Flame underneath your silence [Carei x Sanari]
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Yakushimaru Sanari

02.11.23 23:26
31.10.2037 r.


 Świat o tej porze zatracił się już w ciemnościach; ostatnie strzępy światła zachodzącego słońca zniknęły wreszcie za horyzontem i rezydencja rodziny Aikiryu, chociaż zawsze wywołująca dreszcze wzdłuż grzbietu, teraz nabierała jeszcze bardziej niepokojącego wyrazu. Cóż, nie był to przecież zwykły wieczór. Wyraźnie zauważalna była aura „strachu”, którą organizatorzy uroczystości planowali wywołać w swoich gościach. Dopóki Sanari pozostawał świadom, że to wszystko było tylko maską, trzymał się dobrze. Ponadto dziedziniec, jak i dalsze obszary rezydencji były wypełnione ludźmi pewnie już od jakiegoś czasu, a zapowiadało się, że będzie ich jeszcze więcej. Obecność tylu osób, szmer ich rozmów, dźwięczność ich śmiechu — z czego niekoniecznie wszyscy ubrani byli w prawdziwie przerażające przebrania, a w takie, co miały prędzej wywołać uśmiech… — tym bardziej ujarzmiły potencjalny strach. Gdyby jednak miał być tu sam, kiedy brakowało tego całego klimatycznego oświetlenia w towarzystwie jedynie swojego paranoicznego umysłu… mogłoby być różnie.
 Uśmiechnął się do kilku znajomych twarzy, choć póki co nie angażował się w wiele rozmów. Chciał najpierw samemu zrobić krótką wycieczkę po rezydencji — rok temu nie był w stanie przyjść, ku swojemu niezadowoleniu, i dlatego postanowił sobie, że tym razem z pewnością mu się uda. W zasadzie „niezadowolenie” to za mało powiedziane. Był nieziemsko zirytowany, bo przez następne dwa tygodnie każdy nawijał tylko o tym. Tylko. O tym. W takiej sytuacji najgorzej jest, gdy nie ma się o niczym zielonego pojęcia. A Sani naprawdę nie lubił być niepoinformowany. Lub czegoś nie wiedzieć ogólnie.
 W tym roku nikomu jadaczka nie zamykała się konkretnie na temat domu strachów. Po przebojach pierwszego pokoju, do którego trafił przypadkiem — praktycznie wepchnięty siłą i to na wpół nieznajomą osobą — na widok Carei nie osunął się dramatycznie na ziemię z powodu ulgi, jakiej odczuł, ale było ku temu bardzo blisko. Dostrzegł ją stojącą lekko na uboczu i odwrócona była do niego tyłem. Z początku ominął ją wzrokiem, jako że jej przebranie dobrze ukrywało jej tożsamość na pierwszy rzut oka, lecz błysk bransoletki, z którą dziewczyna zdawała się nigdy nie rozstawać przykuł jego uwagę.
 Uśmiechnął się pod nosem i podszedł do niej powoli, uważnie i cicho stawiając kroki… by podkraść się niezauważonym od tyłu i powiedzieć cicho w okolicy jej ucha:
 — Buuu.



Ostatnio zmieniony przez Yakushimaru Sanari dnia 05.12.23 23:40, w całości zmieniany 1 raz
Yakushimaru Sanari

Raikatsuji Shiimaura and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

04.11.23 14:03
Pamiętała, kiedy pierwszy raz, dokładnie rok wcześniej pojawiła się na balu w rezydencji. Nieznośnie obca, niedługo po swoim powrocie do Fukkatsu, zdawała się całkiem zagubiona. Na tyle, by przyciągnąć niechcianą uwagę. I na tyle, by skupić na sobie uwagę ratunku. Coś piekąco zakołysało się w głowie. Rozmazane wspomnienie, którego poskładać nie umiała w całość. Nawet jeśli wiedziała, kogo dotyczyło. Bolało tak samo cierpliwie, drążąc niekończącą się winę, ocierając ostrym końcem umysł, jak połamanym ostrzem. Ale mimo spostrzegawczej natury, wśród sylwetek, morzem płynących w przebraniach strachów, jej dawnego kontraktora nie odnajdowała.
Nie mogła trzymać się żałoby, skutki zerwania kontraktu zdążył osłabnąć, a jej obecność na święcie duchów miała służyć czemuś innemu. I to dlatego, nie umawiała się tak naprawdę z nikim, wiedząc jednak, jak wielu z jej znajomych miało dziś gościć w rezydencji. Niekoniecznie też wiedziała, co miała myśleć o wymienionych wiadomościach z Sanarim. Chociaż pierwotny gniew rozmył się, wstyd wciąż kręcił kołowrotkiem emocji, który przykrywała dystansem. Ilekroć jednak spotykali się w schronisku, niemal zapominała o przewinieniu, dopuszczając do siebie myśl, że nie był taki zły, jak zasłużył sobie przy ich pierwszym, dość spektakularnym w działania - spotkaniu. Odetchnęła jednak lżej, chwytając w lace nadgarstek, przy którym obróciła kilkukrotnie wiszącą tam bransoletkę. I nie mogłaby być sobą, gdyby nie zastanawiała się, czy chłopak, nie próbował zaprzyjaźnić się z nią - z poczucia winy. W końcu, maiła dobry kontakt z jego braćmi. Czy miało to znaczenie? Czy gdzieś umykał jej inny powód?
Ruszyła ścieżką, przy którym mijały ją gromadki śmiejących się strachów, zwalniając w miejscach, gdzie zbiegowisko atrakcji uniemożliwiało sprawne przejście. Tym bardziej, gdy większość widoku przysłaniały jej głowy wyższych gości. I chociaż przestała się przejmować kłopotliwą perspektywą, finalnie, musiała zejść z głównej ścieżki dziedzińca, nieruchomiejąc i pozwalając przejść pozostałym. Skupiona na tym co znajdowało się przed nią, nie uchwyciła ostrzegawczego szelestu kroków za nią - w końcu, ich tłum rozlewał się wokoło, torpedując zmysły dawką, która wykluczała pełną czujność.
Niemal podskoczyła, gdy blisko, niemal przy uchu poczuła ciepły oddech i znajomy głos. Cofnęła się gwałtownie, obracając niemal piruet. Place jednej dłoni w jakiejś zamglonej chwilowo panice, sięgnęły do kieszeni, z którego po omacku wysunęła... cieniutki pędzelek. Westchnęła z przejęciem, w końcu mogąc spojrzeć w twarz winowajcy - ...czy ty czerpiesz jakąś satysfakcję z... - z czego? straszył raz, wyprowadził ją z równowagi raz. Westchnęła zrezygnowana, wciąż czując niewdzięczne ciepło, które wspięło się po skórze - mam nadzieję, że tak samo się ucieszysz, jak ci tak zrobię w jednym pokoju - zaplotła ramiona przed sobą, nieco niezręcznie, ale nie myśląc nawet wypuścić z palców prowizorycznie wysuniętą "broń".

@Yakushimaru Sanari

| Strój + malowane pęknięcia na skórze.


Flame underneath your silence [Carei x Sanari] 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Raikatsuji Shiimaura and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.

Yakushimaru Sanari

05.11.23 23:04
Kiedy dziewczyna poruszyła się gwałtownie, Sanari wyciągnął ręce do przodu, gotów, by w razie czego złapać ją tak, by odzyskała równowagę - ta jednak obróciła się zwinniej, niż można by się tego było spodziewać. Na jego ustach nadal malował się rozbawiony uśmiech, szczególnie że dostrzegł wkrótce wycelowany w niego malutki pędzel - czyli przecież najbardziej niebezpieczny przedmiot na ziemi. Uniósł dłonie na wysokość piersi, sygnalizując, że się poddaje, zupełnie jakby wyciągnęła przeciwko niemu co najmniej nóż.
 - Nie, proszę, miej litość - zawołał zupełnie poważnym tonem, lecz wciąż z ucieszonymi oczyma. Tak czy inaczej, musiał wyglądać dość komicznie, gdy przebrany na groźnego wampira - postarał się nawet o kły i wyraźnie czerwone soczewki kontaktowe, wykazując więcej zaangażowania w swój strój niż chyba kiedykolwiek w życiu - był pacyfikowany przez drobną kobietę. Chciał w jakiś sposób odwzorować krew na swojej twarzy czy szyi, by wyglądało, jakby przed chwilą kogoś ugryzł, ale każda próba zakończyła się okrutnym fiaskiem. Dobrze, że testował swoje wątpliwe umiejętności wizażowe zanim włożył na siebie resztę kostiumu, szczególnie że jego częścią była biała koszula.
 - Satysfakcję ze zwrócenia na siebie twojej uwagi? - dokończył za nią, gdy na moment zamilkła. Opuścił dłonie, by wsunąć je swobodnie do kieszeni swoich czarnych jeansów. - Oczywiście, że tak. - To, że domagał się jej w sposób, w jaki robiłby to czternastoletni chłopiec, to inna sprawa, ale ją postanowił chwilowo przemilczeć. Po tym spoważniał jednak na chwilę. - Z tamtego nie mam i nigdy nie miałem żadnej satysfakcji. Żeby było jasne. Nie jestem w stanie przeprosić cię wystarczająco...
 Posłał ku niej zupełnie niewinny uśmiech w odpowiedzi na nadchodzące słowa. - Czy to oznacza, że faktycznie ze mną do któregoś pójdziesz?
 Do samego końca nie był pewien, czy Carei się zgodzi, nawet jeśli wiadomość od niej sugerowała, że tak. Rzecz w tym, że przez długi czas po ich pierwszym starciu Sani był święcie przekonany, że dziewczyna już nigdy się do niego nie odezwie. Samo spoliczkowanie było skutecznym przywołaniem go do rzeczywistości - doprowadził przecież cierpliwą jak anioł Ejiri do zastosowania rękoczynu - ale to wyrzuty sumienia, które nastąpiły w konsekwencji, dały mu się we znaki najmocniej. Rozmyślał o tej sytuacji już tyle razy, że nie byłby w stanie ich zliczyć. Jego znajomi byli, rzecz jasna, zachwyceni całym zajściem, a w szczególności tym, że dostał w ryj - ale Sanari bardziej przejął się - do tej pory szczegółowo wyrytą w pamięci - zranioną buzią niż tym, że stał się tematem do śmiechu dla innych. Zresztą doskonale dał im do zrozumienia, że wszyscy zachowali się jak skończeni idioci, włączając w to niego, jak nie wysuwając go na sam przód. Wstyd z kolei efektywnie powstrzymywał go przed jakąkolwiek interakcją z Carei; ostatnim słowem wtedy, jakie od niego usłyszała, było „przepraszam”... i tyle go widziała.
 Aż nie zobaczyli się pewnego razu w schronisku, gdy akurat odbywał swoją zmianę. A potem kolejny raz. I kolejny. Aż poczucie winy przezwyciężyła po prostu… sympatia; potrzeba nawiązania więzi. Zauważył, że czas, który spędzał z nią w pracy, gdy decydowała się zostać trochę dłużej, mijał niedorzecznie szybko. Czuł, że zbliżyli się trochę do siebie po tym, gdy wspólnie zdecydowali się zająć starym rudym kocurem, którego dziewczyna zgłosiła, aby został zabrany do schroniska. Mógł też jedynie uśmiechać się na wszystkie te wspomnienia, gdy Carei w najbardziej niespodziewanych momentach poczuła potrzebę narysowania któregoś ze zwierząt - zawsze z gotowym do działania ołówkiem czy długopisem.
 To naprowadziło go na myśl, która niemal wyleciała mu z głowy.
 - Czy byłabyś chętna… wysmarować mnie trochę czerwonymi farbami? - spytał niespodziewanie, wskazując na swój policzek i szczękę. Carei z pewnością umiałaby doskonale zimitować krew.

