21.07.2014
Kolejna uliczka mijana w ulewie na rowerze. Zgodził się, oczywiście że się zgodził przyjechać na prośbę Kagune, chociaż był wręcz pewny że jej prośba o parasol wcale nie była prośbą o parasol - widział przecież, że go zabrała ze sobą. Dlaczego intuicyjnie zabrał plecak z apteczką jakby wiedział, że coś się stało? Zabrał ze sobą też butelki z wodą, jakby trzeba było coś przepłukać, naturalnie nożyk sprężynowy, który na prędce wyciągnął z szopy, w której trzymali narzędzia, mając cichą nadzieję, że ich ojciec tego nie zauważy. Nie powinien, nie zaglądał tam często.
Zgarnął do torby też dwie saszetki z kocim jedzeniem, które ich matka wystawiała czasem dla tych bezdomnych włóczących się po okolicy. Znów chodziło o zwierzaka? Na wszelki wypadek w koszyku na jego rowerze leżała pelerynka i dwie miseczki, a do tego jeszcze kocyk. Zabrał też swój portfel, wiedząc że może być potrzebny weterynarz. Jeśli się tym zajmą, co dalej z kociakami? Znów szukanie domu dla nich pod niewiedzą rodziców? A może tym razem będą szczeniaki? Chociaż miał cichą nadzieję, że nie chodziło o żadnego zwierzaka, wciąż pamiętając ostatnią reprymendę od rodziców, jaką dostali, za ukrywanie przed nimi bezdomnych przybłęd.
- No dalej... durne światło... - rzucił pod nosem, zatrzymując się na jednym z przejść, na którym było mnóstwo samochodów. Dojeżdżał już do granicy z Karafuruną... i nie był zachwycony tym faktem, wiedząc że jeśli się spóźni, na rowerze będzie ciężko im wrócić. Jeszcze dwie, może trzy godziny, a wszyscy ludzie wypłyną na ulicę, pijąc i się bawiąc. Nie chciał przeprowadzać siostry przez tamtą dzielnicę, kiedy wszędzie zaczną pojawiać się balownicy, i członkowie gangów, i całe zło Fukkatsu! Powinien pomyśleć o tym wcześniej, zanim brał rower, ale to było pierwsze o czym pomyślał. Tak zawsze było szybciej dostać się do weterynarza...
Wciąż nie rozumiał, dlaczego nie wsiadła po prostu do pociągu, wracając do domu. Powtarzał rodzicom wielokrotnie, że przecież mógł ją odbierać z zajęć - ale oni uparcie twierdzili, że albo Kagune da sobie radę, albo że jeden z rodziców jej koleżanek miał ją odwieźć. A on jak idiota nigdy nie powiedział o tym, gdzie jego siostra się włóczy, i ile razy tak czy siak musiał po nią jechać, bo coś znowu się stało...
Był idiotą. To było pewne, w końcu nawet teraz jak skończony kretyn po prostu wsiadł na rower i pojechał. Czy jak raz, jego siostra nie mogła wrócić z zajęć prosto do domu? Jeden, jedyny raz? Czy o zbyt dużo prosił? Za dużo potrzebował? Jeden spokojny wieczór...
Jeszcze była po zupełnie drugiej stronie miasta. Cholera by to wzięła... co robiła w Karafurunie? Jeszcze tak daleko od wszystkiego! Jeszcze na obrzeżach...
Wzdrygnął się na myśl o Nanashi. Było w nim na tyle współczucia i empatii, że bardziej niż obrzydzenie, ta dzielnica budziła w nim współczucie - ale jednocześnie i lęk. Tym bardziej na myśl, że jego siostra się tam znajdywała, nieopodal... Co jeśli coś się jej mogło stać? Ktoś ją napadł? Nie chciała dużo mówić - nie mogła dużo mówić? Może się bała? Może była szantażowana, może to wszystko było pułapką?
Musiał być ostrożny, jadąc przez deszcz - tym bardziej, że ten asfalt był jeszcze bardziej śliski. Cholerna pora deszczowa, cholerna pogoda, cholerna Kagune nie potrafiąca wrócić bezpośrednio do domu!
W końcu dojechał na miejsce, zeskakując z roweru i mało nie wpadając w ścianę. Całe szczęście zamortyzował go kontener na śmieci, od którego się odbił, próbując nie wylądować całkiem na ziemi.
- Kyou! - zawołała dziewczyna, podbiegając zaraz do brata i przejmując od niego rower, jak i plecak, zupełnie jakby nie przejęła się na początku stanem starszego Nakamury. - Tutaj jest daszek, szybko... proszę, nie teraz, wiem co chcesz powiedzieć... proszę za moment, dziękuję że przyjechałeś.
Nie zdążył z siebie nawet wykrztusić żadnej reprymendy, wzdychając i zaraz opierając rower o ścianę, żeby po tym ruszyć za siostrą mimo niezadowolonego grymasu malującego się na jego twarzy.
- Jakbyś powiedziała, o co chodzi, lepiej bym się przygotował... Jesteś ranna? Albo coś..? Znów chodzi o... - urwał, widząc zaraz przy jakimś pudle jakiegoś dzieciaka. Uważnie zmierzył go wzrokiem, łapiąc siostrę za ramię, jakby chciał ją powstrzymać przed zbliżeniem się do niej, kiedy usłyszał ciche miauknięcia, dochodzące z pudełka. Przesunął wzrok z zaniedbanego dzieciaka, na karton.
Westchnął, kręcąc zaraz głową. W co znowu dał się wrobić?
- Kocyk mam, też trochę karmy... poczekaj... cie - poprawił się prędko, przypominając sobie, że najwyraźniej Kagune nie była w tym miejscu sama.
Wrócił się po rower, żeby podprowadzić go bliżej. Zdjął z koszyczka osłonkę przed deszczem, zaraz jednak znów obracając się w stronę dzieciaka, z którym jego siostra tutaj wyraźnie siedziała i z westchnięciem zdjął z siebie pelerynkę, która chroniła go przed deszczem.
- Załóż, jesteś też przemoczony i się zaziębisz. Jestem Kyou, ale pewnie już ci o tym powiedziała... - rzucił, posyłając siostrze niezadowolone spojrzenie, zaraz kucając przy pudle z kociakami, chcąc się im nieco przyjrzeć. Niby daszek chronił przed deszczem, ale ulewa była na tyle uciążliwa, że wszystko dookoła i tak było przemoczone.
@Hasegawa Jirō
Wlepiał nieufne spojrzenie w nieznajomego na rowerze, gdy ten tylko pojawił się w zasięgu ich wzroku. Nie pomogło zapowiedzenie jego przyjazdu, nie pomogły żadne zapewnienia ze strony Kagune. Odkąd dzieciak zdał sobie sprawę, że Kyou to nieubłagalnie i niewątpliwie męskie imię, cały zapał co do jeszcze jednego pomocnika spieszącego im z odsieczą całkiem wyparował.
Zamiast przywitać się, gdy w końcu ich rycerz na dwukołowym rumaku się zjawił, wlepiał w niego ogromne ciemne ślepia, nawet nie mrugając i co chwilę pociągał niepocieszony nosem. W aktualnym stanie przypominał zająca, którego ktoś przetyrał po leśnej ściółce przynajmniej kilka kilometrów. Wytarł nos o rękaw wyblakłej, kiedyś zapewne wściekle pomarańczowej bluzy z charmanderem. W zestawieniu z krótkimi ciemnozielonymi spodniami, które wzór moro miały chyba namalowany tylko i wyłącznie brudem z Nanashi, wyglądał jakby nie mógł się do końca zdecydować czy chce być widoczny czy wręcz przeciwnie.
Zerwał się ze swojego posterunku, którym do tej pory było trwanie w kucki przy kartonie i schował się za Kagune, gdy Kyou znalazł się zdecydowanie za blisko i co gorsza, odezwał się do niego. Dziewczynie udało się go jakimś cudem odczepić od swojej spódnicy i wciągnąć mu na grzbiet podaną pelerynę, bo oczywiście nie chciał jej wziąć od obcego. Z jawnym oburzeniem zatrzepotał peleryną. W życiu nie miał czegoś takiego na sobie. Jak on miał teraz wytrzeć nos o bluzę. Pociągnął nim, by podkreślić swoją krzywdę bycia spętanym w przeciwdeszczowy kaftan bezpieczeństwa.
Dał się jednak wygonić z powrotem na swoje stanowisko przy kociętach, choć tym razem zajął miejsce ostentacyjnie jak najdalej od Kyou, nawet się nie przedstawiając i już nie patrząc na niego. Wzrok utkwił w różnorodnej mieszaninie kociąt mających w kartonie swoje legowisko i tym razem bezceremonialnie uklęknął na mokrym asfalcie i przysiadł na brudnych trampkach.
– Mają na imię Koty – odezwał się po dłuższej chwili milczenia, jakby temat zwierząt był jedynym, jaki mógłby poruszyć z kimś obcym – Wszystkie na raz. Tata zabronił im nadawać osobnych imion, bo to koty obiadowe.
Złapał saszetkę z kocią karmą podaną mu przez stojącą za nim Kagune i ostrożnie urwał róg opakowania zamiast otworzyć ją w całości. Nie poczęstował tym zwierząt, a sam zaczął wcinać karmę bez żadnego skrzywienia się, jakby właśnie dorwał mus owocowy w saszetce, czego stojąca za nim dziewczyna nie mogła tak szybko zauważyć.
– Musimy im znaleźć dom żeby nikt ich nie zjadł.
Liczba mnoga. Musimy. Kyou już od samego początku był uwzględniony w tym planie.
@Nakamura Kyou
Zamiast przywitać się, gdy w końcu ich rycerz na dwukołowym rumaku się zjawił, wlepiał w niego ogromne ciemne ślepia, nawet nie mrugając i co chwilę pociągał niepocieszony nosem. W aktualnym stanie przypominał zająca, którego ktoś przetyrał po leśnej ściółce przynajmniej kilka kilometrów. Wytarł nos o rękaw wyblakłej, kiedyś zapewne wściekle pomarańczowej bluzy z charmanderem. W zestawieniu z krótkimi ciemnozielonymi spodniami, które wzór moro miały chyba namalowany tylko i wyłącznie brudem z Nanashi, wyglądał jakby nie mógł się do końca zdecydować czy chce być widoczny czy wręcz przeciwnie.
Zerwał się ze swojego posterunku, którym do tej pory było trwanie w kucki przy kartonie i schował się za Kagune, gdy Kyou znalazł się zdecydowanie za blisko i co gorsza, odezwał się do niego. Dziewczynie udało się go jakimś cudem odczepić od swojej spódnicy i wciągnąć mu na grzbiet podaną pelerynę, bo oczywiście nie chciał jej wziąć od obcego. Z jawnym oburzeniem zatrzepotał peleryną. W życiu nie miał czegoś takiego na sobie. Jak on miał teraz wytrzeć nos o bluzę. Pociągnął nim, by podkreślić swoją krzywdę bycia spętanym w przeciwdeszczowy kaftan bezpieczeństwa.
Dał się jednak wygonić z powrotem na swoje stanowisko przy kociętach, choć tym razem zajął miejsce ostentacyjnie jak najdalej od Kyou, nawet się nie przedstawiając i już nie patrząc na niego. Wzrok utkwił w różnorodnej mieszaninie kociąt mających w kartonie swoje legowisko i tym razem bezceremonialnie uklęknął na mokrym asfalcie i przysiadł na brudnych trampkach.
– Mają na imię Koty – odezwał się po dłuższej chwili milczenia, jakby temat zwierząt był jedynym, jaki mógłby poruszyć z kimś obcym – Wszystkie na raz. Tata zabronił im nadawać osobnych imion, bo to koty obiadowe.
Złapał saszetkę z kocią karmą podaną mu przez stojącą za nim Kagune i ostrożnie urwał róg opakowania zamiast otworzyć ją w całości. Nie poczęstował tym zwierząt, a sam zaczął wcinać karmę bez żadnego skrzywienia się, jakby właśnie dorwał mus owocowy w saszetce, czego stojąca za nim dziewczyna nie mogła tak szybko zauważyć.
– Musimy im znaleźć dom żeby nikt ich nie zjadł.
Liczba mnoga. Musimy. Kyou już od samego początku był uwzględniony w tym planie.
@Nakamura Kyou
Słysząc pociągając nos, wręcz od razu zaczął szukać paczki chusteczek, którą zaraz wyciągnął z kieszeni i podał swojej siostrze, aby ta podała nieznajomemu. Nie zadawał pytań, jeszcze nie teraz, chociaż te pchały się na jego usta. Tak samo jak czysta panika i stres. Nienawidził takich sytuacji, ani tym bardziej takich miejsc - ani tym bardziej...
- Obiado... - powtórzył, jakby dopiero wypowiedzenie tego wszystkiego na głos pomogło mu sobie uświadomić, co dokładnie miało miejsce. I w jakim dokładnie byli miejscu. Jakby zapomniał, jakby chciał czym prędzej wyrzucić to z własnej podświadomości, że byli w tym, a nie w innym miejscu. Jakby...
Podprowadził bliżej rower, zaraz przy pomocy nóżki, blokując go w miejscu. Upewnił się, że ten stał stabilnie i zaraz poprawił kocyk w środku koszyka, chcąc przetransportować kotki do koszyka. Upewnił się, że ten był dobrze zamontowany - najwyraźniej będą musieli upchnąć się na rowerze we trzy osoby, a to znaczyło, że ktoś musiał jechać przed nim. Ufał Kagune bardziej niż temu chłopcu, wolał go mieć na oku. A dziwnie się czuł, zabierając po prostu koty, których wyraźnie teraz pilnował...
Po tym już kucnął przy pudle, również z miseczkę w dłoniach i jego wzrok padł od razu na otwieraną saszetkę.
- Tutaj do miseczk... - urwał przez następne kilka sekund wpatrując się jak nowy kolega jego młodszej siostry zjada saszetkę przeznaczoną dla kotów, i nie rozumiejąc do końca, co właściwie miało miejsce. Jak powinien zareagować? Co to w ogóle miało być... Dlaczego?
Jest głodny przeszło mu przez myśl, zaraz posyłając mu lekki i łagodny uśmiech, kiedy klęknął przy pudle. Włożył miseczkę pierw na bruk, a jedną z czterech butelek z wodą, podsunął pod dzieciaka.
- Znajdziemy... - zerknął do pudełka zaraz. - Ramen, Sushi, Łososia i Tuńczyka do weterynarza - powiedział, wyliczając kocięta po wymyślonych imionach, a jego wzrok zaraz po tym padł na dzieciaka. Powinien mu zabrać tę saszetkę? A może pozwolić dokończyć? Bardziej martwił go stan kociąt, ale jeśli będzie pedałował wystarczająco szybko, ta odrobina powinna być wystarczająca.
- A ciebie Onigiri weźmiemy jeszcze przed tym do 7eleven, i kupimy coś do jedzenia, a po tym też na coś dobrego do jedzenia, jak już upewnimy się, że z kociakami wszystko jest dobrze, zgoda?
- Czy ty go właśnie nazwałeś... Nie wierzę w ciebie, Kyou! - oburzyła się Kagune, zaraz oglądając się na swojego kolegę, który właśnie wysyła zawartość saszetki z kocią karmą. Zamrugała kilka razy w zaskoczeniu. - Czy ty... to jest dla kotów! Nie możesz tego jeść, bo cię brzuch rozboli! - zawołała w panice, zaraz oglądając się na brata jakby szukała w nim pomocy i poparcia.
Starszy Nakamura otworzył drugą saszetkę, wykładając tym razem jej zawartość na miseczkę, a miseczkę wkładając do pudełka. Po tym nalał jeszcze nieco wody, wiedząc że koty często nie miały odruchu picia z samej wody - na pewno nie w momencie, gdyby położył miseczkę z wodą obok tej z jedzeniem. Spojrzał na kociaki, które zaczęły dość głośno miauczeć, kiedy poczuły zapach jedzenia, zanurzając w nim całkiem prędko pyski.
