Nie dziwi, że lokal cieszy się popularnością o każdej porze roku. W zimę zziębnięte dłonie otulają gorące od kawy kubki, w lato zaś firma oferuje świeże ciasto i mrożoną herbatę serwowaną na wystawionych na zewnątrz stolikach. Kawiarni nie sposób zresztą przeoczyć; znajduje się w samym centrum Fukkatsu, jednak zadbano z należytą pieczołowitością, by poza łatwym dostępem zagwarantowano również klimat. Aby znaleźć Oishī należy odbić w jedną z bocznych uliczek, ale już wtedy rzuca się jej charakterystyczny design, kojarzony z przytulnością i wieczornym odpoczynkiem.
Kelnerzy w schludnie wyprasowanych koszulach uwijają się przy gościach z wystudiowaną uprzejmością. W tle rozbrzmiewa odgłos mielonej na bieżąco kawy i dźwięk żywych rozmów klienteli. To składa się na sielski obrazek, tworzony głównie podczas wakacji albo niespiesznej przerwy w codziennych obowiązkach. Choć kawiarnię Oishī otworzono w sercu miasta, wydaje się zupełnie odporna na wszechobecny popłoch. Prawie tak, jakby starczyło przekroczenie progu tego lokalu, aby czas gwałtownie przyhamował, odmierzany nie naglącą listą rzeczy do odhaczenia, a leniwym tykaniem zawieszonego w rogu zegara.
Oferowane są tu kawy o szerokiej palecie smakowej. Od mocno palonych, po orzechowe, czekoladowe i owocowe w posmaku. Personel raczy gości również tym, co tak przyciąga zwłaszcza młodszych przechodniów - wzorkami na kawie. Latte art jest tu na bardzo wysokim poziomie i poza podstawowymi szablonami - sercem, tulipanem czy rozetą - pojawią się bardziej zaawansowane twory; od uśmiechniętych piesków po uproszczone podobizny samych zamawiających.
Zamrugała, gdy rysunek po chwili zginął wewnątrz wertowanego szkicownika. Kiedy zarejestrował, co dziewczyna chciała osiągnąć za pomocą tego gestu — chciała napisać coś, ewidentnie dla niego, bo zauważyła jego cichość lub zakłopotanie— Spojrzenie Kisary, choć tak chłodnego koloru, złagodniało w moment, wydobywając ciepło jej osobowości na zewnątrz. Uśmiechnął się do niej — nie mógł wszakże postąpić inaczej. Jej życzliwość była ujmująca.
Gdy przyswoił wreszcie znaczenie napisanych słów, wydobyło się z jego gardła ciche parsknięcie ze względu na zabawny zbieg okoliczności. Szkic kotka z wiśnią zdołał poszerzyć jeszcze bardziej jego uśmiech. Zerknął ponownie na kobietę, badawczo — czy oby na pewno dobrze zrozumiał jej zachowanie, które odbierał jako zachętę do przyłączenia się do jej porannej kawiarnianej wizyty. Oprócz tego postarał się zaglądnąć również w głąb siebie: był w stanie udźwignąć jeszcze trochę interakcji z ludźmi po takiej męczarni? Zdecydowanie czuł się zachęcony — dawno nikt, w dodatku nieznajomy, tak szybko nie zasymilował się względem jego potrzeb, dostrzegając je tak celnie.
Ostatecznie to właśnie przekonało go do zdjęcia z siebie kremowego płaszcza i przewieszenia go przez oparcie krzesła, na którym po chwili się rozsiadł. Odstawił także nieszczęsne smoothie, z daleka od ich obojga. Chwyciwszy za ołówek, zaczął pisać.
— Tak się składa, że ja też mam alergię. — Narysował po zdaniu smutną minkę. — Pomylili moje zamówienie. Ale jak widzisz, odjęło mi mowę.
Dotknął końcówką ołówka swoich ust, zastanawiając się krótko.
— Awww, jesteś pewna? Chętnie skorzystam, bo umieram z głodu… Ale nie chcę, żebyś Ty na tym ucierpiała!
Nagle, co zauważył z niemałym zdziwieniem, miał jej wiele do powiedzenia.
— Pięknie rysujesz!!! Jak Ci na imię?
Zaczął przesuwać w końcu szkicownik w stronę swojej świeżo nabytej towarzyszki, aczkolwiek w ostatnim momencie przyciągnął go znowu do siebie.
— Ach! Ja jestem Kisara.
No. Teraz mógł pokazać jej swoje odpowiedzi.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Utkana z milczenia przestrzeń, nie zaległa, osiadając między nich ciężkością. Odwrotnie, rozwiała niezręczność, która w innych warunkach, być może przeszkodziłaby porozumieniu. To jednak, zdawało się łączyć, nicią, która splątała ich usta, pozostawiając ciepłość uśmiechu, z którym - sama wysunęła się nieśmiało, podążając - znowu - jak za natchnieniem, pragnieniem poznania.
Mimowolnie, jak od początku, śledziła zmianę, która ulotnością mimicznych drgań, rozpraszały czającą się na skraju obawę, że być może przekroczyła granicę, nawet jeśli tchnienie weny, popychało nieustannie, zachęcająco. Dłonie, ledwie otrzymując impuls, ścigały się z bielą, która wraz z kolejnymi kreskami, nabierały wyrazu. I wyrazów, które wraz obecnością nieznajomego, który zajął miejsce naprzeciw - zdawały się budzić żywotnością, gdy szelest grafitu ołówków, rozścielał swoją historię między ich palcami - Do rozmowy nie jest potrzebny głos - przechyliła się, podsuwając kartkę ku sobie, gdy finalnie odnalazła w profilu towarzysza potwierdzenie. Uśmiech poszerzył się
- To byłby mój drugi! Chyba go chciałam wypić oczami... Smacznego - podsunął gestem szklankę, i wróciła do kartki, bo tym razem, na rysunku powstał kociak, który wspinał się po szklance, by ogonkiem sięgnąć słomki - Wypij zanim on to zrobi! Zobacz, jaki z niego łakomczuch - uniosła ołówek, podsuwając na moment pod wzrok Kisary, by zachęcić do przyjęcia napoju.
- Dziękuję pięknie! Jestem Carei, bardzo bardzo miło mi cię poznać! - dopisała, ale szkicownik wciąż trzymała w swoich dłoniach, jakby upewniając się, że chłopak nie zrezygnował. Nachyliła się ponownie, przelotnie tylko zerkając na pochylony profil i ciemność długich włosów. Opuszek uderzył lekko w blat stolika
- A Ty masz piękne włosy, czarne jak Kuro, ...ten kotek - dopisała jeszcze, tylko przez moment wahając się i powoli, podsunęła pod smukłe dłonie już nie-nieznajomego. Odłożyła i rysik, zaczesując za ucho kilka nici, które umknęły upięciu. Nawet jeśli wiedziała, ze chwilę później, te same, opadną na policzek, lub załaskoczą w nos, gdy pochyli się głębiej. Zdawało jej się, że było w Kisarze coś, co gdzieś już poznała, albo spotkała. Cień, co przemykał za każdym razem umykając, nim zlokalizowała jego źródło. Zmarszczyła lekko brwi w zamyśleniu unosząc palcem, by na moment wstrzymał się, nim sam odda kilka sów na papierze
- Może zabrzmię głupio, z góry przepraszam, ale nie jesteś jakimś Kami? - tak często ostatnio zdarzało jej się stykać z tym drugim światem, że nawet narażając się na śmieszność, podążyła za dreszczem impulsu. I pytaniem, które kiełkując, nie chciało dać jej spokoju. Odetchnęła cicho, w końcu, oddając kartkę szkicownika.
@Satō Kisara
Satō Kisara ubóstwia ten post.
Ciekaw był, czy — o ile ktoś w ogóle rzucił na nich okiem — wyglądali dziwnie dla innych, milcząc z uśmiechami na twarzach, podczas gdy niemal wszyscy dookoła prowadzili ze sobą poranne rozmowy, jeszcze na nijakie tematy ze względu na wczesną porę albo pełne marudzenia na pracę, do której zaraz muszą się udać. W końcu nawet osoby, które siedziały same, konwersowały przez telefon lub za pomocą wideo rozmowy. Sami zresztą mogli z Carei użyć komórek do pisania ze sobą, aczkolwiek ta tradycyjna forma, która naturalnie wyszła, zdawała się Kisarze dużo przyjemniejsza, bardziej przyziemna. Kojarzyła się także z latami dzieciństwa, kiedy to, z nieświadomością wykorzystania każdej technologii, przekazywano sobie karteczki o nieregularnych brzegach wyrwane z zeszytu od matematyki, zapisane chwiejnym jeszcze pismem. Choć znaki i Carei, i Kisary nabrały już dojrzałości, nadal w całości tej czynności był pewien powiew świeżości.
Uśmiechnął się, jako że pierwszą rzeczą, którą dostrzegł, gdy otrzymał kartkę z powrotem, był wędrujący po szklance kotek. Przesunął palcami po słowach, „do rozmowy nie jest potrzebny głos”, jeszcze przez chwilę rozpływając się w jej, zdaje się, naturalnej życzliwości. Przeczytawszy kolejne słowa, uniósł pogodny wzrok znad papieru, by złapać jej pełne wdzięczności spojrzenie. Chwilę potem sięgnął po różowy koktajl i kontynuował czytanie już ze słomką w ustach.
Od razu dorysował małe serduszko przy jej imieniu. Po takim poznaniu wątpił, że kiedykolwiek je zapomni. Zdążył zrobić póki co tylko tyle, gdyż dziewczyna chciała coś jeszcze dopisać. Wydawało mu się, że dostrzegł również inne, tak dobrze znajome mu imię, przez które zacisnął na chwilę usta. Kiedy szkicownik powrócił do jego dłoni i Kisara upewnił się, że tak, rzeczywiście widniało tam imię jego brata, ścisnęło się również i jego serce — przez tyle miesięcy żałoby była to już praktycznie pamięć mięśniowa, to ukłucie bólu. I choć po rozmowie z Ye Lianem parę dni temu nabrał czegoś podobnego do nadziei, że być może jeszcze go spotka, wciąż jego myśli na ten temat były niejednoznaczne. Jeśli został, zawieszony między światami, jaka ta śmierć była?
Pokręcił głową nieznacznie, by wydostać się z pętli myśli. Kurō było tak popularnym imieniem. Choćby niejeden czarny kot tak właśnie się nazywał; innymi słowy, Carei najbardziej prawdopodobnie wybrała je losowo — tym samym może nie powinien poświęcać tej kwestii tyle przestrzeni w mózgu. Było to zwyczajnie silniejsze od niego. Myśl o swoim bracie towarzyszyła mu niemal zawsze.
