I co się gapisz?! | Amaya - Tomomi
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Kitamuro Amaya

Nie 11 Gru - 2:13
- Cholera... - poślizgnęła się, kiedy przechodziła przez okno do wnętrza opuszczonego budynku. Wyprostowała się z westchnięciem po nieporadnym lądowaniu. Zaczesała za długą już grzywkę palcami do tyłu ścierając z karku chłodną wilgoć po rozpuszczonym śniegu. Rozejrzała się wśród ciemności wokół sięgając do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Kilkoma stuknięciami włączyła tryb latarki w komórce i z takim też prowizorycznym oświetleniem ruszyła przed siebie.
Wnętrze budynku było zrujnowane. Zza obdrapanego na ścianach tynku wyglądały żywe cegły. Farba marszczyła się i odpadała miejscami od wyczuwalnej w powietrzu wilgoci. Nie dziwiło jej więc, że wejście oklejone było ostrzeżeniami o zawaleniu. Kroki stawiała ostrożnie uważając na zdradliwą podłogę. Gdzieniegdzie dostrzegała butelki i puszki po piwie. Nie wszystkie były tak samo zakurzone. Oznaczało to, że miejsce to było co jakiś czas mimo wszystko odwiedzane. Obiecujące wydawało się też młodzieżowe graffiti butnie ozdabiające ścianę przed wejściem na wyższą kondygnację budynku. Szukała w końcu dzieciaka, który uciekł z domu i nie dawał znaku życia przez zawrotną dobę...  Na samo wspomnienie spotkania ze zleceniodawcami wywróciła oczami. Mając takich starych też czułaby potrzebę zrobienia sobie "wolnego" ale nie zamierzała narzekać na głos. Żaden yen nie śmierdział.
- Ciekawe co zrobisz smarku, jak wpadniesz w ręce rodziców... - mruczała zastanawiając się nad konsekwencjami oraz potencjalnymi szlabanami, jakie mogą spłynąć na nieletniego. Stała przy tym przed grafity jedną ręką od niechcenia łapała ostrość do zdjęcia na komórce, a drugą zręcznie otwierała srebrną piersiówkę z whisky rozcieńczoną z colą. To wtedy też, kątem oka dostrzegła cudzą obecność. Niedaleko niej stał mężczyzna. Po karku przeszedł jej dreszcz, a sam alkohol wyszedł jej nosem. Udając, że się zakrztusiła (co było zresztą prawdą) zerknęła przez załzawione oczy na dziwną obecność. Za cichy, z ust nie uchodziła mu para, a we wnętrzu było nie mniej chłodno jak na zewnątrz, jego sylwetka była nieco niewyraźna. Martwy... Ignoruj, ignoruj - powtórzyła do siebie w duchu wycierając wierzchem dłoni twarz. Ignorując mężczyznę, jak gdyby nigdy nic ruszyła schodami na piętro.
Kitamuro Amaya
Shogo Tomomi

Pon 12 Gru - 23:29
Zdeptał papierosa. A może bardziej trzeba było powiedzieć, chciał go zdeptać, bo tlący się jeszcze pet, pozostawał nienaruszony, niezależnie od ilości stąpnięć jego dusznej nogi i równie przeźroczystego, wojskowego buta. Odetchnąłby z niechęcią, gdyby ten oddech wciąż miał. Pozostała mu jednak obserwacja i brzydka, wykręcona emocja obsesyjnej potrzeby wciągnięcia tytoniowego dymu. Tym bardziej, że gromada gówniarzy, wyraźnie ucichła. Albo ulotniła się z legowiska, jakie urządzali sobie od czasu do czasu, zajmując i jego tymczasowe siedzisko. Nie podobało mu się piskliwe towarzystwo, z równie głupimi pomysłami. A możliwe, ze przesiąknięty zazdrością, trzymał się formy, która nie nie dyszała ciężko z przerażeniem, gdy dostrzegała jego sylwetkę. Takich, zdarzało się niewielu ale - wiedział, że bywali też ci niebezpieczni. Ale, bardziej kuszący, jako obiekt złośliwej perswazji.
Oparł się o obdarty z farby i grafitowej godności filar, by ze znudzeniem przekierować wzrok na szmer przy oknie. Ku jego zaskoczeniu, w dziurze po szybie, pojawiła się kobieca twarz, potem cała sylwetka przetoczyła się przez próg. Z uprzejmą ciekawością śledził, jak niezdarnie podnosi się do pionu i mruczy coś pod nosem. Panujący półmrok nie robił mu większej różnicy, a przyzwyczajenie do niewidoczności, dodawało mu swoistej bezczelności w zachowaniu. Jakby za życia mu jej brakowało. A nie brakowało.
Nie zdziwiłby się, widząc kolejnego podrostka w samozwańczym buncie do świata. Ale kobieta, nie przypominała nastolatkę w żadnym stopniu. Gdyby nie przyklejony grymas niezadowolenia do twarzy, byłaby naprawdę ładna. Na wyciagnięcie komórki, zareagował krzywym uśmiechem. Niemal z nonszalancją, wyszedł z cienia, by stanąć na granicy widoczności, ale w polu zdjęciowym. Nieznajoma - o proszę - wyciągnęła piersiówkę, z której pociągnęła solidny - jak mniemał - łyk. Tylko po to, by zmarnować zawartość i pokazowo pozbyć się alkoholu przez nos. Shogo wyszczerzył się jak kot, ale uśmiech zgasł, kiedy spojrzenie uciekło od jego sylwetki. Widziała go?
Kiedy ruszyła, przesunął się bliżej drzwi, obserwując postać bardziej czujnie. Zmrużył martwe oczy - Nie polecam wędrówki na górę. Trzech ostatnich stopni nie ma. Reszta trzyma się na słowo honoru - zamruczał niemal prowokacyjnie, przysuwając się bliżej, tylko po to, by móc wychwycić reakcję. Jakąkolwiek. I decyzję. Dzieciarnia, zazwyczaj przeciskała się z mniej lub większą wprawą, wyrwą po zwalonej windzie, znajdującą się pod ścianą z drugiej strony pomieszczenia. Ale o tym mówić nie musiał. Jesli dobrze słyszał, mówiła coś o smarkach. Ale smarków, prawdopodobnie na górze już nie było. Nie po rabanie jaki zdążyła już narobić. Trochę go to bawiło. Częściowo ciekawiło. A w dużej mierze - nudziło, bawiąc się tylko od czasu do czasu, spięciem obwodów przy windzie.

@Kitamura Amaya
Shogo Tomomi
Kitamuro Amaya

Wto 13 Gru - 10:08
O ile brakowało jej kociej zwinności, o tyle jednak nie można było odmówić bystrości w spojrzeniu. Jak rozważnie poruszane w ciasnej przestrzeni ostrze miecza, przesuwała szarymi tęczówkami od jednego do drugiego celu. Kupki śmieci oraz ślady młodzieżowej dewastacji stawały się wskazówkami, opowiadały o tym miejscu oraz o tych którzy je odwiedzali. Był to jeden z niewielu opuszczonych budynków znajdujących się miedzy szkołą, a miejscem zamieszkania zaginionego. Zdawała sobie sprawę, że przez to musiało przewinąć się tu dziesiątki smarkaczy, lecz też wiedziała, po prostu wiedziała, że to właśnie tu powinna przyjść po wskazówki dotyczące tego konkretnego. Intuicja, przeczucie.
Kącik ust niewyraźnie drgną w satysfakcji widząc grafity. W tym samym odcieniem farby była pobrudzona bluza zwinięta w kulę i wciśnięta za szafę. Wyuczonymi ruchami zmieniła orientację telefonu włączając aparat odtwarzając pewną detektywistyczną rutynę. Nie spodziewała się towarzystwa... Gdy te odkryła postanowiła zachować pozory ignorancji, niewiedzy. Duchy dzieliły się na te, które trzymały się z daleka i te, które potrafiły być natrętne. Nie zamierzała tego w tym momencie testować, nie potrzebowała. Skryła swoje zachowanie za fasadą nieporadności, przypadku. Bo to ktoś raz się zakrztusił alkoholem...? Odkaszlnęła na poważnie by złapać oddech, a potem jeszcze dwa razy dla zmyłki. Jak gdyby nigdy nic kontynuowała obchód. Puściła mimo uszu duszną uwagę rozpoczynając wspinaczkę po schodach. Chciała utrzymać pozory tego, że go nie dostrzega oraz cóż...no, słuchanie uwag kogoś martwego nie wydawało jej się rozsądne - niekoniecznie musiały należeć do kategorii "złotych" skoro właściciel nie korzystał już z życia, prawda? Będąc odwróconą plecami wzięła głębszy oddech na uspokojenie. Czuła nieprzyjemne uczucie bycia obserwowaną. Nie lubiła tego. Chciała szybko przejrzeć kamienicę i wyjść, albo chociażby zejść z linii jego spojrzenia. Zaabsorbowana tym za późno zwróciła uwagę na to, że w pewnym momencie faktycznie nie poczuła oporu pod stopą.
Trzymający się na słowo honoru stopień momentalnie uległ pod jej wagą. Ze chrzęstem zmęczone drewno wchłonęło najpierw stopę, połowę łydki, kolano. Resztki sypiącej się konstrukcji z hukiem roztrzaskały się o niższą kondygnację. Amaya wystraszona opuściła komórkę, która po stopniach poleciała na parter, pod stopy zjawy. Pani detektyw podparła się jedną ręką o poręcz, a drugą o cokolwiek. Wydawało się, że nie powinna lecieć w dół. Westchnęła z ulgą. Nieporadnie zaczęła się podciągać i odsuwać pod ścianę, gdzie nośność uchowanych stopni powinna być większa. Dopiero zastygła i przyklejona do ściany poczuła, że opanowała sytuację. Prawie.
- Możesz przestać się gapić?! - fuknęła w stronę ducha, którego obecność, w blasku leżącej pod jego stopami komórki, była wyraźnie zauważalna. Amayę to w tym momencie drażniło. Nie była tanim show, czy programem telewizyjnym. Nie lubiła tego ostentacyjnego wlepiania w nią oczu. A para konkretnie tych martwych wydawała się aż nazbyt żywa - Miałeś rację, zadowolony? A teraz zejdź mi z oczu. Nie mam nastroju - burknęła, czując się nieznacznie lżej po tym, jak dała upust frustracji. Kontynuowała wspinaczkę pokonując koślawym rozkrokiem ostatnią przeszkodą. Znalazła się na piętrze tylko teraz mało co widziała - komórka była w innym miejscu. Skrzywiła się ale udając, że taki był plan czekała aż jej własne oczy względnie przyzwyczają się do półmroku. Wyciągniętą ręką sunęła po ścianie kierując się do najbliższego pokoju
Kitamuro Amaya
Shogo Tomomi

Pią 23 Gru - 18:37
Początkowe wrażenie niezdarności, bądź suchego niedopasowania do sytuacji i miejsca, ustąpiło. Nieznajoma, chociaż w nieco chaotycznej metodyce, zdawała się wiedzieć co robiła. I po co. Było w jej ruchach coś znajomego, coś, co kusiło, by pozostał uwagą na dłużej, niezrażony początkową obserwacją, czy własną i celową - ignorancją. Z nałogowym rozczuleniem, pozostawił dogasający pet już samemu sobie. Oblizał tylko niematerialne wargi, jakby mógł zebrać koniuszkiem języka pozostałości ostatniego papierosa, jakiego wypalił przed śmiercią. Jasne w przebiciu mroku tęczówki, prześledziły ścieżkę poruszania się kobiety, zbierając kolejne, imponujące sygnały, że tym razem jego niewidzialna persona, została dostrzeżona.
Czemu właściwie zrujnowany budynek znalazł się w polu jego zainteresowania? Auto. Nie tak daleko, wystarczająco dobrze ukryte, znajdowało się jego dawne, stuningowane auto. Z gorejącym pragnieniem, mógł ledwie krążyć wokół znajomych linii metalu i kauczuku. Przede wszystkim jednak nie mógł pozwolić, by buntownicza dzieciarnia, przypadkowo upatrzyła sobie jego własność. Nienawidził się dzielić. I wiedział doskonale, jak zaborczy potrafił w tym być, gdy przychodziło o walkę. Granice przesuwały się wtedy niemal ku skrajnościom, a jego aktualna forma, w ten nieokreślony sposób, potęgowała wszelkie, skumulowane i rozcapierzone za życia emocje.
Dopóki kogoś nie znał, nie tak łatwo było o oczywistość, czy potwierdzenie prawdomówności, czy też prawdozachowalności. Dał wiec sobie czas - miał go przecież wiele - by z kształtującą się pod czaszką ciekawością, podążyć za sylwetką kobiety, z sobie tylko znaną arogancją, podsuwając testowaną podpowiedź. Ludzie, potrafili być nieprzewidywalni w swoich reakcja. Czasem, wystarczył głos, by wyprowadzić z równowagi, czasem, potrzebowali napięcia, które wyginało struny obecności dostatecznie wyraźnie, by w końcu ulec. I jeśli miał być szczery, wolał by ulegano mu, nie odwrotnie. Tylko wojskowa naleciałość wypłowiała się w jego umyśli, wyżynając ścieżkę dawno zapomnianych rozkazów.
Obserwował z zaangażowaniem godnym widza, jak kobieta wspina się po schodach, mimo ostrzeżenia, które wystosował. Mógł się pomylić, ale upartość usztywniła podejmowanie decyzji, których raz się podjął. Był im wierny.
Gdyby mógł, pewnie podparłby brodę o wierzch zwiniętej w pięść dłoni, nie przerywając sobie przyjemności z obserwowanej sceny i konsekwencji, na jakie naraziła się nieznajoma. Już po chwili, zgodnie z ostrzeżeniem, słowo honoru jęknęło ze zgrzytem starości i upadło w towarzystwie rumoru rozpadających się fragmentów stopni. Co dziwne, nie usłyszał nawet jęku skargi po stronie wspominającej się. A jego nie rozproszył klekot upadającej komórki, wdzięcznie zatrzymując się u jego stóp. Nawet nie próbował powstrzymać martwych warg, które rozciągnęły się w krótkim, złośliwie kocim uśmiechu. Nachylił się i kucnął nad bijącym z komórki światłem w pewien sposób dając szansę kobiecie, by - mogła nieco wyraźniej przyjrzeć się jego śmiertelnej twarzy.
- Mogę - satysfakcja. Śliska, czołgająca się w miejscu, gdzie kiedyś miał krtań, wypełniająca głos po sam brzeg. A jednak. Miał rację. Widziała go. I na zadane pytanie - odpowiadał zgodnie z prawdą. Mógł to zrobić, w potencjale decyzji w końcu należała podobna akcja. Ale, pytanie, pozostawało pytaniem. Nie prośbą - ale po co? - dodał już uprzejmie, z powagą niemal. Podniósł się do pionu, przestępując krok ponad telefonicznym blaskiem.
- Potwierdzam. Miałem rację - skinął głową, pozostając w tym samym tonie. Zmrużył ślepia, słysząc płynące ku sobie, rozdrażnione emocją rozkazy - nie mam nastroju, na schodzenie ci z oczu - ta sama, zachowawcza uprzejmość oscylowała gdzieś pomiędzy niezdecydowaną emocją. Kobieta w w równie nieokreślony, jak cała sytuacja sposób, była "urocza" w swoim niezadowoleniu. A może, był to tylko jego osobisty wyznacznik upodobanych zachowań? Jednocześnie, czuł zgrzyt w perspektywie konieczności, która zmuszałaby go do oddania komuś decyzyjności. To jednak, wciąż leżało w jego granicach uznania.
Pojawił się na górze sekundę później, nawet nie zastanawiając się długo nad dalszym działaniem. Stanął przed kobietą, dokładnie w miejscu, gdzie ziała kolejna wyrwa. Może ni tak spektakularna jak na dole, ale dla kogoś kto nie znał miejsca, mogła nabawić co najmniej siniaków. Wychylił się, patrząc jak śledzi dłonią fakturę ściany - W podłodze nie ma dziur, a ta ściana już je ma - podzielił się jeszcze jedną bezcenną radą - A dzieciarnia wróci za jakąś godzinę, dwie. Jak znudzą się wałęsaniem - może celował na chybił, ale czegoś musiała szukać. Zaczekał, aż zlokalizuje go po głosie, po czym przemieścił się znowu, tym razem, pojawiając się bliżej środka opuszczonego pomieszczenia, wciąż pozostając w polu jej ograniczonego mrokiem widzenia.

@Kitamuro Amaya


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi
Kitamuro Amaya

Sro 4 Sty - 23:44
Niektórzy twierdzili, że się zmieniła. Nie było to do końca prawdą. Zawsze była impulsywna, hop do przodu, odważna, a tam gdzie to nie wystarczało używała ostrych słów. Zależało jej jednak mniej. Dlatego nocą, kiedy inni oglądali w domach Szklaną Pułapkę śmiejąc się do rozpuchu, ona szukała bananowego buntownika w opuszczonych domach próbując być przy tym zgryźliwą dla martwych ludzi. Co mogło się nie udać?
Satysfakcja. Nie była pewna czy bardziej nienawidzi tego jak brzmi, czy tego jak odmalowuje się na męskiej, martwej twarzy. Oczywiście. Czego innego mogła się spodziewać. Nieświadomie zadarła podbródek w obronnym geście. Zupełnie tak, jakby to miało sprawić, że miedzy nimi wyrośnie dodatkowa ściana. Odzyskawszy rezon zmrużyła powieki w dezaprobacie. Jakiej innej postawy oczekiwała? Szare spojrzenie z ciekawością przesunęło się na ziejące w klatce rany wyglądające postrzałowe. Nie była pewna, lecz widziała ślady szarpaniny na twarzy. Miała nadzieję, że ten budynek był odwiedzany tylko przez znudzone, bogate dzieciaki, a nie seryjnych morderców.
- Nie mam nastroju, na schodzenie ci z oczu
- Schlebia mi to skarbie, lecz nam nie wyjdzie. Masz kilka dziurek za mało by nabawić mnie koszmarów - syknęła złośliwie, bezwstydnie, arogancko. Czy zbiła go trochę z tropu i starła tej satysfakcji z twarzy? Miała nadzieję - Niektórzy z nas są wstanie skrzywdzić drugich i nie mówię tu o tobie. Pilnuj granic - nie chciała dać sobie wejść na głowę. Nie była bezbronna wobec duchów - dała więc ostrzeżenie. Niczym kotka poruszająca niespokojnie ogonem przed wykorzystaniem pazurów. Potem zignorowała go ruszając przed siebie.
Wstrzymała oddech zdając sobie sprawę, że nie nacieszyła się długo prywatnością. Męski głos zakołysał się ponownie. Niewyraźna, dymna poświata zawisła zaś przed nią. Stał. Tutaj, na przeciw niej. Przygryzła wargę starając się zakamuflować zaskoczenie i powstrzymać dreszcz. Przeszła przez niego stosując się (niechętnie) do wskazówki. Dłoń znalażła ubytek, który sprawnie wyminęła. Znalzała się w pokoju. Tak, zdecydowanie należała do młodzieżowej szajki.
- Gdyby zaciupała cię banda nieletnich morderców też byś mi powiedział, czy wolałbyś zachować to dla siebie? - poszukiwany dzieciak lubił Fortnite'a więc na pewno nie był mordercą ale Amayę nieco niepokoił duch wyglądający na takiego co raczej niechcący nie odszedł z tego świata. Mówiąc przykucnęła przy smudze wyrytej w drewnie na podłodze ciągnącą się zaraz za futryną. Przetarła ją palcem szacując głębokość, a potem poruszyła skrzydłem drzwi. Nie poruszały się płynnie. Ewidentnie jeden zawias zaczynał odmawiać posłuszeństwa, nieco opuszczone drzwi żłobiły więc krawędzią podłogę. Trzeba było użyć siły. Dzieciaki pewnie wchodziły do pokoju z gwałtownością forsując drzwi i nie zwracając na nic uwagi. Otwierały się do wnętrza pokoju. Idealnie. Potrzebowała jakiegoś krzesła, deski... Rozejrzała się po pokoju widząc nieco więcej. Ruszyła w kierunku zakurzonego okna - najjaśniejszego źródła światła.
Kitamuro Amaya
Sponsored content
maj 2038 roku