獏
5 stycznia 2037
5 stycznia 2037
Twoje ciało jest obolałe. Na ramionach sińce po dotykach a obce pali bardziej. Mięśnie rwą obuchową niewygodą, która pędzi przez kości aż do szpiku. Oddech ciężki, ciążący nie tylko w płucach, ale i na sercu. Chorujesz? Niemożliwe. Ostatni raz z gorączką leżałeś pół roku, roku temu? Wspomnienia jak migawki filmu skaczą przez głowę a w gardle rzęzi niewygoda. Kolejna noc, w której rozedrganiu towarzyszy i pustka księżyca; migoczącego na niebie wyznacznika czasu. Dzisiaj jest nadszarpnięty. Jak delikatnie tylko nadgryzione jabłko zachęcający do przymknięcia powiek. Ale te opuszczasz ze strachem. Obawa mości się pod cienką skórą tak jak bliki światła przedostające się ku przysłoniętym białkom — natarczywie. Jeden oddech, drugi, trzeci. Przewracasz się na lewy bok, by z westchnięciem wciągnąć przez nozdrza znajomy zapach. Bergamotka, nuta morza i cedr. Spod delikatnie uniesionych na moment powiek widzisz jego plecy nachylone do jaśniejącego ekranu komputera. Widok znajomej sylwetki pozwala ci się rozluźnić, raz jeszcze — dużo skuteczniej — spróbować usnąć. Ma być to krótka drzemka. Jedna z tych, które regenerują w pół godziny. Jesteś w nich przecież najlepszy.
Majaki senne nie przychodzą od razu. Wpierw są to plamy wspomnień z dzisiejszego dnia i zapętlające się — cholera, znowu — myśli. Ciepły, poddańczy oddech wpychasz w miękki materiał poduszki. Niech już przyjdzie. Sen. Albo coś, co skutecznie podszyje się pod jego rezultaty. Niech zje cię zmęczenie, niech pożre koszmar. Wszystko jedno, byś tylko zdolny był do funkcjonowania kolejny dzień. I kolejny. I kolejny…
Wpierw jest to pisk jakby tysiąca myszy, które swoimi małymi, koślawymi łapkami wspinają się na rozognione ciało. To pali gorącem lawy, brzemieniem opuszek wcześniej pełznących po łydkach, udach, podbrzuszu. Przebłysk świadomości. Tej ludzkiej, dotykalnej świadomości, która podpowiada, że aktualna krzywda jest tą prwadziwą. Czy aby na pewno? Spod zamkniętych powiek jedynie poświata niebieskiego ekranu komputera, w nozdrzach aż za bardzo moszczący się zapach bergamotki. Cholera, myślisz, ale myślenie nie wyrywa z paraliżu mięśni, z głosu, który zdaje się na dobre utykać w przełyku. Chciałbyś zapłakać. Załkać jak dziecko, bo ból myśli jest gorszym niż ból ciała. I wtem jak mara z przeszłości przypomina ci się historia. Baku-san, chodź i zjedz mój sen, mówiono, gdy koszmary dławiły dziecięce noce. A gdyby tak… spróbować? Gdyby powtórzyć te słowa i dać się ponieść infantylnej naiwności, że to akurat — zachowanie tak błahe, tak głupie — pomoże?
— Rainer ●
Rzuć kością na Siłę Woli, by przy sennym paraliżu wydukać wspomniane słowa. Połowiczny sukces: 20-50. Sukces: 51-100. Jeśli wynik będzie porażką, rzuć kością na Egzorcyzmy.
Przesunął bladą twarz odrobinę, by poczuć chłód poduszki na rozgrzanym policzku. Poczuł ulgę, która trwała zaledwie kilka błogich chwil, tylko kilka, może kilkanaście sekund. Jego szczupłe, wiotkie ciało wydawało się takie ciężkie, jakby nie należało do niego. Wdychał powietrze przez lekko rozchylone wargi, ale oddechy nie pomagały. Nie uśmierzały bólu, który zawładnął każdym jego mięśniem, każdym odcinkiem miękkiej skóry. Czuł się tak potwornie zmęczony, ale ból w skroniach i zbyt szybko pulsujące w klatce piersiowej serce nie pozwalały na odpoczynek. Nie wyrażały zgody na błogostan, na chwilę wytchnienia, na spokój, który przyniósłby mu upragnioną ulgę.
Ostatkiem sił przekręcił się na bok, a gdy głowa podążyła za ciałem, spojrzał na niego spod lekko uchylonych, tak ciężkich, powiek. Pomimo całej tej niewygodny, całego bólu i zmęczenia, uniósł delikatnie kącik ust w uśmiechu, który był zaledwie cieniem na jego chorobliwie bladym obliczu. Był tam, tak blisko, a jednak zbyt daleko, by do niego sięgnąć. To nie szkodziło, bo sama świadomość, że z nim jest, koiła jego nerwy i dawała poczucie bezpieczeństwa. Chciał coś szepnąć, ale nawet na to był zbyt słaby.
Uniesiona na krótki moment dłoń, opadła bezwładnie na pościel, gdy w końcu zamknął oczy z przeświadczeniem, że niedługo wszystko się skończy, że poczuje się lepiej i będzie mógł znowu go zobaczyć.
Piękny, mądry chłopiec, taki zagubiony, taki idealny.
Drgnął, niespokojnie, gdzieś na końcu języka odnajdując szept, oznajmiający, że coś jest nie tak. Ledwo go dotknął, bo ten uciekł, znowu wymykając się zwinnie spomiędzy poczerniałych palców. Ten okropny hałas, te natrętne piski, obijające się o czaszkę bezwzględnie, okrutnie, bez szacunku.
Nie wiedział co jest prawdziwe i czy zmysły go oszukiwały czy może naprawdę dostrzegał coś, czuł ten zapach, tak przyjemny, bliski, ale daleki. Ten natrętny dźwięk przesłonił wszystko, ten ból, nie do zniesienia. Natłok piszczących gryzoni czy natłok myśli? To go kąsało, zostawiając krwawe ślady na duszy, na świadomości, na tym, kim był naprawdę.
Smutek, żal i bezsilność mieszały się ze sobą, zalewały go gorącą falą, przyprawiając o duszności, wpędzając w panikę, boleśnie parząc ciało. Gdyby mógł pozwolić sobie chociaż na jeden jęk bólu, na wycie rozpaczy, na wyrywający się z piersi, przeraźliwy krzyk, wyrażający jak bardzo teraz cierpiał.
Wtedy, jakby znikąd, pojawiła się ta jedna, natarczywa, myśl. Naiwna, z pozoru błaha, niemądra. Chociaż, czy aby na pewno taka nieprzydatna? Może powinien spróbować odgonić koszmar.
Zjeść go.
Pożreć.
Baku-saaan…
Szept, niczym ledwie muśnięcie słabego wiatru w upalny dzień, delikatny oddech kochanka, osiadający na spragnionych wargach.
一 Baku-san, chodź… 一 Przez ściśnięte gardło nie przeszło jednak nic więcej, gdy powietrze wdarło się do obolałych płuc, bo zabrakło tchu.
Popełniono rzut ten - połowiczny sukces
Ostatkiem sił przekręcił się na bok, a gdy głowa podążyła za ciałem, spojrzał na niego spod lekko uchylonych, tak ciężkich, powiek. Pomimo całej tej niewygodny, całego bólu i zmęczenia, uniósł delikatnie kącik ust w uśmiechu, który był zaledwie cieniem na jego chorobliwie bladym obliczu. Był tam, tak blisko, a jednak zbyt daleko, by do niego sięgnąć. To nie szkodziło, bo sama świadomość, że z nim jest, koiła jego nerwy i dawała poczucie bezpieczeństwa. Chciał coś szepnąć, ale nawet na to był zbyt słaby.
Uniesiona na krótki moment dłoń, opadła bezwładnie na pościel, gdy w końcu zamknął oczy z przeświadczeniem, że niedługo wszystko się skończy, że poczuje się lepiej i będzie mógł znowu go zobaczyć.
Piękny, mądry chłopiec, taki zagubiony, taki idealny.
Drgnął, niespokojnie, gdzieś na końcu języka odnajdując szept, oznajmiający, że coś jest nie tak. Ledwo go dotknął, bo ten uciekł, znowu wymykając się zwinnie spomiędzy poczerniałych palców. Ten okropny hałas, te natrętne piski, obijające się o czaszkę bezwzględnie, okrutnie, bez szacunku.
Nie wiedział co jest prawdziwe i czy zmysły go oszukiwały czy może naprawdę dostrzegał coś, czuł ten zapach, tak przyjemny, bliski, ale daleki. Ten natrętny dźwięk przesłonił wszystko, ten ból, nie do zniesienia. Natłok piszczących gryzoni czy natłok myśli? To go kąsało, zostawiając krwawe ślady na duszy, na świadomości, na tym, kim był naprawdę.
Smutek, żal i bezsilność mieszały się ze sobą, zalewały go gorącą falą, przyprawiając o duszności, wpędzając w panikę, boleśnie parząc ciało. Gdyby mógł pozwolić sobie chociaż na jeden jęk bólu, na wycie rozpaczy, na wyrywający się z piersi, przeraźliwy krzyk, wyrażający jak bardzo teraz cierpiał.
Wtedy, jakby znikąd, pojawiła się ta jedna, natarczywa, myśl. Naiwna, z pozoru błaha, niemądra. Chociaż, czy aby na pewno taka nieprzydatna? Może powinien spróbować odgonić koszmar.
Zjeść go.
Pożreć.
Baku-saaan…
Szept, niczym ledwie muśnięcie słabego wiatru w upalny dzień, delikatny oddech kochanka, osiadający na spragnionych wargach.
一 Baku-san, chodź… 一 Przez ściśnięte gardło nie przeszło jednak nic więcej, gdy powietrze wdarło się do obolałych płuc, bo zabrakło tchu.
Popełniono rzut ten - połowiczny sukces
Munehira Aoi ubóstwia ten post.
Ciężkie bywają koszmary, Kaoru, które na wpół zrodzone z podświadomości, na wpół z fizycznego świata. Zawieszony jesteś pomiędzy snem a życiem, bo twoje ciało pozostaje nieruchomym; tak, jakby chwilę temu zapadło w głęboki sen a wybudzenie się miało aspekt wpisanej weń niemożliwości. Twoje słowa jak kruchy lód łamią się w połowie i szeleszczą w niemocy. Czy on to słyszy? Chłopiec, któremu oddałeś niemal całego siebie, przy którym jak przy nikim innym jesteś sobą, tak w pełni. Próbujesz przewrócić się na drugi bok, ale mięśnie już śpiące. Ululane zmęczeniem i pracą a one wpierw mościły się pomiędzy płatami ciała, by dopiero w następnej rundzie spaść niżej, ku myślom. W głowie więc szaleją demony, które zmartwieniami nakładają się jak warstwowe ciasto. Kołowrotek myśli wykręca wnętrzności a pod przymkniętymi powiekami szybko poruszające się gałki. Pocisz się. Po twarzy płyną wilgotne, słone krople przestraszonego ciała, ale strach źródło ma gdzieś indziej. Poza głową, bo w niej niepoukładane przerażenie.
Słyszysz gdzieś obok, pod łóżkiem może, szelest. A szept ten wpierw delikatny z czasem nabiera na sile i staje się tupotem dwóch par potężnych kopyt. Pojawiają się mlaski. Dogłębne, obrzydliwe mlaski pożeranej materii. Ta utkana z czegoś mokrego. Jesteś przekonany, bo choć pod zamkniętymi powiekami suną jedynie czernie i zapętlające się przerażenie, to słuch wciąż masz dobry. Za dobry, bo do odgłosów dołącza zaraz gruchot. Skrzek łamanych kości, które coś mieli i przeżuwa. I wiesz, że zaraz sam zostaniesz pożartym. Ratuj się.
Słyszysz gdzieś obok, pod łóżkiem może, szelest. A szept ten wpierw delikatny z czasem nabiera na sile i staje się tupotem dwóch par potężnych kopyt. Pojawiają się mlaski. Dogłębne, obrzydliwe mlaski pożeranej materii. Ta utkana z czegoś mokrego. Jesteś przekonany, bo choć pod zamkniętymi powiekami suną jedynie czernie i zapętlające się przerażenie, to słuch wciąż masz dobry. Za dobry, bo do odgłosów dołącza zaraz gruchot. Skrzek łamanych kości, które coś mieli i przeżuwa. I wiesz, że zaraz sam zostaniesz pożartym. Ratuj się.
— Rainer ●
@Inamori Kaoru ,
Rzuć kością na Wysoki Próg Bólu, by zobaczyć, jak bardzo odczujesz bycie pożeranym w koszmarze. Opisz, co takiego przetacza się przez twoją głowę. Największe aktualne zmartwienia i bolączki.
Deadline: 11/03
Rzuć kością na Wysoki Próg Bólu, by zobaczyć, jak bardzo odczujesz bycie pożeranym w koszmarze. Opisz, co takiego przetacza się przez twoją głowę. Największe aktualne zmartwienia i bolączki.
Deadline: 11/03
maj 2038 roku