Opuszczony garaż podziemny - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

30/8/2022, 19:02
First topic message reminder :

OPUSZCZONY GARAŻ PODZIEMNY


W wyniku zaniedbania bądź nieumiejętnej konstrukcji kilka lat temu w jednym z budynków doszło do katastrofy budowlanej. W środku nocy, w kilkupiętrowym budynku rozeszła się seria lekkich wstrząsów, które były zapowiedzią większej katastrofy. Mniej więcej kilka minut później zawalił się dach konstrukcji niszcząc przy tym dwa górne piętra budynku i naruszając jej konstrukcję aż po sam parter. Mieszkańcy, którym udało się w porę ewakuować, w ciągu kilku minut stracili cały swój dobytek, a wielu z nich nie udało się uciec. Obecnie budynek uznawany jest za niezamieszkały (a przynajmniej oficjalnie) i wyjątkowo niebezpieczny. Jedyną nienaruszoną częścią budynku jest podziemny garaż, jednak i tam nie radzi się zapuszczać, gdyż niestabilna konstrukcja budynku ciągle grozi całkowitym zawaleniem, o czym co jakiś czas przypominają tępe odgłosy wydobywające się z wewnątrz. Budynek stanowi jednak atrakcję dla mieszkańców lubujących się w ekstremalnych doświadczeniach oraz złodziei, którzy wykradają z mieszkań rzeczy pozostawione przez dawnych mieszkańców. (myślę)

Haraedo

Tohan Herena

20/11/2022, 21:38
- Gdybyś był to byś przeleciał przez tę ścianę, to akurat dość jasne, że nie jesteś - stwierdziła, jakby było to zupełnie oczywiste pod słońcem. - Chociaż może to lekki zawód, że nim nie jesteś... - dodała już nieco ciszej, posiadając bardzo europejskie spojrzenie na całą kwestię duchów i zjawisk paranormalnych. W końcu to było głównie to, na czym się wychowała i co znała najlepiej - podobne myślenie o duchach jako zjawach nawiedzających niektóre miejsca i przenikających przez ściany było czymś, co przychodziło jej naturalnie.
Ale tak samo przychodziło jej mówienie o sprawach, o których tak dużo czytała sama - przebywanie w miejscach, w których wszystko działo się tu i teraz. Tutaj na zasypanym i opuszczonym parkingu, ale również w samym sercu Fukkatsu, na uniwersytecie, który okazał się być kluczową instytucją w sprawie tajemniczych morderstw. Może nawet na jej policzkach wystąpiły lekkie wypieki? Ale nie przyznałaby się - to przecież tylko ze strachu, z zadyszki, ze wszystkie innego...
Odwróciła wzrok, słysząc takie słowa. - To interesująca sprawa. Tajemnicze morderstwa, policja nie wyjawia zbyt dużo informacji, to ludzie zaczynają grzebać sami... - rzuciła bardziej pod nosem. - Gdyby to nie było interesujące, nie zajmowałabym się tym przecież - dodała znów, jakby tłumacząc się bardziej samej przed sobą niż przed mężczyzną; jakby próbowała się usprawiedliwić i upomnieć, że to wszystko to była tylko niegroźna fascynacja i zainteresowanie, a nie coś, co miałoby być w jakimkolwiek stopniu niepokojące.
Czekała wciąż nieco zestresesowana aż mężczyzna pokażę zawartość swojego plecaka. Nie mogła być pewna, nie mogła przecież tak od razu ufać obcym, nawet jeśli widziała, że był ranny. Gdyby sama tak mocno uderzyła, możliwe, że połamałaby się jeszcze bardziej - choć może to tylko jej błędne przekonanie? Chociaż na pewno udowodnienie, że jak na razie obcy nie kłamał, nieco ją uspokoiło. Nie powinna być tak łatwowierna, słyszała to gdzieś z tyłu głowy, ale jednocześnie nie potrafiła być cały czas tak bardzo nieufna...
Kiwnęła głową na jego słowa, wbijając w niego spojrzenie. Siedziała jednak w ciszy, obserwując uważnie jego ruch, jakby wciąż był dla niej zagrożeniem - w końcu, z jednej strony był. Nie znała go, a on mógł mieć stanowczo przewagę nad nią w tym momencie. Udała, że wcale nie się nie gapi, a tylko obserwuje. Dla własnego bezpieczeństwa, w końcu kto mógł wiedzieć, co nieznajomy chował pod koszulką?
Chociaż podziemiach opuszczonego, betonowego garażu, stanowczo było dużo cieplej niż być powinno.
- Mogę ci pomóc rozsmarować maść... - zaoferowała się, odchrząknąwszy wcześniej lekko, jakby nagle jej zaschło gardle. A może to choroba? To było całkiem prawdopodobne, że ją przewiało. To wyjaśnia jej zaschnięte gardło, to dlaczego było jej nieco cieplej niż powinno być w aktualnym miejscu. Może to płaszcz? Może zły ubrała? Zbyt ciepły? Na pewno to był to, źle się ubrała do pogody.
Ułożyła stopy na ziemi, podnosząc się z siedzenia i podchodząc ostrożnie do mężczyzny, przytrzymując się nieco samochodu, aby na pewno nie obciążyć powoli puchnącej i coraz bardziej bolącej kostki. Wyciągnęła dłoń do niego po maść, o której wspominał chwilę wcześniej. W końcu się zaoferowała z pomocą...
Zresztą, czuła się odrobinę odpowialna za stan, w jakim mężczyzna się znalazł. W końcu, gdyby nie ona i jej pojawienie się tutaj, gdyby nie hałas który wywołała, na pewno by nie wylądował tam mocno na gruzie...
- Bez żadnych myśli tylko, jeśli możesz mi pomóc z kostką to mogę ci pomóc z tym siniakiem. Trochę jednak mnie boli, kiedy chodzę... nic więcej - dodała, odchrząkając znów. - No i gdybym cię nie nastraszyła to byś się nie przewrócił...

@Sugiyama Nobuo


Opuszczony garaż podziemny  - Page 2 Dq3ChDC
Tohan Herena
Sugiyama Nobuo

24/11/2022, 22:15
Zaśmiał się w myślach, gdy mówiła o przelatywaniu przez ścianę. Faktycznie, pod tym względem mógłby zazdrościć duchom niematerialności, bo przynajmniej nie obijałby się wszystko wokół jak najgorsza oferma. I to jeszcze na oczach dziewczyny, której chciał pomóc. Gdzieś wewnętrznie jego męska duma na pewno bardzo ucierpiała, ale był zbyt skupiony na ogarnianiu tej całej sytuacji by się na tym skupiać. Właściwie to całkiem ciekawe było to, że nieznajoma interesowała się takimi sprawami... tajemniczymi morderstwami, duchami i wszystkim co nieznane. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na taką, ale jak doskonale wiemy nie należy oceniać książki po okładce. Nobuo na pewno w pewnym stopniu pozytywnie się zaskoczył.
    Miała rację, nikt nie wyjawiał zbyt wielu informacji, ale chyba nie ma co się dziwić władzom... gdyby niektóre fakty wyszły na światło dzienne to na pewno wywołałyby niemałą panikę w mieście. Albo wszystko wybuchłoby tak, że nie można by było nad tym zapanować. Policja musiała trzymać wszystko w ryzach, a ostatni wyciek informacji był bardzo niebezpieczny. Wprowadził zamęt, na który nie wszyscy byli gotowi.
    Zmrużył oczy, gdy zaproponowała, że może pomóc rozsmarować maść. Na pewno by się zgodził, gdyby nie była przypadkowo napotkaną osobą, na którą natrafił kilkanaście minut wcześniej. Poza tym w tej sytuacji czuł się trochę jak lekarz i chcąc zachować pełen profesjonalizm (albo chociaż jego pozostałości) uznał, że lepiej będzie się nie spoufalać ze swoją przyszłą pacjentką. Poza tym... obcy dotyk nigdy nie należał do najprzyjemniejszych, nawet jeśli miał pochodzić od niezwykle urokliwej dziewczyny, która raczej nie miała złych zamiarów. Chyba, że wspaniale wszystko rozgrywała.
    — Poradzę sobie sam, dzięki — powiedział miło, bo nie chciał zostać źle rozumiany. Naprawdę doceniał pomoc, ale może jeszcze za wcześnie na takie czułości. W międzyczasie udało mu się uporać z zamkiem czerwonego opakowania. Prędko znalazł maść, na szybko zapoznał się z jej etykietą, żeby mieć pewność, że wyjął dobrą tubkę, a następnie wycisnął trochę żelu na palce. — Naprawdę nie musiałaś wstawać, usiądź — powiedział z wyraźną troską. I dopiero wtedy zrozumiał, że naprawdę chciała mu ofiarować swoją pomoc i to właśnie dlatego się podniosła. Musiało mu się zrobić głupio...
    Przytknął palce do sinego miejsca i okrężnym ruchem zaczął wcierać, a następnie wklepywać maść. Chwilę później poruszył ręką, jakby specyfik miał natychmiastowo poprawić jego stan – i w jakimś stopniu mogło tak być, to takie rzeczy działały kojąco. Mimo to skrzywił się nieznacznie, bo mimo wszystko ból wciąż obejmował całe ramię. Całe szczęście, że ona nie widziała całej tej gamy min, którą prezentował. Maska skutecznie kamuflowała każdy jego grymas.
    — A gdybym tu nie przyszedł, to też bym się nie wywrócił... gadanie — skomentował te całe jej gdybanie, szybko dodając do tego cichy śmiech, żeby nie wyjść na chama. Nie lubił takiego gdybania, najważniejsze, że nic strasznego się nie stało. I tyle. Nie potrzebował żadnych dodatkowych tłumaczeń – ba, nawet ich nie chciał. Kim był, by się przed nim tłumaczyła w jakikolwiek sposób. — Ale dobra, słuchaj, będę musiał spojrzeć na twoją stopę. Zdejmij sobie skarpetkę, ułóż się wygodnie, a ja trochę ponaciskam, więc przygotuj się na to, że będzie trochę bolało. Może tak być? — szybko przedstawił jej cały swój plan działania, spoglądając na nią i czekając na jej pozwolenie, które pozwoliłoby mu dalej działać. W międzyczasie sięgnął do kieszeni spodni, bo przypomniało mu się, że ma w niej jakieś cukierki. Pomachał w powietrzu pudełkiem miętówek, jednym kliknięciem otworzył je i wrzucił sobie jednego cukierka do ust, by następnie wysunąć dłoń w stronę nieznajomej. — Chsz jdnn? — wybełkotał coś niezrozumiałego, próbując szerzej otworzyć buzię. Rozpuszczony słodycz prawdopodobnie skleił mu* zęby, przez co nie mógł swobodnie się wypowiadać. Pospiesznie wytarł o tshirt palce z pozostałości maści, próbując rozkleić to co zostało zaklejone.

*psikus - cukierek, sklejający usta.

@Tohan Herena
Sugiyama Nobuo
Tohan Herena

3/12/2022, 12:48
Jej zainteresowania, przynajmniej do czasu, kończyły się w pełni na tym, aby czytać i szukać spraw w internetach i książkach - rzadko chodziła w podobne miejsca, a tym bardziej już sama. Może dlatego była aż tak aż nazbyt ostrożna w tej kwestii? Może dlatego nieco się bała na pierwsze spotkanie tego mężczyzny, który już teraz nie wydawał się być aż taki zły jakby mógł. Przewrażliwienie? A może uśpił jej czujność? Choć tego drugiego nie mogłaby być zupełnie pewna...
A może to jej chęć wiary w ludzi? Nawet jeśli naczytała się wielu okropnych i przerażających historii w życiu, tak nie mogła być pewna co do tego czy ten mężczyzna był w pełni zły - albo w pełni dobry? Może chciała wierzyć, że jeśli nie zaatakował jej już teraz, już wcale tego nie zrobi. W końcu siedziała w niej gdzieś ta naiwność w takich sprawach...
Skinęła jednak głową niepewnie, kiedy mężczyzna powtórzył polecenie, bo trudno było je nazwać rozkazem. Ktoś kto myślał o jej nodze, nawet jeśli nie była to wcale duża kontuzja (a miała cichą i szczerą nadzieję, że nie była!) nie mógł być zły, prawda?
Może i miał rację? Gdyby tutaj nie przyszedł...
Chociaż nieco się skuliła, kiedy na nowo usiadła na siedzeniu samochodu. Nie mógł wiedzieć, na pewno nie wiedział, że już sama jej obecność sprowadzała nieszczęście i śmierć na tych dookoła! Wiedziała, była pewna, że mówił tak tylko dlatego, że nie wiedział o tym jaki los spotyka ludzi dookoła.
- To nie do końca... - przerwała, dusząc w sobie odruch, w którym chciała zacząć się z nim kłócić na ten temat. Nie stało mu się nic - nic tak poważnego jakby mogło. Nic tak...
Tak, żył. W końcu mogły się tutaj zdać znacznie gorsze rzeczy niż się stały! Mógł się nadziać na wystający pręt, mógł rozbić głowę albo złamać ramię, mógł skończyć znacznie gorzej niż skończył, to było zupełnie i w pełni prawdopodobne. W końcu wcale nie wyglądał tak źle, może nawet nie bolał? Może nie przynosiła wcale tak dużo nieszczęść jak jej się zdawało? A może była w stanie nad tym zapanować w jakiś... jakiś sposób?
- Masz rację... - dodała ciszej, choć wciąż niepewnie.
Czy jej klątwa nie sprawiała, żeby właśnie tak myślała? Że nic nie grozi innym? I wtedy atakowała w najmniej oczekiwanym momencie? Przecież cały rok, te lata kiedy znajdywała się na uniwersytecie były tak spokojne! Ale ostatnie morderstwa, ostatnie ofiary pośród studentów! Czy to wszystko było możliwe, że to było przez nią? Los tych ludzi, los tych studentów, przecież los ich przyjaciół, jej i Haru! To wszystko układało się w aż zbyt oczywistą całość - wszystkie puzzle układanki leżały przed nią, a ona nie chciała zobaczyć obrazu, w który się miały ułożyć. Zbyt dobrze była świadoma tego, jak to wszystko miało się skończyć - jaka była odpowiedź i kto był sprawcą, przez którego nieszczęście spadało na ludzi. To była jej wina, to ona była problemem, to wszystko...
Przez moment nie zorientowała się, że mówił do niej, wpatrując się tępo przed siebie, pogrążona w tej przerażającej i obezwładniającej myśli, że to ona była źródłem problemu. Mogła nim być, na pewno nim była! Na pewno...
Widząc dłoń wyciągniętą w jej stronę z pudełkiem, nawet nie zanotowała że wyciągnęła dłoń po jedną z nich, prędko biorąc ją do ust - jakby to miało ją ocucić, sprawić żeby nie myślała o tym, że była źródłem całego problemu.
Nie powinna przyjeżdżać do Japonii, nie powinna studiować. Przecież znała języki! Mogła być tłumaczem, była w stanie znaleźć pracę już teraz, a gdyby zechciała pracować w pełnym wymiarze godzin, mogłaby być w stanie to zrobić...
Nawet nie zauważyła, kiedy jej oczy się zaszkliły, kiedy podciągnęła nogę i zdjęła buta, zdjęła skarpetkę. Opuchlizna już zaczynała się formować, a jej ruchy stopy były ograniczone - były takie, jakby nie chciały puścić - bolało, ale nie aż tak, aby miała tego nie wytrzymać. A jednak wyglądała teraz jakby każdy ruch miał jej sprawiać ogrom bólu; jakby jej odporność na jakikolwiek ból była minimalna, nawet jeśli w rzeczywistości, uraz nie był wcale taki uciążliwy, kiedy nie stawiała na nodze ciężaru.

@Sugiyama Nobuo


Opuszczony garaż podziemny  - Page 2 Dq3ChDC
Tohan Herena
Sugiyama Nobuo

11/12/2022, 20:37
Zauważył, że nagle zaczęła się mniej odzywać, jakby pogrążyła się w swoich myślach. Albo jakby to on powiedział coś niestosownego, coś, co mogło ją w jakimś stopniu ruszyć lub wprawić w stan, w którym nie chciała się znaleźć. Na szybko cofnął się pamięcią o te kilka, czy może kilkanaście minut, chcąc przypomnieć sobie wszystko to, co do niej mówił i to czy z godnym szacunkiem się do niej zwracał. Częściowo obarczał winą siebie, choć po krótkim rozrachunku z samym sobą mógł spokojnie stwierdzić, że raczej nie odwalił nic, czego mógłby się wstydzić, więc mógł odetchnąć z ulgą.
    Pospiesznie wrzucił pudełeczko z cukierkami do kieszeni. Zamrugał szczęśliwie oczyma, uśmiechając się przy okazji – nawet jeśli nie widziała unoszących się kącików jego ust, to mogła dostrzec ten charakterystyczny ruch materiały pod nosem. Nobuo czasami zastanawiał się czy ludzie, którzy nigdy nie widzieli twarzy pokrytej szramami próbowali sobie w jakiś sposób wizualizować to, co może kryć czarna tkanina. Bo ona na pewno by sobie coś wyobrażał i był ciekawy cudzych domysłów. Dla większości prawdopodobnie wyglądał jak zbir – często zakapturzony, ukrywający swoją tożsamość, pojawiający się w takich miejscach... takie cechy od razu przywodzą na myśl kogoś podejrzanego, szemranego typa spod najciemniejszej gwiazdy. Kiedy jednak popatrzyło się w te oczy, utknęło się w potrzasku jego słów – prawda okazywała się zupełnie inna. Ale nie każdy miał na sobie tyle odwagi i wytrwałości by ją poznać.
    — Wszystko w porządku..? — zapytał niepewnie, gdy tylko dostrzegł, że mina jej zrzedła, a w oczach pojawił się błysk, który zwykle pojawiał się przed pierwszą łzą. A on zdecydowanie nie miał zamiaru pozwolić jej na płacz – to uderzyłoby w jego męską dumę naprawdę potężnie gdyby w jego towarzystwie rozpłakała się kobieta. — Możesz opowiedzieć mi co ci na sercu leży. Jeśli zajmiemy się rozmową to mniej będziesz się skupiać na bólu — dodał po chwili, kucając przed nią i przygotowując się do obejrzenia jej nogi. Oczywiście przyciągnął bliżej siebie apteczkę, ale spojrzenie skierował od razu na twarz dziewczyny, jakby niemo prosił o pozwolenie, nawet jeśli te otrzymał już wcześniej.
    Potarł dłońmi o siebie, jakby w obawie przed tym, że kontakt z lodowatą skórą może być dla niej niekomfortowy. Co prawda jeśli to stłuczenie, to i tak będzie trzeba zrobić jakiś zimy okład, ale nie chciał jej zszokować już na starcie. Do oględzin jej stopy przygotował się jak profesjonalny lekarz – z czerwonej torby wyjął sprej antybakteryjny, którym najpierw nawilżył dłonie, a dosłownie kilkanaście sekund później wsunął dłonie w jednorazowe, niebieskie rękawiczki, żeby zachować najwyższy poziom higieny.
    — Wiesz dlaczego noszę maskę? — zapytał nagle, chcąc ją trochę zagadać. Zrobił krótką pauzę, dając jej czas do namysłu, ale dość szybko dopowiedział to, co podsuwały mu myśli. — Bo mam paskudną mordę, krzywy zgryz i powybijane zęby wystające z gęby — Starał się zachować pełną powagę tak długo jak tylko mógł, dlatego trwało to tylko moment. Szybko zaśmiał się, jakby usłyszał jeden z lepszych żartów, jakie kiedykolwiek słyszał.
    Wykorzystał ten moment i ułożył już nieco cieplejszą, przyodzianą w gumową rękawicę rękę na jej stopie, naciskając ją delikatnie. Nie miał zamiaru pytać czy boli tak jak to robią na filmach – zamiast tego obserwował jej twarz, jakby to z niej miał wyczytać najwięcej, doszukując się każdego nawet najmniejszego grymasu bólu. Przesuwał palcami wzdłuż, badając wszystkie najbardziej strategiczne miejsca. Sprawdzał kości, mięśnie i do chwili oględzin mógł już na głos podzielić się swoją diagnozą.
    — To stłuczenie, nic nie złamałaś ani nie zwichnęłaś. Mogę nałożyć opatrunek uciskowy i schłodzić to miejsce. W kolejnych dniach będziesz musiała robić okłady rozgrzewające, przyspieszą wchłanianie się krwiaków i siniaków. Możesz użyć jakiegoś termoforu.

Sugiyama Nobuo
Tohan Herena

21/12/2022, 03:31
Może nawet nie zauważyła, że nagle ucichła - chociaż z pewnością każdy, kto znał ją odrobinę dłużej, uznałby to za dziwny stan. Zawsze świergotała dookoła, opowiadając o ciekawostkach i innych rzeczach, które gdzieś przeczytała, wpadając w słowotok. Lubiła mówić, lubiła rozmawiać i przebywać z innymi ludźmi, a z tej ekscytacji próbowała wrzucić jak najwięcej słów w minutę, jakby wiedziała że ta konwersacja nie potrwa długo z różnych powodów. Może ktoś będzie nią zmęczony? Może ktoś uzna ją za nudną? A może klątwa znów zbierze swoje żniwo...
- O-och? T-tak... przepraszam, trochę się zamyśliłam - powiedziała zaraz, wysilając się nieco bardziej na śmiech, który zabrzmiał dość kanciasto - jakby utknął w gardle, mając problem się wydostać. Zaraz jednak pokręciła głową. Jeszcze tego jej brakowało, żeby opowiadała obcym o swojej klątwie! O tym jak przynosiła innym ludziom pecha! Może nawet nie zauważyła, że zbierało jej się na płacz, kiedy zaraz wymusiła u siebie uśmiech, jakby w jakikolwiek sposób miało jej to pomóc w poczuciu się lepiej. Może bardziej jej zależało, żeby mężczyzna pomagający jej teraz z kostką nie czuł dyskomfortu dlatego, że sama sprowadziła na siebie takie, a nie inne myśli?
Skinęła mu głową, zaraz otwierając usta, jakby chciała zacząć jakiś temat, ale chyba pierwszy raz w jej życiu nie poleciały żadne słowa, kiedy chciała. Jakby coś ją zacięło, coś ją powstrzymywało przed potokiem myśli i pomysłów, z którymi zazwyczaj nie miała problemów, żeby z siebie wyrzucić.
Zaraz po tym jednak spojrzała na niego zaskoczona, a jeszcze bardziej zaskoczona, kiedy sam się przyznał do krzywego zgryzu. Zawahała się przez moment. Widziała, rozumiała że żartował, tym bardziej że zaśmiał się po chwili. Uśmiechnęła się lekko.
- Mam kolegę, nosi ją przez wypadek... czuje się dzięki niej lepiej - powiedziała cicho, wahając się. Też coś takiego się stało jemu? Albo był bardziej chorowity...
- Albo dlatego, że teraz jest zimniej i więcej choróbsk jest, bo gdybyś miał tak jak mówił to byś inaczej mówił, bo inaczej się twoja szczęka układa, więc byłoby to wyraźne, a przynajmniej ja bym mogła mieć problem ze zrozumieniem, bo to nie tak, że wszystkie słowa po japońsku po prostu łatwo rozpoznaję, znaczy, tak rozpoznaję, ale nie zawsze, bo czasem jak ktoś mówi z silnym akcentem, albo bardzo bardzo niewyraźnie to mam problem, a ty nie mówisz wcale niewyraźnie tak, żebym musiała się zastanawiać podwójnie nad tym co mówisz... - stwierdziła zaraz, mówiąc długo i bez sensu, jakby sama się mieszała w tym co dokładnie chciała powiedzieć. Choć może dla niej był to mały triumf - szczególnie, kiedy delikatnie się uśmiechnęła po chwili do niego. - The point is... musiałbyś się bardziej wysilić, żebym uwierzyła, że masz wystające królicze zęby albo coś podobnego - stwierdziła z uśmiechem. Możliwe, że nawet nie zauważyła, kiedy cała diagnostyka kostki się zakończyła, tylko lekko reagując odruchem skrzywienia, kiedy tylko dotyk mężczyzny nieco bardziej zabolał. Starała się jednak nie wyrywać, wiedząc przecież z czym wiązały się takie urazy.
Chociaż już teraz wiedziała, że jej powrót do akademiku nie będzie zbyt łatwy i przyjemny.
- Oh... jasne. Będzie boleć przy chodzeniu pewnie? - westchnęła cicho, zastanawiając się od razu jak dużo zajęć miała, na których musiała się zjawić - a z jak wielu mogła po cichu uciec do biblioteki, albo do akademiku. Cóż, na pewno nie będzie mogła zbytnio biegać...
- Więc? Dlaczego nosisz..? - dopytała, jakby teraz rzeczywiście oczekiwała odpowiedzi - tym bardziej, że mężczyzna sam zaczął temat!

@Sugiyama Nobuo


Opuszczony garaż podziemny  - Page 2 Dq3ChDC
Tohan Herena
Sugiyama Nobuo

29/12/2022, 20:06
    „(...) czuje się dzięki niej lepiej.”
    Doskonale to rozumiał – sam osłaniał własną twarz materiałem, żeby nie budzić niepotrzebnego zainteresowania i żeby zapewnić sobie jak największy komfort. Na szczęście maski nie były niczym dziwnym, wielu ludzi (a już zwłaszcza alergicy) nosiło je żeby nie wdychać nosem pyłków. Gdy nie chciał się dzielić swoją historią albo po prostu nie czuł potrzeby zdradzania prawdziwego powodu zakładania maski na twarz to właśnie bardzo chętnie sięgał po to wytłumaczenie – szkodliwy pył, zanieczyszczone powietrze i te sprawy.
    Nigdy nie wstydził się swoich blizn, bo doskonale wiedział, że każdy nosi jakieś blizny, tylko te jego były po prostu bardziej widoczne. Były świadectwem tego co przeżył, że udało mu się przetrwać najgorsze, że jest wojownikiem jakich coraz mniej. Ale nie trawił ciekawskich spojrzeń, cudzego wzroku świdrującego ciało, wścibskich pytań i opowiadania po raz tysięczny tej samej historii. W kółko i w kółko, jakby to tylko to jedno zdarzenie go ukształtowało i pozwoliło mu dalej istnieć. Możliwe, że to właśnie dlatego za każdym razem opowiadał wymyśloną na poczekaniu historyjkę o utracie dolnej połowy twarzy, wybitych zębach albo jakimś dziwnym, rzadkim schorzeniu. Wśród dalszych znajomych mógł być znany jako ten, który utrafił twarz na tysiąc różnych sposobów. Tak naprawdę tylko z nielicznymi dzielił się kawałkiem najprawdziwszej historii.
    Westchnął ciężej, gdy przyłapała go na jego drobnym kłamstwie. Jej obszerne wyjaśnienie odrobinę mu zaimponowało – nie spodziewał się takiego potoku słów zważywszy na to, że chwilę wcześniej dziewczyna była dziwnie zamyślona. Ale ucieszył się, bo częściowo przypisywał sobie tę zasługę – że udało jej się trochę otworzyć i wrócić do swobody, o którą w obecnych warunkach wcale nie było tak łatwo. Półmrok rozświetlany wątłymi światłami komórkowych wyświetlaczy, na pierwszy rzut oka niebezpieczna okolica i towarzystwo nieznajomej osoby na pewno nie ułatwiały niewymuszonego otwierania ust.
    — Czasami drżą mi usta i ciężej jest mnie zrozumieć — skomentował wyjątkowo krótko, jednocześnie przyjmując swoją drobną porażkę na klatę. Ściema o krzywym zgryzie okazała się niezwykle tandetna, ale przynajmniej miał pewność, że dziewczyna jest czujna i naprawdę świetna z niej rozmówczyni. Potrafiła też uważnie słuchać, a to ogromny atut.
    „Będzie boleć przy chodzeniu pewnie?”
    Pytanie było niepotrzebne, bo odpowiedź była oczywista, ale uznał, że dziewczyna po prostu potrzebuje zapewnienia, może wciąż nie dowierzała co się stało albo podświadomie wmawiała sobie, że wcale nie jest tak źle. I w rzeczywistości źle wcale nie było, chociaż ból na pewno będzie się jej trzymał przez kilka najbliższych dni, później pozostanie tylko nieprzyjemne uczucie, przypominające o tym, by niepotrzebnie nie nadwyrężać stopy.
    — Będzie, najlepiej żebyś jej po prostu nie forsowała, wykorzystuj wszystkich wokół żeby robili ci zakupy, obiady i inne takie. Jak trochę odpoczniesz to będzie lepiej, ciało musi się zregenerować — odpowiedział po chwili, podsuwając jej jeden z pomysłów, bo... on na pewno by tak robił, jeśli oczywiście miałby kim się wysługiwać. Już dawno nie miał dla siebie takiego dnia, który mógłby spędzić w przesłodkim lenistwie – zawsze był gdzieś potrzebny, bo coś się waliło. Albo wsadzał nos w nieswoje sprawy i ostatecznie wychodziło tak, że i tak nie udawało mu się wypoczywać tak długo jakby chciał.
    „Dlaczego nosisz..?”
    D l a c z e g o?
    Zapewne prychnąłby głośno, gdyby pytanie zostało skierowane do niego nagle, ale doskonale wiedział, że to on zaczął temat, dlatego odpowiedź miał już dawno gotową, ułożoną w głowie. Nic dziwnego, że wystrzelił nią jakby wyczekiwał momentu, w którym to pytanie zostanie zadane.
    — Dasz wiarę, że moja własna matka próbowała mnie zabić?
    Niespiesznie wyjął z torby żel chłodzący na stłuczenia i wycisnął go trochę na palce dłoni odzianej w niebieską, gumową rękawicę. Ostrożnie rozprowadził specyfik na poszkodowanej kończynie, wmasowując go wprawnym, kolistym ruchem. Podejrzewał, że dziewczyna mogła nie być gotowa na kontakt z zimnym lekiem, ale celowo dał jej chwilę na przygotowanie się, żeby nie było żadnych protestów. — Odczekamy chwilę i nałożę opatrunek uciskowy.
    Zdjął już i tak mokre rękawiczki i wrzucił je do torebeczki foliowej. Jednym z palców zahaczył o materiał maseczki, ciągnąc go w dół. Ospałym, nieco niepewnym ruchem odsłaniał poszczególne elementy pokiereszowanych policzków, ust i częściowo brody. Tuzin malutkich blizn odznaczał się na skórze. Te większe wyglądały paskudnie – jakby usta zostały rozerwane stosunkowo niedawno, a sama rana była świeża. Popękane, spierzchnięte wargi zadrżały mimowolnie. Dawno przed nikim się tak nie obnażał. I sam nie mógł stwierdzić czy czuje jakąś ulgę, czy już tę samą obojętność co zawsze.
    — Nobuo — wydukał, próbując wyłuskać z ciemnego materiału maski kawałki suchego naskórka.

