Centrum osiągnięć nowoczesnej botaniki zamknięte w kopułach rozsianych na około czterech hektarach powierzchni. Między obiektami poprowadzone są szklane chodniki, odpowiednio zahartowane, by znosić tłumy zwiedzających, od czasu do czasu trafi się również finezyjnie zrobiona ławka. Poza kopułami zasadzona jest roślinność dobrze znosząca warunki pogodowe panujące w Fukkatsu, aczkolwiek część z niej to kwiaty i krzewy zmodyfikowane genetycznie dla podbicia walorów estetycznych i zapachowych. Jednak najdziwniejsze, najpiękniejsze, a czasem najstraszniejsze okazy flory znajdują się już w specjalnie skonstruowanych szklarniach, mieniących się w środku najróżniejszymi barwami. Każda roślina ma swoją tabliczkę z opisem (a czasem z ostrzegawczym trójkątem: "nie dotykać, drapieżne!"), z jakiego rejonu pochodzi, czy została zmodyfikowana i jeśli tak - to w jaki sposób. Wstęp do obiektu jest płatny (ale nie należą do drogich), a kopuły są monitorowane, by zapobiec uszkadzaniu roślinności.
Rozważał przez chwilę zacisze ciepłego lokalu, marząc o rozgrzewającej herbacie. Tak dla zmylenia przeciwnika, zupełnie na opak, zaczynając rok od zerwania z nawykami czy wręcz tradycjami. Ostatecznie jednak wybrał na miejsce spotkania te nieszczęsne kopuły. W centrum o tej porze po kawiarniach mogło się przewijać zbyt wiele osób, za to podejrzewał, że mało komu będzie się chciało patrzeć czy roślinki równo rosną. Poinformował Heizo, że wejściówka będzie na niego czekać i wystarczy, że poda swoje nazwisko przy wejściu. Był zdania, że skoro zdecydował się na takie miejsce, to nie będzie skazywać potencjalnego rekruta na wydatki, jakkolwiek niewielkie by nie były.
Nie wchodził za bardzo w głąb obiektu. Stanął przy barierce otaczającej jedną z drapieżnych roślin. Całkiem okazały dzbanecznik, który na jego oko spokojnie zmieściłby w sobie coś wielkości kota. Ściągnął kurtkę, którą następnie przewiesił przez rękę. Wyróżniał się na tle świeżo zielonych liści – głównie za sprawą czarnego munduru o charakterystycznych czerwonych elementach. Czekał w milczeniu, cierpliwie, zupełnie jak obserwowana przez niego roślinka. Zastanawiał się przez chwilę czy czasem pracownicy ogrodów serwują mięsożernym kwiatom ich musze przysmaki. Oczekując, zaczął czytać tabliczkę informacyjną. Był tu już parę razy, ale dopiero teraz uświadomił sobie, że nigdy nie przykładał większej wagi do czytania opisów towarzyszących poszczególnym okazom.
@Hattori Heizō
Hattori Heizō ubóstwia ten post.
Choć lubił naturę i nierzadko przebywał na świeżym powietrzu, nigdy nie przyszło mu do głowy, by wybrać się w podobne miejsce. Egzotyczna roślinność odstawała od zimowego pejzażu, który o tej porze roku mogli uświadczyć na zewnątrz. Tak samo dziwnie było poczuć ciepłe i parne powietrze, które kładło się na zaziębionych zimową aurą policzkach. Prawie od razu został zmuszony do zrzucenia z siebie płaszcza, choć jego ręce robiły to odruchowo, gdy wzrok skupiał się na poszukiwaniu nieznajomej jeszcze sylwetki. Gdyby nie charakterystyczny mundur, być może już teraz sięgałby po telefon, by dowiedzieć się, w której części ogrodów powinien go szukać. Sądząc jednak po tym, że był w zasadzie jedyną osobą w zasięgu wzroku ciemnowłosego, ten mógł śmiało przyznać, że w Fukkatsu nie było zbyt wielu miłośników roślin – albo wypełzali z ukrycia w późniejszych godzinach. Wszechobecna zieleń musiała prezentować się znacznie lepiej w słabszym oświetleniu.
Do mężczyzny podszedł powoli i zatrzymał się w odległości dwóch kroków, mimowolnie zawieszając wzrok na dzbaneczniku, któremu ten się przyglądał.
— Dzień dobry. Hattori Heizo — przywitał się i przedstawił już bardziej oficjalnie. Odpuścił sobie informowania, że przyszedł na rozmowę, bo oboje dobrze znali powód ich dzisiejszego spotkania. Sądząc po spokojnej twarzy, na której nie było śladu choćby uprzejmie wymuszonego uśmiechu, ciemnowłosy odpuszczał sobie wiele rzeczy. — Jest mięsożerna? Trudno uwierzyć, że wśród tylu polujących stworzeń, jeszcze kwiaty potrafią pożerać inne zwierzęta — zauważył, ale przecież nie chodziło tylko o kwiaty. Na świecie istniało dużo więcej niepojętych rzeczy, które stanowiły zagrożenie i wśród których statyczny dzbanecznik był zupełnie zwyczajny.
To z ich powodu się tu znaleźli.
Nakashima Yosuke ubóstwia ten post.
Miejsce publiczne było rozwiązaniem prostszym. Takie, w którym nie było wielu odwiedzających, stanowiło idealną lokalizację do rozmowy. Dlatego z góry odpadało większość kawiarni, gdzie nawet cicho prowadzona rozmowa mogła zostać podsłuchana, choćby przypadkowo. A podczas konwersacji z kandydatami poruszało się kwestie, które dla zwykłych śmiertelników brzmiały jak powód do zawołania ekipy z kaftanami bezpieczeństwa. Nakashimę zawsze ciągnęło do natury, więc opcje na miejsce spotkania zawężało się do kilka wyborów. Któryś z parków, zoo, ogród botaniczny. Nie chciało mu się marznąć, toteż drogą eliminacji padło właśnie na te swoiste szklarnie. Choć kiedy tak stał, tropikalna wilgoć i zaduch też nie były tym, czego oczekiwał.
– Dzień dobry, Nakashima Yosuke. – Obrócił się w stronę rozmówcy i skłonił lekko. Przez chwilę przyglądał mu się, jakby skądś go kojarzył, ale ostatecznie nie mógł powiązać z żadną znaną twarzą. Skojarzenie było zamglone i szybko zaczął zrzucać winę na standardową weryfikację, której zawsze poddawano osoby chętne do współpracy. Przeglądanie informacji, zdjęć dostępnych w bazach danych, wpisów w mediach społecznościowych. Pewnie teraz twarz rozmówcy dopasowywała się do jakiegoś widzianego wcześniej zdjęcia.
– Na końcu i tak wszystkich nas pożrą grzyby – stwierdził odwracając wzrok w kierunku mięsożernej rośliny. Nie było znaczenia czy należało się do królestwa zwierząt czy roślin, to te najmniejsze, umykające wzrokowi gadziny były najgroźniejsze. – Choć wcześniej może nas dopaść coś gorszego.
Wyciągnął notatnik oraz długopis. Opierając się nieco o barierkę ponownie namierzył wzrokiem twarz Heizō. Otworzył zeszycik na pustej stronie, nawet nie zerkając do środka.
– A już będąc w temacie. Czy widuje pan istoty z Kakuriyo? Zagubione duchy, demony i im podobne. – Podstawowe pytanie, które musiał zadać. Od tego w dużej mierze zależało dalsze postępowanie oraz jak wiele informacji będzie trzeba przekazać. Do tego przygotowanie egzaminu jeśli miał do czynienia ze zwykłym śmiertelnikiem, a ci czasami potrafili uciec słysząc, na czym dokładnie polega procedura. Wolał zawczasu wiedzieć, na jakim stoi gruncie.
@Hattori Heizō
Jak Hei wróci to najwyżej wyniesiemy się do retro.