flame in our blood - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Shogo Tomomi

Sob 18 Lis - 14:39
First topic message reminder :

Odpalił papierosa, dopiero zatrzymując się na boku głównej ścieżki. Tłum przebierańców sunący obok zdawał mu się przypominać pochód yokai do bram piekieł, czy innych czeluści. Ironicznym jednak by było, że wszyscy tak chętnie gnali ku zagładzie. W nieokreślony sposób, podobała mu się wizja, że sam - stał z boku. Tymczasowo, ale - wciąż. Przeciągał moment, nim sięgnąć go miał koniec. Krzywy uśmiech zakołysał lewym kącikiem, akurat by zaciągnąć się dymem, który finalnie wypuścił nosem. Utrzymał filtr w ustach, by wysunąć dłoń w kieszeń  skórzanych spodni. Czerwona, szeroka szarfa służyła za szczególny rodzaj paska. Biała, lniana koszula, wiązana rzemieniem na piersi, nosiła znamiona zamierzchłych czasów. Półdługi, dopasowany kaftan w czerni i szyty srebrną nicią i długie jeździeckie buty, dopełniały stroju. Ale to, co miało odznaczać się halloweenowym akcentem, to spięte wyżej i zwinięte włosy, dodatkowa, wciąż krwawiąca blizna na policzku i fantazyjnie malowane rozcięcie na szyi.
Wyciągnięty telefon nie wskazywał na większą aktywność, za to kilka rozmawiających kobiet niedaleko, zdawało się być bardziej zainteresowane nim, niż oferowaną po drugiej stronie atrakcją rezydencji. Uniósł spojrzenie wyżej, krzyżując z tą, która zdawała się mieć najwięcej odwagi, bo ruszyła w jego stronę, a za nią jak gąski, podążyły dwie pozostałe. Shogo przyglądał się krótkiej wędrówce, taksując sylwetki, a gdy znajdowały się wystarczająco blisko, uniósł dłoń, rozcapierzając palce, by drugą wskazać  na palce, przy którym znajdowała się obrączka. Na taki widok większość, szczególnie młódek, szybko rezygnowała. I podobne zmieszanie pojawiło się na stylizowanej wampirzo, dziewczęcej twarzy. Mimo to, zawahała się, wstrzy6mujac krok i rozglądając. Czyli jednak miała albo nieco więcej lat, albo doświadczenia, albo... Myśli nie dokończył, bo w tłumie odnalazł drobną posturę zbyt znajomą, by mógł nie rozpoznać. I przysporzyć mu ogromnej satysfakcji. Lakonicznie wysłana przez niego wiadomość, czy też własne plany - sprowadziły do rezydencji Alaeshę. Chcąc, nie chcąc - musiała wiedzieć, żer pojawi się na organizowanym evencie.
- Ala, kochanie, jesteś - odezwał się naturalnie, lekko, już po tym jak ruszył w stronę dostrzeżonej kobiety, pozostawiając trzy, intensywnie obserwujące go dziewczyny za sobą. W kilku prężnych krokach niemal zrównać krok z tymi drobniejszymi, lżejszymi. Zatrzymał się bezpośrednio za nią i miękko chwycił za przedramię. Podobała mu się dziwna gra, którą rozpoczęli jakiś czas wcześniej, a która wynikła zupełnym przypadkiem, kierowana impulsem, korzeniącym się w nieoczekiwanym spotkaniu, jak zasiane ziarno - Czemu tak późno?
Rzucony gdzieś na ziemię papieros, zgasł pod ciężką podeszwą buta, gdy pochylał się lekko nad kobiecym barkiem, łaskocząc ciepłem oddechu fragment odsłoniętej skóry policzka i unosząc kilka wysuniętych zza ucha, czarnych pasm włosów.
- Nie gryź jeszcze. Mam nadzieję, że zarezerwowałaś dla mnie czas w tych ekstremalnych warunkach - odezwał się ciszej, nisko, prawie mrucząc. Czujnie jednak pilnował, by niepokorna natura Itou, nie wyrwała się gwałtownie z ryzów, serwując mu co najmniej uderzenie z łokcia. Uniósł brodę, by wypuścić z uchwytu kobiece przedramię, a własną rękę unieść do przodu, by wskazać kierunek na stojący niedaleko Dom Strachu, jednocześnie niemal protekcjonalnie zasłonić bok przed ewentualnie wścibskim spojrzeniem obserwatorek.

@Itou Alaesha


Ostatnio zmieniony przez Shogo Tomomi dnia Sob 9 Mar - 12:02, w całości zmieniany 2 razy


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Itou Alaesha, Yakushimaru Sanari and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.


Shogo Tomomi

Wto 2 Kwi - 22:33
Długo przyzwyczajał się do nowego stanu egzystencji. Postać yurei, w jakiej się obudził, stanowiła siarczysty policzek dla dawnej wiary, a właściwie niewiary w istnienie rzeczywistości pozamaterialnej. W tempie ekspresowym musiał przyjąć fakt swojej śmierci i nowego nie-życia, którego wyznacznikiem był wibrujący w czaszce cel. Im dłużej zwlekał z kontraktem, tym poganiający go wizg stawał się bardziej nieznośny. Zdążył i spotkać istoty, bestie właściwie, jakie pozostały w dusznej formie, zapominając - kim były, łaknąc zniszczenia - własnego i wszystkich wokoło. Robiło mu się zimno, dokładnie w pustce, gdzie miało bić jego serce, na myśl, ze mógł stać się jednym z nich. A wizyta w domu strachu podczas nocy duchów, wydawała się jednocześnie ostrym przypomnieniem o konsekwencji przeciąganych decyzji. Byłą to jedna z argumentacji, która trzymała jego wolę w ryzach, trzymając łaskoczący go strach zupełnie innej natury, niż serwowany atrakcjami halloween. Obecność artystki, działała przy tym, jak skuteczny odciągacz uwagi. Niepokój, który tlił się w jej ciele, odrywał od tego własnego. Zamkniętego w pustce yureiowej mocy.
Traktował wyjście z dusznych pomieszczeń, jak wynurzenie. Zalewało go ciepło oddalonego tłumu i bliskość czarnowłosej, która pozwoliła mu być blisko. Otaczające ją ramię, otwierało się na wiele znaczeń. Tych, które chciał i tych nieodgadnionych, niesionych cudzą ciekawością. Dawał szansę na ich rozkwit, nie przyglądając dokładniej nakładającej konsekwencji. Podążał za impulsem, natchnieniem być może, które zrywało na trochę kontakt z poganiającą go Śmiercią. A może, to właśnie jej zasługa. Z echem zakładu, który wciąż odbijał się odległym dudnieniem w głowie. Nie mógł zapomnieć. Nie miał prawa. I w grotesce rozumienia, był wdzięczny. Czy towarzysząca mu kobieta potrafiłaby zrozumieć wszystko - czym był i ze sobą niósł? Czy gdyby znała prawdę, dałaby mu szansę na prowadzenie w tłumie tak, jakby była właśnie jego?
Będziesz pił sam w domu?
Pytanie kazało mu wypłynąć do "teraz". Ciężko było mu zatrzymać lgnący do ust uśmiech, których chował emocję niejednoznacznego rozdrażnienia. Nie miał domu. Pokój, który aktualnie zajmował u swojej pani detektyw, był przestojem. I chociaż była za nie wdzięczny, często sypiał wszędzie, z wnętrzem auta na czele. Przenikał go zresztą tryb nocnej pracy i powrotów za dnia. A samo picie - nadrabiała jego kontraktorka. Jeśli miał wybierać uzależnienia, wciąż wolał nikotynę i kofeinę. Dlatego, tylko pokręcił głową, zatrzymując finalnie, uniesiony tylko jeden kącik warg - niejednoznacznie pozwalając sobie na milczenie. Nie czuł się też na siłach tłumaczeń. Miał wrażenie, że ciepło, którego przyczyny wcześniej szukał  w zamkniętym pomieszczeniu, teraz gnało pod skórą, osiadając suchością nawet na gardle.
- Śmiało - dodał tylko. Nie tylko jego profesja zobowiązywała. Zdarzało mu się już odbierać wstawionych klientów, którzy - traktowali jego auto jak przedłużenie imprezy. Nie widział tez potrzeby ograniczania towarzyszki - Lubię jej smak - wzruszył ramionami, podsuwając rzeczony trunek bliżej., nie sięgając jednak filiżanki, dopóki nie opróżnił zawartość szklanki z wodą. Rozlany na języku chłód działał orzeźwiająco, przynajmniej na moment, rozpraszając lepkość zalegającą w umyśle. Kawa, mogła jednak też pomóc - musze też przyznać, że działasz lepiej niż kawa - dopowiedział, przyglądając się czarnowłosej. Miała w sobie coś żywego, energię, którą emanowała, jak rozkwitające kwiaty zapachem. Ta sama refleksja, popchnęła ciało, by przechylił się w stronę Itou, minimalizując odległość. Ulotne wspomnienie momentu, gdy pierwszy raz się dziś spotkali, zawirowało, osiadając jak kwiatowy pył.
- Lubię, chociaż nie mam pojęcia czemu - uniósł wzrok wyżej, w zamyśleniu- podoba mi się ich niezależność. I fakt, że jeśli już zaufają, to nie zmieniają zdania - zreflektował się wracając do rozmówczyni - ale tak, ta ich puchatość jest urzekająca - zaśmiał się, sięgając ręką po łyżeczkę, by zamieszać osłodzoną czerń kawy. Słuchał nie przerywając Alaeshy. Psy... kojarzyły mu się z wojskiem. Z oddaniem i odzewem na rozkaz. Trudno było mu wyobrazić sobie kota, który tak łatwo ulega cudzej dominacji. Ale czy to było wszystko? patrząc na artystkę, trudno było mu wierzyć, że łatwo było ją zmanipulować. Była niepokorną duszą. Takie przynajmniej wrażenie odnosił - Akurat Ciebie widziałbym bardziej w towarzystwie kota - dopiero konkluzję uwolnił zwerbalizowaną - nie mam pojęcia - rzucił, i chociaż już dawno zauważył, że zwierzaki, mimo jego zainteresowania, nie bardzo do niego lgnęły, to zmiana jaką przeszedł, zdawała się potęgować niechęć. Wiedział, że koty były istotami lewarującymi "na granicy" światów. I bliskość yurei, niekoniecznie musiała należeć dla nich do przyjemnych.

- Jak wolisz - nie naciskał, ale coś w głosie podpowiadało, że chciał, by się zgodziła. Nim łyknął kawy, wysunął paczkę papierosów z kieszeni zarzuconego na ramię siedzenia płaszcza - Zapalisz? - zapytał, podsuwając wysunięty zwitek ku dziewczynie. Sam poczęstował się jednym, szybko odnajdując zapalniczkę i jarząc tytoniową końcówkę. Nie pytał o pozwolenie. Wciąż miał w pamięci pierwsze spotkanie i dziwna - jak na okoliczności - elektryzująca spokojność, która plotła się na ich zachowaniu, jakby znali się od dawna. I mimo zmęczenia, które ciaśniej plątało się na skroni, to rzucona propozycja wtrącała go w stan rozbawionego zainteresowania.  
- W porządku, słucham - odchylił się na krześle, pozornie zwiększając dystans. Tym razem już bardzo świadomie opierając bok uda o kobiece kolano. W niewerbalnym zapewnieniu, że był blisko. Nigdzie się nie wybierał. I naprawdę był gotów na wyzwanie. To, gdy nadeszło, w pierwszej fazie - uniosło po prostu brwi. Dosłownie, zapomniał już o serwetce, nie poddając większej uwadze pozostawionej na niej notce i kilku cyferkom. Potem, szczerze, bez zahamowania, parsknął śmiechem. Jednocześnie, bez większego komentarza, odsunął krzesło i podniósł się do pionu. Zgarnął chusteczkę między palce. Coś iskrzyło w obręczach zieleni, jak żywy płomień. Zgodnie z wytyczną, pokonał odległość dzielącą go od budki z napojami. Dziewczyna, wyraźnie poruszona, zsunęła z blatu pusty kubek, jakby robiła mu miejsce.
- Przykro mi moja droga, nie jestem zainteresowany - przesunął po drewnianej powierzchni dłoń, pod którą odkrył karteczkę - ta zazdrosna pani, zajmuje całą moją uwagę i niestety nie starczy jej na nikogo więcej - dodał nieco głośniej, wskazując gestem głowy na siedzącą przy stoliku artystkę - ...ale dziękuję - mrugnął zawadiacko, po czym odwrócił się ponownie, pozostawiając młódkę zaniemówioną, czerwieniejącą na jasnych wcześniej licach.
Do stolika wrócił bardziej rozluźniony - moja kolej - odpowiedział, nie próbując nawet komentować spełnionego zadania. Podsunął i odwrócił krzesło tak, by znaleźć się przodem do dziewczyny, siadając okrakiem na siedzisku. Wsparł ramiona na oparciu, opierając wzrok na kobiecej twarzy - Na przystawkę coś lekkiego. Wymień trzy powody, dla których miałem to zrobić. I żadne nie może być jednym słowem - oparł brodę na wierzchu zwiniętej pięści - i dopowiedzenie. Karą za kłamstwo lub niewykonanie zadania - niech będzie zwiększona bliskość. Każde decyzje po swojemu, co to znaczy - zakończył lekko, nawet na moment nie dając Alaeshy wyrwać się z ujęcia jadeitowego spojrzenia. Skoro więc sama rzuciła tak wysoko poprzeczkę, nie czuł się w większym obowiązku, by trzymać na wodzy własne pomysły. Przynajmniej, nie wszystkie.

@Itou Alaesha


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Itou Alaesha ubóstwia ten post.

Itou Alaesha

Pią 5 Kwi - 22:45
Nie do końca oczekiwane spotkanie okazało się wyjątkowo przyjemnym zakończeniem dnia. Pomimo zmęczenia powoli osiadającego na delikatnych kobiecych barkach, Alaesha naprawdę miała ochotę spędzić jeszcze trochę czasu z tym mężczyzną. Siedząc na niewielkim krzesełku uległa ogólnemu rozluźnieniu, a przebywanie tuż obok Shogo przychodziło jej z łatwością. Pod tym względem nic się nie zmieniło od tamtego spotkania, a niezręczność, której się wcześniej obawiała, nie miała prawa bytu. Jego gesty, słowa, a przede wszystkim uśmiechy i spojrzenia — czasem ciepłe, a kiedy indziej zadziorne — sprawiały, że czuła się wyjątkowo swobodnie w jego towarzystwie. I choć mogłoby się wydawać, że cały czas są ze sobą blisko, to Alaesha chciała tego więcej.
Tomomi przysunął do siebie filiżankę kawy, a z jego ust padł nieoczekiwany komplement. Chyba z samego faktu, że się go nie spodziewała, wyrwało jej się krtani ciche — Och... — które po chwili skwitowała szerokim uśmiechem. — Do usług!

Shogo najwyraźniej nie zauważył tego, jak Itou odpłynęła myślami podczas rozmowy o zwierzakach. Bardzo dobrze — wolała, żeby rozmowa kręciła się wokół futrzaków, niż żeby miały się w niej budzić smutki. Zbyt dobrze wiedziała, że i tak pochowały się w jej mieszkaniu, tylko po to, by na nią wyskoczyć, gdy zostanie sama.
Ładnie to powiedziałeś, nie myślałam nigdy o kotach w ten sposób. Naprawdę nie zmieniają zdania? W zasadzie ten opis pasowałby mi również do psiaków.

— Akurat Ciebie widziałbym bardziej w towarzystwie kota.
Dlaczego? Czy to nie tak, że po prostu ja Ci się trochę kojarzę z kotem? — Wyciągnęła śmiałą sugestię z tego, co wydawało się kryć między wierszami. — Cechy, które się posiadamy, najczęściej różnią się od tych, które nas dopełniają. — Zerknęła po jego twarzy, najwyraźniej trochę zasmuconej tym, że koty nie darzą go taką samą sympatią, jaką on darzy je. — Czasem do mojego ogródka wpada kot. Może ten by Cię polubił? — Uśmiechnęła się i zakręciła płynem w szklance, następnie upijając łyk.

— Zapalisz?
Chętnie. — Zanim wyjawiła treść zadania, wyciągnęła papierosa z paczki i włożyła między wargi. Kobiecej uwadze nie uszło dotknięcie, które wyczuła pod stolikiem — tym razem zaserwowane jej specjalnie. Odczucie nasunęło wspomnienie upalnego sierpniowego dnia, gdy to ona sama przysunęła się do nieznajomego, opierając o niego kolano podczas tworzenia szkicu.
Zamiast zapalniczki wykorzystała już odpalony papieros należący do Shogo. Przybliżyła się do jego twarzy i przytknęła ze sobą dwa zwitki, zaciągając powietrze przez filtr — tytoń jednak nie mógł się odpowiednio rozżarzyć. Chcąc mocniej zetknąć papierosy, delikatnie ułożyła palce wolnej dłoni na linii męskiej szczęki, unieruchamiając na chwilę żar mający za chwilę rozpalić cieniutką gilzę. Skóra Tomomiego była miękka, gładka i przyjemna w dotyku, jakby golił się tuż przed przyjściem tutaj. — Dziękuję. — Zanim Alaesha zabrała dłoń, pozwoliła sobie przesunąć opuszki po jego skórze, pozwalając palcom całkowicie zsunąć się dopiero na wysokości podbródka. Mocno zaciągnęła dym w płuca, przez chwilę wciąż będąc bardzo blisko. Dopiero wypuszczając wąską strużkę dymu, Alaesha wyprostowała się i sięgnęła po serwetkę.

Zdziwiła się, że się zdziwił. Czyż nie specjalnie zostawił odsłonięty numer, chcąc sprawdzić jej reakcję? Po raz pierwszy zobaczyła u niego taki wyraz twarzy, ale przede wszystkim oczu — na chwilę szeroko otwartych. Artystka potraktowała to jako miniaturowe zwycięstwo, zajrzenie pod zawsze nałożoną maskę zuchwałości. Śmiech, który nastąpił nieco później, na moment wytrącił ją z równowagi, ale mimo wszystko musiała przyznać, że ładnie wyglądał, gdy się śmiał. Tak młodzieńczo i szczerze.

Shogo natomiast bez wahania stawił czoła zadaniu. Przez kobiecą twarz przebiegł impuls unoszący brew i kącik ust, świadczący o tym, że odrobinę jej zaimponował. Z zaintrygowaniem śledziła dalsze poczynania mężczyzny, ponieważ od tego, co miał powiedzieć, zależał wynik zadania. Przynajmniej wynik, który odnotuje sama dla siebie.
Moja droga... Niestety... Ale dziękuję. — Cóż, dałoby się być mniej miłym dla osoby, która na to nie zasłużyła. Jednak „zazdrosną panią” rozłożył ją na łopatki. — A to drań! — Pomyślała, układając usta w rozbawiony grymas. Czy była zazdrosna? Raczej nie należała do zazdrośnic, ale może też nie miała dotychczas okazji do okazywania tego uczucia? Przecież niczego sobie nie zrobiła z grupki dziewczątek przed pokojem strachu. Alaeshę jednak przyciągnęła inna część jego odmowy. Oparła brodę o rozłożoną dłoń, uśmiechnęła się pod nosem i zmrużyła oczy. Patrzyła, jak wracał do stolika i nie poświęciła nawet chwili na dziewczynę — co ona ją teraz obchodziła?

Itou odsunęła się z krzesłem i usiadła bokiem do stolika. Chciała mu się lepiej przyjrzeć i skomentować brawurowo wykonane zadanie. Czekała, aż znajdzie się obok niej, wciąż opierając się o dłoń. Nim jednak zdążyła się odezwać, ten chwycił swoje krzesło i siadł całkiem naprzeciwko. W zasadzie nie znajdował się bliżej niż wcześniej, jednak swoboda, z jaką dostosował otoczenie do siebie i bezceremonialność przybranej pozycji, uderzały pewnością siebie. Mimo tego, zanim wyjawił swoje pytanie, przyglądała mu się spod zmrużonych powiek, a od jej oczu biło jakieś ciepło. Niemniej z każdym jego kolejnym słowem tkliwość gasła na rzecz chłodniejszego wyrazu zdziwienia.
Żartujesz? — Roześmiała się niepewnie, oczekując odpowiedzi, która jednak nie nadeszła. Alaesha delikatnie rozwarła usta i uniosła głowę, zawieszając przedramię w powietrzu.
D... Dlaczego miałyby być jakieś powody? Ch... Chciałeś zadanie, to dostałeś! — W zasadzie co nią kierowało przy wymyślaniu zadania? Pod grzywką z ciemnych włosów zrobiło się całkowicie pusto i cicho — jak przed burzą. Dlaczego ją o to pytał? Poczuła powoli wylewające się na skórę ciepło, ale nie poddała mu się. Zauważyła, że od dłuższego czasu trzymała w drugiej dłoni papierosa, aż część uległa spopieleniu. Odwróciła wzrok ku popielniczce i strzepnęła zwęglony nadmiar. Nie patrząc Tomomiemu w oczy, zaciągnęła się, co jednak nie do końca jej wyszło. Z następnymi słowami wyrwało się nerwowe kaszlnięcie.
Aż trzy? Kiedy Ty to zdążyłeś wymyślić? I skąd miałbyś wiedzieć, czy kłamię?! — Brak odpowiedzi zakrywała zbędnymi słowami, pod którymi szukała... czasu. Alaesha czuła, że Shogo się jej przygląda, jednak błądziła wzrokiem wszędzie, byle tylko nie spotkać ponownie jego spojrzenia. Na ratunek przyszło uczucie rozdrażnienia, które popchnęło ją do udzielenia pierwszej odpowiedzi.

Wkurzyła mnie ta dziewczyna. Było widać, że przyszliśmy tu razem. Jakim rodzajem kobiety i człowieka trzeba być, żeby w takiej sytuacji zostawiać numer? Może następnym razem się zastanowi, zanim uderzy do czyjegokolwiek faceta. — Poczuła suchość w ustach, którą oblała łykiem drinka. Nie pomogło. Ostrożnie zerknęła w stronę Shogo i napotkała zielone tęczówki. Czy zieleń, będąca zresztą jej ulubioną barwą, nie powinna przynosić ukojenia? Tymczasem jego wzrok jedynie rozpalał jasną cerę.

Chciałam sprawdzić... — Przygryzła wnętrze policzka, podejmując próbę wyartykułowania drugiego argumentu. — To bez sensu, ja chyba wolę karę... — Zęby przeniosły się z policzka na język, lądując w końcu na dolnej wardze. Pożałowała, że poddawanie się nie leżało w jej naturze. Westchnęła i zaczęła kontynuować. — Sprawdzić, jak się zachowasz. Czy wykonasz zadanie, czy nie? Obrazisz się lub spełnisz moje życzenie, ale niechętnie? Zadanie było jasne, ale w rzeczywistości mogłeś zrobić, co chciałeś. Zależnie od realizacji mogłam się rozeznać, chociażby, czy dać się odwieźć, czy wracać sama. — Strzeliła na ślepo, mając nadzieję, że dobrze odczytała wcześniejszą reakcję mężczyzny na wzmiankę o taksówce. — Teraz jestem bliżej podwózki, ale to „niestety”... — Zrobiła dramatyczną pauzę, posyłając mu kąśliwy uśmiech. — Mam nadzieję, że jednak „stety”, że zajmuję całą Twoją uwagę. — Odbiła piłeczkę, aby choć trochę przykryć zawstydzenie, na co jednak było za późno. Lekko drżącą dłonią uniosła papierosa ku zaczerwienionym od przygryzania wargom.

Co miała powiedzieć teraz? Dodatkowo, jak na złość, papieros całkowicie się ulotnił, zabierając możliwość zajęcia czymś rąk. Niedopałek wylądował w popiołce, a uwolnione ramiona uniosły się do góry, by na moment zaciągnąć włosy do tyłu. Wraz z ramionami uniosła się również, bardziej odsłonięta niż zakryta, klatka piersiowa, niemniej dziewczyna niezbyt zdawała sobie sprawę z wykonywanych gorączkowych ruchów. Dłonie w końcu wylądowały na kobiecym karku, gdzie prawa zaczęła rozcierać skórę, a lewa finalnie złapała za kołnierz bordowej koszuli, odkrywając obojczyk... oraz ewidentny dowód, że pod koszulą naprawdę nie miała niczego więcej.
I... — Zawiesiła głos. — I może poczułam niewielkie, minimalne, znikome wręcz ... ukłucie zazdrości. Nie wiem. — Na czas wypowiadanego zdania brązowe tęczówki umknęły w bok. — Zaliczone? — Wróciła spojrzeniem do zielonych oczu, które wyraźnie mówiło, żeby nawet nie śnił, że wyciśnie z niej cokolwiek więcej. — Następne poproszę zadanie. Może będzie łatwiejsze...

Teraz czas na Ciebie! — Odparła z zadowoleniem i ulgą. Alaesha należała do osób, które chciały zjeść ciastko i mieć ciastko — chociażby dlatego zawsze dbała o zapas czegoś słodkiego w kuchennej szafce. Lubiła też stawiać czoła wyzwaniom i wygrywać, więc dążyła do udzielenia wszystkich odpowiedzi na zadaną prawdę. Niezależnie od tego, czy Shogo zaliczył zadanie, Itou na wszelki wypadek nie miała zamiaru karać się utrzymywaniem dystansu. Fizycznością było jej łatwiej wyrażać swoje wnętrze niż słowami, ponieważ w bliskości nie było miejsca na fałsz. Tymczasem do tego momentu siedziała wbita w siedzenie, wpijając plecy w oparcie. Spuściła ramiona na własne nogi i pokonała połowę dzielącej ich odległości. — Powiedz mi na ucho, co we mnie lubisz. Trzy powody z uzasadnieniem. I żaden nie może być jednym słowem. — Oznajmiła, posyłając mu mrugnięcie.
Itou Alaesha

Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Shogo Tomomi

Pią 3 Maj - 19:25
Od czasu do casu chwytał zmysłami mieszane wrażenia. Jedno, to pierwotne, wynikające z natury żywiącą się energią obecności innych. Gdyby katalogować go w kategoriach psychologicznych, bez mrugnięcia znalazłby się wśród ekstrawertyków. To słyszał. To mu często mówiono, to, oraz przypisując żywiołowość ogniowi temperamentu. Sam musiał przyznać, że coś niespokojnego wciąż burzyło mu krew, poruszało krwią za każdym razem, gdy zbyt długo pozostawał w miejscu. Bo te zaczynał popielić. I to co na początku jaśniało mocą, jak otaczające ciepło uwagi, potem przeradzało się w kiełkujący gniew. Duszony, buchał pod przykryciem, trzymany w ryzach żelazną wolą wojskowej maniery. Młodzieńcze wybuchy dawno miał za sobą, koncentrując ich siłę w zupełnie inne kierunki. Potrafił je wypchnąć tak, by nie sparzył otoczenia, rozgrzewając za to do białości, tarcie kół o asfalt, gdy rozpędzał się w nocnej próbie upuszczenia żarzącej się krwi. I niewielu było takich, co potrafili uspokoić szalejącą już pożogę, kiedy już wybuchła. Nie dziś. I tylko zrządzenie losu sprawiło, że postawiono go ponownie na drodze Ye Liana. Mimowolnie zastanawiał się, czy siedząca przy nim kobieta, miałaby podobną moc. Czy odwrotnie, podsyciłaby płomień, nie dając ukojenia rozbudzonym zmysłom. Niewiele spotkał podobnych kobiet. Nie w rzeczywistości, gdy tłamszono ich naturę w tak przewrotny sposób, jakby liczyła się tylko siła i niezależność. Ale - poznawał. Nie liczył na nic, bo i prawa do tego nie miał. Czerpał z zastałej chwili.
Na wspomnienie, ze opis pasował do psów - pokręcił głową. Ale znowu, nie rozwinął myśli. Pas łatwiej było zdominować, łatwiej narzucić wolę. Wierność w jakiś sposób rzutowała na ich sposobie radzenia z człowiekiem. Koty - chodziły własnymi ścieżkami. I ta niezależność, tak bardzo kusiła. Nawet, jeśli jego samego nazywano trenowanym psem, tym gończym. W końcu, wojsko pełne było ich w szeregach.
- Nie - zaprzeczył kolejny raz, tym razem werbalizując wyraz, który otarł się o jakąś szorstkość - ale być może koty przyciągasz - pokazał zęby. Uśmiech miał w sobie jednak coś wilczego, jakby przebijało się tam coś więcej, tego ukrytego. Coś mgliło mu czysty osąd, gorączkowo grzejąc oddech, rosząc w końcu i skroń nawet wtedy, gdy rozbudzony dedykowanym zadaniem. Przepłukany wodą język na powrót stawał się suchy - Nie daję temu szansy - uśmiech nie zszedł z warg, ale pojawiło się w nim rzeczywiste rozbawienie - jestem w tym beznadziejnym przypadkiem - niezależnie od chęci, koty widziały w nim coś, co wywoływało zjeżenie sierści. Niechęć, jakby Śmierć rzeczywiście dorzuciła mu w gratisie niekonieczne przyjemne znamię, na które - reagowały akurat koty.
Odpalony papieros, miał złagodzić lepkość zaległą w gardle. Podsunięty kobiecie zwitek, wylądował w nieoczekiwanej kombinacji. Z wilcza wręcz precyzją łowcy, zamarł, gdy kobieca twarz przysunęła się, a tytoniowa końcówka zajarzyła się przy zetknięciu z tym drugim. Miał doskonały widok na każdy zmieniający się szczegół twarzy. Potrafił nawet wyznaczyć linię - wcale nie artystyczną - wokół rozsianych na nosie i policzkach piegów. Przypominały niecodzienny gwiazdozbiór. Ślepia, niby jarzące się zielenią neony wpiły się niewidzialnym kłem w zastałą wizję. Kącik ust zakołysał się niewyraźnie, gdy smukła dłoń zatrzymała się oparciem przy jego szczęce. Nie bała się go - przemknęło mu przez głowę. Jaka nie boi się doświadczony behawiorysta kontaktu ze świeżo spotkanym, dzikim stworzeniem. I tylko chmura dymu, przysłoniła drapieżne ogniki, które w jednej chwili błysnęły i zgasły.
- Na zdrowie - odezwał się zupełnie tak, jakby nie zdarzyło się nic szczególnego. Nie musiała wiedzieć, na co zwracał uwagę., co zapamiętywał - na przyszłość i jakie wnioski ogniły w myśli.
Wystosowane zadanie przyjął bez większego wzruszenia. Może byłą w tym zwykła buta, pewność - kobieciarza - jak i mawiano o nim, że w sytuacji nie było nic szczególnie niezwykłego. Nie piekliła go fałszywa skromność, wiedział że robił wrażenie, niekoniecznie bazowane na wyglądzie. Był pewny siebie i tym emanował, zaczepną wręcz iskrą, która paliła się nawet w ruchach. Niewiele obchodziły go cudze oceny, kategoryzujące w ramach niespełnionych oczekiwań. Nie od tego był, więc pozostawiona notka z numerem, nawet nie zatrzymała się w polu jego większego zainteresowania. Nie, kiedy uwagę pochłania skutecznie towarzyszka. Nie oszukiwał - ani siebie, ani otoczenie - kogo wybierał. Czy słusznie - miało się okazać.
Ale szala spotkania, jak równia pochyła, przechyliła się na jego stronę. I prawdopodobnie Itou nie zdawała sobie sprawy, że sama przygotowała sobie pułapkę, której wnyki, Shogo z leniwą przyjemnością - nastawiał. Z nową perspektywą, także własnego spojrzenia, narzucił, albo może tez rzucił - nowe zasady gry. Nie tylko tej toczonej na wyzwania i prawdę. Gorąc zgęstniał, gdy szurniecie nóżek krzesła usadziło go swobodnie przed artystką. Inspirowała go sama jeszcze chwilę wcześniej, z przysuniętym papierosem i twarzą blisko. Tak, jak lubił. I chciał.
Ognik rozbawienia błyszczał, gdy padło jego pytanie. Z milcząca satysfakcją obserwował zmieniającą się gwałtownie mimikę. Śledził cień szkarłatu, który urokliwą plamą malował jasne do tej pory policzki. Nie miał pojęcia czemu, ale podobny widok wpisywał się w jedno z ulubionych. Wyglądała ślicznie, mierząc się z wyraźnym zakłopotaniem i nawet nie próbował ukrywać zadowolenia. Na pytanie o żartobliwość - tylko znacząco uniósł brew, dając do zrozumienia dosadnie, że nie było tam na nie miejsca. I chociaż kusiło go roześmiać się, z wprawą, niemal powagą powtórzył dwa wyrazy, które wyrwały się czarnowłosej - ...czyjegokolwiek faceta. Mhm - tak, jakby chciał wybiórczo jeszcze doprawić znaczenie. Nawet na moment nie spuszczał jej z oczu, nie kiedy z taką uroczą bezradnością, próbowała wymyślić właściwą odpowiedź. I właściwie wszystko szłoby po jego myśli, gdyby nie dostrzeżone i uświadomione równie wyraźnie - rozproszenie. Ślepia, do tej pory tak pilnie studiujące umykające skrzyżowania z jego - oblicze, śliznęły się niżej. Na odsłonięty fragment skóry, na bordową linię koszuli idącą śmiałym wyzwaniem w dół dekoltu.
....Mam nadzieję, że jednak „stety”, że zajmuję całą Twoją uwagę - zdanie usłyszał w połowie, pochłonięty oceną nowego, odsłoniętego mu zjawiska, a potem znowu - "I może poczułam niewielkie, minimalne, znikome wręcz ...ukłucie zazdrości. Nie wiem - akurat, gdy tarcze źrenic opadły na przygryzane tak namiętnie usta - Wiesz, mogę ci z tym pomóc - odezwał się po raz pierwszy, jakby czekał na właściwą chwilę, nic sobie nie robiąc z faktu, ze dziewczyna dosłownie wychodził z siebie, by zachować opanowanie. Na jego i jej szczęście, nie szło jej to najlepiej, a on miał okazję poznać te stronę. Jeszcze zanim zwycięsko zgodził się na zaliczenie zadania, wysunął rękę, wskazując dokładnie, o jakiej pomocy mówił. Kciuk zatrzymał się przy kąciki ust, by płynnym gestem przesunąć przez całą długość dolnej wargi. Ręka wróciła do początkowego poziomu, ale wtedy, wskazującym palcem zaznaczył miejsce przy własnym, zuchwałym uśmiechu.
Raz jeszcze trącił strunę, czekając dźwięku, jaki popłynie od kobiecej strony. A zadanie - które - zadaniem nie było, wpisało się w zamiar, jaki tlił niecierpliwie w realizacji. Z nastaniem ostatniego wyrazu i zbliżeniem, pochylił się również, ale po to tylko, by chwycić ramię krzesła, które przysunął do siebie, minimalizując odległość do minimum. Drugą rękę przeniósł za artystkę, wsuwając palce na kark, mimowolnie przesuwając palce po wnętrzu skóry, dokładnie pod koszulą. Kciuk zahaczył o smukłą linię szczęki, przysuwając znowu ku sobie, by w końcu pochylić się samemu, dokładnie do ucha - Gdybym chciał pytanie, poprosiłbym o nie - powiedział szeptem, dokładnie jak chciała - do ucha. Odsłonił kły, zsuwając się niżej, znacząc oddechem miejsce pod uchem, na szyi, zatrzymując skubnięciem niżej, przy linii czarnego chokera, po czym z westchnieniem tamowanym pragnieniem kontynuacji, odsunął się. Wypuszczając z ujęcia i dając szansę - jeśli chciała, by odzyskała skradzioną przestrzeń. Przesunął językiem po wardze, jakby oblizywał się z niedokończonego posiłku - pozostaję przy zadaniu - potwierdził, sięgając po stygnącą kawę. Ciepło drażniło, to pęczniejące w krtani, w głowie. Rozpraszało budzące się ogniki zupełnie innego kalibru. Dla własnego spokojni, unieruchomił dłonie pod brodą, gdy zaparł je na oparciu - zdejmij choker. I oddaj mi go - zdecydował.

@Itou Alaesha


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Sob 4 Maj - 20:11
Artystka wzruszyła jedynie ramionami na wzmiankę czarnowłosego o jej rzekomej umiejętności przyciągania kotów. Raczej się z nim nie zgadzała — poza tym jednym kociakiem, który czasem do niej wpadał po miseczkę wody i mokrej karmy, w jej życiu nie było żadnego innego kota. Lubiła w tych zwierzętach wdzięk i niesamowitą grację w ruchach, czuła jednak, że są dla niej niedostępne. Koci przechodzień wpadający od czasu do czasu był zupełnie czymś innym niż potencjalny psi towarzysz, który mógłby stanąć przy jej boku. Kota mogła podziwiać z daleka, ale zbliżając do niego rękę, Alaesha nigdy nie miała pewności, czy napotka przyjemne mruczenie, drapnięcie, czy może oceniające spojrzenie. Niemniej nie było chyba o czym dyskutować. Zauważyła, że większość ludzi dzieli się na wielbicieli jednego lub drugiego gatunku, co może było podyktowane przeżyciami i kontaktem w młodym wieku z danym zwierzakiem. Miała jednak wrażenie, że było to coś, z czym człowiek niemal się rodził, a wybór w rzeczywistości nie zależał do niego.

Shogo nie oponował na nietypowy sposób rozpalenia przez nią papierosa. Ani drgnął, nawet gdy przytrzymała go leciutko za szczękę, choć nie wiedziała, czy przyjął to ze spokojem, czy może tylko udawanym rozluźnieniem. To, że kącik jego ust zakołysał się, bardziej poczuła, niż zobaczyła — jakiś mięsień drgnął pod miękkością opuszek. Nie mogła rozpoznać, czy był to jednak cień uśmiechu, czy może zaskoczenia.
Jeszcze kilka takich spotkań i wpadnę w nałóg. — Roześmiała się na stwierdzenie sugerujące, że papieros miałby jej wyjść na zdrowie.

Choć treść zadanej prawdy, mającej jednak dla Itou znamiona trudnego zadania, leżała poza granicami komfortu, postanowiła zagrać fair i odpowiedzieć na nie w całości. Nieodpowiedzenie stanowiłoby dla niej osobistą porażkę i oddało więcej władzy w objęcia zielonych ślepi. Wolała, nawet z zakłopotaniem, pozbyć się części swoich myśli, aniżeli dać mu satysfakcję, że nie podołała prostemu pytaniu. Co z kolei mogłoby być jeszcze bardziej podejrzane — po co miała narażać się na jeszcze groźniejsze, niepotrzebnie pobudzające myśli niedopowiedzenia?
— ...czyjegokolwiek faceta. Mhm.
Na te słowa artystka obrzuciła Tomomiego szybkim spojrzeniem. Otworzyła usta, by zaraz je zamknąć. Żachnęła się i przewróciła oczami. Tylko winni się tłumaczą. To, co powiedziała, było ogólnym stwierdzeniem, niekoniecznie dotyczącym jej i jego. Cóż ich łączyło poza zestawem wzajemnych domysłów na swój temat, kilkoma wymienionymi rozmowami przez telefon i sporą garścią, ale jednak tylko smsów? Musiał o tym wiedzieć, więc jedynie się z nią droczył. Na niczym jej przecież nie przyłapał.
Alaesha starała się na niego nie patrzeć, jednak trudno było ciągle uciekać przed tak intensywnie śledzącymi ją oczami. Tymczasem z męskiego oblicza trudno było wyczytać cokolwiek konkretnego poza tym, że wyglądał na tak zadowolonego z tego, jak radziła, a raczej, nie radziła sobie z udzieleniem odpowiedzi. Na krótki moment dała złapać się w sidła spojrzenia błyszczącego wzburzonym, głębokim odcieniem awenturynu. Malarka pomyślała, że kolor ten zupełnie nie miał teraz sensu, bo przecież samemu minerałowi przypisywane było zgoła odmienne znaczenie — miał przywracać równowagę i spokój oraz mieć kojące działanie na nerwy i... serce. Spojrzenie Shogo z pewnością nie miało takiego oddziaływania na Alaeshę. Jaśniejsze i ciemniejsze inkluzje zielonego koloru rozpraszały uwagę artystki, więc nie miała wyboru, jak tylko odwrócić od nich wzrok.
W zasadzie z samą postacią mężczyzny łączyło się wiele kolorów dotykających różnych aspektów jego osoby. W oczach malarki miał też on dwie, zupełnie odmienne aury, jedną przypisaną do imienia, a drugą do nazwiska. Za barwami szło też inne zachowanie, dzielące jego postać na jakby dwa odmienne byty. Kobieta nauczyła się już korzystać ze swojej zdolności i bardziej jej zawierzać. Synestezja była jak szósty zmysł, intuicja, która skrystalizowała się pod postacią odczuwania świata zmieszanymi ze sobą zmysłami. Jeśli jednak chodziło o niego, to nawet synestezja nie mogła zdecydować się, co sądzi na jego temat, podsuwając kobiecie różnorodne wrażenia.

Ledwo skończyła mówić, zostawiając na sam koniec najtrudniejsze do wyduszenia słowa, Shogo przystąpił do kontrataku — jakby już sam podstęp w postaci pytania nie był wystarczający. Bez przyzwolenia przyłożył kciuk do kącika zaczerwienionych warg, sunąc następnie przez całą ich długość. Pierwsza, odruchowa reakcja wypłynęła bezpośrednio z ciała. Przymknęła na sekundę powieki, tylko po to by otwarte ponownie błysnęły gorącem tęczówek utkwionych w szelmowskim uśmiechu. Jednak drugi odzew, płynący z mimo wszystko ze zbyt rozgrzanego i zamglonego umysłu, był zgoła inny. Zapragnęła zetrzeć ten wyraz pewności siebie z uśmiechniętej twarzy. Pewności, która w rzeczywistości nie miała jeszcze żadnych porządnych podstaw, podczas gdy mężczyzna chyba był pewny, że ma ją w garści. Gdyby dłużej pozostawił palec na jej ustach, gotowa byłaby go ugryźć.
Nie, dziękuję. Świetnie sobie radzę sama. — Potrzebowała jeszcze chwili, aby otrzepać się z przyjemnego uczucia na swojej wardze, dlatego mimowolnie ponownie ją przygryzła. Niemniej zachowanie Shogo szybko wymiotło resztki wcześniejszego zawstydzenia. Wbrew pozorom nie zbił jej z tropu, ponieważ dotyk był niewerbalnym językiem, którym doskonale umiała się posługiwać. Natomiast widziała, jak zależy mu na tym, żeby ją dotykać.
Czy Ty mnie w ogóle słuchałeś? — Ściągnęła brwi w obruszonej minie. Aczkolwiek im mniej usłyszał, tym dla niej lepiej. Ponownie utkwiła wzrok w jego ustach, zastanawiając się, co by zrobił, gdyby powiedziała, że jednak potrzebuje jego pomocy. Pocałowałby ją czy może się zawahał? Chwyciłby jej dolną wargę między zęby i rzeczywiście wyręczył, pozostawiając skórę jeszcze czerwieńszą, niż była obecnie?

Nieoczekiwanie — a może jednak spodziewała się czegoś podobnego po nim? — przysunął ją na krześle do siebie. Sam gest wywołał w dziewczynie ciarki zaskoczenia mieszające się z parującą wciąż irytacją. Chciała mieć go blisko i w tym jej nie zawiódł. Ciepło dłoni rozlało się po smukłej szyi i karku, a zręczny nacisk kciuka zmusił do odchylenia głowy ku górze. Ponownie zamknęła oczy, tym razem na dłużej, czerpiąc jak najwięcej z każdego muśnięcia. Niski głos zawibrował przy płatku ucha, wzbudzając kolejny, miły dreszcz. To, że na nią działał, było oczywiste i nie było sensu tego ukrywać. Wiedziała zresztą, że też mu obojętną nie była. Na skubnięcie szyi zareagowała wypuszczeniem resztki oddechu z płuc, jednak po nim nastąpiło kolejne westchnienie — tym razem należące do Sho i łączące się z odsunięciem od niej. Coś zakłuło Itou pod żebrami na tę nagłą pustkę i wyraźną odmowę, plącząc się z wciąż tlącą chęcią pozostania w jego objęciu. Szkoda. Gdyby zdecydował się na zrealizowanie zadania, mógłby spędzić tam więcej czasu. Siedziała jeszcze przez chwilę z zamkniętymi oczami, rozluźniając dłoń, którą sama nie wiedziała kiedy, zacisnęła na własnym udzie.

Po otwarciu oczu mężczyzna mógł w nich dojrzeć niekoniecznie to, czego by oczekiwał. Toku myślenia Itou nikt, nawet ona sama, nie mógł być do końca pewny. Prawdopodobnie podskórnie wiedział o tym towarzyszący jej mężczyzna, ponieważ dotychczas traktował ją z lekkim dystansem, raz po raz tylko sprawdzając, gdzie wyznaczone są jej granice. Tymczasem granica ta była kręta i poszarpana niczym linia brzegowa fiordów — to wyrywająca pasma suchego lądu z morskiego uścisku, to pozwalająca na swobodne rozlanie się wód po kamienistym brzegu.

Wydawało jej się, że we wcześniejszej rozmowie dostrzegła coś innego niż tylko flirt między kobietą a mężczyzną. Gdy Tomomi zapewnił Ali schronienie przy rozwiązywaniu zagadek, gdy zerkał na nią, bawiąc się jej włosami, gdy obejmował podczas przechadzania się w tłumie — już prawie zmieniła o nim zdanie. Najwyraźniej jednak Shogo Tomomi wolał dalej bawić się w grę, w której udają, że się znają, na rzecz faktycznego poznawania się. Oznaczało to powrót nastawienia Alaeshy do momentu sprzed pokoju strachu. Może nawet do upalnego dnia, gdy bez pardonu powiedziała mu, że śmierdzi papierosami... ale potem siedzieli przytuleni pod altanką...
Pozostawiał jej mętlik w głowie i niezmiennie drażnił. Niemniej — as you wish, let's play. Czy właśnie nie takie było nastawienie artystki, gdy tutaj przyszła? Zabawić się w bycie kimś innym i z kimś innym, co przyszło jej na myśl, gdy porównywała ich wyjątkowo do siebie pasujące przebrania?

Czyżby Ci przeszkadzał? — Chwyciła palcami za wisiorek, jakby dopiero sobie zdając sprawę z jego istnienia. — W sumie szkoda, myślę że jest mi w nim całkiem ładnie. — Przesunęła wisiorkiem po chokerze w jedną i drugą stronę. Przechyliła głowę, odsłaniając ten bok szyi, na którym wciąż jeszcze czuła mrowienie po jego oddechu. — Ale niech Ci będzie. W końcu to tylko gra, w której realizuje się życzenia kogoś innego, prawda? — Puściła mieniącą się czerwono błyskotkę i zahaczyła palcem o czarny aksamit, zatrzymując go na chwilę na wysokości ugryzienia. Drugą dłonią odsunęła włosy z karku, po czym zaczęła rozpinać zapięcie, patrząc mu w oczy — aby jego spojrzeniu było trudniej wodzić po odsłoniętym dekolcie, który najwyraźniej tak bardzo go rozpraszał. Jakie to było proste... cóż, w końcu dalej był tylko mężczyzną. Ściągnęła choker, ale nie podała mu go do ręki. Wrzuciła naszyjnik do kieszeni zawieszonego na oparciu płaszcza.

Przysunęła się i sięgnęła po dłoń Tomomiego, uwalniając ją spod jego podbródka. Następnie chwyciła za drugą. Wciąż nic nie mówiąc, przyglądała się dłoniom mężczyzny, po czym rozłożyła je delikatnie, przytykając po kolei każdy swój paliczek i mierząc z zaciekawieniem różnicę pomiędzy wielkością wnętrza jego dłoni i długości palców w stosunku do jej zdecydowanie drobniejszych rąk.
Koniecznie chcesz inne zadanie... Dobrze, ale będzie to wyzwanie czasowe. Odrobinę trudniejsze, ale wierzę, że sobie z nim poradzisz... — Alaesha powoli splotła swoje palce z palcami Shogo, przytrzymując tym samym jego dłonie. Przypomniała sobie, jak jeszcze w pokoju strachu te same zaplecione palce zdawały się tak wielką ostoją spokoju i bezpieczeństwa. — Od tego momentu, aż do ukończenia przez nas wszystkich pytań i wyzwań, nie możesz mnie dotykać dłońmi. — Rozplotła chłodne, kobiece palce od tych ciepłych, męskich. — Z tym zadaniem już sobie poradzisz? — Pogładziła go wierzchnią stroną dłoni po policzku z udawaną troską.
Następnie rozsiadła się wygodnie na własnym krześle. Jako że między ich krzesełkami zrobiło się ciasno, uwolniła nogi spomiędzy siedzeń i uniosła wyżej, by ułożyć je swobodnie, jedna na drugiej na jego udzie.
Poczęstujesz mnie drugim papierosem? I poproszę kolejne zadanie. Dla mnie już ostatnie.


@Shogo Tomomi
Itou Alaesha

Seiwa-Genji Enma, Shogo Tomomi and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Shogo Tomomi

Sob 18 Maj - 20:55
- Każdy ma jakiś nałóg. I każdy z jakimś zostaje na dłużej. Taka już ludzka natura - i nie tylko ludzka, chciałby powiedzieć, ale iskra dalszego komentarza błysnęła niewypowiedziana, pozostawiając w spojrzeniu coś na kształt niedopowiedzenia. Padało ich wiele dzisiejszego wieczora, ale nie próbował - ani tłumaczyć wszystkiego sam, ani dociekać w drugą stronę. Każdy miał tajemnice, te brzydkie, jak jego własne, wierciła niecierpliwie, być może karmiona gorączką żarzącą się we krwi. A może naturą, sklepiającą jestestwo yurei - w to bardziej ludzkie.
Satysfakcję, czerpał - wbrew pozorom, z każdej dostrzeżonej lub otrzymanej z ciała reakcji. Nie tylko kwitnącego zawstydzenia, czy płochliwej próby odsłonięcia gnieżdżących się pod czaszką myśli. Gra, jaką zaproponował, dawała po prostu okazję poznać drugą osobą w nieoczekiwanych warunkach, które nawzajem sobie serwowali. I podobała mu się zawsze rozdzielność, która dawała wybór - trzymania języka za zębami na poczet wyzwań, albo - odwrotnie. Shogo odnajdował się w działaniu, nie w mówieniu i przez głowę przemknęło mu, że musi kiedyś zaproponować podobną rozgrywkę Ye Lianowi. W towarzystwie Alaeshy, całość wymykała się chwilami obranych gdzieś nieświadomie taktykom, ale traktował jak misję. Te wojenne, nigdy nie wychodziły w stu procentach według planu, nawet najbardziej szczegółowo przygotowanego. Shogo, był specjalistą od improwizacji właśnie w momentach, gdy rzeczywistość umykała wyznaczanym ramom taktycznych wytycznych. W ryzach trzymała go jednak, wojskowa musztra. I choćby wiercił się niechętnie pod stwierdzeniem, że był psem gończym, nauczonym wykonywać rozkazy, to taka była prawda. Kontrakt, był tego znakiem. I uwieńczeniem, wpisanym w podwójną naturę. Pozbawiony nadzoru, bywał nieprzewidywalny.
- Chciałem tylko pomóc - wzruszył ramieniem, nie dając sobie nawet sekundy na opuszczenie kącików warg. Im dłużej się z nim przebywało, tym łatwiej było dostrzec, że podobna, zawadiacka maniera trzymała się go, niby druga skóra - więcej nie zapytam - skwitował z mimicznym drgnieniem pod okiem, który równie dobrze mógł być puszczonym oczkiem, co nieprzewidzianym napięciem. Nie zostawił artystce nic pomiędzy - chyba że sama poprosisz - dorzucił właściwie od niechcenia, by pokręcić głową z zaprzeczeniem na zadane pytanie, przy jednoczesnym słownym potwierdzeniu - Tak - wcale tak nie było. I sądząc po pytaniu i spojrzeniu, jakie mu posyłała,  wiedzieli o tym oboje. Ciężko jednak było skupiać się w pełni, gdy prowokowała cię piękna kobieta. Czy naprawdę było w tym coś tak dziwnego?
Nie dla niego. Nie gdy puszczał gardę. Gdy nie pracował. I gdy wrzące ciepło ślizgało się przez skórę, rozganiając czujniejsze próby utrzymania klasycznych procedur.
Bliskość zyskiwał z czasem. Tę wynikającą z jego działań, ale i z z samego pozwolenia, jakie otrzymał. Nie trzymał niczego pomiędzy, ale tak jak widział, że nie był artystce obojętny, tak prosto było domyślić się, że działało to w drugą stronę. I stwierdzeniu faktu, było coś rzeczywiście przyjemnego. Niekoniecznie nachalnego. Nie oczekiwał niczego. Powtarzał się w myśli, ale znał swoje możliwości. I cel, który na dziś wieczór, przymknął powieki, pozwalając swobodniej odetchnąć. Przy niej.
I od czasu do czasu kąsać.
Przewidywał, że nie wszystko co sobą prezentował, było zjadliwe. Igrał najpierw, by z przymrużeniem potem patrzeć, gdzie podpalił iskrę i co ulega spopieleniu. Albo gdzie ją zgasił, czekając, aż wysunie pazury, znacząc skórę rozjuszonym zadrapaniem. Ale zajmował pozycję szelmy wystarczająco wiele razy, by przepuścić między palcami ewentualne krople kobiecego rozdrażnienia. W końcu i tak, takie lubił.
- Dopowiadaj według woli - drażnił się, ale nie nie odpowiedział bezpośrednio powodów, dla których zdecydował akurat na takie zadanie. Znaczeniem było dla niego - po prostu otrzymanie czegoś, co należało do niej. Prawdopodobnie wciąż noszące sobie przenikniętą woń delikatnych perfum. Niewielka zdobycz. Przedsmak, o którym nie musiał opowiadać, odsłaniając zęby w drapieżnym uśmiechu. Znowu, nieco innym, niż serwowane wcześniej rozbawienie. Pamiętał nawet historię, że cudze rzeczy - nosiły pewien rodzaj mocy. Przelotnie tylko zerknął, jak sięga smukłością dłoni do szyi, potem wsuwa czoker do kieszeni wiszącego na ramieniu krzesła - płaszcza - Właściwie, to realizacja wyzwań lub pytań. Nie każde musi być życzeniem - zaśmiała się, tym razem chcąc rozładować falujące napięcie. Napływająca do gardła suchość, powoli byłą męcząca, a śmiech dawał szansę na odksztuszanie.
Na nagłą zmianę, zagregował intuicyjnie, musztrowo, czujnym drgnieniem, pozwalając jednak, by czarnowłosa wysunęła jego rękę ku swojej. Nie skomentował przytyku, unosząc czarną brew i z nieruchomym ciałem czekając na finał wprowadzenie, jakie zdawała się mu serwować.
- W takim razie nie zostało nam wiele - drobne dłonie umknęły, pozostawiając chłodny posmak dotyku. Przyjemnego, przyznać musiał, chociaż we wrażeniu, było coś niepokojącego. Bardziej gorączkowego. Odchylił się, pozwalając kobiecie wygodniej wciągnąć nogi, których zgodnie z życzeniem, nie dotknął nawet przypadkiem - I nie jestem pewien - zaczął wolno, sięgając, a potem wsuwając między usta papierosa - ...dla kogo, to będzie trudniejsze wyzwanie - mówił, zaciągając się moment potem, gdy zapalniczka zajarzyła się, żarząc końcówkę tytoniowego zwitka - skoro widać oboje nie trzymamy się właściwie zasad - odchylił się na krześle, wspierając łokieć o oparcie siedziska.
- Twoje zadanie, to dać się odwieźć - wydmuchał powietrze przez nos, mieszając oddech mgłą dymu - i to będzie finał naszej gry. - zaznaczył, by na pytanie, sięgnąć po paczkę z papierosami, którą wsunął w ciasną kieszeń na piersi koszuli - częstuj się - uśmiech znowu był wilczy. Rozpraszający. A jeśli Alaesha chciała spełnić swój cel - musiała ku niemu sięgnąć. I go dotknąć. Musiała się zbliżyć.
Miała wybór.
Tylko.
Na jego warunkach.

@Itou Alaesha

| zt x2


You don’t choose your demons,
but you do decide who owns who.
Shogo Tomomi

Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku