Jeżeli jest lepsze miejsce do naprawy i przeglądu swojego samochodu to na pewno nie mieści się w Fukkatsu. Kajahara założył warsztat w roku 1941, mając zaledwie osiemnaście lat, tuż po tym, jak podczas jednej z bitew został ciężko ranny i zmuszony do powrotu do domu.
Szeroka wiedza, prędkość wykonywanych zadań i rewelacyjne efekty podniosły prestiż jego firmy w kilka następnych lat i choć sam Kajahara Umeki pożegnał się ze światem ponad 40 lat temu, jego warsztat wciąż jest oblegany przez mieszkańców miasta. Na swoje miejsce doskonale wyszkolił syna, który z kolei przekazał spory bagaż doświadczenia jedynej córce - Kajaharze Mii.
Zdawałoby się, że miejsce o tak dobrych predyspozycjach prędko wyewoluuje w korporacyjnego kolosa. Kajahara stawia jednak na rodzinność, co wyjaśnia, dlaczego od lat jedynymi pracownikami są członkowie familii. Mówi się, że liczba personelu to jedyna wada tej firmy i gdyby wreszcie ulegli i poszerzyli swoje wpływy, mogliby stać się gigantem, nawet na arenie międzynarodowej.
Wszelkie próby wykupienia lub poszerzenia wpływów palą się jednak na panewce. Kajahara Mia zbywa natrętów machnięciem usmolonej w smarze ręki. Twierdzi, podobnie jak jej dziadek, że nie chodzi tu tylko o pieniądze. Prawda jest jednak taka, że większa ilość osób, to większa ilość możliwych do przyjęcia zamówień. A fundusze przydałyby się choćby po to, aby wyremontować wnętrze warsztatu albo odnowić niektóre sprzęty.
późne południe
To nie był dobry dzień na opuszczanie cichego Kinigami i wiedziała to już w momencie w którym przekroczyła próg własnego domu. W głowie jej świszczało od natłoku głosów, skronie pulsowały niemiłosiernie jakby zaraz miały wybuchnąć, każdy mięsień drżał od bólu i wysiłku przy każdym, nawet najbardziej banalnym ruchu. Czy tak wyglądał stan przed chorobą? Opis się zgadzał, właśnie tak opowiadano wszak o stanie przed paskudnym przeziębieniem. Nie mogła jednak odpuścić mimo iż bardzo chciała. Otuliwszy się szczelniej płaszczem szła dalej naprzód, co rusz zmagając się z niemożliwą do odepchnięcia na bok pokusą ucieczki.
To zły pomysł – powtarzał wycieńczony umysł.
Powiedz mi coś czego nie wiem, pomyślała tylko wyłuskując z kieszeni odzienia zmiętoloną paczkę papierosów. Odpalając jedną z fajek minę miała nietęgą i może właśnie dlatego ludzie idący tą sama ulicą co ona schodzili jej z drogi. Black natomiast nie marnowała spojrzeń ani słów; jedyne czym obdarzała oglądających się za siebie przechodów był wydmuchiwany przez usta szary dym.
Dasz radę. Wyjdziesz i wyjdziesz, tyle. To nic trudnego.
Westchnęła, wolną ręką przemykając po zmęczonym licu. Jakim cudem ktoś, kto już raz umarł mógł czuć się jakby znowu zdychał?
Przemknęła chłodną dłonią po rozgrzanym karku, od razu reagując na kontakt niekomfortowym syknięciem.
– Kajahara? – podniosła odrobinę głos, przekraczając próg warsztatu. Rozejrzała sie dookoła, marszcząc odrobinę nos w reakcji na otulający nos zapach benzyny, smaru, metalu i bóg jeden wiedział czego jeszcze. Black chyba nie chciała wiedzieć co właściciel robił w swoim przybytku po zamknięciu. – Mam twoją herbatę. Ale ostrzegam, następnym razem dopiszę ci podwózkę do rachunku. Wiesz ile zajmuje przyjście tu z Kinigami?
Do domu, do domu, do domu.
W uszach nie przestawało dudnić.
Wolną ręką poprawiła wiązania kabaretek.
Dasz. Radę.
– Cóż, długo – odpowiedziała sama sobie, zaczesując czerwone kosmyki w tył. Znów się rozejrzała, czekając aż Kajahara wyściubi nos z... gdziekolwiek był i cokolwiek tam robił. Chyba nie chciała wiedzieć.
@Shogo Tomomi
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
- Będę jutro, Maa'm - potwierdził dosadnie właścicielce warsztatu, pozwalając sobie na odsłonięcie zębów w połowicznym uśmiechu. Papieros, zakołysał się w kąciku, ale wilgoć utrzymała go we właściwej pozycji. Finalnie zaciągnął się dymem, i wysunął żarzący się zwitek, zatrzymując go w dłoni, obleczonej w skórzaną rękawiczkę bez palców - typową dla kierowców. Puścił przodem kobietę, gdy wychodzili z warsztatowego zaplecza, które służyło za swoiste biuro komunikacji. Ze świstkiem potwierdzającym termin realizacji, wsuniętym w kieszeń skórzanej kurtki, zatrzymał się w wyjściu, by dostrzec, a właściwie najpierw usłyszeć obcy głos, prawdopodobnie nowej, petentki warsztatu, wołającej właścicielkę, która wyminęła go, by przywitać nowoprzybyłą.
Nie miał potrzeby zatrzymywać się dłużej, a mimo to, znowu zwolnił, gdy wysunął się z pomieszczenia, w końcu mogąc zlustrować nieznajomą, coś błysnęło w jego ciemnych ślepiach. Tęczówki prześlizgnęły się przez całą postać kobiety, nieco dłużej zatrzymując uwagę przy długich nogach, pokazowo podkreślonych kabaretkami. Ognisty kolor włosów, dopełniał całości i musiał przyznać, że z równą przyjemnością chłonął zastałą scenę.
- Kinigami, to rzeczywiście daleko - odezwał się, nie przejmując w najmniejszym stopniu, że nie on miał być odbiorcą rzuconych w przestrzeń słów - ale mogę cię podrzucić, jak odpiszesz mi od rachunku - przechylił głowę, pozwalając, by w całej powadze wypowiedzianych słów, wkradła się zaczepna iskra, na moment unosząc też lewy kącik ust. Czarne, puszczone luźno włosy wysunęły się zza ucha, gdy męskie źrenice utkwiły - mniej lub bardziej bezczelnie (wg niektórych standardów) dokładnie na tych, malowanych heterochromią, należących do przybyłej wiedźmy.
Zaproszenie - rzucone i otwarte, ale czy przyjęte, zależało od nieznajomej.
| strój - pan po lewej, ale bluzka w białym kolorze, spodnie bez przetarć.
@Hecate Shirshu Black
Nie mogła się skupić, nie mogła uspokoić. Dyskomfort związany z przebywaniem w mieście tego dnia wybitnie dawał wiedźmie w kość. Widać to było po rozedrganych nerwowo ślepiach, które co rusz odbijały w przypadkowe miejsca w całym warsztacie. Na niczym nie mogła dłużej utrzymać spojrzenia, bo mięśnie rwały się do ucieczki; pod skórą czuła wręcz palenie, które wiedziała, że ustąpi, jak tylko zniknie z tego przeklętego miejsca.
Zwykle nie miała aż takich problemów, nie rozumiała więc co dzisiejsza data miała w sobie takiego, że tak różniła się od pozostałych dni.
Dom, dom, dom – krzyczał przeklęty umysł, nie dając dziewczynie nawet minuty spokoju. Czuła, jak serce coraz bardziej kołatało w piersi, jak nieprzerwanie uderzało w żebra w ten najbardziej paskudny sposób, jak cały ten huk biegnie wzdłuż żył, w końcu docierając do wymęczonego brakiem snu umysłu.
Była pewna, że zaraz wybuchnie jej głowa, że warsztat już za moment przykryje warstwa juchy, płynu mózgowego i jego paskudne fragmenty. Jak ten mały biznes się po tym pozbiera? Nie wiedziała.
Już stukała palcem w dno opakowania fajek, gdy dotarły do niej głosy – odrobinę przytłumione i jakby zza ściany, ale usłyszała je.
– Już myślałam, że przygniotło cię jakieś auto – mruknęła, spotykając się spojrzeniem z Kajaharą. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź zsunęła niewielki plecak z ramienia. Wygrzebanie z niego drobnej, papierowej torby nie trwało dłużej niż pół minuty. Wręczyła podarunek właścicielce warsztatu, w sekundę później odpalając kolejnego papierosa. Tytoń wypełniający ponownie płuca nieco ukoił nerwy, pozwolił złapać głębszy oddech.
Dasz...
– Jak zawsze, pij jedną koło 21, nie więcej i nie później – Brzmiała nad wyraz poważnie opowiadając o zaleceniach. Zaraz uniosła wolną dłonią, dość groteskowo przemykając bladymi palcami po policzku kobiety. – Chyba że planujesz odwiedzić las w całkiem nowej odsłonie, wówczas kim jestem, by cię powstrzymywać – Z lekka przymrużone ślepia w połączeniu z ledwie uniesionymi kącikami ust miały w sobie coś niepokojącego, coś marszczącego brwi i napinającego mięśnie. Żyła w zgodzie z plotkami; to, że odznaczała się kultura nie oznaczało, że rzeczywiście nie była przeklętym pomiotem piekła, którym tak często ją nazywano.
Uśmiech szybko zniknął z ust Black.
... radę.
Dopiero po zakończeniu spraw biznesowych zwróciła czujne ślepia ku mężczyźnie. Z przekrzywioną odrobinę na bok głową zlustrowała go od stóp do głów. Zippo znów pstryknęło, drobnym płomieniem rozświetlając cień, w którym stała Hecate; wielobarwne tęczówki wychwyciły blask, skrząc się w półmroku niczym dwa neonowe znaki.
Chmura szarego dymu przesłoniła jej na moment widok.
– Pogłoski od zawsze mówiły, że Kinigami przyciąga tych, którzy raz już zatańczyli swoje danse macabre, ale żeby aż tak? – Drobne rozbawienie zabarwiło głos dziewczyny. Oczywiście, że od razu rozpoznała jego wnętrze, wszak nie bez powodu już lata temu stała się medium. – Czemu nie? Tylko mnie nie obwiniaj, gdy las ożyje i postanowi cię zawłaszczyć.
Czy brzmiała jakby żartowała? Oczywiście. Czy rzeczywiście żartowała? Ciężko było stwierdzić. W przypadku Black głos i spojrzenie nie szły ze sobą w parze – jedno mówiło o jednym, drugie o drugim. Lubiła mieszać, lubiła skrywać podprogowe znaczenia. Swoje zagrywki stosowała na tyle często, by już dawno uznać je za część swojej natury, za test, którym oceniała nie tylko nieznajomych, ale i tych, którzy z jakiegoś powodu postanowili na dłużej przystanąć u jej boku.
Dopiero Kajahara niosąca w ręku pieniądze oderwała wzrok Hecate od mężczyzny. Wiedźma spojrzała na plik banknotów, nie marnując czasu na ich liczenie; już od dawna wiedziała, że właścicielka warsztatu nie śmiałaby wyskakiwać z tak dziecinnym oszustwem.
– Widzimy się za trzy tygodnie, Kajahara.
Jeszcze trochę i mogła zniknąć z tego cholernego miasta. Jedyne co zostało na liście do załatwienia, to kupić papierosy. To nie mogło być aż tak trudne.
@Shogo Tomomi
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Nieznajoma zignorowała jego obecność. Przynajmniej początkowo lub - jak to czynił pewien konkretny typ kobiet - robiła to z pełną świadomością. Myśl ulotna poniosła się do wspomnienia i skojarzenia, które dawno temu otulało jedną konkretną personę, aczkolwiek był to ułamek sekundy i wrażenie rozmyło się, wyraźniej też podkreślając, że miał przed sobą kogoś zupełnie innego. Pasowało mu to. Swoista niedostępność, prowokacyjna czy nie, naginała jego wolę ku łownej naturze. Tej jednak nie ulegał bezmyślnie. Ujmując - jak w wojskowym zleceniu na początek - czystą obserwację, której - nawet nie obdarzony uwagą - wykazywał się z arogancją godną dawnego życia.
Nie pozwolił też, by papieros zgasł bez ostatnie pocałunku z płuc. Dym prześlizgnął się przez gardło, a wydychany, owionął nozdrza, nadając i jego postaci mglistej aury rozmazania. Z naturalną intensywnością ślepi polującego, dzikiego kota, pozostawił utkwione na zajętej rozmową postaci. Wciąż niezrażony. Nie miał do tego powodu. Bez nachalności przysłuchiwał się wymienionym informacjom, odbierając też dla siebie - kilka cennych danych.
- Arogancją byłoby twierdzić, że to Kinigami tak je przyciąga - odbił lekko, czujniej przez kilka sekund zastanawiając się skąd medium - bo skoro wiedziała kim jest, nim być musiała - znało naturę jego aktualnej egzystencji. Pamiętał, że każdy senkensha mógł dostrzec wyrysowany na ciele, imienny kontrakt, ale swój - miał niewidoczny dla wzroku. Nie, jeśli nie pozbawiłoby się go części ubrań. Chyba, że o to chodziło. Zęby błysnęły już w krótkim uśmiechu, gdy odezwała się ponownie - ..to niebezpieczne prowokować kogoś, czyich możliwości się nie zna - żart za żart. Albo i nie-żart. W każdym przecież kryło się ziarno prawdy - nie warto z góry zakładać, kto co lub kogo zawłaszczy - uśmiech zgasł, ale źrenice jaśniały od przeskakujących iskier. To nie tak, że całość nieco bawiła. I pociągała. A jednak.
Kiwnięciem głowy pożegnał właścicielkę przybytku. Ruszył w stronę wyjścia, nie przyglądając się już wymianie pieniężnej. Nie interesowały go kwestie, które go...nie interesowały. Po drodze, już wypalony pet, zdusił pod butem, zwalniając dopiero przy wyjściu z warsztatu i dopiero gdy znalazł się obok auta, oparł się biodrem o maskę pojazdu, zaplótł ramiona przed sobą i zaczekał na towarzyszkę powrotu. Nie przejmował się wizją, jaką mógł wywołać - zarozumialec czy szpaner. Słuchał czasem podobnych komentarzy, wciskając ich znaczenie głęboko w ciemność, gdzie kończyły się plecy. Wystarczyło, że doskonale znał swoje możliwości jeździeckie by nie dać fałszywej skromności dojść do głosu. A gdy sylwetka wiedźmy wychyliła się wejścia, odsunął się od samochodu, gestem zapraszając by podeszła, otwierając przed nią drzwi przy miejscu pasażera. Sam, zajął miejsce za kierownicą chwilę potem, wydychając z siebie oddech ulgi
- Polecam zapiąć pasy - mrugnął, dając i wargom zakołysać się lekko. Zgarnął włosy, zaczesując za ucho, jedna dłoń zatrzymała się na kierownicy, drugą opuścił na jeszcze nieruchomy drążek. Zmienił bieg z luzu. Sprzęgło. Gaz. Kluczyk drgnął przekręcony. I odezwał się ku niemu najprzyjemniejsze mruczenie - silnika. A to zapaliło skupioną spokojność - ..to niekonieczność, ale na własną odpowiedzialność - miał brzmieć poważnie, ale w głosie, pomrukiwało coś na kształt zaczepnego wyzwania. Zazwyczaj jednak, pasy szły w ruch, ale mimika podejmowanej decyzji, zazwyczaj dawała ciekawą danę, o nowo poznanej personie. Podobno, najłatwiej o prawdę w ekstremalnych sytuacjach. A co najmniej, nieoczekiwanych.
@Hecate Shirshu Black
Przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na druga, przeciwne biodro wybijając odrobinę w bok. Gdyby nie trzymany między palcami papieros, to splotłaby ręce na pierwsi. Zaraz parsknęła śmiechem, przymykając na sekundę oczy.
– Nie bądź niedorzeczny – mruknęła nisko, niespiesznie rozchylając powieki by zerknąć na niego przenikliwymi ślepiami. – To również niebezpieczne proponować podwózkę nieznajomym, których cel podróży znajduje się w Kinigami, ale najwyraźniej oboje lubimy to, co ryzykowne, nieprawdaż? – Zadziorny błysk w oku, nieco wyżej uniesiony od drugiego kącik ust... nie była pewna skąd chęć do słownych przepychanek, ale wcześniejsze nerwy zaczynały powoli odpuszczać, więc postanowiła zagrać w jego grę.
Problem w tym, że po pożegnaniu Kajahary musiała odhaczyć jeszcze jedną rzecz. Już po wyjściu z warsztatu od razu skierowała wzrok ku drobnemu sklepikowi tuż obok. Wzięła głębszy wdech – wpierw jeden, później drugi dla pewności – i ruszyła ku niemu, przy okazji posyłając stojącemu przy samochodzie mężczyźnie krótkie spojrzenie. Cóż, skoro już się zaoferował, to może poczeka jeszcze te pięć minut. Nie była też do końca pewna skąd te dzisiejsze problemy z przebywaniem w mieście. Może to oznaki nieprzespanych ostatnich kilku nocy i związanego z nimi zmęczenia? Prawdopodobnie.
Po wejściu do drobnego sklepiku od razu podeszła do kasy, czym prędzej wymieniając grzeczności i prosząc o konkretny produkt. Nie zamierzała przebywać na tych terenach dłużej, niż musiała, już i tak za długo to trwało. Wyszła więc stosunkowo szybko, chowając trzy opakowania papierosów do kieszeni zalegającego na ramionach płaszcza.
Uniosła nieco brew zaskoczona, gdy otworzył przed nią drzwi. Czego jak czego, ale takiego dżentelmeństwa się nie spodziewała. Podziękowała jednak uprzejmym skinieniem głowy i zajęła miejsce na siedzeniu pasażera, pokrótce rozglądając się po wnętrzu samochodu.
– Oh? Planujesz przyspieszyć po opuszczeniu miasta? Ostrzegam tylko, że tereny lasu są dość nieprzychylne dla samochodów – Wzruszyła ramionami. Nie, żeby jakoś specjalnie sie przejmowała. Po prostu wyglądał jej na kogoś, kto cenił swój pojazd, a Kinigami rzeczywiście pełne było dziur, wystających znikąd korzeni i szpikulcowatych głazów. Byłoby szkoda gdyby nie tak brzydki samochód został pokiereszowany przez nieuwagę.
– Często zapuszczasz się na środek niczego, żeby podwieźć nieznajomych? – zagaiła, darując sobie zapinanie pasów. Dużo razy jeździli tymi trasami z Jiro nie bawiąc się w bezpieczeństwo, znała więc każdą dziurę, która miała stanąc im na drodze. Zamiast tego usiadła nieco wygodniej, może celowo a może nie zakładając jedną nogę na drugą.
@Shogo Tomomi
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Shogo Tomomi ubóstwia ten post.
- Wiele można o mnie powiedzieć, ale niedorzeczność nie kwalifikuje się w tym rozdaniu - ciemność jadeitu utkwił dokładnie na spojrzeniu wiedźmy. Kryła się tam drapieżność, przyjemnie zawoalowana groźba, do której - nie mógł się nie uśmiechnąć - Na to wygląda. Lubię niebezpieczne - niemal wzruszył ramieniem, bo i zdanie oplotło się w innej, chłodniejszej tonacji. Nic co oferowała rzeczywistość, nie była w stanie go przerazi. To, co kiedyś mogło - zostało mu odebrane. Jedyna słabość, której wierny był jak wojskowy pies. A niebezpieczeństwo - mniej lub bardziej realne - karmiło go adrenaliną, tłoczyło w krwioobieg życie, wyraźniej przypominając, że mimo cudzego życzenia, jego egzystencja nie skończyła się wraz z kosą Śmierci, dziurawiącą pierś postrzałami. Tkwiła w tym jakaś ironia. Żart, który zrozumieć miał dopiero za jakiś czas, kilka dni, gdy gdy pożerać go zaczną koszmary, a ogień Mirai trawić będzie trzewia. I mimo to, historia Wiedźmy zdążyła mu się obić o uszy. Plotki słyszane w trasie, za kierownicą, w tłumie niespokojnym, co prawdziwość baśni mieszała z głupotą.
Wolał otwarte przestrzenie. Dusił się, gdy zbyt długo zamykano go (lub robił to sam) w nieruchomych ścianach pomieszczeń, które - nie były pojazdem. Oddychał pełniej, odchylając nieznacznie głowę do tyłu, jakby w przywitaniu przyjaciela, niewidocznego dla innych. Wolność pisała się wyraźnie w jego naturę. I z podobnym poczuciem, zakwitły swoja sylwetkę przy aucie, czekając, aż kobieta wróci z wyprawy, uzupełniającej braki tytoniowe.
- Nie - zaśmiał się mimowolnie, krótko, odwracając wzrok w stronę urokliwej pasażerki - zamierzam przyspieszyć już teraz - dotrzymywał słowa. Silnik warknął ulubionym mruczeniem, wolna dłoń powędrowała ku zmianie biegów niemal w tym samym momencie, dociskając pedał gazu, by zbudzić auto do nagłego zrywu, ale nie w prostej linii. Druga ręka przechyliła obręcz kierownicy, by finalnie całe auto obróciło się i dopiero wtedy ruszyło ścieżką asfaltu - Jakoś sobie poradzimy - wymruczał niemal, odchylając się w fotelu luźniej, ale utrzymując pospieszną prędkość.
- Właściwie, to tak, bardzo często - nawet nie wiedziała prawdopodobnie, jak trafnie określiła pełnioną aktualnie profesję - a Ty... - niekoniecznie łatwo było patrzeć na drogę, bez zerkania na siedzącą obok dziewczynę. Kusiła czy nie - wiedziała jak to robić. I robiła to skutecznie. Szczęśliwie dla niego, nie był młokosem, który ulegał każdej zachciance. Zazwyczaj - masz imię, czy powinienem upomnieć się o klątwę najpierw? - mówił tym razem z powagą, która nie pasowała do zaczepnej iskry w śledzącym ją kącie oka.
@Hecate Shirshu Black
but you do decide who owns who.
– Śmiało – kąciki ust zadrżały w niemej prowokacji. – Znajdywanie nowych trupów to jedno z moich hobby – Gdy mówiła, patrzyła wyzywająco prosto w oczy mężczyzny, zaś usta jak na rozkaz przyozdobił wyraźny uśmiech. Rozsądek kazał sądzić, że żartowała, wszak kto mógłby mówić poważnie o czymś tak nienormalnym? A jednak mówiła całkowicie poważnie. Nie raz i nie dwa wychodziła na spacery z dala od domu tylko po to, by co rusz natknąć się na mniej lub bardziej rozłożone zwłoki. Kinigami okazało się być świetnym wyborem dla tych, którzy opuszczali własne domostwa ze sznurami w dłoniach czy dla tych, którzy szukali odpowiedniego miejsca na skrycie dowodów zbrodni. Nie zamierzała w to ingerować ani tym bardziej narzekać.
– To niegrzeczne pytać o czyjeś imię ówcześnie samemu się nie przedstawiając – wytknęła, niby to całkowitym przypadkiem wsuwając palce za materiał zakolanówki, by podciągnąć ją nieco wyżej. Zaraz odwinęła folię z opakowania fajek, wciskając ją niespiesznie w tylną kieszeń spodenek. Po pstryknięciu w denko złapała filtr między wargi. – Hecate Black. Ale wszyscy mówią mi Shirshu, tak jest łatwiej – odpowiedziała po chwili, uznając, że dała mu już wystarczająco dużo czasu na reakcję, toteż w sekundę później końcówka papierosa zapłonęła. Jednocześnie odsunęła nieco szybę przy swoich drzwiach.
@Shogo Tomomi
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Nie znajdowała motywów dla swojego postępowania. Naiwność? Od wieków taka nie była. Nie przejmowała się łzami załamanych koleżanek, które ewidentnie prosiły kogokolwiek o odrobinę współczucia i wsparcia, błagające słonymi łzami o atencję i głaskanie po głowie. Nie pozwalała na wywiązanie się rozmowy z rzekomo zagubionym nieznajomym, bo przecież dostrzegała, że za dużo gada i zwodzi. Wychwytywała, zazwyczaj, mnóstwo sygnałów, które biły na alarm i trzymały ją dystansowo. Nauczyła się ironii świata; tego że ludzie nie potrzebowali argumentów, aby być dla siebie podłymi. Wykorzystywanie dla własnych korzyści, aktorska gra kończąca się rabunkiem - wszystko to wydawało się bardziej wiarygodne niż naprawdę dobre intencje.
A jednak bez zawahania sięgnęła po telefon, bez wahania przytaknęła Raikatsujiemu na tekst, że będzie mu wisiała przysługę. Oczywiście, rana na brzuchu obcego mężczyzny była jak najbardziej prawdziwa i choćby chciał nie byłby w stanie udawać, że to jeden z występów - do napadu, do bijatyki, do złodziejstwa. Ale mimo tego naiwnością było zapraszanie go do warsztatu. Choć to publiczne miejsce, jednocześnie sprzedawała o sobie prywatną informację: tutaj pracuję, tu można mnie znaleźć.
Starała się odsunąć od siebie te napływające fale przesadnej ostrożności. Jakby z każdym krokiem niewidzialny palec pstrykał kolejne przyciski kontaktów, rozświetlając lampkę za lampką, wkrótce cały umysł zalewając landrynkową czerwienią alertu. Zgrzytnęły jednak klucze, a ona przepuściła obydwu tylnymi drzwiami.
- Po prawej stronie jest krzesło - zwróciła się do Yuzuhy, palcami wyczuwając kontakt na chropowatej, źle pomalowanej ścianie pomieszczenia. To jeszcze było wąskie; prawdopodobnie przeznaczone dla personelu lub jako składzik. Drugie z drzwi, przeciwległe od wejścia, prawdopodobnie mieściły za sobą sam warsztat. Nie mieli tam jednak dostępu. Opuszka dziewczyny wdusiła klik i słaba, naga żarówka zamigotała, rozganiając mrok z pokoju, w którym się znajdowali.
- Proszę, spróbujcie sobie nie zrobić nawzajem krzywdy. Co ci się stało? - Spojrzenie utkwiona w jasnowłosym piętnowała przede wszystkim kryta spokojem troska; nie mogłaby powiedzieć, że znała go na wylot, ale przynajmniej wystarczająco, aby orientować się w nie zawsze przemyślanych reakcjach Yuzuhy. Po nieznajomym z kolei nie mogła mieć pewności czego się spodziewać. Czy był tak samo niebezpieczny jak ci, którzy go tak urządzili? - U ciebie też będzie mi łatwiej, jeżeli choćby ogólnie zdradzisz co się wydarzyło. - Chciała wiedzieć dlaczego tam był; poznać powód jego nieoczekiwanego objęcia, który jej sprezentował, a raptem moment później odebrał, znacząc wcześniej ocieplone ciałem miejsca chłodem rozczarowanego wzroku.
Ale oczywiście nie zapytała.
Nigdy nie pytała o takie rzeczy.
Wolała się od nich odwrócić; jak teraz, gdy po zamknięciu głównych drzwi ruszyła w kierunku starej szafy. Na najwyższej półce znajdowała się stara apteczka.
Sięgnęła po złożony stołek ze schodkami.
+ Kursywą zapisane zostają zdania wypowiadane w języku angielskim.
like a flower;
She was fragile like
a b o m b.
Hecate Black and Raikatsuji Yuzuha szaleją za tym postem.