Rzeka Tatsuno
Rzeka Tatsuno, której źródło sięga rejonów w górskich szczytach Yakkari, ostatecznie łączy się z kanałem Tokegawa w Nanashi, wywołując pewien rodzaj subtelnego niesmaku u mieszkańców Asakury. Niewielu najwidoczniej pamięta, że niecałe sto pięćdziesiąt lat wstecz Tatsuno nie różniła się od Tokegawy. Stan wody pozostawiał wiele do życzenia, ryby wypływały martwe śliskimi, transparentnie białymi brzuchami skierowanymi ku górze, wszędzie, mimo starań okolicznych rezydentów, stale nurt znosił śmieci. Okolica była traktowana jak przypalony brzeg ciasta - próbowano odciąć ją od reszty dzielnicy, aby nie popsuć ogólnego smaku pięknych, starojapońskich rejonów.
Co dokładnie wydarzyło się, że tafla Tatsuno stała się nagle krystaliczna, a nadbrzeżne drzewa na powrót obdarzyły mieszkańców urokiem soczystych kwiatów, ciężko jednoznacznie stwierdzić. Niektórzy uważają, że ma to związek z XIX-wieczną legendą na temat księżniczki Marioki, która targnięta gniewem wobec niewiernego kochanka postanowiła pójść w ślady tajemniczej kobiety znanej z pierwszej opowieści o hashihime. Marioka Sen, na podobieństwo pierwowzoru, udała się do Kifune-jinja w Kioto, błagając bogów o możliwość zemsty wobec zdrady. Ponoć po dwudziestojednonocnym ciągu zanurzania się w rzece istotnie przemieniła się w demona.
Obecnie mówi się, że hashihime Tatsuno, stworzona na podobieństwo hashihime Uji, wałęsa się w pobliżu najdłuższego mostu łączącego oba brzegi rzeki. To na tej konstrukcji Marioka Sen trwała w oczekiwaniu na powrót ukochanego i to na jej spróchniałych deskach dostrzegła tego, któremu oddała serce, z obcą kobietą. Duch rozżalonego dziewczęcia nie jest tak potężny jak kanon, jednak wierzy się, że to jej gniew zanieczyszczał wody Tatsuno tak długo, jak długo nie wybudowano ku jej czci niewielkiej kapliczki. Choć wściekłość zranionej duszy pozostaje zaspokojona dzięki darom i modlitwom, wciąż czuć specyficzną aurę blisko najstarszego, najdłuższego z mostów Tatsuno. Co więcej - po dziś dzień raz do roku, we wczesnowiosennych nocach, ginie dwudziestu jeden mężczyzn - większość z nich odnajdywana jest na dnie rzeki właśnie w pobliżu kapliczki poświęconej hashihime. Charakterystyczną cechą każdej z ofiar jest spopielenie twarzy, piersi i czubków palców.
Co dokładnie wydarzyło się, że tafla Tatsuno stała się nagle krystaliczna, a nadbrzeżne drzewa na powrót obdarzyły mieszkańców urokiem soczystych kwiatów, ciężko jednoznacznie stwierdzić. Niektórzy uważają, że ma to związek z XIX-wieczną legendą na temat księżniczki Marioki, która targnięta gniewem wobec niewiernego kochanka postanowiła pójść w ślady tajemniczej kobiety znanej z pierwszej opowieści o hashihime. Marioka Sen, na podobieństwo pierwowzoru, udała się do Kifune-jinja w Kioto, błagając bogów o możliwość zemsty wobec zdrady. Ponoć po dwudziestojednonocnym ciągu zanurzania się w rzece istotnie przemieniła się w demona.
Obecnie mówi się, że hashihime Tatsuno, stworzona na podobieństwo hashihime Uji, wałęsa się w pobliżu najdłuższego mostu łączącego oba brzegi rzeki. To na tej konstrukcji Marioka Sen trwała w oczekiwaniu na powrót ukochanego i to na jej spróchniałych deskach dostrzegła tego, któremu oddała serce, z obcą kobietą. Duch rozżalonego dziewczęcia nie jest tak potężny jak kanon, jednak wierzy się, że to jej gniew zanieczyszczał wody Tatsuno tak długo, jak długo nie wybudowano ku jej czci niewielkiej kapliczki. Choć wściekłość zranionej duszy pozostaje zaspokojona dzięki darom i modlitwom, wciąż czuć specyficzną aurę blisko najstarszego, najdłuższego z mostów Tatsuno. Co więcej - po dziś dzień raz do roku, we wczesnowiosennych nocach, ginie dwudziestu jeden mężczyzn - większość z nich odnajdywana jest na dnie rzeki właśnie w pobliżu kapliczki poświęconej hashihime. Charakterystyczną cechą każdej z ofiar jest spopielenie twarzy, piersi i czubków palców.
Obecność yokai
NAZWA
Hashihime.
OPIS
To duchy bardzo zazdrosnych kobiet zamieszkujące mosty. Boginie te, dzięki ogromnej mocy, mogą przybierać najróżniejsze postacie, zwykle jednak przedstawiają się w białych szatach, białej farbie pokrywającej oblicze oraz niosących pięć świec. Jest to ceremonialny strój używany do rzucania klątw.
Hashihime zazwyczaj strzegą mostów, w których żyją, wyróżniając się zaborczością wobec własnego miejsca, strzegąc go i uważając inne bóstwa za konkurencję. Nie należy, będąc na moście Tatsuno, chwalić żadnych innych mostów, wypowiadać się pochlebnie na ich temat bądź recytować wersetów z niektórych sztuk Noh, nawiązujących do tematyki kobiecego gniewu. W takich przypadkach nieszczęśnikowi przydarzały się straszliwe nieszczęścia.
Pomimo przerażającej natury hashihime jest jednak bardzo szanowanym rodzajem boskich istot. Zamieszkują w pobliżu ludzi, aby ci, w czasach wojny, mogli błagać je o strzeżenie mostu przed najeźdźcami. Ponieważ hashihime bronią konstrukcji, które do nich należą, zazwyczaj spełniają takie prośby. Należy mimo wszystko pamiętać, że wciąż nie są to byty pozytywne. W erze pokoju są boginiami separacji i zerwań związków. Prosi się je o pomoc w takich sprawach jak rozwody i rozstania, przy czym ich moc jest tak potężna, że za tabu uważa się wspólne przechodzenie kochanków przed świątynią hashihime lub przechodzenie przed nimi procesji weselnych. Nowożeńcy przeklinają tak swoje małżeństwo.
WPŁYW
Osoby zamieszkujące bądź wywodzące się z Nanashi odczuwają natychmiastową migrenę, której napór wzmaga się z każdym postawionym na moście Tatsuno krokiem. Przy końcu drogi ból jest tak silny, że uniemożliwia płynność ruchów, zawroty wstrząsają obrazem okolicy, sensorycznie człowiek jest całkowicie rozregulowany, co niejednokrotnie doprowadzało do wypadków. Wśród mieszkańców slumsów istnieje przeświadczenie o klątwie rzuconej na most Tatsuno - według opowieści mieszkańcy Asakury ubłagali Mariokę Sen o protekcję, przedstawiając obywateli Nanashi jako wrogów. Bogini, w zamian za coroczne ofiary, spełnia ich prośbę.
Hashihime.
OPIS
To duchy bardzo zazdrosnych kobiet zamieszkujące mosty. Boginie te, dzięki ogromnej mocy, mogą przybierać najróżniejsze postacie, zwykle jednak przedstawiają się w białych szatach, białej farbie pokrywającej oblicze oraz niosących pięć świec. Jest to ceremonialny strój używany do rzucania klątw.
Hashihime zazwyczaj strzegą mostów, w których żyją, wyróżniając się zaborczością wobec własnego miejsca, strzegąc go i uważając inne bóstwa za konkurencję. Nie należy, będąc na moście Tatsuno, chwalić żadnych innych mostów, wypowiadać się pochlebnie na ich temat bądź recytować wersetów z niektórych sztuk Noh, nawiązujących do tematyki kobiecego gniewu. W takich przypadkach nieszczęśnikowi przydarzały się straszliwe nieszczęścia.
Pomimo przerażającej natury hashihime jest jednak bardzo szanowanym rodzajem boskich istot. Zamieszkują w pobliżu ludzi, aby ci, w czasach wojny, mogli błagać je o strzeżenie mostu przed najeźdźcami. Ponieważ hashihime bronią konstrukcji, które do nich należą, zazwyczaj spełniają takie prośby. Należy mimo wszystko pamiętać, że wciąż nie są to byty pozytywne. W erze pokoju są boginiami separacji i zerwań związków. Prosi się je o pomoc w takich sprawach jak rozwody i rozstania, przy czym ich moc jest tak potężna, że za tabu uważa się wspólne przechodzenie kochanków przed świątynią hashihime lub przechodzenie przed nimi procesji weselnych. Nowożeńcy przeklinają tak swoje małżeństwo.
WPŁYW
Osoby zamieszkujące bądź wywodzące się z Nanashi odczuwają natychmiastową migrenę, której napór wzmaga się z każdym postawionym na moście Tatsuno krokiem. Przy końcu drogi ból jest tak silny, że uniemożliwia płynność ruchów, zawroty wstrząsają obrazem okolicy, sensorycznie człowiek jest całkowicie rozregulowany, co niejednokrotnie doprowadzało do wypadków. Wśród mieszkańców slumsów istnieje przeświadczenie o klątwie rzuconej na most Tatsuno - według opowieści mieszkańcy Asakury ubłagali Mariokę Sen o protekcję, przedstawiając obywateli Nanashi jako wrogów. Bogini, w zamian za coroczne ofiary, spełnia ich prośbę.
25.04.2038r.
Pobudka była niczym wynurzenie głowy spod wody po długim zanurzeniu. Być może dlatego, że we śnie znowu ktoś próbował podtapiając go wyciągnąć zeznania na temat, o którym nie miał pojęcia. Wypoczynek nie przyniósł żadnego ukojenia – odnosił wrażenie, że był jeszcze bardziej zmęczony niż przed drzemką, a tej na pewno nie zaczynał w… Właśnie. Gdzie był tym razem?
Siedział pod ścianą, burą i chłodną, w ciemnym i małym pomieszczeniu. Wzrok powoli przyzwyczajał się do półmroku, przez niewielkie okienko wpadało kilka promieni zachodzącego już słońca. Miałoby to sens, biorąc pod uwagę, że bezsenność pozwoliła mu zamknąć na chwilę oczy dopiero późnym popołudniem, ale siedział wtedy w gabinecie w garnizonie, pochylony nad stosikiem raportów, a teraz był w czymś co przypominało składzik. I to taki opuszczony. Oprócz kurzu walało się tu też mnóstwo, jak by się mogło wydawać, śmieci. Kilka ostrzy żyletek, rozsupłana lina, po której ślady odnalazł na swoich nadgarstkach, rozsypane gwoździe.
Podniósł się z sykiem bólu. Otarcia na rękach dały o sobie znać, kiedy podpierał się przy wstawaniu, musiał mieć też nowe sińce rozsiane po ciele. Pierwsze co chciał zrobić to zorientowanie się, dokąd wywiało go tym razem. Zwiedził już chyba wszystkie puste magazyny Haiiro i co najmniej dwa zlokalizowane w Karafurunie. Codziennie witał go inny krajobraz i inne obrażenia, które pojawiały się w enigmatyczny sposób. Rozważał ograniczenie snu do absolutnego minimum, trzydniowe przerwy, po których być może byłby na tyle zmęczony, żeby nigdzie nie chodzić. O ile o własnych siłach gdziekolwiek się przemieszczał, bo nic by go nie zdziwiło, gdyby dostawał darmowe, nadnaturalne podwózki od jakiegoś yokai. Za bardzo przypominała mu się sytuacja sprzed roku.
Czuł poniekąd ulgę, że powitał go zapach kwitnących wiśni i szmer pobliskiej rzeki, a nie gęsty smog i odgłosy okolicznych fabryk. Asakura była miłą odmianą po tak niemiłych okolicznościach wybudzenia się. Choć dopiero po chwili do przyćmionego jeszcze umysłu dotarło, w jakim miejscu wylądował. Czy miał szczęście, że wypełzł z jakiejś starej ruiny zamiast leżeć na dnie Tatsuno, jak nieszczęśnicy, którzy lądowali w niej wyjątkowo regularnie wczesną wiosną?
Zerknął na mapkę w telefonie dla określenia, w którą stronę powinien się udać, żeby dotrzeć do cywilizacji. Lub przynajmniej jakiegoś środka transportu w stronę centrum. Wystarczyło mu kilka punktów orientacyjnych, które zarejestrował w głowie – pierwszym był jeden z mniejszych mostów. Skręcił w jego stronę chowając urządzenie w kieszeni. Dość szybko jednak okazało się, że nie będzie to powrót szybki i przyjemny. Ledwo wszedł na mostek, a zakręciło mu się w głowie, niemal potknął się na prostej drodze i asekuracyjnie chwycił poręczy, pochylając na moment głowę. Bok nieznośnie bolał, a Nakashima miał przeczucie, że to nie są ani stare rany, ani tylko sińce. Rozpiął guziki i wsunął dłoń pod mundur, na wysokość żeber. Spomiędzy jego warg wydobyło się ciche, krótkie przekleństwo, gdy wycofując palce dostrzegł na nich ciemne smugi. Jak tak dalej pójdzie, to któregoś dnia chyba się już po prostu nie obudzi.
@Itou Alaesha
Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Wracała ze sklepu z drobnymi zakupami na kolację. Wybrała dłuższą trasę nad rzeką, aby przyjrzeć się brzegowi skąpanemu w czerwieni zachodzącego słońca. Była to również okazja, żeby przypatrzyć się będącym w pełnym rozkwicie wiśniom, które już niedługo miały utracić swoje cudne kwiaty. Niestety, ale kwitnienie sakur nie trwało wiecznie. Choć może to była właśnie ich zaleta? Dzięki ulotności wdzięku drobnych kwiatów zawsze się ich wyczekiwało i cieszyło oczy ich pięknem, gdy tylko była ku temu okazja. Może gdyby kwitły przez cały rok, to nie robiłyby tak wielkiego wrażenia? Itou weszła na niewielki mostek, który prowadził do głównej ulicy, z której to miała już łatwe dojście do własnego domu. Szła powoli, niespiesznie, ciesząc się ostatnimi promieniami słońca. Jednak ktoś przed nią szedł jeszcze wolniej, chwiejnym krokiem, czym przyciągnął uwagę Alaeshy. Mężczyzna, w mundurze. Pijany? Może, choć...
Żołądek zacisnął się w supeł na wspomnienie znajomej sylwetki. Brzuch zareagował szybciej od świadomego myślenia, bo to ze względu na ucisk dopiero zdała sobie sprawę z podobieństwa mężczyzny naprzeciwko do człowieka, którego dawno nie widziała. Naprawdę dawno. Do tego żałując utraconego kontaktu, a raczej poniekąd zerwanej przez nią znajomości. Jednak jakie były szanse na to, że właśnie tutaj go zobaczy? Przecież nie wpadli na siebie przez tyle lat, nie odwiedzili się, choć oboje mieliby taką możliwość. Dodatkowo nie pasował mundur. Jeśli już jakiś powinien nosić, to ten policyjny, nie ten, nie taki... wojskowy? Przecież nawet nie wiedziała, jak on dzisiaj wygląda. Gdy widzieli się ostatnim razem, byli w zasadzie nastolatkami lub jak się to ówcześnie nazywa „młodymi dorosłymi". Skrzywiła się na samą myśl o tym określeniu. Dobre sobie. W dorosłość została wrzucona za pomocą silnego kopniaka od losu po śmierci matki, co nie miało jednak nic wspólnego z dojrzałością. Bo i wtedy, dawno temu, wcale sensownej decyzji nie podjęła. Łatwiej było uciec, zerwać kontakt niż dać się obedrzeć z, jak jej się wtedy zdawało, godności, obnażyć słabości, uchylić tajemnicy, że wcale sobie tak świetnie nie radzi, jak prezentowała to światu. Nie chciała mu pokazać tej nieodwracalnej zmiany w sobie, bo i on najszybciej by ją rozszyfrował. Nie sądziła wtedy, że wciąganie go w to cokolwiek zmieni. Choć potrzebowała pomocy, to odtrąciła ją, a nawet całą znajomość, żeby mieć pewność, że ma nad wszystkim kontrolę. Podobieństwo do Yosuke wywołało falę myśli, jednak musiała przestać zastanawiać się nad tymi nonsensami — to pewnie tylko skojarzenie. Widziała jednak, jak mężczyzna ponownie się zachybotał i już nie tylko z poczucia ciekawości, a również obowiązku, przyspieszyła kroku, znajdując się w paru susach przy nim.
— Przepraszam, wszystko w porządku? — Skurcz w brzuchu narastał, bo im bliżej się znajdowała, tym podobieństwo wcale nie malało. Mężczyzna był oparty o barierkę, a twarz miał skierowaną w dół. Nie odezwał się od razu, a wrząca niecierpliwość popchnęła rękę Alaeshy do ruchu. To co mogło ostatecznie rozwiać kobiece wątpliwości, było zobaczenie twarzy nieznajomego. Chwyciła więc za męski podbródek i uniosła go ku górze, dostrzegając dobrze znane rysy, a przede wszystkim zestawienie dwóch kolorów w zmęczonych oczach.
— Yosuke?! — Ręka nagle zdrętwiała, stając się nie do zniesienia ciężką, więc z podbródka przeniosła ją w drżeniu na ramię. Mieszało się w niej tyle emocji — zdziwienie, rozrzewnienie, strach — że ciężko było powiedzieć, co dokładnie miała wymalowane na twarzy. Nie wyglądał najlepiej, raczej jakby dopiero co ktoś go napadł i pobił. Nie czuła też zapachu alkoholu, więc chyba sam nie doprowadził się do tego stanu. Niemniej, nie wiedziała nic.
— Co Ci się stało?
@Nakashima Yosuke
Żołądek zacisnął się w supeł na wspomnienie znajomej sylwetki. Brzuch zareagował szybciej od świadomego myślenia, bo to ze względu na ucisk dopiero zdała sobie sprawę z podobieństwa mężczyzny naprzeciwko do człowieka, którego dawno nie widziała. Naprawdę dawno. Do tego żałując utraconego kontaktu, a raczej poniekąd zerwanej przez nią znajomości. Jednak jakie były szanse na to, że właśnie tutaj go zobaczy? Przecież nie wpadli na siebie przez tyle lat, nie odwiedzili się, choć oboje mieliby taką możliwość. Dodatkowo nie pasował mundur. Jeśli już jakiś powinien nosić, to ten policyjny, nie ten, nie taki... wojskowy? Przecież nawet nie wiedziała, jak on dzisiaj wygląda. Gdy widzieli się ostatnim razem, byli w zasadzie nastolatkami lub jak się to ówcześnie nazywa „młodymi dorosłymi". Skrzywiła się na samą myśl o tym określeniu. Dobre sobie. W dorosłość została wrzucona za pomocą silnego kopniaka od losu po śmierci matki, co nie miało jednak nic wspólnego z dojrzałością. Bo i wtedy, dawno temu, wcale sensownej decyzji nie podjęła. Łatwiej było uciec, zerwać kontakt niż dać się obedrzeć z, jak jej się wtedy zdawało, godności, obnażyć słabości, uchylić tajemnicy, że wcale sobie tak świetnie nie radzi, jak prezentowała to światu. Nie chciała mu pokazać tej nieodwracalnej zmiany w sobie, bo i on najszybciej by ją rozszyfrował. Nie sądziła wtedy, że wciąganie go w to cokolwiek zmieni. Choć potrzebowała pomocy, to odtrąciła ją, a nawet całą znajomość, żeby mieć pewność, że ma nad wszystkim kontrolę. Podobieństwo do Yosuke wywołało falę myśli, jednak musiała przestać zastanawiać się nad tymi nonsensami — to pewnie tylko skojarzenie. Widziała jednak, jak mężczyzna ponownie się zachybotał i już nie tylko z poczucia ciekawości, a również obowiązku, przyspieszyła kroku, znajdując się w paru susach przy nim.
— Przepraszam, wszystko w porządku? — Skurcz w brzuchu narastał, bo im bliżej się znajdowała, tym podobieństwo wcale nie malało. Mężczyzna był oparty o barierkę, a twarz miał skierowaną w dół. Nie odezwał się od razu, a wrząca niecierpliwość popchnęła rękę Alaeshy do ruchu. To co mogło ostatecznie rozwiać kobiece wątpliwości, było zobaczenie twarzy nieznajomego. Chwyciła więc za męski podbródek i uniosła go ku górze, dostrzegając dobrze znane rysy, a przede wszystkim zestawienie dwóch kolorów w zmęczonych oczach.
— Yosuke?! — Ręka nagle zdrętwiała, stając się nie do zniesienia ciężką, więc z podbródka przeniosła ją w drżeniu na ramię. Mieszało się w niej tyle emocji — zdziwienie, rozrzewnienie, strach — że ciężko było powiedzieć, co dokładnie miała wymalowane na twarzy. Nie wyglądał najlepiej, raczej jakby dopiero co ktoś go napadł i pobił. Nie czuła też zapachu alkoholu, więc chyba sam nie doprowadził się do tego stanu. Niemniej, nie wiedziała nic.
— Co Ci się stało?
@Nakashima Yosuke
Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Być może pora była na zainwestowanie w większą ilość magicznych przedmiotów. Przydałaby mu się nusa albo ze dwie – jedna ustawiona przed mieszkaniem, druga gdzieś w pobliżu gabinetu na wypadek nagłej potrzeby ucięcia drzemki pomiędzy obowiązkami. Może jeszcze trzecia do domu rodzinnego. Jeśli efekty, które pojawiały się od przeszło dwóch tygodni, były sprawką jakiegoś yokai, znudzonego kami czy wyjątkowo zawziętego yurei, a to było opcją najbardziej logiczną, powinien mieć spokój w chronionych miejscach. Wtedy jedynym problemem pozostawałaby bezsenność, ale tę niedogodność dało się opanować zwykłymi lekami, odpowiednimi ziołami lub zmęczeniem fizycznym. W przypadku tabletek, mógł od ręki dostać receptę na silniejsze specyfiki, jeśli nie od któregoś z medyków Tsunami to po prostu kontaktując się z rodzicami. Choć w tym drugim przypadku w pakiecie od razu było zamartwianie się i wywody na temat przesadnego pędzenia w życiu, nieokiełznanego chaosu, który napędzał jego codzienność i że brakuje mu balansu.
W rozważania wkradł się głos. Wydawał się znajomy, ale mogło to być jedynie złudzenie. Gdzieś z tyłu głowy za uszami wibrowały podszepty, ledwo wyraźne drwiny, groźby, pytania. Przez chwilę wziął pytanie za kolejne majaki, które tym razem miały udawać zatroskanie i uśpić jego czujność, ukoić nerwy napięte mocniej niż struny instrumentu. Nim w głowie przetworzona została odpowiednia do sytuacji reakcja – w końcu kobieta mogła być po prostu zatroskaną obywatelką, a nie kolejną zjawą chcącą zadać mu niespodziewany cios – poczuł dotyk. Jakkolwiek by nie był delikatny i pozbawiony agresji, wywołał w Nakashimie niekontrolowany odruch, do którego popychał go stres, niepewność i poczucie zagrożenia. Ubarwione krwią palce pomknęły do spoczywającego przy pasku pistoletu, ale na szczęście zdążył na czas się opanować, pozostawiając broń w kaburze.
Musiała być wytworem wyobraźni. Chorym podszeptem bawiących się z nim sił z zaświatów, które próbowały dotrzeć do niego z jakiejkolwiek strony, tym razem stawiając na nostalgię i zmiękczenie go starą znajomością. Wpatrywał się w twarz – starszą niż pamiętał, ale wciąż pełną uroku, w oczy, które dla niego miały popielatą barwę. Jeśli były to jego wyobrażenia tego, jak mogłaby wyglądać po latach, to czemu włosy miała o wiele krótsze? Żeby nadać jej bardziej dojrzałego, poważnego wyrazu? Już wcześniej momentami osiągała apogeum powagi i z długimi pasmami też się ten wizerunek sprawdzał.
– Alaesha. – Wyprany z emocji ton tym razem zaskoczył nawet jego. Zwątpił w to, że jeszcze ją kiedyś spotka, któregoś dnia nawet przestał o niej myśleć i zadawać sobie pytanie co u niej słychać. Początkowo wierzył, że spotkanie go ucieszy, przywoła mnóstwo dawnych, pozytywnych uczuć. Z czasem jakoś się to rozmyło. Zajął się pracą, nauką, a później innymi problemami, myśląc, że być może wyjechała z Fukkatsu, dostając się na dobre studia gdzieś w innej części kraju. Stracił jej numer, kontakt się urwał, a nigdy nie przeszło mu przez myśl, żeby spróbować po prostu ją odwiedzić. Nawet, gdyby się przeprowadziła, to przynajmniej ktoś by go o tym poinformował, choćby nowy właściciel domu, bo jej matka… cóż, nawet nie pamiętał, jak to się z nią ostatecznie potoczyło. A przecież mieszkała właśnie w Asakurze. Nie powinien być chyba zaskoczony, że wędrowała mostem w tej właśnie dzielnicy. To mogło być również potwierdzenie, że coś grzebie mu w głowie i wyciąga jakieś ułamki wspomnień, formując z nich widok, który chciałby zobaczyć. Jeszcze to miejsce. Nawiedzane przez hashihime, gdzie według legend pękło serce zdradzonej kobiety. Nawet, jeśli to nie był ten najsłynniejszy most, to wciąż stał nad rzeką, w której ginęli mężczyźni. Nikt nie wiedział, co utopieni nieszczęśnicy widzieli przed śmiercią.
– Sam nie do końca wiem. I pewnie nie uwierzyłabyś w moją teorię. – Nawet, jeśli była kolejnym podszeptem, fałszem, etapem trwającego nadal snu, wolał zachować ostrożność oraz względną neutralność. Była człowiekiem. Zwykłym, nieświadomym mieszkańcem miasta. Przynajmniej według jego stanu wiedzy, a ta mogła być przestarzała o co najmniej dekadę. Z bratem przecież też myślał, że wszystko było w porządku, a potem okazało się, że już od dawna nie żył, a jego ciało opanował szukający zemsty duch.
@Itou Alaesha
W rozważania wkradł się głos. Wydawał się znajomy, ale mogło to być jedynie złudzenie. Gdzieś z tyłu głowy za uszami wibrowały podszepty, ledwo wyraźne drwiny, groźby, pytania. Przez chwilę wziął pytanie za kolejne majaki, które tym razem miały udawać zatroskanie i uśpić jego czujność, ukoić nerwy napięte mocniej niż struny instrumentu. Nim w głowie przetworzona została odpowiednia do sytuacji reakcja – w końcu kobieta mogła być po prostu zatroskaną obywatelką, a nie kolejną zjawą chcącą zadać mu niespodziewany cios – poczuł dotyk. Jakkolwiek by nie był delikatny i pozbawiony agresji, wywołał w Nakashimie niekontrolowany odruch, do którego popychał go stres, niepewność i poczucie zagrożenia. Ubarwione krwią palce pomknęły do spoczywającego przy pasku pistoletu, ale na szczęście zdążył na czas się opanować, pozostawiając broń w kaburze.
Musiała być wytworem wyobraźni. Chorym podszeptem bawiących się z nim sił z zaświatów, które próbowały dotrzeć do niego z jakiejkolwiek strony, tym razem stawiając na nostalgię i zmiękczenie go starą znajomością. Wpatrywał się w twarz – starszą niż pamiętał, ale wciąż pełną uroku, w oczy, które dla niego miały popielatą barwę. Jeśli były to jego wyobrażenia tego, jak mogłaby wyglądać po latach, to czemu włosy miała o wiele krótsze? Żeby nadać jej bardziej dojrzałego, poważnego wyrazu? Już wcześniej momentami osiągała apogeum powagi i z długimi pasmami też się ten wizerunek sprawdzał.
– Alaesha. – Wyprany z emocji ton tym razem zaskoczył nawet jego. Zwątpił w to, że jeszcze ją kiedyś spotka, któregoś dnia nawet przestał o niej myśleć i zadawać sobie pytanie co u niej słychać. Początkowo wierzył, że spotkanie go ucieszy, przywoła mnóstwo dawnych, pozytywnych uczuć. Z czasem jakoś się to rozmyło. Zajął się pracą, nauką, a później innymi problemami, myśląc, że być może wyjechała z Fukkatsu, dostając się na dobre studia gdzieś w innej części kraju. Stracił jej numer, kontakt się urwał, a nigdy nie przeszło mu przez myśl, żeby spróbować po prostu ją odwiedzić. Nawet, gdyby się przeprowadziła, to przynajmniej ktoś by go o tym poinformował, choćby nowy właściciel domu, bo jej matka… cóż, nawet nie pamiętał, jak to się z nią ostatecznie potoczyło. A przecież mieszkała właśnie w Asakurze. Nie powinien być chyba zaskoczony, że wędrowała mostem w tej właśnie dzielnicy. To mogło być również potwierdzenie, że coś grzebie mu w głowie i wyciąga jakieś ułamki wspomnień, formując z nich widok, który chciałby zobaczyć. Jeszcze to miejsce. Nawiedzane przez hashihime, gdzie według legend pękło serce zdradzonej kobiety. Nawet, jeśli to nie był ten najsłynniejszy most, to wciąż stał nad rzeką, w której ginęli mężczyźni. Nikt nie wiedział, co utopieni nieszczęśnicy widzieli przed śmiercią.
– Sam nie do końca wiem. I pewnie nie uwierzyłabyś w moją teorię. – Nawet, jeśli była kolejnym podszeptem, fałszem, etapem trwającego nadal snu, wolał zachować ostrożność oraz względną neutralność. Była człowiekiem. Zwykłym, nieświadomym mieszkańcem miasta. Przynajmniej według jego stanu wiedzy, a ta mogła być przestarzała o co najmniej dekadę. Z bratem przecież też myślał, że wszystko było w porządku, a potem okazało się, że już od dawna nie żył, a jego ciało opanował szukający zemsty duch.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Widok Yosuke sam z siebie był szokujący i absolutnie niespodziewany. Niejednokrotnie zastanawiała się, co u niego słychać, wracając co jakiś czas do niego myślami — to do chwil spędzanych w Fukkatsu, to w Sawie. Było co wspominać, niemniej najczęściej przy okazji wspominek przychodziło do niej nieprzyjemne uczucie, od którego najchętniej zgrzytałaby zębami. Było to poczucie winy, przemożne wrażenie, że spieprzyła sprawę, że mogła zachować się inaczej, że nie zasłużył na to, jak go potraktowała i to bez większego tłumaczenia. Nie zachowywała się w tamtych czasach logicznie, po prostu starała się przetrwać. Żyć z dnia na dzień tak, jak wydawało się jej, że będzie najlepiej. W sposób jaki przez lata matka wbijała jej do głowy. Miała być dojrzała, zaradna, nie skarżyć się. Zaopiekować domem, skończyć perfekcyjnie szkołę i studia, być samodzielną. W wymalowanym na kolorowo scenariuszu nie było miejsca na widoczną słabość, na proszenie o pomoc, a już na pewno nie na płacz. Dosadnie nauczyła ją, że płaczem niczego nie wskóra, ani na nikogo on nie działa, przynajmniej z punktu widzenia jej rodzicielki. Więc jak Alaesha mogłaby zachować Yosuke przy sobie, gdy jej wnętrze rozpadało się z dnia na dzień, pozostawiając jedynie zautomatyzowaną skorupę niej samej?
Był jeszcze jeden powód, który zrozumiała dopiero po latach. Śmierć matki okazała się dla Alaeshy taką traumą, że w tamtym momencie dziewczyna nie mogła pozwolić sobie na możliwość utraty kogokolwiek innego w swoim życiu. Zbyt wiele by to ją kosztowało. Co z tego, że nic nie zanosiło się na to, aby chłopak miał ją „porzucić". Na wszelki wypadek wycofała się z relacji, podając garść mało składnych wyjaśnień i ograniczając kontakt, aż nie urwał się on całkowicie. Zapewne zniechęciła go do utrzymywania znajomości, a tym bardziej zniechęciła do siebie. W końcu, gdy po wielu miesiącach zaczęła do niego pisać, to już nigdy nie odpowiedział. Cóż, zasłużyła sobie na to, jedynie przykro jej było, że nie była w stanie mu tego wytłumaczyć, ani przeprosić. Tymczasem odwagi, aby pojechać do Sawy, nie miała. Nie chciała zobaczyć niechęci w jego oczach, a przecież bardzo możliwe, że drzwi otworzyłaby Pani Nakashima, a Yosu wcale by do niej nie wyszedł. Tak było lepiej. Z pewnością dla niego, bo w takim rozwoju wypadków nie musiała go obarczać swoimi problemami. Tego w końcu nie chciała. Zawsze był taki uśmiechnięty i pozytywny, bezpośredni i żywiołowy. Gdyby miała dzielić z nim po połowie swoje smutki, to tylko przygaszałaby jego ogień. Tak przynajmniej wtedy myślała. Dopiero po wielu latach zdała sobie sprawę, jak głupie i bezsensowne było jej myślenie.
Wielokrotnie myślała o ich ponownym spotkaniu. Zawsze wyobrażała je sobie jako zupełnie przypadkowe, co dosłownie właśnie się wydarzyło. Niemniej nie spodziewała się, że zobaczy go w takim stanie. Sińce pod oczami, beznamiętny wyraz twarzy i przygarbiona sylwetka tak bardzo nie pasował do Yosuke, którego znała. Choć nie umknęły uwadze Alaeshy też inne zmiany. Rysy twarzy nabrały przyjemnych dla oka ostrości, a figura zmężniała — aczkolwiek nie była pewna, w jakim stopniu był to efekt dorastania, lub wrażenia stwarzanego przez mundur, szczególnie szerokich naramienników. Reakcja Yosuke na jej przywitanie była gwałtowna. Zbyt gwałtowna, aby Alaesha się nie wystraszyła. Dłoń sięgająca do kabury, tak po prostu, najzwyczajniej w świecie, w ciągu dnia i w sumie w środku miasta. Na dodatek wobec niej. Odskoczyła do tyłu, wpadając na barierkę i uderzając kręgosłupem o metal. Z pewnością będzie miała siniaka. Nie zauważyła jednak tego, słysząc tylko dudnienie krwi w uszach. Strach szybko przerodził się w najłatwiejszą do wyrażania przez Alaeshę emocję nie bacząc na to, że nie widzieli się chyba z dziesięć lat, jak nie więcej.
— Co Ty do cholery robisz?! — Widząc jednak jego zdezorientowanie i niezbyt dobry stan, równie szybko emocje Itou zaczęły opadać. Wyglądał jakby potrzebował pomocy. I jakby ledwo ją poznawał, wodząc wzrokiem po jej twarzy i włosach.
— Wyglądasz jakbyś ledwo uszedł z życiem uciekając przed Hashihime. — Uśmiechnęła się krzywo, wciąż z dozą rezerwy. Niemniej zawsze trzymały się ich różnej jakości żarty.
—Jeśli masz inną teorię, to możesz mnie sprawdzić. Uwierzę albo nie. — Domyśliła się, że gdzieś szedł. W tym stanie to pewnie do domu, może samochodu, albo na pogotowie. Choć nie widzieli się od tak dawna, to oczywistym dla niej było, że nie zostawi go tutaj. Nawet dziwnego i próbującego wyciągnąć na nią broń. Dlatego zbliżyła się ponownie do niego, wolniej i ostrożniej. Jeśli pozwolił jej, to złapała go pod ramię i poszli wzdłuż mostu ku głównej ulicy.
— Chodź, podprowadzę Cię.
@Nakashima Yosuke
Był jeszcze jeden powód, który zrozumiała dopiero po latach. Śmierć matki okazała się dla Alaeshy taką traumą, że w tamtym momencie dziewczyna nie mogła pozwolić sobie na możliwość utraty kogokolwiek innego w swoim życiu. Zbyt wiele by to ją kosztowało. Co z tego, że nic nie zanosiło się na to, aby chłopak miał ją „porzucić". Na wszelki wypadek wycofała się z relacji, podając garść mało składnych wyjaśnień i ograniczając kontakt, aż nie urwał się on całkowicie. Zapewne zniechęciła go do utrzymywania znajomości, a tym bardziej zniechęciła do siebie. W końcu, gdy po wielu miesiącach zaczęła do niego pisać, to już nigdy nie odpowiedział. Cóż, zasłużyła sobie na to, jedynie przykro jej było, że nie była w stanie mu tego wytłumaczyć, ani przeprosić. Tymczasem odwagi, aby pojechać do Sawy, nie miała. Nie chciała zobaczyć niechęci w jego oczach, a przecież bardzo możliwe, że drzwi otworzyłaby Pani Nakashima, a Yosu wcale by do niej nie wyszedł. Tak było lepiej. Z pewnością dla niego, bo w takim rozwoju wypadków nie musiała go obarczać swoimi problemami. Tego w końcu nie chciała. Zawsze był taki uśmiechnięty i pozytywny, bezpośredni i żywiołowy. Gdyby miała dzielić z nim po połowie swoje smutki, to tylko przygaszałaby jego ogień. Tak przynajmniej wtedy myślała. Dopiero po wielu latach zdała sobie sprawę, jak głupie i bezsensowne było jej myślenie.
Wielokrotnie myślała o ich ponownym spotkaniu. Zawsze wyobrażała je sobie jako zupełnie przypadkowe, co dosłownie właśnie się wydarzyło. Niemniej nie spodziewała się, że zobaczy go w takim stanie. Sińce pod oczami, beznamiętny wyraz twarzy i przygarbiona sylwetka tak bardzo nie pasował do Yosuke, którego znała. Choć nie umknęły uwadze Alaeshy też inne zmiany. Rysy twarzy nabrały przyjemnych dla oka ostrości, a figura zmężniała — aczkolwiek nie była pewna, w jakim stopniu był to efekt dorastania, lub wrażenia stwarzanego przez mundur, szczególnie szerokich naramienników. Reakcja Yosuke na jej przywitanie była gwałtowna. Zbyt gwałtowna, aby Alaesha się nie wystraszyła. Dłoń sięgająca do kabury, tak po prostu, najzwyczajniej w świecie, w ciągu dnia i w sumie w środku miasta. Na dodatek wobec niej. Odskoczyła do tyłu, wpadając na barierkę i uderzając kręgosłupem o metal. Z pewnością będzie miała siniaka. Nie zauważyła jednak tego, słysząc tylko dudnienie krwi w uszach. Strach szybko przerodził się w najłatwiejszą do wyrażania przez Alaeshę emocję nie bacząc na to, że nie widzieli się chyba z dziesięć lat, jak nie więcej.
— Co Ty do cholery robisz?! — Widząc jednak jego zdezorientowanie i niezbyt dobry stan, równie szybko emocje Itou zaczęły opadać. Wyglądał jakby potrzebował pomocy. I jakby ledwo ją poznawał, wodząc wzrokiem po jej twarzy i włosach.
— Wyglądasz jakbyś ledwo uszedł z życiem uciekając przed Hashihime. — Uśmiechnęła się krzywo, wciąż z dozą rezerwy. Niemniej zawsze trzymały się ich różnej jakości żarty.
—Jeśli masz inną teorię, to możesz mnie sprawdzić. Uwierzę albo nie. — Domyśliła się, że gdzieś szedł. W tym stanie to pewnie do domu, może samochodu, albo na pogotowie. Choć nie widzieli się od tak dawna, to oczywistym dla niej było, że nie zostawi go tutaj. Nawet dziwnego i próbującego wyciągnąć na nią broń. Dlatego zbliżyła się ponownie do niego, wolniej i ostrożniej. Jeśli pozwolił jej, to złapała go pod ramię i poszli wzdłuż mostu ku głównej ulicy.
— Chodź, podprowadzę Cię.
@Nakashima Yosuke
Kolejne pytanie sprowadziło go na ziemię jeszcze szybciej niż skojarzenie wizerunku kobiety z dawną znajomą. Stanął niemalże na baczność jak wywołany z szeregu przez dowódcę, choć przypłacił to kolejną dawką bólu. O mało nie skrzywił się w efekcie, spróbował to zamaskować skłonieniem się w dość sztywnej, wojskowej manierze. Być może nawet jeszcze bardziej niż zrobiłby to normalnie, ale miał wrażenie jakby coś wbiło mu się w bok i przy każdym gwałtowniejszym ruchu oraz większym wdechu pogłębiało ranę.
– Przepraszam – powiedział cicho. Tak jak w ruchach brakowało dawnej energii oraz luzu, tak samo głos pozbawiony był życia i właściwie wszystkiego, co przepełniało go dawniej. Oszczędnie korzystał ze słów, skracając wypowiedzi do absolutnego minimum, zawierając cały przekaz w jak najmniejszej ilości dźwięków. To nie były już te same zdania przeobrażające się w miniaturowe monologi wyrzucane z pełnią ekspresji. Brakowało pięciu różnych uśmiechów rzuconych na przestrzeni zaledwie paru słów, jakiegokolwiek tonu – szczerego lub żartobliwego, zadziornego, rzucającego swego rodzaju wyzwanie. W Nakashimie brakowało przede wszystkim życia. Większość ludzi uznałaby, że to ze względu na obecny stan, wyraźnie zmęczony, jakby od dłuższego czasu porządnie się nie wysypiał, a w międzyczasie kilka razy spadł ze schodów i się poobijał.
– Nie zainteresowałbym hashihime – stwierdził krótko. Ani nie dążył do zirytowania bogiń, ani też nie szukał ich porad w kwestii rozstań. Żadnej też nie mógł doprowadzić do szału byciem niewiernym samcem jako kawaler oddany w pełni tylko jednej kochance – własnej pracy. Most, na którym postawił kroki, nie mógł być też strzeżony w kategoriach, pod które się zaliczał, bo inaczej odczuwana po koszmarze słabość byłaby jego najmniejszym zmartwieniem. – To jakieś inne yokai, może onryō. Rok temu miałem dziwny koszmar, w którym było kilkanaście innych osób. Parę z nich znałem, śnili dokładnie to samo. – Wsunął dłonie do kieszeni, starając się udawać, że wszystko z nim w porządku, przynajmniej fizycznie, pomijając na pewno dostrzegalne wyczerpanie. – Teraz od jakiegoś czasu znowu nie mogę spać. Może z tego samego powodu, może teraz coś atakuje nas osobno.
Brzmiał pewnie jak świr albo paranoik, ale przecież właśnie zwierzał się duchowi czy wytworowi swojej wyobraźni. Jej tu po prostu nie mogło być. Szepty na granicy świadomości musiały wreszcie osiągnąć bardziej fizyczną postać i wzbudzały w nim jeszcze więcej wątpliwości. Może to już halucynacje ze zmęczenia, może wcale się nie obudził, może leży w jakimś zapomnianym, zatęchłym magazynie i powoli się wykrwawia, a umierający mózg tworzył przyjemny obraz na ostatnie chwile życia. Kwitnące wiśnie, szemrząca rzeka, ładny mostek i Itou, z którą łączył wiele miłych wspomnień. Nawet sceneria wyglądała jak połączenie kilku ich spotkań. Obchody Hanami, spacer nad górskim strumieniem, kładka nad rzeczką w Sāwie.
– Może to klątwa. Może oszalałem do reszty. Może przepracowany lunatykuję i budzę się w tych opuszczonych, zapomnianych miejscach. Może znowu ktoś mnie porywa, ale szybko wypuszcza, bo tym razem szukałoby mnie Tsunami, a nie leniwa policja.
Drugi raz nie zareagował już tak gwałtownie. Właściwie prawie wcale nie zareagował, pozwalając się dotknąć i prowadzić. Jak na wyobrażenie, była całkiem rzeczywista. Pewnie to jakaś wewnętrzna siła, która próbowała utrzymać go w pionie i pchnąć w dalszą drogę. Powinien właściwie znaleźć najbliższy szpital albo szybko wypytać medyków, czy któryś nie znajduje się w pobliżu.
– To naprawdę ty? – Wzrok znów utkwił w drobnej sylwetce. Nie wiedział, jakiej odpowiedzi się spodziewać. Przecież to było jasne, że złośliwa mara potwierdzi jego przypuszczenia, tak samo jak zrobiłaby to wyobraźnia. Do głowy nie przychodził mu żaden pomysł na potwierdzenie jej tożsamości. Siedzący w głowie demon miałby dostęp do każdego wspomnienia, każdej myśli. Wiedziałby to, co wiedział Yosuke. Musiałoby to być coś, co wiązało się z przeszłością i samą Alaeshą, ale jednocześnie nie znał wszystkich szczegółów. Aczkolwiek wtedy istniało podejrzenie, że po prostu dopowiada sobie braki. Łatwiej było się już po prostu poddać, ale nie zamierzał przegrywać z yokai. Nie mógł się dać tak łatwo złamać.
@Itou Alaesha
Rzut: wysoki próg bólu - porażka (36)
– Przepraszam – powiedział cicho. Tak jak w ruchach brakowało dawnej energii oraz luzu, tak samo głos pozbawiony był życia i właściwie wszystkiego, co przepełniało go dawniej. Oszczędnie korzystał ze słów, skracając wypowiedzi do absolutnego minimum, zawierając cały przekaz w jak najmniejszej ilości dźwięków. To nie były już te same zdania przeobrażające się w miniaturowe monologi wyrzucane z pełnią ekspresji. Brakowało pięciu różnych uśmiechów rzuconych na przestrzeni zaledwie paru słów, jakiegokolwiek tonu – szczerego lub żartobliwego, zadziornego, rzucającego swego rodzaju wyzwanie. W Nakashimie brakowało przede wszystkim życia. Większość ludzi uznałaby, że to ze względu na obecny stan, wyraźnie zmęczony, jakby od dłuższego czasu porządnie się nie wysypiał, a w międzyczasie kilka razy spadł ze schodów i się poobijał.
– Nie zainteresowałbym hashihime – stwierdził krótko. Ani nie dążył do zirytowania bogiń, ani też nie szukał ich porad w kwestii rozstań. Żadnej też nie mógł doprowadzić do szału byciem niewiernym samcem jako kawaler oddany w pełni tylko jednej kochance – własnej pracy. Most, na którym postawił kroki, nie mógł być też strzeżony w kategoriach, pod które się zaliczał, bo inaczej odczuwana po koszmarze słabość byłaby jego najmniejszym zmartwieniem. – To jakieś inne yokai, może onryō. Rok temu miałem dziwny koszmar, w którym było kilkanaście innych osób. Parę z nich znałem, śnili dokładnie to samo. – Wsunął dłonie do kieszeni, starając się udawać, że wszystko z nim w porządku, przynajmniej fizycznie, pomijając na pewno dostrzegalne wyczerpanie. – Teraz od jakiegoś czasu znowu nie mogę spać. Może z tego samego powodu, może teraz coś atakuje nas osobno.
Brzmiał pewnie jak świr albo paranoik, ale przecież właśnie zwierzał się duchowi czy wytworowi swojej wyobraźni. Jej tu po prostu nie mogło być. Szepty na granicy świadomości musiały wreszcie osiągnąć bardziej fizyczną postać i wzbudzały w nim jeszcze więcej wątpliwości. Może to już halucynacje ze zmęczenia, może wcale się nie obudził, może leży w jakimś zapomnianym, zatęchłym magazynie i powoli się wykrwawia, a umierający mózg tworzył przyjemny obraz na ostatnie chwile życia. Kwitnące wiśnie, szemrząca rzeka, ładny mostek i Itou, z którą łączył wiele miłych wspomnień. Nawet sceneria wyglądała jak połączenie kilku ich spotkań. Obchody Hanami, spacer nad górskim strumieniem, kładka nad rzeczką w Sāwie.
– Może to klątwa. Może oszalałem do reszty. Może przepracowany lunatykuję i budzę się w tych opuszczonych, zapomnianych miejscach. Może znowu ktoś mnie porywa, ale szybko wypuszcza, bo tym razem szukałoby mnie Tsunami, a nie leniwa policja.
Drugi raz nie zareagował już tak gwałtownie. Właściwie prawie wcale nie zareagował, pozwalając się dotknąć i prowadzić. Jak na wyobrażenie, była całkiem rzeczywista. Pewnie to jakaś wewnętrzna siła, która próbowała utrzymać go w pionie i pchnąć w dalszą drogę. Powinien właściwie znaleźć najbliższy szpital albo szybko wypytać medyków, czy któryś nie znajduje się w pobliżu.
– To naprawdę ty? – Wzrok znów utkwił w drobnej sylwetce. Nie wiedział, jakiej odpowiedzi się spodziewać. Przecież to było jasne, że złośliwa mara potwierdzi jego przypuszczenia, tak samo jak zrobiłaby to wyobraźnia. Do głowy nie przychodził mu żaden pomysł na potwierdzenie jej tożsamości. Siedzący w głowie demon miałby dostęp do każdego wspomnienia, każdej myśli. Wiedziałby to, co wiedział Yosuke. Musiałoby to być coś, co wiązało się z przeszłością i samą Alaeshą, ale jednocześnie nie znał wszystkich szczegółów. Aczkolwiek wtedy istniało podejrzenie, że po prostu dopowiada sobie braki. Łatwiej było się już po prostu poddać, ale nie zamierzał przegrywać z yokai. Nie mógł się dać tak łatwo złamać.
@Itou Alaesha
Rzut: wysoki próg bólu - porażka (36)
Kobieca reakcja na próbę sięgnięcia po broń niejako otrzeźwiła żołnierza. Przez chwilę zdawało się Alaeshy, że nawet udało jej się złapać z nim większy kontakt. W końcu przeprosił i spiął się prawie jak na jakiejś musztrze. Niespodziewany był to widok, bo i sama nigdy nie widziała go w takim wydaniu. Wciąż jednak dziwiła ją maniera raczej wojskowa aniżeli policyjna. Przecież miał iść do policji, prawda? Chyba że w międzyczasie zmienił zdanie. Nie pamiętała jednak, aby kiedykolwiek mówił jej, że bierze pod uwagę wcielenie się do wojska. Zupełnie nie znała się na stopniach, więc pagony na ramionach nie podpowiedziały jej absolutnie niczego. Czasem wypadałoby być choć odrobinę mniejszą ignorantką i orientować się lepiej w kwestiach polityczno-krajowo-obronnych, czy jakkolwiek by tego nie nazwać. Sam fakt, że nie przychodziła jej konkretna nazwa do głowy, świadczył o tym, że wolała bujać myślami we własnych obłokach stworzonych z osobistych zainteresowań. Przybrana chwilowa wyprostowana postawa najwyraźniej przyniosła Nakashimie ból, a im dłużej Alaesha się przyglądała dawnemu przyjacielowi tym bardziej coś ściskało ją za serce. Czemu był w takim stanie? Dlaczego nie spotkała go na spacerze z żoną i dziecięcym wózkiem? Z jakiego powodu wyglądał jak potłuczone jabłko, które spadło ze zbyt wysokiej gałęzi na ziemię? Nawet nie wiedziała, czy zrozumiał jej drobny żart, bo odpowiedział jakby wziął go najzupełniej poważnie. Chyba nie było sensu drążyć tematu. Natomiast według Alaeshy Hashihime pewnie nie była zbyt wybredna, a w okolicach rzeki ginęli tylko mężczyźni. Ginęli lub i nie, może to był tylko miejska legenda, podsycana plotkami. Mimo wszystko wolała zabrać Yosuke jak najdalej od nurtu, bo i pewnie bez potrzeby ingerencji duchów w tym stanie mógłby wpaść do rzeki i się utopić. Wystarczyłoby wypaść przez barierkę. Zdziwiły ją tymczasem dalsze słowa czarnowłosego, wpierw te wymieniające bardzo konkretne rodzaje yokai, a potem te dotyczące zbiorowego snu. Szła razem z nim, dostosowując długość kroku do jego obecnych możliwości, starając się przenieść choć trochę jego ciężaru na siebie. Szedł powoli, ale dosyć stabilnie, przynajmniej gdy była obok. Niemniej na informację o śnie przystanęła, zaburzając wypracowany wcześniej rytm. Brzmiał jak szaleniec jednak... Alaesha również brała udział w takim śnie, a wcale szaloną nie była. Przynajmniej nie w konwencjonalnym rozumieniu tego słowa. Pozwoliła Yosuke w milczeniu dokończyć wypowiedź i ponownie wyrównała krok. Trzymała mocno jego ramię, ściskając gruby materiał munduru, zdając sobie sprawę z tego, że przez te lata musiał urosnąć jeszcze kilka centymetrów. Gdy już Itou postanowiła się odezwać, korciło ją, aby z niego zażartować, spytać, czy powinna go odprowadzić prosto do psychiatryka, ale się powstrzymała.
– Zbiorowy koszmar mówisz? – Czekała aż sam być może powie jej cokolwiek więcej.
– Ja również słabo ostatnio sypiam. – To że źle spała było sporym niedopowiedzeniem. Nie mogła sensownie spać już od około miesiąca, w czym dotychczas nie upatrywała jednak niczego zewnętrznego... Zresztą to, że była senkenshą nie musiało usprawiedliwiać wszelkich jej dolegliwości.
Słowa Yosuke jednocześnie sprawiały, że niepokoiło ją jego zachowanie, a z drugiej intrygowało, bo brzmiało przedziwnie znajomo. Mimo wszystko subiektywne odczucie śnienia tego samego i problemy z bezsennością wciąż nie były dowodem niczego. Do tego Yosuke zachowywał się inaczej, jak go pamiętała, a ta broń włączała alarm w głowie, szczególnie że kabura znajdowała się ze strony, po której szła. Z kolei jego dalsze rozważania, a raczej strzępy pojedynczych myśli zlepionych w niezbyt logiczną całość, absolutnie Alaeshy nie pomagały. Co jeśli Yosuke po prostu dotknęła jakaś choroba psychiczna? Mówił tak bezpośrednio o tak nietypowych tematach, do tego wyrażał się w tak zdecydowany sposób. Klątwa, lunatykowanie, porwanie, Tsunami. Zbyt wiele informacji naraz, a może majaków wyznanych za jednym zamachem? Aczkolwiek przynajmniej sama bezpośredniość w jego wydaniu okazywała się czymś znajomym.
– Yosuke... Czy Ty nie masz gorączki? – Zatrzymała się i przyjrzała uważnie znajomej, jednak dużo dojrzalszej twarzy. Próbowała złapać kontakt wzrokowy, aby zdążył zauważyć, że chce przytknąć mu dłoń do czoła i sprawdzić temperaturę. Chwilę potem padło pytanie z jego strony.
– Chyba nie postarzałam się tak bardzo, że nie możesz mnie rozpoznać, co? – Parsknęła krótkim śmiechem, a potem dodała już spokojniej, łagodniej.
– Dobrze Cię widzieć. Nawet jeżeli Ty mnie nienawidzisz. – Dokładnie to zakładała. Być może nie żywił do niej już tak gorącej niechęci jak kiedyś, w końcu minęło dużo czasu. Niemniej nie mogła mu się przecież dobrze kojarzyć, prawda?
– Yosu, dokąd chciałeś dojść? Może zadzwonię po taksówkę i zabiorę Cię na pogotowie? Martwię się o Ciebie, wiesz?
@Nakashima Yosuke
– Zbiorowy koszmar mówisz? – Czekała aż sam być może powie jej cokolwiek więcej.
– Ja również słabo ostatnio sypiam. – To że źle spała było sporym niedopowiedzeniem. Nie mogła sensownie spać już od około miesiąca, w czym dotychczas nie upatrywała jednak niczego zewnętrznego... Zresztą to, że była senkenshą nie musiało usprawiedliwiać wszelkich jej dolegliwości.
Słowa Yosuke jednocześnie sprawiały, że niepokoiło ją jego zachowanie, a z drugiej intrygowało, bo brzmiało przedziwnie znajomo. Mimo wszystko subiektywne odczucie śnienia tego samego i problemy z bezsennością wciąż nie były dowodem niczego. Do tego Yosuke zachowywał się inaczej, jak go pamiętała, a ta broń włączała alarm w głowie, szczególnie że kabura znajdowała się ze strony, po której szła. Z kolei jego dalsze rozważania, a raczej strzępy pojedynczych myśli zlepionych w niezbyt logiczną całość, absolutnie Alaeshy nie pomagały. Co jeśli Yosuke po prostu dotknęła jakaś choroba psychiczna? Mówił tak bezpośrednio o tak nietypowych tematach, do tego wyrażał się w tak zdecydowany sposób. Klątwa, lunatykowanie, porwanie, Tsunami. Zbyt wiele informacji naraz, a może majaków wyznanych za jednym zamachem? Aczkolwiek przynajmniej sama bezpośredniość w jego wydaniu okazywała się czymś znajomym.
– Yosuke... Czy Ty nie masz gorączki? – Zatrzymała się i przyjrzała uważnie znajomej, jednak dużo dojrzalszej twarzy. Próbowała złapać kontakt wzrokowy, aby zdążył zauważyć, że chce przytknąć mu dłoń do czoła i sprawdzić temperaturę. Chwilę potem padło pytanie z jego strony.
– Chyba nie postarzałam się tak bardzo, że nie możesz mnie rozpoznać, co? – Parsknęła krótkim śmiechem, a potem dodała już spokojniej, łagodniej.
– Dobrze Cię widzieć. Nawet jeżeli Ty mnie nienawidzisz. – Dokładnie to zakładała. Być może nie żywił do niej już tak gorącej niechęci jak kiedyś, w końcu minęło dużo czasu. Niemniej nie mogła mu się przecież dobrze kojarzyć, prawda?
– Yosu, dokąd chciałeś dojść? Może zadzwonię po taksówkę i zabiorę Cię na pogotowie? Martwię się o Ciebie, wiesz?
@Nakashima Yosuke
Wiele z jego nastoletnich planów uległo drastycznej zmianie. Może i pierwotnie realizował je w taki sposób, jaki obejmowały założenia i w parę lat wspiął się kilka szczebli na policyjnej drabinie, ale dość szybko wagonik przyjemnego życia się wykoleił na wyboistych torach. Powrót na właściwą ścieżkę był za trudny, nie czuł już tego czegoś, pojawił się swego rodzaju niesmak do całej instytucji, z którą pierwotnie się związał. Gdyby porywacze nie wyrzucili go ledwo żywego gdzieś na śnieg w Nanashi, raczej nikt by go nie odnalazł. Próbował później na własną rękę podjąć śledztwo, ale zgromadzonych poszlak było jak na lekarstwo i nigdzie nie prowadziły. Bazując na dowodach, które posiadali detektywi, niewiele mógł zdziałać, a sam nie miał jak odnaleźć nowych wskazówek. Po kilku miesiącach większość śladów już się zatarła.
– Coś wisi nad tym miastem – mruknął jakby bardziej do siebie niż do Itou. Jakaś siła wysysała energię z mieszkańców, z pozoru przypadkowych, nie mających ze sobą powiązania. Nie wiedział czy wszyscy sprzed roku mają problemy w tej chwili, czy yokai dobrał cele inaczej. Nie pamiętał nawet wszystkich, których widział wtedy, choć w koszmarze wyświetlały się zdjęcia i personalia wszystkich uczestniczących w tej chorej grze. Ta zagadka momentami zaczynała go irytować, brakowało punktu zaczepienia. W normalnej sytuacji zacząłby od rytuałów oczyszczających miejsca, w których przebywa ofiara, wykurzyłby złośliwy byt i dokonał egzorcyzmu. Tu działaniem zdawało się być objęte całe Fukkatsu. Żeby wykreślić krąg wokół miasta, potrzeba by było całą masę soli i każdego znającego się na egzorcyzmach w jakimkolwiek stopniu mieszkańca. Za duże przedsięwzięcie jak na dostępne siły i środki. Dlatego jego inną teorią był wpływ jakiegoś bóstwa, a nie pomniejszego demona. Chyba, że yokai łączyły w jakiś sposób swoje siły i atakowały jednocześnie, ale to mało prawdopodobne.
– Może. – Nachylenie się w kierunku jej dłoni było teraz nieco mniej bolesne, pewnie przez to, że zrobił to powoli i bez spinania się jak podczas intensywnej sesji musztry. – Budzę się w różnych miejscach, często wilgotnych i zimnych. Mogłem się przeziębić. – Wzruszył nieznacznie ramionami. Po pierwszych dwóch nocach zaczął kłaść się spać w ubraniu zamiast w piżamie, po tym jak nagle ocknął się w magazynie pół miasta dalej. Jego odporność, zwykle całkiem niezła, teraz musiała leżeć w kącie i płakać, obniżona ogólnym osłabieniem, niewyspaniem i codziennym zmaganiem się z nowymi ranami, stłuczeniami czy poparzeniami.
– Co? Czemu miałbym? – Tak właśnie odebrała jego wyraźny mimo wszystko brak prób odszukania jej lata temu? Może to jego aktualna obojętność mogąca aż razić w oczy, zdystansowanie, które nie do końca pasowało do jego dawnego wizerunku? – I zawsze miałaś w sobie coś z babuszki. – To chyba miał być żart, podkreślony nawet lekkim dźgnięciem palca między żebra Alaeshy. Zabrzmiał jednak tak samo poważnie i bez życia jak wszystkie słowa, ciężko było więc określić czy to faktyczny przytyk, czy jedynie delikatna zaczepka. – Nie myślałem że tak bardzo skrócisz włosy. Ale pasują ci takie.
Być może nie była jednak wytworem wyobraźni i senną marą mającą zaraz zmienić miłe okoliczności w kolejny koszmar. Zaskoczyła go tym stwierdzeniem o nienawiści – raczej spodziewał się usłyszeć, że to ona obraziła się za coś i przez to wreszcie urwała kontakt, bo nie chciała go dłużej znać. Bo może był za bardzo ekspresyjny, miał za dużo energii, na zbyt wiele pozwalał sobie w żartach, poświęcał jej za mało albo wręcz przeciwnie – za dużo uwagi. Za kobietami nie szło nadążyć, a w myślach czytać nie potrafił.
– Nie potrzebuję pogotowia. Wystarczy kawałek bandaża, kubek kawy i mogę iść na patrol. – Pracoholik cholerny. – Wpakuj mnie w autobus do centrum i będzie w porządku, ogarnę się w mieszkaniu. – Kiedy skupiał się na rozmowie i stopniowym przemieszczaniu się ścieżką, ignorował ból, który mimo wszystko wciąż próbował zagrać pierwsze skrzypce w tym przedstawieniu. Pozostawało pytanie jak długo jeszcze da radę nie dopuszczać do siebie dyskomfortu.
Rzut: wysoki próg bólu — sukces (70)
– Coś wisi nad tym miastem – mruknął jakby bardziej do siebie niż do Itou. Jakaś siła wysysała energię z mieszkańców, z pozoru przypadkowych, nie mających ze sobą powiązania. Nie wiedział czy wszyscy sprzed roku mają problemy w tej chwili, czy yokai dobrał cele inaczej. Nie pamiętał nawet wszystkich, których widział wtedy, choć w koszmarze wyświetlały się zdjęcia i personalia wszystkich uczestniczących w tej chorej grze. Ta zagadka momentami zaczynała go irytować, brakowało punktu zaczepienia. W normalnej sytuacji zacząłby od rytuałów oczyszczających miejsca, w których przebywa ofiara, wykurzyłby złośliwy byt i dokonał egzorcyzmu. Tu działaniem zdawało się być objęte całe Fukkatsu. Żeby wykreślić krąg wokół miasta, potrzeba by było całą masę soli i każdego znającego się na egzorcyzmach w jakimkolwiek stopniu mieszkańca. Za duże przedsięwzięcie jak na dostępne siły i środki. Dlatego jego inną teorią był wpływ jakiegoś bóstwa, a nie pomniejszego demona. Chyba, że yokai łączyły w jakiś sposób swoje siły i atakowały jednocześnie, ale to mało prawdopodobne.
– Może. – Nachylenie się w kierunku jej dłoni było teraz nieco mniej bolesne, pewnie przez to, że zrobił to powoli i bez spinania się jak podczas intensywnej sesji musztry. – Budzę się w różnych miejscach, często wilgotnych i zimnych. Mogłem się przeziębić. – Wzruszył nieznacznie ramionami. Po pierwszych dwóch nocach zaczął kłaść się spać w ubraniu zamiast w piżamie, po tym jak nagle ocknął się w magazynie pół miasta dalej. Jego odporność, zwykle całkiem niezła, teraz musiała leżeć w kącie i płakać, obniżona ogólnym osłabieniem, niewyspaniem i codziennym zmaganiem się z nowymi ranami, stłuczeniami czy poparzeniami.
– Co? Czemu miałbym? – Tak właśnie odebrała jego wyraźny mimo wszystko brak prób odszukania jej lata temu? Może to jego aktualna obojętność mogąca aż razić w oczy, zdystansowanie, które nie do końca pasowało do jego dawnego wizerunku? – I zawsze miałaś w sobie coś z babuszki. – To chyba miał być żart, podkreślony nawet lekkim dźgnięciem palca między żebra Alaeshy. Zabrzmiał jednak tak samo poważnie i bez życia jak wszystkie słowa, ciężko było więc określić czy to faktyczny przytyk, czy jedynie delikatna zaczepka. – Nie myślałem że tak bardzo skrócisz włosy. Ale pasują ci takie.
Być może nie była jednak wytworem wyobraźni i senną marą mającą zaraz zmienić miłe okoliczności w kolejny koszmar. Zaskoczyła go tym stwierdzeniem o nienawiści – raczej spodziewał się usłyszeć, że to ona obraziła się za coś i przez to wreszcie urwała kontakt, bo nie chciała go dłużej znać. Bo może był za bardzo ekspresyjny, miał za dużo energii, na zbyt wiele pozwalał sobie w żartach, poświęcał jej za mało albo wręcz przeciwnie – za dużo uwagi. Za kobietami nie szło nadążyć, a w myślach czytać nie potrafił.
– Nie potrzebuję pogotowia. Wystarczy kawałek bandaża, kubek kawy i mogę iść na patrol. – Pracoholik cholerny. – Wpakuj mnie w autobus do centrum i będzie w porządku, ogarnę się w mieszkaniu. – Kiedy skupiał się na rozmowie i stopniowym przemieszczaniu się ścieżką, ignorował ból, który mimo wszystko wciąż próbował zagrać pierwsze skrzypce w tym przedstawieniu. Pozostawało pytanie jak długo jeszcze da radę nie dopuszczać do siebie dyskomfortu.
Rzut: wysoki próg bólu — sukces (70)
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
— Coś wisi nad tym miastem.
Nawet nie mogła się z tym zdaniem nie zgodzić. Od pewnego czasu Itou przydarzały się nietypowe sytuacje, nietypowe emocje i nietypowi ludzie. Nie wspominając o nietypowych duchach. Rzeczywiście coś jakby zawisło nad rodzinnym miastem malarki, próbując dręczyć mieszkańców. Możliwym jest, że było tak od zawsze, aczkolwiek Alaesha nie miała zdolności dostrzeżenia tego, zanim nie doszło do jej własnej przemiany. Nie zmieniało to jednak faktu, że Yosuke brzmiał nie do końca logicznie. Schylił jednak głowę do kobiecej ręki, dzięki czemu bez większego wysiłku mogła sięgnąć ku czołu. Dotykając go, nie miała pewności, czy było gorące — dłoń miała chłodną, co przeszkadzało w ocenie. Policzki jednak były zaróżowione, a pod palcami poczuła cień wilgoci.
— Możesz mieć lekką gorączkę, ale nie jestem pewna. — Otarła mu czoło rękawem i spojrzała czujnie w wyniku kolejnych jego słów.
— Jak to? Lunatykujesz po mieście? — Cała ta sytuacja i rzeczy, które opowiadał zdawały się zupełnie oderwane od rzeczywistości. Nie brzmiało to tak, jakby przez ostatnie lata mężczyzna o siebie dbał. Nie chodziło oczywiście o schludność stroju czy ogólną prezencję. Niemniej Alaeshę zaczęło martwić coś innego, to że Yosuke mógł niezbyt przykładać w ostatnim czasie wagi do solidnego odpoczynu — fizycznego i psychicznego. To co jednak pozwoliło Itou odrobinę odetchnąć, to coraz bardziej świadome odpowiedzi idącego obok towarzysza.
— Czemu? — Ni to parsknęła śmiechem, ni to się żachnęła. Przecież jak miałby jej nie nienawidzić?
— Nie odpisywałeś mi już później... Ale rozumiem, zasłużyłam. — Uśmiechnęła się blado, czując mimo wszystko ulgę, że mogła w końcu mu to powiedzieć. Po tylu latach i po tak długim myśleniu o tym, jak mogłaby go przeprosić za przeszłość. To co jednak zdziwiło ją nawet bardziej, to absurdalny żart i ukłucie palcem pod bok, na co otworzyła szeroko oczy.
— Słucham?! Dlaczego uważasz, że jestem podobna do babuszki?! — Roześmiała się w głos, mocniej zaciskając dłoń na ramieniu Yosuke. Kiedyś na festiwalu podobnie przechadzali się między stoiskami, z tą różnicą, że byli młodzi i nie mieli jeszcze żadnych prawdziwych problemów. Tym bardziej teraz potrzebny był jej ten żartobliwy przerywnik, chwila oddechu po kaskadzie zalewających kobietę różnorodnych wrażeń. Spojrzała jednak prosto na niego, oczekując wyjaśnień. Skoro już mu zajeżdżała babuszką, to chociaż chciała wiedzieć dlaczego! Po uzyskaniu lub nie rzetelnego wyjaśnienia, usłyszała nawet coś na kształt komplementu. Najwyraźniej to nie upływające lata widoczne w postaci paru zmarszczek najmocniej zadziwiły Yosuke. Ach, te włosy! Gdyby miała w tym momencie wolną rękę, a nie miała ponieważ jedną podtrzymywała żołnierza, a w drugiej trzymała torbę z zakupami, to z pewnością uniosłaby dłoń do góry, by w odruchowym geście je poprawić.
— Dzięki... Myślę że pasują mi nawet lepiej niż te długie. Ale przede wszystkim są wygodne. — Za ścięciem włosów szła nie tylko estetyka, a również potrzeba zmiany. Symbol, może nie do końca zrozumiały dla mężczyzn, dosłownego ucięcia tego, co było kiedyś i rozpoczęcia nowego rozdziału. Ona również nie była tą samą Alaeshą co kiedyś, dlatego nawet nie myślała o ponownym zapuszczeniu włosów.
Zbliżali się do końca ulicy, a towarzyszący jej mężczyzna zaczął iść jakby żwawiej. Może i by mu uwierzyła w to, że czuje się lepiej, gdyby nie to, że jednocześnie zaczął sugerować, że nie potrzebuje pomocy. Najpewniej więc — ściemniał.
— A do czego miałby Ci być potrzebny bandaż? I chyba śnisz, że w tym stanie puściłabym Cię do pracy. No i jaka kawa? O tej porze? — Alaesha zatrzymała się na końcu ulicy, celowo nie kierując się w stronę przystanka. Dowiedziała się przynajmniej, że mieszka w centrum, jednak było to zdecydowanie za daleko, aby jechał w takim stanie. Itou miała wrażenie, że Yosuke nie jest z nią do końca szczery, jeśli chodziło o jego stan. Coś jednak musiała z nim począć, a była pewna, że nie zostawi go samego.
@Nakashima Yosuke
Nawet nie mogła się z tym zdaniem nie zgodzić. Od pewnego czasu Itou przydarzały się nietypowe sytuacje, nietypowe emocje i nietypowi ludzie. Nie wspominając o nietypowych duchach. Rzeczywiście coś jakby zawisło nad rodzinnym miastem malarki, próbując dręczyć mieszkańców. Możliwym jest, że było tak od zawsze, aczkolwiek Alaesha nie miała zdolności dostrzeżenia tego, zanim nie doszło do jej własnej przemiany. Nie zmieniało to jednak faktu, że Yosuke brzmiał nie do końca logicznie. Schylił jednak głowę do kobiecej ręki, dzięki czemu bez większego wysiłku mogła sięgnąć ku czołu. Dotykając go, nie miała pewności, czy było gorące — dłoń miała chłodną, co przeszkadzało w ocenie. Policzki jednak były zaróżowione, a pod palcami poczuła cień wilgoci.
— Możesz mieć lekką gorączkę, ale nie jestem pewna. — Otarła mu czoło rękawem i spojrzała czujnie w wyniku kolejnych jego słów.
— Jak to? Lunatykujesz po mieście? — Cała ta sytuacja i rzeczy, które opowiadał zdawały się zupełnie oderwane od rzeczywistości. Nie brzmiało to tak, jakby przez ostatnie lata mężczyzna o siebie dbał. Nie chodziło oczywiście o schludność stroju czy ogólną prezencję. Niemniej Alaeshę zaczęło martwić coś innego, to że Yosuke mógł niezbyt przykładać w ostatnim czasie wagi do solidnego odpoczynu — fizycznego i psychicznego. To co jednak pozwoliło Itou odrobinę odetchnąć, to coraz bardziej świadome odpowiedzi idącego obok towarzysza.
— Czemu? — Ni to parsknęła śmiechem, ni to się żachnęła. Przecież jak miałby jej nie nienawidzić?
— Nie odpisywałeś mi już później... Ale rozumiem, zasłużyłam. — Uśmiechnęła się blado, czując mimo wszystko ulgę, że mogła w końcu mu to powiedzieć. Po tylu latach i po tak długim myśleniu o tym, jak mogłaby go przeprosić za przeszłość. To co jednak zdziwiło ją nawet bardziej, to absurdalny żart i ukłucie palcem pod bok, na co otworzyła szeroko oczy.
— Słucham?! Dlaczego uważasz, że jestem podobna do babuszki?! — Roześmiała się w głos, mocniej zaciskając dłoń na ramieniu Yosuke. Kiedyś na festiwalu podobnie przechadzali się między stoiskami, z tą różnicą, że byli młodzi i nie mieli jeszcze żadnych prawdziwych problemów. Tym bardziej teraz potrzebny był jej ten żartobliwy przerywnik, chwila oddechu po kaskadzie zalewających kobietę różnorodnych wrażeń. Spojrzała jednak prosto na niego, oczekując wyjaśnień. Skoro już mu zajeżdżała babuszką, to chociaż chciała wiedzieć dlaczego! Po uzyskaniu lub nie rzetelnego wyjaśnienia, usłyszała nawet coś na kształt komplementu. Najwyraźniej to nie upływające lata widoczne w postaci paru zmarszczek najmocniej zadziwiły Yosuke. Ach, te włosy! Gdyby miała w tym momencie wolną rękę, a nie miała ponieważ jedną podtrzymywała żołnierza, a w drugiej trzymała torbę z zakupami, to z pewnością uniosłaby dłoń do góry, by w odruchowym geście je poprawić.
— Dzięki... Myślę że pasują mi nawet lepiej niż te długie. Ale przede wszystkim są wygodne. — Za ścięciem włosów szła nie tylko estetyka, a również potrzeba zmiany. Symbol, może nie do końca zrozumiały dla mężczyzn, dosłownego ucięcia tego, co było kiedyś i rozpoczęcia nowego rozdziału. Ona również nie była tą samą Alaeshą co kiedyś, dlatego nawet nie myślała o ponownym zapuszczeniu włosów.
Zbliżali się do końca ulicy, a towarzyszący jej mężczyzna zaczął iść jakby żwawiej. Może i by mu uwierzyła w to, że czuje się lepiej, gdyby nie to, że jednocześnie zaczął sugerować, że nie potrzebuje pomocy. Najpewniej więc — ściemniał.
— A do czego miałby Ci być potrzebny bandaż? I chyba śnisz, że w tym stanie puściłabym Cię do pracy. No i jaka kawa? O tej porze? — Alaesha zatrzymała się na końcu ulicy, celowo nie kierując się w stronę przystanka. Dowiedziała się przynajmniej, że mieszka w centrum, jednak było to zdecydowanie za daleko, aby jechał w takim stanie. Itou miała wrażenie, że Yosuke nie jest z nią do końca szczery, jeśli chodziło o jego stan. Coś jednak musiała z nim począć, a była pewna, że nie zostawi go samego.
@Nakashima Yosuke
Mógł się tylko domyślać jak niedorzecznie brzmiały jego słowa. Nie miał się co dziwić, że Tsunami uznawane było za bandę nie do końca zdrowych na umyśle dziwaków, jeśli zdarzało im się otwarcie mówić o pewnych zagadnieniach niezrozumiałych dla zwykłych ludzi. Nigdy jednak nie skłamał Itou, zawsze był z nią całkiem szczery, podając wszelkie informacje wprost, niezależnie od tego, jakie one były.
– To przez te koszmary. Jeśli zasnę, budzę się gdzie indziej. Ruiny, pustostany, stare magazyny, zamknięte hale fabryczne. Nie wiem czy chodzę tam sam, czy może jestem tam w jakiś sposób przenoszony. – Ciężko było o tym mówić. Próbował też sprawdzać nagrania z monitoringu tam, gdzie dało się to sprawdzić – w garnizonie chociażby albo w holu apartamentowca, który zamieszkiwał. Nie było śladu po tym, żeby urządzał sobie wędrówki, ale przecież kamery też miewały martwe punkty, a Nakashima mógł wymykać się jakimiś innymi drogami, których potem nie pamiętał. – Na początku w tych snach po prostu siedziałem związany, ale później zaczęły się tortury, coraz gorsze. Budziłem się, a w pobliżu były rzeczy, którymi mnie dręczono. Zaczęły mi zostawać ślady. – Po osiem śladów. Zawsze po przeklęte osiem. I wiedział, że nie zadawał sobie ran sam, bo niektórych nie byłby po prostu w stanie fizycznie wykonać na sobie. – Do tego lodowate zimno i jakieś podszepty na samej granicy słuchu.
Patrzył przed siebie, zmarszczył lekko brwi. Czasem widywał upiorne, świecące oczy, błysk prześlizgujący się po długich pazurach, które w koszmarach kilka razy dotkliwie go podrapały. Ostre niczym sztylety, nieludzkie jak same ślepia wpatrujące się z mroku. Czy był to wizerunek istoty, która mu to robiła, czy jedynie wytwór wyobraźni, fikcyjny oprawca? A może naprawdę już wariował?
– Och… – mruknął znowu przenosząc na nią spojrzenie. – Reina utopiła mi telefon w stawie. Nie pamiętałem twojego numeru, żeby podesłać ci mój nowy. – Uciekł wzrokiem na bok w lekkim zakłopotaniu. Gdyby nie jego siostra, może nie przeżyliby tak długiej rozłąki, a trwałaby ona góra kilka miesięcy. Żadne z nich nie umiało jednak cofać czasu, a kto wie? Może w jakiś sposób wyszło im to na dobre?
– Zawsze znałaś tyle ciekawostek, że na pewno rozwiązywałaś całe góry krzyżówek. Jak babuszki. – Spróbował się nieznacznie uśmiechnąć w odpowiedzi na jej śmiech, ale chwila wesołości nie miała żadnego odbicia w dwubarwnych oczach. Po nich podobno najłatwiej było rozpoznać wymuszony i fałszywy uśmiech. – I robiłaś świetne ciasteczka. – Nigdy później nie udało mu się znaleźć bezglutenowych, bezlaktozowych wypieków, które nie smakowałyby jak kawałek kartonu. Mógł zawczasu wyżebrać od niej przepis, ale wtedy jeden z elementów ich spotkań straciłby na swojej niezwykłości. Pewnie dlatego wolał, by skład ciastek pozostał jej tajemnicą.
Musiał zgodzić się ze stwierdzeniem, że krótkie włosy były wygodne. Własne ściął w chwili wstąpienia do akademii policyjnej, ale nie całkowicie – uważał, że wyglądał po prostu głupio bez grzywki i lekko nastroszonej czupryny. Wciąż jednak nie był to poziom z dzieciństwa czy czasów nastoletnich, kiedy potrafiły momentami niemal sięgnąć ramion i łapał je w krótką kitkę czy niewielkiego koka. Ten styl zresztą próbował skopiować później jego brat.
– Kawa jest dobra o każdej porze, jeśli pracuje się w nocy – oznajmił spokojnie. Musiał być gotowy do działania nie tylko w dzień, a choć nie lubił pracy po zmroku, nie dało jej się czasami uniknąć. Część yokai aktywna była właśnie wtedy, a większość miasta spała, dzięki czemu Fukkatsu robiło się cichsze. Znów wsunął dłoń pod połę mundurowej marynarki, przykładając palce do koszulki na boku. Wyczuł, że jest nieco wilgotna, ale ból chyba po prostu już rozchodził, albo rany nie były tak głębokie, jak pierwotnie mu się wydawało. – O ile to jest czerwone, to właśnie na to przyda się bandaż. – Pokazał dłoń Alaeshy, a po chwili przysunął palce do swoich warg i musnął je koniuszkiem języka. Metaliczny posmak był wyraźny, nie było mowy o pomyłce. Chyba, że była to rdza w płynie. – Smakuje jak czerwone.
Zakręciło mu się znowu w głowie, przez co uczepił się nieco mocniej swojego wsparcia. Może i po rozbudzeniu się przeszła mu część dolegliwości, ale nadal pozostawał znacznie osłabiony.
– Dobrze. Żadnej pracy dzisiaj. Jestem w stanie uwierzyć, że znalazłabyś sposób na powstrzymanie mnie, gdybym się uparł. – Właściwie to raczej mowa by była o nadgodzinach, skoro i tak od rana siedział w garnizonie. Co miał ciekawszego do roboty? Nie potrafił wypoczywać tkwiąc gdzieś w bezczynności, a te parszywe yurei same się nie wyegzorcyzmują. – Ale lekarzy też nie ma co fatygować. To nic poważnego, sam to opatrzę. – Tyle razy trafiał na kozetkę u medyków, że podłapał podstawy. Do tego dochodziło szkolenie z pierwszej pomocy w policji i patrzenie na zawodowców w akcji (czyli rodziców muszących ogarnąć trójkę dzieci składających się z czystego chaosu i żądzy przygody). Potrafił też mniej więcej po reakcjach swojego organizmu rozpoznać, kiedy coś wymagało fachowej opieki. To nie był przecież pierwszy raz, kiedy był ranny.
Rzut: wysoki próg bólu — sukces (93)
zt x2
@Itou Alaesha
– To przez te koszmary. Jeśli zasnę, budzę się gdzie indziej. Ruiny, pustostany, stare magazyny, zamknięte hale fabryczne. Nie wiem czy chodzę tam sam, czy może jestem tam w jakiś sposób przenoszony. – Ciężko było o tym mówić. Próbował też sprawdzać nagrania z monitoringu tam, gdzie dało się to sprawdzić – w garnizonie chociażby albo w holu apartamentowca, który zamieszkiwał. Nie było śladu po tym, żeby urządzał sobie wędrówki, ale przecież kamery też miewały martwe punkty, a Nakashima mógł wymykać się jakimiś innymi drogami, których potem nie pamiętał. – Na początku w tych snach po prostu siedziałem związany, ale później zaczęły się tortury, coraz gorsze. Budziłem się, a w pobliżu były rzeczy, którymi mnie dręczono. Zaczęły mi zostawać ślady. – Po osiem śladów. Zawsze po przeklęte osiem. I wiedział, że nie zadawał sobie ran sam, bo niektórych nie byłby po prostu w stanie fizycznie wykonać na sobie. – Do tego lodowate zimno i jakieś podszepty na samej granicy słuchu.
Patrzył przed siebie, zmarszczył lekko brwi. Czasem widywał upiorne, świecące oczy, błysk prześlizgujący się po długich pazurach, które w koszmarach kilka razy dotkliwie go podrapały. Ostre niczym sztylety, nieludzkie jak same ślepia wpatrujące się z mroku. Czy był to wizerunek istoty, która mu to robiła, czy jedynie wytwór wyobraźni, fikcyjny oprawca? A może naprawdę już wariował?
– Och… – mruknął znowu przenosząc na nią spojrzenie. – Reina utopiła mi telefon w stawie. Nie pamiętałem twojego numeru, żeby podesłać ci mój nowy. – Uciekł wzrokiem na bok w lekkim zakłopotaniu. Gdyby nie jego siostra, może nie przeżyliby tak długiej rozłąki, a trwałaby ona góra kilka miesięcy. Żadne z nich nie umiało jednak cofać czasu, a kto wie? Może w jakiś sposób wyszło im to na dobre?
– Zawsze znałaś tyle ciekawostek, że na pewno rozwiązywałaś całe góry krzyżówek. Jak babuszki. – Spróbował się nieznacznie uśmiechnąć w odpowiedzi na jej śmiech, ale chwila wesołości nie miała żadnego odbicia w dwubarwnych oczach. Po nich podobno najłatwiej było rozpoznać wymuszony i fałszywy uśmiech. – I robiłaś świetne ciasteczka. – Nigdy później nie udało mu się znaleźć bezglutenowych, bezlaktozowych wypieków, które nie smakowałyby jak kawałek kartonu. Mógł zawczasu wyżebrać od niej przepis, ale wtedy jeden z elementów ich spotkań straciłby na swojej niezwykłości. Pewnie dlatego wolał, by skład ciastek pozostał jej tajemnicą.
Musiał zgodzić się ze stwierdzeniem, że krótkie włosy były wygodne. Własne ściął w chwili wstąpienia do akademii policyjnej, ale nie całkowicie – uważał, że wyglądał po prostu głupio bez grzywki i lekko nastroszonej czupryny. Wciąż jednak nie był to poziom z dzieciństwa czy czasów nastoletnich, kiedy potrafiły momentami niemal sięgnąć ramion i łapał je w krótką kitkę czy niewielkiego koka. Ten styl zresztą próbował skopiować później jego brat.
– Kawa jest dobra o każdej porze, jeśli pracuje się w nocy – oznajmił spokojnie. Musiał być gotowy do działania nie tylko w dzień, a choć nie lubił pracy po zmroku, nie dało jej się czasami uniknąć. Część yokai aktywna była właśnie wtedy, a większość miasta spała, dzięki czemu Fukkatsu robiło się cichsze. Znów wsunął dłoń pod połę mundurowej marynarki, przykładając palce do koszulki na boku. Wyczuł, że jest nieco wilgotna, ale ból chyba po prostu już rozchodził, albo rany nie były tak głębokie, jak pierwotnie mu się wydawało. – O ile to jest czerwone, to właśnie na to przyda się bandaż. – Pokazał dłoń Alaeshy, a po chwili przysunął palce do swoich warg i musnął je koniuszkiem języka. Metaliczny posmak był wyraźny, nie było mowy o pomyłce. Chyba, że była to rdza w płynie. – Smakuje jak czerwone.
Zakręciło mu się znowu w głowie, przez co uczepił się nieco mocniej swojego wsparcia. Może i po rozbudzeniu się przeszła mu część dolegliwości, ale nadal pozostawał znacznie osłabiony.
– Dobrze. Żadnej pracy dzisiaj. Jestem w stanie uwierzyć, że znalazłabyś sposób na powstrzymanie mnie, gdybym się uparł. – Właściwie to raczej mowa by była o nadgodzinach, skoro i tak od rana siedział w garnizonie. Co miał ciekawszego do roboty? Nie potrafił wypoczywać tkwiąc gdzieś w bezczynności, a te parszywe yurei same się nie wyegzorcyzmują. – Ale lekarzy też nie ma co fatygować. To nic poważnego, sam to opatrzę. – Tyle razy trafiał na kozetkę u medyków, że podłapał podstawy. Do tego dochodziło szkolenie z pierwszej pomocy w policji i patrzenie na zawodowców w akcji (czyli rodziców muszących ogarnąć trójkę dzieci składających się z czystego chaosu i żądzy przygody). Potrafił też mniej więcej po reakcjach swojego organizmu rozpoznać, kiedy coś wymagało fachowej opieki. To nie był przecież pierwszy raz, kiedy był ranny.
Rzut: wysoki próg bólu — sukces (93)
zt x2
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
maj 2038 roku