Taras za domem - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Hecate Black

Pon 7 Sie - 13:10
First topic message reminder :

Taras za domem


uwu

Hecate Black

Warui Shin'ya

Sro 13 Gru - 0:11
Szukał powodów, dla których mógłby zmienić niewygodny temat. Nie bez uzasadnienia ostatnimi czasy okrążał go najszerszym łukiem. Ignorował. Nie potrafił skonfrontować się z jej argumentami, bo na każdy jeden miał tę samą odpowiedź: że zaraz go nie będzie. Zniknie szelest siatek po brzegi wypełnionych tanimi słodyczami; syk otwieranych puszek z gazowanym napojem; pojękiwania zawodu podczas przegranych na nocnych maratonach w bezmyślne gry. Ucichnie nagłe parsknięcie śmiechu, gdy ramię przy ramieniu, na tle trzaskającego kominka, przeglądaliby nieudane zdjęcia sprzed miesięcy, tygodni, sprzed pięciu chwil. Wszystkie własnoręcznie przygotowane dania po prostu wyparują. Obok kubka z ziołową herbatą nie pojawi się drugi, osobiście przytargany z domowego zakątka, z wyszczerbionym uchwytem i niemal doszczętnie zmytym rozbieganym wizerunkiem shiby inu. To właśnie miał jej do powiedzenia; to chciał wytknąć, łapiąc za ramiona i potrząsając cherlawym ciałem, aby wzięła się w garść, racjonalnie do tego podeszła. Każde przypomnienie o tym wydawało mu się jednak nie na miejscu, bo częściowo rozumiał postępowanie Black. Jej chęć, aby wypełnić to "zaraz" właśnie takimi sielskimi sytuacjami; przeładować je wspólnymi motywami, jakiekolwiek by nie były. Choćby trwały kilka sekund, bo tyle również wystarczy, aby przenieść dłoń z barku na policzek, pochylić się i na ćwierć momentu zatrzymać bieg czasu, wyłączyć szelest drzew, przygasić słońce - dać jej to, czego chciała spróbować, czego najwidoczniej potrzebowała, bo w głębinach koszmarnego lasu musiała być strasznie samotna.
Już teraz ją okłamywał, więc czemu nie dołożyć jeszcze jednej cegły? Przestałaby się dąsać, roztrząsać stan ich relacji. Nie wtapiałaby szponów w kłębek jaki ich łączył i nie starała się dojść do ładu wśród supłów i przerwanych nici. Postąpiłaby w zamian krok do tyłu; do linii, w której co wieczór wymieniali się wiadomościami - ona zawsze prowokacyjnymi, on kompletnie nie łapiąc słanych aluzji. Mógłby przychodzić do jej domu bez pytań czy go ugości. Wiedziałby na powrót, że tak. Że w żadnym naparze nie doda arszeniku i nie będzie bardziej zainteresowana rozmową z psem niż z nim. Traktowałaby go, jakby nigdy stąd nie wyszedł, tylko stale kręcił się w pobliżu i raz na jakiś czas znikał z pola widzenia, przed zmrokiem pojawiając się na nowo, przyjmowany ciepłym blaskiem odpalonych świec i aromatem zaparzonych napojów.
Takie sytuacje były dotychczas naturalne, ale prawdopodobnie nie mogli do tego wrócić, przynajmniej nie bez nowej koncepcji; a zgadzając się z jej wyznaniem, próbując je odwzajemnić lub choćby pozwalając, by przelewała na niego swoje uczucia w angażu wychodzącym poza przyjacielskie strefy, musiałby dołożyć czegoś więcej. A przecież nie miał jej nic do zaoferowania. Nikomu nie miał. Nie szukał tego typu wiążących kontaktów; nie wyławiał już z tłumów oszalałych z braku towarzystwa kobiet, ich subtelnie dobranych perfum i o milimetr za krótkich spódnic. Ustawił cel i trzymał się go zawzięcie, ślepy na wewnętrzne potrzeby i zewnętrzne bodźce. Wyobraźnia atakująca psychikę terroryzowała go ilekroć dopuszczał do siebie myśl, że mógłby się jednak poddać. Przychylić się do tego, aby dziewczęca dłoń zamknięta na materiale jego koszulki zmieniła pozycję i zamiast opierać opuszki o wygrzaną promieniami tkaninę wsunęła się pod nią, sięgnęła ciepłej piersi i śliskich blizn znaczącej skórę. Dostałby dreszczy; żołądek ścisnąłby się w węzeł. Miał pewność, że Hecate byłaby lekka, prawie nie czułby ciężaru usadzonego na linii bioder i tylko biel szkliwa zagryziona na jego wardze przypominałaby, że wszystko jest prawdziwe; że prawdziwe są deski tarasu na którym by leżał, czerwone pasma muskające zaogniony policzek z cynamonowym rozsypem piegów, paznokcie wbite tuż pod obojczykami nie wywołujące bólu. Takie obrazy od siebie odpychał ilekroć migały mu na granicy pomysłowości. Teraz także starał się to zrobić; kiedy robiła krok do tyłu, przekręcała głowę, odrywała skroń od jego torsu. Kiedy kładła stopy na podłodze ganku, kiedy się separowała. Mógłby ją zatrzymać, ale zdawał sobie sprawę, że zrobienie tego sporo by ich kosztowało; choć pewnie podchodził do tego egoistycznie, stale szukając wymówek dla własnego tchórzostwa i samolubstwa.
Prawda, a przynajmniej spora część, która jej podlegała, była przecież taka, że to wygodne mieć kogoś, do kogo można wparować tuż przed zmierzchem, podnosząc dłoń ciężką od niszowych zakupów - ekspresowych zupek do zalania wodą, paru butelek z alkoholem, który ona wlewała w siebie litrami, a on sączył jedną porcję przez całe spotkanie. Niezobowiązujące akty, których się dopuszczali, nie musiały mieć żadnego podłoża, żadnego wytłumaczenia i żadnej przyszłości. Jeżeli pojawiały się między nimi - to dobrze. Jeżeli nie - to też w porządku, od początku niczego nie zakładali.
Przywykł do tego, że nie musi nazywać konceptu ich znajomości. Nie określał jej jakąś plakietką. Nie była jego znajomą, przyjaciółką, spowiednikiem, nie była jego towarzyszką albo współudziałowcem w wybiórczych hobby. Nie miała nazwy innej niż Black; stanowiła osobę, zbiór indywidualnych cech, dzięki którym potrafiła po wszystkim przysiąść na skraju tarasu i poklepać miejsce obok siebie.
Rzucił plecak na ziemię tuż obok szczupłych, nagich łydek dziewczyny, samemu zwalając się na wskazany punkt.
- Wolałbym, żebyś nie ryzykowała niepotrzebnie. - W schrypniętym tonie zawieruszyła się nuta rozdrażnienia. I łagodności. W każdym razie czegoś pomiędzy jednym a drugim, jakby jednocześnie zamierzał jej zakazać i zdawał sobie sprawę, że nie ma do tego prawa. Skrzypnęły stare deski, gdy zmieniał położenie; rdzawe kosmyki przylgnęły do ud Hecate, gdy legł głową na jej kolanach, z nietłumionym westchnieniem, od którego ciepło oddechu silniej ogrzało negliż nóg. - Ale domyślam się też - przekręcił policzek, kierując twarz ku górze, odchylając plecy i przywierając nimi płasko do podłogi, buty ładując na panele w akompaniamencie ciężkiego szurnięcia - że już postanowiłaś i nawet klątwa w Kinigami nie jest w stanie cię zatrzymać. Zadzwonisz do mnie, jeżeli zajdzie taka potrzeba?
Wiedział, że nie.
Nigdy nie ruszyłaby telefonu.
Nie wykręciła numeru do niego; nie poprosiła o wsparcie. Nie powiedziałaby do słuchawki, że źle się czuje, nie radzi sobie. Nie potrafiła mówić o takich rzeczach i aż do Salem nie sądził nawet, że byłaby w stanie się złamać w swej powierzchownie silnej wersji. Zawsze wyzywająco pewna siebie, z prowokacją utkwioną w źrenicy i pełnymi ustami ułożonymi w wyszukane docinki, zachęty albo komentarze. Zapominał czasami, że borykała się z problemami jak każdy inny; że też miała skrzywienia, których nie dawała rady naprostować.
- Gdybyś miała jeden życiowy cel do zrealizowania - czuł ciepło ostatnich promieni słońca na spierzchniętych wargach; i ich złotawą poświatę wilgocącą ślepia wbite w Hecate; co by to było?

Warui Shin'ya

Ye Lian, Hecate Black and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Hecate Black

Sro 13 Gru - 23:08
  Siedząc już na krawędzi tarasu nie patrzyła w żaden konkretny punkt; barwne ślepia błądziły po otoczeniu, przemykając po każdym z punktów bez większego celu. Przyglądała się delikatnie poruszanym wiatrem gałęziom z wykwitłymi już kwiatami, grubym pszczołom spijającym z nich nektar — tłumnie zapełniały przestrzeń nad krzewami niejednokrotnie obijając się jedna o drugą w komicznym zderzeniu tylko po to, by po odzyskaniu równowagi powrócić do pracy. Obserwowała również drobny strumień przemykający niestrudzenie tuż obok domu — wystarczyłoby wyciągnąć stopę kilkanaście centymetrów naprzód, by skórę zmoczyła wciąż jeszcze ciepła woda. Była pewna, że znacznie większy zbiornik umiejscowiony nieco dalej na zimę pokryje się lodem, być może tworząc warstwę na tyle grubą, by utrzymać ludzki ciężar, pozwolić wyciągnąć z szafy łyżwy i nacieszyć się szczypiącym palce mrozem jednego z zimowych dni.  Podejrzewała, że i w tym wspomnieniu towarzyszyć jej będą jedynie zwierzęta zamieszkujące las duchy. On miał przecież cel, wyraźnie już określił jak ważne to dla niego było. Twierdził, że zaraz go nie będzie, że jest już tak blisko. Do chłodnego okresu było jeszcze sporo czasu, zastanawiała się więc, czy przez te kilka miesięcy zdoła rozwikłać swoją sprawę, czy jak spadnie pierwszy śnieg już nie będzie go wśród społeczności.
  Ręka poszła w ruch, unosząc odpalonego przed momentem papierosa do pełnych ust; filtr oparł się wpierw o dolną wargę, by po chwili wypełnić płuca kolejną dawka trującej nikotyny. Gęsty kłąb szarości przesłonił na moment krajobraz lecz Black nie poruszyła głową. Czekała, aż smuga dymu zniknie, na nowo odkrywając oczom otoczenie pełne miliona letnich barw. Słychać było brzęczenie robactwa przywodzące na myśl każde wakacje spędzone w towarzystwie brata w czasach dzieciństwa. Tamte chwile również trzymała blisko serca, były sielanką której w obecnych czasach bardzo jej brakowało. Sullivan po felernym incydencie zniknął, przepadł jak kamień w wodę nawet w więzieniu pełnym ludzi, którzy stale go obserwowali. Zastanawiała się czasami dlaczego nie pisał, nie dzwonił. Miał przecież taką możliwość, jak wszyscy inni. Fiona wysyłała mu pieniądze na potrzebne rzeczy, na wykonywanie połączeń. Nigdy tego nie robił i Hecate miała ochotę się śmiać, bo wiedziała, że będąc na jego miejscu zrobiłaby to samo. Byli bliźniakami nie bez powodu, rozumieli się bez słów, charaktery mieli niemal identyczne. Niemniej jednak... Zniknął. Tak samo jak miał zniknąć i Shin. Wiedziała więc doskonale z czym się mierzyć, jakiej straty doświadczy, wszak już raz to przeżyła, nigdy tak naprawdę nie zapominając.
  Skrzypnięcie podłogowych desek nie sprawiło, że odwróciła wzrok. Wciąż wyszukiwała w przestrzeni przed sobą kolejnych drobnostek, przy okazji korzystając z ciepła oferowanego przez padające na twarz promienie słońca. Drobna jaszczurka przemykała akurat wzdłuż śliskich kamieni tuż obok strumyka, gdy ruda czupryna wylądowała na udach dziewczyny.
  — Lubię ryzykować, to dobra zabawa — odparła, kolejny raz zaciągając się papierosem, którego po chwili strzepała do przygotowanej wcześniej popielniczki. Wolna ręka samoistnie sięgnęła rozsypanych na nogach kosmyków. Odczekała wpierw zmianę pozycji, a gdy w końcu się ułożył, smukłe palce wczepiły się miedzy miedziane pasma; opuszki tknęły z lekkością skórę głowy, przesuwając się wzdłuż aż do skroni, gdzie zawracały, rozpoczynając swoją miarową podróż od nowa. Rozcierała je z lekkości, jakoby sprawdzając fakturę, nawijała na paliczki tylko po to, by zaraz wypuścić z motylego uścisku i odgarnąć z czoła te, które przypadkiem tam zabłądziły, gdy się nimi bawiła.
Nie od razu odpowiedziała na zadane pytanie. Przekręciła za to głowę, posyłając mu może kilkusekundowe spojrzenie, by zaraz zadrzeć podbródek i wbić w ślepia w niezasłaniane przez zadaszenie tarasu chmury. Pasma długich włosów zsunęły się w końcu z ramienia gdy po raz kolejny unosiła rękę chcąc zaciągnąć się papierosem; końcówka opadłych włosów osiadła gdzieś w okolicach zgięcia szyi chłopaka, łaskocząc odsłoniętą skórę przy każdym ruchu Black.
  — Wątpliwe — mruknęła, gdy reszta szarego dymu umknęła już spomiędzy pełnych warg. — Nie sądzę by miejsce w którym będę posiadało zasięg, więc telefon będzie raczej bezużyteczny. Ale odezwę się, jak będzie już po wszystkim — obiecała, kolejny raz przesuwając opuszkami po krótszych włosach przy skroni chłopaka, ani na chwilę nie zatrzymując ruchów nadgarstka podczas delikatnego mierzwienia rdzawych kosmyków. Tyle tylko mogła mu zapewnić, zakładając oczywiście, że w ogóle ów spotkanie przeżyje, bo i takiej możliwości nie wykluczała. Nie miała wszak żadnej pewności, czy przekraczając próg świata duchów lub ingerując w ich jestestwo nie przeskoczy przez linię, zza której powrotu już nie będzie. Nie wspomniała o tym jednak na głos, darując już sobie dalsze kłótnie i niepotrzebnie waśnie, dość ich już mieli jak na jeden dzień. Kolejny raz strzepała wypaloną część fajki, przechylając głowę odrobinę na bok, gdy dwa zawirowane między sobą ptaki przeleciały gdzieś w oddali a jednocześnie na tyle blisko, by gołe oko było w stanie wyłapać ich zarysy. W tym samym czasie
  Paznokcie przemknęły z lekkością po głowie Shin'yi, zahaczając miękko o kark.
  — Co by to było?
  Zastanowiła się na dłuższą chwilę, dając sobie czas nie tylko na zebranie myśli ale i dokończenie papierosa; niedopałek wylądował zgnieciony w szklanym naczyniu, więcej już nie mieszając rześkiego powietrza w Kinigami z nikotynową trucizną. Rozważała co mu odpowiedzieć i czy w ogóle cokolwiek mówić — zwykle nie wchodziła na tak personalne tematy, nieszczególnie dając się komukolwiek poznać. Rzucanie faktami o ulubionym drinku, kilku hobby czy zamiłowaniu do zwierząt nie było problemem, niemniej gdy w grę wchodziły pytania o marzenia, o cele w życiu i to, co pchało ją naprzód, usta wiązał gruby sznur milczenia.
  Zaczerpnęła głębszego wdechu na moment przed ostateczną odpowiedzią.
  — Wolność — odparła w końcu, nie zdejmując spojrzenia z majestatycznego kruka, który niespodziewanie osiadł na jednej z grubych gałęzi. Wiedziała, że Stolas kontrolnie zerkał w ich kierunku, nie do końca pewnie czy powinien zostać na swoim miejscu, czy wydziobać komuś oczy — był inteligentnym ptakiem, bezbłędnie wyczuwał nastrój swojej właścicielki. — Zostawiłabym wszystko, co w jakikolwiek sposób zatrzymywałoby mnie w jednym miejscu. Myślę, że zaczęłabym podróżować, jest w końcu sporo miejsc, które chciałabym zobaczyć, poznać od innej strony niż z opisów w książkach czy zdjęć w intrenecie. Islandia, Norwegia, Madagaskar, Filipiny, Wielka Brytania, Chiny... Nie potrzebowałabym wiele, wystarczyłby plecak. Chyba wzięłabym też aparat fotograficzny żeby uwiecznić wszystkie te wspomnienia. Nigdzie nie zostawałabym na tyle długo żeby cokolwiek postanowiło mnie zatrzymać, a jednocześnie zostałabym na tyle długo, by mieć pewność, że zobaczyłam wszystko co chciałam. Co jakiś czas wracałabym do domu żeby wywołać zdjęcia, zrobić z nich album, opowiedzieć bliskim o wszystkim co widziałam i czego doświadczyłam. Jednocześnie szukałabym nowego miejsca które mogę odwiedzić, poznać na nowo.
  Kruk zatrzepotał skrzydłami czym uniósł kąciki ust Hecate w łagodnym uśmiechu. Wiedziała, że byłby zadowolony ze scenariusza który właśnie opisała, Fornax tak samo. Sama również chętnie obserwowałaby jak również oni korzystają z wolności.
  — Co ty byś zrobił, gdyby się okazało, że po spełnionym celu można żyć dalej? Że dostaje się drugą szansę.
  Palcami zaczesała rudą grzywkę leżącego chłopaka w tył, wciąż jednak na niego nie spoglądając.

@Warui Shin'ya



Taras za domem - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Czw 4 Sty - 21:31
Nie oczekiwał od niej odpowiedzi. Zadane pytanie stanowiło jedynie pewien rodzaj utrzymania normy. Wypowiedział je, bo musiał. Odhaczył swoją część zadania — tak wypadało, tak było lepiej. Tak brzmiał jak ktoś komu zależy i nawet jeżeli nie mijało się to z prawdą, ona również mówiła w ten raniący sposób, ponieważ jej zależało. Żadne nie wygrałoby walki na obietnice. Odpuścił, ale z postanowieniem, że będzie tu zaglądał, a jeżeli pewnego dnia jej nie zastanie, wymyśli coś, aby zmienić bieg wydarzeń. Wiedząc, że koniec życia nie oznacza końca istnienia łatwiej było nie reagować emocjonalnie. Do których zaświatów trafiłaby Black? Do tych, które ją teraz otaczały czy jednak do swoich, gdzieś w podziemiach przykrytych glebą Salem? Opcje jak horyzont rozciągały mu się przed oczami i nie był w stanie dostrzec ani początku ich listy, ani końca, nieważne który kierunek by wybrał. Domyślał się zresztą, że istniały najróżniejsze warianty. Historia o podróżach była jednym z nich. Wybór, na który padł, niezbyt mu do niej pasował. Była osobą zajmującą określone miejsce. Nawet jej dom w Kinigami zdawał się "konkretny". Tu żyła, tutaj zapuściła korzenie. Tu hodowała owoce i rośliny o nienazwanych kwiatach, tu oswajała dziką faunę, oczyszczała pobliski strumień z gloniastych warstw. Tu budowała swój charakter. Myśl, że miałaby to przełożyć na koczowniczy tryb pulsowała w skroni irracjonalnością. Śmiech cisnął mu się w gardło, chciał pokręcić głową z niedowierzaniem. "Serio? Podróże?" — ale nic takiego nie zrobił. Przypatrywał się spod półprzymkniętych powiek niebu górującemu nad nimi. Blado-złotemu materiałowi rozpostartemu nad koronami drzew, z nielicznymi, kłębiastymi chmurami sunącymi zauważalnie, ale szalenie wolno. Może pomysł Black nie był wcale taki głupi. Może pasował bardziej niż mu się wydawało, choć w rzeczywistości nie robiła nic, aby pokazać, że właśnie tak pragnęła spędzić resztę dni.
Czym była zresztą wędrówka? Wieczną wspinaczką po górskich szczytach, wiecznym szukaniem odrobiny kropli pitnej wody, wieczną gonitwą przed zmrokiem. Brzmiało właściwie jak życie i może o to w tym chodziło. Nie zastanawiał się; nie potrafił jej rozgryźć. Nie potrzebował nawet drążenia tematu. To była jej odpowiedź i jakiejkolwiek by nie udzieliła, jedyne co mógł zrobić to przytaknąć. Kojarzyła meandry dróg z wolnością, bo każdy inaczej taką wolność odbierał. Dla niego nie była związana z żadnym miejscem i brakiem kajdanek na nadgarstkach. Nie określał tym terminem zwykłej możliwości trzaśnięcia drzwiami. To mógł zrobić w byle momencie. Złapać za klamkę, pchnąć ją z całej siły, wypaść z mieszkania i pójść w diabły. Potrzebował bardziej autarkii. Wewnętrznej, psychicznej autonomii, dzięki której działałby bez większego zarzutu. Potrzebował braku zależności od kogokolwiek. Braku dopraszania się o każdy gest, braku przepraszania, byle uzyskać dotyk wpleciony w rude pasma. Dopiero to byłoby przyjemne i oczyszczające. By nie musieć przychodzić i się kajać. Nie musieć przyjmować ciosów. Swoboda kojarzyła mu się z brakiem zdjęć seryjnych morderców oklejających ściany jak szpetna tapeta. Niepodległość to przede wszystkim zdolność zaczerpnięcia tchu w każdej sytuacji zamiast dławienia się swoimi porażkami i wyrzutami kierowanymi przez otoczenie.
Odetchnął głębiej, przymykając sine powieki. Powietrze dalej było przesiąknięte nikotynowym dymem, którego nie cierpiał, ale tym razem postanowił już tego nie komentować. Niezależnie od jego próśb nie był w stanie zniechęcić jej, by się hamowała. Niemal słyszał kolejne strzyknięcie zapalniczki; domyślał się, że lada moment sięgnie po kolejnego papierosa, znów oprze filtr o dolną wargę, zaciągnie się używką. Taki jej wybór.
Wszyscy jakiś mieli.
Po prostu nie każdy celował w dobry.
To jest moja druga szansa — przypomniał po dłuższym milczeniu. Nie otworzył oczu. Nawet mimo ich zamknięcia odczuwał na skórze ciepłe promienie gasnącego słońca. Wkradała się tu sielskość, leniwe rozluźnienie wtłaczane w żyły jak płynny ołów. Miękły ramiona, dłoń ułożona na brzuchu wydawała się dwa razy cięższa do utrzymania. Najchętniej opuściłby ją na deski, zrezygnował z próby operowania nią. Nie była mu teraz potrzebna. — Ludziom wydaje się ciągle, że to złe, jakieś niepożądane. — Ile razy to słyszał? Próbę wskrzeszenia nadziei, że jeszcze są inne możliwości? — Ale to nie tak. — Nigdy ich nie słuchał. — Dostałem swoją alternatywę. Wykorzystuję ją w takiej formie, w jakiej mi są sprezentowano. Bo została stworzona na bazie tego, czego sobie życzyłem, rozumiesz? — Myśleli inaczej, zupełnie odległymi kategoriami. Czasami chciał brać jej stronę. Wierzyć w to w co ona wierzyła. — Jeżeli naprawdę chciałbym tu żyć, właśnie taki byłby mój cel. — Obrócił się. Wyjątkowo powolnie, wpierw okręcając policzek, dopiero później ciało. Legł na boku, z rękoma skrzyżowanymi w nadgarstkach tuż przy jej udzie, z nosem wtulonym w zagłębienie koszulki. Z każdym wdechem nabierał w pamięć jej zapach. — Wolę swoje zakończenie. Będę mógł odpocząć. — Pod powiekami widział twarz Enmy. Jego zaskoczenie przykryte urazem. Zgodę. Czuł powoli, że umysł odpływa. Rytmiczne, niespieszne ruchy palców ugłaskujących odstające kosmyki tylko bardziej go wyłączały.
Sądził, że sen też jest w porządku.

Warui Shin'ya

Hecate Black ubóstwia ten post.

Hecate Black

Sob 2 Mar - 3:06
09.03 2038 roku;
godzina 16:00


  Nie odchodziła przesadnie daleko od domu — jego zarysu nie było już widać zza gęstej zasłony drzew niemniej wciąć znajdował się na tyle blisko, by w razie potrzeby powrót nie przekroczył jakichś dziesięciu minut marszem. Dotychczas szła przed siebie lecz z czasem zaczęła zwalniać; niewielki, wystarczający by zmieścić jej sylwetkę prześwit słonecznego światła zatrzymał szczupłe nogi w miejscu. Barwne ślepia przez chwilę sondowały otoczenie wyraźnie czegoś szukając ale ostatecznie zniknęły za przykryciem powiem. Westchnęła wówczas ciężko, z wyraźnym zmęczeniem znaczącym tony. W skroniach pulsował zalążek migreny której wiedziała, że tego wieczoru się nie pozbędzie.
  Mięśniem zadziałały instynktownie, bez jakiejś większej ingerencji mózgu — kolana zgięły się wpół gdy przyklękała na skąpanej w słońcu ziemi. Leśne poszycie okazało się zaskakująco suche jak na porę roku, postanowiła więc przysiąść na chwilę, na głupie pięć minut podczas których być może zdarzyłby się nagły cud i nie czułaby się jak rozjechany na poboczu kot — tylko na chwilę, nie prosiła o zbyt wiele. Plecy opadły na usiane mchem podłoże w przeciągu kilku następnych sekund; długie, pełne naturalnych skrętów włosy rozsypały się dookoła jak powoli pożerający suchą trawę ogień. Nim zdążyła choćby uchylić usta, para bardzo intensywnych ślepi już wisiała nad jej twarzą. znalazł się tuż obok bez przywołania i w sumie dobrze, cieszyła się, że nie pozwolił młodzieńczym zapędom zwyciężyć i zawrócił, gdy na dłużej zabrakło jej obok. Ciepły język smagnął dziewczęcy policzek, co skomentowała krótkim parsknięciem. Nim jednak zdążyła unieść dłoń do kudłatego łba coby zmierzyć kosmatą sierść, pies już odbiegał przed siebie. Znów westchnęła dając sobie jeszcze kilkanaście długich sekund przed zmuszenie mięśni do wstania z ziemi i kontynuacji spaceru, który okazał się wcale nie tak przyjemny i poprawiający samopoczucie jak początkowo zakładała.




Taras za domem - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Seiwa-Genji Enma and Sugiyama Nobuo szaleją za tym postem.

Sugiyama Nobuo

Sob 9 Mar - 20:08
W leśną scenerię został wciśnięty przypadkiem, bo nie planował aż tak długiej wędrówki. Nie planował również odłączenia się od głównej ścieżki, która przez znaczną część czasu była dla niego jedynym, cokolwiek znaczącym punktem. Doskonale wiedział, że dokądś prowadziła i trzymanie się było najrozsądniejszą rzeczą, jaką mógł zrobić. Co zatem poszło nie tak? Dlaczego zdecydował się obrać inny cel podróży? Czy w ogóle miał jakikolwiek cel?
    Najbardziej zalesione fragmenty Kinigami od niedawna stały się miejscem, do którego wracał coraz częściej. Jego wiecznie zapracowany, zwykle skupiony na kilkunastu rzeczach jednocześnie umysł potrzebował ciszy, której nie był w stanie sobie zagwarantować w mieście. Nawet gdy próbował odseparować się od otaczającego go świata pośród swoich czterech ścian, to i tak zawsze pojawiało się coś, co potrafiło zaburzyć całą, skrupulatnie budowaną atmosferę. Towarzyszące temu zniesmaczenie potrafiło ciągnąć się za nim naprawdę długo, dlatego postanowił poszukać innych rozwiązań. Jednym z tych, które idealnie trafiło w jego gusta były samotne, leśne wędrówki. Podczas takich spacerów potrafił odciąć się od wszystkiego wokół. Dopuszczał do siebie jedynie dźwięki natury, które działały nie niego niezwykle kojąco.
    Nie okłamywał się, że wszystko jest dobrze, gdy w zasięgu wzroku nie było już udeptanej ścieżki, którą jeszcze chwilę wcześniej podążał. Potrafił spojrzeć prawdzie w oczy i nie miał zamiaru się okłamywać. Od razu zatrzymał się, żeby uważniej rozejrzeć się dookoła – przecież nie mógł zgubić się tak łatwo... Miał do siebie wewnętrzny żal, że pozwolił sobie na tę chwilę nieuwagi. Ale nie myślał nad tym zbyt długo, zdecydowanie bardziej wolał działać. Niebo było jeszcze jasne, ale zdawało się szarzeć z każdą sekundą – wkrótce miało zrobić się ciemniej, a wtedy szanse na odnalezienie drogi powrotnej drastycznie spadną. Nie znał tych terenów zbyt dobrze, był tylko niewyróżniającym się na tle innych mieszczuchem, który nigdy wcześniej nie zatracał się w leśnych gęstwinach.
    Ciemna maska zasłaniająca usta skutecznie skrywała jego już i tak oszczędną mimikę, chociaż jego chłodne spojrzenie zdawało się mówić o nim zdecydowanie więcej. Na pewno nie był zadowolony, bo cała sytuacja przybrała nieoczekiwany tor. Ale nie było w nim widać żadnej rezygnacji – wręcz przeciwnie, bo w niebieskich oczętach tlił się płomyk, który zdradzał jedynie tyle, że determinacja, którą w sobie nosił miała dopiero zapłonąć prawdziwym płomieniem.
    Ruszył przed siebie nagle, jak robot, w systemie którego pojawiła się nowa, priorytetowa komenda. Wiatr bawił się materiałem jego przydługiego płaszcza. Nie ociągał się, gdy przedzierał się przez kolejne zarośla i krzewy. Nie miał pojęcia dokąd zmierza, ale wiedział też, że nie może pozostać w miejscu. Jego głównym celem było odnalezienie jakiegoś punktu orientacyjnego, czegoś, co pozwoliłoby mu lepiej określić swoje położenie. W międzyczasie oczywiście spróbował skorzystać z nawigacji, która nie była zbyt precyzyjna i pokazała mu jedynie obszar, w którym się znajdował – był oczywiście po środku niczego, tak jak obstawiał. Wszędzie wokół kropki rozprzestrzeniała się zieleń, bez jakichkolwiek znaczących, nazwanych punktów.
    Przedarł się przez następne zarośla bardzo szybko, wyłaniając się z nich wyjątkowo nieostrożnie, jakby był pewny, że nie napotka w tym lesie żywej duszy. Jakie było jego zdziwienie, gdy czujne oczy dostrzegły nieopodal zarys czerwonowłosej postaci. Od razu zastygł w bezruchu, mając nadzieję, że jego ciemne ubrania pozwolą mu chociaż trochę wtopić się w krajobraz lasu. Chciał pozostać niezauważony, nawet jeśli zdawał sobie sprawę, że szanse na to są nikłe. Dlatego nie wiedząc z kim ma do czynienia zdecydował się sięgnąć po skalpel ukryty w jednej z wewnętrznych kieszeni płaszcza. Palce sztywno zacisnęły się na rękojeści małego ostrza, które pozostało w ukryciu – w szerokim, nieco przydługim rękawie.
    Mrugnął kilkukrotnie ślepiami – dla pewności. Postać była prawdziwa, poruszała się. Jeśli go widziała i była w stanie dostrzec jakieś szczegóły, to śmiało mogła go wziąć za jakiegoś rabusia. Ciemny strój, zakryte usta i to, z jakiego miejsca się wyłonił mogło pobudzić zmysły.


Sugiyama Nobuo

Hecate Black and Orville Lacenaire szaleją za tym postem.

Hecate Black

Nie 10 Mar - 1:15
  Wciąż było chłodno. Im dalej w las tym bardziej żałowała, że nie wzięła nic na ramiona. Mimo otulającego skórę słońca czuła również śmigające po niej zrywy chłodnego, marcowego wiatru; co jakiś czas podrywał długie włosy sprawiając, że mieniły się więcej niż jednym odcieniem czerwieni — równie efektownie musiałoby wyglądać zobrazowanie bitwy mającej miejsce tu na miejscu, bardzo blisko bo pod warstwą kości chroniącej mózg. Migrena atakująca wpierw tylko skronie a chwilę później i całą głowę nie była stała. Pulsowała figlarnie wpierw cichnąc niemal całkowicie tylko po ty, by kilka, może kilkanaście sekund później powrócić w najpaskudniejszym przytupem na jaki było ją stać. W takich momentach wzrok mimowolnie opadał do wypisanych na przedramionach imion, do okalającej ich siateczki nienaturalnie ciemnych żył.  
  Wulgaryzm długo kłębił się na ustach aż w końcu znalazł ujście w postaci nie tyle bluzgu, co wściekłego warknięcia.
  Może to pies, jeden z dwóch które gdzieś tu dookoła niej biegały.
  Zęby zgrzytnęły o siebie niespodziewanie we wściekłym grymasie. Chrzanić — pomyślała wyłuskując pomięte opakowanie papierosów z kieszonki w spodenkach. Jedno stuknięcie w pomarszczony papier odgięło wieczko na tyle, by miękkie ust objęły jeden z niewielu już pozostałych filtrów. Przystanęła wtedy na chwilę; palec przemknął swobodnie po chropowatym kole metalowego zippo — to ocierając się o świeżo wymieniony krzemień wznieciło drobny płomyk od którego dziewczyna w kolejnej sekundzie odpalała końcówkę fajki. Urodziwą twarz spowił szary kłąb dymu tak bardzo kontrastującego z nad wyraz żywo ubarwionego otoczenia. Pora roku nie była jeszcze odpowiednia by otoczenie nakrapiało tyle kolorów, całą robotę robiły plamy słońc przebijające się miedzy dziurami w koronach drzew. Opadając na poszczególne elementy leśnego podszycia wyciągały z przytłumionych porą roku ocieni skrytą pod wilgocią głębię — w przepastnej zieleni mchów nagle odnajdywały się pastele malutkich grzybów, pnie drzew oprószyły plechy lawirujące od żółci, przez pomarańcze aż do beży, nawet w bardziej podmokłych elementach, gdzie kałuże wciąż nie wyschły do końca, pond błotnistą warstwę wystawała uszczypnięta czasem biel pozostawionych przed zimą kości.
  Coś w tle strzeliło, może jakaś gałąź, może coś zupełnie innego. Nie przejmowała się tym szczególnie, już nazbyt przyzwyczajona do niepokojących odgłosów. Stała cały czas nieruchomo, zbyt wpatrzona w to, jak podrapana już nieco powierzchnia zapalniczki wyłapuje drobny blask słońca. Dopiero nagłe, bardzo donośne krakanie zadarło podbródek w górę — dwubarwne tęczówki błądziły chwilę po gałęziach w końcu jednak natrafiając na wyraźny zarys masywnego kruka.  Koralikowate ślepi wydawały się zaglądać wprost do duszy Black, a gdy znajome ptaszysko zatrzepotało skrzydłami poprawiając ich ułożenie, ona zmarszczyła nieznacznie brwi, w końcu obracając twarz na bok. Wtedy też dostrzegła to, na co starały się zwrócić jej uwagę zwierzęta którymi się opiekowała. Pierwszym co przykuło uwagę był ubiór nieznajomego — jego dobór dopasowany do spędzania czasu w Kinigmi przywodził wyobraźni wiele rozmaitych obrazów z których żaden nie spełniał warunków sielankowej opowieści. Przygarbiona sylwetka wychylając się otulających ciało krzewów, po środku tak naprawdę niczego. Black nie marnowała czasu na snucie niepotrzebnych scenariuszy, zamiast tego wpierw obracając się przodem do nieproszonego gościa (był u niej, te tereny należały do niej), później zaplatając ręce na piersi — w jednej z nich wciąż tkwił tlący się papieros. Zaciągnęła się nim ponownie nim z ust padły jakiekolwiek słowa.
  — Are you lost, baby girl? — Angielski akcent z łatwością prześlizgnął się przez usta, w połączeniu z osobliwą urodą dziewczyny nie było mowy, by była rodowitym mieszkańcem Japonii. Jeden z kącików ust podwinął się ku górze w parszywym uśmiechu, choć ślepia pozostały niezmiennie zmrużone, wciąż tak samo czujne. — Ludzie odradzają spacerów po Kinigami tuż przed zmrokiem — dodała po chwili, tym razem płynnie przechodząc do język, w którym raczej na pewno powinien ją zrozumieć bez problemu. Siedzący wysoko między drzewami kruk zleciał niżej; znalazł sobie wygodnej miejsce na kolejnym przewalonym pniu tuż obok dziewczyny. Widać było, że się jej nie obawiał, bo w pewnym momencie obrócił ciemny jak sama noc łeb właśnie ku niej, całkiem jakby w niewzruszonym licu oczekiwał instrukcji do działania.

