Jeżeli jest lepsze miejsce do naprawy i przeglądu swojego samochodu to na pewno nie mieści się w Fukkatsu. Kajahara założył warsztat w roku 1941, mając zaledwie osiemnaście lat, tuż po tym, jak podczas jednej z bitew został ciężko ranny i zmuszony do powrotu do domu.
Szeroka wiedza, prędkość wykonywanych zadań i rewelacyjne efekty podniosły prestiż jego firmy w kilka następnych lat i choć sam Kajahara Umeki pożegnał się ze światem ponad 40 lat temu, jego warsztat wciąż jest oblegany przez mieszkańców miasta. Na swoje miejsce doskonale wyszkolił syna, który z kolei przekazał spory bagaż doświadczenia jedynej córce - Kajaharze Mii.
Zdawałoby się, że miejsce o tak dobrych predyspozycjach prędko wyewoluuje w korporacyjnego kolosa. Kajahara stawia jednak na rodzinność, co wyjaśnia, dlaczego od lat jedynymi pracownikami są członkowie familii. Mówi się, że liczba personelu to jedyna wada tej firmy i gdyby wreszcie ulegli i poszerzyli swoje wpływy, mogliby stać się gigantem, nawet na arenie międzynarodowej.
Wszelkie próby wykupienia lub poszerzenia wpływów palą się jednak na panewce. Kajahara Mia zbywa natrętów machnięciem usmolonej w smarze ręki. Twierdzi, podobnie jak jej dziadek, że nie chodzi tu tylko o pieniądze. Prawda jest jednak taka, że większa ilość osób, to większa ilość możliwych do przyjęcia zamówień. A fundusze przydałyby się choćby po to, aby wyremontować wnętrze warsztatu albo odnowić niektóre sprzęty.
Nie zapytał.
Nie poprosił o pozwolenie, gdy niespodziewanie złapał za poły materiału brudnej i przemoczonej od potu oraz krwi koszulki, a następnie szarpnął, odsłaniając fragment brzucha, teraz poplamiony brunatnymi plamami.
- Kłuta? - zapytał, nachylając się bliżej nieznajomego, całą swoją uwagę skupiając na jego ranie. Wyciągnął drugą dłoń w stronę uszkodzonej tkanki i lekko (w jego mniemaniu), naparł na skórę tuż obok rozcięcia z pewnością wywołując falę bólu u mężczyzny. - Cięta. Nie maż się, przeżyjesz. - dodał, doskonale wiedząc, że brunet i tak go nie zrozumie. Niestety, na tym jego medyczna wiedza się kończyła. Pracując jako balsamista, Yuzuha był zmuszony poznać i nabyć pewne umiejętności, w tym zarówno podstawę anatomii ludzkiej, jak i samej medycyny. Potrafił zszywać ciało, nie tylko rany ale i oderwane kończyny. Upychać na miejsce rozszarpane trzewia, wypełniać braki w oczodołach, sklejać połamane kości. Znał się na wielu innych zabiegach, w tym upiększających.
Ale nie był lekarzem.
Z drugiej strony, nie miałby nic przeciwko, aby zabawić się w takowego i poćwiczyć na nieznajomym. Przecież cóż mogło pójść nie tak?
W jego nozdrza uderzył ostry zapach zbliżony do metalu, kiedy myśli powróciły na swoje miejsce. Lepka i ciepła krew naznaczyła swą barwą jego skórę, na co Yuzuha od razu się odsunął o dwa kroki, zrywając jakikolwiek kontrakt fizyczny między nimi. I nie dlatego, że, o zgrozo, przestraszył się czy też nie chciał zadawać więcej bólu ciemnowłosemu. Ale dlatego, że poczuł obrzydzenie.
- Ohyda. - wymruczał wyciągając z kieszeni spodni małą, plastikową buteleczkę z płynem do dezynfekcji. W chwili, w której Maura kierowała się w ich stronę z apteczką, Yuzuha kończył skrupulatnie wycierać dłonie w chusteczki, wcześniej obficie polewając specyfikiem brudne dłonie. Nienawidził brudu. Zarazków. Bakterii. A wrodzony pedantyzm wielokrotnie odciskał swoje piętno w codziennych zajęciach chłopaka.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że dziewczyna zadała mu pytanie zaledwie kilka chwil temu. Odszukał spojrzeniem jej twarz, którą okalała kaskada hebanowych włosów i wzruszył ramionami.
- Zaczepili mnie, to im oddałem. - odparł takim tonem, jakby rzeczywiście nie było problemu. Jakby nie zrobił nic złego. - Nie zaatakowałem pierwszy, jeżeli o to ci chodzi. - bo przecież mieli umowę.
Nie ryzykowałby trafieniem do zakładu psychiatrycznego na oddział zamknięty przez jakiś nic nieznaczących śmieci. On nie zaczynał. Tylko się bronił.
Jak zawsze.
@Raikatsuji Shiimaura @Sullivan Black
„Strach. Nie ma nic wspanialszego. Uwielbiam na niego patrzeć, uwielbiam wdychać jego zapach.
A już najbardziej lubię go słuchać. Lubię też jego smak.”
Hecate Black and Raikatsuji Shiimaura szaleją za tym postem.
Wzruszył tylko ramionami, nie do końca zainteresowany ukrytymi za tym motywami. Czy to kwestia samej Japonii i panującej w niej kultury wobec zwracania się do siebie nawzajem, czy może coś bardziej personalnego, ważnego dla niej samej. Którakolwiek z opcji nie byłaby bardziej prawdopodobna, obie były równie...
— Nieistotne. Moje nazwisko nie ma żadnego znaczenia. Możemy zostać nieznajomymi, jeśli cię to kręci — odparł, zadzierając jeden z kącików ust ku górze. Jak na osobę w poszarpanym brzuchem która jeszcze przed momentem nie była w stanie iść prosto gdyby nie wsparcie ściany zdecydowanie miał gadane. Nabierało się wrażeni, że nie rezygnował z figlarnego usposobienia nawet w krytycznych momentach. Może nie chciał, może nie potrafił, może w tym leżała jego natura. Sam się nad tym jakoś szczególnie nie zastanawiał, po prostu taki był. Ona rozumiała go bez słów, w końcu byli niemal identyczni.
Rzucony — przesadzał, oczywiście że tak, ale czasem lubił dramatyzować — na krzesło uniósł to samo rozbawione, pełne błysku spojrzenie na swoje dotychczasowe oparcie, choć zdecydowanie nie mentalne. Przez moment poczuł zaintrygowanie spotkaną dójką. Jedno z nich surowo rzeczowe, bardzo realistyczne, drugie prawie wściekle niezadowolone, zimniejsze niż syberyjskie mrozy; zaśmiałby się pewnie, gdyby nie ostry ból w bebechach i kłucie płuc podczas nabierania głębszego wdechu. Nie drgnął natomiast, gdy stojący naprzeciw chłopak tak bezprecedensowo podwinął mu koszulkę. Wówczas musiał bardzo ze sobą walczyć żeby nie wygiąć pyska w kolejnym zdecydowanie nieodpowiednim do sytuacji uśmiechu, nie rzucić jakimś mało subtelnym komentarzem — i tak by się przecież nie zrozumieli. Przemknął więc tylko językiem po wardze, wraz ze śliną przełykając również cisnące się na usta słowa. Wymsknęło się natomiast syknięcie pełniące rolę komentarza mało delikatnie naciśniętej rany. Nic wtedy nie powiedział, nie czuł potrzeby bezsensownej wymiany odpowiedzi, w końcu żaden z nich i tak nie mógłby sobie dociąć.
Zwrócił spojrzenie ku dziewczynie.
— Zwykły pech. Trafiłem w nieodpowiednie miejsce w nieodpowiednim czasie — Dotychczas opierane na kolanie palce trafiły w rozwichrzoną czerń włosów, zaczesując ich część w tył, odsłaniając w głównej mierze lodowy błękit intensywnych ślepi. Przyglądał jej się przez chwilę w tym mdłym świetle warsztatu, jakby zmiana oświetlenia miała sprawić, że może jednak się pomylił, że może jednak była tą, której od początku szukał. Nic się jednak nie zgadzało, ani kolor tęczówek, ani rysy twarzy, faktura włosów, wzrost, zarys sylwetki, wcięcie w talii. Wszystko to znał lepiej niż własną kieszeń, nie było mowy o żadnej pomyłce. Mógł się jedynie łudzić. Może właśnie dlatego zrezygnował z tej swojej bacznej obserwacji wieńcząc milczenie jedynie krótkim westchnieniem. Lód jego własnych oczu zniknął pod przymkniętymi na moment powiekami — adrenalina w końcu umykała z żył, pozostawiając za sobą jedynie wycieńczenie. — Przeżyję, nieznajoma. Nie tak łatwo się mnie pozbyć. To tylko kilka siniaków i rozcięty brzuch.
Uśmiech szybko powrócił na młody pysk. Ponownie unosił wzrok, znów z tym rozbawionym błyskiem w kąciku oka.
@Raikatsuji Shiimaura @Raikatsuji Yuzuha
Seiwa-Genji Enma and Raikatsuji Shiimaura szaleją za tym postem.
Szczęknął metal rozkładanego stołka.
- Gdyby mnie kręciło, nie pytałabym o nazwisko.
Nie kontynuowała. Potrafiła, jak zapewne niewielu ludzi na świecie, nie drążyć w bezsensownym uporze każdego tematu. Nie przepadała za zagadkami, których nie byłaby w stanie rozwiązać logiką, ale na obecny moment nie wydawało się to w żaden sposób istotne. Miała jedynie nadzieję, że wspinając się po stopniach i sięgając apteczkę, z równym powodzeniem podniesie poziom przeżywalności nieznajomego.
Nawet jeżeli już wydawał się dupkiem.
I nawet jeżeli nie powinna go oceniać.
- Pytam co się stało - podjęła kwestię z Yuzuhą, kiedy plastikowa skrzyneczka zagrzechotała wraz z opadnięciem ciężkiego obuwa o podłoże. Długie, czarne włosy dziewczyny zsunęły się z ramienia na plecy, zalewając je gęstą falą atramentu, kiedy tylko obróciła się na pięcie przodem do towarzystwa. - Nie dlaczego. Sprawdzę twoje rany zaraz po tym jak zajmę się naszym... - wzrok przerzuciła z brata na Sullivana - słabo współpracującym kolegą.
- Bo tak cię wszystko bawi? - przejście pomiędzy językami wydawało się dla niej rzeczą naturalną, podobnie jak w naturalny dla siebie sposób zignorowała wcześniejszą interwencję Yuzuhy. Powinna, skoro kątem oka to zarejestrowała, upomnieć go, aby nie szarpał rannym i nie próbował wciskać palców w okolice obrażeń. Ale nie miała na to dziś siły. W tyle czaszki wciąż gnieździły się roje niesprecyzowanych pytań, rozsierdzonych ogniem ciekawości. Skąd u niej to zaintrygowanie? Nieznajomy wydawał się bezczelny. Sama jego trywialność w odpowiadaniu, podczas gdy pod krzesłem tworzyła się już niewielka plama krwi, stale poszerzana kolejnymi kapnięciami bezwzględnej czerwieni (praktycznie jedynej barwy w okolicy), niejednemu potrafiłaby spędzić sen z powiek. Już choćby z tego względu powinien figurować jako jednostka do ignorowania. Nie dbał o siebie, więc dlaczego ktoś inny miałby o niego zadbać?
- Pogotowie będzie tu lada moment. - Obróciła głowę w kierunku rodzeństwa. - Będziesz czuwał nad tym, aby przekierować tu ratowników? - I znów do obcego mężczyzny: Przemyję ci teraz ranę i założę opaskę, żeby nie narobić więcej szkód. Postaraj się jak raz współpracować, później nie będziesz już musiał nas oglądać. - Apteczka wylądowała na metalowym zlewie. Stary kran skrzypnął, kiedy Raikatsuji uderzyła grzbietem dłoni o uchwyt, puszczając szum ostrej w ciśnieniu wody. Obmyła dokładnie dłonie, nabierając powolnego, głębszego wdechu. Nie lubiła takich czynności, nie przepadała za widokiem miękkiej, tkliwej tkanki. Byłaby dobrym chirurgiem ze względu na pewność ruchów i brak skrupułów, ale nie zmieniało to faktu, że miała teraz inne, ciekawsze rzeczy do roboty i to na nich wolałaby się skupić.
Strząsnęła z rąk nadmiar wody.
Wcale się tak od nich nie różniła. Jako jedyna niezaangażowana w konflikt panowała, a przynajmniej starała się zapanować, nad sytuacją, jednak co dało jej prawo, by dyrygować Yuzuhą i nieznajomym? Wycierając ostrożnie skórę, przymrużyła powieki. Pod żołądkiem zalęgła się pierwsza irytująca larwa, niespiesznie, ale bez pohamowania, drążąca dziurę. Wymagała od jednego i drugiego, aby wyspowiadali się ze swoich powodów, samej nie dając...
Dość.
Strzyknęły nożyczki. Nawet nie zauważyła, w którym momencie ubrała rękawiczki, kiedy sięgnęła po gazę i odcięła jej kawałek, jednocześnie ucinając natłok myśli.
- Podnieś, proszę, koszulkę. - Poleceniu towarzyszył srebrny wzrok, zsunięty z trzymanego kawałka materiału, koniec końców wlepiony w pobrudzony brzuch. Sama wciąż posiadała zaschnięte pozostałości na własnej skórze; wydawały się rozmazanymi plamami jak z horroru, rozmazy przyciemniły kawałek spodni i część bluzy.
- To środek antyseptyczny na bazie oktenidyny - wyjaśniła, kiedy postawiła krok ku ciemnowłosemu. Tyle tylko potrzebowała, by znaleźć się wystarczająco blisko. Przyklęknęła zaraz na kolano, opierając jeden z łokci na udzie nieznajomego - dla podniesienia poziomu stabilności własnej kończyny. Smukłymi palcami przytrzymała podwiniętą fałdę koszulki; druga dłoń, uzbrojona w nasiąknięty wacik, znalazła się u brzegu rany, aby ją zdezynfekować.
Po tym jedyne, co mogła zdziałać, to spowolnić upływ krwi opatrunkiem, mając nadzieję, że kierowca karetki wciska pedał aż po samą podłogę.
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
Hecate Black ubóstwia ten post.
W wyniku długiej stagnacji jednego z graczy wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.