Brzeg rzeki - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pią 29 Gru - 0:51
First topic message reminder :

Brzeg brzegi


Rzeka, której koniec i początek zdaje się nie istnieć. Zasnuta gęstymi, nieprzepuszczającymi światła oparami brudnej mgły przybiera charakterystyczny klimat złowieszczości i zepsucia. Nie jest w gruncie rzeczy złym miejscem w dosadnym słowa znaczeniu. Stanowi wyłącznie punkt łączeniowy pomiędzy niedawno zmarłą duszą a jej drogą do ponownego odrodzenia się. To właśnie tutaj wysyłani się osądzeni, którym bogowie wskazują jedną z trzech tras: przez most, bród bądź przez odcinek wypełniony kąsającymi wężami. Na podstawie przewinień oraz dobrych uczynków wyznaczana jest konkretna przeprawa.

Sama rzeka nie różni się jednak w swojej wizualnej odsłonie od rzek znanych z ludzkiego świata. Rozlega się tu charakterystyczny szum nurtu i dźwięki pluskania. Nie uświadczy wprawdzie ryb ani roślinności, jednak ci obdarzeni wielkim bagażem wyobraźni mogą dzięki fantazji zmniejszyć rangę Sanzu do zwykłego, choć wyjątkowo nieprzyjemnego pod kątem klimatu i otoczenia, strumienia.

Haraedo

Mistrz Gry

Pią 26 Sty - 23:47
会議 - kaigi

Przez całą trasę Kubota zdawała się nie rozumieć zachowania towarzyszki; szła obok, przypatrywała się jej kątem oka, gdy tylko nadarzyła się możliwość, ale nie wtórowała jej ruchom, nie powiela aktorskiej gry. Kroczyła wyprostowana, choć bez zbytniego zadzierania głowy - odznaczała się stosunkowo normalną aura, prezentowaną przez kogoś, kto udał się na spacer, ale podczas tego spaceru wszedł na wyższe poziomy czujności. Mimo tego nie wyrwała się spod uchwytu Black. Pozwoliła na to, aby kobieta uczepiła się jej ramienia i nawet w pewnym momencie, potykając, wsparła na nim. Rzucone krótko spojrzenie pytało: co ty robisz, u licha? Wargi pozostały jednak nieme.

Jasnowłosa nie odzywała się zresztą jeszcze długo; aż do ujrzenia charakterystycznego drzewa. To tam wyszeptała jego nazwę, wyrwaną z krtani z mimowolnym szacunkiem. Być może nie była zwolenniczką strażników - ani Datsueby, ani Keneō - ale szanowała wartości podziemi, szanowała również regulaminy, które tutaj obowiązywały. Wsunęła zatem dłonie w rękawy i wyłuskała się z ewidentnie ulubionego swetra. Wisiorek opadł z powrotem na jej pierś, zaraz po tym na nagie ramiona spłynęły blond loki. Podała materiał w ogromną łapę ogra. Wyglądało jakby podała mu ubranko dla lalki.

Keneō odczekał również na część odzieży od Black. Nie wydawał się szczególnie przejęty reakcjami obydwu sądzonych, nie przejawiał żadnego zainteresowania. Uwagę utrzymywała wyłącznie Datsueba. Emanowała od niej dziwna, wroga aura, choć usta wykrzywiały się w szpetnym uśmiechu. Było w tym jednak za mało radości, za dużo szerokości - jak u rekina.

Las dalej rzewnie szumiał gdzieś za warstwą wszechobecnej mgły. Był jedynie dźwiękiem, choć bez wątpienia musiał znajdować się całkiem niedaleko, skoro jego muzyka docierała aż tutaj, plącząc się ze szmerem wód w rzece Sanzu. Keneō przerywał te łagodne odgłosy ciągnięciem bosych stóp po ziemi aż wreszcie nie dotarł do niskich gałęzi Eryōju. Zawiesił na nich obydwa materiały - lekkie jak piórka, lekko się jeszcze kiwające od nieoczekiwanego ciężaru, jakby przytakiwały, że wszystko...

- ... jest w porządku, prawda? - Kubota wyrwała się z pytaniem, wskazując nadgarstkiem na wisielczo kołyszący się sweter w paski. Cała skóra jej korpusu miała niemal identyczny motyw - brzuch ciemniał od grubego pasa brunatnej karnacji żywo kontrastującej z bladą cerą tanuki. - Jest, tak?

Dwie sekundy później obydwie gałęzie, jakby kieszenie ubrań wyładowywano kamykami, zaczęły się opuszczać ku ziemi. Ślepia Kuboty mocniej się przymrużyły, wstrzymała dech. Keneō oglądał ten proces bez szczególnych emocji. Jego wklęsłe oczka niespiesznie podążały za poziomem tkanin gnących obydwie gałęzie.

Tymczasem Shirshu usłyszała za swoimi plecami odgłos wydany przez Datsuebę - fuzję odkaszlnięcia i parsknięcia. Nagły powiew oziębił bok senkenshy, wprawił rude pasma w ruch. Chwilę później nad Black i Kubotą pojawił się cień - prędko zweryfikowany jako zamaszyście uniesiona pięść Datsueby. Kułak dłoni zawisnął tuż nad łysawą głową demonicy, a potem równie gwałtownie zaczął opadać, celując miażdżącą siłą w przybyłą dwójkę.

@Hecate Shirshu Black
Warui


deadline: 72h;

ilość spóźnień MG: 0;
ilość spóźnień uczestnika: 0;
Mistrz Gry
Hecate Black

Nie 28 Sty - 15:38
  Skłamałaby mówiąc, że nie czuł dudnienia w piersi w moment po oddaniu części ubrania ogrowi. Łomotanie serca pod żebrami w pewnym momencie stało się niemal bolesne, była pewna, że organ próbował rozeprzeć kości byleby utorować sobie więcej miejsca do pracy; oczyma wyobraźni niemal widziała jak biel przebija wpierw jasną skórę, później czerń koszulki i wystaje na zewnątrz w makabrycznym widoku. Odetchnęła zaraz, wypuszczając nieświadomie zatrzymywane w płucach powietrze.
  Nie dało się zapomnieć o obecności czyhającej za plecami Datsueby — nawet próba zignorowania jej schodziła na marne. Przytłaczjąca sylwetka górowała nad nimi obiema niczym zły omen, zapowiedź nadciągającej katastrofy. Black coraz bardziej czuła się jak uczestniczka jednego z filmów grozy, które tak często oglądała nocami. Teraz mogła wczuć się w rolę jednego z bohaterów stojącego w obliczu dyszącego w kark zagrożenia.
  — ... jest w porządku, prawda?
  Zdecydowanie nie jest.
  Niby to wiedziała, ale i tak się łudziła, prawie wypalając dziurę w gałęzi drzewa na którym zawisły sweter i bluza, gdy tak intensywnie im się przyglądała. Jeszcze chwila i z drewna zaczęłaby ulatywać drobniutka smuga dymu, podobna tym towarzyszącym papierosom, które tak często paliła. Malutki płomień pojawił by się chwilę później, szybko przybierając formę wielkich języków smagających swoją potęgą pozostałe ubrania oraz całe drzewo. Tak się oczywiście nie stało, kolej wydarzeń okazała się znacznie gorsza. Black zdążyła jedynie cmoknąć z niezadowoleniem i zmrużyć ślepia, gdy gałęzie opadały, nieubłaganie ściągając na kark jej własny oraz Kuboty to co nieuniknione.
  Dotychczas łomoczące o żebra serce ustało — znieruchomiało niemal całkowicie przypominając wiedźmie moment w którym świadomość po raz pierwszy opuściła ciało, gdy oddech, tak jak i teraz, ugrzązł w gardle na amen, odbierając mózgowi zdolność dotlenienia. Doskonale pamiętała moment w którym świat dookoła zadrżał, by po chwili sczernieć całkowicie. Następnym co pamiętała była mało przyjemna pobudka w szpitalu. Tym razem nie skończyłoby się jednak miękkim łóżkiem wysłanym bielą i zaskoczoną miną pielęgniarki wzywającej lekarzy. Bryza chłodu wprawiająca rude pasma w ruch była tego największym dowodem.
  Nie wiedziała jak Kubota stała ze swoimi zwierzęcymi zmysłami, czy pracowały na najwyższych obrotach, czy może zaskoczenie wlało cement w skórę, zatopiło mięśnie w bezruchu, a unoszący się w powietrzu proch przytępił słuch i węch. Nie miała pojęcia więc zadziałała odruchowo, ponownie łapiąc ją za rękę; tym razem w uścisk palców trafił nadgarstek. Pociągnęła dziewczynę na bok, byle jak najdalej pięści ogrzycy opadającej z nieba z mocą młota, który niewątpliwie roztrzaskałby im obu czaszki w drobny mak. Jeśli udało jej się dokonać uniku, pobiegła wzdłuż rzeki, gdzieś po drodze popychając Kubotę przed siebie, byleby ta znalazła się jak najdalej zagrożenia.
  — Jakieś pomysły? — rzuciła do towarzyszki, szybko spoglądając za siebie by skontrolować odległość jaka dzieliła ich od Datsueby.

@Warui Shin'ya



Brzeg rzeki - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black
Mistrz Gry

Wto 6 Lut - 16:29
会議 - kaigi

Huk pięści targnął sylwetkami drobnych dziewcząt - Kubota sapnęła, w porę łapiąc równowagę, pokracznie stawiając jedną z nóg do tyłu. Coś dziwnego działo się z jej dolnymi kończynami, coś jakby w stawach, przestawianiu ich, w kolanach, które wydawały się przełamywać w drugą stronę. Nie dało się jednak temu przyjrzeć, kiedy gwałtowny chwyt na nadgarstku pociągnął jasnowłosą w wyznaczonym kierunku. Przez pół sekundy stawiała opór. Jej naturalna reakcja prędko jednak wyparowała, gdy dostrzegła czerwień kosmyków towarzyszki. Jak zakrwawiona flaga pasma rozlały się po jej plecach, podskakując w okolicy prostych pleców; ta myśl poruszyła ciałem Kuboty, zmuszając je do biegu.

- Jakieś pomysły?

W tle słychać było kruszone kamienie opadające na ziemię, odrywające się od podnoszonego łapska ogrzycy. Kubota obejrzała się przez ramię, wyduszając nieoczekiwanie powietrze w płuc, ale prędko obróciła się frontem do trasy, rozglądając uważniej. Jej wąskie ślepia mocniej się przymrużyły, jakby poddawała korekcie ostrość pleneru.

- ... tam!

Tym razem to jej przyszło w udziale, by mocniej pociągnąć kompankę. Obróciła dłoń, opierając palce o jej przegub, jakby również chciała ją złapać, i mocniej szarpnęła. Odbiły się od linii brzegu; woda wciąż wściekle szumiała z prawej, tym razem podburzana ciężkimi krokami Datsueby. Demon oni wydawała się mozolna w swoich ruchach, jednak jej ogromne gabaryty sprawiały, że stosunkowo szybko pokonywała dzielący ją od ofiar odcinek.

Przez gęste mgły dało się dostrzec coraz więcej szczegółów im dalej biegło się w opary. Do Black ponownie dotarł szelest leśnych drzew, ich targanych wiatrem koron, czesanych nerwowymi ruchami powietrza. Pojawił się pierwszy zapach - igliwia i ściółki. Teren pod stopami, wcześniej stosunkowo równy, zaczął lekko falować, gorzej było tu stawiać nogi, nadeptywało się na korzenie, miażdżyło niewielkie patyki i łamało chude ramiona krzewów. Kubota warknęła, kiedy jedna z gałązek smagnęła ją po policzku. Starła nadgarstkiem krew, idealnie na linii brązowawej pręgi. Jej długie palce o długich pazurach zdawały się dalej przeobrażać. Pod opuszkami pojawiły się zwierzęce, przylegające ciasno do skóry Black gąbczastą miękkością; w tkankę wbijały się zaś krańce szponów, drapały przy każdym lżejszym szarpnięciu, czerwieniąc naciskane miejsce.

Z odległości raptem kilku metrów dało się słyszeć pierwszy intensywny trzask - łamanej kory, zwalonego na glebę pnia. Wściekły odgłos przypominał charczenie i z całą pewnością charakteryzował niezadowolenie Datsueby.

Kubota zatrzymała się nagle raptownie, na polance bardzo niewielkiej - było tu minimalnie więcej światła niż dookoła.

- Pierwszy... - odetchnęła, obracając się pospiesznie do Black i wskazując wolną ręką coś nad ich głowami.

Z wysokości ponad dwóch, może trzech metrów, spoglądała na nich fluorescencyjna postać. Młoda, prawdopodobnie dziewczynka, o krótkich do ucha włosach. Na oko mogła mieć nie więcej niż osiem, dziewięć lat. Siedziała leniwie na gałęzi, emanując nienaturalną, niebieskawą poświatą. Przy byle ruchu dało się zresztą dostrzec, jak przebija przez nią tło, które - gdyby żyła - z pewnością zasłaniałaby sylwetką. Przypatrywała się z góry, z lekko przechyloną głową, całkowicie rozluźniona i zadowolona. Bose stopy, zwisające nad przepaścią, lekko kołysała do przodu i do tyłu.

- Tamashī - wyjaśniła Kubota, łapiąc oddech. - Dusza.

Black mogła dostrzec jak wokół, między drzewami, migają podobne, niebieskawe światła. Nie miały formy ludzkiej, były raptem ognikami drżącymi nad ziemią, wydawały się płomieniami zamkniętymi w drobnych kulach. Wszystkie ginęły we mgle, ale im bliżej się znajdowały, tym bardziej nabierały detali - osoby o konkretnej płci, wysokości, krągłościach, o palcach młodzieńczych albo wykręconych reumatyzmem, z fryzurami odświętnymi i zaniedbanymi, w łachmanach lub uroczystych strojach.

Kubota z kolei zdawała się teraz niższa; wcześniej dorównywała wzrostowi Black, obecnie sięgała jej już do ramienia. Między blond pasmami trzepotały zaokrąglone uszy, co rusz przylegające do czaszki, kiedy oglądała się dookoła.

- Umehara odeszła niedawno. Musi być gdzieś blisko brzegu, świeże dusze rzadko odchodzą tak daleko. Na pewno nie poszłaby do miasta, jest zagubiona jak każdy zmarły.

Znów trzęsienie ziemi burzące równowagę. Rozległ się o wiele głośniejszy szelest - zapewne Datsueba odgarnęła któreś z gałęzi pełne liści.

- Powinnyśmy się rozdzielić? Może jedna powinna odciągnąć uwagę Datsueby.

@Hecate Shirshu Black
Warui


deadline: 72h;

ilość spóźnień MG: 1;
ilość spóźnień uczestnika: 0;

BLACK: niewielkie zadrapanie na prawym nadgarstku; lekkie poczucie głodu;
Mistrz Gry

Hecate Black ubóstwia ten post.

Hecate Black

Wto 6 Lut - 20:41
  Słysząc jak kamienie miażdżone potęgą pięści rozsypują się na wszystkie strony pomyślała, że z kośćmi ich dwójki byłoby identycznie, o ile nie gorzej — na ten moment już bez oglądania się za siebie była w stanie wyobrazić sobie pęknięcia sunące wzdłuż kręgosłupa gdy ten spotkałby się ze stulonymi palcami Datsueby. Wolała się nad tym jednak zbyt długo nie zastanawiać, poświęcając czas raczej na odnalezienie najoptymalniejszej drogi ucieczki. Ta natomiast szeptała jej do ucha subtelnie wybrzmiewającym szelestem liści, głuchym stukotem obijanych o siebie gałęzi, wiodły wiedźmę zapachem igliwia, roślin i gleby, które tak dobrze znała.
  — ... tam!
  Nie wiedziała, czy Kubot miała tego świadomość, ale ostrość ich wzroku różniła się znacznie; mimo usilnego mrużenia ślepi nie dostrzegała we mgle tego samego, co teraz biegnące przodem dziewczę. Musiały pokonać jeszcze kilka, a być może kilkanaście metrów by była w stanie wyłapać z mlecznej pierzyny jakiekolwiek szczegóły. Pierwszy raz podczas prędkiej ucieczki opuściła wzrok na ziemię — nie pomylił się, teren pod stopami zdecydowanie przybrał leśnych elementów, przybywało ich z każdym naprędce stawianym krokiem. Kępki trawy, podmokłe liście, oblepiający kamienie mech, zmurszałe drewno rozsypane w przypadkowych miejscach. Z czystego przyzwyczajenia Black nabrała więcej powietrze w płuca; nie zatrzymała się aż do momentu w którym te nie zakuły buntowniczo od nadmiernego wypełnienia. Wszystko się zgadzało, las wcale jej się nie przewidział. W tamtym momencie poczuła się niemal jak u siebie. Być może miało ją to później zgubić, lecz postanowiła na razie się tym nie przejmować i pozwolić temu niewielkiemu zastrzykowi pewności siebie płynąć prędko wraz z krwią, rozejść się każdą żyłą po całym ciele. Był skora mówić na głos, że czuła ją nawet w mrowiącym nadgarstku — dopiero po opuszczeniu wzroku na uściskaną przez towarzyszkę kończynę zdał sobie sprawę, że to nie werwa a najzwyczajniejsza rana. Przez krótką sekundę obserwowała jak tłusta kropla spływa wzdłuż połączenia paliczków Kuboty z jej własną skórą, by zraz zerknąć ku biegnącemu dziewczęciu, znów objąć całą jej sylwetkę uwagą.
  — Pierwszy...
  Błękit i brąz tęczówek powiodły ku wskazanemu kierunkowi; głowa przechyliła się zaraz delikatnie na bok. Black zmrużyła nieco powieki gdy promienie przemknęły przez półprzeźroczystą postać niczym przez kawałek szkła. A więc tak to tutaj wyglądało. Nie czuła strachu, wszak z duchami miała do czynienia od dziecka, wychowywała się też w domu, w którym praktykowano różne niecodzienne rzeczy. Odetchnęła po chwili głębiej, wyrównując wzburzony oddech po przebiegniętej trasie. Długo obserwowała zebrane dookoła duchy, poświęcała czas na przyglądanie się temu, jak sunęły z jednego miejsca do drugiego; z czasem łagodny wyraz osiadł na jej licu, niewidocznie podwijając kąciki ust ku górze. Ten szybko zniknął jednak ze swojego miejsca.
  — Poszukasz Umehary — powiedziała w końcu, nie odrywając wzroku od siedzącej na gałęzi dziewczynki. — Na pewno poczuje się pewniej widząc znajomą twarz, wierzę, że dodasz jej otuchy. Dlatego chciałabym żebyś w miarę możliwości trzymała się w zasięgu słuchu. Jeśli ją znajdziesz, to po prostu przyjdziecie, ja w tym czasie zobaczę co możemy zrobić w sprawie pierwotnego problemu. Gdybyś usłyszała gwizdnie, to jest bardzo źle.
  W końcu opuściła wzrok, łapiąc w jego zasięg całą postać już nie takiej ludzkiej Kuboty. Nim ta zdążyła oderwać stopę od podłoża, Black złapała w palce jej przegub.
  — Kubota — zaczęła, wyraźnie wahając się nad słowami które zamierzała wypowiedzieć, widać to było w pobłyskach skaczących po dwóch różnych ślepiach. — Uważaj na siebie. A teraz idź, szybko.
  Jeszcze przez moment odprowadzała ją spojrzeniem. Bardzo krótką chwilę później ruszyła dalej przed siebie upewniając się, że na pewno nie poszła w tym samym kierunku co blondynka przed momentem. Trzymała się cieni i większych zbiorowisk krzewów, przy okazji rozglądając się za czymkolwiek, co mogłoby im pomóc w niezbyt ciekawej sytuacji.

@Warui Shin'ya



Brzeg rzeki - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Mistrz Gry

Nie 25 Lut - 1:38
会議 - kaigi

Chciała się wyrwać, to był jej naturalny odruch. Black pod palcami z pewnością wyczuła jak szorstki od wybijającego z porów skóry włosia nadgarstek napina się, gotowy do tego, aby wyszarpać się z uchwytu szczupłej dłoni. Coś jednak sprawiło, że Kubota, będąc o krok od uwolnienia się spod dotyku, zamarła w trakcie wykonywania czynności. Ślepia, którymi umknęła gdzieś w dal, zapewne rozpoczynając już sondowanie terenu, wbiły się nieoczekiwanie w oblicze drugiej dziewczyny.

Wąskie, pozbawione białek oczy odcienia barwionej mlekiem kawy przymrużyły się nieco. W zastanowieniu? W wątpliwościach? Cofnęła się raptownie, wymykając z interwencji cudzej ręki, ale w następstwie złapała za torbę, przekładając jej pas nad głową i podając niewielki bagaż towarzyszce. - Ty również na siebie uważaj. I weź to. Ja wytrzymam dłużej. - Wargi jeszcze drgnęły. Kryło się za tym coś więcej, jakiś przedsmak dodatkowych słów. Oddech zaczerpnięty przez zwierzęce kły, zawieszony pomiędzy strunami gardła, musiał mieścić tłumiony sekret. Cokolwiek chciała jednak od siebie dodać głośny huk potężnego kroku wyrwał ją ze stuporu. Ziemia pod ich nogami ponownie zadrżała, wstrząsana bezwzględnością nadciągającego kataklizmu. Kubota kiwnęła więc tylko głową - w ramach chwilowego pożegnania oraz akceptacji planu - obróciła się i popędziła we mgłę.

- Takie głodne...

Szept rozlegał się znad głowy Hecate; brzmiał jak świst wiatru, trzęsienie gałęzi pełnych młodych liści. Dusza dziewczynki, emanująca delikatną, błękitnawą poświatą, wciąż wpatrywała się uparcie w wyznaczony sobie cel. Bez mrugania. Bez zmiany mimiki. Uśmiechnięte usta nie drgnęły w choćby minimalnej korekcie. Dziecięce oblicze zdawało się maską, zaraz objętą drobnymi palcami o krótkich paznokciach. Wsparła szczękę na dłoniach, łokcie wbiła w chuderlawe kolana.

- Niesamowicie, przeklęcie... - język obił się o górne zęby - głodne. Kto nie wyświadczyłby przysługi, gdyby zabić w nim niechciane uczucie, wiedźmo Kinigami? - Krótki, perlisty śmiech. - Nawet jeżeli chodzi jedynie o uczucie głodu?

Black biegła już jednak w białym puchu; przed nią, jak zza odsłanianej kurtyny, pojawiały się nowe postacie. Po prawej i lewej stronie, nad nią, z rękoma wplątanymi w krzewy, z nogami zaczepionymi o gałęzie wysokich, wielometrowych drzew. Większość nie interesowała się jej obecnością; utknęła w klatce umysłu, ślepym wzrokiem błądząc po plenerze, być może w ogóle nie rejestrując otoczenia, tylko coś, co rozgrywa się wewnątrz czaszki, wśród murszejących meandrów pamięci. Niektóre jednak twarze obracały się ku niej, ciągnęły wygłodniałym spojrzeniem póki nie znikała w mlecznej transparentności. Bywały dusze, które postępowały kilka kroków za nią. Jakoś tak ociężale, jakby nie dawały rady nadążyć za jej fizycznymi możliwościami. Była kobieta z włosami ściągniętymi w koński ogon, z opaską na czole i w sportowym ubraniu sugerującym trening; tylko jej kolano, wygięte pod bolesnym kątem, uniemożliwiało dalszy bieg, przy byle ruchu trąc o siebie połamane kości stawu. Był chłopiec z piłką większą od samego siebie, z rozczochranymi, kruczymi piórami włosów opadającymi na wgłębienie w skroni wielkości męskiej pięści. Był starzec, z trzęsącą się dłonią wyglądającą jak korzeń drzewa, o który nieporadnie się opierał. Jego ubrania ociekały wodą, choć pod stopami gleba była sucha. Przerzedzona fryzura podkreślała tylko jego sędziwy wiek.

Pobliskich zmarłych były dziesiątki, o ile nie setki. Black mijała ich jak w projektorze; migali gdziekolwiek się nie obróciła i znikali w drugiej sekundzie. Bez problemu wyłapywała tlące się ogniki ich jestestw, unoszące się w losowych punktach i nabierające kształtu dopiero wtedy, gdy zbliżyła się wystarczająco. Miała wokół siebie armię poległych nieszczęść, kresów uformowanych w kłębki dygoczących płomieni. Niektóre z nich szeptały spłowiałymi, spękanymi wargami. Mówiły o głodzie. Słyszała podobne hasła już wcześniej, niedawno - ale wtedy to było wesołe, nieco wręcz aroganckie. Tony, które wypełniały leśną atmosferę, stanowiły smutny akompaniament zmąconych cierpień. Ich wspólny lament przerywały jedynie trzaski łamanej kory, atakowanej przez szarżującą Datsuebę. Jej wściekłe pochrapywania niosły się echem w gęstwinach koron; musiała znajdować się gdzieś niedaleko, choć na tym terytorium ciężej jej się było poruszać. Plątanina zieleni stale ocierała się o łysiejącą czaszkę. Mąciła jej pole widzenia, ilekroć wpadała w drobne pąki, w listowie, w gałęzie. Gniewne odgłosy płoszyły nieliczne dusze. Umykały jak targnięta przeciągiem para.

Black po lewej stronie, w odległości kilku metrów, wychwyciła wpierw szum wody (potoku?), ale zaraz po prawej cichutkie
(gdybyś usłyszała)
gwizdanie
(to jest bardzo źle).

Umilkło jednak - było krótkie, urwane, przemienione w chichot, który potrafiła już dopasować do nieruchomo rozbawionej twarzy dziewczynki z polany. Musiała być gdzieś w pobliżu; ze swoją prześmiewczością i nonszalancją kojarzoną tylko z młodziakami, które nie znały żadnych zasad rządzących światem. Deptała jej po piętach, trzymając się kulis.

@Hecate Shirshu Black
Warui


deadline: 72h;

ilość spóźnień MG: 1 (powyższa luka usprawiedliwiona nieobecnością);
ilość spóźnień uczestnika: 0;

BLACK: niewielkie zadrapanie na prawym nadgarstku; lekkie poczucie głodu;


Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sro 6 Mar - 12:14, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry

Hecate Black ubóstwia ten post.

Hecate Black

Wto 27 Lut - 20:12
  Dostrzegła drobne zawahanie, niemal niewidzialną zmianę być może, a raczej bardzo prawdopodobnie podświadomą. Kubota od samego początku jasno i wyraźnie nakreślała dystans jaki je dzielił oraz bardzo klarowną niechęć. A jednak coś się zmieniło, być może coś tak małego, że nijak istotnego niemniej wielkość nie leżała już w polu zainteresowań Black. Liczyło się jedynie zaistniałe odstąpienie od dotychczasowej normy. Patrzyła więc w te dzikie ślepia dziewczęcia jeszcze przez ułamek sekundy, który zdawał się trwać wiecznie; świat na moment zwolnił, przez chwilę nie otaczały ich dusze zmarłych, na czas niepełnego wdechu Datsueba nie deptała ich po piętach. Czar prysł z kolejnym podmuchem wbijającym rude kosmyki w powietrze — gdy tylko opadły z powrotem w dół tym samym odsłaniając wiedźmie pole widzenia, jenotki nie było już w zasięgu wzroku. Black poprawiła tylko pasek drobnego bagażu zawieszonego na ramieniu i westchnęła, próbując sobie uzmysłowić po co to wszystko.
  — Takie głodne...
  Kolorowe ślepia uniosły się, konfrontując z rozpromienionym obliczem dziewczynki. Hecate nie wierzyła w przypadki, na pewno nie takie mające miejsce więcej niż raz. Nie było jednak czasu na zastanowienia ani podejmowanie jakichkolwiek prób rozmowy, nie teraz, gdy potężna ogrzyca szła nieprzerwanie naprzód, a wskazanie odpowiedniego kierunku najwyraźniej wcale nie było dla niej takie trudne, skoro gdzieś w tle cały czas docierał odgłos łamanych przez nią gałęzi, stawianych kroków. Nic dziwnego, że zamiast pogaduszek z duchem Black wybrała zwiększenie dystansu między sobą a swoim dyszącym w kark katem. Starała się nie rozglądać podczas ucieczki, nie omiatać wzrokiem mijanych duchów. Nie było to jednak łatwe, a wrodzona ciekawość wobec wszystkiego co nadprzyrodzone skutecznie stawała dziewczynie na drodze. Wzrok mimowolnie uciekał na bok, chcąc nie chcąc wyłapując z otoczenia mniejsze lub większe detale — śliski materiał sportowego kompletu, włosy ciasno ściągnięte w koński ogon by nie przeszkadzały podczas treningu. Piłka większa niż pokiereszowane dziecko które obejmowało ją rękoma, wyglądała na jedną z tych nadmuchiwanych, miękkich w dotyku, idealną de letnich zbaw nad wodą czy przy basenie. Ociekające ubrania, wyglądające jak ledwie przed momentem wyjęte z rzeki, chorowita dłoń wsparta na równie pomarszczonej co skóra korze drzewa. Jak mogła zignorować wszystkie te elementy? Wiedziała, że mimowolnie zwalniała, że ciekawość podświadomie zatrzymywała nogi w miejscu, kazała się rozglądać, sprawdzić wszystkie możliwości. Gdy tylko dotarło do niej, że dotychczasowy bieg zwolnił do truchtu od razu potrzasnęła głową; zęby zgrzytnęły o siebie ze złością, to nie był czas na rozkojarzenia.
  Przystanęła na chwilę, dłonie wspierając na kolanach. Kilka głębszych wdechów pomogło oczyścić umysł z niepotrzebnych myśli, odrzucić na dalszy plan to co niepotrzebne. Wtedy też do uszu dobiegł szum wody. Bogowie  jedni wiedzieli czy należał do drobnego, leśnego potoku, które niejednokrotnie pokonywała spacerując po Kinigami, czy może do czegoś znacznie większego, zwodzącego swą niepozornością. Nie ufała głębokim wodom, w końcu nie potrafiła pływać. Nie zastanawiała się nad tym jednak zbyt długo, bo w kolejnej chwili mogłaby przysiąc, że serce zamarło jej w miejscu; gdyby nie powaga sytuacji, spojrzałaby po sobie chcąc ocenić, czy przypadkiem nie umarła gdzieś po drodze, czy nie zgubiła ciała już kilkanaście metrów wcześniej. Zamiast tego z ust umknęły bluzgi równe jadowi wściekłych, kłębiących się w norach węży.
  — Ty mała... — Nie wiedzieć kiedy neonowe ślepia zmrużyły się znacznie. Wypowiadane słowa przemodelowały usta na wzór parodii wściekłego uśmiechu. Czy dało się przekląć duszę, która już przekroczyła bramę zaświatów? Nie była pewna, zamierzała się jednak tego dowiedzieć. Wiedziała doskonale, że idąc w tamtym kierunku mogła ściągnąć Daatsuebę na głowę Kuboty. Musiała jednak sprawdzić, czy ta gówniara nie próbowała wkopać blondwłosej w jeszcze większe bagno.
  Jebać — pomyślała z ciężkim westchnieniem, podrywając się zaraz do dalszego biegu, tym razem skręcając w prawo. Tym razem nie odpuściła bacznej obserwacji otoczenia chcąc jak najszybciej zlokalizować jedną z tych, których szukała — albo Kubotę, albo bardzo skorą do żartów dziewczynkę.

@Warui Shin'ya



Brzeg rzeki - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Mistrz Gry ubóstwia ten post.

Mistrz Gry

Sro 6 Mar - 13:29
会議 - kaigi

Plener się nie zmienił. Ten sam świst w uszach przy biegu. Identyczne zapachy mokrej ziemi i liści. Chłodne powietrze wdychane przy pracy męczących się płuc. Strumień, delikatnie szumiący w tle, oddalał się z każdym postawionym krokiem. Wkrótce zniknął, kompletnie zdominowany przez ciężar nadciągającej nieuchronnie Datsueby; przez ciśnienie krwi tłukące się w czaszce; i przez szepty umęczonych dusz.

Dusz stale nowych i nowych. Z oczami wlepionymi w górę, jakby dały radę ujrzeć nieosiągalne przecież niebo. Z pomarszczonymi od starości twarzami. Z sylwetkami wyrobionymi setkami godzin na intensywnych treningach. Z połamanymi paznokciami wetkniętymi między szczękające w strachu zęby. Z desperacko objętymi głowami. Przykucniętymi, wtulonymi w szorstkie pnie drzew. Z rozłożonymi jak do objęcia ramionami.

Black mijała byty, które czasami zwracały na nią uwagę. Spoglądały - z zaintrygowaniem, z obojętnością, ze zrozumieniem. Niektóre szeptały coś pod nosem, inne sięgały po nią rękoma. Nigdy jej jednak nie dotknęły. Palce smagały miejsce tuż nad jej ramieniem, obok biodra, zaczepiały się o torbę obijającą się na talii. Trzymane tam jedzenie skutecznie zresztą o sobie przypominało, kiedy z każdą chwilą spędzoną w zaświatach żołądek zaczynał wołać o prowiant. Powoli nieinwazyjne ssanie przemieniało się we wrażenie jakby ostatni posiłek został odhaczony nie dzisiejszego poranka, ale przedwczorajszego.

Nagle glebą wstrząsnęło; huk musiał nastąpić po szczególnie gniewnie postawionej stopie Datsueby. Okoliczne dusze rozpierzchły się, zmyte jak za sprawą wiatru. I tylko dwie iskry zostały, zwracając szczególną uwagę.

Docierała przy tym świadomość, że wokół znajduje się wyłącznie to, co może oferować las. Jest kora i są gałęzie, jest runo, i potok gdzieś w tle. Próżno szukać broni, maszyn, domostw. Aż do tego momentu były też dusze; wymęczone głodem, wykrzywione w wulgarnej złości, gdy mijała ich Black - jeszcze taka energiczna, świeża. Zniknęły, ograniczone do dwóch błękitnych płomieni, rosnących na oczach wiedźmy przy pokonywanym dystansie.

Wkrótce rozmyte kontury zaczęły nabierać konkretów. Wpierw wyszczególniły się krótkie włosy do ucha. Charakterystyczna fryzura nadawała istocie skojarzenia z japońskimi laleczkami Kokeshi. Dzięki ścięciu doskonale widać było usta. Drobne, dziecięce wargi zza których ukazywały się w mówionych głoskach proste, krótkie zęby. Dziewczynka

(jej śmiech rozlegał się jeszcze echem gdzieś w zakamarkach pamięci)

klęczała nad kimś, ujmowała filigranowymi dłońmi cudzą twarz i unosiła ją żałośnie ponad poziom ziemi. Po pulchnych palcach kilkulatki spływały kaskady potarganych włosów, dziwnie obciążonych, jakby przesiąkniętych cieczą. Hecate nawet mimo ciemnej masy zalewającej skroń tej - nabierającej ostrości drugiej - postaci, mimo błota odciśniętego brudem na policzku, pomimo rąk ułożonych na zamkniętych boleśnie szczękach, doskonale wiedziała, przy kim znajduje się młoda, krnąbrna dusza.

, jak jeszcze za życia, tkwiła w pułapce. Pobliskie drzewo obwiązano metalowym łańcuchem - dawniej, w świecie, w którym miało to jeszcze znaczenie, srebrzystym, dziś natomiast mgliście błękitnym. Przez ogniwa przebijały się barwy podłoża i drobne igiełki pobliskiego krzewu. Sięgały one jednak żelaznych szczęk wgryzionych w drżącą łydkę. Nastolatka, z dłońmi ściskającymi ziemię garściami, wpatrywała się w znajdującą tuż przed nią personę. Słuchała jej szeptów jak ktoś, kto słucha warunków umowy.

W porównaniu do innych dusz, zdawało się, nie ucieknie jednak przed gniewem Datsueby.
Jej kajdany miały być wieczne nawet po śmierci.

@Hecate Shirshu Black
Warui


deadline: 72h;

ilość spóźnień MG: 1 (powyższa luka usprawiedliwiona nieobecnością);
ilość spóźnień uczestnika: 0;
kolejka: 14.

BLACK: niewielkie zadrapanie na prawym nadgarstku; większe uczucie głodu;
Mistrz Gry

Hecate Black ubóstwia ten post.

Hecate Black

Sro 6 Mar - 16:34
  Biegła przed siebie bez dalej. Krótka przerwa pozwoliła złapać nieco oddechu, sprawić, że nadżarte papierosami płuca nie piekły od wysiłku aż tak bardzo. Te kilkanaście sekund nie wystarczyło, oczywiście że nie. Ruszając znów przed siebie dalej odczuwała skutki ucieczki; torba obijająca się o ciało przy każdym kroku co rusz przypominała również o niewidocznych łapskach ściskających coraz mocniej żołądek. Datsueba natomiast nie zwalniała ani na moment, Black wątpił również w odczuwanie jakiegokolwiek zmęczenia przez monstrum. Ich spotkanie w którymś z punktów lasu było więc nieuchronne — wiedźma, w przeciwieństwie do ogrzycy, nie mogła biec wiecznie.
  Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała się zatrzymać. Choćby po to, by zjeść. Ciężar uderzający w biodro stale przypominał o czekającym posiłku; skłamałaby mówiąc, że nie przemknął jej przez myśl postój. Krótki, zatrzymałaby się tylko żeby wziąć kęsa, jednego, niewielkiego. Tyle by wystarczyło by dać sobie więcej czasu. W żołądku czuła już mrowienie, to charakterystyczne, gdy panująca w nim pustka przyprawiała o chwilowe mdłości. Znała ten stan, wiedziała, że potrwa niedługo, że wystarczy go przeczekać by jeszcze chwilę tak pociągnąć. To nie był dobry moment na postój, mogła wytrzymać.
  W końcu, między drzewami zaczęły przebijać się kształty niebędące kolejnym powykrzywianym drzewem, bujnym układem krzaków, rozrzuconymi przypadkowo kamieniami czy przewalonym pniem. Dostrzegła wpierw klęczącą postać, jej krótkie włosy, filigranową sylwetkę, to, jak w dłoniach trzymała czyjąś głowę. Sytuacja wyglądała tak abstrakcyjnie znajomo, że skronie Hecate odezwały się nowym prądem bólu. Naprawdę potrzebowała teraz zapalić.
Kolana same się pod nią ugięły gdy dotarła do celu — opadła tuż przy dwójce, wpatrując się wpierw w twarz Umehary, później w jej nogę zakleszczoną w zębach pułapki. Wszystko się zgadzało poza miejscem, nie byli już w Kinigami którego tereny wiedźma znała i na których czuła znacznie większą pewność niż tu, gdzie wielki potwór deptał jej po piętach z zamiarem roztrzaskania kruchej czaszki własną pięścią.
  Westchnęła.
  — Czy wiesz co mogę dla niej zrobić? — wzrok podążył wpierw za łańcuchem, z jego nienaturalną, niebieską poświatą. W zasięg oczu wpadł również przytwierdzony do ziemi pień wokół którego owijało się widmo pułapki. Zlustrowała również porwaną od niegdyś metalowych szponów łydkę, ciemne smugi wijące się pod skórze niczym węże w gnieździe. — Jak ją stąd zabrać.
  Sama, nie wiedzieć kiedy, zacisnęła dłonie w pięści, mnąc między palcami źdźbła trawy. Zbieżność zdarzeń był jej bardzo nie na rękę. Rozejrzała się znów po otoczeniu, chcąc wyłapać z której strony nadciągała Datsueba, próbując określić jak daleko była i ile jeszcze zostało czasu nim nie pojawi się znów w zasięgu wzroku.

@Warui Shin'ya



Brzeg rzeki - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Mistrz Gry ubóstwia ten post.

Mistrz Gry

Sro 6 Mar - 18:04
会議 - kaigi

Spojrzenie Umehary, uniesione mimo lekko opuszczonej głowy, wydawało się spoglądać z dołu z wrogością. Kryło się jednak za ich tarczą coś nieprzytomnego, jakby na lodowate szkło chuchnąć gorącym oddechem. Przebił się przez to tylko tylko drobny, migotliwy błysk, kiedy przekierowała uwagę z twarzy dziewczynki na Black. Zatliła się tam iskra pamięci lub świadomości, jakby kojarzyła tylko drobny detal, może barwę włosów, może to, w jaki sposób poruszała się Hecate. Brwi, lekko zmarszczone, drgnęły. Rozchylone wargi zamknęły się mocniej. Dłonie, z pokruszonymi paznokciami wbite w glebę, ścieśniły chwyt. Nic nie powiedziała. Z pewnością nie mogła, gdy jedynym dźwiękiem, jaki wyrwałby się z krtani, byłby tylko szloch bólu i tępej, rosnącej bezradności.

- Ooh - przeciągłe, udawane zaskoczenie, miało na celu skupienie świateł reflektorów na dziewczynce. Z odpowiednią delikatnością odsunęła dłonie od Umehary. Głowa cierpiącej natychmiast opadła, czoło niemal przylgnęło do pięści, a strąki włosów zasłoniły pobladłe z wysiłku oblicze i brudne od krwi i ziemi zęby, zwarte do zgrzytu.

- W Yomi można skrócić ból - podjęła temat kilkulatka, unosząc się płynnie z klęczek. Nie była wysoka, za to chuda, przez co optycznie wydawała się górować nad Black, kiedy ta padła na kolana tuż obok uwięzionej duszy. - Nie wszyscy w to wierzą, ale ja tak. Wystarczyłoby nadepnąć na pułapkę, pozwolić, by to poszło naturalnym scenariuszem.

Splotła palce za plecami, cofając się o krok, jakby w obawie, że rudowłosa straci nad sobą panowanie i spróbuje wymierzyć jej cios.

- Nie jestem nikim więcej jak tylko zagubioną duszą. Mogłabym tylko... - wydęła drobne usta, w zamyśleniu. - Mogłabym przerwać jej łańcuch, nic więcej. Ale to by kosztowało. Jestem... - przerwa, taktyczna - zmęczona - dokończyła ciszej, przenosząc wzrok na drżące ramiona Umehary. Dało się dostrzec, że nastolatka miała na sobie dokładnie to, co w dniu śmierci.

Sweter w jasno-ciemne paski, identyczny jak ten, który nosiła Kubota.

- Może gdybym nie była taka głodna...

(Pożywimy się - odległy głos Kuboty, wżarty we wspomnienie, sięgnął ucha Hecate - kiedy poczujemy najgorszy głód.)

- ... może wtedy odzyskałabym siły?

(Dawaj więc znać na bieżąco.)

Datsueba krążyła w pobliżu. Przez swoje gabaryty nie widziała dokładnie tego, co znajduje się w lesie. Musiała odgarniać gałęzie, walczyć z gęstymi koronami, aby spoglądać pomiędzy nimi w naturalne ścieżki. Była jednak niedaleko i Black doskonale wiedziała, że zostało niewiele czasu.

- Czy skrócenie męki nie będzie najlepszą opcją?

@Hecate Shirshu Black
Warui


deadline: 72h;

ilość spóźnień MG: 1;
ilość spóźnień uczestnika: 0;
kolejka: 15.

BLACK: niewielkie zadrapanie na prawym nadgarstku; większe uczucie głodu; rzucasz k100 na wytrzymałość, powodzenie oznacza możliwość dalszego ignorowania głodu, porażka, że w przeciągu 2 tur Blach będzie zmuszona coś zjeść;

nadejście Datsueby: w ciągu dwóch kolejek. 1/2.
Mistrz Gry
Hecate Black

Sro 6 Mar - 23:00
  Nie wyglądała dobrze. Wyglądała równie koszmarnie co tamtego felernego dnia gdy wyzionęła ducha. Twarz miała równie bladą, wykrzywioną bólem, nie kontaktowała. Mimo iż już przecież nie żyła, sprawiała wrażenie jakby miała za moment znów odejść, pozostawić za sobą tylko nieruchome ciało. Gdzie by wtedy poszła? Nigdzie, jej dusza trafiła już tam gdzie od początku miała. Czy to oznaczało, że miała przeżywać swój ból po kres istnienia? Coś w tle zaczęło buzować odgłosem upierdliwego robala — może cykady? Hecate nie była tylko w stanie stwierdzić, czy ów dźwięk rzeczywiście zaburzał otoczenie, czy może rozbrzmiewał jedynie w zaciszu rudej głowy.
  — W Yomi można skrócić ból.
  Obróciła bardzo powoli głowę. Ślepia mimo iż dotychczas przymrużone, teraz wpatrywały się w dziewczynkę w pełni odsłonięte; lodowy błękit i płynna czekolada wierciły dziurę w dziecięcej czaszkę i gdyby tylko posiadały jakąkolwiek moc, nie pozostawało wątpliwości co do tego, że jeszcze chwila a na miejscu dziecka pozostałaby mokra plama. Nic nie mówiła, gdy drobna dusza kontynuował niezwykle pewny siebie monolog — słychać było mało subtelny nuty arogancji spowijające młody głos.
  — Ale to by kosztowało. Jestem... zmęczona.
  W dalszym ciągu milczała. Docierały do niej słowa lecz prócz nich stale słyszała jedno i to samo bzyczenie. Rzeczywistość wydawała jej się w tamtym momencie tak rozstrojona, że przez chwilę zaczęła rozważać czy to aby na pewno nie kolejny pokurwiony sen w którym przyszło jej utknąć. Głowa opadła jej delikatnie ku jednemu z ramion. W tym samym czasie uścisk dłoni zelżał, wypuszczając spomiędzy palców pogniecioną trawę. Nim zrobił cokolwiek więcej, niespiesznie otrzepała dłonie o materiał spodenek.
  — ... może wtedy odzyskałabym siły?
  Dostrzegła to, jak duch wcześniej się cofnął. Może właśnie dlatego teraz, gdy sama podnosiła się do pionu, robiła to z niezwykłą rozwagą, bez pochopnych ruchów mogących wystraszyć dziecko. Wpierw postawiła na ziemi jedną stopę, na kolanie wsparł dłoń podtrzymując ciężar ciała, później druga noga. Nie spieszyła się, mimo iż czas na działanie stalle ubywał.
  — Czy skrócenie męki nie będzie najlepszą opcją?
  Przytknięcie palców do ust — kciuk i wskazującego — poprzedziło donośne gwizdnięcie, długie i wyraźne. Później postąpiła krok naprzód, tym razem już bez wątpienia górując nad porcelanową dziewczynką. Rude pasma posypały się z ramion, niewykluczone, że kilka z nich połaskotało rozmówczynię Black w rękę, gdy tak pochylała nad nią twarz. Na końcu języka miała wiele cierpkich słów.
  — Dostaniesz czego chcesz jak ją uwolnisz albo chociaż zrobisz coś, żebym sama mogła ją stąd zabrać, nie wcześniej — odezwała się w końcu, mrużąc niecierpliwie ślepia. Potrzebowała tu Kuboty — jej wiedzy, siły, jej porywczości. Mimo iż podejrzewała, że młoda jenotka poświęciłby pożywienie dla Umehary bez większego zastanowienia (choć kto wie, mogła się co do niej mylić), sama wolała postawić jakieś warunki.

| Wytrzymałość 91 - 20 = 71, sukces
@Warui Shin'ya



Brzeg rzeki - Page 2 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black

Mistrz Gry ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku