the wound is the place where the light enters you [Ye Lian x Hanaa]
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Murayama Hanaa

24.06.23 21:38
[27.02.2037]

Bała się otworzyć oczy, jakby to, co ujrzy zaraz po przebudzeniu miało ją przestraszyć na tyle dotkliwie, że widmo tego strachu ciągnęłoby się za nią do końca dnia. Prawdą jednak było, że jedyne co mogło ją przestraszyć to późna godzina wyświetlana na elektronicznym zegarku stojącym na stoliku nocnym. Bo prawdopodobnie wstyd byłoby jej przed samą sobą się przyznać, że całą noc i większość dnia po prostu przespała. W jej przypadku to było niedopuszczalne, w końcu uchodziła za osobę, która stale nie wie w co ręce włożyć, bo łapie się za każde zadanie, nowe hobby albo dowolną książkę w zasięgu dłoni. Nieczęsto miała czas na prawdziwy odpoczynek, dlatego tak dziwnie się czuła.
    Była już pora obiadowa – ona wciąż leżała w łóżku, dopiero co się przebudziła. Wciąż miała na sobie te same ubrania – poprzedniego dnia urwał jej się film. W głowie tliły się zaledwie zalążki wspomnień. Niektóre były bardziej widoczne, przy drobnym skupieniu mogła nawet sięgnąć dalej, zobaczyć więcej, ale inne pozostawały zamglone, a każda próba dostrzeżenia ich wywoływała krótki ból głowy, na który nie była gotów. Już i tak czuła się jakaś bardziej otępiała niż zwykle, zmęczona i w ogóle... czuła, że musi się odświeżyć.
    Po prysznicu wciąż nie zdecydowała się zejść na dół, nie chciała konfrontacji z rodzicami, których prawdopodobnie i tak nie było w domu. Ale zawsze istniała jakaś szansa, że napotka ich na swojej drodze, a siedzenie w zamkniętym pokoju pozostawało najbezpieczniejszą opcją. Chociaż z drugiej strony... na pewno by do niej przyszli, bo na pewno usłyszeliby lecącą z prysznica wodę.
    Nie było ich.
    Zdecydowała się zejść na dół tylko i wyłącznie dlatego, że była niesamowicie głodna. W kuchni jak zwykle czekał na nią zamówiony przez rodziców obiad, który niedawno musiała odebrać gosposia (na szczęście jej godziny pracy już minęły, więc dom stał pusty) i wystarczyło go tylko odgrzać. Hanaa oczywiście od razu to zrobiła, bo głodna nie była sobą. Potrawkę z ryżem spróbowała nawet najpierw palcami, choć wiedziała, że tak nie wypada i na pewno gdyby ktoś był w pobliżu, to rozdziubałaby danie widelcem i nożem. Oblizała resztki sosu i usiadła na drewnianym stołu, zajadając potrawę z wypchanego po brzegi pudełka.
    Nie zdążyło minąć kilka minut nim skończyła, a w salonie rozbrzmiał dźwięk telefonu stacjonarnego. Murayama aż podskoczyła z zaskoczenia – czasami zapominała, że miała w domu ten antyk. No bo kto w ogóle używa stacjonarek? Każdy w domu miał swój telefon komórkowy, rodzice nawet po dwa, wliczając służbowe.
    Podeszła niechętnie, podnosząc ostrożnie słuchawkę, którą przyłożyła do ucha. Wciąż mokre włosy rozsypały się po plastikowej rączce. Usłyszała głos matki. W pierwszej chwili była zaskoczona, że nie dzwoni na komórkę, ale szybko okazało się, że upuściła ją poprzedniej nocy i znalazł ją Ye Lian. Dopiero później, kiedy już odprowadził dziewczynę do domu.
    Odruchowo poklepała się po kieszeniach luźnych spodni – pustka. Po przebudzeniu też nie pamiętała by gdziekolwiek widziała komórkę. Faktycznie, mogła ją zgubić.
    „Ma do ciebie wpaść i ją zwrócić” – usłyszała tylko, a następnie wydukała z siebie coś niezrozumiałego, po czym pospiesznie odłożyła słuchawkę.
    JEZUJEZUJEZU.
    Miał przyjść do domu? Zaraz? Teraz?
    TERAZ?!

Murayama Hanaa

Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.

