Budynek z jednym piętrem prezentuje się jako urokliwa konstrukcja, wkomponowana w niską, tradycyjną japońską zabudowę. Przez wielkie okna na parterze przenika do środka naturalne światło, rozświetlając przestrzeń minigalerii sztuki. Wnętrze pomieszczenia zdobią liczne dzieła sztuki Itou Alaeshy, tworząc estetyczną ucztę dla zmysłów. Obrazy stanowią nie tylko dekorację, ale również pełnią rolę zaproszenia dla przechodniów, kusząc ich do wejścia. Każdy szczegół w tej minigalerii został starannie dobrany, aby stworzyć przestrzeń, która zachęca do zanurzenia się w świecie artystycznej ekspresji i oczywiście, kupna lub zamówienia obrazu. Minigaleria jest częścią domu Itou.
Dzisiejszy dzień był dla Alaeshy zarówno przyjemnie spokojny, jak i... niezwykle mało ekscytujący. Tym bardziej cieszyła się na zbliżającą się godzinę zamknięcia galerii i odwiedziny Matsumoto. Początek stycznia nie obfitował ani w zlecenia, ani w odwiedzających. Większość zainteresowanych złożyła zamówienia w listopadzie, aby w grudniu odebrać obrazy kupowane na prezent. W tym momencie nie miała absolutnie nic do roboty, więc przez cały dzień krzątała się po galerii lub czytała książkę.
Zima w Fukkatsu była tego sezonu naprawdę mroźna. Śnieg okrywał parapety wystaw, daszki nad wejściami sklepików i domów oraz same dachy. Ulica, zazwyczaj szybko odśnieżana, w tym momencie była przykryta warstewką śniegu. Śnieg rozpadał się na około dwie godziny przed godziną zamknięcia sklepów i chyba tylko ten wyjątkowy, leniwy bezruch nowego roku nie wygonił sklepikarzy z łopatami i miotłami na swoje progi. Itou niezwykle cieszyła ta sytuacja, ponieważ mogła nacieszyć oczy białą scenerią i głuchą ciszą, która następowała, gdy świat zostawał przykryty śniegiem. Wiedziała, że jutro ulica ponownie będzie nieskazitelna, a również i ona odśnieży wejście do swojej minigalerii.
Godzina zamknięcia w końcu wybiła, więc Alaesha podeszła do drzwi, aby je zamknąć. Miała jeszcze chwilę do przyjścia Hiroshiego, więc zabrała się za sprzątanie — swojej i tak zupełnie niezabrudzonej galerii po dniu bez niemal jakichkolwiek odwiedzających. Gdy skończyła, wyszła z galerii, aby przejść korytarzem do części mieszkalnej. Tam nastawiła wodę i wyłożyła na niewielką paterę domowe mochi. Wiedziała, że Hiroshi za chwilę tu będzie, ponieważ jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się spóźnić. Znając jednak siebie i swoją zdecydowanie bardziej spóźnialską naturę — nie chciała, aby jej gość czekał, aż ona przygotuje dla nich poczęstunek. Z tego powodu zaparzyła zarówno kawę, jak i herbatę. Oba napary przygotowała w pięknych, klasycznych imbryczkach, których nie mogłoby zabraknąć w jej domu.
Zabrała ze sobą imbryczki, czarki, mochi i talerzyki, aby położyć je na stoliku kawowym przed wygodną sofą w galerii. Sofa nie była tam umieszczona przypadkowo. Jej design dodawał klasy pomieszczeniu, a jednocześnie przytulności, gdy omawiane były szczegóły obrazów. Miękki mebel sprzyjał rozluźnianiu atmosfery i lepszemu poznaniu wizji zlecających oraz nich samych. Był to dla Alaeshy niezwykle ważny etap w tworzeniu sztuki, w którą każdorazowo wkładała część siebie, a pewna doza intymności była jej znakiem szczególnym.
Zauważyła Hiroshiego idącego ulicą, dlatego podeszła szybciej do drzwi, aby je otworzyć. Powitała go tak, jak miała w zwyczaju, czyli szerokim uśmiechem. Uśmiech ten nie raz już zjednał jej przyjaciół. Choć wiele osób też go nie odwzajemniało, czym Alaesha specjalnie się nie przejmowała. Jej dzisiejszy gość raczej należał do tych pierwszych, mimo iż łączyła ich jedynie relacja biznesowa. Niemniej, pomimo charakteru ich relacji, mówili sobie po imieniu. Oczywiście w uprzejmy sposób, ale jednak po imieniu, co Itou uznawała za nie lada sukces w wypadku raczej wycofanego snycerza.
- Witaj Hiroshi! Miło Cię widzieć. Wchodź, wchodź. - Jego ubranie było przyprószone śniegiem, a policzki lekko zmarźnięte.
- Płaszcz możesz odwiesić tutaj. - Wskazała ręką w kierunku wieszaka. - Przygotowałam już dla nas kawę i herbatę, co wolisz? Pomyślałam, że przyjemniej będzie nam omawiać zlecenie, gdy najpierw coś wypijemy i zjemy. W końcu pewnie też dopiero co skończyłeś pracę?
@Matsumoto Hiroshi
Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Szybkim krokiem przemierzał ulice Fukkatsu, a mroźne powietrze subtelnie szczypało jego blade policzki. Zima tutaj była równie sroga co w Hyesan powodując, że momentami czuł się jak w domu, zapominając o przepaści, jaka dzieliła te miasta. Różnica była niebagatelna, nie tylko ze względu na kraje, w jakich leżały. Ulice Fukkatsu przemierzał jednak w taki sam sposób, w jaki robił to w rodzinnym mieście-idąc niestrudzenie przed siebie, nie patrząc na nikogo. Spieszył się tak samo, jak mijający go ludzie, którzy poza krótkimi spojrzeniami nie poświęcali mu więcej uwagi, a gwar setek rozmów toczonych na ulicy skutecznie zagłuszał jego myśli. Ta nigdy niezasypiająca metropolia i jej anonimowość były jego wybawieniem, bo on sam był bezsenny i sam pragnął pozostać anonimowym.
Po dłuższej chwili marszu znalazł się w dzielnicy Asakura, która nieustannie pieściła jego zmysł wzroku tradycyjną drewnianą zabudową. Japonia była dla niego cywilizacją drewna, z którego można zrobić wszystko.
Niebo wciąż zsyłało na ziemię śnieżnobiałe płatki śniegu, które ciężko osiadały na podłożu, skuwając lodem szyby i pokrywając szronem okoliczne drzewa, budynki i latarnie.
Zatrzymał się, dostrzegając znajomo wyglądający budynek z urokliwą japońską zabudową. Był przed czasem. Wnętrze parteru widoczne za sprawą wielkich okien zapraszało do środka swoim ciepłym światłem i niewytłumaczalnym magnetyzmem. Jego wrażliwa, artystyczna dusza, choć skrywana skrzętnie za zasłoną nieprzystępności nie potrafiła przejść obojętnie wobec tego piękna. Feeria barw, która wydostawała się na zewnatrz, tworzyła kolorową mozaikę, która tańczyła ochoczo na drobinkach śniegu leżącego u progu Minigalerii.
Dostrzegł Alaeshę, która właśnie uchyliła drzwi. Pamiętał ich pierwsze spotkanie, kiedy powitał ją jak każdego, kto przekroczył próg jego warsztatu. Wzorowym, niskim, pełnym szacunku ukłonem. Czasami się zapominał i intuicyjnie krzyżował ręce na wysokości brzucha, dodając gestowi typowo koreańskiego charakteru. Karcił się wtedy w myślach, obawiając się domysłów na temat jego pochodzenia, choć tak naprawdę nikt nie zwracał na to większej uwagi. Jego stonowany i dumny wyraz twarzy mógł przywodzić na myśl kogoś wyniosłego, lecz wszystko rekompensował ciepły i przyjemny głos, który otulał każde pełne uprzejmości słowo, które wypływało z jego ust.
To, co wywarło na nim największe wrażenie po pierwszym spotkaniu Itou, był jej uśmiech. I do tej pory nie mógł się nadziwić jak ten z pozoru prosty gest w jej wykonaniu, potrafił zmienić oficjalny charakter ich relacji biznesowej. Jej szeroki, szczery i niewymuszony uśmiech, był dla niego widokiem tak niecodziennym, że był wówczas pewny, że czymś ją przez przypadek rozbawił. Nie przywykł do oglądania uśmiechów. Kraj, z którego pochodził, nie słynął bowiem z radości. Uśmiechy i wszelkie przejawy entuzjazmu (szczególnie niezdrowego) były zarezerwowane i wręcz wymagane na wiecach politycznych, a on nienawidził tych zakłamanych i pustych uśmiechów.
Gdy zbliżył się do drzwii, kąciki jego ust uniosły się w uprzejmym uśmiechu, który mimo wszystko zniknął równie szybko, jak się pojawił. Wciąż drzemały w nim demony przeszłości, które wybudzone, przypominały mu, że nie ma prawa się uśmiechać.
- Nie śmiej się, nie płacz, nie rób min, nie podnoś głosu. Musisz być stonowany i odpowiedzialny. Wyprostuj się, broda wyżej. - nakazy matki dudniły w jego głowie jak wtedy gdy w dzieciństwie słuchał ich niemal codziennie. Wracały do niego mimowolnie, skutecznie gasząc wszelkie pozytywne emocje, jakie mogłyby dać wyraz jego twarzy, która teraz przybrała ten sam chłodny, dumny i przygnębiony charakter.
Wszedł do środka dopiero wówczas, gdy usłyszał swoje imię. Alaesha była też pierwszą osobą, która tak otwarcie porzuciła znaną mu etykietę i szybko przeszła z nim na 'ty'. Niechętnie na to pozwolił i bał się jak nigdy, bo zdarzało mu się nie reagować na własne imię...
Wnętrze galerii wypełniał zapach świeżo zaparzonej kawy z nutą rześkiego zimowego powietrza, które wpadło tu wraz z jego przyjściem.
- Poproszę herbatę. - powiedział cicho, przypominając sobie, że stanowczo przeginał ostatnio z kawą, gdyż była to jego druga doba bez snu. Nie pamiętał już, nawet kiedy to jego bezsenność wzięła swój początek. Zdarzało się, że opadał w sił w zupełnie przypadkowych miejscach, zdziwiony że w ogóle się budzi, bo miał wrażenie, że w ogóle nie zasypiał.
Jego ciemne niczym otchłań spojrzenie szybko zainteresowało się obrazami wiszącymi w galerii, a on podobnie jak Alaeha ukochał sobie sztukę. Dzieła znajdujące się w pomieszczeniu były tak wszechstronne, że właściwie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Niektóre z nich były realistyczne - przedstawiające portrety czy martwą naturę, inne - impresjonistyczne ukazywały fascynującą grę światła i koloru, pozostałe natomiast były nieoczywiste, jakby wyrwane ze snów. Prawdziwe, choć nielogiczne. Wszystko to sprawiało, że brunet bezwiednie zaczął przechadzać się po pomieszczeniu i z wnikliwością podziwiać to, co było dane mu zobaczyć.
- Fenomenalna robota.- przyznał z uznaniem, przystając w końcu i spojrzał na Itou. - Skąd czerpiesz inspiracje?
@Itou Alaesha
Warui Shin'ya, Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Udało jej się zerwać z tym nieprzyjemnym dla niej nawykiem po „przejściu”. Dotarło do niej, że do tamtego momentu niewiele osób obchodziło to, co ona czuje. Jej również to specjalnie nie obchodziło. Opiekowanie się latami chorą matką sprawiło, że wyzbyła się prawa do posiadania własnych uczuć i potrzeb. Wartość mogły mieć tylko emocje innych ludzi. Przebycie udaru uświadomiło Ali, że gdyby wtedy umarła, to nikt specjalnie by nie zapłakał, ani nawet nie zauważył jej braku. Świat dalej kręciłby się wokół swoich spraw, tylko bez niej. Była to myśl równie straszna, co wyzwalająca. Obecnie Itou wciąż była wyczulona na reakcje innych ludzi, jednak nauczyła się, że często nie mają one zbyt wiele wspólnego z nią, a raczej z ich codziennymi sprawami i życiem wewnętrznym.
Czasami zastanawiała się nad tym, dlaczego to właśnie ona została senkenshą. Wątpiła w to, aby wszystkie osoby, które uciekły śmierci, spotykał taki los. Pod skórą czuła, że jej wrażliwość na emocje innych mogła mieć z tym jakiś związek. Być może wrażliwy umysł Alaeshy otworzył się na kolejny wymiar i cierpienie zbłąkanych dusz. Przy czym jednocześnie dotyk śmierci diametralnie zmienił jej życiową perspektywę i dał impuls do skupienia się na sobie. Dzięki temu niezwariowania od rzeczy, które zdarzało jej się widywać.
Drobnym efektem tych wszystkich zdarzeń był jej uśmiech. Uśmiech, którym obdarowywała ludzi niezależnie od ich reakcji. Uśmiech, który jednak prezentowała przede wszystkim siebie. Dzięki nieprzejmowaniu się reakcjami innych na własne zachowania łatwiej było jej dzielić się dobrą energią. Niejednokrotnie przekonała się o tym, że osoby, które w pierwszym odruchu nie odwzajemniały jej energii, często najbardziej jej potrzebowały — i być może Hiroshi należał do właśnie takich osób.
Alaesha ponownie zamknęła na klucz drzwi do galerii i jak na dobrego gospodarza przystało, poczekała chwilę, aż jej gość rozdzieje się z płaszcza. Zauważyła, że jego dłonie były wyjątkowo czerwone, jakby skórę oszczypał mróz.
— Gdzieś ty tak zmarzł? — Powiedziała do czarnowłosego, wskazując brodą na jego dłonie. Uwagę Alaeshy przykuła kupka śniegu przed drzwiami, która była zdecydowanie zbyt duża, jak na otrzepanie śniegu po przejściu kilkudziesięciu metrów od przystanku autobusowego. — Nie mów mi, że szedłeś pieszo całą drogę w takim mrozie?!
Podeszła do stolika, na którym chwilę wcześniej postawiła imbryki i smakowicie wyglądające mochi. W zasadzie nie tylko wyglądały ładnie, ale były też smaczne — wiedziała o tym, ponieważ sama je przygotowała, a nigdy nie podawała gościom poczęstunku, którego sama wcześniej nie spróbowała.
— O, dzisiaj herbata. Pewnie, już nalewam. — Pochyliła się nad stolikiem i chwyciła wpierw za imbryczek z herbatą. Podczas wlewania herbaty do czarki, gorąca para unosiła się do góry, czyniąc przyjemny kontrast do zimnego otoczenia za oknami. Podeszła do Hiroshiego i podała mu parującą czarkę pachnącą jaśminem. Sama miała większą ochotę na kawę — potrzebowała odrobiny energii po tym spokojnym i sennym dniu. Nalała więc sobie kawy do drugiej czarki i postanowiła dołączyć do swojego gościa i jego małej rundki po galerii. Odruchowo chwyciła jedno z mochi i będąc w połowie drogi do swojego gościa, ugryzła je. Dopiero wtedy pomyślała, że powinna najpierw poczęstować Hiroshiego. Podnosząc, jakby na dowód, ugryzione ciasteczko uśmiechnęła się i powiedziała — Czuj się jak u siebie!
W rzeczywistości Hiroshi już się nieco rozgościł w jej skromnych prograch, przyglądając się obrazom. Był u niej pierwszy raz. Dotychczas robiła niewielkie zamówienia w jego pracowni snycerskiej, które również samodzielnie odbierała, ponieważ lubiła tam przychodzić. Pachniało w niej świeżym drewnem, lakierem i innymi specyfikami do zabezpieczenia drewna. Jej węch, najwyraźniej spaczony od lat pracowania z farbami, uwielbiał zapachy chemikaliów. Lubiła też samo drewno, choć nie umiała z nim specjalnie pracować. Udało jej się już zbić kilka deseczek i pomalować bejcą na potrzeby urządzenia przydomowego ogródka, ale był to prawdopodobnie szczyt jej możliwości. Z tego względu była tak samo urzeczona pracami Matsumoto, które były dopracowane w każdym detalu.
Stanęła koło mężczyzny, który w tym momencie przypatrywał się jednemu z jej obrazów. Był to portret nieznanej jej kobiety, którą kiedyś widziała w parku. Była przepiękna, a ciągnąca się za nią aura mieniła się feerią barw. Nie mogła się powstrzymać i później musiała ją namalować, choć na płótnie więcej było widać kolorów, niż twarzy głównej bohaterki.
Na co dzień nie zwracała zbytniej uwagi na swoje prace w galerii — wieszała je na ścianach i układała na sztalugach, przez co szybko zaczynały stanowić integralną część pomieszczenia. Tym bardziej ponowne przyjrzenie się wcześniejszym pracom było dla niej przyjemne. Jak przeglądanie starych zdjęć, o których już się niemal zapomniało. Choć nękało ją to, co chyba każdego artystę — dostrzeganie po czasie drobnych niedociągnięć w swoich pracach — bardziej skupiała się na uczuciach odczuwanych podczas tworzenia.
Patrząc na swoje stare obrazy była w stanie przywołać niemal te same emocje i wrażenia zmysłowe, gdy tworzyła dane dzieło. Miała tak od zawsze, jednak synestezja dodatkowo podkreśliła tę cechę. Mogła odczuwać swoje dzieła nie tylko wzrokiem, ale też wrażeniami słuchowymi, smakiem czy dotykiem.
— Dziękuję Hiroshi. Natomiast jeśli chodzi o inspirację... — Zamyśliła się na chwilę. Słyszała już to pytanie wielokrotnie, ciągle jednak nie mogąc znaleźć na nie dostatecznie dobrej wymówki. Nie chciała przyznawać się do synestezji. Nie chciała, aby taka przypadłość świadczyła o jej sztuce. W samej synestezji nie było nic złego, w zasadzie miało ją zaskakująco wielu ludzi. Nie miała jej jednak od zawsze, a jedynie stanowiła niespotykany efekt uboczny cudem przeżytego udaru. Jej przyjaciel, którego również spotkało coś podobnego, nie zyskał żadnych nowych umiejętności. Synestezja niezwykle poszerzyła jej horyzonty i wpłynęła na jej sztukę, jednak wciąż była jak ciało obce. Nadal nie miała pewności, czy w jej wyniku po prostu nie stała się popsuta. — Inspirację biorę zazwyczaj po prostu ze świata. — Czasem i świata duchów, dodała w myślach — Ze wszystkiego, co mnie otacza. Czasem coś zobaczę i po prostu muszę przelać to na płótno. A ty? Co Cię inspiruje do tworzenia w drewnie?
@Matsumoto Hiroshi
Warui Shin'ya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
-Lubię długie spacery. - przyznał, odwieszając płaszcz na wieszak wskazany przez Itou.
Gdy wręczyła mu parującą czarkę, podziękował jej kolejnym, delikatnym uśmiechem, który trwał stanowczo za krótko by ktokolwiek, poza Alaeshą, mógł uznać to za jakikolwiek gest. Poczuł przyjemne mrowienie w dłoniach, gdy objął przemarzniętymi palcami ciepłe porcelanowe naczynie wypełnione aromatycznym napojem.
Po chwili jego usta jakby same przylgnęły do pięknej, ręcznie malowanej czarki i jakby automatycznie przechylił naczynie, upijając łyk aromatycznego napoju. Intuicyjnie przymknął powieki, gdy jego przełyk zalała ciepła ciecz, która poczęła rozgrzewać jego ciało od środka, żegnając na dobre nieprzyjemny dreszcz na plecach towarzyszący mu w czasie wędrówki.
- Inspiracja? - zdziwił się wyraźnie jej pytaniem. - Jesteś pierwszą osobą, która mnie o to pyta...
Ludzie zlecający mu różne prace z reguły nie wchodzili z nim w pogawędki. Bo chociaż był bardzo kulturalny, niewiele się odzywał, co odnotowywano jako ogólną niechęć do rozmów.
Teraz, słysząc pytanie Alaeshy, nie znał prostszej odpowiedzi:
- Rzeźbię to, co zlecają mi ludzie... - przyznał, a herbata jaśminowa zatańczyła na krawędzi czarki, kiedy wzruszył ramionami. Jego pragmatyzm przyćmiewał wszelkie przejawy artystycznej świadomości, choć nie był obojętny na jej odbieranie. Swoją działalność postrzegał raczej jako rzemiosło, a nie sztukę, nie potrafiąc tym samym dostrzec w niej kreatywności. Lata tłamszenia artystycznych zapędów skutecznie wyrobiło w nim ten sposób myślenia, choć coraz chętniej zaczynał angażować się we własne, niezlecane projekty. Największe wyzwanie stanowiły dla niego rzeźby postaci, które zawsze chciał tworzyć, a do których smykałki nigdy nie ujawniał. W przeszłości obawiał się przymusu tworzenia popiersia Kim Dzong Una lub KIm Ir Sena, a on od zawsze wątpił w zasadność uznawania ich władzy.
Tutaj, w Japonii rzeźbił, bo tym się trudził. Rzeźbił, bo to kochał. Aż w końcu rzeźbił, by nie myśleć. Nie miał życia prywatnego, spędzał w pracowni długie godziny, czasami rzeźbiąc nieprzerywanie po kilkanaście godzin. Szybko dokańczał wszelkie zlecone mu prace, a ludzie chętnie do niego wracali. Bo choć nie uchodził za człowieka szczególnie rozmownego czy sympatycznego, był punktualny, dokładny i przede wszystkim znał się na rzeczy.
- Gdybyś zapytała mnie o inspirację kilkanaście lat temu, może znalazłbym inną odpowiedź. Kiedy byłem dzieckiem, kochałem szkicować. - przyznał szczerze. Rysunek był z resztą niezbędnym etapem w pracy snycerza. Każde zlecenie poprzedzone było skrupulatnie sporządzonym rysunkiem technicznym.
Nie lubił wracać do przeszłości, jednak cała energia panująca w galerii, jak i ciepło z jakim wychodziła do niego Itou, powodował że jakaś cząstka jego duszy pragnęła się otworzyć, choć w istocie był to zaledwie szczęk otwieranego zamka. - ale nigdy nie potrafiłem obchodzić się z kolorem. - mówił, wpatrując się w każde maźnięte z finezją fragmenty płutna, składające się w niezwykłą, harmonijną całość.
- A dlaczego drewno? - powtórzył pod nosem - Bo nie potrafię robić niczego innego. - odpowiedź była taka, jakiej można było się po nim spodziewać. Krótka, banalna, praktyczna i odarta z idealizmu. Nie miał wykształcenia, które można byłoby uznać w demokratycznym świecie. Cała jego edukacja od czasów wczesnoszkolnych była do cna przesiąknięta propagandą i kłamstwem. I choć tak dużo wiedzy przyswoił na uchodźctwie pod Seulem - nie mógł pochwalić się żadnym dyplomem, który pozwoliłby mu zając się czymkolwiek innym. W Korei Południowej gdzie traktowano go jako obywatela drugiej kategorii, mógłby co najwyżej pomarzyć o własnej pracowni. Bez szans na asymilację, bez szans na sprawiedliwą płacę. Tutaj był anonimowy, w Fukkatsu nikt nie zadawał pytań, a wszelkie szczegóły dotyczące jego przeszłości pozostawały za zamkniętymi drzwiami urzędu do spraw cudzoziemców.
- Poza tym lubię drewno. Lubię jego zapach, lubię jego teksturę, niegraniczne możliwości i lubię ciepło, jakie oddaje, kiedy kładę na nim dłonie. Z drewna można stworzyć dosłownie wszystko, od funkcjonalnych mebli, ozdobnych elementów, po płaskorzeźby czy zupełnie abstrakcyjne statuy. Drewno to niezwykłe wdzięczny materiał do pracy, mimo że czasem wymaga użycia dużej siły, ale jednocześnie z odpowiednim wyczuciem, by nie popękało. Dzisiaj snycerka, to taki relikt przeszłości, ale cieszę się, że dla ludzi to wciąż stanowi jakąkolwiek wartość. - mówił wyjątkowo dużo jak na siebie.
- Choć mój ojciec nigdy tego nie pochwalał... - dodał po chwili, niepytany. I sam się zdziwił, gdy usłyszał to słowo, bo w jego świadomości rodzic ten istniał jako bezimienny 'on'. Nigdy nie nazwał go swoim ojcem czy tatą, od dzieciństwa uczony był zwracać się do niego na 'Pan'. Lee Shin-Duong był wzorowym obywatelem Korei Północnej. Był pracowity, wymagający a przede wszystkim bezgranicznie oddany reżimowi. Własnemu synowi serwował tylko zimną dyscyplinę. Rządził twardą ręką i nie znosił żadnego sprzeciwu. Zawsze powtarzał, że ten świat jest dla silnych. A Hiroshi czuł się kruchy, zupełnie jak przepiękna porcelana spoczywająca w jego dłoniach. - Był oficerem i uważał, że jako jego syn powinienem trzymać broń zamiast dłuta czy ołówka. - mówił jakby snycerstwo było jego własnym wyborem, mimo że skierowano go tam, bo potrzebowano rąk do pracy. - Choć mam wrażenie, że byłby mną rozczarowany cokolwiek bym nie robił.
Gdy odwrócił wzrok od obrazu, który studiował już tak długo, ukradkiem zobaczył w szybie wielkiego okna własne odbicie. Tak naprawdę był bardzo podobny do ojca, ale tego nie dostrzegał, bo nie chciał tego dostrzec. Delikatny zarost, który nosił, miał pogłębić różnicę, nie tylko światopoglądową.
Sam miał być kiedyś jak jego ojciec. Zimny i bezwzględny, gotowy na wszystko w pełnieniu służby dla dobra reżimu. Ale wrażliwy od dziecka Hiroshi, choć bardzo się starał, zobojętnieć nie potrafił. Cały mur dumnej i niewzruszonej ściany, którą zbudował był wyłącznie maską. Skrupulatnie zakładaną, każdego, kolejnego dnia. Bo tak należało. Bo właśnie tego od niego oczekiwano. Maska, w której się dusił, pozostała do dziś, czyniąc z niego emocjonalnego inwalidę. Sam miał wrażenie, że tuła się jak zbędne ciało obce, że jest zepsuty, wybrakowany.
Jego rozbiegane spojrzenie zatrzymało się nagle na Alaeshy, która stała nieopodal niego słuchając uważnie każdego słowa. Rozchylił usta jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, kiedy zorientował się, że wyjawił już stanowczo za dużo. Zaschło mu w gardle, w efekcie jego uchylone wargi tylko milcząco się zamknęły. Jasnobursztynowa tafla herbaty w czarce zafalowała z gracją, kiedy jak gdyby nigdy nic, jeszcze raz obrócił się i omiótł spojrzeniem wnętrze galerii. Po czym grzecznie zajął miejsce na niezwykle wygodnej sofie, co powinien był uczynić na samym początku. Poczęstował się też mochi, które same w sobie na talerzu tworzyły dzieło sztuki. Nie był głodny, a sięgnął po nie, bo wyglądały niezwykle apetycznie. Kiedy pierwszy kęs ciasteczka wylądował w jego ustach, jego oczy otworzyły się na pełną szerokość w uznaniu, ale Itou i tak musiała poczekać na komplement, wszak Hiroshi - jak na dżentelmena przystało, nigdy nie mówił z pełnymi ustami.
- Sama je zrobiłaś? - zapytał w końcu, patrząc na nią z zaskoczeniem. Ciekawiło go to, ponadto pytania o sztukę kulinarną mogły być świetnym sposobem na zmianę obecnego tematu i odwrócenia uwagi od jego nieostrożnego monologu. - Gdzie się tego nauczyłaś?
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Stanęła obok niego, na zmianę popijając kawę i gryząc ciasteczko, i uważnie słuchała tego, co mówił jej gość. Choć z boku mogłoby się wydawać, że na zadane mu pytania o sztukę odpowiadał lakonicznie, to kobieta mogła wyraźnie zauważyć pewną dozę ożywienia. Podobnie działo się, gdy przychodziła do jego pracowni. Pogawędki na przywitanie były ze strony mężczyzny możliwie krótkie, jednak za każdym razem, gdy przechodzili do omówienia zamówienia, lub co lepsze, prezentacji gotowego zlecenia, Hiroshi potrafił szczegółowo omawiać proces tworzenia.
— Widzę, że zadałam Ci całkiem trudne pytanie. W zasadzie sama też często nie wiem, co odpowiedzieć na pytania o inspirację. W końcu wena czasem jest, a kiedy indziej po prostu jej nie ma, prawda?
— Jednak... gdybym zadała to pytanie nastoletniemu Matsumoto, jaka by była jego odpowiedź? — Dodała, skoro już odniósł się do swojej przeszłości. Trudno jej było uwierzyć, że Hiroshi byłby w stanie tworzyć tak piękne prace bez inspiracji. Oczywiście, jego fach niejednokrotnie polegał na wykazaniu się dobrym rzemiosłem, niemniej czy można w ogóle tworzyć bez weny? Hiroshi dosyć chętnie dzielił się z nią spostrzeżeniami dotyczącymi snycerstwa, więc może uzyska od niego jakąś ciekawą odpowiedź na zadane pytanie.
Stała dalej koło niego, przyglądając się własnemu obrazowi, który powstał z wielkiego przypływu weny oraz inspiracji. Namalowana kobieta była tak samo piękna, jak wtedy, gdy ją widziała w parku. Jednocześnie słuchała Hiroshiego i zastanawiała się, czy jeszcze kiedyś ją spotka.
— Ach, szkicowanie! Ja do dzisiaj je uwielbiam. Czasem tworzę całe prace przy użyciu samego ołówka. Nie są to oczywiście rzeczy na sprzedaż, jednak w graficie jest coś niesamowicie prostego i przyjemnego. Obchodzenia z kolorem też musiałam się nauczyć, wiesz? Oczywiście technicznie umiałam z niego korzystać, ale przyjemność z tworzenia kolorowych obrazów osiągnęłam dopiero później... dużo później. — Zamyśliła się na moment. Dobrze wiedziała, że prawdziwą pasję do malarstwa zdobyła dopiero po zostaniu senkenshą i „nabyciu” synestezji. Nic poza farbami nie potrafiło oddać tego, co widziała i czuła od tego momentu. Inne formy ekspresji artystycznej straciły swoją magię, jednak przede wszystkim Itou nie potrafiła już poprzez nie wyrażać siebie tak, jakby chciała.
— A co tworzysz dla samego siebie? Jeśli tworzysz oczywiście. Bo może to tylko ja jestem taka nienormalna, że po pracy, albo nawet przed pracą, potrafię tworzyć projekty tylko dla siebie. — Roześmiała się. Rzeczywiście, zdarzało jej się pomimo całego dnia spędzonego w pracowni wychodzić na zewnątrz malować naturę lub siadać pod kocem na kanapie i bazgrać cokolwiek. Co ciekawe, pozwalało jej to odpocząć od kreatywnej pracy na zlecenie. Niemniej nie pozwalało to w żaden sposób odpocząć jej nadgarstkom, które chwilami niemiłosiernie bolały po takich artystycznych sesjach.
— Miło słuchać, jak z pasją mówisz o drewnie. I cieszę się, że podążasz za tym, co naprawdę lubisz robić. Wiem, jak to jest, kiedy rodzic nie wspiera Cię w pasji... i na dodatek ma inną wizję na Twoją osobę. Jednak zobacz, na szczęście udało nam się wyrosnąć na ludzi. — Rzuciła gorzko-słodkim żartem. Oboje wiedzieli, że w poczuciu matki Itou oraz ojca Matsumoto ich osiągnięcia byłyby co najwyżej powodem do wstydu. Z drugiej strony, raczej oboje mogli się zgodzić, że sztuka była jedyną właściwą drogą w ich życiu.
— Och, nie wiedziałam, że Twój ojciec był wojskowym. Tutaj w oddziale Tsunami? — Zadała pytanie, choć wydawało jej się, że zna odpowiedź. Hiroshi bardzo dobrze mówił po japońsku, jednak nie brzmiał, jak miejscowy. Mimo wszystko miała ochotę delikatnie pociągnąć go za język i dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
Hiroshi zamyślił się na moment, spoglądając przez okno. Alaesha podążyła za jego wzrokiem, dostrzegając jedynie coraz bardziej zaśnieżoną uliczkę. Następnie zerknął na nią spojrzeniem, którego nie zrozumiała. Być może wspomnienie rodziny nie było dla niego czymś przyjemnym. Usiadł na sofie, więc i ona postanowiła się przysiąść. Zauważyła, że kawa skończyła się w jej czarce, więc nie chcąc ponownie popełnić tej samej gafy, zapytała — Dolać Ci herbaty? — Dopiero potem pozwoliła sobie na uzupełnienie własnej czarki.
— Tak, sama je zrobiłam. Mam nadzieję, że smakują. — Uśmiechnęła się. — W zasadzie to sama się nauczyłam. Jako nastolatka musiałam gotować ze względu na chorobę matki, jednak z czasem okazało się, że po prostu sprawia mi to dużo frajdy.
— Wiesz co, dalej myślę o tym, co powiedziałeś wcześniej. Że tworzysz to, co zlecą Ci klienci. Może w takim razie chciałbyś samodzielnie zaprojektować rzeźbienie na moim kontuarze? — Wskazała na kontuarek do przyjmowania klientów nieopodal drzwi do galerii. — Wiem, że mogę dać Ci w tej kwestii wolną rękę, bo i tak zrobisz je świetnie.
@Matsumoto Hiroshi
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
Obserwował jak między kolejnymi zdaniami, na zmianę upijała łyk aromatycznej kawy i gryzła ciasteczko, które trzymała w niewielkiej, kobiecej dłoni. Jej zachowanie bynajmniej nie przywodziło na myśl brak taktu, a raczej pewną swobodę, z jaką wchodziła w interakcję z innymi. Swobodę, której jemu tak bardzo brakowało.
Z zaciekawieniem słuchał jej słów na temat inspiracji, a jej uśmiech kojarzył mu się z dziecięcą beztroską, kiedy mówiła o sztuce. Była zdecydowanie bardziej rozmowna od niego, za co był jej wdzięczny. Wątpił we własne umiejętności interpersonalne, a podtrzymywanie rozmów przychodziło mu z wielkim trudem.
- W końcu wena czasem jest, a kiedy indziej po prostu jej nie ma, prawda?
Hiroshi przytaknął z grzeczności, ale wydawało mu się, że nie ma w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia. Choć paradoksalnie doskonale wiedział, o czym mówiła. Jego podświadomość skutecznie zignorowała ten fakt, nie dając mu szansy na żadną refleksję.
Pytanie Itou o jego inspiracje z przeszłości zawisło w powietrzu, kiedy spuścił wzrok, zastanawiając sie nad odpowiedzią. Jej spontaniczne pytanie, nie powinno było go dziwić. Było naturalną konsekwencją jego nieprzemyślanych słów. Minęło wiele lat odkąd 'porzucił' rysowanie i potrzebował chwili, by wrócić myślami do tamtego okresu.
- Myślę, że inspiracją były moje emocje. - przyznał po chwili, czując jednak pewną dozę niepewności - Potrzebowałem czegoś, co dałoby upust emocjom, a przelewanie ich na papier wydawało mi się w tamtym czasie najlepszą opcją, choć ściągało to na mnie dezaprobatę rodziców. Dla nich zawsze byłem za bardzo emocjonalny, za wrażliwy, a 'bazgranie' na kartkach było dla nich niepotrzebną i niepożyteczną fanaberią. I może mieli rację...
- Tworzę? - zdziwił się, choć słowo to padło tak wiele razy w trakcie ich rozmowy. Słowo, które tak bardzo nie pasowało, a na które tak bardzo we własnym mniemaniu nie zasługiwał.
- Jestem tylko prostym rzemieślnikiem - powiedział ze szczerą skromnością, a jego delikatny głos odbił się echem od ścian galerii. - Być może jest we mnie jakiś pierwiastek kreatywności, ale artystą z pewnością bym się nie nazwał. - wytłumaczył z niejakim smutkiem spoglądając jej w oczy. - ani moją pracę, twórczością. - dodał po chwili znacznie ciszej, nie chciał być melancholijny i z powrotem wlepił wzrok w portret nieznanej kobiety.
- A czy robię coś dla siebie? - sformułował jej pytanie w zupełnie inny sposób. - Zdarza się, że dłubię w drewnie, kiedy nie mam zleceń, ale nie nazwałbym tego inspiracją, a raczej chęcią zabicia czasu. Uwierz, że moje pobudki w kierunku rzeźbienia nie są tak barwne jak mogłoby się wydawać. - po wcześniejszych emocjach nie było już śladu, a jego głos ponownie stal się beznamiętny. Blokował to dziwne uczucie, pchające go w chęć sięgnięcia po ołówek, że z czasem sam zaczął w to wątpić. - Po prostu to lubię. To wszystko.
Kiedy Alaesha wspomniała o braku wsparcia ze strony rodziny, przeszył ją do cna swoim ciemnym spojrzeniem. Nie przypuszczał, że ktoś tak pozytywnie nastawiony do ludzi i całego świata, mógł mieć takie doświadczenia. Zaczął się zastanawiać, czy dotyczyło to wyłącznie jej twórczości, czy może kryła się za tym jeszcze inna głębia. Tak jak w jego przypadku. Z żywym zainteresowaniem śledził najmniejszy jej gest i każde ze słów wypływających z jej ust, kiedy na zmianę zerkała na obraz i na niego. Mimo dosyć przykrego kontekstu rozmowy, w jakiej się znaleźli, wciąż gdzieniegdzie wkradał się jej uśmiech, chociażby smutny, ale jednak uśmiech. Była w tym tak niebywale naturalna, że niemal go to porażało. Przez krótką chwilę kąciki jego ust uniosły się w naturalnej reakcji, by zaraz potem przysłoniły je ciemne chmury jego przygnębienia.
Znowu pomyślał o ojcu, a wspomnienia odtwarzające się w jego głowie, raniły go na nowo. Był tylko jeden dzień, kiedy jego ojciec patrzył na niego przychylniejszym wzrokiem. Jeden dzień, który był początkiem jego końca. Dzień, w którym włożył na siebie mundur plutonu egzekucyjnego. Czerwona plakietka z jego własnym nazwiskiem stanęła mu przed oczami jak wtedy, gdy wkładał ten cholerny mundur każdego kolejnego dnia. I paliła go w pierś do dzisiaj.
- Jednak zobacz, na szczęście udało nam się wyrosnąć na ludzi.
Gdy usłyszał słodko-gorzki żart Itou, coś rozpadło się w nim do reszty. On z pewnością nie mógł powiedzieć tego o sobie. Wbił wzrok w ścianę pod obrazem, a jego twarz diametralnie się zmieniła. Rozchylone nieznacznie usta nieoczekiwanie zadrżały, gdy jego klatka piersiowa uniosła się w niespokojnym oddechu. Nie zarejestrował, nawet kiedy jego własna szczęka zarysowała się jakby mocniej, a towarzyszące mu właśnie uczucie usilnie starało się rozsadzić jego krtań. Grdyka bruneta przesunęła się gwałtownie w górę i w dół.
Być może zbyt długo milczał albo jego reakcja spowodowała, że poczuł nagle na sobie wzrok swojej rozmówczyni. Dyskretnie skierował twarz w drugą stronę, tak by nie mogła dostrzec przymkniętych w bólu powiek.
Wiedział, że jeśli się zaraz nie uspokoi, jego tłumione w długim przyzwyczajeniu emocje, wybuchną niczym wulkan pełen żrącej lawy. Jego podświadomość jeszcze przez moment się nad nim pastwiła, a dźwięk przeładowania broni w jego pamięci był niemal namacalny.
Z opresji uratował go głos Alaeshy, która nieoczekiwanie spytała o jednostkę wojskową jego ojca. Nieznacznie skierował twarz w jej stronę, choć jego oczy wciąż pozostały przymknięte.
- Nie, nie pochodzę z Fukkatsu. - jego delikatny głos siłą rzeczy zabrzmiał nosowo i w jakiś dziwny sposób poczuł, że jest jej coś winien. - Lecz z północy. - dodał po chwili, pozwalając sobie na półprawdę, licząc tym samym, że Itou nie będzie drążyła tematu. - Nie mam z nim kontaktu. Miejsce, z którego pochodzę, jest jak bezdenna studnia. Łatwo w niej utknąć i niewarto o niej mówić. - w końcu na nią spoglądając. Jego ciemne oczy świeciły nieco bardziej niż zwykle, ale po łzach nie było już śladu.
Kiedy usiedli i Itou właśnie dolewała mu herbaty, badawczo zerknął na jej twarz w poszukiwaniu oznak podejrzliwości, jednak ich nie znalazł.
Temat z mochi przeszedł na chorobę jej matki. Domyślał się, jakie było zakończenie tej historii i w jego oczach odbił się smutek. Wprawdzie on sam nie miał nikogo, za kim mógłby tęsknić jednak uczucie empatii nie było mu obce. Potrafił doskonale współodczuwać, co nauczono go traktować jako słabość.
- Tak, są przepyszne. - przyznał, spoglądając na mochi. - Przez chwilę zwątpiłem, czy nie są kupne.
Kiedy kobieta płynnie przeszła do tematu kontuaru jego oczy natychmiast skierowały się w stronę niewielkiej, lecz dosyć topornie wyglądającej lady. Widoczne spod ciemnego lakieru nieregularne promienie drzewne już wcześniej przyciągnęły jego spojrzenie, jednak wiszące na ścianach obrazy i starannie ułożone na sztalugach płótna skutecznie odciągnęły jego całą uwagę. I taka była ich rola.
Kiedy podszedł bliżej, nie miał już wątpliwości.
- To drewno dębu europejskiego. - nadmienił, kładąc dłoń na powierzchni kontuaru i zrobił kilka kroków, nie odrywając palców od drewnianego podłoża.
Przez chwilę wodził wzrokiem za ruchem własnej dłoni, wyczuwając pod palcami teksturę licznych porów i ciemniejszych sęków. - Rzadki okaz, jeśli chodzi o tę stronę świata. Nie rozumiem tylko, dlaczego ktoś pomalował to na tak ciemny kolor. Wygląda jak wiśnia, a przecież nią nie jest. - jego twarz skierowała się w stronę Itou, jednak jego wzrok wciąż spoczywał na kontuarze. - Zupełnie niepotrzebnie. - skomentował pod nosem. - Na pewno zeszlifowałbym warstwę tego lakieru i nałożył nową - bezbarwną, by zachować jasny, naturalny kolor dębiny.
- Oczywiście, jeśli mi na to pozwolisz. - dodał uprzejmie, choć Alaesha już wcześniej całkowicie zaufała mu w tej kwestii. - Myślę nawet, że w takim wydaniu będzie bardziej pasował do tego wnętrza. - zreflektował się, że nie jest żadnym specem z zakresu projektowania wnętrz, więc natychmiast się poprawił. - a przynajmniej do tych bukowych sztalug i ram z olchy, które ostatnio ode mnie odbierałaś.
- Jednakże, jeśli chodzi o wyrzeźbienie... - zawahał się. - dąb jest twardym drewnem i świetnie nadaje się na tego typu meble, ale nie odważę się na nim pracować dłutem. - delikatnie się pochylił w przepraszającym geście i spojrzał na nią. - Dąb po pełnej obróbce jest niezwykle twardy, a co za tym idzie podatny na pękanie. Obawiam się, że pod wpływem siły - a do tego drewna potrzeba siły, mógłbym go nieumyślnie uszkodzić... - zrobił kilka kroków w jej stronę i zatrzymał się gwałtownie.
- Jedyne, co mogę Ci tej chwili zaoferować to dosztukowanie i wyrzeźbienie płaskorzeźby w tej wnęce. - wskazał dłonią głębokie wycięcie pod ladą. - Zdaje się, że chyba mam w pracowni drewno o zbliżonej barwie. - jeszcze przez chwilę stał i wpatrywał się w kontuar przy wyjściu.
- Mogę? - spytał uprzejmie, wskazując na podłogę, choć Itou nie mogła nawet odczytać jego intencji, kiedy nie czekając dłużej, usiadł na klęczkach i wyjął z tylniej kieszeni spodni niewielki notes i długopis.
- Myślę nad czymś w stylu secesyjnym. A może... - powiedział bardziej do siebie niż do niej i jakby w ferworze nagłej inspiracji (?) zaczął coś kreślić w notesie.
Nie widział, dlaczego pomyślał akurat o drzewach magnolii, które rosły na obrzeżach Fukkatsu, a on na samo wspomnienie ich kwitnących kwiatów mógł niemal poczuć intensywną, lecz przyjemną i kremową woń. Granatowe kreski z ekspresją wydobywały kształty, gdy kreślił na szybko projekt płaskorzeźby.
Do Fukkatsu wyemigrował wiosną, kiedy kwitły Magnolie. Wiedział jedno.
Pachniały wolnością.
- Daleko temu do rysunku technicznego - poderwał się na równe nogi i podszedł do wciąż siedzącej na kanapie dziewczyny. - ale pomyślałem o czymś takim. - podał jej z lekkim wahaniem notatnik z atramentowym szkicem. - Wiesz przecież, że i tak, nie zrobię niczego póki tego nie zaakceptujesz.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
W pewien sposób to właśnie śmierć matki pozwoliła jej się wyzwolić z okowów wiecznej krytyki. Choć i to nie było do końca prawdą; jej słowa pozostały z nią na wiele lat, rujnując życie przez długi czas. Dopiero przeżycie pozwoliło Alaeshy się z tym uporać. Być może Hiroshi nie miał jeszcze swojego katharsis, które pomogłoby mu się odciąć od przeszłości. Postanowiła, że nie będzie go zbyt mocno naciskać. Zależało jej na tym, aby jej gość czuł się u niej komfortowo.
— Rozumiem... Dla mnie rysowanie również było, każdorazowo, emocjonalnym aktem. W zasadzie jest nim do dziś, tylko że pod postacią malarstwa. W kolorach i ruchach oddaję wszystkie moje uczucia... — Zapatrzyła się niewidzącym wzrokiem na jeden ze swoich obrazów. Choć wiedziała, że Hiroshi nie mógł wiedzieć, co miała dokładnie na myśli, to odczuwała przy nim ochotę bycia szczerą na ten temat. Może kiedyś się na to zdobędzie. Miło byłoby podzielić się z inną artystyczną duszą swoim nietypowym brzemieniem. Ciekawe czy by zrozumiał, czy może... uznał, że jej się poszczęściło. Chyba tego bała się najbardziej w wyjawianiu innym swojej przypadłości. Część ludzi z pewnością uznałaby, że to nie jej talent, a synestezja sprawiły, że jej dzieła są dobre.
Kolejne jego słowa dodatkowo ją zasmuciły. Nie chciała go na siłę przekonywać, że jest artystą. Są rzeczy, które każdy musi ujrzeć samodzielnie. Szkoda, że nie mógł zobaczyć siebie jej oczami. Wydawał się z początku dosyć poruszony jej pytaniem, jednak po chwili zachowywał się już zwyczajnie. Co nie znaczyło, że zachowywał się jak zwykle — raczej jakby chciał ukryć jakiegoś trupa w szafie. Niemniej temat wydawał się przez niego zamknięty, więc postanowiła nie kontynuować.
— Cóż, na innych jednostkach wojskowych niż ta z Fukkatsu to już się nie znam. Więc pewnie nawet jakbyś podał mi nazwę, to bym nie wiedziała. W zasadzie o jednostce w Fukkatsu też niewiele wiem. — Wzruszyła ramionami, przyznając się do swojej niewiedzy.
Zdecydowanie potrzebowali trochę weselszych tematów do rozmowy. Na wspomnienie ojca Hiroshiego sama pomyślała o swoim. Robiła to niezwykle rzadko, ponieważ — po prostu go nie było. Choć z matką miała tak wiele złych wspomnień, to nie mogła jej zarzucić tego, że „była”, czego już o swoim rodzicielu nie mogła powiedzieć. Ciężko jej było dzisiaj nienawidzić kogoś zupełnie nieobecnego, choć w tym porównaniu powinien być nawet gorszy od matki Itou, chociażby za zrzucenie na jej barki całej odpowiedzialności. Mimo wszystko to kobieta była winna wszelkim błędom wychowawczym i pomyłkom popełnionym na własnej córce.
W zasadzie cieszyła się, że Hiroshi w żaden sposób nie skomentował informacji o śmierci jej matki, która przypadkiem została wplątana w rozmowę. Cóż, trudno było czasem po prostu o tym nie wspomnieć, gdy było to tak ważne wydarzenie, wręcz dzielące jej życie na pół. Mimo tego, że minęło tak wiele lat i na niej nie robiło to większego wrażenia, to ludzie wciąż na to różnie reagowali. Najgorzej, gdy reagowali współczuciem, które było ciężkie do przełknięcia.
Alaesha w pewnym momencie jednak otrząsnęła się i doszła do wniosku, że jej życie dzieje się tutaj, w teraźniejszości. Nie miała zamiaru poświęcać więcej czasu przeszłości, aniżeli już to zrobiła. Wolała zająć się herbatą i jedzeniem mochi, bo to przynajmniej było prawdziwe — istniejące w rzeczywistości, namacalne i materialne. Godne jej uwagi.
Szczęśliwie temat płynnie zszedł na odnowienie kontuaru w jej galerii, który oboje z przyjemnością, i ulgą, podjęli. Szczególnie Hiroshi zapalił się do pracy, wstając z sofy, by przyjrzeć się meblowi. Taki stan rzeczy zdecydowanie poprawił humor Alaeshy — choć prawdopodobnie nie było nawet po niej specjalnie widać, że uległ on większym zmianom. Miało się to jednak zmienić, tym razem wychylając wskazówkę samopoczucia w tę dużo lepszą stronę — dzięki przypływowi weny od Matsumoto.
Obserwowanie Hiroshiego podczas oględzin kontuaru było dla Alaeshy ciekawym zajęciem. Bardzo lubiła to robić — przyglądać się ludziom w ich naturalnym środowisku, łapczywie pochłaniać ich unikalne gesty, zagarniać tylko dla siebie garść ulotnych informacji. O dziwo, częściej miała okazję do takich obserwacji na obcych ludziach, gdy z ukrycia lub za szkłami przyciemnianych okularów wiedziała, że nikogo nie skrępuje swoim spojrzeniem. Jednak w tym momencie Hiroshi był tak zajęty badaniem słojów i wyciąganiem wniosków i projektowaniem, że spokojnie mogła sobie na to pozwolić. Oparła łokieć na stole, a na dłoni położyła podbródek. Spod przymrużonych powiek patrzyła na jego poczynania, rozkoszując się momentem bezkarności. Hiroshi i tak był w tym momencie zajęty, mogła się więc ograniczyć jedynie do krótkich odpowiedzi — jednocześnie pozwalając rozbestwić się jej zmysłom dotkniętym synestezją.
— Europejskiego? Nie wiedziałam, że mam tutaj takie cacko. Szczerze, to kupiłam ten kontuar za niewielkie pieniądze z antykwariatu. Najwyraźniej oni też nie wiedzieli, co mi sprzedają. — Lekko zachichotała.
Prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się zmieniał, gdy mówił o snycerstwie. Zwykle oszczędny w mowie i gestach stawał się otwarty, niemalże rozluźniony. Jego ciemne spojrzenie z czujnością detektywa omiatało ladę, a opuszki palców przesuwały się po kolejnych słojach z czułością kochanka. Alaesha cieszyła się, że Matsumoto dołączył do jej grona znajomych i że sama mogła czerpać z jego natchnienia. Właśnie takich ludzi potrzebowała w swoim życiu. Choć wnioskując po tym, co jej dzisiaj powiedział, sam mógł nie zaliczać się do osób utalentowanych, natchnionych czy inspirujących.
— Och, to byłoby wspaniale, gdyby ten kontuar był jasny! — Niemal wykrzyknęła z uradowania. — Przecież wiesz, że na wszystko Ci pozwolę... — Ugryzła się w język, stwierdzając, że mogło to zabrzmieć trochę nietypowo. - ... co tylko będziesz chciał zrobić z tym kontuarem. — Dodała pewniej.
Hiroshi czuł się jak we własnym żywiole, oglądając ladę z każdej możliwej strony. Itou nigdy nie poświęciła większej uwagi temu kawałkowi mebla — poza momentami nienawiści, gdy zauważała, jak bardzo nie pasował do wnętrza. Jednak w tym momencie entuzjazm znajomego snycerza zaczął udzielać się i jej. Moment, w którym mężczyzna usiadł na podłodze z notesem i zaczął kreślić na świeżo swoje pomysły, nawet jej nie zdziwił. Jedynie wywołał szeroki uśmiech na twarzy Itou, którego on jednak nie mógł zauważyć — nie myliła się co do niego, miał duszę artysty. Gdy zerwał się z podłogi, Itou również zadbała o starcie z twarzy triumfalnego uśmiechu.
— Magnolie... Skąd wiedziałeś, że je uwielbiam? Zresztą! Wiedziałam, że pozostawienie projektu Tobie, będzie świetnym pomysłem. Na żaden mój oficjalny akcept nie możesz liczyć! — Wyszczerzyła się w niemal złowieszczym uśmiechu, po czym rozłożyła rysunek gładko na stoliku. — Wiesz, że ten rysunek jest bardzo ładny? Myślę, że do tego też masz talent. — Przejechała palcem po liniach z tuszu, które zaschły ledwie przed chwilą. — Myślisz, że jak długo zajmie Ci przygotowanie kontuaru? Domyślam się, że muszę go przetransportować do Ciebie, bo tutaj chyba niewygodnie byłoby Ci pracować, prawda? Muszę sobie zorganizować jakieś tymczasowe zastępstwo dla tego mebelka.
@Matsumoto Hiroshi
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
Dla zasady starał się ograniczać słowa, gdy zaczynał mówić o drewnie, by nikogo nie zanudzić.
W oczach kobiety nie dostrzegł jednak znudzenia a żywe zainteresowanie. Ucieszył go jej entuzjazm, choć nie mógł być do końca pewny, czy nie był jedynie oznaką jej grzeczności.
— Europejskiego? Nie wiedziałam, że mam tutaj takie cacko.
- Tak, to iście królewski materiał - odpowiedział natychmiast wiedziony uwagą, z jaką go słuchała. - Jest niemal niezniszczalny, odporny na szkodniki, łatwy w pielęgnacji i przede wszystkim prawie w ogóle "nie pracuje" - nawet nie zarejestrował, kiedy uśmiechnął się pobłażliwie na widok zdezorientowania, który odbił się nagle w jej oczach. - to znaczy, że się nie paczy i bez obaw możesz ułożyć na nim stos ciężkich rzeczy, a on nie ugnie się pod ich ciężarem. Nie odkształci się także pod wpływem temperatury czy wilgotności. To zdecydowanie najlepszy materiał na meble spośród wszystkich gatunków drzew. Jedyną jego wadą - oczywiście z mojego punktu widzenia jest fakt, że piekielnie ciężko się na nim pracuje. - ponownie położył dłoń na powierzchni kontuaru. - To drewno jest tak twarde, że potrzeba do niego specjalnych kamiennych dłut - bo te tradycyjne, zwyczajnie się na nim łamią.
- Widzisz te otarcia i rysy na krawędziach? - wskazał palcem newralgiczne miejsca. - Dąb jest niezwykle odporny na uszkodzenia mechaniczne, co pozwala mi przyjąć, że ten kontuar ma dobrych kilkadziesiąt lat, jeśli nie ponad sto.
- Nie jestem oczywiście żadnym rzeczoznawcą - zaznaczył dobitnie. - ale wydaje mi się, że ktoś kupił to w obniżonej cenie ze względu na te uszkodzenia, a tutaj na miejscu, przemalował by wyglądało jak drewno wiśni, które jest bardzo popularnym materiałem stolarskim w Japonii.
- Oczywiście, tymi uszkodzeniami, także się zajmę. - zapewnił ją. - Będzie jak nowy.
Jej komentarz z przyzwoleniem na wszystko przeszedł w jego męskiej świadomości bez większego echa. Jego kompletny brak doświadczenia sprawiał, że nie potrafił dostrzec pewnych dwuznaczności, które - zupełnie jak w tym przypadku, mogły pojawić się przypadkowo i nieintencjonalnie.
Kiedy podał jej granatowy szkic, który uczynił przed sekundą, zaczął z trwogą obserwować jej reakcję, która ku jego zdziwieniu, okazała się nader pozytywna.
- Nie wiedziałem że je uwielbiasz - powiedział z wyraźną ulgą w głosie. - ale ja także je lubię. I chyba miałem jakieś dziwne przeczucie, że Ty także je "dostrzegasz". - powiedział tajemniczo, po chwili jednak precyzując swoje myśli. - Magnolie. Nigdy nie mogłem wyjść z podziwu, że ludzie - szczególnie wiosną - mijają je tak zwyczajnie i nie zatrzymują wzroku. Bezustannie się gdzieś spieszą i pozostają ślepi na to otaczające ich piękno. A ja? Mógłbym tam stać godzinami, obserwować taniec kwiatów na wietrze i delektować się tym niezwykłym zapachem.
- Komu ja to zresztą mówię... - spojrzał na nią. - Jesteś artystką, widzisz znacznie więcej niż przeciętny człowiek. - wbrew pozorom nie mówił o synestezji, o której nie miał pojęcia. - Masz wielki talent, Alaesho. Potrafisz patrzeć. - jego wzrok ponownie wpadł w pułapkę jej dzieł, a on mimowolnie przejechał wzrokiem wzdłuż i wszerz całą galerię. I absolutnie nie miał dość.
Zaczął się zastanawiać, jak wyglądało prowadzenie takiego miejsca. Z jednej strony był zaintrygowany, z drugiej doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że jemu zwyczajnie brakowałoby odwagi. Jego prace, które powstały po godzinach, a które nie były na sprzedaż, zagracały kąty jego pracowni, ale dbał o to, by nie zbierały kurzu. Starannie zakrywał je płótnem lub innym materiałem, chroniąc je tym samym przed wścibskimi spojrzeniami ludzi, którzy wchodzili do jego warsztatu. Bał się osądu i drwiny z czegoś, w co wkładał całe swoje serce. Nawet zlecone przez klientów prace, choćby małe i błahe, powodowały u niego wielki stres, kiedy musiał je zaprezentować. Paradoksalnie stawał się wtedy bardziej rozmowny, choć tak naprawdę była to jedynie prymitywna potrzeba wytłumaczenia się, tak jakby z góry zakładał, że jego praca nie spotka się z aprobatą. Choć zawsze było dokładnie na odwrót.
I także, teraz kiedy pokazał Alaeshy swój szkic, czuł się nieswojo. Jego dłonie automatycznie zacisnęły się na jego ramionach, jakby nagle zrobiło mu się przeraźliwie zimno.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech zwątpienia, kiedy pochwaliła jego rysunek.
- Dziękuję, jesteś bardzo miła. - odpowiedział wciąż nie potrafiąc przyznać tego, co starała mu się powiedzieć już kilkukrotnie, a w co mimo wszystko nie potrafił uwierzyć.
Choć bardzo starał się kontrolować swoją mimikę, jego twarz ponownie zmieniła wyraz gdy Itou wróciła do tematu kontuaru.
- Przetransportować? - zapytał wyraźnie zdziwiony, gdyż niektóre kwestie zdawały mu się być zbyt oczywiste. Zrobił kilka kroków w kierunku drewnianej lady pokrytej grubą warstwą ciemnego lakieru.
- Nie będę się teraz rozwodził nad gramaturą drewna, ale dębina jest tak gęsta, że nie przepuszcza cieczy. Z tego samego powodu jest piekielnie ciężka. Najlepiej będzie pracować na niej na miejscu. - stwierdził i po chwili spojrzał na nią przepraszająco. Poczuł, że był to wielki nietakt - Oczywiście, jeśli mi na to pozwolisz...
- Problem z tym kontuarem jest taki, że nie mogę go sobie ot tak rozkręcić i skręcić, kiedy będzie gotowy, bo jest w całości klejony. Nie ma tu ani jednej śrubki, bo to drewno zwyczajnie koroduje metale.
- Mogę pracować w godzinach wieczornych albo nawet w nocy, by Ci tutaj nie przeszkadzać, ale będziesz musiała na chwilę znaleźć zastępstwo dla tego mebelka. - powtórzył jej zdrobniałe słowa i położył dłoń na kontuarze. - ile mi to zajmie? To zależy...
- od tego, czy będę spał. - ostatnie słowa odbiły się wyłącznie w jego głowie, bo czuł, jak jego ciało zaczyna upominać się zdrowy sen.
- Myślę, że od dwóch do czterech dni maksymalnie. - sprecyzował. - Płaskorzeźbę wykonam już u siebie. w tak zwanym międzyczasie.
- Jeśli chodzi o wycenę... - bardzo nie lubił schodzić do tematów rozliczeniowych, ale zawsze należało zająć się tym przed rozpoczęciem zlecenia. Spojrzał na nią nieśmiało. - Chciałbym Cię o coś poprosić.
Jego ciemne spojrzenie spoczęło na jednym z pejzaży, który stał na jednej z jego sztalug. - Zielonego pojęcia nie mam jak mam wycenić pracę na dębinie, bo pewnie zacznę ją przeklinać, gdy przyjdzie mi ją polerować, ale... chciałbym Cię prosić w zamian o obraz. - wydusił z wysiłkiem. - Dopłacę oczywiście, jeśli będziesz chciała. Po prostu byłbym zaszczycony, gdybym mógł powiesić w mieszkaniu Twoje dzieło. - dokończył cicho z wolna kierując na nią swój wzrok. Jego niemal czarne oczy utkwiły na Itou i nie wiedział, czego spodziewał się zobaczyć w jej tęczówkach o nieoczywistym kolorze.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Tym bardziej przysłuchiwała się mądrościom Hiroshiego, że nie znała się na tym. O technikach malarskich wiedziała już chyba wszystko, ale snycerstwo? Czuła dreszczyk ekscytacji, mogąc poznawać nieznany jej dotychczas świat struktur, kolorów i stopnia twardości. Poza tym lubiła ludzi z pasją. Gdy ktoś namiętnie o czymś opowiadał, to każdy temat stawał się ciekawy. Chociaż „niemal każdy” byłoby lepszym określeniem. Były tematy nie do zgryzienia dla Itou. Wpierw musiała dostrzec w danej tematyce jakąś wartość, aby móc słuchać czyjejś opowieści z zainteresowaniem. Przykładowo rozprawa o modelach i osiągach pociągów mogłaby ją chyba zabić — choćby omawiał go człowiek z największą pasją.
Mimo wszystko jej wiedza o drewnie nie była aż tak znikoma. Wbiła mu się niemal między słowa, dorzucając drobne uwagi. Niemniej gdyby zapytał o więcej, to jej zasób wiadomości zapewne by się w tym miejscu skończył.
— Ej, wiem, co to znaczy, że drewno pracuje! Może nie znam słownikowej definicji, ale to właśnie to, o czym opowiedziałeś! Chociażby moje drzwi do domu, te z tyłu, jeszcze ich nie widziałeś, inaczej działają od pory roku. Na zimę jakby puchną i się gorzej zamykają. — Rzuciła, próbując udowodnić, chociaż fragmentaryczną wiedzę w tej dziedzinie, po czym zaczerpnęła oddech i zaczęła mówić dalej. — Miałam tak kiedyś z podłużną szafką na nóżkach. Po czasie zupełnie się wygięła w dół. Musiałam do niej dokupić dodatkowe nóżki i przytwierdzić je na środku i wtedy udało mi się ją wyprostować. — Pochwaliła się osiągnięciem, z którego była naprawdę dumna, choć, gdy opowiedziała o nim na głos, to nie zabrzmiało wcale tak imponująco.
— Żartujesz? Sugerujesz, że te rysy świadczą o tym, że może mieć aż tyle lat? Może warto go pokazać jakiemuś rzeczoznawcy, co myślisz? — Na chwilę uniosła wzrok w górę w zamyśleniu. — W zasadzie wiedza od rzeczoznawcy nie byłaby mi do niczego potrzebna poza świadomością lub chwaleniem się klientom... — Odparła dalej będąc zamyśloną, w zasadzie sama sobie odpowiadając na zadane pytanie.
— Wychodzi na to, że po renowacji ten kontuarek będzie mógł ze mną zostać do końca życia! — Zaczęła się śmiać. — Chociaż wątpię, aby przyszła „babcia Itou” wciąż sprzedawała tutaj obrazy. Chociaż... kto mnie tam wie! — Powiedziała głosem udającym staruszkę.
— Dziękuję, jesteś naprawdę kochany, że się zajmiesz tym moim mebelkiem. Zdecydowanie wolę oddać go Tobie do renowacji, niż kupować nowy. Rozglądałam się za nowym kontuarem, ale w sklepach wszystkie były takie nijakie i jakoś słabo wykonane. Choć teraz mi się on wcale nie podoba przez ten kolor i zniszczenia, to podejrzewam, że uda Ci się ukazać jego prawdziwą duszę. — Klasnęła z zadowoleniem w dłonie, niejako przypieczętując swoje słowa. Nie przyszłoby Alaeshy do głowy, że Matsumoto nie byłby w stanie wskrzesić jej lady i była pewna jego umiejętności.
Hiroshi opowiadający o kwiatach magnolii nieco ją zaskoczył. Był naprawdę wrażliwy na piękno, a jego słowa, zamieniły się raczej w melodyjne opowiadanie. Stanowiło to ciekawy kontrast do niego samego — dobrze zbudowanego, o silnych i spracowanych dłoniach mężczyzny. Malarce było wyjątkowo miło, że tak się przed nią otwierał.
— Tak, magnolie są cudowne! Nawet nie wiem, czy nie są to moje ulubione kwiaty. - Ponownie zwróciła wzrok ku górze, zastanawiając się. Był to gest, który zupełnie nieświadomie powtarzała za każdym razem, kiedy starała się coś przemyśleć. — Lubię jeszcze konwalie, przede wszystkim za zapach, natomiast zdecydowanie nie wyglądają tak pięknie, jak magnolie. Jedną z rzeczy, którą jeszcze cenię w magnoliach, jest to, że kwitną tak szybko. Ledwie, gdy zaczyna się wiosna, a dookoła jeszcze prawie nic nie rośnie, one są w stanie zaspokoić pierwszy głód widoku roślinności po zimie.
— D-dziękuję. — Wybąkała tylko krótkie podziękowanie na nieoczekiwany komplement. Dawno nie słyszała już tak oryginalnego komplementu, dlatego było to dla Alaeshy niezwykle miłe. Większość osób stawiała na banalne i niezbyt wnikliwe komplementy na temat jej sztuki. Natomiast były one i tak zdecydowanie mniej wyświechtane niż pochlebstwa dotyczące urody czy tonu głosu. W końcu na te rzeczy i tak nie miała większego wpływu, więc po cóż było zwracać na nie tyle uwagi? Szczególnie że takie słowa zazwyczaj sprawiają przyjemność, dopiero gdy słyszy się je od kogoś bliższego sercu. W innym wypadku raczej mogą wprowadzić w uczucie skrępowania lub bycia obserwowaną i oglądaną — niczym towar na półce.
— To kamień z serca, że nie muszę go transportować! — Uśmiechnęła się pobłażliwie, gdy Hiroshi skończył mówić o ciężkości dębiny i pozostałych technikaliach. W rzeczywistości taki stan rzeczy był jej bardzo na rękę. — Tak naprawdę to nie wiem, jak miałabym przenieść ten kontuar do Ciebie, chyba musiałabym wynająć jakiś samochód i do tego jeszcze dwóch tragarzy. Dlatego jak najbardziej zapraszam do mnie. Wynajdę jakieś miejsce na parterze, żebyś mógł spokojnie pracować.
Obruszyła się na słowa o tym, że snycerz miałby pracować po nocach. Nie byłoby to zdrowe i stawiałoby ją w złym świetle jako zleceniodawcę. Jednocześnie, byłoby to odrobinę dziwne, aby Hiroshi do późna przebywał w jej domu. Przynajmniej na razie ich znajomość nie była na tyle bliska i swobodna.
— Chyba sobie żartujesz, że miałbyś pracować po nocach! Możesz normalnie przychodzić do mnie w ciągu dnia. Jak będziesz siedział do późna, to też spodziewaj się obiadu albo kolacji. — Oczekując tego, że zaraz zacznie się wymawiać, dodała jeszcze jedno zdanie. — Nawet nie chcę słuchać Twoich wymówek, to już postanowione.
Spodziewała się tego, że Matsumoto może próbować zaniżać cenę swoich usług ze względu na grzeczność, ale zapłata w obrazie? Tego jeszcze u niej nie grano. Oczywiście, wystawiała konkretne ceny dla swoich dzieł, ale były to ceny dla bogatych snobów. Dla znajomych koszt jej obrazów zmniejszał się jedynie do farby, płótna i poświęconego przez nią czasu.
— Jesteś pewien, że to Ci wystarczy? Wiesz, pewnie spędzisz nad tym sporo czasu, a ja chcę mieć pewność, że będziesz czuł się odpowiednio wynagrodzony. — Spojrzała na niego najzupełniej poważnie. Wiedziała, że prawdopodobnie z czasem cena jej obrazów będzie rosła, więc Hiroshi w żaden sposób nie będzie na tym stratny. Niemniej musiała mieć pewność, że nie robi tego z uprzejmości.
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.