Przesunął spojrzeniem niżej, na to, co Carei dopisała później. Wydał z siebie zdziwiony odgłos i zaśmiał się otwarcie. Cóż to był za komplement. Z obawy, że mogła odebrać tę reakcję jako wyśmiewanie się z niej, napisał z pośpiechem:
— Przepraszam, to nie z Ciebie! — i od razu odwrócił do niej kartkę tak, by zobaczyła. Gdy dostrzegł, że przyswoiła ten krótki komunikat, zaczął skrobać znowu po lekko chropowatej powierzchni papieru.
— Jestem tylko człowiekiem, niestety. Albo na szczęście? Trudno powiedzieć. — Wziął kolejny łyk napoju. Wreszcie przestawało burczeć mu w brzuchu. Zerknął na nią z uwagą, zastanawiając się, czemu w ogóle mogła zapytać o coś takiego. Czyżby…? I, jak zwykle, nie wahał się długo, by z odwagą pójść na całość. — Chociaż, może nie tylko... Czy ty też widzisz duchy?
Nie chciał jednak, by była to jedyna kwestia, jaką poruszył, gdyby dziewczyna jednak miała na myśli coś zupełnie innego albo zwyczajnie nie chciała kontynuować, więc dodał jeszcze, wracając do poprzedniego wątku:
— Dziękuję za komplement! Mój brat
Pokonując przemożoną ochotę skreślenia paru słów, oddał szkicownik jego właścicielce.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Poświęcając się natchnieniu, w jakiejkolwiek postaci, beztrosko ignorowała cudze opinie, czy krytykę. Kierowała się samodzielnie utkaną perspektywą. Miało znaczenie to czego doświadczali, co było ważne dla niej i dla jej nowego towarzysza. Przez formę komunikacji, odejmując jej i odległego niepokoju, który gasił niepotrzebny, bo ciężki od naleciałości przeszłości - wstyd. Przejmowała się z niewinną ekscytacją, odpowiedziami,jakie otrzymywała i jakości przekazanej myśli, w postaci, coraz liczniejszych, malunkowych istotek, które toczyły powoli własna historię, przeskakując między literami, jak realne kocięta, zainteresowane nowym, intrygującym uwagę człowiekiem, który w dodatku zajął miejsce przy szklance wypełnionej słodkim różem.
Odwdzięczała się cichą - jak ich rozmowa - obserwacją, gdy to smukłe palce Kisary, zakręcały równie zgrabne linie liter. A ciemne ślepka artystki, podobne kociemu zainteresowaniu, zatrzymała się na dłużej - przy twarzy, zamykając się przy czerni włosów, która tak pociągnęła jej uwagę. Wyobrażała sobie, ze mogą być tak miękkie i gładkie, jak te kocie, ale nawet na poziomie jej natchnienia, i znajomości, niezręcznością byłaby prośba, by mogła potwierdzić swoje przypuszczenia. Przynajmniej - na razie. Wystarczyło, że pokusiła się o inne, wydawałoby się równie intymne pytanie, którego finałem, okazał się czysty, perlisty wręcz śmiech, który na moment, skupił uwagę kilku par oczu. Carei na moment zmarła w bezruchu, pozostawiając jednak na wargach nieśmiałość przepraszającego uśmiechu, który poszerzył się łagodnie, dopiero, gdy podsunięto jej pod nos wiadomość. Kiwnęła lekko głową, pozwalając, by kilka nici włosów, opadło łagodnie niżej, na ramię. Kolejne dopisywane na kartce wyrazy, znaczyły jednak,że nie mieli poprzestać na niknącym już z jej policzku, zawstydzeniu. Złożyła dłonie przed sobą, cierpliwie czekając, aż pergamin wrócił do jej rąk.
- A chciałbyś być kimś innym? - dopisała w pierwszej kolejności, ale przesuwając wzrok niżej, zatrzymała się nieco dłużej na krótkim pytaniu, przy którym - zwyczajnie się zawahała. Obróciła kilka razy ołówek w palcach,nie dostrzegając, jak bardzo smuga grafitu rozciera się między palcami.
- Tak - nakreśliła wolno,przy czym na moment zerknęła niepewnie na Kisarę. To co dostrzegła, w zestawieniu wyznania,które znalazło się niżej, rozwiało wątpliwości, uwieńczyło więc spokojem. I skojarzeniem zbyt znamiennym, by nie chciała się nim podzielić.
- Właściwie, ten kotem ma imię od...kogoś kogo spotkałam. Dokładnie tak miał na imię. Kuro. I ...dlatego maluch - tu pojawiła się jeszcze jedna, nakreślona szkicem czerni kocia mordka - dostał to imię, bo bardzo go przypominał. Obiecałam mu zająć się kotem, dopóki...nie wróci - zakończyła, odrywając końcówkę rysika od kartki. Przez moment jeszcze walczyła z niezręcznością, jarzącym się na dnie smutkiem, którego odbicie chwyciła od czarnowłosego. Finalnie, przekartkowała szkicownik, odnajdując właściwy rysunek sylwetki, jaką zapamiętała ze spotkania. Zaznaczyła stronę palcem drugiej dłoni, po czym dopisała jeszcze pod wypowiedziami jedno zdanie.
- Tak go zapamiętałam - mając na myśli sam fakt, że duch - nosił wyraźne ślady krwi - którą podkreśliła wyjątkowo kolorem - chociaż zmieszanej z czernią atramentu.
Podsunęła szkicownik, wciąż przytrzymując drobny palec na gdzieś przy początku bloku, wskazując mu kciukiem ostatnie zdanie, i dopiero - jeśli sam zaznaczył miejsce - odsunęła się wolno, pozwalając zapoznać się z całością. Nie wiedzieć czemu, czuła, jak trzepot serca wzmaga się, jak gdyby właśnie dotknęło tajemnicy, której granice wciąż się goiły.
@Satō Kisara
Satō Kisara ubóstwia ten post.
Gdy dostał z powrotem szkicownik do rąk, zasłonił wpierw dłonią cały tekst oprócz pierwszego, jak się okazało, pytania. W ten sposób umożliwił sobie poświęcenie się wpierw jednej kwestii, a nie wszystkim na raz, co było prostą drogą do przytłoczenia się kolejny raz.
Zastanowił się nad nim z dbałością. Miał wrażenie, że rzadko rozmawia się o takich sprawach. Ze swoimi współpracownikami i niektórymi znajomymi konwersacja na ogół brzmiała dość… nudno. Nic nieznaczące pytania o samopoczucie, na które i tak nie możesz odpowiedzieć zgodnie z prawdą — bo nie będziesz czasem utrapieniem dla pytającego, gdy zdecydujesz się zakomunikować o swoich problemach, zamiast udać, że wszystko jest w porządku? Dziwne spostrzeżenia dotyczące pogody w danym dniu — jakby jeszcze dotyczyły jakiejś istotnej daty, w której, przykładowo, przydałyby się promyki słońca, bo inaczej przedsięwzięcie by nie wypadło.
„Co dziś jadłeś?”
„Ładna koszulka. Skąd?”
Z każdym pytaniem sens ich zadawania powinien stać się dla Kisary jasny, jednak nie zdarzyło się to kompletnie. Small talk od zawsze był, jest i pewnie pozostanie jego słabością. Zdecydowanie pewniej czuł się w towarzystwie, które wolało przejść od razu do bardziej znaczących tematów, zamiast angażować się w słabą pogaduszkę. Zatem pytanie „A chciałbyś być kimś innym?”, dalekie od standardowego, od razu go zainteresowało i, przede wszystkim, zmusiło do zastanowienia się nad odpowiedzią. Postukał lekko ołówkiem w policzek, podczas gdy w względnej ciszy pomiędzy nimi mijały sekundy.
Nie zaczął pisać od razu, nawet jeśli skonstruował już zdanie w głowie. Zamiast tego wziął głęboki oddech i zaczął szukać w sobie odpowiednich dźwięków. Co ciekawe — przyszły do niego.
— Kotem — spróbował powiedzieć i udało mu się to, choć trochę chrapliwie i cicho. Odchrząknął i spojrzał znad kartki na Carei z lekkim uśmiechem. — Również. Mają niewiele zmartwień, dużo śpią i są bardzo zwinne. Lub lisem, ze względu na to, jak sprytne są. W każdym razie wszystko, co mi przychodzi do głowy, to zwierzęta. — Obrócił ołówek palcami. — W sumie— Może to trochę smutne, jak teraz o tym myślę. Bycie człowiekiem po prostu jest… takie trudne.
Pomimo swoich słów odzyskał dobry nastrój; tym razem nie zajęło mu tak dużo czasu powrócenie do stanu przed przeładowaniem bodźcami i z pewnością miała w tym udział Ejiri. Po chwili, chcąc zobaczyć, co jeszcze napisała na kartce, przesunął dłoń z tekstu. Krótkie „tak” przyjął ze stosowną dla siebie ekscytacją, która im bardziej rosła, tym mocniej odczuwał ją w swoim ciele, w zaciskającym się żołądku. Kolejne słowa spotęgowały to wrażenie, choć do koktajlu emocji dołączył jeszcze dobrze zaprzyjaźniony z nim smutek — Kurou gdzieś tu był, a jednak nadal, nawet po swojej śmierci, nie zdecydował się zwrócić o pomoc do swojego brata; jedynej rodziny. Kisara, wedle jej instrukcji, spojrzał także na uwieczniony przez dziewczynę portret chłopaka, który rozwiałby wszelkie wątpliwości, gdyby jeszcze jakieś miał. Wypuścił z płuc drżący oddech, zauważając stan, w jakim był. Nie był zaskakujący; co więcej, był prawie identyczny jak wtedy, gdy znaleziono jego ciało. Krew i tusz.
Odłożył szkicownik ostrożnie na stolik, po czym ukrył na parę chwil twarz w swoich dłoniach. Liczył wolno swoje oddechy aż nie uspokoił się nieco jego przyspieszony raptownie puls. Mimo że łzy bardzo chciały wydostać się na zewnątrz, zwalczył je tym razem. Zapomniał również całkiem o swoim zmęczeniu, za bardzo zaabsorbowany informacjami, których stał się niespodziewanie adresatem.
— To Kurou — zdołał powiedzieć, łapiąc jej spojrzenie. — Znaczy— mój Kurou. Był… Gdy się spotkaliście, był duchem, prawda? — Nachylił się trochę bardziej nad stołem. Zniżył głos. — Nie wierzę, że łapię trop akurat od przypadkowo poznanej osoby! — Gdyby w dodatku Carei powiedziała mu o tym spotkaniu dosłownie kilka dni temu, Kisara uznałby, że jest wariatką, a tak, po — bardzo edukującej — rozmowie z Ye Lianem był przygotowany właśnie na takie wieści. — Dopiero od niedawna widzę… i— i dopiero co dowiedziałem się, jak to może działać… — Mówił chaotycznie, ale na szczęście zdołał się na tym złapać. Zatrzymał się na chwilę, uśmiechnął przepraszająco i dopiero wtedy kontynuował. — Wybacz, Carei. To naprawdę dobra wiadomość dla mnie, że go widziałaś. Do tej pory myślałam, że już nigdy z nim nie porozmawiam. — Wsunął za ucho biały kosmyk włosów, który poleciał do przodu, gdy się pochylał. — Jesteś w stanie powiedzieć mi, kiedy to było? Było z nim… w miarę… w porządku?
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Raikatsuji Shiimaura and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Ejiri cieszyła się, że w świecie tak bardzo wypierającym piękno, skupione na mieć niż być, mogła trafić na wyjątek, który budził nadzieję. I ciekawość, której bezwstydne znamiona, wplatały się między naturalnie skracany dystans - śmielej.
Szkicownik krążył z rąk do rąk, wypełniając przestrzeń bieli nie tylko zapiskami, ale zawijającą lekko nicią porozumienia. Niby na kołowrotku, odnajdując ścieżkę do źródła. Bo musiało być. Zapisana gdzieś scena, utrwalona kolorem o odnaleziona. Pytanie do pytania, odpowiedź i odpowiedź, nić zawinęła się ma znaczeniu kim jesteś. Eji nie oparła się naturze, chwytając skrawki prawdy, nie tylko ze słów, rozmazywanych na kartkach. Cisza, ta niezapisana także, wibrowała w kącikach męskich ust, jakby broniła dźwiękom wydostania. A gdy napięta struna pękła, niemal zaskoczona uniosła wzrok wyżej do dwóch tarcz źrenic. Przechyliła głowę, unosząc jednocześnie dłoń, by wesprzeć policzek na zgiętych palcach, tylko dlatego, że słuchała tembru głosu w większym skupieniu, niż przywiązując się do treści.
- Zastanawiam się - zaczęła lekko, nie odrywając wzroku od rozmówcy ani przez moment, jakby w obawie, że umknie jej jakaś nuta - czy zwierzęta myślą tak o nas. Szczególnie, te które muszą sobie radzić w bardzo trudnych warunkach - odetchnęła - i podlegają instynktom... niemal bez wyjątku. Nie mogą odmówić... - urwała cicho, przymykając powieki, tym samym, zrywając krzyż spojrzeń - Tak łatwo przychodzi nam dostrzeganie wartości tam, gdzie nas nie ma. Ale byłabym hipokrytką, gdybym powiedziała, że nie myślę... o byciu kimś, czymś innym - usta rozchyliła w uśmiechu, ciepło, jakoś łagodnie. Jednocześnie odejmując głowę od ręki i prostując ciało.
Poruszenie, jakie z mijanymi chwilami kołysało się wokół sylwetki Kisary, w dziwny sposób było zaraźliwe. I w niej poruszyło się serce, tłukąc mniej równo klatkę piersi. Ale milczała, widząc, jakie wrażenie dygotało ciałem chłopaka. Palce drgnęły, intuicyjnie chcąc objąć złożone przy twarzy dłonie. Pozostała jednak nieruchomo, z zamarłym gestem na wpół gotowym do działania.
- To...ktoś ci bliski? Tak, Kuro - potwierdziła równie cicho, nie chcąc pociągać niepotrzebnej uwagi gości - Nie mam czego ci wybaczać...cieszę się, że mogłam przynieść ci taką wiadomość - westchnęła, przygryzające wargi, gdy wspomniał o swoim tak niedawnym widzeniu. A wiec... musiał doświadczyć czegoś strasznego - Opowiem wszystko, ale może ważniejsze będzie, że Kuro chciał, bym zaopiekowała się tym kotkiem. Myślę... że Ty powinieneś go mieć - decyzja spłynęła niemal jak objawienie i zdawało się, ze była to jedyna najbardziej oczywiste rozwiązanie.
- Mam nadzieję, że będziemy mogli się spotkać razem - zakończyła, gdy wymienili się numerami i umówili na spotkanie. Była pewna, ze nie ostatnie.
| zt x2
@Satō Kisara
Satō Kisara and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Ciepłe popołudnie odciskało swoje piętno na bladej, umęczonej twarzy Raikatsuji'ego. Choć właściwie był już wieczór, bo wnet wskazówki zegara wybiją godzinę dziewiętnastą. Wracał właśnie z terapii i z racji, że pogoda dopisywała (a i szkoda było mu pieniędzy na taksówkę czy też autobus), spacer zdecydowanie odpowiadał mu najlepiej. A przynajmniej tak sobie wmawiał.
Ziewnął szeroko mijając kolejne sylwetki mieszkańców miasta, zupełnie nie potrafiąc wykrzesać z siebie nawet grama zainteresowania. Jak się nad tym mocniej zastanowić, to chciał już znaleźć się w swoim małym mieszkaniu na cmentarzu. Cisza i spokój. Zero niepotrzebnego gwaru, hałasu, zaczepek ze strony nieznajomych. Może jednak powinien zdecydować się na wybranie szybszego sposobu transportu?
Przystanął nagle, a kilka przekąsek zakołysało się w szeleszczącej jednorazówce, którą miał przewieszoną przez szczupły nadgarstek, kiedy jego blade spojrzenie spoczęło na sylwetce znajomego mężczyzny. Siedział w ogródku przy kawiarni po drugiej stronie i wyraźnie dobrze się bawił w towarzystwie trzech znajomych. Yuzuha zmarszczył brwi, próbując w głowie odszukać personalia tejże osoby. Bo znał go, tylko nie pamiętał skąd.
Ach.
No tak.
Cmentarz.
Drzewo.
Noc.
Wspomnienia uderzyły nagle, wślizgując się podstępem w jego umysł i wypełniły chwilowe luki w pamięci. No tak, jakże mógł zapomnieć. Po tamtym incydencie nie miał z nim (jak on się nazywał? Chyba się przedstawiał) żadnego kontaktu. Chyba umówili się wtedy na obiad? Możliwe. Nie pamiętał. Nie zainteresował się ewentualnym wypadem, wypierając ze wspomnień tenże incydent.
Teraz jednak nogi same skierowały się w tamtą stronę, prowadzone przez niewidzialną siłę. Nie oponował, odnajdując w tym cień zaciekawienia i możliwość ubarwienia tego wieczoru.
Bez jakiegokolwiek problemu dostał się na teren ogródka i lawirując pomiędzy stolikami oraz gośćmi kawiarni, zaszedł od tyłu mężczyznę. Był jak niechciany cień niosący ze sobą chłód i niebezpieczeństwo. Wyciągnął dłonie ku niemu i objął go, kładąc brodę na jego ramieniu, a chłodne spojrzenie opadło na jego znajomych, przyglądając się im z niewykrytą uwagą.
- Kochanie. - zaczął tym samym co na cmentarzu bezbarwnym głosem. - Za ile będziesz w domu? Wczoraj wieczorem obiecałeś, że wrócisz jeszcze przed dwudziestą. Stęskniłem się. - wargi ugięły się pod lisim uśmiechem, kiedy cichy szept wkradł się w ucho ciemnowłosego, ale był na tyle głośny, że jego znajomi z pewnością go dosłyszeli.
Bo o to chodziło.
- Zwłaszcza jak zostawiłeś chłód w łóżku dzisiejszego ranka. Wiesz, że łatwo... marznę. - dodał, zsuwając dłonie nieco niżej, a uśmiech pogłębiał się coraz bardziej.
Twój ruch, strażaku.
@Isei Yoshiro
„Strach. Nie ma nic wspanialszego. Uwielbiam na niego patrzeć, uwielbiam wdychać jego zapach.
A już najbardziej lubię go słuchać. Lubię też jego smak.”
Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Spotkanie było udane, jednak dla Yoshiro nie mogło ono trwać specjalnie długo — Onigiri czekał w domu na zasłużony psi spacer. Planował więc dopić swoją kawę i zjeść ciasto, a w zasadzie to już drugi kawałek ciasta, bo pierwszy smakował mu tak bardzo, że musiał koniecznie domówić kolejny. Kątem oka widział ruch za swoimi plecami, uznając jednak że to kelner przechodzący z zamówieniem do stolika obok. Jakie więc było zdziwienie Iseia, gdy poczuł ciężkość czyjegoś podbródka na ramieniu i oplotły go szczupłe ramiona. Męskie na dodatek. Daleki był on jednak od gwałtownych ruchów, krzyknięcia czy choćby wzdrygnięcia się. Strażak musiał być opanowany w każdej sytuacji, prawda? Zresztą nie takie żarty robili sobie w pracy, więc przyjemny przytulas z pewnością nie był w stanie wytrącić go z równowagi. Na minach dziewcząt malowało się zaskoczenie, tymczasem Ren mrużył powieki. Isei zdecydowanie chciał dowiedzieć się, kto postanowił go tak wylewnie przywitać. Wyciągnął więc szyję do boku i na ile mógł, to z dystansu spojrzał na chłopaka. W mgnieniu oka skojarzył połączenie białych włosów i beznamiętnego głosu.
— Planuję być w swoim domu za maksymalnie godzinę. Ale nie pamiętam, żebym Ci cokolwiek obiecywał kochany. — Uśmiechnął się szczerze i szeroko, na granicy parsknięcia śmiechem.
— Ale ze mnie świnia, zostawiłem Cię w łóżku samego, a teraz nawet nie mogę sobie przypomnieć Twojego imienia. — Rzucił do białowłosego, coraz bardziej mrużąc w rozbawieniu oczy. Jednocześnie w jednym momencie wykonał dwa szybkie ruchy. Odepchnął się na krześle do tyłu i wsunął ramię na wysokości talii chłopaka, aby objąć go ramieniem i śmiało usadowić go sobie na kolanie. Nie z Yoshiro takie numery. (Nie)znajomy chciał sobie z niego zażartować, więc i on nie pozostanie mu dłużny. Szczególnie że utrzymanie na kolanach takiego chuchra żadnym problemem dla niego nie było.
— Przyłączysz się do nas ...? — Pozostawił chwilę ciszy na końcu zdania w zachęcie do przypomnienia swojego imienia jemu i wszystkim tu obecnym.
— Ren, pamiętasz? To nasz znajomy z cmentarza! — Powiedział to jako jedyne słowa wyjaśnienia do reszty osób znajdujących się przy stoliku. Przecież nie miał się z czego tłumaczyć ani czego wstydzić.
@Raikatsuji Yuzuha
Raikatsuji Yuzuha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
A zamiast tego otrzymał... to.
W martwym spojrzeniu Yuzuhy zamigotało niewielkie rozczarowanie, choć nie zamierzał się poddać. Jeszcze nie. Skoro strażak tak ochoczo chciał podjąć jego grę, jasnowłosy na pewno nie mógł mu odmówić.
- Nie pamiętasz? - powtórzył cichym, zaskakująco przyjemnym dla ucha głosem, który o dziwo pasował do jego delikatnej, zdawać się mogło, aparycji. - Dziwne, bo w nocy krzyczałeś zupełnie co innego. Nie musisz popisywać się przy kolegach. - kąciki ust uniosły się ku górze, dając iluzję jaśniejącego oblicza młodzieńca. Jednakże jego spojrzenie, w którym zabrakło blasku promieni słońca, było zdradliwe, i zupełnie nie pasowało do anielskiej twarzy Yuzuhy.
Ciało chłopaka było napięte, a mięśnie twarde aż do bólu, głównie z powodu niechcianego dotyku. Brzydził się go. Mężczyzny. Jego nagiej skóry. Dłoni. Zarazków, które niosły ze sobą. Chęć wyszarpnięcia z kieszeni paczki chusteczek odkażających narastała w nim z każdym następnym oddechem, który nabierał do płuc.
Musiał jednak grać. I nie ugiąć się. Jeszcze nie.
Inaczej wyglądało, kiedy Yuzuha sam inicjował bliskość. Miał wtedy poczucie kontroli i doskonale wiedział gdzie, i przede wszystkim jak dotknąć, aby nie poczuć odrazy.
Zresztą, jego niechęć do bliskości innych nie była niczym nowym. Właściwie tylko Shiimaura mogła przekraczać przestrzeń osobistą Yuzuhy bez poniesienia ewentualnych konsekwencji. Była jego siostrą, a przy tym zawsze wydawała się taka czysta. Co innego nieznajomi, którzy w oczach chłopaka zdawały się być jedynie workami skóry pełnymi mięsa, krwi i kości.
Zacisnąwszy mocniej szczękę, uniósł dłoń, żeby objąć ramieniem ciemnowłosego, a jego długie, lodowate wręcz palce dotknęły odkrytego karku swojej nowej ofiary.
- Powiedz, jak twoje lędźwie? - spojrzał na niego z góry, przechylając głowę lekko w bok. Palce ponownie musnęły odkrytej skóry Isei'a, niespiesznie sunąc wyżej, aż wplątały się w miękkie, hebanowe kosmyki. - Rano wyglądałeś tak, jakbyś miał zakwasy po kilku godzinnej, konnej przejażdżce. - zacisnął palce na jego włosach, mocno, nieco brutalnie i lekko szarpnął do tyłu, jednakże nie na tyle mocno, by siedzący na przeciwko ludzie mogli dostrzec ów zuchwały gest.
Najważniejsze, że strażak zrozumiał przekaz.
- Byłem w aptece. Kupiłem specjalnie dla ciebie maść na otarcia. Widzisz jak o ciebie dbam? A ty taki zimny i okrutny dla mnie. - ponownie się uśmiechnął niczym przebiegły lis, którym zdecydowanie był. Wypuścił jego włosy z uścisku, a potem wręcz z czułością kochanka pogładził po policzku.
- Mogę coś zaoferować? - dobiegł ich cichy, nieco nieśmiały głos kelnerki, która zjawiła się przy ich stoliku nagle, biorąc ich z zaskoczenia. Yuzuha całą swoją uwagę przeniósł na drobną blondynkę i uśmiechnął się do niej najbardziej uroczo, jak tylko mógł.
Co w efekcie końcowym było dość przerażające.
- Ach, tak. Wezmę to samo co on. - wskazał na Isei'a, wreszcie wstając z jego kolan. Podszedł do stolika tuż za nimi i złapał za oparcie wolnego krzesła, które przystawił do ich stolika, nawet nie pytając o zgodę, czy może dołączyć. Zajął miejsce tuż obok strażaka, i nawet nie posyłając mu ani jednego spojrzenia, jakby stracił pełne zainteresowanie jego osobą, wreszcie wyciągnął z kieszeni opakowanie upragnionych chusteczek.
W pierwszej kolejności zaczął skrupulatnie wycierać dłonie, uparcie przełykając gorycz obrzydzenia, która osiadła w jego gardle, a następnie zaczął robić to samo na stoliku w jego okolicy. Nie mógł przecież pozwolić, aby jakiegokolwiek zarazki dostały się do jego jedzenia, za które notabene zapłaci strażak, albo co gorsza, o zgrozo, na niego samego.
@Isei Yoshiro
„Strach. Nie ma nic wspanialszego. Uwielbiam na niego patrzeć, uwielbiam wdychać jego zapach.
A już najbardziej lubię go słuchać. Lubię też jego smak.”
Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
— Mhmm, co krzyczałem? Przypomnij mi, niech wszyscy posłuchają. — Isei włożył do ust duży kawał ciasta, zapychając sobie nim buzię. Wywołał Yuzuhę do odpowiedzi niczym nauczyciel, który przyłapał ucznia na gadaniu na lekcji. Niemniej bujną miał wyobraźnię — może zaraz wymyśli nawet coś ciekawego? Mógł mówić do woli, w tym momencie Isei i tak był zajęty pochłanianiem kawałka ciasta. Może jeszcze wyjawi mu swoje imię, którego za nic w świecie nie pamiętał. W razie czego poprosi Tori o to, żeby odszukała mu telefoniczne zgłoszenie z dnia akcji na cmentarzu, aby zdobyć tę wiedzę z czystej ciekawości. Tymczasem chłopak aż cały zesztywniał po tym, gdy wciągnął go na kolanko niczym Święty Mikołaj. Mimo tego dalej dzielnie walczył na słowa, co Yoshiro zdecydowanie doceniał. Tak bardzo starał się, żeby jego teatrzyk był realistyczny, że nawet objął go ramieniem, awww, był uroczy. Yoshiro nawet przez chwilę rozważał udanie zdenerwowania i zmieszania, ale ... niee, na razie jeszcze da mu szansę, może rzeczywiście go czymś zagnie, a on będzie mógł mu przyklasnąć z podziwu. Dłoń, którą jasnowłosy odłożył mu na karku, miał niezwykle szczupłą i rachityczną, skostniałą już pewnie od późnej pory i nachodzącego chłodem wieczoru. Niech się ogrzeje, jak potrzebuje, w Yoshiro było pod dostatkiem ciepła różnego rodzaju.
Najwyraźniej dobrze, że dał mu jeszcze szansę, bo ręki wplecionej w jego pofalowanych włosach się nie spodziewał. W sumie lubił być drapany po głowie i ciągnięty za włosy, i aż zatęskniło mu się za czasami, kiedy miał kogokolwiek, kto mógł mu tak robić. Niemniej tego dotyku od faceta jeszcze nie uświadczył i w istocie niezwykle daleko było mu do odczuwania tego w sposób chociażby przyjemny. Niemniej wciąż było to za mało, aby złożyć owacje dzieciakowi. Nie wytrzymał i parsknął już wcześniej powstrzymywanym śmiechem.
— Ostatni koń, na jakim jeździłem, to był kucyk w podstawówce. Niemniej i tak nie pozwolili mi go zbyt długo dosiadać, bo byłem dla niego za duży. — To prawda, Isei był zdecydowanie nadto wyrośnięty jak na biedne zwierzę, które codziennie dźwigało na swoim grzbiecie dziesiątki dzieciaków. Jednocześnie nie mógł sobie odpuścić żartu, dzięki któremu zabrzmiałby dodatkowo dwuznacznie. Znajomymi się nie przejmował, nawet nie patrzył w ich stronę. Bo to pierwszy raz, gdy ktoś zaczepiał jego lub innego ze strażaków na ulicy? Choć zazwyczaj były to nadmiernie zainteresowane panie, a nie bladzi chłopcy, jak egzemplarz wrzucony na kolano.
— O, to możesz mi od razu dać tę maść. — Żartował sobie z niego, podpuszczając, żeby w końcu wysypał się przy którymś z kolejnych kłamstw, choć Iseiowi krążyło po głowie pytanie: czego w sumie ten dzieciak od niego chciał? Nie zajmował się jednak tym nazbyt długo — bo i przerwała im kelnerka, a chudzina niemal uciekła z jego kolana. Dopiero co gładził go po policzku, a już uciekał? Nie wytrzymał zbyt długo. Na dodatek zobaczył jak ten wyciąga nawilżane chusteczki i szoruje nimi skórę i wszystko wokół siebie.
— O la, la, aż tak się brzydzisz brudnego strażaka? To w sumie chyba i tak czystsza robota, aniżeli przy trupach. Chociaż mi też się zdarza pracować przy trupach. — Strzelał, rzucając sugestią co do jego zawodu. Isei nie miał pojęcia, że był balsamistą. Równie dobrze mógł być grabarzem, porządkowym lub opiekunem kaplicy, albo i nikim z powyżej wymienionych. Yoshiro odchylił się na krześle, kładąc łokieć na oparciu, zastanawiając się chwilę nad specyfiką własnej roboty. Rzeczywiście, bez ogarnięcia nieboszczyków czasem się nie obeszło, choć na szczęście była to mniejsza część jego codziennej pracy. Zaraz jednak wrócił spojrzeniem do białowłosego, posyłając mu spojrzenie, cały czas siedząc w tej spokojnej i niewzruszonej pozycji.
— W łóżku to się mnie nie brzydziłeś. — Chodź, mały, zabawmy się na słówka, skoro jesteś taki odważny. Znajomi wiedzieli, że nikogo nie miał, a jednocześnie znali go na tyle, żeby wiedzieć, że trzymały się go różnego rodzaju żarty. Nawet jeśli pomyśleliby, że sypia z chłopakiem (na co jednak nic nie wskazywało), to po samych ich sylwetkach było widać, kto tutaj byłby mniejszą łyżeczką, a kto większą. Kiwnął lekko podbródkiem ku górze z uniesionym kącikiem ust — odkryj swoje karty, sprawdzam!
@Raikatsuji Yuzuha
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.