YŌZEI-GENJI SETSURŌ (KARMA)
28.10.2009 – 07.06.2035
Miejsce urodzenia
FUKKATSUMiejsce zamieszkania
ASAKURA Grupa
KLAN MINAMOTOStanowisko
ASASYNZawód
–Kolor włosów
CZARNEKolor oczu
BRĄZOWEWzrost
188Waga
88Znaki szczególne
Sylwetka zbudowana latami treningu, szczupła i umięśniona jak u charta. Smoliście czarne włosy są krótsze z przodu i dłuższe z tyłu, gdzie sięgają pasa. Brązowe oczy, na ogół ciemne, w słońcu stają się jasne jak sjena palona. Ma długie rzęsy, kontrastujące z powierzchowną ostrością jego rys. Na ciele znajduje się wiele skutków ubocznych jego pracy – zarówno te nowe, będące zabandażowanymi już ranami, jak i te stare, pod postacią blizn. Zgodnie z wolą klanu, na plecach ma odpowiedni tatuaż, a u boku nosi maskę lisa. Prawa strona twarzy jest częściowo sparaliżowana, przez co uśmiecha się tylko połową ust. Ma przekłucie w języku. Kiedy się nudzi, dostaje tiku nerwowego – drga mu mięsień w policzku. „Setsurō,
pamiętasz drzewo, które zasadziłem z Twoją matką w dniu Twoich urodzin?
Zapomniałeś już.
Przypomnę Ci.
To wiśnia.
Rosła z nasiona wiśni – stała się więc wiśnią, kwitnąc bielą, która po przejściu w róż kwiatów zamieniła się w czerwień owoców.
Czy wiśnia jest nią dlatego, bo tego chciała?
Nie.
Jest nią dlatego, bo rzuciłem pestkę w ziemię dziesięć lat temu.
Podczas trwania innych pór roku może Ci się wydawać, że to nie musi wcale być drzewo wiśni. Ale zawsze przecież w końcu nadchodzi czas, w którym znowu kwitnie, żeby dać owoce. Za każdym razem te same.
Czy nie to właśnie jest przeznaczeniem, z którym tak bardzo chcesz walczyć?
Jestem Twoim ojcem, Setsurō.
I tego nie możesz zmienić.”
– …więc zabij go.
W oczach widzi błaganie o litość. Pod dłońmi czuje miękkość futra, a pod nim twarde od znieruchomienia mięśnie, już zbyt zmęczone, żeby jeszcze drżeć. Ściska ciało w rękach; serce bije tak, jak gdyby klatka żeber była dla niego więzieniem, z którego chce uciec.
Przepraszam.
– Nie mogę.
Wystarczy jeden szybki ruch do tego, żeby złamać królikowi kręgosłup, ale On wykonuje go tak powoli, jak się tylko da. Łamana kość w końcu puszcza, przerywając piszczenie mordowanego zwierzęcia trzaśnięciem, które odbija się echem w jego głowie.
„Chcę cię tylko przygotować na to, co cię czeka.”
Przez sen biegnie do Niej korytarzami obcego mu domu, w którym tylko Ona była mu znajoma. Tuli go do piersi – przez chwilę, która zdaje się wiecznością, zanim otworzą się drzwi, jakie za sobą odruchowo zamknęła. Drzwi, które od lat stanowią barierę oddzielającą ból od ukojenia.
„Co dzieje się z psami, które są zbyt słabe, żeby się bronić?”
Wyciąga ręce do szczeniaka, ale On je odtrąca. Robi to drugi raz, i trzeci, i– W końcu uderza go w twarz tak, że upada na podłogę u jego stóp, jednak oczywiście, że nie zaznaje łaski stracenia przytomności. Podnosi się na nogi, lecz nie ma to już znaczenia; nie zdoła go powstrzymać. Krew zasłania mu widok. I chociaż w uszach słyszy jej szum, nie jest on w stanie zagłuszyć psiego pisku.
W przeciwieństwie do szczekania i warczenia.
„Setsurō?”
Morze futra.
Morze kłów.
Morze krwi.
„To Twoja wina. Nie karmiłeś go.”
Rzeczywistość różniła się od snu – kiedy już raz przekonał się o tym, jak wyglądała jawa, przestał śnić. Powietrze uciekało z rozerwanego gardła, pieniąc krew przy każdej próbie wzięcia oddechu. Rwane kłami ciało dzieliło się warstwami na sierść, skórę, tłuszcz, ścięgna, mięśnie i kości, ale żadna z nich nie odeszła gładko jak u rzeźnika, nie ciągnąc za sobą następnej. Chciał odwrócić wzrok. Nie potrafił.
– Zabij, Setsurō.
Wymierza mieczem w człowieka, który siedzi pod ścianą; ręce i nogi ma związane, twarz zasłoniętą. Kim jest? Co teraz czuje? Pragnie spojrzeć w jego oczy, chociaż nie wie po co – żeby szukać wybaczenia, którego w nich nie znajdzie? Mimo jego wahania, ostrze przebija się przez tkanki bez żadnego oporu. Za to wyjęcie go z ciała wymaga od niego wysiłku, jakiego się nie spodziewał, bo Taishirō spełnia jego życzenie; zdejmuje z niego lisią maskę.
– Możesz przez resztę swojego życia żałować tego, co zrobiłeś, bo wydaje ci się, że dało się postąpić inaczej. Możesz też zamiast tego pogodzić się z tym, co się stało, już teraz, i zrozumieć, że robienie pewnych rzeczy jest koniecznością, przed którą nie ma ucieczki. Twój wybór.
Palą Ją, ale nie wypuszcza Jej z objęć, dopóki jest w stanie wytrzymać ogień. Płomienie są… przyjemnie ciepłe. Przez chwilę czuje się tak, jak gdyby mógł się do Niej po raz ostatni przytulić. Dopiero z czasem robią się zimne, obojętne na jego ból tak samo jak bezwładne w jego ramionach zwłoki.
„Co dzieje się z ludźmi, którzy mi się sprzeciwiają?”
Widzi jego twarz nad sobą pod zamkniętymi powiekami. Śmierć z jego rąk jest dla niego zbawieniem, ekstazą którego upajać się jest mu dane tylko na czas trwania jednego oddechu („wróć do mnie, Karma”); w następnym płuca wypełniają się znowu tlenem, a on posłusznie wraca – jak pies do nogi, bo wszystko idzie zgodnie z jego planem. Jak zawsze. Kiedy na powrót otwiera powieki, w końcu może zobaczyć świat jego oczami.
pamiętasz drzewo, które zasadziłem z Twoją matką w dniu Twoich urodzin?
Zapomniałeś już.
Przypomnę Ci.
To wiśnia.
Rosła z nasiona wiśni – stała się więc wiśnią, kwitnąc bielą, która po przejściu w róż kwiatów zamieniła się w czerwień owoców.
Czy wiśnia jest nią dlatego, bo tego chciała?
Nie.
Jest nią dlatego, bo rzuciłem pestkę w ziemię dziesięć lat temu.
Podczas trwania innych pór roku może Ci się wydawać, że to nie musi wcale być drzewo wiśni. Ale zawsze przecież w końcu nadchodzi czas, w którym znowu kwitnie, żeby dać owoce. Za każdym razem te same.
Czy nie to właśnie jest przeznaczeniem, z którym tak bardzo chcesz walczyć?
Jestem Twoim ojcem, Setsurō.
I tego nie możesz zmienić.”
– …więc zabij go.
W oczach widzi błaganie o litość. Pod dłońmi czuje miękkość futra, a pod nim twarde od znieruchomienia mięśnie, już zbyt zmęczone, żeby jeszcze drżeć. Ściska ciało w rękach; serce bije tak, jak gdyby klatka żeber była dla niego więzieniem, z którego chce uciec.
Przepraszam.
– Nie mogę.
Wystarczy jeden szybki ruch do tego, żeby złamać królikowi kręgosłup, ale On wykonuje go tak powoli, jak się tylko da. Łamana kość w końcu puszcza, przerywając piszczenie mordowanego zwierzęcia trzaśnięciem, które odbija się echem w jego głowie.
„Chcę cię tylko przygotować na to, co cię czeka.”
Przez sen biegnie do Niej korytarzami obcego mu domu, w którym tylko Ona była mu znajoma. Tuli go do piersi – przez chwilę, która zdaje się wiecznością, zanim otworzą się drzwi, jakie za sobą odruchowo zamknęła. Drzwi, które od lat stanowią barierę oddzielającą ból od ukojenia.
„Co dzieje się z psami, które są zbyt słabe, żeby się bronić?”
Wyciąga ręce do szczeniaka, ale On je odtrąca. Robi to drugi raz, i trzeci, i– W końcu uderza go w twarz tak, że upada na podłogę u jego stóp, jednak oczywiście, że nie zaznaje łaski stracenia przytomności. Podnosi się na nogi, lecz nie ma to już znaczenia; nie zdoła go powstrzymać. Krew zasłania mu widok. I chociaż w uszach słyszy jej szum, nie jest on w stanie zagłuszyć psiego pisku.
W przeciwieństwie do szczekania i warczenia.
„Setsurō?”
Morze futra.
Morze kłów.
Morze krwi.
„To Twoja wina. Nie karmiłeś go.”
Rzeczywistość różniła się od snu – kiedy już raz przekonał się o tym, jak wyglądała jawa, przestał śnić. Powietrze uciekało z rozerwanego gardła, pieniąc krew przy każdej próbie wzięcia oddechu. Rwane kłami ciało dzieliło się warstwami na sierść, skórę, tłuszcz, ścięgna, mięśnie i kości, ale żadna z nich nie odeszła gładko jak u rzeźnika, nie ciągnąc za sobą następnej. Chciał odwrócić wzrok. Nie potrafił.
– Zabij, Setsurō.
Wymierza mieczem w człowieka, który siedzi pod ścianą; ręce i nogi ma związane, twarz zasłoniętą. Kim jest? Co teraz czuje? Pragnie spojrzeć w jego oczy, chociaż nie wie po co – żeby szukać wybaczenia, którego w nich nie znajdzie? Mimo jego wahania, ostrze przebija się przez tkanki bez żadnego oporu. Za to wyjęcie go z ciała wymaga od niego wysiłku, jakiego się nie spodziewał, bo Taishirō spełnia jego życzenie; zdejmuje z niego lisią maskę.
– Możesz przez resztę swojego życia żałować tego, co zrobiłeś, bo wydaje ci się, że dało się postąpić inaczej. Możesz też zamiast tego pogodzić się z tym, co się stało, już teraz, i zrozumieć, że robienie pewnych rzeczy jest koniecznością, przed którą nie ma ucieczki. Twój wybór.
Palą Ją, ale nie wypuszcza Jej z objęć, dopóki jest w stanie wytrzymać ogień. Płomienie są… przyjemnie ciepłe. Przez chwilę czuje się tak, jak gdyby mógł się do Niej po raz ostatni przytulić. Dopiero z czasem robią się zimne, obojętne na jego ból tak samo jak bezwładne w jego ramionach zwłoki.
„Co dzieje się z ludźmi, którzy mi się sprzeciwiają?”
Widzi jego twarz nad sobą pod zamkniętymi powiekami. Śmierć z jego rąk jest dla niego zbawieniem, ekstazą którego upajać się jest mu dane tylko na czas trwania jednego oddechu („wróć do mnie, Karma”); w następnym płuca wypełniają się znowu tlenem, a on posłusznie wraca – jak pies do nogi, bo wszystko idzie zgodnie z jego planem. Jak zawsze. Kiedy na powrót otwiera powieki, w końcu może zobaczyć świat jego oczami.
Seiwa-Genji Rainer and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
Senkensha
YŌZEI-GENJI SETSURŌ (KARMA)
Keiyaku Suru
–Poziom kontraktu
0Kondycja
Stan fizyczny
W normie.Stan psychiczny
W normie.Umiejętności
– BROŃ BIAŁA – poziom średniozaawansowany
– SIŁA FIZYCZNA – poziom średniozaawansowany
Wady
– LĘK (nuda) – poziom niewielki
– LĘK (PTSD związane z matką) – poziom ciężki
– OBSESJA (wykonywanie rozkazów klanu; zlecenia) – poziom ciężki
– OBSESJA (piromania) – poziom znaczący
– UROJENIA (widzi swojego martwego psa) – poziom znaczący
– URAZA (Shingetsu) – poziom znaczący
– UZALEŻNIENIE (hedonizm; wszelkiego rodzaju przyjemności) – poziom znaczący
– WADA SŁUCHU (nie słyszy na prawe ucho) – poziom znaczący
– ZABURZENIA AGRESYWNE – poziom znaczący
– ZŁA SŁAWA – poziom znaczący
W posiadaniu
Mityczne przedmioty
–Shikigami
–Technologia
–Inne
–Historia zmian
[+] 500 PF na start
[+] 500 PF za dodatkowe wady (x4 znaczące)
[−] 1000 PF - Karta Postaci
OBECNY STAN PF: 0
Postać sprawdzona przez: Enma.
Saga-Genji Shizuru ubóstwia ten post.
maj 2038 roku