Strona 1 z 2 • 1, 2
04.03.2037r.
Nie powinien był nadwyrężać ręki i korzystać z niej do rękoczynów, ale typ, który zarobił w zęby, naprawdę sobie na to zasłużył. Zawsze stawał w obronie rodzeństwa, niezależnie od tego, jak bardzo był zmęczony czy poturbowany swoją pracą. Młodsza siostra bez wątpienia poradziłaby sobie sama na swój sposób, ale kiedy w grę wchodził honor, Yosuke czuł potrzebę natychmiastowej interwencji.
Teraz tamten chujek liczył pozostałe mu zęby, a Nakashima został zmuszony do stanięcia w małym ogonku w recepcji przychodni.
Mógł to załatwić zupełnie inaczej, po prostu idąc do któregoś z wojskowych medyków czy znowu zaglądając do Nobuo. Nie chciał jednak nadwyrężać ich cierpliwości, a skoro aktualny uraz nie mieścił się w granicach „wypadku przy pracy”, po prostu wybrał opcję publicznej placówki zdrowia. W niczym przecież cywilni lekarze nie byli gorsi od tych z garnizonu. A jednak początkowo miał jakieś zawahanie, niechęć. Wiedział, że nikt nie będzie mu robił problemów, przecież miał ubezpieczenie, stałą pracę (w dodatku nie jakąś byle jaką), wyglądem nie przypominał obdartusa spod śmietnika. Gdzieś w środku czaiła się ta niepewność czy nie zaczną go pytać, w jakich okolicznościach tak rozorał sobie rękę, dlaczego rana musi być ponownie szyta. Przecież nie mógł powiedzieć prawdy, bo skierowaliby go zaraz do psychiatryka. Albo próbowali zaszczepić na wściekliznę uznawszy, że owe tanuki, o którym mówi, to najzwyklejszy szop, a nie zmiennokształtna mityczna istota.
Dziwnie czuł się siedząc pod gabinetem w cywilnym ubraniu. Ostatnio tyle pracował, że praktycznie całe dni spędzał w mundurze, zdejmując go tylko późnym wieczorem w domu. Zakiełkowała myśl, żeby wziąć sobie choć trochę wolnego, na czas leczenia. Z rozoranym ramieniem i tak nie był w stanie celnie strzelać, a uganianie się za duchami oraz demonami w stanie wybrakowanego zdrowia mogło go kosztować tego zdrowia całą resztę. Ryzyko wpisane było w jego profesję, ale jako jeden z nielicznych w Tsunami wolał nie podejmować go kompletnie bez sensu.
Przymknął na moment oczy, wypuszczając powoli powietrze z płuc. Szybka akcja. Poczekać aż doktor zawoła, przedstawić problem, dostać pomoc, wyjść, wrócić do domu. Plan był prosty, ale takie najczęściej ulegały nieoczekiwanym komplikacjom.
@Satō Kisara
Satō Kisara ubóstwia ten post.
Siedział odwrócony tyłem do biurka, a przodem do okna. Zaplecione w schludny warkocz ciemne włosy spoczywały na jednym ramieniu, akurat w zasięgu ręki, by mógł bezwiednie, nieświadomie bawić się ich końcówkami uwiązanymi równie czarną gumką. Wydawało się, jakby wpatrywał się w przestrzeń z nadzwyczajną uwagę, lecz było wręcz na odwrót — przez oczami widział jedynie rozmazaną plamę, ogniskując wzrok jakby wewnątrz swojej głowy, a nie na czymś konkretnym w oddali. Zdarzało mu się to wyjątkowo często przez miniony miesiąc. Już niejeden raz usłyszał, że powinien wziąć sobie więcej wolnego; dać sobie odpocząć na tyle, by takie odcinanie się od rzeczywistości przestało być codziennością. Nie było to w żadnym stopniu odpowiedzialne — brak skupienia w tego typu pracy mógł kosztować nie tylko ją utratę zawodu, a kogoś innego zdrowie lub życie. Szybko okazało się jednak, że zdarzało mu się tak głównie, gdy zostawał sam; to jest, sam ze swoimi myślami. Wykonywanie dobrze wyuczonych czynności wręcz mu pomagało. Siedzenie samemu w domu — nie.
Jego telefon cicho rozbrzmiał budzikiem, sygnalizując tym samym, że przerwa dobiegła końca. Uświadomił sobie wtedy z niemałym bólem, że w jej trakcie nic nie zjadł, ani nic nie wypił, nie pofatygował się nawet, żeby pójść do łazienki. Przez piętnaście minut siedział w stuporze i nie pamiętał nawet, o czym w tym czasie myślał. O niczym? Wątpliwe. Myśli te były jednak usadowione na takiej granicy świadomości, że równie dobrze można było uznać, że o niczym. Z jednym głębszym oddechem obrócił się do biurka, przysunął bliżej, po czym zaczął przeglądać karty dwóch najbliższych pacjentów.
Wizyta pierwszego z nich trwała bardzo krótko, bo polegała tylko na wstępnym wywiadzie, po którym dopiero wtedy miało się okazać, czy może przejść operację, czy też nie. Minęła bez większych komplikacji, przeszedł więc do następnej karty.
— Proszę zawołać teraz pana Nakashimę Yosuke — poprosił, zanim poprzednik wyczytanego zupełnie wyszedł z gabinetu. W międzyczasie przekonał się także, że karta nie była szczegółowo zapisana, więc nie wiedział do końca, czego się spodziewać. Całkiem nowy pacjent?
Gdy ciemnowłosy mężczyzna usiadł na fotelu po drugiej stronie jasnobrązowego biurka, Kisara położył dłonie płasko na blacie i papierach, a następnie spytał:
— W czym mogę pomóc?
Jego telefon cicho rozbrzmiał budzikiem, sygnalizując tym samym, że przerwa dobiegła końca. Uświadomił sobie wtedy z niemałym bólem, że w jej trakcie nic nie zjadł, ani nic nie wypił, nie pofatygował się nawet, żeby pójść do łazienki. Przez piętnaście minut siedział w stuporze i nie pamiętał nawet, o czym w tym czasie myślał. O niczym? Wątpliwe. Myśli te były jednak usadowione na takiej granicy świadomości, że równie dobrze można było uznać, że o niczym. Z jednym głębszym oddechem obrócił się do biurka, przysunął bliżej, po czym zaczął przeglądać karty dwóch najbliższych pacjentów.
Wizyta pierwszego z nich trwała bardzo krótko, bo polegała tylko na wstępnym wywiadzie, po którym dopiero wtedy miało się okazać, czy może przejść operację, czy też nie. Minęła bez większych komplikacji, przeszedł więc do następnej karty.
— Proszę zawołać teraz pana Nakashimę Yosuke — poprosił, zanim poprzednik wyczytanego zupełnie wyszedł z gabinetu. W międzyczasie przekonał się także, że karta nie była szczegółowo zapisana, więc nie wiedział do końca, czego się spodziewać. Całkiem nowy pacjent?
Gdy ciemnowłosy mężczyzna usiadł na fotelu po drugiej stronie jasnobrązowego biurka, Kisara położył dłonie płasko na blacie i papierach, a następnie spytał:
— W czym mogę pomóc?
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Nakashima Yosuke ubóstwia ten post.
Na moment wysupłał z kieszeni telefon, tylko po to, żeby zerknąć na powiadomienie. Urządzenie pozostawało w trybie wyciszenia, jednak wyczuł subtelną, krótką wibrację w płaszczu. Nie potrafił ignorować komunikatora, choć najpewniej nawet jakby posiadał tę zdolność, nie mógłby pozwolić sobie na korzystanie z niej. Przez większość czasu piastował funkcję „tego, który zawsze odczytuje, ale nigdy się nie wypowiada”, jednak jako odpowiedzialny za cały oddział, musiał pozostawać na bieżąco we wszystkich sprawach. Nie tylko zresztą w tym niewielkim, czteroosobowym gronie. Śledził także konferencję ogólną dla wszystkich członków Tsunami, na wypadek, gdyby ktoś potrzebował pilnego wsparcia.
Odprowadził wzrokiem osobę, która była w gabinecie przed nim. Przez przychodnię co chwila przewijali się jacyś ludzie – przypadkowe persony, których nie znał, a oni nie znali jego. Niewinne, nieświadome dusze, które przysięgał chronić. Z efektem tego zaprzysiężenia właśnie był zmuszony tu siedzieć, co prawda nie bezpośrednio, ale pierwotnie rana zadana przez leśną istotę wynikała właśnie z chęci zgłębienia możliwego zagrożenia dla mieszkańców wyspy.
– Dzień dobry – przywitał się skłaniając nieco głowę i przysiadł na fotelu przed biurkiem lekarza. Patrząc na niego, nie był w stanie określić, z kim dokładnie ma do czynienia. Jego wzrok wyłapywał sprzeczne elementy, głos podobnie oferował mylący sygnał. Starał się jednak na tym nie skupiać, nie myśleć nadmiernie. Znając życie, będzie to pierwszy i ostatni raz jak widzi tę osobę.
– Dwa dni temu miałem zakładane szwy na rękę, dzisiaj rano niestety przez przypadek – twarz łajzy, którą uczył szacunku do kobiet zdecydowanie mogła nosić miano przypadku – mi się zerwały.
Odchylił odrobinę płaszcz, żeby zaprezentować ranną kończynę. Przedramię było opatrzone, ale wyraźnie była to robota amatorska, robiona jedną ręką. Nakashimie nie chodziło jednak wtedy o zrobienie z siebie perfekcyjnej mumii, a jedynie o zabezpieczenie rany, żeby nie pogorszyć jej stanu. Co prawda nie była to ręka dominująca, ale wciąż była bardzo przydatna, zwłaszcza przy trzymaniu długiej broni. Nie spieszyło mu się do zostawania cyborgiem.
Odprowadził wzrokiem osobę, która była w gabinecie przed nim. Przez przychodnię co chwila przewijali się jacyś ludzie – przypadkowe persony, których nie znał, a oni nie znali jego. Niewinne, nieświadome dusze, które przysięgał chronić. Z efektem tego zaprzysiężenia właśnie był zmuszony tu siedzieć, co prawda nie bezpośrednio, ale pierwotnie rana zadana przez leśną istotę wynikała właśnie z chęci zgłębienia możliwego zagrożenia dla mieszkańców wyspy.
– Dzień dobry – przywitał się skłaniając nieco głowę i przysiadł na fotelu przed biurkiem lekarza. Patrząc na niego, nie był w stanie określić, z kim dokładnie ma do czynienia. Jego wzrok wyłapywał sprzeczne elementy, głos podobnie oferował mylący sygnał. Starał się jednak na tym nie skupiać, nie myśleć nadmiernie. Znając życie, będzie to pierwszy i ostatni raz jak widzi tę osobę.
– Dwa dni temu miałem zakładane szwy na rękę, dzisiaj rano niestety przez przypadek – twarz łajzy, którą uczył szacunku do kobiet zdecydowanie mogła nosić miano przypadku – mi się zerwały.
Odchylił odrobinę płaszcz, żeby zaprezentować ranną kończynę. Przedramię było opatrzone, ale wyraźnie była to robota amatorska, robiona jedną ręką. Nakashimie nie chodziło jednak wtedy o zrobienie z siebie perfekcyjnej mumii, a jedynie o zabezpieczenie rany, żeby nie pogorszyć jej stanu. Co prawda nie była to ręka dominująca, ale wciąż była bardzo przydatna, zwłaszcza przy trzymaniu długiej broni. Nie spieszyło mu się do zostawania cyborgiem.
Yakushimaru Sanari ubóstwia ten post.
Zlustrował badawczo siedzącą przed nim osobę. Jednocześnie spoglądał na zupełnie świeżutką jak bułki z rana kartę pacjenta. Tym bardziej ciekawa okazywała się ta pustka, ze względu na to, co twierdził mężczyzna - zakładane szwy… gdzie? Przez kogo? Z pewnością nie w tym szpitalu, jeśli wierzyć zapiskom przed jego oczami.
- A jaki to był… przypadek? - spytał, unosząc brwi. Z pewnością wolał poznać faktyczną przyczynę ponownego otwarcia się rany, a nie wymówkę, jeżeli miałoby się okazać, że ma to jakiś wpływ na sposób jej dalszego leczenia. Chociaż Kisara nie zajmował się na co dzień takimi przypadkami, nie spieszyło mu się, aby wysłać mężczyznę gdzie indziej. Możliwość zajęcia się czymś innym niż zwykle była nawet kojąca - cóż, może niekoniecznie samo szycie było czymś nowych, zważywszy na to, jak często podczas operacji było to przecież niemożliwym do pominięcia etapem, ale to, że on miał to zrobić - już tak.
Wstał z fotela, gdy Nakashima odsłonił rękę. Odkaził wpierw dłonie, by po chwili wsunąć je w jednorazowe nitrylowe rękawiczki, a następnie podszedł do niego - musiał zobaczyć ranę z bliska i zdecydowanie bez zasłaniającego jej opatrunku. Usiadł na drugim wolnym krześle po tej stronie biurka i sięgnął po ramię mężczyzny z ostrożnością, ale i pewnością siebie. Powoli wziął się za odkręcanie prowizorycznego bandaża, uważając na oznaki, czy strup i krew nie przykleiły do ciała jałowego materiału, i niestety… tak właśnie było.
Sięgnął za siebie do szafek z asortymentem po buteleczkę soli fizjologicznej, z której następnie wylał trochę kropel na zaschniętą ranę. Gdy tkanka nieco rozmokła, oddzielenie od niej materiału było o wiele prostsze i mniej bolesne. Do tej pory skupiony był głównie na samym uszkodzeniu, gdy jednak wreszcie jego oczom ukazała się całość problemu, spojrzał na Yosuke znad śladów po pazurach.
- Co się panu przytrafiło? - spytał, marszcząc brwi. Pogryzienie przez zwierzę? Z postrzępionych skóry i tkanki mięśniowej istotnie wystawały także poprzednio założone szwy. - Cóż, musimy to zszyć jeszcze raz na pewno. Pewnie jest pan świadomy, ale bez wątpienia zostanie po tym blizna - szczególnie że rana ponownie się otworzyła. - Zagryzł wargę. - Dobrze, że raną od razu ktoś się zajął, bo podrapania mogą być groźne. - Gdy wdawało się zakażenie, nie było żartów.
- A jaki to był… przypadek? - spytał, unosząc brwi. Z pewnością wolał poznać faktyczną przyczynę ponownego otwarcia się rany, a nie wymówkę, jeżeli miałoby się okazać, że ma to jakiś wpływ na sposób jej dalszego leczenia. Chociaż Kisara nie zajmował się na co dzień takimi przypadkami, nie spieszyło mu się, aby wysłać mężczyznę gdzie indziej. Możliwość zajęcia się czymś innym niż zwykle była nawet kojąca - cóż, może niekoniecznie samo szycie było czymś nowych, zważywszy na to, jak często podczas operacji było to przecież niemożliwym do pominięcia etapem, ale to, że on miał to zrobić - już tak.
Wstał z fotela, gdy Nakashima odsłonił rękę. Odkaził wpierw dłonie, by po chwili wsunąć je w jednorazowe nitrylowe rękawiczki, a następnie podszedł do niego - musiał zobaczyć ranę z bliska i zdecydowanie bez zasłaniającego jej opatrunku. Usiadł na drugim wolnym krześle po tej stronie biurka i sięgnął po ramię mężczyzny z ostrożnością, ale i pewnością siebie. Powoli wziął się za odkręcanie prowizorycznego bandaża, uważając na oznaki, czy strup i krew nie przykleiły do ciała jałowego materiału, i niestety… tak właśnie było.
Sięgnął za siebie do szafek z asortymentem po buteleczkę soli fizjologicznej, z której następnie wylał trochę kropel na zaschniętą ranę. Gdy tkanka nieco rozmokła, oddzielenie od niej materiału było o wiele prostsze i mniej bolesne. Do tej pory skupiony był głównie na samym uszkodzeniu, gdy jednak wreszcie jego oczom ukazała się całość problemu, spojrzał na Yosuke znad śladów po pazurach.
- Co się panu przytrafiło? - spytał, marszcząc brwi. Pogryzienie przez zwierzę? Z postrzępionych skóry i tkanki mięśniowej istotnie wystawały także poprzednio założone szwy. - Cóż, musimy to zszyć jeszcze raz na pewno. Pewnie jest pan świadomy, ale bez wątpienia zostanie po tym blizna - szczególnie że rana ponownie się otworzyła. - Zagryzł wargę. - Dobrze, że raną od razu ktoś się zajął, bo podrapania mogą być groźne. - Gdy wdawało się zakażenie, nie było żartów.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Warui Shin'ya and Nakashima Yosuke szaleją za tym postem.
Gdyby w oddziale miał medyka, pewnie w ogóle nie pojawiałby się w jakichkolwiek placówkach zdrowia – zarówno tych publicznych, jak i całkowicie prywatnych. Pech jednak chciał, że takowego nie posiadał, a musiał coś zrobić z kiepskim stanem swojej kończyny. Wolał nie ryzykować, mogła być jeszcze całkiem przydatna.
Na dźwięk pytania odwrócił nieco wzrok, po krótkiej chwili odetchnął głęboko. Myślał, że obejdzie się bez odpowiedzi, a samo zapytanie nie wystąpi, ale najwyraźniej trafił na tego bardziej dociekliwego doktora. Nakashima z kolei nie miał w zwyczaju ukrywać czegokolwiek przed takimi osobami, od zawsze uczony, że nawet najmniejszy szczegół może mieć znaczenie, jeśli chodzi o stan zdrowia.
– Czyjaś niewychowana gęba – odparł powracając spojrzeniem do Kisary. Powaga w jego dwubarwnych oczach potrafiłaby teraz porządnie zmrozić co mniej odpornych. Wiedział, że powinien wtedy trzymać nerwy na wodzy i ręce przy sobie, ale wyjątkowo nie znosił idiotów. Była to też kwestia honoru, a w takim wypadku nie trzeba było wiele, żeby go sprowokować.
Zacisnął nieco zęby, starając się wytrwać cały ten wstępny zabieg. Był przyzwyczajony do bycia zszywanym w warunkach polowych czy opatrywanym, kiedy za rogiem jeszcze czaiło się zagrożenie. Nie zliczyłby chyba wszystkich pazurów, które go dosięgły, zębów, które zdołały się w niego wgryźć, postrzałów czy zjawisk paranormalnych, które się o niego otarły. Wtedy jednak działała adrenalina, automatycznie ignorował ból, skupiając się na przeżyciu i wykonaniu zadania. Teraz nie miał na czym się skupić i przez to czuł każdy, najdrobniejszy dotyk materiału przesuwającego się w pobliżu rany. Chociaż przynajmniej nie wyglądała już tak tragicznie jak wtedy, gdy była całkiem świeża.
– Szop mnie zaatakował. Niewdzięcznik nie zrozumiał, że chcę tylko pomóc. – Poniekąd nie skłamał, ale nie powiedział też prawdy w pełni. Nazwanie tanuki szopem było może lekkim niedopowiedzeniem, zwłaszcza, że dziewczyna szpony miała wtedy znacznie dłuższe i bardziej niebezpieczne od zwykłego futrzaka mieszkającego w lesie. – Blizny to ryzyko zawodowe. Nie będzie to pierwsza i na pewno nie ostatnia.
Na dźwięk pytania odwrócił nieco wzrok, po krótkiej chwili odetchnął głęboko. Myślał, że obejdzie się bez odpowiedzi, a samo zapytanie nie wystąpi, ale najwyraźniej trafił na tego bardziej dociekliwego doktora. Nakashima z kolei nie miał w zwyczaju ukrywać czegokolwiek przed takimi osobami, od zawsze uczony, że nawet najmniejszy szczegół może mieć znaczenie, jeśli chodzi o stan zdrowia.
– Czyjaś niewychowana gęba – odparł powracając spojrzeniem do Kisary. Powaga w jego dwubarwnych oczach potrafiłaby teraz porządnie zmrozić co mniej odpornych. Wiedział, że powinien wtedy trzymać nerwy na wodzy i ręce przy sobie, ale wyjątkowo nie znosił idiotów. Była to też kwestia honoru, a w takim wypadku nie trzeba było wiele, żeby go sprowokować.
Zacisnął nieco zęby, starając się wytrwać cały ten wstępny zabieg. Był przyzwyczajony do bycia zszywanym w warunkach polowych czy opatrywanym, kiedy za rogiem jeszcze czaiło się zagrożenie. Nie zliczyłby chyba wszystkich pazurów, które go dosięgły, zębów, które zdołały się w niego wgryźć, postrzałów czy zjawisk paranormalnych, które się o niego otarły. Wtedy jednak działała adrenalina, automatycznie ignorował ból, skupiając się na przeżyciu i wykonaniu zadania. Teraz nie miał na czym się skupić i przez to czuł każdy, najdrobniejszy dotyk materiału przesuwającego się w pobliżu rany. Chociaż przynajmniej nie wyglądała już tak tragicznie jak wtedy, gdy była całkiem świeża.
– Szop mnie zaatakował. Niewdzięcznik nie zrozumiał, że chcę tylko pomóc. – Poniekąd nie skłamał, ale nie powiedział też prawdy w pełni. Nazwanie tanuki szopem było może lekkim niedopowiedzeniem, zwłaszcza, że dziewczyna szpony miała wtedy znacznie dłuższe i bardziej niebezpieczne od zwykłego futrzaka mieszkającego w lesie. – Blizny to ryzyko zawodowe. Nie będzie to pierwsza i na pewno nie ostatnia.
Yakushimaru Sanari ubóstwia ten post.
Z cierpliwością godną anioła czekała na odpowiedź pacjenta. Nie tyle co musiała wiedzieć, jaki pech go dzisiaj spotkał, ale zawsze dobrze było znać okoliczności wypadku. Raz słyszał o przypadku z SOR-u tego szpitala, że ktoś przyszedł z ostrym bólem brzucha - praktycznie krzyczał na korytarzu - a do samego końca zapomniał, czy może celowo zatajał informację, że ból ten spowodowany jest przedostaniem się do jego organizmu narkotyków, które przemycał w swoim żołądku, a których powłoka musiała jakoś się uszkodzić w trakcie transportu. Jak w tym przypadku raczej nie chodziło o nielegalne substancje, tak wolała dociekać ile tylko pozwoli jej na to cierpliwość pytanego.
Uśmiechnęła się lekko, gdy słowa nadeszły. - Której trzeba było przyłożyć, rozumiem? - zapytała, choć raczej nie oczekując już więcej wyjaśnień. I tak bardziej interesowały ją przyczyny otrzymania pierwotnych obrażeń, wyglądających naprawdę nieciekawie. Spojrzała w twarz mężczyzny, zaraz po tym, jak ściągnęła do końca zakrwawiony opatrunek dotychczas chroniący jego rękę. Podrapanie przez szopa wydawało się logicznym wyjaśnieniem. Mimo to czuła się podejrzliwie, chociaż sama nie wiedziała, co mogło być tego przyczyną. Nakashima nie wyglądał nawet na nerwowego - jedyną poszlaką, że kłamał, mógł być fakt, iż odpowiadał lakonicznie, lecz… Nieraz ludzie tacy po prostu są, prawda? Zwięźli. Spokojni. Nieporuszeni. Równie dobrze mogła na takiego właśnie trafić.
Było dla niej za wcześnie, by w ogóle podejrzewać, że atakująca istota mogła być nadprzyrodzona. Ten świat dopiero od niedawna się przed nią otworzył i każdy jego przejaw traktowała nadal jako zbyt wybujałą wyobraźnię czy déjà vu ze snów. Niewiedza, czy też ignorancja, powstrzymała ją od dalszego dociekania.
- Często można tak powiedzieć o dzikich zwierzętach, to prawda - odparł. - Zlecę również panu badania, które wykluczą prawdopodobieństwo zarażenia się wścieklizną. Jest na to bardzo mała szansa, ale nie szkodzi sprawdzić. - Powoli obrócił przedramieniem mężczyzny to w jedną, to w drugą stronę, ogarniając rozległość rany. Szop musiał mieć naprawdę długie pazury albo wbić się wyjątkowo głęboko… - Ale to potem. Najpierw szycie. - Podszedł z powrotem do biurka, wyrzucił rękawiczki i chwycił za kartę Yosuke. - Mogę, naturalnie, miejscowo znieczulić, jeśli nie miewał pan reakcji alergicznej na żaden z takich związków. - Zaczął kierować się powoli w stronę drzwi, ale nie tych, którymi wszedł mężczyzna. - Zapraszam do gabinetu zabiegowego.
Uśmiechnęła się lekko, gdy słowa nadeszły. - Której trzeba było przyłożyć, rozumiem? - zapytała, choć raczej nie oczekując już więcej wyjaśnień. I tak bardziej interesowały ją przyczyny otrzymania pierwotnych obrażeń, wyglądających naprawdę nieciekawie. Spojrzała w twarz mężczyzny, zaraz po tym, jak ściągnęła do końca zakrwawiony opatrunek dotychczas chroniący jego rękę. Podrapanie przez szopa wydawało się logicznym wyjaśnieniem. Mimo to czuła się podejrzliwie, chociaż sama nie wiedziała, co mogło być tego przyczyną. Nakashima nie wyglądał nawet na nerwowego - jedyną poszlaką, że kłamał, mógł być fakt, iż odpowiadał lakonicznie, lecz… Nieraz ludzie tacy po prostu są, prawda? Zwięźli. Spokojni. Nieporuszeni. Równie dobrze mogła na takiego właśnie trafić.
Było dla niej za wcześnie, by w ogóle podejrzewać, że atakująca istota mogła być nadprzyrodzona. Ten świat dopiero od niedawna się przed nią otworzył i każdy jego przejaw traktowała nadal jako zbyt wybujałą wyobraźnię czy déjà vu ze snów. Niewiedza, czy też ignorancja, powstrzymała ją od dalszego dociekania.
- Często można tak powiedzieć o dzikich zwierzętach, to prawda - odparł. - Zlecę również panu badania, które wykluczą prawdopodobieństwo zarażenia się wścieklizną. Jest na to bardzo mała szansa, ale nie szkodzi sprawdzić. - Powoli obrócił przedramieniem mężczyzny to w jedną, to w drugą stronę, ogarniając rozległość rany. Szop musiał mieć naprawdę długie pazury albo wbić się wyjątkowo głęboko… - Ale to potem. Najpierw szycie. - Podszedł z powrotem do biurka, wyrzucił rękawiczki i chwycił za kartę Yosuke. - Mogę, naturalnie, miejscowo znieczulić, jeśli nie miewał pan reakcji alergicznej na żaden z takich związków. - Zaczął kierować się powoli w stronę drzwi, ale nie tych, którymi wszedł mężczyzna. - Zapraszam do gabinetu zabiegowego.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Nakashima Yosuke ubóstwia ten post.
– Wszystko dla dobra tej gęby, doktorze. Kursy dobrego wychowania potrafią być bardzo drogie. – Zamrugał jak te niewiniątko, taki grzeczny aniołek, któremu brakowało jedynie aureoli nad głową i złotych loczków. Trzeba było wyjątkowo się postarać, żeby zmusić Nakashimę do rękoczynów, zwykle po prostu strzelał bez zadawania pytań i brudzenia sobie rąk. W tym przypadku jednak wystarczało doprowadzić kogoś do porządku jednym ruchem ramienia – niestety wywołując przy okazji szkody u samego siebie. Nie wątpił, że siostra poradziłaby sobie sama, jednak nie wypadało biernie stać i się przyglądać.
– Na chorego nie wyglądał, ale nie będę stawiać oporu. Szkoda ryzykować. – Kilkukrotnie miał już przeprowadzane testy pod kątem chorób przenoszonych przez zwierzęta, nigdy nie uważał ich za całkowicie pozbawionych sensu. Mityczne istoty zamieszkujące lasy i góry były tak samo narażone na różnorakie wirusy oraz bakterie, jak ludzie, którzy potrafili przywlec je ze sobą i swoimi zwierzakami na ich tereny. Wystarczył jakiś dziki lis, który ugryzłby nieostrożne tanuki - nie pomyślałyby raczej o odwiedzeniu jakiejś człowieczej osady w poszukiwaniu pomocy, a bogowie nie czuwali nad każdym stworzeniem przez całą dobę, by swoją magią odwrócić skutki zarazy.
– Z tego co mi wiadomo, w przypadku leków alergię mam tylko na paracetamol. Myślę, że wytrzymam zabieg bez znieczulenia. Staram się korzystać z całej tej chemii tylko w ostateczności. – Podniósł się, żeby podążyć za lekarzem. Kiedy składał go Nobuo, dowolny inny medyk Tsunami czy ogólnie wojskowy, większość przechodził „na żywca”. Ci ostatni szczególnie cieszyli się z takiego wyboru, a Yosuke odnosił wrażenie, że momentami specjalnie zadają mu więcej bólu niż dana operacja powinna go zawierać. Wiedział więc, czego się spodziewać po nich i mentalnie przygotowywał się już na progu, przed rozpoczęciem wizyty.
@Satō Kisara
– Na chorego nie wyglądał, ale nie będę stawiać oporu. Szkoda ryzykować. – Kilkukrotnie miał już przeprowadzane testy pod kątem chorób przenoszonych przez zwierzęta, nigdy nie uważał ich za całkowicie pozbawionych sensu. Mityczne istoty zamieszkujące lasy i góry były tak samo narażone na różnorakie wirusy oraz bakterie, jak ludzie, którzy potrafili przywlec je ze sobą i swoimi zwierzakami na ich tereny. Wystarczył jakiś dziki lis, który ugryzłby nieostrożne tanuki - nie pomyślałyby raczej o odwiedzeniu jakiejś człowieczej osady w poszukiwaniu pomocy, a bogowie nie czuwali nad każdym stworzeniem przez całą dobę, by swoją magią odwrócić skutki zarazy.
– Z tego co mi wiadomo, w przypadku leków alergię mam tylko na paracetamol. Myślę, że wytrzymam zabieg bez znieczulenia. Staram się korzystać z całej tej chemii tylko w ostateczności. – Podniósł się, żeby podążyć za lekarzem. Kiedy składał go Nobuo, dowolny inny medyk Tsunami czy ogólnie wojskowy, większość przechodził „na żywca”. Ci ostatni szczególnie cieszyli się z takiego wyboru, a Yosuke odnosił wrażenie, że momentami specjalnie zadają mu więcej bólu niż dana operacja powinna go zawierać. Wiedział więc, czego się spodziewać po nich i mentalnie przygotowywał się już na progu, przed rozpoczęciem wizyty.
@Satō Kisara
Satō Kisara and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Prychnął cicho i pokręcił głową. Faktycznie były drogie, i to nie tylko dla „ofiary” Nakashimy, a dla niego samego, zważywszy na ranę, jaką przyszło Kisarze właśnie oporządzać. W następnej kolejności błysnął uśmiechem ku mężczyźnie, odczuwając ulgę, że nie polemizował wcale na temat dodatkowych badań. Choć była to standardowa procedura, ludzie wydawali się tym przedziwnie zbulwersowani, jakby Satou co najmniej nazwał ich trędowatymi albo sugerował, że zarażają dżumą.
Uniósł brwi ze zdziwienia, gdy dotarła do niego niecodzienna prośba. Poczekał chwilę, aż Yosuke przejdzie przez próg i wkrótce zamknął za nim delikatnie drzwi. Można było odczuć, że to pomieszczenie utrzymywane było w bardziej rygorystycznych standardach dotyczących sterylności niż poprzedni gabinet, w którym przewijało się w ciągu dnia zdecydowanie więcej ludzi. Wskazał pacjentowi jeden z wygodnych foteli, w którym spędzi kolejne kilkadziesiąt minut, biorąc pod uwagę rozległość jego rany.
- Rzadko słyszę takie słowa, panie Nakashima. Muszę przyznać - odparła, ale ostatecznie przystała na jego życzenie. Naprawdę nieczęsto ktoś skłaniał się do braku znieczulenia, więc na ogół takie osoby okazywały się wyjątkowo odporne na ból. Przez moment zastanawiał się, czy nie zlecić szycia komuś innemu - Kisara nie czynił już takich zabiegów za często, więc mógł wypaść z wprawy. Z drugiej strony na dzisiaj nie miał zaplanowanych innych wizyt, a rana nie była na twarzy, tylko na ręce, gdzie wszelkie pomyłki w odrobinę krzywym ściegu nie były dostrzegalne. Choć i tak wątpił, że stał się w tym aż tak kiepski.
Przygotował wszystkie potrzebne narzędzia na stoliku na kółkach, którego umiejscowił blisko swojego siedziska, aby mieć do nich szybki dostęp. Po raz kolejny odkaził dłonie i założył nitrylowe rękawiczki.
- W takim razie proszę się zrelaksować - zażartował, jakby zapraszał go na przyjemny masaż, a nie szarpanie za delikatne, wrażliwe teraz jak nigdy krawędzie skóry i mięsa. W pierwszej kolejności wyczyścił dokładnie ranę, a następnie z pomocą igły, nici chirurgicznej i imadła rozpoczął od zszywania najgłębszej warstwy tkanek. - I w razie potrzeby dać mi znać, jeśli staje się to nie do zniesienia.
Nakłucie. Przeciągnięcie nici. Zaciśnięcie.
- A więc pana zawód jest bardzo niebezpieczny? - zagadnął, by trochę zająć czymś jego uwagę - by nie skupiał jej całej na bólu, nieważne jak wiele potrafił go znieść.
Uniósł brwi ze zdziwienia, gdy dotarła do niego niecodzienna prośba. Poczekał chwilę, aż Yosuke przejdzie przez próg i wkrótce zamknął za nim delikatnie drzwi. Można było odczuć, że to pomieszczenie utrzymywane było w bardziej rygorystycznych standardach dotyczących sterylności niż poprzedni gabinet, w którym przewijało się w ciągu dnia zdecydowanie więcej ludzi. Wskazał pacjentowi jeden z wygodnych foteli, w którym spędzi kolejne kilkadziesiąt minut, biorąc pod uwagę rozległość jego rany.
- Rzadko słyszę takie słowa, panie Nakashima. Muszę przyznać - odparła, ale ostatecznie przystała na jego życzenie. Naprawdę nieczęsto ktoś skłaniał się do braku znieczulenia, więc na ogół takie osoby okazywały się wyjątkowo odporne na ból. Przez moment zastanawiał się, czy nie zlecić szycia komuś innemu - Kisara nie czynił już takich zabiegów za często, więc mógł wypaść z wprawy. Z drugiej strony na dzisiaj nie miał zaplanowanych innych wizyt, a rana nie była na twarzy, tylko na ręce, gdzie wszelkie pomyłki w odrobinę krzywym ściegu nie były dostrzegalne. Choć i tak wątpił, że stał się w tym aż tak kiepski.
Przygotował wszystkie potrzebne narzędzia na stoliku na kółkach, którego umiejscowił blisko swojego siedziska, aby mieć do nich szybki dostęp. Po raz kolejny odkaził dłonie i założył nitrylowe rękawiczki.
- W takim razie proszę się zrelaksować - zażartował, jakby zapraszał go na przyjemny masaż, a nie szarpanie za delikatne, wrażliwe teraz jak nigdy krawędzie skóry i mięsa. W pierwszej kolejności wyczyścił dokładnie ranę, a następnie z pomocą igły, nici chirurgicznej i imadła rozpoczął od zszywania najgłębszej warstwy tkanek. - I w razie potrzeby dać mi znać, jeśli staje się to nie do zniesienia.
Nakłucie. Przeciągnięcie nici. Zaciśnięcie.
- A więc pana zawód jest bardzo niebezpieczny? - zagadnął, by trochę zająć czymś jego uwagę - by nie skupiał jej całej na bólu, nieważne jak wiele potrafił go znieść.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Nie przepadał za wizytami w szpitalach czy w ogóle jakimikolwiek badaniami, za bardzo przyzwyczajony do dwójki rodziców trudniących się tym fachem. Gdzieś tam głęboko w sobie trzymał wrażenie, że ich zawiódł nie podążając w tę samą stronę, a wybrał kierunek wręcz przeciwny – wymagając fachowej opieki medycznej raz na parę miesięcy. Nic jednak nie miał przeciwko samym lekarzom. Gdyby nie ci cudotwórcy i ich szybka reakcja, nie wróciłby do życia te osiem lat temu, albo stałby się kaleką po którejś z potyczek z yokai. Kiedy więc proponowano mu przeprowadzenie dodatkowych testów, potrafił zaufać osądowi osoby, która się na tym znała.
– Ludzie zrobili się zbyt wygodni i delikatni – stwierdził. Mieli takie czasy, że wiele dało się załatwić garścią leków. Każdy zabieg poprzedzało lekkie dźgnięcie igłą lub wdychanie konkretnych specyfików, które odcinały receptory bólowe czy nawet całego pacjenta, brało się prochy na dosłownie wszystko, nawet kiedy dolegliwości nie były zbyt silne. A później dziwili się, że wysiada im wątroba, leki przestają już działać w takiej samej ilości jak kiedyś albo uzależniają się i umysł sam domaga się wzięcia następnej dawki, choć organizm jej nie potrzebuje. – Ból przypomina mi o popełnieniu błędu. Ciężko wyciągnąć z niego wnioski i się poprawić, jeśli zostanie usunięty za szybko. – Może i czasem wychodził na masochistę, ale wcale nie sprawiało mu to przyjemności. Raczej uświadamiało, że mógł zrobić coś lepiej, musi nad sobą pracować i nie dopuścić do powtórzenia danej sytuacji. Często zależało od tego jego życie, a przez całą jego dotychczasową karierę w Tsunami poznał wiele osób, które na błędach się nie uczyło i koniec końców lądowali w trumnie.
Zajął miejsce, przygotowując się mentalnie do całego zabiegu. Nie był z tych, którzy mdleli na sam widok narzędzi stosowanych przez lekarzy czy dentystów, nie robiło mu się słabo od widoku krwi czy nawet głębokiej, otwartej rany. Zachowywał spokój, nawet miną nie zdradzając, że coś jest nie tak – poniekąd przyzwyczaił się już do bólu odczuwanego w ręce do tej pory. Wiedział jednak, że czekają go długie minuty dość charakterystycznych szarpnięć, ukłuć, poruszania podrażnionych tkanek. Nie wiedząc, czego oczekiwać po nieznanym mu doktorze, musiał przygotować się na każdą ewentualność. Na szczęście trafił na takiego, który stosował technikę zagadać pacjenta – chociaż Nakashima do rozmownych nie należał, zawsze doceniał takie podejście.
– Czasem można się otrzeć o śmierć, innym razem wyciąga się szopy z pułapek kłusowników – odparł odwracając wreszcie twarz w kierunku Kisary. Nie zauważył nawet, kiedy nastąpiło pierwsze wbicie igły, dopiero teraz odczuwając delikatne szarpnięcie. Spojrzał na ranę, niewzruszony tym niewesołym widokiem. Widywał o wiele gorsze rzeczy. Ofiary aktywności demonów chociażby. – Jestem żołnierzem. Tyle dobrego, że nie uczestniczymy aktualnie w żadnej wojnie. – Poza wojną ze światem duchów, który próbował dokonać inwazji na żyjących.
– Ludzie zrobili się zbyt wygodni i delikatni – stwierdził. Mieli takie czasy, że wiele dało się załatwić garścią leków. Każdy zabieg poprzedzało lekkie dźgnięcie igłą lub wdychanie konkretnych specyfików, które odcinały receptory bólowe czy nawet całego pacjenta, brało się prochy na dosłownie wszystko, nawet kiedy dolegliwości nie były zbyt silne. A później dziwili się, że wysiada im wątroba, leki przestają już działać w takiej samej ilości jak kiedyś albo uzależniają się i umysł sam domaga się wzięcia następnej dawki, choć organizm jej nie potrzebuje. – Ból przypomina mi o popełnieniu błędu. Ciężko wyciągnąć z niego wnioski i się poprawić, jeśli zostanie usunięty za szybko. – Może i czasem wychodził na masochistę, ale wcale nie sprawiało mu to przyjemności. Raczej uświadamiało, że mógł zrobić coś lepiej, musi nad sobą pracować i nie dopuścić do powtórzenia danej sytuacji. Często zależało od tego jego życie, a przez całą jego dotychczasową karierę w Tsunami poznał wiele osób, które na błędach się nie uczyło i koniec końców lądowali w trumnie.
Zajął miejsce, przygotowując się mentalnie do całego zabiegu. Nie był z tych, którzy mdleli na sam widok narzędzi stosowanych przez lekarzy czy dentystów, nie robiło mu się słabo od widoku krwi czy nawet głębokiej, otwartej rany. Zachowywał spokój, nawet miną nie zdradzając, że coś jest nie tak – poniekąd przyzwyczaił się już do bólu odczuwanego w ręce do tej pory. Wiedział jednak, że czekają go długie minuty dość charakterystycznych szarpnięć, ukłuć, poruszania podrażnionych tkanek. Nie wiedząc, czego oczekiwać po nieznanym mu doktorze, musiał przygotować się na każdą ewentualność. Na szczęście trafił na takiego, który stosował technikę zagadać pacjenta – chociaż Nakashima do rozmownych nie należał, zawsze doceniał takie podejście.
– Czasem można się otrzeć o śmierć, innym razem wyciąga się szopy z pułapek kłusowników – odparł odwracając wreszcie twarz w kierunku Kisary. Nie zauważył nawet, kiedy nastąpiło pierwsze wbicie igły, dopiero teraz odczuwając delikatne szarpnięcie. Spojrzał na ranę, niewzruszony tym niewesołym widokiem. Widywał o wiele gorsze rzeczy. Ofiary aktywności demonów chociażby. – Jestem żołnierzem. Tyle dobrego, że nie uczestniczymy aktualnie w żadnej wojnie. – Poza wojną ze światem duchów, który próbował dokonać inwazji na żyjących.
Satō Kisara ubóstwia ten post.
Zapomniał już, jak schematyczne i miarowe zszywanie może być… odprężające. Powtarzające się ruchy igły, nici i imadła, natychmiastowe skutki w postaci równego ściegu - wszystko to wprawiało w nieco medytacyjny nastrój, który ułatwiał mu wykonywanie czynności. Pomimo tego, iż dawno to robił, jego dłonie wciąż wiedziały, co robić, zapewne dzięki bezcennej pamięci mięśniowej.
„Ból przypomina mi o popełnieniu błędu.”
- Coś w tym jest. Choć, z drugiej strony, śmiem twierdzić, że bolało przede wszystkim podczas otrzymywania rany - czasem zatem drugi raz już nie musi - odparł, nie podnosząc często wzroku znad swojej roboty, nie chcąc się rozproszyć i popełnić bezsensownego błędu. - Nie biorę znieczulenia u dentysty, ale chyba podczas zszywania to wolałbym jednak jakieś mieć. To… ciągnięcie - dodał, dosłownie w tym czasie przeciągając nić przez skórę. Rana na szczęście nie krwawiła już dużo, choć nadal wydawała się bardzo delikatna. Kątem oka zerknął, czy mężczyzna patrzy na to, co robił Kisara, czy odwrócił wzrok jak większość ludzi. Uśmiechnął się ukradkiem, widząc i jednocześnie potwierdzając swoje przypuszczenia, gdy dostrzegł, że, owszem, spoglądał prosto na ranę. Z ciekawością wręcz.
- Och, żołnierz - powtórzył za nim. - To ma sens, chociaż nie tego się spodziewałem. Gdybym miał zgadywać, to powiedziałbym, że strażak lub… policjant. Ze względu na ranę. - I być może to… „konkretne” usposobienie. - Nie korzystacie na ogół z usług wojskowych lekarzy? Nie sugeruję, rzecz jasna, że jest pan tu niemile widziany - rzekł, śmiejąc się lekko. - Mam wrażenie, że niezbyt często widuję tu żołnierzy.
„Ból przypomina mi o popełnieniu błędu.”
- Coś w tym jest. Choć, z drugiej strony, śmiem twierdzić, że bolało przede wszystkim podczas otrzymywania rany - czasem zatem drugi raz już nie musi - odparł, nie podnosząc często wzroku znad swojej roboty, nie chcąc się rozproszyć i popełnić bezsensownego błędu. - Nie biorę znieczulenia u dentysty, ale chyba podczas zszywania to wolałbym jednak jakieś mieć. To… ciągnięcie - dodał, dosłownie w tym czasie przeciągając nić przez skórę. Rana na szczęście nie krwawiła już dużo, choć nadal wydawała się bardzo delikatna. Kątem oka zerknął, czy mężczyzna patrzy na to, co robił Kisara, czy odwrócił wzrok jak większość ludzi. Uśmiechnął się ukradkiem, widząc i jednocześnie potwierdzając swoje przypuszczenia, gdy dostrzegł, że, owszem, spoglądał prosto na ranę. Z ciekawością wręcz.
- Och, żołnierz - powtórzył za nim. - To ma sens, chociaż nie tego się spodziewałem. Gdybym miał zgadywać, to powiedziałbym, że strażak lub… policjant. Ze względu na ranę. - I być może to… „konkretne” usposobienie. - Nie korzystacie na ogół z usług wojskowych lekarzy? Nie sugeruję, rzecz jasna, że jest pan tu niemile widziany - rzekł, śmiejąc się lekko. - Mam wrażenie, że niezbyt często widuję tu żołnierzy.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Strona 1 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku