18.07.2037r.
Minął już prawie tydzień odkąd siedział w zamknięciu, jakby karał się za wyjątkowo zły uczynek. Prawda była jednak taka, że nie był w stanie opuścić mieszkania. Poczucie winy przygniotło go do tego stopnia, że nawet nie dawał znaku życia komukolwiek z pracy czy rodziny – wiadomości od siostry piętrzyły się już istnym stosem, kiedy wreszcie sięgnął po telefon. Najpierw sprawdził datę, a jej widok skwitował tylko wymuszonym, żałosnym parsknięciem i pociągnięciem kolejnego łyka z butelki. Właściwie nie pamiętał, kiedy zaczął pić. Chyba jakoś niedługo po oddaniu strzału, a to oznaczało, że od tamtej pory nie trzeźwiał. Nie był co prawda w stanie kompletnego upodlenia, zachowywał w miarę normalne procesy myślowe, ale nie powinien się gdziekolwiek pokazywać. Przynajmniej według swojego poczucia honoru.
Potrzebował z kimś porozmawiać, ale nie mogła to być pierwsza lepsza osoba ze spisu kontaktów czy napotkana na korytarzu. To musiał być ktoś, kto wiedział o istnieniu duchów i najlepiej miał zupełnie inny pogląd na sytuację niż on. Odpadała więc znaczna część Tsunami, a pozostałym raczej nie chciał się zwierzać z problemów. Eri byłaby odpowiednia, ale zaginęła kilka miesięcy temu, co bardziej uszczuplało listę potencjalnych kandydatów. Właściwie została jedna dusza, która mogłaby być idealna.
Zwlókł się z kanapy, zgarniając po drodze pustą butelkę i wyrzucił ją do kosza. Chłodny prysznic miał za zadanie go otrzeźwić, wybić mu z głowy pomysł zaproszenia jej do swojego mieszkania. Po tym, co miało miejsce ostatnio, wątpił zresztą, żeby się zgodziła. Zamiast jednak zrezygnować, przemyślał to bardziej, dokładając sobie tylko więcej „za” w miejsce mających pojawić się „przeciw”. Każde poruszenie tematu yūrei w wiadomościach kończyło się sprzeczką i stwierdzeniem, że to nie jest coś, o czym powinni rozprawiać tekstowo. Może wreszcie przyszedł czas, żeby ugryźć tę kwestię w cztery oczy.
Przebrał się w cokolwiek, co nie wyglądało jak strój na wyskoczenie do osiedlowego sklepu po paczkę fajek, chociaż mimo to jego aparycja pozostawała wiele do życzenia. Chociażby z winy kilkudniowego zarostu, którym wolał się nie zajmować w aktualnym stanie. Dłonie drżały mu wystarczająco, żeby się pociąć. Oparł się o okno, nawet nie dbając o to czy nie postanowi ono ustąpić pod naporem i posłać go kilkanaście pięter w dół. Może to nawet by było lepsze? Uniósł dłoń z telefonem i odpisał siostrze krótkie żyję. Raczej się nie zamartwiała, czasy, kiedy pięć minut bez odpowiedzi z jego strony wywoływały zawał minęły już lata temu. Nie chciał jednak, żeby wszczęła alarm i wznieciła panikę w rodzinnym domu. Kilka dni bez informacji zwrotnej było zresztą czymś normalnym, w górach nie zawsze miał zasięg, zwłaszcza, kiedy w bazie działał sprzęt zagłuszający sygnał. Zawahał się po otwarciu okienka rozmowy z Ejiri. Był już wieczór – może nie wybitnie późny, ale wystarczający, żeby móc odrzucić jakiekolwiek zaproszenie. W końcu napisał, że potrzebuje wsparcia i czy mogłaby do niego wpaść, jeśli nie jest to problemem. Nie podawał żadnych konkretnych szczegółów, zaznaczał tylko, że chodzi o rozmowę. Dopiero widząc zgodę, odetchnął z lekką ulgą i podał jej dokładny adres wraz ze wskazówką, że w recepcji wydadzą jej kartę. Na koniec musiał jeszcze dać znać samej recepcji, że ktoś do niego przyjdzie. Po wysłaniu ostatniej wiadomości opadł znów na kanapę, jakby cała ta operacja wyssała z niego resztę siły. Właściwie to tak się czuł.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Wiadomość jaką otrzymała, czytała kilkukrotnie, nim finalnie odpisała i zgodziła się na prośbę w niej zawartą. A wyrwana nagłym rozproszeniem myśli, i wciskających się wspomnień, całkowicie oderwały szczupłe palce od malunku, pozostawiając w nim zawieszony w zgięciu kciuka rysik. Natchnienie, które wcześniej tak ochoczo dzieliło się z nią moc, zdawało się całkowicie ulecieć, pozostawiając w niej niejasne przeświadczenia, że - chciała czy nie, wypchnięto ją na spotkanie, w którym tak obawiała się konfrontacji. A gdyby nie powód, który mienił się lakoniczną wiadomością na ekranie telefonu, znalazłaby rozwiązanie inne. Prawdopodobnie, ku uciesze własnego wstydu, posiłkując się wymówką pracy i... dalszej ucieczki. A jednak, mimo szeregu "przeciw", czułaby się znacznie gorzej, pozbawiając pomocy kogoś, kto przecież - mimo wszystkich ostatnich "ale" stawał się jej bliższy. Nie miała tylko bladego pojęcia, w jakim kierunku zmierzała relacja i... czego właściwie od niej oczekiwano lub chciano. Przeszłe wydarzenia - utrudniały pojęcie rozkołysanych jak łódź podczas burzy - emocji oraz myśli. Te, zepchnęła na bok, gdy tylko wysłała odpowiedź, a wirujący między palcami ołówek, odłożyła na półkę na podłogę, wprost pod łapy śpiącego u jej kolan - kocura - Przypilnuj go, niedługo wrócę - szepnęła, nie będąc przekonaną, czy mówi do Jiro, czy bardziej do siebie.
Nie przedłużała oczekiwania, wzywając taksówkę i zgarniając torbę, w której znajdowały się jeszcze rzeczy z uczelni. Nie przebierała się też, pozostając w prostych jeansach, które zdążyły zebrać już kilka grafitowych smug na tkaninie oraz w białej, zapinanej koszuli, której rękawy wciąż pozostawały podwinięte, odsłaniając pozostałości rysowniczych smug na skórze. Włosy, już wcześniej rozplecione, pozostawiła luźno, zgarniając czerń na bok, w jakiejś dziwnie projektowanej, formie ochrony. Nie wiedziała nawet przed czym. Możliwe, że przed własnymi, wciąż rozproszonymi niepewnością - myślami.
Zgodnie z wytycznymi pojawiła się w piętrowym budynku, obsłużona potem uprzejmymi wytycznymi na recepcji. I prowadzona zaciekawionym spojrzeniem znajdującej się na miejscu obsługi. Wiedziała, że nie wyglądała na spokojną, ale u szczytu emocji, działało przejęcie. Bo coś musiało się wydarzyć. Coś na tyle poważnego, by Yosuke napisał akurat do niej. Nie wierzyła, by krył się w tym podstęp, szeptany głosem lęku i zbyt kolorowej wyobraźni. Mogła przecież odmówić, miała do tego pełnej zestaw odpowiedzi. Ale coś, co wybrzmiało w krótkiej informacji, brzmiało niepokojąco. I łapała się na tym, że bardziej bała się, że straci coś bardzo ważnego, jeśli nie pojawi się u progu wskazanych drzwi, narażając się na kłującą serce winę. I co najmniej - wysłucha.
Zatrzymała się na wpół kroku przed drzwi, ważąc - tylko kilka sekund - zwinięte palce nad powierzchnią drzwi. Dopiero na wydechu, uderzyła lekko, rezygnując z ewentualnej opcji dzwonka. I tak, musiał już wiedzieć , że się pojawiła, gdy tylko otrzymała na recepcji upoważnienie do wejścia. Zamarła więc chwilę potem, z ręką zwiniętą przy piersi, nie słysząc nawet szmeru dochodzącego zza wejścia. Z lekkim drgnieniem zaskoczenia, przyjęła ruch uchylanych drzwi, przesuwając piętę w półkroku wycofania. Z westchnieniem dziwnej ulgi i jednoczesnego, uderzającego ją wspomnienia, spojrzała wyżej - na zmęczoną twarz mężczyzny. I chociaż wilgoć opadających na czoło włosów mówiła o względnym ogarnięciu, to coś w zastałym obrazie - jaki pamiętała - nie pasowało.
- Jestem - odezwała się w końcu, zapominając nawet o jakimkolwiek powitaniu, jakby zaznaczenie o obecności, naprawdę było ważniejsze - mogę... jakoś ci pomóc? - nie poruszyła się, czekając w zawieszeniu progu, na przyzwolenie. Albo... cokolwiek, co podpowiedziałoby jej, co właściwie się wydarzyło. I skąd - w schludnie zazwyczaj widzianej sylwetce żołnierza, pojawiło się tyle niedociągnięć. Zmrużyła powieki raz, z ulotnym dreszczem zmysłów, które chwyciły w otoczeniu woń... alkoholu. Nie miała już pojęcia całkowicie, czego miała się spodziewać. I co, doprowadziło wojskowego do takiego stanu.
@Nakashima Yosuke
Nie przedłużała oczekiwania, wzywając taksówkę i zgarniając torbę, w której znajdowały się jeszcze rzeczy z uczelni. Nie przebierała się też, pozostając w prostych jeansach, które zdążyły zebrać już kilka grafitowych smug na tkaninie oraz w białej, zapinanej koszuli, której rękawy wciąż pozostawały podwinięte, odsłaniając pozostałości rysowniczych smug na skórze. Włosy, już wcześniej rozplecione, pozostawiła luźno, zgarniając czerń na bok, w jakiejś dziwnie projektowanej, formie ochrony. Nie wiedziała nawet przed czym. Możliwe, że przed własnymi, wciąż rozproszonymi niepewnością - myślami.
Zgodnie z wytycznymi pojawiła się w piętrowym budynku, obsłużona potem uprzejmymi wytycznymi na recepcji. I prowadzona zaciekawionym spojrzeniem znajdującej się na miejscu obsługi. Wiedziała, że nie wyglądała na spokojną, ale u szczytu emocji, działało przejęcie. Bo coś musiało się wydarzyć. Coś na tyle poważnego, by Yosuke napisał akurat do niej. Nie wierzyła, by krył się w tym podstęp, szeptany głosem lęku i zbyt kolorowej wyobraźni. Mogła przecież odmówić, miała do tego pełnej zestaw odpowiedzi. Ale coś, co wybrzmiało w krótkiej informacji, brzmiało niepokojąco. I łapała się na tym, że bardziej bała się, że straci coś bardzo ważnego, jeśli nie pojawi się u progu wskazanych drzwi, narażając się na kłującą serce winę. I co najmniej - wysłucha.
Zatrzymała się na wpół kroku przed drzwi, ważąc - tylko kilka sekund - zwinięte palce nad powierzchnią drzwi. Dopiero na wydechu, uderzyła lekko, rezygnując z ewentualnej opcji dzwonka. I tak, musiał już wiedzieć , że się pojawiła, gdy tylko otrzymała na recepcji upoważnienie do wejścia. Zamarła więc chwilę potem, z ręką zwiniętą przy piersi, nie słysząc nawet szmeru dochodzącego zza wejścia. Z lekkim drgnieniem zaskoczenia, przyjęła ruch uchylanych drzwi, przesuwając piętę w półkroku wycofania. Z westchnieniem dziwnej ulgi i jednoczesnego, uderzającego ją wspomnienia, spojrzała wyżej - na zmęczoną twarz mężczyzny. I chociaż wilgoć opadających na czoło włosów mówiła o względnym ogarnięciu, to coś w zastałym obrazie - jaki pamiętała - nie pasowało.
- Jestem - odezwała się w końcu, zapominając nawet o jakimkolwiek powitaniu, jakby zaznaczenie o obecności, naprawdę było ważniejsze - mogę... jakoś ci pomóc? - nie poruszyła się, czekając w zawieszeniu progu, na przyzwolenie. Albo... cokolwiek, co podpowiedziałoby jej, co właściwie się wydarzyło. I skąd - w schludnie zazwyczaj widzianej sylwetce żołnierza, pojawiło się tyle niedociągnięć. Zmrużyła powieki raz, z ulotnym dreszczem zmysłów, które chwyciły w otoczeniu woń... alkoholu. Nie miała już pojęcia całkowicie, czego miała się spodziewać. I co, doprowadziło wojskowego do takiego stanu.
@Nakashima Yosuke
Blood beneath the snow
|
|
maj 2038 roku