Seiya x Sanari | 3: Chakushin ari
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Yakushimaru Sanari

03.11.23 22:49
31.10.2037 r.


 Musiał przyznać, że nie do końca tak wyobrażał sobie swoje pierwsze doświadczenie w domu strachów w rezydencji Aikiryu. Przede wszystkim nie spodziewał się trafić do żadnego pokoju sam na sam z Naiyą, a co dopiero do takiego, z którego wspólnie musieli się wydostać, współpracując przy tym. Po co też umawiać się, na przykład, do kawiarni, na spacer, na film… gdziekolwiek, aby lepiej kogoś poznać, skoro możecie zostać wspólnie wepchnięci do ciasnego pomieszczenia, w którym całe otoczenie spiskuje, żeby was zabić? Wyborne miejsce na zdobywanie nowych przyjaźni przecież. Najwidoczniej najlepsze.
 Okej, okej, „zabić” to trochę za duże słowo na to, co się tam działo… ale to nic nie zmieniało. Dalej był nieco rozedrgany; niektóre z efektów wydawały się na tyle rzeczywiste, by — w chwili zapomnienia i po wczuciu się w klimat gry — wywołały falę ciarek na plecach i przyspieszone bicie serca. Choć przeważnie nie lubił stanu, w którym odczuwał strach, taki prawdziwy, paraliżujący, tak umiał zrozumieć, czemu ludziom podobała się tego typu rozrywka, gdzie przerażenie mogło być w pewien sposób kontrolowane. Przede wszystkim też nie było rzeczywiste; w głębi siebie każdy wiedział, że to, co spotyka go w środku takiego strasznego pokoju, jest jedynie fikcją. Myśl ta stanowiła znaczące pocieszenie i działała jak balsam na zszargane nerwy.
 Po chwili odpoczynku już brał się za szukanie Carei, lecz wśród mijanych twarzy rozpoznał… swojego brata. A raczej mignęła mu wyjątkowo znajoma sylwetka, przypadkowo o tym samym wzroście, postawie i głosie, który wkrótce usłyszał, bo samą twarz miał na tyle wymalowaną, że wcale nie tak łatwo było go rozróżnić w przyciemnionym pomieszczeniu. Ciekawe było również to, że nie stał sam, gdyż towarzyszyła mu… Raikatsuji?
 Zdecydowanie poczuł ukłucie zawodu, jakie nastąpiło po przyswojeniu tej informacji. Choć minęło już parę lat, od kiedy dystans między Sanarim a Seiyą tylko się powiększał, nadal świadomość, że tak niewiele wiedział o jego życiu, wyjątkowo bolała. Można by rzec, że brat był jego pierwszym dobrym przyjacielem i też pierwszym takim, z którym ta przyjaźń się w większości rozpadła. Mimo że już domyślnie nie oczekiwał wieści od niego — a już z pewnością nie przekazanych dobrowolnie — dalej w pewnym sensie łudził się, że tym razem będzie inaczej; tym razem ten strzęp informacji nie będzie dla Saniego kompletną niespodzianką.
 Tym razem wciąż była to niespodzianka, niestety. Od razu zainteresował się naturą ich znajomości z Shiimaurą. Chociaż Sanari nie znał jej bardzo dobrze, nie sposób było o niej nie słyszeć. Geniuszka na swoim kierunku. Bardzo uzdolniona inżyniersko i to w taki sposób, jakim blondyn sam był zainteresowany. Nieraz wręcz z utęsknieniem myślał o tym — gdy już odważył się pozwolić sobie na takie dywagacje — czy lepiej radziłby sobie na tego typu studiach. Zważywszy na to, jak beznadziejnie szło mu na obecnych, trudno było sobie wyobrazić, że gdzieś okazałoby się jeszcze gorzej.
 Choć dźgnięty szpilką zdołowania, w porę zdołał jeszcze wymknąć się ze szponów całkowitego zniechęcenia do dalszej zabawy. Podszedł do nich, zanim paranoiczny umysł kazał mu stamtąd spierdalać, po czym trącił umiarkowanie mocno Seiyę swoim ramieniem w jego tak, ale zdecydowanie na tyle, by ten stracił częściowo równowagę.
 — A kogo my tu mamy? — rzucił, szczerząc się. — Spodziewałem się tu ciebie spotkać, Seiya, ale w takim towarzystwie? Raikatsuji nie nudzi się czasem z kimś takim?
 Zaśmiał się krótko, ale złapał się też na tym, że dziewczyna mogła nie mieć pojęcia, kim był.
 — Ooch, przepraszam, osobiście chyba się nie znamy. Jestem Sanari. Yakushimaru. — Po szybkim przedstawieniu, zwrócił się z powrotem do swojego brata.
 — Może dasz jej trochę odpocząć od siebie i pójdziemy do któregoś pokoju, hmmm? — spytał, głową wskazując oczywiście pomieszczenia domu strachów.


Yakushimaru Sanari

Raikatsuji Shiimaura and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

04.11.23 18:38
Nie tylko on stał się ofiarą nagłego szturchnięcia; zaskoczony nagłym uderzeniem w bok, prawie wpadł na idącą obok Shiimaurę. Niewiele brakowało, by chcąc złapać równowagę, nastąpił jej na nogę. Skończyło się jednak na tym, że zaledwie zderzył się brzegiem własnego buta z jej. W zatłoczonym miejscu nietrudno było o wpadanie na siebie nawzajem, ale wyrozumiałość nie należała do najmocniejszych stron Yakushimaru, dlatego jego ręka momentalnie wystrzeliła w bok, na oślep chwytając prowodyra niedoszłego wypadku, co wyglądało tak, jakby odzyskiwanie równowagi odbyło się kosztem zmięcia w szczelnie zaciśniętej pięści materiału jego koszuli i krawata. Gdyby nie znajomy głos, który rozbrzmiał tuż obok niego jeszcze zanim spojrzał na nieuważnego gnoja, szarpnąłby mocniej za jego ubranie.
  — Powinieneś kurwa leżeć w łóżku po dobranocce, a nie wpadać najebany na ludzi — rzucił, rozprostowując palce. Tylko po to, by za chwilę pożałować, że jednak nie wyciągnął go za fraki. Na szczęście złośliwe docinki były w tej rodzinie na porządku dziennym, choć zdecydowanie wolałby tego wieczoru nie spotkać żadnego z członków rodziny. Nie w towarzystwie Shiimaury, dla której ta część jego historii powinna pozostać zamknięta.
  Nie było się czym chwalić, choć – co dziwne – Raikatsuji zareagowała na obecność Sana zaskakująco pozytywnie. Nie sposób było pominąć to krótkie parsknięcie, które bądź co bądź nie było aż tak powszechną reakcją na głupie komentarze.
  — Znacie się? — spytał, całkowicie ignorując komentarz na temat nudy. Dużo bardziej dziwne było usłyszenie nazwiska dziewczyny z ust jasnowłosego, choć ich znajomość powinna być całkiem oczywista, zważywszy na to, że cała ich trójka uczęszczała na studia. — Jebany stalker — wymruczał pod nosem, mimowolnie wywracając oczami, gdy po chwili okazało się, że znajomość działała tylko w jedną stronę. Teraz przynajmniej wszystko nabierało sensu, choć nie do końca podobała mi się wizja tego, że jego brat mógł wzdychać z daleka do jego przyjaciółki. Znajomej.
  — A co, mam cię kurwa potrzymać za rękę? Odpada — odpowiedział, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Jakby tego było mało, przekrzywił nieznacznie głowę na bok, dość wymownym ruchem samych tęczówek, sunących spojrzeniem ku Maurze, dając mu do zrozumienia, że był zajęty, gdyby jeszcze nie zauważył. Nie uśmiechało mu się zostawiać kogoś, kogo tu zaprosił na pastwę losu tłumów, ale szybko okazało się, że teraz miał przeciwko sobie nie tylko jedną osobę, ale aż dwie, bo do przedstawienia – dosłownie – dołączyła też czarnowłosa, w której nagle obudził się duch teatru. W Yakushimaru z kolei przebudziło się zwątpienie, gdy posyłał jej spojrzenie kogoś, kto nie tylko poczuł się zdradzony, ale też obiecywał, że jeszcze się odegra.
  Ręka chłopaka ciężko osiadła na karku Sanariego, dopasowując się do jego obłego kształtu. Gest, który z początku wydawał się jedynie przyjacielską poufałością, szybko przerodził się w ścisk – taki, od którego głowa mimowolnie przechylała się do tyłu, a barki unosiły się wyżej. Palce zakleszczyły się na ciele wystarczająco mocno, by dać młodszemu bratu nauczkę, ale nie na tyle, by wyrządzić mu jakąkolwiek krzywdę. Każdy, kto miał choć trochę do czynienia z temperamentem Seiyi wiedział, że tego typu wyczucie było dla niego raczej niecodzienne.
  — Obyś był kurwa dobry w rozwiązywaniu zagadek — uprzedził, zanim pociągnął go w stronę specjalnie przygotowanych pokoi, na odchodne rzucając Raikatsuji, by poczekała na niego w jakimś widocznym miejscu. Prowadził blondyna przez trzy kroki naprzód, zanim wreszcie uwolnił go z uwierającego uścisku. — Chujowe wyczucie, San — skomentował, rozmasowując nadgarstek.
  Spodziewał się, że kolejny zamknięty pokój odwiedzi razem z Shii, tymczasem uchylając się przed zwisającymi z sufitu słuchawkami, szedł ramię w ramię z młodszym bratem. Miejsce, w którym się znaleźli, nie należało do najprzyjemniejszych, choć w tym przypadku powinien raczej winić samą Matkę Naturę za to, że obdarzyła go nieprzeciętnym wzrostem. Gdy pochylił głowę po raz kolejny, zrobił to dużo gwałtowniej, uderzony nagłym, gwałtownym dźwiękiem telefonu, który wbił się w uszy z impetem wystrzelonego naboju. Prawdopodobnie był jedyną osobą, dla której brzęczenie starego dzwonka było aż tak irytujące. Nic dziwnego, że prawie od razu skierował swoje kroki ku stolikom, na których ustawiono telefony. Z chęcią strąciłby z blatów wszystkie urządzenia, byleby tylko uciszyć hałas, ale dość szybko dostrzegł telefon, którego słuchawka drżała ledwo widocznie i gdy szarpnął nią do góry, w pomieszczeniu zapanowała błoga cisza.
  — Ja jebię — zaklął pod nosem, przysuwając aparat do ucha. Trzymał go w bezpiecznej odległości – tak na wszelki wypadek, gdyby coś po drugiej stronie słuchawki postanowiło zanieść się gwałtownym krzykiem.
  — Miałam... miałam plany... życie przede mną... to twoja wina.
  — Aha — rzucił niezainteresowany, gdy zwracał się przodem w stronę reszty pokoju, przysiadając na skraju stolika, jakby zakładał, że to niepotrzebne opowiadanie potrwa wieki. — No kurwa już mnie przeklęło. Widziałaś, z kim mnie zamknęli? — Przechylił głowę na bok, gdy przenosił wzrok na brata. Wszystko wyglądało tak, jakby faktycznie miał okazję prowadzić z kimś rozmowę na bieżąco. W tym czasie pełne emocji nagranie płynnie wydobywało się z głośnika, ignorując jego próbę odnalezienia wspólnego języka. — Fascynujące — dodał po chwili, mrużąc nieznacznie powieki. Dwubarwne tęczówki chwyciły słaby błysk światła, który nadał im dziwnie rozumiejącego wyrazu. Nie chodziło tu bynajmniej o zrozumienie tragedii, jaka spotkała kobietę, a o zagadkę, którą wychwycił, mimo że przez cały ten czas zdawał się mieć dość lekceważące podejście do nagrania. Słuchawka opadła na widełki z cichym kliknięciem, a Yakushimaru bez zastanowienia przekręcił się na bok, by już po chwili podnieść telefon z blatu i wysunąć spod niego lśniący kluczyk, który obrócił w palcach, gdy przyglądał mu się uważnie.
  — No to się kurwa postarali.

Rzut (1/4): 77 – sukces.
@Yakushimaru Sanari
Yakushimaru Seiya

Warui Shin'ya, Satō Kisara and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.

Yakushimaru Sanari

06.11.23 21:23
 Był gotowy na wpierdol, okej? Wizja takiegoż wcale nie zniechęciła go przed narobienia drobnych kłopotów, ale zdecydowanie przygotowała go na to, żeby zaprzeć się mocno zaraz po tym, jak się w niego wpakował, żeby chociaż silniejszy Seiya - czy chciał to przyznać, czy nie, taka była smutna, szara rzeczywistość - nie pociągnął go za sobą, jeśli miałby wylądować zaraz u ich stóp. Niestety ten utrzymał równowagę, pomimo cudnej trajektorii w kierunku dziewczyny. Cóż, trudno. Ale szkoda.
 - Jeśli dobranocka, to tylko z tobą, braciszku - odparł, uśmiechając się niewinnie od ucha do ucha. Kiedy puścił jego krawat, Sanari tylko poprawił go elegancko jak gdyby nigdy nic się nie stało. Chciał co prawda dodać, że nie jest najebany, przepraszam bardzo, ale ostatecznie zdecydował, że wcale dobrze by to o tym nie świadczyło, skoro zachował się… w taki sposób, i to na trzeźwo. Siedział więc cichutko. To znaczy, wyłącznie na ten temat.
 Z przyjemnym zaskoczeniem przyjął fakt, że zdołał swoimi durnymi wybrykami rozśmieszyć Shiimaurę, przez co z uśmiechem przyjął jej przedstawienie się i zamiast jedynie kiwnąć głową, ukłonił się szarmancko, bardziej w europejskim stylu - z jedną ręką za plecami. W drodze z powrotem do góry złapał jedynie strzępek wymamrotanego słowa „stalker”, czego nawet nie zaszczycił żadnym komentarzem. Seiya musiał pogodzić się z faktem, że jego laska była całkiem dobrze znana na uczelni, tak? Trzeba czasem trzymać swoją zazdrość na uwięzi.
 - Jak to „odpada”... - zaczął mówić, lecz ostatecznie nie dokończył myśli, obserwując, jak między dwójką wywiązuje się bezsłowny dialog. Zamiast tego skrzyżował ręce na piersi, kiedy stawało się jasne, że nawet towarzyszka starszego stawała po jego stronie w tym przypadku. Pięknym było też widzieć, jak Seiya z niesamowitą jak na niego potulnością zgadza się z nią. Zupełnie jakby podmienili mu brata.
 Poruszył się lekko, gdy po raz kolejny poczuł na sobie jego uścisk i chociaż bezsprzecznie bolało, upewnił się, że nie wydobędzie z siebie żadnego dźwięku, zaciskając nieco zęby. Zerknął na niego kątem oka, unosząc brew wyzywająco, zanim nie został pociągnięty ku jednego z pokojów. Odwrócił głowę jeszcze na chwilę w stronę Raikatsuji, uśmiechając się do niej kątem ust z bezgłośnym „dzięki” na wargach.
 Gdy chłopak go puścił, z grymasem na twarzy zaczął rozmasowywać pulsujący kark okrężnymi ruchami. Miał nadzieję, że to resztki sympatii Seiyi do niego powstrzymywały go przez całkowitym złamaniu mu go, a nie jedynie… prawo i widmo konsekwencji. Na kolejne słowa wywrócił potężnie oczami.
 - Z tobą zawsze jest chujowe wyczucie ostatnio - odszczeknął, zanim zdążył ugryźć się w język. Chciał jedynie spędzić z nim trochę dobrego czasu, tak? A nie zaczynać kłótnię. Ucieszył się zatem, gdy wkroczyli do na wpół przyciemnionego pokoju. Zerknął w górę na zwisające kable zakończone starymi słuchawkami telefonicznymi. Skrzywił się potężnie, gdy głośny dźwięk przeszył jego czaszkę jakby na wylot. Mruknął zirytowane „kurwa” pod nosem, mając nadzieję, że w ciągu następnych minut nie dostanie bólu głowy.
 - Ufff - rzucił, gdy Seiyi udało się podnieść właściwą słuchawkę. Co jak co, ale był mu wdzięczny. Kiedy chłopak przysiadł, Sanari podszedł do niego, przystawiając głowę blisko słuchawki z drugiej jej strony z nadzieją, że coś usłyszy. Dzięki temu nie ominął też - ech - żadnego komentarza Seiyi. Posłał mu łagodnego kuksańca i „ej no” na odpowiedź na jeden z nich, ale oprócz tego słuchał razem z nim. Jednocześnie zerkał z zaciekawieniem w górę na słuchawkowe serpentyny, lecz nic niepokojącego w nich nie wypatrzył.
 Rozejrzał się jeszcze trochę dookoła, szukając czegoś, do czego może pasować znaleziony przez Seiyę kluczyk. To pomieszczenie zdawało się nie zawierać więcej zagadek ani wskazówek.
 - Chyba tędy - rzekł, idąc wzdłuż ścieżki, którą rozświetlały mrugające świeczki. Korytarz był tak wąski, że przez szerokie barki musiał iść nieco obrócony bokiem. Gdy pokonał tę drogę, jako pierwszy miał wgląd w następny pokój. Choć z początku wydawał mu się niemal identyczny do poprzedniego, nakierował wreszcie wzrok na podłogę i namalowany tam pentagram czerwoną farbą, która pewnie miała przypominać krew.
 - Wygląda trochę jak ketchup - skomentował zaraz po tym, jak podszedł bliżej, by lepiej się mu przyjrzeć. Pośrodku leżał telefon, jakby pentagram miał go zaraz zamienić w demona. Jego uwagę przyciągnęły w następnej kolejności kartki naznaczone symbolami.
 - Zdaje się, że brakuje tutaj jeszcze trzech innych kartek…

rzut 2/4 - porażka (44) nodramat; @Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Sanari

Warui Shin'ya and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

07.11.23 18:45
Się kurwa pozer znalazł – przyszło mu na myśl, gdy podążał wzrokiem za pochylającą się sylwetką brata. Szkoda, że sprawiał tylko dobre pierwsze wrażenie. Później mogło być już tylko gorzej. To nie tak, że czarnowłosy uważał go za wyjątkowo złego, ale zdawał sobie sprawę z fasady, którą nierzadko musieli prezentować członkowie rodziny Yakushimaru, byleby tylko nie wystawić na światło dzienne całego gówna, które w nich tkwiło. To nawet lepiej, że niektórzy z nich przynajmniej starali się je ukryć.
  „Z tobą zawsze jest chujowe wyczucie ostatnio.”
  — Unikanie was jest zajebiście absorbujące — odbił piłeczkę, nie poświęcając swojej wypowiedzi ani chwili zastanowienia. Gdyby nie to, że faktycznie zachowywał się tak, jakby ich unikał, te słowa byłyby tylko nic nieznaczącym komentarzem. — Chyba się kurwa nie stęskniłeś? — rzucił, nie żałując sobie lekko sarkastycznej nuty, która wskazywała na to, że wątpił w taką kolej zdarzeń. Chociaż Sanari był jedną z ostatnich osób w rodzinie, które zasłużyły na takie traktowanie, Seiyi dużo łatwiej było trzymać się z boku; ograniczyć kontakt z rodziną do koniecznego minimum. Żyjąc własnym życiem, mógł na chwilę zapomnieć o tym żałosnym teatrzyku, który musieli odgrywać.
  — Nieważne — dodał, gdy po chwili ciężki oddech uleciał z jego ust wraz ze zrezygnowanym, prawie bezgłośnym westchnieniem. Jakaś jego część musiała domyślać się, że młodszy Yakushimaru nie chciał źle – ta część, która jeszcze jakkolwiek przypominała Seiyę z przeszłości, nawet jeśli już wtedy bywał impulsywny. Wpatrzony w ciasną przestrzeń pokoju, wyraźnie nie miał zamiaru kontynuować tego tematu. Kiedy tylko drzwi za ich plecami zdążyły zatrzasnąć się na dobre i tak nie miał większego wyboru, jak po prostu poświęcić swojemu młodszemu bratu trochę czasu. Myśl, że nie zamknęli go tu z Seigą, nieco ułatwiała sprawę.
  Oberwawszy nieboleśnie za swoje komentarze wypowiadane do słuchawki, zmrużył ostrzegawczo oczy, gdy zerknął na Sana. Była to jednak pusta groźba – równie teatralna, co wcześniejszy ukłon chłopaka – bądź co bądź, nigdy nie zabraniał mu podchodzenia bliżej. Zresztą żyli ze sobą przez kilkanaście dobrych lat, dopóki nie rozpierzchli się po akademiku. Choć niewątpliwie korciło go, by oddać mu łokciem, powstrzymał ten gest, bo wydawał mu się zbyt poufały i jakkolwiek dziwne nie byłoby trzymanie rodziny na dystans, przywykł do tego na tyle, by nie czuć się źle z własnymi ograniczeniami. Order chujowego brata nosił ze sobą w kieszeni. Nie musiał go nikomu pokazywać – wystarczyło postawić go obok kogoś z rodzeństwa i dostrzec zimny, niemalże namacalny mur, którym się odgradzał. Panowanie nad tym sprawiało mu równie duży problem, co panowanie nad gniewem, więc po prostu płynął z prądem. Zdawał sobie też sprawę z tego, że popłynąłby z nim, gdyby stało się coś złego, bo na miejscu byłby pierwszy.
  Wkurwiające.
  — Tutaj już wszystko? — spytał, gdy dla pewności przyjrzał się jeszcze pokojowi. W zamyśleniu podrzucił kluczyk, który przechwycił w powietrzu praktycznie na oślep. Nic szczególnego nie przykuło jego uwagi, więc gdy tylko Sanari przecisnął się przez wąski korytarz, podążył za nim, czując się jeszcze bardziej niekomfortowo. Znalazłszy się w pomieszczeniu, przesunął ręką po klatce piersiowej, jakby strzepywał z niej niewidzialny brud.
  — Cliché — podsumował, gdy przystanął nad pentagramem naprzeciwko jasnowłosego. Po wcześniejszym głośnym dzwonku, który prawie uszkodził im słuch, z nieufnością spoglądał na telefon pośrodku czerwonego symbolu. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, trzymając kluczyk pomiędzy palcem wskazującym i środkowym lewej ręki. — Na razie nie mamy żadnej. Tylko kluczyk do chuj wie czego. — Zastukał palcami o swoje ramię, pobieżnie rozglądając się po pokoju w nadziei na dostrzeżenie nowej wskazówki. Złoty przedmiot zamigotał, gdy słabe światło przesunęło się po jego powierzchni pod różnymi kątami. — Zresztą, to może być wszystko. Może kurwa musimy złożyć jednego z nas w ofierze. Możesz oszczędzić mi kłopotu i w myśl zasady „przetrwają najsilniejsi”, już rozjebać się na ziemi — w tonie czarnowłosego tym razem rozbrzmiała luźna zgryźliwość. Dwubarwne tęczówki błysnęły, gdy skonfrontował wyzywające spojrzenie z młodszym Yakushimaru i zachęcająco wskazał podbródkiem pentagram na podłodze. — Nie zapomnij zadzwonić pod sześć sześć sześć.

Yakushimaru Seiya

Yakushimaru Sanari ubóstwia ten post.

Yakushimaru Sanari

09.11.23 23:34
 „Unikanie was jest zajebiście absorbujące”. No, co jak co, ale świetnie mu to wychodziło, chyba lepiej niż cokolwiek innego życiu. Skrzywił się mocno, jakby zjadł właśnie plasterek cytryny wraz z jej skórką. Dobrze wiedział, że relacje ich rodziny trzymały się jak na bardzo wątłym, przesuszonym, łamliwym włosku - można było tylko patrzeć, aż zerwą się same. Gdy jeszcze ktoś żywo będzie próbował się odciąć, zupełnie jak Seiya, prędzej czy później nic z tego nie zostanie. Mimo że starał się wyhodować jakiegoś typu ignorancję względem tego tematu, niestety nie mógł nic poradzić na to, że czuł się nieszczęśliwy. Słowa brata były ostre jak brzytwa i jak brzytwa cięły, pozostawiając sączącą się ranę. Spojrzał na niego swoimi dwukolorowymi oczyma, ciskając w niego piorunami równie dzikimi co zieleń jednej z jego tęczówek.  
 - Jaki ty jesteś tępy czasem, to aż niesamowite - mruknął. Naprawdę Seiya nie był świadomy, że jedyną możliwą odpowiedzią na to nieprzyjazne pytanie było: „tak, cholernie tęsknię”? Coś się w nim na dobre kilkanaście sekund zagotowało, chciało kontynuować spór i wykrzyczeć wszystko, co wadziło mu w serce - ale może niepotrzebnie. Skoro Seiya nie podejrzewał tęsknoty u Sanariego, jemu samemu pewnie nawet nie przyszła do głowy. Jak w ogóle mógł z tym walczyć?
 - Nieważne - zawtórował, już całkiem zamykając temat. Czy zabrzmiał trochę jak urażony nastolatek? Być może.
 Ale nieważne! Rany. Obiecał sobie w duchu, że następnym razem oleje brata tak samo spektakularnie, jak widowiskowa była szopka, którą on odgrywał - mimo że doskonale sobie zdawał sprawę, że za nic, kurwa, mu się to nie uda. Rzecz w tym, że trudno było nazwać te próby nadzieją po tylu razach; prędzej im było do określenia jako… tendencje masochistyczne. To powinno się skończyć. Aczkolwiek tak pewnie się nie stanie.
 Spojrzał ponownie na pentagram, jakby spodziewał się, że coś z niego zaraz istotnie wyskoczy. Po tym postanowił rozejrzeć się nieco po pozostałej części małego pokoju; co, jeśli pentagram miał tylko odwrócić ich uwagę od czegoś bardziej istotnego, a mniej krzykliwego?
 - W sumie może kluczyk też jest zmyłką - pomyślał na głośno, przyglądając się przypadkowym przedmiotom rozrzuconym dookoła. Nic jednak nie wyglądało na tyle ciekawie, by to chociażby podnieść. Zatoczył kółeczko wokół czerwonych bazgrołów i przystanął naprzeciwko Seiyi mniej więcej w odległości trzech kroków. Prychnął.
 - No strasznie zabawne. Sei, ale pomyśl, zawsze tak się przechwalasz, że jesteś tyyyyle starszy ode mnie, a starsi mają pierwszeństwo. Zresztą… to tobie powinno być szybciej do grobu.
 Zlustrował sylwetkę brata, ale zrobił to w wyjątkowym momencie. Ktoś był za chłopakiem - Sani prawie krzyknął z zaskoczenia, bo postać była już tak blisko. Zdążył się zrelaksować - myślał, że już nic takiego nie będzie miało tu miejsca. Tajemnicza osoba musiała wejść za nimi przez wąski korytarz; Seiya stał obrócony do wejścia tyłem i nie mógł jej dostrzec. Całą swoją siłą woli powstrzymał się od wyraźnej reakcji, żeby tylko brat nie zorientował się po jego minie. Niskiego wzrostu dziewczyna, jak się okazało, miała bladą skórę o niebieskim wręcz zabarwieniu i rozpuszczone, rozczochrane czarne włosy. Musiała zauważyć, że Sanari ją dostrzegł, bo przyłożyła palec wskazujący do ust: cicho.
 Lecz Sanari miał z grubsza inne plany, chociaż może interesy jego i aktorki poniekąd się zbiegały.
 - W zasadzie… - zaczął cicho, zmienionym głosem, wywracając oczami tak, by widać mu było głównie same białka - ...już jedną nogą tam jesteś. - I spojrzał na bok od ramienia chłopaka, jakby w ostrzeżeniu. Za niego - tam, gdzie była dziewczynka.

Możesz rzucić na percepcję - słuch, czy usłyszałeś skradającą się dziewczynkę, lub na psychologię, czy udało Ci się przejrzeć kłamstwo Saniego. W innym wypadku - liczę na piękny opis przerażonego Seiyę. cutie Powodzenia. ♥
@Yakushimaru Seiya


Ostatnio zmieniony przez Yakushimaru Sanari dnia 10.11.23 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Yakushimaru Sanari

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Yakushimaru Seiya

10.11.23 21:23
Postąpił słusznie, ignorując niewyraźny bełkot. Odsunął na bok wszystkie dopowiedzenia, które mogłoby wskazywać na to, że wraz z wyrzuceniem z siebie złośliwego pytania, jednocześnie sam sobie na nie odpowiedział. Zresztą, z jakiego innego powodu miałby go tu ze sobą targać? Jasne, mógł robić za rodzinnego posłańca – Seiya i tak był dużo bardziej skłonny poświęcić chwilę właśnie jemu niż rodzicom czy Seidze. Shiyuri też zawodziła, nawet jeśli to za jej namową trzymał język za zębami, choć nie wiedział, jak długo jeszcze będzie w stanie się w niego gryźć. Podświadomie czekał więc na moment, w którym rozmowa miała zejść na mniej przyjemne tory. Zapędzenie go do zamkniętego pomieszczenia było całkiem sprytne – nie mógł się z niego wywinąć, dopóki nie ukończą zadania. Jeśli Sanari miał do niego jakąś sprawę, w najlepszym przypadku będzie musiał wysłuchać jej od A do Z, a w najgorszym – będzie na tyle źle, że zdecyduje się interweniować.
  Nie dopytywał jednak. Może naburmuszony ton młodszego brata wystarczył, by czarnowłosy mógł założyć, że trochę zniechęcił go do rozmawiania o tysiącach nieprzepracowanych schematów, na których przepracowanie było już za późno, i szukania pomocy, gdy nawet nie miał czasu na jej udzielenie. Chyba nie zapomniał, że przyszedł tu w innym towarzystwie?
  — Błąd. Element zagadki nie może być kurwa zmyłką. Nie ma tu za dużego pola do popisu, więc po chuj mieliby się fatygować z wymyślaniem czegoś, co i tak do niczego się nie przyda — stwierdził, choć im dalej mówił, tym bardziej brzmiało to tak, jakby w zamyśleniu snuł teorie dla własnego użytku. Ignorując już przechadzającego się obok brata, uniósł wzrok ku zwisającym z sufitu słuchawkom. Były dosłownie wszędzie, odkąd tylko znaleźli się w tym miejscu. Wyglądały na dość monotonny element wystroju, ale mimo tego bez wysiłku sięgnął po jedną z nich, a później po następną. Spirale, którą tworzyły kable, posłusznie rozwijały się i skręcały na nowo, gdy tylko wypuszczał słuchawki z ręki.
  — No już tam zapierdalam, San. Czuję się zajebiście i jeszcze długo będziesz musiał oglądać moją gębę, choć widzę, że robisz to z wyboru — wymruczał pod nosem w odpowiedzi, gdy chwytał za kolejną słuchawkę. To przy niej zatrzymał się na dłużej, a w oczach chłopaka na moment pojawił się błysk zainteresowania. Kciukiem przesunął po małym, metalowym zamku, który odróżniał przedmiot od pozostałych. Nie fatygując się, by zdradzić młodszemu Yakushimaru, że właśnie coś znalazł, wsunął złoty kluczyk do zamka. — Co tam pierdolisz? — spytał mimowolnie, bo przez moment wszystko, co jasnowłosy mówił wpadało jednym uchem i wylatywało drugim. Może gdyby poświęcił mu więcej uwagi, dostrzegłby, że Sanari spoglądał na coś za jego plecami, ale przyszli tu, by wykonać związane z grą zadania, a on właśnie w skupieniu sięgał po odnalezioną kartkę papieru, gdy…
  — Kurwa! — choć głos był daleki od krzyku, na pewno był głośniejszy od jego wcześniejszych wypowiedzi. Wystarczyło, że coś szturchnęło go niespodziewanie w plecy, by zareagował nerwowym drgnięciem podobnym do spazmu, który targał ciałem w momencie jumpscare'a na ekranie. Drugi chłopak stał za daleko, by móc go dosięgnąć – przynajmniej tak wytłumaczył sobie to jego umysł, który zareagował impulsywnie. Nawet w słabym blasku świec można było dostrzec zaciskające się w momencie pięści i mięśnie spinające się w gotowości do ataku. Cokolwiek znajdowało się za jego plecami, miało teraz poważny problem, bo nieświadomie wybrało sobie zły cel do zabawy. Seiya albo nie słuchał uważnie, albo nikt nie poinformował ich o tym, że w pomieszczeniu ktoś przygotował dla nich takie niespodzianki, choć prawdopodobnie uprzedzony zareagowałby tak samo – agresją. Nawet nie obejrzał się za siebie, gdy całym ciałem już obracał się do tyłu. Odchylone ramię dość jednoznacznie sugerowało zamiar wymierzenia ciosu, nawet jeśli wcześniejsze szturchnięcie nawet nie dało rady wyprowadzić go z równowagi. Gdyby nie rozdrażnienie na twarzy Yakushimaru, można byłoby przysiąc, że teraz to on próbuje nastraszyć osobę, która postanowiła wziąć go z zaskoczenia, ale Sei był Seiem, więc finał całej tej sceny z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej przewidywalny. Oczywisty.

Rzut 3/4: 77 – sukces.
Rzut na percepcję (słuch): 44 – porażka.
Teraz ty rzucasz na siłę fizyczną, jeśli zdecydujesz się zatrzymać Seiyę. Jeśli rzut nie wejdzie, możesz założyć, że Sanari został pociągnięty prosto na dziewczynę. Jeśli się uda, atak został powstrzymany. nodramat
@Yakushimaru Sanari
Yakushimaru Seiya

Yakushimaru Sanari ubóstwia ten post.

Yakushimaru Sanari

11.11.23 13:27
 „(...) po chuj mieliby się fatygować z wymyślaniem czegoś, co i tak do niczego się nie przyda.”
 - No właśnie… dla zmyłki, Seiya. Wiesz jak działają zmyłki? Zostają specjalnie zaplanowane tak, by skutecznie odwrócić uwagę od istotnej rzeczy. Im bardziej realistyczna, tym lepiej… - musiał mu odpowiedzieć, oczywiście, nawet jeżeli równie dobrze mógł się mylić. I tak przecież było, jako że starszy brat wkrótce odnalazł zastosowanie dla wcześniej znalezionego złotego kluczyka, co zakomunikował mu cichutki, ale wciąż bardzo obecny we względnie wyciszonym pomieszczeniu szczęk przekręcanego zamka. Jeśli tak dalej pójdzie - to jest, jak Sanari wciąż bardziej będzie się skupiał na wyprowadzeniu drugiego z równowagi, podczas gdy ten faktycznie stara się rozwiązywać zagadki - zostanie okrzyknięty najbardziej bezużytecznym partnerem w opałach ever. I to bardzo niedługo.
 Zdawał się jednak zapomnieć zupełnie o tej myśli, kiedy nadarzyła się kolejna okazja do wkręcenia chłopaka. Okazała się także niesamowicie satysfakcjonująca, gdy dostrzegł tylko, jak Sei praktycznie podskoczył ze strachu w momencie, jak drobna dziewczynka ledwie dotknęła go dłonią między łopatkami. Parsknął śmiechem, zachwycony takim obrotem wydarzeń, nie fatygując się za bardzo, by chociaż zakryć usta dłonią. Wspaniale się bawił przez minione sekundy, ale zapomniał też o bardzo istotnej kwestii - że Seiya ma temperament psa ze wścieklizną.
 - O kurwa! - krzyknął także, widząc, jak chłopak zbiera się do ataku na biedną, małą aktoreczkę, która może spodziewała się wybuchowej reakcji swojej ofiary, ale z pewnością nie takiej, w której zostanie z rozkwaszonym nosem. Sanari już tyle razy oglądał walczącego Seiyę, że z łatwością dopatrzył się jego zamiarów; ba, tyle razy sam od niego dostał - i jak byli młodsi, gdy jako dwójka narwańców koniecznie tak chcieli rozwiązywać swoje konflikty, i później też, w zasadzie… z podobnych powodów - że był stuprocentowo pewien, iż czarnowłosy zaraz jej widowiskowo przypierdoli.
 Zareagował zgodnie z instynktem. Pokonał dzielącą ich odległość jednym długim krokiem - chwała bogu za długie nogi, naprawdę - i obiema rękami objął ramię przymierzające się do oddania ciosu. Musiał mocno przycisnąć je do siebie; Sei był silniejszy od niego, a dodatkowo w przypływie adrenaliny chłopak mógł chcieć zaatakować jeszcze intensywniej. - Sei! - krzyknął praktycznie obok ucha wołanego. Powinien brzmieć na oburzonego albo co najmniej użyć karcącego tonu, ale Sanari zwyczajnie nie mógł powstrzymać kolejnej salwy śmiechu. To było absurdalne! Jakimś cudem powstrzymał katastrofę, szarpiąc bratem do tyłu. Zaplątali się trochę i całkiem możliwe, że zdeptał brata bądź aktorkę (trudno było stwierdzić kogo - lub co - w tym chaosie; jedynie poczuł coś pod butem), przez co niemal stracił równowagę i runął na dziewczynę. Jednak to nic, ufff, bo udało się! Mimo sukcesu i tak spojrzał na przyszłą-niedoszłą ofiarę badawczo, czy czasami w jakiś sposób przypadkowo nie dostała.
 Była jak zagubiona łania przed światłami jadącego samochodu. Nawet nie krzyknęła, ale zastygła bez ruchu z rozdziawionymi ustami, co było… fair - ona miała za zadanie kogoś przestraszyć, tymczasem to ona musiała być przerażona. Ewidentnie nie wiedziała, co ze sobą zrobić. …i najwidoczniej bardzo się zmieszała, bo parę sekund później zwyczajnie od nich zwiała. Dla Saniego to już było za dużo - prychnął śmiechem, na chwilę kryjąc twarz w ramieniu Seiyi, zanim go nie puścił.
 - Kurwa, Sei, ciebie tutaj powinni zatrudnić, bo robisz lepszą robotę od nich! - zawołał, prawie zginając się wpół. - Mam tylko nadzieję, że nie pobiegła po ochronę, bo wtedy to mamy na pewno przejebane. - Wyszczerzył się. - Chociaż może ty masz, skoro zdołałem ją tak rycersko uratować…
 Wtedy też dostrzegł, że z otwartej wcześniej telefonicznej słuchawki w trakcie zamieszania wypadła kartka.
 - Ooo! Znalazłeś jedną do pentagramu! - powiedział, ucieszony, jakby nigdy nic się nie stało. Cóż, poniekąd to był typowy wieczór z Seiyą, nie? Dziwne, jak ktoś nie skończy z zębami na podłodze!

rzut na siłę fizyczną: ledwo, ale wygrana (52)  bruh;  
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Sanari

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Yakushimaru Seiya

12.11.23 13:19
Obyło się bez oczywistego „a nie mówiłem”, gdy racja okazała się być po jego stronie. Na wcześniejszy wykład o zmyłkach, zdążył zaledwie wywrócić oczami z jawnie lekceważącym wyrazem. Zamiast tyle gadać, powinien wziąć się za szukanie kolejnych poszlak – Seiya dziwił się samemu sobie, że nie usiadł gdzieś z boku, by jedynie obserwować Sanariego w akcji. W końcu wybranie się wspólnie do jednego z domu strachów było jego pomysłem. Teraz jednak zaczynało do niego docierać, że gdyby zostawił wszystko w jego rękach, najpewniej przesiedzieliby bezczynnie całe czterdzieści minut, a nie zamierzał kazać Shiimaurze czekać na siebie aż tak długo.
  Następną rzeczą, na której skupił swoją uwagę, były wielkie, przerażone oczy błyszczące w ciemności. Gdy wziął zamach, był pewny, że jest już za późno na odwrót i za chwilę znokautuje dużo mniejszą i słabszą od siebie dziewczynę. Kurwa, przemknęło mu przez myśl, jakby wtórował okrzykowi młodszego brata. Gdyby nie jego ingerencja, z pewnością nie tylko sama poszkodowana byłaby ich problemem. Wystarczająco duży ciężar uwieszony na jego ramieniu sprawił, że pięść czarnowłosego zatrzymała się w połowie drogi do dziewczęcego policzka. Czuł jednak, że konkretnie szarpnął ciałem drugiego Yakushimaru, przez co odruchowo wycofał się o krok do tyłu, pociągając go za sobą. Podeszwą buta nastąpił na jedną z dwóch karteczek leżących na pentagramie. Wyglądało na to, że rozdrażnienie nie minęło, bo spoglądał na nieznajomą raczej karcąco niż przepraszająco. Spomiędzy zaciśniętych zębów chłopaka wyrwało się poirytowane syknięcie.
  — Ja jebię. Zacznijcie uprzedzać ludzi, że macie dla nich takie efekty specjalne — rzucił, najwidoczniej nie podzielając dobrego humoru Sanariego. Aktorce wyraźnie zabrakło języka w gębie i możliwe, że już zaczęła rozważać zmianę tej niewdzięcznej roboty, choć możliwe, że był to jej pierwszy raz, gdy uczestnik zabawy zareagował w tak gwałtowny sposób. Zbyt zaabsorbowany odprowadzeniem wzrokiem uciekającej dziewczyny, praktycznie nie zwracał uwagi na uwieszonego na jego ramieniu brata, dopóki przez materiał koszuli nie przebiło ciepło oddechu, gdy ten w najlepsze rechotał z całego zdarzenia. Seiya szarpnął nim wymownie, choć nie był to aż tak gwałtowny gest – o wiele gorzej sprawy miały się przy powstrzymywaniu uderzenia. Teraz łagodnie dawał mu do zrozumienia, żeby spierdalał.
  — No i z czego się kurwa cieszysz? Prawie ją skasowałem — przypomniał. Gdyby nie udało mu się w porę go złapać albo gdyby nie dał rady przytrzymać go odpowiednio mocno, sytuacja tak czy inaczej skończyłaby się nieciekawie. — A może wreszcie nauczą się straszyć z odpowiedniej odległości. Albo przynajmniej przeprowadzą jebaną ankietę, czy w ogóle odpowiada ci poklepywanie po plecach. Bo mi kurwa nie za bardzo.
  Przesunął ręką po ramieniu, wygładzając rękaw koszuli i przy okazji upewniając się, że Sanari przypadkiem go nie obślinił. Jeszcze tego brakowałoby w całym tym bezsensownym przedstawieniu. Dźwięk głęboko wdychanego przez nos powietrza w półmroku wydawał się nabierać na sile, ale przynajmniej świadczył o tym, że Sei próbował odzyskać rezon – na tyle, by za moment nie wyżyć się na jasnowłosym. Palcami rozmasował kark, mocno przyciskając opuszki do stopniowo rozluźniających się mięśni, gdy na radosne stwierdzenie, na powrót zerknął na swoje wcześniejsze znalezisko.
  — Jak kurwa widać. No to teraz, San, czas się wykazać. Masz szansę znaleźć dwie pozostałe kartki, zamiast głupio się szczerzyć — rzucił, dając mu do zrozumienia, że najwidoczniej za karę postanowił zostawić resztę roboty właśnie jemu. Schylił się po kawałek papieru i przez chwilę przyglądał się zapisanemu na nim symbolowi, a później pentagramowi. Nic nie wskazywało na to, by ułożenie kartek miało jakieś znaczenie, więc po prostu umieścił ją na jednym z ramion. — Możesz zacząć kurwa od tych zdjęć na ścianie. — Machnął ręką we właściwym kierunku, gdy wyprostował się po wykonaniu swojego zadania. Chociaż skrzyżował ręce na klatce piersiowej, jakby faktycznie nie zamierzał się już w nic angażować, jego spojrzenie przez cały czas przesuwało się po wąskim otoczeniu. Może nie do końca wierzył w jego umiejętności?

Yakushimaru Seiya

Yakushimaru Sanari ubóstwia ten post.

Yakushimaru Sanari

14.11.23 22:41
 Cofnął się razem z Seiyą, a raczej… został cofnięty. Czuł jeszcze pod palcami, jaki chłopak był spięty; z pewnością musiał nieźle się wystraszyć, co niezmiernie podobało się młodszemu. Mogli też być całkowicie pewni, że kolejnego aktora im nie przyślą - nie odważą się. Albo z obawy przed tym, że któryś by ostatecznie wyszedł z uszczerbkiem na zdrowiu… Chichotał jeszcze trochę za nim, w czasie gdy Seiya nie zostawiał suchej nitki na bogu winnej dziewczynie. Naprawdę miał nadzieję, że porządnie im tutaj płacą; bo no halo, za taki cholerny stres? Należała się premia. Wkrótce Sei zaczął strząsać Saniego z siebie jak mokry kot, który przed chwilą wpadł do wanny, wilgoć z futerka.
 - Z ciebie się nabijam, oczywiście - odparł, śmiejąc się wciąż. Chociaż w teorii miał rację - gdyby nie udało mu się go powstrzymać, mogło być o wiele mniej zabawnie. Sytuacja jednak zakończyła się na tyle pozytywnie, że Sani postanowił skupić się tylko na tym, a nie na potencjalnym skutku, który mógłby wyniknąć z tego, jak Seiyi udaje się ten… zamach. Sam nie przypominał sobie, żeby ktoś informował ich o tego typu atrakcjach, ale z drugiej strony weszli do pokoju praktycznie z marszu. Sanari również niespecjalnie czytał ulotki reklamujące dom strachów, nie chcąc sobie zbytnio zepsuć niespodzianki pierwszego wrażenia. - No już, nietykalna księżniczko. Zawsze możemy pójść po wyjściu stąd do kogoś, kto to organizuje, i tam go zwyzywać. Chętnie popatrzę, jak to robisz.
 Zostawił go na moment, by mógł się przywołać do porządku. W końcu teraz jedyną inną żywą osobą w tym pomieszczeniu był właśnie Sanari, a był on przekonany o swojej chęci do dalszego egzystowania, w której pięść czarnowłosego nie przewierca mu na wylot oczodołu. Uśmiechnął się do niego niewinnie, skupiając także powoli uwagę na kartce, którą tamten odkrył.
 - Łatwizna - odparł na jego zaczepkę, robiąc taki gest dłonią, jakby miał długie włosy i chciał je nonszalancko zarzucić na plecy. Zerknął w stronę wskazywanej ściany, która istotnie wyglądała dość interesująco w porównaniu z pozostałymi częściami pokoju. Zdjęcia na niej wiszące przedstawiały ludzi o różnorodnej płci i wieku; nie to jednak było w nich takie ciekawe. Istniały dwa elementy, które łączyły wszystkie fotografie. Pierwszy z nich - każdy rozmawiał przez telefon, a drugi - wszystkim przekreślono oczy czerwonym flamastrem.
 - Ale złowrogo - rzekł z sarkastycznym dramatyzmem. Mimo to przyglądał się im ze skupieniem, dzięki czemu wkrótce dostrzegł kolejny szczegół: oczy na jednym zdjęciu poprzebijano również czymś cieniutkim i ostrym, jakby pinezką czy igłą. Wkrótce sięgnął po nie, ciekawy, czy może dowiedzieć się z niego czegoś jeszcze… tymczasem, gdy tylko je obrócił, okazało się, że to właśnie na odwrocie znajdowała się jedna z potrzebnych im kartek.
 Pomachał fotografią w stronę Seiyi. - Bingo - rzekł i po chwili położył ją w kolejnym pustym ramieniu pentagramu. - I jeszcze jedna…
 Tylko gdzie ona mogła być? Zdawało się, że przeszukali już każdy zakamarek pomieszczenia.

rzut 4/4 - wygrana (59); @Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Sanari

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Yakushimaru Seiya

16.11.23 14:48
Uniósł brew, obrzucając Sanariego dość wymownym spojrzeniem, gdy wpadł na pomysł z wyjaśnieniem obsługi imprezy. Jeśli bardzo zależało mu na dramie na imprezie, musiał zorganizować ją sam. Seiya, choć nigdy nie szczędził nikomu krytyki, miał lepsze rzeczy do roboty i wyglądało na to, że wylanie swojej złości na niewinną dziewczynę, która tylko robiła to, co jej kazało, w zupełności mu wystarczyło. Był zresztą przekonany, że podzieli się swoją nieszczęsną historią z całą resztą.
  — Po wyjściu stąd wracam do Raikatsuji — przypomniał. Nawet nie spostrzegł się, że w tak krótkim czasie przestawił się na używanie jej nazwiska, choć w innym przypadku nie miałby problemu z nazywaniem jej Maurą. — Nie zapominajmy, że zostałem kurwa uprowadzony. Poza tym sam przyznasz, że dość chujowo zostawiać ją samą na dłużej, gdy ją tu zaprosiłem. Przegapiłeś okazję na randkę ze mną, San — rzucił zgryźliwie, choć oboje wiedzieli, że szanse na to, by zgodził się na wspólne wyjście z młodszym bratem, były raczej marne.
  Wywrócił oczami na teatralny gest jasnowłosego, ale już bez dalszego komentarza pozwolił mu działać; wykazać się zdolnością dedukcji albo w najlepszym przypadku czystą spostrzegawczością. Czubkiem buta poprawił wcześniej przesuniętą kartkę z symbolem. Przyjrzał się ułożonej w środku pentagramu komórce. Nawet przykucnął obok, by przyjrzeć jej się dokładnie. Paznokciem spróbował podważyć klapkę, pod którą schowana była bateria. Nietrudno byłoby ukryć tam złożoną kartkę papieru, ale ten pomysł okazał się ślepym trafem.
  — Nic — rzucił pod nosem, bardziej do siebie niż do młodszego Yakushimaru. Była to w zasadzie ostatnia rzecz, z którą zdecydował się pomóc, gdy blondyn kręcił się przy ścianie ze zdjęciami. Seiya obejrzał się za siebie, gdy chłopak znalazł coś złowrogiego i rozprostował nogi, wcześniej odkładając telefon komórkowy na jego pierwotne miejsce.
  „I jeszcze jedna…”
  — No to kurwa działaj — ponaglił go, nagle zadzierając podbródek wyżej, gdy coś na suficie łupnęło. Wśród wszystkich zwisających słuchawek trudno było dostrzec, co to było. Strop nad ich głowami był spowity gęstym mrokiem, przez który wzrok nie był w stanie się przebić. Zapadła cisza, przez co hałas szybko mógł wydać się przypadkowym tąpnięciem. Nie minęła jednak chwila, a tuż za plecami Sanariego coś zleciało z góry i z głośnym krzykiem, zawisło w powietrzu, jak wisielec. Lalka, która prawie otarła się o kark chłopaka nie tylko miała wbudowany wewnątrz głośnik, ale gdy sekundę później wydawała z siebie ostatnie tchnienie, chłopak mógł niemalże przysiąc, że jego skórę owionęło charakterystyczne ciepło. Było jednak suche, a nie wilgotne, jak faktyczny oddech, ale zaatakowany nagłym bodźcem umysł, nie był w stanie uświadomić sobie tego od razu.
  Przynajmniej tym razem nie podsunęli im aktora.

@Yakushimaru Sanari – w tej sytuacji musisz rzucić na siłę woli. nodramat
Yakushimaru Seiya

Yakushimaru Sanari ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku