Jedna ze starych, nieco już zaniedbanych, a mimo tego wciąż chętnie odwiedzanych świątyń. Jeśli ktoś zastanawia się nad powodem, to prawdopodobnie jest nowy w tych okolicach, gdyż każdy ze starych wyjadaczy doskonale wie, iż ów miejsce zapewnia harmonię i dobrobyt faunie na całej wyspie Kakure. Gdyby stać się częstszym bywalcem tego miejsca, z czasem można spotkać pewnego osobliwego staruszka, których mimo sędziwego wieku robi co w swojej mocy, by utrzymać świątynię w przyzwoitym stanie. Pan Kasai Shigeo to mężczyzna w wieku osiemdziesięciu pięciu lat, który zawsze znajdzie chwilę na modlitwę i zamaszyste ruchy miotłą celem pozbycia się kurzu czy zaległych przez czas liści. Nie przepada za hałasem i stroni od młodzieży, twierdząc, że są zbyt zadufani w sobie i nieciekawi tego, co dzieje się dookoła nich. Gdy jednak ktoś wykaże się szacunkiem wobec niego samego i świątyni, o którą tak pieczołowicie dba, pan Shigeo nie omieszka okazać odrobiny dobroci serca oraz serdeczności. Odpowie wówczas na każde pytanie, poczęstuje posiłkiem, który zawsze ze sobą przynosi, opowie o starych dziejach, których nikt prócz niego nie doświadczył.
Nie zastanawiała się nad tą decyzją długo. W zasadzie podjęła ją już w momencie, gdy padła propozycja.
Pospiech nie towarzyszył jej tego dnia, wszak od wyznaczonego miejsca spotkania dzieliło ją niewiele. Znalazła więc czas na wypicie ziołowej herbaty, na porządny spacer z psem i nakarmienie wszystkich zwierząt, które akurat tego wymagały. Czy była zestresowana? Ani trochę, bo i czym miałaby się denerwować. Od samego początku chciała działać w sprawie Kinigami, nic się w tej kwestii nie zmieniło, nie potrzebowała więc mentalnego przygotowania na ewentualne przeszkody; była gotowa spalić połowę świata byleby osiągnąć cel.
Słońce zniknęło już sprzed oczu, mknąc między gęste liście koron wysokich drzew. Właśnie wtedy wyszła z domu, gotowa tak naprawdę na każdą ewentualność. Przekraczając kolejne metry pokrytego zielenią leśnego podłoża podwinęła rękawy bluzy do łokci, zaraz swobodnym ruchem wyłuskując z kieszeni spodenek wpierw zmiętą paczkę, a później upragnionego papierosa. Kłąb dymu uniósł się ponad jej sylwetkę.
Dotarłszy pod świątynie rozejrzała się dookoła; zastanawiała się czy była jakakolwiek szansa na spotkanie poczciwego pana Shigeo. Późna pora mogła być jednak wystarczającym argumentem na to, by staruszek w tym właśnie momencie przebywał w wygodnym fotelu własnego domu. Miał swoje lata, nocne wyprawy z pewnością mu nie służyły. Wiedźma podeszła niespiesznym krokiem do drewnianych stopni, pojedynczym ruchem dłoni pozbywając się z powierzchni drobnej kupki liści; byłoby szkoda, gdyby praca staruszka poszła na marne. Black była skora mu pomóc, gdy tylko akurat znajdywała się w okolicy. Utrzymanie zapomnianej świątyni w czystości nie miało prawa należeć do prostych zadań.
Westchnęła po chwili, w końcu odrywając opuszki palców od zmurszałego drewna.
| ubiór
@Warui Shin'ya @Nakashima Yosuke
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Bogowie mieli swoje sposoby. Przybywali nieoczekiwanie, wpierw jako obecność, jako ostry wzrok wbity w potylicę, powodujący dreszcz świadomości bycia obserwowanym. I kiedy głowa przekrzywiała się, aby obejrzeć się za siebie, działy się różne rzeczy. Migała żarówka. Uwagę odwracał kot tłukący ulubiony kubek. Czasami, jak teraz, zrywał się wiatr tak porywisty, że zamykał powieki. Gdy się je uchylało, w rejestrze figurowała już postać, której nie powinno być, której nie dałoby się zignorować, bo nie byłaby również w stanie przejść danej odległości w ledwie mrugnięcie.
Byakko poruszyła się tylko po to, aby złożyć wachlarz. Ten sam co poprzednio, z motywem przydymionej bieli i intensywnie krwistych symboli zdobiących harmonijkę papieru.
- Wiedźmo...
Już nie "córko Kinigami", nie przyjaciółko. Obojętność, ale nie szorstkość. Lisią władczynię wciąż cechowała ta sama zwierzęca zadziorność, jednak w porównaniu do poprzedniego spotkania, zdawała się mniej rozbawiona. Być może jej obecny, niezbyt pozytywny stan, powodowały dalsze prace. Karczowanie lasu nie ustawało, choć zmniejszyła się intensywność realizacji tego planu. Robotnicy zdawali się mniej chętni do wykonania kontraktu. Co ich odstraszało? Stale utrzymana klątwa, której efekty nałożono na każdego, w wyniku wydarzeń nawet na tę, która miała być strażniczką dzikich gęstwin? A może jednak był to efekt negocjacji złożonych w formie propozycji przez młodego żołnierza?
- Zakładam, że zjawiając się tutaj, dokonałaś wyboru.
U jej boku w śnieżnej poświacie czuwał lis o sześciu ogonach.
- Jak wyglądało twoje przygotowanie? Zdaje się, że przyszłaś tu z niczym. Z dymem trującym powietrze.
Ruch nadgarstka yokai ugasił kraniec papierosa. Krótkie, niemal niedostrzegalne drgnięcie przegubu - tyle starczyło, aby zniknął żar i zdawało się, że to nie jedyny płomień, który jest w stanie przydeptać metaforycznym obcasem.
— Wiedźmo...
Uniosła wzrok, konfrontując ślepia ze znajomą już postacią Byakko. Nawet jeśli zauważyła zmianę w sposobie w jaki się do niej zwrócono, to nie skomentowała tego w żaden sposób. Przywykła już do ludzi rzucających w nią podobnymi określeniami i to ze znacznie większym jadem w głosie; duchy biorące z nich przykład nie robiły jej więc większej różnicy. Podniosła się więc niespiesznie z zajmowanego miejsca, niespiesznie otrzepując ubranie z zaległego na nim kurzu.
— Zaczerpnęłam zdania na temat naszej sprawy u kogoś, kto ma większe o nim pojęcie niż ja. Przyszłam więc uzbrojona w wiedzę i gotowość do zabicia, gdy przyjdzie taka potrzeba — odparła łagodnie, zaplatając ręce na piersi gdy palony wcześniej papieros zgasł ugaszony magią yokai. Cmoknęła krótko pod nosem, wsuwając niedopałek z powrotem do wymiętej paczki, ta zaś wylądowała z powrotem w kieszeni sekundę później.
— Decyzję podjęłam wraz z dniem, w którym mi ją złożyłaś. Mężczyzna który był wtedy z nami również wydawał się zaangażowany w sprawę. Dołożyłam więc starań, by również się tu dziś zjawił.
Nakashima wyglądał jej na kogoś, kto nie rzucał słów na wiatr. O ile więc nie zjadł go strach w ostatnich chwilach, podejrzewała, że powinien zjawić się na miejscu o wspomnianej w smsach godzinie. Miała jedynie nadzieję, że kiedyś przyjdzie im się spotkać w mniej ryzykowanych warunkach i w filmowym akcencie 'jeszcze się z tego wszystkiego kiedyś zaśmiać'.
@Warui Shin'ya @Nakashima Yosuke
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Tylko pełna koncentracja pozwoliłaby dostrzec sekundowe przytaknięcie byakko; broda lisicy pochyliła się i uniosła w zaledwie milimetrowym drgnięciu, gdy ona sama, pogrążona w myślach, przyswajała słowa rozmówczyni. Nie dopytywała o szczegóły; nie pozwalała poznać po sobie emocji związanych z odpowiedzią. Palcem wskazującym gładziła jedynie śliską, wypolerowaną powierzchnię zamkniętego wachlarza; sunęła opuszką, odrywała ją, wyprostowywała paliczek i raz jeszcze przytykała czubek do drewnianej części rekwizytu powtarzając proces jak przy natrętnym nawyku. - Zjawi się - głos, choć bardziej pomruk, przerwał milczenie subtelną tonacją; odniosła się do ostatniej części, drobnej wstawki dotyczącej Nakashimy. Dopiero jego udział w wydarzeniu w pewien sposób ocucił boginię. Zrezygnowała z nieruchomej pozycji; opuściła dłonie i obróciła zamglony wzrok ponownie w kierunku rozmówczyni. Złoto jej ślepi na powrót stało się płynną konsystencją.
- Pan Kasai Shigeo to mój dobry przyjaciel. - Informacja wypłynęła wraz z pierwszym postawionym ku świątyni krokiem. - Dba o Kinigami jak nikt inny, stanowi doskonały wzór człowieka żyjącego w harmonii. Z naturą. Z nami również. To on swego czasu wspomniał Kubocie o twojej protekcji wobec lasu. Przypuszczam, że z tego tytułu postanowiła pobiec do ciebie w chwili kryzysu. Wszyscy uwielbiamy wierzyć plotkom.
Drzwi świątyni uchyliły się za drobnym ruchem nadgarstka. Byakko zdawała się nie wytwarzać żadnych dźwięków, kiedy kładła stopę na stopniach do Kishihary, podczas gdy deski skrzypiały nawet pod tak drobnym ciężarem, jaki reprezentowała Hecate.
Lis towarzyszący dotychczas bogini zatrzymał się u podnóży budowli; biel jego sierści fosforyzowała na tle ciemnego pleneru, długie ogony falowały lekko na spokojnym wietrze. Czekał, gdy jego pani znikała z pola widzenia.
W środku wydawało się o wiele przestrzenniej. Zapach kadzideł był tym, co pierwsze trafiało do zmysłów. Następnie kilka drobnych, migotliwych świec porozstawianych w różnych punktach - zwłaszcza przy ołtarzu - ocieplało wnętrze, nadając mu jednocześnie sakralnej atmosfery. Cisza zalegała w tym pomieszczeniu jak kurz i tylko co jakiś czas dało się wychwycić sporadyczne stuknięcie rozlegające zza dobrze zakamuflowanych drzwi. Byakko spojrzała właśnie ku nim.
- Po drugiej stronie czeka Kubota razem z panem Kasaiem Shigeo. Mają dla ciebie niewielki prezent, który, mam nadzieję, pomoże w dalszej części misji. Jeszcze na tym etapie wycofanie się jest możliwe. Nie będę mieć tego za złe, wiedźmo. To byłaby naturalna reakcja. - Cień uśmiechu przemknął przez krwistość warg, kiedy przenosiła koncentrację z drzwi na Hecate. - Choć domyślam się, że nie ma w tobie zbyt wielu standardowych cech by moja sugestia w ogóle miała rację bytu. Przekraczając próg, porozmawiaj z Kubotą i panem Kasaiem. On sam został wtajemniczony w nasze pierwsze spotkanie, jednak ważne, byś przekazała mu jak wiele sama się dowiedziałaś odnośnie sprawy. Od kogoś, kto ma większe pojęcie. - Cytat wypłynął z jej gardła subtelnością aluzji; była już jednak wyłącznie głosem. Sylwetka byakko, wszystkie jej czerwono-białe barwy, złożony wachlarz ze śnieżnym motywem i ostre spojrzenie pochyłych powiek rozpłynęły się jak rozwiana podmuchem para.
Bogowie znikali podobnie jak pojawiali - nagle, kategorycznie, nie wiadomo kiedy.
deadline: 72h;
OD MISTRZA GRY: ze względu na rozstrzał chronologiczny konsekwencje wydarzenia będą do opisania w retrospekcji z datą zbliżoną do daty jego zakończenia. Szczegóły zostaną podane w ostatniej rozpisce z możliwością modyfikacji werdyktu na jak największą korzyść uczestników.
Hecate: proponuję przekazać panu Kasaiowi oraz Kubocie obiektywne i subiektywne podejrzenia Hecate na temat tego co dzieje się obecnie z Umeharą. Jeżeli Black ma hipotezy jak można ją uratować - niech również wykaże się inicjatywą i przedstawi swoje przypuszczenia.
Pomieszczenie, w którym się znajdują, jest właściwie puste poza kilkoma starymi meblami sugerującymi, że może tu pomieszkiwać samotna osoba (szafka, posłanie, półka z książkami).
Ye Lian and Hecate Black szaleją za tym postem.
Skinęła jedynie krótko głowa, niczego więcej nie dodając. I ona wierzyła w tę tezę; mimo iż pana Nakashimę znała krótko, te kilkanaście czy może kilkadziesiąt minut wystarczył by stwierdziła, że należał raczej do grona tych słownych. Zrobiła zresztą wszystko co mogła. Nie zamierzała ściągać go tu siłą, targając za rękę niczym niesfornego przedszkolaka. Nie każdy był skory pchać się w kłopoty, nie każdy chciała narażać własne bezpieczeństwo dla sprawy innych. Nie zamierzała go oceniać, jeśli chciał zachować głowę, wrócić do domu bez nowych dziur w trzewiach.
Pierwszy krok stawiany na podstarzałych deskach świątyni obwieścił nadejście Black odbijanym od ścian echem skrzypnięcia. Powieka wiedźmy zadrgała wówczas niekontrolowanie, gdyż przywykła do poruszania się tak, jak teraz robiła to Byakko — bezgłośnie, tak, jakby rzeczywistość wcale nie zarejestrowała jej obecności. Zarówno dom w Kinigami jak i ten w Salem nosiły na sobi ślady użytku, deski skrzypiały jękiem wyjętym prosto z filmów grozy, w niektórych korytarzach coś szeleściło, gdzieś trzasnęły tknięte przeciągiem drzwiczki szafki. Dziewczyna wiedziała jednak na które panele nacisnąć stopą, by nawet nie mruknęły, kiedy przemknąć między jednym a drugim pokojem pod osłoną dźwięcznego uderzenia drewna o framugę. Tutaj nie miała tego komfortu, choć wcale nie wyglądała na zniechęconą. Lubiła wszak wyzwania, a sztukę adaptacji taktowała właśnie w taki sposób.
Obróciła twarz ku chwilowej towarzyszce, gdy ta znów zaczęła mówić.
— Miło mi, że zauważyłaś. Chwalę sobie niestandardowość — Cień uśmiechu przemknął i przez twarz wiedźmy, gdy przechylała odrobinę głowę na bok. Zaraz ślepia powróciły jednak do obserwacji wskazanych przez Byakko drzwi. A więc wystarczyło tylko tyle? Przejść przez próg?
Nie wahała się łapiąc za klamkę, tak samo jak nie wahała się podejmując decyzję, gdy padła propozycję. Ciężar dłoni opadł w dół, poprzedzając szczęk puszczającego zamka. Jeden czy dwa kroki naprzód później zmrużyła na moment oczy, w kilka sekund później koncentrując wzrok na dwóch sylwetkach, obu w jakimś stopniu znajomych.
— Panie Kasai — przywitała się wpierw z mężczyzną, pozwalając łagodnemu uśmiechowi wpełznąć na moment na usta. — Kubota — padło zaraz i to, gdy obrała twarz ku dziewczynie. Rozejrzała się wpierw dookoła, kontrolując pomieszczenie w którym się znalazła. Wzrok w głównej mierze przykuł regał z książkami — tam też więc podeszła, niespiesznie lustrując każdy z tytułów.
— Moja ciotka zwykła powtarzać, że ci którzy odeszli nigdy nas tak naprawdę nie zostawiają. Zważając na środowisko w jakim się wychowałam, nigdy nie wątpiłam w jej słowa. Zresztą, podała mi na tacy zbyt wiele dowodów, bym mogła w jakikolwiek sposób kwestionować jej tezę. Granica między światem naszym a zmarłych jest tak cienka, że z czasem zaczęły się ze sobą przecierać. Wszystkie opowieści o duchach, o paranormalnych zjawiskach, ingerencji zaświatów w codzienność nie wzięły się w końcu znikąd. Ludzie tacy jak moja ciotka i ci którzy byli przed nią wymyślili więc liczne sposoby na komunikację mimo istnienia tej bariery. Oczywiście nie zawsze szło po ich myśli, niejednokrotnie wszak ściągali na siebie byty o których istnieniu nie mieli pojęcia, ale to teraz nieistotne. Zarówno moją jak i waszą kulturę łączy istnienie tych dwóch rzeczywistości i przechodzenie między jednym i drugim i o ile wciąż nie mam aż tak dużego doświadczenia w tej waszej, tak mogę zaproponować wykorzystanie własnej — krótka przerwa, podczas której przemknęła opuszkami po grzbiecie jednej z książek. — Proponuję próbę kontaktu z Umeharą. Może będzie posiadała odpowiedzi na nasze pytania, a może to my naniesiemy nieco światła na jej sytuację. Cokolwiek by to nie było, na pewno przyniesie jakieś rezultaty. A skoro tak wielu ludzi wraca w tym miejscu jako yurei, może i jej będzie dane to zrobić. Wiem jedynie, że wojna między lasem a miastem nie będzie łatwa, chciałabym się więc dowiedzieć szczegółów z każdej możliwej perspektywy.
Zamilknęła na moment, ważąc na języku kolejne słowa.
— Nawet jeśli nie będziemy w stanie sprowadzić jej z powrotem, to może chociaż zapewnimy jej ukojenie tam gdzie trafiła.
@Warui Shin'ya
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Niewielki pokój ledwo był w stanie pomieścić ich trójkę. Kasai Shigeo stał przy łóżku - zgarbiony, kuląc sękate ramiona pod ciężarem sędziwego wieku. Futro Kuboty odcinało się złoto-ziemistymi paskami na tle białej, wykrochmalonej pościeli. Znów była niewielkim, niemal kompaktowym stworzeniem; o ciemnych ślepiach bez widocznych białek; drgających wibrysach; stulonych uszach. Nie spuszczała spojrzenia z przybyłej i tylko łeb opadł pół centymetra niżej, wbijając się mocniej w śnieżną narzutę.
Kapłan świątyni milczał, ale na przywitanie opuścił brodę w krótkim, ostrożnym przytaknięciu; panienko Black - dźwięczało w powietrzu, choć spierzchnięte wargi pozostały nieruchome. Ciężko sprecyzować czy było to wywołane niechęcią do przerwania monologu, czy kryło się za tym coś więcej. Z palcami splecionymi z tyłu sylwetki i z życzliwością znaną wyłącznie starszym generacjom przypatrywał się Hecate; temu jak w dwóch krokach dotarła do półki z książkami. Kwaidan, bushido, yokai. Przyglądała się kolejnym tematykom, jednocześnie wysnuwając obrany plan; Kasai Shigeo zapoznawał się z nim z nieodgadnionym błyskiem w źrenicy aż wreszcie nie zapadła cisza tak gęsta, że tylko dźwięk pazurów zeskakującego z posłania zwierzęcia jakkolwiek nadwyrężył słuch.
- Twoja ciotka z pewnością jest mądrą kobietą - komplement brzmiał zgrzytliwie; ciężko. Struny głosowe mężczyzny ledwo działały. Suche słowa wydawały się efektem gardła zaatakowanego grudami sypkiej ziemi. Każda głoska sprawiała mu widoczną trudność, ale ból nie sięgał oczu. - Czy wiesz jak można skontaktować się z duszami zmarłych? Czego trzeba?
Ledwie mrugnięcie wystarczyło, aby u boku opiekuna pojawiła się Kubota; z długimi palcami, z puklami blond włosów poprzetykanych zbożową barwą, jak mocno zbliżoną do kolorytu sierści. Ślepia przybrały bardziej ludzki kształt, jednak wciąż czaiła się w nich dzikość, prymitywny charakter.
- Dziś O-bon, święto zmarłych. Granica pomiędzy światami jest najcieńsza - wtrąciła się do rozmowy, poprawiając puszysty sweter; ten sam, który miała na sobie ostatnim razem. - Panie Kasai?
Mężczyzna jedynie kiwnął głową.
- Dziękuję. - Zwróciła się ponownie w kierunku Hecate; na dziewczęcej, nastoletniej twarzy wymalował się wyraz niechęci, nieumiejętnie kryty pod przymusową neutralnością. Jak u dziecka, któremu kazano pogodzić się po kłótni; dziecka, które wciąż żywiło urazę, a mimo tego musiało wyciągnąć dłoń do zgody. Ponieważ tego wymagał autorytet. I ponieważ tak mogła otrzymać nagrodę. - Pan Kasai zna lokalizację przejścia do zaświatów. W Yomi no Kuni wystarczyłoby znaleźć Umeharę i sprowadzić ją z powrotem, tutaj, do Utsushiyo. To ryzykowne, całość musiałaby się odbyć poza wzrokiem Izanami oraz Yomotsu-shikome, wiedźm podziemi. Moja pani uważa jednak, że nie jest to niewykonalne. Istnieje parę istotnych zasad, których należy się trzymać. Po pierwsze: prowiant. Otrzymałam pakunek na tę podróż - zawahała się, lekko zaciskając wargi. - Wzięcie jedzenia ze sobą wykreśli pierwszy z kłopotów jaki napotyka dusze żywych, gdy przekraczają próg. Sprawa druga, o której muszę wspomnieć, skoro sama stwierdziłaś, że nasza kultura nie jest ci tak znana. W Krainie Ciemności będziesz posiadaczką tamashī no ibutsu. To symbol twojego życia. Stracenie go, zgubienie bądź zniszczenie oznacza dla ciebie śmierć bez możliwości reinkarnacji. Jest jeszcze...
Umilkła nagle, uciszona chudą dłonią pana Kasaia. Mężczyzna, z uśmiechem marszczącym kąciki oczu, pomachał nadgarstkiem.
- Zbyt wiele informacji, panienko Kuboto. Spróbujmy wpierw skontaktować się z Umeharą. Być może podróż do świata bogini Izanami nie jest konieczna.
Impuls drgnął mięśniem na gładkim obliczu Kuboty; wykrzywił je paskudnie, niemal nienawistnie. Obróciła głowę, wzrok, jak skarcone szczenię, wbijając w nagą ścianę.
- Jeżeli to jedyny sposób...
deadline: 72h;
OD MISTRZA GRY: od teraz aż do połowy stycznia mogę mieć obsuwy w terminach. Będę starała się wywiązywać z postów w miarę możliwości, ale moja nieobecność potrwa miesiąc i może mi się gdzieś omsknąć jakiś dzień.
Skinęła głową, trochę w podzięce, trochę w zgodzie z wypowiedzianymi słowami. Cała wiedza jaką Hecate obecnie posiadała pochodziła właśnie od Fiony. Wszystko co wiedziała, wiedziała właśnie od ciotki, a podejrzewała, że ta i tak nie wszystko jej jeszcze powiedziała — być może czekając na odpowiednią chwilę, a być może chcąc, by dziewczyna zdobyła informacje na własną rękę.
Pytanie pana Shigeo odwróciło sylwetkę Hecate właśnie ku niemu. Z zaplecionymi na piersi rękoma przyglądała mu się przez moment, by w czasie kolejnego mrugnięcia przenieść wzrok na wrogą sylwetkę towarzyszącej mu blondynki. Zmrużyła wówczas ślepia, bardziej w znużeniu wywołanym wojennym nastawieniem niż chęcią odpowiedzenia na nie. Nie widziała potrzeby wszczynania jakiejkolwiek bitwy, nie przyszła tu rzucać piorunami z oczu czy drażnić Kubotę jeszcze bardziej niż podpowiadał zdrowy rozsądek. Zamiast tego ułożyła usta do drobnego westchnienia, resztę cennego czasu poświęcając starszemu mężczyźnie.
— Potrzebujemy daru, jedzenia lub alkoholu. Tak, jakbyśmy spodziewali się czyjejś wizyty i chcieli go ugościć. Prócz tego dobrze byłoby posiadać jakąś własność Umehary, cokolwiek co do niej należało, a jeszcze lepiej, gdyby było dla niej istotne. Jakaś biżuteria, ulubiona książka, ubranie które często nosiła, fotografia... Choć podejrzewam, że akurat tę kwestię może załatwić panienka Kubota swoją obecnością. W końcu byłyście sobie bliskie, prawda? — Jednak z brwi podjechała delikatnie ku górze, gdy rzucała w dziewczynę retorycznym pytaniem. Kontynuowała zresztą, nim tamta zdążyła cokolwiek powiedzieć. — Najlepiej byłoby to zrobić w miejscu w którym pochowano jej ciało i to właśnie na tę opcję bym nalegała. Niemniej jeśli nie mamy takiej możliwości, można to wykonać również tutaj. Panie Kasai, nie ma tu żadnych luster? Trzeba będzie je pozasłaniać.
— Święto zmarłych zdecydowanie będzie nam na rękę. Już bez niego nie tak trudno przywołać zmarłych, jeśli dysponuje się wiedzą. Gdy zaś granica zatrze się w tak dużym stopniu... — Sięgnęła do kieszeni ubrania, wyłuskując zeń zmięte opakowanie. Jeden z papierosów trafił między palce wiedźmy; nie odpaliła go, zamiast tego chowając paczuszkę na swoje miejsce, by zaraz rozedrzeć cienką bibułkę otulająca trujące wnętrze fajki. — Myślę, że mamy spore szanse na powodzenie, może dowiemy się czegoś istotnego. A nawet jeśli nie, to będziesz miała szansę na powiedzenie Umeharze tego, na co nie miałaś czasu gdy odchodziła — Nie patrzyła na Kubotę, gdy mówiła, zbyt zajęta skrzętnym wysypywaniem tytoniu na otwartą dłoń, starając się przy tym, by nawet najmniejsza drobinka zasuszonych liści nie upadła na ziemię. Rozcierała akurat drobną część miedzy opuszkami, gdy jasnowłosa zaczęła mówić.
Black uniosła wówczas wzrok, przyglądając się jej twarzy, studiując każde słowo z uwagą i przyjmując wszystko do wiadomości. Raz tylko zmrużyła ślepia choć nie przerwała obfitego monologu, cierpliwie czekając aż do jego końca.
— Czemu ma zapobiec pożywienie? — dopytała tylko, delikatnie przekrzywiając głowę na bok, by przenieść spojrzenie z Kuboty na starszego mężczyznę. Dłoń w której trzymała tytoń stuliła się w pięść.
@Warui Shin'ya
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Zawahała się; widać to było nawet w minimalnej zmianie postawy, jakby przekładała ciężar ciała z palców stopy na piętę. Odchyliła się, mrużąc mocniej śniade powieki; dopiero teraz dało się wychwycić, że wyglądała mniej rześko niż za pierwszym spotkaniem. Pod ubraniami z pewnością znajdowały się o wiele mniej wyrobione mięśnie - schudła przeraźliwie i proces ten odbił się na jej naturalnie ładnym obliczu. Wyostrzyła się żuchwa i kości jarzmowe, pod oczami pojawiły bordowe cienie nieprzespanych nocy. Palce, których długie szpony nie tak dawno przeorały wojskowego, obecnie charakteryzowały pokruszone paznokcie i ponadrywane opuszki. Mimo niechęci ruszyła się wreszcie, aby sięgnąć do karku i odpiąć naszyjnik. Biżuteria składała się z niewielkiego złotego kamyka, idealnie pod barwę cętek zdobiących czekoladowe ślepia tanuki. - Nie zgub tylko.
Shigeo Kasai pokiwał głową, zerkając w kierunku rudowłosej; jakby dawał znak do rozpoczęcia lub serwował zgodę na cały proces.
- Wykorzystaj to, co jest w tym pomieszczeniu lub w samej świątyni. Nie posiadamy luster, jeżeli jednak sprawa tyczy się również polerowanych przedmiotów - zasłonię je.
- Czy ja mogę jakoś pomóc? - wtrącenie Kuboty ściągało uwagę.
deadline: 72h;
od MG: rzut k100 na egzorcyzmy; sukces oznacza możliwość przeprowadzenia rytuału w dowolnej formie;
Uwagę odwrócił dopiero drobny błysk wisiorka odbijającego mdły blask światła. Hecate przekrzywiła głowę na bok, wysłuchując krótkiego opisu skrawka biżuterii i rozmyślając nad jego przydatnością. Oczywiście, że będzie użyteczny. Już samo obserwowanie tego z jaką pieczołowitością Kubota traktowała wisiorek był dla niej wystarczającym potwierdzeniem.
— Zrobię co w mojej mocy, by obejść się z nim z należytym szacunkiem — odparła, przyjmując naszyjnik w otwartą dłoń. Zaraz zerknęła na pana Shigeo. — Lepiej być przezornym, niż później żałować — odparła. — Nie chcielibyśmy uwięzić jej duszy w przypadkowym odbiciu.
Ostatni raz rozejrzała się po pomieszczeniu, obejmując spojrzeniem wszystko, co mogłoby się jej przydać. Wpierw sięgnęła do książek, po których grzbietach zaraz przemknęły z lekkością opuszki; drobinki kurzu zniknęły z kolorowych oprawień. Wyjęła niespiesznie kilka uwidzianych tytułów, układając je z delikatnością na ziemi, na samym środku niewielkiego pokoju. Wtedy też niespodziewane pytanie blondwłosej dziewczyny uniosło twarz wiedźmy ku górze. Zastanawiała się przez chwilę, może nawet zbyt długą jak na goniący ich czas. Ostatecznie uśmiechnęła sie jednak łagodnie, zaskakująco wręcz przyjaźnie jak na waśnie które ich dzieliły.
— Tak. To ty jesteś jej najbliższa, więc to ty z nią porozmawiasz — powiedziała podnosząc się do pionu. Korzystając z przyzwolenia pana Shigeo cofnęła się do poprzedniej części świątyni celem zabrania kilku wcześniej zauważonych świec oraz kadzidła. Wszystko zabrała na powrót do pokoju, gdzie ułożyła w tylko sobie znanym symbolu, z pewnością nienależącym do japońskiej kultury, a jeśli którykolwiek z płomieni przygasł, w ruch poszło metalowe zippo. — Musisz pamiętać, żeby podczas mówienia zachowywać przerwy. Wątpliwe, że odpowie ci od razu, niemal nigdy tego nie robią, musisz więc się upewnić, że dasz jej przestrzeń do odpowiedzi. Rozumiesz? Przypomnisz jej kim jesteś i zrobisz pauzę, wystarczy kilka, może kilkanaście sekund. Wspomnisz z kim tu jesteś i znów pauza, powiesz po co przyszłaś i kolejna pauza. Duchów lepiej nie wkurzać, zaufaj mi — Między świecami, kadzidłem i ułożonymi książkami wylądował również wcześniej wyciągnięty z bibułki tytoń. Część naszyjnika — łańcuszek — trzymała w dłoni zaś dyndającą zawieszkę uniosła ku Kubocie, wyraźnie czekając, aż ta pochwyci ją w dłoń.
Nabrała głębszego wdechu, przymykając na moment powieki. Zapanowała dłuższa chwila ciszy, po której Black zabrała głos.
— Umehara — zaczęła łagodnie, zgodnie ze swoimi wcześniejszymi instrukcjami robiąc stosowną pauzę w momencie, w którym spodziewała się odpowiedzi. — Jest tu ktoś, kto chciałby z tobą porozmawiać.
Dwubarwne ślepia wychynęły za powiek, zerkając ku jasnowłosej dziewczynie.
| Rzut - 92 sukces
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |