Teatr lalek Masubizy
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Nie 23 Kwi - 18:05
Teatr lalek Masubizy


Niewielki, dwupiętrowy drewniany budynek postawiony przez rodzinę Masubiza w prawdopodobnie drugiej połowie okresu Edo. Wąski szkielet nadgryziony zębem czasu, wciśnięty jest w jedną z najstarszych uliczek Asakury, nieodwiedzanej przez turystów, a i zapomnianej przez mieszkańców Fukkatsu — nawet tych, którzy pielęgnują historię miasta, w szczególności jego tradycyjną duszę. Miejsce owiane jest aurą tajemniczości i niewiele osób opowiada o nim ze szczególną chęcią, chociaż dawniej, w zamierzchłych już czasach, teatr przyciągał tłumy widzów, w szczególności dzieci złaknionych widoku misternie wykonanych lalek Masubizy. W ścianach wypełnionych zapachem wilgoci i skrzypieniem desek unosi się już teraz jedynie ogrom ludzkiego cierpienia spowodowanego prostą, niepohamowaną pazernością, wypierając dawne salwy śmiechu i dziecięcą radość. Ostatni Masubiza zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach, krótko po tym, jak stał się obrzydliwie bogaty. Nikt nie rozumiał, skąd tak nagle pojawił się u niego gigantyczny majątek, który równie szybko roztrwonił — sąsiedzi zaczęli plotkować i szeptać między sobą, że mężczyzna prawdopodobnie zawiązał pakt z jakimś podstępnym yōkai, które w zamian za jego usługi, spełni każde życzenie starego Masubizy. Lalkarz nikomu nie zdradził swojej tajemnicy, zabierając ją ze sobą do grobu. Teatr przechodził z rąk do rąk, a każdy z właścicieli, tak jak i Masubiza, najpierw pławił się w bogactwie, aby koniec końców wyparować, zniknąć bez śladu zostawiając za sobą cały dobytek oraz Hinnagami, które podobno po dziś dzień leży ukryte pod zwałami ubrań i rekwizytów, na drugim piętrze w niewielkim pomieszczeniu przeznaczonym dla pracowników teatru. Od ponad 60 lat budynek stoi opustoszały, zagracony starymi kukiełkami, drewnianymi lalkami, maskami, pięknymi tradycyjnymi parasolkami i instrumentami muzycznymi, które spozierają tęsknie z każdego kąta, wyglądają z niewielkiej sceny, walając się po drewnianych, wyszczerbionych schodach, pamiętając wspaniałe czasy sprzed upadku i zatarcia się godności Masubizy.

MOŻLIWE WYDARZENIE - RZUT KOŚCIĄ K6

1 - postać wiedziona piękną, pradawną melodią, odnajduje ukryte w rozpadającej się szafie stare samogrające koto oraz garść równie starych, wręcz antycznych monet. Stęsknione za towarzystwem yōkai pragnie godnie ugościć wędrowca, ofiarowując mu nie tylko drobny podarek, ale również wewnętrzne poczucie spokoju dzięki kojącym brzmieniom magicznej kompozycji; 50 PF
2 - 5 - postać słyszy pobrzękiwania instrumentów, które docierają do niej z każdego możliwego kąta budynku. Dźwięki ucinają się jednak, kiedy tylko intruz poruszy się, albo rozbrzmiewają znienacka strasząc go.
6 - postać w oczach yōkai zamieszkujących teatr (Biwa bokuboku i Koto furunushi) jest skrajnie nieproszonym gościem, który mąci ich spokój. Chcąc zabawić się kosztem postaci, yōkai wygrywają mamiącą melodię aby wprowadzić intruza w trans i pozbyć się go z budynku; interwencja MG.

Haraedo
Mistrz Gry

Pon 24 Kwi - 21:41



Teatr lalek Masubizy Tce63dK

    Gdzieś na granicy delikatnej, zaburzonej przez nocne przeżycia świadomości, łatwo jest odnieść wrażenie, że nadal śnicie. Każde mrugnięcie znów przynosi uczucie łagodności, które w lepkości miodu tkwi między rzęsami. Więc i wy trwacie. Wplątani w historie innych, obcych istnień, nie znając powodu, dla którego to właśnie Wam przypadło w udziale przeżywanie szczęścia i strachu już odegranego, już istniejącego, już wielokrotnie powtórzonego. Wy — niezdający sobie sprawy z tego, że los rozdzielił się na dwoje, jak włos, cienki i delikatny, jak jedwabna nić rozplątująca się ze swojego splotu między dwie zupełnie sobie nieznajome dusze.
    Niebo rozciągające się nad waszymi głowami już dawno nie było tak spokojne, malując się ociężałym chabrem, który im wyżej, im intensywniej pnie się ku samemu niebieskiemu sklepieniu, ciemnieje w granacie zapowiadającym nadal chłodną wiosenną noc. Jedynie jeszcze horyzont, ten odcinający się ostrą linią między budynkami Asakury, zdaje się czerwienieć i ogrzewać drewniane ściany budynków, ostre spady dachów i krawędzie mahoniu starodawnego budownictwa. Spokój, ten wybijany miarowym krokiem na bruku, w pokrzyku zamykających się sklepików, szeleście ubrań wracających do domów ludzi i dzieci, które już za moment otulą się w pościele; pragnąc śnić i w śnie odnaleźć ukojenie, choć jeszcze teraz biegną roześmiane.

    Wszystko jest inne.

    Czas rozciąga się; zdaje się nierealnością, że te kilka godzin wstecz pochłonęła was zupełnie obca rzeczywistość, która teraz echem rozbija się między ścianami, tkwi w korpusach starych drzew, wbita jest w ich korzenie, które wędrują pod kamiennymi schodami, po których i wasi poprzednicy stąpali. Przeszłość. Zieje oddechem zimnym, moszcząc się tuż pod mostkiem wyrwą, głębokim zastanowieniem, dlaczego się nie sprzeciwiliście. Dlaczego nie odegnaliście sennych majaków, tylko przeklinając los, łapiecie źrenicą pierwsze rysy teatru, który niczym zepsuty ząb, przekrzywia się w zbutwiałej desce w głębi zapomnianej uliczki. Czy dusze, których głosy posłyszeliście, a twarze dojrzeliście wczorajszej nocy już od dawna toną w zapomnieniu tak jak i to wąskie gardło alejki przed wami? Czy nie mają już do kogo wracać, więc błagają o wyrozumiałość w przypadkowości, która na was spłynęła? Czy dziękować powinniście, czy może kląć i pluć na bruk w zgorszeniu, bo to znowu na was spada ciężar, o który nigdy nie prosiliście?

    Heizo; drzwi od frontu budynku (dwuskrzydłowe, stare, ale nie antyczne), najbliższe okno znajduje się na prawej ścianie budynku tuż za rogiem — również zamknięte, klasycznie szklane, ale w drewnianej, starej framudze.
Ejiri; wszystko jest tak, jak w Twoim śnie. Możesz odnaleźć przy „swoich” drzwiach niewielki stołek, który pomoże Ci w osiągnięciu celu. Tylko uważaj, żeby się zbytnio nie zachwiać.




AOI

Moje zbłąkane duszyczki; witam serdecznie w zabawie.
Kto będzie się bawił lepiej? Los z wami, czy wy próbując odmienić swoje życie i nadać mu większy „sens"?
Przez PW dostaliście wprowadzenie w postaci snu, który zmącił wasz spokój nocą 22/03/2037. Oboje pojawiacie się w okolicy teatru w zbliżonym czasie — zmierzch, 23/03/2037. Z racji, że mieliście czas w zaokrągleniu do jednej doby na przygotowanie się przed rozpoczęciem eksploracji miejsca; proszę, umieśćcie na końcu postu informacje, co przy sobie posiadacie. Samo przybycie jest jednak niewystarczające — doskonale wiecie, że musicie dostać się do środka. Eji, skup się na zręczności, natomiast Hattori; na sile fizycznej. Końcówka waszych postów to moment, w którym teatr "otwiera się przed wami".

W tej turze nie musicie wykonywać żadnych rzutów; zakładam, że wasze akcje są udane. Czasami warto zaufać sennym majakom, prawda Eji? Oraz sile własnych mięśni, Hattori.

PRZEBIEG
Ejiri Carei  — 0/3 zręczność; 0/3 cichość
Hattori Heizō — 0/3 siła fizyczna; 0/3 wysoki próg bólu

Czas na odpisy do - 02/05


@Ejiri Carei  @Hattori Heizō







Mistrz Gry

Hattori Heizō, Yōzei-Genji Madhuvathi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Hattori Heizō

Pią 28 Kwi - 14:58
Pomóż mu! – krzyk wciąż ścielił się w jego głowie, jakby znalazł sobie tam wygodne miejsce. Senny majak do tej pory tkwił w przedziurawionej błonie, wyznaczającej granicę jawy i snu; był jak zimny sopel lodu – tak zimny, jak iskrzący się we śnie śnieg – który teraz znajdował się po obu stronach naraz. Rzeczywistość i koszmar zlewały się w jedno, ale chociaż nie było to nic nowego, tym razem nie potrafił zostawić za sobą tego, co już dawno powinno wsiąknąć w poduszkę i zostać zapomniane. Może była to kwestia przeczucia – tego samego, które targało całym ciałem, gdy w nieswoich butach, nieswoich ubraniach i w nieswoim czasie brnął naprzód ku teatrowi, prowadzony przez nieznane mu dziecko. Przeczucia tak uporczywego, że za sprawą jakiegoś podświadomego instynktu wiedział, że pozbędzie się go zaspokajając ciekawość. Przez kilka ostatnich godzin starał się wytłumaczyć samemu sobie, że to nie jego sprawa, jakby już wtedy był przekonany, że ktoś rzeczywiście utknął w budynku i nie mógł się z niego wydostać. Miał wrażenie, że niezależnie od siebie przetwarzał w głowie wszystkie detale, łącznie z uczuciem, które towarzyszyło stawianiu kroków wewnątrz budynku, jakby przez moment faktycznie miał okazję przebywać w jego wnętrzu. Pamiętał zapach drewna i ten głośny brzdęk upadającego klucza. I lalki – nieprzyjemny widok. Pamiętał za wiele, by uznać, że to tylko sen.
  Dlatego teraz był tutaj – już na jawie, wpatrując się w stary budynek, którego przemijający czas nie oszczędził. Gdy srebrne tęczówki badały fasadę ruiny, widział w niej już tylko cień dawnego teatru – przemieszczając się wcześniej opuszczoną okolicą, Hattori nie spodziewał się, że zastanie go w lepszym stanie.
  Nie powinno go tu być. Ubrany w nowocześniejszy strój, nie pasował do zapomnianego przez mieszkańców miejsca – wszystko dookoła wciąż zdawało się trącić wonią przeszłości, podczas gdy on sam powinien pozostać w bezpiecznym teraz, które właśnie zostawiał za sobą. Wraz z każdym krokiem naprzód miał wrażenie, że coraz bardziej cofa się w czasie, ale punkt na osi, do którego zmierzał, znajdował się za zamkniętymi drzwiami. W innym przypadku odrzuciłaby go ponurość miejsca, ale poddawał się przeczuciu, jakby to bez reszty zawładnęło jego siłą woli. Może powinien był zawołać? Sprawdzić, czy ktoś faktycznie znajdował się w środku, ale nie chciał mącić tej martwej ciszy dookoła. Nie wiadomo, co ze wstrzymanym oddechem nasłuchiwało z kątów opuszczonego teatru. Byłoby prościej, gdyby drzwi już teraz stały przed nim otworem – uniknąłby tych natrętnych, pełnych wątpliwości myśli o tym, że zamierzał wtargnąć na czyjś teren.
  Odetchnął głębiej przez nos, ale świeże, wczesnowiosenne powietrze nie obudziło w nim zdroworozsądkowych myśli. Może to właśnie one zostały na poduszce, zepchnięte przez senne majaki. Ostatni raz obejrzał się za siebie, by mieć pewność, że będzie pamiętał, którędy wrócić. Czemu nikogo nie powiadomił? Głupio było mu przyznać, że szedł tu całą drogę z powodu tego, że coś mu się przyśniło. Nie chciał też narażać nikogo poza samym sobą. Opuszki palców najpierw miękko spoczęły na skrzydle drzwi, badając fakturę starego drewna i przypisując realność budynkowi, który z bliska wydawał się dziwnie przytłaczający. Kiedyś dużo nasłuchał się o złych energiach miejsc i był pewien, że gdyby na jego miejscu znalazła się Chisato, na pewno od razu zawróciłaby po zestaw kadzideł. Ale on nie miał na to czasu. Nie, gdy już się ściemniało.
  Chcąc otworzyć drzwi, najpierw ostrożnie na nie naparł, sprawdzając, czy puszczą dobrowolnie. Na pewno nie był pierwszą osobą, która chciała zajrzeć do środka – liczył na to, że ktoś naruszył stary zamek, żeby sam nie musiał tego robić. Ani drgnęły. Syknął przez zęby, ściągając brwi w niezadowoleniu. Miał świadomość tego, że trudno będzie się z tego wytłumaczyć, ale zaszedłszy już tak daleko – Pomóż mu – nie rozważał perspektywy odwrotu. Tylko komu miał pomóc? Nawet go nie znał.
  Wraz ze wspomnieniem rozdzierającego krzyku, ustawił się bokiem do drzwi i z impetem trzasnął w nie niemalże całym swoim ciałem. Jeden raz, drugi – stare drewno nieprzyjemnie trzeszczało przy zakleszczonym zamku; pękało wraz z każdym uderzeniem. Za trzecim razem zawias zaskrzypiał nieprzyjemnie, gdy przywitało go skąpane w półmroku pomieszczenie.


Ekwipunek: jednorazowy amulet z niewyraźnymi znakami (+20 do wyniku przy rzucie na wybraną umiejętność); skórzana bransoletka z kamieniem (pozwala na jednorazowe użycie w celu zmiany negatywnego wyniku kostki na pozytywny – wszystko w karcie. Telefon komórkowy [86% baterii] – może służyć jako latarka; nóż sprężynowy.
Hattori Heizō

Mistrz Gry, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Sob 29 Kwi - 19:23
Prośba osiadła w umyśle, gnieździła się i wierciła, rozpychała refleksy szeptów, co mieszały w głowie jawą i snem. Echem mąciła i mąciła dotąd, aż poderwała ciałem w górę, popchnęła dalej, wysuwając z ciepłoty ścian ku nici prowadzącej w objęcia tajemnicy Masubiza, której rozwiązania odpuścić nie mogła. Wołanie uporczywa, nie tylko słowami tkane, coś niespokojnością szarpało się w piersi, jak inne echo, co prośbą ślepi o pionowej źrenicy, błagało. Żal więc oplata sen, chociaż jasnością przenikana i Carei wiedziała, że to inny sen, inna historia, inny głos poruszał stroną żywego wspomnienia i ścieżki melodii, co przeszłością znaczył teatralną przeprawę. Pamiętała kształty, głosy, kolory. Malowaną czerwień policzków lalek, co objęciami skulone wpatrywały się w dziewczęce oblicza. I niebo, to niemal samo, co granatem ciążyło nad jej głową, gdy tęsknotą poruszona, ścigała się z własnym oddechem, mijając pogrążane w zmierzchu, uliczki Asakury.  
- Pomóż mi, proszę.
Słowa dźwięczały, wybijane rytmem miękkich kroków, drgając żywiej, głośniej, gdy zatrzymała się przed budynkiem, z westchnieniem cichym witając rozpościerany obraz. Przeszłość, jak malowana sceneria, witała ją pomrukiem melodii, którą - chociaż - słyszała tylko w głowie, z łatwością potrafiła oblec w instrumenty, które - gdzieś tam umierały tęsknotą porzuconego czasu. Wołały. I niewiele brakowało, by rozchyliła sama wargi, odpowiadając. Czerwień jednak rozmywa się kolejnym westchnieniem, gdy przekroczyła próg opuszczenia, wyznaczonego granicą starego budynku. I nawet jeśli brakowało jej gładkości kimona, co otulało ramiona jasnością pomarańczu, a włosy rozpuszczone czernią, jak u zjawy trochę, zamiast misternego upięcia damy, to dreszcze trącały się w powitaniu, niby w dawno opuszczonym domu.
Kroki, niemal z pamięci, prowadzą dalej, nie do wejścia głównego, zamkniętego przecież. Skrzydła serca trzepotały, obijając się jak koliber w piersi, ale, cichością kroków, biegła niemal, by z boku, odnaleźć niewielkie drzwi na zapleczu za sceną, tuż przy spuszczanych z drewnianego sufitu schodach. I znowu, ciemnością źrenic, odnaleźć spróbowała okno.  Echem roześmianym, potrafiła wyobrazić sobie dziewczęce oblicze i powierzoną tajemnicę - Nikomu nie powiem - wargi ułożyły się w kształt obietnicy, gdy kuca najpierw przy stołku, z nogami tak starymi, że drzazgi sypały się wokół, jak wyczesana, kocia sierść. Opuszki drążą linie, by w końcu obiema dłońmi podstawić konstrukcję pod zmurszałą ścianę. Potrzebowała klucza. A ten, upchnięty przecież pod luką we framudze drewnianego okna.
Tylko raz zerknęła za siebie, niepewna, czy dostrzeże karzący wzrok na wysupłany właśnie pomysł. Uspokoiła jednak wdech, łapiąc równowagę i podciągając się wyżej. Dłonie na moment rozeszły się na boki, by na ugiętych kolanach, wyprostować sylwetkę. Stołek zakołysał się, cichy jęk wydając, jakby w proteście, ale Carei już wsparła rozcapierzone dłonie do drewna chłodnego, jakby badać miała pacjenta chorego. I chciała posłuchać, jak oddycha. I zdawało się nawet, ze palce trąca westchnienie czasu, a dziewczyna wyciągnęła ramiona ku górze, prostując ciało jak strunę, by palcami smukłymi uchwycić brzeg okiennej framugi. Stopy ułożyła pewniej, by wspiąć się jeszcze wyżej, na palce, manewrując równowagą w promilu bardziej intensywnym. Ale, dłoń lewa w końcu natrafiła na chłód metalu. Wysupłała z drzazg klucz, który zwycięsko znalazł się we wnętrzu ręki.
Opadła na pięty lekko, czują tylko jak stołek pod nią zakołysał się, zmuszając ciało do gwałtownej reakcji. Zeskoczyła z wysokości, zwijając palce w pięść, a znalezisko, chowając zwinnie w kieszeń czarnych spodni. Ziemia nie witała jej upadkiem. Oddała jednak dźwięk szept wołania gdzieś z tyłu głowy - nagląco, spiesznie, jakby spóźnić się miała, chociaż wiek minął długi, snem maczając opowieść i wrzucając dziś - na linię dawnej historii, otwierającej się wraz z chrzęstem przekręcanego w zamku klucza i pchniętych cichym skrzypnięciem - drzwi.
- POMÓŻ MI!

@Mistrz Gry

Ekwipunek: Klucz w kieszeni, telefon, niewielki nożyk (do cięcia płótna), torba, w której znajduje się szkicownik i ołówki, chusteczki. Chustka na szyję, balsam do ust, kawałek kredy, węgielek rysowniczy, mała butelka wody i pół tabliczki czekolady.
Jednorazowy amulet z niewyraźnymi znakami (+20 do wyniku przy rzucie na wybraną umiejętność).


Teatr lalek Masubizy 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Mistrz Gry and Mae Haneul szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Wto 2 Maj - 7:19


   Oddech. Ten osiada, zdawać by się mogło naturalnie, kiedy ciału towarzyszy wysiłek. Zachłystujecie się powonieniem wiosny, chłodnym jeszcze, bo ścielącym się w zbliżającej się nocy, która ociężale tka się na granacie nieba, a którego słońce jeszcze nie wygrzało w ciągu długiego, zdawać by się mogło, po zimie dnia, bo ten jest za krótki, zbyt miałki jeszcze. Nieba, które każde z was zna z innego czasu, z innego ruchu planetarnego. Zima to czy lato. Czy wiosna, która was teraz jednoczy, która was teraz łączy poza waszą wolą? Dla Hattoriego wszystko zdaje się bardziej miękkie i ciepłe, bo przywykły do sennego wyobrażenia szronu na framugach drewnianych drzwi — gdy dla Carei wszystko jeszcze sztywniejsze, bo przecież w senności promień słońca wysoko tkał swoją nić, ciepłem opadając pod linią rzęs, różowiejąc na policzku, na rozedrganiu warg sadząc się zapachem późnych kwiatów.
   Zgrzyt i trzask; z każdej strony inny. Ten, który wywarza drzwi z zawiasów i ten, który uruchamia zamek, jaki pozostawał w spokoju przez ostatnie naście lat. Nieruchomy. Zardzewiały, ale w ruchu kobiecego nadgarstka ustępujący w miodnej łagodnoci. Rozsuwają się drzwi, wrota ku tajemniczemu sennemu majakowi, który udręką i radością, żalem i wspomnieniem tka się pod nerwami gałek ocznych.
   Kiedy na oścież rozwierają się dźwierza, poza kurzem, który drga w świetle latarni, tej, która rzuca za wami poświatę nader leniwą w swoim cieple, w elementarności cząsteczek perlistych i migotliwych, uniesionej znad drewnianej podłogi; pierwsza nuta koto wpada w wasz słuch, moszcząc się w czaszce cięgiem. Dla jednych — bolesna, dla innych — mamiąca, lub dwojako, krwawicą wypływająca z ucha oraz wytrącająca ciało poza progi teatru.
   Zdawać by się mogło, że miejsce, przez którego progi przestępujecie, nie chce was i pragnie zarazem. Siła mocniejsza, bardziej zajadła ciągnie was ku górze, ku poznawaniu, ku dojściu do prawdy — odnaleźć tych, którzy pragną pomocy. Kiedy sami już nie jesteście w stanie poznać, czy to właśnie wy nie jesteście tymi, którzy tej pomocy potrzebują.
   Bo każde z was w innym trwa marazmie. Z innymi demonami walczy. Za innymi oczami wygląda tęsknie. Ku innemu życiu wypatruje, inaczej określając spokój, inaczej nazywając radość i smutek; w czyichś nagich ramionach znajdując ukojenie lub w ciele żadnym, a w samotności jedynie plugawej opadając tkliwie.
   Struna; ta drgająca niespokojnie, nerwowo w dalszych taktach zdać by się mogło płynie z głębi budynku. O starodawne ściany rozbija się echem pradawnym. Zza rozsuwanych shoji ku Heizo oraz zza filigranowej konstrukcji, sypiącej się w próchnie sceny ku Carei. Zawieszona jest gdzieś ta utkana misternie melodia, którą pamiętacie ze swoich snów, realna, prawdziwa, jakby ludzkie palce raniły się na twardych strunach.
   Wszystko jednak niknie w spoufałej ciemności. Mdłej, niesionej poświatą łagodną, rozmydloną, sunącą niechętnie przez zarys mebli i ich twardą krzywiznę. Dlatego Hattori za progiem dostrzec może po lewej stronie zarys metalowych wieszaków szatni, tuż za mahoniową ladą, która czerwieni się pobłyskiem. Ku prawej stronie, zaznaczając się tak silnie znajomymi schodami, ich chrzęstem pod stopami dziecka. Wprzód. Ku rozchylonym ni to zamkniętymi, ni otwartymi shoji.
   Grubość mroku, jego zwartość ma jednak swoje uroki, bo w tych powojach czerni Carei odnaleźć może schronienie, kiedy jej źrenice biegną przez pomieszczenie za sceną, schody, które powinny odstawać od sufitu, a trwają twardo przyklejone do jego sklepienia, jedynie sznur, rzemień zwisa ku ziemi, prosząc o pociągnięcie. Coś w cieniu drga jednak odbija się ta jałowa łuna światła od zarysu ludzkiej zdać by się mogło, a jednak drewnianej sylwetki.
   Brzdęk za brzdękiem, tęsknym, jak gdyby łzy potrafiły przez palce pierzchnąć i siłą drgać na strunach. W swojej krystaliczności zamienić się w kości, jakie zamiast paznokci ocierają się przez chropowatość metalu i w jego zagłębieniach odnajdując ukojenie. Bo dźwięk ten, jesteście tego pewni, dobiega z głębi, ze środka, z serca budynku. Czy to widownia? Czy scena może? Tego nie możecie być pewni, dopóki pierwszy krok, pierwsze tąpnięcie nie nastąpi, nie przesunie się przez nietknięty kurz podłogi, jaka pamięta jeszcze czasy, które wam, o żałośni, o cudowni wybrańcy, niesie się wspomnieniem zamierzchłych czasów.


AOI


Otwiera się przed wami nowy-stary świat.

Oboje wykonajcie rzut na siła woli.

Eji, dodatkowo rzuć na cichość ORAZ percepcja — słuch, natomiast Hattori; na wysoki próg bólu.

Carei: przy nieudanym rzucie na siłę woli (poniżej 50) na jeden post melodia, którą słyszysz, ponownie wtrąca Cię w sen. Czujesz spiekotę na swoim karku. Kimono leje się przez Twoje ciało w atłasie, a twarda ziemia trwa pod dłońmi. Hattori znajduje się jednak zbyt daleko, aby usłyszeć Twoje mysie chrobotanie. Więc zdaje ci się, że nie dzieje się nic poza śmiechem młodej kobiety, która trwa na ramionach mężczyzny, wsuwając klucz pod framugę okna, wszystko idzie po Twojej myśli, prawda? Przy udanym (powyżej 50) nie dzieje się nic; słyszysz piękną melodię koto, jest ona jednak niczym szept, delikatna. Wchodzisz do pomieszczenia za sceną. Jeżeli twój rzut na percepcję jest udany, słyszysz trzask dochodzący z przodu budynku.

Hattori: przy nieudanym rzucie na siłę woli (poniżej 50) na jeden post powracasz do sennych majaków, znów znajdujesz się w gęstej zimie, znów wracasz do epoki Edo, znów paliczki dziewczynki oplatają Twoją dłoń, ale w jej oczach dostrzegasz nie obce dziecko a własną siostrę, a Twoje ciało okala tradycyjny strój. Melodia mami Cię. Niesie ku przeszłości, cofając Twoje kroki poza próg teatru. Chcesz być blisko istnienia, które utraciłeś przedwcześnie. Przy nieudanym rzucie na wysoki próg bólu; ból rozsadza myśli, rozgramia je, całkowicie obejmując Twoje ciało. Nie jesteś w stanie myśleć w racjonalny sposób. Ból jest o tyle silny, że liże, zdać by się mogło, każdą drobną kość w Twoim ciele. Przy udanym rzucie wchodzisz w głąb pomieszczenia, z bolesnością narastającą w czaszce, ale jesteś w stanie ją pokonać, ot, to tylko fizyczność, prawda? Dodatkowo słyszysz piękną melodię koto, jest ona jednak niczym szept, delikatna.

Czy Masubiza ułaskawi was, czy może klątwa przekazywana kolejnym pokoleniom odrzuci was od celu? Czy jesteście godni, aby przejść przez próg teatru? Czy czcigodne yokai uchylą głowy, łaskawie pozwalając wam istnieć w ich prezencji?

PRZEBIEG
Ejiri Carei  — 1/3 zręczność; 0/3 cichość
Hattori Heizō — 1/3 siła fizyczna; 0/3 wysoki próg bólu

Czas na odpisy do - 09/05
TERMIN PRZEDŁUŻONY DO 31/05

|Nieobecność MG|
@Ejiri Carei  @Hattori Heizō 








Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Nie 28 Maj - 6:44, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz Gry

Hattori Heizō and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Hattori Heizō

Pon 8 Maj - 21:10
Jako intruz powinien być bardziej uważny, ale nawet nie obejrzał się za siebie, gdy po przekroczeniu progu wzrok już błąkał się po ciemnym wnętrzu, jak dziecko, które wpuszczono na plac zabaw. Brakowało w tym spojrzeniu jednak tej młodzieńczej ekscytacji i chociaż skakało od jednego pokrytego kurzem rekwizutu do drugiego, plątało się po kątach, sunęło wzdłuż blatów i już wspinało się na pierwsze stopnie znajomych schodów, była w nim jakaś doza ostrożności. Ostrożności, której zabrakło, gdy wyłamywał zamek. Szukał kolejnych podobieństw. Nasłuchiwał krzyku albo jakiegoś zbolałego jęku, który uświadomiłby mu, że nie urządzał sobie właśnie jednej z tych słynnych miejskich eksploracji.
  Brzdęk.
  To boli. Dźwięki nie powinny boleć, ale w tym momencie o tym nie myślał. Coś próbowało go wypchnąć – nie tylko z budynku, ale i z samego siebie, by znów zamknąć go w dawnym punkcie na osi czasu. Może nadal śnił? Już nie oddychał zaledwie chłodnym, wiosennym powietrzem – gdy oddychał, mróz drobnymi, niewidzialnymi igiełkami drażnił jego nos i ziębił kark, gdy wciąż znajdował się przy drzwiach teatru. Mięśnie miał spięte, ale to nie zimowa aura była tego powodem, a ten rozdzierający ból. Na chwilę zacisnął powieki, gdy przez czaszkę przemknął piorunujący impuls. Może trwał tak zbyt długo, bo nie zauważył, w którym momencie ktoś znów pojawił się u jego boku.
  — Co ty tu robisz, Himari? — nawet jego własny głos wydawał mu się dziwnie odległy, bo wydostawał się poza powłokę jego ciała, które teraz była dla niego niczym więcej, jak tylko bolesną, zaciskającą się na uwięzionej wewnątrz duszy, klatką. Miał wrażenie, że świat spowolnił, ale może to receptory zajęte przypominaniem mu o cierpieniu wtłoczonym w niemal każdą komórkę ciała, nie reagowały tak sprawnie na bodźce z zewnątrz. I chociaż wszystko to było dziwne, starał się brzmieć spokojnie. Z ledwością wyczuwał drobną dłoń dziewczynki na swojej własnej i chociaż zdrowy rozsądek powinien podpowiedzieć mu, że jego siostra nie była już małym dzieckiem, jej obecność – nawet w tym dawnym wydaniu – brał za pewnik. — Wracaj do domu — polecił, bo wiedział, że w tym stanie nie mógł się nią zająć. Nie chciał, żeby tu była, gdy zamierzał zostać; zamierzał pomóc.
  Głęboki oddech rozdął płuca – nie wiedział czy jego własne, czy kogoś innego, bo czuł się jednocześnie sobą i nie. Trochę pomogło. Przynajmniej na tyle, by powstrzymał tę nieodpartą chęć opuszczenia teatru; by przypomniał sobie, że miał coś jeszcze do zrobienia.
  Nie możesz tu zostać – nie zdawał sobie sprawy, że nie wypowiedział tego na głos, gdy wysuwał rękę z wątłego uścisku dziecięcych palców. Nie patrzył już na Himari, choć może naiwnie sądził, że posłucha go, jak zdarzało się to w większości przypadków. Srebrzyste tęczówki z uwagą wpatrywały się w głąb budynku, bo to uszy chłonące subtelną melodię instrumentu nakazywały im patrzeć w tę stronę; zainteresować się przedstawieniem, które być może rozgrywało się tu specjalnie dla niego.
  Nie poznawał słomianych butów, które dziwnie ciążyły na nogach, ale mimo tego ruszył tam, skąd dobiegały ciche brzdęki koto. Każde pociągnięcie za strunę zdawało się współgrać z pulsującym bólem w skroniach, jakby to na nich wygrywano melodię.
  Musiał ją uciszyć.


Rzuty: link – siła woli [20 - porażka]; wysoki próg bólu [77 - sukces].


@Mistrz Gry
Hattori Heizō

Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Sob 13 Maj - 14:29
Echo kroków tylko w jej głowie unosiło się wibracją. Nie tych własnych, bo te stawiała miękko. To te odległe, jakby wołaniem przeszłości zamarłym brzęczały, gdy uchylić mogła wejście, a zgrzyt klucza cichutko połknął przytkniętą doń dłoń. Ciemność, jak witający obcego, dziki kot, przyczaił się w oddali, obserwując czujnie każdy ruch i krok niepewny przyszłości. A może przeszłości właśnie bać się powinna? Zatrzymać się jednak nie mogła. Wiedziona ponagleniem, odbijanym od myśli, popychającym do przodu, ciągłym Pomóż mi!. I mrok w końcu uśmiechnął się początkową cichością, rozszerzając ramiona, przyjmując gościa, co sennym zaproszeniem przepustkę teatralną otwarła.
Scena i schody. Skrzypnięcie jękliwego wołania, gdy stopy przewały się głębiej w cień, całując niemal każdym krokiem, nowy skrawek przeszłości. Rozszerzone źrenice, śledziły linię rysowanych przeszłością przedmiotów, kreślonych drewnem sylwetek, obserwujących ją lalek historii, co jak filmowe klatki, przesuwają się przez głowę, wybijając rytm dla serca, dla ust, co rozchyliły się w niemym powitaniu i krótkim, wdzięcznym skłonie, jakby wróciła do domu, który opuściła bardzo dawno temu. Ulotne kłamstwo, wyplecione tęsknotą, łatwo było przygarnąć do serca.
Przymknęła powieki, gdy tylko pierwsze, odległe znowu - jak echo - dźwięki, łączą się melodią, które zatrzymały półkrok bezruchem. Dłonie rozłożyła, opuszkami zahaczając o twardość drewna, tuż przy schodach, tam gdzie dźwignia być mogła, albo mechanizm, co przeniesie ją dalej, wyżej, głębiej. Zamiast tego, paznokcie zahaczyły o wsparcie, trąc porowatą powierzchnię i zrywając cichość, jaką starała się zachować, nie chcąc drażnić gospodarzy, co czujnością niewidzialnych ślepi, śledzili drobną sylwetkę. I nie wiedziała w którym momencie, ciemność rozlała się w obrazy kształtów, a potem i wrażenie ciepła, grzejącego kark odsłonięty, bo włosy spięte misternie, wysoko. I w końcu - jasności słonecznej, czerwienią sącząc się przez linię dwóch postaci. Śmiech wybija kolejny rytm, nadając takt melodii odległej, wciąż wołającej uparcie. A było jej przecież tak dobrze, otulona miękkością kimona, z bosymi stopami, bo zsunięte obok buciki. Dłonie, zgarniając twardość ziemi, łączą się kolejnym echem, co niby sercem, wybija się drżeniem, jakby. Trochę jak burzącym się snem...ale to przecież prawda. I klucz, i kobieca dłoń chowająca go we framudze okna. I prośba o cichość, o tajemnice, którą też schować mogła we framudze własnej pamięci. Dla siebie zachowaną, bo... musiała znaleźć jej źródło. Kto wołał, czyj kobiecy głos, uparcie, błagalnie sięgał po nią.
Czy mogła jeszcze spać? Czy szeptom ulec mogła? Unieść ciało, co przyciągnięte radością, bliskością, którą dzielili zakochani. Tęskniła, ale wołanie wierci się nieznośnie.
Pomóż mi!


| Wszystkie trzy rzuty nieudane well


Teatr lalek Masubizy 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Haraedo

Nie 15 Wrz - 14:46
ZAKOŃCZENIE WĄTKU

W wyniku długiej stagnacji jednego z graczy wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Haraedo
Sponsored content
maj 2038 roku