Ye Lian

12.07.23 23:17
W mieszkaniu rozległo się hałaśliwe brzęczenie dzwonka. Ye Lian zabierał właśnie paliczek z przełącznika, obrzucając spojrzeniem zdrętwiałe, nieruchome drzwi. Cisza, która mu zawtórowała, podjudzała podgryzającą organy niepewność. Pomimo iż zewnątrz prezentował się jak zawsze gustownie i grzecznie — szyję przewiązywał popielaty, wełniany szalik, a szczupłe ramiona osłaniało przed zimnem beżowe palto — twarz miał zmizerniałą; nader bladą. Oczy, choć skrzyły się diamentową jasnością, były podkreślone niezdrowym cieniem.

Nie spał całą noc. Kiedy tylko zatrzasnął za sobą drzwi, usiadł za biurkiem i uruchomił laptopa. Przewertował wszystkie strony internetowe poświęcone duchom i upiornym legendom — bez skutku. Czuł, jak całe zgromadzone w ciele napięcie uwydatniało się w postaci niekontrolowanego drżenia dłoni ułożonej ciasno na myszce. Około godziny trzeciej w nocy zaparzył drugą kawę i usiadł do tematu ponownie. Nie pozwolił sobie nawet na chwilę odpoczynku. Blokował wszystkie myśli, które próbowały pociągnąć go na samo dno; które sugerowały, że czas minął; że nie zdoła jej uratować.

Szybkim kliknięciem myszki otworzył zamknięte przed laty forum dyskusyjne. Cała strona była nieczytelna — tekst i zamieszczone tam ilustracje, ciągnęły się wzdłuż lewej krawędzi strony. Linki odsyłające po innych tematów lub zewnętrznych stron, już dawno przestały działać, a jednak z jakiegoś powodu nie wyłączył przeglądarki. Mrużąc oczy w jaskrawą, oślepiającą biel tła, uniósł kubek gorącej kawy — jednak ostatecznie nie upił z niego nawet łyka. To, co pochłonęło jego uwagę, sprawiło, że odruchowo odłożył go z powrotem na miejsce. To była ona.

Agubanba.

Drgnął, gdy z zamyślenia wyrwał go pierwszy przytłumiony dźwięk. Czuł się jak człowiek wybudzony z drzemki: zamroczony i zmęczony. Pomimo słabości ciała i umysłu, w jakiś niezrozumiały — nawet jemu — sposób wciąż trzymał rezon. Zanim nastolatka przekręciła klucz w drzwiach, rozmasował skronie. Poczuł nieprzyjemne ściągnięcie, które wręcz nalegało, aby przymknął powieki na dłuższy czas.

Hanaa mogła dojrzeć mężczyznę — wyprostowanego, nietkniętego wrażeniem, że chwilę temu poddał się reakcji na mechaniczne wyczerpanie. Przepracowany wzrok spoczął na twarzy Murayamy — badał oblicze, wyszukując niepokojących znaków. Gdyby tylko był zdolny do odważnych słów, z pewnością przyznałby przed nią, że cieszy go jej widok.

— Murayama — głos zaszedł chrypą, gubiąc przy okazji sens wypowiedzi, jaką dla niej przygotował. Musiał odchrząknąć; nieodparte wrażenie, że struny głosowe zapomniały, jak wydaje się dźwięk. — Wczorajszej nocy zostawiłaś telefon. Skontaktowałem się z twoimi rodzicami, pewnie poinformowali cię, że przyjadę, aby ci go zwrócić.

Dłoń ubrana w rękawiczkę wysunęła z głębokiej kieszeni znany model urządzenia.

Jest wyłączony — zakomunikował. — Znalazłem go przypadkiem na wycieraczce w niewielkiej kałuży wody. Mam nadzieję, że nie jest uszkodzony. Wysuszyłem go.

Pomimo służbowego tonu, bezustannie ją obserwował – robił to dyskretną protekcją. Skupiał się na posturze, cieniach ozdabiających jasną twarz, sposobie poruszania, chciał z tych drobnych ruchów wyczytać wszystko. Cały gnębiący stan jej nędznego samopoczucia.

Chciałbym cię dzisiaj gdzieś zabrać — urwał, dawkując wypowiedź ciszą. — Nie miałabyś nic przeciwko?

Nie bez powodu przekierował uwagę na wilgotne włosy, okalającymi modą, dziewczęca twarz.

Ye Lian

Warui Shin'ya and Sugiyama Nobuo szaleją za tym postem.

Murayama Hanaa

23.07.23 23:29
    Wydawało jej się, że słyszy kroki – stanowcze, aczkolwiek nie wzbudzały w niej żadnego lęku, jak to czasem bywa, gdy dźwięk podeszwy uderzającej w podłoże niesie się, zdradzając obecność nadchodzącej osoby. A może naprawdę go słyszała po drugiej stronie drzwi? Ale czy mama naprawdę powiedziałaby jej o tym tak późno? Żeby nie miała nawet chwili psychicznie przygotować się do tego spotkania? Przecież doskonale wiedziała, że w jego obecności nie zawsze myślała trzeźw--
    Skubana, zrobiła to specjalnie. No najlepiej jakby w ogóle otworzyła mu będąc w samej piżamie, wtedy poznałby ją nawet od tej najgorzej strony – otworzyłaby mu z roztrzepanymi włosami jak u wiedźmy z bagien, zaczerwienioną twarzą pełną młodzieńczych wyprysków i nieświeżym oddechem. Całe szczęście, że już wcześniej udało jej się ogarnąć.
    Zmęczenie i epizodyczne kręcenie w głowie kamuflowało odświeżenie, którego doświadczyła zaraz po kąpieli. Zadziwiające jak niektóre kosmetyki potrafiły zakryć wszystkie niedoskonałości, z którym mierzy się człowiek – wystarczyło trochę odżywki by włosy wyglądały na niezwykle mocne, zdrowe i błyszczące, a wybielająca pasta już po pierwszym użyciu uwydatniała jasną barwę zębów. Nawet wory pod oczami udało jej się przypudrować.
    Pukanie – była prawie pewna, że kilkukrotnie stuknięcie w drzwi było tylko wytworem jej wyobraźni. Jej umysł wzbraniał się przed tym spotkaniem, próbował znaleźć jakąś drogę ewakuacyjną. Strasznie było jej głupio, że ostatnio zadzwoniła do pana Ye Liana o tak późnej porze prosząc o pomoc. Bo tak nie wypadało. Nie tak była uczona, ale doskonale wiedziała, że to była jedyna opcja. Rodzice przejmowali się trochę mniej, gdy okazało się, że to właśnie on podrzucił ją do domu ostatniej nocy. I dobrze, przynajmniej mniej wypytywali.
    Otworzyła drzwi bardzo ostrożnie, jakby spodziewała się najgorszego – a przecież nie był najgorszym co ją mogło teraz spotkać. Na ustach miała bezpieczny, wyuczony uśmiech. Powodów do radości nie miała zbyt wielu, ale zachowanie spokoju było najrozsądniejszą rzeczą jaką mogła zrobić. Bo nie chciała żeby on też wypytywał o jej gorsze samopoczucie. Całkiem dobrze szło jej udawanie, że wszystko jest idealnie. Tylko spocone dłonie, chowane za plecami mogły ją zdradzić. Co jakiś czas wycierała je o własne uda. Na pewno nie przyglądał się jej aż tak uważnie, żeby to dostrzec. Na pewno.
    Skinęła głową, gdy wymówił jej nazwisko. Chociaż jakby się głębiej nad tym zastanowić, to temu skinięciu bliżej może było do ukłonu – zdawkowego, ale pełnego uznania i szacunku.
    — Poinformowali, że przyjdziesz — odpowiedziała niemalże od razu, jak zaprogramowany do tego robot. Nim zdążyła cokolwiek jeszcze powiedzieć (o ile w ogóle chciała coś dodać) jej oczom ukazał się telefon. Faktycznie, należał do niej. Wysunęła dłoń w jego stronę, by odzyskać swoją zgubę. Znowu skinęła głową. — Dziękuję.
    Dziękuję za wszystko, rozbrzmiało w myślach.
    Docisnęła palcem jeden z bocznych przycisków. Ekran zaświecił się na chwilę, ale dosłownie kilkanaście sekund później zgasł.
    — Działa, ale jest rozładowany — wyjaśniła zaobserwowane przez siebie zjawisko. Doskonale znała swój telefon, dlatego w tak krótkim czasie potrafiła zawyrokować co się z nim stało. Najważniejsze, że udało jej się go odzyskać. Z nowym nie byłoby problemu, bo rodzice jeszcze tego samego dnia załatwiliby urządzenie zastępcze, ale pobieranie wszystkich aplikacji, przesyłanie utworów muzycznych i wprowadzanie kontaktów na nowo bywało upierdliwe.
    — Chodźmy — zgodziła się od razu, nie dając sobie czasu na dopuszczenie do głowy jakichkolwiek wątpliwości. Dopiero po chwili mogłaby samą siebie pytać dlaczego to zrobiła, ale słowo się rzekło, więc musiała dostosować się do swojego własnego wyboru. Postawienie się przed faktem dokonanym było najlepszym co mogła dla siebie zrobić.
    Wystąpiła przed drzwi, uprzednio wsuwając nogi w buty i łapiąc pierwszą lepszą bluzę z wieszaka. Sprawnie zamknęła za sobą wszystkie zamki, nie zapominając o żadnym.
    — Prowadź, proszę.

Murayama Hanaa

Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.

Ye Lian

04.09.23 21:16
15 minut później
Trasa prowadziła przez centrum, stąd pierwsze kilkadziesiąt minut przebijali się przez ciągnące się sznurem samochody i długie czerwone światła. W akompaniamencie cicho grającej stacji radiowej zapytał dziewczynę o stan samopoczucia i choć surowe spojrzenie nie omieszkało osiąść na drobnej twarzy na dłużej niż kilka sekund, w swojej wyniosłości zdawał się brzmieć nawet troskliwie; nie poruszał ważnych kwestii z poczucia obowiązku, czy choćby podtrzymania rozmowy. Dowodem były niezdrowe plamy niewyspania odznaczające się na ceramicznej skórze; powierzchnia przypominała nietknięte płótno — śnieżnobiałe i czyste, łapało każdy pyłek kurzu, odcisk nieznośnego palca. Minuta wyjęta z rytualnego snu miała swoje przełożenie na prezentowanym kolorycie, sprawiała, że cała wizytówka stawała się brudna. W obliczu tej zasady powinien dzisiaj zostać uznany za łachmaniarza.

Murayama wygadała znacznie lepiej. Dziewczęca twarz nabrała subtelnych, ciepłych barw, ale nawet ten obraz, nie zdołał uspokoić obaw dostrzeganie wyniszczających umysł. Nie mógł zbagatelizować tej sprawy — nie w momencie realnego problemu. W ciszy zmienił bieg, nie wiedząc jakich odpowiedzi spodziewa się usłyszeć. Dopóki nie podejmie właściwych kroków, nie będą mieć one przecież żadnego znaczenia.

Po mniej więcej czterdziestu minutach koła zatrzymały się na miałkim żwirze. Zza zamkniętymi szybami docierał do nich delikatny szum poruszających się łysych drzew i burczenie przejeżdżających samochodów. Położony na kilkanaście metrów — od pustego parkingu — ogród botaniczny zdawał się jedynym wyniosłym budynkiem w otaczającej ich przestrzeni. Kiedy wysiedli z samochodu i pokonali dzielącą ich odległość, śnieg przyjemnie chrupał pod czystym obuwiem. Zawieszone nad głowami szare chmury nie zamierzały upuścić na ich twarze żadnego śnieżnego płatka.

---

Murayama, wierzysz w przesądy?

Pytanie padło nagle — w momencie, gdy przeprowadził dziewczynę w głąb holu, bez słowa opłacając ich wstęp. Wkroczyli na ścieżkę otoczoną gęstą roślinnością — dwukrotnie przewyższającą ich wysokością. Zapach wilgoci i kwiatowych aromatów z łatwością przenosił w niedostępne strefy kontynentu, a temperatura pozwalała ująć zmarznięte policzka, działając na skórę niczym kojący kompres.

Na przykład w przeklętą liczbę cztery — mężczyzna rozluźnił owijający szyję popielaty szal, zapatrując się sztywno w drogę — w motyle, które przypisuje się duszom zmarłych, albo że przebiegający drogę czarny kot przynosi szczęście i jest w stanie spełnić najskrytsze marzenie.

Nie spieszył się. Przeszli kamienisty odcinek ścieżki wśród drzew, krzewów i kwiatów, docierając na drewniany mostek przecinający sztuczny staw. Gdy Ye Lian ułożył dłoń na barierce i spoglądnął przez krótką chwilę w krystaliczne dno, dostrzegł cień przepływającego żółwia — krył się pod zawieszonymi na tafli liliami.

Towarzyszą nam w codzienności. Występują na całym świecie. Poddajemy się ekscentrycznym regułom, nawet nie mając o tym pojęcia. Wielokrotnie ulegamy sile symboli, które liczą po kilka tysięcy lat. Myślisz, że to bajka?

Srebrne tęczówki omiotły jasne lico, gotowe odszukać w dziewczęcym wyrazie najdrobniejszą oznakę o nagłym pogarszającym się stanie zdrowia. Czuwał. I choć nie przeszedł przez życie bez zranienia najbliższych i nie będąc dla nikogo powodem do rozczarowania, to na każde swoje szkodzące działanie, czuł potrzebę wyrównania krzywd; do nie powielenia żadnego ze znanych mu błędów.  

Ye Lian

Arihyoshi Hotaru ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku