14.01.2038
Trzy miesiące minęły zdecydowanie za szybko. Przez cały ten czas starał się w żaden sposób nie ingerować w trening dziewczyny, dając jej tym samym wolną rękę. Oczywiście służył wszelkimi radami oraz dostępem do informacji oraz potrzebnych książek, których nie można było znaleźć ani w bibliotece, ani też w internecie. Bo do niektórych źródeł dostęp miał tylko i wyłącznie klan Minamoto.
Ejiri musiała sama się wykazać, taka była ich umowa. Nie chciał jej umniejszać, ale nie potrafił wyobrazić sobie tej drobnej dziewczyny dzierżącej broń albo rzucającej jedną z wielu inkantacji. W jego umyśle wciąż przypominała rachityczną sarnę, którą tak łatwo było zranić; złamać. Jak cieniutki patyk, który ulegał nawet pod lekkim naporem.
Ale dał jej szansę. Przecież tyle mógł zrobić.
Umówili się zimowego ranka na skraju lasu, gdzie Ejiri miała przejść "test", choć Enma nie do końca traktował w ten sposób ich małą wyprawę. Chciał się upewnić, że bez względu na wszystko dziewczyna sobie poradzi. Zdawał sobie sprawę, że warunki są tragiczne: śnieg; mróz; gruba warstwa ubrań, która ograniczała swobodne ruchy. A trzy miesiące to wciąż za mało; był to jedynie wierzchołek góry, którą trzeba było pokonać. I zdawać się mogło, że mieli mnóstwo czasu na naukę, ale prawda jest taka, że były to jedynie pozory. Bo czasu nie było. Nie w chwili, gdy oczy dziewczyny przyciągały spojrzenia istot z innego świata; nie kiedy jej dusza i umysł były teraz podatne na klątwy i ich manipulacje. Musiała nauczyć się bronić. I to jak najszybciej.
Zadarł głowę do góry, spoglądając w ciemne, śniegowe chmury, które niewątpliwie niosły ze sobą kolejne centymetry białego puchu. Szczerze powiedziawszy to najchętniej znalazłby się teraz w domu, pod ciepłym kocem z kubkiem dobrej kawy. Jego ciało nie było przystosowane do niskich temperatur, i choć wciąż był zdania, że zima była zarówno piękniejsza, jak i ciekawsza od lata, to jednak wolał ją oglądać zza szyby, z ciepłego mieszkania. Ejiri wciąż nie było, ale według zegarka miała jeszcze z dobre dziesięć minut na dotarcie na miejsce. Odetchnął przez zatkany nos, czując, jak przeziębienie, którego nabawił się kilka dni temu coraz bardziej zaczyna mu ciążyć. Chłodne krople potu leniwie znaczyły skórę jego karku, przywołując od czasu do czasu nieprzyjemne dreszcze, a zaróżowione uszy i policzki zaczynały szczypać boleśnie.
Przeskoczył z nogi na nogę, wsuwając obie dłonie otulone ciepłym materiałem rękawiczek głęboko w kieszenie kurtki, kiedy w oddali na tle zimowego krajobrazu zamajaczyła drobna sylwetka dziewczyny. Jej kroki wydawały się wolniejsze, niż zazwyczaj, ale wynikało to zapewne z faktu, że w niektórych miejscach śnieg sięgał niemal połowy łydek, co utrudniało poruszanie.
I dobrze. Każde utrudnienie dzisiejszego dnia to złoto na szali doświadczenia.
Kiedy w końcu dotarła do niego, jego twarz pozostała niewzruszona, choć nie emanował tym samym chłodem, co tamtego wieczoru sprzed kina. Dystans jednak był wręcz wyczuwalny.
- Gotowa? - zapytał cicho, przesuwając wzrokiem wzdłuż jej sylwetki, oceniając to, co miała na sobie pod kątem użyteczności i przydatności. I przede wszystkim czy nie ubrała się zbyt cienko na zimowy "spacer" po lesie.
- Co zabrałaś? - odezwał się po chwili, na powrót wracając wzrokiem do jej bladej, ale muśniętej nieobecnymi dzisiejszego dnia promieniami słońca.
@Ejiri Carei
Haraedo and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Tylko na początku ich umowy, targał nią gniew. Ten nagromadzony, oparty na niezrozumieniu - z obu stron. Miała wrażenie, że długo odbijali się od szklanej ściany, która ich dzieliła. Nawet jeśli dostrzegali siebie nawzajem, wszystko, zdawało się wykrzywione. barwione przeszłością własnych doświadczeń, tym samym przysłaniając prawdę, która kryła się za słowami drugiego. I była tym przeraźliwie zmęczona. Frustracja pęczniała w serca, rodziła ból i rozlewała się, potęgowana czynnikami, które wypychały na wierzch targające głęboko ciernie. Spotkanie, które znaczyło apogeum niezrozumienia, dawało jednak szansę na przełamanie. Sama poprosiła o szansę, w jakiś sposób wciąż czując wstyd, że musiała sięgnąć aż po to, bo... zależało jej. Tak bardzo, że wolała przełknąć nagromadzony wstyd, niż dać wygrać tak zaborczej upartości chłopaka.
Miała mu udowodnić, że rzeczywiście potrafiła radzić z rzeczywistością, która częściej sięgała ku niej nadnaturalny wzrok. Wiedziała, że nie miała choćby ułamka wiedzy i umiejętności, jaką posiadał Enma, ale wbrew oczekiwaniom - nie była bezbronna. I na wiele różnych sposobów, radziła sobie z rzuconym jej wraz ze śmiercią - wyzwaniem bycia medium. Nie miała zaplecza, ani wsparcia - wtedy, by potrafić walczyć z napływającymi szeptami i dostrzeganymi w cieniu postaciami, nie raz upominającymi się o uwagę. Zbyt skupiona na własnej tragedii, długo nie próbowała zrozumieć - czym były zjawiska, które ciaśniej otaczały jej życie. I mimo minionych lat, wciąż - bardziej bała się tego, co mogli jej zrobić ludzie, niż istoty ze świata duchów.
Wiedze chłonęła szybko. Kierowana pytaniami, które dręczyły już wcześniej, doświadczając spotkań, niedostępnych dla zwykłych ludzi. Czerpała z wiedzy, jaką Enma udostępniał jej bezpośrednio z zasobów klanu, jak i czepiając się umiejętności, jakie sam posiadał. Bo i ich posmak zdążyła poznać, obserwując rozmazaną scenerię wydarzeń choćby w tunelach. Traktowała go jak nauczyciela, któremu dedykowała szacunek, tylko raz przekraczając dedykowana takiemu układowi granicę, gdy poprosiła o spotkanie - w jego urodziny. Ale w mijający czas, nie próżnowała. Czas dzieląc między uczelnię, obowiązki, a dedykowany jej trening. Nawet artystyczne naleciałości bardziej naznaczając nauką, która przez trzy miesiące stały się jej codziennością. Rzeczywistość yokai, duchów i kami, odzwierciedlała na kartkach pergaminu, tworząc osobisty spis, w którym oznaczała zdobytą, egzorcystyczną wiedzę. O tym - kogo i dlaczego mogła spotkać, jakie istoty mogły zwrócić się ku niej i dlaczego. I przede wszystkim, jak radzić sobie z nieproszonymi gośćmi zza zasłony. Tymi mniej lub bardziej niebezpiecznymi. Im więcej poznawała odpowiedzi, tym więcej pytań się pojawiało, ale trzymała się zasięgu, jaki jej postawiono. Nie widziała się bowiem, jako czołowa egzorcystka. Ale Enma musiał wiedzieć, że będzie potrafiła się obronić, jeśli tak uparcie wierzył, że to on mógł być źródłem ściąganego na nią nieszczęścia. Nie wierzyła w to. I bolała ją myśl, że chłopak tkwił w tym przekonaniu, jakby ciążyła na nim jakaś nienazwana klątwa.
Chłód wdzierał się do ciała z każdym oddechem, osiadając szronem na granicy czerwonego szalika, którym owinęła szyję. Włosy ciasno splecione warkocz, zarzuciła na ramię, bo na głowę naciągnęła kaptur krótkiego płaszcza, który chronić miał ją dziś przed zimową aurą. Wsunięte w kieszenie dłonie, obleczone w rękawiczki, nie były grube, ale dawały ochronę i pozwalały w razie konieczności użyć rąk. Spodnie miała czarne, bardziej miękkie niż jeansy, a buty wiązane daleko za kostkę, nie dając szansy, by pokaźne zaspy zatrzymały całkiem zwinne poruszanie, jednocześnie - nie dając śnieżnym płatkom, na zaplątanie się za cholewę trzewików. To co najważniejsze, miała jednak bezpiecznie pod ręką, w najgłębszej kieszeni płaszcza i w przerzuconej przez ramię torby. Na widok samotnie czekającej na nią sylwetki, uniosła dłoń, ale nie zamachała, wiedząc, ze została dostrzeżona już jakiś czas wcześniej.
Kiwnęła wolną głową na ciche pytanie. Bardziej gotowa być nie mogła, ale z ust wydobyło się tylko tchnienie wydychanego powietrza.
- To co potrzebne - odezwała się po raz pierwszy, mimo wszystko nie będąc pewną, czy wymagał od niej. by wymienił posiadany zestaw, czy oczekiwał czegoś zupełnie innego. Uniosła wzrok, zaglądając ku twarzy chłopaka, nie sięgając jednak oczu - Sól, nożyk, woda, szkicownik i ołówki, czekolada - każde z wymienionych przedmiotów, miało swoje znaczenie i podstawę obecności, ale czekała na dopowiedzenie, bo w torbie, znajdowało się jeszcze kilka rzeczy, o których nie miała prawa zapomnieć. Nie dziś. Nie miała też pojęcia, co przygotował jako test, okolica zdawała się opuszczona, ale - raczej mu znajoma. Nie sądziła by chciał ją narażać bardziej, niż było to konieczne - gdzie idziemy? - zapytała równie cicho, chociaż miała wrażenie, że głos odbijał się od otulającej ich bieli i wraca z echem.
@Seiwa-Genji Enma
Miała mu udowodnić, że rzeczywiście potrafiła radzić z rzeczywistością, która częściej sięgała ku niej nadnaturalny wzrok. Wiedziała, że nie miała choćby ułamka wiedzy i umiejętności, jaką posiadał Enma, ale wbrew oczekiwaniom - nie była bezbronna. I na wiele różnych sposobów, radziła sobie z rzuconym jej wraz ze śmiercią - wyzwaniem bycia medium. Nie miała zaplecza, ani wsparcia - wtedy, by potrafić walczyć z napływającymi szeptami i dostrzeganymi w cieniu postaciami, nie raz upominającymi się o uwagę. Zbyt skupiona na własnej tragedii, długo nie próbowała zrozumieć - czym były zjawiska, które ciaśniej otaczały jej życie. I mimo minionych lat, wciąż - bardziej bała się tego, co mogli jej zrobić ludzie, niż istoty ze świata duchów.
Wiedze chłonęła szybko. Kierowana pytaniami, które dręczyły już wcześniej, doświadczając spotkań, niedostępnych dla zwykłych ludzi. Czerpała z wiedzy, jaką Enma udostępniał jej bezpośrednio z zasobów klanu, jak i czepiając się umiejętności, jakie sam posiadał. Bo i ich posmak zdążyła poznać, obserwując rozmazaną scenerię wydarzeń choćby w tunelach. Traktowała go jak nauczyciela, któremu dedykowała szacunek, tylko raz przekraczając dedykowana takiemu układowi granicę, gdy poprosiła o spotkanie - w jego urodziny. Ale w mijający czas, nie próżnowała. Czas dzieląc między uczelnię, obowiązki, a dedykowany jej trening. Nawet artystyczne naleciałości bardziej naznaczając nauką, która przez trzy miesiące stały się jej codziennością. Rzeczywistość yokai, duchów i kami, odzwierciedlała na kartkach pergaminu, tworząc osobisty spis, w którym oznaczała zdobytą, egzorcystyczną wiedzę. O tym - kogo i dlaczego mogła spotkać, jakie istoty mogły zwrócić się ku niej i dlaczego. I przede wszystkim, jak radzić sobie z nieproszonymi gośćmi zza zasłony. Tymi mniej lub bardziej niebezpiecznymi. Im więcej poznawała odpowiedzi, tym więcej pytań się pojawiało, ale trzymała się zasięgu, jaki jej postawiono. Nie widziała się bowiem, jako czołowa egzorcystka. Ale Enma musiał wiedzieć, że będzie potrafiła się obronić, jeśli tak uparcie wierzył, że to on mógł być źródłem ściąganego na nią nieszczęścia. Nie wierzyła w to. I bolała ją myśl, że chłopak tkwił w tym przekonaniu, jakby ciążyła na nim jakaś nienazwana klątwa.
Chłód wdzierał się do ciała z każdym oddechem, osiadając szronem na granicy czerwonego szalika, którym owinęła szyję. Włosy ciasno splecione warkocz, zarzuciła na ramię, bo na głowę naciągnęła kaptur krótkiego płaszcza, który chronić miał ją dziś przed zimową aurą. Wsunięte w kieszenie dłonie, obleczone w rękawiczki, nie były grube, ale dawały ochronę i pozwalały w razie konieczności użyć rąk. Spodnie miała czarne, bardziej miękkie niż jeansy, a buty wiązane daleko za kostkę, nie dając szansy, by pokaźne zaspy zatrzymały całkiem zwinne poruszanie, jednocześnie - nie dając śnieżnym płatkom, na zaplątanie się za cholewę trzewików. To co najważniejsze, miała jednak bezpiecznie pod ręką, w najgłębszej kieszeni płaszcza i w przerzuconej przez ramię torby. Na widok samotnie czekającej na nią sylwetki, uniosła dłoń, ale nie zamachała, wiedząc, ze została dostrzeżona już jakiś czas wcześniej.
Kiwnęła wolną głową na ciche pytanie. Bardziej gotowa być nie mogła, ale z ust wydobyło się tylko tchnienie wydychanego powietrza.
- To co potrzebne - odezwała się po raz pierwszy, mimo wszystko nie będąc pewną, czy wymagał od niej. by wymienił posiadany zestaw, czy oczekiwał czegoś zupełnie innego. Uniosła wzrok, zaglądając ku twarzy chłopaka, nie sięgając jednak oczu - Sól, nożyk, woda, szkicownik i ołówki, czekolada - każde z wymienionych przedmiotów, miało swoje znaczenie i podstawę obecności, ale czekała na dopowiedzenie, bo w torbie, znajdowało się jeszcze kilka rzeczy, o których nie miała prawa zapomnieć. Nie dziś. Nie miała też pojęcia, co przygotował jako test, okolica zdawała się opuszczona, ale - raczej mu znajoma. Nie sądziła by chciał ją narażać bardziej, niż było to konieczne - gdzie idziemy? - zapytała równie cicho, chociaż miała wrażenie, że głos odbijał się od otulającej ich bieli i wraca z echem.
@Seiwa-Genji Enma
Blood beneath the snow
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Nie skomentował jej ekwipunku, ani też nic nie było widać po jego twarzy. Ejiri musiała zatem karmić się jedynie domysłami czy zabrała wszystko to, co mogło jej się przydać tam, dokąd zmierzali. Śnieg głośno skrzypiał pod ich ciężkimi butami, co sugerowało o dość niskiej temperaturze. Mróz kąsał zaczerwienione policzki, osiadał się na ciemnych kosmykach, które niesfornie wysuwały się spod czapek oraz opadał na rzęsach, zdobiąc je małymi, lodowymi perłami.
Ścieżka, którą kroczyli, pomimo sporej ilości białego puchu, była całkiem udeptana przez spacerowiczów czy innych szaleńców, którzy zapuszczali się w te okolice w taką pogodę. Las o tej porze roku wydawał się wyjątkowo piękny, ale też w pewnym stopniu przerażający. Nie było śpiewu ptaków czy odgłosów typowych dla natury. Świat zdawał się zatrzymać w czasie, a cisza jaka panowała dookoła była ciężka i dusząca. Ale właśnie w takich chwilach Enma czuł się najlepiej. Z dala od zgiełku miasta, od szarych mas ludzi, których nie znał, od pośpiechu i natłoku wszystkiego. Tylko on i pustka. Działało to na niego kojąco, jak chłodny i przyjemny balsam na poparzonym ciele. Oczywiście tym razem nie był sam, ale towarzystwo dziewczyny w żadnym stopniu mu nie przeszkadzało.
- Przychodziłem tu z bratem jak byłem mały. - odezwał się nagle, po dłuższej chwili milczenia, sprawiając wrażenie, że nie dosłyszał jej pytania. - Wtedy jeszcze niczego nie widziałem. - w jego dwubarwnych oczach pojawił się bliżej nieokreślony cień, ale zbyt ulotny, by wzrok Ejiri mógł go pochwycić.
- Potem przychodziłem już sam. Chciałem zobaczyć świat jego oczami. - dodał po chwili, ale wciąż nie odpowiedział na jej pytanie: gdzie idą. Być może robił to specjalnie, a być może nie czuł potrzeby zdradzania dziewczynie celu ich małej wycieczki.
Albo i jedno, i drugie.
Przez resztę drogi Enma pozostawał milczący, choć bardziej pasowało tu określenie - nieobecny. Jego myśli uciekały w inne kierunki, jakby nie mogły utrzymać się jednego, konkretnego toru. Coś wyraźnie zaprzątało jego umysł na tyle mocno, że od czasu do czasu wydawał z siebie ciche westchnięcia, a ramiona nieco opadały, jakby coś ciężkiego zalęgło na jego barkach. Jednakże mimo wszystko Ejiri mogła być pewna, że w razie niebezpieczeństwa chłopak nie pozwoliłby sobie na jakiekolwiek uchybienia, a jego reakcja byłaby natychmiastowa. Zwłaszcza mając ją u swego boku.
Trudno powiedzieć jak długo szli, ale chłód zdołał już wkraść się pod grube warstwy ich ubrań, a skóra przypominała w dotyku czysty lód. Wreszcie w oddali dostrzegli wyróżniającą się na wszechobecnej bieli czerwień należącą do bramy torii.
- Schody prowadzą do jednej z wielu opuszczonych świątyń w tym lesie. - odezwał się, gdy zaczęli mozolną wspinaczkę, co było dość utrudnione zważywszy na hałdy śniegu pod ich butami. - No, nie jest aż tak opuszczona. - spojrzał na nią, a jego usta wykrzywiły się w ledwo widocznym uśmiechu. Jego sugestia była na tyle dosadna, że nie musiał nic więcej tłumaczyć. Wierzył, że Ejiri bardzo szybko pojęła o jakich mieszkańcach myślał.
- Pamiętaj, że nie wszyscy chcą cię zjeść. Niektóre z nich bardziej się boją od nas, ludzi. Inne mogą być ciekawskie. Ale to wciąż bardzo mały procent. Na ich zobaczenie, rzecz jasna. - wreszcie dotarli na sam szczyt schodów, gdzie ukazała się sporej wielkości, acz wyraźnie opuszczona świątynia. Wyglądała na zniszczoną, a dach z jednej strony był zawalony. Deski popękały pod wpływem czasu, a w niektórych miejscach wyraźnie ich brakowało. Całe szczęście, że było wciąż widno, bo w nocy z pewnością świątynia straszyła swym wyglądem.
- Co? Myślałaś, że od razu rzucę cie na pożarcie yokai? Najpierw musisz się nieco z nimi zaznajomić.
@Ejiri Carei
Ścieżka, którą kroczyli, pomimo sporej ilości białego puchu, była całkiem udeptana przez spacerowiczów czy innych szaleńców, którzy zapuszczali się w te okolice w taką pogodę. Las o tej porze roku wydawał się wyjątkowo piękny, ale też w pewnym stopniu przerażający. Nie było śpiewu ptaków czy odgłosów typowych dla natury. Świat zdawał się zatrzymać w czasie, a cisza jaka panowała dookoła była ciężka i dusząca. Ale właśnie w takich chwilach Enma czuł się najlepiej. Z dala od zgiełku miasta, od szarych mas ludzi, których nie znał, od pośpiechu i natłoku wszystkiego. Tylko on i pustka. Działało to na niego kojąco, jak chłodny i przyjemny balsam na poparzonym ciele. Oczywiście tym razem nie był sam, ale towarzystwo dziewczyny w żadnym stopniu mu nie przeszkadzało.
- Przychodziłem tu z bratem jak byłem mały. - odezwał się nagle, po dłuższej chwili milczenia, sprawiając wrażenie, że nie dosłyszał jej pytania. - Wtedy jeszcze niczego nie widziałem. - w jego dwubarwnych oczach pojawił się bliżej nieokreślony cień, ale zbyt ulotny, by wzrok Ejiri mógł go pochwycić.
- Potem przychodziłem już sam. Chciałem zobaczyć świat jego oczami. - dodał po chwili, ale wciąż nie odpowiedział na jej pytanie: gdzie idą. Być może robił to specjalnie, a być może nie czuł potrzeby zdradzania dziewczynie celu ich małej wycieczki.
Albo i jedno, i drugie.
Przez resztę drogi Enma pozostawał milczący, choć bardziej pasowało tu określenie - nieobecny. Jego myśli uciekały w inne kierunki, jakby nie mogły utrzymać się jednego, konkretnego toru. Coś wyraźnie zaprzątało jego umysł na tyle mocno, że od czasu do czasu wydawał z siebie ciche westchnięcia, a ramiona nieco opadały, jakby coś ciężkiego zalęgło na jego barkach. Jednakże mimo wszystko Ejiri mogła być pewna, że w razie niebezpieczeństwa chłopak nie pozwoliłby sobie na jakiekolwiek uchybienia, a jego reakcja byłaby natychmiastowa. Zwłaszcza mając ją u swego boku.
Trudno powiedzieć jak długo szli, ale chłód zdołał już wkraść się pod grube warstwy ich ubrań, a skóra przypominała w dotyku czysty lód. Wreszcie w oddali dostrzegli wyróżniającą się na wszechobecnej bieli czerwień należącą do bramy torii.
- Schody prowadzą do jednej z wielu opuszczonych świątyń w tym lesie. - odezwał się, gdy zaczęli mozolną wspinaczkę, co było dość utrudnione zważywszy na hałdy śniegu pod ich butami. - No, nie jest aż tak opuszczona. - spojrzał na nią, a jego usta wykrzywiły się w ledwo widocznym uśmiechu. Jego sugestia była na tyle dosadna, że nie musiał nic więcej tłumaczyć. Wierzył, że Ejiri bardzo szybko pojęła o jakich mieszkańcach myślał.
- Pamiętaj, że nie wszyscy chcą cię zjeść. Niektóre z nich bardziej się boją od nas, ludzi. Inne mogą być ciekawskie. Ale to wciąż bardzo mały procent. Na ich zobaczenie, rzecz jasna. - wreszcie dotarli na sam szczyt schodów, gdzie ukazała się sporej wielkości, acz wyraźnie opuszczona świątynia. Wyglądała na zniszczoną, a dach z jednej strony był zawalony. Deski popękały pod wpływem czasu, a w niektórych miejscach wyraźnie ich brakowało. Całe szczęście, że było wciąż widno, bo w nocy z pewnością świątynia straszyła swym wyglądem.
- Co? Myślałaś, że od razu rzucę cie na pożarcie yokai? Najpierw musisz się nieco z nimi zaznajomić.
@Ejiri Carei
Raikatsuji Shiimaura and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Łaskoczące chłodem oddechu i myśli pytania, pozostawiła nienazwane. Zbyt wiele razy otaczana była milczeniem, by dziwić się lub niecierpliwić. Bo odpowiedzi na pytania i prośby, prędzej czy później przychodziły - wysłuchane. Uczyła się więc etapu przygotowania do tego, co osiągnąć chciała. Nie zawsze też głośno wyrażając potrzebę. A mimo to, niemal jak składana modlitwa, dźwięczała później z rozbawieniem, gdy rosło konsekwentne spełnienie. I dlatego witała ciszę z uznaniem, bez roztargnienia czasem tylko przygryzając przysłonięte szalem wargi, gdy na języku piekliło się słowo. A tłumiona tęsknota wyrywała się z ułożonych pod spotkania granic.
Przełknęła ślinę, zamykając usta, zanim niepotrzebne powtórzenie zagrało w chłodnym powietrzu. Skroplony ciepłem oddech osiadł na nicach chroniącej jej szyję materii. Ręką poprawiła kaptur, mocniej nasuwając jego krańce na czoło, gdy ruszyła za chłopakiem. Nie dała mu szansy na wyprzedzenie, uparcie równając krok, nawet jeśli musiała odrobinę głębiej zejść z udeptanej ścieżki między zaspami śniegu. Zgodnie z przeczuciem, chłonęła widok otulającej ich scenerii. Musiała przyznać, że bardzo lubiła zimę. Pamiętała nawet porównanie przyjaciółki do bielących się mrozem płatków. Czy wiedziała wtedy, że pod ciężarem śnieżnej czystości kryły się ukryte głęboko brudzącej plamami krew? I mimo wspomnienia, usta rozchyliły się w odległym uśmiechu, dokładnie na kilka sekund, gdy spojrzenie zagnało do profilu towarzysza.
On wiedział.
O tym, ze usłyszała co mówił chłopak, świadczyło drgnienie ciało i uniesione na moment barki - I która wersja podoba ci się się bardziej? - odezwała się tez po chwili, warząc wyrazy w wolnej refleksji, zupełnie niezrażona brakiem kontekstu do wcześniej zadanego pytania. Odpowiedź i tak musiała wejść między nich. Znaleźć upust. Nawet jeśli mógłby chcieć, by sama spróbowała znaleźć źródło, sączył podpowiedzi. Nie zawsze zrozumiałe od początku. Powodów do tego musiał mieć wiele i tylko czasem, raniła ją świadomość, że nie chciał się dzielić tym, co raną znaczyło jego życie. Czy mogła byc jeszcze przyjaciółką? Czy znaczyła wystarczająco? Czy była w stanie mu to udowodnić?
Dbała o to, by utrzymać tempo równe Enmie. Nie była tak wytrzymała, ale nadrabiała zwinnością, stawiając kroki lżejsze, przy najmniejszej linii śnieżnego oporu. Obserwowała przy tym otoczenie i zmieniającą się scenerię. Na ile potrafiła, zapamiętywała drogę, dla ułatwienia, szkicując w głowie charakterystyczne fragmenty. I chociaż to ludzie zazwyczaj wyznaczali jej punkty orientacyjne, także na płóciennej planszy, czy gładkości kartki, rzeczywistość martwej sztuki przydatnie zapinała w mapie wspomnień.
Potknęła się po raz pierwszy, gdy wzrok osiadł na odbijającej się kontrastem czerwieni bramy, na tle dojmującej wokół bieli. Zamrugała, wyciągając rękę, przelotnie chwytając męskiego rękawa, by wracając równowagę, wypuścić sekundę później - Przepraszam - szepnęła ledwie poruszając ustami, na których zdążyły osiąść perełki mrozu.. Skupiła się na komentarzu, pozwalając, by na tarczy źrenic zalśniła barwiona kawą, ciekawość - Czy pojawiają się tu obcy? - jeszcze jedno pytanie, w konkluzji na postawione stwierdzenie. Do tej pory - nie miała okazji samej odwiedzić miejsc, w których żyły istoty zza zasłony. W nieumyślności zdążyła przyzwyczaić się, że to ją nawiedzano - Nie będą mieć nic... przeciw naszej obecności? - dodała łagodnie, bardziej miękko, w końcu, po raz pierwszy od ich dłuższej wędrówki, starając się zetknąć ich spojrzenia razem. Uśmiechnęła się blado, przelotnie, pokonując kolejne stopnia. Od czasu do czasu podpierając się ręką - Właściwie... to powinnam zacząć myśleć w drugą stronę. Pamiętać o tych niebezpiecznych, okrutnych, chcących... zła - przyznała z powagą i nieśmiałością własnej wady. Rzeczywistość w której żyła, pełniej wypełniali ludzie, którzy chcieli jej krzywd, nie yokai.
Oddychała płytko, gdy znaleźli się u celu, a właściwie szczytu schodów. Z wysokości, miała pełen obraz na opuszczoną (pozornie) scenerię świątyni - Trochę przypomina tę, do której chodzi moja babcia - wydusiła szeptem, pochylając się w stronę Enmy, znacząc niemal oddechem jego policzek - Trochę - podkreśliła, w zamyśleniu zerkając na egzorcystę, gdy rzucił jej żartobliwe wyzwanie - Zdziwiłabym się, gdybyś tak zrobił - zaczęła mrużąc oczu i unosząc jednocześnie palce do twarzy - a nawet jeśli, to na pewno nie zostawiłbyś mnie na pożarcie byle komu - nie podnosiła głosu, a mimo to musiała przysłonić usta, by nie roześmiać się. W jakiś sposób czuła ulgę, że na chwilę zrezygnował z umówionego dystansu. Dawało jej to odwagę. I nadzieję. I rozpuszczało zaległe w sercu, kruszyny lodu.
- Idziemy w dół?... czy musimy coś wcześniej zrobić?
Nie wiedziała, kto miał ich tu przywitać. I czego spodziewać się miała.
Ręka mimowolnie poruszyła się, chcąc uchwycić rękaw przy opuszczonej dłoni chłopaka. Nim zrobiła głupstwo, rozluźniła paliczki, splatając je na materii własnego płaszcza.
Westchnęła.
@Seiwa-Genji Enma
Przełknęła ślinę, zamykając usta, zanim niepotrzebne powtórzenie zagrało w chłodnym powietrzu. Skroplony ciepłem oddech osiadł na nicach chroniącej jej szyję materii. Ręką poprawiła kaptur, mocniej nasuwając jego krańce na czoło, gdy ruszyła za chłopakiem. Nie dała mu szansy na wyprzedzenie, uparcie równając krok, nawet jeśli musiała odrobinę głębiej zejść z udeptanej ścieżki między zaspami śniegu. Zgodnie z przeczuciem, chłonęła widok otulającej ich scenerii. Musiała przyznać, że bardzo lubiła zimę. Pamiętała nawet porównanie przyjaciółki do bielących się mrozem płatków. Czy wiedziała wtedy, że pod ciężarem śnieżnej czystości kryły się ukryte głęboko brudzącej plamami krew? I mimo wspomnienia, usta rozchyliły się w odległym uśmiechu, dokładnie na kilka sekund, gdy spojrzenie zagnało do profilu towarzysza.
On wiedział.
O tym, ze usłyszała co mówił chłopak, świadczyło drgnienie ciało i uniesione na moment barki - I która wersja podoba ci się się bardziej? - odezwała się tez po chwili, warząc wyrazy w wolnej refleksji, zupełnie niezrażona brakiem kontekstu do wcześniej zadanego pytania. Odpowiedź i tak musiała wejść między nich. Znaleźć upust. Nawet jeśli mógłby chcieć, by sama spróbowała znaleźć źródło, sączył podpowiedzi. Nie zawsze zrozumiałe od początku. Powodów do tego musiał mieć wiele i tylko czasem, raniła ją świadomość, że nie chciał się dzielić tym, co raną znaczyło jego życie. Czy mogła byc jeszcze przyjaciółką? Czy znaczyła wystarczająco? Czy była w stanie mu to udowodnić?
Dbała o to, by utrzymać tempo równe Enmie. Nie była tak wytrzymała, ale nadrabiała zwinnością, stawiając kroki lżejsze, przy najmniejszej linii śnieżnego oporu. Obserwowała przy tym otoczenie i zmieniającą się scenerię. Na ile potrafiła, zapamiętywała drogę, dla ułatwienia, szkicując w głowie charakterystyczne fragmenty. I chociaż to ludzie zazwyczaj wyznaczali jej punkty orientacyjne, także na płóciennej planszy, czy gładkości kartki, rzeczywistość martwej sztuki przydatnie zapinała w mapie wspomnień.
Potknęła się po raz pierwszy, gdy wzrok osiadł na odbijającej się kontrastem czerwieni bramy, na tle dojmującej wokół bieli. Zamrugała, wyciągając rękę, przelotnie chwytając męskiego rękawa, by wracając równowagę, wypuścić sekundę później - Przepraszam - szepnęła ledwie poruszając ustami, na których zdążyły osiąść perełki mrozu.. Skupiła się na komentarzu, pozwalając, by na tarczy źrenic zalśniła barwiona kawą, ciekawość - Czy pojawiają się tu obcy? - jeszcze jedno pytanie, w konkluzji na postawione stwierdzenie. Do tej pory - nie miała okazji samej odwiedzić miejsc, w których żyły istoty zza zasłony. W nieumyślności zdążyła przyzwyczaić się, że to ją nawiedzano - Nie będą mieć nic... przeciw naszej obecności? - dodała łagodnie, bardziej miękko, w końcu, po raz pierwszy od ich dłuższej wędrówki, starając się zetknąć ich spojrzenia razem. Uśmiechnęła się blado, przelotnie, pokonując kolejne stopnia. Od czasu do czasu podpierając się ręką - Właściwie... to powinnam zacząć myśleć w drugą stronę. Pamiętać o tych niebezpiecznych, okrutnych, chcących... zła - przyznała z powagą i nieśmiałością własnej wady. Rzeczywistość w której żyła, pełniej wypełniali ludzie, którzy chcieli jej krzywd, nie yokai.
Oddychała płytko, gdy znaleźli się u celu, a właściwie szczytu schodów. Z wysokości, miała pełen obraz na opuszczoną (pozornie) scenerię świątyni - Trochę przypomina tę, do której chodzi moja babcia - wydusiła szeptem, pochylając się w stronę Enmy, znacząc niemal oddechem jego policzek - Trochę - podkreśliła, w zamyśleniu zerkając na egzorcystę, gdy rzucił jej żartobliwe wyzwanie - Zdziwiłabym się, gdybyś tak zrobił - zaczęła mrużąc oczu i unosząc jednocześnie palce do twarzy - a nawet jeśli, to na pewno nie zostawiłbyś mnie na pożarcie byle komu - nie podnosiła głosu, a mimo to musiała przysłonić usta, by nie roześmiać się. W jakiś sposób czuła ulgę, że na chwilę zrezygnował z umówionego dystansu. Dawało jej to odwagę. I nadzieję. I rozpuszczało zaległe w sercu, kruszyny lodu.
- Idziemy w dół?... czy musimy coś wcześniej zrobić?
Nie wiedziała, kto miał ich tu przywitać. I czego spodziewać się miała.
Ręka mimowolnie poruszyła się, chcąc uchwycić rękaw przy opuszczonej dłoni chłopaka. Nim zrobiła głupstwo, rozluźniła paliczki, splatając je na materii własnego płaszcza.
Westchnęła.
@Seiwa-Genji Enma
Blood beneath the snow
Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.
Zimny powiew na moment skradł oddech, a dreszcze szarpnęły drobnym ciałem chłopaka. Miał ochotę zapaść się jeszcze głębiej w połach ubrań, którymi był otulony. Zniknąć pod ciepłym materiałem. Każdy krok w puszystym śniegu; każdy wdech mroźnego powietrza; i każdy opar pary opuszczający jego usta przypominał mu, jak bardzo nienawidził zimy, a jednocześnie ją kochał.
Spojrzał na ciemny, rozpadający się budynek, który tak pięknie odznaczał się na oślepiającej bieli zimowej scenerii. Było w tym coś pięknego i pochłaniającego, ale jednocześnie i przerażającego. Gdy padło pytanie, zamilkł na ułamek sekundy, jakby zawahał się nad udzieleniem odpowiedzi.
- Żadna. - padło wreszcie jedno, proste słowo.
Jeszcze do niedawna ślepo wierzył, że chce być jak Teru. Od dziecka go podziwiał i odkąd tylko pamiętał, zawsze głęboko wierzył, że na świecie nigdy nie było i nie będzie drugiej takiej osoby jak jego brat. Jednakże im był starszy, tym bardziej zaczynał spoglądać na wszystko z zupełnie innej perspektywy. Zdawał sobie sprawę z brzemienia, jakie dźwigał oraz z setki par oczu członków Minamoto, które uparcie wpatrywały się w niego i śledziły każdy jego ruch oraz decyzję, jaką podejmował. Wiedział, czego od niego oczekują. I myśl ta była jak głęboka, ciemna otchłań, która z każdą kolejną chwilą coraz bardziej go pochłaniała. Dusiła i wypełniała sobą płuca, odbierając prawo do zaczerpnięcia zbawiennego haustu powietrza.
A mimo to na pewnym etapie zaczął zbaczać z obranej wcześniej drogi i kreować swoją własną ścieżkę, choć nie miał pojęcia co na niego czeka na jej końcu. Być może nieunikniony koniec. Z drugiej strony, nawet jeśli, to przynajmniej będzie koniec, jaki sam sobie wybierze, wreszcie zrywając złote kajdany nałożone przez jego własną krew.
- Ciężko przewidzieć. - odpowiedział na pytanie dotyczące yokai oraz faktu, że naruszają ich teren. Zrobił pierwszy krok w stronę świątyni, wsuwając dłonie głębiej w kiszenie wierzchniego ubrania. - Niektóre na pewno. Pamiętaj, że jest to miejsce nie tylko święte, ale jest też ich domem. My jesteśmy jedynie gośćmi. Może i nawet nieproszonymi. Aczkolwiek- - uniósł nogę stawiając ją na pierwszym ze schodków pokrytym grubą warstwą śniegu. - W większej mierze wszystko będzie zależało od naszego celu przybycia, nastawienia oraz tego, jak będziemy się zachowywać. - wyciągnął dłoń w stronę popękanych drzwi i wsunął palce w szparę między nimi i ścianą, a następnie jednym ruchem odsunął je, wypuszczając na zewnątrz ostry zapach przemoczonego drewna, kadzideł oraz lekkiej domieszki czegoś słodkiego. Wszedł głębiej, ale po przekroczeniu zaledwie dwóch kroków, zatrzymał się. Uniósł dłonie i złożył je razem, po czym pochylił głowę w lekkim pokłonie. Oddanie szacunku w takim miejscu miało nie tylko na celu potraktowanie mieszkańców z respektem, ale przede wszystkim pokazanie, że nie ma się złych zamiarów. Enma był niemal pewien, że oczy yokai, które znajdowały się w świątyni, zostały skierowane w ich stronę, nawet jeżeli ich nie widzieli. I nie czuli.
Bowiem nadprzyrodzone stworzenia były wszędzie, wypełniały sobą życie ludzi od zarania dziejów, ale dopóki nie chciały zostać znalezione i ujrzane, to ludzkie oko, nawet te, które potrafiło dostrzec rzeczy spoza ludzkiego świata, ich nie odnajdzie i nie dostrzeże.
Pomieszczenie było dość spore i przestronne, choć niewątpliwie uległo zębom czasu. Drewniane deski pod butami były wyszczerbione oraz popękane. Niektóre meble i szafki wyblakłe, z popękaną i odpadającą farbą. W niektórych shouji były dziury, a ciemność, jaka wylewała się z wnętrza świątyni uniemożliwiała dostrzeżenie tego, co znajduje się na jej końcu.
- Dobrze. - powiedział cicho, idąc nieco głębiej, aż dotarł do jednej z opustoszałych szafek. Odwrócił się i usiadł na niej, podnosząc jedną nogę i ułożył kostkę na kolanie, opierając łokcie o nogę, odszukując spojrzeniem drobną sylwetkę dziewczyny.
Uśmiechnął się, choć nie był to ani przepraszający uśmiech, ani tym bardziej zachęcający.
- Dotarliśmy. I teraz, powiedz mi, jaki jest plan? - w jego dwubarwnych tęczówkach zamigotało odbicie promieni słońca, które przedzierały się do środka poprzez szpary w świątyni.
- Od teraz ty przejmujesz pałeczkę, a ja jestem tylko obserwatorem. Oczywiście zareaguję jeżeli uznam to za koniecznie. Potraktuj to jako, hm, egzamin. Działaj, a ja będę cierpliwie obserwował. - czasami nie jesteśmy gotowi na rzeczy, które napotykamy. Ta sama zasada dotyczyła bliskich spotkań z yokai. Nawet sam Enma nigdy nie miał stuprocentowej pewności tego, co się wydarzy. Trzeba było mieć plan. Być przygotowanym na każdą ewentualność.
Ale przede wszystkim czasami trzeba było skoczyć na głęboką wodę.
Albo zostać wrzuconym.
Prowadzenie za rękę niekoniecznie zawsze przynosiło pozytywny skutek, a zamiast tego niosło ze sobą więcej szkody. Dziewczyna dostała szansę na wykazanie się, i cholera, naprawdę chciał, aby jej się udało.
Naprawdę.
@Ejiri Carei
Spojrzał na ciemny, rozpadający się budynek, który tak pięknie odznaczał się na oślepiającej bieli zimowej scenerii. Było w tym coś pięknego i pochłaniającego, ale jednocześnie i przerażającego. Gdy padło pytanie, zamilkł na ułamek sekundy, jakby zawahał się nad udzieleniem odpowiedzi.
- Żadna. - padło wreszcie jedno, proste słowo.
Jeszcze do niedawna ślepo wierzył, że chce być jak Teru. Od dziecka go podziwiał i odkąd tylko pamiętał, zawsze głęboko wierzył, że na świecie nigdy nie było i nie będzie drugiej takiej osoby jak jego brat. Jednakże im był starszy, tym bardziej zaczynał spoglądać na wszystko z zupełnie innej perspektywy. Zdawał sobie sprawę z brzemienia, jakie dźwigał oraz z setki par oczu członków Minamoto, które uparcie wpatrywały się w niego i śledziły każdy jego ruch oraz decyzję, jaką podejmował. Wiedział, czego od niego oczekują. I myśl ta była jak głęboka, ciemna otchłań, która z każdą kolejną chwilą coraz bardziej go pochłaniała. Dusiła i wypełniała sobą płuca, odbierając prawo do zaczerpnięcia zbawiennego haustu powietrza.
A mimo to na pewnym etapie zaczął zbaczać z obranej wcześniej drogi i kreować swoją własną ścieżkę, choć nie miał pojęcia co na niego czeka na jej końcu. Być może nieunikniony koniec. Z drugiej strony, nawet jeśli, to przynajmniej będzie koniec, jaki sam sobie wybierze, wreszcie zrywając złote kajdany nałożone przez jego własną krew.
- Ciężko przewidzieć. - odpowiedział na pytanie dotyczące yokai oraz faktu, że naruszają ich teren. Zrobił pierwszy krok w stronę świątyni, wsuwając dłonie głębiej w kiszenie wierzchniego ubrania. - Niektóre na pewno. Pamiętaj, że jest to miejsce nie tylko święte, ale jest też ich domem. My jesteśmy jedynie gośćmi. Może i nawet nieproszonymi. Aczkolwiek- - uniósł nogę stawiając ją na pierwszym ze schodków pokrytym grubą warstwą śniegu. - W większej mierze wszystko będzie zależało od naszego celu przybycia, nastawienia oraz tego, jak będziemy się zachowywać. - wyciągnął dłoń w stronę popękanych drzwi i wsunął palce w szparę między nimi i ścianą, a następnie jednym ruchem odsunął je, wypuszczając na zewnątrz ostry zapach przemoczonego drewna, kadzideł oraz lekkiej domieszki czegoś słodkiego. Wszedł głębiej, ale po przekroczeniu zaledwie dwóch kroków, zatrzymał się. Uniósł dłonie i złożył je razem, po czym pochylił głowę w lekkim pokłonie. Oddanie szacunku w takim miejscu miało nie tylko na celu potraktowanie mieszkańców z respektem, ale przede wszystkim pokazanie, że nie ma się złych zamiarów. Enma był niemal pewien, że oczy yokai, które znajdowały się w świątyni, zostały skierowane w ich stronę, nawet jeżeli ich nie widzieli. I nie czuli.
Bowiem nadprzyrodzone stworzenia były wszędzie, wypełniały sobą życie ludzi od zarania dziejów, ale dopóki nie chciały zostać znalezione i ujrzane, to ludzkie oko, nawet te, które potrafiło dostrzec rzeczy spoza ludzkiego świata, ich nie odnajdzie i nie dostrzeże.
Pomieszczenie było dość spore i przestronne, choć niewątpliwie uległo zębom czasu. Drewniane deski pod butami były wyszczerbione oraz popękane. Niektóre meble i szafki wyblakłe, z popękaną i odpadającą farbą. W niektórych shouji były dziury, a ciemność, jaka wylewała się z wnętrza świątyni uniemożliwiała dostrzeżenie tego, co znajduje się na jej końcu.
- Dobrze. - powiedział cicho, idąc nieco głębiej, aż dotarł do jednej z opustoszałych szafek. Odwrócił się i usiadł na niej, podnosząc jedną nogę i ułożył kostkę na kolanie, opierając łokcie o nogę, odszukując spojrzeniem drobną sylwetkę dziewczyny.
Uśmiechnął się, choć nie był to ani przepraszający uśmiech, ani tym bardziej zachęcający.
- Dotarliśmy. I teraz, powiedz mi, jaki jest plan? - w jego dwubarwnych tęczówkach zamigotało odbicie promieni słońca, które przedzierały się do środka poprzez szpary w świątyni.
- Od teraz ty przejmujesz pałeczkę, a ja jestem tylko obserwatorem. Oczywiście zareaguję jeżeli uznam to za koniecznie. Potraktuj to jako, hm, egzamin. Działaj, a ja będę cierpliwie obserwował. - czasami nie jesteśmy gotowi na rzeczy, które napotykamy. Ta sama zasada dotyczyła bliskich spotkań z yokai. Nawet sam Enma nigdy nie miał stuprocentowej pewności tego, co się wydarzy. Trzeba było mieć plan. Być przygotowanym na każdą ewentualność.
Ale przede wszystkim czasami trzeba było skoczyć na głęboką wodę.
Albo zostać wrzuconym.
Prowadzenie za rękę niekoniecznie zawsze przynosiło pozytywny skutek, a zamiast tego niosło ze sobą więcej szkody. Dziewczyna dostała szansę na wykazanie się, i cholera, naprawdę chciał, aby jej się udało.
Naprawdę.
@Ejiri Carei
Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Było w zimnie coś, co uspokajało Carei. Nie była pewna, czy kojarzyła go z czymś dobrym, czy niekoniecznie, ale - była z nim blisko. Wyglądała zimy. Tej białej, dojmującej chłodem, ze śnieżynami mrozu, co igiełkami wbijały się w skórę. Witała je z podobną ulgą. Przypomnieniem fantomu bólu, który znikał, gdy wystarczająco długo się w nim zanurzała. Tak było dawniej. Mechanizm pozostał ten sam, karmiąc od czasu do czasu wspomnieniem. Te ulatywał teraz z chmurą bielącego się oddechu, bo skupienie refleksji opierała na spotkaniu. Na zadaniu, które finalizować miało ostatnie tygodnie pracy, nauki, treningu. I mimo, że nie powinna, kiełkował w niej niepokój. Nie tego co przynieść miał cel wędrówki przez ośnieżone pole i ukrytą ścieżkę świątynną. Bała się, że on z niej zrezygnuje. Odsunie całkiem, jak tę spękaną, porcelanowa lalkę, co zbyt często upadła na ziemię. Czy dlatego, by nie narażać na kolejne stłuczenia, czy dlatego, ze nie nadawała się do użytku - nie miało znaczenia. Nie chciała być postrzegana tylko w tej kategorii. Chciała być blisko, ale ceniła cudzą wolę i decyzje.
Zdawkowość odpowiedzi przyjęła milczeniem. Pozostawał odległy, kreśląc wyraźną linię dystansu. Czasem wydawało się jej, że dostrzegała jasny okruch, wymykający się szczelnej skorupie, z jaka witał i ją - rzeczywistość, ale teraz - dziś, wyjątkowo skrzętnie chował to, co kryło się w myśli. Te sczytywała czasem mimowolnie, chowając rozumienie niewypowiedziane. Mogła przecież się mylić. Bez pozwolenia, nie chciała rozdrapywać cudzych tajemnic, szczególnie, gdy bliźniły się wciąż ropiejącą raną.
Ciężko przewidzieć
gdyby nie chłód już zalegający w płucach, westchnęłaby głęboko. Przytknęła za to nos do góry szalika, mieląc w głowie i kolejne wyrazy. Wszystko, z czym do tej pory się spotykała - było okryte co najmniej niedopowiedzeniem. Nie miała większego pojęcia, czym mieli się dziś zająć i jaką formę sprawdzianu szykował jej Enma. Kalkulowała na swój, wciąż niedoświadczony sposób, starając się zebrać wszelkie możliwe skrawki informacji. Wśród całej wędrówki, musiały takie być, zebrać i połączyć, jak rozrzucone elementy puzzli. Wciąż jednak brakowało jej najważniejszych fragmentów. Właściwe pytania też musiała umieć zadać.
- To wciąż, analogia z ludźmi... - odetchnęła miękko, prosto w materiał zakrywający usta. Ledwie uniosła wzrok, by spojrzeć na egzorcystę. Nie próbowała jednak łapać złotego spojrzenia - Nikt nie czułby się swobodnie, gdyby ktoś obcy wtargnął do ich domu - a intencje obu stron ważyły na rozwiązaniach. Ale, jeśli ludzi dało się przewidzieć, to z kami i yokai - już niekoniecznie.
Zaczekała, aż zmurszałe od czasu i gryzione mrozem wrota zostaną uchylone. I nawet nie musiała patrzeć na Enmę, by wiedzieć jak zachować się w cudzym "progu". Wymagał tego nie tylko szacunek, ale i czysta kultura. Niemal w tym samym tempie co towarzysz, uniosła złączone dłonie i pochyliła głowę, zatrzymując pozę i przymykając powieki. Dopiero po chwili wracając do pierwotnej pozy, dając szansę zmysłom, by zebrały wrażenia, podsuwając Carei obraz rozległego, wypełnionego mieszanką woni i szelestów pomieszczenia.
Nie ruszyła od razu za Enmą. Dała czas chłopięcym krokom, by zwiększyły między nimi dystans, dopiero wtedy kierując się w głąb, może po swojemu, z wolnym od skojarzeń niedoświadczeniem, śledząc otaczającą ją rzeczywistość. Miała świadomość, że umykało jej wiele rzeczy, takich, które dla chłopaka były oczywiste i naturalne. Zatrzymała się niedaleko oszronionej szafki, na której przysiadł dawny przyjaciel. Kim był teraz? Kim chciał być?
Przyglądała się gestom i postawie, jaką prezentował. Milczała więc chwilę, nim z dozowanym lekcją zainteresowaniem przechyliła głowę, przerywając ciszę - Mój plan zależy... od celu, jaki ma mi przyświecać - powtórzyła echo informacji, jakie dziś zdążyła od niego otrzymać. I nie wierzyła, by mówił to bez konkretnego celu. Potrafił rzucać jej testy nawet w pozornie konwencjonalniej rozmowie - dostosuję go do otrzymanych wytycznych - ręce splotła przed sobą. Pochyliła się lekko, dokładnie tak jak robiła to przy nauczycielach. Nie mówiła głośno, ale oparła się na zdobytym doświadczeniu. Co mieli tu zrobić? Co miała ona zdziałać? Chciał dać jej szanse poznać lokatorów? Wejść z nimi w interakcję? Być może zdobyć informację, albo rozwiązać zagadkę? Czy postawić na czystą eksplorację? Wiedziała już, że miejsce było mu znane dobrze. Jeśli zabierał go tutaj brat... też musiał zakładać jakiś cel. Zawsze jakiś był.
Nie poruszyła się, pozostając w zastałej pozycji, jak zatrzymana w ruchu pozytywka. Z wzrokiem opartym na twarzy chłopaka, czekała, jednocześnie próbując odczytać coś więcej, co być może jeszcze umykało jej zmysłom. Czy chował coś za sobą? Może coś pokazywał? A może odwracał uwagę.
Uśmiechnęła się lekko. Mimowolnie w marnej próbie odbicia gestu, który jej ofiarował.
@Seiwa-Genji Enma
Zdawkowość odpowiedzi przyjęła milczeniem. Pozostawał odległy, kreśląc wyraźną linię dystansu. Czasem wydawało się jej, że dostrzegała jasny okruch, wymykający się szczelnej skorupie, z jaka witał i ją - rzeczywistość, ale teraz - dziś, wyjątkowo skrzętnie chował to, co kryło się w myśli. Te sczytywała czasem mimowolnie, chowając rozumienie niewypowiedziane. Mogła przecież się mylić. Bez pozwolenia, nie chciała rozdrapywać cudzych tajemnic, szczególnie, gdy bliźniły się wciąż ropiejącą raną.
Ciężko przewidzieć
gdyby nie chłód już zalegający w płucach, westchnęłaby głęboko. Przytknęła za to nos do góry szalika, mieląc w głowie i kolejne wyrazy. Wszystko, z czym do tej pory się spotykała - było okryte co najmniej niedopowiedzeniem. Nie miała większego pojęcia, czym mieli się dziś zająć i jaką formę sprawdzianu szykował jej Enma. Kalkulowała na swój, wciąż niedoświadczony sposób, starając się zebrać wszelkie możliwe skrawki informacji. Wśród całej wędrówki, musiały takie być, zebrać i połączyć, jak rozrzucone elementy puzzli. Wciąż jednak brakowało jej najważniejszych fragmentów. Właściwe pytania też musiała umieć zadać.
- To wciąż, analogia z ludźmi... - odetchnęła miękko, prosto w materiał zakrywający usta. Ledwie uniosła wzrok, by spojrzeć na egzorcystę. Nie próbowała jednak łapać złotego spojrzenia - Nikt nie czułby się swobodnie, gdyby ktoś obcy wtargnął do ich domu - a intencje obu stron ważyły na rozwiązaniach. Ale, jeśli ludzi dało się przewidzieć, to z kami i yokai - już niekoniecznie.
Zaczekała, aż zmurszałe od czasu i gryzione mrozem wrota zostaną uchylone. I nawet nie musiała patrzeć na Enmę, by wiedzieć jak zachować się w cudzym "progu". Wymagał tego nie tylko szacunek, ale i czysta kultura. Niemal w tym samym tempie co towarzysz, uniosła złączone dłonie i pochyliła głowę, zatrzymując pozę i przymykając powieki. Dopiero po chwili wracając do pierwotnej pozy, dając szansę zmysłom, by zebrały wrażenia, podsuwając Carei obraz rozległego, wypełnionego mieszanką woni i szelestów pomieszczenia.
Nie ruszyła od razu za Enmą. Dała czas chłopięcym krokom, by zwiększyły między nimi dystans, dopiero wtedy kierując się w głąb, może po swojemu, z wolnym od skojarzeń niedoświadczeniem, śledząc otaczającą ją rzeczywistość. Miała świadomość, że umykało jej wiele rzeczy, takich, które dla chłopaka były oczywiste i naturalne. Zatrzymała się niedaleko oszronionej szafki, na której przysiadł dawny przyjaciel. Kim był teraz? Kim chciał być?
Przyglądała się gestom i postawie, jaką prezentował. Milczała więc chwilę, nim z dozowanym lekcją zainteresowaniem przechyliła głowę, przerywając ciszę - Mój plan zależy... od celu, jaki ma mi przyświecać - powtórzyła echo informacji, jakie dziś zdążyła od niego otrzymać. I nie wierzyła, by mówił to bez konkretnego celu. Potrafił rzucać jej testy nawet w pozornie konwencjonalniej rozmowie - dostosuję go do otrzymanych wytycznych - ręce splotła przed sobą. Pochyliła się lekko, dokładnie tak jak robiła to przy nauczycielach. Nie mówiła głośno, ale oparła się na zdobytym doświadczeniu. Co mieli tu zrobić? Co miała ona zdziałać? Chciał dać jej szanse poznać lokatorów? Wejść z nimi w interakcję? Być może zdobyć informację, albo rozwiązać zagadkę? Czy postawić na czystą eksplorację? Wiedziała już, że miejsce było mu znane dobrze. Jeśli zabierał go tutaj brat... też musiał zakładać jakiś cel. Zawsze jakiś był.
Nie poruszyła się, pozostając w zastałej pozycji, jak zatrzymana w ruchu pozytywka. Z wzrokiem opartym na twarzy chłopaka, czekała, jednocześnie próbując odczytać coś więcej, co być może jeszcze umykało jej zmysłom. Czy chował coś za sobą? Może coś pokazywał? A może odwracał uwagę.
Uśmiechnęła się lekko. Mimowolnie w marnej próbie odbicia gestu, który jej ofiarował.
@Seiwa-Genji Enma
Blood beneath the snow
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Cel.
Ludzie zawsze, przynajmniej w większości, potrzebowali jakiegoś celu. Czegoś, co ktoś z zewnątrz mógł im narzucić i nakierować na odpowiednią drogę. Bez wskazówek zaczynali się gubić jak małe dzieci pośród ogromnych drzew w lesie. Kręcili się dookoła z paniką w oczach oraz desperacką prośbą o ratunek wymalowaną na bladych twarzach.
Enma przez dłuższą chwilę przyglądał się dziewczęciu, czując dziwny gorzko-słony posmak w ustach. Czyżby ją przecenił w cichej nadziei, że jednak jest już gotowa i niepotrzebnie chciał rzucić na otwartą wodę? Może koniec końców powinien wpierw dać jej dmuchane koło, by nie opadła na dno, a zamiast tego unosiła się na powierzchni do momentu, aż poczuje się na tyle pewna, by w końcu zanurkować w chłodne odmęty głębiny.
Nie powinien spoglądać na nią przez swój własny pryzmat, nawet, jeżeli naprawdę tego chciał, zdając sobie sprawę, że to jedyna szansa, aby mógł czuć wewnętrzny spokój; zaufać zarówno jej, jak i dziewczęcym zdolnościom. Bo jeżeli dzisiejszego dnia coś pójdzie nie tak, to ich drogi na zawsze się rozejdą. A jakaś część chłopaka, ta bardzo głęboko skryta, nie chciała tego, nawet jeżeli na pozór zapierał się nogami i rękami, broniąc przed własnymi myślami i odczuciami.
Westchnął bezdźwięcznie, odwracając wzrok, zawieszając go na nic nie znaczącym martwym punkcie.
- Kiedy miałem siedem lat, dziadek zamknął mnie w krypcie pełnej yurei. Nic nie powiedział. Po prostu zamknął mnie tam na całą noc. - odezwał się cichym, nieco nostalgicznym tonem, wracając myślami do nieprzyjemnej przeszłości, o której momentami chciał zapomnieć. - Możesz nie uwierzyć, ale za dzieciaka byłem paskudną beksą. I do tego strachliwą. Szczałem pod siebie na widok gąsienic i dżdżownic. - parsknął pod nosem bezdźwięcznym i suchym śmiechem. - Za pierwszym razem byłem przerażony. Od niedawna widziałem duchy i yokai, do tego świeżo co straciłem rodziców i brata. - miał wrażenie, że blizna, teraz skryta pod grubym szalikiem, na nowo zaczęła palić żywym ogniem; dusić go coraz mocniej, aż do utraty tchu - Czasami zostawiał mnie na cmentarzu w środku nocy. Minęło sporo czasu, nim przerażenie zaczęło przeradzać się w smutek i żal, kiedy widziałem te wszystkie umęczone dusze, szukające swoich bliskich albo drogi do domu. Po każdej takiej nocy dziadek zawsze mnie pytał: co widziałeś i co czułeś. Nigdy nie potrafiłem mu na to szczerze odpowiedzieć. Bo chociaż każdej nocy starałem się być przygotowany na to, co spotkam, to koniec końców wszystko toczyło się zupełnie inaczej. Nieprzewidywalnie. - wreszcie na powrót przeniósł swoje spojrzenie na dziewczynę, i choć jego ton pozostawał dość miękki i łagodny, to ciężko było cokolwiek wyczytać zarówno z jego oczu, jak i twarzy.
- Kiedy wchodzisz do lasu, albo nawet podróżujesz miastem, nigdy nie wiesz co możesz spotkać. Kiedy trafiasz na yokai, nie wiesz jakie ma nastawienie. Być może jest tylko ciekawskie, ale płochliwe. A może przyjazne? Czasami trafią się jednak te bardziej niebezpieczne, które tylko czekają na moment twojej nieuwagi albo słabości, żeby zaatakować. I pożreć cię wraz z duszą. - zapadła cisza, bo nie miał pojęcia czy jego słowa mają jakikolwiek sens dla dziewczyny. Prawda była taka, że Enma nie posiadał daru do tłumaczenia, i ilekroć ktoś zadawał pytania związane nawet z dziedziną, w której był dobry - zazwyczaj wykładał się przy części powiązanej z tłumaczeniem.
- Odpowiadając na twoje pytanie. Nie ma żadnego celu. Jesteś w miejscu pełnym yokai i tak naprawdę nie wiesz co cię czeka. Jednakże musisz być przygotowana na każdą ewentualność. O ile w pierwszej kolejności je odnajdziesz i dostrzeżesz.
@Ejiri Carei
Ludzie zawsze, przynajmniej w większości, potrzebowali jakiegoś celu. Czegoś, co ktoś z zewnątrz mógł im narzucić i nakierować na odpowiednią drogę. Bez wskazówek zaczynali się gubić jak małe dzieci pośród ogromnych drzew w lesie. Kręcili się dookoła z paniką w oczach oraz desperacką prośbą o ratunek wymalowaną na bladych twarzach.
Enma przez dłuższą chwilę przyglądał się dziewczęciu, czując dziwny gorzko-słony posmak w ustach. Czyżby ją przecenił w cichej nadziei, że jednak jest już gotowa i niepotrzebnie chciał rzucić na otwartą wodę? Może koniec końców powinien wpierw dać jej dmuchane koło, by nie opadła na dno, a zamiast tego unosiła się na powierzchni do momentu, aż poczuje się na tyle pewna, by w końcu zanurkować w chłodne odmęty głębiny.
Nie powinien spoglądać na nią przez swój własny pryzmat, nawet, jeżeli naprawdę tego chciał, zdając sobie sprawę, że to jedyna szansa, aby mógł czuć wewnętrzny spokój; zaufać zarówno jej, jak i dziewczęcym zdolnościom. Bo jeżeli dzisiejszego dnia coś pójdzie nie tak, to ich drogi na zawsze się rozejdą. A jakaś część chłopaka, ta bardzo głęboko skryta, nie chciała tego, nawet jeżeli na pozór zapierał się nogami i rękami, broniąc przed własnymi myślami i odczuciami.
Westchnął bezdźwięcznie, odwracając wzrok, zawieszając go na nic nie znaczącym martwym punkcie.
- Kiedy miałem siedem lat, dziadek zamknął mnie w krypcie pełnej yurei. Nic nie powiedział. Po prostu zamknął mnie tam na całą noc. - odezwał się cichym, nieco nostalgicznym tonem, wracając myślami do nieprzyjemnej przeszłości, o której momentami chciał zapomnieć. - Możesz nie uwierzyć, ale za dzieciaka byłem paskudną beksą. I do tego strachliwą. Szczałem pod siebie na widok gąsienic i dżdżownic. - parsknął pod nosem bezdźwięcznym i suchym śmiechem. - Za pierwszym razem byłem przerażony. Od niedawna widziałem duchy i yokai, do tego świeżo co straciłem rodziców i brata. - miał wrażenie, że blizna, teraz skryta pod grubym szalikiem, na nowo zaczęła palić żywym ogniem; dusić go coraz mocniej, aż do utraty tchu - Czasami zostawiał mnie na cmentarzu w środku nocy. Minęło sporo czasu, nim przerażenie zaczęło przeradzać się w smutek i żal, kiedy widziałem te wszystkie umęczone dusze, szukające swoich bliskich albo drogi do domu. Po każdej takiej nocy dziadek zawsze mnie pytał: co widziałeś i co czułeś. Nigdy nie potrafiłem mu na to szczerze odpowiedzieć. Bo chociaż każdej nocy starałem się być przygotowany na to, co spotkam, to koniec końców wszystko toczyło się zupełnie inaczej. Nieprzewidywalnie. - wreszcie na powrót przeniósł swoje spojrzenie na dziewczynę, i choć jego ton pozostawał dość miękki i łagodny, to ciężko było cokolwiek wyczytać zarówno z jego oczu, jak i twarzy.
- Kiedy wchodzisz do lasu, albo nawet podróżujesz miastem, nigdy nie wiesz co możesz spotkać. Kiedy trafiasz na yokai, nie wiesz jakie ma nastawienie. Być może jest tylko ciekawskie, ale płochliwe. A może przyjazne? Czasami trafią się jednak te bardziej niebezpieczne, które tylko czekają na moment twojej nieuwagi albo słabości, żeby zaatakować. I pożreć cię wraz z duszą. - zapadła cisza, bo nie miał pojęcia czy jego słowa mają jakikolwiek sens dla dziewczyny. Prawda była taka, że Enma nie posiadał daru do tłumaczenia, i ilekroć ktoś zadawał pytania związane nawet z dziedziną, w której był dobry - zazwyczaj wykładał się przy części powiązanej z tłumaczeniem.
- Odpowiadając na twoje pytanie. Nie ma żadnego celu. Jesteś w miejscu pełnym yokai i tak naprawdę nie wiesz co cię czeka. Jednakże musisz być przygotowana na każdą ewentualność. O ile w pierwszej kolejności je odnajdziesz i dostrzeżesz.
@Ejiri Carei
Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Wszystko działało na jej prośbę. Chociaż, na jego warunkach.
Wciąż pamiętała zburzoną emocjami desperację. Miała wrażenie, że się tylko narzuca, a wystosowany dystans świadczył o oferowanej jeszcze litości. Nie chciał mieć jej przy sobie. Być może też był zmęczony obecnością, która dla niego była wyłącznie ciężarem. Niezależnie od tego co i jak robiła, była niewystarczająca. Być może jednak tez niegodna. Ale myśli pozostawiała zamknięte, głęboko, ukryte pod warstwą delikatnego uśmiechu. Dokładnie, jak śnieżnych fałd, które zasypały starą świątynię. Udowadnianie, że było się coś wartym - bolało. Szczególnie gdy stawała przed kimś, kto kiedyś był jej tak bliski. Być może, właśnie to "kiedyś" miało znaczenie? Wciąż widział w niej beztroską dziewczynę sprzed lat. Chciała zawalczyć. Nawet jeśli brzmiało to jakoś żałośnie. Nawet jeśli nie miała wprawy w metodzie i mocy, jaką dysponował Enma. Nawet jeśli do tej pory pamiętała ostrość słów wypowiedzianych przed wejściem do tuneli. Nie pamiętała czy ktoś wtedy na nią patrzył. Pamiętała za chłód osiadłego na niej złota. I - znowu, nawet - jeśli jakaś jej część podpowiadała źródło jego zachowania, wciąż - bolało. Nie zgadzała się. Zależało jej. Ale oboje mieli swoje racje dla istnienia ich relacji.
W trening wkładała całą siebie. Odłożyła na bok żal, skupiając na tym co miała przyswoić, czego chciał, by się nauczyła. Czasem miała jednak wrażenie, że z niej kpił, oceniał z lekceważeniem sposób w jaki przyjmowała lekcje. Nie wierzył w nią, wytykając potknięcia, których - nie mówił. Ale widziała zawód osiadły na dnie dwubarwnych źrenic. Onieśmielał ją tym spojrzeniem. Ale nie płoszyła się, jak kiedyś. Kiedy odwrócił do niej zniechęconą uwagę, sama przymknęła powieki, słuchając padających wyrazów, jak dziwnej modlitwy. Nie przerywała mu, pozostając w swoistym skupieniu. Nawet jesli on, jako jej nauczyciel, nie miał dla niej żadnego celu, sama go miała.
- Twój dziadek nie przebierał środkach, by osiągnąć swój cel. Ale metody realizacji nie umiał dobrać odpowiedniej - mówiła cicho, bardzo spokojnie, właśnie krytykując kogoś, komu winna była pełnię szacunku - Ze zwierzętami też tak często się robiło. Łatwiej, szybciej było złamać i tym samym głęboko zranić stworzenie, by wymusić posłuszeństwo i naukę pewnych umiejętności - patrzyła nie na chłopaka, a na zrujnowany ołtarz tej zapomnianej świątyni. Poruszyła przewieszoną przez ramię torbą, by wolno przełożyć pasek przez głowę. Pokonała dwa kroki, by znaleźć się obok Enmy, nie naruszając jednak wyznaczonej przestrzeni obserwacji. Starała się wciąż mieć na widoku okolicę. Chciał czy nie - wyłuskała sobie sama działanie. Nie rzucał jej na pożarcie yokai - jak sam wspomniał. Miała poznać się na żywo z rzeczywistością, którą poznawała przez dostępna klanowo wiedzę. Wcześniej, stykała się z nią na oślep, zbierając informacje na bieżąco - to przez opowieści babci - kapłanki, to przez osobiste, coraz częstsze doświadczenia. Ale to, z czym mierzyła się dzięki Enmie, przekraczało wszystko, co do tej pory w ogóle mogła poznać. I za to była mu wdzięczna.
- Ja za pierwszym razem... myślałam, że to halucynacje, że to... wszystko przez to co się wydarzyło. Nikt mi nie wytłumaczył co się stało - mówiła, nie przerywając ruchu, gdy oczyszczała sobie miejsce wokół nich - babcia upierała się, żebym została z nią, ale rodzice zdecydowali inaczej - z torby wyciągnęła po kolei kilka rzeczy. Sól w woreczku, buteleczka wody, szkicownik z węgielkiem i połamana w kostkach czekoladę, nożyk i ...latarkę. Tę, Enma musiał znać. Wszystko musiało byc blisko, albo w ręku, by mogła swobodnie użyć. Na sam koniec schowała coś we wnętrzu ręku, mniej pewnie. Ale wtedy odwróciła się do egzorcysty. Uniosła głowę wyżej, jakoś łagodniej spoglądając w oblicze przyjaciela.
- Żałuję, że nie mogłam być z Tobą - kontynuowała cicho, przez uderzenie serca balansując z decyzją, czy dodać coś jeszcze. Być może, nie chciał mieć z nią wtedy kontaktu. A może nie mógł decyzją starszych? Nie wiedziała. Bała się zapytać, a może - usłyszeć odpowiedź.
Podeszła bliżej. Jakoś miękko stawiając kroki - Mogę? - zapytała, ale nie zaczekała na odpowiedź spotykając wierzchu męskiej dłoni, by odwrócić ją ku siebie. We wnętrze wsunęła niewielkie zawiniątko, widocznie robione i malowane ręcznie - w czerni i złocie - Pomogła mi babcia, ale to moje dzieło. Benzaiten - odsunęła się, znowu nie czekając na ewentualną odmowę - wiem, że to drobiazg. Zrobisz z tym co zechcesz - Wydawała się nie słyszeć wczesaniach wyrazów o braku narzuconego celu - Wczoraj wieczorem przeszłam rytuał harae - odetchnęła lekko, wracając na miejsce bliżej ołtarzyku, ku któremu się zwinnie odwróciła. Pochyliła lekko, złożyła i rozłożyła dłonie - Nie mam zamiaru prowokować żadnego z was, zwracam się z szacunkiem, jako gość - odetchnęła, opuszczając spojrzenie, z szacunkiem pochylając głowę, a na miseczce ułożyła ułamane kawałki czekolady, by odsunąć się i wrócić na miejsce. Zaproszenie jednak zostawiła - O opiekę proszę Ciebie Amateratsu. Wiem, że czuwasz. otaczasz swoim światłem i zajrzysz na nas przychylnie - wciąż pamiętała świetlistego lisa, który pomógł jej...chronić tych, których przecież kochała.
Wzięła woreczek z solą i rozsypała koło wokół nich, zostawiając odpowiednio miejsce na możliwość rysowania w środku - Nie jestem jeszcze biegła w inkantacjach, ale jeśli ta nieprzewidywalność będzie miała tu miejsce, będę gotowa - i z przygotowaniem, gdy na ziemi powinien znaleźć się pentagram. I z intencją, gdyby okoliczne yokai zdecydowały się jednak nie być w humorze.
| Przekazuję Enmie omamori Benzaiten - zgłoszę w aktualizacjach.
@Seiwa-Genji Enma
Wciąż pamiętała zburzoną emocjami desperację. Miała wrażenie, że się tylko narzuca, a wystosowany dystans świadczył o oferowanej jeszcze litości. Nie chciał mieć jej przy sobie. Być może też był zmęczony obecnością, która dla niego była wyłącznie ciężarem. Niezależnie od tego co i jak robiła, była niewystarczająca. Być może jednak tez niegodna. Ale myśli pozostawiała zamknięte, głęboko, ukryte pod warstwą delikatnego uśmiechu. Dokładnie, jak śnieżnych fałd, które zasypały starą świątynię. Udowadnianie, że było się coś wartym - bolało. Szczególnie gdy stawała przed kimś, kto kiedyś był jej tak bliski. Być może, właśnie to "kiedyś" miało znaczenie? Wciąż widział w niej beztroską dziewczynę sprzed lat. Chciała zawalczyć. Nawet jeśli brzmiało to jakoś żałośnie. Nawet jeśli nie miała wprawy w metodzie i mocy, jaką dysponował Enma. Nawet jeśli do tej pory pamiętała ostrość słów wypowiedzianych przed wejściem do tuneli. Nie pamiętała czy ktoś wtedy na nią patrzył. Pamiętała za chłód osiadłego na niej złota. I - znowu, nawet - jeśli jakaś jej część podpowiadała źródło jego zachowania, wciąż - bolało. Nie zgadzała się. Zależało jej. Ale oboje mieli swoje racje dla istnienia ich relacji.
W trening wkładała całą siebie. Odłożyła na bok żal, skupiając na tym co miała przyswoić, czego chciał, by się nauczyła. Czasem miała jednak wrażenie, że z niej kpił, oceniał z lekceważeniem sposób w jaki przyjmowała lekcje. Nie wierzył w nią, wytykając potknięcia, których - nie mówił. Ale widziała zawód osiadły na dnie dwubarwnych źrenic. Onieśmielał ją tym spojrzeniem. Ale nie płoszyła się, jak kiedyś. Kiedy odwrócił do niej zniechęconą uwagę, sama przymknęła powieki, słuchając padających wyrazów, jak dziwnej modlitwy. Nie przerywała mu, pozostając w swoistym skupieniu. Nawet jesli on, jako jej nauczyciel, nie miał dla niej żadnego celu, sama go miała.
- Twój dziadek nie przebierał środkach, by osiągnąć swój cel. Ale metody realizacji nie umiał dobrać odpowiedniej - mówiła cicho, bardzo spokojnie, właśnie krytykując kogoś, komu winna była pełnię szacunku - Ze zwierzętami też tak często się robiło. Łatwiej, szybciej było złamać i tym samym głęboko zranić stworzenie, by wymusić posłuszeństwo i naukę pewnych umiejętności - patrzyła nie na chłopaka, a na zrujnowany ołtarz tej zapomnianej świątyni. Poruszyła przewieszoną przez ramię torbą, by wolno przełożyć pasek przez głowę. Pokonała dwa kroki, by znaleźć się obok Enmy, nie naruszając jednak wyznaczonej przestrzeni obserwacji. Starała się wciąż mieć na widoku okolicę. Chciał czy nie - wyłuskała sobie sama działanie. Nie rzucał jej na pożarcie yokai - jak sam wspomniał. Miała poznać się na żywo z rzeczywistością, którą poznawała przez dostępna klanowo wiedzę. Wcześniej, stykała się z nią na oślep, zbierając informacje na bieżąco - to przez opowieści babci - kapłanki, to przez osobiste, coraz częstsze doświadczenia. Ale to, z czym mierzyła się dzięki Enmie, przekraczało wszystko, co do tej pory w ogóle mogła poznać. I za to była mu wdzięczna.
- Ja za pierwszym razem... myślałam, że to halucynacje, że to... wszystko przez to co się wydarzyło. Nikt mi nie wytłumaczył co się stało - mówiła, nie przerywając ruchu, gdy oczyszczała sobie miejsce wokół nich - babcia upierała się, żebym została z nią, ale rodzice zdecydowali inaczej - z torby wyciągnęła po kolei kilka rzeczy. Sól w woreczku, buteleczka wody, szkicownik z węgielkiem i połamana w kostkach czekoladę, nożyk i ...latarkę. Tę, Enma musiał znać. Wszystko musiało byc blisko, albo w ręku, by mogła swobodnie użyć. Na sam koniec schowała coś we wnętrzu ręku, mniej pewnie. Ale wtedy odwróciła się do egzorcysty. Uniosła głowę wyżej, jakoś łagodniej spoglądając w oblicze przyjaciela.
- Żałuję, że nie mogłam być z Tobą - kontynuowała cicho, przez uderzenie serca balansując z decyzją, czy dodać coś jeszcze. Być może, nie chciał mieć z nią wtedy kontaktu. A może nie mógł decyzją starszych? Nie wiedziała. Bała się zapytać, a może - usłyszeć odpowiedź.
Podeszła bliżej. Jakoś miękko stawiając kroki - Mogę? - zapytała, ale nie zaczekała na odpowiedź spotykając wierzchu męskiej dłoni, by odwrócić ją ku siebie. We wnętrze wsunęła niewielkie zawiniątko, widocznie robione i malowane ręcznie - w czerni i złocie - Pomogła mi babcia, ale to moje dzieło. Benzaiten - odsunęła się, znowu nie czekając na ewentualną odmowę - wiem, że to drobiazg. Zrobisz z tym co zechcesz - Wydawała się nie słyszeć wczesaniach wyrazów o braku narzuconego celu - Wczoraj wieczorem przeszłam rytuał harae - odetchnęła lekko, wracając na miejsce bliżej ołtarzyku, ku któremu się zwinnie odwróciła. Pochyliła lekko, złożyła i rozłożyła dłonie - Nie mam zamiaru prowokować żadnego z was, zwracam się z szacunkiem, jako gość - odetchnęła, opuszczając spojrzenie, z szacunkiem pochylając głowę, a na miseczce ułożyła ułamane kawałki czekolady, by odsunąć się i wrócić na miejsce. Zaproszenie jednak zostawiła - O opiekę proszę Ciebie Amateratsu. Wiem, że czuwasz. otaczasz swoim światłem i zajrzysz na nas przychylnie - wciąż pamiętała świetlistego lisa, który pomógł jej...chronić tych, których przecież kochała.
Wzięła woreczek z solą i rozsypała koło wokół nich, zostawiając odpowiednio miejsce na możliwość rysowania w środku - Nie jestem jeszcze biegła w inkantacjach, ale jeśli ta nieprzewidywalność będzie miała tu miejsce, będę gotowa - i z przygotowaniem, gdy na ziemi powinien znaleźć się pentagram. I z intencją, gdyby okoliczne yokai zdecydowały się jednak nie być w humorze.
| Przekazuję Enmie omamori Benzaiten - zgłoszę w aktualizacjach.
@Seiwa-Genji Enma
Blood beneath the snow
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
- Mój dziadek chciał wyhodować silnego egzorcystę oraz następce w bardzo krótkim czasie. Kogoś, kto godnie wypełni lukę po moim bracie. - westchnął cicho, jakby w poddańczym geście. Świadomość, że nigdy nie spełnił, i najpewniej nie spełni wymagań klanu była druzgocąca. Teru był geniuszem. Od dziecka wykazywał nieokiełznany talent do inkantacji, rytuałów i egzorcyzmów. Do tego był jednym z najlepszych osób w klanie w walce, nie tylko wręcz, ale również wszelaką bronią białą. Inteligentny. Wysoki. Dobrze zbudowany. Przystojny. Przy nim młody Seiwa wypadał jak blada i niekompletna kopia, do tego uszkodzona. Wszyscy dookoła o tym wiedzieli, i choć większość starała się trzymać język za zębami, to ich spojrzenia, którymi obdarowywali Enmę mówiły wszystko.
Nienawidził tego.
A zwłaszcza świadomość, że była to prawda. Próg, którego nigdy nie będzie w stanie przeskoczyć, bez względu na trud, jaki w to wszystko włoży.
- Jego metody wydają się kontrowersyjne, to prawda. Ale czy skuteczne? No cóż. Tak na dobrą sprawę to nie mi oceniać. - kontynuował, po krótkiej przerwie wypełnionej milczeniem i cichym szelestem wiatru na zewnątrz. Wzrok odszukał drobną, dziewczęcą sylwetkę, uważnie obserwując jej poczynania, jednocześnie wchłaniając słowa, które wypowiadała. Mimo wszystko usta ugięły się pod lekkim uśmiechem, choć zdecydowanie nie w chęci wyśmiania.
- Normalnie nie bierzemy duchów i demonów na poważnie. Jasne, są stałym elementem każdej kultury, ale bliżej im do straszaków czy bohaterów horrorów, niż rzeczywistości. Niektórzy traktują je jako swego rodzaju zapalnik wyskoku adrenaliny, by koniec końców wmawiać sobie, że to wszystko, to tylko wytwór wyobraźni. Kiedy jednak przyjdzie do prawdziwej konfrontacji, zaczynamy zastanawiać się, czy nasz własny umysł nas nie zdradza. Czy psychika nie siada i czy nie powinniśmy udać się do psychiatry. Współcześnie ludzkość zamknęła się na możliwość istnienia drugiego świata. - pokręcił lekko głową - Bo tak jest łatwiej. - odchylił się lekko do tyłu, na moment przymykając powieki.
Nasłuchiwał, choć ciężko było powiedzieć do dokładnie. Być może kroków. A może dźwięków sugerujących, że nie są tu sami.
Ale czy tak naprawdę chciał konfrontacji z yokai? Jasne, nie odczuwał jako tako strachu, ale nigdy nie wiadomo kogo mogli spotkać. Wolał, by pierwsze spotkanie Carei z bytem z innego świata było łagodne, być może ubrane w ciekawość i zaintrygowanie. Z drugiej strony po to właśnie uczyła się i ćwiczyła przez ostatnie miesiące.
Do samoobrony przed niebezpieczeństwem.
Chciał jej powiedzieć, że teraz już jest. Że zawsze będzie mogła na nim polegać. Ale byłoby to czystą hipokryzją i zupełną sprzecznością tego, co wcześniej założył. Enma żył w poczuciu ciągłego zagrożenia, nie tylko ze strony yokai, ale również i ludzi. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś, ponownie, stało się dziewczynie. Z jego winy czy też nie. Musiał ją chronić, nawet kosztem ich relacji.
- Twoja babcia. - zaczął po chwili ostrożnie, jakby szukał odpowiedniego doboru słów - Od kiedy zna ten drugi świat? - rzadko kiedy rozmawiali o babci dziewczyny, ale z ochłapów informacji, jakie rzucała mu pod nogi Carei, Enma zdołał wywnioskować, że starsza kobieta nie należała do typowo szarej masy NPC. Ale chciał wiedzieć więcej. Poznać więcej szczegółów z życia przyjaciółki, a tym samym - poznać bliżej samą dziewczynę. Nie zamierzał jednak naciskać, bowiem wiedział, że nie miał do tego prawa. Nie teraz, i nie po słowach, które wypowiedział kilka miesięcy wcześniej.
"Mogę?"
Cichy głos dziewczyny wyrwał go z zamyślenia. Wzrok mimowolnie zsunął się niżej, na swoją dłoń, na której spoczął ładnie wykonany talizman. Uśmiechnął się lekko, zamykając go pomiędzy palcami.
- Świetne wykonanie. Zachowam go, dziękuję. - odparł jej, na powrót skupiając uwagę na dziewczynie, śledząc każdy jej ruch.
Tak na dobrą sprawę nie pozostało im nic innego, jak czekać. Równie dobrze mogło nic się nie wydarzyć. Konfrontacja z yokai nigdy nie była pewnikiem, bo były to istoty obdarzone takimi samymi emocjami jak ludzie. Ciekawością, złością ale też i strachem i nieśmiałością.
- Jest jakieś yokai, które chciałabyś spotkać? - zapytał nagle, łapiąc się na tym, że chciałby jej pokazać to, co chciałaby ujrzeć. Dziwne i głupie uczucie, bo przecież był pewien, że już udało mu się wypracować dookoła siebie nieprzepuszczalną barierę. Ale miał wrażenie, że ilekroć spogląda w te wielkie, sarnie oczy, to na powierzchni bariery pojawia się kolejna rysa. A to było bardzo niebezpieczne dla niego.
Możemy rzucić sobie kostką na spotkanie jakiegoś yokai!
@Ejiri Carei
Nienawidził tego.
A zwłaszcza świadomość, że była to prawda. Próg, którego nigdy nie będzie w stanie przeskoczyć, bez względu na trud, jaki w to wszystko włoży.
- Jego metody wydają się kontrowersyjne, to prawda. Ale czy skuteczne? No cóż. Tak na dobrą sprawę to nie mi oceniać. - kontynuował, po krótkiej przerwie wypełnionej milczeniem i cichym szelestem wiatru na zewnątrz. Wzrok odszukał drobną, dziewczęcą sylwetkę, uważnie obserwując jej poczynania, jednocześnie wchłaniając słowa, które wypowiadała. Mimo wszystko usta ugięły się pod lekkim uśmiechem, choć zdecydowanie nie w chęci wyśmiania.
- Normalnie nie bierzemy duchów i demonów na poważnie. Jasne, są stałym elementem każdej kultury, ale bliżej im do straszaków czy bohaterów horrorów, niż rzeczywistości. Niektórzy traktują je jako swego rodzaju zapalnik wyskoku adrenaliny, by koniec końców wmawiać sobie, że to wszystko, to tylko wytwór wyobraźni. Kiedy jednak przyjdzie do prawdziwej konfrontacji, zaczynamy zastanawiać się, czy nasz własny umysł nas nie zdradza. Czy psychika nie siada i czy nie powinniśmy udać się do psychiatry. Współcześnie ludzkość zamknęła się na możliwość istnienia drugiego świata. - pokręcił lekko głową - Bo tak jest łatwiej. - odchylił się lekko do tyłu, na moment przymykając powieki.
Nasłuchiwał, choć ciężko było powiedzieć do dokładnie. Być może kroków. A może dźwięków sugerujących, że nie są tu sami.
Ale czy tak naprawdę chciał konfrontacji z yokai? Jasne, nie odczuwał jako tako strachu, ale nigdy nie wiadomo kogo mogli spotkać. Wolał, by pierwsze spotkanie Carei z bytem z innego świata było łagodne, być może ubrane w ciekawość i zaintrygowanie. Z drugiej strony po to właśnie uczyła się i ćwiczyła przez ostatnie miesiące.
Do samoobrony przed niebezpieczeństwem.
Chciał jej powiedzieć, że teraz już jest. Że zawsze będzie mogła na nim polegać. Ale byłoby to czystą hipokryzją i zupełną sprzecznością tego, co wcześniej założył. Enma żył w poczuciu ciągłego zagrożenia, nie tylko ze strony yokai, ale również i ludzi. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś, ponownie, stało się dziewczynie. Z jego winy czy też nie. Musiał ją chronić, nawet kosztem ich relacji.
- Twoja babcia. - zaczął po chwili ostrożnie, jakby szukał odpowiedniego doboru słów - Od kiedy zna ten drugi świat? - rzadko kiedy rozmawiali o babci dziewczyny, ale z ochłapów informacji, jakie rzucała mu pod nogi Carei, Enma zdołał wywnioskować, że starsza kobieta nie należała do typowo szarej masy NPC. Ale chciał wiedzieć więcej. Poznać więcej szczegółów z życia przyjaciółki, a tym samym - poznać bliżej samą dziewczynę. Nie zamierzał jednak naciskać, bowiem wiedział, że nie miał do tego prawa. Nie teraz, i nie po słowach, które wypowiedział kilka miesięcy wcześniej.
"Mogę?"
Cichy głos dziewczyny wyrwał go z zamyślenia. Wzrok mimowolnie zsunął się niżej, na swoją dłoń, na której spoczął ładnie wykonany talizman. Uśmiechnął się lekko, zamykając go pomiędzy palcami.
- Świetne wykonanie. Zachowam go, dziękuję. - odparł jej, na powrót skupiając uwagę na dziewczynie, śledząc każdy jej ruch.
Tak na dobrą sprawę nie pozostało im nic innego, jak czekać. Równie dobrze mogło nic się nie wydarzyć. Konfrontacja z yokai nigdy nie była pewnikiem, bo były to istoty obdarzone takimi samymi emocjami jak ludzie. Ciekawością, złością ale też i strachem i nieśmiałością.
- Jest jakieś yokai, które chciałabyś spotkać? - zapytał nagle, łapiąc się na tym, że chciałby jej pokazać to, co chciałaby ujrzeć. Dziwne i głupie uczucie, bo przecież był pewien, że już udało mu się wypracować dookoła siebie nieprzepuszczalną barierę. Ale miał wrażenie, że ilekroć spogląda w te wielkie, sarnie oczy, to na powierzchni bariery pojawia się kolejna rysa. A to było bardzo niebezpieczne dla niego.
Możemy rzucić sobie kostką na spotkanie jakiegoś yokai!
@Ejiri Carei
Ejiri Carei, Seijun Nen and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
maj 2038 roku