Yakushimaru Sanari

Raikatsuji Shiimaura and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

08.11.23 23:01
Jeszcze zanim uniósł dłonie, to uśmiech, zapewne powstrzymywany, zajął jej myśli, wywołując większy wstyd i złość. Naprawdę musiała wyglądać komicznie z wysuniętą przed siebie, prowizoryczną bronią. I chociaż sama zaśmiałaby się, patrząc z boku, to jej zachowanie miało głębokie podstawy, niewytłumaczalne w słowach, niewyrwane siłą, chronione zasklepioną blizną tajemnicę. Wracało i rozeznanie, że znajdowała się w teraźniejszości, daleko przed zagrożeniem, które w przeszłości wyryło w niej potrzebę ... nie ucieczki. Walki. Ale rzeczywistość kolorowych przebrań, rozjaśniła myśl, przeganiając czający się niepokój, pozostawiając ledwie liźnięcie zakłopotania.
- Może powinnam mieć czosnek, zamiast pędzla - zmrużyła oczy, marszcząc przy tym brwi. Ale z jej niezadowolenia, pozostały tylko zaciśnięte w wąską linię usta i ciężkie westchnienie potem. Powietrze świsnęło wraz z pośpiesznym wdechem, tamującym zaskoczenie - wolałabym, żebyś ze mnie już nie kpił - opuściła spojrzenie w dół, w końcu obejmując pędzel drugą dłonią, by spleść je ze sobą. Pozwoliła sobie na moment ciszy, kolejny raz przyjmując przeprosiny. Nie miała pojęcia, co właściwie ją tak drażniło. Nie licząc oczywistości - Zastanawiałeś się w ogóle, dlaczego padło na mnie? - odezwała się nieco ciszej, rozluźniając powoli drobne palce, a cieniutki rysik, wsuwając do jednej z niemal niewidocznych kieszeni, wewnątrz płaszcza. Niewidoczny impuls zakołysał sercem, fałszując niespokojnie wybijany rytm. Chciała i nie chciała wiedzieć. Miała świadomość, jakie plotki toczyły się po kampusie i uczelni i nawet jeśli starała się nie przywiązywać do nich większej uwagi, co jakiś czas odbijały się rykoszetem. Jak wtedy.
Pokręciła jednak głową, nie tylko rozganiając natrętne wspomnienie, jak i rezygnując z drążenia tematu. Do tej pory, nie poruszali wydarzeń, albo powierzchownie, odbijając się echem od wspomnień - Nieważne - uniosła wzrok, pewniej mierząc się z tym jasnym, dziwnie przenikliwym, patrzącym za daleko, a należącym do chłopaka w przebraniu wampira. Niekoniecznie, był to dobry czas na poruszanie wrażliwych kwestii. Chyba.
- Czy to znaczy, że faktycznie chcesz, żebym z Tobą poszła? - odbiła pytaniem, splatając ramiona przed sobą, niemal wyzywająco. W kolejnych słowach, ton stał się bardziej miękki, spoważniała - Yakushimaru, jeśli próbujesz w ten sposób nadal przepraszać, albo czujesz się w jakiejś powinności - przestań. Nie jesteś mi nic winien - dodała na koniec znowu ciszej, łagodnie, pociągając kąciki ust do góry. Nie chciała litości. Bolałoby to tym bardziej, że przyznać musiała - polubiła jasnowłosego. Szczególnie, gdy poznała tę nie tak oczywistą stronę, jaką odsłaniał gdy widywali się w schronisku.
- Wysmarować, nie - przechyliła głowę na bok, jak zaciekawiony ptak nad błyskotką - ale pomalować mogę - w kawowej ciemni źrenic, błysnęło zainteresowanie, niemal całkiem zmieniając jej zachowanie, wlewając w gesty śmiałość, którą ujawniała tylko w kontakcie z natchnioną wersją siebie - Chodź, usiądź tu na murku - wskazała miejsce, gdzie wcześniej już prowadziła podobne zabiegi. Bez większego zakłopotania, pociągnęła go lekko za rękaw, samej wysuwając przybory do malowania, wahając się przez chwilę nad zestawem, który spełni rolę krwi - Zakładam, że ma płynąć od kącika warg, aż na szczękę? - Mówiła, jednocześnie pochylając się nad chłopakiem, by z opuszkiem kciuka przesunąć dokładnie przez miejsca zapytania. Zupełnie tak, jakby zapomniała o dzielącej ich bliskości. Ciepły oddech odbił się od męskiego policzka., gdy przesunęła głowę niżej, w bok, zatrzymując blady palce dokładnie na zgięciu szyi i linii brody. Wzrok skupiony miała na zadaniu, w końcu zrywając dotyk i sięgając po miękki pędzelek, umoczony w czerwieni - Nie ruszaj się, ale może nieco łaskotać - zaznaczyła, spoglądając już bezpośrednio w oczy Saniego. I wtedy, na moment, wstrzymała oddech, mrugając czernią rzęs, orientując w końcu - co robiła - To znaczy... jeśli mam cię pomalować - dodała, czujnie zatrzymując końcówkę cienkiego drewienka, tuż przy policzku swego modela. Nie miała pewności, czy jej własny spokój, nie był tylko fasadą. Artystycznie, nie miała powodów do obaw. A na pewno, nie wstydu. Co więc wprawiało jej oddech o niepotrzebne drżenie?

@Yakushimaru Sanari





Flame underneath your silence [Carei x Sanari] 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Raikatsuji Shiimaura and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.

Yakushimaru Sanari

09.11.23 14:31
 Zmarszczył lekko brwi, wychwytując po chwili jej zakłopotanie; w tym samym momencie poczuł się podobnie, jak wtedy - w sali wykładowej - gdy uświadomił sobie boleśnie (fizycznie… ale nie tylko), że podczas robienia sobie żartów z kogoś, oprócz śmiechów żartujących, jest także druga strona - ta, z której się nabijano - o której często się zapominało w chwili uniesienia. W momencie zaczął martwić się, że ponownie skrzywdził Ejiri; że znów przesadził, chociaż jedynie w chęci podjęcia zabawy, nic więcej. Przez chwilę chciał odpuścić i zwiać po raz kolejny, ale sytuacja jednak różniła się od poprzedniej: Sanari od tamtej pory poznał Carei osobiście, przez co też zaczęło mu zależeć na czymś więcej niż na zapomnieniu o wstydzie czy jej wybaczeniu… Więc przełknął ślinę i spróbował uśmiechnąć się znowu.
 - To nie kpiny - podjął się próby wytłumaczenia. - Ja jedynie… hm, żartuję? To znaczy- Nie żartuję z ciebie. W każdym razie nie po to, żeby cię wyśmiać. Tylko dokuczam, żebyśmy pośmiali się razem. - Trochę brakowało mu słów, by prawidłowo to wyrazić; chyba nikomu jeszcze nie starał się tego wyjaśniać? Pewnie wiele osób już musiało poczuć się z tego powodu urażona w przeszłości, ale nie pofatygowali się, by zwrócić mu uwagę. - To tak w ramach sprostowania. Jednak jeśli cię to nie bawi, to przestanę, oczywiście.
 „Zastanawiałeś się w ogóle, dlaczego padło na mnie?”.
 Ach, oczywiście. Co prawda dopiero potem, już po wszystkim - co może było jego kolejnym błędem, poniekąd. Z jednej strony nie widział powodów, żeby angażować się w bezsensowne plotki - ludzie mieli tendencję do hiperbolizacji każdego strzępu informacji, nawet jeśli nie miał on żadnego znaczenia, a szczególnie wtedy, gdy zależało komuś, aby sprawić jak najwięcej przykrości. Z drugiej zaś - gdyby był świadomy, że celem wybrania Carei miała być jakaś małostkowa zemsta, od razu by odmówił. Owszem, powinien odmówić tak durnego zakładu tak czy siak - ale fakt ten wciąż zmieniał postać rzeczy - jego zdaniem - znacząco. Do Sanariego dotarły jedynie pogłoski, że dziewczyna miała w zwyczaju odrzucać niemal każdego, kto próbował ją podrywać - dlatego był przekonany, że przez to jego koledzy byli pewni, że przegra zakład, jako że był skazany na porażkę już z góry. Lecz nie był to, jak się okazało później, jedyny powód.
 Po jakimś czasie, po kolejnej pijanej imprezie, wyszło na jaw, że jednym z „odrzuconych przez Ejiri” był dokładnie ten znajomy, który z taką zaciętością próbował - zwycięsko - wrobić Yakushimaru w zakład. Tym zagraniem chciał „dać nauczkę tej zimnej suce”, żeby „zobaczyła, jak to jest”.
 Już się z nim nie przyjaźnili.
 A Saniemu było z tym jeszcze gorzej. Nie chciał jednak rozczulać się nad sobą zbyt długo. To nie on był ofiarą - a przynajmniej nie jedyną, nie tą najistotniejszą. Zastanawiał się chwilę, czy na pewno chce mówić o tym wszystkim Carei. Otworzył usta, z których póki co nie wydobyły się żadne słowa. Zasługiwała, by wiedzieć, ale…
 Na szczęście sama podjęła decyzję. Odetchnął w akompaniamencie cichego „nieważne”, choć nadal serce miał ciężkie.
 - Zastanawiałem się - odparł jedynie. - To naprawdę mnie gryzło, więc dociekałem… do skutku, bo już znam powód. Jeśli kiedyś zmienisz zdanie, to ci opowiem. - To chyba najlepsze, co mógł jej teraz zaoferować.
 Spoglądał na jej drobną, choć tak bojową posturę, i wsłuchiwał w to, co miała dalej do powiedzenia. Następne słowa… zdziwiły go. Chociaż może nie powinny. Naprawdę nie wiedział, co dzieje się w głowie Carei, prawda?
 - Oczywiście, że chcę - zaczął zdecydowanie, lecz później również dopasował się do jej tonu. Westchnął, czując, że teraz jeszcze lepiej zrozumiał jej niechęć i dystans. Oprócz oczywistego. - Cały czas tak myślałaś do tej pory, prawda? - zgadywał. - Nie, Carei, to nie jakaś… litość sprawia, że chcę z tobą rozmawiać. Bardziej bym powiedział, że winien to ci jestem święty spokój, a nie- nie całe to narzucanie się. Chcę cię lepiej poznać, bo wydawało mi się, że zaczęliśmy się dogadywać… - Zaczął się… grzać. Cholera, naprawdę nie umiał podrywać, prawda? Ba, nie umiał prowadzić zwykłej rozmowy. Najwidoczniej w tym ten zjebany idiota się nie mylił. Jeju, może dziewczyna już zupełnie miała go dość, ale była po prostu zbyt miła, zbyt wspaniałomyślna, by mu powiedzieć, żeby się wreszcie odczepił? Pewnie znowu mu się coś wydawało i tyle. Dotknął palcami grzbietu swojego nosa, marszcząc brwi. - Jeśli chcesz-
 …to sobie pójdę, chciał dodać, ale już został zaciągnięty w bok, na murek, na który klapnął w lekkim szoku na to, jaka zmiana dokonała się w kobiecie. Jasne, widział ją już podekscytowaną rysowaniem, lecz… cóż, nie było w to zaangażowane łapanie go za rękę. Może o to chodziło.
 „Zakładam, że ma płynąć od kącika warg, aż na szczękę?”.
 - T… - mruknął, ponownie nie kończąc, gdy dotknęła łagodnie jego twarzy. Czy on był w stanie powiedzieć coś normalnie? Ja pierdolę, Sani. Wstrzymał na chwilę oddech, nie wiedząc, co powinien zrobić. Powiedzieć, że był zdziwiony, to nic nie powiedzieć. Gdy wreszcie chomik na kołowrotku w jego mózgu znowu zacząć przebierać małymi nóżkami, Ejiri już - niestety - oderwała palce od jego szczęki. Wtedy też pochwycił jej spojrzenie, skupione i niejako podekscytowane, przez co jego własne - wcześniej zaskoczone - niebywale zmiękło. Oparł dłonie na murku i także zbliżył swoją twarz do niej, uśmiechając się kącikiem ust. Był ostrożny; czuł, jak przyspieszył mu puls z powodu jej bliskości, ale także z obawy, że ponownie przekroczy granicę, co tym razem mogło być już niewybaczalne. Na pewno jednak nie zamierzał odmówić Ejiri, gdy tak ucieszyła ją jego prośba.
 - Oddaję się w twoje ręce. Rób co tylko chcesz z tą twarzą - odparł, puszczając jej oczko, to zielone, w przypływie odwagi. Tknął ją lekko za łokieć ręki nietrzymającej pędzla - tak, że jej dłoń znów otarła się o jego policzek, aczkolwiek tym razem o miejsce, na które chciał, aby zwróciła uwagę. - Mam tu bliznę po… pewnym incydencie. Najpierw myślałem, żeby ją zakryć, ale może masz lepszy pomysł? Wkomponować ją w całe przebranie?



Ostatnio zmieniony przez Yakushimaru Sanari dnia 16.11.23 0:26, w całości zmieniany 1 raz
Yakushimaru Sanari

Raikatsuji Shiimaura and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

14.11.23 23:30
Nie tak trudno było jej uzbroić się w czujność, gdy akurat obok znajdował się Sanari. O jego renomie, słyszała wcześniej. O powodzeniu jakie miał i kolejnych, wpatrzonych w zawadiacki uśmiech, dziewczęcych oczach. A im częściej słyszała, tym bardziej wolała trzymać się z daleka. Nie dlatego, ze darzyła go negatywną emocją. Znała przecież jego braci, a to dawało pewną dozę zaufania. A jednak, wolała się nie narażać na niepotrzebne zamieszanie.... które pojawiło się wbrew jej zgody. I nie dowierzałaby sobie, gdyby wtedy - mogła zobaczyć specyfikę relacji, jak się między nimi zawiązywała. Przewrotność losu, zaskakiwała ją bez końca. I być może, ta sama niepewność, stawiany przed nią wyraźny dystans i - chcąc nie chcąc musiała tak to nazwać - niechęć, jako pierwsze wysuwały się do pierwszego rzędu kontaktu.
Na języku poczuła jednak gorycz, za szybko być może wypowiedzianych słow. Ile razy już zmuszała do tłumaczeń chłopaka? A przecież, nie rozumiała tylko obecności, która zbyt często kręciła się wokół niej. Nie tylko, gdy pojawiała się w schronisku. A niepokój, podpowiadał wyobraźni najróżniejsze scenariusze. Jedno z nich, bolało bardziej, gdy jego interpretację usłyszała z ust jasnowłosego.
- Nie znam cię wystarczająco, by wiedzieć kiedy po prostu żartujesz - ucięła temat, czując ból, gdy przygryzła zbyt mocno wargę. Odetchnęła, rozluźniając bardziej niezręczny uśmiech  - nie miałam dobrego porównania wcześniej. I nie rozumiem intencji, jakie cię w tym kierują - sprostowała, wplatając w wyrazy nieco więcej miękkich tonów. Być może i ona niepotrzebnie napinała ich i tak, nie do końca zręczną komunikację. Ale, prowokował wystarczająco często, by miała wątpliwości.
Cisza, która splotła się z jej wahaniem, zdawała się być bardziej wymowna, niż jakiekolwiek tłumaczenie. Być może, nie była mistrzynią spostrzegawczości, ale twarz i oczy, stanowiły dla Carei studnie tajemnic, w które zaglądać lubiła, odkrywając czasem coś, czego słowami wyrazić się nie chciało. Napięte, niby struny skrzypiec emocje, rozdrażnione skrzydłem wyrazów, co trzepotały między ich klatką jak uwięziony w pułapce ptak. Czarność źrenic, jak węgielne kamyki, śledziły wiec chłopięcy profil, chwytając się tańczących cieni winy, jak opadających kropel deszczu. Nie rozumiała tylko, jak pogodzić miała wizję z tą, której doświadczyła jakiś miesiąc wcześniej. I której miała zaufać.
- A zastanawiałeś się, dlaczego się zgodziłeś? - zbyt szybko znowu, ale zaraz pokręciła głową - może kiedyś będę chciała o tym posłuchać - przełknęła suchość, jaka zaległa na języku. Zupełnie, jakby echo plotek osiadło w krtani i kpiło. Chciałaby wierzyć, że naprawdę nie przejmowała się cudzą opinią. A jednak, skłamałby okrutnie. Być może, bywała ze swym charakterem równie przewrotna, co targający jej życiem los. Nie każdy przewidywała, jak bardzo zmieniała się jej natura, gdy w grę wchodziło malarskie natchnienie. Czy obie należały do niej?
- To po prostu mnie zaproś - fuknęła niemal, po czym zacisnęła usta i zmarszczyła brwi - a jak miałam myśleć? - uniosła barki w nagłym spięciu, by na powrót spleść ramiona przed sobą. Pędzelek, niemal zatańczył między drobnymi paliczkami, niby obracana spiesznie moneta - po prostu nie rozumiałam, dlaczego mógłbyś inaczej ... - urwała ponownie, sztywno prostując ramiona. A jeśli Sanari był po prostu kimś, komu nie ufała za tych wszystkich, którzy ją zranili? Nie dopuszczając mechanizmu, który postawiłby go w innej szufladce. Nienawidziła, gdy wciskano jej plakietkę stereotypu. A sama, poddała się goryczy uczuć. To nie tak. To nie ona. Chyba. Bo tak bardzo sprzecznie. I chciała i jednocześnie bała się obecności chłopaka zbyt blisko siebie.
- Chcę - mruknęła, gdy tor rozmowy przeskoczył tak zwinnie na ukochaną naturze artystki - dziedzinę, biorąc pierwsze słowa bardziej za potwierdzenie prośby, aniżeli cokolwiek innego. Podekscytowana łagodność, niby światło, otuliło jej twarz i spojrzenie, w którym błyskały ogniki, prawdopodobnie nie znane (z tak bliska) jasnowłosemu. Bo i nie miała powodów do zahamowani, skoro pozwolił jej sięgnąć natchnienia, które w myśli, już rysowało obraz, który odpowiednim makijażem przelać mogła na jasne lico chłopaka. Miała w tym wprawę, bo płótnem bywało i cudze ciało. Uczyli się tego na zajęciach, a sama Eji praktykowała umiejętność nie tylko na sobie. Skóra, miała swoje, bardzo unikalne właściwości, które poddane kolorom i właściwej technice, potrafiły zadziwić równie realnym odbiciem wyobrażonej wizji. Palce umiejętnie, chociaż delikatnie, z większa ostrożnością prześledziły linię szczęki i policzka, badając nierówność, którą wskazał jej Sani.
- To niebezpieczna deklaracja - nie była tylko pewna, dla kogo bardziej. Odpowiedziała ciszej, bardziej miękko, zamierając na krótko, gdy ciepło oddechu, przesunęło się po wierzchu opartej o policzek dłoni. Wzrok przeniosła na bok, umykając dwóm szkarłatom źrenic, jakby w obawie, że przypadkiem mogłaby zostać tam za długo - Myślę, że warto to wykorzystać - odsunęła się lekko, prostując plecy - być może, twoja ostatnia ofiara nie była tak bezbronna, jak mogło się wydawać - dokończyła, by finalnie zetknąć spojrzenie z tym, należącym do wampira - możesz mi za to opowiedzieć o tym incydencie. Jeśli chcesz - z cichym westchnieniem i lekkim uśmiechem, ułożyła materiały na murku obok. W opuszkach zatańczył pędzelek - I naprawdę się nie ruszaj. Ale mówić możesz. Przynajmniej, dopóki nie przejdę do cieniowania - zaznaczyła poważnie, by w końcu, pochylić się ponownie, wcześniej, wspierając - dla wygody - kolano przy opartej o murek, chłopięcej dłoni. Na skórze, pojawiły się pierwsze linie malowanego szkarłatu.

@Yakushimaru Sanari


Flame underneath your silence [Carei x Sanari] 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Raikatsuji Shiimaura and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.

Yakushimaru Sanari

16.11.23 0:11
 Westchnął lekko. - Cóż… zasłużyłem sobie na to. Znaczy, na brak… kredytu zaufania - podsumował jedynie, czując, że jak będą jeszcze więcej rozmawiać na ten temat, ostatecznie już im to nie pomoże, a jedynie będą kręcić się wokół tych samych stwierdzeń: Ejiri nie była w stanie z miejsca uwierzyć w jego dobre intencje, chociaż Sanari chętnie by ją do tego przekonywał. Niestety, same słowa rzadko wystarczają, by ktoś wziął je za pewnik; niepoparte czynami były tylko tym - zlepkami liter, wyrazami o pewnym znaczeniu, które równie dobrze mogło być kłamstwem. Czuł, że nie mógł jej za to dziwić, nawet jeśli mu się to naturalnie nie podobało.
 Gdy dziewczyna się zastanawiała, Sanari skupił się na studiowaniu jej twarzy. Wiele informacji kryło się w mimice, a przez lico Carei zdawało się przedrzeć niejedno silne uczucie. Być może parę miesięcy wcześniej cieszyłby się z faktu, że wzbudził w dziewczynie jakiekolwiek emocje - nieważne czy o pozytywnym zabarwieniu, czy wręcz przeciwnie - jednak teraz był już bogatszy o to jedno doświadczenie, które diametralnie zmieniło jego punkt widzenia. Postrzeganie tego, jak „zwykłe” słowa i zachowanie, pozornie nieznaczące, mogą wpłynąć na życie drugiego człowieka, stało się bardziej rozwinięte - był w stanie spojrzeć nieco bardziej w dal, by móc się domyślić, jakie będą skutki danego żartu czy zaczepki. Co więcej, okazało się, że wystarczyło się zwyczajnie zastanowić, czy to pierdolenie, które wychodziło na przód jego umysłu, musiało zawsze wyjść również na zewnątrz. Bo nie, nie musiało. Mogło sobie pozostać w głowie.
 Uchylił nieco usta, poniekąd zdziwiony takim pytaniem. Czy faktycznie zastanawiał się akurat nad tym? Chyba… nie. Uznał z miejsca, że po prostu uległ presji swoich znajomych, co zwyczajnie zakwalifikowało go do uzyskania tytułu osła, ale czy coś poza tym? Z pewnością nie miał zamiaru czysto sprawienia jej przykrości czy, jak tamten skurwysyn chciał, wymierzenia kary. Choć nie było to usprawiedliwienie, więcej w jego zachowaniu było ignorancji niż złośliwości czy podłości. W skutku niewiele to zmieniało… ale być może wpłynęłoby nieco pozytywniej na podejście Ejiri do niego. Kiwnął jednak głową, że jest w stanie uszanować jej zdanie. „Może kiedyś”. Mieli… czas. Miał nadzieję.
 Uniósł brwi na zmianę tonu i nie mógł się powstrzymać - uśmiechnął się łagodnie, nieco zakłopotany. - Masz rację, jak miałaś inaczej myśleć? Najpierw znikałem ci z oczu za każdym razem, gdy mogliśmy się spotkać, a potem skupiłem się przede wszystkim na przepraszaniu, nie? - Uśmiech przeszedł w coś bardziej wyrazistego; jeden kącik ust uciekł bardziej ku górze, a całość nabrała bardziej pewnego siebie, może trochę nonszalanckiego charakteru. - Pójdziesz ze mną, Carei? Chciałbym cię lepiej poznać i… żebyś ty poznała mnie od innej strony. Lepszej, mam nadzieję, niż to, co już widziałaś.
 Gdy pierwsza nerwowa reakcja była już częścią przeszłości, Sanari mógł skupić się na poczynaniach dziewczyny. Rozjaśniona pasją twarz bardzo przyciągała jego spojrzenie, nawet gdy Ejiri zerwała z nim kontakt wzrokowy na pewien czas. Pociągnęło to za sobą pewną myśl, która przepłynęła przez jego umysł jak wartki potok. Przypomniał sobie bowiem jeden szczegół, odczucie, które trwało może sekundę. Miało miejsce w tamtej pamiętnej sali wykładowej, kiedy niepokorny przeciął ją zdecydowanym krokiem, by znaleźć się blisko Ejiri. Wpierw nie miał żadnych intencji innych niż wypełnienie swojej części zakładu - dopiero sekundy później, pochwycony jej urokiem, poczuł… że właściwie to chciałby, sam z siebie, wkupić się w łaski tej właśnie dziewczyny. I to nie z powodu dziecinnych zabaw.
 Ale uświadomienie sobie tego zajęło mu tragicznie zbyt dużo cennego czasu.
 Zmrużył na moment powieki, zachowując sobie tę myśl na później. - Czemu niebezpieczna? Jeśli chodzi o malowanie, nie masz sobie równych. Pod tym względem nie mam się absolutnie czym martwić - odpowiedział. Jej palce były przyjemnym ciężarem nawet na defektywnej, delikatniejszej skórze. - Pod innym względem… - kontynuował, zerkając na nią - ...myślę, że mogę podjąć ryzyko.
 Ułożył się wygodnie tak, by wytrzymać w tej pozycji przez pewien czas faktycznie bez większego ruchu. Zaśmiał się wesoło. - Na to wygląda, że nie była. W takim wydaniu kojarzy mi się z pewną osobą, która z pewnością wiedziała, jak się na mnie odpowiednio odegrać. - Uśmiechnął się do niej niewinnie, nawiązując oczywiście do niej samej, gdy nie zawahała się dać mu soczyście w twarz.
 Na wspomnienie o pochodzeniu blizny jego wesołość nieco stępiła się; tym razem on odwrócił na chwilę wzrok. Dość szybko jednak przywrócił się do porządku i znieruchomiał, aby dziewczyna mogła rozpocząć tworzenie kolejnego artystycznego cudu. - To dość… trudny temat? Chyba nie chcę psuć sobie nastroju, a to stałoby się na pewno, jeśli wszedłbym w szczegóły. W każdym razie… uciekałem skądś. Chciałem baardzo szybko się stamtąd wydostać, więc biegłem ile sił w nogach - i nie patrzyłem na ziemię. - Nadal był w stanie przywołać z dokładnością odgłosy strzałów i krzyki ludzi, ale… Nie. Nie mógł teraz o tym myśleć. Z pewnością nie o broni. Na samo wspomnienie przeszły go ciarki. - Więc w końcu się potknąłem i mocno uderzyłem w beton, między innymi tym policzkiem. To dość, hmmm, żałosny sposób na zdobycie blizny. - Spróbował zażartować, ale był świadom, że wyszło mu trochę płasko. Starał się nie skrzywić za bardzo, żeby nie przeszkodzić Carei. - I to jeszcze na twarzy. Ale to nic. Już się przyzwyczaiłem. - Skupił się na łagodnym, lekko łaskoczącym dotyku pędzelka pokrytego farbą. - Poza tym… przydaje się na przebrania halloween - taki plus.

Yakushimaru Sanari

Raikatsuji Shiimaura and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

25.11.23 21:31
- To nie zasługa - początkowo chciała uciąć pogrążanie w temacie, ale z każdą odpowiedzią, coś popychało ją do k0ontynu8acji. Być może był w tym jej własny, bardzo kobiecy sposób dociekania. Niepotrzebny. A może? - to tylko konsekwencja działań - jego i jej. Wydęła lekko usta, jakby chciała coś dodać, ale finalnie zamiast słów, popłynęło ciche westchnienie. Nie potrafiła dokładnie odpowiedzieć, dlaczego całkiem nie odpuściła sobie znajomości z chłopakiem. Nikt, kto choćby był świadkiem sytuacji i rozumiał choćby podstawy jej źródeł, zgodziłby się z jej niechęcią. Ale czy z wahaniem? Czy kierowała nią sympatia, czy naiwność, by dać zakpić z siebie? Nie podobała jej się rozterka, jednocześnie zachowując zdystansowaną czujność za każdym razem, gdy był w pobliżu - nie chciała zostać zraniona - a potem pozwalała, by postąpił krok bliżej. Czy ofiarowane szanse świadczyły o pochopności i miękkości, która przepuszczała obecność nawet łajdaka, jak określiła go na samym początku? Rozeznania pozostawiała czasowi. Ten, weryfikował jej refleksje najskuteczniej. Zazwyczaj. Z niektórymi mierzyła się bez końca. Jak z tajemnicami. Ale te, miał przecież każdy. Prawda?
Chcąc nie chcąc, pomiędzy ich wymianą wciąż toczyły się fragmenty wydarzeń, które - gdy zamykała oczy i wymykały się złości i znamionom - bo tym były - przerażenia, osiadały na głębokim wstydzie, na truciźnie winy i obrzydzenia... do niej samej. Wszystkie jednak krople sączonej przeszłością, kropel trucizny - dusiła. Nawet jeśli pamiętała doskonale, że odwrotnie do rozegranej w sali wykładowej scenie, gdy tylko została sama, przepłakała pół nocy, zasypiając dopiero gdy ukoiło ją ciche, kocie mruczenie Jiro na łóżku i własne zmęczenie. Nawet, gdyby ktoś ją wtedy zobaczył, nie byłaby w stanie wytłumaczyć prawdziwego źródła łez. Nikt nie mógł się dowiedzieć. Nie kontrolowała tylko boleśnie ostrych impulsów, co zbyt spiesznie (nim zamknęła ich toń między wargami) tłoczyły nowe pytania pod zaskoczoną uwagę jasnowłosego wampira.
- Tak. Przynajmniej, nie udawałeś, że nic się nie stało - a to zapewne zraniłoby ją bardziej.
Z odległości patrzyła, jak szybko zmienia się mimiczna sygnalizacja emocji. Zaczepny uśmiech rozciągnął usta chłopaka i wierzyła, że dokładnie ten sam wyraz - sprawiał, że jej koleżankom na roku, tak szybko miękły kolana na jego widok - Dziękuję za zaproszenie. Pójdę, ale... naprawdę nie jestem fanką - przyznała, spoglądając w bok, na ścieżkę, która prowadziła do Domu Strachów. Nie czuła fascynacji, która towarzyszyła niektórym znajomym przy przechodzeniu każdego z Pokojów. Czuła za to drżenie zakłopotania. Mimo wszystko, nie spodziewała się takiej szczerości, ani deklaracji.
Na wydarzenie w rezydencji, zdecydowała się z innych powodów. I na ten  konkretny motyw, pozwolił i zdecydował się Sanari. A to, pociągało za sobą zmiany zupełnie innego kalibru. Cała jej postać, zdawała się rozluźnić, działać lżej, jakby skrępowane wcześniej napięciem ciało, w końcu ktoś uwolnił z plecionych wokół kajdan.
- Bo mnie nie znasz dobrze - odpowiedziała prędko, tylko na moment zerkając w oczy chłopaka, by wrócić do wprawnej oceny faktury, jaką miała pokryć farba, puder i cienie - ...widziałeś moje prace? - o istnieniu tabunu rozmaitych plotek - wiedziała. Chodziły właściwie o każdym, kto się w jakiś sposób, lub czymś - wyróżniał na tle innych studentów. Niezależnie od jej negatywnej, czy pozytywnej oceny. Im więcej kontrowersyjnych szczegółów, tym szybciej rozprzestrzeniały się na uczelni.
Pod innym względem… - zatrzymała opuszkę palca, jakby trafiła na nierówność. Tym jednak, były padające wyrazy i rozproszenie, jakie na moment kołysało jej myśli. Ledwie zerknięciem zmierzyła się ze spojrzeniem, które utrzymywał na niej. I mimo, że powinna jakoś odpowiedzieć, pozostawiła za odpowiedź tylko milczenie. wracając do zapauzowanej czynności. Ta, dawała szansę na skupienie, odcinające ciepła, które ścieżką sugestii, wędrowało po skórze. I nawet przy zaczepce, która w innych warunkach rozlałaby rumieniec na licach skuteczniej, niż róż z makijażu, zmrużyła tylko lekko powieki, zerkając na chłopaka spod kotarach czarnych rzęs, jeszcze wydłużonych tuszem na poczet przebrania - ...nie sądzę, by się odgrywała. Na to trzeba czasu. Ona tylko reagowała na cudzą bezczelność - odetchnęła lekko, by jednocześnie przekręcić odrobinę w bok policzek chłopaka. Dla wygody malowania i dla pewności, że akurat teraz, nie chwyci jej źrenic w swoje. Za długo.
Nagła zmiana, jak echo, kazało jej podążyć za wrażeniem. Nagła sztywność i cień, co przemknął przez profil chłopaka, pozostawiając nieokreślony ...ból. I jak to samo echo, odbiła reakcję, przerywając ruch powiększającej się za pędzelkiem czerwieni.
- Przepraszam - końcówka rysika zawieszona nad linią szczęki, zdawała się na krótko zakołysać - nie chciałam poruszać takiego tematu bez pozwolenia - rozchyliła wargi. Na języku poczuła suchość i tylko przytomność, zatrzymała skurcz dłoni, która mimowolnie powędrowałaby do nagości brzucha i brzydkiej blizny, ukrytej pod czernią koronki i gładkiej materii sukienki - żaden sposób otrzymania blizny nie jest żałosny - dodała po chwili milczenia, posłać Yakushimaru blady uśmiech - tak, będzie pasowało - ponownie wróciła do kontynuacji wykonywanego makijażu. Poprawiła ułożenie kolana, przechylając głowę niżej, gdy podkreślała kontur blizny i rozszerzała jej granice, nadając jej wzoru bardziej otwartej rany. Ucichła jednak, odpowiadając bardziej lakonicznie na kolejne wzmianki. Rozjaśniła się dopiero, gdy ostatnim pociągnięciem dopełniła dzieła. Wyprostowała się przechylając głowę, jak zaciekawiony ptak, który ocieniał dostrzeżona błyskotkę - W porządku. Gotowe, możesz sprawdzić w lusterku. Gdybym miała komplet materiałów, mogłabym zrobić więcej... - odsunęła się wolno, sięgając tym razem do torby i małego, zamykanego puzderka.

