How to get all I need, all I want. [Aoi | Enma]
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Munehira Aoi

Nie 4 Cze - 5:25

Come on my friend, you can help me again.
My feelings are right, don't know why.
I'm only in mind,
in the game of life.
You believed in me, don't know why...

01/04/2037
11:40

   "Musisz bardziej uważać."
   Jak?; Gryzie myśl, rozszarpując ją długim kłem platyny osadzonej na różowym dziąśle, wpuszczając niepewność w rozognione jądro duszy, te drgające niestabilnie pod kościanym mostkiem, rozgrzewając złudnym ciepłem „niewłasne” ciało.
   — Z wielką przyjemnością, ale jestem zdany na łaskę innych — na krtani osadza się smoła, zawiesina lepkiego rozbawienia, drga niby, tak przyjemne w swoim złudzeniu mimowolnie na miękkim podgardlu, ale we wspomnieniu starych, dobrych czasów, które tylko czekają na zmiecenie z nich gęstej pajęczyny, jaka zalega niczym ciężka teatralna kotara.  I nie ma bardziej trafnego porównania, bo jego show już dawno się zakończyło bez aplauzu na stojąco. Bez wiwatu. To, w którym aktualnie jest aktorem, jest jedynie żałosnym melodramatem. — Dobrze, że jesteś przy mnie — przyciszony ton głosu muska wargi, kiedy te nieznacznie przesuwają się w nachyleniu głowy, bliżej ludzkiej temperaturze ciała, którą czuje przy swoim boku, a którego przedramię obejmuje sobą, smukłą, alabastrową dłonią, wkradając się między klatkę żeber a napiętą linię bicepsa, rozdzielając ją swoją śmiertelną powłoką, owiniętą wokół nieśmiertelnego jestestwa. Paliczki, te przyozdobione pierścieniami, które skrzą się leniwie i od niechcenia martwego, zimnego metalu we wiosennym, frywolnym promieniu słońca, raz za razem znajdujące ujście między płatkami sakur, badają fakturę materiału. Opuszki mkną przez szorstkość i miękkość zarazem, zapamiętując ją, kreując nową mapę odczuć w umyśle. Zdany jest na krok Shury. Na jego rytm. Na jego puls, serce, które rozbija się w piersi, pompując krew przez sieć wąskich kanalików żył. Zdany jest na innych. Wie o tym. Powtarza to. Chociaż dusza szarpie się na uwięzi i chce gryźć, chce zaznawać, chce żyć, chce znowu być szczęśliwa, chociaż przecież nigdy nie zrozumiała tego pojęcia. W panicznym strachu czy w panicznym głodzie; już nie jest w stanie tego rozróżnić. Zlewa się w breję, która rozmazuje się w znoju świata, do którego nie należy, a do którego przymuszony jest przystawać.
   — Jak Ci mija dzień, Shura? A raczej, jak Ci mijał przed moim wtargnięciem? Pragnę jednak sprostować, że to całkowity przypadek... — w perlistości tonu niesie się przepraszająca smuga, nuta, do której sam nie przywykł, więc w odruchu kurczącego się ego, wyswobadza dłoń spod ciała mężczyzny. Jeden krok do przodu. Przez miękkość trawy. Jeszcze jeden, ten, który przybliża go do pnia drzewa, na którym zapiera się plecami, jakby doskonale wyczuł, że właśnie tam stoi, tam pnie się ku niebu, próbując sięgnąć wiciami błękitu przestworu. — Minęło trochę czasu — westchnienie dźwięczy w miękkości ciepłej nuty budującej z wolna zdanie, gdy pastel spojrzenia chowa się pod pergaminem powiek, a dłonie wprawnym ruchem składają laskę i zawiesza ją na pętelce sznura na prawym nadgarstku, który zaraz to chowa pod lewym ramieniem, napinając materiał beżowego płaszcza na linii szkieletu, na tafli chabrowej koszuli lejącej się przez korpus w falach miękkiego materiału. Rozluźnienie. Pomimo defensywnej pozycji, dawno nie czuł się tak rozluźniony, jak teraz. — Nasze ostatnie spotkanie zakończyło się dosyć gwałtownie. Kojarzę oba głosy. Hattori i Rainer, prawda? Też tam byli. Cóż za zrządzenie losu — wargi układają się w leniwym uśmiechu, kącikami drąc subtelnie w kierunku zamkniętych oczu, które po chwili na nowo otwierają się, błyszcząc martwicą wejrzenia, które nigdy nie zaznało brutalności świata. Ani miłości, ani pożądania, ani czułości, przyjaźni, ni też spokoju. Mleczne bielmo, które zmazą mąci obsydian źrenic, rozciągając ich owal, rozrzedzając go w tafli zimnego, nieodgadnionego lazuru. Dwa uderzenia serca; tyle tylko potrzebuje, aby koniuszkiem języka zasmakować własnych warg, zanim podejmie ponownie:  — Jeżeli pokrzyżowałem Ci jakiekolwiek plany, wiedz, że jestem gotów je nadrobić z nawiązką, Shura.




How to get all I need, all I want. [Aoi | Enma] 0YAOCnr
Munehira Aoi

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Pią 9 Cze - 23:56
Wszechobecna wiosna udzielała się praktycznie każdemu, no, może za wyjątkiem alergików, którzy z gilami po brodę z pewnością nie widzieli nic pięknego w nowej porze roku. Co prawda Enma również nie był jej zwolennikiem, aczkolwiek wolał ją zdecydowanie bardziej od lata, podczas którego roztapiał się niczym masło wystawione na zbyt długie działanie promieni słonecznych.
Lekki wiatr poruszył jego włosami, w które zaplątało się kilka samotnych płatków sakury. Enma jednak ich nie czuje, a nawet jeśli - nie przeszkadzają mu. Zdecydowanie wolał skupić się na swoim towarzyszu, któremu to, chcąc czy też nie, poświęcił praktycznie całą swoją uwagę. Nie hamował się przed otaksowaniem Aoi'ego wzrokiem, jakby zamierzał ocenić stan jego ciała. I nie, nie. Nie pod względem atrakcyjności, choć Aoi zdecydowanie był całkiem atrakcyjny, a przynajmniej tak go oceniał Enma, choć on sam niekoniecznie znał się na atrakcyjności facetów, a bardziej stanu, w jakim było jego ciało.
- Muszę przyznać, że wyglądasz o wiele korzystniej od naszego ostatniego spotkania - kąśliwa uwaga ucieka spomiędzy jego warg, choć nie ma zamiaru obrazić jasnowłosego. Oparł się plecami o szorstką korę jednej z sakur i skrzyżował ręce na drobnej klatce piersiowej, będąc ciekawym, po co właściwie Aoi wziął go na bok. Nie spodziewał się jednak nawiązania do jego kuzyna i znajomego. Na dźwięk znajomych imion, ciemna brew uniosła się ku górze w wyjątkowym zaskoczeniu.
Choć Aoi, z wiadomych względów, nie był w stanie tego dostrzec.
- Nie sądziłem, że ich znasz. No popatrz jaki ten świat mały. Jesteście blisko? - zagaił, choć bliskie stosunki Hattoriego z innymi osobami były dalekie od osobistych zainteresowań młodego Seiwy. Inaczej przedstawiała się sytuacja w stosunku do Rainera, aczkolwiek tu przemawiała przez niego ta sama krew, która buzowała w ich żyłach oraz to samo nazwisko, jakie dzierżyli.
- Nie, właśnie zmierzałem do domu. Nie jestem wielkim fanem zgromadzeń pełnych ludzi, których nie znam. Kiedy są tłumy, to wszyscy zaczynają się o siebie ocierać, gwałcąc twoją osobistą przestrzeń. Obrzydliwe. - lewy kącik ust ugiął się pod nieprzyjemnym komentarzem, który nie był skierowany do nikogo konkretnego. Jakby na potwierdzenie swoich słów, odwrócił głowę i rozejrzał się po parku, po tych wszystkich ludziach zgromadzonych w jednym miejscu niczym rozbiegane mówki, wielce niby szczęśliwych i uśmiechniętych, udających, że żadne kłopoty i problemy ich nie dogonią, ale kiedy tylko przekroczą próg domu - szara rzeczywistość uderza w nich ze zdwojoną siłą, przypominając im, jak ciężkie potrafi być życie.
- Nadrobić z nawiązką, mówisz.... Na twoim miejscu uważałbym na propozycje, jakie składasz. Ktoś mógłby to w podły sposób wykorzystać. - znów ten krzywy uśmiech, któremu towarzyszyło ledwo słyszalne parsknięcie.
- Na przykład wymusi na tobie postawienie całego obiadu w drogiej restauracji. - dodał po chwili, bo przecież Enma potrafił myśleć tylko i wyłącznie w jednej kategorii.
Jedzenia.
- Ale dobrze, Aoi. Przejdźmy do szczegółów. Nie wierzę, że zaciągnąłeś mnie na bok tylko i wyłącznie dlatego, że się za mną stęskniłeś. Wiadomo, to z pewnością główny powód, ale jest coś jeszcze, prawda?

@Munehira Aoi


How to get all I need, all I want. [Aoi | Enma] Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Munehira Aoi

Czw 29 Cze - 1:34

   Gdy kąśliwość nut pochlebstwa zawirowała w powietrzu, wargi przyozdobiły się uśmiechem niepewnym początkowo, aby ten rozkwitł w kącikach ust już w kolejnym uderzeniu serca zadziorniej. Uśmiech ten na łagodnie zarysowanych wargach, nie siąknie jednak w spojrzenie; te nadal mleczne, perłowe w pastelowej barwie. Ślepe. Nieobecne. Martwe. W chwilowej zadumie nad upuszczonymi przez Shurę słowami, głowa Munehiry pochyla się nieznacznie, aby myśl, ta zawiła i przypominająca o rozszarpanej, wystrzępionej formie yurei, przebiła się ciężkim wspomnieniem, niknąc w krótkim zamyśleniu. Nie może o tym zapomnieć. Nikt mu na to nie pozwala, a akceptacja jawi się jako niemożliwa. Zbyt odległa. Nieosiągalna wręcz. Potrzebuje momentu, sekundy ciszy wyrwanej siłą, aby nie dać się zwieść warkotowi budzącemu się w głowie. Wypuści więc powietrze przez nos w rozbawionym parsknięciu, podejmując się odpowiedzi głosem spokojnym, rytmicznie stawianymi zgłoskami:  — Czas był dla mnie ostatnio łaskawy.  Cieszę się, że masz okazję zobaczyć mnie w mojej... nazwijmy to prawdziwej formie — bo daleko mu, aby unieść się choćby krztą gniewu, nie jest też teraz czas na szczeniackie odgryzanie się. Nie, kiedy są sprawy ważniejsze i trudniejsze do rozegrania, a które byłyby syzyfową pracą, gdyby pozwolił sobie, no właśnie, po prostu być sobą.
   "Jesteście blisko?"; kręci głową nieznacznie w zaprzeczeniu. Nieznajomi kojarzeni jedynie po barwie głosu i zapachu, tych szczątkowych obrazach, które wgryzły się w umysł, kiedy podczas balu kilka miesięcy wstecz, agresja ścięła mięśnie w zwierzęcym zrywie ku Miyazaki.  — Nie. Kojarzę ich z balu w rezydencji Aikiryu, teraz zaczynam powoli łączyć wszystkie imiona z głosami — sprostowuje chłodnym tonem, deklamując jedynie informację, nie nadając jej żadnego znaczenia, nie przyklejając do niej nawet najdrobniejszej emocji. Nie może sobie na to pozwolić. Wie, że nie może. Jedna chwila nieuwagi, jedno omsknięcie się języka na zębach i gniew znów obudzi się w organizmie i zacznie go pożerać niczym rozszalały suszą pożar.
   Spokój. Ten odbija się też w postawie ciała. Nie tak napięty, nie tak wyprostowany jak miał w nawyku, chociaż postura nadal dostojnie wbita w miękką, świeżą ziemię. Obie dłonie składa w kieszeniach beżowego płaszcza, prawym kciukiem zaczynając w ukryciu, niewidocznie i mozolnie, obracać na wskazującym palcu szeroką złotą obrączkę. Spokój; utrzymać spokój. Na czole na moment jedynie pojawia się zmarszczenie, gdy w krótkiej chwili zbiegają się ku sobie subtelnie. Rozumie Shurę, tę niechęć do bliskości, do niechcianego kontaktu. Rozumie go o wiele zbyt dobrze. Westchnąwszy krótko, zdać mogłoby się z ulgą, głos ponownie wgrywa się w ludzki szum, chociaż przytłumiony odległością, nadal obecny. — Niestety z przyczyn całkiem widocznych, odkąd pamiętam, jak to określiłeś, ktoś gwałcił moją osobistą przestrzeń — drobne drgnięcie warg, rodząca się gdzieś w głębi pobłażliwość, zmieszana w pokrętny sposób ze szczerością. — Można albo do tego przywyknąć, albo znienawidzić i psuć sobie krew dalej. Nie ma niczego pomiędzy — kończy, nabierając głębszy chaus rześkiego powietrza w płuca, pozwalając jednemu z ramion unieść się i opaść pod drogim materiałem prochowca, zaszumieć w miękkości błękitu koszuli, od niechcenia niby, traktując tę kwestię jako rzecz niezmienną — już dawno miał za sobą nastoletni bunt. Przynajmniej w tej kwestii. Zapewne wyłącznie w niej. Zaraz to jednak przez struny głosowe ociera się rozbawienie, te przez podniebienie biegnie już w przyjemnym, perlistym, przyciszonym śmiechu.  — Nie krępuj się Shura, wystarczy podać nazwę lokalu lub adres — pieniądze przecież nie grały większej roli, zważając też na to, że sam przestał je wydawać, bardziej skupiony na obranym celu, niźli na braniu z życia tego, co mogło jawić się złudnie najlepszym.
   Umysł rozpędza się, brnie przez labirynt słów, które stara się złożyć w głowie w zdanie; kłamliwe może, niepełne w prawdzie. Prawa dłoń wychyla się z kieszeni i instynktownie unosi się na wysokość ust, kciukiem delikatnie pieszcząc kącik warg. Myśli wirują niczym kłęby dymu, przeplatając się z chłodną kalkulacją. Z każdym pociągnięciem opuszki przez krawędź dolnej wargi, Aoi tka scenariusz zręcznego uniku, jeżeli Shura złapawszy odpowiedź, postanowi zabrnąć głębiej.    O wiele zbyt głęboko. Głos pada miękko, łasi się jak spragniony ciepłej dłoni kot, w przyciszeniu siąknąc w eter, gdy Munehira zbliżywszy się o dwa kroki ku rozmówcy, zaparł wpierw dłonią o konar po drugiej stronie, zanim to ramie zaparło się w swoim obłym kształcie na chropowatej fakturze. Ciszej, mówić łagodniej, nie zwodząc, a jedynie, będąc przecież sobą, pozwalając sylabom spływać po języku. — Bo widzisz, Shura... kiedy tak przemierzałem tę zimnicę zawieszenia, pewna myśl nie dawała mi spokoju. I bardzo długo kwitła we mnie obawa, że pewna istota, która była przy mnie w momencie mojej śmierci, skończyła tragiczniej niż ja. Ale, co o dziwo mnie ucieszyło, rozwiałeś moje wątpliwości. Jeden z zapachów, który się do Ciebie przykleił, jest tak silny, że jest dla mnie aż drażniący. To nic złego, to normalne, kiedy tęsknisz i uświadamiasz sobie, że ktoś niebędący Tobą może odczuwać szczęście z przebywania przy życiu, które było wcześniej częścią Ciebie samego, prawda? — krótka pauza opada na dwie sekundy, jakby pozwalał rozmówcy oswoić się z posłyszanymi słowami. Podejmuje jednak ponownie, ciszej, formując kolejne słowa w bardziej spoufalającym się wydźwięku:  — To zabawne, że nasze losy tak się ze sobą skrzyżowały. Tak czy inaczej, muszę najpierw wyrazić swoją wdzięczność, że się nią zaopiekowałeś. Kochana, radosna Jushi. Masz mojego psa, Shura. Bez niej moje życie jest bardziej jałowe niż grzęźnięcie między światami bez świadomości co się ze mną dzieje — i kiedy kończy zdanie, skroń zapiera na korze, pozwalając popielatym kosmykom zetknąć się z twardą, szorstką fakturą, kontrastując z nią tak silnie, tak widocznie, wypuszczając ciężej zastane w płucach powietrze. Zmartwienie. Tęsknota. Miłość. Trójca, która stale wbijała się pod żebra lodowatym sztyletem niepozwalająca zaznać choćby namiastki ukojenia.



How to get all I need, all I want. [Aoi | Enma] 0YAOCnr
Munehira Aoi

Raikatsuji Yuzuha ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

Pon 10 Lip - 21:14
Spojrzał w bok, choć był to bardziej ruch bezwolny, niekontrolowany. Miękkie płatki sakur leniwie opadały na ziemię i na przechodniów, na myśl przywodząc tęsknotę za śniegiem i zimą. Co prawda Enma bardzo łatwo marzł i jego ciało wymagało zdecydowanie więcej warstw ubrań, aniżeli przeciętny mieszkaniec Fukkatsu, ale to właśnie ten okres był jego ulubionym. Kiedy szybko zapadał zmrok, a miasto nagle cichło, przykryte miękkim, białym puchem. Wtedy czuł się najlepiej. Najbardziej swobodnie, zamknięty w swym mieszkaniu, choć o wiele bardziej lubił te momenty, kiedy mógł uciec na wieś, poza miejski zgiełk.
Chatki w okresie zimowym miały swój własny, niepowtarzalny urok, na którego wspomnienie łapała go dziwna melancholia i sentyment.
Ale do zimy był jeszcze szmat czasu. Dlatego chcąc czy też nie - Enma był zmuszony powrócić do rzeczywistości.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i oparł wygodniej o korę wiśniowego drzewa, powracając spojrzeniem do niewidomego rozmówcy.
- Masz całkiem dobrą pamięć. - pochwalił go nagle. Choć usta zdawały się pozostać w naturalnej pozycji, pozbawione blasku uśmiechu, to ton głosu był jak najbardziej spokojny, wręcz miękki i czuły. Jakby rozmawiał z dawno niewidzialnym przyjacielem, z którym łączyła go bliska i specyficzna więź. Dopiero na słowa nawiązujące do obiadu, a dokładniej rzecz ujmując - ewentualnego obiadu, pozwolił sobie na uśmiech. Jakby to właśnie temat dotyczący jedzenia był głównym paliwem napędowym jego pozytywnego samopoczucia.
- Tym razem ja ci postawię obiad, Aoi. W nagrodę za nawiązanie kontraktu. - bo przecież kontrakty to nie byle sprawa. Nie leżą na drodze, nie rozdają ich jak ulotki. Do tego potrzeba wielu czynników, więc było to coś, co powinno się celebrować.
Otwierał już usta, by ponownie przemówić, ale nie zdążył, gdy ciało jasnowłosego zbliżyło się niebezpiecznie blisko. Zbyt blisko, jak na standardy młodego Seiwy. Wzrok przemknął na rękę, która wylądowała tuż obok jego głowy, i choć nie poruszył się nawet o milimetr, jego mięśnie zesztywniały, jakby oczekiwał niespodziewanego ataku. Uśmiech zniknął, pozostawiając po sobie jedynie ulotny cień, a w dwubarwnych tęczówkach zamigotał ostrzegawczy błysk.
Jednakże dał mu przestrzeń.
Czekał na jego ruch, obserwując go z uwagą niczym drapieżnik obserwuje drugiego drapieżnika, gotowy do obrony w każdej sekundzie.
Z początku nie rozumiał jego słów. Były niczym zmielony bełkot, który nie trafiał do jego umysłu, choć usilnie starał się go filtrować. Jednakże im więcej mówił, tym coraz bardziej klarowny obraz stawał się w jego głowie. Jedna z brew uniosła się nieco wyżej, a głowa przechyliła lekko w bok. Ni to w zastanowieniu, ni to w zaskoczeniu.
- Jushi? - powtórzył cicho, nie dał mu jednak czasu na odpowiedź, bo już po chwili kontynuował:
- Aaaa. Czyli jest twoja. - dodał, choć w twierdzeniu można było wyczuć nutę zawahania, jak i niepewności. Jasne, nie miał podstaw, aby mu nie wierzyć. Ale z drugiej strony.... nie miał też podstaw aby mu WIERZYĆ. Ponadto naprawdę przywiązał się do tego psa. I co? Miał ją teraz oddać, ot tak?
Jeżeli naprawdę należy do niego, to nie chcesz jej przetrzymywać siłą. Dobrze o tym wiesz. Nie byłaby szczęśliwa, Enma
Westchnienie opuściło jego usta, kiedy przymknął na moment oczy. Uniósł dłoń i potarł jej wierzchem policzek, jak to miał w zwyczaju, kiedy myśli kłębiły się w jego umyśle i przytłaczały go swoim ciężarem.
Dobra.
Dobra....
Otworzył oczy i spojrzał w mlecznobiałe tęczówki.
- To nie tak, że ci nie wierzę i nie ufam, Aoi. Ale muszę mieć pewność. Nim ci ją oddam, muszę się upewnić. Spotkamy się na dniach, we trójkę. Ty, ja i ona. Chcę zobaczyć jak zareaguje na ciebie. Jak będę miał pewność to... wróci do ciebie.

@Munehira Aoi


How to get all I need, all I want. [Aoi | Enma] Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Mae Haneul ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku