Kanał rzeki biegnący po obrzeżach dzielnicy. Zimna woda rzeki wydaje się na pierwszy rzut oka spokojna, jednak gdzieniegdzie można się spotkać z mocniejszymi prądami i głębokim dnem. Po obu stronach rzeki znajduje się równy chodnik pokryty betonowymi płytami tworzący deptak, przeznaczony do spacerów i dla rowerzystów. Co jakiś czas koryto rzeki przecinają proste mosty bez zbędnych ozdób przeznaczone dla samochodów i pieszych. Miejsce często odwiedzane za dnia, nocą pozostaje jednak opustoszałe. Latarnie wzdłuż chodnika zostały postawione w zbyt dalekich odległościach od siebie sprawiając, że brzeg rzeki uchodzi raczej za niebezpieczny po zachodzie słońca. Podobno kręci się tutaj też nieciekawe towarzystwo. Kilku świadków skarżyło się na odgłosy strzałów w okolicy.
5:30
Miarowy oddech równo stawianych kroków w za szybkim na trucht biegu. Unoszące się z każdym oddechem spięte ramiona pracujące wraz z poruszającym się w rytm muzyki ciałem. Długie białe włosy związany w ulizanego kucyka wysoko na głowie. Rozpięta bluza dresowa odsłaniająca czarny sportowy top i luźne melanżowe spodnie do kompletu z bluzą, nisko opadające na wystające kości biodrowe. Zarysowane mięśnie brzucha normujące oddech i przyspieszony biegiem puls. Standardowo harde spojrzenie wypełnione pustką oczyszczonego sportem umysłu. Phenomenal Eminema rozbrzmiewające w ustawionych na fulla słuchawkach. Biegła bez celu czy mety specjalnie męcząc ospałe porankiem ciało. Nim się obejrzała nogi same poniosły ją po betonowych płytach chodnika rozciągającego się wzdłuż spokojnej rzeki. Tafla wody odbijająca pierwsze promienie wschodzącego słońca kontestującego z ostrym, zimnym powietrzem.
W końcu minęła znajomy pojedynczy most nad rzeką pusty o tej porze. Chodnik ciągnął się dalej, a ona zatrzymała się nagle po kilkunastu metrach między jedną, a drugą wyłączoną uliczną latarnią, których dystans był zdecydowanie zbyt duży, żeby nazwać to miejsce bezpiecznym na nocne spacery. Znała je doskonale. Puste spojrzenie szarych tęczówek powędrowało w dół na niewielką kamienistą plażę omywaną leniwymi falami wody. Nie myśląc za wiele ruszyła w dół po niewielkim zboczu rzeki. Zatrzymała się kilka mniejszych kroków od wody pochylając się do przodu, opierając dłonie na kolanach i starając się uspokoić oddech. Przetarła wierzchem dłoni oszronione potem czoło, nie odrywając wzroku od tafli wody, w której kilka miesięcy temu próbowała pozbyć się martwego ciała Hayato. Wyprostowała się zastanawiając krótką chwilę, czy nie powinna się po prostu utopić.
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Zazwyczaj o tej porze przewracał się na drugi bok, wreszcie oddając umęczone ciało oraz umysł w objęcia Morfeusza. Tym razem było jednak inaczej. Nie potrafił usnąć. Myśli zbyt ciężko kłębiły się w jego głowie, zbyt mocno wbijały pod skórę swe zakrzywione pazury, szarpiąc i rozrywając. Nawet tabletki nasenne, które przecież nagminnie stosował, nic nie pomogły. A przecież był zmęczony. Czuł to. Czuł całym sobą. Ciało było umęczone, włosy zmierzwione od ciągłego przewracania się w łóżku a ciemne sińce pod oczami wyraźnie odznaczały się na bladej karnacji chłopaka. Ostatecznie wyszedł z domu, wsiadł w auto i pojechał przed siebie. Nawet nie miał żadnego określonego celu, po prostu jechał. Aż dotarł tutaj. Miał nadzieję, że gdy pooddycha świeżym, porannym powietrzem, to po powrocie do domu wreszcie uśnie.
Mimowolnie położył dłoń na lewym udzie i zaczął go masować.
Ostatnie dwa miesiące były dość ciężkie. I chociaż złamanie wreszcie się zagoiło, to noga wciąż mu doskwierała, co skutecznie wykreślało go z życia publicznego. Nie żeby jakoś szczególnie protestował, bo do ekstrawertyków było mu zdecydowanie daleko, ale niemal codzienne wizyty członków klanu, aby upewnić się, że ich przyszła głowa jakoś sobie radzi, były rzeczywiście jak pieprzony kolec w dupsku.
I tak dobrze, że wywalczył spędzenie dwóch miesięcy w swoim mieszkaniu, a nie w rezydencji klanu. Na samą myśl poczuł nieprzyjemne dreszcze, które niczym stado mrówek przebiegło wzdłuż jego kręgosłupa. Zamknął powieki, pozwalając lekkiemu wiatru otulić jego twarz.
I choć nie był porannym ptakiem, to jednak musiał przyznać, że taka pora miała swój urok. Miasto dopiero budziło się do życia, dookoła panowała wręcz uspokajająca cisza, gdzie okiem nie sięgnąć - zero żywej duszy. Po prostu idylla.
No, tak było przynajmniej do teraz, bo właśnie jego wymarzony spokój został zmącony przez pojawienie się nieznajomej kobiety. Spojrzał na nią kątem oka, a z jego ust wyrwało się ciche, pełnie niezadowolenia "Tsk", jakby jej obecność faktycznie stała się pierwszorzędnym problemem.
Wsunął dłonie w kieszenie ciemnej bluzy z kapturem, choć przez moment walczył sam ze sobą, aby nie zaciągnąć go na głowę. Nie interesowała go dziewczyna. Ani to, co tu robiła o tak nieludzkiej porze. Właściwie powinien oddalić się z tego miejsca jak najszybciej, ale z drugiej strony... był tu pierwszy. Dlaczego, do cholery jasnej, to on ma sobie iść?
Niech ona sobie pójdzie.
Cholera.
@Amakasu Shey
Amakasu Shey ubóstwia ten post.
Ruszyła w jego stronę ciężkim krokiem zmęczonych biegiem mięśni. Włożyła sponiewierane ciągłymi walkami dłonie do kieszeni luźnych, dresowych spodni nie patrząc na nic konkretnego. Podeszła do niego na trzy duże kroki, po czym się zatrzymała. Na tyle blisko, żeby naruszyć jego przestrzeń osobistą, wciąż jednak trochę za daleko. Nie robiła tego pierwszy raz. Lekko przygarbione ramiona, zaciśnięte szczęki i niedbała poza. Często ją lekceważono, bo niecałe metr sześćdziesiąt pięć centymetrów bladej chłopaczary nie wyglądało przerażająco, przynajmniej z pozoru. Uniosła na niego dwubarwne tęczówki w różnych odcieniach szarości mierząc go oceniającym spojrzeniem, w którym brakowało tej iskierki jakiejkolwiek emocji charakterystycznej dla żyjącego człowieka. To nie ona niektórych przerażała, to jej obojętne spojrzenie osoby, która nie miała już nic do stracenia, której na niczym nie zależało. Wzięła głębszy wdech.
- Czy mógłbyś stąd łaskawie wypierdalać? - Zapytała grzecznie zblazowanym tonem blokując z nim obojętny i pusty wzrok jak od trupa, z którego dawno uszło już życie. Złoto skrzyżowało się ze srebrem. I tak, zdecydowanie zamierzała go nastraszyć, bo niby nie miała ochoty się z nim przepychać. Nie o jebanej szóstej rano. Mimo wszystko nie wyglądała jak gdyby była w stanie mu odpuścić, a szukanie kłopotów było jej drugim imieniem. Miała w dupie, że był tutaj pierwszy; że to miejsce wcale nie należało do niej. Może i zachowywała się irracjonalnie, ale miała to w dupie specjalnie próbując go sprowokować, albo zwyczajnie się go pozbyć. Było ostatnim miejscem, gdzie g o widziała; gdzie wykrwawiał się w jej ramionach barwiąc szkarłatem brudnej krwi pobliski chodnik. Najbardziej jednak chciała pobyć sama. Oczyścić głowę, skupić się na oddechu i ćwiczeniach. Teraz jednak nie mogła już sobie odpuścić wpatrując się intensywnie w nieznajomego chłopaka o ślicznej buzi i miodowo złotych tęczówkach, których kolor różnił się odrobinę. Jej spojrzenie przesunęło się po drogim samochodzie zaparkowanym nieopodal i jego modnych ciuchach. Co robił w takim miejscu o takiej porze? Może sam szukał kłopotów, może uciekał z domu, albo wracał z imprezy. Czekając na jego reakcję zamierzała się przekonać na własnej skórze.
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Nie skulił się, ani też nie uciekł. Ani cieleśnie, ani tym bardziej wzrokiem, kiedy nieznajoma stanęła przed nim. Zbyt blisko, aby nie zauważyć naruszenia niewidzialnej granic jego osobistej przestrzeni, ale zbyt daleko, aby uznać to za bezpośredni atak.
Jednakże wystarczająco blisko, aby sięgnąć do jej gardła za pomocą noża.
Usta drgnęły i ugięły się przed chłodnym uśmiechem, a głowa nieznacznie przechyliła się w bok, jakby oceniał jej zamiary. Te prawdziwe, skryte pod maską obojętności. Zaatakuje? Czy odpuści? A może wyminie go i pójdzie tylko i wyłącznie w swoim kierunku? Nie, zdecydowanie nie to drugie. Zatrzymała się, wiec była gotowa podjąć konwersację.
Jaka szkoda, że Enma był w złym nastroju. I wszystko go irytowało. Być może sam podjąłby najsłuszniejszą decyzję i po prostu odpuścił. Wrócił do mieszkania, możliwe że wziął prysznic a potem uwalił się w łóżku.
Och, jaka szkoda. Doprawdy.
- Sugeruję, abyś sama wypierdalała w podskokach do matczynej spódnicy i starła mleko spod nosa, dziewczynko. - wysyczał gorzko, czując jadowity posmak słów na swoim języku. Nie interesowało go, że właśnie ma do czynienia z dziewczyną i że według standardów społeczeństwa niektóre rzeczy powinno im się wybaczać. Pomijając już fakt, że Enma pochodził z niezwykle patriarchalistycznego otoczenia, to od dziecka wbijano mu do głowy, że każdy powinien ponosić konsekwencje za swoje czyny i słowa.
"Naważyłeś piwa, to teraz je pij, do dna!", szorstkie słowa jednego z nauczycieli zabrzmiały w jego głowie jak kościelne dzwony.
No cóż, życie nigdy nie było proste. Ani ludzie, którzy nawijali się nam pod nogi.
@Amakasu Shey
Amakasu Shey ubóstwia ten post.
I kiedy powietrze między nimi zgęstniało do takiego stopnia, że można je było kroić tym schowanym nożem w kieszeni ciemnej bluzy, prychnęła rozbawiona jego słowami. Suchy śmiech opuścił jej pełne usta wyginające się w wesołym uśmiechu, który nie obejmował wiecznie zimnych tęczówek. I teraz rzeczywiście mogła odrobinę bardziej przypominać te dziewczynkę, za którą ją uważał. Bez makijażu, bez wiecznie ściągniętych w gniewie brwiach, z cieniem uśmiechu na ustach, który niekoniecznie oznaczał coś dobrego.
- No no. Umiesz nawet szczekać, chłopczyku - skomentowała zachrypniętym głosem, wyciągając ręce z kieszeni dresowych spodni osadzonych nisko na kościstych biodrach. Uniosła otwarte dłonie ku górze w potencjalnym geście poddania. Komentarz był w jej ustach komplementem, ale nie obchodziło ją jak go odebrał. Poobijane, zadrapane knykcie w różnych odcieniach zielonego wpadający w czekoladowy brąz były dowodem ciągłych walk i zaczepek, nie robiła tego pierwszy raz. Widocznie szukanie kogoś, żeby wyładować swoją złość, swoją agresję, stało się czymś rutynowym. Czy były to pijackie bójki w barze, windykacje dla Shingetsu czy zwyczajne zaczepki kogoś, kto jej podpadł. Schemat się powtarzał, a ona zdając sobie z niego sprawę z premedytacją go ignorowała. I chociaż spuściła lekko z tonu. podeszła do niego o krok bliżej zacieśniając dzielący ich dystans, bo lawirowanie na krawędzi sprawiało jej chorą satysfakcję nakropioną tą dawką adrenaliny, której zawsze szukała. Prowokowała go i odpuszczała na zmianę świetnie się przy tym bawiąc. Obojętne spojrzenie pozostało niezmienne, kiedy dłonie uniosły się wyżej poprawiając strudzonego biegiem kucyka opadających kaskadami na plecy białych włosów; tylko po to, żeby ponownie opaść po dwóch stronach jej ciała. Pajęczyna wielu blizn pozostawionych po ludzkich zębach szpecąca jej bladą skórę szyi, przedramion czy odsłoniętego brzucha, lśniła lekko w pomarańczowym świetle wschodzącego słońca. Zapowiadał się piękny dzień, jeden z tych owianych letnim wiatrem i brakiem chmur na niebie.
Westchnęła w końcu wsadzając dłoń do kieszeni, wyjmując z niej paczkę napoczętych fajek i ostro różową zapalniczkę w hello kitty. Wyjęła jednego papierosa i bez zawahania wyciągnęła paczkę w jego stronę. Uniosła jedną brew przekrzywiając lekko głowę na bok, tak jak i on to zrobił. Chociaż trenowała, biegała, przygotowywała się do nadchodzącej kolejnej walki; jej płuca domagały się swojej dawki nikotyny, bo palenie było nawykiem, z którym nie próbowała nawet walczyć. - Masz jakieś imię?
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Od kiedy tylko pamiętał miewał dziwne godziny snu. Niejeden lekarz czy samozwańczy trener personalny złapałby się za głowę widząc chory tryb życia, jaki prowadził chłopak. Zarówno pod kątem wysypiania się, jak i żywieniowym. Były to jednak nawyki, które ułatwiały mu życie i nie tak łatwo było mu je zmienić. Zresztą, zacznijmy od tego, że nawet tego nie chciał.
Przeniósł leniwe spojrzenie dwubarwnych tęczówek na wyciągniętą w jego stronę paczkę papierosów, aczkolwiek odmówił krótkim pokręceniem głowy. Nie był zwolennikiem papierosów, chociaż zdarzało mu się zapalić, głównie po walce bądź w towarzystwie alkoholu. Tym razem wolał jednak cieszyć się świeżym i rześkim powietrzem, które w ciągu najbliższych godzin z pewnością zmieni temperaturę i przekształci się w parne i duszne gówno, którym nie da się oddychać. Chwała cholernym klimatyzacjom, które ratowały życie.
Odsunął się od kobiety o dobre dwa kroki i skierował przodem w stronę wody, wciąż trzymając obie dłonie w kieszeniach bluzy, delikatnie muskając opuszkami metalową broń. Tak na wszelki wypadek. Kwestia przyzwyczajenia, choć bardziej pasuje tutaj stwierdzenie "kwestia wytrenowania".
- Każdy ma jakieś imię. A pytając o cudze, wypadałoby najpierw samemu się przedstawić. - odpowiedział na jej pytanie, nawet nie spoglądając w jej stronę. Jednakże pomimo ostrości wypowiedzianych słów, ton zdawał się być zdecydowanie łagodniejszy i bardziej miękki, aniżeli na samym początku ich spotkania. I nim dziewczyna zdołałaby jakkolwiek zareagować, po chwili dodał krótko:
- Seiwa. - podał jej jedynie przedni człon nazwiska, robiąc to z całkowitą premedytacją. Enma nigdy nie należał do osób chełpiących się swoim pochodzeniem, a przeciętny mieszkaniec Fukkatsu niekoniecznie kojarzył poszczególne rodziny należące do klanu Minamoto. Chłopak nienawidził, kiedy ludzie, z którymi miał do czynienia po poznaniu prawdy o tym, kim był, momentalnie zmieniali swoje nastawienie do niego.
Oceniali.
Fałszywie się uśmiechali.
Liczyli na coś.
Na względy, których i tak nigdy nie otrzymali.
Dlatego tak było lepiej. Łatwiej. Prościej.
- Roztaczasz dookoła siebie dziwną, melancholijną aurę. Uważaj, yokai bardzo lubią karmić się takimi osobami. - spojrzał w jej stronę i wreszcie obdarzył uśmiechem. Ciężko jednak było powiedzieć czy sobie żartował, czy mówił poważnie.
A może jedno i drugie?
@Amakasu Shey
Amakasu Shey ubóstwia ten post.
Chowając paczkę papierosów z powrotem do kieszeni odwróciła się w stronę wody spoglądając na falującą taflę z wyważonym chłodem. Stali kilka kroków od siebie ramię w ramię zwróceni ku rzece. Było to miejsce spotkania z jej największymi koszmarami, kiedy nieudolnie próbowała utopić ciągle wypływające na powierzchnię zwłoki Amakasu tym samym walcząc z paraliżującym przed wodą strachem. Noc, której nigdy nie było jej dane zapomnieć. Zastanawiała się czasami czy te wspomnienia wyblakną tak samo jak blizny na bladej skórze, jej pamiątki po dzieciństwie. Czy Hayato rozmaże się w taki sam sposób przez nieubłaganie mijający czas. Chciała go pamiętać. Żywego i uśmiechniętego, jednak kiedy go wspominała miała przed martwymi tęczówkami tylko nieruchome zwłoki ukryte w morzu karmazynowego płynu sączącego się obficie z ran postrzałowych. Jego koniec nie był ani miły ani przyjemny, kiedy krztusił się krwią przez podziurawione płuco.
Nieświadomie popsuła nieznajomemu zachwycanie się świeżym powietrzem, kiedy po raz pierwszy wypuściła spomiędzy pełnych ust bucha trującego dymu. Seiwa. Zaśmiała się cicho przymykając na chwile powieki, jak gdyby nagle jej ciążyły; ponownie zaciągając się papierosem.
- Minamoto - skwitowała rozumiejąc, dlaczego był tak pewny siebie. Za pewne wytrenowany i gotowy do każdego potencjalnego starcia. Staroświecka rodzina bogatych kurw, które pieniędzmi wykupowały nie tylko rzeczy, ale także żywych ludzi. Jej żołądek wywrócił się do góry nogami na wspomnienie drogich różowych sukienek, tysiąca nie należących do niej zabawek i głębokiej wody, która okazała się końcem czterolatki wyrzuconej niczym zepsuta laleczka, którą nikt nie chciał się więcej bawić. Nie oceniała chłopaka stojącego obok. Rodziny w końcu się nie wybierało. Mógł być szczęściarzem, a zarazem mieć cholernie przejebane. - Uciekasz czy lubisz poranne spacery? - Nie miało to dla niej większego znaczenia. Nie chowała urazy za własną śmierć, za własne dzieciństwo, zdecydowanie poświęcając się szukaniu sprawcy tego, co stało się Hayato.
- Mam na imię Shey - odparła odrobinę zbyt ostro, garbiąc lekko zgrabne ramiona. Odchrząknęła wyrzucając niedopałek, którego zaraz zmiażdżyła podeszwą sportowego buta. Czując na sobie jego wzrok również zerknęła w stronę, gdzie stał. Zaśmiała się sucho, bez krztyny wesołości, bo jego słowa miały bardzo dosłowny wydźwięk, nawet jeśli sam nie zdawał sobie z tego spawy. Kąciki jej ust uniosły się nieznacznie ku górze, kiedy wyciągnęła w jego stronę pogryzioną dłoń. Rozprostowała na krótką chwilę szczupłe palce, żeby ponownie opuścić ją wzdłuż ciała.
- Tak, jednemu yūrei wyjątkowo smakowało - rzuciła.
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Mglisty cień zaskoczonia przemknął przez jego twarz, kiedy okazało się, że kobieta, Shey, skojarzyła jego nazwisko z klanem. To nie tak, że jakoś szczególnie się z tym kryli, bo ów wiedza była do wglądu publicznego, aczkolwiek nie każdy był tym na tyle zainteresowany, aby znać poszczególne nazwiska należącego do Minamoto.
Mimo to Enma nie drążył tematu. Nie dopytywał, nie ciągnął jej za język, uznając ostatecznie, że właściwie wszystko mu jedno. Czasami o wiele lepiej było ignorować niektóre rzeczy, które zdawały się niesamowicie błahe i nic nie znaczące.
Wzrok ponownie skupił się na widoku przed nim, na leniwym słońcu, które nieśmiało wychylało się zza horyzontu zwiastując tym samym kolejny ciepły dzień. Cisza, jaka panowała dookoła koiła umysł i myśli. Dawała to, co każdy introwertyk cenił najbardziej.
A przynajmniej tak było w przypadku chłopaka.
Szczerze powiedziawszy miał ogromną nadzieję, że dziewczyna raczej odpuści pogawędkę. Pojawiła się tutaj z jakiegoś konkretnego powodu, w odludnym miejscu o tak nieludzkiej porze. A możliwości nie było zbyt wiele. Nie było w czym przebierać.
Westchnął, słysząc jej pytanie, które zmusiło jego spojrzenie, by powędrowało w jej stronę. Ciężko było cokolwiek odczytać z jego niewzruszonej mimiki, jakby właśnie nałożył nieskazitelną maskę, której powierzchnia była wręcz szklana niczym niewzburzona tafla wody.
Uciekał?
Możliwe.
Poranny spacer?
Nigdy w życiu.
- Może. A może obie wersje. Kto wie. - odpowiedział jej, tym samym nie dając jej jednoznacznej odpowiedzi. Nie poczuwał się do tego, aby robić dobrą minę do złej gry. Aby karmić ją słodkimi truciznami zwanymi kłamstwami, tylko po to, aby podtrzymać rozmowę. Nie należał do wylewnych osób. Trzymał swe myśli skryte głęboko w cieniu umysłu, chronił je nawet przed bliskimi. A obcy nie mieli tam jakiegokolwiek wstępu.
W jego dwubarwnych tęczówkach tylko przez moment można było ujrzeć cień zainteresowania, kiedy Shey zaprezentowała ślad po ugryzieniu.
Nie rozumiała. A mimo to wiedziała. Wiedziała o yurei. Czyli była jak on, choć ich światy diametralnie różniły się od siebie.
- Nie mówię o fizycznym ugryzieniu. A o czymś o wiele bardziej groźnym. Mrocznym. Dewastującym. Mówię o karmieniu się twoją duszą i siłą witalną. Potrafią przyczaić się w mroku nocy i nie odpuszczać. Będą się tobą karmić i karmić, aż popadniesz w obłęd. Bądź co gorsza, spadnie na ciebie klątwa. - w jego głosie pobrzmiewała nuta powagi, być może nawet i ostrzeżenia. Trwało to jednak zaledwie kilka ulotnych sekund, kiedy usta ugięły się pod lekkim uśmiechem.
- Żartuję~ Chyba nie wierzysz w takie bzdety?
@Amakasu Shey
Nie przeoczyła nuty zdziwienia w jego głosie, kiedy tak bezproblemowo przydzieliła go do Minamoto. Nie zapytał skąd wiedziała, a ona nie zamierzała mu się bezpodstawnie zwierzać. Może podświadomie wiedział, że często niewiedza potrafiła być zbawienna? Jeśli tak, musiała dodać mu punkt za inteligencję. Jej przynależność do Shingetsu nie była sekretem. Osoby zainteresowane nielegalnymi walkami dosyć często kojarzyły ją przynajmniej z widzenia. Była raczej charakterystyczna. Niewielka, wiecznie wkurwiona o pustym spojrzeniu.
Mówił o groźnych duchach, kiedy same żywe istoty były wystarczająco niebezpieczne. Wzruszyła ramionami odwzajemniając jego lekki uśmiech.
- Kto wie? - Rzuciła, jednak jej ton nie wskazywał na nic konkretnego. Świat bywał pełen niespodzianek i chociaż stąpała twardo po ziemi, przede wszystkim skupiając się na tym co żywe; nie potrafiła pozostawać całkowicie ślepa. - Nie jest tak łatwo mnie przestraszyć. Zresztą ignoruję je wszystkie - dodała. Mówiła oczywiście o duchach, które nie raz za nią podążały; które próbowały karmić się na jej koszmarach. Była idealny kąskiem. Samotnym, pełnym traumy i zagubienia. Wiedziała, że polityka Minamoto różniła się znacznie od Shingetsu zwłaszcza pod ich względem. Sama jednak nie potrafiła ich w jakikolwiek wykorzystywać. Przypominały jej o najmroczniejszych częściach dzieciństwa, które zwyczajnie probówała zapomnieć.
Pociągając nosem chwyciła poobijaną dłonią za zamek od przydużej bluzy. Bo jej ciało wcześniej rozgrzane biegiem teraz stygło pod wpływem rześkiego porannego powietrza. Stała tak jeszcze kilka chwil w milczeniu obserwując falującą taflę wody.
Odwróciła się na pięcie ruszając w stronę obrzydliwie drogiego samochodu zaparkowanego nieopodal.
- Chodź. Odwieziesz mnie.
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.