Sugiyama Nobuo
Tohan Herena

3/1/2023, 18:02
Wiedziała, że widok maseczek na cudzych twarzach nie był czymś niezwykłym - nie tutaj, nie w Azji, a ona sama już dawno do tego przywykła. Choroba czy alergia - rozumiała, dlaczego inni zaczynali je nosić wtedy. I chyba nigdy się nie zastanawiała czy mogły być do tego wszystkiego również inne powody, dla których ktoś decydował się na maseczki. Komfort swój, komfort cudzy...
- Na razie rozumiem bardzo dobrze, chociaż też z japońskim raczej dorastałam, a nie uczyłam się go osobno - stwierdziła z uśmiechem, jakby chciała w ten sposób zapewnić, że wcale jej nie była straszna cudza niewyraźna wymowa, niezależnie od tego jak zła by nie była, ani od tego skąd by pochodziła. Nawet na wyspach, które przecież nie są uznawane za tak duże jak kontynenty, w zależności od regionu czy nawet miasta wymowa ludzi potrafiła się mocno różnic...
Skinęła głową. - Obiecuję nie biegać na ostatnią chwilę na wykłady, tylko wstać wcześniej - powiedziała z wesołym uśmiechem, zapominając zupełnie o swoim pierwszym kłamstwie, co do tego czym się zajmowała w tym miejscu. Cóż... Mogła zawsze się wytłumaczyć, że była studentem dziennikarstwa, prawda? Albo wymyślić coś na poczekaniu innego, choć stanowczo nie była najlepsza nie tyle w kwestii wymyślania, co w kwestii zachowywania kamiennej twarzy przy własnych kłamstwach.
Zaraz jednak spojrzała nieco zaskoczona na jego słowa i zaraz jej uśmiech zmalał, a ona się zmartwiła, czując jak bardzo było jej przykro na podobną myśl, aby własny rodzic próbował go skrzywdzić.
- Nie żartowałbyś na taki temat... A przynajmniej nie powinieneś... - powiedziała cicho, obserwując mężczyznę, którego jeszcze kilka minut wcześniej się obawiała. Szybko się to zmieniło wyraźnie, może jednak wszystkie opuszczone ruiny nie były wcale takie złe jakie by mogły się wydawać w pierwszej chwili?
- Przykro mi... Nie, żeby to wiele znaczyło od obcej... Ale to nie powinno w ogóle mieć miejsca nawet - powiedziała cicho, choć w jej głowie zaczynały pojawiać się dziesiątki pytań. Dlaczego to się stało, jak do tego doszło, jak ciężkie rany otrzymał... W jaki sposób? Jak się z tym czuje?
Czy jej wybaczył?
Nie zadała jednak żadnego z nich na głos. Nie powinna, nie była pewna czy zadawanie ich było właściwym zachowaniem - nawet jeśli sam się do tego wszystkiego przyznał tutaj przed nią. Może poczułby, że za bardzo wściubia nos w nieswoje sprawy, nawet jeśli dał jej nieme przyzwolenie na podobne zachowanie, samemu poruszając ten temat. Sam obudził w niej ciekawość, a z jej twarzy mimo jej nieświadomości, z łatwością można było wyczytać, że powstrzymuje się przed pytaniami. Potrafiła mówić dużo na raz, wpadać w słowotok, nie panować nad słowami które opuszczały jej usta - a teraz musiała silnie skupić się na tym, aby nie spróbować się naprzykrzać. Tym bardziej, kiedy nie potrafiła zrozumieć tego, co ktoś inny mógłby po podobnym zajściu poczuć.
Nie wyobrażała sobie własnych rodziców obróconych przeciwko niej - nie do takiego stopnia, nie aby próbowali doprowadzić do jej śmierci. To były dwie różne rzeczy, zaniedbanie, czy przypadek, ale celowe działanie - podejmowanie każdej decyzji z myślą o tym, żeby nie tylko zranić, ale i pozbawić życia drugą osobę i to jeszcze taką, która powinna być tak bliska! Nie była pewna, nie rozumiała i nie wiedziała czy była w stanie zrozumieć...
- Radzisz sobie z tym..? - zapytała nagle cicho, zaraz orientując się, że jedno z pytań opuściło jednak jej usta. Uśmiechnęła się zażenowana. - Przepraszam... Znaczy, z tym faktem co się stało..m znaczy, przepraszam nie to chciałam... Nie musisz odpowiadać, nie powinnam pytać, jestem jednak obca, no a wierzę, że to temat... No taki, że może nie chcesz o nim mówić. Przepraszam to po prostu ciekawość... Czasem szybciej mówię niż pomyślę, albo zdążę to powstrzymać i no .. naprawdę nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz - dodała znów, szczerze zażenowana całą sytuacją. Cieszyła się z otaczających ich mroków, bo jeszcze tego brakowało, żeby mężczyzna widział jej rumieniec zażenowania po wypluciu swojego zawiłego wytłumaczenia.
Skinęła lekko głową na słowa o opatrunku.
A jednak jej wzrok skierował się na jego twarz, kiedy zaczynał zdejmować maseczkę. Nie czuła szoku czy obrzydzenia - może stała się bardziej niewrażliwa, a może bardziej przywykła do podobnych widoków, oglądając wielokrotnie różnego rodzaju zdjęcia po morderstwach i wypadkach, mając tak często do czynienia z tym wszystkim, co dla innych nie było przyjemne, bo z samą śmiercią. Ona zawsze była gdzieś obok, i nigdy nie była piękna. Zawsze uderzała tak samo - więc może wiedza o tym, że ktoś przeżył, nawet jeśli mógł nosić ślady po tym do końca życia, była nawet dla niej nieco bardziej kojąca.
Uśmiechnęła się do niego łagodnie i przyjaźnie, jakby chcąc potwierdzić, że wcale jej ten widok nie odstręczał - a może to kwestia nie tak dokładnego oświetlenia? Może w półmroku, nie wszystko było tak wyraźne i zbyt wiele zostawało dla samej wyobraźni? Obraz potrafił być oszukany, ale i wyolbrzymiony - ranki j rany, wysuszona skóra nie były piękne, ale były. Przecież żył, mimo wszystko. Chociaż może nawet tak o tym nie myślał? Może dla niektórych śmierć wydawała się być znaczenie lepszą opcją niż życie w taki sposób?
- Herena, miło mi - odwdzięczyła się imieniem, skinąwszy delikatnie głową. - Noszenie maseczki nie podrażnia wszystkiego..? Jeśli ci lepiej bez niej, nie krępuj się... Znaczy... To wygląda jakby mogło trochę boleć... - dodała, chociaż chyba nie musiała w takich kwestiach poprawiać, ani uczyć kogo, kto wyraźnie o tym wszystkim wiedział? A przynajmniej wydawał się, że powinien o tym wszystkim wiedzieć.

@Sugiyama Nobuo


Opuszczony garaż podziemny  - Page 2 Dq3ChDC
Tohan Herena
Sugiyama Nobuo

17/1/2023, 00:18
Akurat przy niej udawało mu się utrzymywać swoją dykcję na swoim najwyższym poziomie – podczas całego tego spotkania i wypowiadania zdań wargi zadrżały mu jeden raz i to na tyle niegroźnie, że wciąż zachowywał komfort wypowiedzi. Miewał jednak dni, w których usta odmawiały mu posłuszeństwa – drgania nasilały się, nie dawały mu spokoju i sposobności prowadzenia swobodnej rozmowy.
    Skinął głową, gdy powiedziała, że nie będzie się przeciążać.
    Grzeczna dziewczyna.
    Nie wszyscy pacjenci stosowali się do zaleceń lekarzy, a już najgorsi byli ci, którzy coś kręcili, pogłębiali swoje schorzenia, by ponownie trafić pod ten sam skalpel, ale tym razem w dużo gorszym stanie i z powikłaniami, których nabawili się na własne życzenie, a których można było uniknąć. Niekiedy głupota ludzka przekraczała wszelkie granice. A lepiej po prostu odpocząć niż głupio myśleć.
    — I nie żartuję. Choć cenię sobie czarny humor — odpowiedział spokojnie, dając jej do zrozumienia, że mimo wszystko wypracował sobie już do tej sprawy pewien dystans i pewnie mógłby z niej zażartować, ale w położeniu, w którym się znajdowali dużo rozsądniej było opowiadać dowcipy o skaczącej kózce łamiącej nóżkę, niż o próbującej pozabijać wszystkich wokół matce. Właściwie to wciąż nie miał pewności czy swój łańcuszek ranienia innych zakończyła na nim czy gdy odeszła próbowała doczepiać do niego kolejne, zabarwione czerwienią oczka. Nie miał też pewności czy kobieta w ogóle żyje, ale już dawno przestał nad tym tyle rozmyślać. Czasy, w których całymi dniami nad tym myślał już minęły. Teraz jego własna rodzicielka była dla niego jedynie wspomnieniem, cieniem przeszłości, który ledwo pamiętał, który celowo wyrzucał z głowy, wymazywał.
    „(...) to nie powinno w ogóle mieć miejsca nawet.”
    Nawet nie wiedział co ma odpowiedzieć. Ale miało miejsce, cisnęło się na usta. Wybrał jednak milczenie, kolejny raz. Może gdyby poznał Herenę w innych okolicznościach to byłby bardziej wylewny, ale wszechogarniająca ciemność przypominała mu o tamtym dniu – tym samym, do którego wracał tak niechętnie. Bo im bardziej kopał, tym gorzej się z tym wszystkim czuł, nawet jeśli na co dzień w ogóle o tym nie pamiętał i się tym nie przejmował. Rozpamiętywanie w kółko i w kółko jednej rzeczy do niczego nie prowadziło, pojął to lata temu. Minęły już lata...
    — Nie myślę o tym, więc radzę sobie. Długo nie mogłem pojąć dlaczego to się stało, ale ostatecznie się poddałem. Im mniej wiem, tym lepiej śpię — zaczął od krótkiego wyjaśnienia, by po chwili namysłu kontynuować z całkowicie neutralnym, niewzruszonym wyrazem twarzy. Przecież doskonale znał tę historię, opowiadał ją wiele razy w ten sam sposób. — Jechaliśmy gdzieś z ojcem. To był jeden ze spokojniejszych dni, tych najbardziej sielankowych. Z radia leciał jakiś wakacyjny kawałek. Śpiewaliśmy razem. Nie dotrwaliśmy nawet do końca piosenki, bo pojazd wpadł w poślizg. Hamulce były uszkodzone. To ona to zrobiła — cała opowieść była pozbawiona jakichkolwiek emocji, pauz i zająknięć. Całość stanowiła spójną, już wcześniej przemyślaną całość. Spojrzenie miał beznamiętne – wpatrywał się w nią, nie oczekując nic w zamian. Żadnego zrozumienia, pocieszenia czy też czułych, pokrzepiających słów. Dzieląc się tym nieznacznym fragmentem własnej historii wyświadczał przysługę samemu sobie – najpierw pojawiało się krótkotrwałe ukojenie, później przez chwilę wędrował myślami gdzieś dalej, ale w końcu i tak powracał do rzeczywistości, w której był naznaczony śladami, które wtedy zdobył.
    — Mnie również — odparł, nie zapominając w tym wszystkim o dobrych manierach, których na pewno nie nauczyła go matka. Właściwie gdyby się tak nad tym głębiej zastanowić... to musiał sam z siebie uznać, że bycie życzliwym wobec innych jest tym, co po prostu przystoi. — Na pewno trochę podrażnia, ale noszę lekki, przewiewny materiał. I nie lubię, kiedy się gapią. Małe dzieci wytykają mnie palcami, a cała reszta patrzy na mnie z politowaniem, którego mam już serdecznie dosyć. W każdym, pierdolonym słowie wyczuwam strach, ból, współczucie albo odrazę. Wiem jak wyglądam, nie potrzebuję dodatkowych bodźców zewnętrznych.
    Wciąż był spokojny, ale podczas opowiadania zaczął leniwie gestykulować, jakby palcami chciał nakreślić jakiś kształt, przybliżyć jej coś, czego i tak nie byłaby w stanie pojąć, posiłkując się tymi kilkoma zdaniami, które wypowiedział.
    Pewnie pogadali sobie jeszcze trochę, a potem się rozeszli.
   
Mija prawie trzeci miesiąc od ostatniego posta w tym wątku, szanujmy się. Ewakuacja.

z tematu.



Ostatnio zmieniony przez Sugiyama Nobuo dnia 12/4/2023, 11:01, w całości zmieniany 1 raz
Sugiyama Nobuo
Minoru Yoshida
6/4/2023, 18:17
10/04/2037, późna noc

    Powiadają, że milczenie jest złotem. W swoim życiu wielokrotnie słyszał, że umiejętność słuchania i powstrzymywania się w odpowiednim momencie jest umiejętnością znacznie cenniejszą od słów mądrych i cennych. Każde przysłowie posiada swoje małe ziarno prawdy, ale jak to z przysłowiami bywa, należało patrzeć na nie z przymrużeniem oka, oceniając je z dystansu. Czasami nie warto jest powstrzymywać się od słów, które cisnął się na język. Niekiedy trzeba dać upust temu, co prawdziwie ciąży na wątrobie; czy to jest złość czy poczucie winy. Jednak nie wszyscy zasługują, by usłyszeć słowa szczere, choć to właśnie one mogą ocalić komuś życie. Minoru wiedział, że nie zaliczał się do grona osób, któremu należałoby mówić kłamstwa. Podłe, okrutne kłamstwa, które zasiewają jego zgniłe serce. Czasami rzeczywiście warto jest sięgnąć po mądrości przysłowia oraz stulić pysk nim usta zaczną poruszać się w plugawym języku, rozjuszając głęboko drzemiącą na dnie bestię. Wilk tym razem jest syty, a owca niestety nie została cała.  
    Mimo zwycięskiego polowania, ofiara walecznie walczyła o swoje życie, pozostając mu ubytek w postaci paru mniejszych ran i jednej większej. Spotkanie sam na sam, z początku zwykłe, mające jedynie dobić konkretnych interesów, wymienić się informacjami. Pech chciał, że Yoshida w ostatnim czasie nie miał się najlepiej. Do stabilności było mu daleko, więc bardzo łatwo jest wyprowadzić go z równowagi. Na nerwach działają mu Ci, którzy próbują dowiedzieć się o jego prawdziwej tożsamości i którzy rozdrapują stare, ledwo wygojone rany. Oraz osoby, węszące tam, gdzie nie trzeba; nie znających swojego miejsca, pragnących krwi tego, który podaje się za kogoś innego. To wszystko powoduje, że krążąca w żyłach gorycz sięgnęła zenitu, a on nie chcąc słuchać większego pierdolenia postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
    Podświadomie wiedział skąd u niego natłok negatywnych emocji, które przejmowały ciało w chwilach niepochamowanego szału. Mimo tej świadomości, nie chciał dopuścić do siebie myśli słabości, przyznać się przed sobą samym, że miał z tym poważny problem. Tkwił więc we własnym niezrozumieniu i bezradności, wyżywając się na wszystkim innym, szczególnie na ludziach. Nawet jeśli wydawali się zbyt oczywiści, nigdy nie miał stuprocentowej gwarancji tego, kto i jak zachowa się w danej sytuacji. Dzięki temu dnia dzisiejszego mógł doświadczyć smak bólu, który promieniował mu od uda, po wszystkie możliwe nerwy, gdy tylko poruszał nogą, starając się dotrzeć do miejsca, gdzie będzie czuł się względnie bezpiecznie.
    — Psia kość, dlaczego kurwo nie odbierasz — warknął do samego siebie w agonicznej złości, rzucając telefonem o twardy beton, powodując nowe uszkodzenia na urządzeniu.
    Opuszczony garaż podziemny wydawał mu się najodpowiedniejszą kryjówką w chwili, gdy był ranny. Odkąd żył, nigdy nie ufał szpitalom, później już zwykła przezorność powodowała, że nie chciał do nich chodzić. Jednak nic nie mógł poradzić na ciało obce w udzie, które pozostawiła mu jego ofiara. Mimo tego, że nie znał się szczególnie na medycynie, wiedział, że niemądrym było wyjmować szpikulec wbity w mięsień, tym samym otwierając ranę. Nie wiedział, jakie dokładnie narządy przebił narzędzie i na jaką głębokość. Potrzebował medyka, jak i transportu, a i jeden jak i drugi kawaler nie odbierał jego telefonów. Głupotą było, że przyjechał tu sam, bez nikogo z żadną obstawą. Wiedział jednak, że potrzebował się wyładować. Sam, bez poczucia, że ktoś na niego czeka. Teraz dzięki temu zdychał w ciemnej noże, plecami osuwając się o ścianę betonu, nie mogąc dosięgnąć wyłączonego telefonu, który znajdował się po drugiej stronie opuszczonego garażu.
Kurwa mać.

Ubiór bez maski + rzeczy osobiste, broń w postaci noża i kastetów.


@SATŌ KISARA


Opuszczony garaż podziemny  - Page 2 EHjauEm
Minoru Yoshida

Kurō Satō and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Satō Kisara

7/4/2023, 01:24
 Nie była do końca pewna, jak w ogóle się tu dostała. Pora była na tyle późna, że zdecydowanie powinien znajdować się już w swoim domu albo chociaż w miejscu, które mniej krzyczy swoim wyglądem lepiej stąd spadaj. Westchnął, otulając się szczelniej płaszczem z lekkiego, przewiewnego materiału, który w tej temperaturze nie spełniał swojego zadania zbyt dobrze. Wydawało mu się, że będzie cieplej — a więc jak co roku nabrał się na złudne poczucie, że wiosna przyszła już na dobre, choć tak naprawdę jedynie zawitała w przedsionku, nie robiąc ani kroku więcej.
 Dzisiejszy nocny terror zostawił ją wyjątkowo rozbitą. Tym razem obrazy, które nawiedziły go w śnie, nie były tylko wytworem jego wyobraźni — kolory, pozostałości uczuć, konkretne przedmioty, wszystkie te rzeczy składały się we wspomnienie, o którym wydawało mu się, że całkowicie zapomniał. Jedyne, co się nie zgadzało i tym samym wskazywało, że to wciąż był koszmar, okazał się zupełny brak twarzy osób, które się w nim przewijały. Nie było ich co prawda wiele — właściwie tylko jakaś pielęgniarka, przelotnie Kurō, lecz przede wszystkim: jego biologiczni rodzice. W trakcie snu Kisara była niesamowicie skonfundowana i dopiero gdy otworzyła oczy, cała roztrzęsiona, z jasnością mogła przywołać do swojego umysłu wydarzenie, o którym śniła. Jako dziecko, które dopiero co dowiedziało się o wypadku swojej rodziny, Satō był wściekły na to, że nie mógł zobaczyć swoich rodziców — jak się następnie okazało, po raz ostatni — więc postanowił znalezienie ich wziąć na własne barki. Jako że od zawsze był bystrą osobą, dzięki podsłuchiwaniu personelu udało mu się. Jednak poznał ich tylko ze względu na to, że pamiętał, w jakich ubraniach opuścili mieszkanie. Ich twarze, z kolei, były zupełnie nie do rozpoznania. Dziecko rzeczywiście nie powinno tego zobaczyć, gdy nie było zupełnie przygotowane.
 Zakrwawione, zmiażdżone i nietrzymające się całości. Te szczegóły, które trzeźwy umysł Kisary był w stanie przypomnieć sobie doskonale, w śnie, jakby w ramach uchronienia siebie, zostały stłumione.
 Takim sposobem zdecydował się ubrać na szybko i uciec z mieszkania w jakiekolwiek miejsce, chociaż na chwilę. Choć budynek, przed którym stał, wyglądał beznadziejnie, jego przedziwna aura sprawiła, że zatrzymał się przy nim na dłużej.
 Wtedy też usłyszał— trzask. Coś spadło na ziemię? Chyba… to nie budynek się walił, huh? Robiła już krok do tyłu, by stąd odejść. Budynek czy co innego, lepiej żeby nie okazało się, że to ktoś, a tym bardziej ktoś, kto akurat zechce sprawić, że będzie miała dość nocnego pałętania się po podejrzanych ulicach na całe życie. Wtedy jednak wychwycił… jęk bólu? Wzdłuż kręgosłupa przemknęły mu ciarki. To istotnie był ktoś.
 Nasłuchiwał uważnie w próbie rozeznania, czy osoba ta była sama. Czy coś jej się stało? Jeżeli ktoś właśnie był atakowany, Kisara prawdopodobnie niewiele by pomogła. Gdy jednak oprócz tych samych cichych odgłosów człowieka, który ewidentnie cierpiał, nie wyłapał żadnych innych dźwięków, odetchnął z ulgą. Wiedząc dobrze, że może za chwilę wpaść w tarapaty, mimo tego puścił się biegiem w głąb garażu.
 Wciąż łatwo mu było zrezygnować ze swojego życia, hmm? Choć ewidentnie nie był w stanie zabić się sam, nie miałby najwidoczniej wielkich obiekcji, gdyby zabiło go coś. No, lub ktoś, w tym przypadku.
 Pomieszczenie było okropnie oświetlone. Był w stanie wyłapać kształt sylwetki spoczywającej pod ścianą, lecz była to jedyna taka rzecz. W pośpiechu, upewniwszy się już, że istotnie był to potrzebujący pomocy człowiek, wyrwał z kieszeni swój telefon i poświecił nim w kierunku ciała. Wciągnął gwałtownie powietrze do płuc, dostrzegając najpierw ranną nogę, z której wydobywała się już całkiem pokaźna ilość krwi, a potem… znajomą twarz. Tylko skąd niby ją znał? Z… klubu?
Nieważne. Nie teraz. Nie zwlekając dłużej, kucnęła obok mężczyzny. Odłożyła telefon na bok, żeby nadal korzystać z jego dobrodziejstwa, jakim była wbudowana latarka, i wzięła się do rozeznania w szkodach, jakich jej (najwidoczniej) znajomy doświadczył.
 — Hej. Hej, słyszysz mnie? Od kiedy tu jesteś?
 Po wprawnym sprawdzeniu jego czynności życiowych, szybko okazało się — co też było najważniejsze — że oddychał. Zanim zabrała się za dalszą pomoc, chwyciła ponownie za swój telefon. Pierwsza pomoc pierwszą pomoc, ale wsparcie na pewno by nie zaszkodziło.
 — Dzwonię po karetkę. Wszystko będzie w porządku.

Ubiór. Mniej więcej.


Satō Kisara

Minoru Yoshida and Kurō Satō szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku