Apis Bakr
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Bakr. Apis

Czw 2 Lut - 14:07
Apis Bakr
21.08.1902 - 08.05.1934

Miejsce urodzenia
Giza, Egipt
Miejsce zamieszkania
Asakura

Grupa
nie dotyczy
Stanowisko
nie dotyczy
Zawód
nie dotyczy

Kolor włosów
czarne
Kolor oczu
czarne
Wzrost
192 cm
Waga
85 kg

Znaki szczególne
W formie ducha: brak tęczówek i źrenic. Całość oczu to białka o czarnym kolorze. Niski, melodyjny, ale i charczący głos. Jasna jak księżyc cera. Długie, falowane włosy. Luźne, jedwabne materiały zarzucone na ciało.



Living hell is still living.

𓆸𓆸𓆸𓆸
  Jest w Apisie dużo uległości, która nakazuje skłaniać głowę przed pędzącym życiem. Barki jego wydają się zbyt delikatne, zbyt płoche, choć przecież wytrwałe tak, jakim wytrwałymi są egipskie budowle. Ironia, bo świat, w którym się wychował, zdawał się przygotowywać na najgorsze. Spiekota dnia i mroźne noce już na zawsze wpisały się w cykl męskiego życia, ale on przecież, wyzbyty większych emocji, nie tyle żył, co egzystował. Każdy nowy świt witał z podobnym smutkiem, jakby to jemu nakazano chodzić i oddychać, w płuca nabierać życiodajnego tlenu. Wielka pustka jak pustynia ciągnęła się w marzeniach, gdy oczy przymknięte cienkimi powiekami kładły się do snu. Śmiał i śmieje się do dzisiaj, ale jest to śmiech cichy, kąciki ust niosący jedynie delikatnie w górę jak dolina przecinana niewielkimi tylko wzniesieniami. Przez to wydawał się być łagodnym – wtedy, za życia, jak i teraz, po śmierci. Gesty ma przecież wciąż delikatne, przemyślane i czułe. Przy włosach luźno opadających na silne ramiona posiadł nieprzystającą mimice łagodność. Zgubną łagodność, bo to, co przyniosło umieranie, zaskoczyło i jego samego.
  W posępliwą nieprzystępność czas wprowadził coś jeszcze. Coś, co niebezpiecznie gra na granicy pychy i wyższości; jak niewinnym, jak bardzo nieistotnym wydają się mężczyźnie losy ludzkie. Teraz, po latach spędzonych w miejscu pomiędzy życiem a śmiercią. Może to próżność zaniosła jego ducha w rejony izolacji, gdzie zapomniawszy o materialności, własnej też fizyczności, o świecie nigdy zresztą przez niego niekochanym, a może to świadomość, że już nie wejdzie w korelację z człowiekiem, gdy człowiek ten – jedyny i potrzebny – ulotnił się jak wiatr pędzący po zimowych polach.
  Chciałby gloryfikować słabość istnienia i z posłusznością godną najwierniejszym pozwolić, by zimne wody Styksu obmyły jego stopy, by szpiczaste palce Charona jak kajdany zacisnęły się na spiętych nadgarstkach. Jest przecież gotowy umierać. Tak, jak roślina pada wraz z nadejściem pierwszych mrozów, tak jego ciało padłoby do ziemi, weń się wtopiło. Ale nie potrafi. Nie potrafi oddać ostatniego dechu, nie potrafi spojrzeć za drzwi do rzeczywistości umarłych, gdy tuż za plecami wzrok, który spojrzawszy na niego raz, już na zawsze wypalił palące nań piętno. O tutaj, tuż nad karkiem a za lewym uchem. Ciepłe jak słońce spojrzenie, uśmiech szeroki i dziwnie przyziemny. Szczęśliwy, ale nie było to szczęście durnia, nie radość zwykłego człowieka, bo w śmiech zamiast głupoty wpisała się lekkość kłosów smaganych przez letni podmuch wiatru. Ot, jedynie skromne uniesienie kącików ust i błysk w oku radości, której sam nie doświadczył. Zrodzonej z ziemi, ale nie tej metaforycznej i wielkiej, a dotykalnej, prawdziwszej, na dłoniach pozostawiającej smugi czarnoziemu.
  Dopala się w dziurze po sercu złość i niezrozumienie, gdy wspomina ich rozstanie. Ucieczkę. Bo raz tylko pozwolił oddać siebie komuś tak niewinnemu. Rzeczywistość dla drugiej osoby stworzyć nieistniejącą. Jak pająk skrupulatnie plotący pajęczynę, tak on jemu dopowiedział historię jednego istnienia; tego, które skończyło się za szybko. Tęskni. I dziwne jest to uczucie, gdy przez cały ludzki żywot pożądało się jedynie jego zakończenia a teraz, kiedy iskra nadziei rozbłysła i uciekła, przekierował utęsknienie na inne tory. Już nie ku krańcu, już nie ku spokojnemu nurtowi Styksu a w stronę zupełnie inną – ku uosobieniu życia samego w sobie.

𓆸𓆸𓆸𓆸

  Kiedyś panowała ciemność a świat w niej bywał piękniejszym. Nocne niebo przecinane głęboką barwą granatu a na nim, jak nieostrożnie upuszczony cukier, miliony błyszczących gwiazd. On w tych gwiazdach kochał się niczym porzucony na stracenie szaleniec. Migoczącymi, kocimi oczętami spoglądał ponad ciepłe piaski Sahary. Otoczony zewsząd bóstwami, które zerkawszy nie tylko z ostrakonów znaczonych pismem hieroglificznym, ale i bardziej metaforycznie, bo niewidoczni spoglądający ku żywym z ciemności nocy, przeczuwał, że umrze spokojnie.
  Nawiedzili jego dom dnia cieplejszego niż inne. Wtedy, kiedy słońce grubym pasmem kładło się na oliwkowych skórach pobratymców. Giza była piękna latem, kiedy na skórze osiadały temperatury wżynające się w kości, wysuszające ciało na pograniczu mięśni i duszy. Narzekali, oni. Przyjezdni. W strojach utkanych z ciężkich materiałów, choć prawidłowo przywdziewanych na większe jego połacie, nurkowali. I nie było to nurkowanie porównywalne tym oceanicznym, gdzie woda otula ciało jak matka nowonarodzone dziecko. Oni z nosami wścibskimi dążyli głębiej ku ziemi, ku jego wnętrzu, gdzie pustynne piaski chowały i do dzisiaj zresztą chowają tajemnice starego świata. Drobinki jak rzucone przez Hypnosa zaklęcie grzęzły w nozdrzach archeologów, którzy w jednym z europejskich języków tykali nietykalnego. Nieobleczeni w przestrach przed egipskimi bogami – przed bogami w ogóle – palce swoje długie i szpiczaste wpijali w rodzime dla niego piaski i szukali. Szukali w zaspach przeszłości, pod niepojętymi dla ludzkiego rozumienia piramidami odpowiedzi. Denerwowało to ludność Gizy, którzy wpierw zmierzyli się z zaborczością Auguste Mariette’a, by po jego śladach do Egiptu wkroczył Georges Legrain. Spod piasków, które konserwowały i chroniły historię, wyłoniły się Serapeum w Sakkarze oraz Świątynia Sfinksa w Gizie. Jednak wszyscy oni, ludzie bezczelni i kruszący cienką granicę pomiędzy światem żywych a martwych, nie wiedzieli, że wznosząc na powierzchnię przeszłość, wypuszczą na ziemię zło. Zło przypisywane w Egipcie poplecznikom Seta, we Wschodniej Europie zgromadzone pod hasłem demonologii, gdy na dalekim już krańcu świata przywarło do nich inne określenie – bōrei.
  Umierał daleko pod ziemią. Uwięziony w piaskowych korytarzach Serapeum, gdzie ciało jego z tęsknotą myślało o ciepłych piaskach pustyni, jego mięśnie przeszywał chorobliwy chłód egipskich nocy. Nie spodziewali się, on i jego cwani partnerzy, że szabrownictwo własnych przodków skończy się śmiercią. Ale umierania nie przeczuwa nikt, kto żyje życiem zaświatów. Powietrze tracił z każdą kolejną godziną; z każdym kolejnym świstem palców czepiających się głazów, które z głuchym grzmotem przecięły wyjście z hypogeum świętych byków. Utknąwszy pomiędzy jednym a drugim sarkofagiem wspominał ciepłotę dnia i jasność słońca; wspominał promienie, które jego skórę przez nieuwagę gwałciły poparzeniami. Ale on za nimi, za tym świadectwem istnienia światła, nigdy aż tak nie tęsknił. Dopiero gdy ciemność pożerała białka oczu, gdy oddech zawęził się do ostatniego grama powietrza, serce drgnęło w utęsknieniu do świtu, do dnia.

𓆸𓆸𓆸𓆸

  Egipt opuścił wraz ze swoim pierwszym, ale nie ostatnim, kontraktem – o ironio – z archeolożką. Francuzka była kobietą młodą o zamiłowaniu do historii, ale i chorobliwym zapatrzeniu w pośmiertną gonię. Estella umarła na początku swej starości, gdy ciało jej strawił nienazwany wtedy nowotwór. Nawet nie zauważył jej odejścia. Poczuł, owszem, ale pożerany przez melancholijność myśli i marazm codziennych dni, zapadł się w smutku większym niźli przypisuje się umierającym. Przecież już to przeżył. Kres życia. Moment, w którym psowaty ryj Anubisa zarysował się tuż przed jego nosem. I oddałby się w jego ramiona, w spokoju pozwolił pochłonąć zaświatom, ale pod sercem tliła się nadzieja na coś jeszcze. Coś, czego wtedy nie do końca potrafił określić. Dzisiaj wie, że aby umrzeć, wpierw należy zaakceptować i ukochać życie. Nie potrafi.
  Tereny wschodniej Europy były czymś innym. Czymś, o czym nie mówił wiatr i nie śpiewały ptaki. Jakby w tajemnicy przed resztą świata chowały ten zakątek ziemi w przestrachu przed jego zniszczeniem. Tam poznał jego, chłopca o policzkach zimą smaganych mrozem tak ostrym, że skórę pozostawiając niemal porozcinaną.

𓆸𓆸𓆸𓆸

  A teraz? A teraz pozostały jemu ciemności obcych świątyń, nie jego religii i realia tak odległe, że już dawno w tychże się zagubił. Wiedziony za nos, podążając jak za nicią Ariadny szuka wyjścia, które z każdym dniem umyka. Jedną stopą w świadomości wciąż ludzkiej, drugiej niemalże zatracając się w pierwotnym złu. Tym, które niegdyś wypuszczone na ziemię, teraz pożera dusze zbyt długo przebywające na świecie. Jak długo jeszcze pozwoli mu Set, bóg chaosu i ciemności, istnieć istnieniem człowieczym?


Ostatnio zmieniony przez Apis dnia Sro 3 Maj - 14:06, w całości zmieniany 11 razy
Bakr. Apis

Yōzei-Genji Madhuvathi, Munehira Aoi, Himura Akira and Zhiva Elin szaleją za tym postem.

Bakr. Apis

Pią 3 Lut - 16:16
Yūrei
Apis Bakr

Keiyaku Suru
brak
Poziom kontraktu
0

NAZWA CHIKARA
Kyōki, きょうき. Zdolność wprowadzania do świata ludzi elementów ze snów, koszmarów. Pierwszym omamom towarzyszy uczucie ciężkości na barkach oraz przysłowiowego piasku pod powiekami. Ofiara odczuwa dysocjację ze światem oraz chwilowo kwestionuje realność wszystkiego wokół. Przywoływanie majaków sennych ma charakter fatamorgany. Jest jedynie przebłyskiem do tego, co nawiedza daną osobę w trakcie snu — nie musi być to negatywny element. Moc na podstawowym poziomie nie gwarantuje przywoływania konkretnych rzeczy. Ze świadomości ofiary wyciąga przypadkowe, ukryte w podświadomości fragmenty i to ona fabularnie decyduje, co takiego zobaczy. Aby wywołać omamy wymagany jest chociażby minimalny kontakt fizyczny.

Cel
dostrzec sens istnienia człowieka w materialnym świecie, Utsushiyo

Forma yūrei
Jasna jak księżyc karnacja, chociaż z w widocznymi od słońca przepaleniami. Oczy w całości pokryte czernią a zarysowane kohl, egipskim kosmetykiem. Charczący, niski głos jakby wciąż próbował nabrać powietrza. Nagi tors a wokół pasa zawiązany szendit.


Kondycja

Stan fizyczny
W normie.

Stan psychiczny
W normie.


Umiejętności

PERSWAZJA - Średniozaawansowany - 400
KŁAMSTWO -  Średniozaawansowany - 400
LINGWISTYKA - Podstawowy - 100
UROK - Podstawowy - 100


Wady

NEGATYWNA AURA (Zwierzęta) - Poziom ciężki
USZKODZENIE APARATU MOWY - Poziom znaczący
BRAK WYKSZTAŁCENIA - Poziom niewielki

ZABURZENIA PAMIĘCI - Poziom znaczący
CHOROWITOŚĆ - Poziom niewielki
LĘK (Utsushiyo) - Poziom znaczący
URAZA (Ludzie) - Poziom niewielki


W posiadaniu

Mityczne przedmioty
brak
Shikigami
brak
Technologia
brak
Inne
brak


Historia zmian

[+] 500 PF na start
[+] 500 PF za dodatkowe wady (x2 niewielka, x2 znaczące)
[−] 1000 PF - Karta Postaci

OBECNY STAN PF: 0


Postać sprawdzona przez: Enma.


Ostatnio zmieniony przez Apis dnia Sro 3 Maj - 14:07, w całości zmieniany 2 razy
Bakr. Apis

Zhiva Elin ubóstwia ten post.

maj 2038 roku