Strona 1 z 2 • 1, 2
31.10/01.11.
Przywykły do przyziemnych i racjonalnych spraw umysły Senzakiego ostatecznie musiał dać za wygraną i oddać się we władanie promili, jeśli chciał zachować resztki zdrowia psychicznego po tym wieczorze. Jedynie nawracający dyskomfort w gałce ocznej był jak kotwica przekonująca, że jednak nie trwa w halucynacji wywołanej lekami przeciwbólowymi. No i może Smok uwieszony u jego szyi, niczym zanimizowany kamień młyński, przypominający mu o tym, jak bardzo ma przesrane.
Kac moralny, którego spodziewał się nie tylko rano, ale i pewnie na resztę życia najwyraźniej będzie musiał poczekać albo i trwale ustąpić zażenowaniu swoją głupotą, kiedy do Tetsu dotrze, że przelizanie rzekomego nieboszczyka to nie była najgorsza rzecz jaką zrobił na balu. O wiele gorszą rzeczą było go wpuścić za próg swojego domu.
Chciałoby się rzec i umyć mentalnie ręce zasłaniając się amnezją poalkoholową, że "jak do tego doszło nie wiem", ale cyrk jaki rozegrał się w aucie skutecznie to uniemożliwiał. Przekonany o grze aktorskiej mężczyzna po raz kolejny obserwował szereg dramatycznych scen, jakie kolejno odbywały się na sąsiednim siedzeniu, dopóki zaniepokojona mina kierowcy nie przekonała go o tym, że tym razem był to realny atak paniki ze strony Hayate. To samo wyczekujące spojrzenie wymusiło na nim resztki odpowiedzialności, kiedy facet za kierownicą dość jednoznacznie dał mu do zrozumienia, żeby wysiadając nie zapomniał zabrać ze sobą kłopotliwego, zemdlonego truchła.
Próby ocucenia celebryty spełzły jednak na niczym, więc mląc szereg przekleństw Tetsu ostatecznie wyciągnął go z auta, taszcząc równie ostrożnie co worek ziemniaków. Przynajmniej kiedy dotarł pod wejście budynku bo istniało zbyt duże ryzyko, że przerzucony przez ramię Smok podniesie łeb w najmniej spodziewanym momencie i któraś z futryn postanowi go oskalpować. Nie przywykły do noszenia zemdlonych niewiast Senzaki musiał przyznać, że nie było to najłatwiejsze zadanie i przy okazji zbyt codzienny widok bo śledzący go wzrok pań z recepcji wcale mu w tym nie pomagał. Niemalże czuł krople potu spływające mu po skroni, kiedy starając się zachować pewny chód i zimną krew taszczył aktora na rękach wprost do windy. Ostatnie co zapamiętał nim jej drzwi się zamknęły był widok obu recepcjonistek, które już pogrążyły się w ploteczkach, jeszcze zanim obiekt drwin zniknął im z oczu.
Droga na górę zdawała się trwać w nieskończoność, więc jak tylko udało mu się po szamotaninie przyłożyć kartę wejściową do czytnika, to pozbył się zbędnego balastu mało delikatnie upuszczając ciało Hayate na kanapę w salonie. Stanął tak nad uosobieniem swoich kłopotów, oceniając, czy da się coś zaradzić poza ewentualnym zakneblowaniem i wyrzuceniem typa na wycieraczkę. Na kolejny atak histerii albo co gorsza czułości nie miał już siły, ani tym bardziej cierpliwości. Celebryta i tak zdawał się posiadać jakiś nadprzyrodzony immunitet, że po tylu impertynenckich akcjach Senzaki nadal nie miał ochoty mu przyłożyć, jak zwykł robić w przypadku zbyt nachalnych ludzi.
Teraz miał zgoła inny problemem, bo o ile aktor się nie odzywał, tak tym razem dodatkowo nie reagował na cokolwiek. Z jednej strony mógłby go tak zostawić do rana, licząc, że typ nie zdemoluje mu mieszkania szukając muszli klozetowej na powracającą karmę, ale z drugiej nie miał żadnej pewności, czy ten na pewno drzemie a nie kona po raz drugi.
Dla Tetsu nadal była to gówniarska zabawa w przysięgi bez znaczenia, ale nie miał ochoty przekonywać się na własnej skórze jakie zmiany w psychice wprowadza fakt, że znajdujesz we własnym mieszkaniu czyjeś zwłoki.
Próbując wymyślić coś bardziej racjonalnego niż typowo żołnierskie obyczaje, brutalne acz niesamowicie skuteczne, mężczyzna pozbył się swojej opaski na oko, ostrożnie dotykając wciąż łzawiącego kącika. Trzeba mu było zostać w domu i pić do lustra jak na rasowego alkoholika przystało. Ale na to było już za późno.
Korzystając z chwili niemalże grobowej ciszy, Senzaki wyplątał się z własnego kostiumu, niedbale zrzucając go na pobliską komodę. Dopiero wtedy zabrał się za o wiele bardziej skomplikowaną operację, jaką było rozpracowanie charakteryzacji Hayate. Przyodział się w szereg tych szmat i innych detali, że habit wydawał się przy nich ledwie skromnych przyodziewkiem. Mężczyzna zdążył sobie przypomnieć jak soczyście potrafi kląć walcząc z kolejnymi zapięciami i kilometrami materiału, zanim nie odczepił od Smoka przynajmniej tych wylinek z krokodyla czy co to do cholery miało być. Nie zamierzał znów słuchać o tym, że jego nerki były warte mniej niż te wypreparowane, gadzie truchła.
Fakt, że aktor nawet nie próbował go powstrzymać, kiedy Tetsu mało delikatnie rozbierał go z kolejnych warstw jak ostatni dyskotekowy troglodyta był już nieco niepokojący. Mimo to, chwilowo wstrzymał się z wymierzaniem mu otrzeźwiających razów na twarz. Przynajmniej dopóki nie pozbędą się śladów krwi bo kolejnego ataku paniki już by po prostu nie zdzierżył.
Dźwignął ciało aktora z wyraźnym wysiłkiem, ale nadal całkiem sprawnie przeniósł do łazienki, już nieco ostrożniej układając w sporej wannie. I bez tego najpewniej nasłucha się o byciu zwyrodnialcem, nie potrzebował dodatkowych oskarżeń o uszczerbek na zdrowiu.
- Pobudka, Gadzinko - Rzucił zachrypniętym głosem tuż przy twarzy Smoka, po czym odsunął się, żeby odkręcić jeden z zaworów. Lodowata woda popłynęła do słuchawki prysznica, by stamtąd otrzeźwiającą mgiełką trafić prosto na głowę nieprzytomnego celebryty. Dla kogoś tak przywykłego do luksusu zimny prysznic raczej nie był szczytem marzeń, to też Senzaki liczył na solidny sprzeciw ze strony swojego gościa. Przynajmniej taki, który będzie świetnym pretekstem do wystawienia go za drzwi.
@Saga-Genji Hayate
Przywykły do przyziemnych i racjonalnych spraw umysły Senzakiego ostatecznie musiał dać za wygraną i oddać się we władanie promili, jeśli chciał zachować resztki zdrowia psychicznego po tym wieczorze. Jedynie nawracający dyskomfort w gałce ocznej był jak kotwica przekonująca, że jednak nie trwa w halucynacji wywołanej lekami przeciwbólowymi. No i może Smok uwieszony u jego szyi, niczym zanimizowany kamień młyński, przypominający mu o tym, jak bardzo ma przesrane.
Kac moralny, którego spodziewał się nie tylko rano, ale i pewnie na resztę życia najwyraźniej będzie musiał poczekać albo i trwale ustąpić zażenowaniu swoją głupotą, kiedy do Tetsu dotrze, że przelizanie rzekomego nieboszczyka to nie była najgorsza rzecz jaką zrobił na balu. O wiele gorszą rzeczą było go wpuścić za próg swojego domu.
Chciałoby się rzec i umyć mentalnie ręce zasłaniając się amnezją poalkoholową, że "jak do tego doszło nie wiem", ale cyrk jaki rozegrał się w aucie skutecznie to uniemożliwiał. Przekonany o grze aktorskiej mężczyzna po raz kolejny obserwował szereg dramatycznych scen, jakie kolejno odbywały się na sąsiednim siedzeniu, dopóki zaniepokojona mina kierowcy nie przekonała go o tym, że tym razem był to realny atak paniki ze strony Hayate. To samo wyczekujące spojrzenie wymusiło na nim resztki odpowiedzialności, kiedy facet za kierownicą dość jednoznacznie dał mu do zrozumienia, żeby wysiadając nie zapomniał zabrać ze sobą kłopotliwego, zemdlonego truchła.
Próby ocucenia celebryty spełzły jednak na niczym, więc mląc szereg przekleństw Tetsu ostatecznie wyciągnął go z auta, taszcząc równie ostrożnie co worek ziemniaków. Przynajmniej kiedy dotarł pod wejście budynku bo istniało zbyt duże ryzyko, że przerzucony przez ramię Smok podniesie łeb w najmniej spodziewanym momencie i któraś z futryn postanowi go oskalpować. Nie przywykły do noszenia zemdlonych niewiast Senzaki musiał przyznać, że nie było to najłatwiejsze zadanie i przy okazji zbyt codzienny widok bo śledzący go wzrok pań z recepcji wcale mu w tym nie pomagał. Niemalże czuł krople potu spływające mu po skroni, kiedy starając się zachować pewny chód i zimną krew taszczył aktora na rękach wprost do windy. Ostatnie co zapamiętał nim jej drzwi się zamknęły był widok obu recepcjonistek, które już pogrążyły się w ploteczkach, jeszcze zanim obiekt drwin zniknął im z oczu.
Droga na górę zdawała się trwać w nieskończoność, więc jak tylko udało mu się po szamotaninie przyłożyć kartę wejściową do czytnika, to pozbył się zbędnego balastu mało delikatnie upuszczając ciało Hayate na kanapę w salonie. Stanął tak nad uosobieniem swoich kłopotów, oceniając, czy da się coś zaradzić poza ewentualnym zakneblowaniem i wyrzuceniem typa na wycieraczkę. Na kolejny atak histerii albo co gorsza czułości nie miał już siły, ani tym bardziej cierpliwości. Celebryta i tak zdawał się posiadać jakiś nadprzyrodzony immunitet, że po tylu impertynenckich akcjach Senzaki nadal nie miał ochoty mu przyłożyć, jak zwykł robić w przypadku zbyt nachalnych ludzi.
Teraz miał zgoła inny problemem, bo o ile aktor się nie odzywał, tak tym razem dodatkowo nie reagował na cokolwiek. Z jednej strony mógłby go tak zostawić do rana, licząc, że typ nie zdemoluje mu mieszkania szukając muszli klozetowej na powracającą karmę, ale z drugiej nie miał żadnej pewności, czy ten na pewno drzemie a nie kona po raz drugi.
Dla Tetsu nadal była to gówniarska zabawa w przysięgi bez znaczenia, ale nie miał ochoty przekonywać się na własnej skórze jakie zmiany w psychice wprowadza fakt, że znajdujesz we własnym mieszkaniu czyjeś zwłoki.
Próbując wymyślić coś bardziej racjonalnego niż typowo żołnierskie obyczaje, brutalne acz niesamowicie skuteczne, mężczyzna pozbył się swojej opaski na oko, ostrożnie dotykając wciąż łzawiącego kącika. Trzeba mu było zostać w domu i pić do lustra jak na rasowego alkoholika przystało. Ale na to było już za późno.
Korzystając z chwili niemalże grobowej ciszy, Senzaki wyplątał się z własnego kostiumu, niedbale zrzucając go na pobliską komodę. Dopiero wtedy zabrał się za o wiele bardziej skomplikowaną operację, jaką było rozpracowanie charakteryzacji Hayate. Przyodział się w szereg tych szmat i innych detali, że habit wydawał się przy nich ledwie skromnych przyodziewkiem. Mężczyzna zdążył sobie przypomnieć jak soczyście potrafi kląć walcząc z kolejnymi zapięciami i kilometrami materiału, zanim nie odczepił od Smoka przynajmniej tych wylinek z krokodyla czy co to do cholery miało być. Nie zamierzał znów słuchać o tym, że jego nerki były warte mniej niż te wypreparowane, gadzie truchła.
Fakt, że aktor nawet nie próbował go powstrzymać, kiedy Tetsu mało delikatnie rozbierał go z kolejnych warstw jak ostatni dyskotekowy troglodyta był już nieco niepokojący. Mimo to, chwilowo wstrzymał się z wymierzaniem mu otrzeźwiających razów na twarz. Przynajmniej dopóki nie pozbędą się śladów krwi bo kolejnego ataku paniki już by po prostu nie zdzierżył.
Dźwignął ciało aktora z wyraźnym wysiłkiem, ale nadal całkiem sprawnie przeniósł do łazienki, już nieco ostrożniej układając w sporej wannie. I bez tego najpewniej nasłucha się o byciu zwyrodnialcem, nie potrzebował dodatkowych oskarżeń o uszczerbek na zdrowiu.
- Pobudka, Gadzinko - Rzucił zachrypniętym głosem tuż przy twarzy Smoka, po czym odsunął się, żeby odkręcić jeden z zaworów. Lodowata woda popłynęła do słuchawki prysznica, by stamtąd otrzeźwiającą mgiełką trafić prosto na głowę nieprzytomnego celebryty. Dla kogoś tak przywykłego do luksusu zimny prysznic raczej nie był szczytem marzeń, to też Senzaki liczył na solidny sprzeciw ze strony swojego gościa. Przynajmniej taki, który będzie świetnym pretekstem do wystawienia go za drzwi.
@Saga-Genji Hayate
Problemem wcale nie było samo znalezienie szofera – pomimo poalkoholowych problemów ze wzrokiem, komunikacją oraz utrzymywaniem pionu, wreszcie odnalazł mężczyznę dysponującego samochodem, który by jego nieszczęsny zwłok zaciągnął do miasta w drodze powrotnej. Nawet jako duch, niekoniecznie chciał wlec się kilkadziesiąt kilometrów piechotą, żeby wrócić do nawiedzanych przez siebie rejonów. Problem stanowiły jednak jego lęki, teraz chyba jeszcze bardziej uwydatnione. O ile na początku nawet zapomniał na chwilę o skaleczonej dłoni, a wszelkie czerwone wzorki znaczące ciała jego oraz jego towarzysza można było zrzucić na jakąś formę halloweenowej zabawy, tak wreszcie zaczął go ogarniać niepokój.
Początkowo nic nie zwiastowało Armagedonu. Przez pierwsze minuty wydawał się być nawet spokojny i raczej zmęczony wszystkimi wrażeniami związanymi z ostatnim październikowym dniem. Dopiero po czasie spojrzał najpierw w kierunku rozciętej ręki, a potem dostał flashbacków zWietnamu wypadku. Rozbite szyby, które rozorały mu rękę, ból barku po szarpnięciu pasów, krew spływająca z rozwalonego łuku brwiowego – ciepła, lepka ciecz, która sprawiała, że mógł patrzeć tylko jednym okiem. Nieprzytomny brat, zmasakrowane ciało drugiego kierowcy, woń oleju czy innych płynów, które wyciekały z wraków. Lata terapii nie były w stanie wyciągnąć go z lęku, nie umiał zapomnieć nieprzyjemności związanych ze złamanymi żebrami, a jazdę samochodem znosił tylko na krótkich dystansach i też niekoniecznie czuł się podczas takich wypraw dobrze. Teraz zaczął swoją paniczną hiperwentylację, mamrotanie jak to wszyscy zginą i niezbyt do niego docierało cokolwiek ze świata realnego. Aż wreszcie poziom stresu osiągnął u niego tę górną granicę, przy której wciskał się wyłącznik bezpieczeństwa i jak przystało na księżniczkę (w skórze gadziej bestii, bo pewnie miała dość czekania aż ją ktoś uratuje z wieży, a marzyła już zbyt długo o butach z krokodyla) – osunął się w objęcia bezpiecznej ciemności, w której już mu było wszystko jedno, gdzie jest i co się z nim stanie. Przynajmniej reszta towarzystwa miała spokój na resztę podróży.
Może w sumie lepiej, że nie wlókł się o własnych siłach do środka? Jego koordynacja ruchowa przypominała teraz bardziej słonia na jednokołowym rowerku wpuszczonego do składu chińskiej porcelany, w którym alejki były zdecydowanie węższe od samego wizytatora. W dodatku na widok czuwających po nocach pań recepcjonistek, mógłby jeszcze uwiesić się blatu obok nich i wjechać sobie w najlepsze na autostradę plotek, wyciągając z nich wszelkie nowinki, które ominęły go w czasie, w którym sobie egzystował w tym częściowym niebycie. Z tym swoim słowotokiem i niewyparzoną gębą, która mało kiedy myślała przed wyrzuceniem z siebie kolejnych zdań, mógłby nawet i przez przypadek powiedzieć za dużo.
Właściwie był też drugi plus bycia nieprzytomnym. Gdyby miał się teraz sam wyplątywać z wszystkich tych pasków, guzików, suwaków i innych zapięć, zrzucając nadmierne elementy garderoby, zaczynając od płaszcza, a kończąc na wszystkich smoczych detalach, to chyba by się po prostu poddał i zwinął w kłębek gdzieś na dywaniku, zostawiając ten problem dla jego porannej wersji. Ta, bez wątpienia, wyklinałaby go na kacu stulecia, że jednak nie zrzucił z siebie tego dziadostwa wydającego z siebie zbyt wiele dźwięków przy poruszeniu.
Nie dane mu było jednak przekimać się tak w spokoju aż do momentu, gdy słońce wychyli ten swój łysy łeb zza horyzontu, bo jak go już ten wampirzy zwyrodnialec pozbawił części odzieży – tej droższej, zapewne oszabrowanej na handel – tak teraz najwyraźniej chciał go utopić. Systemy Hayate zdążyły się już zrestartować po awaryjnym wyłączeniu, więc zimna woda dość szybko wybudziła go z przyjemnego stanu niebytu. Pierwszy był bliżej nieokreślony, stłumiony pisk stanowiący reakcję na chłód rozlewający się po głowie. Jeszcze nie do końca przytomny, wykonał jakiś mało skoordynowany ruch ręką, żeby spróbować choć częściowo osłonić się przed tym okrutnym atakiem. Plan miał jednak zasadniczą wadę – teraz oprócz głowy miał jeszcze mokrą kolejną część ciała, a woda postanowiła spłynąć sobie po rękawie, wywołując niemiły dreszcz.
– Co do… Przestań – wymamrotał, dostrzegając sylwetkę Senzakiego. Miał wrażenie, że odrobinę przy okazji przetrzeźwiał, chociaż dalej czuł, że jak na jego tolerancję to zdecydowanie przesadził z alkoholem. Tym bardziej, że chyba miał zwidy. Wydawało mu się, czy wylądował w wannie? To już raczej nie była posiadłość w Sāwie, zwłaszcza, że przecież ostatnie, co pamiętał, to drogę powrotną. I miał na sobie mniej rzeczy niż wcześniej.
– Moment… – Otarł twarz z kropel, które gromadząc się przy oczach trochę przeszkadzały w ocenie sytuacji. To wyglądało jakoś tak podejrzanie znajomo, gdzie on to… Ach, tak. Fanowska fikcja literacka. Wiele razy zdarzało się, że czytał jakieś chore fantazje innych ludzi i cross-overy, których nawet on by nie przewidział. – Kojarzę ten scenariusz. Ale to szło inaczej. – Sięgnął mokrą ręką do Tetsu, żeby spróbować go złapać i pociągnąć w swoją stronę. Nie liczył na powodzenie tej akcji, nawet z elementem zaskoczenia – siły to miał raczej tyle, co niedożywiony wróbel, ale próbować zawsze mógł. Choćby po to, żeby Wampir też zaznał przyjemności lodowatego prysznica.
Początkowo nic nie zwiastowało Armagedonu. Przez pierwsze minuty wydawał się być nawet spokojny i raczej zmęczony wszystkimi wrażeniami związanymi z ostatnim październikowym dniem. Dopiero po czasie spojrzał najpierw w kierunku rozciętej ręki, a potem dostał flashbacków z
Może w sumie lepiej, że nie wlókł się o własnych siłach do środka? Jego koordynacja ruchowa przypominała teraz bardziej słonia na jednokołowym rowerku wpuszczonego do składu chińskiej porcelany, w którym alejki były zdecydowanie węższe od samego wizytatora. W dodatku na widok czuwających po nocach pań recepcjonistek, mógłby jeszcze uwiesić się blatu obok nich i wjechać sobie w najlepsze na autostradę plotek, wyciągając z nich wszelkie nowinki, które ominęły go w czasie, w którym sobie egzystował w tym częściowym niebycie. Z tym swoim słowotokiem i niewyparzoną gębą, która mało kiedy myślała przed wyrzuceniem z siebie kolejnych zdań, mógłby nawet i przez przypadek powiedzieć za dużo.
Właściwie był też drugi plus bycia nieprzytomnym. Gdyby miał się teraz sam wyplątywać z wszystkich tych pasków, guzików, suwaków i innych zapięć, zrzucając nadmierne elementy garderoby, zaczynając od płaszcza, a kończąc na wszystkich smoczych detalach, to chyba by się po prostu poddał i zwinął w kłębek gdzieś na dywaniku, zostawiając ten problem dla jego porannej wersji. Ta, bez wątpienia, wyklinałaby go na kacu stulecia, że jednak nie zrzucił z siebie tego dziadostwa wydającego z siebie zbyt wiele dźwięków przy poruszeniu.
Nie dane mu było jednak przekimać się tak w spokoju aż do momentu, gdy słońce wychyli ten swój łysy łeb zza horyzontu, bo jak go już ten wampirzy zwyrodnialec pozbawił części odzieży – tej droższej, zapewne oszabrowanej na handel – tak teraz najwyraźniej chciał go utopić. Systemy Hayate zdążyły się już zrestartować po awaryjnym wyłączeniu, więc zimna woda dość szybko wybudziła go z przyjemnego stanu niebytu. Pierwszy był bliżej nieokreślony, stłumiony pisk stanowiący reakcję na chłód rozlewający się po głowie. Jeszcze nie do końca przytomny, wykonał jakiś mało skoordynowany ruch ręką, żeby spróbować choć częściowo osłonić się przed tym okrutnym atakiem. Plan miał jednak zasadniczą wadę – teraz oprócz głowy miał jeszcze mokrą kolejną część ciała, a woda postanowiła spłynąć sobie po rękawie, wywołując niemiły dreszcz.
– Co do… Przestań – wymamrotał, dostrzegając sylwetkę Senzakiego. Miał wrażenie, że odrobinę przy okazji przetrzeźwiał, chociaż dalej czuł, że jak na jego tolerancję to zdecydowanie przesadził z alkoholem. Tym bardziej, że chyba miał zwidy. Wydawało mu się, czy wylądował w wannie? To już raczej nie była posiadłość w Sāwie, zwłaszcza, że przecież ostatnie, co pamiętał, to drogę powrotną. I miał na sobie mniej rzeczy niż wcześniej.
– Moment… – Otarł twarz z kropel, które gromadząc się przy oczach trochę przeszkadzały w ocenie sytuacji. To wyglądało jakoś tak podejrzanie znajomo, gdzie on to… Ach, tak. Fanowska fikcja literacka. Wiele razy zdarzało się, że czytał jakieś chore fantazje innych ludzi i cross-overy, których nawet on by nie przewidział. – Kojarzę ten scenariusz. Ale to szło inaczej. – Sięgnął mokrą ręką do Tetsu, żeby spróbować go złapać i pociągnąć w swoją stronę. Nie liczył na powodzenie tej akcji, nawet z elementem zaskoczenia – siły to miał raczej tyle, co niedożywiony wróbel, ale próbować zawsze mógł. Choćby po to, żeby Wampir też zaznał przyjemności lodowatego prysznica.
Mężczyzna mógł się domyślić, że podwózka będzie go sporo kosztować i to bynajmniej ogólnoprzyjętej waluty, która nie stanowiłaby kłopotu. Kłopot to on dostał w pakiecie razem z żenadą, kiedy wysiadał licząc, że po tak porąbanym wieczorze pozostanie już tylko położyć się do łóżka i zapomnieć o całej sprawie. Nic to jednak bo po przeparadowaniu przez całą salę balową z tak osobliwą gadzią księżniczką, teraz jeszcze musiał się dodatkowo zbłaźnić wnosząc ją do własnego mieszkania. Recepcjonistki nockę miały już prawdopodobnie zrobioną - sądząc po tym jak zbierało mu się na kichanie to obrabiały mu tyłek aż miło. Ale dwie trajkoczące babki z którymi Tetsu miał styczność na całe "Dzień dobry" i "Do widzenia" to było nic w porównaniu do osobnika, którego tak bezrefleksyjnie wrzucił do wanny.
Najroztropniej - chociaż w obecnym upojeniu alkoholowym rozsądek figurował jako towar wybitnie deficytowy - byłoby się go pozbyć, w miarę humanitarnie, ale czym prędzej. Ewentualnie przetrzymać do rana, doprowadzić do formy, w której Hayate będzie się w stanie przynajmniej czołgać i dopiero wtedy zamknąć za nim drzwi z drugiej strony. Aczkolwiek obecnie to nie wyglądał nawet, jakby miał wiedzieć kim jest i skąd pochodzi. Posłanie go więc do diabła albo na ulicę nie wchodziło w grę. Patrząc na to, jak bardzo poszkodowanego obeszło pozbawianie go odzieży to niejeden szemrany zboczeniec byłby przeszczęśliwy trafiając na tak atrakcyjnego, spitego do nieprzytomności młodzieńca na parkowej ławce. Senzaki miły nie był (co najwyżej bywał), ale nawet on wiedział, że są rzeczy, których się po prostu nie robi i zostawienie aktora na pastwę kloszardów było jedną z nich. Najpierw jednak musiał się upewnić, że nieboszczyk nie zmartwiał tylko nadal dycha bo na trzymanie zwłok w mieszkaniu też pewnie istniał paragraf.
Strumień lodowatej wody spełnił swoje zadanie, przywracając najbardziej pierwotne funkcje życiowe u celebryty, chociaż na dźwięk tego cienkiego pisku Senzaki mimowolnie zmarszczył czoło w wyrazie boleści. Na szczęście był to jednorazowy występ bo w wyniku starcia z orzeźwiającym chłodem, Smokowi przywróciło także funkcję werbalizacji i to bez utrudniającego zrozumienie bełkotu.
Tetsu parsknął widząc ten żałosny obrazek sponiewieranego nieboszczyka, który nieudolnie bronił się przed dalszym prysznicem, fundując sobie jeszcze większe przemoczenie, niż było mu wstępnie pisane. Nijak nieczuły na prośby i utyskiwanie odkręcił kurek jeszcze mocniej, traktując gościa bezlitosnym strumieniem wody. Opuścił jednak słuchawkę prysznica, by chwycić tę niezdarnie wymachującą rękę Hayate... ale zamiast pozwolić się wepchnąć do wanny, mężczyzna nie omieszkał wykorzystać przewagi i przyciągnął swoją ofiarę do krawędzi, by przyjrzeć się jej podejrzliwie.
- O czym ty pieprzysz? - Odezwał się niezbyt uprzejmie Senzaki, z zerową skruchą za przykrą pobudkę z pijackiej drzemki. Czy to był następny podstęp, żeby wymusić coś na nim tego samego dnia? Dalej bawili się w tę dziwną gierkę, kto kogo urobi i wmanewruje w kolejne porąbane rzeczy? Przyglądał się tej zmokłej gadzinie, która najpewniej łączyła jakieś wątki z uniwersum, o którym jemu nie dane było wiedzieć. Ale nie można było nie zauważyć, że w kwestii opuszczenia balii aktor był zdany na pomoc gospodarza, co zaraz przywołało na twarzy Tetsu cwany, lisi uśmieszek. Jeśli mieli się już bawić to na pewno nie jego kosztem.
- Inaczej, czyli jak? - Spytał nieco złośliwie, nadal ściskając słuchawkę od prysznica, która teraz zalewała dno wanny, podnosząc poziom chłodnej wody niepokojąco szybko. Jeśli Hayate nie chciał się za moment telepać jak osika na wietrze, to był dobry moment żeby grzecznie poprosić o wypuszczenie z tej podłej pułapki.
Ale gdyby to było poniżej jego godności to mężczyzna nie widział przeszkód, by dalej sterczeć i się pastwić, patrząc jak przemoczony celebryta próbuje wypełznąć z sanitariatu. Pokłady zarówno cierpliwości jak i dobrej woli Senzakiego zdawały się stopnieć do zera, chociaż zakrapiane alkoholem, nie ustąpiły jeszcze miejsca okrucieństwu i obojętności. W innym wypadku gość pływałby już po szyję w lodowatym akwenie i to najpewniej do rana.
@Saga-Genji Hayate
Najroztropniej - chociaż w obecnym upojeniu alkoholowym rozsądek figurował jako towar wybitnie deficytowy - byłoby się go pozbyć, w miarę humanitarnie, ale czym prędzej. Ewentualnie przetrzymać do rana, doprowadzić do formy, w której Hayate będzie się w stanie przynajmniej czołgać i dopiero wtedy zamknąć za nim drzwi z drugiej strony. Aczkolwiek obecnie to nie wyglądał nawet, jakby miał wiedzieć kim jest i skąd pochodzi. Posłanie go więc do diabła albo na ulicę nie wchodziło w grę. Patrząc na to, jak bardzo poszkodowanego obeszło pozbawianie go odzieży to niejeden szemrany zboczeniec byłby przeszczęśliwy trafiając na tak atrakcyjnego, spitego do nieprzytomności młodzieńca na parkowej ławce. Senzaki miły nie był (co najwyżej bywał), ale nawet on wiedział, że są rzeczy, których się po prostu nie robi i zostawienie aktora na pastwę kloszardów było jedną z nich. Najpierw jednak musiał się upewnić, że nieboszczyk nie zmartwiał tylko nadal dycha bo na trzymanie zwłok w mieszkaniu też pewnie istniał paragraf.
Strumień lodowatej wody spełnił swoje zadanie, przywracając najbardziej pierwotne funkcje życiowe u celebryty, chociaż na dźwięk tego cienkiego pisku Senzaki mimowolnie zmarszczył czoło w wyrazie boleści. Na szczęście był to jednorazowy występ bo w wyniku starcia z orzeźwiającym chłodem, Smokowi przywróciło także funkcję werbalizacji i to bez utrudniającego zrozumienie bełkotu.
Tetsu parsknął widząc ten żałosny obrazek sponiewieranego nieboszczyka, który nieudolnie bronił się przed dalszym prysznicem, fundując sobie jeszcze większe przemoczenie, niż było mu wstępnie pisane. Nijak nieczuły na prośby i utyskiwanie odkręcił kurek jeszcze mocniej, traktując gościa bezlitosnym strumieniem wody. Opuścił jednak słuchawkę prysznica, by chwycić tę niezdarnie wymachującą rękę Hayate... ale zamiast pozwolić się wepchnąć do wanny, mężczyzna nie omieszkał wykorzystać przewagi i przyciągnął swoją ofiarę do krawędzi, by przyjrzeć się jej podejrzliwie.
- O czym ty pieprzysz? - Odezwał się niezbyt uprzejmie Senzaki, z zerową skruchą za przykrą pobudkę z pijackiej drzemki. Czy to był następny podstęp, żeby wymusić coś na nim tego samego dnia? Dalej bawili się w tę dziwną gierkę, kto kogo urobi i wmanewruje w kolejne porąbane rzeczy? Przyglądał się tej zmokłej gadzinie, która najpewniej łączyła jakieś wątki z uniwersum, o którym jemu nie dane było wiedzieć. Ale nie można było nie zauważyć, że w kwestii opuszczenia balii aktor był zdany na pomoc gospodarza, co zaraz przywołało na twarzy Tetsu cwany, lisi uśmieszek. Jeśli mieli się już bawić to na pewno nie jego kosztem.
- Inaczej, czyli jak? - Spytał nieco złośliwie, nadal ściskając słuchawkę od prysznica, która teraz zalewała dno wanny, podnosząc poziom chłodnej wody niepokojąco szybko. Jeśli Hayate nie chciał się za moment telepać jak osika na wietrze, to był dobry moment żeby grzecznie poprosić o wypuszczenie z tej podłej pułapki.
Ale gdyby to było poniżej jego godności to mężczyzna nie widział przeszkód, by dalej sterczeć i się pastwić, patrząc jak przemoczony celebryta próbuje wypełznąć z sanitariatu. Pokłady zarówno cierpliwości jak i dobrej woli Senzakiego zdawały się stopnieć do zera, chociaż zakrapiane alkoholem, nie ustąpiły jeszcze miejsca okrucieństwu i obojętności. W innym wypadku gość pływałby już po szyję w lodowatym akwenie i to najpewniej do rana.
@Saga-Genji Hayate
Bardziej niż bycia pomylonym z jakąś wracającą z klubu dziunią, Hayate obawiałby się raczej yokai czekających na szybki i prosty posiłek podany im praktycznie pod same nosy. Polujący na zawartość kieszeni i łatwe panienki Menel-san w obliczu zostania wyssaną z energii skorupą wcale nie wydawał się tak straszny. Szczególnie na wspomnienie upiornych, bladych ciał, które okrążały ich z każdej możliwej strony w paszczy wyjątkowo głodnego demona. Gdyby nie szybka reakcja Tsunami, mógłby go czekać los jeszcze gorszy niż śmierć i włóczenie się na granicy światów. Trzeba było przyznać, że te świry raz w życiu się na coś przydały.
Ilu sąsiadów mu właśnie obudził? Zakłócanie ciszy nocnej w najgorszym wypadku skończyć się mogło wezwaniem patrolu policji, a za takie potraktowanie aktor raczej nie zamierzał współpracować ze swoim oprawcą – najpewniej zacząłby udawać martwego, jak przystało na jego prawdziwe ciało. Zanim do mundurowych dotarłoby, że jak na dwuletnie zwłoki wygląda zbyt świeżo, Tetsu musiałby się gęsto tłumaczyć, albo w ogóle trafiłby do aresztu. W ocenie Sagi, wystarczająco dotkliwa kara za potraktowanie go lodowatym deszczem na pobudkę. Jeszcze jakby było lato, upał i zaduch to byłby w stanie to zrozumieć i może nawet jakoś wybaczyć, ale teraz jego duma była urażona, a łeb odmrożony. Robiło mu się coraz zimniej, a on nienawidził jak było mu zimno.
Jeszcze nie do końca kontrolując swoje ciało, jakby świadomość dalej nie wróciła ze swojej wycieczki krajoznawczej, nie był w stanie zawalczyć o równowagę i poleciał na brzeg wanny, w ostatniej chwili wyciągając tylko drugą rękę, żeby nie rąbnąć klatką piersiową o krawędź. Spojrzał najpierw na dłoń mężczyzny, jakby próbował przeprocesować, co się tu właśnie zadziało, a dopiero po tym powoli uniósł wzrok, żeby wlepić spojrzenie w twarz wiszącą nad nim niczym kat nad – no cóż – dobrą duszą.
– Fanfiki… – mruknął, ale dotarło do niego, że nie ma co męczyć się z tłumaczeniem zawiłości Hayatewersum, które latami tworzyli fani. Sam się zresztą w nim gubił, a momentami kreatywność ludzka go przerażała. Gdyby nie to, że właśnie usilnie starał się nie zacząć szczękać zębami z zimna, a jego temperatura została skutecznie obniżona wraz ze skurczeniem naczyń krwionośnych w reakcji na chłód, to teraz na wspomnienie jednego z opowiadań pewnie by się aż zarumienił. Zamiast więc rozwodzić się nad czymś, czego Senzaki i tak by nie zrozumiał tym swoim ograniczonym umysłem, białowłosy przyjął minę, która zwiastować mogła tylko jedno: foch i to taki z przytupem. Patrząc niemalże z nienawiścią, jakąś wyższością, której szukać można było wyłącznie wśród członków klanu Minamoto, sam stwierdził, że za dużo już takiego traktowania go bez szacunku. Jego materialność nie była wartością stałą, wcale nie musiał pozwalać na bycie niczym karp przed świętami, tylko taki, który preferowałby raczej wodę o temperaturze w okolicach czterdziestu stopni, a nie jak ze śniegu świeżo po roztopach. W jednej chwili zdawać by się mogło, że zaczął zanikać, jakby miał nagle zniknąć na kształt poalkoholowego zwidu. Zatrzymał się jednak na takim widmowym, słabo dostrzegalnym poziomie i teatralnym gestem wyrwał swoją rękę z uścisku, choć mógł zrobić to bez większego problemu na spokojnie. Do zalet bycia duchem bez wątpienia zaliczało się przenikanie przez wszystkie obiekty i istoty żywe, nawet jeśli dotychczas uważał to raczej za wyjątkowo niewygodne i upierdliwe.
– Marnujesz wodę – warknął krótko, krzyżując ręce na piersi i odwracając głowę, żeby podkreślić to, jak bardzo jego duma była teraz urażona. Nie zmieniało to faktu, że był przemoczony, ale w tym stanie przynajmniej nie czuł zimna, które zaczęłoby nim niebawem telepać. Jeśli jednak będzie musiał do rana zostać przystojniejszą wersją Jęczącej Marty i nawiedzać mu wannę, to przenocuje w tej jego łazience. Bo co zrobi? Egzorcystów wezwie, że mu się coś zalęgło?
Ilu sąsiadów mu właśnie obudził? Zakłócanie ciszy nocnej w najgorszym wypadku skończyć się mogło wezwaniem patrolu policji, a za takie potraktowanie aktor raczej nie zamierzał współpracować ze swoim oprawcą – najpewniej zacząłby udawać martwego, jak przystało na jego prawdziwe ciało. Zanim do mundurowych dotarłoby, że jak na dwuletnie zwłoki wygląda zbyt świeżo, Tetsu musiałby się gęsto tłumaczyć, albo w ogóle trafiłby do aresztu. W ocenie Sagi, wystarczająco dotkliwa kara za potraktowanie go lodowatym deszczem na pobudkę. Jeszcze jakby było lato, upał i zaduch to byłby w stanie to zrozumieć i może nawet jakoś wybaczyć, ale teraz jego duma była urażona, a łeb odmrożony. Robiło mu się coraz zimniej, a on nienawidził jak było mu zimno.
Jeszcze nie do końca kontrolując swoje ciało, jakby świadomość dalej nie wróciła ze swojej wycieczki krajoznawczej, nie był w stanie zawalczyć o równowagę i poleciał na brzeg wanny, w ostatniej chwili wyciągając tylko drugą rękę, żeby nie rąbnąć klatką piersiową o krawędź. Spojrzał najpierw na dłoń mężczyzny, jakby próbował przeprocesować, co się tu właśnie zadziało, a dopiero po tym powoli uniósł wzrok, żeby wlepić spojrzenie w twarz wiszącą nad nim niczym kat nad – no cóż – dobrą duszą.
– Fanfiki… – mruknął, ale dotarło do niego, że nie ma co męczyć się z tłumaczeniem zawiłości Hayatewersum, które latami tworzyli fani. Sam się zresztą w nim gubił, a momentami kreatywność ludzka go przerażała. Gdyby nie to, że właśnie usilnie starał się nie zacząć szczękać zębami z zimna, a jego temperatura została skutecznie obniżona wraz ze skurczeniem naczyń krwionośnych w reakcji na chłód, to teraz na wspomnienie jednego z opowiadań pewnie by się aż zarumienił. Zamiast więc rozwodzić się nad czymś, czego Senzaki i tak by nie zrozumiał tym swoim ograniczonym umysłem, białowłosy przyjął minę, która zwiastować mogła tylko jedno: foch i to taki z przytupem. Patrząc niemalże z nienawiścią, jakąś wyższością, której szukać można było wyłącznie wśród członków klanu Minamoto, sam stwierdził, że za dużo już takiego traktowania go bez szacunku. Jego materialność nie była wartością stałą, wcale nie musiał pozwalać na bycie niczym karp przed świętami, tylko taki, który preferowałby raczej wodę o temperaturze w okolicach czterdziestu stopni, a nie jak ze śniegu świeżo po roztopach. W jednej chwili zdawać by się mogło, że zaczął zanikać, jakby miał nagle zniknąć na kształt poalkoholowego zwidu. Zatrzymał się jednak na takim widmowym, słabo dostrzegalnym poziomie i teatralnym gestem wyrwał swoją rękę z uścisku, choć mógł zrobić to bez większego problemu na spokojnie. Do zalet bycia duchem bez wątpienia zaliczało się przenikanie przez wszystkie obiekty i istoty żywe, nawet jeśli dotychczas uważał to raczej za wyjątkowo niewygodne i upierdliwe.
– Marnujesz wodę – warknął krótko, krzyżując ręce na piersi i odwracając głowę, żeby podkreślić to, jak bardzo jego duma była teraz urażona. Nie zmieniało to faktu, że był przemoczony, ale w tym stanie przynajmniej nie czuł zimna, które zaczęłoby nim niebawem telepać. Jeśli jednak będzie musiał do rana zostać przystojniejszą wersją Jęczącej Marty i nawiedzać mu wannę, to przenocuje w tej jego łazience. Bo co zrobi? Egzorcystów wezwie, że mu się coś zalęgło?
Nie należał do kłopotliwych mieszkańców, więc wątpliwym było, że ktokolwiek pofatyguje się ze skargą na jego głośnego towarzysza. O ile cokolwiek wyszło poza ściany łazienki bo budownictwo jak na obecne warunki było całkiem solidne i Tetsu raczej nie wyklinał na akustykę budynku, czy może raczej jej brak. Jeśli cokolwiek towarzyszyło mu przy wieczornym drinku to najwyżej odbijający się echem zgiełk ulicy a nie ulubiony program telewizyjny sąsiadów.
Ogólnie to nieczęsto miewał gości i lubił ten stan rzeczy. Powroty do pustego mieszkania, nie całkiem święty spokój i jako taki porządek według własnego widzimisię. Aktualnie ten luksus samotnego mężczyzny został zaburzony przez wciśnięcie mu pieczy nad rzekomo zmartwychwstałym truchłem i z tego tytułu wcale nie był szczególnie zadowolony. Myśli Senzakiego, choć splątane i nieco nielogiczne z powodu alkoholu, nadal krążyły wokół ewentualnej szansy na pozbycie się Hayate nim zastanie ich ranek, kac i ogólne pojęcie żenady nad samymi sobą. Teraz i może celebryta miał go za największego wroga i zwyrodnialca, ale Tetsu szczerze wątpił, czy chciałby się obudzić nieprzyjemnie otrzeźwiały, przebywając z nim w jednym mieszkaniu. Nazwanie tego niezręczną ciszą, poza ewentualnymi negocjacjami o zajęcie łazienki, to byłoby spore nadużycie.
Teraz jednak przetrzymywał w niej aktora siłą, co najwyraźniej mu się nie spodobało. Z jednej strony zupełnie mu się nie dziwił, z drugiej wiedział, że było to konieczne. Gdyby jednak Smok przedrzemał na kanapie a następnie obudził się jeszcze pijany w środku nocy to było wielce prawdopodobnie, że Senzaki by go za te pijańskie, nieustępliwe bełkotanie do rana udusił. Pokłady cierpliwości dla tej nadmiernie towarzyskiej jednostki i tak miał ogromne, ale właśnie znajdowały się na wyczerpaniu.
- Cudze, chore fantazje. Rozumiem. - Rzucił cierpko, nie spuszczając wzroku z uciemiężonego celebryty, któremu chłodna kąpiel zdecydowanie przestała służyć. W zasadzie nie było podstaw dłużej go nękać, ale zmęczenie i alkohol zdawały się wyciągać z mężczyzny nowe pokłady złośliwości. Niezrażony pośpiesznie napełniającą się wanną, przyglądał się z leniwym i zarazem bezczelnym uśmiechem narastającemu zniecierpliwieniu artysty.
Kiedy miał już niemalże pewność, że jednak ma do czynienia z całkiem żywym człowiekiem, pogląd ten natychmiast został obalony. Senzaki zamarł przy brzegu wanny, mrugając powoli, ale kilkukrotnie, kiedy jego czoło pokryło się bruzdami świadczącymi o zamyśleniu. Co tu do jasnej cholery się stało? Dopiero co trzymał tego przemarzniętego gada a teraz miał wrażenie, że jest w pomieszczeniu sam. Z alkoholowym zwidem, który świdrował go z nienawiścią w oczach. Już miał wyrazić swoje zdumienie, kiedy ostatnie szare komórki na posterunku zarządziły natychmiastowy wyrzut endorfin do krwi. Skoro Hayate rozmył się we mgle i poniekąd stał nietykalny... to czy nie znaczyło to, że ich rzekomy kontrakt się nie powiódł? I tym samym nie będzie musiał go jutro oglądać? Ani nigdy później?
Usta Tetsu rozciągnęły się w triumfalnym uśmiechu, kiedy niczym zadowolony kocur przyjął ten fakt za pewnik, nie fatygując się z pytaniami do samego widma. Nieboszczyk - wyraźnie obruszony jak przeciętna niewiasta z okresem i brakiem dostępu do czekolady - najwyraźniej zamierzał balować w wannie do rana a Senzaki nie miał już nic na przeciwko temu.
- Stać mnie... - Odezwał się niskim, mrukliwym głosem nachylając się w kierunku aktora i leniwie sięgając do kurka by zakręcić wodę. Zrobił to wyjątkowo wolno, nadal niesamowicie blisko ducha, któremu przyjrzał się ukradkiem. - ...zresztą, nie tylko na to. - Dodał po chwili zwlekania, jakby składał jakąś wyjątkowo zawoalowaną obietnicę, po czym wyprostował się w nie mniej dobrym humorze.
- Możesz tu zostać do rana, jeśli chcesz. A jeśli nie, to w salonie jest kanapa. Kto wie, może znajdziesz tam nawet koc. - Wzruszył teatralnie ramionami, kłamiąc w żywe oczy bo żadnego pledu na wspomnianym meblu na pewno nie było. No ale po co miałby się przydać trupowi, który jeszcze przed świtem zaczął już wracać na tamten świat.
Nieczuły na obruszonego nieboszczyka, mężczyzna obrócił się na pięcie by opuścić pomieszczenie i w niemalże szampańskim nastroju udać się do sypialni. W obecnej sytuacji mógł nawet odpuścić sobie prysznic i inne wieczorne ablucje, skoro jego najgorszy problem powoli rozwiązywał się sam. Po pozbyciu się reszty odzieży Senzaki po prostu zagrzebał się w pościeli, nie przejmując się dłużej losem swojego gościa z zaświatów.
@Saga-Genji Hayate
Ogólnie to nieczęsto miewał gości i lubił ten stan rzeczy. Powroty do pustego mieszkania, nie całkiem święty spokój i jako taki porządek według własnego widzimisię. Aktualnie ten luksus samotnego mężczyzny został zaburzony przez wciśnięcie mu pieczy nad rzekomo zmartwychwstałym truchłem i z tego tytułu wcale nie był szczególnie zadowolony. Myśli Senzakiego, choć splątane i nieco nielogiczne z powodu alkoholu, nadal krążyły wokół ewentualnej szansy na pozbycie się Hayate nim zastanie ich ranek, kac i ogólne pojęcie żenady nad samymi sobą. Teraz i może celebryta miał go za największego wroga i zwyrodnialca, ale Tetsu szczerze wątpił, czy chciałby się obudzić nieprzyjemnie otrzeźwiały, przebywając z nim w jednym mieszkaniu. Nazwanie tego niezręczną ciszą, poza ewentualnymi negocjacjami o zajęcie łazienki, to byłoby spore nadużycie.
Teraz jednak przetrzymywał w niej aktora siłą, co najwyraźniej mu się nie spodobało. Z jednej strony zupełnie mu się nie dziwił, z drugiej wiedział, że było to konieczne. Gdyby jednak Smok przedrzemał na kanapie a następnie obudził się jeszcze pijany w środku nocy to było wielce prawdopodobnie, że Senzaki by go za te pijańskie, nieustępliwe bełkotanie do rana udusił. Pokłady cierpliwości dla tej nadmiernie towarzyskiej jednostki i tak miał ogromne, ale właśnie znajdowały się na wyczerpaniu.
- Cudze, chore fantazje. Rozumiem. - Rzucił cierpko, nie spuszczając wzroku z uciemiężonego celebryty, któremu chłodna kąpiel zdecydowanie przestała służyć. W zasadzie nie było podstaw dłużej go nękać, ale zmęczenie i alkohol zdawały się wyciągać z mężczyzny nowe pokłady złośliwości. Niezrażony pośpiesznie napełniającą się wanną, przyglądał się z leniwym i zarazem bezczelnym uśmiechem narastającemu zniecierpliwieniu artysty.
Kiedy miał już niemalże pewność, że jednak ma do czynienia z całkiem żywym człowiekiem, pogląd ten natychmiast został obalony. Senzaki zamarł przy brzegu wanny, mrugając powoli, ale kilkukrotnie, kiedy jego czoło pokryło się bruzdami świadczącymi o zamyśleniu. Co tu do jasnej cholery się stało? Dopiero co trzymał tego przemarzniętego gada a teraz miał wrażenie, że jest w pomieszczeniu sam. Z alkoholowym zwidem, który świdrował go z nienawiścią w oczach. Już miał wyrazić swoje zdumienie, kiedy ostatnie szare komórki na posterunku zarządziły natychmiastowy wyrzut endorfin do krwi. Skoro Hayate rozmył się we mgle i poniekąd stał nietykalny... to czy nie znaczyło to, że ich rzekomy kontrakt się nie powiódł? I tym samym nie będzie musiał go jutro oglądać? Ani nigdy później?
Usta Tetsu rozciągnęły się w triumfalnym uśmiechu, kiedy niczym zadowolony kocur przyjął ten fakt za pewnik, nie fatygując się z pytaniami do samego widma. Nieboszczyk - wyraźnie obruszony jak przeciętna niewiasta z okresem i brakiem dostępu do czekolady - najwyraźniej zamierzał balować w wannie do rana a Senzaki nie miał już nic na przeciwko temu.
- Stać mnie... - Odezwał się niskim, mrukliwym głosem nachylając się w kierunku aktora i leniwie sięgając do kurka by zakręcić wodę. Zrobił to wyjątkowo wolno, nadal niesamowicie blisko ducha, któremu przyjrzał się ukradkiem. - ...zresztą, nie tylko na to. - Dodał po chwili zwlekania, jakby składał jakąś wyjątkowo zawoalowaną obietnicę, po czym wyprostował się w nie mniej dobrym humorze.
- Możesz tu zostać do rana, jeśli chcesz. A jeśli nie, to w salonie jest kanapa. Kto wie, może znajdziesz tam nawet koc. - Wzruszył teatralnie ramionami, kłamiąc w żywe oczy bo żadnego pledu na wspomnianym meblu na pewno nie było. No ale po co miałby się przydać trupowi, który jeszcze przed świtem zaczął już wracać na tamten świat.
Nieczuły na obruszonego nieboszczyka, mężczyzna obrócił się na pięcie by opuścić pomieszczenie i w niemalże szampańskim nastroju udać się do sypialni. W obecnej sytuacji mógł nawet odpuścić sobie prysznic i inne wieczorne ablucje, skoro jego najgorszy problem powoli rozwiązywał się sam. Po pozbyciu się reszty odzieży Senzaki po prostu zagrzebał się w pościeli, nie przejmując się dłużej losem swojego gościa z zaświatów.
@Saga-Genji Hayate
Nigdy nie mieszkał w apartamentowcu – na początku gnieździł się w dużym domu wraz z rodzicami oraz rodzeństwem, a później sam wsiadł w posiadanie trochę mniejszego lokalu już na własny użytek. Wszelkie niepożądane dźwięki zostawały więc w prywatnych czterech ścianach, a wrzaski, jeśli już się pojawiały, należały do pozostałych członków rodziny. Nikt jednak nie bawił się w udawanie gwizdka zatkniętego na czajniku, gdy woda w nim gotowała się już w najlepsze. Zresztą, najwięcej pary w płucach z całej gromadki miał chyba właśnie Hayate i to on najczęściej był nieznośnie głośny. Potrzeba uzyskiwania atencji była w nim silna już od najmłodszych lat.
Cisza była dla niego niczym kara, samotność bolała niemal fizycznie. Zawsze otoczony był ludźmi – osobami z zespołu, ekipą filmową na planie, rodziną, fanami albo dziennikarzami. Nawet w zaciszu domowym nie bywał do końca sam, kiedy włączał się na jakiś stream albo okupował sieć, buszując po mediach społecznościowych nie gorzej od stada lwic kryjących się w suchych zaroślach tuż przed atakiem na nieświadomą antylopę. Ile razy zdarzało się, że pisał do całkiem losowych, nieznanych mu osób, podobnie jak zagadywał takowe na ulicy wyłącznie z chęcią wywołania uśmiechu na czyjejś twarzy. Nie potrafił prowadzić życia w odosobnieniu, więc śmierć i nagłe pozbawienie go możliwości rozmowy wywołały w nim szok nie mniejszy niż żywych otrzymujących informację, że drugi postrzał, którym oberwał, okazał się śmiertelny.
Czuł się jakby go ktoś wrzucił do zimnej sadzawki. Za mało wody, żeby się utopić, ale jednocześnie wystarczająco na odczuwanie rosnącego dyskomfortu. Długie włosy miał już praktycznie całe mokre – woda z czubka spłynęła w stronę pleców, mocząc kolejne pasma, a napełniająca się wanna wcale nie pomagała pozostałym, zalegającym na jej dnie. Przez nie oberwało się górnej części garderoby, a i dolna nie pozostawała w tyle. Przemoczony materiał dodatkowo go wychładzał i wyłącznie przesadnie wielka duma powstrzymywała go przed dygotaniem oraz szczękaniem zębami przy co drugiej literze błagania o wyciągnięcie i ogrzanie. Bo przecież nie będzie błagał, prawda?
W tym całym zamieszaniu dotyczącym urabiania go na kontrakt, chyba nie wspomniał o paru szczegółach, ale czy były one teraz ważne? Powrót do cielesności poza wanną nie sprawi, że nagle wyschnie, a i będąc niematerialnym czuł, jak ubrania przylegają do niego – tyle tylko, że teraz niczego nie czuł i łatwiej było zachować godność. Ten wyraz urazy nie był może w pełni prawdziwy, nawet, jeśli teraz przypominał śmiertelnie obrażone kitku, któremu ktoś w środku nocy zabrał szeleszczącą zabawkę.
– Lodowce topnieją, a dzieci w Nanashi piją z kałuży – burknął w odpowiedzi, jakoś nie skuszony bogactwem Tetsu. Zanim nie umarł i jego majątek nie poszedł w spadku na rodziców, to też mógłby mówić, że go stać. Co nie zmieniało faktu, że raczej starał się nie lać wody bez powodu, nawet jak lubił długie kąpiele w gorącej wodzie. To trochę co innego niż bezmyślne lanie jej na już obudzonego gościa.
Siedział obrażony jeszcze przez chwilę, łudząc się, że posłanie go na kanapę to nie będzie ostatnie, co w tej sytuacji zaproponuje Senzaki, ale kiedy Hayate powoli odwrócił głowę tam, gdzie jeszcze przed chwilą widział mężczyznę, okazało się, że został sam. Ani mu się widziało nawiedzać wannę do samego rana, zwłaszcza w momencie, w którym chłód pomógł mu nieco wytrzeźwieć i znacznie rozbudzić. Nie mógł mu też darować takiego sponiewierania stroju – jeśli by pozostał w swojej nieżywej formie, to by nie wysechł. Z kolei materialny znowu zacząłby się trząść jak alkoholik na delirce i jeszcze by gospodarzowi pomoczył mebel. Może to w sumie był dobry pomysł? Pokazać konsekwencje tej akcji?
Wyszedł jakoś z wanny, dopiero poza nią przybierając znów cielesny kształt. W jednej chwili uderzyło go na powrót te przejmujące zimno, a pod stopami zaczęła się tworzyć kałuża ze ściekającej wody. Nigdy nie był w apartamencie należącym do Tetsu, teren był mu kompletnie obcy, więc kierował się po prostu nasłuchiwaniem dźwięków, tak wyraźnych w nocnej ciszy. Zaczął rozpinać kamizelkę, która kryła się pod marynarką, a następnie samą koszulę. Zostawiał za sobą wilgotną ścieżkę pełną opadających kropel, jak nieodwirowane porządnie pranie, w pewnym momencie nawet jak gdyby nigdy nic zaczął wyciskać wodę z włosów, gdzieś mając przyszłość paneli podłogowych, w które mogłaby wsiąknąć. Wreszcie namierzył sypialnię Senzakiego i zbliżył się, po drodze ściągając wierzchnią garderobę, żeby na koniec cisnąć mu nią w łeb.
– Chociaż byś mnie na sznurku powiesił – rzucił, zaciskając wargi w prostą linijkę. Na bladym ciele nie było widać śladów, które towarzyszyły mu w momencie śmierci, jedynie drżał dostrzegalnie – raczej z zimna niż wściekłości, sądząc po gęsiej skórce na jego przedramionach. – Mam spać taki mokry? Zimno mi – wyraził niezadowolenie, opierając dłonie na biodrach i usilnie starając się nie trząść.
Cisza była dla niego niczym kara, samotność bolała niemal fizycznie. Zawsze otoczony był ludźmi – osobami z zespołu, ekipą filmową na planie, rodziną, fanami albo dziennikarzami. Nawet w zaciszu domowym nie bywał do końca sam, kiedy włączał się na jakiś stream albo okupował sieć, buszując po mediach społecznościowych nie gorzej od stada lwic kryjących się w suchych zaroślach tuż przed atakiem na nieświadomą antylopę. Ile razy zdarzało się, że pisał do całkiem losowych, nieznanych mu osób, podobnie jak zagadywał takowe na ulicy wyłącznie z chęcią wywołania uśmiechu na czyjejś twarzy. Nie potrafił prowadzić życia w odosobnieniu, więc śmierć i nagłe pozbawienie go możliwości rozmowy wywołały w nim szok nie mniejszy niż żywych otrzymujących informację, że drugi postrzał, którym oberwał, okazał się śmiertelny.
Czuł się jakby go ktoś wrzucił do zimnej sadzawki. Za mało wody, żeby się utopić, ale jednocześnie wystarczająco na odczuwanie rosnącego dyskomfortu. Długie włosy miał już praktycznie całe mokre – woda z czubka spłynęła w stronę pleców, mocząc kolejne pasma, a napełniająca się wanna wcale nie pomagała pozostałym, zalegającym na jej dnie. Przez nie oberwało się górnej części garderoby, a i dolna nie pozostawała w tyle. Przemoczony materiał dodatkowo go wychładzał i wyłącznie przesadnie wielka duma powstrzymywała go przed dygotaniem oraz szczękaniem zębami przy co drugiej literze błagania o wyciągnięcie i ogrzanie. Bo przecież nie będzie błagał, prawda?
W tym całym zamieszaniu dotyczącym urabiania go na kontrakt, chyba nie wspomniał o paru szczegółach, ale czy były one teraz ważne? Powrót do cielesności poza wanną nie sprawi, że nagle wyschnie, a i będąc niematerialnym czuł, jak ubrania przylegają do niego – tyle tylko, że teraz niczego nie czuł i łatwiej było zachować godność. Ten wyraz urazy nie był może w pełni prawdziwy, nawet, jeśli teraz przypominał śmiertelnie obrażone kitku, któremu ktoś w środku nocy zabrał szeleszczącą zabawkę.
– Lodowce topnieją, a dzieci w Nanashi piją z kałuży – burknął w odpowiedzi, jakoś nie skuszony bogactwem Tetsu. Zanim nie umarł i jego majątek nie poszedł w spadku na rodziców, to też mógłby mówić, że go stać. Co nie zmieniało faktu, że raczej starał się nie lać wody bez powodu, nawet jak lubił długie kąpiele w gorącej wodzie. To trochę co innego niż bezmyślne lanie jej na już obudzonego gościa.
Siedział obrażony jeszcze przez chwilę, łudząc się, że posłanie go na kanapę to nie będzie ostatnie, co w tej sytuacji zaproponuje Senzaki, ale kiedy Hayate powoli odwrócił głowę tam, gdzie jeszcze przed chwilą widział mężczyznę, okazało się, że został sam. Ani mu się widziało nawiedzać wannę do samego rana, zwłaszcza w momencie, w którym chłód pomógł mu nieco wytrzeźwieć i znacznie rozbudzić. Nie mógł mu też darować takiego sponiewierania stroju – jeśli by pozostał w swojej nieżywej formie, to by nie wysechł. Z kolei materialny znowu zacząłby się trząść jak alkoholik na delirce i jeszcze by gospodarzowi pomoczył mebel. Może to w sumie był dobry pomysł? Pokazać konsekwencje tej akcji?
Wyszedł jakoś z wanny, dopiero poza nią przybierając znów cielesny kształt. W jednej chwili uderzyło go na powrót te przejmujące zimno, a pod stopami zaczęła się tworzyć kałuża ze ściekającej wody. Nigdy nie był w apartamencie należącym do Tetsu, teren był mu kompletnie obcy, więc kierował się po prostu nasłuchiwaniem dźwięków, tak wyraźnych w nocnej ciszy. Zaczął rozpinać kamizelkę, która kryła się pod marynarką, a następnie samą koszulę. Zostawiał za sobą wilgotną ścieżkę pełną opadających kropel, jak nieodwirowane porządnie pranie, w pewnym momencie nawet jak gdyby nigdy nic zaczął wyciskać wodę z włosów, gdzieś mając przyszłość paneli podłogowych, w które mogłaby wsiąknąć. Wreszcie namierzył sypialnię Senzakiego i zbliżył się, po drodze ściągając wierzchnią garderobę, żeby na koniec cisnąć mu nią w łeb.
– Chociaż byś mnie na sznurku powiesił – rzucił, zaciskając wargi w prostą linijkę. Na bladym ciele nie było widać śladów, które towarzyszyły mu w momencie śmierci, jedynie drżał dostrzegalnie – raczej z zimna niż wściekłości, sądząc po gęsiej skórce na jego przedramionach. – Mam spać taki mokry? Zimno mi – wyraził niezadowolenie, opierając dłonie na biodrach i usilnie starając się nie trząść.
Nie przywiązywał się do ludzi a już tym bardziej do miejsc, uważając to za zbędne sentymenty. Owszem, miło było wracać do mieszkania z poczuciem, że jest się u siebie, jednak różnica w komforcie między niewielkim rodzinnym domem a rozległym apartamentem w oczach Tetsu nie była szczególnie odczuwalna. Ot, więcej świętego spokoju na który metraż nie miał większego wpływu. Co nie znaczy, że chciałby go z kimś dzielić. Zdecydowanie nie. Jeśli chodziło o samo terytorium nie uznawał na nim innych osobników. A już na pewno tak cholernie głośnych i roszczeniowych jak Hayate.
Mężczyzna powoli żałował, że przyszło mu do głowy budzić aktora z tego alkoholicznego spoczynku, bo jakkolwiek wtedy dychał to przynajmniej był cicho. Przy dobrych wiatrach obudziłby się już na tamtym świecie a Senzaki nie musiałby nawet szczególnie sprzątać po tej wizycie. Jeśli by mu się poszczęściło to gadzie wylinki również zyskałyby tytuł świętej pamięci i obyłoby się bez rozważań do jakiego kosza wrzucić to cholerstwo. Problem stanowiłyby tylko recepcjonistki, czujne jak psy pasterskie, którym raczej by nie wmówił, że jego zalana na umór księżniczka zdążyła się przemknąć na ich warcie.
Chyba niejako liczył, że zmokła kura oburzona grubiańskim traktowaniem po prostu zbierze swoje fatałaszki i opuści ten lokal z gromkim jebnięciem drzwiami na pożegnanie. Niczym przypieczętowanie zakończenia znajomości. Tyle, że oburzone widmo najwyraźniej postanowiło zaanektować wannę i dzięki bogom, przestało się nawet odzywać. Tetsu mógł pójść na taki kompromis, zwłaszcza, jeśli istnienie Hayate do rana miało się zmyć i niczym woda do odpływu zostać zassanym w zaświaty ponownie. Przez te dwa lata zdążył zapomnieć jak bardzo celebryta potrafił być irytujący. Z drugiej strony, nigdy nie spędził z nim więcej czasu, niż na rzekomo przypadkowej pogawędce.
No ale skoro kłopot miał się ulotnić niczym przysłowiowa kamfora a co najważniejsze, wcale nie ruszył za nim po opuszczeniu łazienki, tak Tetsu uznał sprawę za załatwioną. Po całym wieczorze tych nieoczekiwanych i wystawiających jego cierpliwość na próbę zdarzeń, położenie się do własnego łóżka było jak zbawienie. Wypity wcześniej alkohol sprawnie i szybko utulał w płytką drzemkę właściciela apartamentu, który nijak nie spodziewał się kolejnych upierdliwych nawiedzeń. Wypoczywał tak w najlepsze, całe cenne dziesięć minut, zanim aktor postanowił go uraczyć swoim wątpliwym towarzystwem a co gorsza, przemokłymi szmatami. Mimo pijaństwa, odruchy u Tetsu dalej miały się dobrze, więc kiedy jego mózg zarejestrował nadprogramowe dźwięki w sypialni a zaraz za nimi nadchodzącego intruza, mężczyzna niemalże od razu poderwał się do siadu, kiedy trafiła w niego kula zmiętych ubrań. Mina stężała w poirytowaniu nie świadczyła najlepiej o jego humorze a także przyszłym losie Hayate, który przyszedł go dalej prześladować swoją osobą.
- Chyba kurwa za oknem - Podsumował Senzaki ostro, praktycznie zrywając się z łóżka. Najwyraźniej ze snu to tej nocy było na tyle. Chyba, że przyjdzie mu do głowy jakiś genialny pomysł na zakneblowanie i spętanie ducha na modłę świątecznej szynki. Wtedy istniała szansa, że do rana uda mu się zmrużyć oko chociaż na moment. W innym wypadku będzie się musiał ubiec do podstępu. Nie pierwszy i nie ostatni raz, ale występy o tej porze nie napawały go optymizmem. Zmęczenie robiło swoje.
- Ach tak? - Spytał ironicznie, już nieco wolniej podchodząc do roztrzęsionego gościa. Cały czas nie spuszczał z niego gniewnego spojrzenia, niemalże jak drapieżnik czający się do skoku. - I czego oczekujesz? - Kiedy był już dostatecznie blisko i miał pewność, że celebryta znów jest względnie materialny i jak najbardziej da się go sponiewierać... chwycił go znienacka za nadgarstki i brutalnym popchnięciem prawie wkomponował w najbliższą ścianę.
- Mam ci w czymś pomóc, hm? - Nachylił się do Hayate szepcząc mu tuż przy uchu a uchwyt na wykręconych do góry nadgarstkach ani trochę zelżał. Zakucie w dyby najpewniej mniej by bolało. - Może rozgrzać, co?
@Saga-Genji Hayate
Mężczyzna powoli żałował, że przyszło mu do głowy budzić aktora z tego alkoholicznego spoczynku, bo jakkolwiek wtedy dychał to przynajmniej był cicho. Przy dobrych wiatrach obudziłby się już na tamtym świecie a Senzaki nie musiałby nawet szczególnie sprzątać po tej wizycie. Jeśli by mu się poszczęściło to gadzie wylinki również zyskałyby tytuł świętej pamięci i obyłoby się bez rozważań do jakiego kosza wrzucić to cholerstwo. Problem stanowiłyby tylko recepcjonistki, czujne jak psy pasterskie, którym raczej by nie wmówił, że jego zalana na umór księżniczka zdążyła się przemknąć na ich warcie.
Chyba niejako liczył, że zmokła kura oburzona grubiańskim traktowaniem po prostu zbierze swoje fatałaszki i opuści ten lokal z gromkim jebnięciem drzwiami na pożegnanie. Niczym przypieczętowanie zakończenia znajomości. Tyle, że oburzone widmo najwyraźniej postanowiło zaanektować wannę i dzięki bogom, przestało się nawet odzywać. Tetsu mógł pójść na taki kompromis, zwłaszcza, jeśli istnienie Hayate do rana miało się zmyć i niczym woda do odpływu zostać zassanym w zaświaty ponownie. Przez te dwa lata zdążył zapomnieć jak bardzo celebryta potrafił być irytujący. Z drugiej strony, nigdy nie spędził z nim więcej czasu, niż na rzekomo przypadkowej pogawędce.
No ale skoro kłopot miał się ulotnić niczym przysłowiowa kamfora a co najważniejsze, wcale nie ruszył za nim po opuszczeniu łazienki, tak Tetsu uznał sprawę za załatwioną. Po całym wieczorze tych nieoczekiwanych i wystawiających jego cierpliwość na próbę zdarzeń, położenie się do własnego łóżka było jak zbawienie. Wypity wcześniej alkohol sprawnie i szybko utulał w płytką drzemkę właściciela apartamentu, który nijak nie spodziewał się kolejnych upierdliwych nawiedzeń. Wypoczywał tak w najlepsze, całe cenne dziesięć minut, zanim aktor postanowił go uraczyć swoim wątpliwym towarzystwem a co gorsza, przemokłymi szmatami. Mimo pijaństwa, odruchy u Tetsu dalej miały się dobrze, więc kiedy jego mózg zarejestrował nadprogramowe dźwięki w sypialni a zaraz za nimi nadchodzącego intruza, mężczyzna niemalże od razu poderwał się do siadu, kiedy trafiła w niego kula zmiętych ubrań. Mina stężała w poirytowaniu nie świadczyła najlepiej o jego humorze a także przyszłym losie Hayate, który przyszedł go dalej prześladować swoją osobą.
- Chyba kurwa za oknem - Podsumował Senzaki ostro, praktycznie zrywając się z łóżka. Najwyraźniej ze snu to tej nocy było na tyle. Chyba, że przyjdzie mu do głowy jakiś genialny pomysł na zakneblowanie i spętanie ducha na modłę świątecznej szynki. Wtedy istniała szansa, że do rana uda mu się zmrużyć oko chociaż na moment. W innym wypadku będzie się musiał ubiec do podstępu. Nie pierwszy i nie ostatni raz, ale występy o tej porze nie napawały go optymizmem. Zmęczenie robiło swoje.
- Ach tak? - Spytał ironicznie, już nieco wolniej podchodząc do roztrzęsionego gościa. Cały czas nie spuszczał z niego gniewnego spojrzenia, niemalże jak drapieżnik czający się do skoku. - I czego oczekujesz? - Kiedy był już dostatecznie blisko i miał pewność, że celebryta znów jest względnie materialny i jak najbardziej da się go sponiewierać... chwycił go znienacka za nadgarstki i brutalnym popchnięciem prawie wkomponował w najbliższą ścianę.
- Mam ci w czymś pomóc, hm? - Nachylił się do Hayate szepcząc mu tuż przy uchu a uchwyt na wykręconych do góry nadgarstkach ani trochę zelżał. Zakucie w dyby najpewniej mniej by bolało. - Może rozgrzać, co?
- cdn:
@Saga-Genji Hayate
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Mało kiedy tak naprawdę właził z butami w czyjąś prywatność. Naruszanie przestrzeni osobistej było dla niego raczej codziennością, ale okazywał to poprzez bycie zbyt blisko innych – nieoczekiwane przytulasy, brak umiejętności powstrzymania się przed obwąchaniem kogoś jako duch, stanie zdecydowanie za blisko jak na komfort niektórych. Nigdy jednak nie lądował tak znienacka w czyimś domu, a kiedy już trafiał w gościnę, to na ogół zachowywał się z zachowaniem wszelkich zasad kultury. Chyba, że sam był traktowany niemalże jak bezwartościowa szmata do podłogi. Umiał z dobrze wychowanego stać się kompletnie nieznośnym w ramach swego rodzaju kary dla drugiego człowieka. Choć roszczeniowość leżała też po prostu w jego naturze. Nie miał zbyt wielkiego wpływu na to, co wpajano mu za młodu, a efekt końcowy był jaki był.
Powinien w sumie po prostu odwrócić się na pięcie i wyjść, po drodze dla efektu trzaskając wszystkimi drzwiami, a żywych ominąć taktycznie poprzez dematerializację. Cieszyć się wolnością, zdobytym ciałem, załatwić swoje sprawy na tym świecie, a potem pójść dalej, nie odwracając się za siebie i kompletnie ignorując istnienie Senzakiego za tak znieważające traktowanie. Nie potrafił. Ta widząca wszędzie dobro część jego jestestwa nie umiała go porzucić i pozwolić na powtórkę sprzed dwóch lat. Bo co, jeśli znowu znajdzie się ktoś, komu istnienie Tetsu będzie przeszkadzać? Hayate do tej pory zresztą nie wiedział czy ten niedoszły morderca został złapany. Czuł poniekąd obowiązek chronienia swojego kontrahenta, nawet, jeśli ten bez niego poradziłby sobie znacznie lepiej z jakimkolwiek zagrożeniem.
Nie musiał wcale mścić się fizycznie, ani nawet męczyć go psychicznie na jawie. Mógł wkraść się prosto w jego sny, skoro już z taką łatwością dostał się do jego mieszkania – wystarczyło teraz na dodatek tylko spojrzeć na numer drzwi, sprawdzić, który to konkretny budynek, a miał gotową zabawę na najbliższe tygodnie czy nawet miesiące. Za jeden głupi prysznic mógł zrujnować mu wypoczynek na bardzo długi czas, sprowadzając na niego koszmary albo dręcząc w miejscu, w którym nic nie mógł z tym faktem zrobić. Sprawić, żeby prosił o litość, doprowadzić go do momentu, w którym sam zacznie go przepraszać. A mimo wszystko zamiast wybrać opcję o wiele dla niego bezpieczniejszą, wybrał tę niekoniecznie rozsądną. Nie posądzał Senzakiego o agresję, nie myślał o tym, że zirytowany mógł stać się groźny, zwłaszcza dla niego. Być może nie dostrzegał prawdy przez swoje szczenięce wręcz zauroczenie, jakieś głupie uczucie, które pojawiło się znikąd i kompletnie bez sensu. Bo przecież niewiele o nim na dobrą sprawę wiedział, a wszystkie ich spotkania były pełne uszczypliwości, wyglądały na niby przypadkowe, a białowłosy nawet nie zauważał, że staje się obiektem drwin w większości przypadków. Miał swoją atencję, a Tetsu rozrywkę. I teraz się to na nim odbijało, kiedy pijacka zabawa w „zawrzyj pakt z duszą w zaświatach” okazywała się całkiem rzeczywista, a nie udawana. Saga bez wątpienia mógł celować w kogoś, kto bardziej by się do tego nadał. Choćby w medium, które miało jakiekolwiek pojęcie o kontraktach. Tyle tylko, że takiego świadomego partnera trudniej było zmanipulować i w razie potrzeby jakkolwiek zastraszyć. Chwilowo miał więc przewagę… i przemoczone ubrania.
Cofnął się o jakieś pół kroku, a mina odrobinę zelżała, ustępując miejsca cieniowi lęku. Czyżby przegiął? Czy faktycznie nie lepiej było zostać w tej wannie, przecierpieć do rana w półśnie, przebywając w krainie zmarłych, a dopiero rano robić wyrzuty gospodarzowi? Mógł też rzucić się na tę nieszczęsną kanapę, owinąć w swój płaszcz, a wilgotną odzież rozwiesić gdzieś, gdzie nie spowoduje żadnych strat. Może gdyby był w stanie zrozumieć, że wcale nie jest centrum wszechświata, przełknąłby dumę i mógłby być wdzięczny, że nie został porzucony w rowie na pastwę meneli, którzy nie tylko rozkradliby jego dobytek, ale też mogliby dokonać wielu innych nieprzyjemności na nim samym.
Cofnął się kolejne pół kroku i następne, powoli wyciągając ręce przed siebie, jakby zaraz miał się zacząć bronić. Choć właściwie przed czym i jak? Daleko mu było do osoby znającej się jakkolwiek na bijatyce, najbliżej mu było w tym temacie do worka treningowego. Dlatego tym bardziej, kiedy mężczyzna przed nim gwałtownie poruszył się, a on sam uderzył nagle plecami o ścianę, zamilkł, ograniczając się do drżenia z zimna i poniekąd strachu. Kiedy jednak oddech Tetsu przemknął po jego uchu wraz z szeptem, wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu dreszcz daleki od uczuć, które mu towarzyszyły w tej chwili. Nie potrafił zidentyfikować tego zaczątka nowej emocji, prześlizgującej się wraz z osobliwym dreszczem po jego ciele, ale mimo wyraźnego dyskomfortu odczuwanego w tym momencie w rękach, nie chciał, żeby Senazki go puścił. Resztki rozsądku kompletnie go opuszczały.
– No… Wiesz… – zaczął, a jego głos drżał podobnie do ciała. – J-jakiś ręcznik albo koc… – wymamrotał niepewnie. Herbatą też się mógł rozgrzać, ale tego to już się w środku nocy domagać nie zamierzał. Bo… chyba o to chodziło, co nie? Chyba, że zamierzał go rozgrzać piorąc na kwaśne jabłko. To wtedy trochę mniej przyjemnie.
Powinien w sumie po prostu odwrócić się na pięcie i wyjść, po drodze dla efektu trzaskając wszystkimi drzwiami, a żywych ominąć taktycznie poprzez dematerializację. Cieszyć się wolnością, zdobytym ciałem, załatwić swoje sprawy na tym świecie, a potem pójść dalej, nie odwracając się za siebie i kompletnie ignorując istnienie Senzakiego za tak znieważające traktowanie. Nie potrafił. Ta widząca wszędzie dobro część jego jestestwa nie umiała go porzucić i pozwolić na powtórkę sprzed dwóch lat. Bo co, jeśli znowu znajdzie się ktoś, komu istnienie Tetsu będzie przeszkadzać? Hayate do tej pory zresztą nie wiedział czy ten niedoszły morderca został złapany. Czuł poniekąd obowiązek chronienia swojego kontrahenta, nawet, jeśli ten bez niego poradziłby sobie znacznie lepiej z jakimkolwiek zagrożeniem.
Nie musiał wcale mścić się fizycznie, ani nawet męczyć go psychicznie na jawie. Mógł wkraść się prosto w jego sny, skoro już z taką łatwością dostał się do jego mieszkania – wystarczyło teraz na dodatek tylko spojrzeć na numer drzwi, sprawdzić, który to konkretny budynek, a miał gotową zabawę na najbliższe tygodnie czy nawet miesiące. Za jeden głupi prysznic mógł zrujnować mu wypoczynek na bardzo długi czas, sprowadzając na niego koszmary albo dręcząc w miejscu, w którym nic nie mógł z tym faktem zrobić. Sprawić, żeby prosił o litość, doprowadzić go do momentu, w którym sam zacznie go przepraszać. A mimo wszystko zamiast wybrać opcję o wiele dla niego bezpieczniejszą, wybrał tę niekoniecznie rozsądną. Nie posądzał Senzakiego o agresję, nie myślał o tym, że zirytowany mógł stać się groźny, zwłaszcza dla niego. Być może nie dostrzegał prawdy przez swoje szczenięce wręcz zauroczenie, jakieś głupie uczucie, które pojawiło się znikąd i kompletnie bez sensu. Bo przecież niewiele o nim na dobrą sprawę wiedział, a wszystkie ich spotkania były pełne uszczypliwości, wyglądały na niby przypadkowe, a białowłosy nawet nie zauważał, że staje się obiektem drwin w większości przypadków. Miał swoją atencję, a Tetsu rozrywkę. I teraz się to na nim odbijało, kiedy pijacka zabawa w „zawrzyj pakt z duszą w zaświatach” okazywała się całkiem rzeczywista, a nie udawana. Saga bez wątpienia mógł celować w kogoś, kto bardziej by się do tego nadał. Choćby w medium, które miało jakiekolwiek pojęcie o kontraktach. Tyle tylko, że takiego świadomego partnera trudniej było zmanipulować i w razie potrzeby jakkolwiek zastraszyć. Chwilowo miał więc przewagę… i przemoczone ubrania.
Cofnął się o jakieś pół kroku, a mina odrobinę zelżała, ustępując miejsca cieniowi lęku. Czyżby przegiął? Czy faktycznie nie lepiej było zostać w tej wannie, przecierpieć do rana w półśnie, przebywając w krainie zmarłych, a dopiero rano robić wyrzuty gospodarzowi? Mógł też rzucić się na tę nieszczęsną kanapę, owinąć w swój płaszcz, a wilgotną odzież rozwiesić gdzieś, gdzie nie spowoduje żadnych strat. Może gdyby był w stanie zrozumieć, że wcale nie jest centrum wszechświata, przełknąłby dumę i mógłby być wdzięczny, że nie został porzucony w rowie na pastwę meneli, którzy nie tylko rozkradliby jego dobytek, ale też mogliby dokonać wielu innych nieprzyjemności na nim samym.
Cofnął się kolejne pół kroku i następne, powoli wyciągając ręce przed siebie, jakby zaraz miał się zacząć bronić. Choć właściwie przed czym i jak? Daleko mu było do osoby znającej się jakkolwiek na bijatyce, najbliżej mu było w tym temacie do worka treningowego. Dlatego tym bardziej, kiedy mężczyzna przed nim gwałtownie poruszył się, a on sam uderzył nagle plecami o ścianę, zamilkł, ograniczając się do drżenia z zimna i poniekąd strachu. Kiedy jednak oddech Tetsu przemknął po jego uchu wraz z szeptem, wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu dreszcz daleki od uczuć, które mu towarzyszyły w tej chwili. Nie potrafił zidentyfikować tego zaczątka nowej emocji, prześlizgującej się wraz z osobliwym dreszczem po jego ciele, ale mimo wyraźnego dyskomfortu odczuwanego w tym momencie w rękach, nie chciał, żeby Senazki go puścił. Resztki rozsądku kompletnie go opuszczały.
– No… Wiesz… – zaczął, a jego głos drżał podobnie do ciała. – J-jakiś ręcznik albo koc… – wymamrotał niepewnie. Herbatą też się mógł rozgrzać, ale tego to już się w środku nocy domagać nie zamierzał. Bo… chyba o to chodziło, co nie? Chyba, że zamierzał go rozgrzać piorąc na kwaśne jabłko. To wtedy trochę mniej przyjemnie.
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Chociaż jedyną pewną rzeczą w życiu była zmiana, wielu by się nie zgodziło co do tego stwierdzenia. Ludzie miewali swoje rytuały i wydeptane ścieżki, które zapewniały im poczucie bezpieczeństwa i jakiejś stałości, pewności co do tego, czego się mogą spodziewać. Tymczasem życie Senzakiego postanowiło strzelić sobie malowniczego koziołka, takiego w sam raz, żeby przy tym skręcić kark. Znajomości nawiązywane z ludźmi nie były dla niego ani ważne, ani tym bardziej komfortowe. Po swoich upodobaniach wręcz oczekiwał, że takie nie będą. Znał całą masę mniej lub bardziej zacietrzewionych ludzi, którzy z przyjemnością patrzyliby jak się stacza, albo w innej formie ulatuje w niebyt. I pech chciał, że w wypadku takiej jednej konfrontacji napatoczył mu się Hayate.
Tetsu najpewniej dokonałby żywota, żwawo i bez ociągania śmigając prosto w zaświaty i nie oglądając się za siebie. Nie był szczególnie ambitny, nie wykazywał większego zainteresowania rzeczami wzniosłymi bądź inną formą poświęcenia, tym bardziej dla ludzkości. Niemalże jak rasowy przedstawiciel klasy średniej, oddawał się przyjemności dotyczącej zbytków doczesnych, tylko może z mniejsza obsesją na punkcie pieniędzy. One były zaledwie skutkiem ubocznym jego upodobań do brudnej i niewdzięcznej roboty. W której chcąc nie chcąc, był wręcz niezastąpiony.
To też najpewniej nie zdziwiłoby go zachowanie Smoka po tak podłym potraktowaniu. Jak na swoje możliwości i tak cały wieczór obchodził się z nim niemalże jak z jajkiem. Ku swojemu zaskoczeniu, bo zwykle nie miewał aż takich przejawów litości. Być może wspomnienie ustrzelonego, bezbronnego truchła i ta pijacka desperacja na balu uruchomiła w nim te drobiny współczucia i litości o których istnieniu wolałby zapomnieć.
Nie znaczyło to jednak, że godziłby się na te wszystkie umizgi i uprzykrzanie mu życia przez celebrytę. Co to, to nie. Chroniczna bezsenność, czy inne nieprzyjemności związane z fochem Hayate nie były mile widziane (podobnie jak sam osobnik) w życiu Senzakiego. Najpewniej zrobiłby coś, bądź powiedział, żeby skierować myśli nieboszczyka na zupełnie inne tory i tym samym przerwać tę karuzelę focha.
Mniej więcej tak jak robił to teraz. Mężczyzna nadal czuł poirytowanie podszyte zmęczeniem, kiedy przytwierdzał niechcianego gościa do powierzchni płaskiej, jaką stanowiła ściana. Być może gdyby aktor przyszedł tu w nieco mniej marudnym nastroju to właśnie dreptałby na kanapę uzbrojony w suche ubrania i nie mniej ciepły kocyk. Zamiast tego wybrał jednak agresję, która była domeną Tetsu a nie takiego publicznie wielbionego, drobnego truchła.
Ten strach w jego głosie niejako Senzakiemu schlebiał, nawet jeśli pierwotna złość w międzyczasie gdzieś wyparowała. Gruboskórny - dosłownie i w przenośni - potrafił zapomnieć, że niektórzy są znacznie mniej odporni na brutalne warunki, do których zimna kąpiel mogłaby się zaliczyć. Ale gdyby teraz ustąpił pod żądaniami Hayate, skończyłoby się jak z każdą kobietą. Celebryta uznałby to za wspaniałą opcję rozwiązywania wszelkich problemów i wymuszania zachcianek, przy każdej okazji odstawiając cyrk. A cierpliwość Tetsu miała swoje granice, których nikt o względnie zdrowych zmysłach przekraczać nie chciał. I przydałoby się, gdyby Saga to zapamiętał, jeśli chciał jeszcze liczyć na jakąś herbatę w tym mieszkaniu, kiedykolwiek.
- Wydaje mi się, że dość jasno powiedziałem, że koc masz w salonie. - Zauważył równie cicho, nieudolnie maskując rozbawienie. - A tak się składa, że tutaj jest sypialnia. Ale to już pewnie wiesz. - Nadal trzymał go w niewygodnym i pewnym uścisku, nic sobie nie robiąc z raczej krępującej sytuacji i przesadnej bliskości. Liczył na jakiś sprzeciw czy chęć ucieczki, ale najwyraźniej wojowniczy nastrój Hayate gdzieś się ulotnił. Chyba spodziewał się nieco bardziej żywiołowej konfrontacji w związku z kolejnym niegodziwym traktowaniem gościa, ale jeszcze nie wszystko stracone...
- Więc może powinienem zaproponować coś innego... - Z ich dwójki to aktor miał pierwszeństwo w gadulstwie, więc Tetsu nie pozostało nic innego, jak czyny. Za które oczekiwał nawet jakiegoś nieskoordynowanego, słabego ciosu w ramach protestu, ale lepsze to niż nic. Cel uświęca środki a dobrze, żeby aktor sobie zapamiętał, iż opanowanie u Senzakiego to towar deficytowy i lepiej nim aż tak nie szastać na bzdury. Zwłaszcza w środku nocy.
Póki co trzymał go chwilę w niepewności, napawając się jeszcze swoją przewagą. Dopiero wtedy musnął ustami krawędź ucha Hayate, przechodząc krótkimi pocałunkami na linię szczęki i z całą premedytacją omijając usta. Nachylił się nad nim jeszcze bardziej, ciepłym oddechem omiatając szyję aktora i znacząc ją leniwymi muśnięciami aż do obojczyka. W międzyczasie uwolnił jeden z nadgarstków, by dać mu szansę na samoobronę przed tym molestowaniem, zwłaszcza po tym jak całkiem śmiało objął go w pasie przyciskając do swojego torsu. Chyba dopiero w tej chwili odczuł, że Saga jak na rasowego nieboszczyka przystało, wykazywał nawet odpowiednią dla siebie temperaturę. Jakby nie wyszedł z wanny, tylko co najmniej z lodówki. Dłoń Tetsu przesunęła się wzdłuż pleców Hayate, od łopatek aż po krzyż, zatrzymując się tam chwilę dłużej, by pogładzić przemarzniętą skórę.
- Cieplej? - Spytał bezczelnie mężczyzna i puścił wciąż unieruchomioną rękę aktora, swoją przenosząc na jego podbródek, by wymusić kontakt wzrokowy, nadal trzymając go w objęciach. Uścisk jednak nieco zelżał, gdyby Hayate na oparach rozsądku postanowił jednak oddalić się na poszukiwanie koca i to biegiem... ale coś mu mówiło, że tak zdecydowanie nie będzie. I jakoś szczególnie nad tym nie ubolewał, mając wystarczająco dużo czasu na przyjrzenie się przyjemnej dla oka sylwetce na wpół obnażonego celebryty.
@Saga-Genji Hayate
Tetsu najpewniej dokonałby żywota, żwawo i bez ociągania śmigając prosto w zaświaty i nie oglądając się za siebie. Nie był szczególnie ambitny, nie wykazywał większego zainteresowania rzeczami wzniosłymi bądź inną formą poświęcenia, tym bardziej dla ludzkości. Niemalże jak rasowy przedstawiciel klasy średniej, oddawał się przyjemności dotyczącej zbytków doczesnych, tylko może z mniejsza obsesją na punkcie pieniędzy. One były zaledwie skutkiem ubocznym jego upodobań do brudnej i niewdzięcznej roboty. W której chcąc nie chcąc, był wręcz niezastąpiony.
To też najpewniej nie zdziwiłoby go zachowanie Smoka po tak podłym potraktowaniu. Jak na swoje możliwości i tak cały wieczór obchodził się z nim niemalże jak z jajkiem. Ku swojemu zaskoczeniu, bo zwykle nie miewał aż takich przejawów litości. Być może wspomnienie ustrzelonego, bezbronnego truchła i ta pijacka desperacja na balu uruchomiła w nim te drobiny współczucia i litości o których istnieniu wolałby zapomnieć.
Nie znaczyło to jednak, że godziłby się na te wszystkie umizgi i uprzykrzanie mu życia przez celebrytę. Co to, to nie. Chroniczna bezsenność, czy inne nieprzyjemności związane z fochem Hayate nie były mile widziane (podobnie jak sam osobnik) w życiu Senzakiego. Najpewniej zrobiłby coś, bądź powiedział, żeby skierować myśli nieboszczyka na zupełnie inne tory i tym samym przerwać tę karuzelę focha.
Mniej więcej tak jak robił to teraz. Mężczyzna nadal czuł poirytowanie podszyte zmęczeniem, kiedy przytwierdzał niechcianego gościa do powierzchni płaskiej, jaką stanowiła ściana. Być może gdyby aktor przyszedł tu w nieco mniej marudnym nastroju to właśnie dreptałby na kanapę uzbrojony w suche ubrania i nie mniej ciepły kocyk. Zamiast tego wybrał jednak agresję, która była domeną Tetsu a nie takiego publicznie wielbionego, drobnego truchła.
Ten strach w jego głosie niejako Senzakiemu schlebiał, nawet jeśli pierwotna złość w międzyczasie gdzieś wyparowała. Gruboskórny - dosłownie i w przenośni - potrafił zapomnieć, że niektórzy są znacznie mniej odporni na brutalne warunki, do których zimna kąpiel mogłaby się zaliczyć. Ale gdyby teraz ustąpił pod żądaniami Hayate, skończyłoby się jak z każdą kobietą. Celebryta uznałby to za wspaniałą opcję rozwiązywania wszelkich problemów i wymuszania zachcianek, przy każdej okazji odstawiając cyrk. A cierpliwość Tetsu miała swoje granice, których nikt o względnie zdrowych zmysłach przekraczać nie chciał. I przydałoby się, gdyby Saga to zapamiętał, jeśli chciał jeszcze liczyć na jakąś herbatę w tym mieszkaniu, kiedykolwiek.
- Wydaje mi się, że dość jasno powiedziałem, że koc masz w salonie. - Zauważył równie cicho, nieudolnie maskując rozbawienie. - A tak się składa, że tutaj jest sypialnia. Ale to już pewnie wiesz. - Nadal trzymał go w niewygodnym i pewnym uścisku, nic sobie nie robiąc z raczej krępującej sytuacji i przesadnej bliskości. Liczył na jakiś sprzeciw czy chęć ucieczki, ale najwyraźniej wojowniczy nastrój Hayate gdzieś się ulotnił. Chyba spodziewał się nieco bardziej żywiołowej konfrontacji w związku z kolejnym niegodziwym traktowaniem gościa, ale jeszcze nie wszystko stracone...
- Więc może powinienem zaproponować coś innego... - Z ich dwójki to aktor miał pierwszeństwo w gadulstwie, więc Tetsu nie pozostało nic innego, jak czyny. Za które oczekiwał nawet jakiegoś nieskoordynowanego, słabego ciosu w ramach protestu, ale lepsze to niż nic. Cel uświęca środki a dobrze, żeby aktor sobie zapamiętał, iż opanowanie u Senzakiego to towar deficytowy i lepiej nim aż tak nie szastać na bzdury. Zwłaszcza w środku nocy.
Póki co trzymał go chwilę w niepewności, napawając się jeszcze swoją przewagą. Dopiero wtedy musnął ustami krawędź ucha Hayate, przechodząc krótkimi pocałunkami na linię szczęki i z całą premedytacją omijając usta. Nachylił się nad nim jeszcze bardziej, ciepłym oddechem omiatając szyję aktora i znacząc ją leniwymi muśnięciami aż do obojczyka. W międzyczasie uwolnił jeden z nadgarstków, by dać mu szansę na samoobronę przed tym molestowaniem, zwłaszcza po tym jak całkiem śmiało objął go w pasie przyciskając do swojego torsu. Chyba dopiero w tej chwili odczuł, że Saga jak na rasowego nieboszczyka przystało, wykazywał nawet odpowiednią dla siebie temperaturę. Jakby nie wyszedł z wanny, tylko co najmniej z lodówki. Dłoń Tetsu przesunęła się wzdłuż pleców Hayate, od łopatek aż po krzyż, zatrzymując się tam chwilę dłużej, by pogładzić przemarzniętą skórę.
- Cieplej? - Spytał bezczelnie mężczyzna i puścił wciąż unieruchomioną rękę aktora, swoją przenosząc na jego podbródek, by wymusić kontakt wzrokowy, nadal trzymając go w objęciach. Uścisk jednak nieco zelżał, gdyby Hayate na oparach rozsądku postanowił jednak oddalić się na poszukiwanie koca i to biegiem... ale coś mu mówiło, że tak zdecydowanie nie będzie. I jakoś szczególnie nad tym nie ubolewał, mając wystarczająco dużo czasu na przyjrzenie się przyjemnej dla oka sylwetce na wpół obnażonego celebryty.
@Saga-Genji Hayate
Za życia nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że coś mogło go wyjątkowo mocno trzymać na tym świecie i dopiero widząc wszystko zza zasłony śmierci wreszcie to do niego dotarło. Po jakimś czasie, co prawda, bo najpierw musiał oswoić się z myślą, że rzeczywiście wyzionął ducha, ale wkrótce potem mógł zacząć swoje szaleństwo na puncie celu, który był mu kotwicą, kulą u nogi nie pozwalającą udać się na wieczny spoczynek. Najdziwniejsze jednak było to, że do wykonanie tego duchowego pragnienia prawdopodobnie zajmie mu dość dużo czasu. To nie była ani zemsta na konkretnej osobie, ani coś, co mógł zrobić w kilka chwil. Wcale nie zdziwiłby się, gdyby ukończenie tej osobliwej misji potrwało nawet i parę lat. I musiał tkwić uczepiony żywego człowieka, a że potrafił być upierdliwy, to mało kto wytrzymałby parę lat z nim u boku bez chęci zamordowania go własnymi rękami.
Bywał złośliwy, zwłaszcza wtedy, kiedy jego duma ulegała wystawieniu na próbę – tej z kolei mało kiedy udawało mu się podołać i kończył z fochem, pokazując go dość dobitnie. A że aktualnie wciąż był pod wpływem alkoholu, nawet jeśli odrobinę przetrzeźwiał po "drzemce" i niespodziewanym, lodowatym prysznicu, to miał więcej odwagi do pyskowania i wyrażania wszelkiego niezadowolenia, tym bardziej jeśli jego zachowanie miało niewiele wspólnego z kulturą. Może, gdyby nie został tak brutalnie obudzony, nie testowałby granicy cierpliwości Senzakiego, przekonując się, że mężczyźnie momentami było jednak bliżej do groźnego niedźwiedzia niż zadziornej fretki. Nigdy jednak wcześniej nie zadziałał mu na nerwy tak mocno, jak w tej chwili.
Czuł ciepło bijące od jego ciała. Ciepło drugiego człowieka, którego nie czuł tak dawno i nie myślał nawet o tym, jak bardzo mu tego brakowało. Niemalże wstrzymał oddech, odwracając nieco głowę. Tetsu w istocie wspominał o kanapie oraz kocu, ale nie sprawiało to, że Hayate miał nagle suche odzienie. Dostawał szału, jeśli jego wygląd nie był idealny, a chwilowo były to jedyne ubrania, jakie w ogóle miał – drugą opcją było żeńskie hanfu, w którym przyszło mu umrzeć, ale i po nie musiał się pofatygować wyglądając przyzwoicie. Wolał nie pokazywać się matce przypominając coś, co wyciągnięto yokai prosto z gardła, a to ona dysponowała wszystkim, czego dorobił się za życia. O ile oczywiście zachowała jego dobytek. Przez dwa lata wiele mogło się zmienić w kwestii rzeczy wchodzących w skład spadku po nim.
Nie odpowiedział, wyjątkowo pozwalając wygrać zdrowemu rozsądkowi. Z dwojga złego, wolał użreć się w ten niewyparzony jęzor zamiast zarobić śliwę pod okiem. W kolorze sińców nigdy nie było mu do twarzy, a raczej nie miał pod ręką żadnej charakteryzatorki-cudotwórczyni, która w paręnaście machnięć pędzelkiem zakryłaby wszystko, czego nabawiłby się na skutek kolejnej pyskówki wymierzonej w wystarczająco już najeżonego gospodarza. Gdyby opuścił budynek wzbogacony o fiolet na twarzy, panie recepcjonistki miałyby kolejne kilka godzin plotek do przedyskutowania i chyba nigdy by nie zeszły ze swojej nocnej zmiany. Nie był takim zwyrodnialcem, żeby skazywać je na przypadkowe nadgodziny. Dobrze, że jak na razie był błogo nieświadomy ich istnienia.
Nabrał gwałtowniej powietrza, choć dalej we względnej ciszy, kiedy Senzaki zrobił coś, czego w ogóle się nie spodziewał. W całym tym lęku i z wrażenia czuł jak serce łomocze mu w klatce, obijając się szaleńczo o żebra i błagając o litość. Nie spieszył się jednak z tym, żeby zwerbalizować prośbę organu, zamiast tego po prostu wypuszczając wreszcie oddech. Uwolniona dłoń trafiła na ciało Tetsu, nieco powyżej brzucha. Saga początkowo myślał czy go nie odepchnąć i nawet naparł nieco palcami na mężczyznę, ale zaraz wycofał je o te parę milimetrów, jedynie chłonąc zimną skórą ciepło z ciemnowłosego. Był skołowany, nie miał pojęcia, co robić. Uciekać jak spłoszona sarna czy może jednak dać się tak obejmować i pozwolić sobie na przejęcie choć odrobiny temperatury z drugiego, żywego człowieka? Nogi i tak odmawiały mu posłuszeństwa, wyziębione tak, że ledwo w ogóle czuł palce u stóp, teraz jeszcze powoli przemieniane w watę z powodu bliskości Senzakiego.
– T-trochę – wymamrotał cicho głosem drżącym zarówno ze strachu, jak i zimna. Czego miał się spodziewać? Kolejny podstęp, typowa zagrywka tego gościa, zaraz wywinie mu jakiś numer? Zabijał czujność, żeby za moment przewiesić go przez ramię i znowu wrzucić do lodowatej wody w wannie? Może tym razem przytrzyma mu łeb i utopi, pozbywając się swojgo problemu raz, a porządnie? Albo faktycznie chciał go rozgrzać po prostu przytulając chwilę, żeby się odczepił i pozwolił mu wreszcie iść spać? – Ale nadal jestem mokry – burknął, choć tym razem już nie robiąc żadnego wyrzutu, a po prostu stwierdzając fakt. Nawet, jeśli przez plecy przesunęła się niewielka fala ciepła, przemoczony materiał wciąż go wychładzał, odbierając możliwość nabrania choćby temperatury pokojowej. Wpatrywał się w jego oczy, tracąc znaczną część tego wcześniejszego bojowego nastawienia. Zawsze tak było, że kozaczył, póki ktoś się nie odwinął. A bliżej mu było raczej do delikatnego fiołka niż kolczastego krzaka – nie potrafił się bronić i nie miał nawet wystarczająco siły, żeby próbować.
Bywał złośliwy, zwłaszcza wtedy, kiedy jego duma ulegała wystawieniu na próbę – tej z kolei mało kiedy udawało mu się podołać i kończył z fochem, pokazując go dość dobitnie. A że aktualnie wciąż był pod wpływem alkoholu, nawet jeśli odrobinę przetrzeźwiał po "drzemce" i niespodziewanym, lodowatym prysznicu, to miał więcej odwagi do pyskowania i wyrażania wszelkiego niezadowolenia, tym bardziej jeśli jego zachowanie miało niewiele wspólnego z kulturą. Może, gdyby nie został tak brutalnie obudzony, nie testowałby granicy cierpliwości Senzakiego, przekonując się, że mężczyźnie momentami było jednak bliżej do groźnego niedźwiedzia niż zadziornej fretki. Nigdy jednak wcześniej nie zadziałał mu na nerwy tak mocno, jak w tej chwili.
Czuł ciepło bijące od jego ciała. Ciepło drugiego człowieka, którego nie czuł tak dawno i nie myślał nawet o tym, jak bardzo mu tego brakowało. Niemalże wstrzymał oddech, odwracając nieco głowę. Tetsu w istocie wspominał o kanapie oraz kocu, ale nie sprawiało to, że Hayate miał nagle suche odzienie. Dostawał szału, jeśli jego wygląd nie był idealny, a chwilowo były to jedyne ubrania, jakie w ogóle miał – drugą opcją było żeńskie hanfu, w którym przyszło mu umrzeć, ale i po nie musiał się pofatygować wyglądając przyzwoicie. Wolał nie pokazywać się matce przypominając coś, co wyciągnięto yokai prosto z gardła, a to ona dysponowała wszystkim, czego dorobił się za życia. O ile oczywiście zachowała jego dobytek. Przez dwa lata wiele mogło się zmienić w kwestii rzeczy wchodzących w skład spadku po nim.
Nie odpowiedział, wyjątkowo pozwalając wygrać zdrowemu rozsądkowi. Z dwojga złego, wolał użreć się w ten niewyparzony jęzor zamiast zarobić śliwę pod okiem. W kolorze sińców nigdy nie było mu do twarzy, a raczej nie miał pod ręką żadnej charakteryzatorki-cudotwórczyni, która w paręnaście machnięć pędzelkiem zakryłaby wszystko, czego nabawiłby się na skutek kolejnej pyskówki wymierzonej w wystarczająco już najeżonego gospodarza. Gdyby opuścił budynek wzbogacony o fiolet na twarzy, panie recepcjonistki miałyby kolejne kilka godzin plotek do przedyskutowania i chyba nigdy by nie zeszły ze swojej nocnej zmiany. Nie był takim zwyrodnialcem, żeby skazywać je na przypadkowe nadgodziny. Dobrze, że jak na razie był błogo nieświadomy ich istnienia.
Nabrał gwałtowniej powietrza, choć dalej we względnej ciszy, kiedy Senzaki zrobił coś, czego w ogóle się nie spodziewał. W całym tym lęku i z wrażenia czuł jak serce łomocze mu w klatce, obijając się szaleńczo o żebra i błagając o litość. Nie spieszył się jednak z tym, żeby zwerbalizować prośbę organu, zamiast tego po prostu wypuszczając wreszcie oddech. Uwolniona dłoń trafiła na ciało Tetsu, nieco powyżej brzucha. Saga początkowo myślał czy go nie odepchnąć i nawet naparł nieco palcami na mężczyznę, ale zaraz wycofał je o te parę milimetrów, jedynie chłonąc zimną skórą ciepło z ciemnowłosego. Był skołowany, nie miał pojęcia, co robić. Uciekać jak spłoszona sarna czy może jednak dać się tak obejmować i pozwolić sobie na przejęcie choć odrobiny temperatury z drugiego, żywego człowieka? Nogi i tak odmawiały mu posłuszeństwa, wyziębione tak, że ledwo w ogóle czuł palce u stóp, teraz jeszcze powoli przemieniane w watę z powodu bliskości Senzakiego.
– T-trochę – wymamrotał cicho głosem drżącym zarówno ze strachu, jak i zimna. Czego miał się spodziewać? Kolejny podstęp, typowa zagrywka tego gościa, zaraz wywinie mu jakiś numer? Zabijał czujność, żeby za moment przewiesić go przez ramię i znowu wrzucić do lodowatej wody w wannie? Może tym razem przytrzyma mu łeb i utopi, pozbywając się swojgo problemu raz, a porządnie? Albo faktycznie chciał go rozgrzać po prostu przytulając chwilę, żeby się odczepił i pozwolił mu wreszcie iść spać? – Ale nadal jestem mokry – burknął, choć tym razem już nie robiąc żadnego wyrzutu, a po prostu stwierdzając fakt. Nawet, jeśli przez plecy przesunęła się niewielka fala ciepła, przemoczony materiał wciąż go wychładzał, odbierając możliwość nabrania choćby temperatury pokojowej. Wpatrywał się w jego oczy, tracąc znaczną część tego wcześniejszego bojowego nastawienia. Zawsze tak było, że kozaczył, póki ktoś się nie odwinął. A bliżej mu było raczej do delikatnego fiołka niż kolczastego krzaka – nie potrafił się bronić i nie miał nawet wystarczająco siły, żeby próbować.
Strona 1 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku