Na samym dole budynku, właściwie już poniżej poziomu ulicy, znajdują się pomieszczenia, których przeznaczeniem, według założenia architektów, miały być garaże oraz miejsca do przechowywania dobytku lokatorów. Obecnie część z nich została zaadaptowana na potrzeby mieszkaniowe okolicznych obdartusów, w niektórych chowają się bezpańskie zwierzęta, kilka to faktyczne składziki na wszystko, co uda się znaleźć, a co może okazać się jakkolwiek przydatne do przetrwania. Wystrojem nie odbiegają od innych miejsc w dzielnicy: meble wyglądają jak zbieranina końcówek kolekcji z różnych sklepów, najczęściej wyraźnie już wgryzł się w nie ząb czasu oraz zużycie. Są obdrapane, przebarwione, uszczerbione lub poplamione, naturalne kolory już dawno wyblakły i zastąpiła je szarość wieku czy kurzu.
Jedno z piwnicznych pomieszczeń stało się ofiarą zabiegu przekształcającego je w coś na kształt lokum, ale i składzika czy wręcz prowizorycznego warsztatu. Posadzka wyłożona spękanymi, wybrakowanymi płytkami wyściełana została rozłożonymi kartonami, a gdzieniegdzie starymi dywanami, których zadaniem stało się niedopuszczenie do nadmiernego wychłodzenia komórki. Betonowe ściany to istny kolaż nierównych drewnianych paneli, szmatek i tkanin użytych do dodatkowego ocieplenia i uszczelnienia pomieszczenia na wypadek konieczności spędzenia w nim zimnych zimowych nocy. Na wyposażeniu pokoju znajduje się między innymi stojące na podwyższeniu łóżko, dodatkowy materac mogący służyć za siedzisko, zawalone przeróżnymi rzeczami półki, piecyk, ledwo dysząca lodówka czy niewielki stolik i kilka trzymających się ostatkiem sił stołków. Wewnątrz mieści się także niemal klaustrofobiczna łazienka.
Warui Shin'ya and Hasegawa Jirō szaleją za tym postem.
W całym swoim szesnastoletnim życiu nie widziała chyba jeszcze takich ilości wody. To były chyba miliony litrów, leciały z nieba zupełnie jakby ktoś obrzydliwie bogaty i ignorujący fakt istnienia ograniczonych zasobów słodkiej, pitnej wody, odkręcił kurek pod prysznicem i pozwalał cieczy lecieć na wszystkich tych bezdomnych obdartusów (domnych zresztą też). Slumsy zaczęły się wręcz topić, spłukując stopniowo brud z ulic, a wraz z nim również część mających mniej szczęścia mieszkańców Nanashi. Nie każdy miał przecież siłę walczyć z żywiołem – byli tu ludzie słabi i chorzy, kaleki, osoby stojące już praktycznie po kolana w grobie. Zastanawiające było, że ściana deszczu znikała na samej granicy dzielnicy. Czyżby spisek rządu? A może ktoś tam na górze władz stwierdził, że te opuszczone przez bóstwa tereny zepchnięte na skraj Fukkatsu będą mniej śmierdzieć, jeśli się je porządnie przepierze? Mogliby przy okazji zrzucić jeszcze trochę mydła albo chociaż proszku do prania, wtedy plan przeprowadzenia czystki (dosłownej!) wyszedłby lepiej.
Podczas zwykłych ulew Toshiko miała mnóstwo roboty z ratowaniem własnego dobytku przed zniszczeniami. Woda przedzierała się przez pęknięcia w murach, zaciekała od nieszczelnego dachu i tworzyła mokre strużki na ścianach, które później odznaczały się rdzawymi smugami, gdy już wyschły. Teraz musiała ratować to, co leżało na podłogach, wrzucając dywaniki i wszelkie podłogowe szmaty na meble, byle wyżej. Jedyny plus był w tym taki, że zbiornik na deszczówkę mógł się jej teraz zapełnić na potrzeby późniejszego użytku. Choćby do czyszczenia tego wszystkiego, co odstawi nieprzychylny żywioł.
Zaniepokojona tak gwałtownym załamaniem pogody, nie mogła znaleźć spokoju i nie darowałaby sobie, gdyby nie sprawdziła stanu budynku w pobliżu rozmiękającego podłoża. Zbiegała po schodach omijając po kilka stopni, w pewnym momencie nawet pośliznęła się na niewielkiej kałuży i prawie wywinęła orła – w ostatniej chwili odzyskała równowagę, łapiąc się mocniej poręczy i wyginając ciało, żeby uzyskać odpowiedni balans. Całe szczęście obyło się bez stłuczeń, wybitych zębów czy skręcenia kostki, ale dalszą część drogi do piwnic pokonała już odrobinę ostrożniej.
– Tato, jesteś tu gdzieś? – zawołała docierając wreszcie na sam dół klatki schodowej i przechodząc przez drzwi prowadzące do garaży oraz „komórek lokatorskich”. Z tego wszystkiego nie sprawdziła najpierw dachu, choć stawiała na to, że Jirō raczej jeszcze nie przeniósł się z podziemnych włości na swoje królewskie wyżyny szczytu budynku. Noce były jeszcze wystarczająco zimne, żeby dały w kość. Rozejrzała się, spoglądając na znajdujące się na wysokości gruntu okienko, z którego całkiem okazałym strumieniem lała się woda. Rozklekotana rama dzielnie stawiała opór niewielkiemu jeziorku, które zdążyło się już utworzyć na zewnątrz zaraz przy murze ich bloku. Liczyła, że piwnic nie zalało do reszty, ale odnosiła wrażenie, że jest to wyjątkowo złudna nadzieja.
@Hasegawa Jirō
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Jiro początkowo nie zwrócił większej uwagi na deszcz. Gdzieś pomiędzy gadaniem najstarszych mieszkańców dzielnicy, że takiej abominacji pogodowej nie było od trzystu lat, a wiedzą co mówią, pamiętaliby przecież a próbą uświadomienia go, że przed wojną też padało, uznał to za normalny przejaw nadchodzącej wiosny. Dopiero gdy rozstawione na dachu wszelkie możliwe pojemniki zbierające deszczówkę, zaczęły przelewać się po raz kolejny, a wraz z przesyconym wilgocią powietrzem, odczuwalna temperatura spadła poniżej akceptowalnej, zaczął się martwić.
– Wszystko mam pod kontrolą – odpowiedział od razu, może nawet za szybko, zupełnie jak palnięte na poczekaniu kłamstwo, bez przewidzenia konsekwencji jego wypowiedzenia.
Nawet jeżeli w jego głosie powinna zawitać panika, to starannie ją ukrył. Może mając nadzieję, że to uspokoi i zawróci Toshiko z powrotem na górę, bez konieczności oglądania przez nią zalanej piwnicy. Im mniej wiedziała, tym lepiej spała. Nawet jeżeli miała spać w budynku, któremu niedługo zapewne deszcz wymyje fundamenty do cna i złoży go jak domek z kart.
Prawda była zupełnie inna. Hasegawa nie miał tu absolutnie niczego pod kontrolą. Piwnica, będąca jeszcze do niedawna jego legowiskiem, aktualnie zmieniła się w basen. Nerwowo skubał początek taśmy klejącej, której kolejnymi warstwami usilnie próbował wzmocnić wysłużone uszczelki w niewielkich oknach. O ile udało się to z jednym, tak z pozostałych lała się woda.
Słysząc zbliżające się kroki, spojrzał w stronę wejścia do kwatery, by ujrzeć tam miniaturkę. Akurat w momencie, w którym unoszący się na wodzie materac leniwie do niego podpłynął, uderzył kantem w łydkę i spektakularnie zatonął. W ostatniej chwili zdążył zeskoczyć z niego nastroszony od wilgoci szczur i wspiąć się po nogawce spodni yurei, by w końcu zająć bezpieczne miejsce na jego ramieniu. Jiro nie wyglądał na przejętego tym faktem, nadal próbując doskubać się do początku taśmy.
– Było takie anime o bloku, który powódź wyniosła na środek jakiegoś oceanu czy czegoś. Nawet miał ten sam numer, co nasz – powiedział niczym niezrażony, jakby stanie prawie po kolana w wodzie w środku własnej sypialni było czymś zupełnie normalnym.
@Akiyama Toshiko
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
– Ani przez chwilę w to nie wątpiłam – stwierdziła zaglądając do pomieszczenia w piwnicy. Zdjęła buty, żeby ochronić je przed działaniem zdecydowanego nadmiaru wilgoci. W końcu buty rzecz święta – jak cię bez nich znajdą to znaczy, że jesteś nieżywy. Nie chciała uszczuplać ich i tak wątłych zasobów finansowych na tak głupie wydatki jak buty. Jednocześnie w czymś do szkoły chodzić musiała, żeby nie stać się obiektem kolejnych wybuchów śmiechu. Zawszawiona nanashianka i tak już do niej przyległo. A ona tylko raz miała przecież kilka dodatkowych zwierzątek na głowie.
– Statek ci zatonął, kapitanie – skomentowała obserwując jak z cichym bulgotem uciekającego powietrza materac poszedł na dno. Uniosła lekko brew do góry, a następnie powątpiewającym wzrokiem powróciła do ojca. Ale przecież oczywiście, że sobie ze wszystkim radził, w końcu był inżynierem, czyż nie? Mogła mu zaufać. – Dej no tego śilvertejpa – odezwała się wkraczając do basenu. Wzdrygnęła się przez chłód wody, widać za ogrzewanie nie było zapłacone i odcięli. Przedarła się przez te parę metrów, nie dbając o to, że spodnie jej przemokły. Podciąganie nogawek na nic by się nie przydało, nóżki miała za krótkie, żeby wystawać nimi bardziej ponad powierzchnię sadzawki.
– Nie miałeś może jakiejś tej… odpompownicy czy coś… do wody? Jakiejś ze złomu, takiej co nie działała nawet jakby kopa w nią za--sunąć? Nie chcę, żeby nam blok do oceanu porwało, tato. Przydałoby się ją naprawić, jak się da. Mogę ci nawet poświecić albo płaską szesnastkę podać. – Z tym ostatnim nie było problemu, w końcu była już pod ręką i bardzo blisko, to dwa razy by iść nie trzeba było. Zerknęła na szczura wspinającego się na ramię Hasegawy. No i obrazek dopełniony. Z tonącego okrętu to nawet i one dawały nogę. Oparła dłonie na biodrach, próbując przezwyciężyć chęć do drżenia z zimna. Na szczęście jeszcze nie wychłodziła się na tyle, żeby szczękać zębami i grać temu Titanicowi marsza pogrzebowego na klawiaturze własnej szczęki.
– Może po prostu dam ci hajs i pójdziesz do miasta sobie coś kupić? – spytał w odpowiedzi na próbę wysępienia od niego taśmy, rzucając dość niecodzienny jak na niego wabik, patrząc sceptycznie jak jego szczenię gramoli się do wody na tych swoich krótkich nóżkach – Jakieś żarcie może albo nie wiem, ponton.
Podał jej jednak srebrną taśmę, mając nadzieję, że jej ostrzejsze pazurki jakoś poradzą sobie ze znalezieniem jej początku. Nie miał zamiaru wyganiać stąd córki za wszelką cenę, przyzwyczajony przez te wszystkie lata do dzieciaka kręcącego mu się pod nogami, ale nie uśmiechała mu się też wizja późniejszego jej umierania na zapalenie płuc.
– Mówisz o tej pompie zanurzeniowej do basenów? Dziewięć tysięcy litrów wody w godzinę? Specjalny filtr do brudnej wody dzięki czemu nie zapchałby się piachem ani pokruszonym tynkiem? Tej działającej na głębokości siedmiu metrów przez co byłaby idealna do wypompowania wody z powrotem za okno? Tej w której wystarczyłoby wymienić uszczelki żeby była na chodzie?
Im dłużej mówił i im bardziej głupawy uśmieszek plączący się gdzieś pod maską zaczynał być widocznym, tym bardziej Toshiko mogła zdać sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak. Znała zresztą swojego starego nie od dzisiaj, wiedziała co może nadejść.
– Otóż wiąże się z nią ciekawa historia – powiedział po chwili wahania, splatając dłonie przed sobą, wyraźnie czując jak musi się tłumaczyć własnemu dziecku – Wymieniłem ją tydzień temu na...
Przełknął ślinę, w tej chwilowej ciszy może nawet ciut za głośno, przez co zabrzmiało nieco nerwowo, może nawet jak przyznanie się do winy.
– Zresztą kurwa nieważne na co. Może to właśnie jakiś znak żeby jednak pozwolić żeby ten blok porwało do oceanu i się stąd wynieść. Może nie będzie lepszej okazji – warknął, ostrożnie cedząc przez zaciśnięte zęby każde słowo.
Może i był mistrzem w zrzucaniu z własnych barków odpowiedzialności za swoją nieodpowiedzialność, nazywając to przeznaczeniem, ale szczury knujące jak wynieść się z Bezimiennego Miasta, chcące spróbować żyć jak ludzie to był już szczyt zuchwałości, nawet jak na niego.
@Akiyama Toshiko
– Ponton na pewno by się tutaj przydał. Może wezmę kilku Kyōkenów i skoczymy do Haiiro przytaszczyć jakiś kajak? Za kilka dni, jak tak dalej będzie lało, będziemy mogli robić spływy na ulicach. – Złączyła dłonie, rozglądając się taktycznie po pomieszczeniu. Nie pamiętała czy były tu jakieś gniazdka elektryczne na wysokości bliskiej podłogi, ale jeśli tak, to kwestią chwili mógł być widok ich tańczących szaleńczo do dźwięku zgrzytania prądu żrącego się z wodą. Nie po to włosy tyle czasu próbowała dzisiaj ogarnąć, żeby zaraz wyglądać jak ten stary naukowiec co miał fotkę z wywalonym jęzorem.
Wymienianie wszystkich zalet pompy przykuło znowu jej uwagę. Potakiwała i mruczała cicho „mhm” z każdym zdaniem, z jednej strony wyglądając, jakby miała coraz więcej nadziei, że zaraz zażegnają kryzys, a z drugiej jednak rosło w środeczku przeczucie, że jej stary coś odpatusił, jak zawsze. Nie pasowało jej to, jakim tonem to wszystko wypowiedział i jak bardzo zachwalał dokładnie każdy element, który teraz by się przydał.
– …czy to była kolejna limitowana przypinka z Hayate-san? – zapytała powoli i ostrożnie, kiedy rosnący wraz z nadzieją uśmiech został zrzucony przy pomocy szalonej kolejki górskiej na samo dno piekła. Oparła dłonie o biodra niezbyt zadowolona z takiego rozwoju sytuacji. – Wiesz ile takich mógłbyś mieć, gdybyś teraz pomógł nią sąsiadom chcąc coś w zamian?
Przejechała dłonią po twarzy, wydając z siebie długi, ciężki wydech. Nie mogła go winić, w końcu kto by się spodziewał, że brzmiąca na dość drogą i porządną pompa o niepozornym wyglądzie mogła się okazać kluczowa w ich życiu w najbliższym czasie. Nikt tu raczej nie oglądał prognoz pogody, a żadna też chyba nie przewidziała urwania chmury tylko nad jedną dzielnicą. Biednym to zawsze…
– Ale to jest NASZ blok, tato. Ja zawsze mogę zamieszkać w starym sierocińcu, a ty? Nie pozwolę ci nocować gdzieś pod mostem. Poza tym tu są wszystkie itemki, które zgromadziliśmy przez tyle lat. Chcesz pozwolić, żeby to wszystko poszło do oceanu? Ryby się potrują.
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.