@Sugiyama Nobuo



Taras za domem - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Seiwa-Genji Enma and Sugiyama Nobuo szaleją za tym postem.

Sugiyama Nobuo

Wto 19 Mar - 20:07
Stał nieruchomo jak wbity gdzieś po środku pól uprawnych strach na wróble – tylko wiatr chwytał za ciemne skrawki jego ubrań, powodując jakikolwiek ruch na tle wzburzonych, liściastych fal. Zastygł jak dopiero co wyjęta z formy figura z dłonią wciąż zaciśniętą na drobnym, chirurgicznym ostrzu, jakby te było jego boskim atrybutem. Czuł się znacznie pewniej, gdy między palcami wyczuwał chłód metalowego skalpela. Prawie jak podczas operacji, w dobrze oświetlonej sali, pochylony nad sylwetką pacjenta. W takich sytuacjach potrzebny był zaledwie jeden, zdecydowany ruch. Drobne rozcięcie potrafiło zalać szkarłatem skórę bardzo szybko.
    Zmrużone ślepia wodziły za nią wzrokiem – tą tajemniczą sylwetką wyróżniającą się na tle leśnego krajobrazu. Czerwieni, z którą konfrontował się wzrok nie można było pominąć. Nawet na chwilę nie zlekceważył tej ostrzegawczej barwy. W tamtym momencie był gotowy na wszystko – w każdej chwili mógł ruszyć się z miejsca, nieważne czy zdecydowałby się na atak, czy zryw w pobliski gąszcz. Po prostu był gotowy, wszystkie mięśnie miał napięte i mógł wystrzelić jak napięta proca.
    Ale nie zrobił tego – celowo przeciągał tę chwilę, testując granice wytrzymałości otulającej ich ciszy. Ciszy, którą w tak łatwy sposób można było zgruchotać.
    Bardzo szybko zrozumiał, że jego przewaga przeminęła z wiatrem – to on dostrzegł (jak się okazało) nieznajomą pierwszy, mógł zatem zareagować jako pierwszy. Jednak kiedy jej twarz zwróciła się w jego kierunku wszystko stało się jasne, mógł zapomnieć o swojej przewadze. Nie był do końca pewny gdzie się znajduje, miał problem z ustaleniem swojej dokładniej lokalizacji. W razie jakiejkolwiek bezpośredniej konfrontacji prawdopodobnie musiałby uciekać. Byle jak najdalej. Ale starał się o tym nie myśleć, dlatego maksymalnie skoncentrował się na dziewczynie.
    Nie zareagował na słowną zaczepkę. Zadane w języku angielskim pytanie zrozumiał – nie zdołało go jednak wytrącić z równowagi. Odbiło się od niego albo chybiło. Olał je, uznając za wyjątkowo absurdalne i najmniej ważne. Wolał uważniej przyglądać się jej twarzy, na której kwitł szyderczy uśmiech. Gdyby nie maska zakrywająca jego usta to prawdopodobnie odpłaciłby się tym samym. Czuł, że nieznajoma próbuje go wciągnąć w jakąś grę – zgoda, oznaczałaby, że zgadza się na jej reguły.
    To niedorzeczne.
    Kiedy usłyszał jej stwierdzenie postanowił zirytować ją kompletną ignorancją. Chciał jej pokazać, że rzucane przez nią słowa porywa wiatr. Dźwięki rozczłonkowywały się o pnie pobliskich drzew, były pozbawione jakiejkolwiek mocy. W jego oczach nie znaczyły nic. Był gotowy jak nigdy, osiągnięcie takiego skupienia miał naprawdę dobrze wyćwiczone. Nie miał zamiaru się bać, nawet jeśli naturalne odruchy w początkowej fazie mówiły co innego. Ale potrafił pochować pierwotną obawę. Zawsze tak robił, to były lata praktyki.
    Kątem oka dostrzegł psa, błąkającego się w pobliżu nieznajomej. Początkowo zignorował kruka, ale gdy ptaszysko podleciało bliżej dziewczyny poczuł, że coś jest nie tak. Wydawać by się mogło, że łączy ją z ptakiem jakaś więź.
    Jego łeb przechylił się delikatnie – postanowił wyciągnąć pierwszą kartę.
    — Miałem kiedyś fretkę — zaczął naprawdę spokojnie, choć głos miał odrobinę zachrypnięty. Brzmiał tak, jakby zastygłe gardło potrzebowało chwili rozruchu, by zacząć działać na pełnych obrotach. — Ale mnie ugryzła, więc skręciłem jej kark.
    Mogła to traktować jako ostrzeżenie. Nie miałby żadnych hamulców, gdyby którekolwiek ze zwierząt ruszyło w jego kierunku, co do tego nie było żadnych wątpliwości.
    — Palenie szkodzi zdrowiu, nie tylko twojemu.
    Umoralniał, jak na lekarza przystało.

Sugiyama Nobuo

Seiwa-Genji Enma, Hecate Black and Arihyoshi Hotaru szaleją za tym postem.

Hecate Black

Sob 30 Mar - 14:29
  Wiatr zrywał się powoli acz bardzo wyraźnie. Gdy rozpoczęła swój krótki spacer skórę muskały jedynie niegroźne liźnięcia — przeplatały co prawda mięśnie drobnymi dreszczami wywołanymi zimnem lecz wtedy jeszcze nie były na tyle inwazyjne by zmusić kończyny do powrotu. Teraz trzaskały gałęziami w złowrogiej zapowiedzi ulewy; suchość skrzypiącego pod butami runa miała pozostać już tylko kwestią czasu.
  Sama również przechyliła delikatnie głowę na bok, gdy nieznajomy zaczął mówić. Zaczęło się nawet nienajgorszej, po pierwszych słowach była nawet gotowa udzielić mu kredytu zaufania, bo skoro opowiadał o zwierzętach, to nie mógł być taki zły. Problem w tym, że na tym nie skończył, a im dalej brnęło się w krótką historyjkę, tym bliżej siebie przesuwały się zmarszczone brwi. Nie wyglądała na wściekłą, w zasadzie delikatnie przemodelowane lico przedstawiało jedynie dozę niezadowolenia. Nie mógł wiedzieć, że postawił stopę na bardzo grząskim gruncie, przecież się nie znali. To po nienaturalnym błysku rozświetlającym tęczówki o dwóch różnych barwach mógł poznać, że trafił w czuły punkt.
  — Znalazłam kiedyś szczenię wilka — zaczęła, głosem równie konspiracyjnym co on sam przed chwilą. Nie spuszczała go z oczu przez cały ten czas, również w momentach, gdy porywane wiatrem włosy unosiły się do poziomu jej twarzy, przesłaniając ją częściowo kolorem płomieni; zmrużone ślepia pozostały martwo wręcz nieruchome. — Miało może 5 miesięcy. Gdy pewnej nocy spało przy łóżku, nasz sąsiad przyszedł do mojego pokoju z nożem. Stracił kilka palców i czucie w całej ręce. Zwierzę było wściekłe. Niedobre i pełne złości ale lojalne, więc zostało ze mną.
  Opowieść za opowieść. Pogoda musiał uznać wymianę za niesprawiedliwą, bo gdy tak skupiali się na samych sobie, otoczenie przeszyła szarość zachodzących chmur — były ciemne i ciężkie od utrzymywanego w puchu deszczu, nie dało się ich pomylić z niczym innym. Ich nadejście nie tylko zmieniło koloryt lasu, ale i nadało mu oziębłej aury — nabierało się wrażenia jakby ciemność powoli pożerająca każde z drzew próbowała ostrzec przed swoim nieuniknionym nadejściem. Wszystkie jeszcze przed momentem wyodrębnione dzięki drobnym plamom słońca barwy poznikały przytłumione mizernością.
Kruk zakrakał niespodziewanie, przerywając ciężką wręcz cisze między zdaniami; odgłos jaki z siebie wydał brzmiał nad wyraz donośnie, całkiem jakby pod dziób podstawiono mu odpowiedni wzmacniacz. Dźwięk poniósł się głuchym echem w las, odbijał od każdego z pni nabierając przy tym mocy by brnąć dalej naprzód. Ptasi łeb przechylił się n bok, by w koralikowatym oku odbić zmniejszony obraz postaci mężczyzny.
  — We all have to die of something, might as well enjoy the ride — odparła, najwyraźniej czerpiąc już odpowiedzi z przyzwyczajenia wobec reprymend. — Jednych rak pożera latami, drugich zabiera jedna pomylona droga. Los bywa aż tak przewrotny.
  Pierwsza gruba kropla deszczu spadła z nieba równie kapryśnie. Wydawało się, że roztrzaskała się na przewalonym pniu idealnie pomiędzy ich dwójką. O ile ona jedna nie zwróciła uwagi dziewczyny, tak kolejne powoli opadające spomiędzy koron drzew już tak. Czuła jak długie pasma czerwonych włosów orz ubrania mokną nieubłaganie od wciąż jeszcze spokojnej mżawki. Podejrzewała, że było jedynie kwestią czasu aż przeobrazi się w zasłonę tak intensywnego deszczu, że jego moc zniekształcała obrazy.
   — Możesz błąkać się dalej albo pójść ze mną. W obu przypadkach ryzyko powinno być podobne, wybór należy do ciebie, nieznajomy — Nie uśmiechała się już, w zasadzie nawet na niego nie patrzyła, bo gdy kończyła mówić twarz miała już obróconą w przeciwnym kierunku. Kruk siedzący dotychczas nieruchomo podleciał naprzód, by zająć miejsce na ramieniu dziewczyny. Szczenię również ruszyło naprzód, idąc krok w krok tuż przy nodze właścicielki. Dom był niedaleko, lecz była coraz bardziej przekonana, że nawet krótki dystans nie uchroni żadnego z nich przed coraz bardziej nabierającym dynamiki deszczu.




Taras za domem - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Sugiyama Nobuo, Arihyoshi Hotaru and Mamoritai Akari szaleją za tym postem.

Sugiyama Nobuo

Nie 7 Kwi - 12:37
Nie brakowało mu wytrwałości, wciąż trzymał się swoich początkowych ustaleń. Demonstrował swój upór – był prawie pewien, że nawet huragan nie byłby w stanie ruszyć go z miejsca. Wytrwałby ile trzeba, nawet jeśli mijające sekundy zdawały się ciągnąć jak powoli odrywane przez drapieżnika od reszty ciała ścięgna. Choć w tym zestawieniu ciężko było nazwać którekolwiek z nich oprawcą lub ofiarą – oboje niebezpiecznie balansowali gdzieś pomiędzy. I może wcale nie musieli obstawiać się za żadną ze stron. Ich miejsce było pośrodku, bo sytuacja mogła bardzo szybko się zmienić, gdy po drugiej stronie barykady stał nieznajomy, którego intencje pozostawały w dalszym ciągu nieznane.
    Wydawało mu się, że dostrzegł w jej spojrzeniu coś niezdrowego – miałby większą pewność, gdyby stali nieco bliżej siebie, ale zachowanie bezpiecznego dystansu było dla niego priorytetem, czymś dużo ważniejszym niż odpowiednie dostrzeżenie zachodzących w nastawieniu nieznajomej zmian. W razie jakiegokolwiek nagłego ruchu to właśnie odległość pozwoliłaby mu na sprawną ucieczkę.
    Szybko zrozumiał to, co miała mu do przekazania. Między nią, a zwierzętami znajdującymi się wokół była więź – niewidzialna nić, której w pierwszej chwili nie zdołał dostrzec. To przez wcześniej wypowiedziane przez niego zdanie zdecydowała się powiedzieć o szczenięciu. I to właśnie dzięki tej opowieści zrozumiał. Ale miał nadzieję, że do niej trafił jego przekaz – był gotowy niemalże na wszystko. Bez zawahania przebiłby ostrzem atakujące zwierzę. Celowo nakreślił granicę, której miała nie przekraczać.
    Czas mijał nieubłaganie, nie dało się go zatrzymać choćby na chwilę. Wraz z utraconymi sekundami zmieniało się też otoczenie. Wiatr zdawał się przybierać na sile, a wszechobecna szarość pochłaniała coraz więcej terenu. Było ponuro, coraz ciemniej. Z brudnych kłębów unoszących się nad ich głowami spadły pierwsze krople brudnego deszczu. Ziemia zmieniała się w błoto, w którym wkrótce mogli ugrząźć. Powoli do nozdrzy dochodził zapach wilgoci, a grube ubrania przemakały.
    „(..) drugich zabiera jedna pomylona droga.”
    Zrozumiał tę aluzję, bardzo łatwo przyszło mu umiejscowienie siebie w tej sytuacji, bo to właśni on mógł być tym, którego „zabrała pomylona droga”. Podczas tej podróży był wyjątkowo nieuważny. Nie był nawet do końca pewny co zajmowało jego myśli, ale po prostu dał się na chwilę rozkojarzyć i zbłądził. Kiedy ponownie otworzył oczy, dróżka, którą podążał chwilę wcześniej zdawała się zacierać, znikać. To zbiło go z tropu. Odbił w bok, wychodząc prosto na nią – czerwonowłosą nieznajomą.
    Zmrużył oczy, kiedy usłyszał jej propozycję. Nie przepadał za wędrówkami w taką pogodę, nawet jeśli był przyzwyczajony do cięższych warunków. Wolną dłonią przetarł już wilgotną twarz, poświęcając szczególną uwagę oczom i zaklejonym rzęsom. Mrugnął kilkukrotnie, rozchyliwszy delikatnie usta. Nie chciał tego przeciągać – w tej sytuacji dziewczyna mogła być jego jedyną szansą. Nie znał tych terenów, nie był pewny w którą stronę powinien się udać, więc postanowił jej zaufać. Połowicznie, w pogotowiu wciąż miał skalpel skryty w przydługim rękawie, ale miał nadzieję, że nie będzie musiał go używać.
    — Pójdę z tobą — powiedział na tyle głośno, by jego głos wyraźnie przebił się przez stukot spadających z nieba kropel. Od razu przyspieszył też kroku, żeby ją trochę dogonić. Stale uważnie obserwował otoczenie, skupiając się głównie na jej zwierzętach. To mógł być podstęp, może wystarczył jeden ruch dłoni, by chowańce się na niego rzuciły. Niczego nie mógł być pewny i właśnie na tym polegała jej przewaga. On był nieświadomy, zagubiony, na jej łasce. A ona? Mogła wodzić go za nos, prowadzić na swój teren, by wykorzystać najmniej spodziewany moment. — Nie próbuj żadnych sztuczek, proszę.
    Proszę wybrzmiało gardłowo. Wiedział do czego jest zdolny, gdy sytuacja robiła się nieciekawa.
    Szedł kilka metrów za nią – żeby mieć na wszystko pogląd. Nie wiedział nawet w którym momencie w tle zarysowała się konstrukcja budynku. To tam mieszkała.

Sugiyama Nobuo

Hecate Black and Raikatsuji Yuzuha szaleją za tym postem.

Hecate Black

Czw 6 Cze - 18:33
  Gdy ulewa raz nabrała tempa, nie było już odwrotu ani świata widocznego zza ściany grubego deszczu — szara zasłona zniekształciła całe otoczenie i tylko dzięki wyrytej w pamięci drodze dziewczyna wiedziała gdzie powinna dalej iść. Nie wątpiła, że gdyby trafił na taką pogodę bywając w Kinigami tylko na krótkich spacerach bądź przelotem, to straciłaby orientację w terenie w przeciągu kilku marnych sekund.
  Rude pasma przykleiły jej się do buzi, musiała poruszyć ramieniem chcąc zgarnąć je wszystkie na bok by nie przeszkadzały, przez co kruk który mókł tak samo jak ona poderwał się w powietrze, lecąc w kierunku domu; nawet głośny trzepot jego skrzydeł nie był w stanie zgłuszyć odgłosów trwającego sztormu — kwestią czasu było aż pociemniałe do głębokiego granatu niebo rozjaśni skomplikowana pajęczyna piorunów. Groźba pozostania w lesie w takich warunkach nie wydawała się jednak aż tak onieśmielająca, gdy zarys czarnych jak smoła ścian domu coraz bardziej wybijał się na tle ponurego pleneru. W zasadzie to wcale nie wyglądał zachęcająco w obecnych warunkach, sprawiał wrażenie miejsca wyjętego prosto z filmu grozy, jednego z tych, do których główny bohaterowie pod żadnym pozorem nie powinni wchodzić, najlepiej by w ogóle na niego nie patrzyli. Odwrót byłby jedynym rozsądnym wyjściem. Dziewczyna szła jednak naprzód bez zastanowienia, musiała więc wiedzieć, co robi? Nawet drepczące tuż obok, całkowicie przemokłe szczenię wysforowało naprzód; zniknęło im z oczu w przeciągu szybkich sekund, scalając się z deszczową zasłoną w jedno — wyglądał jak rozpłynięta fatamorgana zmęczonego podróżą umysłu. W tamtym momencie nic nie wydawało się realne, ani ten obfity deszcz, ani twardo stojący na gruncie dom, ani tym bardziej jadowita czerwień jej włosów, która intensywną barwą odznaczała się na szarym tle aż nazbyt wyraźnie. Chodząca abstrakcja, figiel upleciony rękoma przeklętego lasu i nałożony na łeb ciężarem korony.
  Czuła, jak mimo lodowatego deszczu oba przedramiona drżą od przejmującego ciepła. Nie musiała na nie spoglądać by znać powód, nie musiała również podwijać rękawów koszulki by wiedzieć, że gorąc bił od pociemniałych kontraktów. Był pewna, że gdyby odkleiła mokrą tkaninę z rąk byłaby w stanie ujrzeć pulsowanie uwydatnionych, czarnych jak smoła żył — kłębiły się wokół dwóch imion jak tknięte kijem gniazdo wściekłych węży. Uniosła tylko dłoń do skroni, dotykając jej w nadziei, że to magicznie odejmie z niej tłukącą się pod czaszką migrenę. Musiała odetchnąć głębiej, bo gdy wreszcie znaleźli się przy wejściu na taras, obraz przed oczami wirował z mocą uruchomionego śmigła helikoptera. Czekający u u drobnych schodków szczeniak zadarł łeb, otulając dziewczęcą sylwetkę zmartwionym spojrzeniem.
  Znów nabrała powietrza w płuca, wchodząc nie bez trudności na te kilka marnych stopni. Dopiero dotarłszy głębiej za rozsunięte drzwi przysiadła na przeciwległej do wejścia ławce, postanawiając dać sobie moment aż miną zawroty. Chwilowo nie liczyły się pozostawione na podłodze mokre ślady ani wilgoć ubrań klejących się do ciała. Pochyliła się nieco naprzód, wpierw wspierając łokcie na udach, później czoło na wnętrzu dłoni.
  Młody pies uniósł wzrok jasnych oczu na nieznajomego — sprawiał wrażenie jakby samym spojrzeniem próbował coś mu przekazać.

@Sugiyama Nobuo



Taras za domem - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Mamoritai Akari ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku