Strona 1 z 2 • 1, 2
Odpalił papierosa, dopiero zatrzymując się na boku głównej ścieżki. Tłum przebierańców sunący obok zdawał mu się przypominać pochód yokai do bram piekieł, czy innych czeluści. Ironicznym jednak by było, że wszyscy tak chętnie gnali ku zagładzie. W nieokreślony sposób, podobała mu się wizja, że sam - stał z boku. Tymczasowo, ale - wciąż. Przeciągał moment, nim sięgnąć go miał koniec. Krzywy uśmiech zakołysał lewym kącikiem, akurat by zaciągnąć się dymem, który finalnie wypuścił nosem. Utrzymał filtr w ustach, by wysunąć dłoń w kieszeń skórzanych spodni. Czerwona, szeroka szarfa służyła za szczególny rodzaj paska. Biała, lniana koszula, wiązana rzemieniem na piersi, nosiła znamiona zamierzchłych czasów. Półdługi, dopasowany kaftan w czerni i szyty srebrną nicią i długie jeździeckie buty, dopełniały stroju. Ale to, co miało odznaczać się halloweenowym akcentem, to spięte wyżej i zwinięte włosy, dodatkowa, wciąż krwawiąca blizna na policzku i fantazyjnie malowane rozcięcie na szyi.
Wyciągnięty telefon nie wskazywał na większą aktywność, za to kilka rozmawiających kobiet niedaleko, zdawało się być bardziej zainteresowane nim, niż oferowaną po drugiej stronie atrakcją rezydencji. Uniósł spojrzenie wyżej, krzyżując z tą, która zdawała się mieć najwięcej odwagi, bo ruszyła w jego stronę, a za nią jak gąski, podążyły dwie pozostałe. Shogo przyglądał się krótkiej wędrówce, taksując sylwetki, a gdy znajdowały się wystarczająco blisko, uniósł dłoń, rozcapierzając palce, by drugą wskazać na palce, przy którym znajdowała się obrączka. Na taki widok większość, szczególnie młódek, szybko rezygnowała. I podobne zmieszanie pojawiło się na stylizowanej wampirzo, dziewczęcej twarzy. Mimo to, zawahała się, wstrzy6mujac krok i rozglądając. Czyli jednak miała albo nieco więcej lat, albo doświadczenia, albo... Myśli nie dokończył, bo w tłumie odnalazł drobną posturę zbyt znajomą, by mógł nie rozpoznać. I przysporzyć mu ogromnej satysfakcji. Lakonicznie wysłana przez niego wiadomość, czy też własne plany - sprowadziły do rezydencji Alaeshę. Chcąc, nie chcąc - musiała wiedzieć, żer pojawi się na organizowanym evencie.
- Ala, kochanie, jesteś - odezwał się naturalnie, lekko, już po tym jak ruszył w stronę dostrzeżonej kobiety, pozostawiając trzy, intensywnie obserwujące go dziewczyny za sobą. W kilku prężnych krokach niemal zrównać krok z tymi drobniejszymi, lżejszymi. Zatrzymał się bezpośrednio za nią i miękko chwycił za przedramię. Podobała mu się dziwna gra, którą rozpoczęli jakiś czas wcześniej, a która wynikła zupełnym przypadkiem, kierowana impulsem, korzeniącym się w nieoczekiwanym spotkaniu, jak zasiane ziarno - Czemu tak późno?
Rzucony gdzieś na ziemię papieros, zgasł pod ciężką podeszwą buta, gdy pochylał się lekko nad kobiecym barkiem, łaskocząc ciepłem oddechu fragment odsłoniętej skóry policzka i unosząc kilka wysuniętych zza ucha, czarnych pasm włosów.
- Nie gryź jeszcze. Mam nadzieję, że zarezerwowałaś dla mnie czas w tych ekstremalnych warunkach - odezwał się ciszej, nisko, prawie mrucząc. Czujnie jednak pilnował, by niepokorna natura Itou, nie wyrwała się gwałtownie z ryzów, serwując mu co najmniej uderzenie z łokcia. Uniósł brodę, by wypuścić z uchwytu kobiece przedramię, a własną rękę unieść do przodu, by wskazać kierunek na stojący niedaleko Dom Strachu, jednocześnie niemal protekcjonalnie zasłonić bok przed ewentualnie wścibskim spojrzeniem obserwatorek.
@Itou Alaesha
Wyciągnięty telefon nie wskazywał na większą aktywność, za to kilka rozmawiających kobiet niedaleko, zdawało się być bardziej zainteresowane nim, niż oferowaną po drugiej stronie atrakcją rezydencji. Uniósł spojrzenie wyżej, krzyżując z tą, która zdawała się mieć najwięcej odwagi, bo ruszyła w jego stronę, a za nią jak gąski, podążyły dwie pozostałe. Shogo przyglądał się krótkiej wędrówce, taksując sylwetki, a gdy znajdowały się wystarczająco blisko, uniósł dłoń, rozcapierzając palce, by drugą wskazać na palce, przy którym znajdowała się obrączka. Na taki widok większość, szczególnie młódek, szybko rezygnowała. I podobne zmieszanie pojawiło się na stylizowanej wampirzo, dziewczęcej twarzy. Mimo to, zawahała się, wstrzy6mujac krok i rozglądając. Czyli jednak miała albo nieco więcej lat, albo doświadczenia, albo... Myśli nie dokończył, bo w tłumie odnalazł drobną posturę zbyt znajomą, by mógł nie rozpoznać. I przysporzyć mu ogromnej satysfakcji. Lakonicznie wysłana przez niego wiadomość, czy też własne plany - sprowadziły do rezydencji Alaeshę. Chcąc, nie chcąc - musiała wiedzieć, żer pojawi się na organizowanym evencie.
- Ala, kochanie, jesteś - odezwał się naturalnie, lekko, już po tym jak ruszył w stronę dostrzeżonej kobiety, pozostawiając trzy, intensywnie obserwujące go dziewczyny za sobą. W kilku prężnych krokach niemal zrównać krok z tymi drobniejszymi, lżejszymi. Zatrzymał się bezpośrednio za nią i miękko chwycił za przedramię. Podobała mu się dziwna gra, którą rozpoczęli jakiś czas wcześniej, a która wynikła zupełnym przypadkiem, kierowana impulsem, korzeniącym się w nieoczekiwanym spotkaniu, jak zasiane ziarno - Czemu tak późno?
Rzucony gdzieś na ziemię papieros, zgasł pod ciężką podeszwą buta, gdy pochylał się lekko nad kobiecym barkiem, łaskocząc ciepłem oddechu fragment odsłoniętej skóry policzka i unosząc kilka wysuniętych zza ucha, czarnych pasm włosów.
- Nie gryź jeszcze. Mam nadzieję, że zarezerwowałaś dla mnie czas w tych ekstremalnych warunkach - odezwał się ciszej, nisko, prawie mrucząc. Czujnie jednak pilnował, by niepokorna natura Itou, nie wyrwała się gwałtownie z ryzów, serwując mu co najmniej uderzenie z łokcia. Uniósł brodę, by wypuścić z uchwytu kobiece przedramię, a własną rękę unieść do przodu, by wskazać kierunek na stojący niedaleko Dom Strachu, jednocześnie niemal protekcjonalnie zasłonić bok przed ewentualnie wścibskim spojrzeniem obserwatorek.
@Itou Alaesha
You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
but you do decide who owns who.
Itou Alaesha, Yakushimaru Sanari and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Wyszła z trzeciego pokoju strachu, zadowolona, że udało jej się skorzystać z lokalnej atrakcji. Pożegnała się z mężczyzną w stroju króliczka i ruszyła przed siebie. Już wcześniej obejrzała stragany, spróbowała halloweenowych przysmaków i wystraszyła się jak głupia podczas gry. Wieczór mogła zaliczyć do udanych, bo i tak specjalnie nie spodziewała się spotkania z Shogo. Przecież w zasadzie nawet się nie umówili. Nie wiedziała też, czy jest na to spotkanie gotowa. Ostatnie przekomarzanki z nieznajomym były całkiem przyjemne, niemniej skąd mogła wiedzieć, czy w innych okolicznościach uda się odtworzyć ten luźny i frywolny klimat? Nienawidziła czuć się niezręcznie i było to coś, czego unikała jak ognia. Stwierdziła, że może powoli zbierać się do domu. Szybko otrząsnęła się z natrętnych myśli i zmierzając powoli ku wyjściu, chłonęła niezwykły klimat. Przyglądała się fantazyjnym kostiumom, przy których jej UBIÓR wyglądał na jedynie odrobinę ekstrawagancki. W tłumie czuła się niemal niewidzialna, co dawało jej cudowną możliwość przyglądania się innym. Patrzyła, jak ludzie się śmieją, poruszają, rozmawiają ze sobą, jak ich twarze oświetlają światełka i świece. W tym czasie wyobrażała sobie alternatywne rzeczywistości, w których mogłaby być kimkolwiek z tych ludzi lub dla tych ludzi: częścią mijającej jej grupy znajomych, nastolatką na pierwszej randce z pryszczatym, ale uroczym chłopakiem, albo wygadanym sprzedawcą. Lubiła myśleć o różnorodnych ludzkich losach, zestawiając przy tym swoje wybory, tworzące jej unikalną życiową ścieżkę.
Jak przez mgłę dotarł do niej znajomy głos, jednak z zamyślenia wyrwał ją dopiero dotyk ciepłej dłoni na przedramieniu. Stanął tuż za nią, pochylając się lekko nad jej barkiem. Nie zdążyła się nawet odwrócić, ale już wiedziała, że to on. Standardowo pachniał papierosami, co jakby dodatkowo zaakcentował przydepnięciem fajki butem. Niestety, śmiecenie nie należało do jej afrodyzjaków, będzie musiała mu kiedyś o tym powiedzieć.
Zaczął niemal mruczeć jej do ucha. Przyprawiło ją to jednocześnie o dreszcz i szybszy puls, jak i nieco ją rozbawiło. To znaczyło, że ich gra nadal trwa i może się nią rozkoszować. Shogo był tak nierealny, jak postać z mangi shōjo. Wysoki, przystojny, szarmancki, ale nie szanujący żadnych zasad. Typ, którego nigdy nie rozszyfrujesz, ale będzie dawał Ci złudzenie, że kiedyś to nastąpi. Jednak ona wcale nie chciała bawić się w łamanie kodów.
Jego dotyk był mocny, ale było w nim też coś niepewnego. Jakby grał usilniej niż powinien, i... może nie wiedział, czego się po niej spodziewać? Zerknęła za siebie i dostrzegła trzy młode dziewczyny, które patrzyły się na nią z zaciśniętymi zębami. Stały zdecydowanie zbyt blisko Shogo, aby Ala nie domyśliła się, że przed chwilą musiała nawiązać się między nimi rozmowa. A raczej zakończyć.
— Sho, czemu te dziewczątka patrzą na mnie tak nienawistnie? — mruknęła do niego, by jednocześnie odwrócić się w jego stronę i położyć mu dłoń na ramieniu. Z przyjemnością zauważyła kątem oka, jak twarz pierwszej z dziewczyn stała się niemal purpurowa. Czyżby ten teatrzyk miał być twoim alibi? — dodała po chwili ciszej, układając usta w szerokim i perfidnym uśmiechu.
Zdziwiło ją, jak ich kostiumy ze sobą zagrały. Oboje wyglądali jak nie z tej epoki — może jak dwa gustowne transylwańskie wampiry, które nie chciały ogłaszać wszem wobec, że lubują się w ludzkiej krwi? Zbiegi okoliczności dotyczące ich relacji wprawiały ją w coraz większe zdumienie. Niemniej nie miała zamiaru się tym teraz zajmować, a w jej głowie odbijała się jedna myśl: Jednak przyszedł...
Przypomniała sobie o swoich wcześniejszych rozmyślaniach i jeszcze mocniej rozbawił ją ten chichot losu. Dzisiaj dosłownie może zabawić się w bycie kimś innym i z kimś innym.
Chwilę później puścił jej rękę i wskazał w stronę, z której przyszła. Wyglądało to na zaproszenie do Domu Strachu. Jej uwagę przyciągnął złoty błysk na jego palcu. Jej ciało zesztywniało.
Mam zarezerwowany czas tylko, jeżeli to nie jest tym, czym myślę, że jest. — wskazała podbródkiem w stronę dłoni. — Wiesz, w Boga nie wierzę, ale istnieją dla mnie pewne świętości.
@Shogo Tomomi
Jak przez mgłę dotarł do niej znajomy głos, jednak z zamyślenia wyrwał ją dopiero dotyk ciepłej dłoni na przedramieniu. Stanął tuż za nią, pochylając się lekko nad jej barkiem. Nie zdążyła się nawet odwrócić, ale już wiedziała, że to on. Standardowo pachniał papierosami, co jakby dodatkowo zaakcentował przydepnięciem fajki butem. Niestety, śmiecenie nie należało do jej afrodyzjaków, będzie musiała mu kiedyś o tym powiedzieć.
Zaczął niemal mruczeć jej do ucha. Przyprawiło ją to jednocześnie o dreszcz i szybszy puls, jak i nieco ją rozbawiło. To znaczyło, że ich gra nadal trwa i może się nią rozkoszować. Shogo był tak nierealny, jak postać z mangi shōjo. Wysoki, przystojny, szarmancki, ale nie szanujący żadnych zasad. Typ, którego nigdy nie rozszyfrujesz, ale będzie dawał Ci złudzenie, że kiedyś to nastąpi. Jednak ona wcale nie chciała bawić się w łamanie kodów.
Jego dotyk był mocny, ale było w nim też coś niepewnego. Jakby grał usilniej niż powinien, i... może nie wiedział, czego się po niej spodziewać? Zerknęła za siebie i dostrzegła trzy młode dziewczyny, które patrzyły się na nią z zaciśniętymi zębami. Stały zdecydowanie zbyt blisko Shogo, aby Ala nie domyśliła się, że przed chwilą musiała nawiązać się między nimi rozmowa. A raczej zakończyć.
— Sho, czemu te dziewczątka patrzą na mnie tak nienawistnie? — mruknęła do niego, by jednocześnie odwrócić się w jego stronę i położyć mu dłoń na ramieniu. Z przyjemnością zauważyła kątem oka, jak twarz pierwszej z dziewczyn stała się niemal purpurowa. Czyżby ten teatrzyk miał być twoim alibi? — dodała po chwili ciszej, układając usta w szerokim i perfidnym uśmiechu.
Zdziwiło ją, jak ich kostiumy ze sobą zagrały. Oboje wyglądali jak nie z tej epoki — może jak dwa gustowne transylwańskie wampiry, które nie chciały ogłaszać wszem wobec, że lubują się w ludzkiej krwi? Zbiegi okoliczności dotyczące ich relacji wprawiały ją w coraz większe zdumienie. Niemniej nie miała zamiaru się tym teraz zajmować, a w jej głowie odbijała się jedna myśl: Jednak przyszedł...
Przypomniała sobie o swoich wcześniejszych rozmyślaniach i jeszcze mocniej rozbawił ją ten chichot losu. Dzisiaj dosłownie może zabawić się w bycie kimś innym i z kimś innym.
Chwilę później puścił jej rękę i wskazał w stronę, z której przyszła. Wyglądało to na zaproszenie do Domu Strachu. Jej uwagę przyciągnął złoty błysk na jego palcu. Jej ciało zesztywniało.
Mam zarezerwowany czas tylko, jeżeli to nie jest tym, czym myślę, że jest. — wskazała podbródkiem w stronę dłoni. — Wiesz, w Boga nie wierzę, ale istnieją dla mnie pewne świętości.
@Shogo Tomomi
Ejiri Carei, Shogo Tomomi, Satō Kisara and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Upatrując sobie cel, potrafił dostrzec jego kształt z daleka, wyczuć niemal obecność, jakby nosił na sobie woń naznaczenia. I chociaż można było kpić z porównań, on sam utożsamiał osobowość łowcy. Większość pracująca z czasem nabywała podobnych cech, czy też podbijając własne predyspozycje ku temu. Spotkał się już z określeniem, że nazywano ich jednostki psami łowczymi, czy też polującymi wilkami. W ujęciu Shogo, była to cecha męska. W mniejszym bądź większym stopniu uwypuklona, ale wciąż popychająca do działania, wyrywająca z bierności, gdy kusząca je woń łaskotała zmysły. Zwodziła. Budziła instynkt. I gnała. A nawet jeśli gonitwa, toczyła się początkowo na kanwie wytoczonych słów, i abstrakcji splecionych spojrzeń, gra warta każdej spędzonej tak chwili. Czasem wystarczyła myśl, uśmiech sugerujący, że właśnie powierzyło się mu sekret, by trącić i przyciągnąć struny cudzych pragnień. Niekoniecznie angażując w to własną uwagę. Tej pozbawił wodzącego za nim wzrokiem dziewczęcia i pochodu, który kroczył za nią jak potrójny cień. Pierwsza odmowa była dla Shogo wystarczającym argumentem skupić się na dostrzeżonej w tłumie, sylwetce czarnowłosej kobiety. Tknęło go, jak wyróżniała się w tłumie nie krzykliwością przebrania, a zmysłową aurą, co naturalnie otulała ciało, niczym urokliwe perfumy pozbawione mdłej nuty ciężkiej słody, jaką oklejała się współczesność. Zabawne, że nawet z odległości mógł przypomnieć sobie psotną iskrę zieleni drgającą w źrenicy, gdy się uśmiechała.
Nie trzeba było wiele, by znalazł się blisko. Wystarczająco, by zburzyć dzielącą ich odległość, tak jak zburzył spokój oddechu, gdy nachylił się nad kobiecym barkiem. Nie omieszkał zejść wzrokiem niżej, kreśląc gorąca linię spojrzenia wzdłuż szyi, obojczyków i jasną skórę piersi niknącą w głębokim rozcięciu dekoltu. Kąciki ust uniosły się nieznacznie, z niemą satysfakcją, gdy oddech odbił się od kobiecej skóry krótkim, niemal wyczuwalnym pod palcami dreszczem.
- Zapewne chciałyby uszczknąć odrobinę z twego uroku - wraz z momentem, gdy Alaesha odwróciła się ku niemu, dłoń zsunęła się wolno z ramienia, na łopatki a potem niżej, sunąc zgiętym kciukiem wzdłuż gładkiej materii bordowej koszuli, z niechęcią zatrzymując się już na talii - i nieco mojej uwagi - dodał ciszej, pochylając głowę, by spiąć dwa spojrzenia w jedno. Uśmiech zawadiaki rozciągnął się szeroko, ale wciąż pochylony, mógł być tylko widoczny dla stojącej przy nim Itou - Przyłapany - tym razem szepnął, całkowicie ignorując, co działo się za jego plecami, ani ile ostrych szpil otrzymywał właśnie spojrzeniami w plecy. Zajęty chichotem losu, czy też własną, wtłoczoną miedzy dwie sylwetki grą. Uniósł drugą rękę, która nie oparła się wysuniętym pasmo czerni, jakie założył za ucho swojej towarzyszki. Dopiero wtedy odchylił się lekko, by odjąć rękę i zatrzymać ją na wysokości kobiecych oczu.
- To jest tym, o czym myślisz, ale... - odezwał się wolno, poważnie i przechylił głowę, pociągając wargi w lekkim rozbawieniu. W ślepiach jednak pełgało coś do tej pory nieznanego, ciemniejszego. Dłoń na talii nie poruszyła się o cal, ani nie korygując bliskości, ani nie wypuszczając jej z ujęcia. Biło od niej ciepło - ...są dwa argumenty, które jednak ten czas dla mnie rezerwują - odetchnął - moje przebranie zakłada ten rekwizyt - wskazał ruchem palca na obrączkę - i bycie wdowcem - zakończył ostatnią frazę tak, że nie do końca było wiadomo, czy mówi tylko o stroju, czy też o sobie - a teraz, Moja Droga, pozwolisz - i z tymi słowami uniósł ramię wysoko, tak, by zwinnie obrócić Itou wokół własnej osi i złapać ją w pasie, ponownie obróconą w stronę wejścia do Domu Strachu.
Ciemność, która zalała pomieszczenie, gdy tylko przekroczyli próg wejścia, nie była nieprzyjemna. Zdawało się, że ją przecież znał. A zanim wzrok przyzwyczaił się do mroku, uszu dotarły inne wrażenia, rozpraszając miękkość, jaka na chwile osiadła mu na barkach. Brzydki, charkotliwy dźwięk przypominał co najmniej - kogoś, kto nie mógł oddychać. I zapewne, ktoś mógł w tym pomagać. Migotliwy błysk łatwo było uchwycić, gdy wzrok niewiele innego był w stanie uchwycić. Postąpił do przodu, odnajdując w końcu dwie latarki - Przydadzą się - podsunął drugą czarnowłosej, dopiero wtedy rozluźniając uchwyt, którym ją otaczał. Znowu niechętnie. Włączenie strumienia światła nie dawało wiele. Drugą rękę zwinął w pięść by uderzyć w wadliwy sprzęt. I chociaż finalnie mrok rozstąpił się przed migającym błyskiem, wciąż niewiele dało się rozpoznać pośród stłumionych szeptów, niezidentyfikowanego szurania i... kroków? - Jak poszukiwania, Pani detektyw - jego głos zabrzmiał w cieniu, nisko, jak u aktora z wyuczoną kwestią do odegrania. Wrócił uwagą do dziewczyny, omiatając niewyraźnym światłem podłogę, pełną krwawych plam i całkiem realistycznych rekwizytów. Natrafiając finalnie na parę zgrabnych, kobiecych nóg.
| Rzut - porażka
@Itou Alaesha
Nie trzeba było wiele, by znalazł się blisko. Wystarczająco, by zburzyć dzielącą ich odległość, tak jak zburzył spokój oddechu, gdy nachylił się nad kobiecym barkiem. Nie omieszkał zejść wzrokiem niżej, kreśląc gorąca linię spojrzenia wzdłuż szyi, obojczyków i jasną skórę piersi niknącą w głębokim rozcięciu dekoltu. Kąciki ust uniosły się nieznacznie, z niemą satysfakcją, gdy oddech odbił się od kobiecej skóry krótkim, niemal wyczuwalnym pod palcami dreszczem.
- Zapewne chciałyby uszczknąć odrobinę z twego uroku - wraz z momentem, gdy Alaesha odwróciła się ku niemu, dłoń zsunęła się wolno z ramienia, na łopatki a potem niżej, sunąc zgiętym kciukiem wzdłuż gładkiej materii bordowej koszuli, z niechęcią zatrzymując się już na talii - i nieco mojej uwagi - dodał ciszej, pochylając głowę, by spiąć dwa spojrzenia w jedno. Uśmiech zawadiaki rozciągnął się szeroko, ale wciąż pochylony, mógł być tylko widoczny dla stojącej przy nim Itou - Przyłapany - tym razem szepnął, całkowicie ignorując, co działo się za jego plecami, ani ile ostrych szpil otrzymywał właśnie spojrzeniami w plecy. Zajęty chichotem losu, czy też własną, wtłoczoną miedzy dwie sylwetki grą. Uniósł drugą rękę, która nie oparła się wysuniętym pasmo czerni, jakie założył za ucho swojej towarzyszki. Dopiero wtedy odchylił się lekko, by odjąć rękę i zatrzymać ją na wysokości kobiecych oczu.
- To jest tym, o czym myślisz, ale... - odezwał się wolno, poważnie i przechylił głowę, pociągając wargi w lekkim rozbawieniu. W ślepiach jednak pełgało coś do tej pory nieznanego, ciemniejszego. Dłoń na talii nie poruszyła się o cal, ani nie korygując bliskości, ani nie wypuszczając jej z ujęcia. Biło od niej ciepło - ...są dwa argumenty, które jednak ten czas dla mnie rezerwują - odetchnął - moje przebranie zakłada ten rekwizyt - wskazał ruchem palca na obrączkę - i bycie wdowcem - zakończył ostatnią frazę tak, że nie do końca było wiadomo, czy mówi tylko o stroju, czy też o sobie - a teraz, Moja Droga, pozwolisz - i z tymi słowami uniósł ramię wysoko, tak, by zwinnie obrócić Itou wokół własnej osi i złapać ją w pasie, ponownie obróconą w stronę wejścia do Domu Strachu.
Ciemność, która zalała pomieszczenie, gdy tylko przekroczyli próg wejścia, nie była nieprzyjemna. Zdawało się, że ją przecież znał. A zanim wzrok przyzwyczaił się do mroku, uszu dotarły inne wrażenia, rozpraszając miękkość, jaka na chwile osiadła mu na barkach. Brzydki, charkotliwy dźwięk przypominał co najmniej - kogoś, kto nie mógł oddychać. I zapewne, ktoś mógł w tym pomagać. Migotliwy błysk łatwo było uchwycić, gdy wzrok niewiele innego był w stanie uchwycić. Postąpił do przodu, odnajdując w końcu dwie latarki - Przydadzą się - podsunął drugą czarnowłosej, dopiero wtedy rozluźniając uchwyt, którym ją otaczał. Znowu niechętnie. Włączenie strumienia światła nie dawało wiele. Drugą rękę zwinął w pięść by uderzyć w wadliwy sprzęt. I chociaż finalnie mrok rozstąpił się przed migającym błyskiem, wciąż niewiele dało się rozpoznać pośród stłumionych szeptów, niezidentyfikowanego szurania i... kroków? - Jak poszukiwania, Pani detektyw - jego głos zabrzmiał w cieniu, nisko, jak u aktora z wyuczoną kwestią do odegrania. Wrócił uwagą do dziewczyny, omiatając niewyraźnym światłem podłogę, pełną krwawych plam i całkiem realistycznych rekwizytów. Natrafiając finalnie na parę zgrabnych, kobiecych nóg.
| Rzut - porażka
@Itou Alaesha
You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
but you do decide who owns who.
Satō Kisara, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Nie podobało jej się, że z nią pogrywał. I jednocześnie podobało. Widziała, jak na nią patrzył. Jak zbyt długo wodził wzrokiem tam, gdzie nie powinien. Spędzanie z nim czasu byłoby zdecydowanie łatwiejsze, gdyby po prostu go chciała. Wiedziała, jak uwieść mężczyznę i nie było to dla niej specjalnie trudnym zadaniem, jednak... nie szukała szczęścia. Shogo wprowadził do codzienności Itou dozę zamieszania, na którą nie spodziewała się wpaść w starej, zakurzonej altance. Co nie znaczyło, że nie skorzysta z możliwości odegrania kolejnego aktu w ich dwuosobowej sztuce.
Wymiana uszczypliwości dotyczących dziewczątek niewątpliwie sprawiła im obojgu przyjemność. Na dłuższą chwilę ich spojrzenia zetknęły się i mogła zauważyć, że wyraz twarzy Sho przypominał jej własny. Wykorzystali dziewczątka, przegryźli je, przeżuli i wypluli jedynie na własny użytek. Tylko po to, by w sekundę później całkowicie o nich zapomnieć. Bawiło ją, że nie musiała się przy nim bawić w grzeczną dziewczynkę.
Sama nie wiedziała, kiedy przeszli od ręki na jej przedramieniu, do ciasnego objęcia, w którym nawet nie mogła sobie pozwolić na zaczerpnięcie głębszego oddechu. Wiedziała, że się do tego przyczyniła, natomiast na każdy jej krok on stawiał co najmniej dwa. Nie obejrzała się, a jego dłoń już przesuwała się wzdłuż jej kręgosłupa, nieuchronnie powodując kolejny dreszcz. Gdyby nie ta cholerna obrączka... Nie zauważyła jej nigdy wcześniej, ale też przyznała przed sobą, że nie rozglądała się za nią. Pomimo jej pytania ani odrobinę nie poluzował uścisku. Nie wzdrygnął się, nie zmieszał, nie zawstydził. Nie wyglądał na przyłapanego na gorącym uczynku. Mógł mieć w tym najzwyczajniej wiele doświadczenia, co jednak nie wyglądało na najbardziej prawdopodobną opcję. Choć starał się to ukryć, to przez jego twarz przemknęła emocja. Taka, jakiej jeszcze u niego nie widziała. Coś szarego, smutnego i... jakby odrobinę bezbronnego? Jeśli to, co powiedział, było prawdą, to była świnią, że w tak obcesowy sposób skonstruowała swoje pytanie. Jeżeli kłamał, to on był najgorszą świnią. Nie zdążyła się nad tym głębiej zastanowić, bo jak gdyby nigdy nic obrócił nią w stronę Domu Strachu i obejmując za talię, po prostu ją tam zaprowadził. Nie chciała być uszczypliwa po tym prawie-wyznaniu, więc tylko w ciszy przewróciła oczami na teatralne wygibasy.
Miks emocji – który wywoływało jego zachowanie, gesty, spojrzenia, niepoprawne i zbyt zuchwałe słowa – był chwilami nie do wytrzymania. Ten facet drażnił ją jak wełniany sweter. A jednocześnie czuła się przy nim przyjemnie i bezpiecznie. Choć „bezpiecznie” było nieodpowiednim słowem. Przy nim nie musiała się niczym przejmować. Jego uwagę miała podaną na tacy. Silne ramiona podtrzymywały i prowadziły do przodu. Słowa nie pozostawiały niezręcznej pustki. Jeśli można by było nazwać to, co Alaeshę ciągnęło do Tomomiego, to połączenie ukojenia podszytego nieustającą ekscytacją. Co niewątpliwie dalej brzmiało jak oksymoron. Czuła, że to, co krzewiło się między nimi, było w rzeczywistości materiałem wybuchowym, który raz odpalony musiał, prędzej czy później, ulec całkowitemu spaleniu. Na razie jednak bawili się beztrosko zapalniczką nad lontem.
Wchodząc do Domu Strachu, miała nadzieję, że nie będzie bała się tak bardzo, jak w poprzednim pokoju. Gdy przestępując próg, znaleźli się w całkowitej ciemności, zmieniła zdanie o otulającym ją ramieniu Shogo. Ciemność była dla niej absolutnie najgorsza i bała się jej od bardzo, bardzo dawna. Mrok dawał nieograniczone możliwości jej rozbujanej wyobraźni, która dziwny trafem zawsze podsuwała jej tylko najgorsze pomysły. Charkot, który wypełnił pomieszczenie, był nieprzyjemny, jednak jeszcze nie straszny – zostawił na jej ciele jedynie gęsią skórkę. Wspólnie podeszli do miejsca, gdzie coś błysnęło. Z ulgą przyjęła od Shogo latarkę, choć wcale nie podobało jej się to, że akurat teraz wypuścił ją z objęcia.
Zaczęła rozglądać się po pokoju. Horror nie horror, zagadki lubiła. Dookoła dalej roznosił się charkot, a do niego dołączył nieprzyjemny tupot mokrych stóp przyprawiający ją o zimny dreszcz na karku.
Shogo najwyraźniej czuł się w pokoju zupełnie swobodnie, błądząc beztrosko nikłym światłem latarki po pomieszczeniu. Miał nawet przestrzeń do tego, aby przyodziać swój głos w mroczne tony.
– Nie-nie-nie-nie-nie! – powiedziała bardzo szybko – Nie rób tak Tomo, nie dokładaj mi! – nie zauważając nawet, że pod lekkim stresem nieoczekiwanie przeszła na jego imię.
– Ale myślę, że poszukiwania idą mi świetnie! Ha! Zobacz na tego złego kitka, wygląda zbyt podejrzanie! Światło latarki skierowane na figurkę kotka z najeżoną sierścią spowodowało, że charkot ustał. Ruszyła w jej kierunku – Dziwne... – miała irracjonalne wrażenie, że figurka delikatnie się poruszała i naprawdę szykowała się do ataku. Jednak finalnie nic się nie stało, w ciemności wyobraźnia jak zwykle płatała jej figla. Pod figurynką leżał niewielki notatnik. Otworzyła go i na stół wysypały się liczne zdjęcia. Kilkoma sprawnymi ruchami rozłożyła je w kilka rządków. Wszystkie ukazywały tego samego mężczyznę. – O la, la, jaki przystojniak! – powiedziała, udając, że rzeczywiście jej się podoba. Zauważyła, że na każdym zdjęciu jest też kobieta. – No proszę, taki przystojny, że aż dorobił się biedaczek stalkerki... być może miała na imię Kayako. Zapamiętaj Sho, to się może potem przydać. – Odłożyła fanty, pozwalając swojemu towarzyszowi, aby też im się przyjrzał. Zaczęła przeglądać notatnik, w którym znalazła kilka zapisków.
– No dobra, tutaj mamy więcej info. Nawet się chyba nie pomyliłam, bo babeczka jest ewidentnie dziwna. Do tego ma jakąś fiksację na punkcie litery U. Możemy założyć, że facet ze zdjęć ma na imię Kobayashi. O, proszę, i kocha się w niejakiej Manami... Mhm, mhm mmm... – wczytała się w tekst – Ale ona chyba nie będzie miała znaczenia. Spójrz, mamy plot twist! Jakiś Takeo miał poślubić tę wariatkę. Oj... jest spraliżowana i to ona tak charczy, brrr... – kontynuowała na głos swój potok myśli – Jednak tekst nie daje jasnej odpowiedzi, czy uszkodził ją Koayashi, czy Takeo. Jak myślisz? Obracając się w kierunku długowłosego, szturchnęła coś pod stołem.
| Rzut - Sukces!
@Shogo Tomomi
Wymiana uszczypliwości dotyczących dziewczątek niewątpliwie sprawiła im obojgu przyjemność. Na dłuższą chwilę ich spojrzenia zetknęły się i mogła zauważyć, że wyraz twarzy Sho przypominał jej własny. Wykorzystali dziewczątka, przegryźli je, przeżuli i wypluli jedynie na własny użytek. Tylko po to, by w sekundę później całkowicie o nich zapomnieć. Bawiło ją, że nie musiała się przy nim bawić w grzeczną dziewczynkę.
Sama nie wiedziała, kiedy przeszli od ręki na jej przedramieniu, do ciasnego objęcia, w którym nawet nie mogła sobie pozwolić na zaczerpnięcie głębszego oddechu. Wiedziała, że się do tego przyczyniła, natomiast na każdy jej krok on stawiał co najmniej dwa. Nie obejrzała się, a jego dłoń już przesuwała się wzdłuż jej kręgosłupa, nieuchronnie powodując kolejny dreszcz. Gdyby nie ta cholerna obrączka... Nie zauważyła jej nigdy wcześniej, ale też przyznała przed sobą, że nie rozglądała się za nią. Pomimo jej pytania ani odrobinę nie poluzował uścisku. Nie wzdrygnął się, nie zmieszał, nie zawstydził. Nie wyglądał na przyłapanego na gorącym uczynku. Mógł mieć w tym najzwyczajniej wiele doświadczenia, co jednak nie wyglądało na najbardziej prawdopodobną opcję. Choć starał się to ukryć, to przez jego twarz przemknęła emocja. Taka, jakiej jeszcze u niego nie widziała. Coś szarego, smutnego i... jakby odrobinę bezbronnego? Jeśli to, co powiedział, było prawdą, to była świnią, że w tak obcesowy sposób skonstruowała swoje pytanie. Jeżeli kłamał, to on był najgorszą świnią. Nie zdążyła się nad tym głębiej zastanowić, bo jak gdyby nigdy nic obrócił nią w stronę Domu Strachu i obejmując za talię, po prostu ją tam zaprowadził. Nie chciała być uszczypliwa po tym prawie-wyznaniu, więc tylko w ciszy przewróciła oczami na teatralne wygibasy.
Miks emocji – który wywoływało jego zachowanie, gesty, spojrzenia, niepoprawne i zbyt zuchwałe słowa – był chwilami nie do wytrzymania. Ten facet drażnił ją jak wełniany sweter. A jednocześnie czuła się przy nim przyjemnie i bezpiecznie. Choć „bezpiecznie” było nieodpowiednim słowem. Przy nim nie musiała się niczym przejmować. Jego uwagę miała podaną na tacy. Silne ramiona podtrzymywały i prowadziły do przodu. Słowa nie pozostawiały niezręcznej pustki. Jeśli można by było nazwać to, co Alaeshę ciągnęło do Tomomiego, to połączenie ukojenia podszytego nieustającą ekscytacją. Co niewątpliwie dalej brzmiało jak oksymoron. Czuła, że to, co krzewiło się między nimi, było w rzeczywistości materiałem wybuchowym, który raz odpalony musiał, prędzej czy później, ulec całkowitemu spaleniu. Na razie jednak bawili się beztrosko zapalniczką nad lontem.
Wchodząc do Domu Strachu, miała nadzieję, że nie będzie bała się tak bardzo, jak w poprzednim pokoju. Gdy przestępując próg, znaleźli się w całkowitej ciemności, zmieniła zdanie o otulającym ją ramieniu Shogo. Ciemność była dla niej absolutnie najgorsza i bała się jej od bardzo, bardzo dawna. Mrok dawał nieograniczone możliwości jej rozbujanej wyobraźni, która dziwny trafem zawsze podsuwała jej tylko najgorsze pomysły. Charkot, który wypełnił pomieszczenie, był nieprzyjemny, jednak jeszcze nie straszny – zostawił na jej ciele jedynie gęsią skórkę. Wspólnie podeszli do miejsca, gdzie coś błysnęło. Z ulgą przyjęła od Shogo latarkę, choć wcale nie podobało jej się to, że akurat teraz wypuścił ją z objęcia.
Zaczęła rozglądać się po pokoju. Horror nie horror, zagadki lubiła. Dookoła dalej roznosił się charkot, a do niego dołączył nieprzyjemny tupot mokrych stóp przyprawiający ją o zimny dreszcz na karku.
Shogo najwyraźniej czuł się w pokoju zupełnie swobodnie, błądząc beztrosko nikłym światłem latarki po pomieszczeniu. Miał nawet przestrzeń do tego, aby przyodziać swój głos w mroczne tony.
– Nie-nie-nie-nie-nie! – powiedziała bardzo szybko – Nie rób tak Tomo, nie dokładaj mi! – nie zauważając nawet, że pod lekkim stresem nieoczekiwanie przeszła na jego imię.
– Ale myślę, że poszukiwania idą mi świetnie! Ha! Zobacz na tego złego kitka, wygląda zbyt podejrzanie! Światło latarki skierowane na figurkę kotka z najeżoną sierścią spowodowało, że charkot ustał. Ruszyła w jej kierunku – Dziwne... – miała irracjonalne wrażenie, że figurka delikatnie się poruszała i naprawdę szykowała się do ataku. Jednak finalnie nic się nie stało, w ciemności wyobraźnia jak zwykle płatała jej figla. Pod figurynką leżał niewielki notatnik. Otworzyła go i na stół wysypały się liczne zdjęcia. Kilkoma sprawnymi ruchami rozłożyła je w kilka rządków. Wszystkie ukazywały tego samego mężczyznę. – O la, la, jaki przystojniak! – powiedziała, udając, że rzeczywiście jej się podoba. Zauważyła, że na każdym zdjęciu jest też kobieta. – No proszę, taki przystojny, że aż dorobił się biedaczek stalkerki... być może miała na imię Kayako. Zapamiętaj Sho, to się może potem przydać. – Odłożyła fanty, pozwalając swojemu towarzyszowi, aby też im się przyjrzał. Zaczęła przeglądać notatnik, w którym znalazła kilka zapisków.
– No dobra, tutaj mamy więcej info. Nawet się chyba nie pomyliłam, bo babeczka jest ewidentnie dziwna. Do tego ma jakąś fiksację na punkcie litery U. Możemy założyć, że facet ze zdjęć ma na imię Kobayashi. O, proszę, i kocha się w niejakiej Manami... Mhm, mhm mmm... – wczytała się w tekst – Ale ona chyba nie będzie miała znaczenia. Spójrz, mamy plot twist! Jakiś Takeo miał poślubić tę wariatkę. Oj... jest spraliżowana i to ona tak charczy, brrr... – kontynuowała na głos swój potok myśli – Jednak tekst nie daje jasnej odpowiedzi, czy uszkodził ją Koayashi, czy Takeo. Jak myślisz? Obracając się w kierunku długowłosego, szturchnęła coś pod stołem.
| Rzut - Sukces!
@Shogo Tomomi
Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Emocje przeskakiwały, jak iskry z gestu na słowo, ze słowa do oczu. I zatrzymywał się na wargach, w uśmiechu, co jak zaklęcie plątało się między dwiema splecionymi sylwetkami, przędąc pajęczą nic powiązań. Wciąż kruchych, ledwie zrozumiałych, ale wyraźnych, jak pociągniecie czerwieni na ustach kobiety. Niewiele znaczenia mogli przypisać otoczeniu, które chociaż otwarte na interakcję, zamykało wokół szklaną ścianę napiętej poruszonym tchnieniem bańki. Czy pęknie, czy umocni zdecydowaniem - pozostawało poza zasięgiem teraźniejszości.
Nie przeszkadzało Shogo, szarpać strun, o których wrażliwości wiedział. Rozumiał, naturę ich mocy. Igranie z ogniem, miał wpisane w naturę, a jeśli iskra kołysała się, gdy był blisko, nie miał jarzyła się jaśniej, gdy był w pobliżu, nie miał powodu pozwolić, by zgasła. Nawet, jeśli w konsekwencji, za chwilę mogli spłonąć. Wyglądało na to, że żadne z nich nie planowało odpuścić, podsycając iskry z gracją, której pozazdrościć mogło otaczające ich grono oddalającego się zawstydzenia.
Nie spodziewał się pytania, które wgryzło się płynnie między żebra, obijając pustkę, która kiedyś łomotała w piersi. Organ, którzy wolno wybijał krew do ruchu, zafałszowała rytm jednym, może dwoma uderzeniami, odsyłając ich echo do zagrzebanych wspomnień. Te, zruszone w popiele. zadrgały, ale nie uniosły się wyżej. Zasypiając na nowo. Prawdą było, że nie miał ze sobą par wdziej obrączki. Nie tej, wiążących go z przeszłością. Mógł skłamać, chowając za śmiechem głuche zaprzeczenie, finalnie, stawiając na prawdę, której znamiona wplótł w historię przebrania niemal intuicyjnie.
Dociekliwość, którą tak nagle tknęła kobieta, opadła i w milczeniu opadła gdzieś stygnąć, między jego dotykiem a rozgrzana skórą Alaeshy. Cienki materiał nie był w stanie zatrzymać wrażeń, które opuszkami palców zgarniał ku sobie. Spijał doznania, przedłużając moment rozstania, aż do momentu, gdy ciemność owinęła ciasno ich ciała przed wzrokiem zaciekawionym wzrokiem wścibskich obserwatorów. Tymczasem, wysuwając się pod - zapewne - śledzących ich obiektyw nagrań.
Gęstość cienia rozpadał się, gdy trafiali go strumieniem świateł. Jego latarka wciąż migotała. Zapewne celem jaki przyświecał organizatorom, w dopuszczaniu wadliwego narzędzia, miał być wzrost napięcia i niepokój, wiążącej strach w supeł, gdy szmery kroków i szurania, dopowiadały tajemnicy przerażenia. Shogo musiał być wystarczająco nieczuły, by zignorować podobne podszepty, traktując pokój, jak część misji. Jak wyrwany ze świata duchów obrazek, imitujący coś, co mogło zranić. Zaaferowany faktami, niemal z zaskoczeniem przyjął drżący głos towarzyszki - Dołożę tylko, jak będziesz za daleko... - powtórzył w tym samym tonie, tylko odrobinę igrając z tonem i łamiąc odległość, która ich rozdzieliła, śledząc smugę światła, która padła nieduży posążek - Kot, jak kot... - zaczął z powątpiewaniem, ale podążył wyznaczoną trasą, zatrzymując się krok za kobietą. Drobna sylwetka niemal wpasowywała się w przestrzeń między jego ramionami, gdy pochylił się, zapierając jedną ręką przy dłoni, gdzie rozrzucone były zdjęcia. Nie odsunął się, zaglądając przez ramię, na rzeczone stalkerstwo i wspomnianego "przystojniaka" - Dziwny gust - skwitował tylko - a litera... klasycznie pewnie będzie miała znaczenie. Może do jakiegoś kodu - ściszył głos przechylając ciężar ciała na drugą stronę, akurat gdy Alaesha odwracała się, a zieleń jego ślepi opadła na podłogę - Hm... krew? - odezwał się, pochylając, jednocześnie na moment obejmując czarnowłosą w pasie, by puścić, gdy drugą rękę skierował w stronę rozmazanych smug. Migotliwy blask omiótł wyraźne odbicie małych stóp. Przesunął się, by w skupieniu przyjrzeć się śladom. A im więcej śmieci rozgarniał butem, tym dalej prowadziły go krwawe rozmazy - Możesz iść ze mną, albo na mnie zaczekać tutaj
Dotarcie do ciężkiej kotary, która ewidentnie musiała coś kryć, nie zajęło im wiele czasu. Przedłużać momentu odkrycia nie miał zamiaru, dlatego wolną ręką szarpnął za materiał odsłaniając... - dziecko?.
W jego głowie musiało dojść do chwilowego spięcia. Bo tak jak podkrążone trupio, dziecięce spojrzenie wpatrywało się w niego, tak on - pozostawał nieruchomo uwięziony w ciemności małych źrenic. Mimowolnie, przemknęła go myśl, czy rzeczywiście ma do czynienia z małolatem o tak silnych nerwach, czy jednak - trafił na jedno z yurei. Z tym samym milczeniem, podążył za kruchym gestem dłoni i wydrapanego na drzwiach "PODDASZA". Czyli mieli kolejną literkę, ale Tomomi z uparta uwagą, podążył za chłopcem. Dopiero wtedy, już przytomniej, wracając do czarnowłosej - Nie wiem co myśleć.
| Rzut - sukces
@Itou Alaesha
Nie przeszkadzało Shogo, szarpać strun, o których wrażliwości wiedział. Rozumiał, naturę ich mocy. Igranie z ogniem, miał wpisane w naturę, a jeśli iskra kołysała się, gdy był blisko, nie miał jarzyła się jaśniej, gdy był w pobliżu, nie miał powodu pozwolić, by zgasła. Nawet, jeśli w konsekwencji, za chwilę mogli spłonąć. Wyglądało na to, że żadne z nich nie planowało odpuścić, podsycając iskry z gracją, której pozazdrościć mogło otaczające ich grono oddalającego się zawstydzenia.
Nie spodziewał się pytania, które wgryzło się płynnie między żebra, obijając pustkę, która kiedyś łomotała w piersi. Organ, którzy wolno wybijał krew do ruchu, zafałszowała rytm jednym, może dwoma uderzeniami, odsyłając ich echo do zagrzebanych wspomnień. Te, zruszone w popiele. zadrgały, ale nie uniosły się wyżej. Zasypiając na nowo. Prawdą było, że nie miał ze sobą par wdziej obrączki. Nie tej, wiążących go z przeszłością. Mógł skłamać, chowając za śmiechem głuche zaprzeczenie, finalnie, stawiając na prawdę, której znamiona wplótł w historię przebrania niemal intuicyjnie.
Dociekliwość, którą tak nagle tknęła kobieta, opadła i w milczeniu opadła gdzieś stygnąć, między jego dotykiem a rozgrzana skórą Alaeshy. Cienki materiał nie był w stanie zatrzymać wrażeń, które opuszkami palców zgarniał ku sobie. Spijał doznania, przedłużając moment rozstania, aż do momentu, gdy ciemność owinęła ciasno ich ciała przed wzrokiem zaciekawionym wzrokiem wścibskich obserwatorów. Tymczasem, wysuwając się pod - zapewne - śledzących ich obiektyw nagrań.
Gęstość cienia rozpadał się, gdy trafiali go strumieniem świateł. Jego latarka wciąż migotała. Zapewne celem jaki przyświecał organizatorom, w dopuszczaniu wadliwego narzędzia, miał być wzrost napięcia i niepokój, wiążącej strach w supeł, gdy szmery kroków i szurania, dopowiadały tajemnicy przerażenia. Shogo musiał być wystarczająco nieczuły, by zignorować podobne podszepty, traktując pokój, jak część misji. Jak wyrwany ze świata duchów obrazek, imitujący coś, co mogło zranić. Zaaferowany faktami, niemal z zaskoczeniem przyjął drżący głos towarzyszki - Dołożę tylko, jak będziesz za daleko... - powtórzył w tym samym tonie, tylko odrobinę igrając z tonem i łamiąc odległość, która ich rozdzieliła, śledząc smugę światła, która padła nieduży posążek - Kot, jak kot... - zaczął z powątpiewaniem, ale podążył wyznaczoną trasą, zatrzymując się krok za kobietą. Drobna sylwetka niemal wpasowywała się w przestrzeń między jego ramionami, gdy pochylił się, zapierając jedną ręką przy dłoni, gdzie rozrzucone były zdjęcia. Nie odsunął się, zaglądając przez ramię, na rzeczone stalkerstwo i wspomnianego "przystojniaka" - Dziwny gust - skwitował tylko - a litera... klasycznie pewnie będzie miała znaczenie. Może do jakiegoś kodu - ściszył głos przechylając ciężar ciała na drugą stronę, akurat gdy Alaesha odwracała się, a zieleń jego ślepi opadła na podłogę - Hm... krew? - odezwał się, pochylając, jednocześnie na moment obejmując czarnowłosą w pasie, by puścić, gdy drugą rękę skierował w stronę rozmazanych smug. Migotliwy blask omiótł wyraźne odbicie małych stóp. Przesunął się, by w skupieniu przyjrzeć się śladom. A im więcej śmieci rozgarniał butem, tym dalej prowadziły go krwawe rozmazy - Możesz iść ze mną, albo na mnie zaczekać tutaj
Dotarcie do ciężkiej kotary, która ewidentnie musiała coś kryć, nie zajęło im wiele czasu. Przedłużać momentu odkrycia nie miał zamiaru, dlatego wolną ręką szarpnął za materiał odsłaniając... - dziecko?.
W jego głowie musiało dojść do chwilowego spięcia. Bo tak jak podkrążone trupio, dziecięce spojrzenie wpatrywało się w niego, tak on - pozostawał nieruchomo uwięziony w ciemności małych źrenic. Mimowolnie, przemknęła go myśl, czy rzeczywiście ma do czynienia z małolatem o tak silnych nerwach, czy jednak - trafił na jedno z yurei. Z tym samym milczeniem, podążył za kruchym gestem dłoni i wydrapanego na drzwiach "PODDASZA". Czyli mieli kolejną literkę, ale Tomomi z uparta uwagą, podążył za chłopcem. Dopiero wtedy, już przytomniej, wracając do czarnowłosej - Nie wiem co myśleć.
| Rzut - sukces
@Itou Alaesha
You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
but you do decide who owns who.
Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Trochę zezłościło ją, że nie wziął na poważnie jej "prośby" o niestraszenie jej. Dla niej to była kwestia jak najbardziej serio. Niemniej, ze względu na mroczne okoliczności pokoju, odczuła ulgę, gdy zbliżył się do niej podczas rozwiązywania zagadki. Dzięki temu poczuła się pewniej i z łatwością udało jej się połączyć wszystkie kropki. Choć może nie do końca z pełną łatwością... Nie dotykał jej bezpośrednio, jednak cały czas czuła, jak blisko niej stoi. Dodatkowo jego dłoń, którą od niechcenia położył koło jej własnej, rozproszyła ją - dała znać o tym, o ile mężczyzna jest od niej większy i silniejszy. Nie wiedziała, czy w tym wypadku powinna czuć się bezpiecznie. Być może sensowniejszą reakcją powinien być strach, którego mimo wszystko wciąż nie odczuwała wobec niego.
Żarcik Itou o "przystojniaku" zupełnie nie rozśmieszył jej towarzysza. Zdziwił ją wyjątkowo krótki i zgryźliwy, jak na niego, komentarz. Nie wiedziała co do końca miał na myśli, dlatego wykorzystała okazję, by się odgryźć. Odwróciła bark i głowę w jego stronę. Następnie najzupełniej poważnym tonem i z wysoko uniesioną jedną brwią odparła:
- Wątpisz w mój dobry gust? - patrząc mu prosto w oczy, by następnie spuszczając wzrok powoli omieść jego sylwetkę wpierw w dół, a potem z powrotem w górę.
Szturchnięcie przez nią sterty przedmiotów rozpoczęło lawinę dziwnych zdarzeń. Shogo znalazł trakt z krwistych stópek na podłodze, które wędrowały bezpośrednio za długą kotarę. Z jednej strony wolała się do niej nie zbliżać, jednak pozostanie samej wydało się jeszcze gorszą opcją. Poszła za nim, trzymając się na odległość niewielkiego kroku. Odsłonięcie tajemnicy zasłony wywołało natychmiastowy krzyk Alaeshy, który... niemal od razu zdusiła w ramieniu Shogo. W przerażeniu złapała go za dłoń, którą jeszcze przed chwilą odsuwał kotarę. Splotła jego palce ze swoimi i przylgnęła tak mocno i tak blisko całą sobą do jego wyciągniętego wzdłuż ciała ramienia, jak tylko była w stanie. Po sekundzie opamiętała się, jednak nie poluzowała uścisku.
- Co jest do cholery...! Co tutaj robi dziecko!? - powiedziała przytłumionym głosem nad ramieniem Sho.
- Czy dzieci w ogóle powinno się wykorzystywać do takich wydarzeń? Zupełnie mi się to nie podoba! - zaczęła mówić prawie szeptem, ponieważ nie chciała, żeby malec to usłyszał. Niemniej była absolutnie przerażona jego obecnością. Co gorsze, potwornie ucharakteryzowany maluch, przeszedł się jak gdyby nigdy nic po pokoju, kucnął i zaczął głaskać po grzbiecie figurkę kotka. Wiedziała, że to mały aktor - niezwykle dobry, swoją drogą. Mimo wszystko gdy chłopczyk szedł przez pokój w jedną stronę, ona wpatrując się w niego co najmniej jak w groźnego tygrysa, przesuwała się w drugą stronę. Tak, by znaleźć się jak najdalej od niego i cóż... wykorzystać Sho jako swoją tarczę. Puściła dłoń mężczyzny tylko po to, by finalnie stanąć przed nim i oprzeć się ramionami o jego bark i klatkę.
Bijące od niego ciepło i niewzruszona postawa pozwoliły jej uspokoić oddech i odrobinę przyzwyczaić się do sytuacji. Zaczęło do niej docierać, o ile skróciła już wcześniej wątły dystans między nimi. Oparła czoło na własnych dłoniach i zerknęła na twarz towarzysza.
- Nie patrz tak Tomomi... - wymruczała i rozluźniła twarz. - Wiesz, bo tak jakby nie zdążyłam ci powiedzieć, ym, że ja się bardzo boję horrorów... - dodała z zawstydzonym uśmiechem.
- Co ty na to, że skończymy jak najszybciej ten pokój i potem mnie stąd zabierzesz?
Niestety, rozpoczętą grę wypadało skończyć. Rozejrzała się i jej uwagę przykuła wanna. Skierowała w jej stronę latarkę. Wyglądała na wyjątkowo obrzydliwą i obślizgłą, a jej wnętrze skrywały równie paskudne pasy. Nie rozumiała zamysłu i jej artystyczna dusza zapłakała w głębi. Potrafiłaby docenić dobrze wykonaną paskudną rzecz, ale to akurat była jakaś pomyłka. Ostatnie czego chciała to w niej grzebać, ale skoro miało ją to wyciągnąć z tego przeklętego pokoju... Opuściła bezpieczną przystań pod banderą Shogo Tomomiego i usiadła na jedynym, w miarę czystym brzegu wanny. Jedną dłonią odsunęła pasy, a drugą przyświeciła sobie latarką w odsłoniętą przestrzeń.
- KU...!!! - z odrazą zabrała ręce od wanny i szybko przygryzła własne przedramię, aby nie przeklnąć przy maluchu.
- Nie no, to już jest jakaś przesada! Shogo, wewnątrz jest odcięta głowa! Już nie takie duchy widziałam, a przysięgam nie były ani odrobinę tak straszne, jak te wszystkie wymyślone przez ludzi historie! - szepnęła ze złością w kierunku zielonookiego. W moment potem światła w pomieszczeniu zaczęły zajadle migotać i zaatakował ich jeszcze mocniejszy dźwięk charkotu. Z zaskoczenia, Ala spadła z wanny, przyklękując na jedno kolano. Zanim w związku z jej reakcją powstał jakikolwiek ambaras, zobaczyła kolejną podpowiedź.
- Spójrz, malec coś nam pokazuje! I najwyraźniej kończy nam się czas! - Ruszyli w wyznaczonym kierunku, gdzie znaleźli klapę z zatrzaskiem na kod. Potrzebowali czterech liter, jednak jednej nie mieli. W międzyczasie, gdy próbowali ją odgadnąć, ich czas się skończył. Usłyszeli kroki - tym razem na szczęście była to jedynie obsługa, która uprzejmie zaprosiła ich do wyjścia.
Alaesha odetchnęła głęboko, gdy zobaczyła, że świat poza pokojem wyglądał dokładnie tak samo, jak wcześniej. Dookoła było jasno, gwarno i wesoło. Idąc korytarzem, wyprzedziła Shogo o kilka kroków, splotła dłonie za sobą i zaczęła iść tyłem.
- Ach! Było tak blisko! W sumie, to świetnie się bawiłam! - rzuciła z uśmiechem, delikatnie przechylając głowę w bok.
@Shogo Tomomi
| Rzut - Sukces
| ZAKOŃCZENIE FABUŁY POKOJU DRUGIEGO
Żarcik Itou o "przystojniaku" zupełnie nie rozśmieszył jej towarzysza. Zdziwił ją wyjątkowo krótki i zgryźliwy, jak na niego, komentarz. Nie wiedziała co do końca miał na myśli, dlatego wykorzystała okazję, by się odgryźć. Odwróciła bark i głowę w jego stronę. Następnie najzupełniej poważnym tonem i z wysoko uniesioną jedną brwią odparła:
- Wątpisz w mój dobry gust? - patrząc mu prosto w oczy, by następnie spuszczając wzrok powoli omieść jego sylwetkę wpierw w dół, a potem z powrotem w górę.
Szturchnięcie przez nią sterty przedmiotów rozpoczęło lawinę dziwnych zdarzeń. Shogo znalazł trakt z krwistych stópek na podłodze, które wędrowały bezpośrednio za długą kotarę. Z jednej strony wolała się do niej nie zbliżać, jednak pozostanie samej wydało się jeszcze gorszą opcją. Poszła za nim, trzymając się na odległość niewielkiego kroku. Odsłonięcie tajemnicy zasłony wywołało natychmiastowy krzyk Alaeshy, który... niemal od razu zdusiła w ramieniu Shogo. W przerażeniu złapała go za dłoń, którą jeszcze przed chwilą odsuwał kotarę. Splotła jego palce ze swoimi i przylgnęła tak mocno i tak blisko całą sobą do jego wyciągniętego wzdłuż ciała ramienia, jak tylko była w stanie. Po sekundzie opamiętała się, jednak nie poluzowała uścisku.
- Co jest do cholery...! Co tutaj robi dziecko!? - powiedziała przytłumionym głosem nad ramieniem Sho.
- Czy dzieci w ogóle powinno się wykorzystywać do takich wydarzeń? Zupełnie mi się to nie podoba! - zaczęła mówić prawie szeptem, ponieważ nie chciała, żeby malec to usłyszał. Niemniej była absolutnie przerażona jego obecnością. Co gorsze, potwornie ucharakteryzowany maluch, przeszedł się jak gdyby nigdy nic po pokoju, kucnął i zaczął głaskać po grzbiecie figurkę kotka. Wiedziała, że to mały aktor - niezwykle dobry, swoją drogą. Mimo wszystko gdy chłopczyk szedł przez pokój w jedną stronę, ona wpatrując się w niego co najmniej jak w groźnego tygrysa, przesuwała się w drugą stronę. Tak, by znaleźć się jak najdalej od niego i cóż... wykorzystać Sho jako swoją tarczę. Puściła dłoń mężczyzny tylko po to, by finalnie stanąć przed nim i oprzeć się ramionami o jego bark i klatkę.
Bijące od niego ciepło i niewzruszona postawa pozwoliły jej uspokoić oddech i odrobinę przyzwyczaić się do sytuacji. Zaczęło do niej docierać, o ile skróciła już wcześniej wątły dystans między nimi. Oparła czoło na własnych dłoniach i zerknęła na twarz towarzysza.
- Nie patrz tak Tomomi... - wymruczała i rozluźniła twarz. - Wiesz, bo tak jakby nie zdążyłam ci powiedzieć, ym, że ja się bardzo boję horrorów... - dodała z zawstydzonym uśmiechem.
- Co ty na to, że skończymy jak najszybciej ten pokój i potem mnie stąd zabierzesz?
Niestety, rozpoczętą grę wypadało skończyć. Rozejrzała się i jej uwagę przykuła wanna. Skierowała w jej stronę latarkę. Wyglądała na wyjątkowo obrzydliwą i obślizgłą, a jej wnętrze skrywały równie paskudne pasy. Nie rozumiała zamysłu i jej artystyczna dusza zapłakała w głębi. Potrafiłaby docenić dobrze wykonaną paskudną rzecz, ale to akurat była jakaś pomyłka. Ostatnie czego chciała to w niej grzebać, ale skoro miało ją to wyciągnąć z tego przeklętego pokoju... Opuściła bezpieczną przystań pod banderą Shogo Tomomiego i usiadła na jedynym, w miarę czystym brzegu wanny. Jedną dłonią odsunęła pasy, a drugą przyświeciła sobie latarką w odsłoniętą przestrzeń.
- KU...!!! - z odrazą zabrała ręce od wanny i szybko przygryzła własne przedramię, aby nie przeklnąć przy maluchu.
- Nie no, to już jest jakaś przesada! Shogo, wewnątrz jest odcięta głowa! Już nie takie duchy widziałam, a przysięgam nie były ani odrobinę tak straszne, jak te wszystkie wymyślone przez ludzi historie! - szepnęła ze złością w kierunku zielonookiego. W moment potem światła w pomieszczeniu zaczęły zajadle migotać i zaatakował ich jeszcze mocniejszy dźwięk charkotu. Z zaskoczenia, Ala spadła z wanny, przyklękując na jedno kolano. Zanim w związku z jej reakcją powstał jakikolwiek ambaras, zobaczyła kolejną podpowiedź.
- Spójrz, malec coś nam pokazuje! I najwyraźniej kończy nam się czas! - Ruszyli w wyznaczonym kierunku, gdzie znaleźli klapę z zatrzaskiem na kod. Potrzebowali czterech liter, jednak jednej nie mieli. W międzyczasie, gdy próbowali ją odgadnąć, ich czas się skończył. Usłyszeli kroki - tym razem na szczęście była to jedynie obsługa, która uprzejmie zaprosiła ich do wyjścia.
Alaesha odetchnęła głęboko, gdy zobaczyła, że świat poza pokojem wyglądał dokładnie tak samo, jak wcześniej. Dookoła było jasno, gwarno i wesoło. Idąc korytarzem, wyprzedziła Shogo o kilka kroków, splotła dłonie za sobą i zaczęła iść tyłem.
- Ach! Było tak blisko! W sumie, to świetnie się bawiłam! - rzuciła z uśmiechem, delikatnie przechylając głowę w bok.
@Shogo Tomomi
| Rzut - Sukces
| ZAKOŃCZENIE FABUŁY POKOJU DRUGIEGO
Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Strach, był dla Shogo wytartym jak wspomnienie zjawiskiem. Zrozumiałym, zdolnym do przyswojenia, ale - odległym. Tak odległym, jak jego ludzkość z chwilą, gdy kule przebiły serce. Śmierć, zgniotła źródło, które było do tego zdolne w pełni a jeszcze miesiąc przed swoim morderstwem, czuł strach bardzo wyraźnie, przerażenie, które zwijało się z wyciem, jakie niosło jego gardło. Gdy znalazł ją. Teraz - wszystko, co nosiło znamiona lęku, tego opartego na instynkcie, na panicznej ucieczce przed kostuchą, bladło. I być może to wyraźniej wskazywało kim był i czemu - wizyta w domu strachów, zdawała mu się równie odległą wycieczką po meandrach tego, co ludzie nazwa mogli lękiem. Dziwnym było tylko, że jego towarzyszka wyrywała się pustce, w jakiej tak prędko mieścił rzeczywistość. Już przy pierwszym spotkaniu sprawiając, że błyskało w nim zainteresowanie, a żar budził się w zieleni tęczówek. Czym różniła się od innych, nie wiedział jeszcze. Ale odpowiedzi chciał uzyskać.
Łatwo przychodziło jej wyrwanie jego myśli, które co jakiś czas gnały w tył, do przeszłości, i usadowienie w teraz. Słowem, gestem, dotykiem i uśmiechem. Zaczepnością pytań i jednocześnie urokliwą delikatnością, której - przyznać musiał już teraz - ciężko było nie ulec. Przypominała mu powiew wiatru, lekki, świeży, oferujący haust akurat gdy duszność kuliła się w krtani.
- Nie wątpię, ale lepiej, gdy będziesz miała okazję przyjrzeć się lepiej i zdecydować, gdy - nie "jak" albo "czy na pewno" - będę miał mniej na sobie - odpowiedział lekko, unosząc brew gdy wzrok artystki przesunął się przez jego sylwetkę - ...chyba, że wolisz teraz - dodał ciszej, prawie konspiracyjnie, mimowolnie sięgając ręką do końcówki rzemienia przy koszuli, którą - łatwo było poluźnić. Jeśli się chciało.
Zmrużył ślepia na widok kolejnych atrakcji, które oferował pokój. Niekoniecznie kierowany własną emocją, a samym poruszeniem czarnowłosej. Musiał się zgodzić, że ucharakteryzowana obecność dziecka w teatrzyku strachu - robiła wrażenie. Ale nawet on zastanawiał się nad konsekwencją - dla samego malucha. Aktorem musiał być bardzo dobrym, zachowując przy całej scenerii powagę, jakiej często brakowało dorosłym. W całym jednak zamieszeniu, to nagląca bliskość Alaesy robiła na nim największe wrażenie. Dłonie zachłannie plączące jego ramię, wtulona miękkość policzka i splecione razem z jego własnymi - palce, działały jak wojskowy zapalnik. Ciało wyprostowało się bardziej, by rękę, wraz z trzymająca się go kobietą, przysunąć bliżej, a samemu, znaleźć się naprzeciw potencjalnego zagrożenia. Na szept, tylko kiwnął głową - ni to w zgodzie, ni potwierdzeniu, pozostawiając źrenice utkwione w zastałej scenerii. Czujnie, badawczo, jakby za dzieciakiem, z wanny miała wyłonić się nowa mara.
Uległ pokusie, pozwalając Alaeshy na swobodne kierowanie ciałem, niby tarczą. I w końcu, gdy znalazła się naprzecie niego, przechylił głowę, lądując w toni dziewczęcych tęczówek - Nie oceniam - odpowiedział wolno, wiedząc, ze odwrócony jest plecami do małego, upiornego aktora - ...a gdyby zaatakował, lubię drapanie po plecach - wiedział, że nie powinien akurat teraz żartować, ale na języku drgało cisnące się zaczepnie skojarzenie, łaskotało, nie dając upchnąć w gardle.
- Zabiorę, gdzie chcesz - zgodził się bez namysłu, bo i zostawać dłużej na dzisiejszej imprezie, nie miał zamiaru. Zdążył minąć stoiska, skorzystał z atrakcji i nie sądził, by cokolwiek bardziej - niż dziewczyna - zmusiło go do zmiany decyzji - wcześniej myślę warto coś wypić. Nie jest ci gorąco? - zaśmiał się i o dziwo, nie miał nawet na myśli alkoholu (albo nie tylko). Duszność pomieszczenia, zdawała się kąsać zroszone skronie, malując ją zmęczoną bladością. Nie był pewien, czy nie odzywały się zszyte jakiś czas temu rany, czy ostatnia bezsenność domagała się uwagi. Obie możliwości zepchnął na dalszy plan.
Na zamaszyście urwane przekleństwo, zareagował z niejakim opóźnieniem, ale nauczony wcześniejszymi atrakcjami - znajdował się wystarczająco blisko czarnowłosej, by przygarnąć ją ku sobie, stajać dokładnie przy wannie, i kątem oka zaglądając na karykaturę ludzkiej głowy, częściowo zanurzoną w niezidentyfikowanej zawartości. Kolejno potem zdarzyło się kilka rzeczy. Artystka, upadła niżej, sprawiając, ze on sam się pochylił, potem półmrok i sylwetka chłopca wskazała im - zapewne kierunek ostatniej wskazówki, potem - zamigotał blask i przykry we wrzasku, przeciągły dźwięk, który zwiastował koniec. Co najmniej ich wizyty w Pokoju strachów.
Nie poczuł większej ulgi, gdy zaproszono ich do wyjścia. Zmrużył tylko ślepia, przyzwyczajać na powrót do jasności, którą emanowała rezydencja, wypełniona latarniami, światełkami i przebierańcami. Uderzyło go zmęczenie, ale pozostał wpatrzony w drobną sylwetkę, która w nietypowy sposób, torowała mu drogę w korytarzu - cieszę się, że czas, który dla mnie zarezerwowałaś jest udany - ...bo końca spotkania jeszcze nie przewidywał - widziałem stoisko z napojami. Zatrzymamy się i... zdecydujemy, co dalej? - świeże powietrze nie dawało oczekiwanego orzeźwienia, ale ostatnie wyrazy zaakcentował tak, by co najmniej dać do myślenia o planach. Chciał mieć ją blisko. Na tyle, by przyjemny chłód kobiecych palców rozdarł narastający żar skóry. I jakby w odpowiedzi na własną myśl, wydłużył krok, skracając dzielącą ich odległość. Nie zwalniając, wysunął rękę przed siebie, zapraszająco. Tym razem, przekornie, nie łamiąc bez pozwolenia narzuconego dystansu. Zbyt wiele razy dziś to zrobił, a Itou - nie była jakoś mu dłużna. W spojrzeniu błyszczących jadeitów, pozostawił nieme zaproszenie - niby do tańca.
@Itou Alaesha
Łatwo przychodziło jej wyrwanie jego myśli, które co jakiś czas gnały w tył, do przeszłości, i usadowienie w teraz. Słowem, gestem, dotykiem i uśmiechem. Zaczepnością pytań i jednocześnie urokliwą delikatnością, której - przyznać musiał już teraz - ciężko było nie ulec. Przypominała mu powiew wiatru, lekki, świeży, oferujący haust akurat gdy duszność kuliła się w krtani.
- Nie wątpię, ale lepiej, gdy będziesz miała okazję przyjrzeć się lepiej i zdecydować, gdy - nie "jak" albo "czy na pewno" - będę miał mniej na sobie - odpowiedział lekko, unosząc brew gdy wzrok artystki przesunął się przez jego sylwetkę - ...chyba, że wolisz teraz - dodał ciszej, prawie konspiracyjnie, mimowolnie sięgając ręką do końcówki rzemienia przy koszuli, którą - łatwo było poluźnić. Jeśli się chciało.
Zmrużył ślepia na widok kolejnych atrakcji, które oferował pokój. Niekoniecznie kierowany własną emocją, a samym poruszeniem czarnowłosej. Musiał się zgodzić, że ucharakteryzowana obecność dziecka w teatrzyku strachu - robiła wrażenie. Ale nawet on zastanawiał się nad konsekwencją - dla samego malucha. Aktorem musiał być bardzo dobrym, zachowując przy całej scenerii powagę, jakiej często brakowało dorosłym. W całym jednak zamieszeniu, to nagląca bliskość Alaesy robiła na nim największe wrażenie. Dłonie zachłannie plączące jego ramię, wtulona miękkość policzka i splecione razem z jego własnymi - palce, działały jak wojskowy zapalnik. Ciało wyprostowało się bardziej, by rękę, wraz z trzymająca się go kobietą, przysunąć bliżej, a samemu, znaleźć się naprzeciw potencjalnego zagrożenia. Na szept, tylko kiwnął głową - ni to w zgodzie, ni potwierdzeniu, pozostawiając źrenice utkwione w zastałej scenerii. Czujnie, badawczo, jakby za dzieciakiem, z wanny miała wyłonić się nowa mara.
Uległ pokusie, pozwalając Alaeshy na swobodne kierowanie ciałem, niby tarczą. I w końcu, gdy znalazła się naprzecie niego, przechylił głowę, lądując w toni dziewczęcych tęczówek - Nie oceniam - odpowiedział wolno, wiedząc, ze odwrócony jest plecami do małego, upiornego aktora - ...a gdyby zaatakował, lubię drapanie po plecach - wiedział, że nie powinien akurat teraz żartować, ale na języku drgało cisnące się zaczepnie skojarzenie, łaskotało, nie dając upchnąć w gardle.
- Zabiorę, gdzie chcesz - zgodził się bez namysłu, bo i zostawać dłużej na dzisiejszej imprezie, nie miał zamiaru. Zdążył minąć stoiska, skorzystał z atrakcji i nie sądził, by cokolwiek bardziej - niż dziewczyna - zmusiło go do zmiany decyzji - wcześniej myślę warto coś wypić. Nie jest ci gorąco? - zaśmiał się i o dziwo, nie miał nawet na myśli alkoholu (albo nie tylko). Duszność pomieszczenia, zdawała się kąsać zroszone skronie, malując ją zmęczoną bladością. Nie był pewien, czy nie odzywały się zszyte jakiś czas temu rany, czy ostatnia bezsenność domagała się uwagi. Obie możliwości zepchnął na dalszy plan.
Na zamaszyście urwane przekleństwo, zareagował z niejakim opóźnieniem, ale nauczony wcześniejszymi atrakcjami - znajdował się wystarczająco blisko czarnowłosej, by przygarnąć ją ku sobie, stajać dokładnie przy wannie, i kątem oka zaglądając na karykaturę ludzkiej głowy, częściowo zanurzoną w niezidentyfikowanej zawartości. Kolejno potem zdarzyło się kilka rzeczy. Artystka, upadła niżej, sprawiając, ze on sam się pochylił, potem półmrok i sylwetka chłopca wskazała im - zapewne kierunek ostatniej wskazówki, potem - zamigotał blask i przykry we wrzasku, przeciągły dźwięk, który zwiastował koniec. Co najmniej ich wizyty w Pokoju strachów.
Nie poczuł większej ulgi, gdy zaproszono ich do wyjścia. Zmrużył tylko ślepia, przyzwyczajać na powrót do jasności, którą emanowała rezydencja, wypełniona latarniami, światełkami i przebierańcami. Uderzyło go zmęczenie, ale pozostał wpatrzony w drobną sylwetkę, która w nietypowy sposób, torowała mu drogę w korytarzu - cieszę się, że czas, który dla mnie zarezerwowałaś jest udany - ...bo końca spotkania jeszcze nie przewidywał - widziałem stoisko z napojami. Zatrzymamy się i... zdecydujemy, co dalej? - świeże powietrze nie dawało oczekiwanego orzeźwienia, ale ostatnie wyrazy zaakcentował tak, by co najmniej dać do myślenia o planach. Chciał mieć ją blisko. Na tyle, by przyjemny chłód kobiecych palców rozdarł narastający żar skóry. I jakby w odpowiedzi na własną myśl, wydłużył krok, skracając dzielącą ich odległość. Nie zwalniając, wysunął rękę przed siebie, zapraszająco. Tym razem, przekornie, nie łamiąc bez pozwolenia narzuconego dystansu. Zbyt wiele razy dziś to zrobił, a Itou - nie była jakoś mu dłużna. W spojrzeniu błyszczących jadeitów, pozostawił nieme zaproszenie - niby do tańca.
@Itou Alaesha
You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
but you do decide who owns who.
Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Malarce nie spieszyło się do domu. Event bardzo jej się podobał, jednak nie bez powodu zaliczała właśnie czwarty pokój grozy, przechodząc poprzednie z nieznajomymi jej osobami dobranymi niemalże w kolejce. Pomimo z założenia strasznej tematyki, wizyta w tym miejscu pozwoliła jej odciągnąć natrętne myśli. Wciąż nie do końca pozbierała się po chorym śnie zesłanym przez Kitsune i jeszcze bardziej nienormalnym odnalezieniu przetrzymywanej dziewczyny. Co rusz rozmyślała nad tym, kto mógł jej to zrobić i czy oby na pewno sama nie znajduje się teraz w niebezpieczeństwie. Pierwszy raz w życiu czuła się naprawdę przestraszona zdolnościami, które posiadła w wyniku zatrzymania akcji jej serca. Świat duchów stał się dla Alaeshy chwilowo niezrozumiały i przerażający. Z tego względu starała się spędzać jak najmniej czasu w domu. Przynajmniej wieczorami. Rzadko kiedy też zaglądała do własnej sypialni, która cały czas kojarzyła jej się z tamtym porankiem. Większość nocy spała na kanapie w salonie lub... na kanapie u któregoś ze znajomych. Towarzystwo Shogo pozwoliło jej, przynajmniej na moment, całkowicie o tym zapomnieć. Nie dało się jednocześnie myśleć o koszmarze, gdy należało skupić się na zagadkach — od których rozwiązywania dodatkowo skutecznie rozpraszał ją jej towarzysz. Szczęśliwie malarka nie miała aż tak podzielnej uwagi i z przyjemnością dawała się odciągać od łamigłówek.
Na zuchwałe słowa Tomomiego uniosła jeszcze wyżej brew, jednak jednocześnie nie mogła ukryć rozbawionego drgania w kąciku ust.
— Teraz? — Wyprzedziła jego ruch, sama łapiąc końcówkę rzemyka i okręcając ją sobie wokół palca. — Nie... — Bawiła się przez chwilę rzemieniem, pociągając go odrobinę w swoim kierunku. — Głupio by było, gdybyś tak sam tutaj paradował bez koszuli. Oszczędzę Ci tego. — Puściła sznureczek i wróciła do dalszego rozwiązywania zagadki.
Z nim w pokoju czuła się niewątpliwie bezpieczniej. Gdyby nie jego bliska obecność, to pewnie wcale nie udałoby jej się zdusić krzyku ani nawet w rozsądnym czasie się uspokoić. Przysunął ją mocniej do siebie, zaciskając niego swoje palce na tych smukłych, dziewczęcych. Alaesha była mu naprawdę wdzięczna, że nie śmiał się z niej, choć ta myśl nawiedziła ją, dopiero gdy przesunęła się jak najdalej od strasznego malca-aktora. Być może patrzył na nią z lekkim rozbawieniem — choć czy to na pewno było akurat rozbawienie, nie miała pewności — jednak nic nie powiedział na jej reakcję. Natomiast żart na temat chłopaka pozwolił rozbroić resztki przerażenia i uciekające z niej nerwy, przeszły w lekki chichot.
— Ok, zapamiętam. Chociaż... istnieją ludzie, którzy nie lubią drapania po plecach?— Przez chwilę zamyśliła się, wtykając nos w materiał lnianej koszuli. Pachniała ona całkiem przyjemnie; świeżością i delikatnie perfumami, jednak nie tak, aby zapach był duszący. O dziwo nie poczuła od niego papierosów, choć przecież palił przed wejściem tutaj.
— Zabiorę, gdzie chcesz. — Uśmiechnęła się na styl wypowiedzi Shogo — tak jakby w tym momencie mogła zażyczyć sobie czegokolwiek, a on by tę prośbę spełnił. Było to wyjątkowo urocze.
— Gorąco? Nie, raczej wręcz odwrotnie, mi jest dosyć chłodno. Jednak zazwyczaj jest mi zimno. W sumie to rzeczywiście gorący jesteś. — Wciąż przytulając się do niego, poczuła, że bije od niego ciepło. — T-to znaczy, że grzejesz, że, eee, Twoje ciało wydziela dużo ciepła. — Zaczęła plątać się we własnych słowach, tylko pogarszając swoją sytuację. Niemniej Itou nie zauważyła nic nadzwyczajnego w gorącu, które biło od Shogo. Przy niskiej odporności na chłód i zimnych dłoniach każdy wydawał się cieplejszy od niej.
Nie udało im się przejść pokoju, ale wyjście z ciasnego pomieszczenia było odświeżające. Klimat światełek i ogólnej wesołości był dla artystki zdecydowanie bardziej przyjemny i pożądany. Zdziwiła się, jak na korytarzu poczuła się odprężona. Być może trochę strachu, który jednak szybko minął, dał jej organizmowi sygnał, że w końcu może odetchnąć. Uczucie to rozpłynęło się po ciele Itou, przynosząc też odrobinę zmęczenia, jednak — od wielu dni nie czuła się tak spokojna.
— Pewnie, że jest udany, czemu miałby nie być? Spodziewałeś się czegokolwiek innego? — W tym momencie zupełnie zapomniała o sytuacji z obrączką, więc jego słowa nieco ją zdziwiły. Następnie skorzystała z zapraszająco wyciągniętego ramienia. Zrobiła niewielki obrót w trakcie chodu, pozwalając sobie delikatnie wpaść w objęcie Shogo.
— Tak, chętnie się czegoś napiję. Zaschło mi w gardle — pewnie od tych moich krzyków. — Roześmiała się. — Piłam tutaj dobry poncz, też byś chciał? Chyba że przyjechałeś samochodem. — Wskazała dłonią w kierunku stoiska, z którego wcześniej kupiła napój i skręcili w tamtą stronę. Podeszli do stoiska i zaczęli przeglądać stojące obok menu wystawione na sztaludze. Akurat kolejka się skończyła, więc Ala podeszła do kasy.
— Dzień dobry, poproszę jeden poncz. — Powiedziała do sprzedawcy. — A Ty co weźmiesz? — Zwróciła się do Tomomiego, żeby od razu złożyć zamówienie.
Spodziewała się, że chwilę tutaj jeszcze pobędą. W końcu dopiero co się spotkali, a niecała godzina spędzona w pokoju strachu nie pozwoliła jej się nasycić obecnością mężczyzny. Większość czasu poświęcili na rozwiązywanie zagadki, dlatego ucieszyło ją, że zaproponował posiedzieć przy napojach. W zasadzie była to pierwsza prawdziwa okazja do tego, żeby mogli ze sobą porozmawiać — ciężko było powiedzieć, że Alaesha znała Tomomiego. W rzeczywistości był to sam początek ich znajomości i chciała go lepiej poznać. Tymczasem dzisiejszy event stwarzał ku temu idealną okazję.
Alaesha dostrzegła wolny stolik w przyjemnym zaułku. Zajęła im obojgu miejsce, aby nikt ich nie wyprzedził w momencie, gdy Shogo szedł z napojami. W takim miejscu powinni mieć możliwość spokojnie porozmawiać bez konieczności przekrzykiwania się. Usiadła i patrzyła jak idzie w jej stronę. Jego kostium był wyjęty z zupełnie innej epoki, ale musiała przyznać, że było mu w nim do twarzy. Zanim cokolwiek powiedziała, poczekała aż sam się wygodnie usadowił naprzeciwko niej.
— Wolisz psy czy koty?
@Shogo Tomomi
Na zuchwałe słowa Tomomiego uniosła jeszcze wyżej brew, jednak jednocześnie nie mogła ukryć rozbawionego drgania w kąciku ust.
— Teraz? — Wyprzedziła jego ruch, sama łapiąc końcówkę rzemyka i okręcając ją sobie wokół palca. — Nie... — Bawiła się przez chwilę rzemieniem, pociągając go odrobinę w swoim kierunku. — Głupio by było, gdybyś tak sam tutaj paradował bez koszuli. Oszczędzę Ci tego. — Puściła sznureczek i wróciła do dalszego rozwiązywania zagadki.
Z nim w pokoju czuła się niewątpliwie bezpieczniej. Gdyby nie jego bliska obecność, to pewnie wcale nie udałoby jej się zdusić krzyku ani nawet w rozsądnym czasie się uspokoić. Przysunął ją mocniej do siebie, zaciskając niego swoje palce na tych smukłych, dziewczęcych. Alaesha była mu naprawdę wdzięczna, że nie śmiał się z niej, choć ta myśl nawiedziła ją, dopiero gdy przesunęła się jak najdalej od strasznego malca-aktora. Być może patrzył na nią z lekkim rozbawieniem — choć czy to na pewno było akurat rozbawienie, nie miała pewności — jednak nic nie powiedział na jej reakcję. Natomiast żart na temat chłopaka pozwolił rozbroić resztki przerażenia i uciekające z niej nerwy, przeszły w lekki chichot.
— Ok, zapamiętam. Chociaż... istnieją ludzie, którzy nie lubią drapania po plecach?— Przez chwilę zamyśliła się, wtykając nos w materiał lnianej koszuli. Pachniała ona całkiem przyjemnie; świeżością i delikatnie perfumami, jednak nie tak, aby zapach był duszący. O dziwo nie poczuła od niego papierosów, choć przecież palił przed wejściem tutaj.
— Zabiorę, gdzie chcesz. — Uśmiechnęła się na styl wypowiedzi Shogo — tak jakby w tym momencie mogła zażyczyć sobie czegokolwiek, a on by tę prośbę spełnił. Było to wyjątkowo urocze.
— Gorąco? Nie, raczej wręcz odwrotnie, mi jest dosyć chłodno. Jednak zazwyczaj jest mi zimno. W sumie to rzeczywiście gorący jesteś. — Wciąż przytulając się do niego, poczuła, że bije od niego ciepło. — T-to znaczy, że grzejesz, że, eee, Twoje ciało wydziela dużo ciepła. — Zaczęła plątać się we własnych słowach, tylko pogarszając swoją sytuację. Niemniej Itou nie zauważyła nic nadzwyczajnego w gorącu, które biło od Shogo. Przy niskiej odporności na chłód i zimnych dłoniach każdy wydawał się cieplejszy od niej.
Nie udało im się przejść pokoju, ale wyjście z ciasnego pomieszczenia było odświeżające. Klimat światełek i ogólnej wesołości był dla artystki zdecydowanie bardziej przyjemny i pożądany. Zdziwiła się, jak na korytarzu poczuła się odprężona. Być może trochę strachu, który jednak szybko minął, dał jej organizmowi sygnał, że w końcu może odetchnąć. Uczucie to rozpłynęło się po ciele Itou, przynosząc też odrobinę zmęczenia, jednak — od wielu dni nie czuła się tak spokojna.
— Pewnie, że jest udany, czemu miałby nie być? Spodziewałeś się czegokolwiek innego? — W tym momencie zupełnie zapomniała o sytuacji z obrączką, więc jego słowa nieco ją zdziwiły. Następnie skorzystała z zapraszająco wyciągniętego ramienia. Zrobiła niewielki obrót w trakcie chodu, pozwalając sobie delikatnie wpaść w objęcie Shogo.
— Tak, chętnie się czegoś napiję. Zaschło mi w gardle — pewnie od tych moich krzyków. — Roześmiała się. — Piłam tutaj dobry poncz, też byś chciał? Chyba że przyjechałeś samochodem. — Wskazała dłonią w kierunku stoiska, z którego wcześniej kupiła napój i skręcili w tamtą stronę. Podeszli do stoiska i zaczęli przeglądać stojące obok menu wystawione na sztaludze. Akurat kolejka się skończyła, więc Ala podeszła do kasy.
— Dzień dobry, poproszę jeden poncz. — Powiedziała do sprzedawcy. — A Ty co weźmiesz? — Zwróciła się do Tomomiego, żeby od razu złożyć zamówienie.
Spodziewała się, że chwilę tutaj jeszcze pobędą. W końcu dopiero co się spotkali, a niecała godzina spędzona w pokoju strachu nie pozwoliła jej się nasycić obecnością mężczyzny. Większość czasu poświęcili na rozwiązywanie zagadki, dlatego ucieszyło ją, że zaproponował posiedzieć przy napojach. W zasadzie była to pierwsza prawdziwa okazja do tego, żeby mogli ze sobą porozmawiać — ciężko było powiedzieć, że Alaesha znała Tomomiego. W rzeczywistości był to sam początek ich znajomości i chciała go lepiej poznać. Tymczasem dzisiejszy event stwarzał ku temu idealną okazję.
Alaesha dostrzegła wolny stolik w przyjemnym zaułku. Zajęła im obojgu miejsce, aby nikt ich nie wyprzedził w momencie, gdy Shogo szedł z napojami. W takim miejscu powinni mieć możliwość spokojnie porozmawiać bez konieczności przekrzykiwania się. Usiadła i patrzyła jak idzie w jej stronę. Jego kostium był wyjęty z zupełnie innej epoki, ale musiała przyznać, że było mu w nim do twarzy. Zanim cokolwiek powiedziała, poczekała aż sam się wygodnie usadowił naprzeciwko niej.
— Wolisz psy czy koty?
@Shogo Tomomi
Shogo Tomomi and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Niewiele było aktualnie eventów, które zdolne były skusić Shogo do żywego uczestnictwa. Jeśli pojawiał się na wydarzeniach organizowanych przez miasto, miał ku temu zazwyczaj cel - zazwyczaj ludzki. Cudza, z różnych względów wyczekiwana obecność wyłącznie, stanowiła zaproszenie, któremu nie odmawiał. Czasem, wciąż była to praca. Karykaturalnym zdawał się fakt, że to podobne zbiegowiska, były tętniącym źródłem kłopotów - na których poradzenie, wołano jego. Wyjątkowo, nie tylko związanych z prośbą o podwózkę. Tomomi wiedział, jak wiele ciemnego światka czaiło się pod nosem rozbawionych atrakcjami ludzi. Niekoniecznie świadomych obecności tej brudnej strony miasta. Niemal intuicyjnie, dostrzegał więc znamiona, które świadczyć mogły o potencjalnym niebezpieczeństwie. Wspomnienia z wojska, żywo wtedy reagowały alarmem. I chociaż czujność wibrowała, gdy mijał przebranych, radośnie tłoczących się wokół Rezydencji, to z pewną dozą nieoczekiwanej przyjemności, pozwolił towarzyszce na oderwanie uwagi od błąkających się cieni. Z jakimś wręcz roztargnieniem angażując się w uczestnictwo pokoju strachu. Drugiego nawet, tego wieczoru.
Śledził toczącą się historię przez pryzmat własnego doświadczenia. Miał trudności, by poddać się całkiem zgrabnie kreowanemu klimatowi miejsca. Potrafił nawet docenić poświęcenie i niemal artystyczną dokładność w przygotowaną scenerię, w charakteryzacje aktorów i wszystkie, otaczające efekty. Wciąż, nie mógł odłożyć doświadczenia i rozumienia ciemności, której tchnienie czuć miał na karku już do końca własnej egzystencji. Miłą odmianą było działanie, które wyrywało się starym schematom. Mimo faktu, ze te, odbijały się piętnem nawet teraz, czuć przy boku charakterystyczne napięcie zszywanej po głębokim rozdarci nożem - skóry. Komentarze Alaeshy, skutecznie wracały go do "teraz", a zaczepne słowa skwitował łobuzerskim wręcz uśmiechem, prawie pozbawionym drapieżności - Teraz- powtórzył echem niskiego tonu, który odbił się od malowanych na ciemno, makabrycznych ścian - nie widzę w tym nic głupiego - pochylił się mimowolnie, poprowadzony pociągniecie rzemyka, które rozsunęło też wiązanie, odsłaniając nieco więcej skóry na piersi - i nie wydajesz się chcieć mnie oszczędzać - odezwał się ciszej, prostując sylwetkę, gdy dziewczyna zalotnie odwróciła się na pięcie, pozostawiając go wpatrzonego w miejsce, w którym przed chwilą była jej twarz. I uśmiech, którego krańce, chętnie zweryfikowałby własną odpowiedzią.
Bez pośpiechu.
Świadomie czy nie, wykorzystywał strach, który obejmował ciało artystki, by mieć ją blisko siebie. Ciepło, bijąca z niej żywotność, działały na niego jakoś kojąco. Strzępami wspomnień karmiąc spokój, który zgarniał za każdym razem, gdy znalazła się przy jego boku, gdy wpijała palce w ramię, chowała się pod ramieniem, szukając w nim bezpieczeństwa. Otaczał ją mimowolną protekcją, naturalnie, osłaniając przed niebezpieczeństwem, nawet tym teatralnie wykreowanym, wciskającym się pod scenariusz, z którego sam czerpał wskazówki. Nie tylko te ku rozwiązaniu wpisanej w pokój zagadki. Tajemnicą była dla niego artystka, której skroń opierał o pierś, dłonią instynktownie wędrując ku czerni włosów. Kusiło go, by wsunąć palce na kark, odchylić głowę, by spojrzała na niego. Zamiast tego, zamarł w bezruchu z cienkim pasmem między kciukiem a palcem wskazującym, gdy wtuliła twarz mocniej, generując łaskoczące dreszczem ciepło.
Roześmiał się, wybijając rozpraszające echo rozbawienia, słuchając tłumaczeń dziewczyny. Nie przerywał, obserwując jak urokliwy rumieniec wspina się przez pierś... wędruje po szyi i znaczy liźnięciem jasne policzki - Nie widzę w tym żadnej pomyłki, ale podoba mi się, jak próbujesz z tego wybrnąć. Możesz jeszcze się potłumaczyć - przechylił głowę, chcąc utrwalić obraz zawstydzenia, i wydania, którego u artystki jeszcze nie zdążył poznać - Mogę cię ogrzać - odezwał się już później, niemal od niechcenia, zgarniając rozsypaną na czole dziewczyny grzywkę, pozwalając też, by chwyciła w jadeicie źrenic, błąkającą się zbyt jasno iskrę.
Wolał oddech chłodu, jaki kumulował w płucach, gdy wyszli z dedykowanego strachom pokoju. Mimo to, czujność osiadła na barkach, gdy śledził coraz późniejszych gości, którzy tłocząc się, płynęli miedzy ścieżkami rezydencji, przypominając ruchomy, wiecznie ruchomy twór. Jego towarzyszka wybijała się ponad innych uwagą, jaką skupiała - Musiałem zastosować kilka sztuczek, żeby przekonać cię, że warto - zaśmiał się, nie próbując nawiązywać nawet do pierwotnych wątpliwości czarnowłosej. Nie chciał rozpraszać jej wspomnieniem, nie chciał też opowiadać o przeszłości. Zbyt wiele tajemnic się w niej kryło.
Było coś naturalnego w geście, gdy przygarnął dziewczynę ku sobie, obejmując ja w talii w widocznym dla innych sygnale, ze nie mieli z nim szans, jeśli ktokolwiek chciałby stanąć z nim w szranki towarzystwo Alaeshy. A wiedział. I widział, że możliwości było aż nadto.
I dla niej i dla niego.
- Alkohol może późnij, ale Ty śmiało - skontrował pytanie - auto zostawiłem na parkingu - dodał, ale nie miał ochoty na nic ostrego. Czuł za to suchość w ustach i silniej palącą potrzebę poczucia wilgoci na języku - wezmę wodę z cytryną. I kawę - zakomunikował gestem, pozwalając by artystka znalazła dla nich wolne miejsce. Sam zapłacił za zamówienie, przez moment obserwując tylko, jak młódka za ladą sprawnie zajmuje się przygotowaniem. Co jakiś czas zerkając w jego stronę. Nim się zorientował, odwracał się w stronę czekającej go towarzyszki, dopiero gdy usiadł przy stoliku orientując, że oprócz zamówienia, na tacce znajdowała się chusteczka. Z z odręcznie wpisanym numerem telefonu. Odetchnął, podsuwając Itou zamówiony poncz, samemu siadając obok, trącając kolanem o to drugie, należące do artystki. Wypił wodę niemal duszkiem. Nie wypuścił wysokiej szklanki z rąk, do której wlał resztkę wody z butelki.
- Koty - odchylił się na krześle - ale bez wzajemności - dodał z teatralnym żalem. Powtórnie przechylił naczynie, tym razem nie pochłaniając zawartości tak łapczywie. Pragnienie naprawdę było męczące, ale raz jeszcze, wdzięczny był za zajmującą obecność tuż obok - naprawdę cię to interesuje - nie było to pytanie, bardziej coś na kształt zaskoczonego stwierdzenia - ..to może, zagrajmy w stare jak świat - prawda czy wyzwanie. Trzy rundy. Na początek biorę wyzwanie. Potem, jeśli będziesz chciała - mogę cię odwieźć - i mogli kontynuować w aucie. Ale o tym, już nie wspomniał.
@Itou Alaesha
Śledził toczącą się historię przez pryzmat własnego doświadczenia. Miał trudności, by poddać się całkiem zgrabnie kreowanemu klimatowi miejsca. Potrafił nawet docenić poświęcenie i niemal artystyczną dokładność w przygotowaną scenerię, w charakteryzacje aktorów i wszystkie, otaczające efekty. Wciąż, nie mógł odłożyć doświadczenia i rozumienia ciemności, której tchnienie czuć miał na karku już do końca własnej egzystencji. Miłą odmianą było działanie, które wyrywało się starym schematom. Mimo faktu, ze te, odbijały się piętnem nawet teraz, czuć przy boku charakterystyczne napięcie zszywanej po głębokim rozdarci nożem - skóry. Komentarze Alaeshy, skutecznie wracały go do "teraz", a zaczepne słowa skwitował łobuzerskim wręcz uśmiechem, prawie pozbawionym drapieżności - Teraz- powtórzył echem niskiego tonu, który odbił się od malowanych na ciemno, makabrycznych ścian - nie widzę w tym nic głupiego - pochylił się mimowolnie, poprowadzony pociągniecie rzemyka, które rozsunęło też wiązanie, odsłaniając nieco więcej skóry na piersi - i nie wydajesz się chcieć mnie oszczędzać - odezwał się ciszej, prostując sylwetkę, gdy dziewczyna zalotnie odwróciła się na pięcie, pozostawiając go wpatrzonego w miejsce, w którym przed chwilą była jej twarz. I uśmiech, którego krańce, chętnie zweryfikowałby własną odpowiedzią.
Bez pośpiechu.
Świadomie czy nie, wykorzystywał strach, który obejmował ciało artystki, by mieć ją blisko siebie. Ciepło, bijąca z niej żywotność, działały na niego jakoś kojąco. Strzępami wspomnień karmiąc spokój, który zgarniał za każdym razem, gdy znalazła się przy jego boku, gdy wpijała palce w ramię, chowała się pod ramieniem, szukając w nim bezpieczeństwa. Otaczał ją mimowolną protekcją, naturalnie, osłaniając przed niebezpieczeństwem, nawet tym teatralnie wykreowanym, wciskającym się pod scenariusz, z którego sam czerpał wskazówki. Nie tylko te ku rozwiązaniu wpisanej w pokój zagadki. Tajemnicą była dla niego artystka, której skroń opierał o pierś, dłonią instynktownie wędrując ku czerni włosów. Kusiło go, by wsunąć palce na kark, odchylić głowę, by spojrzała na niego. Zamiast tego, zamarł w bezruchu z cienkim pasmem między kciukiem a palcem wskazującym, gdy wtuliła twarz mocniej, generując łaskoczące dreszczem ciepło.
Roześmiał się, wybijając rozpraszające echo rozbawienia, słuchając tłumaczeń dziewczyny. Nie przerywał, obserwując jak urokliwy rumieniec wspina się przez pierś... wędruje po szyi i znaczy liźnięciem jasne policzki - Nie widzę w tym żadnej pomyłki, ale podoba mi się, jak próbujesz z tego wybrnąć. Możesz jeszcze się potłumaczyć - przechylił głowę, chcąc utrwalić obraz zawstydzenia, i wydania, którego u artystki jeszcze nie zdążył poznać - Mogę cię ogrzać - odezwał się już później, niemal od niechcenia, zgarniając rozsypaną na czole dziewczyny grzywkę, pozwalając też, by chwyciła w jadeicie źrenic, błąkającą się zbyt jasno iskrę.
Wolał oddech chłodu, jaki kumulował w płucach, gdy wyszli z dedykowanego strachom pokoju. Mimo to, czujność osiadła na barkach, gdy śledził coraz późniejszych gości, którzy tłocząc się, płynęli miedzy ścieżkami rezydencji, przypominając ruchomy, wiecznie ruchomy twór. Jego towarzyszka wybijała się ponad innych uwagą, jaką skupiała - Musiałem zastosować kilka sztuczek, żeby przekonać cię, że warto - zaśmiał się, nie próbując nawiązywać nawet do pierwotnych wątpliwości czarnowłosej. Nie chciał rozpraszać jej wspomnieniem, nie chciał też opowiadać o przeszłości. Zbyt wiele tajemnic się w niej kryło.
Było coś naturalnego w geście, gdy przygarnął dziewczynę ku sobie, obejmując ja w talii w widocznym dla innych sygnale, ze nie mieli z nim szans, jeśli ktokolwiek chciałby stanąć z nim w szranki towarzystwo Alaeshy. A wiedział. I widział, że możliwości było aż nadto.
I dla niej i dla niego.
- Alkohol może późnij, ale Ty śmiało - skontrował pytanie - auto zostawiłem na parkingu - dodał, ale nie miał ochoty na nic ostrego. Czuł za to suchość w ustach i silniej palącą potrzebę poczucia wilgoci na języku - wezmę wodę z cytryną. I kawę - zakomunikował gestem, pozwalając by artystka znalazła dla nich wolne miejsce. Sam zapłacił za zamówienie, przez moment obserwując tylko, jak młódka za ladą sprawnie zajmuje się przygotowaniem. Co jakiś czas zerkając w jego stronę. Nim się zorientował, odwracał się w stronę czekającej go towarzyszki, dopiero gdy usiadł przy stoliku orientując, że oprócz zamówienia, na tacce znajdowała się chusteczka. Z z odręcznie wpisanym numerem telefonu. Odetchnął, podsuwając Itou zamówiony poncz, samemu siadając obok, trącając kolanem o to drugie, należące do artystki. Wypił wodę niemal duszkiem. Nie wypuścił wysokiej szklanki z rąk, do której wlał resztkę wody z butelki.
- Koty - odchylił się na krześle - ale bez wzajemności - dodał z teatralnym żalem. Powtórnie przechylił naczynie, tym razem nie pochłaniając zawartości tak łapczywie. Pragnienie naprawdę było męczące, ale raz jeszcze, wdzięczny był za zajmującą obecność tuż obok - naprawdę cię to interesuje - nie było to pytanie, bardziej coś na kształt zaskoczonego stwierdzenia - ..to może, zagrajmy w stare jak świat - prawda czy wyzwanie. Trzy rundy. Na początek biorę wyzwanie. Potem, jeśli będziesz chciała - mogę cię odwieźć - i mogli kontynuować w aucie. Ale o tym, już nie wspomniał.
@Itou Alaesha
You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
but you do decide who owns who.
Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Potrząsnęła tylko głową i schowała ją w jego ramię. Nie chciała się już w żaden sposób więcej tłumaczyć. Rumieniec wyszedł jej na policzki, w zasadzie nie wiedząc czemu. W końcu nic takiego nie powiedziała, zwykłe przejęzyczenie. Czyżby nie chciała mu tak wprost powiedzieć, że się jej podoba? Choć uwielbiała bezpośredniość Tomomiego i sposób, w jaki szukał z nią kontaktu, to obawiała się, że zachowuje się tak wobec każdej. Że w tym, co robi, nie było wobec niej niczego wyjątkowego, a jedynie sprawdzanie jej granic i szukanie okazji. Chyba właśnie z tego powodu nie chciała dawać mu żadnych wyraźnych wskazówek, zgrywając jedynie flirtującą femme fatale. Którą zresztą była, choć oczywiście nie zawsze. Czasem bywała też pluszowym misiem, ale o tym nie musiał wiedzieć. Przynajmniej dopóki czymś nie zasłuży, aby poznać ją z tej miękkiej i czułej strony.
Na zaczepne słowa o tym, że mógłby ją ogrzać, również nic nie odpowiedziała. W zasadzie już to robił. Powstrzymała się jedynie przed tym, żeby nie objąć go w talii i zostawić dłonie spokojnie na ramionach mężczyzny. To i tak było dużo; i tak się nie znali; i tak nie wiedziała, czego od niego chce. Miło jednak było przez chwilę poddać się jego dotykowi, gdy chwycił fragment jej włosów w palce, a później odgarną grzywkę. Zdawałoby się, że zdradzał się niejako w tym geście, jednak Alaesha nie chciała niczego sobie dopowiadać. Było dobrze, tak, jak było.
Alaesha pozwoliła się objąć Tomomiemu i szli przez krótki moment blisko siebie. Czuła się przy nim zaskakująco spokojnie. Może dlatego, że wykazał się powagą przy jej wybuchach przerażenia w pokoju strachu i stanął na wysokości zadania, nie śmiejąc się z niej, a pomagając się uspokoić. Miło było dowiedzieć się o nim tym samym czegoś nowego. Tego, że nie tylko próbował ją poderwać, ale chwilami mógł być też dla niej, gdy tego potrzebowała.
— Będziesz pił sam w domu? — W sumie mogła tego nie mówić, jej również się to zdarzało. Cóż było dziwnego w tym, że czasem miało się ochotę na drinka lub lampkę wina, a brakowało do niej towarzystwa? Nie każde picie musiało oznaczać smutne upijanie się do lustra, dlatego też szybko dopowiedziała resztę.
— Ja chętnie wypiję. — W końcu teraz też będzie piła „sama”. Wprawdzie w jego towarzystwie, jednak tylko ona będzie piła cokolwiek procentowego. Była natomiast już na tyle duża, że nie sprawiało jej to problemu, aby napić się przy kimś, kto nie pił. Skoro miała na coś ochotę, to i czemu miałaby się ograniczać?
Podobało jej się to, że nawet nie usiłował wziąć niczego z alkoholem, skoro wiedział, że potem będzie prowadził. Odrzucali ją ludzie, którzy uważali, że mogą „wypić tylko trochę” i uważali, że dalej będą najlepszymi kierowcami świata. Itou chciała zapłacić za ich zamówienie — w końcu to nic dziwnego i dlaczego miałaby tego w ogóle od niego wymagać? Niemniej Shogo nie pozwolił jej na to i zanim zdążyła chociażby zaproponować podział rachunku po połowie, ten już przykładał swoją kartę do terminala. Nieco zdziwiona po chwili uśmiechnęła się ślicznie, mówiąc — Dziękuję! — po czym zaczęła szukać dla nich miejsca.
Przyszedł do stolika z ich napojami i po czym postawił przed nią zamówiony poncz. Ala zerknęła na jego zamówienie. Rzeczywiście była to tylko woda i kawa... koło której leżała serwetka z odręcznym, okrąglutkim, niby dziecięcym pismem. Nie zareagowała na to w żaden sposób, nie poświęcając ani sekundy dłużej kawałkowi celulozy. Cóż za bezczelność, przecież ta barmanka widziała, że razem składali zamówienie. Te młode dziewczęta w ogóle nie mają szacunku — ani do innych, ani do siebie. Itou nie miała jednak zamiaru zajmować się jakąś siksą. Zdecydowanie ważniejsza była jego reakcja na ten papierek.
Tomo usiadł koło niej, lekko trącając kolanem; nie wiedziała, czy zrobił to specjalnie, czy przypadkiem. Zauważyła, że wciąż miał rozwiązany rzemyk przy koszuli. Zastanawiała się, czy o tym zapomniał, czy zostawił go tak specjalnie — zdawało się jej, że zrobił to umyślnie. Cóż, ona sama miała dzisiaj niczego sobie dekolt, który w ryzach trzymały jedynie mocno przypięte szelki. Najwyraźniej chciał zagrać podobną kartą, jednak co jak co — nie miał z nią pod tym względem żadnych szans.
— Ciekawa pora na kawę. Chce Ci się już spać? — Zaśmiała się nieco z niego, choć, prawdę mówiąc, i ona była dosyć zmęczona. Udało jej się zaliczyć wszystkie pokoje z atrakcjami, a tego ostatniego nawet nie miała już w planach. Chciała już wracać do domu, jednak skoro Shogo już ją znalazł w tym gwarze, to chętnie skorzystała z możliwości wspólnej zabawy i spotkania, na które trochę liczyła.
Zachciało jej się palić, ale zapomniała zabrać z domu elektronicznego papierosa. Od czasu snu z Kitsune zaczęła popalać i w miesiąc spaliła już chyba trzy takie urządzonka. Były niezwykle wygodne, mogła z nich korzystać w czterech ścianach, a dym był zdecydowanie łagodniejszy dla jej podniebienia i płuc.
— Lubisz kociaki? W sumie bywają naprawdę słodkie. No i są mięciutkie. — Zrobiła ruch dłońmi, jakby w jej rękach zmaterializował się mały kotek, którego miękkość właśnie sprawdzała. — Pewnie, że mnie to interesuje. Wydaje mi się, że ulubione zwierzę dużo mówi o samym człowieku, a ja chcę Cię w końcu lepiej poznać. — Mrugnęła do niego. — Choć tutaj akurat się różnimy, bo ja zdecydowanie wolę psy. — Uśmiechnęła się, po czym zakręciła kilka razy palcem po brzegu szkła, patrząc przez moment niewidzącym wzrokiem w toń własnego drinka. — Lubię w nich to, że kochają ludzi takimi, jakimi są. Tak po prostu, nie trzeba im udowadniać raz po raz swojej wartości. Wystarczy być dla nich dobrym. — Choć zdawałoby się, że dalej mówiła o zwierzakach, to w tonie Alaeshy można było usłyszeć coś smutnego i odległego. Chwilami, gdy się nie pilnowała, niepokój niespodziewanie podkradał się, by dotykać zimnym podmuchem jej myśli i słów. Odnalezienie przetrzymywanej dziewczyny wytrąciło ją z równowagi, przez co natrętnie wracały do niej demony przeszłości. Oczywiście ona już odrobiła swoją pracę domową; wyciągnęła z szaf, pozostawionego jej w spadku po matce domu, liczne trupy i pozwoliła im spocząć w ziemi. Tam, gdzie ich miejsce. Jednak w obecnych dniach przytrzymywała z całej siły rękoma ziemię, aby zagrzebane nieboszczyki nie wracały na powierzchnię. Z tego powodu jej dłonie ciągle były ubrudzone smutkiem i strachem.
W pewnym momencie zamrugała, wracają do siebie i strzepując niechciane myśli lekkim potrząśnięciem głowy. — Ale czemu bez wzajemności? — Ja Cię lubię. — Dodała już tylko w swojej głowie, śmiejąc się do własnych myśli. Czasem o niej mówiono, że zachowuje się jak kot.
Zaczęła odpowiadać od ostatniej rzeczy, którą powiedział. Trochę ją tym zaskoczył, aczkolwiek zrobiło jej się miło, że zaproponował jej odwiezienie do domu. Przynajmniej miała nadzieję, że miał na myśli jej dom. Chyba.
— Podwieźć? W sumie. Może. Zobaczę najpierw, czy uda mi się złapać taksówkę. — Zerknęła na niego z ukosa z uśmiechem. Nie była pewna, czy chce wsiadać do samochodu z niezbyt sobie znanym mężczyzną. Wprawdzie od momentu ich pierwszego spotkania sporo ze sobą pisali, wymienili nawet kilka telefonów, ale co ona mogła tak naprawdę o nim wiedzieć? Nie chciała jednak od razu odmawiać — było bardzo prawdopodobne, że zamówienie taksówki powrotnej przy tylu ludziach na festiwalu będzie graniczyło z cudem.
— Mówisz, że chcesz wyzwanie... Ja na pewno najpierw wezmę prawdę, ale niech no teraz pomyślę... — Położyła oba łokcie na stoliku, a na otwartych dłoniach umieściła własny podbródek. Zaczęła rozglądać się dookoła. Może każe mu zrobić coś zabawnego? W końcu wzrok Alaeshy padł z powrotem na ich stolik, w tym na zabazgraną serwetkę.
— Już wiem! — Położyła dłoń na świstku, aby następnie powoli przesunąć go w stronę Shogo. W tym czasie nie patrzyła na chustkę, a prosto w zielone oczy.
— Oddaj, proszę, to tejniemiłej pani i powiedz, że nie jesteś zainteresowany. — Uśmiechnęła się do niego chytrze. W zasadzie, gdy zobaczyła tę serwetkę, wpierw chciała sprawdzić, co on z nią z robi. Na razie nie zwracał na nią uwagi. Zresztą, szybko by się zawinęła z tego spotkania, gdyby ją, chociażby, schował do kieszeni. Natomiast jeśli do końca ich spotkania nie zrobiłby z nią nic, to... sama wrzuciłaby dziewczynie ten nędzny świstek za ladę.
@Shogo Tomomi
Na zaczepne słowa o tym, że mógłby ją ogrzać, również nic nie odpowiedziała. W zasadzie już to robił. Powstrzymała się jedynie przed tym, żeby nie objąć go w talii i zostawić dłonie spokojnie na ramionach mężczyzny. To i tak było dużo; i tak się nie znali; i tak nie wiedziała, czego od niego chce. Miło jednak było przez chwilę poddać się jego dotykowi, gdy chwycił fragment jej włosów w palce, a później odgarną grzywkę. Zdawałoby się, że zdradzał się niejako w tym geście, jednak Alaesha nie chciała niczego sobie dopowiadać. Było dobrze, tak, jak było.
Alaesha pozwoliła się objąć Tomomiemu i szli przez krótki moment blisko siebie. Czuła się przy nim zaskakująco spokojnie. Może dlatego, że wykazał się powagą przy jej wybuchach przerażenia w pokoju strachu i stanął na wysokości zadania, nie śmiejąc się z niej, a pomagając się uspokoić. Miło było dowiedzieć się o nim tym samym czegoś nowego. Tego, że nie tylko próbował ją poderwać, ale chwilami mógł być też dla niej, gdy tego potrzebowała.
— Będziesz pił sam w domu? — W sumie mogła tego nie mówić, jej również się to zdarzało. Cóż było dziwnego w tym, że czasem miało się ochotę na drinka lub lampkę wina, a brakowało do niej towarzystwa? Nie każde picie musiało oznaczać smutne upijanie się do lustra, dlatego też szybko dopowiedziała resztę.
— Ja chętnie wypiję. — W końcu teraz też będzie piła „sama”. Wprawdzie w jego towarzystwie, jednak tylko ona będzie piła cokolwiek procentowego. Była natomiast już na tyle duża, że nie sprawiało jej to problemu, aby napić się przy kimś, kto nie pił. Skoro miała na coś ochotę, to i czemu miałaby się ograniczać?
Podobało jej się to, że nawet nie usiłował wziąć niczego z alkoholem, skoro wiedział, że potem będzie prowadził. Odrzucali ją ludzie, którzy uważali, że mogą „wypić tylko trochę” i uważali, że dalej będą najlepszymi kierowcami świata. Itou chciała zapłacić za ich zamówienie — w końcu to nic dziwnego i dlaczego miałaby tego w ogóle od niego wymagać? Niemniej Shogo nie pozwolił jej na to i zanim zdążyła chociażby zaproponować podział rachunku po połowie, ten już przykładał swoją kartę do terminala. Nieco zdziwiona po chwili uśmiechnęła się ślicznie, mówiąc — Dziękuję! — po czym zaczęła szukać dla nich miejsca.
Przyszedł do stolika z ich napojami i po czym postawił przed nią zamówiony poncz. Ala zerknęła na jego zamówienie. Rzeczywiście była to tylko woda i kawa... koło której leżała serwetka z odręcznym, okrąglutkim, niby dziecięcym pismem. Nie zareagowała na to w żaden sposób, nie poświęcając ani sekundy dłużej kawałkowi celulozy. Cóż za bezczelność, przecież ta barmanka widziała, że razem składali zamówienie. Te młode dziewczęta w ogóle nie mają szacunku — ani do innych, ani do siebie. Itou nie miała jednak zamiaru zajmować się jakąś siksą. Zdecydowanie ważniejsza była jego reakcja na ten papierek.
Tomo usiadł koło niej, lekko trącając kolanem; nie wiedziała, czy zrobił to specjalnie, czy przypadkiem. Zauważyła, że wciąż miał rozwiązany rzemyk przy koszuli. Zastanawiała się, czy o tym zapomniał, czy zostawił go tak specjalnie — zdawało się jej, że zrobił to umyślnie. Cóż, ona sama miała dzisiaj niczego sobie dekolt, który w ryzach trzymały jedynie mocno przypięte szelki. Najwyraźniej chciał zagrać podobną kartą, jednak co jak co — nie miał z nią pod tym względem żadnych szans.
— Ciekawa pora na kawę. Chce Ci się już spać? — Zaśmiała się nieco z niego, choć, prawdę mówiąc, i ona była dosyć zmęczona. Udało jej się zaliczyć wszystkie pokoje z atrakcjami, a tego ostatniego nawet nie miała już w planach. Chciała już wracać do domu, jednak skoro Shogo już ją znalazł w tym gwarze, to chętnie skorzystała z możliwości wspólnej zabawy i spotkania, na które trochę liczyła.
Zachciało jej się palić, ale zapomniała zabrać z domu elektronicznego papierosa. Od czasu snu z Kitsune zaczęła popalać i w miesiąc spaliła już chyba trzy takie urządzonka. Były niezwykle wygodne, mogła z nich korzystać w czterech ścianach, a dym był zdecydowanie łagodniejszy dla jej podniebienia i płuc.
— Lubisz kociaki? W sumie bywają naprawdę słodkie. No i są mięciutkie. — Zrobiła ruch dłońmi, jakby w jej rękach zmaterializował się mały kotek, którego miękkość właśnie sprawdzała. — Pewnie, że mnie to interesuje. Wydaje mi się, że ulubione zwierzę dużo mówi o samym człowieku, a ja chcę Cię w końcu lepiej poznać. — Mrugnęła do niego. — Choć tutaj akurat się różnimy, bo ja zdecydowanie wolę psy. — Uśmiechnęła się, po czym zakręciła kilka razy palcem po brzegu szkła, patrząc przez moment niewidzącym wzrokiem w toń własnego drinka. — Lubię w nich to, że kochają ludzi takimi, jakimi są. Tak po prostu, nie trzeba im udowadniać raz po raz swojej wartości. Wystarczy być dla nich dobrym. — Choć zdawałoby się, że dalej mówiła o zwierzakach, to w tonie Alaeshy można było usłyszeć coś smutnego i odległego. Chwilami, gdy się nie pilnowała, niepokój niespodziewanie podkradał się, by dotykać zimnym podmuchem jej myśli i słów. Odnalezienie przetrzymywanej dziewczyny wytrąciło ją z równowagi, przez co natrętnie wracały do niej demony przeszłości. Oczywiście ona już odrobiła swoją pracę domową; wyciągnęła z szaf, pozostawionego jej w spadku po matce domu, liczne trupy i pozwoliła im spocząć w ziemi. Tam, gdzie ich miejsce. Jednak w obecnych dniach przytrzymywała z całej siły rękoma ziemię, aby zagrzebane nieboszczyki nie wracały na powierzchnię. Z tego powodu jej dłonie ciągle były ubrudzone smutkiem i strachem.
W pewnym momencie zamrugała, wracają do siebie i strzepując niechciane myśli lekkim potrząśnięciem głowy. — Ale czemu bez wzajemności? — Ja Cię lubię. — Dodała już tylko w swojej głowie, śmiejąc się do własnych myśli. Czasem o niej mówiono, że zachowuje się jak kot.
Zaczęła odpowiadać od ostatniej rzeczy, którą powiedział. Trochę ją tym zaskoczył, aczkolwiek zrobiło jej się miło, że zaproponował jej odwiezienie do domu. Przynajmniej miała nadzieję, że miał na myśli jej dom. Chyba.
— Podwieźć? W sumie. Może. Zobaczę najpierw, czy uda mi się złapać taksówkę. — Zerknęła na niego z ukosa z uśmiechem. Nie była pewna, czy chce wsiadać do samochodu z niezbyt sobie znanym mężczyzną. Wprawdzie od momentu ich pierwszego spotkania sporo ze sobą pisali, wymienili nawet kilka telefonów, ale co ona mogła tak naprawdę o nim wiedzieć? Nie chciała jednak od razu odmawiać — było bardzo prawdopodobne, że zamówienie taksówki powrotnej przy tylu ludziach na festiwalu będzie graniczyło z cudem.
— Mówisz, że chcesz wyzwanie... Ja na pewno najpierw wezmę prawdę, ale niech no teraz pomyślę... — Położyła oba łokcie na stoliku, a na otwartych dłoniach umieściła własny podbródek. Zaczęła rozglądać się dookoła. Może każe mu zrobić coś zabawnego? W końcu wzrok Alaeshy padł z powrotem na ich stolik, w tym na zabazgraną serwetkę.
— Już wiem! — Położyła dłoń na świstku, aby następnie powoli przesunąć go w stronę Shogo. W tym czasie nie patrzyła na chustkę, a prosto w zielone oczy.
— Oddaj, proszę, to tej
@Shogo Tomomi
Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Strona 1 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku