Strona 1 z 2 • 1, 2
- Jaki uroczy kotek! - młoda dziewczyna w stroju czarownicy szepnęła do swojej koleżanki przebranej z kolei za Alicję z Krainy Czarów, wyraźnie wskazując na stojącego obok ciemnowłosego chłopaka. Na twarzy Enmy momentalnie pojawiła się wyraźna uraza, jakby biedne dziewczę obraziło jego rodzinę o minimum trzy pokolenia do tyłu.
- Jestem wilkiem, nie kotem! - prychnął, odprowadzając je wzrokiem i bogowie mu świadkiem, że gdyby tylko miał możliwość wyrządzenia komuś krzywdy samym spojrzeniem - to w tym momencie nie zawahałby się tego użyć. Odwrócił głowę, skupiając tym razem swoją całą uwagę na stojącym obok yurei, jakby chciał odszukać w nim poparcie dla swoich słów.
- No przecież każdy głupi to widzi! Jak można pomylić kota z wilkiem! - wymamrotał, nadal urażony pomyłką. Odgarnął długie, ciemne włosy za siebie i uniósł trzymaną w dłoni dyniową babeczkę, którą zdążył zgarnąć z sali bankietowej.
- Nawet mam cholerny, wilczy ogon. Spójrz! Czy koty mają takie ogony? No mają?! Nie mają! - wskazał dłonią na swój tył, gdzie do materiału kimona przytwierdzony został puchaty, szary ogon. Pokręcił głową zrezygnowany, zjadając kolejny kawałek słodkiej zdobyczy. Stali w kolejce już dobre z trzydzieści minut, która z kolei posuwała się z prędkością ślimaka.
- Masz, spróbuj. Jadłeś? - zapytał, wyciągając niespodziewanie dłoń z nadgryzioną do połowy babeczką w stronę Shin'a, niemal podsuwając ją pod same jego usta. - Nie sądziłem, że połączenie dyni z gorzką czekoladą będzie strzałem w dziesiątkę. No dalej, nie krępuj się-
- Następni. Świetne stroje! Mnich i kot, interesujące połączenie. Proszę, wasze latarki - kobiecy głos hostessy przebranej za kobiece zombie przerwało monolog senkenshy. Warui mógł usłyszeć głośny trzask i odgłos pękania.
To spokój i cierpliwość Enmy właśnie rozpadły się na kawałki.
- Jestem wilkiem!
Nikłe światło latarki nie pomagało zbytnio w walce z ciemnością, ale lepsze to niż nic. I o ile Enma z początku wykazywał się niezwykłą odwagą, wszakże kroczył na przodzie, tak z każdym kolejnym krokiem zdawał się zwalniać i nieco kulić, jakby w obawie, że lada moment coś wyskoczy mu przed gębą.
-.... creepy. - skomentował pokój, kiedy przesuwał wiązką światła dookoła, ostatecznie spoglądając w stronę telewizora. Cały wystrój pomieszczenia przypominał mu jakiś film, który oglądał kilka dobrych lat temu, ale za cholerę nie potrafił przywołać odpowiednich wspomnień w głowie. Nawet nie zorientował się kiedy jego ciało przeszył ostrzegawczy dreszcz a w ustach zaschło. Przełknął nerwowo ślinę, mając wrażenie, że klaustrofobiczne pomieszczenie zaczyna się zmniejszać.
To siedzi tylko w twojej głowie, Enma.
Odwrócił się i jego uwagę przykuła ściana pokryta fotografiami. Nawet podszedł bliżej, przyglądając się każdej z nich z nieukrywanym zainteresowaniem, aczkolwiek skończywszy podziwiać estetyczną część zdjęć, uznał że nie ma tutaj nic nadzwyczajnego.
- Shin...? - spojrzał za siebie, świecąc latarką w głąb pokoju, chcąc odszukać swojego towarzysza. Kiedy ruszył w jego stronę przystanął nagle i odwrócił się. Pareidolia zaczynała powoli uderzać, przez co miał wrażenie że w ciemnościach za nim coś się czai. Coś złego i czyhającego, aż ponownie oderwie się od ich dwuosobowego zespołu.
Przyspieszył.
Prawie biegł.
Byle jak najszybciej znaleźć się przy rudowłosym.
- Cośtujestcośtujestcośtujest - jęknął, spoglądając za siebie.
Ale niczego tam nie było. Poczuł się jak debil.
-.... spanikowałem. Ekhm.... t-to m-masz coś? - odchrząknął, próbując brzmieć normalnie.
Ale nie brzmiał.
@Warui Shin'ya
- Jestem wilkiem, nie kotem! - prychnął, odprowadzając je wzrokiem i bogowie mu świadkiem, że gdyby tylko miał możliwość wyrządzenia komuś krzywdy samym spojrzeniem - to w tym momencie nie zawahałby się tego użyć. Odwrócił głowę, skupiając tym razem swoją całą uwagę na stojącym obok yurei, jakby chciał odszukać w nim poparcie dla swoich słów.
- No przecież każdy głupi to widzi! Jak można pomylić kota z wilkiem! - wymamrotał, nadal urażony pomyłką. Odgarnął długie, ciemne włosy za siebie i uniósł trzymaną w dłoni dyniową babeczkę, którą zdążył zgarnąć z sali bankietowej.
- Nawet mam cholerny, wilczy ogon. Spójrz! Czy koty mają takie ogony? No mają?! Nie mają! - wskazał dłonią na swój tył, gdzie do materiału kimona przytwierdzony został puchaty, szary ogon. Pokręcił głową zrezygnowany, zjadając kolejny kawałek słodkiej zdobyczy. Stali w kolejce już dobre z trzydzieści minut, która z kolei posuwała się z prędkością ślimaka.
- Masz, spróbuj. Jadłeś? - zapytał, wyciągając niespodziewanie dłoń z nadgryzioną do połowy babeczką w stronę Shin'a, niemal podsuwając ją pod same jego usta. - Nie sądziłem, że połączenie dyni z gorzką czekoladą będzie strzałem w dziesiątkę. No dalej, nie krępuj się-
- Następni. Świetne stroje! Mnich i kot, interesujące połączenie. Proszę, wasze latarki - kobiecy głos hostessy przebranej za kobiece zombie przerwało monolog senkenshy. Warui mógł usłyszeć głośny trzask i odgłos pękania.
To spokój i cierpliwość Enmy właśnie rozpadły się na kawałki.
- Jestem wilkiem!
Pomieszczenie 1 - The ring
Nikłe światło latarki nie pomagało zbytnio w walce z ciemnością, ale lepsze to niż nic. I o ile Enma z początku wykazywał się niezwykłą odwagą, wszakże kroczył na przodzie, tak z każdym kolejnym krokiem zdawał się zwalniać i nieco kulić, jakby w obawie, że lada moment coś wyskoczy mu przed gębą.
-.... creepy. - skomentował pokój, kiedy przesuwał wiązką światła dookoła, ostatecznie spoglądając w stronę telewizora. Cały wystrój pomieszczenia przypominał mu jakiś film, który oglądał kilka dobrych lat temu, ale za cholerę nie potrafił przywołać odpowiednich wspomnień w głowie. Nawet nie zorientował się kiedy jego ciało przeszył ostrzegawczy dreszcz a w ustach zaschło. Przełknął nerwowo ślinę, mając wrażenie, że klaustrofobiczne pomieszczenie zaczyna się zmniejszać.
To siedzi tylko w twojej głowie, Enma.
Odwrócił się i jego uwagę przykuła ściana pokryta fotografiami. Nawet podszedł bliżej, przyglądając się każdej z nich z nieukrywanym zainteresowaniem, aczkolwiek skończywszy podziwiać estetyczną część zdjęć, uznał że nie ma tutaj nic nadzwyczajnego.
- Shin...? - spojrzał za siebie, świecąc latarką w głąb pokoju, chcąc odszukać swojego towarzysza. Kiedy ruszył w jego stronę przystanął nagle i odwrócił się. Pareidolia zaczynała powoli uderzać, przez co miał wrażenie że w ciemnościach za nim coś się czai. Coś złego i czyhającego, aż ponownie oderwie się od ich dwuosobowego zespołu.
Przyspieszył.
Prawie biegł.
Byle jak najszybciej znaleźć się przy rudowłosym.
- Cośtujestcośtujestcośtujest - jęknął, spoglądając za siebie.
Ale niczego tam nie było. Poczuł się jak debil.
-.... spanikowałem. Ekhm.... t-to m-masz coś? - odchrząknął, próbując brzmieć normalnie.
Ale nie brzmiał.
@Warui Shin'ya
Zagadka przy ścianie 1/2 - 39
Ubiór: Lekkie kimono z ciemnego materiału z elementami bieli; peruka z czarnymi, długimi włosami; wilcze uszy; puchaty ogon; obroża
Ubiór: Lekkie kimono z ciemnego materiału z elementami bieli; peruka z czarnymi, długimi włosami; wilcze uszy; puchaty ogon; obroża
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
- Musicie oddać latarki - życzliwy głos i wyciągnięta z ciemności dłoń zwróciła uwagę Shina, blokując mu szczęki w połowie przeżucia. - Nie ma ich w tym pomieszczeniu.
Oddał więc bez dyskusji, żałując tej decyzji pół kroku później, gdy ciężkie drzwi zamknęły się za plecami, hukiem odcinając od świata rzeczywistego. Zdawał sobie - oczywiście - sprawę z tego, że wszystko wokół jest ucharakteryzowane, klimat sztuczny, a historia zmyślona, ale to nie miało żadnego znaczenia. Klaustrofobiczność, nastrój i dźwięki sporadycznych kapnięć nadawały miejscu mimowolnej autentyczności. Był w stanie uwierzyć, że naprawdę musi się zmierzyć z tym co go tu czeka; z potworem i z powodem, dla którego ten potwór w ogóle powstał.
W słabym, pulsującym świetle śnieżącego telewizora, zdawał się dziwnie milczący. Zapytany o przyczynę pewnie wybuchnąłby tylko nerwowym śmiechem - i właśnie ta świadomość sprawiała, że zaciskał szczęki, starając się nie zwracać na siebie uwagi towarzysza. Kątem oka wychwycił, że Enma przygląda się ścianie, sam natomiast postąpił dwa niepewne kroki w stronę repliki studni. Naturalny odruch okazał się niewypałem - wsunął palce pod drewniane wieko, ale nie udało mu się go unieść na więcej niż dwa centymetry. Użycie siły mijało się z celem, choć za pierwszym razem, gdy wetknął opuszki pod szorstkość desek, szarpnął gwałtownie, pewien, że bez problemu uda mu się usunąć pokrywę. Łoskot uderzającej o metal kłódki od razu wycofał jego dłonie, które zdążył poderwać na wysokość ramion, nim głośny tupot nie obrócił go ku Seiwie.
- Co? - Wytężył natychmiast wzrok, mrużąc podbite krwistą plamą powieki. - Gdzie? - Panika towarzysza mu się udzieliła, choć kiedy padło pytanie, sam spróbował przerzucić tok myślenia na inny tor. I tak sprawdzał asekuracyjnie, czy coś się jednak nie poruszyło za pobliską kotarą albo czy ten dziwny, niekształtny cień to jednak nie jest żadne widmo... ale rzeczywiście koniec końców dotknął kłódki, wracając do swojego znaleziska. - Szyfr. - Tylko tyle zdążył powiedzieć, wyczuwając pod koniuszkiem wskazującego palca coś chropowatego. Paznokciem oderwał zawiniątko, prostując się w barkach i... jeszcze nim rozczytał zapis, do uszu dotarła charakterystyczna sekwencja. - Słyszysz? - Choć toczył spojrzeniem po pokoju, wcale nie używał akurat tego zmysłu. Wchłaniał akustykę, powolne kap....... kap....... cichy chrobot. Pauza na jedno, dwa, trzy uderzenia serca. I znów: kap... kap...
- Jeden, jeden, dwa - odczytał pod nosem, dając Enmie pole do popisu przy zamku. Przeszło mu wtedy przez myśl czy akurat to pomieszczenie, pełne wodnistych motywów, było odpowiednie dla jego medium. Seiwa zapewne wykazywałby się o wiele większą odwagą, gdyby całe otoczenie nie przypominało wnętrza po brzegi wypełnionego mętną, piwniczną cieczą.
Przynajmniej tak naiwnie zakładał.
Oddał więc bez dyskusji, żałując tej decyzji pół kroku później, gdy ciężkie drzwi zamknęły się za plecami, hukiem odcinając od świata rzeczywistego. Zdawał sobie - oczywiście - sprawę z tego, że wszystko wokół jest ucharakteryzowane, klimat sztuczny, a historia zmyślona, ale to nie miało żadnego znaczenia. Klaustrofobiczność, nastrój i dźwięki sporadycznych kapnięć nadawały miejscu mimowolnej autentyczności. Był w stanie uwierzyć, że naprawdę musi się zmierzyć z tym co go tu czeka; z potworem i z powodem, dla którego ten potwór w ogóle powstał.
W słabym, pulsującym świetle śnieżącego telewizora, zdawał się dziwnie milczący. Zapytany o przyczynę pewnie wybuchnąłby tylko nerwowym śmiechem - i właśnie ta świadomość sprawiała, że zaciskał szczęki, starając się nie zwracać na siebie uwagi towarzysza. Kątem oka wychwycił, że Enma przygląda się ścianie, sam natomiast postąpił dwa niepewne kroki w stronę repliki studni. Naturalny odruch okazał się niewypałem - wsunął palce pod drewniane wieko, ale nie udało mu się go unieść na więcej niż dwa centymetry. Użycie siły mijało się z celem, choć za pierwszym razem, gdy wetknął opuszki pod szorstkość desek, szarpnął gwałtownie, pewien, że bez problemu uda mu się usunąć pokrywę. Łoskot uderzającej o metal kłódki od razu wycofał jego dłonie, które zdążył poderwać na wysokość ramion, nim głośny tupot nie obrócił go ku Seiwie.
- Co? - Wytężył natychmiast wzrok, mrużąc podbite krwistą plamą powieki. - Gdzie? - Panika towarzysza mu się udzieliła, choć kiedy padło pytanie, sam spróbował przerzucić tok myślenia na inny tor. I tak sprawdzał asekuracyjnie, czy coś się jednak nie poruszyło za pobliską kotarą albo czy ten dziwny, niekształtny cień to jednak nie jest żadne widmo... ale rzeczywiście koniec końców dotknął kłódki, wracając do swojego znaleziska. - Szyfr. - Tylko tyle zdążył powiedzieć, wyczuwając pod koniuszkiem wskazującego palca coś chropowatego. Paznokciem oderwał zawiniątko, prostując się w barkach i... jeszcze nim rozczytał zapis, do uszu dotarła charakterystyczna sekwencja. - Słyszysz? - Choć toczył spojrzeniem po pokoju, wcale nie używał akurat tego zmysłu. Wchłaniał akustykę, powolne kap....... kap....... cichy chrobot. Pauza na jedno, dwa, trzy uderzenia serca. I znów: kap... kap...
- Jeden, jeden, dwa - odczytał pod nosem, dając Enmie pole do popisu przy zamku. Przeszło mu wtedy przez myśl czy akurat to pomieszczenie, pełne wodnistych motywów, było odpowiednie dla jego medium. Seiwa zapewne wykazywałby się o wiele większą odwagą, gdyby całe otoczenie nie przypominało wnętrza po brzegi wypełnionego mętną, piwniczną cieczą.
Przynajmniej tak naiwnie zakładał.
@Seiwa-Genji Enma
UBIÓR: na umyślnie poplamioną ziemią i krwią białą koszulę zarzucona została intensywnie czerwona peleryna z głębokim kapturem; myśliwskie spodnie podtrzymane na biodrach starym, skórzanym paskiem, za który wetknięto pokrowiec z atrapą noża; na dłoniach rękawiczki bez palców; podeszwa sznurowanych do połowy łydki butów zostawia w ziemi ślady wilczych łap;
rzut drugi (98) - sukces;
UBIÓR: na umyślnie poplamioną ziemią i krwią białą koszulę zarzucona została intensywnie czerwona peleryna z głębokim kapturem; myśliwskie spodnie podtrzymane na biodrach starym, skórzanym paskiem, za który wetknięto pokrowiec z atrapą noża; na dłoniach rękawiczki bez palców; podeszwa sznurowanych do połowy łydki butów zostawia w ziemi ślady wilczych łap;
Seiwa-Genji Enma and Ye Lian szaleją za tym postem.
"Szyfr"
Zaintrygowany powiódł spojrzeniem w stronę kłódki przyglądając się jej z uwagą. Znalezisko jego towarzysza faktycznie mogło im pomóc, ale do tego potrzebowali odpowiedzi. I w przeciwieństwie do Waruia, Enma nie znalazł nic, co mogłoby naprowadzić ich na odpowiedź. Westchnął ledwo zauważalnie, odczuwając narastające poczucie bezużyteczności w żołądku.
Tym bardziej, że przecież dorabiał sobie jako detektyw. Co prawda do spraw paranormalnych, ale czyż pokój ten nie był wzorowany na tym podobnych? Irytacja narastała, wgryzała się boleśnie w skórę, a złośliwe szepty szargały delikatnymi strunami pewności siebie, które były gotowe rozsypać się jak mokry piasek pod naporem opuszek palców.
Z kołtunów myśli wyrwało go krótkie pytanie. Uniósł głowę, a potem rozejrzał się, jakby wzrok był w stanie pomóc mu w dosłyszeniu.... tego, co słyszał Shin'ya. Wreszcie Enma skierował spojrzenie na mężczyznę. Nie słyszał.
- Nie... mam problem z miękkimi i cichymi dźwiękami. - przyznał po chwili, jednocześnie unosząc dłoń i musnął ledwo wyczuwalny kabel aparatu słuchowego. Były dwie możliwości. Albo sprzęt nawalał i będzie musiał w najbliższym czasie go wymienić albo postęp jego głuchoty był znacznie szybszy, aniżeli początkowo zakładano.
Na samą myśl, że być może w przyszłym roku, o tej samej porze będzie zupełnie głuchy najzwyczajniej w świecie... przerażała. Wizytę u lekarza odkładał jak się dało. Podświadomość szczypała, że przecież i tak tego nie uniknie. Koniec końców będzie musiał się przebadać, aby usłyszeć druzgocącą diagnozę. Ale było to jak z dentystą. Dopóki nie boli, to lepiej nie ruszać. I unikać tego jak ognia.
Nie chciał tam iść. Ale być może... być może gdyby nie był sam?
Nieprzeniknione spojrzenie utkwione było w mężczyźnie skupionym na pomieszczeniu. Czy miał w ogóle prawo prosić go o coś takiego? Jednakże niepewność pękała pod ciężarem wspomnień z pola kukurydzianego oraz słów, jakie wtedy usłyszał. Nie chciał obciążać go swoimi problemami, z drugiej zaś strony chciał się nimi z kimś podzielić. Desperacko krzyczał o pomoc w duszy i miał wrażenie, że tylko Shin'ya potrafił go dosłyszeć.
- Shin'ya. - odezwał się niepewnie, wciąż targany wątpliwości. Wiedział jednak, że gdyby zostawił rozmowę na później, być może na inny dzień, to okruchy odwagi, które wygrzebał z siebie, znikną na zawsze. Teraz, albo nigdy. - Czy pójdziesz- - dobór słów był tragiczny, jak zgrzyt muśnięty po szybie - jak będziesz miał chwilę wolnego, w sensie dzień wolny, to czy pójdziesz ze mną do- no, do lekarza? - zapadła cisza, a on, nie wiedzieć czemu, poczuł się jak idiota. Przecież to było głupie. Był dorosły. Za dwa miesiące skończy dwudziesty czwarty rok, a bał się iść do lekarza.usłyszeć diagnozę.
Kretyn.
- Albo w sumie dobra! Nieważne! Zapomnij! Skupmy się na pokoju! - dodał pospiesznie, zawstydzony swoją chwilą słabości. O dziwo los przyszedł mu z pomocą, kiedy ekran telewizora zaczął migotać. Nim zdołał skupić na nim swoja uwagę, nieopodal zadzwonił telefon. Ten dźwięk już usłyszał i bez dłuższej chwili zastanowienia, skierował swoje kroki w stronę urządzenia, łapiąc za słuchawkę i ją podnosząc.
Zginiesz za siedem dni
- Bardzo zabawne. - mruknął pod nosem odkładając ją na swoje miejsce i tym samym rozłączając się.
Nie okazał się zbyt pomocny w tym pokoju. Być może przez brak uwagi, a być może przez natłok myśli. Ale narastające poczucie winy było aż nadto namacalne. Może w następnym pokoju pójdzie mu lepiej?
- Nic nie znalazłem. - w końcu westchnął, przyznając się do porażki.
@Warui Shin'ya
Zaintrygowany powiódł spojrzeniem w stronę kłódki przyglądając się jej z uwagą. Znalezisko jego towarzysza faktycznie mogło im pomóc, ale do tego potrzebowali odpowiedzi. I w przeciwieństwie do Waruia, Enma nie znalazł nic, co mogłoby naprowadzić ich na odpowiedź. Westchnął ledwo zauważalnie, odczuwając narastające poczucie bezużyteczności w żołądku.
Tym bardziej, że przecież dorabiał sobie jako detektyw. Co prawda do spraw paranormalnych, ale czyż pokój ten nie był wzorowany na tym podobnych? Irytacja narastała, wgryzała się boleśnie w skórę, a złośliwe szepty szargały delikatnymi strunami pewności siebie, które były gotowe rozsypać się jak mokry piasek pod naporem opuszek palców.
Z kołtunów myśli wyrwało go krótkie pytanie. Uniósł głowę, a potem rozejrzał się, jakby wzrok był w stanie pomóc mu w dosłyszeniu.... tego, co słyszał Shin'ya. Wreszcie Enma skierował spojrzenie na mężczyznę. Nie słyszał.
- Nie... mam problem z miękkimi i cichymi dźwiękami. - przyznał po chwili, jednocześnie unosząc dłoń i musnął ledwo wyczuwalny kabel aparatu słuchowego. Były dwie możliwości. Albo sprzęt nawalał i będzie musiał w najbliższym czasie go wymienić albo postęp jego głuchoty był znacznie szybszy, aniżeli początkowo zakładano.
Na samą myśl, że być może w przyszłym roku, o tej samej porze będzie zupełnie głuchy najzwyczajniej w świecie... przerażała. Wizytę u lekarza odkładał jak się dało. Podświadomość szczypała, że przecież i tak tego nie uniknie. Koniec końców będzie musiał się przebadać, aby usłyszeć druzgocącą diagnozę. Ale było to jak z dentystą. Dopóki nie boli, to lepiej nie ruszać. I unikać tego jak ognia.
Nie chciał tam iść. Ale być może... być może gdyby nie był sam?
Nieprzeniknione spojrzenie utkwione było w mężczyźnie skupionym na pomieszczeniu. Czy miał w ogóle prawo prosić go o coś takiego? Jednakże niepewność pękała pod ciężarem wspomnień z pola kukurydzianego oraz słów, jakie wtedy usłyszał. Nie chciał obciążać go swoimi problemami, z drugiej zaś strony chciał się nimi z kimś podzielić. Desperacko krzyczał o pomoc w duszy i miał wrażenie, że tylko Shin'ya potrafił go dosłyszeć.
- Shin'ya. - odezwał się niepewnie, wciąż targany wątpliwości. Wiedział jednak, że gdyby zostawił rozmowę na później, być może na inny dzień, to okruchy odwagi, które wygrzebał z siebie, znikną na zawsze. Teraz, albo nigdy. - Czy pójdziesz- - dobór słów był tragiczny, jak zgrzyt muśnięty po szybie - jak będziesz miał chwilę wolnego, w sensie dzień wolny, to czy pójdziesz ze mną do- no, do lekarza? - zapadła cisza, a on, nie wiedzieć czemu, poczuł się jak idiota. Przecież to było głupie. Był dorosły. Za dwa miesiące skończy dwudziesty czwarty rok, a bał się iść do lekarza.
Kretyn.
- Albo w sumie dobra! Nieważne! Zapomnij! Skupmy się na pokoju! - dodał pospiesznie, zawstydzony swoją chwilą słabości. O dziwo los przyszedł mu z pomocą, kiedy ekran telewizora zaczął migotać. Nim zdołał skupić na nim swoja uwagę, nieopodal zadzwonił telefon. Ten dźwięk już usłyszał i bez dłuższej chwili zastanowienia, skierował swoje kroki w stronę urządzenia, łapiąc za słuchawkę i ją podnosząc.
Zginiesz za siedem dni
- Bardzo zabawne. - mruknął pod nosem odkładając ją na swoje miejsce i tym samym rozłączając się.
Nie okazał się zbyt pomocny w tym pokoju. Być może przez brak uwagi, a być może przez natłok myśli. Ale narastające poczucie winy było aż nadto namacalne. Może w następnym pokoju pójdzie mu lepiej?
- Nic nie znalazłem. - w końcu westchnął, przyznając się do porażki.
@Warui Shin'ya
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Enma bywał roztrzepany wcześniej. Zwykle krył to jednak pod płaszczem wyuczonych nawyków, potknięcia maskując następnym, płynnym już ruchem. Dzięki temu w ten czy inny sposób wychodził z twarzą. Tłum być może dostrzegał błąd, ale zapominał o nim natychmiast w obliczu postępującego po porażce sukcesu. Przyćmiewał zwyczajnie wadliwy krok o wiele jaśniejszą wygraną. Shin’ya dostrzegł wieki temu to aktorskie przedstawienie, a mimo tego dzisiejszego wieczoru miał wrażenie, że Seiwie ciężej zachować gardę.
Przypatrywał się mu z uwagą, od której nawet okoliczne straszaki wydawały się mniej istotne. Wciąż wychwytywał charakterystyczną sekwencję dźwięków, wyczuwał podłożony zapach lekkiej stęchlizny, docierały do niego trzaski z telewizora i migotanie ekranu - ale przede wszystkim dostrzegał nerwowość Enmy. I chociażby fakt, że dał mu do wpisania podany kod, co zostało zupełnie zignorowane, wyostrzył czujność. W złotych ślepiach jarzyło się zaintrygowanie; być może czekał na coś konkretnego, z ociągnięciem zdejmując wzrok przeszywający jak szpila. Przekierował spojrzenie na zamek, ustawiając odpowiednie cyfry, a następnie, gdy pąk kłódki odskoczył z trzaskiem, zsunął pokrywę.
Zaglądając do studni dotknął miękkiej bibuły. Cienkie paski plątały mu się w palcach, gdy sięgał po skąpaną w ich sztucznej toni laleczkę. Pozszywana, w starym stylu, z wysłużonym wewnątrz pluszem. Może podniósł ją przede wszystkim dlatego, że kogoś mu przypominała, a może był to jedynie przypadek podczas słuchania prawdziwej walki - tej, która toczyła się wewnątrz senkenshy.
- Mam wolne trzeciego listopada, Enma - wtrącił w pewnym momencie, jednocześnie starając się rozszyfrować zapisek z kartki mimo ciemności. Treść chciał nawet odczytać; rozklejał już usta, między szorstkością warg poczuł pierwsze tchnienie słowa... ale zatrzymał się w pół oddechu zdając sobie sprawę czego dotyczyły informacje. Nie miało to większego znaczenia, Enma nie był dzieckiem, nawet jeżeli przed chwilą tak się zachował, ale z jakiegoś powodu Shin uznał, że tekst dotyczący śmierci z rąk rodziny był nie na miejscu. Za bardzo kojarzył się z historią z mieszkania, z koszmarami przeszłości dręczącymi senkenshę niemal noc w noc. Odkładając pluszową Sadako na miejsce obrócił się więc tylko i wzruszył barkami. - Na karteczce "dwa" było podkreślone. Może to ma jakieś znaczenie?
Jeżeli miało - na pewno nie za ich kadencji. Nie minęło pewnie nawet piętnaście minut jak głośny pisk alarmu wymusił na nich ucieczkę. Ciężko było stwierdzić czy to zaplanowany zabieg, czy oderwany od scenariusza element po prostu dający znak, że to koniec przewidywanego na pomieszczenie czasu, jednak Warui ani myślał zostać tu choćby sekundę dłużej. Z ulgą przyjął szansę na zaczerpnięcie haustu świeżego powietrza i odrobinę normalnej jasności (nawet jeżeli przytłumionej, bo poza pokojami również zadbano o klimatyczne oświetlenie). Nie potrafił się też do końca opamiętać z wrażenia, że przekraczając próg zostawia za plecami coś istotnego. Realne zagrożenie, być może historię autentycznej jednostki, której losy związane są z głębinami studni, że tak jak Enma odczuwała lęk przed zbiornikami wodnymi, że podobnie jak on straciła życie z inicjatywy tych, którym powinna jako dziecko ufać bezgranicznie. Głupio było niszczyć sobie wrażenie zabawy tak poważnymi przemyśleniami, ale jak inaczej powinien działać? Kładąc dłoń na ramieniu ciemnowłosego włożył w to pewnie trochę za dużo siły, zbyt wiele niesubtelnej próby przypomnienia, że jest krok za nim jak wierny cień.
- Chodźmy do następnego. Może pójdzie nam sensowniej.
Przypatrywał się mu z uwagą, od której nawet okoliczne straszaki wydawały się mniej istotne. Wciąż wychwytywał charakterystyczną sekwencję dźwięków, wyczuwał podłożony zapach lekkiej stęchlizny, docierały do niego trzaski z telewizora i migotanie ekranu - ale przede wszystkim dostrzegał nerwowość Enmy. I chociażby fakt, że dał mu do wpisania podany kod, co zostało zupełnie zignorowane, wyostrzył czujność. W złotych ślepiach jarzyło się zaintrygowanie; być może czekał na coś konkretnego, z ociągnięciem zdejmując wzrok przeszywający jak szpila. Przekierował spojrzenie na zamek, ustawiając odpowiednie cyfry, a następnie, gdy pąk kłódki odskoczył z trzaskiem, zsunął pokrywę.
Zaglądając do studni dotknął miękkiej bibuły. Cienkie paski plątały mu się w palcach, gdy sięgał po skąpaną w ich sztucznej toni laleczkę. Pozszywana, w starym stylu, z wysłużonym wewnątrz pluszem. Może podniósł ją przede wszystkim dlatego, że kogoś mu przypominała, a może był to jedynie przypadek podczas słuchania prawdziwej walki - tej, która toczyła się wewnątrz senkenshy.
- Mam wolne trzeciego listopada, Enma - wtrącił w pewnym momencie, jednocześnie starając się rozszyfrować zapisek z kartki mimo ciemności. Treść chciał nawet odczytać; rozklejał już usta, między szorstkością warg poczuł pierwsze tchnienie słowa... ale zatrzymał się w pół oddechu zdając sobie sprawę czego dotyczyły informacje. Nie miało to większego znaczenia, Enma nie był dzieckiem, nawet jeżeli przed chwilą tak się zachował, ale z jakiegoś powodu Shin uznał, że tekst dotyczący śmierci z rąk rodziny był nie na miejscu. Za bardzo kojarzył się z historią z mieszkania, z koszmarami przeszłości dręczącymi senkenshę niemal noc w noc. Odkładając pluszową Sadako na miejsce obrócił się więc tylko i wzruszył barkami. - Na karteczce "dwa" było podkreślone. Może to ma jakieś znaczenie?
Jeżeli miało - na pewno nie za ich kadencji. Nie minęło pewnie nawet piętnaście minut jak głośny pisk alarmu wymusił na nich ucieczkę. Ciężko było stwierdzić czy to zaplanowany zabieg, czy oderwany od scenariusza element po prostu dający znak, że to koniec przewidywanego na pomieszczenie czasu, jednak Warui ani myślał zostać tu choćby sekundę dłużej. Z ulgą przyjął szansę na zaczerpnięcie haustu świeżego powietrza i odrobinę normalnej jasności (nawet jeżeli przytłumionej, bo poza pokojami również zadbano o klimatyczne oświetlenie). Nie potrafił się też do końca opamiętać z wrażenia, że przekraczając próg zostawia za plecami coś istotnego. Realne zagrożenie, być może historię autentycznej jednostki, której losy związane są z głębinami studni, że tak jak Enma odczuwała lęk przed zbiornikami wodnymi, że podobnie jak on straciła życie z inicjatywy tych, którym powinna jako dziecko ufać bezgranicznie. Głupio było niszczyć sobie wrażenie zabawy tak poważnymi przemyśleniami, ale jak inaczej powinien działać? Kładąc dłoń na ramieniu ciemnowłosego włożył w to pewnie trochę za dużo siły, zbyt wiele niesubtelnej próby przypomnienia, że jest krok za nim jak wierny cień.
- Chodźmy do następnego. Może pójdzie nam sensowniej.
@Seiwa-Genji Enma
rzut czwarty (2) - porażka;
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Pomieszczenie numer 2 - Ju-On
Posmak porażki poprzedniego pokoju był wciąż świeży i namacalny. Smakował gorzko i pozostawał po sobie niewidzialny ślad i piętno, choć przecież była to tylko zabawa. A mimo to Enma nie mógł wyzbyć się wrażenia, że zawalił. I to na całej linii. Westchnął, idąc przed siebie niczym skazaniec kierujący swe kroki w stronę gilotyny. Miał szczerą nadzieję, że w następnym pokoju pójdzie mu zdecydowanie lepiej.
Nienawidził przegrywać. I to w taki sposób.
Zatrzymali się przed drzwiami prowadzącymi do kolejnego pomieszczenia, a w Enmie zapłonął na nowo ogień walki. Tym razem nie stchórzy. Tym razem wykorzysta swe detektywistyczne umiejętności. Tym razem się wykaże. Tym razem-
Drzwi zatrzasnęły się hukiem, a grobowa ciemność niczym czarny całun samej śmierci opadł na nich w ciągu zaledwie sekundy. W głowie chłopaka zahuczało, gdy krew uderzyła w skronie ze zdwojoną siłą. Serce biło boleśnie szybko, a ciało niemal podskoczyło w miejscu skore do nagłej i instynktownej ucieczki, gdyby nie miękkość w kolanach, gdy dookoła nich rozległ się charakterystyczny, skrzeczący jęk. Miał ochotę załkać i zakwilić, błagając Shin'ye, aby mogli stąd uciec. I to jak najszybciej.
Bo Enma doskonale wiedział na jakim filmie opierała się główna tematyka pokoju. Filmu, który przerażał go za dzieciaka. Zresztą, nie tylko wtedy. Również i teraz samo wspomnienie 'Klątwy' sprawiało, że jego dusza dosłownie opuszczała jego ciało. Zrobił pół kroku w tył i gdy jego plecy naparły na ciało mężczyzny z tyłu, umysł Enmy nagle oprzytomniał.
Nie był przecież sam.
Shin'ya. Przecież Shin'ya, on-
Wciągnął powietrze nosem, instynktownie sięgając dłonią za siebie. Palce napotkały łokieć, a potem od razu zsunęły się niżej, zahaczając o wystającą kość nadgarstka, aż wreszcie zacisnęły się mocniej dookoła szorstkiej nawierzchni dłoni, przyciągając rudowłosego bliżej siebie.
"W ciemności nie boimy się, że jesteśmy sami. W ciemności boimy się, że możemy nie być sami"
Z każdym kolejnym krokiem jego ciało zdawało się drżeć coraz bardziej, lecz chwyt wciąż był pewny i stabilny dając poczucie, że bez względu na wszystko - nie puści go.
- Jak miałem osiem lat, ubrano mnie w kimono. - odezwał się nagle, nawiązując do zupełnie niezwiązanego z sytuacją tematu. - Potknąłem się i wybiłem obie jedynki. Jednocześnie. Wyobrażasz sobie? Potem bałem się, że wyrosną mi takie wielkie, jak u królika. - zaśmiał się sucho, zaciskając mocniej palce na jego skórze.
Gdzieś kiedyś zasłyszał, że zajęcie myśli wystraszonej osoby zupełnie innym tematem może pomóc jej przedrzeć się przez strach. Czy to prawda? Nie wiedział. Ale warto było spróbować.
Lepiej, aby Shin'ya myślał o jego króliczych jedynkach, aniżeli o przerażeniu wypełzającym z ciemności.
- O, światło. - zauważył po chwili, gdy w oddali faktycznie zamigotał jasny punkt migający w sekundowych sekwencjach, wskazując wyraźnie jedno, konkretne miejsce. Kiedy podeszli bliżej, Enma wolną dłonią zaczął macać, z ulgą na sercu wyczuwając dwie latarki. Nacisnął na przycisk a światło rozproszyło ciemność choć w drobnym stopniu.
- Masz, ta lepiej świeci. - powiedział bez zastanowienia wręczając urządzenie Waruiowi, mając nadzieję, że choć trochę mu to pomoże w przetrwaniu w tym grobowych ciemnościach. Sam odpalił drugą z latarek, a wzrok od razu powędrował w stronę prowizorycznie osłoniętego papierkami identyfikatora.
- ... co to? - zapytał, ale pytanie skierował bardziej do siebie. Wyciągnął dłoń z latarką w tamtą stronę, wyciągając znalezisko z kupki śmieci.
- Poświecisz mi? - zapytał z racji braku trzeciej ręki. Zdjęcie na identyfikatorze wydawało się zamazane, a twarz dziwnie... obdarta. Enma przechylił lekko głowę na bok, próbując wyczytać z plastiku cokolwiek, ale oprócz wielkiego napisu "Wolontariat" nie dostrzega nic, co mógłby zrozumieć.
Dopiero srebrny kluczyk przyczepiony do smyczy chwyta jego uwagę. Zmuszony na moment wyplątać palce z dłoni Shin'a, wsunął go do odpowiedniej dziurki przy jednych z drzwi. W środku, jak się okazało, nie było nic nadzwyczajnego oprócz starannej aranżacji pod klimat.
A przynajmniej tak się wydawało na początku.
- Mam coś! - rzucił głośniej przesuwając snopem światła po suficie, gdzie widniał napis naniesiony czerwoną farbą, która zapewne miała reprezentować krew: Niema i przykuta do łóżka Sashie Już nie oddycha. Nie musisz się nią zaJmować. Katsuya oraz Kazumi nie żyJą. Zostali znalezieni martwi na strychu. Nikt tutaJ nigdy nie przeżył.
Kawałek niżej zaś:
Przekleństwo tego, który ginie w uścisku potężnego gniewu, obJawia się w mieJscach, w których żył ten ostatni. Ci, którzy są z nim konfrontowani, umieraJą, a klątwa trwa dalej.
"J" wyraźnie się odznaczało, ale nie musiał mówić tego na głos. Przecież to była oczywista oczywistość.
- Chodź, poszukajmy kolejnych wskazówek razem, dobrze? Mogę iść pierwszy. - zaproponował, na powrót łapiąc go za dłoń i wychodząc na przód.
@Warui Shin'ya
Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.
Był przytomny. Wiedział, że przesadza. Że z dreszczyku emocji tworzy panikarski teatrzyk. To nie unieruchamiało rozedrganych dłoni, nie spowalniało kołatania serca zamkniętego w ciasnej klatce piersiowej. W płucach brakowało mu tlenu, chociaż starał się w powolnych sekwencjach zaczerpywać głębokie hausty. Musiały blokować się gdzieś po drodze, pewnie w przełyku, skoro czuł tam rozepchaną, miękką gulę. Nie zauważył, w którym dokładnie momencie dotyk oparł się o jego łokieć, zsunął wzdłuż napiętego przedramienia, skrytego częściowo za peleryną w odcieniu mocno natężonej czerwieni. Obecność Seiwy wyczuł dopiero, gdy opuszki wsunęły się w szorstkie śródręcze. Nie cofnął dłoni, choć nie był to dotyk, którego się spodziewał; nie ze względu na niesmak albo niechęć. Między nimi istniał naturalny dystans reprezentowany przez osoby chcące coś udowodnić; sobie i światu, więc kiedy Enma uległ, było to po prostu zaskakujące. Jakby odpuścił walkę albo zdecydował się ją przegrać dla nagrody pocieszenia. Z drugiej strony - w ciemności wszystko wydawało się mniej trwałe. Mogli już stąd nie wyjść. Mógł tu się kryć prawdziwy potwór. Przymykając na chwilę powieki, nabrał powietrza przez nos. Wychwycił zapach wilgoci i terpentyny, farby, którą zbryzgał własne usta i podbródek, aby plamy imitowały krew. Teraz mniej go bawiły te groteskowe motywy. Klimat drugiego pokoju, do którego wszedł z całkiem sporą werwą, kompletnie go unieruchomił w miejscu. Przyziemny był jedynie głos Seiwy; przebił się przez charkliwe klekotanie, przez złowieszczy odgłos z horroru, który oglądał z Hecate, dosłownie spoglądając na ekran przez palce.
Jak miałem osiem lat... - historia otworzyła ślepia, w półmroku błysnęło złoto. Słuchał go uważnie, jak zawsze. Nawet jeżeli opowieść nie trwała długo i nie przyniosła aż takiej ulgi, podjął się tej wymiany bez zająknięcia. - Ja w wieku ośmiu lat mieszkałem już w centrum. Na dwudziestym piętrze. Codziennie zjeżdżałem windą, żeby móc udać się do szkoły, a potem wracałem nią na ostatnie piętro, kiedy przychodziłem z zajęć. Oczywiście, korzystałem z niej też wtedy, gdy po prostu potrzebowałem znaleźć się poza mieszkaniem. Jakiś wypad do sklepu czy coś w tym guście. Pewnej zimy jechałem z gościem, musiał być pijany, ale ośmiolatkowie takich rzeczy nie wyczuwają za dobrze. Wybełkotał, że na każdym piętrze mieszkają głodne jaskółki i wiosna przyjdzie tylko, jeżeli je wykarmię, a karmi się je po wduszeniu przycisku z dzwonkiem. Bo to daje sygnał karmicielom, aby się pofatygowali. Więc wduszałem ten klawisz non stop jak tylko nadarzyła się okazja. Następnego dnia po powrocie ze szkoły winda była obwarowana typami w za ciasnych szelkach i zdecydowanie za krótkich koszulkach i jeden z majstrów powiedział mi, że niestety winda nie działa, że szukają usterki. Trzy dni musiałem wspinać się na dwudzieste piętro po schodach i dopiero później się dowiedziałem, że to ja byłem prowodyrem zamieszania. Przycisk, który wduszałem, wcale nie karmił jaskółek. - Rozejrzał się, mniej pewnie. - Wyobrażasz sobie?
Uśmiechnął się przez samo wspomnienie; i tego idiotycznego punktu myślenia, gdy było się dzieciakiem i gdy wierzyło się, że na każdym piętrze mogą mieszkać jaskółki powodujące wiosnę i dokarmiane specjalnym, skomplikowanym systemem windowym, i na myśl o Enmie, który uderzając żuchwą w ziemię wybija mleczaki, pozostając szczerbatym, przerażonym małolatem, zadręczającym się, że wyrosną mu długie zęby szaraka.
- Tak właściwie... - zaczął, odbierając od niego latarkę. Poruszył nadgarstkiem, jakby sprawdzał jej ciężar. - Nie boję się ciemności samej w sobie. To byłoby panikarskie. I mało męskie. - Wcisnął klawisz urządzenia, odganiając przynajmniej część egipskich czerni. Chciał dokończyć myśl, ale właściwie nie zdążył; bardziej zainteresował go identyfikator znaleziony przez Enmę. Przeniósł snop jasności prosto na plastik. Mogli się domyślać, że to jakiś poprzednik; że, być może, oni również byli tu w roli wolontariuszy. Wzdrygnął się na myśl, że historia Sadako, choć w innej formie, miała przecież szansę wydarzyć się w rzeczywistości. Kogoś wysłano w ramach pomocy do nieznanego domu. I ten ktoś przypłacił życiem za sprawę, w którą nawet nie był wplątany.
Oni też nie byli.
A jednak wszystko wokół zdawało się napierać, wywoływało poczucie winy wobec krzywdy kogoś, kogo nawet się nie znało.
Kto nie istniał.
Shin obrócił się odrobinę, wyrwany z zamyślenia dźwiękiem bosych stóp. Powiódł światłem wzdłuż kroków, ale nikogo ani niczego nie zauważył. Domyślił się, że to jedynie akustyczna sztuczka; jeszcze jedna wywołująca zimne dreszcze. Pomogła mu jednak dostrzec cienkie jak igły kocie oczy i wyprężony wściekłe łuk.
- Też chyba coś mam - rzucił, ale ciszej, aby nie przerywać swojemu towarzyszowi, jedynie wciąć się z tą krótką, wyszeptaną deklaracją. Ostrożnie podszedł do atrapy zwierzęcia. Z daleka rozpoznał, że to figurka, choć bardzo realistycznie stworzona. Widać było wprawę rąk tworzących tę ozdobę.
Starał się kodować to, co wychwycił Enma, jednocześnie unosząc stary notatnik i wertując jego poplamione kartki. Dostrzegł kilka zdjęć, obejrzał je pobieżnie, zostawiając na swoich miejscach.
Niema i przykuta do łóżka Sashie...
Na każdej fotografii znajdowała się kobieta, wszędzie rozmazana, niewyraźna. Przez piksele dało się jednak wychwycić parę cech, które udowadniały, że to jedna i ta sama osoba.
Katsuya i Kazumi nie żyją.
Odetchnął nad dziennikiem, przetaczając wzrokiem po chaotycznie zapisanych znakach. Wyglądały jak tworzone ręką chorującą na Parkinsona. Albo jakby wszystko zapisało dziecko, niewprawione jeszcze w trzymaniu długopisu.
... klątwa trwa nadal.
Skupiony na tekście powrócił bliżej Enmy. Jeszcze trzymał nos w zeszycie, kiedy Seiwa wychylił się ze schowka.
- Wszystkie litery "u" zapisano wielką literą - zadeklarował, podając mu pamiętnik. - Na jednym ze zdjęć, na odwrocie, jest imię: Kayako. Oglądałem kiedyś Ju-On. - Krzywy grymas na ustach okazał się słabą kalką uśmiechu. - I raczej nam nie odpuści tylko dlatego, że poznaliśmy jej historię.
Jak miałem osiem lat... - historia otworzyła ślepia, w półmroku błysnęło złoto. Słuchał go uważnie, jak zawsze. Nawet jeżeli opowieść nie trwała długo i nie przyniosła aż takiej ulgi, podjął się tej wymiany bez zająknięcia. - Ja w wieku ośmiu lat mieszkałem już w centrum. Na dwudziestym piętrze. Codziennie zjeżdżałem windą, żeby móc udać się do szkoły, a potem wracałem nią na ostatnie piętro, kiedy przychodziłem z zajęć. Oczywiście, korzystałem z niej też wtedy, gdy po prostu potrzebowałem znaleźć się poza mieszkaniem. Jakiś wypad do sklepu czy coś w tym guście. Pewnej zimy jechałem z gościem, musiał być pijany, ale ośmiolatkowie takich rzeczy nie wyczuwają za dobrze. Wybełkotał, że na każdym piętrze mieszkają głodne jaskółki i wiosna przyjdzie tylko, jeżeli je wykarmię, a karmi się je po wduszeniu przycisku z dzwonkiem. Bo to daje sygnał karmicielom, aby się pofatygowali. Więc wduszałem ten klawisz non stop jak tylko nadarzyła się okazja. Następnego dnia po powrocie ze szkoły winda była obwarowana typami w za ciasnych szelkach i zdecydowanie za krótkich koszulkach i jeden z majstrów powiedział mi, że niestety winda nie działa, że szukają usterki. Trzy dni musiałem wspinać się na dwudzieste piętro po schodach i dopiero później się dowiedziałem, że to ja byłem prowodyrem zamieszania. Przycisk, który wduszałem, wcale nie karmił jaskółek. - Rozejrzał się, mniej pewnie. - Wyobrażasz sobie?
Uśmiechnął się przez samo wspomnienie; i tego idiotycznego punktu myślenia, gdy było się dzieciakiem i gdy wierzyło się, że na każdym piętrze mogą mieszkać jaskółki powodujące wiosnę i dokarmiane specjalnym, skomplikowanym systemem windowym, i na myśl o Enmie, który uderzając żuchwą w ziemię wybija mleczaki, pozostając szczerbatym, przerażonym małolatem, zadręczającym się, że wyrosną mu długie zęby szaraka.
- Tak właściwie... - zaczął, odbierając od niego latarkę. Poruszył nadgarstkiem, jakby sprawdzał jej ciężar. - Nie boję się ciemności samej w sobie. To byłoby panikarskie. I mało męskie. - Wcisnął klawisz urządzenia, odganiając przynajmniej część egipskich czerni. Chciał dokończyć myśl, ale właściwie nie zdążył; bardziej zainteresował go identyfikator znaleziony przez Enmę. Przeniósł snop jasności prosto na plastik. Mogli się domyślać, że to jakiś poprzednik; że, być może, oni również byli tu w roli wolontariuszy. Wzdrygnął się na myśl, że historia Sadako, choć w innej formie, miała przecież szansę wydarzyć się w rzeczywistości. Kogoś wysłano w ramach pomocy do nieznanego domu. I ten ktoś przypłacił życiem za sprawę, w którą nawet nie był wplątany.
Oni też nie byli.
A jednak wszystko wokół zdawało się napierać, wywoływało poczucie winy wobec krzywdy kogoś, kogo nawet się nie znało.
Kto nie istniał.
Shin obrócił się odrobinę, wyrwany z zamyślenia dźwiękiem bosych stóp. Powiódł światłem wzdłuż kroków, ale nikogo ani niczego nie zauważył. Domyślił się, że to jedynie akustyczna sztuczka; jeszcze jedna wywołująca zimne dreszcze. Pomogła mu jednak dostrzec cienkie jak igły kocie oczy i wyprężony wściekłe łuk.
- Też chyba coś mam - rzucił, ale ciszej, aby nie przerywać swojemu towarzyszowi, jedynie wciąć się z tą krótką, wyszeptaną deklaracją. Ostrożnie podszedł do atrapy zwierzęcia. Z daleka rozpoznał, że to figurka, choć bardzo realistycznie stworzona. Widać było wprawę rąk tworzących tę ozdobę.
Starał się kodować to, co wychwycił Enma, jednocześnie unosząc stary notatnik i wertując jego poplamione kartki. Dostrzegł kilka zdjęć, obejrzał je pobieżnie, zostawiając na swoich miejscach.
Niema i przykuta do łóżka Sashie...
Na każdej fotografii znajdowała się kobieta, wszędzie rozmazana, niewyraźna. Przez piksele dało się jednak wychwycić parę cech, które udowadniały, że to jedna i ta sama osoba.
Katsuya i Kazumi nie żyją.
Odetchnął nad dziennikiem, przetaczając wzrokiem po chaotycznie zapisanych znakach. Wyglądały jak tworzone ręką chorującą na Parkinsona. Albo jakby wszystko zapisało dziecko, niewprawione jeszcze w trzymaniu długopisu.
... klątwa trwa nadal.
Skupiony na tekście powrócił bliżej Enmy. Jeszcze trzymał nos w zeszycie, kiedy Seiwa wychylił się ze schowka.
- Wszystkie litery "u" zapisano wielką literą - zadeklarował, podając mu pamiętnik. - Na jednym ze zdjęć, na odwrocie, jest imię: Kayako. Oglądałem kiedyś Ju-On. - Krzywy grymas na ustach okazał się słabą kalką uśmiechu. - I raczej nam nie odpuści tylko dlatego, że poznaliśmy jej historię.
@Seiwa-Genji Enma
rzut drugi (67) - sukces;
Seiwa-Genji Enma and Ye Lian szaleją za tym postem.
Oczami wyobraźni widział młodego Waruia ślepo wierzącego w słowa jakiegoś pijaczka z windy. I jak z różowymi policzkami wciska przycisk alarmu, żeby jaskółki zostały porządnie nakarmione przed wiosną. Nie było go przy tym, wiadomo, a mimo to w jego umyśle malował się właśnie ten obraz, udekorowany przeróżnymi barwami. Tak bardzo realny, że aż wręcz namacalny. Usta chłopaka ugięły się pod delikatnym uśmiechem, choć w ciemnościach nie można było tego dostrzec. Nie wyśmiewał historii, jaką właśnie usłyszał. Nic z tych rzeczy. Jednakże nie mógł oprzeć się wrażeniu, że... to było takie podobne do niego. Teraz jak nad tym się zastanawiał, to Shin'ya zawsze był gotów rzucić wszystko i biec na ratunek. Czy to chodziło o Enmę we własnej osobie, wszakże pamiętał noc kiedy utknął w krzakach z powodu nadmiaru alkoholu we krwi, albo dzień, kiedy złamał nogę i wylądował w szpitalu, czy o innych, w tym zwierzęta. Ile to razy nie pisał do niego odnośnie kocich znajd? Nie sposób zliczyć. Enma dałby sobie rękę uciąć, że Warui zawsze ustępuje miejsca w komunikacji miejskiej i pomaga staruszkom przejść przez ulicę. Oraz zanieść ich ciężkie zakupy do domu.
Taki właśnie był.
- Cały ty. - odezwał się cicho, nie mogąc zmazać lekkiego uśmiechu z warg. Cienie muskane nikłym światłem latarki zatańczyły na twarzy przyprószonej piegami, teraz dodatkowo udekorowane plamami sztucznej krwi. Myśli Enmy na moment uciekły gdzieś daleko, próbując analizować jego słowa. Zrozumieć ich znaczenie, choć z drugiej strony... Czy naprawdę powinien się nad nimi teraz pochylać i na siłę szukać drugiego dna? Bo może wcale go tam nie było. A to wszystko siedziało w jego głowie.
- Wiesz, każdy z nas ma jakieś lęki. Nie uważam, żeby odbierały nam męskość. Dzięki nim jesteśmy bardziej ludzcy. Teraz zastanawiam się czego dokładnie się boisz. Tego, co może się w niej czaić? Czy może mrok niesie ze sobą jakąś symbolikę dla ciebie? Zresztą, bez znaczenia co by to nie było - twój lęk nie sprawia, że jesteś panikarzem. Albo mniej męski - uniósł dłoń i lekko klepnął go w ramię, jakby chciał dodać mu otuchy. Po chwili odsunął się od mężczyzny na odległość zaledwie kilku metrów, chcąc rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Miał wrażenie, że z każdą uciekającą sekundą przesiąka atmosferą grozy coraz bardziej. Aż wreszcie zacznie w niej tonąć. Potrzebował świeżego powietrza. Zbawiennego haustu.
- Co powiesz na to, aby po tym pokoju zrobić sobie krótką przerwę? Wiesz, na zaczerpnięcie tchu- och? Co masz? - odwrócił się w jego stronę zaintrygowany znaleziskiem przez rudowłosego.
- U i J. Za wiele mi to nie mówi.... I co, podobał ci się? Niestety nie oglądałem. W sumie jak się nad tym zastanowić... - ruszył przed siebie, kierując światło latarki na stertę śmieci - To w życiu oglądałem bardzo mało horrorów. Nawet nie wiem czemu. - wyciągnął dłoń i zaczął grzebać w papierach, mając cichą nadzieję, że być może to właśnie tam dostrzeże kolejną wskazówkę.
No i nie mylił się.
Smugi. A wśród nich odcisk bosej stopy. Pchany instynktem zaczął odgarniać kolejne stosy papierów, a gdy zorientował się, że ślady dokądś prowadzą - bez większego namysłu przystąpił do rozkopywania kolejnych stert śmieci. I tylko dzięki zrządzeniu losu zatrzymał się w ostatniej chwili, bo inaczej zaryłby pyskiem prosto w szorstki i ciężki materiał kotary, która z pewnością nie widziała proszku do prania od przeszło stuleci. Palce zacisnęły się na niej i powolnym ruchem odsłonił ją, by-
Krzyk Enmy zapewne można było dosłyszeć w samej Sawie. Szok i przerażenie dodatkową osobą na scenie szarpnęły jego żołądkiem i ciałem, popychając do tyłu. Seiwa stracił równowagę i poleciał prosto na tyłek, czując jak całe jego ciało poddaje się spazmowi niekontrolowanego drżenia. Oddech przyspieszył, a serce niemal wyrwało się na wolność, gdy wpatrywał się z czystą grozą wprost na chłopca. Dopiero po dłuższych sekundach zorientował się, że dziecko na coś wskazuje. Z duszą na ramieniu podążył wiązką światła w tamtą stronę, by dostrzec jeden napis na drzwiach.
- O... O. Shin'ya... O. Poddasze. Tam jest napisane. Litera.. O. - wymamrotał drżącym głosem, zaczynając dochodzić do siebie dopiero w momencie, w którym dziecko ruszyło w stronę figurki kota.
Bogowie, co za wstyd.
Oto przed wami prawdziwy dziedzic Minamoto. Ten, którego zadaniem jest dokonywanie rytuałów na przerażających yokai.
Wystraszył się małego dziecka, piszcząc jak panienka. I do tego upadając na dupsko. Istny spektakl na miarę cyrku.
Miał ochotę zapaść się pod ziemię.
@Warui Shin'ya
Taki właśnie był.
- Cały ty. - odezwał się cicho, nie mogąc zmazać lekkiego uśmiechu z warg. Cienie muskane nikłym światłem latarki zatańczyły na twarzy przyprószonej piegami, teraz dodatkowo udekorowane plamami sztucznej krwi. Myśli Enmy na moment uciekły gdzieś daleko, próbując analizować jego słowa. Zrozumieć ich znaczenie, choć z drugiej strony... Czy naprawdę powinien się nad nimi teraz pochylać i na siłę szukać drugiego dna? Bo może wcale go tam nie było. A to wszystko siedziało w jego głowie.
- Wiesz, każdy z nas ma jakieś lęki. Nie uważam, żeby odbierały nam męskość. Dzięki nim jesteśmy bardziej ludzcy. Teraz zastanawiam się czego dokładnie się boisz. Tego, co może się w niej czaić? Czy może mrok niesie ze sobą jakąś symbolikę dla ciebie? Zresztą, bez znaczenia co by to nie było - twój lęk nie sprawia, że jesteś panikarzem. Albo mniej męski - uniósł dłoń i lekko klepnął go w ramię, jakby chciał dodać mu otuchy. Po chwili odsunął się od mężczyzny na odległość zaledwie kilku metrów, chcąc rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Miał wrażenie, że z każdą uciekającą sekundą przesiąka atmosferą grozy coraz bardziej. Aż wreszcie zacznie w niej tonąć. Potrzebował świeżego powietrza. Zbawiennego haustu.
- Co powiesz na to, aby po tym pokoju zrobić sobie krótką przerwę? Wiesz, na zaczerpnięcie tchu- och? Co masz? - odwrócił się w jego stronę zaintrygowany znaleziskiem przez rudowłosego.
- U i J. Za wiele mi to nie mówi.... I co, podobał ci się? Niestety nie oglądałem. W sumie jak się nad tym zastanowić... - ruszył przed siebie, kierując światło latarki na stertę śmieci - To w życiu oglądałem bardzo mało horrorów. Nawet nie wiem czemu. - wyciągnął dłoń i zaczął grzebać w papierach, mając cichą nadzieję, że być może to właśnie tam dostrzeże kolejną wskazówkę.
No i nie mylił się.
Smugi. A wśród nich odcisk bosej stopy. Pchany instynktem zaczął odgarniać kolejne stosy papierów, a gdy zorientował się, że ślady dokądś prowadzą - bez większego namysłu przystąpił do rozkopywania kolejnych stert śmieci. I tylko dzięki zrządzeniu losu zatrzymał się w ostatniej chwili, bo inaczej zaryłby pyskiem prosto w szorstki i ciężki materiał kotary, która z pewnością nie widziała proszku do prania od przeszło stuleci. Palce zacisnęły się na niej i powolnym ruchem odsłonił ją, by-
Krzyk Enmy zapewne można było dosłyszeć w samej Sawie. Szok i przerażenie dodatkową osobą na scenie szarpnęły jego żołądkiem i ciałem, popychając do tyłu. Seiwa stracił równowagę i poleciał prosto na tyłek, czując jak całe jego ciało poddaje się spazmowi niekontrolowanego drżenia. Oddech przyspieszył, a serce niemal wyrwało się na wolność, gdy wpatrywał się z czystą grozą wprost na chłopca. Dopiero po dłuższych sekundach zorientował się, że dziecko na coś wskazuje. Z duszą na ramieniu podążył wiązką światła w tamtą stronę, by dostrzec jeden napis na drzwiach.
- O... O. Shin'ya... O. Poddasze. Tam jest napisane. Litera.. O. - wymamrotał drżącym głosem, zaczynając dochodzić do siebie dopiero w momencie, w którym dziecko ruszyło w stronę figurki kota.
Bogowie, co za wstyd.
Oto przed wami prawdziwy dziedzic Minamoto. Ten, którego zadaniem jest dokonywanie rytuałów na przerażających yokai.
Wystraszył się małego dziecka, piszcząc jak panienka. I do tego upadając na dupsko. Istny spektakl na miarę cyrku.
Miał ochotę zapaść się pod ziemię.
@Warui Shin'ya
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Rozmowa akurat z nim o lękach wydawała się komiczna. Byli jak ogień i woda i różniło ich w zasadzie wszystko - wychowanie, ambicje, odpowiedzialność, drobne rzeczy, trywialne akcenty kolorystyczne - włosów, karnacji. Obydwoje zakładali maski, ale z zupełnie innych powodów. Szybko stało się jasne, że odległe są również ich zdania. W dyskusjach zaczną się ścierać, stale przerzucać kontrargumentami, jakby walczyli ze sobą, a nie próbowali umocnić fundamenty. Będą to robić do upadłego i może ta świadomość zasznurowała Shinowi usta w przedbiegach. Uśmiechnął się tylko na słowa Enmy; był skory podjąć się tej potyczki, ale nie teraz. Nie w trakcie rozgrywki, która powinna zajmować ich umysły. Zdecydowanie nie klasyfikował się zresztą jako fan rozdrapywania pewnych obrażeń, jednocześnie będąc uczestnikiem jakiejś gry. Złowieszczej i klimatycznej, wywołującej mimowolną gęsią skórkę, ale wciąż określanej jako zabawa. Powrócił wzrokiem do trzymanego notatnika, jeszcze raz go uchylając. Rozmazane zdjęcia, wycinki przeszłości - właściwie dokładnie tak wyglądała pamięć. Po pewnym czasie wszystko traciło kontury, barwy blakły, szarzały, przecierały się. Może nie pociągnął tematu, bo nie potrafił określić kiedy zaczął się bać akurat tej konkretnej rzeczy? Ciemności lepkiej jak melasa, wpływającej do ust gęstym, czarnym miodem, sklejającej powieki i zatykającej uszy. Nie reagował tak przesadnie w zwykłych sytuacjach. Po mieszkaniu krążył godzinami w egipskich mrokach, trzeszcząc starymi deskami przy byle kroku i nic takiego się nie działo, ale starczył jeden dodatkowy czynnik, by jego odpowiedź na brak oświetlenia zmieniała się w panikarski wybryk. Tego nie znosił właśnie. Kretyńskich reakcji, drżenia paliczków, zwartych szczęk. Nienawidził ciała, nad którym tracił kontrolę i chaosu myśli, których nie potrafił ujarzmić. Szalały bez opcji na ich uspokojenie, jak rój rozsierdzonych os. Teraz jednak pozwolił, aby szczupła dłoń Enmy klepnęła go w ramię dla dodania otuchy. Przytaknął krótko głową, udając zaczytanie w tekście, choć przecież przebiegł po linijkach już wcześniej. Może były tu jeszcze jakieś informacje? Nie miał zbyt wielkiego doświadczenia w escape roomach, raczej nie udawało mu się zebrać odpowiednio solidnej drużyny, a w pojedynkę szanse rozwiązania zagadki spadały właściwie do zera. Za dużo tajemnic, za mało par oczu.
- Przerwa brzmi dobrze - zgodził się, przekrzywiając aktualną stronę w kierunku chłopaka. Jednocześnie sam ściągnął spojrzenie z zapisków i przyjrzał się ucharakteryzowanej twarzy dziedzica. Kreacja Seiwy była o wiele bardziej profesjonalna niż jego. Stanowiła majstersztyk, wykończony w najdrobniejszych detalach. Nawet makijaż podkreślający oczy miał w sobie coś, co kazało sądzić, że twórcą był prawdziwy artysta. Nawet tym się różnili? Jakością stroju i odhaczonym tytułem filmu?
Shin wzruszył lekko barkami, powracając do kartkowania pamiętnika.
- Nie wiem czy mi się podobał. Wtedy wydawał się straszny. - Poprawił wciśnięte w środek zdjęcie; kadr na włosy wyglądające jak rozmyta smuga czerni. - Ale to było jakiś czas temu. Średnio nawet pamiętam fabułę, więc czuję się, jakbym przeżywał historię pierwszy raz. Wyobrażasz sobie być takim mściwym duchem? - Jakby sam nim nie był; jakby nie stał w szeregu tuż obok Kayako, ramię w ramię z gniewem Yamamury. Czasami zapominał o wypadku, o kruchej duszy, którą niósł zamkniętą w klatce z żeber, podatną na obrażenia jak porcelana. Wydawał się w takich chwilach normalny, ludzki, kto wie, czy nie dziecinny w swoich roztargnieniach. Zwykle szybko się reflektował, znów w jego źrenicach zachodziła zmiana. Uprzytamniał sobie czym się stał na mocy wyborów, których nie dokonał sam. Wymierzony przez fakty policzek sprowadzał go na Ziemię w bolesnym upadku, po którym krzywił się i odwracał twarz, by nie widać było zaciśniętych z frustracji zębów. Teraz nie zdążył zauważyć ironiczności swojego pytania.
Przez pomieszczenie przetoczył się wrzask. Drgnął gwałtownie, upuszczając zeszyt, w nerwowym odruchu łapiąc mocniej latarkę i kierując ją ku Enmie. Widział wyraźnie światło rzucane przez jego urządzenie, ale potrzebował sekundy, aby zorientować się, jak nisko znajdował się Seiwa (dopiero połączył kropki; ten ciężki stukot był upadającym ciałem). W gardle utknęło powietrze; brak oddechu jedynie wyostrzyło zmysł słuchu. "O... O..." - dźwięk litery poprzetykany tupotem bosych stóp. Krzyk, narodzony w krtani, spłynął ciężko do żołądka, gdy nie udało mu się przebić przez ściśniętą krtań. Starał się nadążyć snopem białawego blasku za odgłosem kroków, ale dopiero kiedy jego źródło się zatrzymało dotarł do skulonej przy figurce kota postaci. Widok tego niewielkiego człowieczka był bardziej przerażający niż dźwięk charczącej Kayako, niż ziarnisty ekran telewizora z poprzedniego pomieszczenia. Sarnie ślepia, wbite w ich dwójkę, zdawały się nie mrugać.
- Ja go... - zaczął bezmyślnie, w ferworze głupich pomysłów. Zapomniał, że mają mało czasu, że są tu kolejne zagadki do rozszyfrowania. Podszedł odrobinę bliżej, szurając podeszwą o brudne panele; Toshio nie wykazał nawet grama lęku. Zmrużył jedynie powieki od rażącego światła, niebieskawą dłonią gładził czarnego dachowca, od głowy, przez łuk grzbietu, aż po nastroszony ogon. - Przypilnuję go.
Nie było potrzeby; aktor i tak by się nie ruszył, ale skąd miał mieć tę pewność? Zdjęty bezpodstawną ostrożnością bił się na spojrzenia z kilkuletnim dzieciakiem, marszcząc brwi i celując w niego latarką jak lufą pistoletu.
Aż do zamigotania lamp. Od nich oślepł, poczuł jak białka wypełniają się wilgocią. Wycofał się kawałek, oglądając w różne strony, ale nim zdążył dorwać konkretny szczegół, światło zgasło ponownie. I rozległo się szuranie bosych stóp. Nie jednych.
- Powiedz, że to przemarsz gwardii narodowej - zaśmiał się sucho, ale tym razem, gdy ktoś nagle złapał go od tyłu za biceps, gdy wyrzucił w przestrzeń niskie: "ła!", gardło nie zdążyło się zamknąć. Wrzasnął.
- Przerwa brzmi dobrze - zgodził się, przekrzywiając aktualną stronę w kierunku chłopaka. Jednocześnie sam ściągnął spojrzenie z zapisków i przyjrzał się ucharakteryzowanej twarzy dziedzica. Kreacja Seiwy była o wiele bardziej profesjonalna niż jego. Stanowiła majstersztyk, wykończony w najdrobniejszych detalach. Nawet makijaż podkreślający oczy miał w sobie coś, co kazało sądzić, że twórcą był prawdziwy artysta. Nawet tym się różnili? Jakością stroju i odhaczonym tytułem filmu?
Shin wzruszył lekko barkami, powracając do kartkowania pamiętnika.
- Nie wiem czy mi się podobał. Wtedy wydawał się straszny. - Poprawił wciśnięte w środek zdjęcie; kadr na włosy wyglądające jak rozmyta smuga czerni. - Ale to było jakiś czas temu. Średnio nawet pamiętam fabułę, więc czuję się, jakbym przeżywał historię pierwszy raz. Wyobrażasz sobie być takim mściwym duchem? - Jakby sam nim nie był; jakby nie stał w szeregu tuż obok Kayako, ramię w ramię z gniewem Yamamury. Czasami zapominał o wypadku, o kruchej duszy, którą niósł zamkniętą w klatce z żeber, podatną na obrażenia jak porcelana. Wydawał się w takich chwilach normalny, ludzki, kto wie, czy nie dziecinny w swoich roztargnieniach. Zwykle szybko się reflektował, znów w jego źrenicach zachodziła zmiana. Uprzytamniał sobie czym się stał na mocy wyborów, których nie dokonał sam. Wymierzony przez fakty policzek sprowadzał go na Ziemię w bolesnym upadku, po którym krzywił się i odwracał twarz, by nie widać było zaciśniętych z frustracji zębów. Teraz nie zdążył zauważyć ironiczności swojego pytania.
Przez pomieszczenie przetoczył się wrzask. Drgnął gwałtownie, upuszczając zeszyt, w nerwowym odruchu łapiąc mocniej latarkę i kierując ją ku Enmie. Widział wyraźnie światło rzucane przez jego urządzenie, ale potrzebował sekundy, aby zorientować się, jak nisko znajdował się Seiwa (dopiero połączył kropki; ten ciężki stukot był upadającym ciałem). W gardle utknęło powietrze; brak oddechu jedynie wyostrzyło zmysł słuchu. "O... O..." - dźwięk litery poprzetykany tupotem bosych stóp. Krzyk, narodzony w krtani, spłynął ciężko do żołądka, gdy nie udało mu się przebić przez ściśniętą krtań. Starał się nadążyć snopem białawego blasku za odgłosem kroków, ale dopiero kiedy jego źródło się zatrzymało dotarł do skulonej przy figurce kota postaci. Widok tego niewielkiego człowieczka był bardziej przerażający niż dźwięk charczącej Kayako, niż ziarnisty ekran telewizora z poprzedniego pomieszczenia. Sarnie ślepia, wbite w ich dwójkę, zdawały się nie mrugać.
- Ja go... - zaczął bezmyślnie, w ferworze głupich pomysłów. Zapomniał, że mają mało czasu, że są tu kolejne zagadki do rozszyfrowania. Podszedł odrobinę bliżej, szurając podeszwą o brudne panele; Toshio nie wykazał nawet grama lęku. Zmrużył jedynie powieki od rażącego światła, niebieskawą dłonią gładził czarnego dachowca, od głowy, przez łuk grzbietu, aż po nastroszony ogon. - Przypilnuję go.
Nie było potrzeby; aktor i tak by się nie ruszył, ale skąd miał mieć tę pewność? Zdjęty bezpodstawną ostrożnością bił się na spojrzenia z kilkuletnim dzieciakiem, marszcząc brwi i celując w niego latarką jak lufą pistoletu.
Aż do zamigotania lamp. Od nich oślepł, poczuł jak białka wypełniają się wilgocią. Wycofał się kawałek, oglądając w różne strony, ale nim zdążył dorwać konkretny szczegół, światło zgasło ponownie. I rozległo się szuranie bosych stóp. Nie jednych.
- Powiedz, że to przemarsz gwardii narodowej - zaśmiał się sucho, ale tym razem, gdy ktoś nagle złapał go od tyłu za biceps, gdy wyrzucił w przestrzeń niskie: "ła!", gardło nie zdążyło się zamknąć. Wrzasnął.
@Seiwa-Genji Enma
rzut czwarty (30) - porażka; koniec fabuły w pokoju drugim;
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Aokigahara
Odnalezienie wyrośniętego, czerwonego kapturka okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli początkowo zakładał. Na balu spotkał chyba każdego znajomego, włącznie z rodziną. Z jednymi porozmawiał, z innymi, w głównej mierze nie z własnej woli, trafił do pokoju pełnego horroru, a jeszcze przed innymi uciekał. A mimo tego nadal nie rezygnował z poszukiwań. I kiedy był pewien, że cała nadzieja umarła i że Warui może wrócił do domu bez niego - wreszcie dostrzegł znajomą sylwetkę. Uczucie ulgi skutecznie starło niezadowolenie i zgryźliwość z jego twarzy, kiedy wyciągał dłoń w stronę czerwonego materiału.
- Zgubiłeś się. - skwitował krótko, kiedy ponownie stali w kolejce prowadzącej do jednego z wielu pokoi. Enma nawet nie wiedział do którego tym razem trafią - wybrał po omacku, tam, gdzie było najmniej ludzi. Zresztą, w tym momencie nie miało najmniejszego znaczenia co znajdą w pomieszczeniu przed nimi. Ważne, że siedzieli w tym razem.
- Swoją drogą, co powiesz na....-
Kiedy zielone drzwi zostały zamknięte z cichym uderzeniem tuż po tym, jak przekroczyli próg pokoju oznaczonego krwistą czwórką, Enma zatrzymał się w miejscu podziwiając rozciągający się przed nimi... las? Tak, to na pewno był las. A przynajmniej bardzo realistycznie przedstawiony skrawek zielonego raju dla yokai. W powietrzu unosił się stłamszony zapach żywicy, mchu i deszczu, a wietrzyk, który od czasu do czasu poruszył materiałem czerwonej peleryny, przynosił ze sobą woń świeżego igliwia i szyszki. Enma sam w sobie nie przepadał za nocnymi spacerami w lesie. W mroku, który wylewał się spomiędzy drzew było coś mrocznego. Tajemniczego. Nigdy nie wiadomo co może czaić się w ciemnościach. Czekając na jeden nieostrożny ruch, by zaatakować.
Chłopak poczuł szarpnięcie w dołu żołądka i uczucie chłodu, które niespiesznie rozlało się po całym jego ciele. Kiedy w oddali usłyszał wycie wilków, drgnął niekontrolowanie chcąc instynktownie złapać Shin'a za dłoń, ale ostatecznie powstrzymał się. Jakby niewidzialna siła stanęła między nimi i pokiwała palcem, że przecież tak nie wypada i powinien wziąć się w garść. Gardło miał ściśnięte, a gdy stawiał pierwszy krok na miękkiej ściółce, czuł, jak kręci mu się w głowie od nadmiaru krwi. Było mu niedobrze, a po skroni spłynęła pojedyncza kropla potu. Chciał stąd uciec jak najszybciej.
Kolejny krok, i kolejna próba unormowania urywanego oddechu, jakby właśnie przebiegł po schodach kilka pięter.
- Nie lubię lasu w nocy. - odezwał się nagle, cicho, ledwo słyszalnie. - Jest przerażający. - tym razem szept zdawał się być jeszcze delikatniejszy, jakby obawiał się, że może zbudzić jakąś nocną marę kryjącą się za konarem pierwszego, lepszego drzewa.
Krocząc ścieżką wydawał się o wiele mniejszy, niż zazwyczaj. Być może to przez fakt przygarbionej sylwetki, a może po prostu zawsze taki był, tylko odgrywając rolę dziedzica musiał zadzierać głowę zbyt wysoko jak na swój wzrost. Wzrok przemknął w prawo, potem w lewo, a gdy w oddali dostrzegł zarys sylwetki wisielca, pospiesznie spuścił głowę, jednocześnie przyspieszając nieznacznie.
- Kiedyś, jak byłem mały, zgubiłem się w takim. Znaczy się, w podobnym. Ale był duży. Zresztą, z perspektywy dziecka wszystko wydaje się ogromne. - palce prawej dłoni dotknęły lewego łokcia skrytego pod materiałem kimona i potarły go, niby w geście desperackiego samopocieszenia. Sam nie wiedział czemu nawiązywał do swojego dzieciństwa. Były to mało interesujące rzeczy, a już na pewno takie, którymi nie powinien zaprzątać głowy yurei. - Ten dźwięk - który wywołuje mdłości - skrzypienia. To wiatr, czy- - dźwięk sznura, na którym wisi nieszczęśnik. Słowa jednak nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego, bo uwagę senkenshy przykuł dziwny błysk z oddali. Przystanął, ale nie ruszył się z miejsca, choć ciekawość próbowała przebić się przez grube warstwy przerażenia.
- Widzisz? - wskazał ręką w kierunku, skąd dochodziło nikłe źródło światła. Może powinni to sprawdzić? Z drugiej zaś strony trzymanie się ścieżki wyznaczonej szarfami wydawało się o wiele lepszą alternatywą. I bezpieczniejszą.
- Trzymajmy się lepiej drogi.
Rzut 1/4. Sukces - 82
@Warui Shin'ya
Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.
Sam nie był pewien czy przerwa dobrze im zrobiła, chociaż domyślał się, że była potrzebna już dla samego faktu odsapnięcia od swojego towarzystwa. Przy Seiwie czuł się względnie normalnie, wręcz dobrze w porównaniu z ich burzliwymi początkami. Pojmował jednak zwykłą, ludzką potrzebę zdystansowania się, aby nabrać oddechu do dalszej walki z przerażającymi historiami. Nie ukrywał jednak, że gdy po kolejnym okrążeniu wskazówki zegara nie wypatrzył senkenshy, niemal zaczynał wierzyć, że nie odnajdą się nigdy, a teraz, gdy los wreszcie skrzyżował ich drogi, dalej trzymał się go irracjonalny ścisk w żołądku. Nie był już tylko zdecydowany czy ze względu na wcześniejsze panikarstwo związane z wsiąknięciem Enmy przez tłum wampirów i dwunożnych wilkołaków, czy jednak chodziło o nowe miejsce. Las nocą zawsze wywoływał specyficzne odczucia, a przykryty kłębami mgły prezentował się niemal mitycznie.
- Nie lubisz? - powtórzył za nim bezsensownie, rozglądając się na boki. Ostrożność jaką w to włożył przypominała o jego nerwowej naturze; uświadamiała, że choć twarz miał względnie spokojną, za jej zastygniętą maską kryje się grymas niechętnej niepewności. Idiotyczne, aby bać się wystylizowanych, wymuskanych scenerii, wrzeszczeć na tanie sztuczki aktorów. Pokoje były jednak tak realistycznie utrzymane, że tym razem starczyło pokonanie paru pierwszych metrów, aby kompletnie się zapomnieć. Nie pamiętał, że przeszli z Enmą przez próg zielonych drzwi, ani że to wszystko, co ich otaczało, to ukartowana historia. Namacalność otoczenia kazała sądzić, że znaleźli się w realnym lesie, między żywymi drzewami. Że to naprawdę Aokigahara.
Sam nigdy nie miał wybitnego problemu z takimi miejscami. Nie to, że nie wywoływały w nim gęsiej skórki, ale może zbyt często przedzierał się po zmroku przez gęstwiny Kinigami, gubiąc się w drodze do Black, aby teraz robiło to na nim wrażenie do stopnia, w którym zacząłby wyrażać swoje zdenerwowanie. To znaczy: był zdenerwowany, ale w zestawieniu z poprzednimi pokojami prościej mu było to kamuflować. Tylko ten dźwięk...
Jak na zawołanie spojrzał w kierunku, w którym jeden z wisielców kołysał się na delikatnym wietrze. Barki wyprostowały się, wyciągając jego sylwetkę na baczność; przez wargi przemknęło skrzywienie. W kąciku ust poczuł cierpkie przekleństwo, zdążył się jednak ugryźć w język.
- Od razu ostrzegam, że nawet nie oglądałem filmu - przyznał się, z trudem odrywając spojrzenie od sznura. Tam, gdzie ściółka odsłaniała gołą glebę, zostawiał w ziemi ślady wilczych łap; i właśnie wilki słyszał w tle w pierwszej kolejności. Zastanawiał się czy percepcja Enmy również je wychwytuje; czy podobnie jak on młody dziedzic doświadcza tych niepokojących świstów powietrza, szeptów, odległego nucenia...
- Widzisz?
- Co? - Nakierowany przez rękę ciemnowłosego dostrzegł wreszcie błyszczący przedmiot. Odruchowo chciał po niego podejść, jakby wskazanie go palcem było komendą dla psa, by przyniósł właścicielowi zdobycz pod same buty. Zawahał się jednak po słowach medium. Nie krył przy tym pytania, niepojmującego logiki Seiwy: ale dlaczego?
Nie zadał go na głos.
Może było coś w postawie towarzysza co utrzymało go blisko; może chodziło o mimowolną niechęć do wchodzenia w o wiele mroczniejszą część tych terenów, a słowa senkenshy tylko dały mu pretekst, aby tego nie robić. Może kryły się za posłuszeństwem wobec wersji Enmy zupełnie inne powody, ale cokolwiek to było - pozostał na trasie, dalej uważnie sondując okolicę, ale co jakiś czas, wbrew sobie, pozwalał, aby wzrok zahaczył o niższego chłopaka. Zatrzymywał się na nim na dłużej, uparcie przyglądając; szukał czegoś na bladym obliczu, by ostatecznie i tak uciekać spojrzeniem, tropić zagadki i nowe szczegóły.
- Ten konkretny las mnie denerwuje - wypalił nagle, nieoczekiwanie, ale cicho; prawie szeptem. Nie powiedział nic dodatkowego, ale między nimi zawisło aluzyjne: po co ktoś miałby chcieć się zabijać? Nie znajdował w umyśle ani jednego powodu na to, chociaż szedł imitacją Aokigahary, drugiego na liście najpopularniejszego miejsca do odebrania sobie życia. Życia za które oddałby wszystko, byle zostało mu zwrócone z pełnią możliwości.
- Nie lubisz? - powtórzył za nim bezsensownie, rozglądając się na boki. Ostrożność jaką w to włożył przypominała o jego nerwowej naturze; uświadamiała, że choć twarz miał względnie spokojną, za jej zastygniętą maską kryje się grymas niechętnej niepewności. Idiotyczne, aby bać się wystylizowanych, wymuskanych scenerii, wrzeszczeć na tanie sztuczki aktorów. Pokoje były jednak tak realistycznie utrzymane, że tym razem starczyło pokonanie paru pierwszych metrów, aby kompletnie się zapomnieć. Nie pamiętał, że przeszli z Enmą przez próg zielonych drzwi, ani że to wszystko, co ich otaczało, to ukartowana historia. Namacalność otoczenia kazała sądzić, że znaleźli się w realnym lesie, między żywymi drzewami. Że to naprawdę Aokigahara.
Sam nigdy nie miał wybitnego problemu z takimi miejscami. Nie to, że nie wywoływały w nim gęsiej skórki, ale może zbyt często przedzierał się po zmroku przez gęstwiny Kinigami, gubiąc się w drodze do Black, aby teraz robiło to na nim wrażenie do stopnia, w którym zacząłby wyrażać swoje zdenerwowanie. To znaczy: był zdenerwowany, ale w zestawieniu z poprzednimi pokojami prościej mu było to kamuflować. Tylko ten dźwięk...
Jak na zawołanie spojrzał w kierunku, w którym jeden z wisielców kołysał się na delikatnym wietrze. Barki wyprostowały się, wyciągając jego sylwetkę na baczność; przez wargi przemknęło skrzywienie. W kąciku ust poczuł cierpkie przekleństwo, zdążył się jednak ugryźć w język.
- Od razu ostrzegam, że nawet nie oglądałem filmu - przyznał się, z trudem odrywając spojrzenie od sznura. Tam, gdzie ściółka odsłaniała gołą glebę, zostawiał w ziemi ślady wilczych łap; i właśnie wilki słyszał w tle w pierwszej kolejności. Zastanawiał się czy percepcja Enmy również je wychwytuje; czy podobnie jak on młody dziedzic doświadcza tych niepokojących świstów powietrza, szeptów, odległego nucenia...
- Widzisz?
- Co? - Nakierowany przez rękę ciemnowłosego dostrzegł wreszcie błyszczący przedmiot. Odruchowo chciał po niego podejść, jakby wskazanie go palcem było komendą dla psa, by przyniósł właścicielowi zdobycz pod same buty. Zawahał się jednak po słowach medium. Nie krył przy tym pytania, niepojmującego logiki Seiwy: ale dlaczego?
Nie zadał go na głos.
Może było coś w postawie towarzysza co utrzymało go blisko; może chodziło o mimowolną niechęć do wchodzenia w o wiele mroczniejszą część tych terenów, a słowa senkenshy tylko dały mu pretekst, aby tego nie robić. Może kryły się za posłuszeństwem wobec wersji Enmy zupełnie inne powody, ale cokolwiek to było - pozostał na trasie, dalej uważnie sondując okolicę, ale co jakiś czas, wbrew sobie, pozwalał, aby wzrok zahaczył o niższego chłopaka. Zatrzymywał się na nim na dłużej, uparcie przyglądając; szukał czegoś na bladym obliczu, by ostatecznie i tak uciekać spojrzeniem, tropić zagadki i nowe szczegóły.
- Ten konkretny las mnie denerwuje - wypalił nagle, nieoczekiwanie, ale cicho; prawie szeptem. Nie powiedział nic dodatkowego, ale między nimi zawisło aluzyjne: po co ktoś miałby chcieć się zabijać? Nie znajdował w umyśle ani jednego powodu na to, chociaż szedł imitacją Aokigahary, drugiego na liście najpopularniejszego miejsca do odebrania sobie życia. Życia za które oddałby wszystko, byle zostało mu zwrócone z pełnią możliwości.
@Seiwa-Genji Enma
rzut drugi (15) - porażka;
Seiwa-Genji Enma and Ye Lian szaleją za tym postem.
Strona 1 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku