Było mu zimno, w dodatku niczego nie widział. Nie tylko dlatego, że w pomieszczeniu panowały ciemności – po jego twarzy spływała krew, czerwona ciecz zalewała mu oko tuż pod rozciętym łukiem brwiowym, powieka drugiego była opuchnięta i nawet nie mógł jej rozchylić. Ciało promieniowało bólem, zwłaszcza nadgarstki tkwiące ponad głową, ciasno owinięte sznurem. Wisiał, ledwo dotykając ziemi stopami, chłodnej posadzki, śliskiej gdzieniegdzie od kropel krwi. Nigdy jednak nie polegał na wzroku. Ten zmysł zawodził go od początku jego istnienia. Ironiczne, że został policyjnym strzelcem wyborowym. Że w ogóle został policjantem. Gdyby nie świetnie zdane testy sprawnościowe, jego kariera nigdy by się nie rozwinęła. Nie w tym kierunku, w każdym razie. Pewnie właśnie kończyłby specjalizację na medycynie, mając przed sobą świetlaną przyszłość jako lekarz. Mógłby w sumie zostać pediatrą. Albo jakimś specjalistą na oddziale dziecięcym. Lubił dzieciaki.
Słyszał w ciemności szepty, odległą rozmowę. Nie potrafił stwierdzić, jak bardzo odległą, ani też z ilu uczestników składała się konwersacja. Szmery ucichły, kiedy poruszył głową. Jakby wyłapali, że znów oprzytomniał. Przed Nakashimą wyrósł kształt, któremu nie był w stanie dokładnie się przyjrzeć. Kolejna była fala lodowatej wody, którą wylano na niego zapewne dla upewnienia się, że kontaktuje. Nadal jednak ta kąpiel była lepsza od podtapiania. Od mokrej szmaty położonej na twarzy i polewania głowy, kiedy leżał. Choć poleżałby trochę. Od tego wiszenia był tak odrętwiały, że tracił czucie w większości ciała. Może to i lepiej. Przynajmniej już tak bardzo nie bolało.
– Gdzie oni są? – Szorstkie pytanie uderzyło w uszy niczym tulipany z butelek po żytniej. A więc znowu mieli przerabiać ten sam scenariusz. Będą zadawać pytanie za pytaniem, a on uprzejmie odpowie zgodnie z prawdą. W nagrodę wyrządzą mu kolejną drobną krzywdę, która go nie zabije, ale przypomni, że jest zdany na ich łaskę i niełaskę.
– Kto? – Yosuke bawił się z nimi pewnie równie dobrze co oni z nim. Pytanie przypłacił jednak przebiegającym po ciele bolesnym dreszczem, przypominało to porażenie prądem, ale przecież niczym go nie dotknęli. Źródło prądu nie przeszło też ani z posadzki, ani ze sznura owiniętego wokół nadgarstków. Wypływało z jego klatki piersiowej, rozchodząc się falą. Kiedy minęło, uśmiechnął się złośliwie. Nie było szans, żeby wyszedł z tego cało, mógł tylko zirytować oprawców na tyle, by wreszcie go dobili.
– Dobrze wiesz, kto. – Tym razem głos był aksamitnie miękki, kobiecy. Coś zimnego i niebezpiecznie ostrego przesunęło się po jego policzku. Kiedy wytężył odrobinę jedyne działające teraz ślepie, dostrzegł długie pazury przypominające szpony, akurat cofające się od jego twarzy i parę żarzących się w mroku oczu. Nieludzkich.
– Możemy już się pozbyć tego kretyna? – Trzecia osoba, znajdująca się daleko. Ton zrezygnowany, znudzony, chyba również żeński, ale młody. Równie dobrze mógł to być jakiś dzieciak. Nakashima chciałby, żeby posłuchali tego głosu – jedyny rozsądny tutaj. Może z pominięciem kretyna, nie uważał się za takowego. Chyba, żeby liczyć to, że dał się podejść na swoim wygodnym stanowisku obserwacyjnym i porwać. Wtedy byłoby z niego sto pięćdziesiąt procent kretyna. Za to, że nie zabezpieczył odpowiednio obszaru. Może to wspólnicy typka, którego miał zlikwidować? Nie pasowało mu to. Tamten terrorysta bunkrował się w budynku razem z zakładnikami i swoimi kumplami.
– Nie, dopóki nie powie. – Ponownie pierwszy głos, po którym nastąpił cios w brzuch. Przez chwilę Yosuke nie mógł zaczerpnąć powietrza i z ulgą przyjąłby brak poprawy w tym stanie rzeczy. Niestety wrażenie niebawem minęło. Śmierć znowu odsunęła się o dwa kroki, przyglądając się z zaciekawieniem. Złośliwa łajza.
– Powiem. – Znów zaryzykował zabranie głosu. Chyba przykuł tym uwagę porywaczy, dając im nadzieję. Pozostawił ich w niepewności przez kilka sekund, tylko po to, żeby spotęgować efekt ich wkurwienia. Co innego mu pozostało? – Że wy naprawdę nie macie co robić ze swoim czasem--
Nie dokończył. Poczuł jak ostre szpony wbijają mu się w nogę. Czyli nadal woleli się z nim bawić. Miał wrażenie, jakby ciągnęli to tygodniami, a przesłuchiwanie było tylko pretekstem do tej chorej zabawy. Nie miał już na to sił, chęci nie miał od samego początku, bo kto normalny chciałby zostać porwany.
Cykl tortur zdawał się zaczynać na nowo. Każdy połączony był tymi samymi szczegółami – pytania zadawane o osoby, których nie znał, terminy, które kojarzyły mu się z bajkami czy raczej straszakami na nieposłuszne dzieci. Coś o duchach, o mediach. Wspólny mianownik obejmował to, że niewiele widział i jedynie wsłuchiwał się w głosy. Było ich osiem. Nigdy nie występowały razem, zmieniały się. A może to jego dopadało już szaleństwo i tak naprawdę przez cały czas była to dwójka lub trójka. Kobieta ze świecącymi oczami zdawała się być wytworem wyobraźni i nie pasowała do miejsca, w którym go przetrzymywano. Chłód wywołany brakiem ocieplenia i ogrzewania łączył mu się w głowie z jakimiś magazynami. Pewnie jednymi z tych opuszczonych w Haiiro, gdzie nikt nie przejmował się dzikimi lokatorami, a bezprawie gnieździło się w nich bez przeszkód.
Były obietnice – że wypuszczą go, jak tylko wszystko wyśpiewa, że go nie zabiją, może tylko lekko zaingerują w pamięć, żeby nie mógł ich namierzyć. Były groźby – że kolejna będzie jego rodzina, a jego bliscy będą cierpieć trzy razy bardziej niż on dotychczas. Były prośby – nieliczne, przez które przemawiało zrezygnowanie. To było oczywiste, że mają nie tę osobę, o którą im chodziło. Najwyraźniej za mało oczywiste dla nich. Momentami chciał wskazać pierwszą lepszą lokalizację, gdzieś poza Kakure, żeby wydawało im się, że wreszcie go złamali i dostali to, czego chcieli. Nic by to jednak nie dało. Zawsze gryzł się w język, w ostatniej chwili rzucając coś sarkastycznego. Przecież i tak by go nie puścili.
Kimkolwiek była ósemka, wiedzieli co robią. Przynajmniej w kwestii tortur. Przerobili chyba na nim ze trzy encyklopedie najwymyślniejszych sposobów brutalnego przesłuchiwania. Czuł bambusowe igły wbijane pod paznokcie, łamane kości, rażenie prądem. Płytkie rany posypywane solą, głębsze, tworzone powoli i z dokładnością. Było bicie, podtapianie, a kilka razy mógłby przysiąc, jakby zamknęli go w wyjątkowo dobrze wygłuszonym pomieszczeniu, choć nigdzie go nie przenieśli. Minuty, podczas których słyszał w uszach szum własnej krwi przepływającej żyłami dłużyły się i wydawały być wiecznością, doprowadzając na skraj szaleństwa. Były tortury psychiczne, szepty, halucynacje. To pewnie mózg już się poddawał, tworząc nierealne obrazy, żeby wyrwać go od podłej codzienności.
Nie wiedział, w którym momencie na jego karku wypalono jakiś symbol. Kolejna ósemka. Albo nieskończoność. Może to oznaka, że nieskończoność czasu spędzi jeszcze na trzymaniu się samego skraju żywota, niepewny o rodziców, młodsze rodzeństwo. Czy rzeczywiście groziło im niebezpieczeństwo? Może już ich dopadli, nie żyją, nie miał kim się przejmować? Może porwali i zakatowali cudzą rodzinę, bo wzięli go za kogoś innego? Obie opcje były tak samo paskudne.
Upływ czasu był chaotyczny. Raz wydawało się, że minęło parę chwil, kiedy indziej jedna minuta dłużyła się do wieczności. Powoli tracił wolę walki, chęć pyskowania, tracił siebie. Wreszcie zaczął milczeć, nie mając sił nawet na drażnienie oprawców. Było osiem różnych podejść do jego osoby. Osiem charakterów. Osiem postaci. Osiem sposobów na skłonienie go do zeznań. Osiem sylwetek majaczących w ciemności. Osiem… Czego?
Była nagła biel, ale przytłumiona, jakby za cienką zasłoną. Skończył się ból, chłód, nieskończone tortury zaczynające na nowo z każdym dniem. Nie było już szeptów. Była tylko pustka, wewnątrz i w umyśle. Było zagubienie i coraz szybciej umykające szczegóły. Jakby coś próbowało wyssać z niego wspomnienia, traumatyczne momenty, ale w ich miejsce wcale nie wstępowały przyjemne, pozwalające na ucieczkę.
Czego było osiem?
Czemu jest to tak przerażające?
Słyszał w ciemności szepty, odległą rozmowę. Nie potrafił stwierdzić, jak bardzo odległą, ani też z ilu uczestników składała się konwersacja. Szmery ucichły, kiedy poruszył głową. Jakby wyłapali, że znów oprzytomniał. Przed Nakashimą wyrósł kształt, któremu nie był w stanie dokładnie się przyjrzeć. Kolejna była fala lodowatej wody, którą wylano na niego zapewne dla upewnienia się, że kontaktuje. Nadal jednak ta kąpiel była lepsza od podtapiania. Od mokrej szmaty położonej na twarzy i polewania głowy, kiedy leżał. Choć poleżałby trochę. Od tego wiszenia był tak odrętwiały, że tracił czucie w większości ciała. Może to i lepiej. Przynajmniej już tak bardzo nie bolało.
– Gdzie oni są? – Szorstkie pytanie uderzyło w uszy niczym tulipany z butelek po żytniej. A więc znowu mieli przerabiać ten sam scenariusz. Będą zadawać pytanie za pytaniem, a on uprzejmie odpowie zgodnie z prawdą. W nagrodę wyrządzą mu kolejną drobną krzywdę, która go nie zabije, ale przypomni, że jest zdany na ich łaskę i niełaskę.
– Kto? – Yosuke bawił się z nimi pewnie równie dobrze co oni z nim. Pytanie przypłacił jednak przebiegającym po ciele bolesnym dreszczem, przypominało to porażenie prądem, ale przecież niczym go nie dotknęli. Źródło prądu nie przeszło też ani z posadzki, ani ze sznura owiniętego wokół nadgarstków. Wypływało z jego klatki piersiowej, rozchodząc się falą. Kiedy minęło, uśmiechnął się złośliwie. Nie było szans, żeby wyszedł z tego cało, mógł tylko zirytować oprawców na tyle, by wreszcie go dobili.
– Dobrze wiesz, kto. – Tym razem głos był aksamitnie miękki, kobiecy. Coś zimnego i niebezpiecznie ostrego przesunęło się po jego policzku. Kiedy wytężył odrobinę jedyne działające teraz ślepie, dostrzegł długie pazury przypominające szpony, akurat cofające się od jego twarzy i parę żarzących się w mroku oczu. Nieludzkich.
– Możemy już się pozbyć tego kretyna? – Trzecia osoba, znajdująca się daleko. Ton zrezygnowany, znudzony, chyba również żeński, ale młody. Równie dobrze mógł to być jakiś dzieciak. Nakashima chciałby, żeby posłuchali tego głosu – jedyny rozsądny tutaj. Może z pominięciem kretyna, nie uważał się za takowego. Chyba, żeby liczyć to, że dał się podejść na swoim wygodnym stanowisku obserwacyjnym i porwać. Wtedy byłoby z niego sto pięćdziesiąt procent kretyna. Za to, że nie zabezpieczył odpowiednio obszaru. Może to wspólnicy typka, którego miał zlikwidować? Nie pasowało mu to. Tamten terrorysta bunkrował się w budynku razem z zakładnikami i swoimi kumplami.
– Nie, dopóki nie powie. – Ponownie pierwszy głos, po którym nastąpił cios w brzuch. Przez chwilę Yosuke nie mógł zaczerpnąć powietrza i z ulgą przyjąłby brak poprawy w tym stanie rzeczy. Niestety wrażenie niebawem minęło. Śmierć znowu odsunęła się o dwa kroki, przyglądając się z zaciekawieniem. Złośliwa łajza.
– Powiem. – Znów zaryzykował zabranie głosu. Chyba przykuł tym uwagę porywaczy, dając im nadzieję. Pozostawił ich w niepewności przez kilka sekund, tylko po to, żeby spotęgować efekt ich wkurwienia. Co innego mu pozostało? – Że wy naprawdę nie macie co robić ze swoim czasem--
Nie dokończył. Poczuł jak ostre szpony wbijają mu się w nogę. Czyli nadal woleli się z nim bawić. Miał wrażenie, jakby ciągnęli to tygodniami, a przesłuchiwanie było tylko pretekstem do tej chorej zabawy. Nie miał już na to sił, chęci nie miał od samego początku, bo kto normalny chciałby zostać porwany.
Cykl tortur zdawał się zaczynać na nowo. Każdy połączony był tymi samymi szczegółami – pytania zadawane o osoby, których nie znał, terminy, które kojarzyły mu się z bajkami czy raczej straszakami na nieposłuszne dzieci. Coś o duchach, o mediach. Wspólny mianownik obejmował to, że niewiele widział i jedynie wsłuchiwał się w głosy. Było ich osiem. Nigdy nie występowały razem, zmieniały się. A może to jego dopadało już szaleństwo i tak naprawdę przez cały czas była to dwójka lub trójka. Kobieta ze świecącymi oczami zdawała się być wytworem wyobraźni i nie pasowała do miejsca, w którym go przetrzymywano. Chłód wywołany brakiem ocieplenia i ogrzewania łączył mu się w głowie z jakimiś magazynami. Pewnie jednymi z tych opuszczonych w Haiiro, gdzie nikt nie przejmował się dzikimi lokatorami, a bezprawie gnieździło się w nich bez przeszkód.
Były obietnice – że wypuszczą go, jak tylko wszystko wyśpiewa, że go nie zabiją, może tylko lekko zaingerują w pamięć, żeby nie mógł ich namierzyć. Były groźby – że kolejna będzie jego rodzina, a jego bliscy będą cierpieć trzy razy bardziej niż on dotychczas. Były prośby – nieliczne, przez które przemawiało zrezygnowanie. To było oczywiste, że mają nie tę osobę, o którą im chodziło. Najwyraźniej za mało oczywiste dla nich. Momentami chciał wskazać pierwszą lepszą lokalizację, gdzieś poza Kakure, żeby wydawało im się, że wreszcie go złamali i dostali to, czego chcieli. Nic by to jednak nie dało. Zawsze gryzł się w język, w ostatniej chwili rzucając coś sarkastycznego. Przecież i tak by go nie puścili.
Kimkolwiek była ósemka, wiedzieli co robią. Przynajmniej w kwestii tortur. Przerobili chyba na nim ze trzy encyklopedie najwymyślniejszych sposobów brutalnego przesłuchiwania. Czuł bambusowe igły wbijane pod paznokcie, łamane kości, rażenie prądem. Płytkie rany posypywane solą, głębsze, tworzone powoli i z dokładnością. Było bicie, podtapianie, a kilka razy mógłby przysiąc, jakby zamknęli go w wyjątkowo dobrze wygłuszonym pomieszczeniu, choć nigdzie go nie przenieśli. Minuty, podczas których słyszał w uszach szum własnej krwi przepływającej żyłami dłużyły się i wydawały być wiecznością, doprowadzając na skraj szaleństwa. Były tortury psychiczne, szepty, halucynacje. To pewnie mózg już się poddawał, tworząc nierealne obrazy, żeby wyrwać go od podłej codzienności.
Nie wiedział, w którym momencie na jego karku wypalono jakiś symbol. Kolejna ósemka. Albo nieskończoność. Może to oznaka, że nieskończoność czasu spędzi jeszcze na trzymaniu się samego skraju żywota, niepewny o rodziców, młodsze rodzeństwo. Czy rzeczywiście groziło im niebezpieczeństwo? Może już ich dopadli, nie żyją, nie miał kim się przejmować? Może porwali i zakatowali cudzą rodzinę, bo wzięli go za kogoś innego? Obie opcje były tak samo paskudne.
Upływ czasu był chaotyczny. Raz wydawało się, że minęło parę chwil, kiedy indziej jedna minuta dłużyła się do wieczności. Powoli tracił wolę walki, chęć pyskowania, tracił siebie. Wreszcie zaczął milczeć, nie mając sił nawet na drażnienie oprawców. Było osiem różnych podejść do jego osoby. Osiem charakterów. Osiem postaci. Osiem sposobów na skłonienie go do zeznań. Osiem sylwetek majaczących w ciemności. Osiem… Czego?
Była nagła biel, ale przytłumiona, jakby za cienką zasłoną. Skończył się ból, chłód, nieskończone tortury zaczynające na nowo z każdym dniem. Nie było już szeptów. Była tylko pustka, wewnątrz i w umyśle. Było zagubienie i coraz szybciej umykające szczegóły. Jakby coś próbowało wyssać z niego wspomnienia, traumatyczne momenty, ale w ich miejsce wcale nie wstępowały przyjemne, pozwalające na ucieczkę.
Czego było osiem?
Czemu jest to tak przerażające?
Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.
maj 2038 roku