W ciepłym okresie to idealne miejsce odpoczynku. Czysta woda, wspaniałe widoki dookoła i zapewniona przez lokację wodospadu samotność stały się czynnikami, które nadają całokształtowi plakietkę idealnego. Niewielu wie o samym zbiorniku, a jeszcze mniejsza ilość o szlaku do niego prowadzącym, dzięki czemu brak tu tłumów, krzyczącej młodzieży, głośnych turystów. W tej okolicy rzadko spotyka się kogokolwiek poza chcącymi zaspokoić pragnienie zwierzętami. Gdy jednak komuś uda się podjąć odpowiednie decyzje podczas wędrówki krętym szlakiem, będzie mógł się cieszyć relaksem, którego nie doświadczy nigdzie indziej. Warto czasem zrobić sobie przerwę od zgiełku miasta i ruszyć na wyprawę w poszukiwaniu wodospadu. Spędzenie relaksującego dnia nad ciepłą, krystaliczną wodą potrafi przynieść zaskakujące efekty, uspokajając niejedną strapioną duszę.
Głosy - widok tych, których kompletnie nie znam; ciała - kompletnie zniszczone i kierowane czymś, czego nie jestem w stanie jeszcze pojąć; umysły - wymagające uwagi, starające się ją przekierować na siebie, choć jedynie spuszczam wzrok ciemnych obrączek źrenic na ziemię i powtarzam jak mantrę w nieskończoność, pod kopułą czaszki. Czuję się tak, jakbym się odsuwał od rzeczywistości, w której normalnie było przeciwnie. Nawet jeżeli nie pamiętam absolutnie nic, to nie sądzę, abym miał z tym do czynienia.
To się nie dzieje.
To musi być wynik otrzymanych wcześniej obrażeń.
Dajcie mi spokój. Chcę odpocząć, głowa zaczyna mi pękać od tego wszystkiego. Gdybym mógł tylko cofnąć czas, nie doprowadziłbym do tego, co spowodowało, iż znajdowałem się na granicy śmierci. Tylko że czasu nie da się cofnąć. Można go tylko zasiać, a to, jakie plony przyniesie, zależy tylko i wyłącznie od nas. Przyspieszam kroku, podeszwa poniszczonych, pobrudzonych trampek uderza coraz to głośniej, jakbym chciał, aby działo się to w rytmie niespokojnie bijącego serca. Nie mogę rozprostować własnych skrzydeł, trwając w tej agonii strachu - boję się rozprostować te skrzydła, nie wiedząc, co dokładnie się ze mną dzieje.
Dajcie. Mi. Spokój.
Uciekam. Nie daję sobie z tym powoli rady; nie wiem nawet, jak dostaję się poza obręb miasta, być może natchniony chęcią ucieczki od tego wszystkiego. Z jednej strony nie powinienem tego robić, z drugiej... nie mogę wytrzymać. Telefon mam przy sobie, więc powinno być dobrze. Wrócę. Nie stanie się nic, co mogłoby przyczynić się do kolejnej krzywdy. Przerasta mnie to wszystko i czuję, że jeżeli dalej tak będzie, to chyba wyląduje w zakładzie psychiatrycznym.
Nogi automatycznie prowadzą mnie do wodospadu, którego kompletnie nie znam ani nie kojarzę. Szum wody powoli, acz zauważalnie przyczynia się do uspokojenia rzeki myśli, która przedziera się przez mój umysł bez najmniejszego okiełznania. Niczym pobudzone do biegu, rozwścieczone psy, przed którymi nie mogę uciec, a które to mogę poniekąd starać się okiełznać. Wizja po paru minutach ulega rozszerzeniu i nie widzę tylko czubków własnych butów, a zamiast tego kieruję wzrok na miejsce, do którego sam siebie zaprowadziłem.
Muszę przyznać jedno - natura potrafi być niesamowita. Rozdzielona na swoje cykle, gdzie pokazuje się w pełni okazałości, jaką jest w stanie zaoferować, ażeby następnie przymknąć własne powieki i ustąpić miejsca odpoczynku. Oddycha. Cykl nieustannie się powtarza. Rośliny przybierają na sile, choć czekają na nie kolejne zagrożenia. To właśnie na dzikiej florze skupiam uwagę; nie mam wątpliwości co do tego, iż musiałem się do niej przywiązać w moim poprzednim życiu, jakkolwiek by to nie brzmiało.
Uspokój się, Umemiya.
Przyglądam się kwitnącym na jednym z niewielkich drzew kwiatom, aby następnie je dotknąć. Wydają się być znajome, jak każda roślina, z którą mam do czynienia. Nie wiem czemu, ale nie niosą ze sobą wspomnień, a zamiast tego gdzieś głęboko zakopaną wiedzę w umyśle, do której powoli się dostaję, ale nadal - powoli i bez pośpiechu. Najwidoczniej jest to skarbnica, ale wiadomo - pośpiech nigdy nikomu nie służy. Prowadzi do piekła, stanowi jego podwaliny, gdy w życiu powinno się cenić dokładność. A przynajmniej tu i teraz.
Uderzają mimo wszystko i wbrew wszystkiemu informacje w taki sposób, którego nie mogę zanegować. Jakby z uszkodzeniem głowy nie uciekło mi absolutnie wszystko, a coś jednak pozostało w swojej chęci i nadziei, czekając w gracji na możliwość przebicia się przez ziemię i zaowocowania długo oczekiwanymi plonami.
Słyszę bzyczenie, odsuwam się może nie gwałtownie, ale za to stanowczo. Ciężko, aby nie było tutaj insektów, zatem nic dziwnego, iż gatunki pszczół postanawiają zebrać z nich pyłek; moja reakcja była, co do zagrożenia, zbyt widoczna. Baldachy tylko i wyłącznie im to ułatwiają - żółte, widoczne kwiaty aż proszą się o to, aby zwrócić na nie uwagę. Zachwycają pięknem, a przy lekkich podmuchach wiatru wydają się tańczyć na wietrze.
Tak znajome i jednocześnie tak obce... dlaczego jednak to? Czuję, jak łzy spływają mi po policzkach, a natłok emocji jest na tyle mocny, iż zaczyna mnie boleć głowa. Dlaczego nie zostały mi inne pasje, inne marzenia, inni ludzie? Aż tak bardzo ceniłem sobie możliwość prowadzenia własnego ogrodu, iż się w tym kompletnie zatraciłem? Gdybym tylko kojarzył twarze, byłoby wtedy o wiele łatwiej. Nie bałbym się tego, czy ktoś chce wykorzystać moją nieporadność. Nie traktowałbym siebie przed lustrem negatywnymi komentarzami, a zamiast tego mógłbym dalej żyć - nie tylko istnieć na granicy, gdzie boję się konsekwencji własnych działań w relacjach z innymi.
To nie czuwanie nad każdym pędem uniemożliwia mi utrzymanie prawidłowego obrazu samego siebie - to niemożność zaakceptowania losu, jaki sobie ugotowałem, odbiera mi chęci i energię. To strach przed przeszłością, która stanowi dla mnie nadal tajemnicę. Oczekiwania ludzi wobec tego, jakiego mnie zapamiętali i jakiego zachowania oczekują. Boję się. Nawet nie wiem, kiedy usiadłem na ziemi, gdy przytulam do siebie kolana, obejmuję desperacko ramionami, ale wiem jedno - muszę w tym wytrwać. Będzie lepiej.
Zaciskam zęby i staram się wsłuchać zatem w wodospad; liczę na to, iż otchłań dźwięku pochłonie mnie całkowicie, pozwalając na jakiś odpoczynek. Wzrok ciemnych tęczówek wbijam wprost w kierunku drzewa, jakby miało mi to pomóc nie tylko w uzyskaniu spokoju ducha, ale też i przypomnieniu sobie, skąd je kojarzę.
Wycieram rękawem łzy.
- k6:
- Jeżeli tylko masz taką ochotę, to możesz rzucić k6 na kolejne wydarzenia. Jeżeli natomiast któryś ze scenariuszy przypał Ci do gustu, możesz go wybrać - bo w końcu liczy się dobra zabawa.
Skądś rozpoznajesz tę sylwetkę. Wiesz, że na pewno ją kiedyś widziałaś, ale nadal - jest zakapturzona. Może starasz się podejść powoli? Albo chcesz się wycofać? To Ci się nie udaje i od razu zaliczasz wtopę, depcząc po gałęzi na tyle głośno, iż w tym szumie wodospadu stanowi ona główny zgrzyt.
Dorzuć jedną kostką k6:
1, 3- tracisz równowagę i upadasz na tyłek. Nic Ci nie jest, ale mimo wszystko spotkanie z ziemią łączone z ubrudzeniem sobie rzeczy nie stanowi najprzyjemniejszej rzeczy.
2, 4 - tak niefortunnie idziesz, a może czegoś nie zauważasz? Bóstwa chyba nie są Ci przychylne; skąd się wziął ten konar? Upadasz na kolana i sobie je lekko obdzierasz. Nie jest to nic bardzo bolesnego, ale na pewno sprawia pewien dyskomfort.
5, 6 - udaje Ci się zachować równowagę mimo wszystko i wbrew wszystkiemu. Owszem, jest trochę ślisko, ale przynajmniej zachowujesz klasę. I godność.
@Seiwa-Genji Kamiko
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Idąc w kierunku wodospadu w końcu zapatrzyła się na grzyba, którego pomimo prób nie potrafiła rozpoznać. Nie był jadalny! Chyba... Chociaż znała osoby, które tak czy siak by go zjadły. "Jak umrzeć to z pełnym brzuchem". W skutek jej nieuwagi potknęła się, przez co zaczęła biec z górki. Wyhamowała dopiero pod koniec, a i tak przez rozbieg prawie wbiegła do wody. Oddychała głęboko. Naprawdę. Kiedyś się zabije przez swoje nieszczęście. Znowu, bo już raz się zdarzyło. Niewyspanie w związku z koszmarami też nie pomagało. Na szczęście nikt jej faila nie widział. Zdążyła tylko spojrzeć w stronę wodospadu. - ... - Milczała gapiąc się na Umemiyę. KURWA, JEDNAK KTOŚ WIDZIAŁ! A co gorzsza... BYŁ TO KTOŚ ZNAJOMY! Ogarnęła się szybko jak na szlachciankę przystało i zbliżyła się grzecznie do Eijiego z uśmiechem na pysku. - Dzień dobry Umemiya-san. Dawno się nie widzieliśmy - Przelotnie zerknęłą na rosnące przy linii wody roślinki, których... No tez nie potrafiła rozpoznać. No, chryzantemy to nie były. Te by rozpoznała z kilometra.
Rzut na ogrodnictwo: Epic Fail
@Umemiya Eiji
Umemiya Eiji ubóstwia ten post.
Może dlatego spinam się momentalnie, gdy słyszę cudze kroki. Odwracam się z lekkim przerażeniem w oczach, niemal od razu powstając na nogi. Jeszcze raz wycieram łzy, które zdecydowały się ozdobić moje policzki, nie chcąc okazywać słabości. Nie kojarzę dziewczyny, która dość niespodziewanie pojawiła się na terenach zdobiących wodospad, dlatego nic dziwnego, iż spinam się niemal od razu, czując napięcie dosłownie wszystkich mięśni. Widzę, jak ta o mało co nie wpada do wody, co wynika z rozbiegu z górki, która najwidoczniej potrafi być zdradliwa. Notuję tę dość istotną informację, aby przypadkowo - gdy postanowię tutaj znowu zawitać - nie utopić się w odmętach wody, nieważne, jak ta byłaby płytka.
- Czy wszystko... jest w porządku? - pytam się wpierw, ale gdy dociera do mnie głos, który wskazuje ewidentnie na to, iż ta mnie zna i kojarzy, spinam się momentalnie. Jestem troskliwy, owszem, ale...
Mam ochotę się odsunąć - czuję, jak nawet taka odległość jest dla mnie poniekąd niekomfortowa. Uśmiechu nie jestem w stanie sklasyfikować i o ile jest to zazwyczaj oznaka zaufania, o tyle nie wiem, skąd mam je obecnie wyłuskać.
- Przepraszam, ale... czy my się znamy? - patrzę podejrzliwie i choć mogłoby się zapewne większości wydawać, że udaję, to tak się jednak nie dzieje. Nie udaję - nie rozpoznaję kobiety ubranej w fioletową bluzę, nie rozpoznaję korali, które ma na dłoni, nie rozpoznaję absolutnie niczego, co mogłoby mi wskazać na to, że ją wcześniej znałem. Jest mi wstyd, tym bardziej wstyd, iż moje oczy powracają do normalnego stanu sprzed wylania z siebie tych wszystkich negatywnych emocji, które się kotłowały. - Powinienem być bardziej wyrozumiały, moja wina. - mówię cicho poniekąd do siebie, a poniekąd do niej. Im szybciej się wytłumaczę, tym lepiej.
Nawet w tym momencie drzewo, które wyrastało tuż nieopodal, staje się dla mnie trochę mniej obecne. Co prawda budzi pod kopułą czaszki ogrom pytań, aczkolwiek nie tyle, ile wybudza ich z głębokiego snu tajemnicza osoba. Dla mnie, rzecz jasna, tajemnicza - bo może się okazać, że ją znałem. Że ją kojarzyłem. Tak samo jak kwiaty, które opadają delikatnie na ziemię. Myślenie powoduje u mnie niepotrzebne migreny, ale jak mam porzucić ten nawyk?
W lecie pojawią się... tak, jagody. A te jagody będą czerwone, nie aż tak intensywne, ale nadal - czerwone. Zaciskam usta; najwidoczniej skupiałem się kiedyś na roślinach bardziej, niż było to konieczne.
- Przepraszam, jeżeli cię nie kojarzę, ale... - momentalnie chwytam się za ramię i spuszczam wzrok w podłogę. Czuję się tak, jakbym obnażał przed kimś swój największy sekret. Co więcej, obawiam się pytań i chociaż mogę na nie odpowiedzieć, nie czułbym się przy nich komfortowo. Oczekiwania ludzi są dla mnie wyjątkowo ciężkie do spełnienia. Głębszy wdech, Ume, głębszy wdech. - ...miałem wypadek i niczego nie pamiętam. - na chwilę podnoszę spojrzenie, czując jakąś wewnętrzną pustkę. Palce mam ochotę sobie wręcz wbić w mięsień, lecz w ostatniej chwili odciąga mnie od tego zdrowy rozsądek. - W tym ciebie. Przepraszam, jeżeli będę czuł się niekomfortowo i przepraszam, jeżeli rozmawianie ze mną nie będzie takie samo jak kiedyś to miało miejsce. - kosztuje mnie to naprawdę wiele. Kosztuje mnie to komfort, ale wiem, iż jeżeli tego wcześniej nie zrobię, to później narodzą się z tego kolejne problemy.
Za dużo przepraszam. Gdybym mógł, to bym pewnie nawet przeprosił za to, iż nie oddycham tak, jak to kiedyś miał w zwyczaju dawny Eiji. Przepraszam za to, iż wprosiłem się w jego miejsce prawdopodobnie bez jego zgody. Wzrok do tego momentu mam wbity w podłogę. Wir niepewności wydaje się mnie porywać nieustannie i nie pozwala na wzięcie chociaż jednego, porządnego wdechu, zanim się w nim ponownie zanurzę.
- Jak się nazywasz? - jest mi tak cholernie głupio. Jest mi tak cholernie źle, iż boję się spojrzeć w jej tęczówki, bojąc się reakcji. Współczucie? Złość? Niedowierzanie? Nie wiem, co byłoby w tym przypadku lepsze.
Rzut: Sukces, rozpoznaję drzewo: cornus officianlis
@Seiwa-Genji Kamiko
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
W międzyczasie próbowała przypomnieć sobie nazwę rosnących na brzegu roślin, co niestety nie szło jej dostatecznie dobrze. Kojarzyła wygląd i że pełniły funkcję głównie ozdobną, ale tego jak się nazywały i czy mogła je jakoś zebrać by posadzić w doniczce, już niestety nie. Widać pomimo należenia do koła zainteresowań, miała pewne ubytki w wiedzy. - Pamiętasz może co to za rośliny?
Rzut: Ogrodnictwo - Fail
Warui Shin'ya and Raikatsuji Yuzuha szaleją za tym postem.
Choć nadzieja jest matką głupich, tak oto tym sposobem sprawiłbym sobie znacznie więcej bólu. Są dni lepsze. Są dni gorsze. Są dni, kiedy mogę normalnie spać, a są takie, gdzie przemyślenia na temat tego, co przyniesie następny dzień (o ile przyniesie) w akompaniamencie braku elementarnej wiedzy na temat tego, kogo poznałem w poprzednich latach, skutecznie zabierają ociężałą sylwetkę z ramion Morfeusza, aby rozpocząć procedurę wyśmiewania.
Patrzenia się ze szyderczością prosto w oczy. Prosto w bezsilność ludzkiej duszy; skupienie się na tym, czy dziewczynie nic poważnego się nie stało, w jakimś stopniu, co prawda niewielkim, mizernym wręcz, przykrywa te negatywne emocje.
- ...Dziękuję. - odpowiadam na te słowa, wszak naprawdę konieczność tłumaczenia się z obecnego stanu i zamazanych rysów twarzy nie bywa satysfakcjonująca. W końcu powinienem pamiętać, mnie nie pamiętasz? Może dlatego tak boję się powrotu do pracy. Może dlatego chodzenie po psychologach i rehabilitantach kojarzy mi się z oczami pełnymi żalu, choć podejrzewam, że wcale tych emocji w nich nie ma. Wmawianie sobie raz po raz pewnych rzeczy przychodzi mi wręcz z gładkością, kiedy to umysł jest rozkojarzony, niepewny i nie do końca stabilny.
- Tego mógłbym się cóż... po sobie spodziewać. - spoglądam na kolejne rośliny zdobiące okoliczną naturę. Jakby nie było, matka ziemia skrywa w sobie naprawdę ogrom zasobów, z których tylko nieliczni chcą na swój własny użytek korzystać w celach uzdrowicielskich. I o ile wiadomo, takie dzikie zioła nie zawsze będą działały prawidłowo, wszak w ruch idzie możliwość popełnienia błędu natury ludzkiej, o tyle jednak ogólnodostępne zasoby pozwalają na uniknięcie potencjalnej wpadki. - Dużo było w nim osób? Czy... utrzymywałem z kimś jakiś bliższy kontakt? - pytanie opuszcza moje usta po czasie, jakobym utrzymywał z nimi wcześniej kontakt, choć nie wiem, jak dokładnie moje losy się wtedy potoczyły.
Może nie powinienem za bardzo grzebać w przeszłości, ale są we mnie w sumie dwa wilki - jeden z nich wymaga odpowiedzi, drugi z kolei ich znać nie chce. Cofa się, warczy i nie zamierza współpracować.
- Też mam nadzieję. - ten prawie miesiąc zmian powoduje u mnie mniejsze jąkanie się. Chociaż gdzieś kusi, chociaż przerywam się w połowie zdań, tak nie zacinam niczym powtarzająca się taśma, co już jest w jakimś stopniu progresem. Krokami do przodu wręcz.
Ale ile ich wykonałem do tyłu?
- Przepraszam, nie powinienem cię o to pytać. - reflektuję się, a spojrzenie kieruję z kolei ku wodospadowi, którego dźwięk uderzenia o taflę wody wydaje się być jedną z tych kojących rzeczy. Drugą z nich jest głos kobiety, która okazuje się nieść ze sobą coś więcej niż krzywdzące słowa. To jakoś mnie pociesza na duchu - nie czując się przyparty do muru, moje granice zostają zachowane.
- Kamiko. Zapamiętam. - i postaram się, aby kolejne uderzenie w głowę czy cokolwiek, co się wtedy wydarzyło, nie spowodowało ich zaniknięcia. - Jeżeli mógłbym cię zapytać... co cię sprowadza do takiego miejsca? Nie jest to chyba... hm. Zbyt codzienny wybór na kwietniowe wędrówki. - ciężko spotkać w takich borach i lasach ludzką duszę, dlatego obecność Saiwa-Genji wydaje się być poniekąd... zastanawiająca. - Oczywiście nie osądzam czy coś. Przemawia za tym czyste zaintrygowanie. - mam nadzieję, że moje słowa nie są jakoś źle odbierane; trudno mi znaleźć takie, które by pasowały i chciały przejść przez i tak nieco zmęczone struny głosowe.
Pytanie dotyczące tego, co oznacza otaczająca nas dookoła flora, pobudza moje szare komórki do działania. Jeżeli mam pomyśleć o czymkolwiek, co może być echem przeszłości, jest to właśnie wiedza. Nadal pamiętam, jak należy pisać, oddychać, czy właśnie czytać; w odmęt otchłani przeszły wspomnienia na temat tego, co się wydarzyło i z jakiego powodu. To, co łączyło mnie z innymi, przepadło na dobre. Czy wierzę, że uda mi się odzyskać wspomnienia? Absolutnie szczerze - boję się ich obecności. Boję się ich wpływu na moje kolejne działania, jakoby wskazywać to miało na różnicę między tym, co sobą reprezentuję teraz a tym, co sobą reprezentowałem wcześniej.
Patrzę jeszcze raz na cornus officinalis, chwytając za kolejne elementy wiedzy, które gładko opuszczają kolejne struktury umysłu, aby przeistoczyć się w zdania mające na celu...
zaspokoić ciekawość? Prawdopodobnie tak. To dla mnie też jakiegoś rodzaju trening, który - jak mam nadzieję - odwdzięczy się może w jakiejś przyszłości. W końcu znajomość ziół nie jest czymś przydatnym w życiu codziennym, ale nie wątpię w ich możliwości wobec mniej bezpiecznych leków czy innych substancji, które odbijają się na wątrobie bardziej, niż człowiek jest w stanie stwierdzić na pierwszy rzut oka.
- Jeżeli chodzi o tą roślinę... - wskazuję palcem na niewielkie drzewo, które wydaje się być najkorzystniejsze z tych wszystkich, które udaje mi się rozpoznać - to jest to dereń japoński. Często wykorzystywany w medycynie chińskiej. Przykładowo wywary z niego są stosowane w leczeniu zapaleń czy podwyższonej temperatury. - myślę i stukam tym samym palcami o własne rzeczy, przymykając na chwilę oczy, Powieki po paru sekundach otwierają się, gdy nadal nie wiem, skąd ta wiedza napływa, a jej napływ wydaje się chcieć eksplodować czaszkę, powodując zmarszczenie czoła wywołane dolegliwościami bólowymi.
Dłoń pragnie wręcz powędrować ku głowie, acz tego nie robię, gdy ponownie spotyka mnie...
zawód.
Nie jestem nieomylny, wszak reprezentuję rasę ludzką. Patrzę na wyróżniające się przy wodzie, specyficzne zaczątki czegoś, czego nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Jestem w stanie rozpoznać kształt liści, jak i określić wygląd koszyczków, ale nic poza tym nie świeci w tej pustej od braku wspomnień w głowie. Mrużę oczy, a stres wydaje się ponownie uderzyć w pęknięte już wcześniej struktury, udowadniając to, że nie mogę tym razem wykazać się jakąś lepszą wiedzą.
- Jeżeli chodzi o tę roślinę, to nie mam bladego pojęcia- Generalnie nie jestem w stanie przypomnieć sobie nazwy, przepraszam. - ile to już razy udało mi się ją przeprosić? Zapewne o wiele za wiele. Podchodzę jeszcze do rośliny, ale nie potrafię nic więcej z niej wywnioskować. - Łodyga jest specyficzna, tworzy kępy i ma specyficzne, srebrno-szare owłosienie. Liście łodygowe są mniej podzielone od tych odziomkowych, czyli wyrastających z modyfikacji łodygi. - mruczę, starając się dostrzec więcej szczegółów, ale jej obecny stan, a raczej niedojrzałość, nie pomagają mi w identyfikacji. - Liście szczytowe są natomiast... lancetowate? Tak, chyba tak. O, spójrz tutaj. - wskazuję palcem, pragnąc pokazać, o co mi dokładnie chodzi.
Powinienem znać od razu jej nazwę, ale jedyne, co mogę zaproponować, to opis słowny. Może powinienem zrobić tej roślince zdjęcie i ją sprawdzić za pomocą wyszukiwarki?
- Czy jest jakaś inna roślina, która cię interesuje? - podnoszę spojrzenie. - Może nie pamiętam wszystkich z nich, ale... mogę jakoś zaspokoić twoją ciekawość. Albo coś polecić, jeżeli czegoś konkretnie szukasz.
Rzut: 33
@Seiwa-Genji Kamiko
Pytania które jednak zadał sprawiły, że przez moment musiała się skupić i dokładnie zastanowić. W końcu to było jeszcze w szkole średniej, a jego końcówka biorąc pod uwagę wiosenne wydarzenia... Była raczej ciężka i wypchana innymi sprawami. Pewnej Teke Teke sielsko mordującej ludzi w starych tunelach. - Hmm... Była nas raczej niewielka gromada. Nie więcej niż dwadzieścia osób. - Jednak dokopanie się do tego z kim Ume dokładnie trzymał było raczej niełatwym zadaniem. - Wybacz, raczej nie zwróciłam na to większej uwagi. Naprawdę, przepraszam. - Odparła już mimowolnie, chwilowo ulegając nawiedzającemu ją od jakiegoś czasu dziwacznemu efektowi, który pojawił się po serii koszmarów. Szybko jednak skupiła się na tyle ile mogła, by to cholerstwo odeprzeć. Przysięga że jak dorwie to cholerstwo, które jest za to odpowiedzialne, to będzie się modlić żeby go wyegzorcyzmowano.
Na szczęście chłopak sprawnie skręcił temat, którego chwyciła się niemal natychmiast. - Niecodzinne? No, może delikatnie. Można powiedzieć że lubię spędzać czas na łonie natury. Zwłaszcza że widok wodospadu jest dosyć kojący i przyjemny dla zmysłów. Poza tym... Z większością zagrożeń w Kinigami byłabym sobie w stanie do jakiegoś stopnia poradzić. - Tu już oczywiście mówiła o duchach i yokai. Oczywiście też o zwierzętach, które zawsze mogła spłoszyć inkantacją i bezpiecznie się oddalić. - A ty? Jak zauważyłeś, to raczej nie jest zbyt mocno oblegane przez ludzi miejsce. Zwłaszcza że niektórzy mówią że jest przeklęty. - Co też akurat było stuprocentową prawdą. Znała zagrożenie, dlatego też kiedy już przychodziła do lasu, to była w stu procentach gotowa na ewentualne... spotkania. Niekoniecznie z dawnymi znajomymi z czasów szkolnych
-Hm? - Zareagowałą, kiedy tylko wskazał roślinę i zaczął podawać dość fascynujące fakty i informacje na jej temat, które natychmiast zapisywała sobie w głowie. Oczywiście na tyle, na ile była w stanie. - Dereń, co? W Asakurze jest taki sklepik z szuszami i herbatami. Przejdę się potem i sprawdzę czy go mają. Jestem szczerze ciekawa smaku. - Tak. To zdecydowanie bardziej interesowało ją, niż walory zdrowotne. Zwłaszcza że dostatecznie dobry susz mogłaby dać dziadkowi bądź Enmie w prezencie. Chociaż wątpiła, by jej brat docenił napar z porządnego suszu.
Jednak fakt tego że nie byli w stanie rozpoznać rośliny rosnącej przy brzegu, był dla niej raczej frustrujący. Kojarzyła ją, widziała już wiele razy, ale nie potrafiła sobie w żaden sposób przypomnieć. Tak samo tego do czego można było ją stosować. - Ja tak samo. Widziałam ją już nie raz, ale nie jestem w stanie skojarzyć jakkolwiek nazwy tego ziółka. - Użycie telefonu było co najmniej kuszące, ale nie chciała na to marnować cennych procentów baterii. -Nie, szczerze to nie. Obecnie najbardziej frasuje mnie to cholerstwo, a nie chcę sięgać po wujka Google zanim porządnie się nie namyślę i spróbuję sobie przypomnieć o tym nieco więcej. - A to za wuja jej nie wychodziło.
Miała też jeszcze jedno, drobne pytanie, którego tylko z dobrego wychowania nie ośmieliła się jeszcze zadać. Jednak ciekawość ją zżerała, więc przemogła się przez potencjalny nietakt. - Przepraszam, że zapytam i w pełni zrozumiem jeśli nie będziesz chciał o tym mówić. - Nie uderzyła z grubej rury. A tak to przynajmniej miał moment, żeby się mentalnie przygotować. - Co dokładnie się wydarzyło, że utraciłeś pamięć? - Słyszała takie rzeczy mogą być winą uszkodzeń głowy bądź traumatycznych wydarzeń. I czy w sumie powinna się o coś takiego pytać? Głos z tyłu głowy ponownie kazał jej pogrążyć się w przepraszaniu, ale z całych sił go odpierała.
Rzut: No dupa, no! DUPA, DUPA, DUPA!
Kolejne nieprzespane noce, kolejne pytania cisnące się na usta. Gdyby było tak prosto i łatwo, gdyby technologia to umożliwiała, zapewne zapisywalibyśmy już dawno temu wspomnienia w chmurze. Kształty ludzkich twarzy przestałyby się zniekształcać, a zamiast tego moglibyśmy oglądać dowolny moment w każdej chwili, jeżeli tylko byśmy sobie tego zażyczyli.
Tak jak myślałem - pytania dotyczące tychże tematów doprowadzą mnie donikąd.
- Nic się nie stało, nie musisz przepraszać. - odpowiadam, choć zarejestrowanie informacji o niewielkiej gromadce pałającej się ogrodnictwem jakoś napawa mnie zadowoleniem. Zawsze w tych mniejszych grupach istnieje możliwość na załapanie bliższego kontaktu, który ma na celu zacieśnić w poprawny sposób więzi. Przy większej ilości osób pewne relacje i kontakty się zacierają, ktoś o kimś słyszał, ale w sumie niezbyt wiele; mało też ktoś kogoś widział. - Dziękuję. - przytakuję.
Przechodzimy do innego tematu, który może nadal trzyma się koła w szkole, ale dotyczy czegoś odmiennego. Czegoś, co nas otacza i czegoś, czego to nie możemy uniknąć. Śpiew ptaków nie jest zbyt wyraźny w szumie pędzącego przed siebie wodospadu. Niektórzy daliby się pokroić za możliwość przebywania w takim miejscu.
- Podobno gatunek ludzki ciągnie do tego typu aktywności... - zastanawiam się, choć nie wiem, czy jest to aby na pewno poparte jakimiś artykułami naukowymi. Podejrzewam, że nie; pewne słowa biegną wprost z mojego serca. - Wiesz, przy tym, jak generalnie... pędzimy do przodu w Kakure, istniejący schemat praca-dom dobija, to możliwość odpoczęcia od problemów przy czymś takim jest naprawdę cenne. I trochę zapomniane. - wydaje mi się, że jest to domena ludzi starszych, których to ciągnie do przemyśleń. Młodzi natomiast pędzą do przodu, ile sił w nogach mają, będąc pochłoniętymi też przez nacisk zbierającej żniwa edukacji japońskiej. - Zagrożeń? - podnoszę spojrzenie, choć nie wiem, o co dokładnie chodzi. Wolałbym, aby nie zaatakowało nas żadne zwierzę lub jednostka na tyle rozchwiana, że chcąca zrobić nam krzywdę. A przynajmniej mam taką nadzieję; lekko się spinam. - ...Hm. Taki sam powód praktycznie. I też, chcę się zająć ziołolecznictwem. Nieco podszlifować umiejętności, mimo iż nie jest na to aż nadto pora. - powiadam, spoglądając jeszcze raz na drzewo. - Przeklęty? Dlaczego?
Przeklęte to jest moje życie i nawiedzające mnie wizje. Naprawdę, nie chciałbym mieć z nimi do czynienia. O ile idzie się do pewnych widoków przyzwyczaić, o tyle zaczynam wierzyć, że staję się szalony.
- O, nie wiedziałem, że jest taki sklepik. Też będę musiał do niego zerknąć, potrzebuję paru specyficznych ziół. - powiedziawszy, przy odpowiedniej ilości wiedzy będę w stanie stworzyć coś, co pozwoli mi się zażegnać z bólami głowy. Zauważam je głównie przy próbie przypomnienia czegoś bądź zmianach pogody - na to drugie jestem w stanie bardziej coś zaradzić. Przypadek, gdzie jestem w środku miasta, nie wchodzi w grę, jeżeli chodzi o napary. Chyba żeby w termosie...? - Powinno to smakować w sumie jak... taka mocno kwaśna wiśnia. Albo żurawina. - mówię, dzieląc się tymi niekoniecznie przydatnymi faktami. - Ale sama określisz ostatecznie jego smak. Nie powinien cię odrzucić.
Patrzę na tę roślinę i przez jakiś czas, przynajmniej początkowo, nie jestem w stanie sobie przypomnieć jej nazwy. Te charakterystyczne liście na pewno gdzieś utkwiły mi w pamięci, ale nie kojarzę, w której szufladzie je zachowałem; dopiero bliższy kontakt, dotknięcie tych włosków - wszak nie boję się toksyczności, która nie powinna mieć w tym przypadku miejsca - jak i zastanowienie powodują, iż pewne myśli zaczynają mi się klarować w spójne i logiczne zdania.
- Chyba coś mam... - patrzę pod światło na budowę liścia i to, jak mocno zbudowana jest łodyga. Roślina jeszcze nie kwitnie i podejrzewam, że będzie to miało miejsce w następnym kwartale, a raczej pod jego koniec praktycznie. - Bylica. Liście z tej rośliny są najbardziej trujące, jak mnie pamięć nie myli. - wskazuję na nie, choć nie obawiam się ich zebrania. Coś na pewno można z nich ugrać. - Nawet kojarzę, że w którejś z książek - wszak było mi dane przeglądać pozostawione przez samego siebie zasoby, choć pewne rzeczy przychodzą mi wręcz naturalnie - znalazłem informacje o wykonywaniu nalewek alkoholowych z niej. Ludzie dyskutowali, czy do zatruć dochodziło poprzez nadmiar alkoholu, czy nadmiar tej toksyny. - opowiedziawszy, kontynuuję. - Ostatecznie zakazano w wielu krajach używania tego zioła do produkcji trunków. Odziomkowe liście są natomiast najmniej toksyczne i stosowane w ziołolecznictwie... Przykładowo piołun był dodawany kiedyś do atramentu w celach ochrony bardzo drogich ksiąg. - bez zastanowienia biorę także mniejsze listki, które następnie pakuję do torby.
Wreszcie coś ciekawego, co mogę później wykorzystać; nie waham się przed zbiorami ani moment, korzystając z lewej ręki w głównej mierze. Ta prawa, no cóż, pozostaje nadal poza moją pełną kontrolą, ale w stosunku do początku miesiąca jest już lepiej. Otrzymuję następnie pytanie ze strony Kamiko. Spojrzenie zmęczonych oczu skupia się na niej, a tym samym umysł wędruje wokół myśli niekoniecznie przychylnych.
- Nie ma tematów tabu. Przynajmniej dla mnie- - wzdycham, wszak wiele mnie to kosztuje, ale też - nie chcę od tego uciekać. Co mi da to, że nie będę chciał o tym rozmawiać? Co mi da to, że po prostu uniknę tegoż tematu i będę udawał, że nic się nie stało? Że mnie to nie dotknęło? Albo że nie wiem, co miało miejsce? Bo wiem, co się wydarzyło, ale nie do końca ze szczegółami - przynajmniej na tyle, na ile udało się wywnioskować śledczym. - Więc nie musisz przepraszać. - przymykam na chwilę powieki, kiedy to kończę pakowanie kolejnych elementów piołunu do torby.
Jakby była to rozmowa przy herbacie.
Nie jest.
To pewne odkrywanie struktur, które są wrażliwe, popękane i wymagające subtelnej opieki.
- Z tego, co się dowiedziałem, to zostałem... no cóż. Zaatakowany. Gdzieś w Karafurna Chiku. - rozpocząwszy, spojrzenie ciemnych obrączek źrenic bardzo zaczęło się skupiać na liczeniu liści zdobiących jedno z rozgałęzień rośliny. Jakbym miał tam znaleźć odpowiedź na wszystkie dręczące mnie pytania, choć wiem, że to jedynie smętna reakcja obronna na kotłujące się pod kopułą czaszki emocje. - Dźgnięty w prawą rękę, dlatego poruszanie nią jest dla mnie problematyczne. - uszkodzenie nerwu łokciowego to nic przyjemnego; uczucie znieczulenia czy niemożność odczucia w pewnych momentach temperatury także. Aż kusi mnie powędrować zdrową dłonią do tej schorowanej, ale skutecznie się przed tym powstrzymuję. Nie teraz. - Podobno uderzenie w głowę spowodowało utratę pamięci. Nie pamiętam znajomych, przyjaciół, rodziny czy miejsc. Pozostały mi tylko umiejętności. Całe szczęście, bo jakbym musiał na nowo uczyć się pisać, to chyba bym się załamał. - staram się parsknąć śmiechem, choć nadal jest za wcześnie, abym mógł w pełni sobie z tego żartować.
O wiele za wcześnie.
- Kto to był, nie mam bladego pojęcia. Policja jeszcze niczego nie ustaliła- - czy myśl o tym, że potencjalne zagrożenie nadal buszuje po ulicach, napawa mnie radością? No niespecjalnie.
@Seiwa-Genji Kamiko
Rzut: 99
Seiwa-Genji Enma and Dango Kyōjurō szaleją za tym postem.
Powinna się skupić na czym innym. Na roślinach chociażby. Albo przynajmniej na temacie na który skręcili. Wycieczkach do lasu i niebezpieczeństwach w nim się czających. - Tak, zagrożeń. W końcu dzicz od wieków była ich pełna. Dzikie zwierzęta, owady... Yokai. - W koszmarach była oskarżana o wstydzenie się mieszkańców drugiej strony? Tak? No to niech kurwa mają. Bo na chwilę obecną bardziej niż strach, budziły one w niej gniew. Dlatego teraz w tej rozmowie, nie odpierała faktu że wierzy w ich istnienie. - W zbiornikach wodnych można trafić na kappy, a te bywają złośliwe. Dlatego lepiej mieć przy sobie ogórki. - Bo te maniaki wręcz je uwielbiały. Był to dobry sposób na odwrócenie ich uwagi oraz ułaskawienie ich agresywnych. złośliwych zapędów. - A co do klątwy... Jakiś czas temu słyszałam że ludziom po zmroku ciężko było się w Kinigami poruszać. Zupełnie jakby ich nogi były coraz cięższe z każdą sekundą. - Nie sprawdzała tego - o dziwo - na własnej skórze, a plotki jakie zasłyszała mogły być na chwilę obecną nieco przestarzałe. Lepiej jednak było nie kusić losu.
Jeśli chodziło o sklepik z suszami, to wiedziała jak szybko przekazać mu to gdzie dokładnie się znajduje i jak tam trafić. - Wyślę Ci zaraz pinezkę na mapie. Szybciej znajdziesz. - Wyjęła swój telefon, po czym zerknęła na jej towarzysza leśnych przygód. - Dasz mi swój numer? Nie pamiętam żebym go wcześniej miała gdzieś zapisanego. - I jeśli podał jej go, natychmiast wyszukała sklep i przesłała mu lokalizację. No to gratulacje. Teraz miał gdzie kupować zdrowe ziółka. - Tak, prawda. Zazwyczaj jak robię napary z ziółek, to zawszę dorzucę coś do mieszanki żeby smakowała lepiej. Chociaż i tak będę musiała napić się go na czysto, żeby wiedzieć co dorzucić. - I oczywiście nie ze względu na walory zdrowotne, a tak jak wcześniej jedynie na smakowe. Brakowało jej nieco wiedzy by praktykować ziołolecznictwo.
Niebawem też rozwiązała się sprawa tajemniczego zielska. Głównie tylko i wyłącznie za zasługą Ume, który jak zawsze miał naprawdę ogarniętą głowę do roślin. Westchnęła. Czyli to jednak bylica. - Wiedziałam że skądś ją kojarzę. Pomożesz mi jej trochę zebrać? Posadzę sobie w donicy. - I będę mieć nadzieję że przynajmniej tej roślinki nie ukatrupię przypadkiem. Sama też próbowała wyciągnąć roślinę, jednak sposób w jaki to robiła mógł uszkodzić łodygę i korzeń. A nie można było przecież do tego dopuścić, prawda?
Gdy rozmowa zeszła na temat tego jak stracił wspomnienia, neurony w jej głowie zaczęły aktywnie wariować próbując połączyć kropeczki. Napad i Karafuruna niemalże natychmiast łączyły się w Shingetsu. Jednak nawet jeśli mają na pieńku z jej rodziną, to nie będzie przecież rzucać ślepymi oskarżeniami nie mając żadnych podstaw. Nawet w kierunku tych pieprzonych morderców. - Karafuruna to niebezpieczne miejsce. Zwłaszcza po zmroku. Dobrze że nadal żyjesz. - Odpowiedziała z delikatną ulgą. - Z tego co wiem utracone wspomnienia wracają porcjami. Zwłaszcza jeśli odwiedza się znajome miejsca, bądź ma kontakt z osobami które znało się uprzednio. Przyspiesza to proces. - Lekarzem nie była, ale czytała kiedyś o tym artykuł lub dwa. - I akurat nie dziwię się że policja nic z tym jeszcze nie zrobiła. Jeśli chodzi o Karafurunę albo Nanashi to niezbyt chętnie się za to zabierają. Na twoim miejscu wynajęłabym prywatnego detektywa. Ci zazwyczaj mają dużo więcej swobody niż gliniarze. Znam jednego... - ledwo miało to jej przejść przed gardło - dobrego. - Z chęcią by się sama tym zajęła, ale nie dość że miała obecnie na głowie uniwersytet, to osoba o której mówiła cechowała się znacznie większym doświadczeniem w tej materii. I to tylko dlatego że był kilka lat starszy. Głupol jeden. - Mogę dać Ci jego namiary. Tylko uważaj. Ma bardzo kruche ego. Zwłaszcza jeśli mu wytykasz jakiś błąd.
@Umemiya Eiji
Rzut: -5
Raikatsuji Shiimaura ubóstwia ten post.
Jakby ktoś - coś - chwytało za sznurki podczas rozmowy. Jakbym nie został odebrany w ten sposób, na którym mi zależało - patrzę dokładniej na dziewczynę i myślę, o co w tym wszystkim chodzi. Rozumiem, gdybym był jakoś niespecjalnie miły, gdyby mój głos zawierał sam w sobie krztę niezadowolenia z zaistniałej sytuacji, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że nawet takie drobne rzeczy potrafią na niego wpłynąć negatywnie, w związku z czym nie wiem, jak mogę połączyć tę układankę w jedną, logiczną całość.
Raz jeszcze - coś kompletnie mi tutaj nie pasuje; podnoszę obronnie ręce w sposób subtelny, nienachalny, coby nikogo nie przestraszyć, wszak odbiór mowy ciała powinien rozwiać wszelkie wątpliwości. Moje spojrzenie spotyka się z elementami twarzy Kamiko, mając nadzieję na znalezienie winowajcy w tym całym zdarzeniu.
Może naprawdę jestem niemiły w niektórych momentach? Sam już nie wiem.
- Spokojnie. - mówię całkowicie spokojnym głosem w jej kierunku, nie wiedząc, czy jednak wpłynie to na nią pozytywnie, czy jednak pokieruje ją w stronę bardziej widocznej niechęci. Zaryzykować zawsze warto niż pluć sobie w twarz, że czegoś człowiek bał się spróbować.
Bał się podjąć, stając w okowach wszechobecnego strachu.
A informacje o niebezpieczeństwach okrążających te tereny wydają się być niespecjalnie przyjemne w odsłuchu. Podnoszę spojrzenie i staram się zrozumieć, czy nie jestem ofiarą żartu, ale nie wydaje mi się, aby ta wizja była prawdziwa.
- Yōkai? A to nie są jedynie mity? Historie? - nie wiem, czy mam jej wierzyć, ale teraz ciężko jest mi w cokolwiek zatracić wiarę, skoro sam widok rozwalonych ciał podczas pobytu w mieście nie jest czymś przyjemnym. Skoro dzieciaki biegające po ruinach zniszczonego miasta potrafią być kompletnie rozczłonkowane i niemożliwe pod względem obrażeń, aby żyły. A jednak to robią. Istnieją. Iluzja umysłu. Tak, nie ma na to innej odpowiedzi. - Czyli zawsze warto przy takich zbiornikach mieć ogórki, tak? - upewniam się.
Brzmi to tak nierealnie.
Tak... nieprawidłowo.
Nie, poza tymi zmianami w otoczeniu polegającymi na widzeniu sylwetek, które zapewne dotyczą mojej przeszłości, nic dodatkowego się nie dzieje. Żadna kappa. Żadne takie stworzenia. Nic więcej poza poczuciem samotności w tak dużym mieście, jakim jest Fukkatsu. Pełnym pustki.
Pełnym zimna.
- Hm. - nadal sceptycznie. Nadal z dozą niepewności wobec słów, które wymawia Kamiko. - Nie kojarzę w ogóle takich sytuacji. - mruczę pod nosem, gdy analizuję powoli roślinę. - Te klątwy... to one są dawane przez kogoś? Czy przez te yōkai? - nie rozumiem koncepcji klątw, dlatego nic dziwnego, iż pytam się o tak trywialne - podejrzewam - rzeczy, które powinienem móc zapewne zaśpiewać od razu. No cóż. Moja wiedza jest daleka od szerokiej.
Na informację o pinezce lekko się uśmiecham. Zawsze to jest jakieś ułatwienie.
- Jasne, nie ma problemu. - przytakuję i bez większych problemów podaję Seiwa-Genji mój numer, wiedząc jedynie o tym, że jeżeli ta jest heheszkiem, to może pozamawiać co najmniej dziwne i niepoprawne rzeczy do odbioru. Albo zarejestrować go na podejrzanych stronach - liczę mimo wszystko i wbrew wszystkiemu w głębi serca, że dziewczyna nie ma charakteru tych osób. Długo nie muszę czekać, jak na rozbitym ekranie pojawia się powiadomienie; klikam na numer i od razu go zapisuję przy podesłanej wiadomości. - Dziękuję. - chowam urządzenie do kieszeni. - Wiadomo, takie napary smakują wtedy o wiele lepiej. To jest podobno jak z gotowaniem. - przypominam sobie to, jak Kai robił u mnie jedzenie. - Osobno składniki smakują nijak, ale razem - w odpowiednim połączeniu - przyczyniają się do powstania dobrego jedzenia. - podsumowuję moje myśli.
Tajemnicze zioło jest tym samym czymś w rodzaju częściowego przekleństwa. Z jednej strony może pomóc, z drugiej... w nieodpowiednich rękach może przyczynić się do problemów. To, skąd o tym wiem, powoduje, iż zaczynam kwestionować własne istnienie.
Do czegoś takiego raczej nie powinienem przykładać zbyt dużej uwagi. A jednak to zrobiłem; spojrzenie ciemnych obrączek źrenic odchodzi od zamyślenia i zostawia je w spokoju.
- Ależ oczywiście. Generalnie bylica bywa traktowana jako chwast i nie ma w tym nic dziwnego. Paskudnie się rozmnaża poprzez rozłogi podziemne. Myślę, że na nich się skupimy, jako iż są najpewniejsze. - proponuję, będąc gotowym do pobrudzenia sobie rąk. - Co o tym sądzisz? - zaczynam brać się do roboty, jeżeli tylko uzyskuję ku temu potwierdzenie. Przy tym może przydać się butelka wody, którą wyciągam z torby, wszak nie bez powodu ją ze sobą noszę. Zawsze się przydaje, nawet przy takich ogrodniczych pracach, choć przy tej prawej ręce to będzie troszeczkę wyzwanie. Całe szczęście, że już obsługa lewej ręki nie sprawia mi aż takich problemów. - Bylica ma ten plus, iż posiada silne zdolności regeneracyjne. Nawet z uszkodzonymi korzeniami jest w stanie sobie poradzić i się na nowo "ożywić". - dodaję jeszcze, zanim przechodzimy do trochę mniej przyjemnego tematu.
Tematu wypadku.
Nie wiem, kto za niego odpowiada. I może naprawdę nie chcę wiedzieć.
- Z tego co słyszałem... co przynajmniej zrozumiałem - biorę głębszy wdech, dotykając subtelnie tych ran, które nadal siedzą na psychice - wracałem z pracy. Ale nie wiem, na ile to jest prawdą. - dorzuciwszy, kontynuuję pomoc w oddzieleniu korzeni w taki sposób, aby doszło do najmniejszych uszkodzeń z naszym udziałem. Teraz skupianie swojej uwagi na tej czynności wydaje się być zbawienne, kojące. - Zresztą mieszkam w tej dzielnicy. Każde wyjście po zmroku to błaganie o kłopoty- - wszechobecne krzyki czy światła imprez kłócą się z naturalnym porządkiem ludzkiego organizmu. Nie idzie spać, choć rolety i tak zasłaniają widok; cienkie ściany nie pomagają. Wrzaski, uderzenia butelek o chodnik - także. - Wiem. Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale... - przerywam na ten moment pracę, przyglądając się brudnym palcom, które kończą grzebanie w ziemi. - Czasami boję się, co tam mogę odkryć.
Wymowna cisza z mojej strony wydaje się to potęgować. Boję się. Strach mnie paraliżuje za każdym razem, jeżeli będę miał się czegokolwiek dowiedzieć na temat mojej przeszłości. Nie bez powodu zwlekam z naprawdę wieloma rzeczami, choć wcale nie czuję się z tym o niebo lepiej.
A co, jeżeli Umemiya był złym człowiekiem?
A co, jeżeli się na nim zawiodę?
- Zauważyłem. Nie pałam zbytnią miłością do policji. - nie bez powodu jestem zniechęcony do ich działań. Paskudne aresztowanie czy próba wbicia mandatu skutecznie zadziałały niczym gwóźdź do trumny w utwierdzeniu niezbyt pozytywnej roli tegoż środka opresyjnego. - Nie wiem, czy mnie będzie stać na prywatnego detektywa. Też znam jednego, ale nie przeszło mi przez myśl, aby to bardziej analizować. - przymykam na chwilę oczy, po chwili wręczając Kamiko sadzonkę bylicy. Miejmy nadzieję, że się przyjmie.
Westchnięcie.
- Wiesz, to takie trochę grzebanie w tym, co się stało, choć losu nie odmienię. Nie odzyskam nagle z dnia na dzień wspomnień. - odpowiadam. - Mogę nie znać kontekstu, dla którego zostałem zaatakowany, a- a może po prostu byłem w złym miejscu o złej porze. - zamykam torbę, w której to znajdują się dodatkowe części rośliny. Mam równą nadzieję, iż się uda ją wyhodować w warunkach domowych. Palce przez ten krótki moment bawią się zamkiem, który i tak jest już nieco wyniszczony.
Maczanie palców w tym, w czym maczać się ich nie powinno. Rozdrapywanie świeżych ran, byleby się wdarło do nich zakażenie; tak się czuję na wszelką ewentualność w zakresie odnalezienia sprawcy.
- Jak się nazywa? - pytanie opuszcza moje usta.
Niechaj to nie będzie błędem.
@Seiwa-Genji Kamiko