie mają możliwości jego spełniania, to popadają w szaleństwo. Jednak tempo rozpadu ich... myśli jest indywidualne. Kontrakt przypomina kotwicę, a akt jego zawiązania silnie wpływa na obydwie jednostki. Śmierć jednej ze stron, bądź zerwanie kontraktu wpływa zarówno na medium, jak i ducha, jednak dużą rolę odgrywają tutaj jednak cechy temperamentalno-osobowościowe, a także kompatybilność, poziom więzi między senkenshą a yūrei.
Przerwał na chwilę, by wziąć oddech i poukładać sobie informacje, bo sam powoli zaczął się gubić w tym, o czym już wspominał, a o czym nie.
— Ogółem to dusza zawsze bardziej cierpi na stracie kontraktora, odbiera im to ponownie cielesną powłokę i przede wszystkim wywołuje wstrząs... duchowy, który zaburza zdolności poznawcze, w tym przede wszystkim ingeruje w pamięć. A z każdym utraconym wspomnieniem yūrei coraz bliżej zbliża się do utraty celu i własnego imienia, a to z kolei proces staczania się w otchłań szaleństwa. Nie wiem, ile dokładnie kontraktów może zawiązać duch, ale wydaje mi się, że zależy to od jego silnej woli i stabilności. Im mniej dotkliwie obrywa, gdy traci medium, tym lepiej dla niego, co skłania do postawienia tezy, że im dłużej i im lepiej dogaduje się z senkenshą, tym bardziej cierpi na jego utracie i tym łatwiej o zatracenie celu, czy imienia. Nie zmienia to jednak faktu, że w żadnym przypadku tracenie kontraktu nie jest przyjemnym procesem i żaden yūrei nie będzie sobie pozwalał na skakanie między medium. Jeżeli ktoś im nie przypasuje, to raczej będę preferowały wydrenowanie go do maksimum, niż celowe doprowadzenie do jego uśmiercenia, bądź zerwania kontraktu — Kolejna chwila przerwy w słowotoku, w którym barman nie miał nawet cienia szansy na zadanie jakieś pytania. — Dla medium utracenie yūrei też jest wstrząsem, natomiast nie wydaje mi się, żeby mogło do doprowadzić do narażenia życia. Zdrowia być może, komfortu na pewno, ale raczej nie jest wysoko-zagrażające, chociaż nigdy nie trafiłem na nikogo, kto straciłby yūrei, z którym był kompatybilny przez długi czas. Nie wiem też, jak rozwiązuje się kontrakty, czy rozwiązanie kontraktu jest mniej bolesne, niż śmierć senkenshy z punktu widzenia yūrei. Natomiast na logikę - wątpię, by był to przyjemny proces, inaczej wiązanie paktu byłoby znacznie bardziej niebezpieczne dla medium, gdyby niezadowolony duch mógł tak po prostu pstryknąć palcami i się go pozbyć, gdy stwierdzi, że jednak woli kogoś innego. Powiedziałbym więc, że tracenie kontraktu może być jak gra w rosyjską ruletkę. Jest szansa, że pięć razy uda się ujść z życiem, ale tak samo jest szansa, że za pierwszym razem straci się wszystko. Pytanie brzmi, czy są sposoby na obejście tego, ale nigdy się nie dokopałem do informacji, które wspominałyby o ukrytej furtce dla dusz, gdy chcą przeskoczyć na kogoś innego.
Pytanie było krótkie, a odpowiedź Blotki ponownie stanowiła długi monolog. Prawda była jednak taka, że sam dalej miał mnóstwo pytań w obrębie kontraktu. Jakie dokładnie cechy indywidualne wpływały na zdolność do długiego przetrwania? A może to nie cechy, a czysty przypadek? Czy sam rodzaj celu miał znaczenie? Owszem, każde yūrei przeżywało silne, obsesyjne emocje, ale czy trudność osiągnięcia swoich pragnień była tutaj istotna? Tyle pytań wciąż pozostawało bez odpowiedzi.
Nagle krótki impuls bólu, który rozszedł się wzdłuż jego prawej skroni przypomniał mu jednak, że może nie jest to najlepszy moment na stawianie tez naukowych i rozważania, jak można by przeprowadzić odpowiednie badania na yūrei. Czuł się, jakby przez nerwy zaczął trzeźwieć, natomiast nie był to z pewnością bezbolesny proces.
"Spokojnie. Słyszałem gorsze podrywy."
— NIE! — Wydarło się mężczyźnie zdecydowanie zbyt głośno, przez co gadające swobodnie panie na chwilę zamilkły i zerknęły na niego z zaskoczeniem, a on sam odruchowo zatkał sobie usta i opuścił głowę, pozwalając, by włosy zakryły mu twarz. Puścił też taśmę mierniczą, bo z boku jego poczynania musiały definitywnie wyglądać dziwnie. — W sensie, nie, że nie słyszałeś gorszych, znaczy chodzi mi o to, że nie próbuję ciebie poderwać, nie, żebym miał coś przeciwko tobie, znaczy nie oto mi chodzi...
Blotka ukrył twarz w dłoniach, definitywnie nie zachowując się jak zbliżający się do trzydziestki klasyczny przedstawiciel płci męskiej. Po kilku bardzo długich sekundach zorientował się, że najprawdopodobniej barman się z nim droczył. Pracując za barem pewnie spotykał się z wieloma najróżniejszymi sytuacjami, a on jak zwykle słabo odczytał intencję kryjącą się za słowami. W końcu Kōji uporał się ze swoim wewnętrznym nieustannie kpiącym z niego krytykiem podniósł brodę wyżej posyłając rozmówcy spojrzenie pełne żalu i wyrzutu.
— Postaram się z tym uwinąć w przeciągu tygodnia, dwóch, ale po drodze spróbuję jeszcze zobaczyć, z czym jeszcze mogę te wzory porównać — wymamrotał cicho, dalej przeżywając wszystkie swoje dzisiejsze społeczne porażki.
Nie można mu było jednak dalej odmówić zaangażowania, bo pomimo definitywnego kryzysu własnej godności wyciągnął telefon, by wstępnie zapisać tam dokonane obliczenia. Mimo, że miał problemy ze skupieniem, to jednak obraz przedramienia, znajdującego się na nim wzoru i wszystkich ścięgien wypalił się w jego pamięci, jak zawsze, gdy miał okazję zabrać się za coś związanego z jego lekką obsesją.
— Jeśli coś znajdziesz, to chętnie też się przyjrzę takim informacjom — powiedział ostrożnie, zestresowany, że zostanie odebrany jako ktoś narzucający się. — Czasem wygodniej jest sprawdzić coś we dwójkę.
Tak, teraz definitywnie niezależnie od tego, jak bardzo Heizō chciałby nawiązać z nim kontakt wzrokowy, to było to praktycznie niemożliwe przy tym, jak starannie, a jednocześnie z definitywnym doświadczeniem unikał tego Blotka. Chociaż jak na razie barman sprawiał wrażenie nader spokojnego i cierpliwego, a także faktycznie zainteresowanego tematem (co nie było aż tak dobre, bo automatycznie odpalało u inżyniera naukowe monologi), to i tak Kōji odczuwał pewien wewnętrzny niepokój. Może na trzeźwo byłby bardziej ogarnięty.
Nie, nie byłby, nie ma co się oszukiwać.
— Przez długi czas ciężko było to nazwać rozmową — skrzywił się subtelnie, bo jego panika potrafiła wystraszyć nawet te bardziej nieprzyjemne istoty. — Ale teraz tak. Zdarza mi się to. Raczej z tymi bardziej stabilnymi jednostkami, ale miałem też nieprzyjemność widzieć zatracające się yūrei i wcale nie mam ochoty na powtórkę tego doświadczenia.
Dzisiejszej nocy Blotka najwyraźniej przeżywał gwałtowne zmiany nastroju i zachowania, bo teraz z kolei zaczął robić się senny. Zamknięte powieki nadawały wrażenia, jakby faktycznie odpłynął w połowie wypowiedzi barmana, ale była to złudne odczucie. Odcinając się od bodźców wizualnych łatwiej było mężczyźnie skupić się na treści słów.
— 2035, ludzie tworzą zaawansowane protezy zdolne do zastępowania kończyn, a tu nagle człowiek musi się zderzyć z istnieniem zaświatów. Duchowość potrafi umierać wraz z nauką i technologią, temu nie da się zaprzeczyć. Chociaż mam wrażenie, że widzenie więcej zawsze stanowiło temat taboo. W niektórych rejonach świata szamani byli szanowani, a w innych paliło się kobiety na stosach. Chciałbym kiedyś dowiedzieć się, jak rdzenni Amerykanie postrzegają ten temat. Albo Europejczycy, ze swoim monoteizmem. — Tak. Teraz Hattori miał potwierdzenie, że Kōji jeszcze nie zasnął. — W takim razie i tak trochę musiałeś się najeździć. Wydajesz się być bardzo zaangażowany, by mieć święty spokój od dusz. Nie, żebym tego nie rozumiał, ich towarzystwo nie bywa najprzyjemniejsze.
Kryło się w tym subtelne, niewypowiedziane pytanie, które bardzo łatwo można było ominąć. Kōji nie miał w tendencji przymuszania kogokolwiek do odpowiedzi, a tym bardziej obcych sobie osób.
@Hattori Heizō
Hattori Heizō ubóstwia ten post.
maj 2038 roku