@Yakushimaru Sanari


Flame underneath your silence [Carei x Sanari] 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Raikatsuji Shiimaura and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.

Yakushimaru Sanari

26.11.23 1:37
Konsekwencje. Tak. Dobrze byłoby zbierać plony, czego się zasiało, prawda? Choć Sanari na logicznym poziomie wiedział, że takie podejście byłoby społecznie sprawiedliwe, tak jego doświadczenie nie zawsze pokazywało mu, że konsekwencje były współmierne do popełnionych czynów. Seiga poniósł pewną cenę za strzelaninę, choć z prawnego punktu widzenia mógłby skończyć zdecydowanie gorzej. Sanari, choć przecież temu niewinny, zyskał nie tylko bliznę na całe życie na twarzy, a także lęk, którego nawet nie marzy pozbyć się w bliskiej przyszłości czy może nawet kiedykolwiek. Prawdę mówiąc, oberwać za coś, co faktycznie wyszło od niego, z jego zachowania - wydawało się całkiem pokrzepiające. Czasem światu zdarzało się działać według jakichś zasad - choć wymyślonych czysto przez ludzi.
 (Dalej jednak nie opuściło go w całości myślenie, że musiał zasłużyć sobie na to wszystko. Nie zatrzymał go, prawda? Nie dał rady go powstrzymać, bo zaczął uciekać jak tchórz zamiast- zamiast-)
 Udawanie, że nic się nie stało, okazało się zaskakująco ciężkie. W końcu właśnie na tej zasadzie polegała jego rodzina; takim paliwem była napędzana. Kłamstwem, że nie wydarzyło się nic istotnego; że wcale nie zmieniło ono postrzegania ukochanego brata; że zachwiało zaufaniem każdego członka tej dużej familii. Być może dlatego na samą myśl, że ponownie miałby uciec od faktów i zasłonić - tym razem samego siebie - fałszywym płaszczem niewinności, żołądek podchodził mu do gardła jak po zgniłym owocu zjedzonym przez pomyłkę. Łatwiej było znieść mu następstwa swojego… małego występku, stosunkowo, w porównaniu do tamtego zdarzenia - niż udawać przed wszystkimi, że nic takiego nie miało miejsca.
 Przeciągłe i niskie hmmm wydostało się z jego gardła, gdy wyraziła swoje niskie zainteresowanie domem strachu. Prędko jednak zajęli się jego nowym makijażem, więc chwilowo nie podejmował tematu, choć nadal wędrował mu po głowie. Właściwie to nie na samej horrorowej rozrywce mu zależało, a - tak jak jej zresztą powiedział - na tym, by dotrzymała mu towarzystwa. Czy jednak miałaby w ogóle ochotę na coś takiego, gdy w zanadrzu nie było pretekstu do spędzenia ze sobą czasu albo zwyczajnie zajęcia, które mogłoby rozładować uwagę i to lekkie… spięcie? Poniekąd obawiał się, że nie miałaby. Na razie zatem milczał w tej sprawie.
 - Widziałem, no jasne. Moi bracia cię zachwalali, więc zrobiłem się ciekawy - odparł, starając się jak najmniej gestykulować i ruszać ogólnie. - To w sumie była pierwsza informacja, jakiej się o tobie dowiedziałam. Że malujesz i że twoje prac są… wyjątkowe. Nie tylko pod jednym tego słowa znaczeniem. - Jak zwykle dotyk, nawet pędzelka, na zniekształconej skórze policzka był nieco dziwny, stępiony. Nawet mniej łaskotał niż w innych rejonach. - No i widziałem, jak rysujesz zwierzęta w schronisku. Chociaż teraz przyznaję się do lekkiego podglądania, więc nie wiem, czy dobrze, że to mówię. - Błysnął uśmiechem.
 Wstrzymał niezauważalnie oddech na parę sekund, gdy dziewczyna została na moment wytrącona ze skupienia. Na ten czas zapanowała też istna pustka w jego głowie, jakby całe jego ciało przeżyło tę pauzę. Nie wiedział do końca dlaczego. Tak przejmował się, że palnie jakąś głupotę? Jeśli tak, to musiał przestać. Nikomu dobrze jeszcze w szczerych kontaktach międzyludzkich nie wychodziło udawanie kogoś, kim się nie jest, a ponadto, Ejiri w jego oczach nie uchodziła za kogoś, kto posypie się nagle od paru źle dobranych słów. Odetchnął w końcu, wysyłając impuls swoim ramionom, by też się rozluźniły. Musiał wyluzować. Zachowywać się naturalnie. Chociaż tym razem nie zakładać brawurowej maski.
 - To była dobra reakcja - przyznał, dając obracać swoją twarzą jak tylko sobie zażyczyła, choć musiał przyznać w duchu, że przyjemniej patrzyło się na jej sfokusowaną minę niż na przypadkowe osoby ich mijające i niektóre nieco się na nich gapiące. Spojrzał na jedną taką osobę świadomie i, nie wiedzieć czemu, speszyła się wyraźnie i pognała w dal.
 - Nic się nie stało - odpowiedział miękko. - Tylko zadałaś pytanie, na które mogłem wcale nie odpowiadać. A to zrobiłem, bo chciałem. - Delikatnie wzruszył ramionami, gdy się upewnił, że póki co pędzelek nie znajduje się wystarczająco blisko niego. Jej delikatny uśmiech i następne słowa pociągnęły z niego podobną reakcję w rezultacie. - Dzięki - dodał cicho, by po chwili znów poddać się spokojnemu rytmowi pociągnięć pędzla i miarowych oddechów.
 Gdy się wyprostowała, Sani od razu poczuł podekscytowanie praktycznie na samą myśl o zobaczeniu rezultatów. Zakołysał się lekko na murku z szerokim uśmiechem, aż nie wziął od czarnowłosej wspomnianego lusterka.
 - O rany! - zawołał, przybliżając twarz do tafli, chcąc dokładniej zobaczyć szczegóły. - Spodziewałem się, że będzie super, ale cholera… ta blizna wygląda naprawdę realistycznie. - Z ciekawości musiał, oczywiście, tknąć wszystkiego palcem, ale zrobił to bardzo delikatnie, okej? Nic nie zniszczył. Przesunął spojrzeniem po czerwonej strużce sięgającej aż poza szczękę, która idealnie odwzorowywała zaschniętą krew. Uchylił lekko usta, by wraz z makijażem zobaczyć doczepione wampirze kły. Zaśmiał się z zadowoleniem. - Prawie jakbym kogoś przed chwilą użarł. Idealnie. - Oddał jej lusterko i spojrzał na nią ciepło. - Dzięki!
 A następnie, być może jeszcze na endorfinach ufundowanych przez świetne dopełnienie kostiumu - jako że nieśmiałość i obawy zeszły nagle na dalszy plan - spytał:
 - W sumie, wracając do sprawy z domem strachu… Może zamiast tam, skoro to dla ciebie żadna zabawa, pójdziemy gdzieś indziej? Po prostu porozmawiać? - Wstał powoli z murku. - Jestem w rezydencji właściwie pierwszy raz, a chętnie zobaczyłbym inne jej części. A ty byłaś tu już kiedyś?

Yakushimaru Sanari

Raikatsuji Shiimaura and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

08.12.23 0:23
Gdzieś pomiędzy słowami, kłębiło się nienazwane. Ejiri intuicyjnie, łapała się na chwytaniu odległych i równie nienazwanych emocji. Tych u chłopaka. I u siebie. Migoczące wizja przeszłości. Urwanej i zduszonej, ale wbrew przewidywaniom - wciąż żywej. Ślącej iskry skojarzeń za każdym razem, gdy trafiała na szkiełko zapłonu. Mierzyła się z tym od dawna, ale dziś miała pełną świadomość, jak zwodniczy był to mechanizm. I skłonna była postawić, że podobny jej własnemu konstrukt wypracowanych zachowań, lęku - tlił się gdzieś za tarczą dwubarwnych źrenic jasnowłosego. Nawet, jeśli chroniłem je jarzące się szkarłatem szkła kontaktów. A może chodziło o coś dalej. O linię drgań kącików oczu, umykające spiesznie cienie, co śledziły obrys chłopięcej twarzy, na dłużej zatrzymując się przy bliźnie. W końcu, to one, jako żywe echo, wołało z przeszłości historią bólu. Tam, zawsze był jakiś. I boleśnie była tego świadoma sama. Im jednak łatwiej było odegnać cisnący się lęk, im mocniej skupienie oplatało się natchnieniem, tym wieczór bardziej przypomina o teraźniejszości. O celu, z jakim pojawiła się w rezydencji. A może jeszcze ucieczki?
Palce zwinnie przemykały kreślarskimi liniami, potem cieniami, pudrem i kolorem, by dopełniać wizji przebrania oraz roli, jaką przyjmował na czas wydarzenia Sanari. Mimowolnie, przemknęło jej przez myśl, czy miało większe znaczenie, niż tylko to nadane przez charakter imprezy. Jej własna kreacja - w cichym buncie, mieściło więcej niż jedną odpowiedź. Lubiła nadawać temu co malowała - emocji, które wierciły się pod skórą. Te, które czuła, doświadczała. I te, które dostrzegała przez pryzmat spojrzenia ciemnionych kawą źrenic.
- Zachwalali mówisz... - uśmiechnęła się odlegle - ciekawe w jakim kontekście - kiełkujące rozbawienie kołysało kącikami warg, jak łódeczką na morzu szumiących uczuć. Wiedziała, jak wyraziści w wyrażaniu myśli potrafili być Yakushimaru - wyjątkowe? - zatrzymała ruch pędzelka dosłownie na pół sekundy - wiesz, że ciebie też już rysowałam? - dodała jakby od niechcenia, zamyślona, wracając do przerwanego ruchu - ...ale koleżanki na roku już sobie cię przywłaszczyły - zakończyła lekko, odsuwając rękę, by podwinąć rysik, a opu8szkiem małego palca pociągnąć jedną linię - Oh, bo są tak ni9esamowicie urocze... nawet jak się gniewają - poruszyła ramieniem, oceniając swoje dzieło - ale wolę portrety. I... twarze - urwała ponownie, skupiając się na moment, dokładnie na oczach jasnowłosego. Co tam zobaczyła, że tak szybko umknęła - nie potrafiła przyznać.
- Nie przeszkadza mi obserwacja. To raczej naturalne - odwrócił wzrok ku kończonemu dziełu, wciąż mając wrażenie, że ciepło pulsuje nieustannie na policzkach. Miała nadzieję, skutecznie krył go makijaż. Być może jednak, nie tylko ona miała powód do ucieczki - To znaczy, do obserwacji rysunków. Malowania - starała się doprecyzować myśl, nie chcąc kręcić się bardziej, niż już to zrobiła. Zawstydzenie zakończyła westchnieniem i niepotrzebnym przygryzieniem warg. Tylko po to, by zakłopotanie przybrało barwę innego charakteru. Samej trudno było jej się mierzyć z bliznami, których znamiona czasem dało się odkryć cudzym spojrzeniom. I nie miała pewności, jak delikatnie dotykać tych, które odsłaniano nieoczekiwanie przed nią.
- Mówimy takie rzeczy, gdy komuś ufamy. Albo chcemy zaufać - głos miała cichszy, może odrobinę odległy, ale nie dała się porwać za daleko, za głęboko. Pozostając na powierzchni kręcącego się pod nią niebezpiecznie wiru. Malunku, tej artystycznej tratwy, której chwytała się zawsze, gdy przychodziło jej zderzyć się z szumiącą od gromów wspomnień - burzą. Uspokajała ją. Uspokajały się obie, tonąc w kolorach, w kreskach, co szkarłatem skraplało się przy wardze i rozdzielało szarpnięciem otwartej rany. Widok, który realnie powinien brzydzić, jej - sprawił przyjemność. A odsuwając się od chłopaka, jak ciekawski ptak obserwowała reakcję - Taki był plan - zaśmiała się szczerze, lekko, z fascynacją zerkając, jak blask lusterka odbija rzeczywistą satysfakcję - Proszę - dygnęła lekko nawet, pozwalając, by czarność włosów umknęła z odsuniętego kaptura, rozsypując się bujniej na ramionach.
Złożyła komplet do cienkich, chociaż wysokich kieszeni, dodatkowo zapewniając obciążenie dla płaszcza, który gładką falą otulał ciało. Splotła dłonie przed sobą, zerkając już wyżej, gdy chłopak się podniósł. Był wysoki - Jesteś pewien, że nie chcesz... pójść z kimś innym? Wykorzystać swoje przebranie? Nikt nie czeka na Ciebie? Widziałam sporo osób z uczelni - pytała spokojnie, chociaż drżenie głosu wciąż dawało się usłyszeć - Pojawiłam się tamtym roku, ale nie byłam długo. To było niedługo po moim powrocie do Fukkatsu, więc nie znałam wielu osób - bladość dłoni zgięła się się, zaciskając mocniej pięści, w jakimś przejęciu skojarzeń. Zbyt wiele początków doświadczyła wtedy. I końców, które ją straszyły - ale możemy się przejść bliżej... dziedzińca? Jest tam fontanna... ciekawe czy w tym roku działająca - nie poruszyła się jednak, zamrożona w swojej pozie, zapewne bardziej niż wcześniej, przypominając zastygłą na półce, porcelanową lalkę. malowane pęknięcia, jeszcze mocniej mieniły się ziejącym rozdarciem, być może chłonąc wypatrywanej ciemności. Czekała na decyzję chłopaka, ze wzrokiem opuszczonym gdzieś w bok, jakby w cieniu wieczoru, mogło kryć się coś niebywale kuszącego. I drgnęła, mrugając, zdając sobie sprawę, że czuje na sobie wzrok czyjś więcej
- Obserwują nas - zakomunikowała bardziej ze zdziwionym faktem. Postąpiła nagły krok do tyłu, rozumiejąc, jak niewielka odległość wciąż dzieliła ją od towarzysza, sugerującą co najmniej relacyjną bliskość.

@Yakushimaru Sanari


Flame underneath your silence [Carei x Sanari] 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Raikatsuji Shiimaura and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.

Yakushimaru Sanari

15.12.23 16:06
 „Wyjątkowe?”
 - Tak. To znaczy… nie jestem specjalistą, więc nie powiem ci tu eksperckiej opinii - gdyby nie rozmawiał z malarką we własnej osobie, zapewne próbowałby i taką wcisnąć komuś, kto się na tym zupełnie nie znał… - ale najbardziej zwróciło moją uwagę to, że oddają bardzo dużo emocji. Albo osoby, którą rysowałaś, albo może twoje, gdy rysowałaś - tego nie wiem. W każdym razie trudno przejść obok nich obojętnie - rzekł i wzruszył delikatnie ramionami. - Wydają się nie tylko ładnie namalowane, a że coś innego w nich jeszcze siedzi.
 Wyprostował się lekko ze zdziwienia, zerkając na nią kątem oka. - Mnie? - Czy w takim razie znaczyło to, że… - Hmmm, zaintrygowała cię moja twarz? - Uśmiechnął się zaczepnie, niby już do lusterka, lecz nadal tak, że Ejiri z pewnością mogła go dostrzec. Następnie jednak spojrzał już na nią w pełni, kierując twarz w jej stronę. Zmarszczył brwi, jeszcze bardziej zdezorientowany. - Ale co masz na myśli - „koleżanki na roku już sobie mnie przywłaszczyły”? Rysują mnie ukradkiem? - To by było… ciekawe odkrycie. Nie był pewien, czy powinien cieszyć się z zainteresowania, czy może raczej zaniepokojony, że jego podobizna jest w czyimś szkicowniku - i to nawet więcej niż jednym? - Chyba też powinien mieć coś do gadania na ten temat… Chociaż akurat jestem ciekawy, jak ty mnie ujęłaś.
 Nie mógł się powstrzymać - kącik ust znów uciekł mu ku górze, gdy zobaczył, że dziewczyna nieco się zmieszała. Jako że sam nadal odczuwał okruszki zdenerwowania, pokrzepiającym było widzieć, że nie tylko on przeżywa podobne uczucia. Nieoczekiwanie pojawiła się w jego głowie inna myśl, i to taka prosta - że Carei przedstawiała się w takiej odsłonie bardzo urokliwie i… atrakcyjnie. Tak rzadko myślał o kimkolwiek w tej kategorii, że potrzebował dobrych kilku sekund, by oswoić się z odkryciem. Chociaż - zastanawiając się głębiej, czy faktycznie było to takie nowe? Nie licząc już ich pierwszej interakcji - wtedy z pewnością zaiskrzył w nim ognik głębszego zainteresowania Carei i tego był świadomy (z opóźnieniem, ale wciąż) - przy kolejnych spotkaniach musiało się ono płynnie powiększać. Chyba był naprawdę kiepski w rozpoznawaniu u siebie oznak- zauroczenia, najwyraźniej.
 Kurwa.
 Lepiej może powrócić zwyczajnie do rozmowy. Cóż, nie mógł się nie zgodzić - wolał nie rozpowiadać byle komu pochodzenia swojej blizny, chociażby dlatego, że strzelanina nadal pozostawała tematem tabu nawet - a może nawet przede wszystkim - w gronie rodziny Yakushimaru. Jeżeli kiedykolwiek miałaby wyjść na jaw - nie powinna również w sposób przypadkowy ze względu na niepamiętającego nic z tego dnia Seigę. Sani wolał nie zastanawiać się długo nad tym, jak tragicznie wyglądałaby chwila, w której się dowiaduje - celowo czy nie. Mimo że nie powiedział Carei zbyt wiele, nadal było to więcej niż zazwyczaj, gdy ktoś ośmielił się zapytać. „(...) gdy komuś ufamy. Albo chcemy zaufać.” Spojrzał zatem na nią znacząco, jakby mówiąc: no właśnie.
 Widząc jej uśmiech, jeszcze bardziej przybrał na wesołości. - Zadowolona ze swojego dzieła? - spytał jeszcze, ciekawy odpowiedzi. Jemu istotnie się podobało - ale też interesowało go zdanie samej artystki. Obserwował, jak chowa wprawnie używane dotąd malarskie przybory, aż nie odezwała się znowu.
 - Nie. Chcę pójść z tobą - odparł krótko. Zastanawiające było dla niego, czemu Carei tak… dociekała. Wydawało mu się, że wcześniej dał jej jasno do zrozumienia swoje zamiary. Choć przeszło mu to przez myśl, odrzucił koncepcję, w której w rzeczywistości to ona nie chciałaby spędzać z nim już więcej czasu - uznał, że by zwyczajnie odmówiła. Mimo spokojnego usposobienia, na własnej skórze odczuł, że potrafiła być stanowcza, jeśli sytuacja tego wymagała. Co więc pozostawało? Zawstydzenie? Onieśmielenie? …niedowierzanie, że z nią akurat chce iść? Wydawało się mało prawdopodobne, lecz nawet jeśli - musiał rozwiać jej wątpliwości, nieważne jakie miały źródło. - Już wystarczająco czasu spędziłem z innymi. Mam dla ciebie całą resztę wieczoru - dodał zatem, wsuwając dłonie do kieszeni eleganckich spodni garniturowych. Uśmiechnął się. - W takim razie kierunek: dziedziniec.
 „Obserwują nas”, dotarło do jego uszu, i wtedy też rozejrzał się sam. - To coś złego? - spytał wpierw, lecz głębszy sens jej zdania zrozumiał dopiero, gdy dziewczyna cofnęła się o krok w tył. Poczuł ostrą szpilkę zranienia i zawodu - ile to już razy ktoś zdecydował się zbudować między nim a sobą dystans, nie mógł zliczyć. Zbyt często najwidoczniej okazywał się dla innych po prostu ładnym pudełkiem, nie kryjącym w sobie nic godnego większej uwagi - może powinien do tego wreszcie przywyknąć? Nie próbował jednak zbliżyć się z powrotem, skoro taką wyznaczyła mu granicę. Postąpił pół kroku w stronę wyjścia.
 - Chodźmy. Może tam nie będzie takiego tłumu.

Yakushimaru Sanari

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

26.01.24 21:04
Czas wiercił się między słowami. Przeskakiwał, wydłużał, albo skracał - a wystarczyła do tego obecność chłopaka, którego wciąż nie umiała w pełni... przyjąć. Natura artystki wciąż podpowiadała znajome ciepło, to samo, które stało się przyczyną jej zguby. Nawet jeśli tyle razy podkreślała, że naiwną nie była, to wiara w ludzi - dawała jej się we znaki. Łatwiej było się wycofać. Osłonić dystansem, albo obecnością osób, które odciągały uwagę od niej. Ale wystarczyło, że ktoś przekradł się przez postawiony mur, a zalewała skumulowanym ciepłem i tęsknotą, której pokłady wzrastały od dawna, nie mając ukierunkowanego celu. Niebezpiecznie - Nie musisz być specjalistą - zweryfikowała nieco zbyt prędko - mów co myślisz... - zaczęła, urywając, gdy - już bez jej zachęty, podzielił się opinią. A to, wypchnęło jej artystyczną naturę wyżej w planie zachowań - to nie do końca tak, że ja coś tam dodaję - zawahała się - mój... znajomy kiedyś mi powiedział, że nadaję życia obrazom. Ale... ja tylko to życie odbijam. A emocje, są niezwykłym nośnikiem tego życia - przechyliła głowę - skoro dostrzegasz je na obrazach, znaczy że wyróżniasz się wrażliwością i potrafisz je dostrzec u ludzi - zwarła usta, urywając, pozostawiając na języku niedopowiedzenie, które sięgnąć miałoby przeszłości. Ale - tu miał rację. Ile razy miał ją jeszcze przepraszać? Ile razy ona do tego wracać? - Miło mi, że ci się podobają - dodała zamiast tego, finalizując ostatnie pociągnięcia swego dzieła.
Nie miała pojęcia, jak zachować się, gdy częstował ją zaczepnością. Przyznawała bez wahania, że miał w sobie coś intrygującego. I nie chodziło o ładną buzię, na którą tak łatwo zwracała uwagę większość. I tylko przez pryzmat takiego "opakowania" dopowiadano sobie resztę. Miała tego bezpośrednie doświadczenie. W końcu była tylko laleczką. Przełknęła ślinę i przygryzła język ważąc odpowiedź, czując częściej niż powinna była się spodziewać, wpełzający pod skórę wstyd. W końcu, sama zwracała na to uwagę, chociaż, patrząc na jej rysunki, potrafiła mieć szczególnie.... niedoskonałe postrzeganie, co była dla niej piękne. Rysunki yurei, tych bez ciała, z ogarniętych wszechmocą rządzących nimi uczuć, wywierały na niej ogromne wrażenie. Co w takim razie widziała Carei, oprócz przystojnej twarzy? - O tym, że jesteś przystojny - na pewno wiesz - zaczęła proporcjonalnie do gorąca wspominającego się po szyi - ...ale lubiłam patrzeć na zmiany, jakie działy się, gdy nie było z Tobą... znajomych - wzruszyła ramionami, chcąc zapewne tylko symbolicznie, zedrzeć z barków napierający ciężar przyznania - ...czasem mi się wydawało nawet, że twoje oczy - każde wyraża coś innego. Albo inną część emocji - nie tak łatwo było wytłumaczyć, co zazwyczaj skłaniało ją do rysunku. Czasem wystarczył drobny gest, uśmiech, czasem po prostu spojrzenie, płynny ruch. Coś, co sprawiało wrażenie harmonii w jej postrzeganiu. Odetchnęła, zrywając kontakt wzrokowy i skupiając się, na chowaniu przyborów. Działanie, wyrywało ją z kłopotliwego zamyślenia, ale - swojej wizji nie bała się. Taka była - ...dopóki nie są to prace dla publicznego wystawienia... raczej ciężko pytać każdego o pozwolenie - usprawiedliwienie czy nie - sama wielokrotnie poddawała się zrywom weny, czasem nie kontrolując nawet, kiedy i gdzie chwyciła rysik. Nawet, jeśli równie często, miała z tego tytułu jakieś problemy - taka natura piękna, że przyciąga artystów - usta wygięły się lekko, ciepło, być może nawet cicho przepraszająco - dosyć często potrzebujemy modeli... nikt cię jeszcze o to nie prosił? - cień zdziwienia zamigotał i opadł z ciemnych tęczówek.
Przerwa i milczenie, nie były nieznośne. Z przyjemnością zgarnęła pozostałe pędzelki, podziwiając finalny efekt, skupiając się na drobnych maźnięciach, na cieniowaniu, delikatnych liniach podkreślających ścieżkę płynącej malarsko krwi. To, pozwalało umknąć przejrzystości wzroku, jakim obdarzał ją chłopak - Tak - potwierdziła delikatnym kiwnięciem - wbrew pozorom, te prostsze charakteryzacje wymagają więcej ...pomysłu - ostatni raz, ledwie muśnięciem, wsunęła kciuk pod brodę jasnowłosego, jakby chciała unieść głowę wyżej, nim ruszą dalej. Nim perspektywa się zmieni.
- Dobrze - stwierdziła wolno, uważniej - idziesz na własne ryzyko - dodała znowu ciszej, speszona wcale nie nagłą bliskością. A własną świadomością faktu. I tego - czemu dopiero teraz - kim była właściwie. Bała się zdradliwego niepokoju i momentu, w którym Yakushimaru zrozumie, z kim właściwie ma do czynienie. Była przecież brudna. A zmiana, jaką dostrzegła, nagły chłód błyskiem migoczący w prawej źrenicy, położył się odległym bólem na wspomnieniu. Na pytanie więc - tylko niezręcznie pokręciła głową, rozsypując czerń spływających włosów, jak poruszone wiatrem wodospady - Dziś raczej trudno prywatność - odezwała się dopiero po chwili, gdy ścieżka oświetlonym lampionów, wędrowali w stronę dziedzińca. Coś brzydko kołatało się w piersi, wywołując mdłość. Wiedziała, że to minie, ale znowu - z kiełkującym niepokojem zastanawiała się, czy chłopak zauważył. Zamiast jednak pytań, poprosiła by usiedli przy fontannie - w tamtym roku ktoś mnie tu wrzucił - podwinęła długość spódnicy, zsuwając ze stóp czarne botki. Było chłodno, ale niewystarczająco, by woda zamarzła. Odwróciła się przodem do fontanny, siadając na murku i zginając kolana. Zamiast jednak nóg, zanurzyła w stojącej, chociaż czystej toni - lewą dłoń.

@Yakushimaru Sanari


Flame underneath your silence [Carei x Sanari] 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Yakushimaru Sanari ubóstwia ten post.

Yakushimaru Sanari

19.02.24 1:53
 Zdziwił się, gdy określiła go jako wrażliwego - może nawet nie dlatego, że się za takiego nie uważał, a raczej dlatego, że ludzie na ogół mówili mu zupełnie co innego. Samolubny. Nic nie rozumiesz. Przejmujesz się tylko sobą. Nie można było się spodziewać wiele więcej od swoich niezbyt bliskich znajomych - w końcu nie otwierał się przed nimi za bardzo - ale takie słowa bolały przede wszystkim od osób, które powinny go dobrze znać. Zawsze ostatecznie doganiały go konsekwencje faktu, że tak ciężko przychodziło mu kultywowanie głębszych kontaktów, prawdziwego powiązania z drugą istotą. Czasem wydawało mu się, że bliższego przyjaciela miał w postaci zwierząt, którymi się opiekował, niż w kimkolwiek innym. Sanari bardzo głęboko przeżywał wszystkie emocje, ale też wychowywał się w takim środowisku, w którym ich wyrażanie było luksusem. Nie wspominając już nawet o powszechnym przekonaniu dzieci, młodzieży, ale i dorosłych, że chłopcy nie powinni nawet płakać, żeby nie ujęło im to ich „męskości”. Miło było zatem porozmawiać na ten temat i nawet zostać pochwalony, a nie zwyzywany od łajz. Wow.
 - Myślę, że określenie „odbijania życia” bardziej pasuje do zrobienia przeciętnego zdjęcia telefonem. Ty z kolei, albo nawet artyści ogółem, dodają do tego swoją interpretację - i to robi różnicę - dodał jeszcze swoje spostrzeżenie, choć mógł też bez problemu zrozumieć punkt widzenia Ejiri.
 Uniósł brew. „… na pewno wiesz”? Złapał dolną wargę między zęby, mieląc w myślach jej słowa. Nim odezwał się znowu, najpierw postanowił wysłuchać ją do końca. Skrzywił się nawet trochę na wspomnienie o znajomych i nawet śmiejąc się cicho, bo swoimi spostrzeżeniami najwidoczniej potwierdziła to, o czym myślał jeszcze sekundy temu - że zachowywał się inaczej wśród innych ludzi, jak kameleon, a ona to dostrzegła. I to było całkiem przyjemne odczucie - bycie dostrzeżonym. - Ciekawe. To znaczy - to, że to zauważyłaś. Całkiem trafnie zresztą, bo czasem, gdy jestem już sam, czuję się jak inna osoba. - Cóż, może nie musiał wyjeżdżać aż z taką szczerością, ale słowa same wypłynęły z jego ust. Poruszył następny temat, by przykryć swoje małe speszenie. - W sumie… prosił, jak teraz o tym myślę. Dziewczyna, chyba pierwszoroczna. Nie zgodziłem się wtedy. - Zawahał się na chwilę. Warto było o tym mówić? W sumie… czemu nie. - Mam problem z tym całym byciem przystojnym. Wolę wcale nie reagować na te uwagi. Cokolwiek nie powiem, zawsze kogoś rozdrażnię moją odpowiedzią. Potwierdzę? Wychodzę na zadufanego w sobie. Zaprzeczę? Jeszcze gorzej, bo wychodzę na pruderyjnego. Stwierdziłaś, że na pewno wiem, że jestem… ale, w sumie, to dopiero od jakiegoś czasu to słyszę. Nie byłem ładnym dzieckiem i do tego przywykłem. - Spojrzał na drogę przed nimi, łagodnie zasnutą różnymi kolorami lampionów. - Dlatego do tej pory wydaje mi się czasem, że prędzej ktoś się ze mnie nabija, gdy tak mówi, a nie faktycznie komplementuje. Już lepiej w ogóle o tym nie słuchać. - Westchnął, pod wrażeniem samego siebie, że zdecydował się wygłosić cały cholerny elaborat na taki błahy temat. Ostatecznie skierował wzrok na Ejiri i uśmiechnął się. - W każdym razie schlebia mi, że zwróciłem twoją uwagę. To całkiem miłe. Szczególnie że to chyba nie tylko wygląd na to wpłynął.
 Rozglądał się nieco na boki, próbując wypatrzyć w tłumie spotkane wcześniej rodzeństwo, ale nigdzie ich nie było, przynajmniej nie na zewnątrz. Być może dalej bawili się w domu strachu? Każde jednak przyszło tu z kimś, więc i on powinien się skupić w pełni na swojej towarzyszce. Nie mógł zresztą pozbyć się wrażenia, że to spotkanie było ważne w jakiś sposób, którego nie był w stanie dokładnie wyjaśnić.
 Gdy wkroczyli wreszcie na obszar dziedzińca, poczuł się lepiej na otwartym terenie, tak bardzo kontrastującym teraz z ciasnymi pokojami domu strachów. Równo przystrzyżone krzewy, tujki, jak i rabaty kwiatów wyglądały pokaźnie nawet w półmroku, stwarzając unikalny klimat miejsca rodem wyjętego z minionych czasów. Tak jak Ejiri zauważyła, faktycznie trudno było o prywatność. Nawet tutaj byli jacyś ludzie - choć na szczęście o wiele mniej. Z całą pewnością, oprócz oczywistej atrakcji wewnątrz, rolę grał także chłód, który przybierał na intensywności z każdą godziną później w noc… a widział jak niektórzy byli ubrani. A raczej nie ubrani.
 Przyglądał się przez chwilę, jak ściągała buty, nie spodziewając się takiej decyzji. Nie skomentował jednak, a zwyczajnie przysiadł obok niej na murku. Również zanurzył z ciekawości dłoń w wodnej tafli, ale szybko wycofał palce - była naprawdę zimna. - Serio? Jak to? Czemu? - Zadrżał lekko na myśl o zanurzeniu się teraz w lodowatej wodzie. Skrzywił się. - Też o tej porze roku?

Yakushimaru Sanari
Ejiri Carei

27.02.24 21:19
Być może, była to natura artysty. Zmysły, zdawały się bardziej wrażliwe na otoczenie. Wzrok spijał obrazy, słuch odczytywał dźwięki i szumy, dotyk i smak chłonęły bliskość, smakowały materię i spajały w całość. Chwytały rzeczywistość, by wyobraźnia odbiła niczym lustro, którym - artysta był. To w jaki sposób i co się na nie składało, definiowało i kształt tworu rodzącego się z talentu. Carei, na swój sposób chłonęła i odbijała wszystko na obrazach, w rysunkach i szkicach. Jeśli umieszczała wartość uczuć, dostrzegała je - jeśli nie w modelu, to u siebie samej. Moment zetknięcia z natchnieniem, zawsze przecież generował jakieś życie. Czy na to wskazywał Sanari, nie miała pewności. Czujność wciąż plątała się w jej odpowiedziach, skrzyła się w pytaniach, jak lodowe opiłki, co topniały, gdy zapadły się na oczach chłopaka.
- To trochę jak pryzmat - ujęła mielące się w głowie myśli - to co i jak zobaczysz, będzie zależało od wielu czynników. Od grubości szkła, jego faktury, koloru, wielkości... - wymieniała, starając się zebrać w całość dotychczasowe elementy wypowiedzi. A im bardziej jasnowłosy pozwalał jej brnąć w tematykę artystyczną, tym swobodniej się wyrażała, zapominając o łaskoczącym ją wstydzie - właściwie... można byłyby odnieść to po prostu do postrzegania rzeczywistości dla każdego, ale...chodzi mi o obrazy. To jakie są, zależy od artysty, przez to - ile i jak postrzega...rzeczywistość. I modeli. Jeśli widzi piękno - zostanie odbite lub ożywione - zakończyła, sięgając kciukiem do warg, ledwie widocznie odbijając na opuszki maźnięcie czerwieni. Oderwała paliczek, zerkając na towarzysza, doszukując się zrozumienia lub... czegoś zupełnie innego.
- Czy to źle, że jesteśmy inni? To znaczy, w towarzystwie, albo samotnie. Czy to źle, że nie wszystko, wszystkim odsłaniamy? - westchnęła, czując nici rozdrażnienia, które nie miały związku z samym studentem weterynarii - u ciebie... widziałam zmianę. Nie oceniałam tego, albo... wskazałam, co mi się w tym podobało - wciągnęła powietrze raz jeszcze, ale spieszniej, z zakłopotaniem - to znaczy... nie wszystko musi mi się podobać. Nieważne - zwarła usta, czując, że niepotrzebnie brnie w coś, co wymagałoby od niej dużo więcej tłumaczeń.   Z ulgą przyjęła więc słowa chłopaka, skupiając bardziej - na nim. Pochyliła lekko głowę, nie komentując, bo - być może wiedziała kim była dziewczyna, o której wspomniał. Nie zapytała, dlaczego odmówił. To, o czym opowiadał do tej pory, wystarczyło za odpowiedź, a kolejne wyrazy, utwierdzały w pewności. Żyli w pozorach. Cudzych i swoich. I zbyt często, nie potrafili znaleźć pomiędzy nimi siebie - prawdziwych.
- Byłabym hipokrytką, gdybym powiedziała - nie przejmuj się cudza opinią - uśmiechnęła się, pozostając jednak wpatrzona w przestrzeń przed nimi, na ścieżkę prowadzącą do dziedzińca - ...bo i czasem trzeba się przejąć - dodała ciszej, tak do własnych, rozbieganych myśli, nie odnajdując jeszcze spokojności, jak i do towarzyszącego jej wampira - szczególnie, gdy nasze patrzenie jest czymś zburzone, zabrudzone jak w tym pryzmacie - odwróciła głowę, spoglądając bezpośrednio na twarz jasnowłosego, szukając mimowolnie, pary - dziś - czerwonych ślepi.
Chwyciła fragment długie rękawa płaszcza, zawijając materiał we wnętrzu dłoni, po czym, splotła ręce za sobą, niemal zsuwając przy okazji kaptur. Obróciła się, akurat gdy w zasięgu wzroku znalazła się pamiętna fontanna - Nie umiem patrzeć tylko na wygląd - zaśmiała się lekko, rozciągając czerwieniejące wargi szeroko, w rozbawieniu. Błyszczało w jej oczach coś zaczepnego, coś, co na co dzień nie budziło się często, jakby w obawie... przed czym? - chyba za dużo po prostu widzę, ale... potrafię wskazać, gdy ktoś jest, albo nie jest przystojny - oderwała czujną uwagę od Yakushimaru, zajmując miejsce na wilgotnym od chłodu murku. Palce musnęły fakturę, ale zajęła się ułożeniem i pozycją, by móc patrzeć - nie na otaczający ich splendor rezydencji, a samą wodą i finalnie, dwa w niej odbicia. Przez zanurzoną dłoń przeszedł dreszcz, ale nie odjęła palców od wgryzającego się wyżej zimna. Wtedy, rok wcześniej - toń była mniej przejmująca, bo nią samą zajmowało przejęcie i burzliwość emocji, w jakie wepchnął ją nieznajomy. Ale wspomnienie i pytanie, dawało szansę, na wyrwanie się ze szponów wiążących jej umysł przeszłości. I brzydkich naleciałości, które szarpały jej wstydem.
- Pomylił mnie... z kimś - zaczęła, chociaż, była w tym pół prawda tylko - dokładnie tutaj i dokładnie rok wcześniej, na tym wydarzeniu - wysunęła rękę z wody, przez kilka chwil obserwując, jak krople spływając między palcami i uderzając dźwięcznie w milczącą wilgocią tarczę szarości - Dużo się wtedy działo. To było niedawno po tym jak wróciłam... - urwała, mrugając i odsuwając ciało od odbicia. Dłoń zanurzała w materiale płaszcza, chcąc ogrzać zarumienioną od nagromadzonego chłodu skórę - Ciebie... nie było w tamtym roku, prawda? - wspominał o tym, a może sobie dopowiedziała, nie była pewna, bo szumiący na nowo strach, jak rzucona kotwica, zanurzył głowę w przeszłości. Ta, nachalnie próbowała wepchnąć się na piedestał jej uwagi. Kpiąc.

@Yakushimaru Sanari


Flame underneath your silence [Carei x Sanari] 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Yakushimaru Sanari ubóstwia ten post.

Yakushimaru Sanari

28.02.24 23:43
 Przyjemnie było zaobserwować subtelną zmianę w Carei, która zdawała się mówić najbardziej otwarcie właśnie o sztuce. Nie było to dla niego dziwne - w końcu była artystką, już nawet uznaną pomimo młodego wieku, co było niesamowitym osiągnięciem. Nie uważał się za żaden autorytet w tej dziedzinie; na ogół nie przeszkadzało mu to w przedstawiania swojego zdania tak czy siak, ale przy Ejiri, której zdanie o sobie chciał chociaż trochę odmienić, nieco się denerwował. Na szczęście jej słowa - jej zachęta do mówienia otwarcie swojej opinii - były wystarczająco kojące. Kiwnął głową, uznając przyrównanie do pryzmatu całkiem trafne. - To nawet widać na pierwszy rzut oka - przytaknął. - Pięciu malarzy może malować ten sam zachód słońca, a pewnie każdy zwróci uwagę na inne szczegóły, użyje innego medium albo innego stylu. W zasadzie nawet jak ktoś próbuje skopiować innego artystę, jego replika ostatecznie różni się od oryginału. - Były, oczywiście, wyjątki. Byli tacy, co w podrabianiu dzieł sztuki widzieli swój największy kunszt… aczkolwiek z drugiej strony - nadal istniały sposoby, by rozpoznać takie fałszerstwo. - Ostatecznie nie da się drugi raz stworzyć tego samego obrazu, jeżeli malować go całego od nowa. Mylę się?
 Stawiał krok za krokiem po betonowym podłożu. Spoglądał to na Ejiri, to na eleganckie otoczenie, zastanawiając się, jak wygląda podczas cieplejszej pory roku. Drzewa zakwitają tutaj wiosną na różowo, jak na placu głównym w centrum, czy może dominują tu czerwono-złote, rozłożyste klony? Szkoda, że rodzina Aikiryu otwierała swoją posiadłość dla innych ludzi jedynie na jesień, mimo że rozumiał, dlaczego tak było. Kto chciałby, by obcy kręcili mu się wokół domu przez cały rok? Z pewnością nie Sanari.
 - Dobrze, że jesteśmy inni - odpowiedział, choć zagryzł wargę. Mimo że to nie było celem dziewczyny, tknęła temat, który był mu bliższy niż się wydawało. Sanari niekiedy był zbyt inny; to znaczy, jego zachowanie za bardzo różniło się w stosunku do ludzi, nawet do tego stopnia, że nie był w stanie stwierdzić, które jego oblicze jest tym „prawdziwym”. Podobno wszystkie te różniące się od siebie wersje „nas” były prawdziwe, ale Sani odnosił wrażenie, że w jego przypadku każda była jakaś wymuszona. Być może tak bardzo chciał wpasować się w jakąś grupę, że przywdziewał taką osobowość, jaka akurat do danej z nich pasowała - tym samym sabotując swoją szansę na prawdziwą, szczerą relację z drugim człowiekiem, w której dodatkowo pewnie czuć się sobą, a nie jak aktor odgrywający swoją rolę.
 Uśmiechnął się lekko, gdy wyrzuciła z siebie sfrustrowane „nieważne”. - Nie wydaje mi się takie nieważne. Jeżeli chcesz, to kontynuuj. - Zerknął na nią kątem oka. Powoli sam przyzwyczajał się do jej obecności, rytmu. Mimo że nalegał na ich spotkanie, inna jego cząstka chciała go uniknąć, głównie przez swoje tchórzostwo. Brak konfrontacji często był po prostu wygodny. Można było poczekać, aż sprawa rozejdzie się po kościach - i potem żałować tego lub nie. Może rozmowa z Carei nie była od początku prosta przez ich przeszłość, tak teraz płynęła zaskakująco spójnie. Gdyby… gdyby na starcie nie zrujnował im relacji, być może wcześniej rozmawialiby już w taki sposób.
 Skrzyżował z nią spojrzenia. - Staram się nie przejmować, na ogół, ale te starania często są niewystarczające. Już nawet nie w kontekście tematu tego całego wyglądu… i może nawet nie widać po mnie na pierwszy rzut oka - dobrze wiedział w końcu, jaki arogancki większość czasu nieraz był - ale wszystkim się bardzo przejmuję. Paranoicznie wręcz. To mój całkiem duży problem. - Nie wiedział skąd chęć podzielenia się czymś tak personalnym, ale słowa same wydostały mu się z gardła. Czy niepotrzebnie - będzie musiał się przekonać. Tak czy inaczej, westchnął lekko.
 Na szczęście nie był zmuszony myśleć tylko o wypowiedzianych przed chwilą słowach. Uśmiech Carei podniósł go na duchu, a jeszcze bardziej iskierka zaczepności na jej twarzy - coś nowego, zdecydowanie, przez to też coś ekscytującego. Wyszczerzył się również, z cieniem śmiechu na ustach. - No dobrze, nie będę usilnie próbował zmieniać twojego zdania - powiedział, odgrywając zabawnie, jakby się poddawał po ciężkiej bitwie. Ułożył się wygodniej na murku; przyciągnął jedną nogę do siebie, by móc oprzeć się brodą o kolano. Garniturowe spodnie nie pozostawiały wiele swobody ruchu, ale był w stanie przez chwilę wytrwać w takiej pozycji. Był też ostrożny ze względu na artystyczny makijaż. Nawet jeśli nie miało go zobaczyć już wiele osób, chciał, by pozostał nienaruszony jak najdłużej. W dodatku był w stanie ujrzeć swoje odbicie w wodzie, gdy odpowiednio głęboko się pochylił nad jej taflą.
 - Nie powiem - to całkiem przykra pomyłka - skomentował, parskając cicho. Sanari z pewnością by oddał takiemu napastnikowi w przypływie wściekłości, ale stawiał, że Ejiri była bardziej opanowana. Przekrzywił głowę mocniej, opierając na kolanie policzek. Wzrok z kolei uparcie trzymał na dziewczynie. - Jak… wróciłaś? - pochwycił. Potem zaś odpowiedział na jej ciekawość. - Nie było. Niedawno zacząłem wtedy studia i jakoś… nie wiem, trudno było mi się z kimś tu umówić. Uważałem, że to byłoby głupie, gdybym poszedł sam. - Jakby ktoś miał go wyśmiać, że jest samotny w miejsce, w które przychodzi się z przyjaciółmi, żeby się bawić. - Ominęło mnie coś?

Yakushimaru Sanari

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku