Eien oferuje dla widzów spragnionych kinematograficznych perełek ponad 3000 miejsc, rozmieszczonych w 19 klimatyzowanych salach. Budynek jest prawdziwym kolosem, tłumnie obleganym przez ludzi w każdym wieku. Wewnątrz, prócz oczywistych seansów, znajdują się kasy biletowe, automaty, kawiarnia oraz dział z przekąskami - aromatycznie pachnącym popcornem, gazowanymi napojami czy pakowanymi na wagę słodkościami.
Miękkie fotele, ogromne ekrany i prężnie działająca obsługa to tylko kilka pierwszych pozytywnych cech, dla których spośród dziesiątek kin wybiera się właśnie Eien. Dodatkowym atutem stały się również repertuary rozpisywane w środy. Firma postawiła nie tylko na rozpowszechnianie najnowszych produkcji, ale skupiła się na pielęgnowaniu przeszłości. Tym sposobem w środku tygodnia, w wieczornych godzinach, puszczane są starsze filmy - tytuły cieszące się mianem "klasyków", jak dzieła Akiry Kurosawy czy słynne horrory "Ju-On" i "Ring". Niektórzy twierdzą, że nie ma nic lepszego, niż zasmakowanie odrobiny historii.
Domyślał się, że był ostatnią osobą, którą chciała ujrzeć. Spotkać na swojej drodze. Zwłaszcza teraz. Po tym, co wydarzyło się zarówno przed jak i w samych tunelach. Sam sobie na to zapracował. I mimo że ich aktualna relacja była bolesna, a przynajmniej dla niego, bo przecież Eji na zawsze pozostanie mu bliska, to nie mógł się wycofać.
Musiał pozostać antagonistą w jej historii, bo tylko tak mógł ją chronić. Przez duchami, yokai, złymi ludźmi i przede wszystkim przed samym sobą. Był niczym chodząca klątwa, która raniła każdego, kogo dopuszczał do siebie. Pozostawał po sobie jedynie zgliszcza i zniszczone dusze.
Nie mógł jednak zignorować ewentualnego niebezpieczeństwa, jakie jej groziło. Na co ewidentnie wskazywał roztrzęsiony stan dziewczęcia. Wzrok wciąż był utkwiony nad jej głową, w zakręt, jakby lada moment miało się za niego wychylić to, co ją wystraszyło.
Ale nic takiego się nie stało. Nic, ani nikt się nie pojawił. W okolicy zapanowała cisza spowodowana późną godziną. Nawet auta zdawały się jeździć sporadycznie, nie wspominając o przechodniach. Spojrzenie na powrót skupiło się na dziewczynie. Na jej zaciśniętych ustach, szklanych oczach które tak usilnie walczyły ze łzami, na drgające brodzie, bladych policzkach. Każdy głupi wiedziałby, że była przestraszona. I że coś się stało.
Ale nie naciskał.
Nie masz już do tego prawa.
Nie miał, owszem. Dlatego więcej nie pytał. Ale nie zamierzał jej porzucać samej. Bez znaczenia jak bardzo będzie krzyczeć, warczeć i gryźć.
- Właśnie widzę. - odparł zadziwiająco miękko, choć wciąż odległym, nieuchwytnym tonem. Wyciągnął dłoń w jej stronę, kiedy opuściła głowę, jakby chciał ją pogłaskać. Gest tak bardzo charakterystyczny dla nich, a teraz tak bardzo nieosiągalny dla niego. Miękkość jej ciemnych włosów miała pozostać dla niego zakazanym owocem.
- Chodź. Usiądziesz. - odezwał się po chwili, a ręka opadła na jej ramię, przygarniając rozdygotane ciało do siebie, odcinając tym samym od otaczającego ich świata. Zmusił ją do poruszenia się i zrobienia pierwszych kroków, kierując dziewczynę w stronę ławki niedaleko, aby usiadła i pozwoliła ciału odpocząć. Sam jednak tego nie zrobił, a zamiast tego stojąc na przeciwko wyciągnął telefon z kieszeni.
- Jest zbyt późno. Zamówię dla ciebie taksówkę. - odparł, tym samym dając jasno do zrozumienia, że nie zamierza jej puścić samej do domu. Nie po tym, jak wyglądała.
A sam nie miał tego przywileju, aby ją odprowadzić.
Chciał, ale wiedział, że nie mógł.
Musiał pamiętać o celu, jaki już jakiś czas temu obrał.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Przełknęła w końcu gulę, która zapętliła się w krtani, gdy pierwsze słowa umknęły z ust. Miała pewność, że nie wierzył w ani jedno jej słowo, ale - brak protestu dawał jej tylko głębokie podstawy do tego, by działać z tym samym naciskiem. Drżała, zrobiło jej się chłodna. A ciche jeszcze pulsowanie w skroni, mogło zapowiadać ból innej natury, niż strach. Jednym i drugim była ostatnio zmęczona bardziej, nieskutecznie próbując sobie znaleźć rozproszenie. Tak jak kino i film, z którego nie pamiętała wiele. Szybciej odzwierciedliłaby kilka scen na rysunku, niż przypomniała sobie - o czym był. I chociaż w jakiś żałosny sposób, chciałaby się pogrążyć w żalu i kolejnym, wałkowanym jak zdarta taśma scenariuszu kwietniowego początku, to nie miała prawa się zatrzymać. Nie w miejscu, gdzie już była. Daleko od przeszłości, która szczerzyła się do niej z daleka, za każdym razem, gdy opuściła gardę.
Przymknęła powieki, tylko na chwilę umykając złotemu spojrzeniu, gdy przygryzła wargę, chowając wstyd kłamstwa. Uchyliła ciemne tęczówki akurat, by chwycić ruch dłoni. Ta na moment zawisła nad jej głową w przypomnieniu gestu, który kiedyś tak kochała. I ciało drgnęło, splatając spięciem, gdy finalnie opadła na ramię. Zabolało. No tak. Przecież wiedziała dlaczego. Wiedziała to przecież od dawna. I brzydkie, szczerzące się wiej poczucie winy, zlało się z obrzydzeniem. Tym, które musiał czuć. Zadygotała, gdy przysunął ją bliżej siebie, wytrącając z paraliżu, który powoli próbował nią zawładnąć. Ale jeden krok, i drugi, ruszyła do przodu.
- Po co - zapytała głupio, niemal szeptem, ale finalnie docierając do ławki, chociaż, kolana nie chciały ugiąć się pod nią, by usiadła, sztywno więc opadła, spoglądając na swoje buty. Po co była troska, skoro nie chciał jej widzieć? Palce splotła ze sobą, po czym rozluźniła, niemal mimowolnie, wsuwając jedną rękę do torby, w której trzymała szkicownik. Bezwiednie wyciągnęła go, kładąc gładki, chociaż twardy na okładce blok na kolanach. Palce zacisnęła w pięści, gdy unosiła spojrzenie wyżej. Czuła, jak razem ze wstydem, być może i tłumioną tęsknotą, rodzi się złość. Brwi zmarszczyły się, gdy wyciągnął telefon.
- Sama potrafię zamówić sobie taksówkę - odezwała się wolno, głosem dziwnie spokojnym, zupełnie niepodobnym do roztrzęsienia, jakie targało ciałem, napinając skórę, rozdrapując naciągnięte mięśnie, unosząc braki - Jesli Ty to zrobisz... - wsparła się na jednej pięści tak mocno, że zdarła sobie knykcie, gdy uniosła ciało do pionu. Szkicownik z szelestem upadł pod stopy. Czerń włosów zafalowała, rozsypując się bardziej, jak skrzydła - po prostu sobie pójdę - światło nocnej latarni, odbiło się w tarczy tęczówek, przypominając rozpalony świeżo ognik kaganka. Uniosła brodę wyżej, gdy wilgoć zalśniła w kącikach oczu. Tym razem, wcale nie przypominając o jej słabościach. Wręcz odwrotnie. Wyprostowała się i spojrzała Enmie w oczy z wyzwaniem i myślą, która kołysała się gdzieś pomiędzy smutkiem, złością a winą.
- Wyobrażasz sobie, że co właściwie robisz?
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Ale były to trywialne emocje dla niego w tym momencie. Priorytetem dla Enmy było bezpieczeństwo dziewczyny i nic innego się nie liczyło. Dlatego też w żaden sposób nie zraził się jej słowami, a zamiast tego, wysłuchał w spokoju. Dopiero gdy zamilkła i padło pytanie, oderwał spojrzenie od jasnego wyświetlacza telefonu komórkowego, gdzie do tej pory wyszukiwał odpowiedni numer telefonu.
- W takim razie zrób to. - odpowiedział krótko, być może nawet zbyt ostro. - Myślałem, że jesteś bardziej dojrzała, a zachowujesz się teraz jak rozkapryszone dziecko. - dopowiedział, ponownie wpatrując się w ekran telefonu. Przesunął kciukiem po szybce kilka razy, by wreszcie schować urządzenie do kieszeni bluzy i spojrzeć na dziewczynę.
- Taksówka będzie za dziesięć minut. - poinformował ją, jakby jej wcześniejszy bunt na jego propozycję w żaden sposób do niego nie dotarł.
Ale dotarł. Co potwierdziły jego kolejne słowa.
- Możemy zrobić to na dwa sposoby. Albo wsiądziesz dobrowolnie do taksówki, która niebawem tu podjedzie, albo będziemy się szarpać. Możesz krzyczeć. Wierzgać. Cokolwiek, ale akurat tej walki ze mną nie wygrasz. Twój wybór, Ejiri. Czekasz dziesięć minut, wsiadasz do samochodu i raz dwa jesteś w domu, albo siłą cię do niego wepchnę. Chyba nie sądzisz, że puszczę cię samą w takim stanie do domu? W nocy? Bez upewnienia się, że bezpiecznie wrócisz? Nie bądź naiwna. - prychnął, odwracając się do niej plecami.
Nie wiedział, czy Eji jest tak naiwna czy przemawia przez nią ignorancja. Ale wiedział jedno. Nic nie rozumiała.
Ale może to i dobrze?
Im mniej wiedziała, tym lepiej. Tym dalej była od niego. Tym mniej narażał ją na niebezpieczeństwo samą swoją obecnością. Robił dobrze. Postępował słusznie.
Prawda?
- Będę stał kawałek dalej, aby cię nie drażnić swoją obecnością. Ale Ejiri, bez znaczenia jak szybko biegasz, nawet nie próbuj uciec. Dogonię cię. Wiesz o tym. - odszedł od dziewczyny na dobre kilkanaście metrów i stanął pod jedną z latarni. Oparł się o nią, wsuwając dłonie do kieszeni wbijając uważne spojrzenie w drobną i rozdygotaną sylwetkę.
Nagle dziesięć minut wydawało się całą wiecznością.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Zaciskała usta, splatała bielejące knykcie palców, oddech płytko ulatywał, gdy dała szansę na bolesny oddech - W porządku - odezwała się najpierw cicho, niemal obracając się na pięcie, zostawiając go za sobą. Ale dalsze wyrazy zatrzymał stopy w miejscu. Zamarła, niby skamieniała od zaklęcia, które rzucił rzucając jej w twarz wyborami. Naprawdę, przez krótki moment miała odpuścić. Przez jedną sekundę runąć goryczą w dół. Gniew błysnął jaśniej, rozwierając wargi
- Jeśli ja jestem naiwna, tobie przypada rola kretyna, Seiwa - syknęła ostro niemal jak zaatakowana, dzika kotka, puszczając i łzy, które nieznośną strugą, potoczyły się po policzkach. Równie gniewnie wtarła wierzchem dłoni nos, zgarniając i włosy, które zawinęły się przy twarzy. Robiło jej się niedobrze, a pulsowanie bólu w skroniach, szyderczo kpiło z burzy, która kipiała w piersi, wiążąc krtań.
Przez chwilę, zbyt długą patrzyła, jak się odwraca, jak zostawia ją samą. Znowu. A potem, ruszyła za nim, pochlają się najpierw, by zgarnąć rozwarte okładki szkicownika. Nie zastanawiała się, gdy będąc wystarczająco blisko, zamachnęła ręką by cisnąć blokiem w stronę Enmy. Nie patrzyła czy trafi, ale podniesiona głos musiał zwrócić uwagę
- Nie puścisz mnie samej bo co? Po co masz się upewniać czy jestem bezpieczna, skoro jestem dla ciebie takim ciężarem, co? - zwolniła kroku, ale nie zatrzymała się - niezależnie od tego czy taksówka zdążała przejechać czy nie - Jeśli w ten paskudny sposób próbujesz mnie trzymać z dala od siebie, chroniąc przed wmyślonym niebezpieczeństwem, to naprawdę jesteś kretynem - płytki wdech i jedno roziskrzone emocją spojrzenie, krzyżując z tym drugim, a potem zwinięte palce w pięść i uderzenie w chłopięcą pierś, gdy dzieliła ich ledwie ciasna przestrzeń - tylko wiesz co? Najwięcej złego dzieje się, jak nie ma cię w pobliżu. I nawet nie chodzi tylko o to ludzkie zło. Świat nie kręci się wokół ciebie. Widzę to wszystko co Ty. One widzą mnie. Mam nawet kontrakt - opuściła głowę, rozcierając wściekle łzy i przez zamazany obraz patrząc, jak krople padają na jej buty. Była zła, smutna i zmęczona. I przeraźliwie głupio się czuła, krzycząc na kogoś, kto przecież... kogo przecie... Czy postępowała słusznie? Czy cokolwiek z jej przeczuć miało rację bytu? I czemu tak bardzo zależało jej by go nie stracić? Nie pozwalając, zatrzeć tej cząstki przeszłości, z jaką uparcie trzymała blisko serca. Nie potrafiąc już ubrać w słowa niczego, co kotłowało się w głowie, przypominając rozsierdzone stado koni. Wątpliwości zbyt często zatrzymywał język, nie chcąc zranić, nie była głupia, b dać sobie wmówić, że tyle lat... tyle lat było niczym. Złudną nadzieją. Tęsknotą opartą na fałszu.
Nie dała jednak sobie przerwać
- Jeśli za twoim zachowaniem była prawda, zgodnie z życzeniem naprawdę zejdę ci z oczu - gorycz rozlała się przez wargi na padające wyrazy - a jeśli mam rację... - uniosła wzrok odrobinę, zatrzymując na linii zwiniętych gniewnie paliczków opartych o piersi chłopaka, wciąż w gniewnym zawahaniu, ostro rysując się bladością na tle chłopięcej bluzy. Całość nabrała niepokojącego dramatyzmu. Ale chciała po prostu wiedzieć.
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma and Satō Kisara szaleją za tym postem.
- Carei. - tak rzadko sięgał po jej imię, jakby w obawie, że przeklnie tym samym dziewczynę. Jakby to była świętość, po którą sięgnąć nie miał prawa.
- Wymyślone niebezpieczeństwo... - odwrócił głowę, oczami spoglądając gdzieś daleko. Zupełnie nieobecny, jakby wzrokiem chciał sięgnąć do samych bram piekła. Słowa ów smakowały gorzką, wywołując skrzywienie na jego obliczu. Kwaśne, nieprzyjemne, tak bardzo nie pasujące do życia, jakie prowadziła. Wzrok na powrót powrócił do zapłakanej twarzy. Ciało na drobną sekundę, wręcz jej ułamek, drgnęło, jakby chciało rzucić się i zetrzeć perłowe łzy, to w ostateczności wciąż pozostawał nieruchomy.
- To gratulacje kontraktu. - ton jednak nie potwierdzał sztucznej serdeczności, która miała skryć się za słowami. - Powiedz mi, ile wiesz o yurei? Znasz kategorie yokai? Ile egzorcyzmów przeprowadziłaś w swoim życiu? Czy sięgnęłaś po jakieś źródła na temat tego drugie świata, próbując się zaznajomić z nim? Zaopatrzyłaś się w odpowiednie rzeczy do walki z nimi? - na ustach pojawił się cień uśmiechu. Chłodnego, pozbawionego krzty ciepła. Uniósł dłonie i ujął jej drżące nadgarstki w delikatny acz stanowczy chwyt. Powolnym, wręcz leniwym ruchem odsunął je od siebie, choć nadal ją trzymał.
- Nie odpowiadaj. Znam doskonale odpowiedź. Bo na każde z nich jest tylko jedna: Nie. Widziałem, jak bardzo byłaś przygotowana wtedy pod tunelami, Carei. - nachylił się lekko w jej stronę, świdrując dwubarwnymi tęczówkami jej spojrzenie.
- To, z czym się mierzę, wychodzi poza twoje "widzę duchy i one mnie też widzą", Carei. Są to niebezpieczne byty, z którymi nawet ja sobie nie radzę. A ty... zamiast wejść w ten świat powoli, dopiero ucząc się chodzić, od razu próbujesz biec. Rozumiesz? - nie był do końca przekonany, czy zrozumie, czy znów emocje nie wygrają. Bez znaczenia co powie, on już podjął decyzję. Musiał trzymać ją na dystans. Z dala od siebie. Opuszki palców przesunęły się wzdłuż bladej, delikatnej skóry dziewczyny, by ostatecznie ją puścić i tym samym zerwać z nią jakikolwiek kontakt fizyczny.
- Już raz zostałaś skrzywdzona przeze mnie. Drugi raz do tego nie dopuszczę. Czy to w tym świecie, czy drugim. - miał wrażenie, że wszystko dookoła nich ustało. Nawet szum wiatru zawstydzony zaistniałą sytuacją umilkł, jakby nie chciał im przeszkadzać w scenie, jaką miał przed sobą.
- Nie oczekuję, że to zrozumiesz. Mam jednak nadzieję, że mnie znienawidzisz. Mogę w twych oczach stać się najgorszym skurwielem, którego będziesz chciała unikać jak ognia. Jestem gotowy do tego doprowadzić, jeżeli to zagwarantuje twoje bezpieczeństwo, Carei. - zrobił krok w bok, jakby chciał ją przepuścić. Dać jej przestrzeń.- Taksówka podjechała.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
- Carei.
Drgnęła. Nie pamiętała, kiedy je ostatnio słyszała wymawiane jego ustami. Fala emocji nie opadła, ale imię zadziałało jak czujnik, szkiełko lupy, ciągnącej uwagę w stronę chłopięcej twarzy - Wymyślone, bo patrzysz daleko w przód. A ignorujesz to co masz przed sobą - mówiła wolniej i spokojniej, nawet jeśli wciąż drżąc. Zamknęła usta, zaciskając mocno, gdy chwycił jej nadgarstki, odsuwając od siebie. Nagły, gniewny impuls chciał zmusić ją do gwałtownego szarpnięcia, wycofania, ale palce tylko zwinęła w pięści.
- Widzisz, co chcesz widzieć Enma - ciało spięło się mocniej, unosząc barki wyżej, a wzrok niżej, złością hamując cieknące po policzkach łzy. Grube krople znienawidzonej bezsilności, padały na ziemię, na jej własne buty, w końcu i na obsypany piachem, rzucony wcześniej szkicownik - nie dopuszczasz możliwości, że może być inaczej - nie miała pewności, czy mówi do chłopaka, do siebie, czy może do zbrukanych brudem, kartek niezamalowanego bloku. Wizja rozmywała się się, rozmazując i widoczność tego, co znajdowało się przy niej. Nie protestowała, gdy dotyk urwał się nagle, pozostawiając na skórze nieprzyjemny chłód.
- Tak, idzie ci świetnie. Widziałam, do czego jesteś zdolny - w głosie ciężko było znaleźć kpinę, a zwyczajne przyznanie racji - ale nie chciałeś nawet sprawdzić, jak i czy jestem przygotowana - gorycz zaległa w krtani, zapychała język. Dusiła. I prawdopodobnie, w tym momencie, gdyby zostało wszystko urwane, odpuściłaby. Zamknęła oczy. To, co jednak potem padło, zmroziło serce do szpiku. Zamarła, poruszona bólem, który trafił dokładnie we wciąż krwawiącą ranę, nawet, jeśli wciśniętą w najgłębszą ciemność wspomnień. I nie odzywała się, oddychając płytko. Płuca zdawały się zapomnieć o poruszaniu a powietrze piekło, chłoszcząc wargi, które zakołysały się w drżeniu. Patrzyła w nieruchomym milczeniu, jak Enma cofa się, zwiększając przestrzeń.
Taksówka podjechała.
Uniosła głowę równo z postawionym krokiem. Tylko jednak po to, by do tej pory zaciśnięta ręka, rozwinęła się. Wspięła się niemal na palce. Załzawiony wzrok wbiła w parę dwubarwnych tęczówek. Gniewnie. Z furią równą wymierzonemu otwartą dłonią uderzeniu w policzek Enmy. Zabolało. Dłoń pulsowała, tak jak i rozdygotane serce - NIENAWIDZĘ SPOSOBU W JAKI MNIE RANISZ - krzyknęła, zatrzymując ruch i opadając na pięty - ale ciebie nie umiem - odezwała się ciszej, oddychała ciężko, w głowie kręciło, a żołądek zaciskał - ...nie masz bladego pojęcia, co mi dokładnie zrobił. Nie było cię tam - już szeptała, opuszczając ręce wzdłuż ciała, nie starając się, by kolejne wyrazy zostały usłyszane - nie było nikogo innego - niezręcznie odwróciła, ale w pół kroku znowu zatrzymać, gdy podeszwa buta zahaczyła o otwarty szkicownik. Kucnęła, opadając kolanem na ziemię, by ostrożnie wsunąć palce pod okładkę.
Torba opadła na ziemię obok, a z niej wyturlał się okrągły pojemnik z pustym już, wciąż wilgotnym od pieprzu - gazem, kilka ołówków i telefon. Nie przejęła się, podnosząc z ziemi szkicownik i otrzepując strony z klejącego się do bieli piasku. Szare smugi pozostały jednak wyraźne, tak jak odbity fragment podeszwy.
- Ja tu jestem. - dodała na koniec, przecierając policzek wierzchem rozgrzanej od od uderzenia dłoni.
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Raikatsuji Shiimaura and Raikatsuji Yuzuha szaleją za tym postem.
Absurd.
Pochodzili z dwóch odrębnych światów. Ona mogła kroczyć wybraną przez siebie ścieżką, mogła być wolna i decydować o swym życiu jak tylko chciała. On z kolei miał od urodzenia założone kajdany i bez znaczenia jak mocno się szarpał, drapał i gryzł - te pozostawały nieruchome. Żył w iluzyjnym poczuciu samodzielności i wolności. Wszystko to, na czym mu zależało, prędzej czy później dopadała klątwa, która ciążyła nad nim od dnia, w którym się narodził. Ejiri była tego namacalnym dowodem. Gdyby nie znajomość z nim i jego obecność, nigdy nie spotkałoby jej całe to zło. Był skazą i rysą w każdej swej relacji.
Już dawno porzucił nadzieję na zmiany w jego życiu. Jeszcze kilka lat temu odważył się marzyć, snuć plany i gdybać nad swoją przyszłością. Niestety, zostały bardzo szybko zgniecione pod ciężkim butem własnego dziadka, tak, jak gasi się wciąż tlący niedopałek papierosa. Szczelny mur, za którym się schronił, miał nie tylko chronić jego samego przed światem zewnętrznym, ale przede wszystkim każdego, kto w większy lub mniejszy sposób miał dla niego znaczenie.
Usta poruszyły się niemrawo, jakby skostniałe od panującego dookoła chłodu, a przecież wciąż było lato. Nim jednak jakiekolwiek słowa zdołały opuścić jego krtań, uderzenie przyszło nagle i niespodziewanie. Zaskakujące ile siły skrywały te drobne i rachityczne dłonie. Głowa pod naporem zwróciła się w bok, a na bladym policzku zaczął wylewać się brunatny kwiat.
Piekło.
I bolało.
To dobrze. Bo powinno boleć, choć wciąż za mało.
Nie drgnął, wsłuchując się w jej głos, a potem krzyk, przerywany cichym szlochem. Przypominał posąg, który został wyrzeźbiony w czystym marmurze pod wpływem natchnienia jakiegoś szalonego artysty. Myśli kotłowały się w głowie, szeptały złośliwie, prowokowały. Miał odpuścić? Za daleko zabrnął. Decyzje, które tamtego dnia podjął były niepodważalne. Świat mógł płonąć, ale on nie mógł odwrócić się plecami, otrzepać i jak gdyby nigdy nic - przywitać ją uśmiechem. Nie zasłużył na to. Ona nie zasługiwała na fałszywe nadzieje. Raz jej nie ochronił, skąd ta pewność, że i tym razem byłoby inaczej?
- A byłaś? - zachrypnięty głos wyszarpał dla siebie wolność wprost z czeluści gardła, gdy powoli odwrócił głowę w jej stronę, spoglądając na nią uważnie, jakby zapomniał na moment mrugać. Zrobił krok do przodu i kucnął przed nią, choć wciąż trzymał bezpieczny dystans pomiędzy nimi, by przypadkiem nawet nie pozwolić sobie na delikatne i niewinne muśnięcie. Fizyczny kontakt pomiędzy nimi był zakazany. Dla niego. Choć perliste łzy kusiły, by je zetrzeć, dłonie nie drgnęły, trzymane w miejscu niewidzialnymi sznurami.
- Ejiri. Czego oczekujesz ode mnie? Że będzie tak, jak było? Nie będzie. Zmieniłaś się. Ja się zmieniłem. Nie jesteśmy już nastolatkami. Nie jestem w stanie cię ochronić. Nie teraz i nie na etapie, jakim jestem. A nie chcę dopuścić, by stała ci się krzywda z mojego powodu. Czemu nie jesteś w stanie tego zrozumieć? - zamilkł na moment, przechylając głowę nieznacznie w bok. - A może po prostu nie chcesz tego zrozumieć. - desperacko próbował utrzymać obojętność, podnieść się i odwrócić na pięcie, a potem odejść. Zniknąć. Z jej życia. Bo tak będzie lepiej i łatwiej.
Ale tak naprawdę dla kogo?
- Nawet nie przyszłaś z tym do mnie. Że widzisz yurei. Że masz kontrakt. Pomógłbym ci z tym. - kolejne milczenie, które ukradkiem wkradło się pomiędzy słowa, gdy musiał zebrać myśli w całość.
- Więc? Jak to widzisz? Że będzie jak dawniej i pozwolę ci iść ze mną w miejsca, gdzie istnieje realne zagrożenie dla twojego życia? Przecież znasz odpowiedź.
@Ejiri Carei
Warui Shin'ya, Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Miała dość.
Bolało i piekło. Tak jak szarpnięta uderzeniem duma. Jak wina, szyderczo z niej chichocząca, gdy zwijała zaczerwienione palce. Jak i ulga, której znamiona pamiętała w groteskowym obrazie wystrzału broni. Na języku pozostawał gorzki posmak prochu, co osiadł na wargach i nieopacznie przygryzła ich krawędź. Kręciło jej się w głowie od dudniącego szumu, a ból, zdradziecko, migrenowo, wbijał pazury głębiej. I drwił.
- Spytaj Waruia - miała dość tłumaczenia, prób obrony własnej użyteczności - spytaj pozostałych uczestników, jakim ciężarem byłam - jak echo, durne może, szeleszczące nadzieją, wpełzły pod słowa wspomnienia. I niepewnie kiełkująca wdzięczność - skoro nie potrafisz zaufać mi, może ktoś bardziej wartościowy ci odpowie. Albo się z Tobą zgodzi - nie miała sił patrzeć na chłopaka. Wzrok, jak ujęty klątwą, opadł nisko na ziemię, na zbierane kartki rzuconego wcześniej szkicownika. Na zamazane wilgocią strony i rysunki, nie do odratowania. Miała ochotę wyszarpać pergamin spomiędzy twardej oprawy, rozrzucić bielące się już brudno portrety. A jednak, doskonale wiedziała, że wszystkie zgarnie, złoży i schowa na miejsce, dając rozmazanym linią zasnąć pod ciężkością splecionych dłoni. Zabrudzone szkice pasowały w gruncie rzeczy do niej. I żałośnie często sobie o tym przypominała. Albo - ktoś robił to za nią.
Nie musiała zresztą patrzeć na niego, by wiedzieć, jak i czy w ogóle - był blisko. Miękkie kroki, wyuczone latami treningów, usłyszała tylko dlatego, ze należały do niego. Znała go. Choćby - tym razem - on zapierał się przed tym z całą mocą. Ale raz jeszcze, wzroku podnieść nie mogła. Nie chciała. Miała pojęcie, jak łatwo chwytał parę ciemnych źrenic, jak utrzymywał na sobie aż - nie płoszyła się w panice. Wyczerpanie sączyło się przez palce, jak przesypywane piasek, który razem z błotem, podnosiła między pergaminami. Dlatego, gdy mówił, milczała. Jak mimowolny mechanizm, wsuwając kartki szkicownika na miejsce. Palce zamarły dopiero, gdy z gardła uleciało rozmazane łzami westchnienie.
- Znowu to robisz - głos, do tej pory roztrzęsiony, złamany, nabrał pierwotnej łagodności. Tym jednak razem odleglej - przypisujesz mi rzeczy, które sam robisz - przechyliła głowę, poruszając palcami, które zatrzymały się na powierzchni jednej z otwartych stron szkicownika. Nie pamiętała kim był duch, który krwawą, chociaż malowaną szarością plamą, pluł na dłonie - Ejiri którą znałeś, umarła... 8 lat temu - przeszył ją dreszcz, zimy, bolesny, ale zamiast szlochu - odetchnęła, by w końcu wolno unieść brodę wyżej, intensywnie krzyżując źrenice z tymi dwubarwnymi - nie zapytałeś czego i czy czegokolwiek oczekuję, od razu zakładając, że czegoś chcę - z nagłym gestem, zamknęła szkicownik, wznosząc delikatny kurz i rozmywając ciepło oddechu, który osiadł kropelkami na okładce - jeśli ktoś czegoś tu nie chce zrozumieć, to nie będę to ja - wierzchem dłoni roztarła i tak wilgotne policzki. Musiała wyglądać - ale przynajmniej już wiem jedno, brzydzisz się mnie - wyrazy padły z kaszlem i tym samym obrzydzeniem, które wybiło się dla niej samej. Był wciąż daleko, jakby bliskość, nie mówiąc o samym dotyku mogła zwlec na niego chorobę. Ślad odbity na bladym policzku, jak narzędzie zbrodni przypominało, że tak właśnie mogło być.
- I co miałabym ci powiedzieć, Seiwa? - nazwisko wypowiedziała z powracającym smutkiem, drżeniem, które wypierało nabraną nieoczekiwanie odwagę - widzę je od... wtedy - wzruszyła ramionami, próbując wypchnąć z gardła zbierającą się na nowo gulę strachu. Naprawdę miała dziś dość wszystkiego.
Najbardziej, siebie - nie mam pojęcia. I nie próbuję nadawać temu kształtu. Ale nigdy nie wymagałam od ciebie ochrony. Nie wymagam jej od Ciebie teraz. Chcesz czy nie, moje bezpieczeństwo nie jest zależne od Ciebie. I nigdy nie było - czuła, że łzy wcale nie dodawały jej pewności, że ton nie brzmiał tak godnie, a pozycja na ziemi, zdecydowanie nie dopełniała scenerii. Wolno pochyliła się, wsuwając do torby złożone obrazy - ale Ciebie tracić nie chciałam. Nie, kiedy dopiero odzyskałam - wsparła się na kolana, po czym, chwiejnie wstała, dając wargom wolność i odsłaniając uśmiech pełen czystej nieśmiałości - ...więcej prosić o to nie będę. Obiecuję. Ale. - uśmiech zgasł, w oczach błysnęło coś poważnego, nawet gniewnego - chyba stać cię na tyle, by jednak sprawdzić samemu? Nie pomyślałeś, by mnie czegoś nauczyć, zamiast odsuwać na bok?
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Westchnął, czując narastające pulsowanie w skroniach oraz napierające na oczy zmęczenie. Miał wrażenie, że utknął w niekończącym się koszmarze, z którego nie było wyjścia. Bez znaczenia co powie, ona odbierze to inaczej. Nie miał siły więcej tłumaczyć, przedstawiać swój punkt widzenia. Bo i po co? Przecież i tak w jej mniemaniu brzydził się nią. Nawet, jak było to absurdalne i dalekie od prawdy. Nawet, jeżeli nigdy nie dał jej tego odczuć.
- Skoro tak twierdzisz. - odparł jej cicho, wręcz głucho i odległe. W palcach poczuł mrowienie, które drażniło i irytowało. Chcąc zagłuszyć to dziwne uczucie, wsunął dłoń w pomiędzy swoje hebanowe kosmyki, teraz już nieco zmierzwione przez trud nocy i chłód wiatru. - Nie, nie zależało. Ale przebywając w moim otoczeniu chcą czy też nie, twoje bezpieczeństwo jest dwukrotnie bardziej narażone, niż normalnie. To nie jest zwykła, podwórkowa zabawa, Ejiri. Yokai to nie są potulne zwierzątka. Nie przekupisz ich przekąską jak kota czy psa. Są to stworzenia niezwykle niebezpieczne. Inteligentne. Bywają zawistne. I przeklęte. - zmrużył nieznacznie spojrzenie, choć jego ciało nadal nie ruszyło się nawet o milimetr. Zdawał się, jakby na stałe przywarł do miejsca, w którym aktualnie się znajdował. - Ludzie bywają równie okrutni. Są w stanie skrzywdzić drugą osobę za garść jenów. Zabić bez zająknięcia. Połowa klanu nie toleruje niepełnosprawnego jako przyszłej głowy klanu i przy każdej możliwe okazji próbują się mnie pozbyć. Sądzisz, że nikt nie wykorzystałby możliwości uprowadzenia cię i szantażowania mnie? Albo skrzywdzenia cię tylko po to, aby osłabić moje morale, a nawet złamać? - zamilkł, kiedy niewygodne pytanie zawisło pomiędzy nimi. Ciężkie i duszące, ale jednocześnie niewymagające odpowiedzi. Pokręcił ledwo widocznie głową, a z jego płuc wydarło się ponownie westchnięcie.
Powinien to już ukrócić. Nie wdawać się w dalsze dyskusje. Ale ciało jak na złość omawiało posłuszeństwa, drwiło z niego i z jego postanowień.
- Czy byłabyś w stanie obronić się przed yokai? Albo nawet człowiekiem? - zapewnienia dziewczyny były wciąż tylko słowami. A Enma nauczył się doceniać o wiele bardziej czyny, niż puste zdania.
Miał już się odwrócić, postawić kropkę na końcu zdania i przerzucić stronę w książce, na zawsze zamykając ten rozdział w swoim życiu. Dla niej. Ale kolejne jej słowa sprawiły, że zamarł. Wpatrywał się gdzieś ponad jej ramię, w martwy punkt, a jakiekolwiek emocje uciekły z bladego oblicza chłopaka. Zastanawiał się. Ważył każde słowo i propozycję z należytą uwagą, kalkulując wszystkie plusy i minusy tej, zdawać się mogło, niezwykle absurdalnej prośby.
Nie da rady, pomyślał.
Odpuści bardzo szybko. Nie nadaje się. To nie jest świat, do którego powinna zaglądać.
Lepiej szybciej ją odciąć od tego, aniżeli kusić kłamliwymi obietnicami.
... Ale może?
Gdyby tak...?
Spojrzał wreszcie na nią, ostatni raz, nim na stałe pozostawił dziewczynę samą z czekającą taksówką.
- Odezwę się. Wyślę ci potrzebne materiały. Trzy miesiące, Ejiri. Dam ci trzy miesiące.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.