Budynek z jednym piętrem prezentuje się jako urokliwa konstrukcja, wkomponowana w niską, tradycyjną japońską zabudowę. Przez wielkie okna na parterze przenika do środka naturalne światło, rozświetlając przestrzeń minigalerii sztuki. Wnętrze pomieszczenia zdobią liczne dzieła sztuki Itou Alaeshy, tworząc estetyczną ucztę dla zmysłów. Obrazy stanowią nie tylko dekorację, ale również pełnią rolę zaproszenia dla przechodniów, kusząc ich do wejścia. Każdy szczegół w tej minigalerii został starannie dobrany, aby stworzyć przestrzeń, która zachęca do zanurzenia się w świecie artystycznej ekspresji i oczywiście, kupna lub zamówienia obrazu. Minigaleria jest częścią domu Itou.
Obserwując Alaeshę już wcześniej wysnuwał pewne wnioski.
Z pewnością nie zaliczała się do nieśmiałych kobiet. Jednak jej uroda, a także nieszablonowe wyczucie stylu mogły świadczyć wyłącznie o miłej dla oka aparycji, która jednakowoż jej nie określała.
Nie zwrócił też większej uwagi na jej głos, choć był melodyjny i przyjemny dla ucha - znacznie bardziej interesowało go to, co miała do powiedzenia.
To, czego mógł być pewien, to jej szczerości. Swoboda, jaka płynęła z jej zachowania, jak i momenty uśmiechów wkradanych gdzieś między słowa powodowała, że nie sposób było dostrzec choćby krztyny obłudy, która mimowolnie mogła pojawiać się w wyuczonych i udawanych emocjach.
Nawet nie przypuszczał, że kobieta tak szybko postanowi sprowadzić go na ziemię. A jeszcze bardziej nie spodziewał się, że Itou może mieć jakąkolwiek wiedzę na temat drewna.
Twarze jego zleceniodawców zawsze odzwierciedlały mnożące się w głowie pytania, kiedy przechodził do tematu właściwości drewna. Nie wiedział, dlaczego i tym razem zobaczył je na twarzy Alaeshy. Ludzi z reguły nie interesowało samo drewno, a wyłącznie jego cena lub kolor. Gatunek drzewa był dla większości natomiast nic nieznaczącą ciekawostką, do której nie przywiązywano uwagi.
Był wyraźnie zaskoczony, kiedy dosłownie wbiła mu się w zdanie niemal z oburzeniem.
- EJ, wiem, co to znaczy, że drewno pracuje! - Lekko uniesiony ton głosu i sposób, w jaki rozpoczęła zdanie, totalnie zbił go z tropu. Jego ciemna brew zabawnie poszybowała do góry, gdy usłyszał niespodziewaną formę, z jaką się do niego zwróciła. Bezprecedensowo, bo nawet nie po imieniu! Na jego twarzy pojawił się jednak ulotny uśmiech rozbawienia, a jego oczy skrupulatnie śledziły jej wyjątkowo ekspresyjną gestykulację.
To, co dla przeciętnego Japończyka mógłby kojarzyć się z nietaktem, jego utwierdzał tylko przekonaniu na temat jej osoby. Chyba pierwszy raz w życiu miał do czynienia z kimś tak bezinteresownie przyjaznym i bezpośrednim.
- Wybacz, nie przypuszczałem, że masz taką wiedzę. - rzucił z wyraźną pokorą w głosie, gdy jego rozmówczyni zrobiła krótką przerwę. Był pod sporym wrażeniem.
- W zasadzie cieszy mnie to, że dajesz drewnianym meblom drugie życie i naprawiasz je, by mogły służyć przez kolejne lata. - Drewno to bardzo wdzięczny materiał, tylko trzeba umieć się z nim obchodzić. - powtórzył to, co powiedział już kilkukrotnie dzisiejszego wieczoru.
Kiedy Itou wspomniała o rzeczoznawczy jego twarz posmutniała, w subtelny niemal niezauważalny sposób. Nie wiedział, kiedy kwestię odnowienia kontuaru zaczął traktować tak osobiście. Nie chciał go odnawiać tylko po to, by mogła go sprzedać, choć zdawał sobie sprawę, że de facto kontuar należy do niej i ma prawo zrobić z nim, co zechce. Kiedy zreflektowała się, że nie interesuje jej sprzedaż tego mebelka, wyraźnie mu ulżyło, na jego twarzy przemknął nawet minimalny uśmiech.
Wyraźnie bawiły go jej zdrobniałe sformułowania. Mebelek, kontuarek. Choć za każdym razem starał się studzić te emocje - był przecież poważnym człowiekiem, więc nie powinno go to bawić. Tak przynajmniej myślał karcony przez lata przez rodziców, którzy powtarzali mu, by przestał być infantylny. Dzisiaj to dziecko, które nadal drzemało gdzieś w głębi jego świadomości, czasem domagało się uwagi i tej beztroski, jaka kojarzyła mu się z Alaeshą. I może tylko to sprawiało, że czuł się przy niej zdecydowanie swobodniej, a przynajmniej na tyle, by móc zacząć się uśmiechać. Powoli, z pewną dozą dystansu, ale jednak.
- Chociaż... kto mnie tam wie!
Moment, w którym kobieta udała głos staruszki spowodował, że minigalerię zalał jego zduszony śmiech. Zaśmiał się szczerze - chyba po raz pierwszy w życiu, gdy nieświadomie dopuścił go głosu swoje wewnętrzne dziecko. Przez krótki ułamek sekundy można było dostrzec jego zadbane zęby, które już w chwilę potem zakrył dłonią, chcąc zdusić ten nieuzasadniony entuzjazm. Najwyraźniej talent Alaeshy obejmował także zdolności aktorskie. Sposób, w jaki modulowała swoim głosem sprawiał, że z powodzeniem odnalazłaby się jako rakugo-ka.
- Wybacz mi, proszę. To było zabawne. - powiedział natychmiast, gdy się uspokoił, choć wcale nie zanosiło się na to, by Itou oczekiwała wyjaśnień. Jego usta zmieniły się w cieniutką kreseczkę, gdy stanął niemal na baczność, a wzrok wbił w czubki własnych butów. Przypominał dziecko odesłane za karę do kąta.
Kobieta wróciła do tematu kontuaru, co z powrotem nieco go ożywiło.
- Nowe meble to niestety często tylko sklejka imitująca drewno. Cieszy się sporym zainteresowaniem, bo jest lekka i tania, ale wystarczy odrobina wilgoci i płyty pęcznieją. - wzruszył ramionami. - Lite drewno natomiast przy odpowiedniej konserwacji będzie służyło na lata. Co więcej, zawsze można je zeszlifować i pomalować na dowolny kolor. Dlatego na Twoim miejscu raczej bym się go nie pozbywał.
Niemal podskoczył, gdy Alaesha klasnęła w dłonie. Nie przywykł do takiego okazywania entuzjazmu.
Nie poświęcił już więcej uwagi kwiatom magnolii, dochodząc do wniosku, że zachwycanie się kwiatami raczej nie przystoi mężczyźnie, więc w odpowiedzi na jej słowa tylko delikatnie się uśmiechnął.
- Będzie jak zechcesz. - odpowiedział poważnie widząc jej obruszenie na jego propozycję pracy w późnych godzinach. Koreańczyka z północy nie dziwiła praca w godzinach nocnych, choć najwyraźniej tutaj w Japonii nie była ona mile widziana. Tak naprawdę nie robiło mu to różnicy, bo mógł pracować o dowolnej porze.
- Czy to mi wystarczy? - powtórzył za nią i nie mógł uwierzyć w to, co dane było mu słyszeć. - To ma dla mnie zdecydowanie większą wartość niż jakiekolwiek pieniądze. Wartość sztuki trudno wycenić, gdy ma się świadomość, że artysta wkłada w swe dzieło nie tylko serce, ale i duszę. - wytłumaczył pośpiesznie.
- Zarabiam wystarczająco na bieżących zleceniach, by mieć dach nad głową i jedzenie, a reszta... reszta to nic nieznaczące fanaberie. - dodał jakby chciał się tłumaczyć choć nie wydawał pieniędzy na nic, co nie byłoby absolutnie potrzebne. Wszystko co wydawał poza absolutnym minimum, dotyczyło wyłącznie jego warsztatu - drewno, nowe dłuta, wszystko co mogło być praktyczne.
Jeszcze raz wbił wzrok w płótno. Miał wrażenie, że kiedy tylko powiesi je na ścianie, mieszkanie przestanie być tak puste i obce jak wtedy gdy przyjechał tu po raz pierwszy.
- To okolice Fukkatsu, prawda? - zapytał nagle wciąż wpatrując się w obraz. Spod wyraźnych teksuralnie maźnięć pędzlem wyłaniał się pejzaż przedstawiający wybrzeże skąpane w pomarańczowym świetle słońca chylącego się ku zachodowi. - Dorastałaś tutaj? - uświadomił sobie, że powiedział to, gdy usłyszał swój głos i nagle poczuł jakby był to wielki nietakt.
Niemal w tej samej chwili spojrzał na nią przepraszająco i pochylił głowę, zupełnie jakby jego szyja nie mogła nagle znieść jej ciężaru. Nie chciał tak niegrzecznie wypytywać o sprawy prywatne. - Wybacz, nie musisz odpowiadać. Ja tylko... głośno myślę.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.
— Wiesz, jednak mam wykształcenie artystyczne. Na uczelni miałam co nieco zajęć z drewnem, choć w rzeczywistości bardzo niewiele. W zasadzie tylko kilka podstaw, z których niewiele pamiętam. Plus malowanie obrazków na drewnie, co nie za dobrze mi wychodziło. Wiesz, drewno ma wyraźną fakturę, z którą nie muszę się mierzyć na kartce czy płótnie. Niemniej, wiem, co to znaczy, że drewno pracuje! — Zakończyła, śmiejąc się nieco z własnego wywodu. No tak, nawet snycerzowi próbowała udowodnić, że „ona coś tam wie”.
Wpierw nie zrozumiała wyrazu twarzy Hiroshiego, który nagle spochmurniał, gdy wspomniała o rzeczoznawcy. Aczkolwiek po tym, co powiedział, po chwili się domyśliła. Mógł pomyśleć, że chce sprzedać odnowiony mebel, a to przecież zupełnie nie tak! Nie chciałaby odnawiać kontuaru tylko po to, żeby się go pozbyć. Gdyby miała ochotę go wyrzucić, to oddałaby go przy pierwszym odbiorze gabarytów.
— Lubię naprawiać rzeczy. Szczególnie gdy są cenne lub łączy mnie z nimi jakaś historia. Nie tylko nowe, błyszczące i nietknięte jest piękne. — To, co powiedziała, nie dotyczyło jedynie przedmiotów. Sama była kiedyś „rozbita ”. Gdyby miała traktować rzeczy i ludzi pod kątem bycia „pełnymi”, to sama siebie powinna wyrzucić na śmietnik. Wolała dawać szansę, naprawiać, wierząc że rzeczy złożone na nowo mogą być równie użyteczne, a nawet piękniejsze niż kiedykolwiek — dlatego podążała w swoim życiu według idei kintsugi.
W koncepcji naprawiania było coś urzekającego. Drewno mogło zdawać się twarde i odporne na zniszczenia, hipotetycznie nie potrzebujące zbytniej troski. Niemniej było już wrażliwe na wilgoć czy ogień. Drewno jako materiał i sam stojący przed artysta zdawali się mieć ze sobą nieco wspólnego. Twardość i surowości Hiroshiego wyglądała Alaeshy jedynie na jedną stronę jego natury, która z innej strony była ciekawa świata i wrażliwa na sztukę. Może też na inne rzeczy, o czym jednak wciąż nie wiedziała?
— Mebelek zostaje ze mną!
Nie spodziewała się, że tak rozśmieszy Matsumoto swoją niewielką grą w udawanie staruszki. Tego typu żarty przychodziły jej zupełnie naturalnie. Były częścią jej codzienności — o ile przy kimś czuła się dobrze. Choć Hiroshi nie wydawał się najbardziej otwartą osobą na świecie, to jednak wyczuwała w nim tę cenną dla niej wrażliwość, a przede wszystkim był miły — jednak nie w japońsko-denerwujący sposób, a wynikający z wrodzonej skromności, może nawet delikatnego braku pewności siebie. Skoro się roześmiał, to bardzo dobrze. Itou lubiła mieć widownię dla swoich wygłupów. Dlatego też udała, że się kłania w teatralnym geście.
— Masz rację, ostatnio w sklepach jest tyle... śmiecia. Rzadko kiedy można kupić coś, co będzie służyło przez lata. — Spojrzała automatycznie na sufit, z myślą o jednym z pokojów na piętrze i dodała. — Wyrzuciłam kiedyś część mebli z tego domu i kupiłam nowe. Ładne, bielutkie, z wyglądu nie takie toporne, jak tamte. Ale co z tego, gdy po dwóch latach już mam wypaczone tylne ścianki? — Wzruszyła z rezygnacją ramionami. Prawda była taka, że początkowo nie było jej łatwo przyzwyczaić się do domu pełnego rzeczy po jej zmarłej matce. Chciała się ich pozbyć, sądząc, że gdy je wyrzuci, to uda jej się wyrzucić pamięć o niej. Zrzucić kamień z serca, który jednak sam uległ rozkruszeniu po przeżytym przez artystkę udarze. — Chociaż to też trochę moja wina, bo pakuję do nich zbyt dużo rzeczy. — Roześmiała się i jednocześnie przymknęła buzię. Zebrało jej się na oversharing na temat własnych bibelotów i ciuchów, facet tutaj zaraz zejdzie z nudów!
— Będzie jak zechcesz.
Zazwyczaj było tak, jak ona chciała. Miała dostatecznie silny charakter, aby wywierać wpływ na innych, czasem naciskając nawet odrobinę zbyt mocno. Starała się już nad tym panować i dawać ludziom możliwość podejmowania własnych i nieprzymuszonych decyzji. Niemniej teraz chciała, aby to Hiroshi zadecydował o ornamencie na kontuarze. Czyli wciąż stawiała na swoim, mimo że decyzję oddawała w ręce snycerza. I też nie chciała, żeby pracował po nocach. Cóż, chyba nie dała mu jednak zbyt wielkiego wyboru, na co jedynie delikatnie potarła podbródek kciukiem i palcem wskazującym w lekkim zmieszaniu. Niemniej skoro się z nią zgadzał, to zostawiła temat w spokoju.
Hiroshi wykazał się jeszcze większą powagą, aniżeli Alaesha, gdy zaczęli rozmawiać o wynagrodzeniu w formie obrazu. Odrobinę wybiło to Itou z rytmu, ponieważ nie spodziewała się po nim tak pewnego wyrażenia myśli. Najwyraźniej był on wciąż pełen niespodzianek do odkrycia.
— Jesteś naprawdę uprzejmy. — Uśmiechnęła się spod rzęs, nieco obrastając w piórka. Wiele osób chwaliło jej dzieła, lecz dosyć powierzchownie. Hiroshi natomiast trafił w sedno. Jej obrazy nie składały się z płótna i farby, choć rzeczywiście były elementem jej twórczości. To, co liczyło się dla Itou to właśnie serce i dusza, które starała się przekazywać w każdym pociągnięciu pędzla. — Z przyjemnością podaruję Ci ten obraz! Będzie mi naprawdę miło, że moje płótno zawiśnie u Ciebie.
— To okolice Fukkatsu, prawda?
— Tak, to nabrzeże, a dokładniej fragment portu. Wieczorami robi się tam spokojnie, a mewy cały czas latają po niebie, aż do zachodu słońca. — Również zawiesiła spojrzenie na obrazie obitym w jasną ramę. Lekkie maźnięcia pędzla odzwierciedlały ogrom wody i odbicie czerwieniejącej kuli w mokrej tafli. Obraz przedstawiał też kilka żaglówek, jak i wspomnianych mew, a nawet czaplę — która naprawdę tamtego wieczoru usiadła niedaleko, tak, że mogła ująć ją na pierwszym planie.
— Mhm, spędziłam całe życie w Fukkatsu. Tutaj się urodziłam i już zostałam. — Kiwnęła głową. — Łatwo się zakorzeniam. Uwielbiam podróżować, ale lubię mieć swoje jedno, wyjątkowe miejsce na świecie. — Od dziwo tym miejscem okazał się dom, w którym się wychowała. Choć kiedyś był dla niej więzieniem, dziś, gdy żyła według własnych zasad, stał się ciepłym azylem.
— Nic się nie stało, to zwyczajne pytanie... Przynajmniej dla mnie. — Otworzyła na chwilę powieki w zdziwieniu, reflektując się potem uniesieniem kącików ust. Cóż, rzeczywiście. Część Japończyków mogłaby się za takie pytanie obrazić.
— A Ty? Jak długo już jesteś w Fukkatsu?
@Matsumoto Hiroshi
Warui Shin'ya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Jej brak przywiązania do sztywnej etykiety definitywnie postrzegał jako zaletę. Z jednej strony trzymanie się tych zasad było zbawienne, pozwalając mu trzymać pożądany przez niego dystans w relacjach międzyludzkich. Z drugiej zaś strony dawał więcej obłudy, która pod płaszczykiem normatyw, potwornie mu się gryzła. Japonia delikatnie pod tym względem przypominała mu jego własny kraj. Okazywanie szacunku każdemu bez względu na odczucia wobec tej osoby wydawało mu się równie fałszywe co wymuszone, szerokie uśmiechy na ulicach Korei Północnej. Wszystko wyreżyserowane. Wszystko zaaranżowane. Wszystko na pokaz.
A jednak... doskonale wiedział, dlaczego wybrał akurat ten kraj, by zacząć życie od nowa.
Z wielkim zaciekawieniem słuchał o jej artystycznej edukacji.
- Wiesz, drewno ma wyraźną fakturę, z którą nie muszę się mierzyć na kartce czy płótnie.
Cóż tego na pewno nie musiała mu uzmysławiać. Nie mniej przytaknął, świadomy że powinien był się domyślić, zamiast z góry potraktować Alaeshę jak resztę nieświadomych tematu klientów.
- Nie tylko nowe, błyszczące i nietknięte jest piękne - to sformułowanie szczególnie utkwiło mu w głowie i miał dziwne wrażenie, że nie mówiła tylko o martwych przedmiotach, gdy jej oczy spoczęły jakby nieświadomie na odnowionej złotem, ręcznie robionej czarce, którą właśnie trzymał w dłoni. Słyszał o technice kintsugi, choć jego umysł podpowiadał mu w tej chwili dzieła Gustava Klimta, gdy wbił wzrok w złotawy niesymetryczny wzór zdobiący część krawędzi naczynia.
— Jesteś naprawdę uprzejmy. — uśmiechnął się pod nosem w odpowiedzi.
Wysoka kultura osobista stanowiła niezwykle ważny element w jego życiu. Była to chyba jedyna rzecz, za którą mógłby być wdzięczny swoim rodzicom, choć przekazanie mu tej wiedzy znacząco mijało się ich prawdziwą twarzą. Taką, jaką tylko on mógł zobaczyć. W daleko posuniętym rozkładzie przyzwoitości, która miała miejsce w jego rodzinnym domu.
— Z przyjemnością podaruję Ci ten obraz! Będzie mi naprawdę miło, że moje płótno zawiśnie u Ciebie.
Na jego twarzy umknął ledwie zauważalny uśmiech, kiedy zaczęła mówić o obrazie. Rozpoznał ten port, bo przecież w jego pobliżu mieszkał.
- Uwielbiam podróżować.
Skupił na niej swoje spojrzenie, słysząc te słowa.
Podróże - dla jednych nieosiągalna pasja, dla innych sposób na życie - dla niego stanowiły nieustającą walkę o życie. Z racji pochodzenia nie zwiedził wielu krajów, a już na pewno nie w taki sposób, w jaki by sobie tego życzył. I pomimo wielkiej ciekawości świata, nie potrafiłby w pełni cieszyć się poznawaniem nowych kultur i smaków. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Przemieszczanie się z jednego punktu do drugiego przywodziło mu na myśl niekończącą się ucieczkę, a on jak obłąkany szukał stabilizacji i bezpieczeństwa. Jego oczy jakby same ponownie pokierowały się na płótno, a myśli skupiały się na jednym.
Zapuścić kotwicę tak, jak w tym porcie.
Czuć morską bryzę, ale na bezpiecznym, stałym lądzie. Złapać wiatr w żagle, ale być jednocześnie wolnym od kaprysu wzburzonych, nieobliczalnych, morskich fal.
- Łatwo się zakorzeniam.
Rozumiał, choć przychodziło mu to z trudem, szczególnie że dotyczyło to zakorzeniania w miejscu, z którego się pochodzi. Wiedział, że mówiła o Fukkatsu, a jednak samo to sformułowanie powodowało u niego jakiś bliżej nieokreślony lęk. Mimo to Japonia wydawała mu się idealnym miejscem na zapuszczenie korzeni, gdzie w przeciwieństwie do jego ojczystego kraju, nikt nie przygważdżał ich na siłę do twardego, zepsutego reżimem gruntu, który pozostawiał po sobie zdeformowane drzewa, unoszące ku górze gałęzie wykrzywione od fałszu.
— A Ty? Jak długo już jesteś w Fukkatsu?
Ożywił się, słysząc to z pozoru proste pytanie. Bezrefleksyjnie przełknął głośno ślinę i gdyby nie fakt, że Itou właśnie odstawiła pustą już czarkę na tackę, a towarzyszący temu dźwięk skutecznie zagłuszył jego reakcję, mogłaby to usłyszeć.
- Od... jakiegoś czasu. - odpowiedział po chwili wymijająco, starając się jednak, by nie zabrzmiało to sztucznie. Choć była to prawda. Niedopowiedziana, ale jednak prawda.
- Wcześniej pomieszkiwałem w różnych miastach Japonii, ale nigdy nie czułem tego, co czuję będąc tutaj, w Fukkatsu, choć nie potrafię tego do końca nazwać. - dodał z zupełną szczerością, jakby chciał się usprawiedliwić, choć i to zdanie w istocie pomijało sporo szczegółów. Nie był to jednak czas ani miejsce, by aż tak wiele ujawniać. Jeśli w ogóle...
Odstawił na tacę pustą już czarkę po herbacie jaśminowej, którą uprzednio nieco bezsensownie nosił w dłoni, jakby nadal była napełniona aromatycznym napojem. Dyskretnie zerknął na zegarek, zawieszony na jego lewym nadgarstku.
- Póżno już. - odezwał sie nagle. - Nie powinienem cię dłużej niepokoić o takiej porze. - dodał uprzejmie nieco wdzięczny losowi za ten dar upływu czasu, akurat kiedy temat zszedł na jego życie prywatne.
Z lekkim pośpiechem zebrał ze stolika notes, z rysunkiem i wymiarami kontuaru, które w międzyczasie wykonał.
- Odezwę się do ciebie za kilka dni, kiedy skończę płaskorzeźbę i wtedy uzgodnimy termin na odnowienie kontuaru.
- Dobrej nocy, Alaesho.
@Itou Alaesha
Warui Shin'ya, Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.
Przez dłuższą chwilę słuchał chłopca z wyraźnym zainteresowaniem. Pierwszy raz w życiu rozmawiał z dzieckiem, jednocześnie będąc wdzięczny losowi, że nastawienie chłopca zmieniło się z negatywnego na zdecydowanie pozytywniejsze. Ponadto Mamoritai okazał się być szczególnie gadatliwym przypadkiem, z niepohamowaną wręcz energią i gestykulacją, gdy dzielił się z nim opowieściami o elfim księciu. Entuzjazm i znaczne ożywienie chłopca podtrzymywało rozmowę, co niezwykle cieszyło snycerza przez wzgląd na jego niemal zerowe zdolności interpersonalne.
Tak naprawdę nie miał możliwości ich gdzie przyswoić, całe życie skrywając się za murem wzniesionym z wyuczonej nieufności, poniekąd przez rzeczywistość czerwonej dyktatury, w której dorastał.
— Jesteś bardzo dzielny. — powtórzył z uznaniem, słuchając o tym, że chłopiec wcale, a wcale nie bał się lewów.
"A ty czegoś się boisz?"
Bezprecedensowe pytanie zawisło początkowo w ciszy.
Po plecach Matsumoto przeszło stado charakterystycznych, nieprzyjemnych dreszczy, nie do końca wiadomo czy wskutek zadanego przez chłopca pytania, czy może postępującego chłodu, który powoli przejmował panowanie nad jego ciałem, od chwili gdy oddał Akariemu własny płaszcz.
Milczał przez chwilę, jedynie co jakiś czas otwierając usta, by zaraz potem zwyczajnie je zamknąć. Zastanawiał się nad odpowiedzią, nie wiedząc tak naprawdę, co mu odpowiedzieć. Bo jak powiedzieć kilkulatkowi, że boi się koloru czerwonego? O broni palnej też na dobrą sprawę nie powinien przy nim mówić...
— Boję się zasypiać, bo zawsze śnią mi się koszmary. — wyrzucił z siebie w końcu z zupełnie szczerym tonie, nie chcąc kłamać, wszak kłamstwa dzieci też nie należało uczyć.
— A ty czegoś się boisz, Akari? — odbił przysłowiową piłeczkę.
Tymczasem temat ponownie zszedł na najbardziej odważną osobę na świecie — elfiego księcia. Snycerz coraz częściej zaczął się zastanawiać, jaka osoba kryła się za tym niewątpliwie zacnym tytułem, bo Akari miał go wręcz za bohatera — nie tylko swojego, ale i całej ludzkości.
Ich wieczorna wędrówka zdawała się nie mieć końca, a Hiroshi pomimo pełnego skupienia na opowieściach chłopca na temat ciem i żuków, wciąż nie odrywał wzroku od pustej o tej porze drogi, którą przemierzali. Nietrudno było zgubić się wśród zawiłych uliczek tej urokliwej dzielnicy, zważywszy, że w tej części latarnie poustawiane na krańcach przecznic nie były liczne. Zaburzyłyby swoją obecnością typową, japońską zabudowę, która stanowiła często stały punkt atrakcji, łaknących tradycyjnego budownictwa turystom. Nic więc dziwnego, że to tutaj miały swoje miejsce dwie słynne na całe Fukkatsu świątynie.
— Oh, jesteś głodny. — zauważył, nie tylko słysząc wręcz dopominające się jedzenia burczenie, pochodzące z dziecięcego brzucha, ale także wyłapując nagłe zmarkotnienie chłopięcego głosu, które utraciło swój wcześniejszy entuzjazm i charakterystyczne ożywienie.
— Jesteśmy już prawie na miejscu. — dodał pokrzepiająco i przyspieszył kroku, powodując tym samym, że chłopiec, którego palce wciąż kurczowo trzymały się dużo większej dłoni snycerza, nieomal zaczął biec. Matsumoto nie poświęcił temu jednak ani jednej myśli — nauczony szybkiego marszu, jednocześnie nieobyty w spacerowaniu, szczególnie w towarzystwie dzieci. Nawet jeśli chciałby przyrównać zdecydowanie mniejszym krokom chłopca, nie miało to najmniejszego sensu, gdyż ciemne niebo spowite przez równie ciemne chmury, coraz intensywniej zaczęło zsyłać na ziemię duże krople marznącego deszczu, a porywisty wiatr sprawiał, że odczuwalna temperatura była znacznie niższa od tej, jaka faktycznie panowała na zewnątrz.
Wodził rozbieganym wzrokiem po niemal identycznej zabudowie, znajomo wyglądającej ulicy, aż w końcu jego oczom ukazały się wielkie okiennice Minigalerii, której był — niemal stałym bywalcem, często samodzielnie dostarczając Aleshy zamawiane przez nią ramy do obrazów. Nie łudził się, że o tej porze zobaczy coś więcej poza ciemnością panującą w środku, ale ciepłe światło tlące się gdzieś na piętrze, dało mu nadzieję, na to, że malarka jeszcze nie spała.
Jeszcze raz dla pewności sprawdził telefon, by upewnić się, czy nie oddzwoniła. Po czym z lekkim wahaniem nacisnął przycisk dzwonka i zaczął układać w głowie sensowne usprawiedliwienie za niezapowiedzianą wizytę o tak późnej porze. Zupełnie jakby tym usprawiedliwieniem nie było samotne dziecko, stojące tuż obok niego, w za dużym dla siebie płaszczu, którego materiał stykał się z wilgotnym brukiem u progu budynku. Obaj zdawali się być przemoczeni, a ich włosy pod naporem wilgoci, przylegały szczelnie do twarzy. I choć chłopca w dużej mierze uchronił ciężki materiał męskiego okrycia, nie można było tego samego powiedzieć o snycerzu, którego lniana koszula, nieznośnie ciężko oblepiała ramiona — najbardziej skazane na zmoczenie podczas deszczu, który właśnie rozpadał się już na dobre.
Jeszcze przez chwilę stali tak u drzwi Minigalerii, zanim wielkiego pomieszczenia nie zalało światło, a duże drzwi nie stanęły otworem.
@Mamoritai Akari @Itou Alaesha
Seiwa-Genji Enma, Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.
— Chodźmy. — Rzuciła króciutko do Hiroshiego, idąc przodem. Przecież trzeba było tych dwoje osuszyć i ogarnąć. — Zamknij tylko drzwi, proszę. — Następnie odezwała się już do swojego malucha, który wcale nie tak dawno gościł u niej w dziwnie podobnych okolicznościach.
— Robaczku mój, co Ty tutaj robisz? Gdzie jest Orville? — Niosąc go przez galerię i korytarz złapała go za dłoń, która była całkowicie zimna. Szczęśliwie ubrany był w płaszcz Hiroshiego, w którym wyglądał trochę komicznie, a trochę jak mały detektyw. Niemniej jednak płaszcz też był już całkiem przemoczony, a idący tuż za nią Matsumoto w ogóle mokry chyba do suchej nitki. Przecież nie mogą się przeziębić.
— Akari, ściągamy to i to. — Musiał się rozdziać z wierzchniego okrycia, żeby mogła sprawdzić, czy nie przemókł bardziej, buty też należało ściągnąć, bo po pierwsze byli już u niej w domu, a po drugie mógł mieć mokre skarpety.
— Hiro, zaraz dam Ci ręcznik i coś pomyślę nad ciuchami, ale... co się stało? — Wciąż kucała przy chłopaku, jednak odwróciła się w stronę Matsumoto, czekając po prostu na opowieść, która ich do niej przyprowadziła.
@Mamoritai Akari @Matsumoto Hiroshi
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.