it's never enough [ Setsurō – Naksu – Shizuru ]
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Yōzei-Genji Setsurō

Sro 5 Lip - 19:39
@Yōzei-Genji Naksu

15.06.2037, 22.30
so tell me I'm right

nie będę się oszukiwać, że zdążę z tym wątkiem przed końcem lipca, więc- here we go again, retrospekcje

   Po śmierci wcale się nie zmienia; chociaż… nie, w jej zachowaniu zachodzi zmiana; jest bardziej sobą. Setsurō ma wrażenie, że przejście przez granicę, jaka dzieli ją teraz już od życia, pozbawiło ją tego sumienia, które jeszcze miała. Zagrała w grę, którą – w oczach przeciętnego śmiertelnika – przegrała, ale według niej samej pewnie wręcz przeciwnie. Jest bóg. Nie ma boga. Wieczność – lecz przecież spędzona w sposób, w jaki chciała – to nagroda, a nie kara.
   Być może.
   Nie wie kim jest.
   Ma świadomość tego, że tylko mu się wydaje, że wie o niej cokolwiek, bo zna ją z rozmów z Sagą, niczego innego – ze słów, którymi maluje przed nim obraz o perspektywie zniekształconej swoim uczuciem. Artysta, co każde z wypowiedzianych przez siebie zdań chce odziać szatami poezji kosztem ich zgodności z, cóż, rzeczywistością. Dla Yōzeia, patrzącego na świat przez pryzmat wychowania ojca – bo buntem wobec niego zdążył już spalić się w dzieciństwie wraz z ciałem matki  – jest ani nikim więcej, ani nikim mniej, niż własnością Shizuru. A ponieważ mężczyzna kazał sprowadzić ją z powrotem do siebie, to więc robi, z posłuszeństwem, które jego samego upodabnia do mienia Sagi. Nie powinno być w jego głowie miejsca na związane z kobietą myśli, a jednak je znajdują; na odtworzenie okoliczności, w jakich ostatnim razem ją widział, a które wciąż jeszcze jest w stanie zobaczyć pod powiekami, chociaż brakuje już wśród nich koniecznych dla całości szczegółów. Widzi tylko czarną spódnicę, białą koszulę – mokrą od wylanego na nią alkoholu – i szminkę, która na palcach szukających gardła dłoni rozlała się matową czerwienią na skórę.
   Jak krew na białka oczu w pękniętych pod ciśnieniem naczynkach.
   Zawieszona nad podłogą, w jego rękach przyjmuje pozę tancerki. Nie jest jej partnerem, ale to nic; wie, jak zakończyć taniec, którego ona zakończyć nie może, mimo że sama go zaczęła. Idąc z nią przez pokój, nie czuł jej ciężaru; a jednak to, co w chwili, w której ją niósł, zdawało mu się pozbawione wagi, teraz odznacza się pod skórą na ramionach pamięcią mięśniową. W tym byciu zdaną na jego łaskę – w bezwładzie jej ciała – zawarta była jakaś forma intymności, która zbliżyła go do niej w swojej abstrakcji, mimo że sam bardziej to czuje, aniżeli jest tego faktu w pełni świadom.
   Oczywiście – jako że pochodzą z tego samego rodu – znają się już od dziecka. Z widzenia. Pamięta ją ze spotkań rodzinnych, to jest – z tych, na których byli razem, bo zdaje się, że i jemu, i jej, od lat nie było po drodze z tym, czego chciał od nich klan. Nie ma pewności co do tego, jaki ona miała powód dla swojego braku obecności; w jego przypadku oczywiście stała za tym – w drzwiach domu – sylwetka Ryomy, który zawsze miał dla niego gotową wymówkę. Ale on i ona nie zamienili na nich ani słowa. Nie łączyło ich więc od początku nic poza spojrzeniem nad stołem w trakcie jednego z wielu obiadów; odbiciem księżyca w źrenicach, kiedy nocami wspólnie, chociaż oddzielnie, szukali właściwej dla siebie ścieżki. Przestało i to, bo w przeciwieństwie do niej poddał się w końcu tresurze Minamoto. I podczas gdy Naksune pozostała w rodzinie tym, kim od zawsze w jej oczach była – czarną owcą – on odszedł od swojej roli buntownika na rzecz tej z pozoru bardziej wygodnej. Wytrenowanego komendami psa.
   I tylko łańcuch przy niektórych wbija mu się już w szyję.
   Teraz, patrząc za nią wśród ludzi w Mirai, nie może oprzeć się myśli, że rozgląda się nie za dziewczyną, a za jej zwłokami, bo to je ma jeszcze w głowie. Tym razem nie wybrała typowego dla siebie miejsca; uciekła przed innymi aż do Nanashi, ale przed nim uciec nie może. Nie na długo. Ucieczka zresztą tym bardziej prowokuje u niego tylko chęć gonienia za nią. Traktowania tego jak zabawę, którą może dla niej również jest, może nie; nie ma to znaczenia. Z poczucia obowiązku spojrzeniem przechodzi się między stolikami i krzesłami. Trwa to tak krótko, jak się da, bo wpisany w jego pracę instynkt łowiecki, który każdą potencjalną zwierzynę analizuje pod kątem jej słabości, mówi mu, że znajdzie ją przy barze. Tak też jest.
   Nie siedzi sama; nie jest w stanie stwierdzić, z kim dokładnie rozmawia. Może z nimi wszystkimi. W dłoni oczywiście szklanka z alkoholem, a na szkle zaciśnięte paznokcie, którymi mogłaby zostawić ślad tak na plecach jak i na oczach. Ale oni nie zwracają na to uwagi; łaszą się do niej jak stado wilków, bo zdaje się im potulna jak łania, patrząc spod linii rzęs. Podchodzi do niej, nie wydając żadnego dźwięku, bezgłośnie jak kot, żeby pochylić się nad jej ramieniem, prawie że kładąc na nim głowę – prawie, bo ostatecznie nie narusza jej przestrzeni osobistej. Zabiera za to szklankę. Pozwala mu? Pozwala. Pije więc to, co zostało na dnie; słodycz kładzie się na języku, zanim zejdzie do gardła fałszem, bo gładko jak woda, z goryczą alkoholu zasłoniętą sokiem. Zwraca się do Yōzei z ustami przy jej uchu, głosem, który może usłyszeć tylko ze względu na tę bliskość. Ironicznie, w żarcie, którego brak powagi, ma nadzieję, zrozumie:
   — Nie masz lepszego towarzystwa?
   Siada obok bez zaproszenia, wzrokiem rzucając na ludzi po jej przeciwnej stronie, ale zajęci są – aż za bardzo – rozmową ze sobą. Czeka więc, aż alkohol uwolni ich spięte jeszcze myślami języki. Są w fazie oceniania kim jest, a przede wszystkim – kim jest dla niej. Oczami, w kącikach których tli się rozbawienie, wraca do Naksu. Jej spojrzenie, paradoksalnie, dopiero teraz, kiedy nie żyje, zdaje mu się być żywe.
   — Postawię ci następnego — uspokaja ją, jeśli się zdenerwowała. Nie spieszy się, wręcz przeciwnie – ma zamiar zająć się nią powoli, z zachowaniem wszelkiej cierpliwości. Delikatne podejście, chociaż może nie leży w jego naturze, nie jest mu również obce dzięki spędzeniu czasu z Shizuru. Przekona ją do tego, żeby z nim poszła. To, że nie jest jej przyjacielem, nie czyni go przecież od razu wrogiem. Poza tym… nie może pozwolić sobie na robienie scen w Mirai. Owszem, w tej części miasta jest to codzienność, ale w tym konkretnie miejscu – nie. W drodze pieprzonego wyjątku. — Co chcesz?


Ostatnio zmieniony przez Yōzei-Genji Setsurō dnia Sob 2 Mar - 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Yōzei-Genji Setsurō

Hecate Shirshu Black, Amakasu Shey, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Naksu

Sro 12 Lip - 13:39
Wstrzymany oddech ugrzązł gdzieś na dnie gardła, bo była zbyt wstawiona, żeby zareagować na wyrwaną szklankę, a jednak na tyle trzeźwa, by to sobie uzmysłowić. Kątem oka ledwo wyłapując postać stojącą tuż za sobą dotarł do niej znajomy głos, ciepłym oddechem owijający wrażliwą skórę szyi. Uśmiechnęła się pod nosem, bo podświadomie czekała. Ukryła się z dala od ulubionych miejsc, żeby utrudnić poszukiwania. Mimo wszystko świadomość bycia znalezioną, prędzej czy późnij, zaprzątała jej myśli. Jej czas był policzony, więc korzystała z niego ile mogła. Była to jej pierwsza samodzielna eskapada od tamtej nocy, kiedy jej nieruchome ciało zawisło pod loftowym sufitem. Pierwsza, jednak nie ostatnia. I chociaż wiele ludzi wierzyło, że śmierć była wyzwoleniem, ona dopiero teraz poczuła prawdziwe skrępowanie, od kiedy zaczęto mocniej jej się przyglądać, bardziej kontrolować i martwić paradoksalnie do tego, że przecież już nie żyła. Czy mogło stać się jej coś gorszego? Oczywiście, że tak, bo śmierć często była wybawieniem, ale Naksu pozostawała ślepa na niebezpieczeństwa czające się na tak łatwy kąsek jak ona. Uchodząc za głupiutką, chciała taka być. Świadomie niszczyła samą siebie, bo nie zasługiwała na nic lepszego.

- No No. Yōzei-Genji Setsurō. Myślałam, że nie wyrobisz się przed północą - odparła stukając długimi paznokciami o fakturę blatu. Przyglądała mu się uważnie spod cienia długich wytuszowanych  rzęs, jak gdyby oceniała jego prawdziwe intencje. I chociaż nie miała wątpliwości, że przyszedł tutaj z polecenia Shizuru, żeby zabrać ją z powrotem, nie zamierzała poddać się bez walki. W końcu nie byłaby sobą, gdyby chociaż nie spróbowała przekabacić go na swoją stronę. Przynajmniej na tę jedną noc. Odgarnęła płomienne włosy pozwalając im opadać kaskadami na szczupłe plecy.  Miała na sobie czarną krótką sukienkę na dwóch cieniutkich ramiączkach i skórzane kozaki za kolano w tym samym kolorze na kurewsko wysokim obcasie. Niedomknięta mini kopertówka leżała na blacie baru przed nią czekając aż jakieś ścierwo z Nanashi ją sobie przywłaszczy. Zakładając nogę na nogę pochyliła się lekko w jego stronę, jak gdyby chciała mu pokazać, że zasłużył na całą jej uwagę. Uchodziła za piękną, jednak to nie jej wygląd powalał najbardziej, a płynne ruchy, delikatne gesty czy niewinne słowa, w których każdy szczegół wydawał się przemyślany. Ciężko było powiedzieć czy robiła to specjalni czy nieświadomie. To jej urok osobisty powalał z nóg nawet teraz, kiedy zdążyła wypić już cztery drinki. Dzisiejszej nocy narzuciła sobie zadziwiająco szybkie tempo wiedząc, że prędzej czy później ktoś się po nią zgłosi niczym po niesforne dziecko uciekające z przedszkola. Czasami zastanawiała się, czy nie byłoby łatwiej, gdyby pozwolił jej zapić się do nieprzytomności. W końcu nie mogła umrzeć już drugi raz.

- Był bardzo wkurwiony? - Zagadnęła niby od niechcenia, jednak odrobinę poważniejsza nuta w dziewczęcym tonie mogła być wyczuwalna. Wyciągnęła z kopertówki napoczętą paczkę fajek, która nie należała wcale do niej. Sposób w jaki trzymała papierosa między smukłymi palcami pozostawiał wiele do życzenia, bezproblemowo oświadczając całemu światu, że paliła tylko kiedy była wstawiona; bardziej z zachcianki niż nałogu. Wyciągnęła jednego papierosa częstując także Setsu, podając mu także zapalniczkę. Jej orzechowe tęczówki prześlizgnęły się po jego przystojnej twarzy badając ją dokładnie. Nie kryla zaciekawienia bezczelnie mu się przyglądając. Słysząc jego słowa uniosła brwi ku gorze, jednak od razu przytaknęła nagradzając go dziewczęcym śmiechem.

