Nic nie mogło trwać wiecznie. Pytał, bo chciał wiedzieć, a ona nie zamierzała mu odpowiadać. Mimo wszystko coraz bardziej się irytując nie potrafiła powstrzymać narastającego wkurwienia. Jedynie fakt, że nie wybuchnął trzymał ją w ryzach. Zacisnęła mocniej szczękę i z cynicznym kliknięciem wypuściła powoli drżące powietrze trzymane wcześniej w napiętych płucach. - No i co z tego. Jak się rozpierdoli to trudno. Czemu nie możesz mieć kurwa wyjebane? - Rzuciła nie kryjąc rozdrażnienia; wiedząc, że jej upadek zbliżał się nieubłaganie, a ona i tak zamierzała grać przy nim twardzielkę, bo na nic innego nie pozwalała jej własna duma. Nie przeszkadzało to jednak w używaniu go jako ludzkiej podpórki. Jego marudzenie sprawiło jej cholernie dużo przyjemności, kiedy prychnęła głośno z echem suchego śmiechu
- Dobra kurwa rzeczywiście twój był lepszy - zgodziła się z rozbawieniem, a wcześniejszy gniew ulotnił się tak szybko jak wcześniej pojawił. Perfidnie wbiła długie paznokcie w fakturę skóry na jego karku, żeby przestał być taką rasową marudą. I tak właśnie wyglądały ich spotkania. Przypominały ciągłe przepychanki; próby dopieczenia sobie wzajemnie. Tylko dlatego, że każde chciało temu drugiemu coś udowodnić. W milczeniu przyjęła jego pomoc opierając na nim ciężar wiotkiego ciała. Dała mu się prowadzić bez zbędnych komentarzy i chociaż wkurwiał ją niemiłosiernie polegała na nim absolutnie. Z początku przeklinała go, że do niej tej nocy napisał; okazał się prawdziwym wybawieniem, rycerzem ratującym damę w opałach, bo gdyby na jego miejsce przyszedł ktoś inny, pewnie skończyłaby znacznie gorzej. Może skończyłaby już na dobre.
Żyła zakłamaną przeszłością, bo właśnie tym był jego łobuzerski uśmiech, który rozbudzał na codzień uśpione wspomnienia. Przypominał wszystkie te beztroskie chwile, nieprzespane noce spędzone na długich spacerach bez celu, cichymi uliczkami Fukkatsu; przypadkowe spotkania i kurewsko dobry seks. Pachniał znajomo - niczym nowym - starym spokojem, który odnajdywała w każdej bezsensownej kłótni kończącej się jednorazowym zbliżeniem dwóch spragnionych dotyku ciał. I nie mogła nazwać tego błędami, bo za każdym razem do nich dążyła. Może i samolubnie pragnęła, żeby taki pozostał, na zawsze tą garstką zajebistych wspomnień. Nie tęskniła za nim. Sporo się zmieniło, jednak wiele pozostało niezmienne. Seiya nie żył już tylko dla niej, a ona przestała żyć wcale. Za każdym razem jednak, kiedy bez opamiętania z wyuczoną dawką agresji wpijała się w jego usta, potrafiła zapomnieć o całym świecie, bo Yakushimaru potrafił zawładnąć nią całą.
Spod lekko przymrożonych powiek oglądała jego dalsze poczynania, nie kryjąc przy tym rozbawienia. Wzięła głębszy wdech czując jego ciepły oddech w okolicach łabędziej szyi. W odpowiedzi na dotyk jego ust wrażliwa skóra pokryła się nierówną fakturą gęsiej skórki. Uchyliła nieświadomie pełne usta biorąc głębszy wdech. Nic nie mówiąc odruchowo wypchnęła biodra w jego stronę, reagując na pewniejszy uścisk dużej dłoni na obłości kobiecego pośladka. Oparła policzek o jego rozczochrane włosy o znajomym zapachu szamponu, oddychając nierówno prosto w płatek jego ucha. Mokry pocałunek zawrócił jej w głowie, jednak to ciężar zębów na miękkiej skórze zatruł umysł mieszanką pragnienia i osłupienia. Ze zdobytym doświadczeniem balansował niebezpiecznie między pożądaniem, a awersją, umiejętnie zatrzymując się tylko na tym pierwszym, bliskością wymazując wszystkie niechciane wspomnienia dzieciństwa. Jej dłoń bezkarnie oparła się o niewielki skrawek odsłoniętej skóry na dole jego brzucha w miejscu, gdzie kończyła się koszulka. Przejeżdżając po niej długimi paznokciami.
Łobuzerski półuśmiech, urywany śmiech, tak dobrze jej znany, odbijający się przyjemnym ciepłem w klatce piersiowej, aż nie sposób było mu nie zawtórować. Jednym ruchem uniosła dłoń i przez moment mogło się wydawać, że zamierzała wyrwać mu plastikową własność. Zamiast tego jednak smukłe palce zakleszczyły się wokół jego nadgarstka w mocnym uścisku. Jej pełne wargi wygięły się w samozadowoleniu, kiedy szarpnęła trzymaną ręka w swoją stronę opierając jego dłoń wraz z kartą na czytniku obok swojej głowy. - Yakushimaru Seiya - zaczęła odpychając plecy od drzwi i przybliżając się lekko w jego stronę. Każdej obcej osobie mogłoby się wydawać, że nie robił na niej wrażenia; że jej martwe i wyprane z emocji tęczówki pozostawały bez wyrazu. Sei znał ją jednak zbyt dobrze, żeby przegapić ten przygaszony błysk spowodowany chęcią dalszej zabawy. Długie rzęsy rzucały cień na jej podkrążonej, fioletowej skórze pod oczami. Uchylone lekko wargi przybliżyły się niebezpiecznie do tych przed sobą, nie zamierzały jednak poddawać się budowanemu w ciele pożądaniu. Jeszcze nie. - Wejdziesz do środka? - zapytała grzecznie, tak jak sobie zażyczył. Wciąż blokując z nim spojrzenie jej łokieć umiejętnie wcisnął klamkę za plecami i ze znajomym brzęczeniem zamka otworzył drzwi do klatki. Te pod naporem jej ciała uchyliły się gwałtownie. Jedną dłonią wciąż owiniętą wokół jego nadgarstka, a drugą zaczepioną o szlufkę jego pociągnęła go ze sobą, tracąc podporę za plecami i lecąc w tył. Jej gardłowy śmiech rozniósł sie echem po klatce, kiedy spadała polegając na nim. Mógł ją przytrzymać, strząsnąć jej dłonie lub upaść razem z nią. Mógł zrobić z nią wszystko co mu się podobało, bo Shey chciała upaść. Niżej i głębiej niż kiedykolwiek wcześniej. Stoczyć się i dotknąć samego dna tak nisko, żeby nigdy już nie być w stanie się z niego pozbierać. W końcu nie miała nic więcej do stracenia. Tym samym perfidnie i z premedytacją, bez zbędnych wyrzutów sumienia, zamierzała pociągnąć go ze sobą. Obojętnie co zrobił - nie puściła jego nadgarstka. Spróbowała ciągnąć go za sobą po kolejnych kilku stopniach prowadzących do windy. Jej nogi plątały się delikatnie, ale adrenalina trzymała ją znacznie lepiej niż przedtem. Jak gdyby rosnące pragnienie utrzymywało otępiałe alkoholem ciało w pionie. Pospiesznie wciskając guzik ze strzałka w górę kilkakrotnie, uderzyła go zamkniętą dłonią z całej siły. Kiedy drzwi w końcu się rozsunęły puściła jego nadgarstek, spojrzała na niego pociemniałym głodem wzrokiem tylko po to, żeby zbliżyć się do niego jednym niezdarnym krokiem, stanąć na palcach i spróbować brutalnie wpić się w jego usta.
@Yakushimaru Seiya
- Dobra kurwa rzeczywiście twój był lepszy - zgodziła się z rozbawieniem, a wcześniejszy gniew ulotnił się tak szybko jak wcześniej pojawił. Perfidnie wbiła długie paznokcie w fakturę skóry na jego karku, żeby przestał być taką rasową marudą. I tak właśnie wyglądały ich spotkania. Przypominały ciągłe przepychanki; próby dopieczenia sobie wzajemnie. Tylko dlatego, że każde chciało temu drugiemu coś udowodnić. W milczeniu przyjęła jego pomoc opierając na nim ciężar wiotkiego ciała. Dała mu się prowadzić bez zbędnych komentarzy i chociaż wkurwiał ją niemiłosiernie polegała na nim absolutnie. Z początku przeklinała go, że do niej tej nocy napisał; okazał się prawdziwym wybawieniem, rycerzem ratującym damę w opałach, bo gdyby na jego miejsce przyszedł ktoś inny, pewnie skończyłaby znacznie gorzej. Może skończyłaby już na dobre.
Żyła zakłamaną przeszłością, bo właśnie tym był jego łobuzerski uśmiech, który rozbudzał na codzień uśpione wspomnienia. Przypominał wszystkie te beztroskie chwile, nieprzespane noce spędzone na długich spacerach bez celu, cichymi uliczkami Fukkatsu; przypadkowe spotkania i kurewsko dobry seks. Pachniał znajomo - niczym nowym - starym spokojem, który odnajdywała w każdej bezsensownej kłótni kończącej się jednorazowym zbliżeniem dwóch spragnionych dotyku ciał. I nie mogła nazwać tego błędami, bo za każdym razem do nich dążyła. Może i samolubnie pragnęła, żeby taki pozostał, na zawsze tą garstką zajebistych wspomnień. Nie tęskniła za nim. Sporo się zmieniło, jednak wiele pozostało niezmienne. Seiya nie żył już tylko dla niej, a ona przestała żyć wcale. Za każdym razem jednak, kiedy bez opamiętania z wyuczoną dawką agresji wpijała się w jego usta, potrafiła zapomnieć o całym świecie, bo Yakushimaru potrafił zawładnąć nią całą.
Spod lekko przymrożonych powiek oglądała jego dalsze poczynania, nie kryjąc przy tym rozbawienia. Wzięła głębszy wdech czując jego ciepły oddech w okolicach łabędziej szyi. W odpowiedzi na dotyk jego ust wrażliwa skóra pokryła się nierówną fakturą gęsiej skórki. Uchyliła nieświadomie pełne usta biorąc głębszy wdech. Nic nie mówiąc odruchowo wypchnęła biodra w jego stronę, reagując na pewniejszy uścisk dużej dłoni na obłości kobiecego pośladka. Oparła policzek o jego rozczochrane włosy o znajomym zapachu szamponu, oddychając nierówno prosto w płatek jego ucha. Mokry pocałunek zawrócił jej w głowie, jednak to ciężar zębów na miękkiej skórze zatruł umysł mieszanką pragnienia i osłupienia. Ze zdobytym doświadczeniem balansował niebezpiecznie między pożądaniem, a awersją, umiejętnie zatrzymując się tylko na tym pierwszym, bliskością wymazując wszystkie niechciane wspomnienia dzieciństwa. Jej dłoń bezkarnie oparła się o niewielki skrawek odsłoniętej skóry na dole jego brzucha w miejscu, gdzie kończyła się koszulka. Przejeżdżając po niej długimi paznokciami.
Łobuzerski półuśmiech, urywany śmiech, tak dobrze jej znany, odbijający się przyjemnym ciepłem w klatce piersiowej, aż nie sposób było mu nie zawtórować. Jednym ruchem uniosła dłoń i przez moment mogło się wydawać, że zamierzała wyrwać mu plastikową własność. Zamiast tego jednak smukłe palce zakleszczyły się wokół jego nadgarstka w mocnym uścisku. Jej pełne wargi wygięły się w samozadowoleniu, kiedy szarpnęła trzymaną ręka w swoją stronę opierając jego dłoń wraz z kartą na czytniku obok swojej głowy. - Yakushimaru Seiya - zaczęła odpychając plecy od drzwi i przybliżając się lekko w jego stronę. Każdej obcej osobie mogłoby się wydawać, że nie robił na niej wrażenia; że jej martwe i wyprane z emocji tęczówki pozostawały bez wyrazu. Sei znał ją jednak zbyt dobrze, żeby przegapić ten przygaszony błysk spowodowany chęcią dalszej zabawy. Długie rzęsy rzucały cień na jej podkrążonej, fioletowej skórze pod oczami. Uchylone lekko wargi przybliżyły się niebezpiecznie do tych przed sobą, nie zamierzały jednak poddawać się budowanemu w ciele pożądaniu. Jeszcze nie. - Wejdziesz do środka? - zapytała grzecznie, tak jak sobie zażyczył. Wciąż blokując z nim spojrzenie jej łokieć umiejętnie wcisnął klamkę za plecami i ze znajomym brzęczeniem zamka otworzył drzwi do klatki. Te pod naporem jej ciała uchyliły się gwałtownie. Jedną dłonią wciąż owiniętą wokół jego nadgarstka, a drugą zaczepioną o szlufkę jego pociągnęła go ze sobą, tracąc podporę za plecami i lecąc w tył. Jej gardłowy śmiech rozniósł sie echem po klatce, kiedy spadała polegając na nim. Mógł ją przytrzymać, strząsnąć jej dłonie lub upaść razem z nią. Mógł zrobić z nią wszystko co mu się podobało, bo Shey chciała upaść. Niżej i głębiej niż kiedykolwiek wcześniej. Stoczyć się i dotknąć samego dna tak nisko, żeby nigdy już nie być w stanie się z niego pozbierać. W końcu nie miała nic więcej do stracenia. Tym samym perfidnie i z premedytacją, bez zbędnych wyrzutów sumienia, zamierzała pociągnąć go ze sobą. Obojętnie co zrobił - nie puściła jego nadgarstka. Spróbowała ciągnąć go za sobą po kolejnych kilku stopniach prowadzących do windy. Jej nogi plątały się delikatnie, ale adrenalina trzymała ją znacznie lepiej niż przedtem. Jak gdyby rosnące pragnienie utrzymywało otępiałe alkoholem ciało w pionie. Pospiesznie wciskając guzik ze strzałka w górę kilkakrotnie, uderzyła go zamkniętą dłonią z całej siły. Kiedy drzwi w końcu się rozsunęły puściła jego nadgarstek, spojrzała na niego pociemniałym głodem wzrokiem tylko po to, żeby zbliżyć się do niego jednym niezdarnym krokiem, stanąć na palcach i spróbować brutalnie wpić się w jego usta.
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
Czemu nie możesz mieć kurwa wyjebane? – pytanie wpadło do ucha, ale miał wrażenie, że wżarło się głębiej. Znalazło swoją drogę prosto do jego głowy, na chwilę zajmując wszystkie myśli. Milczał, bo musiał uporać się z jego namacalnym ciężarem. Bo czemu nie mógł mieć wyjebane? Pewnie z tego samego powodu, dla którego Amakasu nie mogła udzielić mu normalnej odpowiedzi, gdy zadawał proste pytanie; gdy z czysto ludzkiej troski chciał się dowiedzieć, co było nie tak. A może kierowała nim tylko ciekawość? Tak samo ludzka chęć dowiedzenia się czegoś, o czym może rzeczywiście nie powinien wiedzieć. Kto zresztą nie lubił pikantnych szczegółów? To dla nich mógł być gotów poświęcić swój czas, spokojny sen i prawdopodobnie też nerwy, które na przemian z przyjemnymi doznaniami fundowała mu Shey. I mogło tak być, gdyby nie to, że miała do czynienia z Seiyą, który rzadko zadawał pytania; który pozwalał ludziom mieć swoje tajemnice, ale tak długo, jak te nie wyniszczały ich od środka.
Przez chłopięcy nos prześlizgnęło się parsknięcie, ale na jego twarzy nie było najmniejszej oznaki rozbawienia. Wpatrywał się przed siebie, a jego widoczne z profilu rysy wyraźnie stężały, gdy zdusił w sobie wybuch, który byłby zbyt personalny; zbyt mówiący za dużo. Spojrzał na białowłosą z ukosa i nie było nic nadzwyczajnego w niezadowoleniu migoczącym na linii wodnej w kąciku oka, ale oprócz tego był rozczarowany. Nią i całym tym pierdoleniem.
— Jak chcesz — rzucił chłodno, jakby faktycznie miał wewnątrz siebie przełącznik i wystarczyło słowo, by spełnić jej życzenie. Słowo, by odgrodzić się grubym murem i od tego momentu pozwolić jej żyć w świecie, w którym „miał wyjebane”. Słowo, by od tak pozwolić jej zachlewać się do upadłego, zwłaszcza że to, że tu był, było jedynie dziełem przypadku. Nie myślał jednak o tym, jak potoczyłyby się sprawy, gdyby tej nocy nie odezwał się do białowłosej. Ale to normalne, że ludzie – a on też był tylko człowiekiem – rzadko rozważali różne możliwości. Oprócz tego, że ominąłby go ten osobliwy widok, nadal wiedziałby o wszystkim tyle samo, co obecnie.
Czyli nic.
Do wszystkiego można było się przyzwyczaić. Yakushimaru przyzwyczaił się natomiast do wachlarza emocji, które dostarczała mu Shey. W jednej chwili gotowała krew w jego żyłach, jakby czerwień jej głosu chciała rozżarzyć jego wnętrze do równej czerwoności, za chwilę studziła gniew rozbawionymi uśmiechami. Odpuścił, ale w środku uwierała go ciekawość. Nie była to ciekawość plotkary czekającej na nowy smaczek z życia, by mieć, co puścić dalej w świat, gdy tylko nadarzy się okazja. Było to raczej przeczucie, że omijało go coś złego, o czym powinien wiedzieć, bo może nie miał do końca związanych rąk. Może mógł coś zrobić. Wiedział jednak, że nie pomoże komuś, kto tej pomocy nie chce.
„Wejdziesz do środka?”
Ciepły oddech, który towarzyszył słowom dziewczyny, osiadł na jego ustach, pozostawiając po sobie niespełnioną obietnicę pocałunku. Nie sposób było nie poczuć się pokonanym własną bronią, bo jeszcze przed momentem sam się bawił, sam pozostawiał niedosyt i nasilał zniecierpliwienie. A przecież nie był to pierwszy raz; nie był też drugi. Robili to wielokrotnie i wciąż trudno było oprzeć się tej elektryzującej sile, która ponaglającymi igiełkami spływała w dół kręgosłupa. Wiedział, że to źle ciągle do tego wracać – nie pomagało to ani jemu, ani Amakasu. Wracał, co prawda, tylko po części, by znów nie popełnić błędów, które nie powinny zostać popełnione dwa razy. Był obok, ale jednocześnie znajdował się poza zasięgiem. Mimo tego uśmiechał się tak, jak robił to zawsze, a w oczach tliło się równie znajome pożądanie i zadowolenie, gdy znów przyszło im zagrać w tę samą złośliwą grę. Pokręcił głową na boki przy jednoczesnym wywróceniu oczami, dając jej do zrozumienia, że nie musiała pytać. Nie, gdy już został skuszony perspektywą kolejnej wspólnej nocy. Nie, gdy niewidoczny ślad po paznokciach na jego brzuchu nadal drażnił na myśl, że czekała ich jeszcze droga na górę. Ale w końcu zrobiła to, o co prosił – grzecznie go zaprosiła. Do grzeczności nie przywykł.
— Wejdę.
Ciało Amakasu, choć znacznie drobniejsze, ciążyło, gdy ruszyli naprzód. Aktualnie mogli polegać jedynie na trzeźwości Seiyi, który napiętym przedramieniem przytrzymywał sylwetkę białowłosej, byleby tylko nie upadła. Jemu to nie groziło. Im bliżej mieszkania byli, tym wszystko wydawało mu się postępować w przyspieszeniu, jakby czas wtórował rozpędzającemu się tętnu. Winda. Przez chwilę się w nią wpatrywał, zanim ramiona Shey znów nie sprowadziły go niżej. Z pomrukiem przyjął kolejny pocałunek i w tym momencie było mu już wszystko jedno, jakby pora na budowanie napięcia już się skończyła. Stawiając krok przed siebie wprowadził białowłosą do windy, już rozchylając jej wargi językiem. Jedynie kątem oka zerknął na panel z przyciskami, ale celując w odpowiedni przycisk, przypadkiem wcisnął też dwa inne numery. Trudno. Postawił kolejny krok przed siebie, nie odrywając się od ust smakujących wszystkim, co już znał – alkoholem i fajkami. Tych drugich nie znosił, ale sam ich smak miał w sobie coś, co kojarzyło mu się ze wszystkim, co zakazane. Żadna matka nie pochwalała nałogów, dlatego tym bardziej chciało się w nie uciec. Żadna nie pochwaliłaby też obściskiwania się w windzie, ale przecież było już późno, a drzwi zasunęły się za jego plecami, gdy przycisnął jasnowłosą do lustrzanej ściany. Musiał zapomnieć o jej wcześniejszych uprzedzeniach co do noszenia. Ale nie była już księżniczką, gdy wsunął ręce pod jej uda, mocno zaciskając na nich palce. Nie była nią też, gdy poderwał ją do góry i przypadł ją mocniej do ściany, napierając na jej biodra własnymi. Wiedział, że nie musi obchodzić się z nią delikatnie, dlatego całkowicie oddał się temu znajomemu otumanieniu, gdzie poza huczącą w uszach krwią, która wtórowała narastającemu podnieceniu, nie liczyło się nic więcej. Tak, jak poza gorącymi oddechami, których smak językiem zgarniał z jej podniebienia, które raz po raz drażnił okrągłym kolczykiem. Gdyby nie granice jeszcze zdrowego rozsądku, nie byłby aż tak powściągliwy. Oderwał się na chwilę, by zaczerpnąć oddechu, ale nie uciekł daleko. Zaraz złożył na zaczerwienionych od zaczepnych ugryzień wargach dwa lekkie pocałunki – zaledwie łagodzące muśnięcia – zanim znów wpił się mocniej w jej usta.
Piętro szóste – oznajmił automat, zanim drzwi rozsunęły się. Ale było jeszcze za wcześnie, a sztuczny głos ledwo dotarł do jego uszu, gdy aż za bardzo skupiał się na niej. Mimo wszystko wciąż przypominał o tym, gdzie się znajdowali i ta myśl z jakiegoś powodu pociągnęła jeden z kącików ust czarnowłosego ku górze. Amakasu na własnych ustach mogła poczuć, jak jego własne rozciągają się w rozbawionym uśmiechu, który poprzedził krótkie parsknięcie, które zespoliło się z brzmieniem mokrych pocałunków. Bawiło go to, jak łatwo była w stanie przekonać go do głupich rzeczy, ale liczyło się tylko to, że dobrze się bawił.
Za dobrze.
Przez chłopięcy nos prześlizgnęło się parsknięcie, ale na jego twarzy nie było najmniejszej oznaki rozbawienia. Wpatrywał się przed siebie, a jego widoczne z profilu rysy wyraźnie stężały, gdy zdusił w sobie wybuch, który byłby zbyt personalny; zbyt mówiący za dużo. Spojrzał na białowłosą z ukosa i nie było nic nadzwyczajnego w niezadowoleniu migoczącym na linii wodnej w kąciku oka, ale oprócz tego był rozczarowany. Nią i całym tym pierdoleniem.
— Jak chcesz — rzucił chłodno, jakby faktycznie miał wewnątrz siebie przełącznik i wystarczyło słowo, by spełnić jej życzenie. Słowo, by odgrodzić się grubym murem i od tego momentu pozwolić jej żyć w świecie, w którym „miał wyjebane”. Słowo, by od tak pozwolić jej zachlewać się do upadłego, zwłaszcza że to, że tu był, było jedynie dziełem przypadku. Nie myślał jednak o tym, jak potoczyłyby się sprawy, gdyby tej nocy nie odezwał się do białowłosej. Ale to normalne, że ludzie – a on też był tylko człowiekiem – rzadko rozważali różne możliwości. Oprócz tego, że ominąłby go ten osobliwy widok, nadal wiedziałby o wszystkim tyle samo, co obecnie.
Czyli nic.
Do wszystkiego można było się przyzwyczaić. Yakushimaru przyzwyczaił się natomiast do wachlarza emocji, które dostarczała mu Shey. W jednej chwili gotowała krew w jego żyłach, jakby czerwień jej głosu chciała rozżarzyć jego wnętrze do równej czerwoności, za chwilę studziła gniew rozbawionymi uśmiechami. Odpuścił, ale w środku uwierała go ciekawość. Nie była to ciekawość plotkary czekającej na nowy smaczek z życia, by mieć, co puścić dalej w świat, gdy tylko nadarzy się okazja. Było to raczej przeczucie, że omijało go coś złego, o czym powinien wiedzieć, bo może nie miał do końca związanych rąk. Może mógł coś zrobić. Wiedział jednak, że nie pomoże komuś, kto tej pomocy nie chce.
„Wejdziesz do środka?”
Ciepły oddech, który towarzyszył słowom dziewczyny, osiadł na jego ustach, pozostawiając po sobie niespełnioną obietnicę pocałunku. Nie sposób było nie poczuć się pokonanym własną bronią, bo jeszcze przed momentem sam się bawił, sam pozostawiał niedosyt i nasilał zniecierpliwienie. A przecież nie był to pierwszy raz; nie był też drugi. Robili to wielokrotnie i wciąż trudno było oprzeć się tej elektryzującej sile, która ponaglającymi igiełkami spływała w dół kręgosłupa. Wiedział, że to źle ciągle do tego wracać – nie pomagało to ani jemu, ani Amakasu. Wracał, co prawda, tylko po części, by znów nie popełnić błędów, które nie powinny zostać popełnione dwa razy. Był obok, ale jednocześnie znajdował się poza zasięgiem. Mimo tego uśmiechał się tak, jak robił to zawsze, a w oczach tliło się równie znajome pożądanie i zadowolenie, gdy znów przyszło im zagrać w tę samą złośliwą grę. Pokręcił głową na boki przy jednoczesnym wywróceniu oczami, dając jej do zrozumienia, że nie musiała pytać. Nie, gdy już został skuszony perspektywą kolejnej wspólnej nocy. Nie, gdy niewidoczny ślad po paznokciach na jego brzuchu nadal drażnił na myśl, że czekała ich jeszcze droga na górę. Ale w końcu zrobiła to, o co prosił – grzecznie go zaprosiła. Do grzeczności nie przywykł.
— Wejdę.
Ciało Amakasu, choć znacznie drobniejsze, ciążyło, gdy ruszyli naprzód. Aktualnie mogli polegać jedynie na trzeźwości Seiyi, który napiętym przedramieniem przytrzymywał sylwetkę białowłosej, byleby tylko nie upadła. Jemu to nie groziło. Im bliżej mieszkania byli, tym wszystko wydawało mu się postępować w przyspieszeniu, jakby czas wtórował rozpędzającemu się tętnu. Winda. Przez chwilę się w nią wpatrywał, zanim ramiona Shey znów nie sprowadziły go niżej. Z pomrukiem przyjął kolejny pocałunek i w tym momencie było mu już wszystko jedno, jakby pora na budowanie napięcia już się skończyła. Stawiając krok przed siebie wprowadził białowłosą do windy, już rozchylając jej wargi językiem. Jedynie kątem oka zerknął na panel z przyciskami, ale celując w odpowiedni przycisk, przypadkiem wcisnął też dwa inne numery. Trudno. Postawił kolejny krok przed siebie, nie odrywając się od ust smakujących wszystkim, co już znał – alkoholem i fajkami. Tych drugich nie znosił, ale sam ich smak miał w sobie coś, co kojarzyło mu się ze wszystkim, co zakazane. Żadna matka nie pochwalała nałogów, dlatego tym bardziej chciało się w nie uciec. Żadna nie pochwaliłaby też obściskiwania się w windzie, ale przecież było już późno, a drzwi zasunęły się za jego plecami, gdy przycisnął jasnowłosą do lustrzanej ściany. Musiał zapomnieć o jej wcześniejszych uprzedzeniach co do noszenia. Ale nie była już księżniczką, gdy wsunął ręce pod jej uda, mocno zaciskając na nich palce. Nie była nią też, gdy poderwał ją do góry i przypadł ją mocniej do ściany, napierając na jej biodra własnymi. Wiedział, że nie musi obchodzić się z nią delikatnie, dlatego całkowicie oddał się temu znajomemu otumanieniu, gdzie poza huczącą w uszach krwią, która wtórowała narastającemu podnieceniu, nie liczyło się nic więcej. Tak, jak poza gorącymi oddechami, których smak językiem zgarniał z jej podniebienia, które raz po raz drażnił okrągłym kolczykiem. Gdyby nie granice jeszcze zdrowego rozsądku, nie byłby aż tak powściągliwy. Oderwał się na chwilę, by zaczerpnąć oddechu, ale nie uciekł daleko. Zaraz złożył na zaczerwienionych od zaczepnych ugryzień wargach dwa lekkie pocałunki – zaledwie łagodzące muśnięcia – zanim znów wpił się mocniej w jej usta.
Piętro szóste – oznajmił automat, zanim drzwi rozsunęły się. Ale było jeszcze za wcześnie, a sztuczny głos ledwo dotarł do jego uszu, gdy aż za bardzo skupiał się na niej. Mimo wszystko wciąż przypominał o tym, gdzie się znajdowali i ta myśl z jakiegoś powodu pociągnęła jeden z kącików ust czarnowłosego ku górze. Amakasu na własnych ustach mogła poczuć, jak jego własne rozciągają się w rozbawionym uśmiechu, który poprzedził krótkie parsknięcie, które zespoliło się z brzmieniem mokrych pocałunków. Bawiło go to, jak łatwo była w stanie przekonać go do głupich rzeczy, ale liczyło się tylko to, że dobrze się bawił.
Za dobrze.
Amakasu Shey ubóstwia ten post.
Gorzkie jak chcesz wystarczyło za ucięcie nieprzyjemnego tematu. Wiedziała, że go zraniła. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Nie przejęła się za bardzo. Był twardy, przyzwyczajony do jej krzywdzących słów w kontraście do przyciągających gestów. Wiedziała co powiedzieć, żeby odpuścił, nawet jeśli było to wbrew samemu sobie. Zbyt znieczulona, zbyt pusta. Usprawiedliwiała się, że tak było lepiej. Łatwiej.
Była wszystkim tym czego nie życzyłaby sobie matka dla własnego dziecka. Kojarzyła się z czymś nielegalnym i niebezpiecznym. I chociaż duszący zapach fajek mieszał się z nutą wanilii i czerwonej wiśni kojarzącej się z czymś ciepłym i przyjemnym, nie potrafił zaćmić tego wyuczonego zimna, którego używała niczym tarczy.
Widząc ten znajomy uśmiech, tę iskierkę pożądania w jego niespotykanych tęczówkach - przepadła bez końca. Nie wiedząc jak i kiedy dotarli do tej cholernej windy. Zacisnęła mocniej uda wokół jego talii splatając łydki na jego krzyżu. Jej plecy przyjemnie przyparte do twardej ściany dawały uczucie stabilności. I w tej chwili cieszyła się z bycia jebaną namiastką księżniczki w jego ramionach, bo nie było już miejsca ani czasu na granie niedostępnej i samodzielnej. Wzbierające pragnienie łączyło się ze znajomym uczuciem bezpieczeństwa przyprawionym alkoholem. Jej dłonie asekuracyjnie zaczepily się o jego kark, odrobinę zbyt mocno wbijając paznokcie w skrawek odkrytego naskórka. Nie była delikatna, nie bała się go naruszyć. Znała go. Wiedziała na ile mogła sobie pozwolić. Gdzieś daleko poza granice rozsądku, których nigdy specjalnie nie posiadała.
Piętro kurwa szóste. Usłyszała między jednym pocałunkiem a kolejnym przerywanym zaledwie ciężkim oddechem. Z początku zdecydowała się zignorować mechaniczny głos automatu zastanawiając się czy zwyczajnie nie mógł wziąć jej po prostu w windzie. Była na tyle wstawiona, żeby pozwolić sobie na szalone pomysły i potencjalne konsekwencje wydawały jej się nieistotne. Tak zdecydowanie wolałaby nie przerywać. Nie teraz, nie nigdy. Kiedy każdy kolejny pocałunek zlizywał z niej wszystkie niechciane wspomnienia, wszystkie problemy. Jej swiat skurczył się do tego uśmiechu, który odbijał się na jej własnych ustach. Przygryzła jego dolną wargę aż metaliczny smak nie rozlał się po jej podniebieniu. Z cichym - ups- na nabrzmiałych od wszystkich jego pocałunków wargach. Nie usłyszał krztyny skruchy w zachrypniętym pożądaniem głosie.
- Kurwa. To już tu? - Rzuciła bardzo inteligentnie prosto w jego opuchnięte wargi, które jeszcze sekundę temu całowała zaciekle jak by od tego miało zależeć wszystko. Smakował czymś znanym, dającym jej przyjemne uczucie bezpieczeństwa w kontraście do ognia, który wzbudzał w jej rozochoconym ciele. I nie był to rozczarowujący posmak odgrzewanego dania z wczoraj, którego próbowało się już wielokrotnie. Smakował czymś zakazanym. Błędem, który popełniała ponownie z tak wielką przyjemnością przyjmując jego bliskość.
Jej mokre usta wyznaczały trasę po ostro zarysowanej żuchwie aż na odsłoniętą szyję. Podgryzając wrażliwą skórę za uchem zasysając mocno tak, żeby zostawić na niej ślady.
- Trafisz? - Wydyszała nonszalancko nie przerywając słodkich tortur. Jej jedna dłoń oderwała się od jego karku lądując delikatnie na jego powiekach, spowijając jego świat w ciemnościach. Odbierając możliwość widzenia. Z gardłowym śmiechem przylgnęła wypukłościami kobiecej figury szczelnie do jego tak cholernie zbędnej koszulki. Zjeżdżając pocałunkami na ledwo odsłonięty obojczyk. Nie zamierzała mu nic ułatwiać. W końcu zabawa dopiero się zaczynała.
@Yakushimaru Seiya
Była wszystkim tym czego nie życzyłaby sobie matka dla własnego dziecka. Kojarzyła się z czymś nielegalnym i niebezpiecznym. I chociaż duszący zapach fajek mieszał się z nutą wanilii i czerwonej wiśni kojarzącej się z czymś ciepłym i przyjemnym, nie potrafił zaćmić tego wyuczonego zimna, którego używała niczym tarczy.
Widząc ten znajomy uśmiech, tę iskierkę pożądania w jego niespotykanych tęczówkach - przepadła bez końca. Nie wiedząc jak i kiedy dotarli do tej cholernej windy. Zacisnęła mocniej uda wokół jego talii splatając łydki na jego krzyżu. Jej plecy przyjemnie przyparte do twardej ściany dawały uczucie stabilności. I w tej chwili cieszyła się z bycia jebaną namiastką księżniczki w jego ramionach, bo nie było już miejsca ani czasu na granie niedostępnej i samodzielnej. Wzbierające pragnienie łączyło się ze znajomym uczuciem bezpieczeństwa przyprawionym alkoholem. Jej dłonie asekuracyjnie zaczepily się o jego kark, odrobinę zbyt mocno wbijając paznokcie w skrawek odkrytego naskórka. Nie była delikatna, nie bała się go naruszyć. Znała go. Wiedziała na ile mogła sobie pozwolić. Gdzieś daleko poza granice rozsądku, których nigdy specjalnie nie posiadała.
Piętro kurwa szóste. Usłyszała między jednym pocałunkiem a kolejnym przerywanym zaledwie ciężkim oddechem. Z początku zdecydowała się zignorować mechaniczny głos automatu zastanawiając się czy zwyczajnie nie mógł wziąć jej po prostu w windzie. Była na tyle wstawiona, żeby pozwolić sobie na szalone pomysły i potencjalne konsekwencje wydawały jej się nieistotne. Tak zdecydowanie wolałaby nie przerywać. Nie teraz, nie nigdy. Kiedy każdy kolejny pocałunek zlizywał z niej wszystkie niechciane wspomnienia, wszystkie problemy. Jej swiat skurczył się do tego uśmiechu, który odbijał się na jej własnych ustach. Przygryzła jego dolną wargę aż metaliczny smak nie rozlał się po jej podniebieniu. Z cichym - ups- na nabrzmiałych od wszystkich jego pocałunków wargach. Nie usłyszał krztyny skruchy w zachrypniętym pożądaniem głosie.
- Kurwa. To już tu? - Rzuciła bardzo inteligentnie prosto w jego opuchnięte wargi, które jeszcze sekundę temu całowała zaciekle jak by od tego miało zależeć wszystko. Smakował czymś znanym, dającym jej przyjemne uczucie bezpieczeństwa w kontraście do ognia, który wzbudzał w jej rozochoconym ciele. I nie był to rozczarowujący posmak odgrzewanego dania z wczoraj, którego próbowało się już wielokrotnie. Smakował czymś zakazanym. Błędem, który popełniała ponownie z tak wielką przyjemnością przyjmując jego bliskość.
Jej mokre usta wyznaczały trasę po ostro zarysowanej żuchwie aż na odsłoniętą szyję. Podgryzając wrażliwą skórę za uchem zasysając mocno tak, żeby zostawić na niej ślady.
- Trafisz? - Wydyszała nonszalancko nie przerywając słodkich tortur. Jej jedna dłoń oderwała się od jego karku lądując delikatnie na jego powiekach, spowijając jego świat w ciemnościach. Odbierając możliwość widzenia. Z gardłowym śmiechem przylgnęła wypukłościami kobiecej figury szczelnie do jego tak cholernie zbędnej koszulki. Zjeżdżając pocałunkami na ledwo odsłonięty obojczyk. Nie zamierzała mu nic ułatwiać. W końcu zabawa dopiero się zaczynała.
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
Nie byłoby go tutaj, gdyby nie przywykł do brutalności, która mimowolnie wydobyła spomiędzy zębów cichy syk. Na okaleczonej zębami wardze ból rozgościł się swoim piekącym ciepłem. Pod skórą czuł lekkie pulsowanie, ale nie miał jej za złe – traktował to wszystko, jak część zabawy; jak przyzwolenie, by też czerpać z niej bez ograniczeń. To pewne, że musiał być ostrożniejszy, ale nie na tyle, na ile byłby w towarzystwie kogoś innego. Kogoś niepewnego. Amakasu nie była porcelanową lalką, nawet jeśli czasem wydawała się krucha, jak szkło – za każdym razem potrafiła jednak uświadomić mu, że były to tylko pozory, ale mimo wszystko Yakushimaru często nasuwało się na myśl to porównanie, gdy aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nikt nie był niezniszczalny. W tym momencie jednak nie miało to żadnego znaczenia. Nie, gdy cichy, gardłowy śmiech wibrował strunami głosowymi; nie, gdy końcówką języka zgarniał z ust posmak własnej krwi, przez który znacznie słabiej przebijała się tytoniowa nuta i owocowy posmak pomadki, które pocałunkami zagarnął z ust białowłosej. Każda kolejna sekunda spędzona w uporczywym oczekiwaniu sprawiała, że chciał więcej. Tak, jak apetyt rósł w miarę jedzenia, tak zachęcające gesty przestawały wystarczać, a warstwy ubrań ciążyły na rozgrzanym ciele, które zdążyło już zapomnieć o chłodzie marcowej nocy.
„Kurwa. To już tu?”
— No nie jest to kurwa dwudziestopiętrowy apartamentowiec — wymruczał, celowo drażniąc zaczerwienione usta powolnymi ruchami warg, które raz za razem układały się w poszczególne słowa wpadające w subtelnie słyszalną żartobliwość. Z ociąganiem wykonał pierwszy krok do tyłu, przez cały czas mocno przytrzymując białowłosą. Chwyt na szczupłych udach nabrał na sile, balansując już na granicy bolesnego uszczypnięcia, którym odpowiedział na nagłe ugryzienie w okolicy szyi. — Co to kurwa za oznaczanie? — rzucił kąśliwie, wcale nie oczekując odpowiedzi. Wiedział przecież, że nie wróci do siebie bez widocznych pamiątek na ciele. Seiya sam zresztą nie zamierzał pozostać dłużnym. Gdy zadarł podbródek nieco wyżej, by swobodniej być w stanie dosięgnąć spojrzeniem twarzy Shey, mięśnie pod skórą napięły się, jakby same prosiły się, by jej usta znalazły dla siebie kolejne miejsce. Gdy jednak oczy czarnowłosego ledwo co skupiły wzrok na gładkim policzku poprzecinanym pasmami białych włosów, chłód dłoni osiadł na powiekach, odcinając mu widok.
Prychnął cicho, cofając głowę, ale na niewiele mu się to zdało; pod opuszkami Amakasu mogła wyczuć, jak lekko kręci nią na boki w wyrazie niedowierzania. Nie bywał tu na tyle często, by wyrobić sobie odruch i wyliczyć odpowiednią liczbę kroków, by trafić pod właściwe drzwi, ale nie zamierzał psuć jej zabawy. Ciepły oddech osiadł na dziewczęcej skroni, gdy upuszczał go przez rozchylone usta. Był ciężki od wzbierającego się w nim podniecenia, bo znajome napięcie już przelewało się elektryzującym spazmem w dół kręgosłupa, moszcząc się na wysokości bioder.
— Jak zawsze — odpowiedział, ale w przypływie nagłej łobuzerskości, która rozciągnęła usta w charakterystycznym uśmiechu, było raczej pewne, że nie miał na myśli drzwi. Dwoma krokami wycofał się z otwartej windy ku skąpanemu w półmroku korytarzowi. Wiedział, w którą stronę skręcić i tyle wystarczyło. Niełatwo było mu tak po prostu skupić się na poruszaniu się naprzód, gdy ciepło drugiego ciała przenikało przez materiały, wywołując przyjemne mrowienie, ale pozwalał zniecierpliwieniu kiełkować wewnątrz, nawet jeśli w krokach stawianych na oślep to porywczość wygrywała swój własny rytm. Raz. Dwa. Trzy. Plecy białowłosej z głuchym łupnięciem uderzyły o drzwi, gdy przyparł ją do nich mocno, ale nieboleśnie, zaborczo napierając na nią biodrami. Przechylił głowę na bok, umykając palcom przysłaniającym jego oczy, ale zanim zdążyła cofnąć dłoń, przysunął wargi do wysuniętego spod rękawa skrawka nadgarstka i przesunął po nim językiem, zaczepnie przyciskając kolczyk do cienkiej skóry. Skórzany materiał z cichym piskiem tarł o drzwi, gdy wraz z powolnym nachylaniem się, odstawiał ją na podłogę. Wargi miękko ułożyły się na smukłej szyi, ale delikatność, z jaką ledwie muskał skórę, nie trwała długo. Zachłanne ugryzienie pozostawiło na jej ciele dwa zaczerwienione łuki – kolejne do kolekcji, choć nigdy nie pytał, skąd wzięły się poprzednie, jakby dawał jej wolny wybór w dzieleniu się tajemnicami, które i tak rzadko wychodziły na jaw. Jak chcesz – słabym echem wciąż obijało się w jego głowie, jakby mierził go chłód własnego tonu, bo może powinien być bardziej natarczywy; bo może też przyłożył rękę do tego, jak skończyli.
Zza drzwi dobiegł dźwięk cudzych kroków, który odwiódł go od kolejnego pocałunku. Seiya zatrzymał się, ze zmarszczonymi brwiami, unosząc wzrok ponad głowę Amakasu. Numer 106 słabym, wypukłym konturem rzucał cień na drzwi – od właściwego mieszkania dzieliły ich co najmniej trzy kroki.
— Kto tam? — niepewny kobiecy głos rozbrzmiał w tle, a barki Yakushimaru mimowolnie zadrgały w spazmie bezgłośnego śmiechu. Obecność przebudzonej trzaskiem osoby, sprawiała, że cała ta sytuacja miała w sobie coś zakazanego. Chociaż powinien pociągnąć Shey od razu ku właściwym drzwiom, lśniące ożywionym z rozbawienia blaskiem tęczówki najpierw obrzuciły Shey wyzywającym spojrzeniem, a gdy usta uformowały się w wyszeptane nisko „ups”, przygryzł dolną wargę dziewczyny. Gest ten nie miał w sobie jednak tej samej brutalności, z jaką potraktowała go wcześniej.
Wszystko w swoim czasie.
Palce bez trudu odszukały nadgarstek białowłosej, zamykając go w pewnym uścisku, z jakim podprowadził ją pod mieszkanie oznaczone właściwym numerem, ignorując wybrzmiewający za plecami dźwięk przekręcanego zamka.
— Otwieraj.
„Kurwa. To już tu?”
— No nie jest to kurwa dwudziestopiętrowy apartamentowiec — wymruczał, celowo drażniąc zaczerwienione usta powolnymi ruchami warg, które raz za razem układały się w poszczególne słowa wpadające w subtelnie słyszalną żartobliwość. Z ociąganiem wykonał pierwszy krok do tyłu, przez cały czas mocno przytrzymując białowłosą. Chwyt na szczupłych udach nabrał na sile, balansując już na granicy bolesnego uszczypnięcia, którym odpowiedział na nagłe ugryzienie w okolicy szyi. — Co to kurwa za oznaczanie? — rzucił kąśliwie, wcale nie oczekując odpowiedzi. Wiedział przecież, że nie wróci do siebie bez widocznych pamiątek na ciele. Seiya sam zresztą nie zamierzał pozostać dłużnym. Gdy zadarł podbródek nieco wyżej, by swobodniej być w stanie dosięgnąć spojrzeniem twarzy Shey, mięśnie pod skórą napięły się, jakby same prosiły się, by jej usta znalazły dla siebie kolejne miejsce. Gdy jednak oczy czarnowłosego ledwo co skupiły wzrok na gładkim policzku poprzecinanym pasmami białych włosów, chłód dłoni osiadł na powiekach, odcinając mu widok.
Prychnął cicho, cofając głowę, ale na niewiele mu się to zdało; pod opuszkami Amakasu mogła wyczuć, jak lekko kręci nią na boki w wyrazie niedowierzania. Nie bywał tu na tyle często, by wyrobić sobie odruch i wyliczyć odpowiednią liczbę kroków, by trafić pod właściwe drzwi, ale nie zamierzał psuć jej zabawy. Ciepły oddech osiadł na dziewczęcej skroni, gdy upuszczał go przez rozchylone usta. Był ciężki od wzbierającego się w nim podniecenia, bo znajome napięcie już przelewało się elektryzującym spazmem w dół kręgosłupa, moszcząc się na wysokości bioder.
— Jak zawsze — odpowiedział, ale w przypływie nagłej łobuzerskości, która rozciągnęła usta w charakterystycznym uśmiechu, było raczej pewne, że nie miał na myśli drzwi. Dwoma krokami wycofał się z otwartej windy ku skąpanemu w półmroku korytarzowi. Wiedział, w którą stronę skręcić i tyle wystarczyło. Niełatwo było mu tak po prostu skupić się na poruszaniu się naprzód, gdy ciepło drugiego ciała przenikało przez materiały, wywołując przyjemne mrowienie, ale pozwalał zniecierpliwieniu kiełkować wewnątrz, nawet jeśli w krokach stawianych na oślep to porywczość wygrywała swój własny rytm. Raz. Dwa. Trzy. Plecy białowłosej z głuchym łupnięciem uderzyły o drzwi, gdy przyparł ją do nich mocno, ale nieboleśnie, zaborczo napierając na nią biodrami. Przechylił głowę na bok, umykając palcom przysłaniającym jego oczy, ale zanim zdążyła cofnąć dłoń, przysunął wargi do wysuniętego spod rękawa skrawka nadgarstka i przesunął po nim językiem, zaczepnie przyciskając kolczyk do cienkiej skóry. Skórzany materiał z cichym piskiem tarł o drzwi, gdy wraz z powolnym nachylaniem się, odstawiał ją na podłogę. Wargi miękko ułożyły się na smukłej szyi, ale delikatność, z jaką ledwie muskał skórę, nie trwała długo. Zachłanne ugryzienie pozostawiło na jej ciele dwa zaczerwienione łuki – kolejne do kolekcji, choć nigdy nie pytał, skąd wzięły się poprzednie, jakby dawał jej wolny wybór w dzieleniu się tajemnicami, które i tak rzadko wychodziły na jaw. Jak chcesz – słabym echem wciąż obijało się w jego głowie, jakby mierził go chłód własnego tonu, bo może powinien być bardziej natarczywy; bo może też przyłożył rękę do tego, jak skończyli.
Zza drzwi dobiegł dźwięk cudzych kroków, który odwiódł go od kolejnego pocałunku. Seiya zatrzymał się, ze zmarszczonymi brwiami, unosząc wzrok ponad głowę Amakasu. Numer 106 słabym, wypukłym konturem rzucał cień na drzwi – od właściwego mieszkania dzieliły ich co najmniej trzy kroki.
— Kto tam? — niepewny kobiecy głos rozbrzmiał w tle, a barki Yakushimaru mimowolnie zadrgały w spazmie bezgłośnego śmiechu. Obecność przebudzonej trzaskiem osoby, sprawiała, że cała ta sytuacja miała w sobie coś zakazanego. Chociaż powinien pociągnąć Shey od razu ku właściwym drzwiom, lśniące ożywionym z rozbawienia blaskiem tęczówki najpierw obrzuciły Shey wyzywającym spojrzeniem, a gdy usta uformowały się w wyszeptane nisko „ups”, przygryzł dolną wargę dziewczyny. Gest ten nie miał w sobie jednak tej samej brutalności, z jaką potraktowała go wcześniej.
Wszystko w swoim czasie.
Palce bez trudu odszukały nadgarstek białowłosej, zamykając go w pewnym uścisku, z jakim podprowadził ją pod mieszkanie oznaczone właściwym numerem, ignorując wybrzmiewający za plecami dźwięk przekręcanego zamka.
— Otwieraj.
Alkohol praktycznie parował z jej rozgrzanej skóry, kiedy specjalnie torturował jej usta własnym oddechem, wypuszczanym przy każdym wolno wypowiedzianym słowie.
Jak w transie skanowała wargami każdy dostępny skrawek jego szyi. Nie była delikatna, kiedy co jakiś czas przerywała błądzenie, nabrzmiałymi od wcześniejszych pocałunków, wargami po jego skórze i zazysała ją mocno podgryzając. Krwistoczerwone malinki raz po raz naznaczyły jego szyję układając się tylko w jej znane wzory. Każda kolejna była mocniejsza, jak by wyszła z wprawy i musiała sobie przypomnieć. Poćwiczyć właśnie na nim. Chciała go naznaczyć, bo zaborczość od zawsze była jej słabą stroną. Nie przejmowała się czy miał coś przeciwko, chociaż wydawał się nie protestować zbyt wiele, kiedy silnie zaciskał swoje duże dłonie na jej kościach biodrowych. Uwielbiała jego dotyk, zwłaszcza kiedy następnego ranka budziła się z siniakami w kształcie jego palców na bladej skórze.
- Tak, żebyś miał pamiątki - odburknęła zachrypniętym od pożądania głosem. Nie zdawała sobie sprawy ile kroków pokonali. Dopiero kiedy jej plecy uderzyły o chłód drewnianych drzwi oderwała się od jego skóry przestając ją maltretować. Ciaśniej zacisnęła nogi wokół jego lędźwi, kiedy naparł na nią biodrami w odpowiedzi na nieopanowane skurcze wzbierające w jej podbrzuszu. Mokrość jego języka w kontraście do metalu kolczyka na odsłoniętym nadgarstku przywróciła jej kontakt z rzeczywistością, gdy w końcu uniosła lekko zaczerwienione policzki na długo schowane w zagłębieniu jego obojczyka. Zamglonym wzrokiem zblokowała z nim spojrzenie. Niechętnie spuściła stopy na podłogę, przechylając lekko głowę w bok, żeby ułatwić mu dostęp do swojej szyi.
Wstrzymała oddech. Mocniejszy uścisk zębów na odsłoniętej szyi mieszał się tak kurewsko dobrze znanym obrzydzeniem wraz z rozsnacym podnieceniem, nad którym nie potrafiła zapanować. Niechciane wspomnienia zalały podświadomość jedynie na sekundę, wyparte tym znajomym zapachem chłopaka, którego straciła z własnej winy. Było okey, bo był to Seiya - zdała sobie sprawę, kiedy jej kończyny zwiotczały lekko pod naporem ugryzienia, które od zawsze wzbudzało w niej chaos sprzecznych emocji. Jej dłonie mocniej zacisnęły się na jego karku, ciało oparło o niego próbując zachować względną równowagę. Wraz z gorącem jego zębów znikała cała jej wola i potrzeba walki. Obsesja niezdrowej obojętności i wściekłości. Znikały opory. Wiedział na ile mógł sobie pozwolić. Wiedział, że tego chciała, tym samym tak bardzo nienawidząc. Wiedział jak się z nią obchodzić, w końcu miał w tym doświadczenie. Ale czy pamiętał dlaczego? Szeptała mu kiedyś smętną historię skrzywdzonej dziewczynki, ale wtedy spał. Zdobyła się na to tylko dlatego, że nie kontaktował. Od zawsze przecież miała problemy z komunikacją. Poszła na łatwiznę. Niejednokrotnie zresztą. Chciała, żeby pamiętał tak samo mocno, jak żeby nie wiedział.
Teraz jednak z lekkiego amoku wyrwały ją dźwięki zza drzwi i nie potrafiła zareagować inaczej niż gardłowym śmiechem wtórując Seiyi. Zachowywali się jak zwykłe szczeniaki błąkające się po klatce schodowej. Ale kim więcej tak naprawdę byli? Jego zrezygnowane jak chcesz przyniosło wtedy ulgę, bo prawie się ugięła. Wiedziała, że gdyby nalegał na pewno by się złamała. Yakushimaru chyba nie zdawał sobie sprawy, jak wielki wpływ na nią miał. Takie rozwiązanie było łatwiejsze. Za pewne nie chciał się kłócić, a ona nie potrafiła inaczej się komunikować. Lekki błysk w jego oczach mógłby pozostać dla postronnych niezauważony, jednak ona nauczyła się dostrzegać te drobne zmiany. Subtelne wskazówki. Był rozbawiony, podniecony i przede wszystkim miał w głowie same psoty. Takiegokochała uwielbiała go najbardziej. Wydęła figlarnie wargę, którą momentalnie przygryzł. Niski ton jego głosu sprawiał, że drżała. Chociaż na ciche „ups” m trzepnęła go w ramię. Ta odrobina zakazanej ekscytacji jeszcze bardziej ją nakręcała, bo był tak cholernie pociągający. Pragnęła, żeby nigdy nie przestawał ją całować. W jego ramionach czuła się niczym mała dziewczynka i było jej z tym tak potwornie dobrze. Patrząc we te piękne oczy pozwoliłaby, żeby zrobił z nią wszystko.
- Zapraszam - wychrypiała unosząc wyzywająco jedną brew i nie spuszczając z niego rozpromienionego spojrzenia. Sekundy mijały, a drzwi za nimi powoli zaczęły się otwierać z charakterystycznym skrzypnięciem. Wtedy dopiero się poruszyła praktycznie po omacku otwierając drzwi do własnego mieszkania, czekając do ostatniej chwili.
- Co do - rozległ się głos za ich plecami. Szarpnęła nadgarstkiem, który tak kurczowo trzymał, i pociągnęła ich dwójkę we wnętrz mieszkania.
W środku panował półmrok rozświetlony jedynie gamą jaskrawych barw neonowych świateł zawieszonych na przeciwległym budynku. Wielkie loftowe okna nadawały przestronności, chociaż mieszkanie było raczej małe. Jeden sporych rozmiarów pokój z łazienką. Jak zwykle wewnątrz panował nieład, jednak nie było tam wcale brudno. Wręcz przeciwnie. Wyglądało tak jak zawsze, a jednak było całkiem inne. Spora część rzeczy zniknęła, pozostawiając dziwną pustkę. Zniknęła większość j e g o rzeczy, bo Shey nie była ckliwa i nie trzymała pamiątek. Oprócz kilku ulubionych bluz i koszulek, które po nim używała nic nie wskazywało na to, że mieszkały tutaj kiedyś dwie osoby.
Ciężko powiedzieć, czy Yakushimaru zauważył te zmiany. W końcu kiedy tylko wpadli do mieszkania przyparła go do zamkniętych drzwi zachłannie wpijając się w jego usta. Nie dawała mu czasu na oględziny, na zastanowienie. Nie chciała, żeby zauważył. Jej zimne dłonie ponownie przejechały po skrawku odsłoniętej skóry jego podbrzusza tuż nad nisko osadzonymi spodniami. Zaschło jej w ustach, kiedy szybkim ruchem zaczęła podnosić jego koszulkę ku górze. Materiał podwijał się sprawnie, wraz z długimi paznokciami specjalnie szurającymi po jego odsłaniających się mięśniach brzucha.
Czy wyczuł słodki smak pośpiechu, ostre tony pożądania i gorzką nutę desperacji?
@Yakushimaru Seiya
Jak w transie skanowała wargami każdy dostępny skrawek jego szyi. Nie była delikatna, kiedy co jakiś czas przerywała błądzenie, nabrzmiałymi od wcześniejszych pocałunków, wargami po jego skórze i zazysała ją mocno podgryzając. Krwistoczerwone malinki raz po raz naznaczyły jego szyję układając się tylko w jej znane wzory. Każda kolejna była mocniejsza, jak by wyszła z wprawy i musiała sobie przypomnieć. Poćwiczyć właśnie na nim. Chciała go naznaczyć, bo zaborczość od zawsze była jej słabą stroną. Nie przejmowała się czy miał coś przeciwko, chociaż wydawał się nie protestować zbyt wiele, kiedy silnie zaciskał swoje duże dłonie na jej kościach biodrowych. Uwielbiała jego dotyk, zwłaszcza kiedy następnego ranka budziła się z siniakami w kształcie jego palców na bladej skórze.
- Tak, żebyś miał pamiątki - odburknęła zachrypniętym od pożądania głosem. Nie zdawała sobie sprawy ile kroków pokonali. Dopiero kiedy jej plecy uderzyły o chłód drewnianych drzwi oderwała się od jego skóry przestając ją maltretować. Ciaśniej zacisnęła nogi wokół jego lędźwi, kiedy naparł na nią biodrami w odpowiedzi na nieopanowane skurcze wzbierające w jej podbrzuszu. Mokrość jego języka w kontraście do metalu kolczyka na odsłoniętym nadgarstku przywróciła jej kontakt z rzeczywistością, gdy w końcu uniosła lekko zaczerwienione policzki na długo schowane w zagłębieniu jego obojczyka. Zamglonym wzrokiem zblokowała z nim spojrzenie. Niechętnie spuściła stopy na podłogę, przechylając lekko głowę w bok, żeby ułatwić mu dostęp do swojej szyi.
Wstrzymała oddech. Mocniejszy uścisk zębów na odsłoniętej szyi mieszał się tak kurewsko dobrze znanym obrzydzeniem wraz z rozsnacym podnieceniem, nad którym nie potrafiła zapanować. Niechciane wspomnienia zalały podświadomość jedynie na sekundę, wyparte tym znajomym zapachem chłopaka, którego straciła z własnej winy. Było okey, bo był to Seiya - zdała sobie sprawę, kiedy jej kończyny zwiotczały lekko pod naporem ugryzienia, które od zawsze wzbudzało w niej chaos sprzecznych emocji. Jej dłonie mocniej zacisnęły się na jego karku, ciało oparło o niego próbując zachować względną równowagę. Wraz z gorącem jego zębów znikała cała jej wola i potrzeba walki. Obsesja niezdrowej obojętności i wściekłości. Znikały opory. Wiedział na ile mógł sobie pozwolić. Wiedział, że tego chciała, tym samym tak bardzo nienawidząc. Wiedział jak się z nią obchodzić, w końcu miał w tym doświadczenie. Ale czy pamiętał dlaczego? Szeptała mu kiedyś smętną historię skrzywdzonej dziewczynki, ale wtedy spał. Zdobyła się na to tylko dlatego, że nie kontaktował. Od zawsze przecież miała problemy z komunikacją. Poszła na łatwiznę. Niejednokrotnie zresztą. Chciała, żeby pamiętał tak samo mocno, jak żeby nie wiedział.
Teraz jednak z lekkiego amoku wyrwały ją dźwięki zza drzwi i nie potrafiła zareagować inaczej niż gardłowym śmiechem wtórując Seiyi. Zachowywali się jak zwykłe szczeniaki błąkające się po klatce schodowej. Ale kim więcej tak naprawdę byli? Jego zrezygnowane jak chcesz przyniosło wtedy ulgę, bo prawie się ugięła. Wiedziała, że gdyby nalegał na pewno by się złamała. Yakushimaru chyba nie zdawał sobie sprawy, jak wielki wpływ na nią miał. Takie rozwiązanie było łatwiejsze. Za pewne nie chciał się kłócić, a ona nie potrafiła inaczej się komunikować. Lekki błysk w jego oczach mógłby pozostać dla postronnych niezauważony, jednak ona nauczyła się dostrzegać te drobne zmiany. Subtelne wskazówki. Był rozbawiony, podniecony i przede wszystkim miał w głowie same psoty. Takiego
- Zapraszam - wychrypiała unosząc wyzywająco jedną brew i nie spuszczając z niego rozpromienionego spojrzenia. Sekundy mijały, a drzwi za nimi powoli zaczęły się otwierać z charakterystycznym skrzypnięciem. Wtedy dopiero się poruszyła praktycznie po omacku otwierając drzwi do własnego mieszkania, czekając do ostatniej chwili.
- Co do - rozległ się głos za ich plecami. Szarpnęła nadgarstkiem, który tak kurczowo trzymał, i pociągnęła ich dwójkę we wnętrz mieszkania.
W środku panował półmrok rozświetlony jedynie gamą jaskrawych barw neonowych świateł zawieszonych na przeciwległym budynku. Wielkie loftowe okna nadawały przestronności, chociaż mieszkanie było raczej małe. Jeden sporych rozmiarów pokój z łazienką. Jak zwykle wewnątrz panował nieład, jednak nie było tam wcale brudno. Wręcz przeciwnie. Wyglądało tak jak zawsze, a jednak było całkiem inne. Spora część rzeczy zniknęła, pozostawiając dziwną pustkę. Zniknęła większość j e g o rzeczy, bo Shey nie była ckliwa i nie trzymała pamiątek. Oprócz kilku ulubionych bluz i koszulek, które po nim używała nic nie wskazywało na to, że mieszkały tutaj kiedyś dwie osoby.
Ciężko powiedzieć, czy Yakushimaru zauważył te zmiany. W końcu kiedy tylko wpadli do mieszkania przyparła go do zamkniętych drzwi zachłannie wpijając się w jego usta. Nie dawała mu czasu na oględziny, na zastanowienie. Nie chciała, żeby zauważył. Jej zimne dłonie ponownie przejechały po skrawku odsłoniętej skóry jego podbrzusza tuż nad nisko osadzonymi spodniami. Zaschło jej w ustach, kiedy szybkim ruchem zaczęła podnosić jego koszulkę ku górze. Materiał podwijał się sprawnie, wraz z długimi paznokciami specjalnie szurającymi po jego odsłaniających się mięśniach brzucha.
Czy wyczuł słodki smak pośpiechu, ostre tony pożądania i gorzką nutę desperacji?
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
Tak, żebyś miał pamiątki – na te słowa wydał z siebie ciche prychnięcie. Wybrzmiewało raczej rozbawieniem niż niezadowoleniem, bo jedynie potwierdziło się to, co na ten temat myślał. Minęło jednak dużo czasu, odkąd mieli okazję widzieć się ostatnim razem, dlatego powstające na skórze ślady pulsowały w rytmie pozostawionej tam tęsknoty. Wyczuwał ją w tej dziwnej łapczywości, z jaką Amakasu traktowała te skrawki ciała, których nie przysłaniał kołnierz skórzanej kurtki. Trudno było powstrzymać wpełzający na usta uśmiech, bo choć lepsze czasy mieli już za sobą, nie był w stanie nie odczuwać zadowolenia z najzwyklejszego bycia chcianym czy pożądanym chociaż przez chwilę. Gorąca niecierpliwość emanująca z drugiego ciała, jedynie podkręcała atmosferę, a Yakushimaru dostrajał się do niej, jakby rzeczą naturalną było dla niego na życzenie oddać kawałek siebie, by przypomnieć Shey to, jak smakował i to, jakie doznania wywoływał jego dotyk. Było to jednocześnie samolubne i nie – przynajmniej tak to sobie tłumaczył, byleby odrzucić myśl, że tą tymczasową bliskością wyrządzał jej krzywdę. Samolubne, bo – może po części dla własnej satysfakcji – mieszał jej w głowie. Niesamolubne, bo to nie tak, że robił to wszystko bez przynajmniej słabego echa dawnego uczucia.
Przecież wszystko sobie wyjaśnili – tak sądził. To, że co jakiś czas znów do siebie wracali, by karmić się cieniem dawnego wspomnienia, było jedynie dogodnym układem.
Tak było lepiej. Tak sądził.
„Zapraszam.”
Zwracał już wzrok ku otwierającym się obok drzwiom, ale dokładnie w tej chwili został wciągnięty w głąb znajomego mieszkania. Gdy znalazł się w środku, pokręcił krótko głową z wciąż trzymającym się go rozbawieniem. Nie przeszkadzał mu półmrok panujący wewnątrz, a blask neonowych świateł, który wlewał się do środka przez szybę, podsycał pożądliwą i duszną atmosferę. Widział tyle, ile musiał widzieć. Resztę pozostawiał innym zmysłom – słuchowi, który sycił się brzmieniem przyspieszonych oddechów i mokrych pocałunków, gdy białowłosa znów pociągnęła go ku sobie, by pochylił się niżej; dotykowi, od zimna którego na jego skórę wstąpiły ciarki i kolejny przyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jego kręgosłupa. Nawet jeśli zdawał sobie sprawę z pośpiechu, nie widział w nim chęci ukrycia czegokolwiek – raczej tę samą niecierpliwość, którą wyczuwał już wcześniej.
— Spokojnie — mrukliwe upomnienie wplotło się pomiędzy pocałunki, gdy opuszki palców leniwie musnęły dziewczęcy policzek. Delikatność subtelnego i powolnego gestu różniła się od kciuka, którym naparł na jej podbródek, zmuszając ją do szerszego rozchylenia ust, by zaczepnym ruchem języka otrzeć się o jej podniebienie. Spokojnie, bo przecież jeszcze nigdzie się nie wybierał. Spokojnie, bo wyglądało na to, że poza głównym powodem, dla którego się tu znalazł, nie interesowało go nic innego – prócz tego, że byli tu sami i wszystko wskazywało na to, że nikt nie będzie im przeszkadzał.
Skąd mógł wiedzieć, że tę ciszę zawdzięczał prawdziwej tragedii?
Wyprostował się, a ciche stuknięcie kolczyka o linię zębów brzmiało, jak niechciany sygnał na przerwę; na złapanie oddechu. Umknął na chwilę jej ustom, ale na szczęście nie dłoniom sunącym ku górze jego torsu. W tej kwestii nie zamierzał jej zresztą przed niczym powstrzymywać. Chwytając za poły własnej kurtki, którą zsunął z ramion i której pozwolił upaść ciężko na podłogę, planował raczej ułatwić jej sprawę. Ubrania zaczynały uwierać, gdy znajoma gorączka rozpalała organizm od wewnątrz. Sięgając ręką za siebie, Seiya zaczepił palcami o materiał koszulki, by płynnym ruchem przeciągnąć ją przez głowę i też pozostawić byle gdzie, jakby czuł się jak u siebie. Nie zawracał sobie głowy poprawieniem czarnych kosmyków, które i tak żyły własnym życiem – teraz dodatkowo lekko powykręcane wilgocią nadchodzącej wiosny. Może to właśnie ona sprawiała, że mimowolnie traciło się głowę dla perspektywy chwilowej przyjemności. Mimowolnie przesunął spojrzeniem po jej twarzy, na którą noc rzucała swój cień, odbierając oczom możliwość dostrzeżenia żywszej barwy policzków. Naiwnie było twierdzić, ze sprawdzał, czy nadal tego chciała, gdy pozostawione na brzuchu zadrapania mrowiły obietnicą wspólnej zabawy. Postawił pierwszy krok naprzód, sugestywnie nakazując jej cofnąć się do tyłu. Później drugi, jakby brali udział w znanym tylko ich dwójce tańcu – bez muzyki i bez konkretnego rytmu. Chwycił za skórzany materiał, który zsunął z jej ramion na tyle, że trzymał się już tylko na ugiętych przedramionach. Resztę pozostawił Amakasu – jej czas na decyzję zawarł się w kilku kolejnych drobnych krokach, którymi metodycznie prowadził ją pod ścianę, choć nie potrzebował dodatkowego zapewnienia, że mu nie ucieknie. Zawsze wystarczyło tylko słowo, by przestał, ale dopóki żadne „stop” nie padło, zgarniał tyle, na ile miał ochotę.
Znów był blisko. Nie na tyle, by dosięgnąć jej ust, ale na tyle, by mogli wymieniać się rozgrzanymi oddechami, które przyjemnie łaskotały skórę przy krótkich, gwałtownych podmuchach. Po złośliwym półuśmiechu, który w jednym z policzków wydrążył płytki dołeczek, można było poznać, że robił to specjalnie, gdy tym razem to jego opuszki znalazły oparcie w brzegu jeansowych spodni.
— Gdzie? — pomruk niósł się na fali kolejnego wydechu. Zdawał się wypełniać nie tylko uszy białowłosej, ale perwersyjną parnością osiadać na wargach. Pytanie, choć niejasne, sugestywnością tonu wypełniało wszystkie werbalne luki, bo nie mógł zignorować tej ciszy i przyjemnego odosobnienia; tych nieograniczonych możliwości, które dawało puste mieszkanie. Tutaj, pod ścianą? Na podłodze? Na kanapie? Na łóżku? Z rzucającym się w oczy usatysfakcjonowaniem pozwalał jej wybierać, bo przecież był tu, by spełniać zachciankę, ale nie czekał na odpowiedź, gdy pochylił się niżej, układając wargi na jej szyi – tam, gdzie wcześniej nie mógł się dostać. Zassał wybrany przez siebie punkt tuż przy wyczuwalnym podbródkiem zagłębieniu nad wystającym obojczykiem. Kciukiem naparł na guzik spodni, który posłusznie ustąpił, torując dostęp do rozporka, o który zaczepił palcem wskazującym, by krótkim pociągnięciem rozsunąć go i rozluźnić materiał. Wraz z językiem przesuwającym się po nowej pamiątce, Yakushimaru wsunął dwa palce za przylegający do ciała jeans. Chropowaty materiał ocierał się nieprzyjemnie o grzbiet dłoni czarnowłosego, ale to nie zniechęciło go do przyciśnięcia jej mocniej do skrytego pod bielizną krocza, które zaczął pieścić w przejawie uszczypliwej złośliwości.
Nie zamierzał ułatwiać Shey wyduszenia z siebie elokwentnej odpowiedzi.
Przecież wszystko sobie wyjaśnili – tak sądził. To, że co jakiś czas znów do siebie wracali, by karmić się cieniem dawnego wspomnienia, było jedynie dogodnym układem.
Tak było lepiej. Tak sądził.
„Zapraszam.”
Zwracał już wzrok ku otwierającym się obok drzwiom, ale dokładnie w tej chwili został wciągnięty w głąb znajomego mieszkania. Gdy znalazł się w środku, pokręcił krótko głową z wciąż trzymającym się go rozbawieniem. Nie przeszkadzał mu półmrok panujący wewnątrz, a blask neonowych świateł, który wlewał się do środka przez szybę, podsycał pożądliwą i duszną atmosferę. Widział tyle, ile musiał widzieć. Resztę pozostawiał innym zmysłom – słuchowi, który sycił się brzmieniem przyspieszonych oddechów i mokrych pocałunków, gdy białowłosa znów pociągnęła go ku sobie, by pochylił się niżej; dotykowi, od zimna którego na jego skórę wstąpiły ciarki i kolejny przyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jego kręgosłupa. Nawet jeśli zdawał sobie sprawę z pośpiechu, nie widział w nim chęci ukrycia czegokolwiek – raczej tę samą niecierpliwość, którą wyczuwał już wcześniej.
— Spokojnie — mrukliwe upomnienie wplotło się pomiędzy pocałunki, gdy opuszki palców leniwie musnęły dziewczęcy policzek. Delikatność subtelnego i powolnego gestu różniła się od kciuka, którym naparł na jej podbródek, zmuszając ją do szerszego rozchylenia ust, by zaczepnym ruchem języka otrzeć się o jej podniebienie. Spokojnie, bo przecież jeszcze nigdzie się nie wybierał. Spokojnie, bo wyglądało na to, że poza głównym powodem, dla którego się tu znalazł, nie interesowało go nic innego – prócz tego, że byli tu sami i wszystko wskazywało na to, że nikt nie będzie im przeszkadzał.
Skąd mógł wiedzieć, że tę ciszę zawdzięczał prawdziwej tragedii?
Wyprostował się, a ciche stuknięcie kolczyka o linię zębów brzmiało, jak niechciany sygnał na przerwę; na złapanie oddechu. Umknął na chwilę jej ustom, ale na szczęście nie dłoniom sunącym ku górze jego torsu. W tej kwestii nie zamierzał jej zresztą przed niczym powstrzymywać. Chwytając za poły własnej kurtki, którą zsunął z ramion i której pozwolił upaść ciężko na podłogę, planował raczej ułatwić jej sprawę. Ubrania zaczynały uwierać, gdy znajoma gorączka rozpalała organizm od wewnątrz. Sięgając ręką za siebie, Seiya zaczepił palcami o materiał koszulki, by płynnym ruchem przeciągnąć ją przez głowę i też pozostawić byle gdzie, jakby czuł się jak u siebie. Nie zawracał sobie głowy poprawieniem czarnych kosmyków, które i tak żyły własnym życiem – teraz dodatkowo lekko powykręcane wilgocią nadchodzącej wiosny. Może to właśnie ona sprawiała, że mimowolnie traciło się głowę dla perspektywy chwilowej przyjemności. Mimowolnie przesunął spojrzeniem po jej twarzy, na którą noc rzucała swój cień, odbierając oczom możliwość dostrzeżenia żywszej barwy policzków. Naiwnie było twierdzić, ze sprawdzał, czy nadal tego chciała, gdy pozostawione na brzuchu zadrapania mrowiły obietnicą wspólnej zabawy. Postawił pierwszy krok naprzód, sugestywnie nakazując jej cofnąć się do tyłu. Później drugi, jakby brali udział w znanym tylko ich dwójce tańcu – bez muzyki i bez konkretnego rytmu. Chwycił za skórzany materiał, który zsunął z jej ramion na tyle, że trzymał się już tylko na ugiętych przedramionach. Resztę pozostawił Amakasu – jej czas na decyzję zawarł się w kilku kolejnych drobnych krokach, którymi metodycznie prowadził ją pod ścianę, choć nie potrzebował dodatkowego zapewnienia, że mu nie ucieknie. Zawsze wystarczyło tylko słowo, by przestał, ale dopóki żadne „stop” nie padło, zgarniał tyle, na ile miał ochotę.
Znów był blisko. Nie na tyle, by dosięgnąć jej ust, ale na tyle, by mogli wymieniać się rozgrzanymi oddechami, które przyjemnie łaskotały skórę przy krótkich, gwałtownych podmuchach. Po złośliwym półuśmiechu, który w jednym z policzków wydrążył płytki dołeczek, można było poznać, że robił to specjalnie, gdy tym razem to jego opuszki znalazły oparcie w brzegu jeansowych spodni.
— Gdzie? — pomruk niósł się na fali kolejnego wydechu. Zdawał się wypełniać nie tylko uszy białowłosej, ale perwersyjną parnością osiadać na wargach. Pytanie, choć niejasne, sugestywnością tonu wypełniało wszystkie werbalne luki, bo nie mógł zignorować tej ciszy i przyjemnego odosobnienia; tych nieograniczonych możliwości, które dawało puste mieszkanie. Tutaj, pod ścianą? Na podłodze? Na kanapie? Na łóżku? Z rzucającym się w oczy usatysfakcjonowaniem pozwalał jej wybierać, bo przecież był tu, by spełniać zachciankę, ale nie czekał na odpowiedź, gdy pochylił się niżej, układając wargi na jej szyi – tam, gdzie wcześniej nie mógł się dostać. Zassał wybrany przez siebie punkt tuż przy wyczuwalnym podbródkiem zagłębieniu nad wystającym obojczykiem. Kciukiem naparł na guzik spodni, który posłusznie ustąpił, torując dostęp do rozporka, o który zaczepił palcem wskazującym, by krótkim pociągnięciem rozsunąć go i rozluźnić materiał. Wraz z językiem przesuwającym się po nowej pamiątce, Yakushimaru wsunął dwa palce za przylegający do ciała jeans. Chropowaty materiał ocierał się nieprzyjemnie o grzbiet dłoni czarnowłosego, ale to nie zniechęciło go do przyciśnięcia jej mocniej do skrytego pod bielizną krocza, które zaczął pieścić w przejawie uszczypliwej złośliwości.
Nie zamierzał ułatwiać Shey wyduszenia z siebie elokwentnej odpowiedzi.
Amakasu Shey and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
Kiedy w końcu rozdzielił ich usta zaczerpnęła głośno powietrza.
Spokojnie.
Jasne, ja jebie, spokojnie.
- Nie każ mi do cholery czekać, Seiya - wychrypiała zdartym z pożądania głosem. I może wcale nie dosłyszał tej delikatnej błagalnej nuty. Może tylko mu się wydawało, chociaż znał ją przecież lepiej niż ona siebie. Słowa okazały się marnym protestem, skoro od razu posłuchała go biorąc uspokajający wdech, który wcale jej nie pomógł. Był jedyną osobą na świecie, której ufała bezgranicznie, a jednak potrafiła się go słuchać tylko w takich momentach. Gdy fizyczność brała górę nie zostawiając miejsca na własną dumę.
Pociemniało jej przed oczami, gdy szybko podwijała materiał jego koszulki. Widząc jak w charakterystyczny sposób, z tym młodzieńczym pośpiechem, zrzucił swoją kurtkę i ściągnął koszulkę, uśmiechnęła się chytrze. I może były to tylko odblaski wpadającego przez okiennice neonowego światła, ale mogło się wydawać, że uśmiech dosięgnął jej pustych tęczówek. Dodał im odrobinę życia. Ledwie zauważalne iskierki zadowolenia. Tak jak wtedy, kiedy jedli pizzę o trzeciej nad ranem popijając ją wygazowanym piwem; kiedy sprzeczali się o smak chipsów w sklepie czy gdy pieprzyli się pijani w jednej z toalet obskurnego klubu. Był jej jedynym szczęśliwym wspomnieniem. I tym właśnie miał pozostać. Wspomnieniem.
Nie kryła się, wygłodniałym wzrokiem taksując jego idealnie zarysowane mięśnie brzucha. Już prawie zapomniała jak idealnie prezentował się bez ubrań. Był to jeden z tych widoków, który nigdy się nie nudził. Który zawsze zapierał dech tak samo mocno. Postawił pierwszy krok w przód, ona w tył. Zblokowała z nim spojrzenie unosząc jedną brew. Pospiesznie zrzuciła kurtkę na ziemię, bo ubrania tylko jej ciążyły. Tą, która wcale nie należała kiedyś do niego. Uniosła dłoń kładąc ją na jego ramieniu, jak by chciała go odepchnąć. Nic takiego jednak się nie stało, gdy dotyk dłoni zamienił się na kłucie długiego paznokcia. Kolejny krok w przód, a jej w tył. Jeszcze bardziej ją nakręcał. Lubiła te podchody zwłaszcza, kiedy zbliżał się z pięknym łobuzerskim uśmiechem. Mogłaby dla niego przepaść. Zrobić wszystko, chociaż jak zwykle grała nieustraszoną. Zwiastował kłopoty, a ona tak cholernie chciała je teraz mieć. Nieprzyzwoicie powolnym ruchem przeciągnęła paznokciem po jego nagiej skórze od barku przez tors, nie pomijając żadnego idealnie zarysowanego mięśnia brzucha, kończąc na krawędzi szlufki jego spodni. Wciąż się cofając nie odrywała od niego spojrzenia. Zadowolona z karmazynowej szramy, jaką przyozdobiła jego ciało.
Oparta plecami o chłód betonowej ściany, wyciągnęła dłonie w jego stronę, bo każda sekunda bez bliskości była grzechem. Nie myśląc za wiele oplotła dłonie wokół jego karku ciągnąc go ku sobie. Jego gorący oddech na wymaltretowanych ustach, spragnione wargi na szyi. Wbiła długie paznokcie boleśnie w jego kark jak by próbując znaleźć miejsce zaczepienia, bo nogi już dawno miała jak z waty. Nie myślała zbyt trzeźwo, pozwalając rozgrzanemu ciału działać samoistnie. Obraz zamazał jej się przed oczami, kiedy dotknął ją tam gdzie była już dla niego mokra. Otworzyła usta chcąc mu odpowiedzieć, ale jego dotyk skutecznie uniemożliwiła jej myślenie. Nie udało jej się powstrzymać cichego jęku wydyszanego wraz z nierównym oddechem w eter. Podbrzusze skurczyło się przyjemnie rozchodząc drżeniem do każdej kończyny z osobna.
- Wszędzie - wydyszała oddychając płytko. Wplątała palce jednej dłoni w jego niesforne kosmki czarnych włosów, ciągnąc za nie delikatnie. Druga dłoń zsunęła się bezwstydnie po jego ciele zatrzymując się dopiero na klamrze paska spodni. Szarpnęła za niego, siłując się nie zbyt subtelnie z zamknięciem. Absolutnie nie pozwolił jej się na niczym skupić, kiedy doprowadzał ją do drżenia. Ona również była w tym wszystkim egoistką kierowaną pragnieniem jego bliskości. Chciała zagarnąć go dla siebie, chociaż na tę jedną noc. Seks był jedyną formą bliskości, którą bezproblemowo akceptowała. Bez zbędnych słów i wyznań, z którymi od zawsze miała problemy. Oddawała się w jego dłonie z taką łatwością i pragnieniem, bo Yakushimaru sprawiał, że nie czuła już przytłaczającej samotności. Przy nim nie była sama.
I chociaż chciała obdarzyć go wieloma słowami, jedynie pojedyncze, spragnione - kurwa - opuściło jej usta, kiedy bezskutecznie normowała rozszalały puls, poruszając zachłanniej biodrami i ocierając się mocniej o jego lepkie palce. Odpinając w końcu zapięcie paska, co chyba graniczyło z cudem.
@Yakushimaru Seiya
Spokojnie.
Jasne, ja jebie, spokojnie.
- Nie każ mi do cholery czekać, Seiya - wychrypiała zdartym z pożądania głosem. I może wcale nie dosłyszał tej delikatnej błagalnej nuty. Może tylko mu się wydawało, chociaż znał ją przecież lepiej niż ona siebie. Słowa okazały się marnym protestem, skoro od razu posłuchała go biorąc uspokajający wdech, który wcale jej nie pomógł. Był jedyną osobą na świecie, której ufała bezgranicznie, a jednak potrafiła się go słuchać tylko w takich momentach. Gdy fizyczność brała górę nie zostawiając miejsca na własną dumę.
Pociemniało jej przed oczami, gdy szybko podwijała materiał jego koszulki. Widząc jak w charakterystyczny sposób, z tym młodzieńczym pośpiechem, zrzucił swoją kurtkę i ściągnął koszulkę, uśmiechnęła się chytrze. I może były to tylko odblaski wpadającego przez okiennice neonowego światła, ale mogło się wydawać, że uśmiech dosięgnął jej pustych tęczówek. Dodał im odrobinę życia. Ledwie zauważalne iskierki zadowolenia. Tak jak wtedy, kiedy jedli pizzę o trzeciej nad ranem popijając ją wygazowanym piwem; kiedy sprzeczali się o smak chipsów w sklepie czy gdy pieprzyli się pijani w jednej z toalet obskurnego klubu. Był jej jedynym szczęśliwym wspomnieniem. I tym właśnie miał pozostać. Wspomnieniem.
Nie kryła się, wygłodniałym wzrokiem taksując jego idealnie zarysowane mięśnie brzucha. Już prawie zapomniała jak idealnie prezentował się bez ubrań. Był to jeden z tych widoków, który nigdy się nie nudził. Który zawsze zapierał dech tak samo mocno. Postawił pierwszy krok w przód, ona w tył. Zblokowała z nim spojrzenie unosząc jedną brew. Pospiesznie zrzuciła kurtkę na ziemię, bo ubrania tylko jej ciążyły. Tą, która wcale nie należała kiedyś do niego. Uniosła dłoń kładąc ją na jego ramieniu, jak by chciała go odepchnąć. Nic takiego jednak się nie stało, gdy dotyk dłoni zamienił się na kłucie długiego paznokcia. Kolejny krok w przód, a jej w tył. Jeszcze bardziej ją nakręcał. Lubiła te podchody zwłaszcza, kiedy zbliżał się z pięknym łobuzerskim uśmiechem. Mogłaby dla niego przepaść. Zrobić wszystko, chociaż jak zwykle grała nieustraszoną. Zwiastował kłopoty, a ona tak cholernie chciała je teraz mieć. Nieprzyzwoicie powolnym ruchem przeciągnęła paznokciem po jego nagiej skórze od barku przez tors, nie pomijając żadnego idealnie zarysowanego mięśnia brzucha, kończąc na krawędzi szlufki jego spodni. Wciąż się cofając nie odrywała od niego spojrzenia. Zadowolona z karmazynowej szramy, jaką przyozdobiła jego ciało.
Oparta plecami o chłód betonowej ściany, wyciągnęła dłonie w jego stronę, bo każda sekunda bez bliskości była grzechem. Nie myśląc za wiele oplotła dłonie wokół jego karku ciągnąc go ku sobie. Jego gorący oddech na wymaltretowanych ustach, spragnione wargi na szyi. Wbiła długie paznokcie boleśnie w jego kark jak by próbując znaleźć miejsce zaczepienia, bo nogi już dawno miała jak z waty. Nie myślała zbyt trzeźwo, pozwalając rozgrzanemu ciału działać samoistnie. Obraz zamazał jej się przed oczami, kiedy dotknął ją tam gdzie była już dla niego mokra. Otworzyła usta chcąc mu odpowiedzieć, ale jego dotyk skutecznie uniemożliwiła jej myślenie. Nie udało jej się powstrzymać cichego jęku wydyszanego wraz z nierównym oddechem w eter. Podbrzusze skurczyło się przyjemnie rozchodząc drżeniem do każdej kończyny z osobna.
- Wszędzie - wydyszała oddychając płytko. Wplątała palce jednej dłoni w jego niesforne kosmki czarnych włosów, ciągnąc za nie delikatnie. Druga dłoń zsunęła się bezwstydnie po jego ciele zatrzymując się dopiero na klamrze paska spodni. Szarpnęła za niego, siłując się nie zbyt subtelnie z zamknięciem. Absolutnie nie pozwolił jej się na niczym skupić, kiedy doprowadzał ją do drżenia. Ona również była w tym wszystkim egoistką kierowaną pragnieniem jego bliskości. Chciała zagarnąć go dla siebie, chociaż na tę jedną noc. Seks był jedyną formą bliskości, którą bezproblemowo akceptowała. Bez zbędnych słów i wyznań, z którymi od zawsze miała problemy. Oddawała się w jego dłonie z taką łatwością i pragnieniem, bo Yakushimaru sprawiał, że nie czuła już przytłaczającej samotności. Przy nim nie była sama.
I chociaż chciała obdarzyć go wieloma słowami, jedynie pojedyncze, spragnione - kurwa - opuściło jej usta, kiedy bezskutecznie normowała rozszalały puls, poruszając zachłanniej biodrami i ocierając się mocniej o jego lepkie palce. Odpinając w końcu zapięcie paska, co chyba graniczyło z cudem.
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
Gdyby zorganizowano konkurs na brak cierpliwości, Seiya bez wątpienia biłby wszystkich na głowę. Teraz jednak Amakasu stanowiła dla niego godną konkurencję. Nie przypuszczał, że te kilka minut oczekiwania wywoła w niej aż tak dużą frustrację, ale ta zamiast drażnić, wzbudzała satysfakcję swoim przyjemnie ochrypłym wydźwiękiem. Podobało mu się to, że każda sekunda dłużącego wyczekiwania doprowadzała ją do granic wytrzymałości i mimowolnie przyszło mu na myśl, że było to częściową zasługą tego, jak rzadko ostatnio na siebie wpadali. A może ta dziwna siła przyciągania towarzyszyła im zawsze, ale byli na tyle do niej przyzwyczajeni, że przestali zwracać na nie uwagę; że stawało się zwyczajne. Przypominało to nieco życie w ciągłym szumie, na który było się głuchym, dopóki nagle nie zapanowała absolutna cisza. Dopiero wtedy świadomość mimowolnie kierowała się ku przekonaniu, że coś się zmieniło. Człowiek wybudzał się z sennego letargu rutyny. Yakushimaru też czuł się tak, jakby dziś poznawał na nowo ton jej głosu, w którym kryła się niecodzienna nuta. Czasami chciał wierzyć, że był jedyną osobą, przy której pozwalała sobie na ten subtelnie błagalny ton, ale przecież nie mógł trzymać jej przy sobie przez cały czas, by raz po raz karmić ją złudną nadzieją, gdy korzystał z szansy na kolejną chwilę uniesień. Bo seks był dobry, ale po wszystkim był już tylko jedynym, co im pozostało.
„Wszędzie.”
Nie sposób było obejść się bez cichego śmiechu, który niczym nie różnił się od tego poprzedniego, gdy jeszcze chwilę temu prawie nakryła ich zaniepokojona głośnym łupnięciem sąsiadka. Nie mógł powiedzieć, że nie podobała mu się ta odpowiedź, zwłaszcza że rzadko kiedy oszczędzali jakikolwiek kąt mieszkania. Chociaż pytaniem dał jej nadzieję na to, że za moment spełni jej życzenie, nie zapowiadało się na to, by od razu planował przerwać grę wstępną. W odpowiedzi na paznokcie wbijające się mocno w jego kark, odszukał krawędź jej bielizny tylko po to, by zimnymi jeszcze palcami dostać się pod cienki materiał i przylgnąć nimi dotkliwiej do jej przyjemnie wilgotnego krocza, kontrastując ten chłód z ciepłem jej ciała. W narastającym podnieceniu odetchnął ciężej, wypuszczając gorące powietrze przez lekko rozchylone usta, które tym razem osiadło ciężko na zagłębieniu szyi białowłosej.
W tle słyszał i czuł, jak zaczyna rozprawiać się z paskiem jego spodni. Nie przeszkadzał jej w tym, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo zaczynały mu przeszkadzać. I chociaż chętnie pomógłby przyspieszyć jej ten proces, był zbyt zajęty czekaniem. Czekaniem na ten znajomy spazm, od którego w momencie spinały się wszystkie mięśnie. Ruch dłoni szybko znalazł spójny rytm z ruchami dziewczęcych bioder. Pierwszy – wyliczył z rozbawieniem w myślach, gdy osiągnąwszy swój cel, dla kontrastu z zalewającą jej ciało przyjemnością, uszczypnął zębami gładką skórę na obojczyku Shey.
— A buty? — rzucił zgryźliwie. Głos Seiyi połaskotał jej ucho, gdy chłopak wyprostował się, by przy przechylonej głowie i uniesionej nieznacznie brwi spojrzeć na nią i z satysfakcją, i z rozbawieniem. Nie było między nimi niezręczności pierwszych razów, dlatego nie martwił się tymi peszącymi dla wielu przerywnikami, choć to dobrze, że ich wspólny czas niezmiennie miał w sobie coś szczeniackiego. Zdążył już wysunąć rękę z jej spodni i teraz, gdy z niezmąconą pewnością siebie przyglądał jej się z góry, kciukiem roztarł wilgoć na opuszkach palca wskazującego i środkowego. Wygięty w zadziornym półuśmiechu kącik ust znów żłobił ten znajomy dołeczek w policzku, który w świetle kolorowych neonów zza okna wydawał się tym bardziej widoczny.
Pozbył się własnego obuwia, przesuwając je niedbale pod ścianę przedsionka. Jego kroki w głąb mieszkania byłyby cichsze, gdyby nie towarzyszył dźwięczny brzdęk sprzączki od paska, gdy ta raz po raz obijała się o jego udo, przypominając o tym, co Amakasu zaczęła. Rozmigotanym spojrzeniem przemknął po pokoju, przywiązując raczej większą wagę do tego, które miejsce odpowiadało mu najbardziej niż do tego, jak zaskakujący spokój panował wewnątrz mieszkania. Zresztą i tak wolał, by tej nocy nic im nie przeszkadzało. Sięgnął do jednej z tylnych kieszeni, w której oprócz telefonu spoczywała też cienka paczka, która zaraz wylądowała na siedzisku kanapy obok miejsca, które zajął już zwrócony przodem do białowłosej, którą pozostawił kilka kroków za sobą. Z tej perspektywy mógł przyjrzeć jej się uważniej i nie umykało uwadze, że jego spojrzenie wolno prześlizgnęło się po całej sylwetce, gdy czarnowłosy dokonywał swojej osobistej oceny sytuacji. Sądząc po lekko przymrużonych powiekach, nie był do końca zadowolony, choć całe to niezadowolenie paradoksalnie mieszało się z trzymającym się go rozbawieniem.
— Wolisz, żebym ci pomógł czy rozbierzesz się sama? — rzucił, opierając łokieć o oparcie. Palcem wskazującym zatoczył w powietrzu niewidzialne koło, choć przecież wcale nie zależało mu na tym, by obróciła się dookoła. Chciał jedynie zwrócić uwagę na to, co mu się nie podobało. — Nie będę miał kurwa nic przeciwko drugiej opcji. — Osunął się wygodniej na kanapie i spojrzeniem dał jej do zrozumienia, by podeszła bliżej. Powieki na moment przysłoniły czarne tęczówki upstrzone jasnymi plamkami, gdy wzrok wycelował w jakiś nieistniejący punkt na podłodze, ale zaraz odszukał w półmroku błyszczące, szare tęczówki, rzucając jej nieme wyzwanie. Niezależnie od wyboru chciał mieć ją na wyciągnięcie ręki.
„Wszędzie.”
Nie sposób było obejść się bez cichego śmiechu, który niczym nie różnił się od tego poprzedniego, gdy jeszcze chwilę temu prawie nakryła ich zaniepokojona głośnym łupnięciem sąsiadka. Nie mógł powiedzieć, że nie podobała mu się ta odpowiedź, zwłaszcza że rzadko kiedy oszczędzali jakikolwiek kąt mieszkania. Chociaż pytaniem dał jej nadzieję na to, że za moment spełni jej życzenie, nie zapowiadało się na to, by od razu planował przerwać grę wstępną. W odpowiedzi na paznokcie wbijające się mocno w jego kark, odszukał krawędź jej bielizny tylko po to, by zimnymi jeszcze palcami dostać się pod cienki materiał i przylgnąć nimi dotkliwiej do jej przyjemnie wilgotnego krocza, kontrastując ten chłód z ciepłem jej ciała. W narastającym podnieceniu odetchnął ciężej, wypuszczając gorące powietrze przez lekko rozchylone usta, które tym razem osiadło ciężko na zagłębieniu szyi białowłosej.
W tle słyszał i czuł, jak zaczyna rozprawiać się z paskiem jego spodni. Nie przeszkadzał jej w tym, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo zaczynały mu przeszkadzać. I chociaż chętnie pomógłby przyspieszyć jej ten proces, był zbyt zajęty czekaniem. Czekaniem na ten znajomy spazm, od którego w momencie spinały się wszystkie mięśnie. Ruch dłoni szybko znalazł spójny rytm z ruchami dziewczęcych bioder. Pierwszy – wyliczył z rozbawieniem w myślach, gdy osiągnąwszy swój cel, dla kontrastu z zalewającą jej ciało przyjemnością, uszczypnął zębami gładką skórę na obojczyku Shey.
— A buty? — rzucił zgryźliwie. Głos Seiyi połaskotał jej ucho, gdy chłopak wyprostował się, by przy przechylonej głowie i uniesionej nieznacznie brwi spojrzeć na nią i z satysfakcją, i z rozbawieniem. Nie było między nimi niezręczności pierwszych razów, dlatego nie martwił się tymi peszącymi dla wielu przerywnikami, choć to dobrze, że ich wspólny czas niezmiennie miał w sobie coś szczeniackiego. Zdążył już wysunąć rękę z jej spodni i teraz, gdy z niezmąconą pewnością siebie przyglądał jej się z góry, kciukiem roztarł wilgoć na opuszkach palca wskazującego i środkowego. Wygięty w zadziornym półuśmiechu kącik ust znów żłobił ten znajomy dołeczek w policzku, który w świetle kolorowych neonów zza okna wydawał się tym bardziej widoczny.
Pozbył się własnego obuwia, przesuwając je niedbale pod ścianę przedsionka. Jego kroki w głąb mieszkania byłyby cichsze, gdyby nie towarzyszył dźwięczny brzdęk sprzączki od paska, gdy ta raz po raz obijała się o jego udo, przypominając o tym, co Amakasu zaczęła. Rozmigotanym spojrzeniem przemknął po pokoju, przywiązując raczej większą wagę do tego, które miejsce odpowiadało mu najbardziej niż do tego, jak zaskakujący spokój panował wewnątrz mieszkania. Zresztą i tak wolał, by tej nocy nic im nie przeszkadzało. Sięgnął do jednej z tylnych kieszeni, w której oprócz telefonu spoczywała też cienka paczka, która zaraz wylądowała na siedzisku kanapy obok miejsca, które zajął już zwrócony przodem do białowłosej, którą pozostawił kilka kroków za sobą. Z tej perspektywy mógł przyjrzeć jej się uważniej i nie umykało uwadze, że jego spojrzenie wolno prześlizgnęło się po całej sylwetce, gdy czarnowłosy dokonywał swojej osobistej oceny sytuacji. Sądząc po lekko przymrużonych powiekach, nie był do końca zadowolony, choć całe to niezadowolenie paradoksalnie mieszało się z trzymającym się go rozbawieniem.
— Wolisz, żebym ci pomógł czy rozbierzesz się sama? — rzucił, opierając łokieć o oparcie. Palcem wskazującym zatoczył w powietrzu niewidzialne koło, choć przecież wcale nie zależało mu na tym, by obróciła się dookoła. Chciał jedynie zwrócić uwagę na to, co mu się nie podobało. — Nie będę miał kurwa nic przeciwko drugiej opcji. — Osunął się wygodniej na kanapie i spojrzeniem dał jej do zrozumienia, by podeszła bliżej. Powieki na moment przysłoniły czarne tęczówki upstrzone jasnymi plamkami, gdy wzrok wycelował w jakiś nieistniejący punkt na podłodze, ale zaraz odszukał w półmroku błyszczące, szare tęczówki, rzucając jej nieme wyzwanie. Niezależnie od wyboru chciał mieć ją na wyciągnięcie ręki.
Amakasu Shey ubóstwia ten post.
Sekundy mijały wraz z jej urywanym oddechem. Przykleiła plecy do szorstkiej ściany, nie czuła jednak bólu. Odchyliła głowę w tył, kiedy jego palce umiejętnie dotykały ją dokładnie tak jak lubiła najbardziej. Znał jej potrzeby lepiej; jej ciało niż ona sama. Mięśnie podbrzusza zaciskały się już po kilku chwilach, a ciepło rozchodziło się aż po koniuszki jej palców, które nieudolnie próbowały rozszarpać jego zamek od spodni. Wyposzczony umysł westchnął z ulgą, która rozlała się po jej ciele, a była zaledwie zapowiedzią tego co miał jej pokazać tej nocy. Udowodnić co straciła. Nie musiał, doskonale wiedziała. Dawno się nie widzieli. Gdyby zapytał i tak pewnie by się nie przyznała, że nie była z nikim innym od ich ostatniego spotkania. Niewiedza była łatwiejsza. Nie miało sensu doszukiwać się w tym czegoś więcej.
Nie było między nimi skrępowania. Zachowywali się jak para, która znała się od dawna. Widziała w różnych momentach życia. W złych i dobrych. Przetrwali w związku wiele, a przecież świat nigdy nie był dla nich łaskawy. Chociaż od początku skazywano ich na porażkę, wciąż wspólne chwile okazały się dla niej cenne. Wspomnienia, których nigdy nie chciałaby zapomnieć. Ale tym właśnie byli: wspomnieniem. Przeszłością, której sporadycznie pozwalali powrócić na powierzchnię i przez krótką chwilę mogło się wydawać, że tak naprawdę nic się nie zmieniło. Czuł się jak u siebie. Oglądała jego umięśnione plecy przez opięty materiał koszulki. Zaschło jej w ustach. Zawsze jej się kurwa podobał, nawet jak jeszcze nie wiedział. Specjalnie go z początku ignorowała, udawała niedostępną. Nigdy się nie zniechęcił. Bo to co mieli było prawdziwe. B y ł o.
Stała tak jeszcze przez chwilę oparta o ścianę. Normowała oddech, gdy on rozgaszczał się, bo był u siebie. W końcu mieszkanie wydało jej się odrobinę cieplejsze. Trochę bardziej kolorowe. Mniej samotne. Tętniło życiem, bo tym właśnie był Seiya. Niwelował smród truchła, który wciąż nieustannie jej towarzyszył, odkąd próbowała utopić trupa Hayato w rzece. Zapach trupa i glonów.
Przyglądała mu się uważnie. Widziała ten znany dołeczek w policzku, który był po prostu uroczy. Rozwiane włosy, w które chwilę temu wplatała własne palce. Chciała znaleźć się bliżej, żeby zobaczyć te małe plamki na tle ciemnych tęczówek. Prychnęła, gdy się odezwał, ale z ociąganiem odepchnęła się od ściany.
- Chcesz sobie kurwa popatrzeć? - Rzuciła niby z drwiną. Ruszyła w jego stronę powoli, trochę nią zawiewało, bo alkohol wciąż lekko upłynniał jej ruchy. Nie była już pijana, wiedziała co robiła. Idealnie wstawiona. Wraz z alkoholem ginęły problemy, opory i jej upartość. Mogła być po prostu sobą. Niby nie lubiła przyjmować poleceń, ale podobało jej się, że ją prowadził. Była to jedna z niewielu sytuacji, w której pozwalała sobie oddać wodze w czyjeś dłonie. Odpuścić. Jedna z niewielu osób, którym bezgranicznie ufała. Jednym ruchem ściągnęła bluzkę przez głowę rzucając ją niedbale na podłogę. Nie ubrała dzisiaj stanika. Gęsia skórka rozlała się po jej ciele w odpowiedzi na przyjemny chłód panujący w mieszkaniu. Nie patrzyła na niego, gdy pochylała się, żeby zrzucić z siebie buty, spodnie i majtki w formie pakietu. W końcu chwyciła czarne figi i zamknęła je w dłoni. Blada skóra, sterczące sutki i chaos blizn lśniły w przyćmionym neonowym świetle. Zblokowała z nim spojrzenie. Co widział? To co zawsze, czy może coś się zmieniło? Blizny po ugryzieniach nie były dla niego niczym nowym, gdy ruszyła powolnym krokiem w jego stronę. Pokrywały większe części jej ciała. Były nierówne, niektóre bledsze, inne bardziej intensywne. Nic się przed nimi nie uchowało. Pokrywały jej ręce, dekolt, zarys piersi, pnęły się w dół po plecach i pośladkach. Zakrywały wewnętrzne uda, łydki i stopy. Znał je doskonale. Nie wyglądała na speszoną. Były częścią jej osoby. Nosiła je dumnie, bo nie była ofiarą. Już nie. Przynajmniej tak sobie wmawiała.
Czy dostrzegł mocniejsze cienie pod oczami, odrobinę za chudą sylwetkę, siniaki po bójce na lewym boku i ramieniu? Od ich ostatniego spotkania wiele się zmieniło. Stanęła przed nim przekrzywiając lekko głowę. Głód w jej spojrzeniu był niemal wyczuwalny, kiedy prześlizgnęła szarymi tęczówkami po jego rozpiętych spodniach, cienkiej koszulce i ścięgnach napiętej szyi. Bez słowa pochyliła się, a długie białe włosy zawisły między nimi. Chwyciła go za dużą dłoń wciskając w nią jeszcze ciepłe figi. Wyprostowała się dając mu kilka chwil na oględziny. Na zapoznanie. Z upragnioną aprobatą, bez pytania w końcu wpakowała się mu na kolana siadając na udach okrakiem. Dotknęła chłodną dłonią jego podbrzusza, sunąc paznokciami ku górze po miękkiej skórze; podwijała koszulkę aż po szyję, żeby w końcu zdjąć ją mu przez głowę. Dociskała paznokcie mocno, specjalnie. Pochyliła się do przodu całując jego bark. Pozostawiając mokre ślady na rozgrzanej skórze. Przygryzała i zasysała wędrując wzdłuż obojczyka niżej na pierś i idealnie zarysowane mięśnie brzucha. Pochylała się nad nim, gdy paznokciami uczepiała się jego ciała.
- Weź mnie, Seiya.
@Yakushimaru Seiya
Nie było między nimi skrępowania. Zachowywali się jak para, która znała się od dawna. Widziała w różnych momentach życia. W złych i dobrych. Przetrwali w związku wiele, a przecież świat nigdy nie był dla nich łaskawy. Chociaż od początku skazywano ich na porażkę, wciąż wspólne chwile okazały się dla niej cenne. Wspomnienia, których nigdy nie chciałaby zapomnieć. Ale tym właśnie byli: wspomnieniem. Przeszłością, której sporadycznie pozwalali powrócić na powierzchnię i przez krótką chwilę mogło się wydawać, że tak naprawdę nic się nie zmieniło. Czuł się jak u siebie. Oglądała jego umięśnione plecy przez opięty materiał koszulki. Zaschło jej w ustach. Zawsze jej się kurwa podobał, nawet jak jeszcze nie wiedział. Specjalnie go z początku ignorowała, udawała niedostępną. Nigdy się nie zniechęcił. Bo to co mieli było prawdziwe. B y ł o.
Stała tak jeszcze przez chwilę oparta o ścianę. Normowała oddech, gdy on rozgaszczał się, bo był u siebie. W końcu mieszkanie wydało jej się odrobinę cieplejsze. Trochę bardziej kolorowe. Mniej samotne. Tętniło życiem, bo tym właśnie był Seiya. Niwelował smród truchła, który wciąż nieustannie jej towarzyszył, odkąd próbowała utopić trupa Hayato w rzece. Zapach trupa i glonów.
Przyglądała mu się uważnie. Widziała ten znany dołeczek w policzku, który był po prostu uroczy. Rozwiane włosy, w które chwilę temu wplatała własne palce. Chciała znaleźć się bliżej, żeby zobaczyć te małe plamki na tle ciemnych tęczówek. Prychnęła, gdy się odezwał, ale z ociąganiem odepchnęła się od ściany.
- Chcesz sobie kurwa popatrzeć? - Rzuciła niby z drwiną. Ruszyła w jego stronę powoli, trochę nią zawiewało, bo alkohol wciąż lekko upłynniał jej ruchy. Nie była już pijana, wiedziała co robiła. Idealnie wstawiona. Wraz z alkoholem ginęły problemy, opory i jej upartość. Mogła być po prostu sobą. Niby nie lubiła przyjmować poleceń, ale podobało jej się, że ją prowadził. Była to jedna z niewielu sytuacji, w której pozwalała sobie oddać wodze w czyjeś dłonie. Odpuścić. Jedna z niewielu osób, którym bezgranicznie ufała. Jednym ruchem ściągnęła bluzkę przez głowę rzucając ją niedbale na podłogę. Nie ubrała dzisiaj stanika. Gęsia skórka rozlała się po jej ciele w odpowiedzi na przyjemny chłód panujący w mieszkaniu. Nie patrzyła na niego, gdy pochylała się, żeby zrzucić z siebie buty, spodnie i majtki w formie pakietu. W końcu chwyciła czarne figi i zamknęła je w dłoni. Blada skóra, sterczące sutki i chaos blizn lśniły w przyćmionym neonowym świetle. Zblokowała z nim spojrzenie. Co widział? To co zawsze, czy może coś się zmieniło? Blizny po ugryzieniach nie były dla niego niczym nowym, gdy ruszyła powolnym krokiem w jego stronę. Pokrywały większe części jej ciała. Były nierówne, niektóre bledsze, inne bardziej intensywne. Nic się przed nimi nie uchowało. Pokrywały jej ręce, dekolt, zarys piersi, pnęły się w dół po plecach i pośladkach. Zakrywały wewnętrzne uda, łydki i stopy. Znał je doskonale. Nie wyglądała na speszoną. Były częścią jej osoby. Nosiła je dumnie, bo nie była ofiarą. Już nie. Przynajmniej tak sobie wmawiała.
Czy dostrzegł mocniejsze cienie pod oczami, odrobinę za chudą sylwetkę, siniaki po bójce na lewym boku i ramieniu? Od ich ostatniego spotkania wiele się zmieniło. Stanęła przed nim przekrzywiając lekko głowę. Głód w jej spojrzeniu był niemal wyczuwalny, kiedy prześlizgnęła szarymi tęczówkami po jego rozpiętych spodniach, cienkiej koszulce i ścięgnach napiętej szyi. Bez słowa pochyliła się, a długie białe włosy zawisły między nimi. Chwyciła go za dużą dłoń wciskając w nią jeszcze ciepłe figi. Wyprostowała się dając mu kilka chwil na oględziny. Na zapoznanie. Z upragnioną aprobatą, bez pytania w końcu wpakowała się mu na kolana siadając na udach okrakiem. Dotknęła chłodną dłonią jego podbrzusza, sunąc paznokciami ku górze po miękkiej skórze; podwijała koszulkę aż po szyję, żeby w końcu zdjąć ją mu przez głowę. Dociskała paznokcie mocno, specjalnie. Pochyliła się do przodu całując jego bark. Pozostawiając mokre ślady na rozgrzanej skórze. Przygryzała i zasysała wędrując wzdłuż obojczyka niżej na pierś i idealnie zarysowane mięśnie brzucha. Pochylała się nad nim, gdy paznokciami uczepiała się jego ciała.
- Weź mnie, Seiya.
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
maj 2038 roku