| kontynuacja stąd
- Nie chciałam, żebyś pomyślał... - poruszyła wargami, na których pogłębiła się suchość - że o Tobie zapomniałam - kąciki ust, lekko spękane, uniosły się, naciągając cieniutką skórę. Odetchnęła niewyraźnie, przymykając i otwierając na powrót powieki, które zdawały się nieprzyjemnie klejące, a ktoś złośliwy sypnął jeszcze piaskiem. Z trudem przełknęła ślinę, starając się nie drażnić piekącego gardła bardziej. Prze kilka chwil, ból rozlał się nieprzyjemnie, obejmując ciało aż po blade koniuszki zwiniętych na pościeli palców. Przez zwiniętą niemal w embrionalnej pozycję, wyglądała na jeszcze mniejszą. Skóra zdawała się cieńsza, bladością w niektórych miejscach zmieniając się w półprzeźroczystość, niemal jak u świeżo urodzonych kociąt. Dopiero zetkniecie z chłodem męskiej dłoni, rozbudziła się w niej świadomość, wynurzając z samopowtarzalnie błędnego koła.
Poruszyła nieznaczenie głową, co w założeniu miało sygnalizować potwierdzenie. Koszmar brzęczał niełaskawie w głowie, wypychając na powierzchnię kolejne urwane fragmenty nocy, od której wszystko się zaczęło. Był nawet moment, że wzrok zamazał się mgłą, a źrenice zadrgały nieprzytomnie, bo cień przeskoczył pomiędzy tęczówkami, jak płomyk świecy. Zniknął po chwili, gasząc rozkojarzenie, rozbudzone ponownie przez dźwięczność głosek, tak przyjemnie splatanych w wyrazy. Pytanie.
- A może to nie koszmar. Sen tylko?... - zmrużyła powieki, usta wygięły się smutno. Na twarzy zawitał cień - nie umiałam mu pomóc, chociaż tak bardzo wołał. Prosił - oczy rozszerzyły się, źrenice błysnęły jaśniej szklistej czerni - on umierała. Coś go krzywdziło - spróbowała się unieść - i tam, tam była wielka dziura i... - urwała, bo ból rozjarzył się niczym dzwon obijany wewnątrz czaszki. Nie umiała sobie przypomnieć i... - Nie umiałam mu pomóc - powtórzyła jeszcze raz, żałośnie, z ciężko osiadającą na barkach winą. czując jak igły bólu wbijają się wewnątrz gardła od zacisku i łez, które zapiekły w kącikach oczu. Im bardziej chciała powstrzymać płacz, tym nacisk w skroni nasilał się, nie pozostawiając wątpliwości, jaki byłby finał. Z westchnieniem i urwanym nagle szlochem, skuliła się, pozwalając, by obróciwszy policzek w stronę zmiętej pościeli, zwilżyć materiał słoną dawką płynących łez. Skupianie na więcej niż jednej rzeczy, wymagało wysiłku, a w wymęczonym chorobą ciele siły kurczyły się.
Wyburzała się do świadomości za każdym razem, gdy powietrze rozbrzmiewało melodia głosu, który rozpoznawała natychmiast. Chwytała się go, jak wyciągniętej ku tonącemu ręki. Zamrugała wolno, rozmazując wierzchem dłoni wilgoć przy oku - W kuchni, szafka... nie. Na stole teraz - przypomniała sobie, że wdrapywała się na stołek, by wyciągnąć apteczkę z tej najwyższej półki. Musiała pamiętać, że powinna znaleźć jej inne, bardziej dostępne dla niej miejsce. I niedostępne jednocześnie dla kota. I niemal jak na wołanie, kocur wbiegł do pokoju, wskakując bezpośrednio na łózko, bezpardonowo układając się za plecami Carei, która mruknęła niewyraźnie, powtórzone jednak głośnie, gdy starała się utrzymać wzrok na sylwetce Sory i uśmiechu, który tak jaśniał ciepłem - Cieszę się, że jesteś - wydusiła z wdzięcznością i wraz z rozmazującym się obrazem, przymknęła zmęczone powieki, uśmiechając się, gdy wyraźniej owiała ją woń kwiatów. Na granicy spojrzenia, dostrzegła jeden z dawno nieużywanych wazonów i bukiet, który rozmazywał się kolorem, jak gdyby ktoś za każdym razem pociągał płatki maźnięciem pędzla.
Czas zakrzywiał się, bo zdawało się, że sekundę po tym jak znowu rozchyliła powieki, kota nie było w pobliżu, za to był znowu Sora. Rozchyliła usta, w pytaniu - kiedy przyszedł, ale zamknęła je równie szybko, gdy materac łóżka ugiął się pod siadającym obok chłopakiem - Tylko pić - poprosiła, starając się pomóc przyjacielowi, gdy podciągnął ją wyżej, podsuwając pod plecy poduszki. Wsparła głowę na barku chłopaka, zapierając się skronią, dłoń prostując, jakby byłą w stanie utrzymać wyprostowane ciało dłużej. Sięgnęła drugą ręką za kark, do splecionych, chociaż potarganych włosów, które wilgotnymi nićmi owijały się wokół szyi.
Z ulgą przyjęła wodę, powoli przełykając kolejne porcje, nie zważając, gdy bokiem, przez brodę, popłynęła strużka, która zniknęła finalnie gdzieś w koszulce. Odetchnęła krótko, gdy naczynie wróciło na stolik, ale na wspomnienie o jedzeniu, skrzywiła się, czując skurcz w żołądku - nie, niedobrze mi - poskarżyła żałośnie - ...jak zwymiotuję, to wróci migrena - odwróciła nawet głowę - naprawdę nie dam rady - dodała przepraszająco, słabo.
- Czy... możesz nakarmić Jiro? - poruszyła się, wracając spojrzeniem do tego jasnego - mokrego mu nie dawałam ostatnio - przygryzła wargę, czując, jak robi się jej bardziej gorąco. I chociaż winę ponosiła gorączka, robiło jej się bardziej słabo na myśl nieporządku, jaki wokół siebie miała - przepraszam, chciałam się tym zająć... jak poczuję się lepiej - było jej głupio, ale wstyd rozmywał się w osłabieniu. I mimo wszystko - był przy niej przyjaciel, ktoś, kto był jej bliski wystarczająco, by pozwoliła się widzieć w takim stanie. Słaba, bezbronna i niemal całkowicie zależna od oferowanej pomocy.
- Dziękuję.
@Asagami Sora
- Nie chciałam, żebyś pomyślał... - poruszyła wargami, na których pogłębiła się suchość - że o Tobie zapomniałam - kąciki ust, lekko spękane, uniosły się, naciągając cieniutką skórę. Odetchnęła niewyraźnie, przymykając i otwierając na powrót powieki, które zdawały się nieprzyjemnie klejące, a ktoś złośliwy sypnął jeszcze piaskiem. Z trudem przełknęła ślinę, starając się nie drażnić piekącego gardła bardziej. Prze kilka chwil, ból rozlał się nieprzyjemnie, obejmując ciało aż po blade koniuszki zwiniętych na pościeli palców. Przez zwiniętą niemal w embrionalnej pozycję, wyglądała na jeszcze mniejszą. Skóra zdawała się cieńsza, bladością w niektórych miejscach zmieniając się w półprzeźroczystość, niemal jak u świeżo urodzonych kociąt. Dopiero zetkniecie z chłodem męskiej dłoni, rozbudziła się w niej świadomość, wynurzając z samopowtarzalnie błędnego koła.
Poruszyła nieznaczenie głową, co w założeniu miało sygnalizować potwierdzenie. Koszmar brzęczał niełaskawie w głowie, wypychając na powierzchnię kolejne urwane fragmenty nocy, od której wszystko się zaczęło. Był nawet moment, że wzrok zamazał się mgłą, a źrenice zadrgały nieprzytomnie, bo cień przeskoczył pomiędzy tęczówkami, jak płomyk świecy. Zniknął po chwili, gasząc rozkojarzenie, rozbudzone ponownie przez dźwięczność głosek, tak przyjemnie splatanych w wyrazy. Pytanie.
