Apartament nr 9 - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Arihyoshi Hotaru

Czw 2 Maj 2024 - 23:57
First topic message reminder :

Apartament nr 9




Opis w budowie. cutie
Arihyoshi Hotaru

Arihyoshi Hotaru

Czw 5 Wrz 2024 - 23:03
Kliknięcie wskakującej w blokadę zastawki urwało natłok szaleńczych myśli. Już nie pamiętał co próbował przeanalizować, kiedy prowadził ją wąskim korytarzem, mijał pokoje rodzeństwa, szedł po nagich deskach, słuchał szalejącej na ulicach burzy. Być może zakrzątał sobie głowę tym, co wydarzyło się na kanapie - teraz pustej, ze stolikiem i dwoma letnimi herbatami, wszystko zostawione daleko w tle, umieszczone w zupełnie innym dniu. Jeżeli w salonie starał się rozgryźć coś ważnego, to zostawił to pod fałdami koca, przykrył i już nie mógł określić dokładnych detali. Został jedynie znajomy zapach środków czyszczących jego własnego pokoju, pościeli i perfum wżartych we włókna ubrań. Nie domknął szafy - rzecz nie do pomyślenia przy jego żołdaczym nawyku, ale jednak lewa strona była odrobinę odsunięta, wyzierały więc rzędy wyprasowanych, powieszonych koszul, ułożonych kolorystycznie. Gdyby mógł, poukładałby to nawet wielkością i przystosowaniem, ale nie wszystko szło ugrać perfekcjonizmem. Jak chociażby sytuację, w jakiej się znaleźli.

W ciemnym pomieszczeniu co jakiś czas mroki odganiały błyski zza szyby. Grzmiało, pojawiał się jasny snop, padał na podłogę, kanty mebli, a potem wszystko znów tonęło w niemal przesadnej czerni. Wiedział mimo tego, gdzie stała Ejiri. Słyszał doskonale jej oddech, pomimo dźwięku deszczu. Brzmienie kropel uderzających w okna przynajmniej nie pozwalało na przesadną ciszę. Milczenie nie było dzięki temu tak niewygodne, chociaż Arihyoshi zdał sobie sprawę, że niewygodniejszy jest kołnierzyk koszuli; że nie wiedzieć kiedy wsunął paznokieć pod krążek guzika i wysunął go z otworu, aby poluzować chwyt pod gardłem.

- Pamiętam zajęcia... - przez huczenie krwi przebijał się głos; obrócił ku niemu twarz, odsuwając materiał swojego ubrania, nieświadom, że odchyla go na tyle, by ukazać linię obojczyka.

Nie musimy tego robić - chciał jej powiedzieć, kiedy kładł krok na jasnoszarym dywanie. Miękkie włosie łaskotało stopę, kiedy wsunęła się na przyjemny materiał. Jeżeli chcesz, mogę wyjść. Powinien zagwarantować jej całą gamę możliwości, aby poczuła się bezpiecznie. Była na nieswoich terenach. Nie znali się też na tyle, by miała podstawy zaufać prawie obcemu facetowi w zupełnie nielogicznych okolicznościach. Zamiast się jednak tak zachować, stanął przed nią, w niemożliwej, duszącego bliskości, i dotknął pasma wilgotnych włosów opadających na jej policzek. Potarł kosmyk pomiędzy opuszką kciuka a palcem wskazującym, przez moment zastanawiając się nad tym, czy...

Odetchnął ciężej; pozbył się tych wizji. Scentralizował myśl na tym jej malowaniu. Sztuce, której nie pojmował, bo była taka delikatna, taka uzależniona od odpowiedniego dobierania składników. Dla kogoś, kto rozumiał pojęcie czerni i bieli, i niczego ponadto, słuchanie o mieszaniu farb i wydobywaniu z nich jeszcze inniejszych kolorów, zdawało się niemal przeklętą magią. Była w tym jednak dobra. Poznał jej zdolności trzydziestego pierwszego października. Wtedy było tak gwarno, że prawie nie słyszał, co do niego mówiła. Zapewne ogłuchłby od tych wrzasków i muzyki, gdyby Ejiri nie została zmuszona do pochylenia się.

Tak jak on się teraz pochylił, wypuszczając ujętą czerń jej pukla. Dłoń opadła niżej, knykcie zahaczyły o wystający fragment ubrania podarowanego Ejiri, ale tę koszulę najchętniej wyrzuciłby teraz do kosza. Może nieumyślnie, przez otaczającą ich ciemność, dotknął opuszkami jej mostka, niespiesznie wiodąc w bok, kreśląc dotykiem okrąg zasłoniętej tkaniną piersi, aż nie znalazł smukłego boku - czego już nie można przypisać przypadkowi. To tam wsunął rękę o mocnych, szeroko rozstawionych palcach, szukając oparcia na jej lędźwiach, nawet jeżeli dotychczas przytykała je do zimnej ściany. Chodziło zresztą o to, żeby przestała. Był cieplejszy, a równie stabilny. Z pochyloną głową zamarł tuż nad jej ramieniem, w połowie oddechu. Zdał sobie sprawę, że mocnym ruchem przyciągnął ją do siebie bliżej i było w tym coś niewłaściwego, zaborczego, jakby od początku grali w podchody i wreszcie przyszedł moment, by przestać udawać.

Przyszła do niego, choć mogła zamówić taksówkę. A on otworzył jej na oścież drzwi, chociaż nic nie przeszkadzało w tym, by pożyczyć jej ubrania i przedzwonić po transport. Co się zmieniło dzisiejszej nocy, że wszystko poszło w odwrotnym kierunku? Zapach jej zmytych perfum wydawał się cały czas tak samo intensywny. Pamięć po całunku mrowiła szorstkie usta, którymi otarł się tuż pod jej uchem, na granicy cichości muskając szyję w lekkim pocałunku. Rezonowanie przechodziło z warg na dziąsła, w niepoprawną potrzebę użycia zębów, których kły zdążyły już osiąść na pergaminie cery. Nie zagryzł ich, cofnął szczękę, wyprostował głowę, by w mrokach przemknąć wzrokiem tam, gdzie powinno być jej oblicze. Przywykał powoli do ciemności, co jakiś czas niknącej pod nowym błyskiem bieli.

Powiedz coś.

Jedną z rąk wciąż trzymał na dziewczęcej talii, nie pozwalając na to, by się odsunęła; drugą powiódł do jej nadgarstka, chwycił i podniósł na wysokość własnego torsu. - Śmiało. - Byłby niezłym modelem. Cierpliwym, nieruchliwym, kiedy trzeba. W normalnych okolicznościach mógłby siedzieć - lub stać - w pozycji, w której by go ustawiono; znał takie manewry. Nauczył się przez lata żołnierskiej służby trwać na baczność przez ciągnące się w nieskończoność sekundy. Wyrobił w sobie zdolność zastygania i sam był zaskoczony, jak teraz szwankowała. Cierpła mu skóra na karku, napinał nogi, jakby gotowy na to, by przyjąć jakiś nowy ciężar. Miał też wrażenie, że gdy przytknął jej palce do splotu słonecznego, pod żebrami ktoś spłoszył wróble serce. Tłukło się jak oszalałe, nawet jeżeli Arihyoshi swoją postawą nie wykazywał zdenerwowania. Ruchy miał raczej płynne, niechaotyczne. Potrzebował jednej chwili, by oprzeć swoje czoło o jej, w świetle grzmiącego pioruna. Oddech natychmiast osiadł na ustach Carei, ocieplając je pojedynczym tchnieniem. Poznajmy się - nie wypowiedział tego na głos; jedynie poruszył wargami na kształt tych wyrazów, bo pewne teksty nigdy nie przeszłyby mu przez gardło. Brzmiały tak ckliwie; niedorzecznie. Przecież nie był asem w występach mówionych - to ona władała słowem, ona szukała zaczepki tonem aluzji i niepewności. A on? Jemu przyszło w udziale unieść pierś, by przylgnąć do podłożonej tam filigranowej dłoni. Rozepnij guziki; zbadaj co się kryje pod wykrochmaloną koszulą. Jesteś artystką, możesz o tym myśleć, co chcesz. On nie myślał wcale. Poddał się świadomości, że była blisko, że czuł każdy ruch, że kiedy wyciągnął brodę naprzód, dotknął jej ust; że wypuścił wąski przegub, oparty gdzieś na korpusie, żeby ująć ją pod żuchwą, nakierować twarz ku sobie dla pogłębienia pocałunku.

Arihyoshi Hotaru

Ejiri Carei and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Sob 14 Wrz 2024 - 23:27
To naprawdę była ona. I był on. Żaden sen, wizja, cień, którego mogła obserwować z niemożliwym do ujęcia zaskoczeniu. Z daleka. Jak filmową scenę. Brakowało też paniki. Tej rozdzierającej mięśnie serca, podchodzącą bolesnością mdłość. Wszystko było inaczej. Jaśniej. Goręcej. Pełniej. Zapamiętywała kształty, odbijały się w pamięci, jak znacznik klepsydry, by przesunąć w piasku nową scenę. Wrysować jej kontur, potem zdmuchnąć, by tym samym piaskiem osiąść na skórze.  Ten nagiej, nieosłoniętej cienką warstwą przykrótkiej bawełny, tak wyraźnie odcinającej się w półmroku zamkniętego pokoju. Osiadający na ciele blask, odbijał się z grzmieniem piorunów i szumem deszczu. Trochę jak wartko niesione w skroniach echo, które burzyło krew. I łamało osiadłą wilgocią płytki oddech z wciąż rozchylonych, dziewczęcych warg.
Potrzebowała przypominać sobie - z odbitym we wnętrzu ułożonych na ścianie dłoni i bioder, chłodem - o realności wszystkiego czym karmiły ją rozbudzone do granic możliwości zmysły. Potrafiła znaleźć analogię, do natchnionego, malarskiego amoku, jakie czasem miewała. Ale nigdy nie miała wtedy towarzystwa. Nigdy też, to obecność była przyczyną atakującej ją fascynacji, tkającej coraz wyraźniej wizję gdzie zmierzała. Gdzie zmierzali. I dopiero wtedy wyraźniej przepuściła do głosu barwiące cerę gorącem i łagodną czerwienią - zawstydzenie. To, pozbawione zanurzonej w winie strony.
Przestała rozumieć co właściwie mówiła. I po co. Słowa ginęły tak prędko jak je wypowiadała, próbując zrezygnować w końcu z artystycznej zasłony, którą niezręcznie próbowała prowadzić. Bo kroki jakie stawiał mężczyzna, zdawały się głośniejsze niż jej nagły, spłoszony wydech, gdy w końcu znalazł się tuż obok. Myliła się już właściwie, kiedy miała unieść pierś i pozwolić ciepłemu powietrzu zalać płuca, a kiedy jego skołtunioną od emocji zawartość upuścić. Wiedziała za to, jak ciepłe tchnienie otarło się na knykciach męskiej dłoni, gdy zgarnął między palce zwinięty przy policzku pukiel.
Na zwiększoną bliskość reagowała drżeniem. Musiał je czuć - pomyślała, gdy o półnagie udo otarła się szorstkość materiału spodni. Nie przeszkadzało jej to. Wywoływało gęsią skórkę, tym większą, gdy opuszka męskiej ręki zatoczyły kształt unoszonej - równo z dotykiem - piersi. I chociaż finał zakończył się niżej. miała wrażenie, że pozostawił - umyślnie, czy nie - po prowadzonej ścieżce rozogniony ślad.
Nie kradł niczego, nie wyrywał, prowadził, pozwalając kroki stawiać po swojemu, na ścieżce - którą sam musiał znać. Była w tym jakaś pewność, rozumienie celu. I nie chciał go osiągać bez jej zgody. Bez zaproszenia. Bez pewności, że chciała. To było rozbrajająco nowe. Przeraźliwie dziwne. W nagłej świadomości, że ktoś naprawdę jej chciał. Wbrew kołaczącemu się bez końca głosowi w głowie, który nawet teraz, stłumiony popychająca ją niesfornie mocą, wydawał się chcieć o czymś przypomnieć. Klątwa. Zaśmiałaby się nawet, bo moment w którym słowo zawibrowało pod czaszką - Hotaru pociągnął ją ku sobie. Ku ciepłu, które biło z ciała, do którego tak nagle przylgnęła.
Chłonęła je. Chłonęła go.. Odchylała głowę, pozwalając by sięgnął odsłoniętej szyi łatwiej, by pocałunek zmienił swoją moc i nacisk zębów - nawet jeśli nie nastąpił. Jeszcze?
Czemu się przerwałeś? Jeszcze zanim się wyprostował, przechyliła głowę, by przytulić skroń do umykającego policzka. By musnąć skóry kącikiem ust. I cichym, tęsknym westchnieniem.
Uniosła tylko jedną rękę. Odnalazła miejsce, które wcześniej - jeszcze w salonie - odkryła, nieśmiało śledząc nierówności opiętej na ramieniu i barku koszuli. Zahaczyła paliczkami i o rozpięty - jeszcze - wymykając pragnieniu i zagnać za granicę bieli, sięgnąć odsłoniętego wgłębienia przy kości obojczyka. Nawet jeśli wzrok przewijał otulająca ich ciemność, by zawstydzonym liźnięciem zatrzymać się tam na dłużej. Dlatego rękę ułożyła na karku, rozstawiając palce równie szeroko, by kciuk wsunąć pod rozchylony kołnierz, a wskazujący lekko zadrzeć paznokciem na zmierzwionych włosach.
Śmiało
Trwała nieruchomo krótko.  Z zapytaniem osiadłym na rzęsach, z odbitym w źrenicy świetle odległego błysku, gdy Hotaru chwycił jej nadgarstka i znalazł mu miejsce na swojej piersi. Rozciągnęła paliczki, jakby chcąc poczuć - czy pod klatką żeber usłyszy odbity szum dudniącej melodii? Wystarczył moment.  Jedno płochliwe zderzenie kołatania krwi, by uwolnioną rękę przesunąć wyżej. Dostała przecież pozwolenie, a napierająca ...ciekawość, tęsknota? pragnienie? zagnały opuszka najpierw do gardła, hacząc o twardość unoszącej się grdyki, potem, z wahaniem wetknąć dwa palce we wgłębienie obojczyka. Chciała dotknąć go wargami. - zdążyła pomyśleć, gdy paznokcie odblokowały pierwszy guzik, podważając kraniec coraz szerzej odchylonej bieli. I odsłanianego torsu. Zatrzymała dotyk, gdzieś na granicy brzucha, opuszka oparły się na nierówności skóry. Blizna - pomyślała znowu, ale nie opuściła wzroku w dół, szukając potwierdzenia cichego domysłu. Zamiast tego podwinęła koszulę głębiej, by znaleźć miejsce dla pozostałych palców. Było w tym coś bezwstydnego. Nieporadnie zachłannego. Nigdy nie pozwalano przecież na zajęciach, by dotykać modeli. patrzyli. Odwzorowywali krzywizny, kształt, niedoskonałości, ale czucie wymykało się zasadom. Tak, jak wymknęło się nagłością uwagi z ujęcia, gdy Arihyoshi oparł czoło o jej własne. Przymknęłaby powieki, gdyby nie nagłe skupienie na poruszeniu ust. Na ich ułożeniu, na osiadłym cieple oddechu. Na szeptliwym przekazie.
Poznajmy się
- Podoba mi się... To co widzę. Co czuję. Co słyszę. Nie wiedziałam - nie wierzyłam? - że tak może kiedykolwiek być - mówiła ledwie trącając struny głosu. Być może nie powinna się odzywać. Ale chciała. I jemu. I sobie. - Ty... mi się podobasz - to już bez głosu, jeszcze bardziej niezręcznie, niewinnie, chociaż przekazując mu wiadomość miękkością warg, ich zwiększonym naciskiem, gdy zapominała wziąć złączony oddech. Rozchyleniem, gdy koniuszek języka musnął ten drugi, by zaprosić po więcej.
Naucz mnie. Pokaż.
Wydawało się, że to ona była niecierpliwa. Uniosła się na palcach stóp, przysuwając - jeśli to jeszcze było możliwe - bliżej, gdy pozwolił jej zmazać z ust piekące łaskotanie, które do tej pory pozostawało nietknięte. A w złożonym pocałunku oddała dotychczasową tęsknotę, nienazwaną w pełni, ulegając rozgrzaniu, dając męskiej dłoni, by pokierował twarz ku sobie mocniej. I ustom, by zgarnęły nagromadzoną oddechem wilgoć, zmierzyć ocieploną twardość naskórka. Sama nie zdjęła rąk. Jedną wsunęła wyżej, we włosy, byc może by podciągnąć się wyżej. Drugą poruszyła w dół, kończąc ścieżkę na boku, w miejscu, gdzie koszula chowała się pod paskiem spodni.
Była w jej ruchach jakąś niezdarność kogoś, kto wciąż nie wiedział jak i gdzie sięgnąć. Nawet jeśli tyle razy kreśliło się pędzlem linie ciała na płótnie, które teraz mogła prowadzić opuszkami palców.
Że gdy unosiła pierś w płytkim oddechu, skórę niemożliwie napinała się, ocierając i drażniąc o kryjący wciąż materiał koszuli. Ten jego i ten jej.
- Unieś mnie - poprosiła, gdzieś pomiędzy kolejnym zetknięciu ust, gdy ciche cmoknięcie zawisło na cienkiej linii powtórzenia.
...i powiedz, że nie jestem przyczyną Twojej zguby.

@Arihyoshi Hotaru


Apartament nr 9 - Page 2 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei
Sponsored content
maj 2038 roku