It takes two to tango, but it always takes one person to ask another to dance [Carei | Yosuke]
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Nakashima Yosuke

02.12.23 3:03

 Podtrzymał uśmiech. Nawet gdyby nie był przyzwyczajony do nieruchomego utrzymywania pozycji, starałby się wytrwać jak najdłużej, byle spędzić z nią więcej czasu. Jedyne, o co się właściwie martwił, to że włoski pędzelków będą go łaskotać albo że nie będzie mógł się powstrzymać przed uchyleniem powiek i obserwacją jej uroczej, skupionej na pracy twarzy.
 – Ach tak, słynna fala. – Zwłaszcza w kontekście żołnierza z jednostki mającej dużo z „falami” wspólnego było to dziwne określenie. – Na szczęście znęcanie się nad niższymi rangą jest niezgodne z prawem i tego… zabiegu… się nie praktykuje. Chciał mi po prostu udowodnić, że się nie nadaję. – Kto wie, może gdyby ówczesny dowódca trafił na kogoś mniej wytrwałego, bardziej podatnego na psychiczne tyrady i o wiele mniej przekonanego o własnej wartości, doprowadziłby do odejścia szybszego niż kot przybiegający do kuchni na dźwięk otwieranej saszety. Nakashima był wtedy zbyt chętny do poznawania prawdy o świecie, za bardzo uparty i jednocześnie zagubiony z wiedzą, o której pozyskanie nawet nie prosił. Przetrwał najgorszy okres bycia świeżakiem i teraz to on stał na czele całego oddziału, a jego poprzedni przełożony… Cóż. Nie zdarzało się, żeby ktoś z Tsunami dożywał emerytury.
 – Tak. Bo na pewno komuś takiemu udałoby się rozwiązać sprawę, nad którą siedziało kilkudziesięciu specjalistów – prychnął, nie mogąc powstrzymać swoich emocji kierowanych w stronę yurei. Możliwe, że już mieli za sobą jedyną rozmowę na ten temat, której nie chciał uciąć nim porządnie się rozwinęła, albo wciąż nie przetrawił jej efektów. Niechęć wobec duchów siedziała w nim zbyt głęboko, żeby tak szybko zmienił zdanie na ich temat. Z innej strony w tym miejscu lepiej było nie poruszać czegoś takiego – nigdy nie było wiadomo, kto nasłuchuje. Na szczęście temat fontanny był dobrą odskocznią od kontrowersyjnej kwestii zachcianek martwych pasożytów.
 – Po prostu słabo to ukryli. – Dostrzegał zbyt wiele schematów, oczywistych miejsc na ukrycie czegoś. To tak jak przy szukaniu klucza do drzwi wejściowych – pierwsze na myśl przychodziło sprawdzenie wycieraczki, pobliskiej doniczki lub wnęki ponad głową. Nie mógł oczekiwać wiele więcej od zabawy przeznaczonej dla każdego, niezależnie od wieku. Nie rozwiązywali tu faktycznego morderstwa czy nawiedzenia. Sprawdzenie zdjęć wydawało mu się naturalnym odruchem, zwłaszcza, kiedy nie wiedział czego dokładnie szuka. Studnia kojarzyła mu się z jakimś bardzo późnym etapem – być może nawet jednym z końcowych. Z szyfrem na kłódce po prostu strzelił, wiedziony znalezieniem samotnej cyfry.
 – Uświadomiłem sobie, jak dziwny będzie tegoroczny zjazd rodzinny. – W jego głosie pobrzmiewał smutek i jakiś rodzaj pustki, podobny do chłodu, który otoczył go latem. – Matka jak co roku mająca nadzieję, że Shin jednak wróci. Że wpadnie do domu z tym swoim idiotycznym uśmiechem, a ona mu wybaczy zniknięcie, jak kiedyś mi. A ja wyjątkowo nie będę mógł jej pocieszyć, że wreszcie się znajdzie, bo dobrze wiem, że tak się nie stanie. – Przejechał dłońmi po twarzy, łapiąc wreszcie głębszy wdech na uspokojenie. Pozbył się emocji, żeby nie przeszkadzały mu w wykonywaniu swojej pracy, a ostatecznie i tak go dopadły. – Nienawidzę kłamać, ale chyba bardziej mi nie po drodze z łamaniem komukolwiek serca.
 Nie mógł przecież przyznać, że własnoręcznie zastrzelił i egzorcyzmował własnego brata. Na swoją obronę miałby co najwyżej stwierdzenie, że on już i tak był martwy od dłuższego czasu, ale rodzice nie mieli pojęcia o istnieniu tej drugiej, bardziej ponurej strony świata. Po prawdzie w to wszystko wierzyli, ale uświadomienie im rzeczywistości mogłoby być dla nich po prostu za dużym szokiem.
 – Nie mów głupot – rozchmurzył się nieco, podchodząc bliżej i wyciągając do niej obie ręce, chcąc pomóc jej z podniesieniem się. – Z całego tego pokoju, jesteś jedyną zagadką, którą chciałbym rozwiązać. – Na twarzy Nakashimy znów pojawił się uśmiech, choć dźwięki ogłaszające ich porażkę nie należały do przyjemnych.
 Powrót na korytarz był jedyną możliwością na ucieczkę od ogłuszających pisków alarmu, ale mógł też oznaczać zbliżający się moment rozejścia w swoje strony. O wiele milej spędzało się czas na interesującej rozmowie niż przemykając gdzieś pomiędzy gośćmi w milczeniu, prosząc zegary, żeby szybciej odmierzały moment do zakończenia nocy.
 – Miałabyś może ochotę towarzyszyć mi w drodze na główną salę? – zapytał, kiedy wreszcie raniące uszy dźwięki zamilkły i oboje znów znajdowali się przed kurtyną z czarnych pasów materiału, tym razem mając ją za sobą.

@Ejiri Carei
Nakashima Yosuke

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

maj 2038 roku