30 listopada, noc pełna deszczu.
Nawiedzanie snów jest łatwiejsze niż się wydaje. Zbuduj swój świat cegiełka po cegiełce, zaproś znajomych, baw się dobrze! Samira, chociaż przez jakiś czas pałęta się po świecie w formie ducha, w nocne igraszki nie bawi się często. W kraju gdzie neony są w wielkim popycie sen zaczyna być coraz rzadszym zjawiskiem niż ludzie chcą zaakceptować. Świat za jej kadencji był inny, ale jest to tylko znak żeby pozwolić sobie na zmiany. Małymi kroczkami przemierzała ten świat, z kwiatka na kwiatek, nareszcie znalazła kogoś. Dziewczyna, ponuro wyglądająca, śpiąca ze zmęczenia, a przed nią malunek. Wyobrażenie świata w złotych kolorach, razem z różami przeplatającymi metalowe kraty Fukkatsu. Może było to już częścią nawiedzania, może jej ręka sama ruszyła w stronę pustej kartki na życzenie Samiry? Cokolwiek by to nie było, kiedy tylko oczy Carei leniwie się otworzyły, w swoim pokoju już nie była. Obudziła się na polanie złotych róż, takich które kolców nie mają, a każdy płatek na każdym kwiecie jest jak aksamit między jej palcami, a w oddali od razu może zauważyć majestatyczny pawilon wybudowany z białego kamienia, z kobietą pod drewnianym dachem. Bez pośpiechu pije ona z filiżanki, nie dając po sobie znać, że ktoś oprócz niej pojawił się w tym miejscu. Piękna, wysoka — widać nawet jak siedzi — i ubrana w królewskie szaty, wydaje się być na tyle szczęśliwa na ile może.
W tym świecie wiatru nie było, ale róże bujają się w lewo i prawo, nawet jeśli trochę powoli. Trzeba się przyjżeć aby móc dokładnie ustalić w jakim momencie się one ruszają. Chociaż polana kwiatów nie wyglądała jakby miała koniec, w oddali widać jak przeogromne drzewa trzymają straż, ich gęstość nie pozwalająca na pozwolenie przejść przez nie komukolwiek. Echo zabrzmiało przez cały świat, melodyjny głos zapraszający Carei do podejścia bliżej, przesączony on miodem. Jej usta się nie ruszały, a dźwięk jej słów był wszędzie. — Chodź tutaj, nie gryzę. Mam dla Ciebie herbatę... jaśminowa, prawda? Twoja ulubiona — każde słowo było jak bryza na ukojenie zmęczonego podróżnika. Nie brzmiała agresywnie, nie brzmiała też zdesperowana; po prostu, mówiła do niej jak człowiek do człowieka. Tylko no, duchem była. Łatwo było rozgryźć, że są razem w śnie, bo Carei miała już z nimi doświadczenie. Jednak inaczej niż zwykle, koszmarem to nie było. To był łagodny, spokojny sen. Nikt nich nie spieszył, straszyć Samira też nie potrzebowała. Każdy urodził się człowiekiem, dlaczego mają nie mieć konwersacji jak ludzie nawet po śmierci?
Całe to miejsce wydawało się dziwnie uspokajające. Pogoda była piękna, błękitne niebo z paroma chmurkami co leniwie zasłaniały wysoko postawione słońce. Dlaczego świat na zewnątrz taki nie był? Nikt nie może żyć tylko w snach, to wiedział każdy, ale też każdy marzy żeby właśnie taki świat witał ich po zamknięciu oczu. Ucieczką od rzeczywistości to nie było, bardziej coś w motywach przerwy od brzydkiego świata.
@Ejiri Carei
Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Budził ją dotyk. Lekki, ulotny, delikatny, niemal czuły, bo należący do niewidzialności wietrznego oddechu. Carei nie jest przyzwyczajona, by witała ją tak głęboka spokojność, zrywająca szpilki napięcia, które wgryzały się w skórę. Ale - przyjmuje wrażenie, jak przyjaciółkę, której nie widziała zbyt długo. Jej własny oddech osiada ciepłem na wargach, które poruszają się w zaspaniu. Nie rozpoznawała nieba jasnego, tak jak i słodyczy, otulającej ciało, aż po koniuszki rozrzuconych jak aureola, włosów czarnych, co skraść mogły barwę kruczym skrzydłom. Oczy rozchyliły się szerzej, chwytając i ciepłość przeskakujących przez skórę promieni. Gdzie była? Ale pytanie, zaskakuje ją z całą głębią dopiero, gdy ta jasność, co myliła ją ze słońcem, rozlewała się zlotem pod stopami i wokół nich. Jak w fali otulona płatkami, skrzącymi się złotem, co odbijały się w tęczówkach - chciałaby zapamiętać scenerię, ale widziała zbyt dobrze, jak nietrwały obraz znaczył się siatkówką oka.
Podniosła się powoli. Najpierw wspierając na łokciu, potem już podsuwając się upartością na kolanach. Włosy opadły wodospadem nici na plecy - po warkoczu, który zaplatała wieczorem - nie było śladu. A może - nie było go wcale? Palce za to, jak w odgrywanej mantrze, przesuwają się wokół, by odnaleźć szkicownik otwarty i malunek. Eji bez trudu rozpoznała swój charakter kresek, co - chociaż nie tak często - malują się kolorem. Nie znała tylko rodzaju farby, który zdaje się być czystym złotem. A może to przez fakt rozścielonych róż wokół, odbijających się blaskiem, jak w lustrzanej tarczy. Nie mogła się oprzeć, by najpierw kciukiem musnąć kwiatu, co niemal przy twarzy zawisł. Czy było to zaproszenie? Artystka wychyla się, wyciągnęła szyję, by za dłonią podążyć i powtórzyć gest, ale wargą zaczerwienioną. Uśmiech unosi kąciki i prostuje się dopiero, gdy głos słodki faluje scenerią baśniową. A przed nią, nie tak daleko - królowa.
Powietrze mknie korytarzem ust, kładzie się złotem na języki i prószy się w płucach zachwytem - bo ten, nieuniknioną był emocją. Natchnienie, ściga jej myśli, chłonie widok i piękno, które - ściąga umysł w jedną z legend. Tak - mogłaby wyglądać Pani najjaśniejsza Amaterasu. Czy jednak zasłużyć mogłaby sobie odwiedzinami? I na zaproszenie, nie śmiała odmówić. Podnosi się całkiem, by krokiem miękkim, podążyć ku Jasnej Pani. Omijała kwiaty, depcząc bosymi stopami tylko ziemię pomiędzy smukłymi łodygami. Palce, zgarniają wcześniej i szkicownik i pędzelek maleńki, co końcówkę wciąż znaczy złotość i wilgoć, gotowa jak atrament, podzielić myślą na papierze. I pochyla się tuż przed, gdy w końcu trafia na bliskość obecności - Dziękuję - mówi spokojnie, chociaż mieszanka skrajna - niepokoju i fascynacji, znaczy ton, jak melodię - Czy będzie to zbyt śmiałe, jeśli zapytam, kim jesteś Pani i... czym zasłużyłam sobie na Twoje zaproszenie? - opadła grzecznie na kolana, naprzeciw kobiety. Dłonie układają się na udach i teraz dopiero widzieć mogła, że w sukienkę białą jest obleczona. Cienką i miękką, jak sama przestrzeń dookoła.
Ciemność źrenic uniosła wyżej, do twarzy pięknej, co każe jej dłonie z ud - przenieść na ułożony obok blok kartek, w geście czułym. Oczekującym. I pytaniem, co znaczyło się urzeczeniem skrzącym na rozchylonych ustach.
@Fujimoto Samira
Podniosła się powoli. Najpierw wspierając na łokciu, potem już podsuwając się upartością na kolanach. Włosy opadły wodospadem nici na plecy - po warkoczu, który zaplatała wieczorem - nie było śladu. A może - nie było go wcale? Palce za to, jak w odgrywanej mantrze, przesuwają się wokół, by odnaleźć szkicownik otwarty i malunek. Eji bez trudu rozpoznała swój charakter kresek, co - chociaż nie tak często - malują się kolorem. Nie znała tylko rodzaju farby, który zdaje się być czystym złotem. A może to przez fakt rozścielonych róż wokół, odbijających się blaskiem, jak w lustrzanej tarczy. Nie mogła się oprzeć, by najpierw kciukiem musnąć kwiatu, co niemal przy twarzy zawisł. Czy było to zaproszenie? Artystka wychyla się, wyciągnęła szyję, by za dłonią podążyć i powtórzyć gest, ale wargą zaczerwienioną. Uśmiech unosi kąciki i prostuje się dopiero, gdy głos słodki faluje scenerią baśniową. A przed nią, nie tak daleko - królowa.
Powietrze mknie korytarzem ust, kładzie się złotem na języki i prószy się w płucach zachwytem - bo ten, nieuniknioną był emocją. Natchnienie, ściga jej myśli, chłonie widok i piękno, które - ściąga umysł w jedną z legend. Tak - mogłaby wyglądać Pani najjaśniejsza Amaterasu. Czy jednak zasłużyć mogłaby sobie odwiedzinami? I na zaproszenie, nie śmiała odmówić. Podnosi się całkiem, by krokiem miękkim, podążyć ku Jasnej Pani. Omijała kwiaty, depcząc bosymi stopami tylko ziemię pomiędzy smukłymi łodygami. Palce, zgarniają wcześniej i szkicownik i pędzelek maleńki, co końcówkę wciąż znaczy złotość i wilgoć, gotowa jak atrament, podzielić myślą na papierze. I pochyla się tuż przed, gdy w końcu trafia na bliskość obecności - Dziękuję - mówi spokojnie, chociaż mieszanka skrajna - niepokoju i fascynacji, znaczy ton, jak melodię - Czy będzie to zbyt śmiałe, jeśli zapytam, kim jesteś Pani i... czym zasłużyłam sobie na Twoje zaproszenie? - opadła grzecznie na kolana, naprzeciw kobiety. Dłonie układają się na udach i teraz dopiero widzieć mogła, że w sukienkę białą jest obleczona. Cienką i miękką, jak sama przestrzeń dookoła.
Ciemność źrenic uniosła wyżej, do twarzy pięknej, co każe jej dłonie z ud - przenieść na ułożony obok blok kartek, w geście czułym. Oczekującym. I pytaniem, co znaczyło się urzeczeniem skrzącym na rozchylonych ustach.
@Fujimoto Samira
Blood beneath the snow
Fujimoto Samira ubóstwia ten post.
Podziw na twarzy Samiry zniknął tak szybko jak się pojawił, bo przecież to nie jak ona żeby tak łatwo się poddawać swoim emocjom. Jej złote oczy obejrzały Carei od góry do dołu, sprawnie przyglądając się wszysktiemu; ładna dziewczyna, młoda dorosła, może z lekkim bagażem doświadczeń na jej barkach. Uśmiech zawitał, głowa lekko ruszyła w dół przytakując.
— Cała przyjemność po mojej stronie — zaczęła, powoli wstając z drewnianej ławki. Jeden krok wystarczył aby znaleźć się zaraz nad dziewczyną. Delikatna ręka ceremonialnie jakby upadła niżej, na pomoc klękającej Carei. Kontynuowała chwilę potem —Mam na imię Samira, umarłam... już trochę czasu temu. Nie ma co dramatyzować. Miałam nadzieję, że możemy chwilę porozmawiać, nieważne o czym — tak jak wcześniej, jej głos był świetny. Był on dźwięczny, przesiąknięty miodem. Nie było w nim goryczy, smutku, czy czegokolwiek podobnego co zazwyczaj duchy ze sobą przynoszą. Gdyby nie fakt, że są one razem w śnie stworzonym przez Samire, to trudno byłoby zaakceptować fakt czym kobieta tak naprawde jest. Czy ręka pomogła, czy nie, Samira wróciła pod dach, w to samo miejsce gdzie siedziała chwilę temu. Przyglądając się, jej postawa, jej poza; wszystko wydawało się jakby było robione przez arystokracje. Nie tylko wyglądała bogato, ale i też jej każdy ruch na to wskazywał.
— Możesz usiąść obok mnie, herbata tu nie wystygnie. Przynajmniej jak się obudzisz to nie będzie Ci sucho w gardle — z uśmiechem powiedziała, przykładając do ust swoją filiżankę, po chwili tylko odkładając ją na stół, i tylko dopiero wtedy kontynuując — Opowiedz mi coś, cokolwiek to może być. Historia, twoja lub nie, może być i żart. Kontaktu z ludźmi nie mam dużo, więc jest to okazja aby dobrze spędzić sen. Nie musisz się o nic martwić, moim celem nie jest krzywdzenie innych — skończyła zdanie cichym chichotem. Dla ludzi może i duchy są utrapieniem, niektóre nawet zagrożeniem, ale Samira się taka nie wydawała. Jej "świat" był jak oaza, spokojna przystań gdzie zamiast koszmarów można na spokojnie odpocząć. Zapach jaśminowej herbaty nie był mocny, na pewno nie mocniejszy niż złote róże które rozlewały się jak ocean przez nieskończone polany wokół pawilonu. Jedna rzecz jest pewna: kiedy Carei się obudzi, nie będzie to nagłe zerwanie się z koszmaru w zimnym pocie, ale spokojna pobudka z promieniami słońca na jej twarzy.
@Ejiri Carei
— Cała przyjemność po mojej stronie — zaczęła, powoli wstając z drewnianej ławki. Jeden krok wystarczył aby znaleźć się zaraz nad dziewczyną. Delikatna ręka ceremonialnie jakby upadła niżej, na pomoc klękającej Carei. Kontynuowała chwilę potem —Mam na imię Samira, umarłam... już trochę czasu temu. Nie ma co dramatyzować. Miałam nadzieję, że możemy chwilę porozmawiać, nieważne o czym — tak jak wcześniej, jej głos był świetny. Był on dźwięczny, przesiąknięty miodem. Nie było w nim goryczy, smutku, czy czegokolwiek podobnego co zazwyczaj duchy ze sobą przynoszą. Gdyby nie fakt, że są one razem w śnie stworzonym przez Samire, to trudno byłoby zaakceptować fakt czym kobieta tak naprawde jest. Czy ręka pomogła, czy nie, Samira wróciła pod dach, w to samo miejsce gdzie siedziała chwilę temu. Przyglądając się, jej postawa, jej poza; wszystko wydawało się jakby było robione przez arystokracje. Nie tylko wyglądała bogato, ale i też jej każdy ruch na to wskazywał.
— Możesz usiąść obok mnie, herbata tu nie wystygnie. Przynajmniej jak się obudzisz to nie będzie Ci sucho w gardle — z uśmiechem powiedziała, przykładając do ust swoją filiżankę, po chwili tylko odkładając ją na stół, i tylko dopiero wtedy kontynuując — Opowiedz mi coś, cokolwiek to może być. Historia, twoja lub nie, może być i żart. Kontaktu z ludźmi nie mam dużo, więc jest to okazja aby dobrze spędzić sen. Nie musisz się o nic martwić, moim celem nie jest krzywdzenie innych — skończyła zdanie cichym chichotem. Dla ludzi może i duchy są utrapieniem, niektóre nawet zagrożeniem, ale Samira się taka nie wydawała. Jej "świat" był jak oaza, spokojna przystań gdzie zamiast koszmarów można na spokojnie odpocząć. Zapach jaśminowej herbaty nie był mocny, na pewno nie mocniejszy niż złote róże które rozlewały się jak ocean przez nieskończone polany wokół pawilonu. Jedna rzecz jest pewna: kiedy Carei się obudzi, nie będzie to nagłe zerwanie się z koszmaru w zimnym pocie, ale spokojna pobudka z promieniami słońca na jej twarzy.
@Ejiri Carei
Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Trudno było jej zgadnąć, gdzie właściwie się znajdowała. Sny, do których przyzwyczaiła się, pełne były cieni, niedopowiedzeń, emocji tak intensywnych, że chwytanie ich graniczyło z łapaniem w palce płynącej wody. Były i barwy, odbicia grafitu ścigały kreślone profile, chlapały farbą, tocząc granice, których artysta nie chce się trzymać. Witali ją goście. Ci chciani i witani niezrozumieniem, pytaniem, które kończyło się naciskiem, próbą wykradzenia tajemnic, które strzegła pilnie w dzień. Sceneria, która roztaczała się przed nią, w niczym nie przypominała świata koszmarów, jaki znała. Tylko czym zasłużyć mogła sobie, jeśli bóstwo raczyło ku niej sięgnąć?
Uniosła spojrzenie wyżej, gdy jasność obleczona w złoto objawiła się tuż obok. Zamrugała, ale wdzięcznie ujęła wysuniętą ku niej dłoń. Stając w końcu do pionu, nieco przytomniej rozglądając się po otoczeniu i już z bliska mogąc sięgnąć piękna jej gościa - Samira - powtórzyła cicho, smakując imienia, które brzmiało miodem. Dygnęła lekko, chyląc głowę - jestem Carei - dopowiedziała pełniej, pozwalając sobie na łagodny uśmiech.
A więc yurei. Zakołysało się w myśli. Zdarzało się zbyt często, by mogła się zdziwić obecnością ducha w swoim śnie, zazwyczaj jednak, świadomie bądź nie - prowokowała, gdy sięgała szkicownika i kreśliła dostrzeżone postaci. Była jednak pewna, że nigdzie na kartkach nie znalazła podobnie urokliwego lica, obleczonego promieniem złota, jak aureolą. Odetchnęła lżej, upuszczając poza siebie nagromadzone z początkiem napięcie. Wrażenie jednak obecności bóstwa - nie zniknęło.
- "Nieważne o czym" zazwyczaj jest trudne do rozmowy - poruszyła głową, wędrując spojrzeniem za gestem i wciąż boso, podążyła za kobietą, wciąż ciesząc się miękkością pod stopami - Może w takim razie zapytam, o czym nie chciałabyś rozmawiać? - zawahała się przez chwilę, zwracając uwagę na artefakty, które towarzyszyły scenerii. Były kwiaty, róże, był dla niej szkicownik. Baśniowy obraz wyrwany z legend - jesteś artystką?- dodała, zatrzymując się już pod dachem. I zgodnie z prośbą, usiadła obok. Ostrożnie sięgnęła po filiżankę, wdychając woń jaśminu i przymykając powieki. Na moment. Zaraz wróciła, wiedziona dźwięcznością roztaczanego wokół niej głosu
- Nie zdążyło mi się jeszcze, żeby witał mnie ktoś w ten sposób. Tylko dla rozmowy - mieszanka słodyczy i goryczy kwiatu, zalał język, gdy przełknęła napar - To miłe - odstawiła filiżankę obok, by odwrócić się w stronę kobiety. odsunęła się wygodniej na ławce, podciągając też nogi, by niemal wesprzeć brodę na podkulonych kolanach, mieć bezpośredni widok na piękną twarz boginki - W żarty chyba nie potrafię... ale mogę ci opowiedzieć o pewnym miejscu, które odwiedzałam, gdy byłam bardzo mała - Rozejrzała się - rosną tam najpiękniejsze drzewa wiśniowe, jakie widziałam. Są dzikie i kwitną zawsze bardzo późno. Później niż te podczas świąt Hanami - przechyliła głowę, wspierając policzek na wierzchu dłoni - babcia mi opowiadała, że to dlatego, że zasnęło tam pewne bóstwo. I śpi tam nadal - przymknęła powieki, sięgając pamięcią do wyrytego we wspomnieniu obrazu. Tym razem, ona zaśmiała się lekko - Śpiewałam mu kołysanki, żeby nie miał koszmarów - westchnęła, uchylając powieki na nowo - Dawno tam nie byłam - zakończyła nieco smutno, zaraz zakrywając emocję uśmiechem, takim, jaki się daje drogim przyjaciółkom, gdy chce się przegonić cień.
@Fujimoto Samira
Uniosła spojrzenie wyżej, gdy jasność obleczona w złoto objawiła się tuż obok. Zamrugała, ale wdzięcznie ujęła wysuniętą ku niej dłoń. Stając w końcu do pionu, nieco przytomniej rozglądając się po otoczeniu i już z bliska mogąc sięgnąć piękna jej gościa - Samira - powtórzyła cicho, smakując imienia, które brzmiało miodem. Dygnęła lekko, chyląc głowę - jestem Carei - dopowiedziała pełniej, pozwalając sobie na łagodny uśmiech.
A więc yurei. Zakołysało się w myśli. Zdarzało się zbyt często, by mogła się zdziwić obecnością ducha w swoim śnie, zazwyczaj jednak, świadomie bądź nie - prowokowała, gdy sięgała szkicownika i kreśliła dostrzeżone postaci. Była jednak pewna, że nigdzie na kartkach nie znalazła podobnie urokliwego lica, obleczonego promieniem złota, jak aureolą. Odetchnęła lżej, upuszczając poza siebie nagromadzone z początkiem napięcie. Wrażenie jednak obecności bóstwa - nie zniknęło.
- "Nieważne o czym" zazwyczaj jest trudne do rozmowy - poruszyła głową, wędrując spojrzeniem za gestem i wciąż boso, podążyła za kobietą, wciąż ciesząc się miękkością pod stopami - Może w takim razie zapytam, o czym nie chciałabyś rozmawiać? - zawahała się przez chwilę, zwracając uwagę na artefakty, które towarzyszyły scenerii. Były kwiaty, róże, był dla niej szkicownik. Baśniowy obraz wyrwany z legend - jesteś artystką?- dodała, zatrzymując się już pod dachem. I zgodnie z prośbą, usiadła obok. Ostrożnie sięgnęła po filiżankę, wdychając woń jaśminu i przymykając powieki. Na moment. Zaraz wróciła, wiedziona dźwięcznością roztaczanego wokół niej głosu
- Nie zdążyło mi się jeszcze, żeby witał mnie ktoś w ten sposób. Tylko dla rozmowy - mieszanka słodyczy i goryczy kwiatu, zalał język, gdy przełknęła napar - To miłe - odstawiła filiżankę obok, by odwrócić się w stronę kobiety. odsunęła się wygodniej na ławce, podciągając też nogi, by niemal wesprzeć brodę na podkulonych kolanach, mieć bezpośredni widok na piękną twarz boginki - W żarty chyba nie potrafię... ale mogę ci opowiedzieć o pewnym miejscu, które odwiedzałam, gdy byłam bardzo mała - Rozejrzała się - rosną tam najpiękniejsze drzewa wiśniowe, jakie widziałam. Są dzikie i kwitną zawsze bardzo późno. Później niż te podczas świąt Hanami - przechyliła głowę, wspierając policzek na wierzchu dłoni - babcia mi opowiadała, że to dlatego, że zasnęło tam pewne bóstwo. I śpi tam nadal - przymknęła powieki, sięgając pamięcią do wyrytego we wspomnieniu obrazu. Tym razem, ona zaśmiała się lekko - Śpiewałam mu kołysanki, żeby nie miał koszmarów - westchnęła, uchylając powieki na nowo - Dawno tam nie byłam - zakończyła nieco smutno, zaraz zakrywając emocję uśmiechem, takim, jaki się daje drogim przyjaciółkom, gdy chce się przegonić cień.
@Fujimoto Samira
Blood beneath the snow
maj 2038 roku