- A może to nie koszmar. Sen tylko?... - zmrużyła powieki, usta wygięły się smutno. Na twarzy zawitał cień - nie umiałam mu pomóc, chociaż tak bardzo wołał. Prosił - oczy rozszerzyły się, źrenice błysnęły jaśniej szklistej czerni - on umierała. Coś go krzywdziło - spróbowała się unieść - i tam, tam była wielka dziura i... - urwała, bo ból rozjarzył się niczym dzwon obijany wewnątrz czaszki. Nie umiała sobie przypomnieć i... - Nie umiałam mu pomóc - powtórzyła jeszcze raz, żałośnie, z ciężko osiadającą na barkach winą. czując jak igły bólu wbijają się wewnątrz gardła od zacisku i łez, które zapiekły w kącikach oczu. Im bardziej chciała powstrzymać płacz, tym nacisk w skroni nasilał się, nie pozostawiając wątpliwości, jaki byłby finał. Z westchnieniem i urwanym nagle szlochem, skuliła się, pozwalając, by obróciwszy policzek w stronę zmiętej pościeli, zwilżyć materiał słoną dawką płynących łez. Skupianie na więcej niż jednej rzeczy, wymagało wysiłku, a w wymęczonym chorobą ciele siły kurczyły się.
Wyburzała się do świadomości za każdym razem, gdy powietrze rozbrzmiewało melodia głosu, który rozpoznawała natychmiast. Chwytała się go, jak wyciągniętej ku tonącemu ręki. Zamrugała wolno, rozmazując wierzchem dłoni wilgoć przy oku - W kuchni, szafka... nie. Na stole teraz - przypomniała sobie, że wdrapywała się na stołek, by wyciągnąć apteczkę z tej najwyższej półki. Musiała pamiętać, że powinna znaleźć jej inne, bardziej dostępne dla niej miejsce. I niedostępne jednocześnie dla kota. I niemal jak na wołanie, kocur wbiegł do pokoju, wskakując bezpośrednio na łózko, bezpardonowo układając się za plecami Carei, która mruknęła niewyraźnie, powtórzone jednak głośnie, gdy starała się utrzymać wzrok na sylwetce Sory i uśmiechu, który tak jaśniał ciepłem - Cieszę się, że jesteś - wydusiła z wdzięcznością i wraz z rozmazującym się obrazem, przymknęła zmęczone powieki, uśmiechając się, gdy wyraźniej owiała ją woń kwiatów. Na granicy spojrzenia, dostrzegła jeden z dawno nieużywanych wazonów i bukiet, który rozmazywał się kolorem, jak gdyby ktoś za każdym razem pociągał płatki maźnięciem pędzla.
Czas zakrzywiał się, bo zdawało się, że sekundę po tym jak znowu rozchyliła powieki, kota nie było w pobliżu, za to był znowu Sora. Rozchyliła usta, w pytaniu - kiedy przyszedł, ale zamknęła je równie szybko, gdy materac łóżka ugiął się pod siadającym obok chłopakiem - Tylko pić - poprosiła, starając się pomóc przyjacielowi, gdy podciągnął ją wyżej, podsuwając pod plecy poduszki. Wsparła głowę na barku chłopaka, zapierając się skronią, dłoń prostując, jakby byłą w stanie utrzymać wyprostowane ciało dłużej. Sięgnęła drugą ręką za kark, do splecionych, chociaż potarganych włosów, które wilgotnymi nićmi owijały się wokół szyi.
Z ulgą przyjęła wodę, powoli przełykając kolejne porcje, nie zważając, gdy bokiem, przez brodę, popłynęła strużka, która zniknęła finalnie gdzieś w koszulce. Odetchnęła krótko, gdy naczynie wróciło na stolik, ale na wspomnienie o jedzeniu, skrzywiła się, czując skurcz w żołądku - nie, niedobrze mi - poskarżyła żałośnie - ...jak zwymiotuję, to wróci migrena - odwróciła nawet głowę - naprawdę nie dam rady - dodała przepraszająco, słabo.
- Czy... możesz nakarmić Jiro? - poruszyła się, wracając spojrzeniem do tego jasnego - mokrego mu nie dawałam ostatnio - przygryzła wargę, czując, jak robi się jej bardziej gorąco. I chociaż winę ponosiła gorączka, robiło jej się bardziej słabo na myśl nieporządku, jaki wokół siebie miała - przepraszam, chciałam się tym zająć... jak poczuję się lepiej - było jej głupio, ale wstyd rozmywał się w osłabieniu. I mimo wszystko - był przy niej przyjaciel, ktoś, kto był jej bliski wystarczająco, by pozwoliła się widzieć w takim stanie. Słaba, bezbronna i niemal całkowicie zależna od oferowanej pomocy.
- Dziękuję.
@Asagami Sora
Blood beneath the snow
Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.
maj 2038 roku