Rozległe ogrody klanu Minamoto słyną z gorących źródeł na otwartym powietrzu. W Japonii takie miejsca noszą nazwę roten-butro. Na terenie rezydencji znajdują się dwa większe zbiorniki, które zostały umiejscowione bliżej centralnej części ogrodów; są najczęściej uczęszczane i ogólnodostępne dla członków klanu. Wysoka temperatura wody sprawia, że można z nich korzystać o każdej porze roku. Już samo znalezienie się w pobliżu nieustannie parującej wody sprawia, że żaden chłód nie jest straszny.
Mniejszy zbiornik wodny umiejscowiony jest tuż obok budynku, przez co został częściowo zadaszony. Ma on bardziej kameralny charakter. Dostęp do niego jest możliwy jedynie poprzez bezpośrednie przejście z rezydencji. Zbiornik otoczony jest drewnianym podestem po stronie budynku, zaś od zewnątrz częściowo przysłonięty wysokim skalniakiem, który utrudnia życie ciekawskim gapiom.
A to było lepsze niż seks.
Gdy usta w tak nieprowokacyjny sposób przylgnęły do jego szyi, uznał, że to całkiem miłe uczucie. Nie przypuszczał, że tak ledwo wyczuwalny gest mógł nieść za sobą tyle niewytłumaczalnej przyjemności. Niezauważalny dla czarnowłosego cień uśmiechu, przemknął po jego twarzy, ale nie pozostał tam na długo, bo obiecał, że już dłużej nie będzie go podjudzał. Gdy tylko Rainer się wycofał, przyglądał mu się z tym samym spokojem, co przez większość czasu, ale srebrne tęczówki zdradzały zadowolenie i przeplatającą się z nim wdzięczność. Ten krótki pocałunek w szyję stał się podpisem złożonym na umowie, na której nie sprecyzowano, w jaki sposób można przegrać grę. Przegrywa ten, kto pierwszy się wycofa czy ten kto pierwszy straci głowę?
Wszystko się okaże.
„To teraz zapolujemy na duchy.”
— Może to wcale nie jest duch? — zauważył, ale bez specjalnego przekonania. W ostatnim czasie doświadczył już zbyt wielu dziwnych zjawisk, by wieść o dziwnych śladach połączyć z działalnością jakiegoś człowieka.
Bez słowa sprzeciwu ruszył za Rainerem do rezydencji. Sprzeciw faktycznie pojawił się wtedy, gdy zaczął nalegać, by przyjął cieplejsze ubrania. Trudno jednak było mu długo wykłócać się z tym bezinteresownym aktem troski, od której się odzwyczaił – nie zrezygnował jednak z teatralnie marudnego tonu i nie bez powodu obiecał, że niedługo odda mu ubrania, jakby to samo w sobie było obietnicą kolejnego spotkania. A Heizo już wiedział, że dzisiejszy wieczór nie będzie tym ostatnim, bo pakt – choć w żaden sposób przez nich niespisany – stał się zobowiązujący. Nie wzbudzał jednak żadnego uczucia przymusu; była tylko czysta, niczym niewymuszona chęć, jakby za sprawą tamtego niewinnego gestu cała niepewność wyparowała. Nawet, gdy znaleźli się w kuchni, bez większego dyskomfortu przyjął poczęstunek, jakby znajdował się po prostu w odpowiednim miejscu z odpowiednią osobą. Czuł się po prostu dobrze. Z pobłażliwym rozbawieniem przyglądał się Seiwie, który zadawał za dużo pytań o herbatę. Zrób taką, jaką lubisz – polecił, nie mając specjalnych wymogów smakowych. Nie miał też nic przeciwko próbowaniu nowych rzeczy.
Musieli opuścić rezydencję przez dōjō, gdzie zostawił wcześniej wszystkie swoje rzeczy. Pudełko ze strzałami upchnął do plecaka, a jego część wystawała przez częściowo rozsunięty suwak, wcześniej jednak wyjął trzy strzały, które wrzucił do kołczanu z kilkoma zwykłymi, choć w duchu wciąż miał nadzieję, że yanone do niczego mu się nie przydadzą. Naciągnąwszy rękawiczki na ręce, zgarnął ze sobą łuk bloczkowy.
— To chyba wszystko — stwierdził, dla pewności rozglądając się jeszcze po sali. Niczego nie zostawił. Polowanie czas zacząć.
ciąg dalszy →