Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Po zakończeniu poprzedniej rozrywki nareszcie udało mu się odnaleźć jednego ze znajomych, którzy poprzednim razem zniknęli mu sprzed nosa. Nie wiedział i nie chciał pytać, czemu go tak dzisiaj unikali, żeby nie wpaść w spiralę domysłów i wywołać z lasu niepotrzebne lęki. W domu strachów i tak miał okazję zebrać zdrową dawkę adrenaliny i niech tak zostanie.
Po ostatnim był już lekko nakręcony wyżej wspomnianą substacją, więc póki ten naturalny haj trwał chciał jak najszybciej iść dalej i zdobyć jej więcej dla podtrzymania efektu, nim zamieni się w stres i zmusi Kou do wzięcia leków. Znaczy się, nie chciał ich brać. Ale nie chciał też kierowany nieopanowanymi konwusjami przepalonego układu nerwowego obudzić się zaraz pod stołem, z sercem bijącym jak młot. Tak samo jak kochał silnie uzależniającą adrenalinę, tak jego mózg nie miał doń naturalnego termostatu, gotów był za jej pomocą odciąć właściciela od zmysłów. Złapał kolegę za nadgarstek śmiejąc się i bez pytania biegiem porwał go do kolejki. Paplał mu coś jak najęty próbując zabić czas. Tak się wkręcił, że gdy przyszła ich kolej, z uniesionymi dlońmi, wciąż coś gadając, poszedł przodem.
Po chwili zorientował się, że coś tu nie gra. Głos towarzysza zanikł. - (...) Co o tym sądzisz? - Rzucił kończąc swój monolog, lekko się obracając, by spojrzeć na kolegę za sobą i wreszcie zrozumieć, że gada do ściany. Już chwilowo poczuł ukłucie smutku, próbując zrozumieć, czy został wystawiony. - Halooo. Idziesz księżniczko, czy się opierdalasz? - W pomieszczeniu zaczynało się robić coraz ciemniej, jedynie światło zza drzwi palilo tak, że ciężko byłoby w nie spojrzeć. Przykładając dłoń do brwi zmrużył oczy, widząc w oślepiającym blasku jakąś sylwetkę. To byly milisekundy. Czy on dobrze widzi... czy ktoś właśnie na niego leci?!
@Yakushimaru Sanari
Po zakończeniu poprzedniej rozrywki nareszcie udało mu się odnaleźć jednego ze znajomych, którzy poprzednim razem zniknęli mu sprzed nosa. Nie wiedział i nie chciał pytać, czemu go tak dzisiaj unikali, żeby nie wpaść w spiralę domysłów i wywołać z lasu niepotrzebne lęki. W domu strachów i tak miał okazję zebrać zdrową dawkę adrenaliny i niech tak zostanie.
Po ostatnim był już lekko nakręcony wyżej wspomnianą substacją, więc póki ten naturalny haj trwał chciał jak najszybciej iść dalej i zdobyć jej więcej dla podtrzymania efektu, nim zamieni się w stres i zmusi Kou do wzięcia leków. Znaczy się, nie chciał ich brać. Ale nie chciał też kierowany nieopanowanymi konwusjami przepalonego układu nerwowego obudzić się zaraz pod stołem, z sercem bijącym jak młot. Tak samo jak kochał silnie uzależniającą adrenalinę, tak jego mózg nie miał doń naturalnego termostatu, gotów był za jej pomocą odciąć właściciela od zmysłów. Złapał kolegę za nadgarstek śmiejąc się i bez pytania biegiem porwał go do kolejki. Paplał mu coś jak najęty próbując zabić czas. Tak się wkręcił, że gdy przyszła ich kolej, z uniesionymi dlońmi, wciąż coś gadając, poszedł przodem.
Po chwili zorientował się, że coś tu nie gra. Głos towarzysza zanikł. - (...) Co o tym sądzisz? - Rzucił kończąc swój monolog, lekko się obracając, by spojrzeć na kolegę za sobą i wreszcie zrozumieć, że gada do ściany. Już chwilowo poczuł ukłucie smutku, próbując zrozumieć, czy został wystawiony. - Halooo. Idziesz księżniczko, czy się opierdalasz? - W pomieszczeniu zaczynało się robić coraz ciemniej, jedynie światło zza drzwi palilo tak, że ciężko byłoby w nie spojrzeć. Przykładając dłoń do brwi zmrużył oczy, widząc w oślepiającym blasku jakąś sylwetkę. To byly milisekundy. Czy on dobrze widzi... czy ktoś właśnie na niego leci?!
@Yakushimaru Sanari
Oh my, just look at those eyes - Pretty like a girl, oh boy
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Warui Shin'ya and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
I tu Sanari się mylił - choć miał ku temu wyraźne podstawy, bo faktycznie mało kto w tych czasach chciałby słuchać historii życia innych, samemu będąc ledwie ziarenkiem mieszczącym w sobie gamę najrozmaitszych, powtarzalnych historii i problemów, które nikogo obcego za bardzo nie obchodziły. Ludzie najczęściej mają tą sposobność, by żyć z dnia na dzień patrząc tylko na czubek własnego nosa, nie znając w rzeczywistości nawet najbliższych im osób. Kou wyrywał się spod tego schematu, nie wiedząc w sumie do końca, dlaczego. Czy przez to, co przeżył, był bardziej głęboki od nich? Wątpił w to. Przecież na znajomych szukał sobie najbardziej płytkich ludzi, jakich widział ten świat. Choć nie robił tego bez powodu, nie mógł przecież całkowicie uniknąć subtelnego wpływu, jaki na niego mieli. W gruncie rzeczy nie chodziło tylko o zainteresowanie innymi. Czasem Kou chciał w ten sposób zwyczajnie wyciszyć intruzywne myśli na temat swoich własnych problemów, bo to pozwalało mu poczuć ulgę i udawać, że ich nie ma. Z drugiej strony także obsesyjnie chciał wiedzieć wszystko o wszystkich, ale miał na to swoje własne, nieraz niezbyt moralne sposoby. Dlatego nie pytał. Zatrzymała go świadomość, że to raczej nie jest odpowiedni moment. Co prawda zdarzali się też tacy, co nie mieli oporów, by na pierwszym spotkaniu mówić o sobie za dużo, co oczywiście niejednokrotnie skrzętnie wykorzystywał - ale w tym wypadku wolał nie ryzykować. Poruszał się po zaprawdę obcym sobie gruncie, jakim był dla niego blondyn o pełnowymiarowej osobowości i nie chciał w tej materii już na samym początku wyłożyć się przez własną wścibskość. Czasem tak robił zupełnie bezmyślnie, to prawda, ale tylko, gdy druga osoba była mu raczej obojętna. - Hm... - Odruchowo zagryzł wargę wyraźnie tonąc we własnej zgryzocie i wrażeniu, że ten wścibski nos zaraz go rozsadzi. Stanowczo za dużo razy w życiu szedł na łatwiznę, by desperacko utrzymać w swoim życiu poczucie kontroli, której często nie miał nawet nad samym sobą. Gdy ten kontynuował, podniósł nań głowę, w której mimo braku przywdzianego wyrazu, oczy pod różowymi soczewkami wyraźnie się zaświeciły. Chwilę później lekki, pewny siebie, samogłaszczący uśmiech wpłynął na pomazaną nieludzko kryjącym podkładem twarz. - Aż. - Prawie się wydał, powstrzymując się od jednego, prostego komentarza - "Wiedziałem, że zadziała". Jednak ugryzł się w język, jednocześnie krzyżując ręce i przymykając powieki. Specjalnie podał również przeszłość. Samą przyszlość można dużo łatwiej zdementować, prawda? Nikt nie wie, co się wydarzy. Tu i teraz też zawsze może zostać rożnie zinterpretowane. Trafienie w przeszłość to jedyny chwyt, który budzi zwątpienie w nawet najbardziej sceptycznych jednostkach. Jej po prostu nie da się podważyć.
Po chwili opamiętał się, przywdziewając na powrót najbardziej przyjazną twarz, jaką potrafił i wyciagnął długą dłoń w powietrzu, jakby na niego wskazywał.
- Da się dużo więcej, wierz mi. Wspaniale, że udalo mi się cię zaskoczyć złotko, wspaniale! - Odrzekł składając dłonie jak do modlitwy.
Zauważywszy, jak Sanari zmienia pozycję, również się nieco rozluźnił. Słuchając uważnie jego odpowiedzi przyłożył palec do dolnej wargi, lustrując go spod półprzymkniętych powiek.
- Wiesz, ko...- Próbował się wtrącić, po czym zastopował, słysząc dalszą część jego wypowiedzi. Z początku został całkowicie zbity z tropu przez blondyna, co ujawniło się w nielekko zaskoczonym wyrazie twarzy Kou. Ponownie rozpostarł długie rzęsy, po czym w milczeniu wsparł dłonie na biodrach, żeby przeskanować, co on tak właściwie właśnie usłyszał. Nie wiem, czy nadal traktuję? Co to właściwie znaczy? Czy jednak się przeliczył, za szybko osiadł na laurach, za bardzo zaufał swoim zdolnościom, a tak naprawdę nie udało mu się go przekonać? Nie odebrał tego chamsko, jednak poczuł się nieco zdezorientowany. Wzrok Naiyi nagle zaczął blądzić po otoczeniu. Skończył zakryty wewnętrzną stroną dłoni, gdy cały ten kolejny wachlarz reakcji i słów Sanariego wywołał w nim niebywaly wybuch śmiechu. - Ahahahahh, przepraszam, przepraszam, jesteś naprawdę świetny. Mów dalej, proszę. - Dodał uchanany znowu machając pazurami w powietrzu. Ostatnie, czego chciał, to powiedzieć mu, żeby się zamknął po tym, jak swoim uroczym roztargnieniem wyprowadził Kou ze zdolności zachowania jakiejkolwiek powagi. Sam nie zwracał jednak uwagi, czy zostanie odebrany jako chamski nie skupiając się dobrze na prowadzonym temacie. Uświadomił sobie taką możliwość dopiero po dłuższej chwili, ale wydawał się zbyt mocno skupiać na utrzymaniu śmiechu w zębach, by mógł dostatecznie dobrze zrozumieć, o czym mówi do niego Sanari. Wyciągnął rękę i położył dłoń na ziemii kilka centymetrów od niego, przy czym chcąc czy nie musiał się lekko nachylić, skracając dystans, który ich dzielił. - Właśnie o tym mówiłeeem. Ale zabawa zaczyna się dopiero, gdy zapytasz, co się wydarzy w najbliższych miesiącach. Takie odczyty bywają ciężkie, wiesz? Moi klienci NIEMAL ZAWSZE dowiadują się, że karty miały rację, dopiero po fakcie, bo wyszło im coś, czego w życiu by się nie spodziewali. Nawet wiedząc, że coś nadejdzie, nie przygotowują się wcale, olewają temat, a to się dzieje, rozumiesz to? Nie słuchanie mnie jest tylko na własną odpowiedzialność. Eh, ludzie, ludziee. - Wzruszył ostro ramionami i zarzucił włosami na bok, wracając do wyprostowanej pozycji.
- Więc... tak zróbmy. - Powiedział zamyślonym głosem, patrząc w górę, po czym szybko i prowokacyjnie przeniósł wzrok prosto w oczy chłopaka. - Co powiesz na to, darling? Oj no, tylko nie wciskaj mi kitu, że nie lubisz zakładów. Zostawię ci mój prywatny numer. Napiszesz pytanie i deadline. Ile stawiasz, że się nie sprawdzi? - Nie wyczekując odpowiedzi wyciągnął telefon. W ogóle nie przyjmował do siebie możliwości odmowy. Sanari zrobił, być może nieświadomie, jedną charakterystyczną rzecz - wywołał w Kou potrzebę rywalizacji, której teraz już tak łatwo nie odpuści. - Dawaj, stawiaj co chcesz, ale ostrożnie. Dobrze wiem, co potrafię, mhmm. -
Gdy Yakushimaru zabrał mu kartę, chwilę jeszcze trwał tak w tej samej pozycji, jakby zabrano mu listek prawdziwego złota i łapczywie próbował go odzyskać. No raczej, kotek, moje drugie imię to potencjał. Ręka malowanej satelity opadła wraz ze szczęką, gdy niemal fizycznie odczuł na sobie blask bijący od blondyna wachlującego się słońcem, jakby przy jego osobie nie znaczyło nic. Zrozumienie, że został bardzo dobitnie i trafnie sparodiowany nie było trudne, ale trwało to moment, by do zszokowania na twarzy Kou doszedł uśmiech ukazujący szereg białych zębów.
- I tak ma być, tylko pamiętaj. Królowa jest tylko jedna, panie Potencjał. - Powiedział i gdy odbierał od Sanariego słońce, mrugnął wystawiając delikatnie acz prowokacyjnie koniec języka. W ułamku sekundy obrócił kartę, pokazując zupełnie inną, którą schował prawdopodobnie wcześniej w dłoni by zwinnie niczym wprawiony czarodziej stworzyć iluzję, że samą swoją wolą zmienił jej nadruk na obrazek zasiadującej wśród poduszek kobiety z berłem i koroną, podpisanej The Empress.
- To mi się podoba. - Królowa również podniosła się mozolnie, rzucając w powietrze swój tron stworzony z kurzu, gdy znów musiała ułożyć swoje szlachetne buty w pozycji dość dogodnej by nie skręcić sobie kostek. - To idzie- Przerwał w połowie, stawiając pierwszy krok, a tak właściwie to przerwał mu nagły, ostry jazgot. Zza drzwi, z których zaczął uchodzić dźwięk wściekłego pukania, dało się zarejestrować również bezpardonowy, męski głos oraz inny, kobiecy, który sądząc po pojedynczych wychwytywalnych słowach, prawdopodobnie próbował go uspokoić. Nie brzmiało to zbyt przyjemnie. Co prawda, ktoś właśnie mógł zacząć się martwić, że coś im się stało, ale Kou całkowicie odruchowo wzdrygnął się i tak zesztywniał, cofając jedną z nóg do tyłu. Sam nie wiedział, co się dzieje, ale w głowie nagle stanął mu widok kilkusetkilowego ochroniarza z przybytku Shuryōba, przez co nagle opływający go lęk nie pozwolił mu się zbliżyć do drzwi ani na centymetr, jakby właśnie kogoś podobnego kroju się tam właśnie spodziewał. - C-ch-ch-chyba mamy problem... - Wyszeptał, gdyż wraz z momentem, gdy zaczął się jąkać - nie przypominając w ogóle samego siebie sprzed chwili - zdał sobie sprawę, że każde słowo więźnie mu w gardle. Dziwne, hm? Dopiero co miał zupełnie gdzieś, co się stanie, jak zostaną tu dłużej, a teraz wydawałoby się, że jakaś tajemnicza siła, której sam się po sobie nie spodziewał, nie pozwala mu wykonać jakiegokolwiek innego ruchu, niż odruch trzęsych się dłoni przyciśniętych do okolic brzucha. Cholera.
@Yakushimaru Sanari
Po chwili opamiętał się, przywdziewając na powrót najbardziej przyjazną twarz, jaką potrafił i wyciagnął długą dłoń w powietrzu, jakby na niego wskazywał.
- Da się dużo więcej, wierz mi. Wspaniale, że udalo mi się cię zaskoczyć złotko, wspaniale! - Odrzekł składając dłonie jak do modlitwy.
Zauważywszy, jak Sanari zmienia pozycję, również się nieco rozluźnił. Słuchając uważnie jego odpowiedzi przyłożył palec do dolnej wargi, lustrując go spod półprzymkniętych powiek.
- Wiesz, ko...- Próbował się wtrącić, po czym zastopował, słysząc dalszą część jego wypowiedzi. Z początku został całkowicie zbity z tropu przez blondyna, co ujawniło się w nielekko zaskoczonym wyrazie twarzy Kou. Ponownie rozpostarł długie rzęsy, po czym w milczeniu wsparł dłonie na biodrach, żeby przeskanować, co on tak właściwie właśnie usłyszał. Nie wiem, czy nadal traktuję? Co to właściwie znaczy? Czy jednak się przeliczył, za szybko osiadł na laurach, za bardzo zaufał swoim zdolnościom, a tak naprawdę nie udało mu się go przekonać? Nie odebrał tego chamsko, jednak poczuł się nieco zdezorientowany. Wzrok Naiyi nagle zaczął blądzić po otoczeniu. Skończył zakryty wewnętrzną stroną dłoni, gdy cały ten kolejny wachlarz reakcji i słów Sanariego wywołał w nim niebywaly wybuch śmiechu. - Ahahahahh, przepraszam, przepraszam, jesteś naprawdę świetny. Mów dalej, proszę. - Dodał uchanany znowu machając pazurami w powietrzu. Ostatnie, czego chciał, to powiedzieć mu, żeby się zamknął po tym, jak swoim uroczym roztargnieniem wyprowadził Kou ze zdolności zachowania jakiejkolwiek powagi. Sam nie zwracał jednak uwagi, czy zostanie odebrany jako chamski nie skupiając się dobrze na prowadzonym temacie. Uświadomił sobie taką możliwość dopiero po dłuższej chwili, ale wydawał się zbyt mocno skupiać na utrzymaniu śmiechu w zębach, by mógł dostatecznie dobrze zrozumieć, o czym mówi do niego Sanari. Wyciągnął rękę i położył dłoń na ziemii kilka centymetrów od niego, przy czym chcąc czy nie musiał się lekko nachylić, skracając dystans, który ich dzielił. - Właśnie o tym mówiłeeem. Ale zabawa zaczyna się dopiero, gdy zapytasz, co się wydarzy w najbliższych miesiącach. Takie odczyty bywają ciężkie, wiesz? Moi klienci NIEMAL ZAWSZE dowiadują się, że karty miały rację, dopiero po fakcie, bo wyszło im coś, czego w życiu by się nie spodziewali. Nawet wiedząc, że coś nadejdzie, nie przygotowują się wcale, olewają temat, a to się dzieje, rozumiesz to? Nie słuchanie mnie jest tylko na własną odpowiedzialność. Eh, ludzie, ludziee. - Wzruszył ostro ramionami i zarzucił włosami na bok, wracając do wyprostowanej pozycji.
- Więc... tak zróbmy. - Powiedział zamyślonym głosem, patrząc w górę, po czym szybko i prowokacyjnie przeniósł wzrok prosto w oczy chłopaka. - Co powiesz na to, darling? Oj no, tylko nie wciskaj mi kitu, że nie lubisz zakładów. Zostawię ci mój prywatny numer. Napiszesz pytanie i deadline. Ile stawiasz, że się nie sprawdzi? - Nie wyczekując odpowiedzi wyciągnął telefon. W ogóle nie przyjmował do siebie możliwości odmowy. Sanari zrobił, być może nieświadomie, jedną charakterystyczną rzecz - wywołał w Kou potrzebę rywalizacji, której teraz już tak łatwo nie odpuści. - Dawaj, stawiaj co chcesz, ale ostrożnie. Dobrze wiem, co potrafię, mhmm. -
Gdy Yakushimaru zabrał mu kartę, chwilę jeszcze trwał tak w tej samej pozycji, jakby zabrano mu listek prawdziwego złota i łapczywie próbował go odzyskać. No raczej, kotek, moje drugie imię to potencjał. Ręka malowanej satelity opadła wraz ze szczęką, gdy niemal fizycznie odczuł na sobie blask bijący od blondyna wachlującego się słońcem, jakby przy jego osobie nie znaczyło nic. Zrozumienie, że został bardzo dobitnie i trafnie sparodiowany nie było trudne, ale trwało to moment, by do zszokowania na twarzy Kou doszedł uśmiech ukazujący szereg białych zębów.
- I tak ma być, tylko pamiętaj. Królowa jest tylko jedna, panie Potencjał. - Powiedział i gdy odbierał od Sanariego słońce, mrugnął wystawiając delikatnie acz prowokacyjnie koniec języka. W ułamku sekundy obrócił kartę, pokazując zupełnie inną, którą schował prawdopodobnie wcześniej w dłoni by zwinnie niczym wprawiony czarodziej stworzyć iluzję, że samą swoją wolą zmienił jej nadruk na obrazek zasiadującej wśród poduszek kobiety z berłem i koroną, podpisanej The Empress.
- To mi się podoba. - Królowa również podniosła się mozolnie, rzucając w powietrze swój tron stworzony z kurzu, gdy znów musiała ułożyć swoje szlachetne buty w pozycji dość dogodnej by nie skręcić sobie kostek. - To idzie- Przerwał w połowie, stawiając pierwszy krok, a tak właściwie to przerwał mu nagły, ostry jazgot. Zza drzwi, z których zaczął uchodzić dźwięk wściekłego pukania, dało się zarejestrować również bezpardonowy, męski głos oraz inny, kobiecy, który sądząc po pojedynczych wychwytywalnych słowach, prawdopodobnie próbował go uspokoić. Nie brzmiało to zbyt przyjemnie. Co prawda, ktoś właśnie mógł zacząć się martwić, że coś im się stało, ale Kou całkowicie odruchowo wzdrygnął się i tak zesztywniał, cofając jedną z nóg do tyłu. Sam nie wiedział, co się dzieje, ale w głowie nagle stanął mu widok kilkusetkilowego ochroniarza z przybytku Shuryōba, przez co nagle opływający go lęk nie pozwolił mu się zbliżyć do drzwi ani na centymetr, jakby właśnie kogoś podobnego kroju się tam właśnie spodziewał. - C-ch-ch-chyba mamy problem... - Wyszeptał, gdyż wraz z momentem, gdy zaczął się jąkać - nie przypominając w ogóle samego siebie sprzed chwili - zdał sobie sprawę, że każde słowo więźnie mu w gardle. Dziwne, hm? Dopiero co miał zupełnie gdzieś, co się stanie, jak zostaną tu dłużej, a teraz wydawałoby się, że jakaś tajemnicza siła, której sam się po sobie nie spodziewał, nie pozwala mu wykonać jakiegokolwiek innego ruchu, niż odruch trzęsych się dłoni przyciśniętych do okolic brzucha. Cholera.
@Yakushimaru Sanari
Oh my, just look at those eyes - Pretty like a girl, oh boy
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Warui Shin'ya, Satō Kisara and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
„(...) Nie słuchanie mnie jest tylko na własną odpowiedzialność.”
Zaśmiał się na te słowa, kręcąc głową. - Radzenie sobie z sytuacją na bieżąco, gdy już nadejdzie, to też jakaś umiejętność, i guess - odparł, bezwiednie podążając wzrokiem za zamaszystym ruchem długich włosów, które w swoim podmuchu także zmieszały tańczący w powietrzu kurz. Całe szczęście, że żaden z nich nie miał na niego alergii, bo mogłoby się to skończyć ekstremalnie źle; tylko trochę łaskotał go w nozdrzach. Skupił się z powrotem na twarzy chłopaka, gdy ten zmierzył go nagle spojrzeniem. Sanari odruchowo uniósł brew z zaciekawieniem.
„(...) tylko nie wciskaj mi kitu, że nie lubisz zakładów.”
- Wow, Kou, brutalnie - parsknął, przywdziewając pozornie kamienną, niewzruszoną minę, której jednak nie umiał utrzymać nawet przez dziesięć sekund. Ostatecznie wywrócił oczami i uśmiechnął się mimowolnie, czując się w tak żartobliwy sposób przyłapany. Można by rzec, że nie[/] nienawidził zakładów. W odpowiednim towarzystwie były całkiem śmieszne i można było wyciągnąć z nich wiele zabawy. Poprzednie wydarzenia z pewnością pokazały mu, że mimo wszystko trzeba podejmować się ich z większym namysłem - i zadbać, by nie skrzywdziły żadnej osoby trzeciej. Albo, najlepiej, [i]żadnej osoby w ogóle. - O kurde, po takich przekonywaniach trochę się boję zakładać z tobą o takie rzeczy… - powiedział z lekkim powątpiewaniem w głosie, mimo że jego dłonie już sięgały po telefon Kou, do którego wstukał swój numer komórkowy. - Przegrany wskakuje w klubie na blat i tańczy aż ktoś go stamtąd nie wyprosi. - Był świadomy, że prawdopodobnie to siebie, a nie drugiego chłopaka, właśnie skazuje na klęskę, ale… musi poczuć, że żyje, nie?
Cieszył się natomiast, że zdołał go rozbawić - należy skromnie rzecz, że to nie już pierwszy raz tego wieczoru… - a nie zrazić do siebie, jak to czasami bywało z parodiowaniem innych. Niby wystarczyło mieć kroplę dystansu do siebie, żeby się o coś takiego nie obrazić, a jednak nawet tego niekiedy niektórym brakowało. Sam prychnął śmiechem i gdy już wstał, pochylił uroczyście głowę w jego kierunku. - Ależ oczywiście, Wasza Wysokość. - Przekrzywił głowę jak szczeniak, widząc zupełnie inną kartę w dłoni Naiyi. - Nie dość, że królowa, to jeszcze czarodziejka?
Chciał mu pomóc, dostrzegając, jak wstawanie mu szło z udziałem czegoś, co przypominało Saniemu narzędzie tortur, a dla drugiego były najwidoczniej butami… ale ten w mig sobie poradził i bez niego. Yakushimaru musiał przyznać, że był trochę pod wrażeniem. On sam, pomimo bardzo dobrej kondycji, potrafił się czasem wywrócić na płaskiej nawierzchni i bez takich wynalazków. Natomiast zmiana, jaka nastąpiła, zdziwiła go jeszcze bardziej. Powoli uśmiech spłynął z jego ust, zapomniany, dostrzegając czystą panikę w oczach towarzysza, nawet szybciej niż jakikolwiek dźwięk. Takie przerażenie - wydające się bezsensowne, nieodpowiednie do zaistniałej sytuacji, a jednak trzymające osobę w kleszczach, które nie chcą ani drgnąć - było mu dobrze znajome. Dreszcze przeszły mu wzdłuż kręgosłupa, gdy poczuł na sobie echo tych doświadczeń. Nie mógł jednak pozwolić sobie, by teraz zagłębić się w te, minione już przecież, czasy. Podszedł szybkim krokiem do chłopaka.
- Kou? Co jest? - Złapał go delikatnie za przedramię; nic nagłego, dotyk lekki jak piórko, ale być może wystarczający, by wyciągnąć go ze spirali myśli, w którą miało się wrażenie, że wpadł. Jednocześnie spojrzał w stronę, z którego wydobywały się zdenerwowane głosy. Czyżby w końcu ktoś się wkurwił ich nadużyciem pokoju strachu? Być może. Mógł wyraźnie poczuć, jak Kou dygocze - reakcja ta była niespodziewana, w końcu przed chwilą jeszcze z tego żartowali, ale… sytuacja wyglądała tak, a nie inaczej, więc musiał adekwatnie zareagować. Rozmyślanie nad rzeczywistym powodem może nastąpić później, jak już stąd wyjdą.
Wkrótce w pokoju nastąpiła jasność. Żarówki okazały się wyjątkowo mocne albo to jego przywyknięte już do półmroku oczy tak ciężko na nie zareagowały, ale musiał momentalnie zamknąć powieki i jeszcze dodatkowo osłonić je wolną dłonią. Usłyszał, że ktoś wchodzi do pomieszczenia, starał się więc spojrzeć poprzez palce, co mniej więcej mu się udawało. Stanął przed Naiyą, w ramach obrony, żeby to nie on był teraz pierwszą osobą, z jaką będą chcieli rozmawiać. Musiało wyglądać to trochę śmiesznie, zważywszy na to, o ile Sanari był niższy od nowo poznanego przyjaciela, ale jak to mówią, liczą się chęci. Przygotowany na najgorsze, spodziewał się solidnego opierdolu, tymczasem…
- O nie, przepraszam, że to światło tak nagle - rzekła kobieta, młoda, prawdopodobnie też jakaś studentka, której udało się złapać dorywczą pracę jako recepcjonistka. Po mężczyźnie, którego wcześniej było słychać, nie było - na razie - śladu. Może udało się jej go uspokoić? - Długo tu byliście i zaczęliśmy się martwić - sposób, w jaki to powiedziała, sugerował, że to raczej ona się martwiła… a tamten typ mógł faktycznie tylko się ich stąd pozbyć - że coś mogło się stać. W dodatku padła nam tu kamera i nie było jak sprawdzić bez wejścia do środka…
- Och - odparł Sani. Momentalnie odczuł ulgę, że trafił się im ktoś uprzejmy, a nie ktoś, kto wyciągnąłby ich za fraki na zewnątrz. - Nie, nic się nie stało. Po prostu, hm, nie umieliśmy rozwiązać zagadek. Właśnie i tak mieliśmy iść do wyjścia ewakuacyjnego. - To nawet nie było do końca kłamstwo, okej? Faktycznie chciał powoli stąd iść. Zdecydowanie lepiej mogliby spędzić czas gdzie indziej. Gdzie, na przykład, nie było tyle cholernego kurzu. - Możesz nas wyprowadzić?
Dziewczynie też musiał spaść kamień z serca, że nie musi zajmować się żadnymi problemami - co było totalnie fair, praca w usługach posysała - bo uśmiechnęła się promiennie, rzekła głośne „jasne!” i, obracając się, machnęła dłonią z sugestią, by szli za nią. Yakushimaru spojrzał za siebie na Kou, próbując ocenić, jak teraz się czuje. Uznając też, że najlepiej będzie stąd spierdalać tak czy siak, lekko pociągnął go za przegub i wyprowadził z klaustrofobicznego pomieszczenia.
Zaśmiał się na te słowa, kręcąc głową. - Radzenie sobie z sytuacją na bieżąco, gdy już nadejdzie, to też jakaś umiejętność, i guess - odparł, bezwiednie podążając wzrokiem za zamaszystym ruchem długich włosów, które w swoim podmuchu także zmieszały tańczący w powietrzu kurz. Całe szczęście, że żaden z nich nie miał na niego alergii, bo mogłoby się to skończyć ekstremalnie źle; tylko trochę łaskotał go w nozdrzach. Skupił się z powrotem na twarzy chłopaka, gdy ten zmierzył go nagle spojrzeniem. Sanari odruchowo uniósł brew z zaciekawieniem.
„(...) tylko nie wciskaj mi kitu, że nie lubisz zakładów.”
- Wow, Kou, brutalnie - parsknął, przywdziewając pozornie kamienną, niewzruszoną minę, której jednak nie umiał utrzymać nawet przez dziesięć sekund. Ostatecznie wywrócił oczami i uśmiechnął się mimowolnie, czując się w tak żartobliwy sposób przyłapany. Można by rzec, że nie[/] nienawidził zakładów. W odpowiednim towarzystwie były całkiem śmieszne i można było wyciągnąć z nich wiele zabawy. Poprzednie wydarzenia z pewnością pokazały mu, że mimo wszystko trzeba podejmować się ich z większym namysłem - i zadbać, by nie skrzywdziły żadnej osoby trzeciej. Albo, najlepiej, [i]żadnej osoby w ogóle. - O kurde, po takich przekonywaniach trochę się boję zakładać z tobą o takie rzeczy… - powiedział z lekkim powątpiewaniem w głosie, mimo że jego dłonie już sięgały po telefon Kou, do którego wstukał swój numer komórkowy. - Przegrany wskakuje w klubie na blat i tańczy aż ktoś go stamtąd nie wyprosi. - Był świadomy, że prawdopodobnie to siebie, a nie drugiego chłopaka, właśnie skazuje na klęskę, ale… musi poczuć, że żyje, nie?
Cieszył się natomiast, że zdołał go rozbawić - należy skromnie rzecz, że to nie już pierwszy raz tego wieczoru… - a nie zrazić do siebie, jak to czasami bywało z parodiowaniem innych. Niby wystarczyło mieć kroplę dystansu do siebie, żeby się o coś takiego nie obrazić, a jednak nawet tego niekiedy niektórym brakowało. Sam prychnął śmiechem i gdy już wstał, pochylił uroczyście głowę w jego kierunku. - Ależ oczywiście, Wasza Wysokość. - Przekrzywił głowę jak szczeniak, widząc zupełnie inną kartę w dłoni Naiyi. - Nie dość, że królowa, to jeszcze czarodziejka?
Chciał mu pomóc, dostrzegając, jak wstawanie mu szło z udziałem czegoś, co przypominało Saniemu narzędzie tortur, a dla drugiego były najwidoczniej butami… ale ten w mig sobie poradził i bez niego. Yakushimaru musiał przyznać, że był trochę pod wrażeniem. On sam, pomimo bardzo dobrej kondycji, potrafił się czasem wywrócić na płaskiej nawierzchni i bez takich wynalazków. Natomiast zmiana, jaka nastąpiła, zdziwiła go jeszcze bardziej. Powoli uśmiech spłynął z jego ust, zapomniany, dostrzegając czystą panikę w oczach towarzysza, nawet szybciej niż jakikolwiek dźwięk. Takie przerażenie - wydające się bezsensowne, nieodpowiednie do zaistniałej sytuacji, a jednak trzymające osobę w kleszczach, które nie chcą ani drgnąć - było mu dobrze znajome. Dreszcze przeszły mu wzdłuż kręgosłupa, gdy poczuł na sobie echo tych doświadczeń. Nie mógł jednak pozwolić sobie, by teraz zagłębić się w te, minione już przecież, czasy. Podszedł szybkim krokiem do chłopaka.
- Kou? Co jest? - Złapał go delikatnie za przedramię; nic nagłego, dotyk lekki jak piórko, ale być może wystarczający, by wyciągnąć go ze spirali myśli, w którą miało się wrażenie, że wpadł. Jednocześnie spojrzał w stronę, z którego wydobywały się zdenerwowane głosy. Czyżby w końcu ktoś się wkurwił ich nadużyciem pokoju strachu? Być może. Mógł wyraźnie poczuć, jak Kou dygocze - reakcja ta była niespodziewana, w końcu przed chwilą jeszcze z tego żartowali, ale… sytuacja wyglądała tak, a nie inaczej, więc musiał adekwatnie zareagować. Rozmyślanie nad rzeczywistym powodem może nastąpić później, jak już stąd wyjdą.
Wkrótce w pokoju nastąpiła jasność. Żarówki okazały się wyjątkowo mocne albo to jego przywyknięte już do półmroku oczy tak ciężko na nie zareagowały, ale musiał momentalnie zamknąć powieki i jeszcze dodatkowo osłonić je wolną dłonią. Usłyszał, że ktoś wchodzi do pomieszczenia, starał się więc spojrzeć poprzez palce, co mniej więcej mu się udawało. Stanął przed Naiyą, w ramach obrony, żeby to nie on był teraz pierwszą osobą, z jaką będą chcieli rozmawiać. Musiało wyglądać to trochę śmiesznie, zważywszy na to, o ile Sanari był niższy od nowo poznanego przyjaciela, ale jak to mówią, liczą się chęci. Przygotowany na najgorsze, spodziewał się solidnego opierdolu, tymczasem…
- O nie, przepraszam, że to światło tak nagle - rzekła kobieta, młoda, prawdopodobnie też jakaś studentka, której udało się złapać dorywczą pracę jako recepcjonistka. Po mężczyźnie, którego wcześniej było słychać, nie było - na razie - śladu. Może udało się jej go uspokoić? - Długo tu byliście i zaczęliśmy się martwić - sposób, w jaki to powiedziała, sugerował, że to raczej ona się martwiła… a tamten typ mógł faktycznie tylko się ich stąd pozbyć - że coś mogło się stać. W dodatku padła nam tu kamera i nie było jak sprawdzić bez wejścia do środka…
- Och - odparł Sani. Momentalnie odczuł ulgę, że trafił się im ktoś uprzejmy, a nie ktoś, kto wyciągnąłby ich za fraki na zewnątrz. - Nie, nic się nie stało. Po prostu, hm, nie umieliśmy rozwiązać zagadek. Właśnie i tak mieliśmy iść do wyjścia ewakuacyjnego. - To nawet nie było do końca kłamstwo, okej? Faktycznie chciał powoli stąd iść. Zdecydowanie lepiej mogliby spędzić czas gdzie indziej. Gdzie, na przykład, nie było tyle cholernego kurzu. - Możesz nas wyprowadzić?
Dziewczynie też musiał spaść kamień z serca, że nie musi zajmować się żadnymi problemami - co było totalnie fair, praca w usługach posysała - bo uśmiechnęła się promiennie, rzekła głośne „jasne!” i, obracając się, machnęła dłonią z sugestią, by szli za nią. Yakushimaru spojrzał za siebie na Kou, próbując ocenić, jak teraz się czuje. Uznając też, że najlepiej będzie stąd spierdalać tak czy siak, lekko pociągnął go za przegub i wyprowadził z klaustrofobicznego pomieszczenia.
Naiya Kō ubóstwia ten post.
Przewrócił lekko oczami, nie chcąc jednak urazić blondyna - ale jego odpowiedź przywiodła mu na myśl te wszystkie nieroztropności, które obserwował i ta reakcja była niemal automatyczna, skierowana do podświadomie wykreowanych osób trzecich z którymi miewał do czynienia. - Jak ktoś lubi takie klimaty to oczywiście, nie można mu zabronić. - Skwitował nieco sobie żartując. Sanari miał w jego oczach z jednej strony rację. Z drugiej nie do końca rozumiał, czemu ludzie którzy chcieli znać przyszłość i prosili wobec niej o rady wyspecjalizowaną wróżkę, robili później zupełnie odwrotnie. Jego zdaniem i bez kart mogli się obejść skoro tak bardzo sobie ufali; zwłaszcza jeśli byłoby to prawdą, że karty zwiększają prawdopodobieństwo że jedna z milionów wersja rzeczywistości okaże się ta prawdziwą. Nie czuł jednak potrzeby, by dalej ciągnąć ten temat.
Kamienna mina przez chwilę wywołała w nim zmieszanie, ale próbował nie dać tego po sobie poznać. Dalej lekko uśmiechnięty uporczywie patrzył się na niego. Choć odruchowo drgnęła mu powieka, nic z początku nie odpowiedział.
Nie chciał być... Brutalny. Czyżby posunął się za daleko i pozwalając sobie na lekką uszczypliwość uderzył za mocno? Myśl ta skłębiła się wzdłuż rdzenia kręgowego tworząc lekki nerwoból, który po tych dziwnie długich dziesięciu sekundach zapadłej ciszy zupełnie zniknął w toni nowych reakcji towarzysza. Odwróciło to zupełnie jego uwagę; Sanari naprawdę w swej normalności względem Wróżki miał jednak w sobie coś niesamowitego - tak szczerego i przyjemnego, że ciężko było mu to zebrać i ubrać w słowa. Już chyba zawsze będzie kojarzył mu się z kartą słońca, bo taka właśnie biła od niego ciepła, rozpromieniająca energia. W swojej głowie był niemal pewien, że to ma coś z tym lwim słońcem wspólnego. Był jak przyjaciel ze wspólnej piaskownicy którego spotykasz w słoneczny dzień, z którym zawsze wymyśla się najlepsze ryzykowne pomysły. Nawet, jeśli tak naprawdę byli dorosłymi noszącymi brzemię problemów i traum na swoich barkach, siedząc w jakimś dziwnym ciemnym pokoju który oświetlało tylko zimne światło latarek, ten człowiek miał w sobie coś, przez co wzbudzał w Kou taką nostalgię.
"...boję zakładać z tobą o takie rzeczy…"
Skrzyżował ręce na piersiach nieco z naburmuszoną miną na tą informację. - Oj no, nie bądź cienia... - Wycedził wręcz błagającym tonem, ale nie skończył, gdy ten chwycił jego telefon. Pozytywne zaskoczenie nagle znów wymalowało się w toni dopieszczonego makijażu i rosło wraz z każdym kolejnym słowem, które wyszły teraz z jego ust. Nie trzeba było długo się zastanawiać nad tym, czy pomysł mu się spodobał, bo odbierając swój telefon i klikając zapisz, cały już chodził. - Huhuuu, lepiej już szykuj nogi skarbie. - Poprawił paznokciem grzywkę, która sekundę temu opadła mu na oczy.
Kou na szczęście nie należał do osób, które mogłyby się na takie coś obrazić. Wręcz przeciwnie, zwłaszcza skoro owa parodia była niesłychanie trafiona. A gdyby nie była tak dobra... kto wie? Sanari na szczęście miał tą charyzmę, która sprawiała że mógłby potencjalnie żartować ze wszystkiego, a Kou i tak by to wybaczył.
Nie dość, że królowa, to jeszcze czarodziejka?
Na jego uroczyste zachowanie tylko się uśmiechnął nieco unosząc jedną nogę i przyciągając dłonie bliżej ust, jak prawdziwa księżniczka. Machnął ręką odwracając wzrok, jakby próbował powiedzieć "oj przestań."
Zupełnie nie był świadomy, jaki efekt wywiera na swoim towarzyszu, gdy chwilowo nie był w stanie myśleć. Coś więcej zrozumiał chwilę później, gdy wzdrygnął się słysząc przejęty głos i został złapany za przedramię. Paradoksalnie zestresował się jeszcze bardziej, odwracając w stronę Sanariego swój przerażony wzrok. Próbował się zamaskować zakrywając twarz, ale czuł, że tylko bardziej zjebał nie umiejąc opanować swojego lęku i nie ma już z tego wyjścia. Nie chciał przenosić na niego swoich trosk, tym bardziej że słabo się znali, ale czuł jak jakaś niewidzialna żmija oplata jego ciało zmuszając do czucia się, jakby w tej pozornie prozaicznej sytuacji chodziło conajmniej o przetrwanie. Nie umiał nic powiedzieć; prawie tak, jakby powyżej wspomniany wąż, niby szatan patrzył zakonnicy prosto w oczy, grożąc że jeśli to zrobi, wepchnie jej jabłko wprost do gardła.
Mimo tej niewypowiedzianej groźby, przez którą nie był w stanie się odezwać, gdy Sanari stanął przed nim w obronnym geście coś się na twarzy Kou złamało, rozpłynęło w wyrazie twarzy i różu soczewek. Zasłonił usta ręką a i tak pozwolił sobie na ten chwilowy akt słabości tylko dlatego, że stojąc do niego plecami wampirzy kolega nie mógł tego zobaczyć. Kobieta która weszła do pomieszczenia i tak była mu obca i wyraźnie czymś przejęta, więc aż tak bardzo nie zwrócił na nią uwagi, ale... jakoś tak po prostu nie chciał żeby blondyn widział, jak wiele wzruszenia w nim wywołał tym pozornie prostym gestem. Chciał za to, żeby kiedyś miał okazję pokazać mu co innego. Czyli to, że na pewno mu tego uroczego zachowania nie zapomni.
Był wdzięczny również za to, że miał czas uspokoić oddech w momencie, gdy chłopak rozwiązywał za ich dwóch sprawę z kobietą z obsługi. Że nie musiał wspinać się na wyżyny wytrzymałości by później musieć to odreagować. Że wyciągnął go z pomieszczenia przynoszącego na myśl duszność, którą odczuwał teraz całym sobą. Musiało to wyglądać śmiesznie z punktu widzenia trzeciej osoby, jak usunął szczery uśmiech pojawiający się na twarzy tylko na moment zmieszania, gdy Yakushimaru na niego spojrzał, a po ledwie sekundzie znowu do niego wrócił. Nie oponował, po prostu wyszedł za nim, czując jak intensywna ulga wyzwala go ze ścisku jadowitej żmiji.
Koniec wątku.
Oh my, just look at those eyes - Pretty like a girl, oh boy
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Saga-Genji Shizuru, Yakushimaru Sanari and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Strona 2 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku