Gdyby ktoś się kiedyś zastanawiął czy Yurei śnią, to tak. Śniły tak samo jak żywi ludzie, a Shiba był tego żywym dowodem. No dobra. Nieżywym, ale nie miało to raczej większego znaczenia. Sen nie zapowiadał się początkowo niczym złym. Był na leśnej polanie wysoko w górach. Słonko świeciło i nic nie zwiastowało tego że sielski sen przekształci się w koszmar. Leżał sobie na polanie, słuchał śpiewu ptaków, a tu coś mu zaczęło brzęczeć. Poderwał się i usilnie poszukiwał źródła tego irytującego dźwięku. Szerszeń. Wzdrygnął się na widok tego paskudnego stworzenia. Jednak było pojedyncze. Przemógł się przez swój strach i obrzydzenie, po to by klaszcząc zmiażdżyć robala, który tak bardzo mu tu wadził. Obrzydlistwo. I już miał nadzieję że nie będzie się musiał nimi przejmować. No niestety, jak nie było. Kolejne brzęczenie. I kolejne i kolejne. Gigantyczne szerszenie więlkości jego nogi zaczęły lecieć w jego kierunku z zastraszającą prędkością. On sam zaczął uciekać. Z jednym robaczkiem sobie by poradził, ale z tym? Bogowie weźcie to od niego! Biegł przez las, a brzęczenie rosło. Ziemia wręcz drżała. Szerszeń wielkości kaiju zaczął go gonić. Zabić to zanim złoży jaja! W końcu dobiegł do jakiejś małej wiochy gdzie znalazł miotacz ognia. Już miał zamiar wystrzelić w niego płomieniami gdy... Miotacz wystrzelił kolejnymi szerszeniami. Już ze łzami w oczach rzucił bronią i zaczął spierdzielać dalej. W końcu nawet otoczenie zaczęło przypominać te piekielne owady. Zastąpiły nawet ludzi. Porwały go i zamknęły żłądląc całe dnie. To... Był koszmar z którego chciał się jak najszybciej obudzić.
#a2006d
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
maj 2038 roku