It's like the brightest lights [Seiga x Blotka]
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Yakushimaru Seiga

Pon 6 Mar 2023 - 3:29
Lost in the slightest lights.
I'm just an idle space.
An empty case.
_____________

05/01/2037

godzina 01:10
_____________


    Nie wiedział nawet kiedy czarny płaszcz opadł na ramiona; zaćmiony dymem papierosa, między podszeptem płynącym ciurkiem ze słuchawki w uchu, wpijając się w umysł. Nie powinien. Może nie wypadało, sunąć palcem tak bezwstydnie po klawiaturze znacząc kolejne słowa. " Daj mi 15 minut." Bo tyle dzieliło go spod akademika pod mieszkanie mężczyzny. Pod jego spojrzenie. Pod tą niepewność malowaną dłonią w przestrzeni zawieszonego na wysokości ich twarzy, w zmrożonym nowym rokiem powietrza. Styczeń. Wgryzający się zziębniętym sztyletem w płuca. Tkający nową historię, nowe przewinienia, nowe ruchy rozgrzanego języka, który zaokrąglał słowa wypuszczane w eter razem z parą.
     — Sally, wyłącz nawigację i puść proszę "heart the wool" Acollective. — Bo w rytm płynących słów każdy krok nabierał sensu, a światło latarni rozmywało się, malując na czarnym firmamencie obłą aurę jasności. Tego potrzebował. Światła, które tracił trwając w ciągłym mroku, wijąc się jak robak między grudami zczerniałej ziemi. Oddech. Jedne za drugim. Razem z pobrzękiem łączących się z telefonem słuchawek.

Don't laugh, just listen, listen.
All you're looking for is under the table,
Under the table.
If there's something missing when we cover up the holes.
It's just outer happiness,
And we could lay awake.
Just lay awake,
Fuck the news,
Fuck the weather,
Never lift a finger out of bed


    Oddech. Bo tak często o nim myślał. Mroczył spojrzenie. Nie po raz pierwszy. Nie po raz pierwszy smuga szarego dymu wdzierała się w rozdzielone zieleniom spojrzenie. Odmieniec. Oddzielający filtr papierosa od warg, wypuszczając szarość w przestrzeń nostalgicznej czerni spowijającej ciało. Ten pajęczy korpus, za długie palce, zbyt smukłe dłonie, zbyt filigranowe opuszki obejmujące obłość kształtu pergaminu owiniętego między rozpalony tytoń. Zaciągnięcie się — zbyt głębokie, bo trze przez gardziel papierem ściernym, do którego został przyzwyczajony. Tak jak jego bracia, dorosły, ale niedojrzały. Tak, jak jego siostry, rozsądny bez rozsądku. Oszalały furią ojca, tkany łagodnością spolegliwej matki w jej ciszy zamykając swoje pragnienia. I tylko ten chrzęst śniegu pod stopami, obijający się między taktami z wolna płynącej piosenki.
     — Sally, wyślij proszę wiadomość do Kōjiego, że jestem przy banku i zaraz będę... — „proszę” zawsze brzmi trochę sztucznie. Ale z Sally jest inaczej. Jest częścią jego życia. Jest nim, należy do niego, obejmuje go, spija każde przeżycie i przeobraża na własne. Nadaje nowego znaczenia każdemu słowu, którego się uczy, a które wypada spomiędzy jego warg.
„Proszę" staje się komendą, chociaż chciałoby istnieć jako prośba, jako ugłaskanie zszarganych nerwów, które lawirują między jawą a snem. A słodką paranoją wgryzającą się w umysł. Czy jest tutaj naprawdę, czy tylko część jego egzystencji wbija się w palce i wstukuje kod w panel przy klatce schodowej, kliknięciem oznajmiając otwarcie drzwi. 

A subtle transformation.
Legs of cotton, hearts of wool.
You know I won't blame you,
For what there is and what there isn't,
There is nothing I need more.
Up against the floor.
Every pillow is a roof above our heads.


    Kliknięcie z krótkim piskiem otwieranych drzwi prowadzących w głąb zawiłej klatki schodowej lub ku windzie, którą woli ominąć. Bo boi się, na swój pokraczny sposób, że ta zatrzyma się w pół piętra. Że ta pożre go i przesunie w inną rzeczywistość. Słodka paranoja układa się na wilgotności języka, opadając wzdłuż krtani. Boi się... Jak bardzo abstrakcyjne uczucie. Nieistotne. A jednak mające największe znaczenie. Strach pnący się przez kręgi kręgosłupa, zakleszczający pazury na każdym kręgu, sunąc ku górze, wyżej i wyżej zagarniając jestestwo mężczyzny.
     — Sally, wyłącz muzykę... — Dłoń nadal dzierżąca papierosa układa się na ścianie, rozmazując na jej długości sadzę, gasząc żrący tytoń na jej oleistej linii. W drugiej pieklą się w swoim rozkwicie kwiaty, w obłości swojego kształtu i fioletowej barwie. Nie zna ich nazwy, ale piękne są jak linia ust mężczyzny, z którym ma się zaraz spotkać. Biją taką samą ciepłotą i kojącym tchnieniem. Potrzebuje go, wcale nie potrzebując. Pragnie go, odrzucając myśl o pragnieniu jakiegokolwiek ludzkiego ciała. Zagubiony. Bo Seiga trwa w imaginacji, że poza światem, którego doświadcza istnieje jeszcze inny, jeszcze przed nim skryty. Nie ten związany z yurei i yokai, o których wie odkąd zawiązał pętle konopnego sznuru na własnej szyi, ale ten, który w krótkich wyrywkach wciąga w cyfry i szereg białych liter zamkniętych między cudzysłowie i nawiasy, białe punktory i ciągi liczb. Fluorescencja płatków odbija się od białego światła rzucanego pobłyskiem na znużoną bladość codziennego życia twarz. Na te czarne kolczyki wbite w wypłukość warg, znurzenie drgające na linii obsydianu źrenic. Kolejne piętnaście kroków przed nim. Kilkanaście schodów do pokonania, które w napięciu mięśni ud znajdują ukojenie, w spokoju świadomości zrezygnowania z windy, która pożera i wciska w backroom, do którego nigdy nie chce trafić.
    Kiedy kolejny krok stawiany jest na żelbetonowym bloku schodów, obrusza się w ruchu płatków kwiatów i plastikowej, opalizujące blaskiem plastikowej otoczce wokół zieleni korpusów kwiecia, Seiga doznaje olśnienia, że jest tu i teraz, a to „tu i teraz" znaczy więcej niż nałożenie sobie ryżu z warzywami na plastikową stołówkową tacę.
   Pobladłe palce wystukują krótki rytm na drewnie drzwi, siąknąc ich fakturę, sztywność i prawdziwość, która zakotwicza go i ściąga ku rzeczywistości. I razem ze zgrzytem zamka, niski głos wydobywa się zderzając się ze szkliwem białych kłów, opadając na inię zwilżonych językiem warg.  Oddech, radośniejszy, bo napotykający spojrzenie mężczyzn, do którego dążył przez zwalistość puchatego śniegu. Przez zgrzyt chrupkości płatków bieli pod czarną podeszwą wysokich, oficerskich butów. Między delikatnością kształtów, opadających na czarne włosy, topniejąc w jednym tchnieniu.
     — Wszystkiego najlepszego. Mam nadzieje, że lubisz fioletowy... — Zieleń jednej z tęczówek skryta jest między barwą płatków delikatnych kwiatów, spozierając spomiędzy nich jak drapieżnik. Nie ma jednak nic w łagodnym zarysie źrenicy z łowcy; czerń rozciąga się, zdaje się płynną na tafli wąsików tęczówek, które wbite są w spojrzenie Blotki. W jego jasność. W jego obecność. W jego istnienie. W to, co każdy omija, a Seiga spija z lubością.




Yakushimaru Seiga

Nagai Blotka Kōji ubóstwia ten post.

Nagai Blotka Kōji

Nie 12 Mar 2023 - 23:32
Dzisiejszej nocy umysł Blotki pracował na stabilnych, regularnych obrotach dopasowując się ulegle do nieco ciemniejszych nut muzyki klasycznej podczas dłubania w projekcie na tablecie graficznym. Swan Lake, Valse Sentimentale, Bal Masqué, czy oczywiście świetnie znane Requiem in D Minor. Przebieg sztucznych nerwów, ścięgien, mięśni, które miały odwzorować wrażenie istnienia realnej kończyny, która nie istniała już od wielu lat. Materiały przewodzące ciepło i zimno, dające ułudę prawdziwych wrażeń, a może już wcale nie była to czysta ułuda?
   Kōji aktualnie wchodził w dwudziesty dziewiąty rok swojego życia, a w korporacji zajmował już stanowisko starszego specjalisty w temacie nowoczesnej bioinżynierii. Niektórzy mogliby się pokusić o nazywanie go wizjonerem, czy urodzonym geniuszem, ale w swój talent Blotka włożył zbyt dużo obsesyjnej pracy, by móc go tak łatwo zaszufladkować. Gdy pracował, znajdował się w zupełnie innym świecie, nie akceptował błędów, a jego poprawki były wręcz irytująco drobiazgowe. Jeśli zleceniem była proteza wojskowa, to właśnie taka musiała być. Jeżeli sztuczna kończyna miała być dekoracyjna, to taki projekt wykonywał i tak zadanie realizował. Jeśli zaś ktoś chciał się czuć jak z prawdziwą żywą ręką... to będzie musiał sobie radzić z bólem, możliwością oparzeń, czy powstawania blizn na materiale.
   W praktyce to wojskowe protezy były głównym konikiem Blotki, o czym z kolei najmniej wiedzieli jego bliscy. Należał do zespołu skoncentrowanego na stworzeniu sprzętu maksymalnie wspierającego ludzkie możliwości, i chociaż częściowo mogło to stanowić zabawę w bóstwa, to jednocześnie Kōji darzył swój zawód nieskończoną pasją. Wkładał w niego emocje, dlatego tak często rozmawiał z ludźmi testującymi jego nowe projekty, dlatego tak bardzo wspierał rehabilitujących, bo im bardziej ich czuł, tym lepiej wiedział, jak rozwijać swoje umiejętności, na co stawiać uwagę. Jego prace nie były tylko skupione na funkcyjności, ale też detalach związanych z ich wyglądem. Każda seria z jego ręki zawierała unikalne elementy, i była nie do podrobienia. Nie da się w końcu podrobić cząstki czyjejś duszy, prawda?
   Kiedy Nagai pracował, sprawiał wrażenie zupełnie innego człowieka. Ręce jego dłoni były pewne, głowa czysta, a źrenice rozszerzone, skoncentrowane na każdym drobiazgu. Każdy element powstający w jego głowie przechodził przez pełną ścieżkę i wizualizację, był rozkładany na czynniki pierwsze i łączony na nowo, wedle tej dziwnej wielotorowej drogi, którą poruszał się jego umysł. Projekt był najłatwiejszą częścią, jednak to jego przekuwanie na zaistnienie faktycznej rzeczy był momentem, w którym ekscytacja Blotki rosła, aż w końcu zmieniała się w satysfakcję, gdy widział nutę niedowierzenia i zadowolenia w oczach osób, które dostawały protezy wykonane spod jego ręki.
   Pogrążony w swojej pracy drga lekko, gdy telefon wibruje, przywracając go do rzeczywistości. To dziwne, nienaturalne uczucie, gdy muzyka nagle drażni jego uszy, więc zostaje wyłączona pstryknięciem palców. Koji przez chwilę siedzi w ciszy, przy niewielkiej dozie światła, z nuta namysłu zerkając jeszcze na projekt. Zostały mu tak naprawdę ostatnie poprawki, zanim będzie mógł to wrzucić do bazy danych i przygotować się na jutrzejszą (dzisiejszą) rozmowę z zespołem.  Waha się jednak, wiedząc, że wyrwany ze swojego rytmu nie będzie w stanie odczuwać pełni zadowolenia, więc odkłada tablet i zapala światło, co rozbudza spokojnie leżące koty.
   Odrobina ekscytacja wtłacza się w żyły Blotki, usuwając resztki zabójczej koncentracji na pracy. Seiga jest inny. W ten trudny do uchwycenia i zrozumienia sposób, a jednak chaotyczny umysł, atypowy rozkład sieci neuronalnej bioinżyniera, czuje się przez to rozbudzony, jakby patrzył na podobny do siebie, a jednak znacznie rzadszy okaz. Nie znają się może zbyt długo, ale od pierwszego przypadkowego spotkania (och, Kōji, gdybyś był świadomy pewnych rzeczy) Nagai odczuwa pewien rodzaj dziwnej fascynacji. Trudnej do skonkretyzowania.
   Wie, że droga na górę zajmie mężczyźnie trochę czasu. Portier zdążył się już przyzwyczaić do nietypowej natury tego gościa, któremu leniwym ruchem każe się wpisać do książki, i był również obeznany z późnymi godzinami odwiedzin. Bardziej byłby zaskoczony widząc kogokolwiek w drodze do apartamentu 33 o godzinie 9, czy 11, a nie pierwszej, drugiej w nocy. Za to wchodzenie schodami na jedenaste piętro z pewnością było wyczynem godnym uwagi. Niemniej z tego względu Kōji doliczył trochę czasu co do przybycia Seigi, zabijając sobie czas nalewaniem wody do karafki i rozkładaniem szklanek. Dziki chaos w jego przestrzeni, sterylna czystość zmieszana z nieporządkiem była jego cechą charakterystyczną, więc już nawet nie starał się tego poprawić.
   Długie czarne kolczyki w geometrycznym kształcie kołyszą się swobodnie w rytm kroków Blotki. W mieszkaniu jest ciepło, dlatego ma założony na siebie golf bez rękawów w odcieniu ciemnej czerwieni. Na zakrytej szyi znajduje się również czarny choker z niewielką sztuczną ptasią czaszką, a spodnie są czarne, w stylu tech-wear, z paskami do ściągnięcia na goleniach, dzięki czemu ich krój wpadał w slim-fit. Wszystko kończą skarpetki w czarne koty, prezent od jego ojca, które dostał dawno temu.
   Słyszy ruch na korytarzu, więc podchodzi do drzwi, rozbrajając już czystym odruchem alarm, a następnie otwiera je, pozwalając łagodnemu uśmiechowi wstąpić na twarz. Oczy Seigi zawsze wzbudzają w nim dziwny rodzaj niepokoju, którego nie potrafi zrozumieć. Ich kolor jest wyjątkowy i może właśnie to jest istotą problemu. Blotka nie zawsze potrafił zrozumieć, jak jego umysł kategoryzuje niektóre bodźce, natomiast wie, że czyni to w sposób nieprawidłowy. Dlatego nauczył się ignorować swój instynkt samozachowawczy, który często odpalał się w niewłaściwych momentach, przysparzając mu tylko kłopotów.
   — Dziesięć punktów dla Ravenclaw. Lubię większość kolorów, oprócz różowego i skrajnie jaskrawych odcieni. A to z całą pewnością jest bardzo ładna fioletowa barwa, a w dodatku bardzo ładne kwiaty. Chociaż przyznam, że się ich nie spodziewałem. Dziękuję za życzenia — W jego głosie jest pewna nuta przyjemnego zaskoczenia, gdy bierze bukiet w dłonie. — Tak teraz myślę, może to ciebie Sally powinna nazywać Lukiem Skywalker'em? Dosłownie, Skywalker. Wyrobiłeś pewnie właśnie tygodniową dawkę ruchu.
   Kōji cofa się do środka mieszkania, zapraszając tym samym Seigę, koty obserwują ich z góry z lekko znużonym spojrzeniem, najwyraźniej nie mogąc się zdecydować, czy to jest dobry czas na zaczepianie, czy jednak nie.
   — Wody, kawy, herbaty, soku? — Pytanie typowe dla gospodarza. — Ah, i jestem zaskoczony, że zdecydowałeś się na wałęsanie po mieście akurat o tej godzinie. Nie masz przypadkiem jutro zajęć na uczelni? Nie, żebym nie rozumiał siedzenia po nocy, nie jestem najlepszym przykładem rannego ptaszka, ale akurat spacerowanie po północy to ostatnie, o czym bym pomyślał.
   Tak. Wcale nie dlatego, że ciemność wzbudzała w nim pewien niepokój. Nieprzyjemny, trudny do przegonienia, zmuszający go do przyspieszania kroku, czy zostawiania nikłego źródła światła w nocy. Absolutnie nie.

@Yakushimaru Seiga


It's like the brightest lights [Seiga x Blotka] I3axZ7I
Nagai Blotka Kōji

Yakushimaru Seiga ubóstwia ten post.

maj 2038 roku