Dopiero po chwili podniósł wzrok na siostrę z cichym westchnięciem i sięgnął po opakowanie dopiero co opróżnionej saszetki, sprawdzając jej skład w chwili milczenia.
- Nasza mama nie kupiłaby czegoś, co miałoby zaszkodzić kotom... więc człowiekowi to też nie zaszkodzi... właściwie to te kocie saszetki mają całkiem dobry skład, w przeciwieństwie do puszek dla psów - rzucił zupełnie spokojnie, choć w duchu naprawdę był załamany całą sytuacją, której nie byłby w stanie nawet przewidzieć. Po tym złożył śmiecia i podsunął chłopakowi nieotwartą butelkę z wodą. - Napij się też, okej? Nie wziąłem dużo jedzenia, ale pójdziemy zaraz do sklepu... jedna saszetka dla ciebie, druga dla nieobiadowych kotków, okej? Nie zabierzesz im? - upewnił się, siedząc tak w przykucu, i spoglądając na chłopaka, nie do końca wiedząc co miał zrobić z nim - i nie wierząc, że naprawdę pozwolił mu zjeść tę saszetkę, którą zabrał dla kotków. Może trochę się obawiał, że przy próbie wyrwania jej, zostanie ugryziony? Mógłby wyjść na uliczkę i sprawdzić czy w okolicy zaraz nie było jakiegoś sklepu, ale z drugiej strony - wyraźnie musiał przypilnować, aby kotki również dostały swoją porcję.
@Hasegawa Jirō
- Obiado... - powtórzył, jakby dopiero wypowiedzenie tego wszystkiego na głos pomogło mu sobie uświadomić, co dokładnie miało miejsce. I w jakim dokładnie byli miejscu. Jakby zapomniał, jakby chciał czym prędzej wyrzucić to z własnej podświadomości, że byli w tym, a nie w innym miejscu. Jakby...
Podprowadził bliżej rower, zaraz przy pomocy nóżki, blokując go w miejscu. Upewnił się, że ten stał stabilnie i zaraz poprawił kocyk w środku koszyka, chcąc przetransportować kotki do koszyka. Upewnił się, że ten był dobrze zamontowany - najwyraźniej będą musieli upchnąć się na rowerze we trzy osoby, a to znaczyło, że ktoś musiał jechać przed nim. Ufał Kagune bardziej niż temu chłopcu, wolał go mieć na oku. A dziwnie się czuł, zabierając po prostu koty, których wyraźnie teraz pilnował...
Po tym już kucnął przy pudle, również z miseczkę w dłoniach i jego wzrok padł od razu na otwieraną saszetkę.
- Tutaj do miseczk... - urwał przez następne kilka sekund wpatrując się jak nowy kolega jego młodszej siostry zjada saszetkę przeznaczoną dla kotów, i nie rozumiejąc do końca, co właściwie miało miejsce. Jak powinien zareagować? Co to w ogóle miało być... Dlaczego?
Jest głodny przeszło mu przez myśl, zaraz posyłając mu lekki i łagodny uśmiech, kiedy klęknął przy pudle. Włożył miseczkę pierw na bruk, a jedną z czterech butelek z wodą, podsunął pod dzieciaka.
- Znajdziemy... - zerknął do pudełka zaraz. - Ramen, Sushi, Łososia i Tuńczyka do weterynarza - powiedział, wyliczając kocięta po wymyślonych imionach, a jego wzrok zaraz po tym padł na dzieciaka. Powinien mu zabrać tę saszetkę? A może pozwolić dokończyć? Bardziej martwił go stan kociąt, ale jeśli będzie pedałował wystarczająco szybko, ta odrobina powinna być wystarczająca.
- A ciebie Onigiri weźmiemy jeszcze przed tym do 7eleven, i kupimy coś do jedzenia, a po tym też na coś dobrego do jedzenia, jak już upewnimy się, że z kociakami wszystko jest dobrze, zgoda?
- Czy ty go właśnie nazwałeś... Nie wierzę w ciebie, Kyou! - oburzyła się Kagune, zaraz oglądając się na swojego kolegę, który właśnie wysyła zawartość saszetki z kocią karmą. Zamrugała kilka razy w zaskoczeniu. - Czy ty... to jest dla kotów! Nie możesz tego jeść, bo cię brzuch rozboli! - zawołała w panice, zaraz oglądając się na brata jakby szukała w nim pomocy i poparcia.
Starszy Nakamura otworzył drugą saszetkę, wykładając tym razem jej zawartość na miseczkę, a miseczkę wkładając do pudełka. Po tym nalał jeszcze nieco wody, wiedząc że koty często nie miały odruchu picia z samej wody - na pewno nie w momencie, gdyby położył miseczkę z wodą obok tej z jedzeniem. Spojrzał na kociaki, które zaczęły dość głośno miauczeć, kiedy poczuły zapach jedzenia, zanurzając w nim całkiem prędko pyski.
Dopiero po chwili podniósł wzrok na siostrę z cichym westchnięciem i sięgnął po opakowanie dopiero co opróżnionej saszetki, sprawdzając jej skład w chwili milczenia.
- Nasza mama nie kupiłaby czegoś, co miałoby zaszkodzić kotom... więc człowiekowi to też nie zaszkodzi... właściwie to te kocie saszetki mają całkiem dobry skład, w przeciwieństwie do puszek dla psów - rzucił zupełnie spokojnie, choć w duchu naprawdę był załamany całą sytuacją, której nie byłby w stanie nawet przewidzieć. Po tym złożył śmiecia i podsunął chłopakowi nieotwartą butelkę z wodą. - Napij się też, okej? Nie wziąłem dużo jedzenia, ale pójdziemy zaraz do sklepu... jedna saszetka dla ciebie, druga dla nieobiadowych kotków, okej? Nie zabierzesz im? - upewnił się, siedząc tak w przykucu, i spoglądając na chłopaka, nie do końca wiedząc co miał zrobić z nim - i nie wierząc, że naprawdę pozwolił mu zjeść tę saszetkę, którą zabrał dla kotków. Może trochę się obawiał, że przy próbie wyrwania jej, zostanie ugryziony? Mógłby wyjść na uliczkę i sprawdzić czy w okolicy zaraz nie było jakiegoś sklepu, ale z drugiej strony - wyraźnie musiał przypilnować, aby kotki również dostały swoją porcję.
@Hasegawa Jirō
Całkowity brak zrozumienia w oczach Kyou spotkał się z identyczną reakcją u Jiro, gdy ten nie wiedział dlaczego starszy chłopak się tak w niego wpatruje. Przecież jadł kocią karmę z saszetki grzecznie, nawet w miarę powoli, nie mlaskając przy tym. Jak cywilizowany człowiek.
– Tuńczyk błękitnopłetwy osiąga rozmiary od dwóch do dwóch i pół metra i masę ciała około trzystu pięćdziesięciu kilogramów – rzucił nagle, nie przerywając jedzenia i podnosząc na Kyou ślepia, by upewnić się, że ten został dostatecznie doedukowany w tej sprawie.
Dzieci w jego wieku terroryzowały innych losowymi faktami o dinozaurach, ale ten zabiedzony szczeniak najwyraźniej przechodził aktualnie tuńczykową fazę. Choć może wedle jakichś teorii spiskowych Godzilla była przerośniętym tuńczykiem, więc balansował na bezpiecznej granicy zainteresowań.
Kocich imion nie skomentował, przyjmując je za oczywistość i wcale nie dostrzegając cienia makabryczności w fakcie, że ratując te kłębki sierści przed zjedzeniem nazywają je dość smacznymi potrawami. Miało to jakiś sens i nawet składało się w sensowną całość.
– Może być Onigiri, nie lubię swojego imienia – zgodził się, chcąc uspokoić Kagune i odwracając się do niej, co od razu uznał za błąd, a jej nagła panika na widok jedzenia tylko go w tym utwierdziła.
Gwałtownie ścisnął saszetkę z kocią karmą, ładując całą jej zawartość do pyska i z trudem choć i umiarkowanym powodzeniem przełykając wszystko na raz, jakby w obawie, że zaraz faktycznie ktoś zdobycz mu odbierze. Puste opakowanie szybko odrzucił w bok, a ręce zaciśnięte w pięści ułożył na kolanach, udając, że po prostu siedział sobie tak cały czas i wcale nic nie żarł. Z załzawionymi oczami i napiętym każdym mięśniem uciekł spojrzeniem do kotów jedzących swoją porcję zupki, pozwalając by Kyou go wybronił.
Tym razem przed wzięciem podsuniętej mu butelki z wodą spojrzał na Kagune, upewniając się, że może, że nie będzie zła, że nie przestanie go za to lubić. Od samego początku wpatrywał się w nią jak w obrazek, teraz wyraźnie przejęty jej reakcją. Napił się wody dopiero, gdy zyskał pewność, że na pewno może.
Z zaskoczeniem malującym się na twarzy odkrył, że woda może smakować tak dobrze, bez piachu zgrzytającego między zębami i tego irytującego posmaku rdzy wypłukiwanego wraz z deszczówką z rynien starych bloków.
– Nie jestem głodny, koty są ważniejsze – zdołał wydusić z siebie w przerwie między kolejnymi łykami, czemu od razu zaprzeczył burczący brzuch – Jak skończą jeść to je zawieziemy do weterynarza, tak? Tam będą mieszkać?
@Nakamura Kyou
– Tuńczyk błękitnopłetwy osiąga rozmiary od dwóch do dwóch i pół metra i masę ciała około trzystu pięćdziesięciu kilogramów – rzucił nagle, nie przerywając jedzenia i podnosząc na Kyou ślepia, by upewnić się, że ten został dostatecznie doedukowany w tej sprawie.
Dzieci w jego wieku terroryzowały innych losowymi faktami o dinozaurach, ale ten zabiedzony szczeniak najwyraźniej przechodził aktualnie tuńczykową fazę. Choć może wedle jakichś teorii spiskowych Godzilla była przerośniętym tuńczykiem, więc balansował na bezpiecznej granicy zainteresowań.
Kocich imion nie skomentował, przyjmując je za oczywistość i wcale nie dostrzegając cienia makabryczności w fakcie, że ratując te kłębki sierści przed zjedzeniem nazywają je dość smacznymi potrawami. Miało to jakiś sens i nawet składało się w sensowną całość.
– Może być Onigiri, nie lubię swojego imienia – zgodził się, chcąc uspokoić Kagune i odwracając się do niej, co od razu uznał za błąd, a jej nagła panika na widok jedzenia tylko go w tym utwierdziła.
Gwałtownie ścisnął saszetkę z kocią karmą, ładując całą jej zawartość do pyska i z trudem choć i umiarkowanym powodzeniem przełykając wszystko na raz, jakby w obawie, że zaraz faktycznie ktoś zdobycz mu odbierze. Puste opakowanie szybko odrzucił w bok, a ręce zaciśnięte w pięści ułożył na kolanach, udając, że po prostu siedział sobie tak cały czas i wcale nic nie żarł. Z załzawionymi oczami i napiętym każdym mięśniem uciekł spojrzeniem do kotów jedzących swoją porcję zupki, pozwalając by Kyou go wybronił.
Tym razem przed wzięciem podsuniętej mu butelki z wodą spojrzał na Kagune, upewniając się, że może, że nie będzie zła, że nie przestanie go za to lubić. Od samego początku wpatrywał się w nią jak w obrazek, teraz wyraźnie przejęty jej reakcją. Napił się wody dopiero, gdy zyskał pewność, że na pewno może.
Z zaskoczeniem malującym się na twarzy odkrył, że woda może smakować tak dobrze, bez piachu zgrzytającego między zębami i tego irytującego posmaku rdzy wypłukiwanego wraz z deszczówką z rynien starych bloków.
– Nie jestem głodny, koty są ważniejsze – zdołał wydusić z siebie w przerwie między kolejnymi łykami, czemu od razu zaprzeczył burczący brzuch – Jak skończą jeść to je zawieziemy do weterynarza, tak? Tam będą mieszkać?
@Nakamura Kyou
maj 2038 roku