- Dwie kolejki i pijemy szoty. Zgaduję, że nie mamy zbyt wiele czasu - zdecydowała z zamysłem, że przecież Setsu nie zamierzał pozwolić jej bawić się do rana. Wiedziała jak bardzo cenił sobie rozkazy Shizuru. Ze zdecydowanie lepszym humorem zacierając zgrabne dłonie i wyciągnęła palec w stronę barmana. Ten, jak by wyczulony na jej osobę wyrósł przed nimi w kolejnej sekundzie ignorując resztę kotłujących się przy barze klientów. - Pięć szotów z limonką - zamówiła spoglądając na Setsu z zadowolonym z siebie uśmiechem. - Każdy po dwa i karny dla ciebie, bo przyszedłeś za wcześnie - zdecydowała przykładając na wpół wypalonego papierosa do idealnie pomalowanych ust i zaciągając się trującym dymem. Chociaż paliła tylko pod wpływem alkoholu, piła przecież zbyt często. I można było się spodziewać, że wydarzenia sprzed miesiąca ją zmienią; będą miały jakiś większy wpływ, a jednak niektórych przyzwyczajeń nie dało się tak łatwo wyplenić. Inaczej nie siedziałaby teraz przy barze w Nanashi próbując znieczulić się do takiego stanu, żeby nawet zawód i dezaprobata w oczach Shizuru były jej obojętne. Im bardziej ją kontrolowano tym bardziej pragnęła wolności, jednak to wolność była dla niej niebezpieczna, bo nie potrafiła sobie z nią poradzić.

@Yōzei-Genji Setsurō
Yōzei-Genji Naksu

Warui Shin'ya, Hecate Shirshu Black, Kurō Satō and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

Nie 16 Lip - 0:27

   — Naksune — odpowiada oficjalnie – za oficjalnie – nie ze względu na kameralność tego miejsca, a dlatego, że tego nie lubiła, o czym zdaje się, że paradoksalnie zapomniał właśnie przez swoje wychowanie. Ale nie – jednak pamięta, bo po chwili milczenia zwraca się do niej w sposób, w jaki woli, żeby to robił — Naksu. — Imię od razu brzmi o wiele bardziej gładko w jego ustach, chociaż nie zmienia przy tym tonu głosu; utrzymuje się na języku płynnością sylab, w których jedna spływa w drugą jak woda w wodospadzie.
   Przeciąga spojrzeniem po jej ciele – po sukience, butach na obcasie, skórze – z początku z założeniem, że będzie to trwać krótko, końcowo jednak przedłużając sobie tę przyjemność, dopóki nie zapyta go o reakcję Shizuru.
   — Nie — mówi zgodnie z prawdą, chociaż może w tym przypadku powinien kłamać; z powrotem włożyć na jej barki ciężar poczucia winy, bo wygląda na to, że go z nich zdjęła, skoro tak lekko było jej biec. — Nie, w ogóle. — Co dziwne, bo przecież zawsze musiał mieć wszystko – i wszystkich – pod kontrolą. — Wiesz, mam wrażenie, że on ciebie… — zaczyna zdanie, jednak go nie kończąc, bo – właśnie. Ma wrażenie. Nie powinien z nią o tym rozmawiać. Przecież może jej to powiedzieć sam, jeśli już tego nie zrobił. Unika więc jej wzroku, swoim przechodząc do rzędu butelek za barem.
   Z wdzięcznością bierze oferowanego mu papierosa, którego odpala płomieniem zapalniczki. Ma w kieszeni spodni swoją, ale nie oddaje tej, którą mu dała – zamiast tego bawi się nią w dłoni, przesuwając ją między palcami. Jeśli za cokolwiek lubił tę dzielnicę, to za to, że można tu było palić we właściwie każdym lokalu. Cóż, ściślej rzecz biorąc – nie można było, ale kogo to obchodziło w miejscu takim jak to?
   — O ile nie chcesz, żebym musiał nieść cię do domu na rękach, to z twoim tempem nie. — Saga niczego nie mówił o tym, w jakim stanie ma ją do niego dostarczyć, więc… — A jeśli chcesz, to wystarczy powiedzieć.
   Uśmiecha się – w połowie, bo twarz po drugiej stronie ma od lat po części sparaliżowaną. Ale widzi go od odpowiedniego profilu; usiadł przecież tak, żeby mógł ją usłyszeć, bo drugie ucho głuche jest na rozmowę osób obok.
   — Myślę — uśmiech znika z jego ust, kiedy rzuca spojrzenie, z pozoru nie za bardzo uważne spod przymkniętych powiek, na mężczyznę, którego ręce leżą obok jej torebki — że jednak przyszedłem w dobrym momencie.
   Bawi go zachowanie barmana wobec niej, bo przecież wcale nie jest mu do niego tak daleko; również ulega jej zachciankom. Ludzie od zawsze mieli do niej słabość, ale wyglądało na to, że teraz – kiedy znajdowała się pod inną, chociaż przecież taką samą postacią – jeszcze większą niż wcześniej. Rozumie ich. Sam jest jedną z osób, które, świadomie lub nie, nie mogą, nie chcą oprzeć się bliskości demonów. Niech jej będzie. Skoro zacznie pić później od niej, co się może stać? Jeden shot niczego nie zmieni. Uderza kieliszkiem o jej kieliszek, żeby później pochylić się z nim na chwilę nad barem. Łańcuszek na jego szyi unosi się w powietrzu, zanim opada z powrotem na koszulę, kiedy prostuje kręgosłup, żeby odchylić głowę do tyłu i przełknąć. Shot za shotem. Drugą rękę ma na blacie, z palcami na krawędzi popielniczki, na której kładzie palącego się papierosa. W końcu odkłada ostatni kieliszek; łokieć opiera na barze, głowę zaś na dłoni. Lustruje ją wzrokiem, wracając papierosem do warg, na których limonka odkłada się smakiem, od jakiego ma ochotę na tequilę, a więc–
   — Tequila?
   Musi wziąć udział w jej zabawie, jeśli ma mu uwierzyć w to, że nie ma wobec niej złych intencji… i dobrze, bo nie ma nic przeciwko temu. Jeśli cokolwiek ich łączyło – poza więzami krwi – to właśnie skłonność do ucieczek przed samym sobą. Nie czeka więc na jej zgodę. Zamawia.
   Zdaje mu się, że zna odpowiedź na to pytanie, ale wie, że Shizuru mu je zada, jeśli ona nie będzie w stanie odpowiedzieć na nie sama, a pewnie nie będzie. Dlaczego więc nie mieć pewności? I chociaż jest proste – składa się z zaledwie jednego słowa – to odpowiedź na nie jest już pewnie znacznie bardziej skomplikowana:
   — Czemu?
Yōzei-Genji Setsurō

Hecate Shirshu Black, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Naksu

Nie 16 Lip - 17:15
- Naksu - poprawia go w tym samym momencie, kiedy i on poprawił siebie, chichocząc przy tym dziewczęco. Zasłaniając wierzchem dłoni idealnie pomalowane na malinowo usta. Nie przerwała mu oględzin zdając się ich - umyślnie lub nie - nie zauważyć. Nie była skromna, jeśli chodziło o ocenę własnego wyglądu. Czuła się piękna, lubiła kiedy na nią patrzono, uwielbiała kokietować i się bawić. Zazwyczaj, nie zawsze. Nie potrafiła jednak odmawiać, co niestety potrafiło nieciekawie skończyć takie zabawy.

- Nie chce? Nie potrzebuje? - Rzuciła niby obojętnie, ale nuta przekonania w jej głosie świadczyła o tym, że rzeczywiście wierzyła w swoje słowa. Nie wyglądała na zgorzkniałą, ani przejętą. Ktoś tak bezwartościowy jak ona nie miał prawa wymagać niczego więcej. Prychnęła machając dłonią na znak, że ten temat w ogóle jej nie przeszkadzał. Wzruszyła lekko szczupłymi ramionami. - Nie można mu się specjalnie dziwić, nie uważasz? - Dopytała, chociaż jego odpowiedź i tak nie miała większego wpływu na sposób w jaki postrzegała siebie i Shizuru. W jej oczach nie była ani tą jedyną, ani wyjątkową. Jedną z wielu w życiu Sagi. Tą, która sprawiała mu kłopoty, kiedy tylko spuszczał ją z oka, jak gdyby w przypomnieniu, że musiał jej pilnować. Jej albo siebie. Relacja z Shizuru była specyficzna. Znali się od lat, byli ze sobą od lat, należała do niego od lat, co nie przeszkadzało jej w próbach uzmysłowienia mu, że mogło być inaczej. I chociaż praktycznie nigdy mu się nie przeciwstawiała ani fizycznie ani w słowach, czasami robiła wszystko odwrotnie niż by sobie tego zażyczył. Jak gdyby chciała mu pokazać, że jednak miała własną wolę, nawet jeśli obydwoje w to nie wierzyli. Rzeczywiście byli z Setsurō do siebie podobni. Obydwoje zależni od jednej i tej samej osoby, na skrajnie innych płaszczyznach. Łączyło ich znacznie więcej niż rodzina, a przecież tylko tyle o sobie wiedzieli. Może w końcu przyszedł ten moment, w którym mieli się poznać? Spóźniony a jednak nie niemożliwy.

Zaciągając się kilkukrotnie spaliła większość papierosa drapiącego zaschnięte gardło. Zgniotła jego niedopaloną cześć w popielniczce zapominając, że w ogóle tego wieczoru paliła. Opróżniając dwa kolejne kieliszki jej ciało rozluźniło się pod wpływem obrzydliwego gorąca nawilżającego przełyk. Szum w uszach i płynność w ruchach powoli wzbierała tak naprawdę zwiastując końcowy stan w jakim miała wrócić tej nocy do domu. Miała przynajmniej gwarancję, że spędzi noc we własnym łóżku - raczej - bo przecież był z nią Setsu. Mimo, że nie znali się specjalnie ufała mu bardziej niż sobie. Może tym razem nie będzie musiała wygrzebywać się spod nieznajomego męskiego cielska z rozmazanym makijażem, obolałym ciałem i obrzydzeniem do samej siebie. Była uratowana, a może całkiem stracona?

Chociaż jego zapał powinien ją dziwić, nic takiego się nie stało. Poznawała go powoli. Dopiero teraz zdawała sobie sprawę, że chyba nadawali na tej samej fali przynajmniej pod względem imprezowania, albo Yōzei chciał uśpić jej czujność. Nie musiał się jakoś specjalnie starać, bo przecież nigdy nie była czujna.

Tequila?
- Chyba serio chcesz mnie nosić na rękach, co? - Zapytała niby żartem, niby serio nachylając się lekko w jego stronę ze śmiechem przyjmując zimny kieliszek zamówionego trunku. - Mam słabą głowę - wytłumaczyła nagle, jak by sam sobie z tego nie zdawał sprawy. Nie wyglądał jednak na przejętego jej stanem, widocznie zostało mu zlecone dostarczenie jej. Nie pilnowanie. Słysząc  kolejne pytanie spojrzała na niego zdawkowo długim paznokciem wodząc po krawędzi chłodnego kieliszka wciąż pełnego tequili. Milczała krótką chwilę chyba zastanawiając się nad odpowiedzią, która i tak nie mogła już nic zmienić.

- Czemu co? - Zaczęła opuszczając zgrabne nogi na podłogę, podnosząc się z barowego hokera i stając przed nim na wysokich szpilkach, które chociaż dodawały jej centymetrów wciąż nie mogły zniwelować tego, że była po prostu niewielka. Jej jedna dłoń wylądowała na jego ramieniu lekko się go przytrzymując; łapiąc równowagę, kiedy przybliżyła się do niego stając blisko, zbyt blisko. W końcu w Mirai było głośno, a on żądał od niej odpowiedzi. Nachylając się w jego stronę ulokowała drugą dłoń na jego karku, gładząc go delikatnie. Jej gorący oddech omiótł wrażliwą skórę odsłoniętego skrawka jego szyi. - Czemu tu jestem? Czemu uciekam? Czemu piję? Czemu się zabiłam? - Wyszeptała perfidnie wbijając paznokcie w jego kark, opierając na nim ciężar odrobinę zbyt wiotkiego od alkoholu ciała. - Bo nic nie ma znaczenia, Setsurō - wyjaśniła, odsuwając się w końcu z lekkim uśmiechem na ustach, jak gdyby rozmawiali o pogodzie. I jeśli nie zareagował w żaden sposób jej dłoń zsunęła się z umięśnionego ramienia na jego nadgarstek zaciskając wokół długie palce. - Chodźmy potańczyć.

@Yōzei-Genji Setsurō
Yōzei-Genji Naksu

Hecate Shirshu Black, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

Sob 22 Lip - 0:18

   W reakcji na wypowiadane przez nią zdania przechyla głowę. Przy pierwszym w prawo, przy drugim zaś przeciwnie, w lewo, podobnie do zwierzęcia, które szuka źródła dźwięku, a w tym przypadku – podstaw do mówienia tego, co mu właśnie powiedziała. I chociaż wyraża w ten sposób zainteresowanie przynajmniej jej stanem psychicznym – bo fizycznym nie wydaje się póki co szczególnie przejmować – to w jego ekspresji nie da się znaleźć być może potrzebnej teraz kobiecie empatii. Pozwoli jej później na zbliżenie się do siebie, patrząc na nią jednak przy tym wciąż jak z tej samej odległości – z oddali. Dystans między nimi, który będzie chciała skrócić przez sekwencję ruchów, jaka powinna działać na większość mężczyzn, Setsurō zachowa na poziomie emocji. Bo jak na osobę, która robi wszystko, żeby wyglądać na łatwą do upolowania ofiarę, Naksune bardzo świadomie manipuluje otoczeniem przy użyciu swojego piękna. Trudno mu więc nie traktować jej jak kogoś, kto może potencjalnie stanowić zagrożenie. Przede wszystkim dla siebie samej, ale w związku z tym także i dla niego. W odbiciu w jego źrenicach jej obraz jawi się więc jako sekunda przed wypadkiem, od którego – chociaż chce – nie będzie mógł odwrócić wzroku.
   — Biorąc pod uwagę staż waszego związku, jestem pod wrażeniem, że wciąż macie jeszcze tak wiele… tematów do rozmów.
   Przez chwilę chciał odpowiedzieć co innego, jednak nie będzie wykonywać w tej grze żadnych ruchów za Shizuru. Zna swoje miejsce. Mówi więc tylko – chociaż według Sagi możliwe, że – to, a podczas milczenia zastanawia się nad tym, jak mało w istocie wie o ich relacji. Powinni być przecież ze sobą dużo bliżej. Każde z nich. Zanim odejdzie od niej myślami za daleko, Naksu przywołuje go do siebie z powrotem z właściwą sobie kokieterią:
   „...chcesz mnie nosić na rękach, co?”
   — Ja? — zwraca się do niej z uśmiechem, którego ciepło nie obejmuje jego zimnych oczu. — Ja tylko robię to, czego chcą ode mnie inni. Taki ze mnie people pleaser. A ty — robi przerwę na strzepanie żarzącego się popiołu do popielniczki, zanim zaciągnie się papierosem po raz ostatni przed zgaszeniem go o jej brzeg — musiałaś bardzo chcieć tego, żebym cię złapał, skoro uciekasz aż tak nieudolnie.
   Dłoń przenosi na kieliszek tequili, którego zawartość wypija na raz, bo już po jej cenie wiedział, że nie pije niczego, czego smakiem można by się było delektować. Z rozczarowaniem uderza paznokciami o szkło po odstawieniu go na bar. Mimo wszystko alkohol działa – wzmacnia intensywność spojrzenia, w którym znudzenie pojawia się dla samej prowokacji. Znika, kiedy Naksune wstaje; odruchowo łapie ją za talię, żeby nie upadła na podłogę, bo zdaje się ledwo utrzymywać równowagę. Dotknięcie przez nią jego karku sprawia, że mimowolnie zaciska palce na jej ciele. Ale nie rusza się, bo oddech Yōzei na skórze jest właśnie tym, co może odciągnąć jego uwagę od miejsca, o wrażliwości którego nie mogła przecież wiedzieć. To nie jej wina.
   — Jeśli nie chcesz powiedzieć mi prawdy, to przynajmniej mnie nie okłamuj. — Być może nie kłamała – bardzo możliwe wręcz, że pod wpływem emocji była przekonana, że jest właśnie tak, jak mówi. Ale nie takiej odpowiedzi oczekiwał, bo pytanie, które zadał, nie miało dotyczyć jej uczuć. — Jesteś tu, bo masz ku temu powód. A mówiąc tu — wskazuje głową na bar — nie mam na myśli tej…
   Nie kończy, bo widzi wpatrzonego w nich barmana; nie udaje już, że ich rozmowa go nie obchodzi, bo wyciera do sucha szklankę, która nie jest mokra. Przewraca oczami. Jeśli miał tu ludziom dać pretekst do walki z nim, to mógł od razu zacząć od zabrania jej z Mirai siłą, zamiast się tak bawić. Tego chciał przecież uniknąć. Tego uniknie dzięki swojej… cierpliwości. Poza tym – dzielnica jest właściwie miejscem, w którym pracuje, zważając na to, jak wiele osób ucieka przed swoim przeznaczeniem właśnie do niej, więc to nie tak, że nie był przyzwyczajony do panujących w niej… warunków. Po prostu nic nie może w pełni wyprzeć z żył krwi Minamoto.
   — Tutaj?
   Kręci głową, żeby zaprzeczyć.
   — Jeden raz — …ale zgadza się.
   I idziemy.
   Tę informację zostawia jednak dla siebie.
   Daje jej się prowadzić, nie patrząc na nią, a na mężczyzn wokół – samotnych oraz nie, bo i ci w towarzystwie swoich kobiet uciekali ku niej spojrzeniem. Oczywiście. Tak jak do restauracji nie przychodzi się sytym, i oni przyszli tu głodni.
   W połowie piosenki odbiera daną jej kontrolę nad tańcem, dłońmi obejmując ją w miejscu graniczącym już z kruchością żeber, pod którymi czuje jej przyjemnie szybki oddech. A po kilku taktach, kiedy muzyka zwalnia, przyciąga ją do siebie, dopóki plecami nie zetknie się z jego klatką piersiową.
   — Tak mi przykro. — Ton jego głosu zdaje się jednak mówić coś przeciwnego. — Wygląda na to, że odstraszam wszystkie twoje… rozpraszacze. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
   Nie ma dla niego znaczenia, dlaczego na razie tak się dzieje – czy szanują jego obecność u jej boku, czy rzeczywiście boją się konfrontacji z nim, a może są zwyczajnie zniechęceni przeszkodą pod jego postacią, kiedy mają do wyboru inne dziewczyny, bez partnera i jeszcze bardziej otumanione alkoholem. Wszystko mu jedno. Liczy się to, że im mniej możliwości zabawy, tym większa szansa na to, że Naksu sama z siebie będzie mieć dość.
Yōzei-Genji Setsurō

Hecate Shirshu Black, Amakasu Shey and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Naksu

Nie 23 Lip - 21:22
Westchnęła przeciągłe myśląc na głos:
- Aranżowane związki mają to do siebie, że nie rozmawia się w nich zbyt wiele - wyjaśniła tonem, jak gdyby tłumaczyła coś małemu dziecku, wzruszając przy tym lekko ramionami. Zbywając powagę tematu, który wydał jej się naturalnej błahy, bo on and off z Shizuru już dawno stało się jej codziennością. Niczym wieczne przepychanki między tak pragnę, nie nie szanuje, a nie wiem czy warto. Każda część rodziny oczekiwała od nich czegoś innego. Setsurō skończył jako niewolnik tradycji Yōzei a ona co lepszego mogła zrobić niż zostać oddana w ręce kogoś wybranego przez nich? Saga był dobrą partią i czasami nie rozumiała czemu zgodził się na ich zaplanowany odgórnie związek. Mógł mierzyć wyżej, znacznie wyżej. Więc co go powstrzymywało?

Nie odtrącał ją jego połowiczny uśmiech tak daleki od rozbawienia, nie docierający do chłodnych tęczówek. Była przyzwyczajona do przeróżnego traktowania, od księżniczki po zwykłą kurwę czy śmiecia, i gdyby ją teraz odepchnął nie poczułaby się nawet urażona. Mimo to z ulgą przyjęła zalążek akceptacji, której tak zawsze szukała, kiedy pozwolił jej oprzeć się na swoim ramieniu. Zachichotała w ten typowy dziewczęcy sposób, który wychodził jej naturalnie. Nie był jednym z tych wymuszonych śmiechów kobiet chcących zwrócić na siebie uwagę. Był szczery i miał w sobie coś uroczego. Setsurō miał za pewne rację uważając ją za potencjalnie niebezpieczną. Lubiła kokietować, lubiła widzieć jak własne wdzięki i uroda wywoływały zamierzony efekt. Mimo to wystarczyło słowo, albo gest, żeby zrujnować całe jej przedstawienie, bo zdecydowanie zbyt często podporządkowywała się innym, nawet obcym. Była specyficzna, jak na osobę nie widząca w niczym sensu. Żywa i energiczna, w całkowitym przeciwieństwie do ukrytego braku chęci na cokolwiek innego niż obrzydzenie i próby niszczenia samej siebie. - Żadne z nas nie bawiłyby się dobrze, gdybyś mnie nie znalazł, prawda? - Dopytała patrząc na niego spod długich wytuszowanych rzęs - Teraz możemy bawić się dalej. Razem.

Mistrzyni w swoim fachu ściągania na siebie uwagę: zachęcania kłopotów i problemów, jak gdyby nigdy nie było ich wystarczająco. Stojący z boku barman na pewno myślał, że z nim flirtowała, ale czy rzeczywiście tak bardzo się pomylił? Odsuwając się spojrzała na niego ostatni raz. Trochę inaczej bez powściągliwości i wyuczonej kokieterii; bez otoczki pięknych kłamstw osoby pozornie  wiecznie szczęśliwej, ciągnącej za sobą tłumy ludzi chcących również zasmakować jej radości. Spojrzeniem krótkim, ale znaczącym, odbijającym się czernią pustych źrenic jak od nieżyjącej lalki. Nie dokończył, a ona nie zamierzała się kłócić. Zbywając poważny temat zaledwie wzruszeniem smukłych ramion. Nie mógł wiedzieć jak to było, kiedy nie zasługiwało się na nic innego; na nic lepszego. Bez perspektyw, bez chęci i możliwości do zmian. A może wiedział wręcz doskonale, dlatego rzucił między nimi proste pytanie z wieloma możliwymi odpowiedziami. Z premedytacją przylgnęła do niego ciepłem kobiecej figury, układając policzek na jego ramieniu. Wzięła głębszy wdech - powoli wyszukanie - specjalnie próbując zapoznać się z jego zapachem. A pachniał czymś znajomym, mocnym i duszącym. - Wolałbyś być teraz gdzieś indziej?

Zasypując go ciągłymi pytaniami próbowała czegoś się o nim dowiedzieć. Szukać między wierszami tego co nim kierowało. Tego czegoś więcej niż bezmyślny Yōzei wykonujący rozkazy swoich przełożonych. Doskonale znała ten schemat, w końcu ona także się w nim wychowała. Nawet, jeśli był niebezpieczny nie potrafiła dostrzec w nim zagrożenia.

Słysząc jego nieszczere przeprosiny prychnęła szczerze rozbawiona, śmiejąc się wesoło. Zdecydowanie rozumiała, jego poczucie humoru. - Myślisz, że jestem tak łatwa? - Rzuciła z udawanym zdziwieniem, którym nie potrafiła nawet oszukać samej siebie, bo alkohol i używki nie robiły z niej łatwej, a raczej kompletnie bezsilną; pustą, bezwładną lalkę, z którą każdy bawiący się mógł robić, co chciał. Przede wszystkim dlatego, że była zbyt otumaniona, zbyt słaba i nieobecna, żeby być w stanie odmówić. Nie, żeby nawet na trzeźwo asertywność była jej atutem. Opierając się zgrabnym ciałem o jego tors z przyjemnością przyjęła zmianę melodii na wolniejszą. Nie rozglądała się na boki ignorując wszystko i wszystkich wokół. Jej uwaga była całkowicie i nieprzerwanie skoncentrowana na nim, jak gdyby świat przestał istnieć wraz z ostatnim kieliszkiem tequili, którego wyeksował. Chociaż wyglądała na pasożyta karmiącego się uwagą, tak naprawdę zdecydowanie lepiej wychodziło jej słuchanie. Miał przyjemny głos, niski i drażliwy dla ucha, ale w ten przyjemny mrukliwy sposób. Musiał podobać się wielu, zwłaszcza w czarnej koszuli z rozpiętym guzikiem. Jej się podobał, w końcu potrafiła docenić każdy rodzaj piękna. Z ulgą oddając w jego dłonie kontrolę, dała mu się prowadzić. I chociaż mogło się wydawać, ze chodziło tylko o taniec tak naprawdę podporządkowała się jego planowi na dzisiejszą noc wiedząc, że people pleaser był przecież w pracy i nie zamierzała mu nic utrudniać bardziej, niż to konieczne. Nie zdecydowała jednak jeszcze ile było koniecznością. On także komuś się podporządkowywał, ktoś inny miał nad nim kontrolę. Ciekawym było, że obydwoje należeli do jednej i tej samej osoby, a jednak w całkiem inny sposób.

- Kłamca - zarzuciła mu, kiedy ciężar jego dłoni na filigranowej talii odbił się przyjemnym dreszczem wzdłuż, zasłoniętego cienkim materiałem sukienki, kręgosłupa. Teraz jednak odsunęła się nieznacznie tylko po to, żeby okręcić się wokół własnej osi, stanąć do niego tyłem i oprzeć się krągłościami własnego ciała o jego osobę. Specjalnie wygięła plecy w delikatny łuk, napierając odrobinę za bardzo, niż wypadało. Wyrzucając ręce w górę, zaczepiając je o jego ramiona, przymykając powieki i opierając tył czaszki o jego obojczyk; kołysała biodrami na boki w rytm piosenki zagłuszającej szepty i rozmowy nic nie znaczących osób, które z zainteresowaniem im się przyglądały.

- Jeszcze jedna piosenka - poprosiła. - A potem porobimy co będziesz chciał.

@Yōzei-Genji Setsurō
Yōzei-Genji Naksu

Hecate Shirshu Black, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

Sro 30 Sie - 15:48

   Być może w ich rzeczywistości, wśród członków klanu, kobieta wygląda przeciętnie, ale tu — w miejscu, które śni codzienność – bardzo się wyróżnia. Tło Mirai kontrastem wyciąga na zewnątrz piękno, jakie w innych okolicznościach zobaczyć by mógł tylko w jej wnętrzu, jeśli w ogóle — nie ma przecież po co otwierać oczu na drzwi, które i tak są przed nim zamknięte. Ludzie patrzą na nią, bo dla nich jest nie z tego świata; jak dusza, co po drodze z nieba do piekła zgubiła się w limbo, gdzie spojrzenia męczenników zatrzymują się w biegu życia na tym, co jak przytulone do pleców skrzydła – te, które ta cudowna istota może w każdej chwili rozwinąć, lecz czego nie robi – drwi ze wszystkich pozbawionych możliwości ich użycia. I chociaż w przeciwieństwie do nich Setsurō ma świadomość tego, że jego droga Yōzei wcale już ich nie ma – że własnoręcznie, pióro za piórem, oderwała je od swoich kości – to czy to cokolwiek zmieniało w tym, jak była przez nich postrzegana? Istotne jest to, że je miała, a wzrok, który nocą ślepo dzieli ciało na części jak w skupie mięsa, za dnia widzi już fazę jego rozkładu.
   — To żart — odpowiada, ale głos ginie w głębi krtani – w wibracji strun, która ociera się o ucho miękko jak mruczenie kota. — Nie musisz żyć w ten sposób — przeciąga się, kładąc piersią na blacie — ale jak umrzeć już wiesz.Nie dlatego się zabiłaś.Postawiłaś się rodzinie lata temu – teraz zapomniałaś, jak to się robi? — Głowę opiera na rękach. W świetle rzucanym przez lampę jego tęczówki zdają się być koloru miodu – i jak miód swoją słodyczą łagodzą ostrze spojrzenia opartego na jej gardle. — Odpowiada ci taki układ, ty moja jakże biedna księżniczko.
   Trudno powiedzieć, czy w tym momencie przekonuje ją do tego, żeby zbliżyć się do Sagi, czy wręcz przeciwnie – do tego, żeby od niego uciec. Co do jednego można mieć jednak pewność – nie ma w nim wątpliwości, że to drugie jej się nie uda, póki ma jej trop. Prowokowanie jej jest dla niego przede wszystkim tworzeniem sobie okazji do zabawy.
   Nie rusza się, kiedy ciepło jej oddechu skrapla się na zimnej skórze. Co czuje? Nie umie powiedzieć; przyzwyczaił się do własnego zapachu do tego stopnia, że nie jest już w stanie go określić. Jej woń za to – wciąż jeszcze świeża w jego głowie, świeża wspomnieniem ciężaru jej ciała w rękach – odcina się w nozdrzach aż za wyraźnie na tle innych, przytłumionych siłą jej sugestii, bo pachnie nie tylko sobą, ale też… nim.
   “Wolałbyś być teraz gdzie indziej?”
   Przez chwilę jego twarz wyraża… zdziwienie, które jednak – równie płynnie co dłonie przechodzące z kości żeber na brzuch – znika z niej, ustępując miejsca zrozumieniu. A może wcale nie? Przy niej każde zdanie zdaje się mieć drugie dno – ale może właśnie tylko zdaje, w rzeczywistości będąc, cóż, jednowymiarowe. Sprawdza to:
   — Tak. Gdzie indziej.
   Śmieje się w odpowiedzi na jej słowa, jednak kiedy mówi, w jego tonie słychać powagę, której nie powinno w nim być, jeśli tylko żartuje:
   — Myślę — szepcze, bo są tak blisko siebie, że ustami może dotknąć jej ucha, kiedy ona opiera głowę na jego klatce piersiowej — że każdy mógłby zrobić z tobą cokolwiek. — Czuje jej ciało na swoim, ale… czuje też na niej Shizuru. Mimo wszystko utrzymuje wiec między nimi dystans. Oczywiście nie cieleśnie, bo nie ukraca tego, co już zaczęła, a wręcz to przedłuża, nie pozwalając się skończyć przyjemności, która jest w tym wszystkim obecna, mimo że istnieje tylko w zapowiedzi tego, co nie ma nastąpić. Bariera, na którą napiera Naksune, jest bardziej... psychiczna. Emocjonalna. — Nie mam racji, Naksu?
   Zaprzecz – pojawia się w jego oczach jak wyzwanie, jakie jej rzuca, kiedy po zwróceniu jej przodem do siebie, a tyłem do pozostałych ludzi, na jakich przestaje już zwracać jakąkolwiek uwagę, dłońmi zapiera się o dziewczęce biodra w miejscu, gdzie kość układa się wdzięcznie pod palcami.
   — Nie — odpowiada. Spełnił już jedno jej życzenie – jedno za dużo. Bardzo została przez Shizuru rozpieszczona, jeśli myślała, że jego kolej po prostu nie nadejdzie. Łapie ją za dłonie jedną ręką, bez problemu obejmując nią jej ściśnięte nadgarstki. Opiera kobietę plecami o ścianę, na moment się zapominając, bo jest w jej bezbronności coś, co odzywa się w żyłach przyśpieszonym tętnem. — Co będę chciał? — powtarza, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Myślisz, że czego chcę?
   Jest jak ta róża za kloszem, który chwilami pragnie zbić tylko po to, żeby móc patrzeć, jak Naksune klei odłamki szkła z powrotem, na odlew, na ślinę i krew, bo przecież – mimo że sprawia wrażenie, jakby tak bardzo chciała spod niego uciec – wciąż siedzi pod nim, skulona jak zaszczute przez psa zwierzę.
Yōzei-Genji Setsurō

Hecate Shirshu Black, Bakin Ryoma and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Naksu

Czw 31 Sie - 11:11
Pchana do wszystkiego co społecznie złe przez czyste pragnienie wolności. Tej chwili wytchnienia, wszechogarniającego szczęścia. Jednak to właśnie ta wolność była dla niej niebezpieczna, bo nie potrafiła jej dawkować. Oddawała się cała. Zawsze, nie próbując się nawet bronić. Brała z życia garściami płacąc każdą horrendalną cenę.  Setsurō wydawał jej się przeciwnością wolności. Powinna była zostawić go w spokoju, a jednak nie potrafiła. Miała tak okropną ochotę przedrzeć się długimi paznokciami przez tę jego maskę dobrego i posłusznego ochroniarza. Zobaczyć co kryło się pod nią. Tak z zachcianki, z ciekawości.

Na biedną księżniczkę nie potrafiła pohamować uśmiechu. Zachichotała rozbawiona, bo przejrzał ją doskonale. Nie, żeby specjalnie się kryła. Każda pojedyncza emocja była zawsze idealnie wymalowana na jej twarzy, wystawiona w orzechowych tęczówkach. Nie potrafiła nic ukrywać, a jednak tanie „nic mi nie jest” wystarczyło, żeby odpuścił. Dał jej zaledwie jedno popołudnie na zakończenie własnego cierpienia. Szkoda tylko, że nawet odebranie sobie życia jej nie wyszło.

- Oczywiście - zgodziła się bez wahania. - Robię co chcę. Noszę co chcę. Prowadzę się jak chcę. Nawet umarłam na własnych warunkach - wyliczała na palcach z tym lekko szalonym uśmiechem. Z tym błyskiem w oku osoby nie do końca normalnej. Nie do końca poczytalnej. I nie byłoby w jej słowach drugiego dna, gdyby nie fakt że nie umarła przecież. Samowolnie powiesiła się przy suficie własnego mieszkania w swoje urodziny. Zgodziła się z nim, bo tak podpowiadał jej nie do końca zdrowy umysł. Coś było z nikim nie tak. Może został za bardzo sprany narkotykami, do których ją ciągnęło. A może już zawsze taki był. Setsurō miał rację. Wiedział lepiej.

Nie uraził jej. Nie dało się urazić kogoś, kto miał o sobie tak niskie mniemanie. Mógł uważać ją za brudną, zbrukaną i łatwą, a ona przyznałaby mu rację. W końcu wcale by się przy tym nie pomylił, a ona wcale by się nie przejęła. Była tym pięknym apetycznie wyglądającym owocem tak bardzo zepsutym w środku.

- Myślę - wyszeptała specjalnie go naśladując, bo przecież dzielący ich dystans był tak niewielki, że mógłby praktycznie nie istnieć. - Że będziesz musiał przekonać się sam.

I tutaj je miał. Upragnione wyzwanie odbijające się w orzechowych tęczówkach wpatrzonych tylko i wyłącznie w niego. Jak by był jedynym w jej życiu. Tym wyjątkowym. Piękny uśmiech wykrzywiający pełne wargi jedynie podkreślał jej nieczyste intencje. Bawiła się świetnie. Pytaniem pozostało czy Setsurō zamierzał bawić się razem z nią. Odwrócona z powrotem, przylgnęła do niego odrobinę szczelniej, kiedy duże dłonie zaparły się na wystających kościach biodrowych. Pasowała jej jego bliskość. Podobał się jej jego zapach. Tak zdecydowanie jej się podobał. Nie mogła nic poradzić. Alkohol jedynie roztapiał cieniutkie granice przyzwoitości pozwalając jej bezkarnie wsłuchiwać się w potrzeby i pragnienia własnego ciała. Szumiał w uszach, odbijał się karmazynem na policzkach i płynnością w ruchach. Nie zastanawiała się nad tym czy myśląc o niej myślał także o n i m. Jego relacja z Shizuru pozostawała dla niej zagadką. Czasami lepiej było po prostu nie wiedzieć.

Nie.
- Jaka szkoda - rzuciła nieszczerze niczym prawdziwa rozpieszczona dziewczynka, która chciała być ustawiona do porządku. Z uniesieniem brwi, z widocznym rozbawieniem przyglądała się jak zwinnie złapał obydwa jej nadgarstki. Nie protestowała, nie szarpała się. Wręcz przeciwnie ze śmiechem oparła plecy na chłodzie ściany za sobą niczym szmaciana lalka w jego dłoniach. Skora do zabawy. Może właśnie chciała nią być. Potrząsnęła lekko nadgarstkami, jak by próbowała mu się wyrwać. Obydwoje wiedzielI, że było to fizycznie niemożliwe, bo górował na nią w każdym aspekcie, ale chyba obydwoje chcieli, żeby chociaż spróbowała. Nikt nie lubił bawić się jednostronnie. Ciekawiło ją czy chciał tym zrobić Sadze na złość. A może w ogóle nie miało to z nim nic wspólnego.

- Mogłabym sama zobaczyć czego tak naprawę chcesz - mówiła cicho unosząc dumnie podbródek go górze. Blokując z nim chciwe spojrzenie, pełne wszystkiego. Z tym wciąż uroczym, trochę niewinnym, uśmiechem na ustach. Wraz ze śmiercią przyszła nowa umiejetność. Wraz z tym chaosem i gonitwą myśli, które stoczyły ją na samo dno; popychały do odebrania sobie życia, do zrezygnowania z egzystencji. Również przez nie powróciła. Nowe możliwości, których nienawidziła używać. Praktycznie nie potrafiła. Wymagało to od niej zbyt wiele, była zbyt słaba. Grała jednak zakładając, że o tym nie wiedział. - I wtedy nic byś przede mną nie ukrył, tygrysie.

Jego bliskość dodawała jej zaledwie odwagi. Potęgowała chęć brania udziału w tej przepychance, którą tak chętnie między sobą toczyli. Była to przecież niewinna, słowna zabawa. Nic więcej, prawda? Nie odrywając od niego wzroku szarpnęła nadgarstkami z całej siły ciągnąć go ku sobie. Wyszła mu na przeciw wspinając się na palce, niwelując różnicą ich wysokość; próbując się do niego zbliżyć, zgarnąć jego dotyk dla własnych uciech. W kontraście do rozbawionego, nieszczerego, a jednak zabarwionego powagą rozkazu:

- Odsuń się.

Spojrzenie błagało jednak, żeby tego nie robił. Zachęcało do dalszej gry, błądząc tęczówkami po konturze jego ust. Niby nieświadomie, niby przypadkowo przygryzając dolną wargę. Bo przecież nie chciała, żeby się odsuwał. A jednak zamierzała wypróbować czy jedynie Saga mógł mu rozkazywać czy Setsurō po prostu lubił słuchać się innych. I jeśli dzieliła ich jakaś niewidzialna bariera przyzwoitości ona wydawała się jej nie zauważać. Zbyt pochłonięta, topiąca się w tej upragnionej wolności, którą niszczyła sama siebie.

@Yōzei-Genji Setsurō
Yōzei-Genji Naksu

Hecate Shirshu Black, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

Sob 30 Gru - 5:46

   Tak jak cała ona, również i sposób, w jaki się śmieje – dlaczego zwraca na to uwagę? – nie pasuje do tego miejsca. Dzieląca ich przestrzeń staje się od niego pełna jak od muzyki, której nie powinien słyszeć. Nie tu, ale w ogóle – nigdzie; nie w okolicznościach, w jakich się znajdowali. Mimo tego pozwolił na to, żeby dźwięk sam ustąpił naturalnemu stanowi rzeczy, jakim jest cisza. Cisza, a przecież ludzie wokół nich wciąż rozmawiali. Przerwie ją dopiero po chwili, zaczynając od westchnienia, którym jednak przejdzie do uśmiechu, żeby móc skończyć… również śmiechem, chociaż tak innym w swojej gardłowości. Dlaczego nie.
   — Nie musisz tego robić — powtarza tonem, jakiego użył wobec niej wcześniej, kiedy już to mówił. — Wiesz, jaki jest twój problem? — W oczach Setsurō, w których przed tym, jak powiedział to zdanie, zdawało się nie być – jak w lustrze – niczego poza jej odbiciem, pojawia się… coś jeszcze. — Nie umiesz niczego doprowadzić do końca. — W kontekście jej śmierci brzmi to, oczywiście, sadystycznie, ale Yōzei nie ma zamiaru uważać na słowa przy osobie, która sama z siebie już ma skłonność do masochizmu. Jeśli tego chce, to jej to da. Spełni jej życzenie, zanim jeszcze je wypowie. — Teraz też nie będziesz umiała, więc… — Ociera się policzkiem o jej policzek, bo – znowu – szepcze do jej ucha — …po co zaczynasz, Naksune? — To nic takiego; to tylko sylaba, którą dodaje do słowa, z którego ona je odjęła. Już to jednak musi wystarczyć, żeby dotarło do niej, że się bawi. Ale czy robi to z nią, czy sam – nią – tego nie może stwierdzić. — W przeciwieństwie do ciebie, ja nie umiem przestać. — To wciąż zabawa, bo przecież nie wynika z troski o jej bezpieczeństwo; wie, że ona zignoruje takie ostrzeżenie jak każde inne w jej życiu.
   Będziesz musiał przekonać się sam.
   Unosi w zdziwieniu brwi; więc podejmuje wyzwanie, jakie jej rzucił? Do tej chwili jeszcze mogło mu się wydawać, że nie przegra w grę, w którą grają, ale teraz nie ma już pewności, czy… w ogóle jest w stanie z nią wygrać. Myślał, że jeśli udowodni jej, że kłamie – że to wszystko, co ona robi, robi tylko dla odwrócenia jego uwagi – to zabierze jej tym jedyną broń, jaką posiadała. Nie wziął jednak pod uwagę tego, że mogła… po prostu zachowywać się zgodnie ze swoimi prawdziwymi intencjami wobec niego.
   Pozwala kobiecie zbliżyć się do siebie bardziej, chociaż powinien – jeżeli nie udaje – już w tym momencie jej tego zakazać. Powinien zrobić to, o co ona sama będzie go „prosić” – odsunąć się. Ale… nie rusza się z miejsca, patrząc na nią ze spokojem spod na wpół zamkniętych powiek. Otwarcie sprawdza jej granice. Nie chce ich na razie przekraczać.
   Nie puszcza jej, kiedy zaczyna grać następną ze scen w swoim przedstawieniu. Tym razem jest to scena zwierzyny, która tak bardzo! chce wyjść z pułapki, w którą… sama – z pełną świadomością tego, że ona tam jest – weszła. Reaguje przeciwnie – zaciśnięciem dłoni, którą trzyma ją w tym uścisku. Przecież oboje zdawali sobie sprawę z tego, że może z niego uciec, ale nie tak; nie dzięki swojej sile. Musiała więc wybrać ten sposób tylko po to, żeby niczego nie udało jej się za jego pomocą osiągnąć.
   Jaka szkoda.
   Zatrzymuje wzrok, którym chodził po ciele Yōzei, na jej twarzy, a ściślej ujmując – na ustach, które ona układa w uśmiech. Kładzie na nich kciuk i przesuwa nim po jej wardze, jak gdyby chciał go tak z nich zetrzeć.
   — Nie wiem o czym mówisz.
   Nie spodziewa się tego, że – zamiast go odepchnąć – teraz przyciągnie go do siebie, więc z zaskoczeniem ulega jej zachciance. Stanęła na palcach, zmniejszając różnicę w ich wzroście i… na kilka sekund zwiększając jego tętno. Podobała mu się – nie miał aż takiego wpływu na działanie swojego id, żeby temu zaprzeczyć – więc to wszystko, na co się przy niej zgadzał, zaczynało go stopniowo coraz bardziej drażnić. Obroża nałożona przez Shizuru, której na co dzień wcale na sobie nie czuł, teraz wbijała mu się w szyję.  
   Odsuń się.
   Mówi to, robiąc coś przeciwnego.
   — Jeśli się odsunę, to powiesz, że słucham ciebie jak pies – jeśli tego nie zrobię, rzeczywiście będę się ciebie słuchać. — Robi przerwę na westchnienie. — Postawiłaś mnie w sytuacji bez wyjścia…
   Ironizuje, oczywiście; przestaje jednak, kiedy kątem oka dostrzega, jak jego rozmówczyni przygryza zaczepnie wargę.
   — Niech będzie. — W jego głosie nie da się usłyszeć żadnej konkretnej emocji, chociaż z całą pewnością nie odzywa się do niej zupełnie beznamiętnie. — Ale nie ma niczego za darmo. Moja kolej.
   Już bez ostrzeżenia bierze ją na ręce. Jeśli sama nie obejmie go dłońmi za szyję, pomoże jej w tym, dając jej do zrozumienia, że teraz nie jest moment na przeszkadzanie mu. Przed wyjściem z Mirai na zewnątrz, w noc, czuje na sobie ciężar wzroku kilku osób; odwzajemnia go, mając nadzieję, że lodem spojrzenia uda mu się skuć możliwość kłótni. Zatrzymuje się dopiero w alejce obok baru, gdzie opiera Naksune plecami o ścianę budynku, jej nogi opuszczając na swoje biodra.
   — Doprowadź coś do końca, Naksu — mówi cicho w zagłębienie pod jej obojczykiem – być może nie wystarczająco głośno, żeby mogła go w ogóle usłyszeć. — Samochód jest na parkingu. Chodź ze mną do domu.
   Jeszcze przez chwilę udaje mu się utrzymać milczenie, zanim przerywa je zbyt wieloznacznym stwierdzeniem:
   — Shizuru wróci za kilka godzin.
Yōzei-Genji Setsurō

Hecate Shirshu Black, Satō Kisara, Naiya Kō and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Naksu

Wto 27 Lut - 22:53
Z pozoru jego słowa mogły wydawać się okrutne. A jednak odpowiedziała mu zaledwie ochrypłym śmiechem. Tym, który przyjemnie drażnił bębenki jak by miał za zadanie rozbudzić męskie ego. Dodać mu kolorów i ciężaru. Przez wiele kobiet używany sztucznie, żeby osiągnąć jakiś konkretny cel. Jednak jej śmiech nie był wymuszony. Był tak okropnie naturalny, że pozostawiał wielu bezbronnych, bo ona wcale nie musiała się starać, żeby zauroczyć nie jednego. Miała to we krwi. Została po to stworzona, chociaż nadawała się do niczego innego. Przymiliła policzek do jego policzka niczym zachęcone bliskością, małe kocie. Odetchnęła głębiej jego zapachem wypełniającym płuca. Tak cholernie przyjemnym, w porównaniu do przepełnionego potem i smrodem fajek klubu. Nie pasował tutaj. Był zbyt czysty. Zbyt uporządkowany. Fakt, że pewnie zabijał ludzi na zawołanie nie robił na niej wrażenia. Dorastali w tak okropnie podobnym otoczeniu, że ciężko było o jakikolwiek element zaskoczenia. Wciąż nie pasował do tej speluny. W końcu dotychczas widywała go u boku Shizuru. To przy nim lśnił jasno, nawet jeśli chował się zaledwie w cieniu swojego pana; właściciela. Bo właśnie tym obydwoje byli. Własnością Sagi. Tak jak on, tak i ona. Kolejna wspólna cecha, którą dzielili. Podobni, a jednak tak skrajnie różni.

Nie bawiła się nim. Prędzej bawili się wspólnie. Nie próbowała go manipulować czy podporządkowywać sobie. Dawała mu zaledwie wybór. Możliwość. Mógł wziąć to co teraz pragnął perfidnie wiedząc, jak Saga zareagowałby na jego poczynania. Prowokowała go. Chciała zobaczyć na ile by sobie pozwolił. Nikt nie lubił się dzielić. Zbliżyła się do niego z tym łobuzerskim uśmiechem, z którego zniknęła cała niewinność. Zblokowane z nim spojrzenie było już tylko i wyłącznie grzeszne. Zaróżowione od alkoholu policzki dodawały jej odwagi. Stapiały opory. Ciężar kciuka zahaczonego o dolną wargę rozpościerał na niej czerwień drogiej szminki.

- Przyszedłeś tutaj po mnie, więc pójdę z tobą wszędzie gdzie mnie zabierzesz - obiecała grzecznie. Oplotła chudymi ramionami jego szyję zachęcająco gładząc kark długimi paznokciami. Wtuliła nos w kołnierz jego koszuli. Czuła na plecach wścibskie spojrzenia nic nie znaczących drapieżników czających się po kątach. Wiedziała że przy nim nic jej się nie stanie. Wiedziała że mogła na nim polegać rzadziej niż na sobie. On pewnie też o tym wiedział. Była już zajęta. Wybrała tego jednego, ale czy mądrze? Ciekawość wzięła górę i już nie mogła się wycofać. Przecież wcale nie chciała.

Obydwoje w końcu wiedzieli, że nie potrafiła odmawiać, jak by nigdy nie nauczyła się asertywności. Z drugiej strony nawet jej się nie śniło, żeby teraz kazać mu przestać. Przynajmniej nie werbalnie. Pragnęła go od siebie odpychać tylko po to, żeby siłą przyciągnął ją do siebie bliżej. Słowa i czyny nie szły tutaj w parze i żadne z nich nie miało co do tego wątpliwości, gdy jej słodki niczym najniebezpieczniejsza trucizna śmiech odbił się echem po pustej alejce. Jednej z tych obskurnych i brudnych, ale nawet to jej nie zniechęciło. Orzechowe tęczówki sfiksowane na jego twarzy nie ośmielimy się od niego odkleić. Poświęcała mu całą swoją uwagę jak by był pierwszym i ostatnim mężczyzną na ziemi. Jak by był tym jedynym, bo właśnie taki miała dar. Potrafiła sprawić, że ktoś czuł się wyjątkowy w kontraście do tego, że sama była nikim. Bezwartościowym ścierwem.

- Spróbuj mnie i naucz mnie doprowadzić cokolwiek do końca, Setsu - odszepnęła nie kryjąc tej iskierki podniecenia pod zamglonym alkoholem wzrokiem. Oparła się wygodniej o chropowatą ścianę zaciskając mocniej uda na jego biodrach. Przyciągając go do siebie, jak by jakąkolwiek odległość między ich ciałami była zbędna. Oddychała płytko przekrzywiając lekko głowę na bok, żeby łatwiej było mu zbliżyć się do tych kościstych obojczyków. Dłonie z karku wplotła w jego miękkie włosy, gładząc je z matczyną troską, ciągnąc z niecierpliwością kochanki.

Shizuru.
Ktoś kogo chyba obydwoje kochali na swój własny pokręcony sposób. Co robił ich właściciel, gdy tak niesfornie zabawiali się pod jego nosem?
- Kilka godzin wystarczy ci żeby nacieszyć się czymś co należy do niego? - Prowokowała go tak jak i on prowokował ją. Sprawdzali swoją determinację. Ale może nie wiedział, że ona już dawno przepadła; że nie miała hamulców. Może jeszcze tego nie wiedział, a może specjalnie nie zauważał. - A co jeśli nie będziesz umiał przestać. Co wtedy? - Dopytała sięgając dłonią jego szczęki. Zacisnęła na niej mocniej długie paznokcie i uniosła jego podbródek ku górze. Wpatrywała się w niego z dziwną fascynacją, z uwielbieniem. Przysunęła się lekko muskając pomalowanymi na czerwono ustami ostrość jego żuchwy.

Kusiła, bo kusić potrafiła najlepiej.
@Yōzei-Genji Setsurō
Yōzei-Genji Naksu

Hecate Shirshu Black, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

Czw 29 Lut - 14:59

   „Przyszedłeś tutaj po mnie, więc pójdę z tobą wszędzie, gdzie mnie zabierzesz.”
   Śmiech wychodzi z jego gardła w reakcji na jej słowa; bawią go. Wie, że zrobi to, co mówi, ale przecież nie dla niego – zrobi to dla siebie. Ale czy ma to znaczenie? Nie ma – do czasu, aż przestaną chcieć tego samego, a przecież ledwo co zaczęli. Nie. To stało się już dawno temu – w chwili, w której zamieszkała w ich domu; w której, zgubiona w jego labiryncie, nie zdążyła znaleźć drogi ucieczki przed Setsurō, którego kroki musiała przecież słyszeć za sobą. Teraz nie wie już, czy w ogóle przed nim uciekała. Pamięta, w co była ubrana, kiedy ją zobaczył, bo nie mógł się oprzeć zachowaniu tego obrazu pod powiekami jak we własnej galerii sztuki – satynową bieliznę, którą musiała założyć z myślą o nim, i zapach, jaki tak bardzo drażnił nozdrza. Nie woń jej perfum, lecz jego. To była tak bardzo pozbawiona logiki myśl, że nie mógł, nie chciał wcielać jej w życie, ale przez moment, w którym trzymał ją w swoich ramionach po tym, jak trafiła na niego, wychodząc zza rogu korytarza

   chciał go zabić.

   — Tak do niego mówisz?
   Pogarda w tonie Setsurō znika w westchnieniu zadowolenia, które – mimo woli – ucieka mu z płuc. Jak ma myśleć, kiedy Yōzei schodzi paznokciami po jego skórze? Czuje, jak dzisiaj zostawiają za sobą ślad, którego pochodzenia nie będzie umiał jutro Sadze wytłumaczyć. To jedna z moich kobiet – czy będzie w stanie powiedzieć to, patrząc mu przy tym w oczy? Wydaje mu się, że nie; że brzmienie jego własnego głosu zdradzi, że nie jest… nie są mu wierni. Krew szumi mu w uszach. Mógł nie pić alkoholu od wczoraj, a jego trzeźwość teraz, kiedy znajdował się pod wpływem działania Naksune, i tak wciąż byłaby tak samo umowna.
   Wszystko, co teraz robią, to kłamstwo, ale to właśnie dzięki niemu kobieta znajduje prawdę o nim. Rzecz, jaką Setsurō uważa za największą słabość swojego charakteru; którą tak bardzo chciał schować przed światem w głębi siebie, a która przy niej wychodzi na jego twarz w wyrazie, jaki tylko ona może zrozumieć. Tęsknota za miłością, której nie dostał, lub która została mu odebrana. Tą, która nie stawiała żadnych warunków. Którą kochało się ludzi pomimo tego, kim są, a nie za to. Miłością ojca. Miłością matki. Podświadomie szuka spełnienia swoich pragnień i w Naksune, mimo że przecież – ze wszystkich ludzi – ona najbardziej nie może ich spełnić. Czy również tego w nim szukała? Czy ktokolwiek kochał ją w ten sposób – czy w ogóle da się tak kochać ludzi, których przeznaczenie jest znane już od ich urodzenia? Ona musiała związać się z wyznaczoną jej przez Minamoto osobą – on z żadną nie mógł, bo jego miłością miał być sam klan. Jak miałby być zawsze gotów za niego umrzeć, mając w głowie możliwość dalszego życia z ukochaną? Ich doświadczenia tak bardzo się od siebie różnią, a jednak z nikim jeszcze nie czuł takiego podobieństwa. Czy to dlatego są w stanie razem udawać, że to normalne; znaleźć w sobie coś, czego wzajemnie tak potrzebowali?
   Podoba mu się, jak wtula się w jego klatkę piersiową, wiedząc, że dopóki jest przy nim, nic jej nie grozi – przecież po to jest. Po to, żeby – paradoksalnie, bo przecież dopiero co zmusił ją do zrobienia czegoś wbrew jej woli – mogła robić co chce. Przez chwilę on może zrobić dla niej wszystko. Ale wcale nie jest przy nim bezpieczna. Shizuru wybrał sobie dobermana do chronienia swojej narzeczonej, a nikogo do chronienia jej przed nim. Tym bardziej, że rzeczona narzeczona, zamiast schodzić z drogi jego kłom, sama wręcz wchodziła mu do pyska. Jak miał jej w końcu nie ugryźć?
   Prowokuje go całą sobą – swoim ubiorem, głosem, spojrzeniem. Zniża głos do szeptu, żeby nie mogła go usłyszeć żadna osoba poza nim, bo przecież mówi tylko do niego. Patrzy na niego oczami, którymi zdaje się mówić: jestem twoja. Zwraca się do potrzeb, które są tak zwierzęce, że jako człowiek nie powinien na to zareagować, ale… reaguje, bo oboje mają świadomość, że wcale nie może jej mieć, i sama ta myśl doprowadza go na skraj pierdolonego szaleństwa. Wiedziała, że lubi krótkie sukienki i długie buty? Ubrała się tak tego dnia specjalnie, czy był to tylko jeden z wielu przypadków, przez które mogła teraz przyciągnąć go do siebie, obejmując nogami za biodra? Tak wielu przypadków.
   „Kilka godzin wystarczy ci, żeby nacieszyć się tym, co należy do niego?”
   Ty suko.
   Przez kilka sekund rzeczywiście zastanawia się, czy Naksu nie zasługuje na to, żeby zedrzeć z niej sukienkę już teraz i wziąć ją jak pierwszą lepszą kurwę w przejściu między blokami.
   „A co jeśli nie będziesz umiał przestać? Co wtedy?”
   — Wtedy umrę jeszcze raz.
   Już raz go przecież zabił.
   Ironia schodzi z jego języka ze śliną, którą zostawia na jej szyi, sunąc po niej językiem. Smakuje kobietę, nie pozwalając jednak sobie na zatopienie zębów w jej skórze. To tylko jeden raz; Shizuru nie może wiedzieć, że ktokolwiek – a zwłaszcza on – bawił się jego własnością.
   — Dobrze, że tobie nic nie grozi, hm?
   Nie czekając na odpowiedź, bierze ją na ręce jak żonę sprzed ołtarza, żeby zanieść ją do samochodu. Jej waga nie stanowi żadnego problemu; widać po mięśniach jego ramion, jak bardzo lekkim jest dla niego ciężarem. Stawia ją na ziemię dopiero przed limuzyną, żeby otworzyć przed nią drzwi. Przecież są dobrze wychowani. Wchodzi do środka, zamykając je za nimi z agresją, dzięki której – ma nadzieję – do ich szofera dotrze, że nie miał wyboru. Kazuhiro zdaje się to rozumieć, bo rusza w kierunku centrum miasta w milczeniu. Nie była to przecież pierwsza jej ucieczka. Musiał już przyzwyczaić się do tego, że z narzeczoną jego pana trzeba obchodzić się… szczególnie.
   Setsurō siedzi wygodnie na fotelu, w pozycji, która wydaje się być o wiele za komfortowa jak na fakt, że do ostatniej chwili nie wiedział, czy nie będzie musiał się wdać w awanturę z połową tego pieprzonego baru, żeby wyciągnąć z niego Naksu. Przecież był gotów to zrobić. Mimo wszystko. Adrenalina, której do tego nie wykorzystał, przechodzi przez jego żyły płynnym ogniem, a jej początek – jej koniec – znajduje się jednocześnie tak blisko i tak daleko od niego, bo przecież nie może ugasić swojego pragnienia przy osobie, która odpowiadała nie przed nią lub przed nim, lecz przed samym Sagą. Nie ma innego wyboru, niż dać budować się napięciu między nimi. Droga do domu nie jest wcale długa; wręcz przeciwnie, jest za krótka, żeby zdążył ochłonąć pod zimnem powietrza, jakie dostaje się do wnętrza samochodu przez uchyloną przez niego szybę.
   Samochód zatrzymuje się w centrum i wysiadają z niego oboje, kierując swoje kroki do jednego z mieszkań Shizuru. Setsurō puszcza kobietę przed sobą, kiedy stają przed windą, która od razu się przed nimi otwiera. Nie czeka, aż zamkną się za nimi drzwi; łapie ją ręką za gardło, zmuszając do oparcia się plecami o ścianę. Kto jest w tym wszystkim ofiarą? Zawsze to on czuł się łowcą w takich relacjach, ale teraz przecież nie może przeciwstawić się manipulacji Yōzei, mimo że jest jej świadom. Siła Naksu wcale nie polegała na jej pięknie, a na tym, że umiała znaleźć czułe miejsce każdego mężczyzny; wbić się w nie pazurami jak kot, sprawiając przy tym równie niewinne co on wrażenie. To tak wzniecała w nich pożądanie. Jej wygląd miał tylko odwrócić od tego uwagę.
   – O tym myślisz, kiedy jestem obok niego? Sądzisz, że nie widzę, jak na mnie patrzysz, kiedy go całujesz?
   Przegrał w grę, którą z nim prowadziła. Wygrałaś, Naksu. Dostaniesz to, czego chciałaś. Palce, zaciśnięte na jej szyi, która tak cudownie mieściła się w jego dłoni, zabierają jej kolor. Nie obchodzi go już, czy ulega jego pocałunkowi, czy nie; mogła z nim walczyć ile tylko chciała, a i tak ostatecznie musiała się złamać. Tak już było, gdy bawiło się z ludźmi znacznie silniejszymi od siebie. Pozwala metalowi kolczyka otrzeć się o jej język w momencie, w którym jeszcze sadystycznie kusi ją buntem… tylko po to, żeby go w niej zdusić, zabierając dany jej oddech. Czas na ostrzeżenia minął.


KILL ME WITH YOUR LOVE
I wanna die in the pain that we are.
Yōzei-Genji Setsurō

Hecate Shirshu Black, Satō Kisara, Saga-Genji Shizuru, Yōzei-Genji Naksu and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Naksu

Sob 2 Mar - 19:19
Ponownie wyrwał jej się wesoły chichot. Niczym u zakochanej nastolatki. Takiej beztroskiej i głupiutkiej. Uniósł ją, jak by nie ważyła absolutnie nic. Jej nogi dyndały radośnie w powietrzu, gdy ponownie wtuliła się w jego silne ramiona. Niesiona. Tak lekka i delikatna. Przymiliła głowę do jego torsu pozwalając, żeby rozwiane włosy rozpostarły się na jego koszuli.

- Nie boję się ciebie - powiedziała mu, gdy zbliżali się do samochodu. I przez radosny ton dziewczyny, która wygrała; która dostała to czego chciała; przedarła się jedynie beznamiętna szczerość. Czy bała się Sagi?

Niezgrabnie wdrapała się na skórzany fotel nie spoglądając nawet w stronę kierowcy. Zrobiła miejsce Setsu naciągając lekko krótką sukienkę, którą zasłaniała ledwo połowę jej uda. Poczekała grzecznie, aż jej wspólnik (tej zabroni) wsiądzie do samochodu. Kiedy ruszyli przez noc, żołądek mimowolnie podszedł jej do gardła niezadowolony alkoholem, który w tak szybkim tempie w siebie wlała. Westchnęła teatralnie zrzucając ze zmęczonych stóp szpilki. Położyła się beztrosko na siedzeniu opierając potylicę o udo Setsu. Bose stopy uniosła ku górze kładąc je na chłodnym, skórzanym obiciu drzwi po drugiej stronie. Spoglądała ku górze nie odrywając wzroku od niego. Z dołu wyglądał jeszcze przystojniej. Mając nadzieję, że kierowca nie widział, sięgnęła dłonią kilka lśniących kosmków jego włosów, bawiąc się nimi między palcami. Przygryzła dolną wargę: - Nie dam ci umrzeć jeszcze raz - chociaż obydwoje wiedzieli, że nie miała takiej władzy. Niewielkie kłamstewka smakowały tak słodko.

Zamglone orzechowe tęczówki wpatrywały się w niego z czystym oddaniem. Bez woli do walki, bez chęci do ucieczki. Była ofiarą, która wcale nie bała się drapieżnika. Więc kto ta naprawdę był tutaj zwierzyną? Widziała w nim mężczyznę, który znał ją aż za dobrze. Który obserwował ją od dawna. Z daleka. Patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem. Może osądzał, może nią gardził. Nie miała mu tego za złe. Gardziła samą sobą i gdyby posiadała chociaż trochę rozumu nie dopuściłaby do tej sytuacji, nawet jeśli czasami o niej śniła. Nie dla siebie, w końcu była przeklęta. Ale dla niego. Dla jego dobra. Wyrzuty sumienia stłumił alkohol. Jak zawsze zresztą. Od dawna tłumiła głębsze emocje używkami, bo była pierdolonym tchórzem. Chowała się za nimi niczym za tarczą robiąc co jej się podobało. Dopóki Shizuru nie było obok. Dopóki nie wiedział robiła wszystko odwrotnie niż by tego chciał. Chciała, żeby ją ustawił do porządku. Niczym beztroski niesforny szczeniak naginając jego cierpliwość, próbując napiąć smycz na tyle na ile było to możliwe. Czy robiła to specjalnie? Niekoniecznie. Po prostu niczym prawdziwa egoistka nie myślała czy kogokolwiek tym zrani. Nie chciała oglądać zawodu w złotych tęczówkach. A jednak nie potrafiła sobie odmówić. Wolała zrobić mu na przekór, a potem po prostu umrzeć. Potrzebowała, żeby Saga się na nią gniewał; żeby jej nie chciał; żeby ją od siebie odrzucił. Dla swojego własnego dobra. Nie zasługiwała na niego, więc dlaczego nie mógł jej po prostu wyrzucić niczym zepsutej lalki? Zastąpić kimś nowszym, lepszym, więcej wartym.

Zakładając pospiesznie szpilki wyszła z samochodu. Wysokie obcasy klikały na marmurowej posadzce znajomego wnętrza. Czuła jego spojrzenie na swoim ciele, gdy niby przypadkiem kołysała przy każdym kroku biodrami. Mięśnie podbrzusza zaciskały się już w wyczekiwaniu. Kiedy on wpatrywał się w otwierające się drzwi windy, ona ciągle patrzyła na niego. Z tym chorym głodem, bo zakazany owoc smakował przecież najlepiej.

Jej śmiech odbił się echem po małym pomieszczeniu ciasnej windy. Pchnięta na ścianę, chociaż z pozoru delikatna, to właśnie tak lubiła być traktowana najbardziej. Nie spoważniała, gdy jej pełne usta wygięły się w łobuzerskim uśmiechu. Była pewna Setsu bardziej niż siebie. Pragnienia, które paliło gardło. Uniosła dłoń zaciskając ją na jego nadgarstku. Oddychała płytko, bo tak cholernie podobało jej się, że to właśnie on panował nad jej oddechem. Był delikatny jak na to, że potrafił tymi samymi dłońmi zabijać innych ludzi. Nie musiał się martwić. Nie dało się ponownie zabić chodzącego trupa. Niewystarczająca ilość tlenu przypominała pętlę wokół szyi, która odebrała jej niedawno życie. Którą sama zawiązała. Wspomnienia bolały; piekły łzami pod przymrużonymi powiekami. Smak porażki, jaką wtedy poniosła nie był jednak gorzki. Spłycony alkoholem i tym podnieceniem, które promieniowało do każdej z kończyn. Niewystarczająca ilość tlenu przyprawiała ją o zawroty głowy. Miękły jej nogi, gdy był tak blisko. Gdy pachniał tak samo jak wtedy, kiedy niby przypadkiem na niego wpadła w jednym z ciemnych korytarzy. Nie chciała, żeby przestawał, gdy przełknęła ślinę specjalnie pod naporem jego uścisku. Zacisnęła mocniej dłoń na jego nadgarstku, jednak wbrew pozorom wcale nie próbowała go od ciebie odciągnąć.

Sądzisz, że nie widzę, jak na mnie patrzysz, kiedy go całujesz?
- Przepraszam, że zauważyłeś - szepnęła jedynie, nie próbując nawet zaprzeczać. Był spostrzegawczy. I tak by jej nie uwierzył. Wiedział, że była zepsuta, więc nie musiała udawać. Nie musiała się chować. Nie próbowała zdobyć jego szacunku, bo nie było powodu żeby ją szanował. Uniosła obydwie dłonie całkowicie zdając się na jego łaskę. Oparła je o twardy tors napierając na niego z całej (niewielkiej) siły. Wpiła się w jego usta odwzajemniając każdy pojedynczy pocałunek. Pozwoliła żeby motylki w brzuchu szamotały się na nowo, gdy całowała go zachłannie, w kontraście próbowała odepchnąć go od siebie. Szumiało jej w uszach, gdy odruchowo wypchnęła biodra w jego stronę napierając na jego ciało. Nie było już miejsca na zbędne słowa; na zastanowienie czy zmianę zdania. Sprowadzili to na siebie obydwoje. Nie była to niczyja wina. Jedynie dwójka zagubionych, młodych ludzi szukająca przynależności i zrozumienia. Bezpieczeństwa w swoich ramionach, bo mogli myśleć o sobie najgorsze rzeczy, jednak ani jedno ani drugie nie osądzało. Obydwoje rozumieli na czym polegało ich życie, które od dzieciństwa wcale nie należało do nich. Dlatego tak cholernie potrzebowali wytchnienia i tej chwili pierdolonej wolności, wyswobodzenia się ze smyczy i kagańca chociażby na te kilka następnych godzin, kiedy właściciel wyszedł z domu, a niesforni podopieczni bawili się sobą. Wbrew jego woli. Ale czy wbrew swojej?

Wygrałam, Setsurō, więc czemu czuję się przegranym?
Czemu nikt nas nie powstrzymał, kiedy sami nie umieliśmy.


@Yōzei-Genji Setsurō  @Saga-Genji Shizuru
Yōzei-Genji Naksu

Hecate Shirshu Black, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.

Saga-Genji Shizuru

Nie 3 Mar - 1:40
 Dostrzega swój samochód wjeżdżający do podziemnego parkingu jeszcze z okna taksówki. Co prawda przez zaciemnione szyby nie jest w stanie stwierdzić, czy ktoś znajdował się w aucie poza kierującym go Kazuhiro, ale wniosek i tak jest tylko jeden - Karma i Naksu niedawno przyjechali albo już byli w środku, a szofer jedynie z pewnym opóźnieniem jedzie właśnie podmienić pojazd Shizuru na swój - i niebawem wrócić do własnego domu. Jest zdziwiony, że udało się wyperswadować Naksu powrót tak wcześnie - nie spodziewał się, że przybędą tu przed nim, mimo że sam miał zjawić się kilka godzin później, a nie teraz. Plany jednak się zmieniły; wraz ze swoim towarzyszem - którym wyjątkowo był jego ojciec - mieli po późnej kolacji pojechać jeszcze do kasyna, ale jako że mężczyzna nie czuł się dobrze musieli skończyć wcześniej. Choć naciskał, że po prostu za dużo wypił, Shizuru domyślał się, iż to zwykła wymówka dla nieuchronnie pogarszającego się stanu zdrowia, o czym z jakiegoś powodu rodzice nie chcieli mu powiedzieć wprost. Powinien w końcu ich skonfrontować na ten temat… ale nie teraz. Nie jest to najlepszy moment na podjęcie się kolejnej sprawy; po pierwsze - jest już, mimo wszystko, późny wieczór, a na dodatek wkrótce ma zlecił Karmie specjalne zadanie, które z pewnością będzie bardzo zaprzątało jego myśli.
 Stawia kroki dość powoli - dzisiaj wszystko jest nie tak z jego ciałem, począwszy od powracającego bólu głowy i na wyjątkowo sporym dyskomforcie w nodze skończywszy, ale brnie do przodu. Jeszcze trochę i będzie w domu; nie wie, co go czeka w środku, ale brak rutyny z Naksu stał się sam swoistą rutyną. Garnitur w kolorze ciemnym bordo, w który jest ubrany, powoli staje się nie do zniesienia, więc stojąc za kilkoma osobami czekającymi na windę, zsuwa marynarkę z siebie. Słyszy najpierw dźwięk sygnalizujący przybycie windy, a potem… nagły szmer głosów. Ludzie pospiesznie rozchodzą się, czmychając do innej wolnej opcji. Shizuru nie od razu wie o co chodzi, ale jest też zbyt dociekliwy, by po prostu odejść bez zbadania sytuacji, więc zerka. Drzwi co prawda już zamykają się z powrotem, ale widok dwóch osób, które rozpoznałby wszędzie, sprawia, że jego ciało działa szybciej niż umysł - wciska dłoń tak, by wina otworzyła się przed nim, po czym wślizguje się cały do środka.
 Dopiero wtedy widzi ich w całej okazałości - bo nie pomylił się, to faktycznie Naksu i Setsurō - ale to, co dostrzega, całkiem mija się z jego oczekiwaniami. W uszach słyszy pisk i nic oprócz niego. Oddech grzęźnie głęboko w płucach. Przez sekundę nie wierzy własnym oczom, ale szybko przestaje się łudzić - to przecież nie w jego stylu, by ignorować wyraźne dowody podane mu praktycznie na tacy, pod sam nos. Przez parę sekund tylko patrzy - bo para jeszcze najwidoczniej go nie zauważyła - na fragmenty rzeczywistości, jakby przeglądał obrazy na kliszy fotograficznej: skrawek odsłoniętej kobiecej skóry; dłoń zakleszczona na szczupłej szyi; i wreszcie - zetknięte ze sobą usta. To, co czuje w wyniku tego, wcale nie jest takie proste. Owszem, to uraza i poczucie zdrady wypływa jako pierwsze - ale nie wie w związku z kim bardziej, ani w jakiej intensywności.
 Słyszy za sobą kliknięcie. Zostają sami, chwilowo odcięci od świata. A potem…
 Z jego gardła wydostaje się niski śmiech pozbawiony całkiem wesołości. Nie daje już więcej czasu Setsurō na reakcję - najwidoczniej gdy cała krew płynie w kierunku południowym, trudno oderwać uwagę od swojej zdobyczy i być uważnym na otoczenie. Mimo że w myślach rozbrzmiewa mu drwina, widać ją tylko w topazowych, zwężonych groźnie oczach - tak samo jak i nieuniknioną złość. Chwyta mężczyznę mocno za włosy tuż przy jego karku i z mocnym pociągnięciem odsuwa gwałtownie od kobiety - ale to nie wszystko. Gdy widzi jego twarz i jednak rozpoznaje w tej osobie Karmę - mimo że wiedział, nie było opcji, by go nie rozpoznał zawsze - zaciska zęby i w nowym, niespodziewanym przypływie gniewu pchnie jego twarz na duże lustro, na którym przed chwilą wpychali sobie języki do gardeł. Rozlega się trzask; na tafli pojawiają się pojedyncze pęknięcia… i plamy krwi, z rozciętego łuku brwiowego czy ust - nie wie jeszcze. Ma wrażenie, że nigdy nie czuł się taki silny, mimo że to przecież tylko złudzenie.
 - Nie za bardzo sobie pozwalasz, psie? - syczy jadowicie, boleśnie wykręcając pukle ciemnych włosów w dłoni. - Na tym etapie gdy wypuszczam smycz z dłoni, masz ją grzecznie w zębach podać z powrotem - już nie stara się nawet ściszać swojego głosu - a nie robić coś takiego! - Czuje ból w złej nodze, gdy staje na niej nieodpowiednio, ale nie może mniej się tym przejmować. Uderza jeszcze raz, smarując kolejne smugi krwi na lustrze, po czym puszcza go całkiem bez ostrzeżenia. Spojrzeniem przeskakuje wtem na Naksu i jej ogromne przerażone oczy. Tyle razy już go zdradziła. Tyle razy był nawet tego świadkiem, ale przyłapanie jej z Setsurō nie jest porównywalne do żadnych poprzednich przypadków.
 Muszą o tym wiedzieć. Mimo wszystko, ufał im. Powierzał Setsurō swoje życie.
 Po prostu uznali, że nie mogą zostać przyłapani.
 - Który to już raz? - zwraca się do mężczyzny zimno. - Który raz ją pieprzysz? - Może jeszcze pod samym nosem Shizuru, w Asakurze? Kto wie.
 Nie może zmusić się, by spojrzeć na kobietę - a raczej specjalnie tego nie robi. Szczerze wątpi, że inicjatywa wypłynęła tylko ze strony Karmy, a w zasadzie prędzej podejrzewałby, że pomysłodawczynią była właśnie dziewczyna. Ignoruje ją z pełną premedytacją, ponieważ wie, że najbardziej zaboli ją wtedy, kiedy nie poświęci jej nawet ułamka swojej uwagi. Teraz właśnie tego najbardziej pragnie; jest jak zranione, cierpiące zwierzę, które zadaje rany w odpowiedzi - a te przecież wcale nie muszą być fizyczne.



it's never enough [ Setsurō – Naksu – Shizuru ] ZOI1pU1
Saga-Genji Shizuru

Warui Shin'ya, Hecate Shirshu Black, Yōzei-Genji Setsurō and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Setsurō

Nie 3 Mar - 16:20


   „Nie dam ci umrzeć jeszcze raz.”
   To kłamstwo, więc dlaczego brzmi w jej ustach tak dobrze? Bo nie ma w nim niczego złego? Przecież nie kłamie dlatego, że chce, tylko dlatego, że zmusza ją do tego rzeczywistość, w której jej władza jest ograniczona. Przez chwilę chce jej powiedzieć, że to, co mówił, nie jest wcale prawdą – że za to nie zginie – ale… czy śmierć nie była karą, jaką wciąż mógł mu wymierzyć? Kto by go przed tym powstrzymał? Minamoto? Jego życie należało do niego. To oni mu go oddali, kiedy ciało Sagi odmówiło posłuszeństwa. Podczas całowania jego narzeczonej, która wciąż broni się przed nim, jednocześnie chcąc, żeby zaatakował ją mocniej, nie może się jednak oprzeć myśli, że i tak

   było warto.

   Nie słyszy, jak otwiera się winda. Nie może. Do jego uszu dociera teraz przecież tylko jej oddech – to, jak przyspiesza pod jego palcami, kiedy przechodzi dłonią na jej pierś. Tak bardzo chce zmienić jego tempo; uzależnić je od siebie. Doprowadzić do tego, że jej serce – puls, jaki czuje w jej szyi – będzie reagować zgodnie z jego wolą. Wie, że póki co sprzeciwia mu się, bo tak lubi – i że lubi jeszcze bardziej, kiedy pozostaje się na ten sprzeciw głuchym.
   Za zamkniętymi drzwiami czas zwalnia, ale dla Shizuru – do Setsurō nie zdążyło jeszcze dotrzeć, że nie są wewnątrz sami, a panującą w środku ciszę przeszywa, aż po ciało, kości i krew, śmiech, od którego lodu cierpną mu mięśnie. Shizuru. Przecież miało go tu nie być. Oczywiście, robiąc to w jego mieszkaniu, a nie gdzie indziej, wciąż igrali z ogniem, ale na tym polegała zabawa.
   Która skończyła się, chociaż jeszcze się wcale nie zaczęła.
   Co za ironia.
   Czuje dłoń Sagi na swoich włosach i wie już, co się stanie. Pociągnął go za nie do siebie, żeby móc spojrzeć na jego twarz, zanim wydaje na niego sąd. W oczach Yōzeia nie ma już zdziwienia – przeszło mu, bo obecność Shizuru w tym miejscu nie jest dla niego aż taką niespodzianką – które zostało zastąpione… niemą prośbą? Nie rób tego.
   Nie słucha.
   Szkło wbija się mu w twarz, kiedy Saga uderza nią o jego taflę. Dźwięk tłuczonego lustra rozchodzi się po windzie, nie znajdując ucieczki, więc wraca z powrotem do nich. Przez chwilową utratę świadomości nie jest w stanie niczego zrobić, kiedy dostaje od Shizuru – w okazanym przez niego miłosierdziu – moment na to, żeby wziąć do płuc powietrze. Nie wykorzystuje łaski, która została mu dana. Dochodzi do niego każde słowo wypowiedziane przez mężczyznę – a jednocześnie żadne z nich poza

   „Psie.”

   Dłoń ciągnąca za czerń włosów nie zadaje bólu; mimo wszystko Setsurō jest w zbyt dużym szoku, żeby do niego dotarł, chociaż głównie w związku z jego reakcją na ich zachowanie, a nie to, że ich znalazł. Spodziewał się agresji, ale nie w takim wydaniu – nie gorącej jak wrząca w jego żyłach krew, lecz zimnej. Takiej, do jakiej przyzwyczaił go latami swoim charakterem. W tym, co działo się teraz, nie było czasu na myślenie. W życiu nie widział go jeszcze tak po ludzku… wściekłego. To miało dla niego aż takie znaczenie? Przecież nie byli dla niego nikim, kogo nie dało się zastąpić.
   Bierze oddech, kiedy czuje, jak mięśnie rąk Shizuru napinają się przed uderzeniem nim po raz kolejny, zanim puści go wolno. Upada na podłogę. Przez chwilę nie wie jeszcze, co się dzieje, mimo że przecież ma już wszystkie informacje, jakie są mu potrzebne do zrozumienia tego. Krew lepi się do jego gardła bardziej niż ślina. Smak metalu na języku – w połączeniu z alkoholem – powoduje, że ma ochotę zwymiotować. To nie mogła być tylko rozcięta szkłem warga; musiał się w niego ugryźć zębami. Dławi się swoją krwią, aż nie może już tego wytrzymać; daje jej spłynąć z rozchylonych jak w absurdalnej kokieterii ust na ziemię, o którą opiera się drżącymi rękami.
   Przechodzi mu przez głowę myśl, że skoro jeszcze nie zrobił niczego Naksune, to jest ona bezpieczna – przynajmniej fizycznie. Nie wie, jakie psychiczne konsekwencje tego wszystkiego ją czekają. Teraz jednak to on jest obiektem, na jakim mężczyzna ma zamiar odreagować. I dobrze. Jest w stanie wziąć winę na siebie – w przeciwieństwie do Naksu, która wydaje mu się na to za krucha. Może Shizuru uwierzy w to, że wcale tego nie chciała? Że ją do tego zmusił? Przecież umiała grać. Karma wyprostowuje się, odsłaniając twarz spod zlepionych czerwienią włosów.
   „Który to już raz?”
   Nie wie dlaczego właśnie przez to zdanie, ale coś pęka w nim jak to pieprzone lustro. Ściera kilka – kilkanaście – kilkadziesiąt? kryształowych okruchów z twarzy najpierw jednym, a później drugim rękawem koszuli, jednak są tak głęboko wbite w jego skórę, że nic to nie daje; zdejmuje w ten sposób tylko te, które miał na wierzchu. Pozostałe wciąż błyszczą się w ranie na jego policzku jak brokat.
   Zebrane w nim uczucia – przez samą ich ilość – zwyciężają w swojej walce nad logiką. Unosi głowę ku mężczyźnie i przez chwilę Shizuru może w jego oczach zobaczyć to, co widziała każda z jego ofiar przed jej śmiercią – ale nie tylko, bo w głębi źrenic, jak zwierzę w ciemności, czai się jeszcze wrogość, której do żadnej z nich przecież nie czuł. Myśl, która znowu atakuje jego głowę – przed jaką bronił się, odkąd po raz pierwszy zobaczył w Naksu kobietę – niszczy wszystkie inne.

   Zabiję cię, Shizuru.

   Zabiję.
   Zabiję.
   Zabiję.


   Przecież może. To, że adrenalina dała Sadze na moment siłę, która wykraczała poza jego doświadczenie, niczego nie zmieniało. Jego słabością – punktem, w jaki może uderzyć – wciąż jest noga, a właściwie jej brak. Zna tyle sposobów, w jakie może pozbawić go życia, a wszystkie własnymi rękami.
   Ale niczego nie robi.
   Jak zawsze.
   Nienawiść spala się w nim gwałtownie jak substancja chemiczna, a w jej popiołach zostają tylko pierwiastki, jakie się na nią składają. Czuł ją, bo go kocha. Uświadomienie sobie tego pociąga za sobą – jak kostka domina – następne uczucie; uczucie żalu, bo wydaje mu się, że dopiero teraz widzi w Shizuru pozbawione nałożonego przez niego filtra emocje. Czy musiał doprowadzić do czegoś takiego, żeby na to zasłużyć? Wstaje z podłogi, opierając się przy tym o ścianę. Krew kapie na ziemię. Nie umie sam wyjąć tego ciernia z własnego serca; musi dać mu samemu z niego wyjść – w buncie swojego spojrzenia i przez gardło, kiedy kłamie zachrypniętym głosem:
   — Nie liczyłem.
   Drzwi windy rozsuwają się na ostatnim piętrze, ale żadne z nich się nie rusza.


KILL ME WITH YOUR LOVE
I wanna die in the pain that we are.
Yōzei-Genji Setsurō

Warui Shin'ya, Hecate Shirshu Black, Saga-Genji Shizuru, Yōzei-Genji Naksu and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Naksu

Nie 3 Mar - 19:22
- Kiedyś pożałujesz swojej głupoty, Naksune - mówiła stara matka Yōzei, której mąż zdradzał ją z każdą zatrudnioną sekretarką. - Przegniesz, a potem zostaniesz z niczym.

Kto wziąłby słowa tej starej purkawy na poważnie?

Brała z życia pełnymi garściami. Przynajmniej tak tłumaczyła sobie seks, imprezy i narkotyki. Niczego jej nie brakowało. Miała (nie)kochającą rodzinę, cudownego narzeczonego, piękne mieszkanie i nieswoje pieniądze. Wszystko co zostało dla niej zaplanowane. Wszystko dobrane i gotowe. Nikt nigdy nie wymagał od niej podejmowania decyzji. Nikt nie nauczył wyborów, więc może dlatego teraz, kiedy samodzielnie coś wybierała zawsze kończyło się to katastrofą?

Świat się nie zatrzymał. Nawet nie w jej umyśle. Niestety nie była główną bohaterką filmu. Nikt się nią nie przejął. Była tylko tą poboczną, która mogła przyglądać się całej scenie w niemym krzyku. Jeszcze chwilę wcześniej z taką chęcią przyjmowała każdą pieszczotę, którą oferował jej Setsuro. Odwzajemniała każdy jeden pocałunek. Tylko po to, żeby teraz zalała ją fala chłodu. Była pijana, ale widok Shizuru od razu ją otrzeźwił. Zrobiła dwa kroki w tył oddychając głęboko, kaszląc niezdrowo. Na nogach jak z waty oparła się o zimną ścianę windy, jak najdalej od dwójki mężczyzn, mrugając z niedowierzaniem. Pisnęła cicho zasłaniając dłońmi usta, gdy śliczny policzek kochanka uderzył o twarde lustro. Zaczęła się trząść. Ze strachu, z przerażenia. Nigdy nie wiedziała Shizuru w takim stanie. Nigdy nie dostrzegła tak silnych emocji, takiej złości. Orzechowe tęczówki odruchowo powędrowały do zatrzaśniętych drzwi windy. Chciała uciec, jak najdalej. Gęste powietrze w niewielkiej windzie odbierało jej oddech. Panika mydliła oczy. A ona przecież była tylko tchórzem, który od zawsze uciekał od problemów i konsekwencji. Kolejne uderzenie o lustro sprawiło, że podskoczyła w miejscu. Zblokowała przelotnie wystraszone spojrzenie z tym rozgniewanym, złotym, tak okrutnie zranionym. Wciąż wyglądał tak pięknie, kiedy się gniewał. Nie docierało do niej znaczenie jego słów.

Nie wiedziała, w którym momencie słone łzy zaczęły obficie spływać po jej policzkach rozmazując makijaż, zostawiając strugi maskary na pobladłej twarzy. Pociągnęła nosem nie tamując już szlochu, który od początku ugrzązł jej w gardle. W ostatnim momencie przeniosła spojrzenie na wstającego Setsu. Wystarczył ułamek sekundy, w którym dostrzegła chyba chęć walki. K u r w a nie.  Może się pomyliła. Tak, na pewno. Yōzei cenił życie Sagi bardziej niż swoje. Bardziej niż jej. Może mogliby zabić ją we dwójkę, żeby nie musiała tego więcej oglądać?

Zareagowała instynktownie. Idiotycznie, jak zawsze. Fizycznie nic nie mogła zrobić. Była słaba, niepewna. Oderwała zalane zimnym potem plecy od ściany rzucając się w stronę dwójki. Zgrabnym ruchem wdarła się między nich nie zważając na zagrożenie. Może tak naprawdę chciała oberwać rykoszetem. Krzywda byłaby najmniejszą formą odczuwalnego teraz bólu.

Zblokowała z Setsurō spojrzenie tylko na króciutką chwilę. Nie było w nim wyrzutów sumienia, nie było też poczucia winy. Tylko zwykła, najprostsza, matczyna troska. Bo ona nie żałowała pocałunku. Tylko tego co spowodował. Odwróciła się na pięcie w stronę - w swojej ocenie - groźniejszego przeciwnika. Większego zagrożenia. Nie fizycznie, a jednak pod każdym innym względem. Nie spojrzała Shizuru w oczu, nie potrafiła. Czuła napięte mięśnie Setsurō za plecami. Od razu spróbowała przylgnąć wciąż rozgrzanym od pocałunków ciałem do torsu narzeczonego. Próbowała wykorzystać element zaskoczenia. Swoją własną głupotę, jego roztargnienie i skupienie na swoim wrogu (?). Owinęła ramiona szczelnie wokół jego szyi przywierając do niego całą sobą.

- Nie liczyłem.
Do chuja pana dlaczego.


- Kochanie przepraszam. To moja wina. Przepraszam - skomlała gorączkowo stając na palcach, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. - Wiesz, że go sprowokowałam - prawda bolała bardziej niż kłamstwa. Zalewała łzami jego koszulę, gdy całowała niewielki skrawek skóry nad jej kołnierzem. Trzymała się go mocno i nie zamierzała dobrowolnie puścić. Winda się zatrzymała. - Proszę, gniewaj się na mnie. Zrobił tak jak chciałam. Przepraszam.

@Saga-Genji Shizuru  @Yōzei-Genji Setsurō
Yōzei-Genji Naksu

Warui Shin'ya, Hecate Shirshu Black, Saga-Genji Shizuru, Yōzei-Genji Setsurō and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku