Mieszkańcy Sāwy pozwolili, by na przestrzeni lat most obrósł naturalną roślinnością. Dodało mu to ogromu uroku, ale przede wszystkim wpasowało w nieco uwsteczniony klimat samej wsi.
Most stał się ważną częścią tej niewielkiej miejscowości. Od kiedy sięgnąć pamięcią, łączy obie części Sāwy - wschodnią i zachodnią, które wpół przecięte są meandrami rzeki Yarata. Tutejsi uważają to miejsce za jeden z głównych punktów charakterystycznych, spisujących się doskonale zwłaszcza podczas lokalnych świąt. Powiedzenie: "widzimy się przy moście" to powiedzenie standardowe.
Most skrywa jednak i gorsze oblicze.
Jedna z belek balustrady jest nieco wygięta i choć na ogół łatwo ominąć ten punkt, to raz wskazany przykuwa spojrzenie już notorycznie. Plotki na temat uszkodzenia są różne i bardzo skąpe w szczegółach. Mieszkańcy, choć życzliwi i przyjaźnie nastawieni do przejezdnych, uparcie milczą w sprawie. Potrafią zbyć ten temat rozbawionym uśmiechem i machnięciem ręką, ale starczy tyle, by bardziej naciskać, aby być świadkiem prawdziwego wybuchu irytacji. Stało się pewnym, że wydarzyło się tu coś strasznego lub niewygodnego na tyle, aby próbowano zatuszować całość.
Ci bardziej natrętni znajdą jednak sposób na rozgryzienie sekretu wsi. Istnieje pogłoska, że historię defektu w pełnych detalach opowiada stara kobieta nazwiskiem Daikimi mieszkająca w chacie na skraju wioski. Kiedy jest się zbyt natarczywym, mieszkańcy odsyłają właśnie do niej. Rzecz w tym, że nikt jeszcze nie wrócił z wizyty.
Choć był grudzień to zima w Sawie trwała już od dłuższego czasu. Wiekowe sosny w leśnych kępach wznosiły się do nieba i jak parasole dźwigały nadmiar śniegu na swych gałęziach. Przmeraźnięte konary drzew kołysały się miarowo niosąc warkot wyginanego drewna przeplatanego ptasimi nawoływaniami, trzaskiem pękających gałęzi i usypującego się na zbitą ziemię śnieżnego nawału. Ten chrupał satysfakcjonująco przy każdym kroku pod stopą. Spektakularna para wydobywała się przy każdym oddechu rozmywając się w niemal bezwietrznej przestrzeni. Pogoda dopisywała - pomyślał spuszczając spojrzenie z poprzecinanego gałęziami nieba z powrotem na szlak. Nie śpieszył się. Krok był miarowy, spokojny. Ubrany w tradycyjny strój w barwach bieli i bladego błękitu wpasowywał się w charakterystyczny dla regionu klimat minionego stulecia. Poprawił pod szyją klamrę haori z szarego, króliczego futra na którym luźno rozlewały się czarne włosy. Dłoń sięgnęła też przepasającej go torby wypełnionej zimowymi ziołami. Zaczynała mu ciążyć dając znak, że nie powinien się przeforsowywać w swojej wycieczce. Dopisująca pogoda nie oznaczała, że krępujące ciało ograniczenia przestawały obowiązywać. Z pewnym niewypowiedzianym rozżaleniem zadecydował o powrocie. To właśnie wtedy po raz pierwszy, kątem oka dostrzegł cień w oddali. Istota która bezwiednie uznał za łanię. Historia jednak powtórzyła się jeszcze dwukrotnie. Istota wyraźnie błądziła (a może z jakiegoś powodu go obchodziła...?) pojawiając się w zasięgu wzroku za każdym razem z innej strony, sprawiając, że Hirai nie mógł nie zmarszczyć czoła w zamyśleniu. Punkt stawał się wyraźniejszy z każdą chwilą. Czy też został dostrzeżony? Staną w miejscu chowając dłonie w szerokich rękawach kimona w geście pewnego wyczekiwania. Podparł się przy tym plecami o konar pobliskiego drzewa. Stanie w miejscy było bardziej męczące niż ruch.
- Zgubiłaś się? Nie wyglądasz na tutejszą. Zimą szybko tu zapada zmrok, a noce w górach są niebezpieczne, powinnaś uważać - przymrużył powieki sprawiając, że ostatnie słowa zawisły w powietrzu jak swego rodzaju groźba podszyta dezaprobatą. Ludzie nie potrafili słuchać dobrych rad, lecz pogróżki... Tak, te potrafiły zapadać w pamięci - Czego tu szukasz? - chociaż pytał grzecznie, czuć było przy tym brak faktycznego zainteresowania. Trochę tak, jakby wyłącznie z kurtuazji dociekał czemu próbuje zamarznąć na śmierć i kłopotać go tym, że będzie ostatnią osobą, która ją przed tym widziała.
Bywała naiwna, oddając się nieco zbyt chętnie i często - artystycznej naturze. Telefon, który wysunęła, oprócz odrobiny światła, nie posłużył za wielką pomoc. Zasięg był słaby, bez końca ładując połączenie. Chłód coraz mocniej wdzierał się pod otulający ją płaszcz. I chociaż nos chowała w szerokim, szarym szalu, czuła jak oddech opala ją mroźną mgiełką. Kiedy raz jeszcze trafiła na ducha pod skalnym ustępem, który tym razem, nieruchomo się w nią wpatrywał - wystraszyła się bardziej. Była pewna, że takowy nie mógł jej zrobić fizycznej krzywdy. Jeśli - duchem był.
Ruszyła spieszniej, tym bardziej drgając, gdy na horyzoncie dostrzegła cień. Ten sam? Niby spłoszona zwierzyna, ruszyła w bok, chcąc zejść z pola widzenia, tak samo, za drugim razem, by w trzecim podejściu, zmusić bijące nerwowo serce, do zwolnienia. Panika, nie pomagała w niczym, ale obejmowała ją ciasno, kotłując w głowie przeraźliwe echo wspomnień. I gdy długowłosy cień zatrzymał się, znowu - wpatrując bezpośrednio w jej postać, kroki, wciąż niepewne, skierowała w jego kierunku. Zatrzymała się wciąż w odległości, która pozwalała jej wierzyć, że w razie niebezpieczeństwa, była w stanie uciec. Czy Kyou był w stanie pojawić się tutaj, jeśli go zawoła?
Dopiero bliższa perspektywa dała jej pewność, że miała przed sobą człowieka. Odetchnęła z ulgą, tylko po to, poczuć kolejne dreszcze, na rzucone w jej stronę słowa, przynajmniej w naleciałości pogróżki - T-tak - nie umiała kłamać, nie kiedy coraz mocniej zbierało jej się na łzy i tylko siłą woli, powstrzymywała ich ścieżkę przed uwolnieniem - Byłam w świątyni - dodała ciszej, nie będąc pewną, czy nieznajomy dosłyszał jej ton i zrozumiał usprawiedliwienie. Nieco głupie, bo nie tłumaczyło jej pozycji.
- P-przepraszam, nie chciałam - drżała nie tylko przejęta niepokojem, ale i zimnem. Jeszcze trochę, a zacznie szczękać zębami. Miała za to okazję dostrzec kilka szczegółów, które nasuwały jej w pamięci obrazach starszych bóstw z opowieści i obrazów legend, które z ciekowością pochłaniała - nie chciałam zakłócać Pana spokoju - odezwała się, skłaniając lekko głowę, z zachowanym szacunkiem. Mimowolnie, intuicyjnie, wybrała formułę, która mogła uspokoić zapędy niektórych youkai. Czy takiego spotkała? Czuła się nieco głupio, bardziej zawstydzona, ale skoro przytomnie, tajemniczy nieznajomy wszedł w interakcję z jej zagubieniem, nie mogła uciekać. Nie bez powodu - Chcę tylko wrócić do drogi, bliżej wsi - a stamtąd z nadzieją wierzyć, że uda jej się wezwać taksówkę i wrócić do domu.
@Hirai Masayuki
- Czego nie chciałaś..? Zamarznąć na śmierć? W to nie wątpię - zauważył szorstko będąc niewzruszonym na zwilgotniałe tęczówki. - Nie musisz mnie za to przepraszać - powinnaś dziękować, że los zechciał bym na ciebie trafił - dodał po chwili już bardziej ze zmęczeniem niż złością, która powoli bladła - Nie zakłócasz spokoju. A nawet jeśli to nie jesteś pierwsza. Robicie to nieustannie - wy, miastowi - nie doceniacie Sawy, a potem za to płacicie. Przy odrobinie szczęścia jedynie odmrożeniami - pouczał protekcjonalnym tonem by ostatecznie westchnąć - Chodź za mną, zaprowadzę cię do wsi. Wyłącz światło komórki. Jest wokół pełno śniegu, jak tylko przyzwyczają się oczy do półmroku będziesz widziała więcej - śnieg naturalnie odbijał szarości nieba, bladość nieśmiało pojawiających się na niebie gwiazd. Błękitnawa poświata rozpraszana była daleko w szerz i wzdłuż lasu. Nie oglądając się za siebie, ruszył przed siebie. Tępo miał miarowe i wolne, ciężko byłoby go jakkolwiek zgubić
- Mówiłaś, że odwiedziłaś Świątynię. Któremu bóstwu poświęconą...? - niewielkie kapliczki były mnogo rozścielone w Sawie. Znaleźć można było też kilka pomniejszych świątyń. W końcu to była okolica, która była bliższa niebu, dosłownie. To zaś sprzyjało oddawaniu czci.
Pokręciła głową pospiesznie, początkowo nie chwytając zawoalowanego sarkazmu. Odetchnęła jednak głębiej, wypuszczając chmurę malowanego bielą oddechu - Dziękuję - pochyliła się ponownie, zgodnie płynącym przeczuciem. Unosząc głowę, sięgnęła palcami zaszklonych oczu, by przetrzeć zroszone słoną wilgocią rzęsy i zostawić miejsca, by mróz urządził sobie na nich srebrzysty taniec.
Zrobiło jej się głupio. I coraz silniej rosło w niej przekonanie, że ma do czynienia z kimś więcej niż zwykłym człowiekiem - WQ takim razie, mają też szczęście, że trafiają na twoje błogosławieństwo - szepnęła bardziej do siebie. Gdyby chciał ją skrzywdzić, gdyby, krzywdził tych "innych" prawdopodobnie już zostałaby zaatakowana. Naiwnie, czy nie, odetchnęła spokojniej, kołysząc kołysanką słów niespokojnie wibracje serca - Doceniam Sawę - odezwała się z namysłem, warząc słowa - doceniam jej zimy i biel co ją maluje. Tam z góry, wygląda pięknie - kontynuowała, ale urywała, nie chcąc drażnić prowadzącą ją istotę. Nie każdy rozumiał. Nie każdy nawet powinien. I nie każdy musiał chcieć jej słuchać.
Zgodnie z prośbą, zgasiła komórkę, chowając w urządzenie w kieszeń. I równie zgodnie z zapowiedzią, dwa zaszklone ustającą wilgocią czernie źrenic, dużo łatwiej potrafiła odnaleźć obce rysy ścieżki i postać męską, za która podążyła jak niewielki cień. Wciągnęła też powietrze z zachwytem, dostrzegając, jak długie miał włosy. Myśl zupełnie nie na miejscu, pociągnęła jej dłoń do przodu, w geście, który finalnie miałby uchwycić wymykające się z materii pasmo. Nim jednak palce dotknęły celu, cofnęła się gwałtownie. Czuła, jak ciepło wkrada się na policzki, równając się z rumieńcem, którym namalował jej chłód.
Dawno nie spotkała mężczyzny o takich włosach i fakt ten wprawił ją w głęboką artystycznie - fascynację. Miała nadzieję, że nie zauważył - Och - niemal podskoczyła, gdy znowu odezwał się, wytrącając ją z duszonej refleksji i rozbrajając dźwięk śnieżnego chrzęstu pod ich stopami - Pani Jaśniejącej na niebie - odpowiedziała miękko, bez namysłu niemal, z wspomnieniem opieki, jaką otrzymała na początku grudnia. A właściwie, jej awatara. Nie miało to znaczenia. Odkąd pamiętała, uczono ją szacunku do bóstw i zawierzała się ich błogosławieństwu. Bardziej, wypadało powiedzieć, że wracała na nowo. Wciąż nieśmiało. Wierzyła na nowo. Chociaż nie umiała wytłumaczyć, czy kiedykolwiek znajdzie odpowiedź na to, czym zasłużyła sobie na okrucieństwo, które na nią zesłali, nim zniknęła z Fukkatsu. Zamknęła jednak myśli, wypychający ich ciemny poblask. Czy nieznajomymi był w stanie czytać w jej myślach? - A Pan... - chociaż starała się stawiać równo kroku, zazwyczaj, śledziła te należące do przewodnika, stawiając stopy w zagłębionych odbiciach śladów męskich kroków - Pan tu mieszka? - tu w okolicy, w górach. Kusiło ją też zapytać o włosy, ale niemal słyszała w głowie werbalizację i brzmienie, które nadawało jej wydźwięk skończonej głupoty. Nikt przy zdrowych zmysłach, nie pytał o podobne rzeczy nieznajomego. Prawdopodobnie yokai. Zazwyczaj. Prawda?
@Hirai Masayuki
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.