Strona 2 z 2 • 1, 2
Ślepia odbiegły gdzieś na bok, ulokowały się prze przestronnym — kolejnym — oknie łazienki wychodzącym na panoramę miasta. Black w mieszkaniu miał całą masę wielkich szyb odsłaniających jeszcze większe widoki. Ktoś mógłby pomyśleć, że tak po prostu wyszło, że architekt projektujący najwyższe piętro miał taki zamysł i nie kryło się za tym nic więcej, ot kaprys artysty. Nie mieli prawa widzieć, że wynajmujący ten lokal mężczyzna upodobał sobie spoglądanie na ludzkość z góry, że w tłoczących się w dole punktach nie widział nic więcej jak przepełnione mrowisko potrzebującego dziecka z lupą do skontrolowania populacji. W całym tym pełnym pogardy motłochu była tylko jedna jednostka, którą uważał za równą sobie, którą bez zawahania wzniósłby do poziomu bogini. Nie musiałaby nawet o nic prosić, zrobiłby to dla niej poświęcając przy tym absolutnie wszystko i wszystkich. Żeby uczynić ją królową jaką była musiał jednak wpierw zbudować godne jej królestwo. Ono z kolei nie zakładało, że byle kurwa postanowi odsunąć psią miskę od pyska i poprosić o miejsce przy stole.
— Może odjąłbyś sobie spotkanie lub dwa.
Normalnie, być może, przyjąłby te słowa ze spokojem, może nawet by się zaśmiał. Tym razem nie odezwał się od razu, choć wypowiadający słowa chłopak mógł zdecydowanie wyczuć, jak omiatające go spojrzenie zaostrza się niespodziewanie. I choć usta pozostały zwarte ze sobą, to drapieżny wzrok nie pozostawiał żadnych wątpliwości — ostrożnie — mówił zlodowaciały błękit, wciąż jeszcze na tyle wyrozumiały by posłużyć dobrą, przyjacielską radą. Łeb go bolał, pękał od środka, zaś skronie pulsowały nieprzerwanie od kiedy słońce zawitało rankiem nad horyzontem. Mówił już o tym, wspomniał wyrozumiale, we wzmiankę o migrenie subtelne wplatając kolejny przekaz.
Don't fuck with me.
Płuca wypełniły się kolejną dawką nikotyny; większą, głębszą, bardziej zabójczą. Przetrzymał dym w płucach znacznie dłużej, jakby od skondensowania za tkankami miał nabrać śmiertelnych właściwości i wypuszczony z ust położyć na ziemię całe nacje. W końcu rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, niby serdecznym, z pozoru pokrzepiającym.
— Nie ma takiej potrzeby — odparł łagodnie acz stanowczo. Przyjazny choć naznaczony ostateczną barw ton nie rodził nadziei na jakiekolwiek negocjacje. Postanowił, że będzie dziś miły, że rzuci dzieciakowi przysłowiową marchewkę. I mimo iż dyndała na sznurku niezaprzeczalnie, to trzymany w drugiej dłoni kij palił skórę do żywego mięśnia, błagając i wrzeszcząc o użycie. Gówniarz pozwalał sobie dziś na zbyt wiele, wpoił sobie jakąś głupią myśl która zakładała, że bycie ulubioną zabawką pozwalało mu na więcej niż innym dziwkom. Black nie dał się jednak wyprowadzić z równowagi nawet mimo pękającej z bólu czaszki. Nie nadawałby się do tego co robił na co dzień gdyby tak łatwo pozwalał emocjom na poruszanie mięśniami. Gra którą rozgrywał na planszy tego miasta zakładała coś innego. — Sam załatwiam swoje sprawy i nie przewiduję w tym temacie żadnych zmian. Nie musisz trudzić swojej ślicznej główki — twoim zadaniem jest rozkładanie nóg na komendę, nie papierów na blacie, pomyślał z przekąsem, choć nie podzielił się niczym na głos. Nie lubił gdy wpierdalano mu się w biznes, sam najlepiej wiedział jak go prowadzić i nie potrzebował niczyjej pomocy, co, zresztą, zdążył już zapewne udowodnić zachodząc tak daleko bez żadnego wsparcia. Pojawił się w Japonii nagle i niespodziewanie, równie szybko wspinając się po szczeblach szemranej kariery.
Zaraz przytknął dłoń do twarzy, rozmasowując grzbiet nosa w zmęczeniu.
— Jest jeszcze temat nowego personelu...
— Ta? Jaki?
Przywołał w pamięci twarze wspomnianych pracowników; drobna brunetka, znacznie niższa od Nena o porcelanowej twarzy lalki i ślicznych oczach w kolorze dziennego nieba, wciąż jeszcze pełnych nadziei i patrzących na Blacka jak na Boga w ludzkiej skórze. Podobał mu się jej charakter, wpadła mu w oko t swoją niezachwianą lojalnością i absolutnym pogodzeniem z nową rzeczywistością. Doskonale wiedziała dlaczego do niej przyszedł i dlaczego tak bardzo nadawała się do przedstawionej roli. Wiązał z nią wielkie plany, ona zaś wiedziała, że nie będzie stwarzał jej żądnych problemów jeśli tylko zaszczeka gdy padnie komenda. Lubił ją, miała poniekąd zepsuty charakter i chyba właśnie tym go ujęła — nie pierdoliła się w tańcu. Oprócz niej był młody chłopak o barwionych na niebiesko włosach, tatuażach i egzotycznej aurze; przyciągał nią ludzi nawet mimo faktu, że wobec wszystkich coplayerów Japonii i jej dziwactw wcale tak nie odstawał. Miał jednak cięty język i dużo niespożytkowanej energii, nie wspominając już o dziwactwach, które nakręcały go do działania. Było ich więcej, każdy unikatowy, choć nie wszyscy pogodzeni z nowym życiem, niektórzy wciąż jeszcze przerażeni lub zestresowani. Black nie marnował jednak czasu nad rozważanie czy się nadadzą, bo wiedział, że tak będzie; pionki w swojej grze dobierał bardzo skrupulatnie.
Zaśmiał się nagle. Parsknął zwyczajnie śmiechem, niemożliwie rozbawiony zasłyszanymi słowami.
— Ty ich przerażasz? — Język przemknął wyraźnym ruchem po odsłoniętym w uśmiechu kle. Czego mają się bać, że zaruchasz ich na śmierć? — Powiedz mi, Nen, co jest w tobie aż tak strasznego, że nowymi rzekomo telepie jak galaretą z przerażenia? — Był całkowicie szczerze ciekawy odpowiedzi, więc zapytał. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że ktokolwiek mógłby bać się Seijuna, tego samego, który giął się jak plastelina pod naporem wzroku właściciela. Myślał, że miał coś do gadania, że mógł czuć się lepszy od reszty dziwek tylko dlatego, że miał kontrakt z Blackiem? Wilcze ślepia zmrużyły się nieznacznie, błyszcząc w półmroku łazienki od wzbudzonego zaintrygowania. Zrobiło się jakoś ciemniej, pomieszczenie pochłaniała coraz większa ciemność choć z początku ciężko było odnaleźć powód — ten krył się skrupulatnie w leniwie przesłaniających niebo chmurach. Gęste, czarne i ciężkie od nagromadzonego deszczu groziły widmem burzy. — Znajdą odwagę, nie martw się. Nie bez powodu ich wybrałem.
Ciężko było powiedzieć co w tamtym momencie jarzyło się intensywniej — błysk przecinający niebo za wielkim oknem, końcówka trzymanego w ustach papierosa czy błękit drapieżnych oczu.
Już nie patrzył na chłopaka, gdy ten się prostował. Znalazł sobie zajęcie w oglądaniu pokrywających grzbiet dłoni tatuaży, gdzieś po drodze zastanawiając się, czy przeplecenie czarnych linii śladami koloru nie byłoby całkiem niezłym pomysłem. Przez to nie dostrzegł więc uformowanego na wargach blondyna uśmiechu, nie było zresztą takiej potrzeby. W końcu to nic ważnego.
Spojrzał ku niemu dopiero gdy ten znów zabrał głos. Przyglądał mu się chwilę, już bez cienia trujących emocji w ślepiach, jakoby się nad czymś zastanawiając. Kilka sekund przeminęło a wraz z nimi ucichł również syk gaszonego w popielniczce papierosa. Black oderwał nareszcie plecy od szafki i wstał z miejsca, choć nie na długo; po chwyceniu w uścisk smukłych palców butelki z szamponem sam przysiadł na skraju wanny, na tyle wygodnie by nie łamać kręgosłupa podczas najprostszych czynności. Łapiąc za słuchawkę od prysznica zastanawiał się jak niewiele by wystarczyło, żeby ta chorągiewka w skórze człowieka siedzącego obecnie w wannie straciła oddech pod gorącą wodą. Wolna dłoń medium wspięła się leniwie po plech Seijuna, dając sobie odpowiednio dużo czasu by zostawić marne wspomnienie dotyku na każdej mijanej kostce kręgosłupa. Opuszki zatrzymała dopiero granica karku o którą oparły się pewnie choć nienatarczywie. Wystarczył jeden uścisk i krótkie pchnięcie, oboje doskonale to wiedzieli. Ot krótka lekcja by nie myślał, że już zawsze będzie mógł mielić tym ozorem z taką pewnością. Nacisk rzeczywiście nastąpił i to w chwili, gdy intuicja podpowiadała, że już było bezpiecznie. Nie było. Nigdy. Sullivan nie umoczył mu jednak łba pod taflą wody. Zamiast tego zasugerował bezsłownie, by yurei pochylił głowę, w tym samym czasie zabierając się za traktowanie jasnych kosmyków przyjemnie ciepłą wodą.
— Że nie masz pojęcia kim jestem — odparł ze spokojem, przyglądając się jak stróżki wody spływają po ramionach i plecach chłopaka, jak bujne blond kosmyki opadaj pod naporem ciężkich kropel. — Że nigdy nie spotkałeś mnie osobiście i kontaktujesz się ze mną przy pomocy pośrednika. Sam sobie go możesz wymyślić, reszta też obrała taką strategię. Nie wątpię, że wielu odpuści, ludzie lubią łatwe rozwiązania. Interesują mnie tylko ci, którzy sami utorują sobie do mnie drogę.
Odłożył słuchawkę na bok. Na dłoni rozlał się półprzeźroczysty płyn ale jego woń w niczym nie przypominała tej bijącej od samego Blacka, musiał więc mieć przygotowane coś innego dla gości. Palce wczepiły się z wyczuciem w jasną czuprynę, sprawnymi i zaskakująco łagodnymi ruchami traktując każde z pasm oraz skórę głowy.
— O co pytają?
@Seijun Nen
— Może odjąłbyś sobie spotkanie lub dwa.
Normalnie, być może, przyjąłby te słowa ze spokojem, może nawet by się zaśmiał. Tym razem nie odezwał się od razu, choć wypowiadający słowa chłopak mógł zdecydowanie wyczuć, jak omiatające go spojrzenie zaostrza się niespodziewanie. I choć usta pozostały zwarte ze sobą, to drapieżny wzrok nie pozostawiał żadnych wątpliwości — ostrożnie — mówił zlodowaciały błękit, wciąż jeszcze na tyle wyrozumiały by posłużyć dobrą, przyjacielską radą. Łeb go bolał, pękał od środka, zaś skronie pulsowały nieprzerwanie od kiedy słońce zawitało rankiem nad horyzontem. Mówił już o tym, wspomniał wyrozumiale, we wzmiankę o migrenie subtelne wplatając kolejny przekaz.
Don't fuck with me.
Płuca wypełniły się kolejną dawką nikotyny; większą, głębszą, bardziej zabójczą. Przetrzymał dym w płucach znacznie dłużej, jakby od skondensowania za tkankami miał nabrać śmiertelnych właściwości i wypuszczony z ust położyć na ziemię całe nacje. W końcu rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, niby serdecznym, z pozoru pokrzepiającym.
— Nie ma takiej potrzeby — odparł łagodnie acz stanowczo. Przyjazny choć naznaczony ostateczną barw ton nie rodził nadziei na jakiekolwiek negocjacje. Postanowił, że będzie dziś miły, że rzuci dzieciakowi przysłowiową marchewkę. I mimo iż dyndała na sznurku niezaprzeczalnie, to trzymany w drugiej dłoni kij palił skórę do żywego mięśnia, błagając i wrzeszcząc o użycie. Gówniarz pozwalał sobie dziś na zbyt wiele, wpoił sobie jakąś głupią myśl która zakładała, że bycie ulubioną zabawką pozwalało mu na więcej niż innym dziwkom. Black nie dał się jednak wyprowadzić z równowagi nawet mimo pękającej z bólu czaszki. Nie nadawałby się do tego co robił na co dzień gdyby tak łatwo pozwalał emocjom na poruszanie mięśniami. Gra którą rozgrywał na planszy tego miasta zakładała coś innego. — Sam załatwiam swoje sprawy i nie przewiduję w tym temacie żadnych zmian. Nie musisz trudzić swojej ślicznej główki — twoim zadaniem jest rozkładanie nóg na komendę, nie papierów na blacie, pomyślał z przekąsem, choć nie podzielił się niczym na głos. Nie lubił gdy wpierdalano mu się w biznes, sam najlepiej wiedział jak go prowadzić i nie potrzebował niczyjej pomocy, co, zresztą, zdążył już zapewne udowodnić zachodząc tak daleko bez żadnego wsparcia. Pojawił się w Japonii nagle i niespodziewanie, równie szybko wspinając się po szczeblach szemranej kariery.
Zaraz przytknął dłoń do twarzy, rozmasowując grzbiet nosa w zmęczeniu.
— Jest jeszcze temat nowego personelu...
— Ta? Jaki?
Przywołał w pamięci twarze wspomnianych pracowników; drobna brunetka, znacznie niższa od Nena o porcelanowej twarzy lalki i ślicznych oczach w kolorze dziennego nieba, wciąż jeszcze pełnych nadziei i patrzących na Blacka jak na Boga w ludzkiej skórze. Podobał mu się jej charakter, wpadła mu w oko t swoją niezachwianą lojalnością i absolutnym pogodzeniem z nową rzeczywistością. Doskonale wiedziała dlaczego do niej przyszedł i dlaczego tak bardzo nadawała się do przedstawionej roli. Wiązał z nią wielkie plany, ona zaś wiedziała, że nie będzie stwarzał jej żądnych problemów jeśli tylko zaszczeka gdy padnie komenda. Lubił ją, miała poniekąd zepsuty charakter i chyba właśnie tym go ujęła — nie pierdoliła się w tańcu. Oprócz niej był młody chłopak o barwionych na niebiesko włosach, tatuażach i egzotycznej aurze; przyciągał nią ludzi nawet mimo faktu, że wobec wszystkich coplayerów Japonii i jej dziwactw wcale tak nie odstawał. Miał jednak cięty język i dużo niespożytkowanej energii, nie wspominając już o dziwactwach, które nakręcały go do działania. Było ich więcej, każdy unikatowy, choć nie wszyscy pogodzeni z nowym życiem, niektórzy wciąż jeszcze przerażeni lub zestresowani. Black nie marnował jednak czasu nad rozważanie czy się nadadzą, bo wiedział, że tak będzie; pionki w swojej grze dobierał bardzo skrupulatnie.
Zaśmiał się nagle. Parsknął zwyczajnie śmiechem, niemożliwie rozbawiony zasłyszanymi słowami.
— Ty ich przerażasz? — Język przemknął wyraźnym ruchem po odsłoniętym w uśmiechu kle. Czego mają się bać, że zaruchasz ich na śmierć? — Powiedz mi, Nen, co jest w tobie aż tak strasznego, że nowymi rzekomo telepie jak galaretą z przerażenia? — Był całkowicie szczerze ciekawy odpowiedzi, więc zapytał. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że ktokolwiek mógłby bać się Seijuna, tego samego, który giął się jak plastelina pod naporem wzroku właściciela. Myślał, że miał coś do gadania, że mógł czuć się lepszy od reszty dziwek tylko dlatego, że miał kontrakt z Blackiem? Wilcze ślepia zmrużyły się nieznacznie, błyszcząc w półmroku łazienki od wzbudzonego zaintrygowania. Zrobiło się jakoś ciemniej, pomieszczenie pochłaniała coraz większa ciemność choć z początku ciężko było odnaleźć powód — ten krył się skrupulatnie w leniwie przesłaniających niebo chmurach. Gęste, czarne i ciężkie od nagromadzonego deszczu groziły widmem burzy. — Znajdą odwagę, nie martw się. Nie bez powodu ich wybrałem.
Ciężko było powiedzieć co w tamtym momencie jarzyło się intensywniej — błysk przecinający niebo za wielkim oknem, końcówka trzymanego w ustach papierosa czy błękit drapieżnych oczu.
Już nie patrzył na chłopaka, gdy ten się prostował. Znalazł sobie zajęcie w oglądaniu pokrywających grzbiet dłoni tatuaży, gdzieś po drodze zastanawiając się, czy przeplecenie czarnych linii śladami koloru nie byłoby całkiem niezłym pomysłem. Przez to nie dostrzegł więc uformowanego na wargach blondyna uśmiechu, nie było zresztą takiej potrzeby. W końcu to nic ważnego.
Spojrzał ku niemu dopiero gdy ten znów zabrał głos. Przyglądał mu się chwilę, już bez cienia trujących emocji w ślepiach, jakoby się nad czymś zastanawiając. Kilka sekund przeminęło a wraz z nimi ucichł również syk gaszonego w popielniczce papierosa. Black oderwał nareszcie plecy od szafki i wstał z miejsca, choć nie na długo; po chwyceniu w uścisk smukłych palców butelki z szamponem sam przysiadł na skraju wanny, na tyle wygodnie by nie łamać kręgosłupa podczas najprostszych czynności. Łapiąc za słuchawkę od prysznica zastanawiał się jak niewiele by wystarczyło, żeby ta chorągiewka w skórze człowieka siedzącego obecnie w wannie straciła oddech pod gorącą wodą. Wolna dłoń medium wspięła się leniwie po plech Seijuna, dając sobie odpowiednio dużo czasu by zostawić marne wspomnienie dotyku na każdej mijanej kostce kręgosłupa. Opuszki zatrzymała dopiero granica karku o którą oparły się pewnie choć nienatarczywie. Wystarczył jeden uścisk i krótkie pchnięcie, oboje doskonale to wiedzieli. Ot krótka lekcja by nie myślał, że już zawsze będzie mógł mielić tym ozorem z taką pewnością. Nacisk rzeczywiście nastąpił i to w chwili, gdy intuicja podpowiadała, że już było bezpiecznie. Nie było. Nigdy. Sullivan nie umoczył mu jednak łba pod taflą wody. Zamiast tego zasugerował bezsłownie, by yurei pochylił głowę, w tym samym czasie zabierając się za traktowanie jasnych kosmyków przyjemnie ciepłą wodą.
— Że nie masz pojęcia kim jestem — odparł ze spokojem, przyglądając się jak stróżki wody spływają po ramionach i plecach chłopaka, jak bujne blond kosmyki opadaj pod naporem ciężkich kropel. — Że nigdy nie spotkałeś mnie osobiście i kontaktujesz się ze mną przy pomocy pośrednika. Sam sobie go możesz wymyślić, reszta też obrała taką strategię. Nie wątpię, że wielu odpuści, ludzie lubią łatwe rozwiązania. Interesują mnie tylko ci, którzy sami utorują sobie do mnie drogę.
Odłożył słuchawkę na bok. Na dłoni rozlał się półprzeźroczysty płyn ale jego woń w niczym nie przypominała tej bijącej od samego Blacka, musiał więc mieć przygotowane coś innego dla gości. Palce wczepiły się z wyczuciem w jasną czuprynę, sprawnymi i zaskakująco łagodnymi ruchami traktując każde z pasm oraz skórę głowy.
— O co pytają?
@Seijun Nen
Seijun Nen and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Nie ma takiej potrzeby.
Utrzymywał nieodgadnioną, raczej potulną mimikę, ale w duszy przewrócił oczami; bo Black jawił mu się jak dzieciak, który nie rozumie, że samemu nie dotrze na szczyt. To, co obecnie posiadał, było chwiejne. Wystarczyło tylko tyle, by napotkał więcej niż jednego wroga. Nie byłby w stanie bronić swoich pleców, a nie mając sprzymierzeńców, prędzej czy później do tego doprowadzi. Szło zrozumieć jednak jego postawę, jakkolwiek denerwująca nie była. Musiał udawać, że ze wszystkim sobie radzi, bo co innego mu pozostało? Nie utrzymałby resztek autorytetu, o ile już go nie tracił, płat po płacie, jak zaschła farba. Seijun zastanawiał się, czasami, gdy miał już szczerze dość, czy ten ochłap dobroci, który otrzymał na samym starcie, miał nasycić jego głód na wieczność. A jeżeli tak nie było, to co tu jeszcze robił? W ciągu ostatnich miesięcy rozkładał nogi przed najwyższymi rangą zwyrodnialcami. Niektórym się naprawdę spodobał, więc może pod ich sztandarem byłby lepiej traktowany?
- Ty ich przerażasz?
- Ty - odparł od razu, ale nie robił sobie zbyt wiele z dalszego ciągnięcia tematu. Wydawało mu się, że wyraził się jasno - powiedział przecież, że przerażałby ich mniej. Nie sądził jednak, aby Black potrafił to teraz przyswoić. Słysząc, co chce usłyszeć, traktował to zapewne jako jedyną prawdę, a Seijun nie miał zamiaru podważać tych wyobrażeń. Jakiekolwiek by nie były, Sullivan wciąż miał nad nim władzę fizyczną. Jednym ruchem mógł posłać go w diabły i wielokrotnie to pokazywał. Ciężką ręką nie zdobędzie jednak lojalności; głodne psy gryzą i żołądek Nena również się zacisnął, gdy tylko pomyślał o kolejnym potencjalnym razie. Black był dziś w miarę spokojny i niemal sympatyczny, ale właśnie to sprawiało, że czujność jedynie rosła.
Zwłaszcza, że Sullivan szybko zmienił cały ich układ. Podniósł się z brzegu akrylowej wanny, przeniósł kawałek dalej, za plecy. Uniemożliwił tym samym stałą obserwację, a obracanie się oznaczałoby przestrach. Lęk i tak wdarł się w podświadomość, bo naprężył wątłe mięśnie, wyprostował nieco ramiona i uniósł głowę, odrywając policzek od dłoni, na której wcześniej był wsparty. Nen musiał ostatnim strzępem silnej woli zmusić się do tego, by nie sprawdzić, co zamierzano mu zrobić. Filigranowa dłoń bardzo niespiesznie zsunęła się do wody, oparła koniuszkami smukłych palców o kostkę. Chciał nadzorować, co może się wydarzyć, a zamiast tego oglądał sam siebie - co było zdecydowanie bezsensowne, bo pamiętał każdy detal nowych obrażeń. Pulsowały gorącem w rytm galopującego serca - i za to także się nie znosił. Ilekroć otrzymywał odrobinę niebolesnego dotyku, wcześniejszy gniew, którego żar przekuwał w broń, zaczynał nieoczekiwanie topnieć, deformować się i wreszcie tracić na znaczeniu.
Nie poddawaj się temu - wbijał do łba, ale ręka na szyi aktywowała jakiś dziwny hałas w skroni; biały szum, który zakłócał wszystkie racjonalne myśli. Ledwo słyszał słowa ze świata rzeczywistego, choć próbował nakierować koncentrację na wychwytywanie ich i zakodowanie. Zawsze go słuchał; zawsze z taką samą uwagą i oddaniem, wracając do punktu wyjścia. Aż do poznania tego mężczyzny nie sądził, by pranie mózgu było możliwe, ale stał się tego żywym przykładem.
Opuścił czoło, czując jak ciepła woda wsiąka w już raz dziś myte włosy. Nie rozumiał zabiegu; przecież nie przyszedł tutaj brudny, bo znał zbyt dobrze pewne normy, którym podlegał od początku ich znajomości. Z tego względu prysznic był obowiązkowym punktem przed każdym spotkaniem - odhaczał go bez względu na posiadane siły. Ale może Black nie wierzył w jego skrupulatność?
Skoro potrafił zadać pytanie, na które już padła odpowiedź.
- Dopiero powiedziałem - wymamrotał, czując na wargach ściekające z twarzy krople. Nie wiedział, czy może się już poruszyć, więc ostatecznie pozostał z lekko przygarbioną postawą, z głową opuszczoną, z karkiem czekającym na ścięcie. Przez cały czas wpatrywał się uparcie w zniekształcone ruchomą taflą dłonie, ale teraz zamknął mocno powieki i poddał naciskowi cudzych palców. Zapach obcego szamponu naprzemiennie go uspokajał i na nowo nakazywał ostrożność.
Może lepiej w ogóle się nie odzywać?
Utrzymywał nieodgadnioną, raczej potulną mimikę, ale w duszy przewrócił oczami; bo Black jawił mu się jak dzieciak, który nie rozumie, że samemu nie dotrze na szczyt. To, co obecnie posiadał, było chwiejne. Wystarczyło tylko tyle, by napotkał więcej niż jednego wroga. Nie byłby w stanie bronić swoich pleców, a nie mając sprzymierzeńców, prędzej czy później do tego doprowadzi. Szło zrozumieć jednak jego postawę, jakkolwiek denerwująca nie była. Musiał udawać, że ze wszystkim sobie radzi, bo co innego mu pozostało? Nie utrzymałby resztek autorytetu, o ile już go nie tracił, płat po płacie, jak zaschła farba. Seijun zastanawiał się, czasami, gdy miał już szczerze dość, czy ten ochłap dobroci, który otrzymał na samym starcie, miał nasycić jego głód na wieczność. A jeżeli tak nie było, to co tu jeszcze robił? W ciągu ostatnich miesięcy rozkładał nogi przed najwyższymi rangą zwyrodnialcami. Niektórym się naprawdę spodobał, więc może pod ich sztandarem byłby lepiej traktowany?
- Ty ich przerażasz?
- Ty - odparł od razu, ale nie robił sobie zbyt wiele z dalszego ciągnięcia tematu. Wydawało mu się, że wyraził się jasno - powiedział przecież, że przerażałby ich mniej. Nie sądził jednak, aby Black potrafił to teraz przyswoić. Słysząc, co chce usłyszeć, traktował to zapewne jako jedyną prawdę, a Seijun nie miał zamiaru podważać tych wyobrażeń. Jakiekolwiek by nie były, Sullivan wciąż miał nad nim władzę fizyczną. Jednym ruchem mógł posłać go w diabły i wielokrotnie to pokazywał. Ciężką ręką nie zdobędzie jednak lojalności; głodne psy gryzą i żołądek Nena również się zacisnął, gdy tylko pomyślał o kolejnym potencjalnym razie. Black był dziś w miarę spokojny i niemal sympatyczny, ale właśnie to sprawiało, że czujność jedynie rosła.
Zwłaszcza, że Sullivan szybko zmienił cały ich układ. Podniósł się z brzegu akrylowej wanny, przeniósł kawałek dalej, za plecy. Uniemożliwił tym samym stałą obserwację, a obracanie się oznaczałoby przestrach. Lęk i tak wdarł się w podświadomość, bo naprężył wątłe mięśnie, wyprostował nieco ramiona i uniósł głowę, odrywając policzek od dłoni, na której wcześniej był wsparty. Nen musiał ostatnim strzępem silnej woli zmusić się do tego, by nie sprawdzić, co zamierzano mu zrobić. Filigranowa dłoń bardzo niespiesznie zsunęła się do wody, oparła koniuszkami smukłych palców o kostkę. Chciał nadzorować, co może się wydarzyć, a zamiast tego oglądał sam siebie - co było zdecydowanie bezsensowne, bo pamiętał każdy detal nowych obrażeń. Pulsowały gorącem w rytm galopującego serca - i za to także się nie znosił. Ilekroć otrzymywał odrobinę niebolesnego dotyku, wcześniejszy gniew, którego żar przekuwał w broń, zaczynał nieoczekiwanie topnieć, deformować się i wreszcie tracić na znaczeniu.
Nie poddawaj się temu - wbijał do łba, ale ręka na szyi aktywowała jakiś dziwny hałas w skroni; biały szum, który zakłócał wszystkie racjonalne myśli. Ledwo słyszał słowa ze świata rzeczywistego, choć próbował nakierować koncentrację na wychwytywanie ich i zakodowanie. Zawsze go słuchał; zawsze z taką samą uwagą i oddaniem, wracając do punktu wyjścia. Aż do poznania tego mężczyzny nie sądził, by pranie mózgu było możliwe, ale stał się tego żywym przykładem.
Opuścił czoło, czując jak ciepła woda wsiąka w już raz dziś myte włosy. Nie rozumiał zabiegu; przecież nie przyszedł tutaj brudny, bo znał zbyt dobrze pewne normy, którym podlegał od początku ich znajomości. Z tego względu prysznic był obowiązkowym punktem przed każdym spotkaniem - odhaczał go bez względu na posiadane siły. Ale może Black nie wierzył w jego skrupulatność?
Skoro potrafił zadać pytanie, na które już padła odpowiedź.
- Dopiero powiedziałem - wymamrotał, czując na wargach ściekające z twarzy krople. Nie wiedział, czy może się już poruszyć, więc ostatecznie pozostał z lekko przygarbioną postawą, z głową opuszczoną, z karkiem czekającym na ścięcie. Przez cały czas wpatrywał się uparcie w zniekształcone ruchomą taflą dłonie, ale teraz zamknął mocno powieki i poddał naciskowi cudzych palców. Zapach obcego szamponu naprzemiennie go uspokajał i na nowo nakazywał ostrożność.
Może lepiej w ogóle się nie odzywać?
Seiwa-Genji Enma, Mistrz Gry, Sullivan Black and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Zmrużył znacznie ślepia, dostrzegając że myśli za tymi lazurowymi oczyma kołatały się równie nieopanowanie co chorągiew targana na wietrze. Nen lawirował dziś między emocjami jak liść podczas wichury, zaliczając przy tym każdą możliwą gammę. Przemknął już przez zdesperowane pola złości i wyrzutów, ubrał garnitur pewności oraz flirtu ładując ręce ku właścicielowi, a teraz zapadał się znów w sobie, być może zamierzając potrwać w tym stanie przez kilkanaście minut a być może zastanawiając się w który kierunek uderzyć następnie. Plątanina myśli nie działała na niego dobrze.
Kącik wilczego pyska podwinął się mimowolnie ku górze, gdy spoglądał na skuloną w wannie postać, w sposób w jaki drżała woda poruszana nerwowymi gestami. Szybko powrócił jednak do powagi, jeszcze nim biel wyszczerzonych kłów znalazłaby odbicie w jakiejkolwiek tafli.
— Ty.
Good.
Nie zamierzał kontynuować tematu więc już nie odpowiedział, pozwalając słowom utonąć wraz ze spadającymi z blond kosmków kroplami.
Ciężko było określić o czym mógł myśleć, gdy wprawnymi ruchami rozprowadzał wytworzoną z szamponu pianę po włosach Seijuna. Znów uparcie milczał, a z wytatuowanego pyska zniknęła wszelka naleciałość po wcześniejszym uśmiechu, po czymkolwiek, tak w zasadzie. Nie okazał się również rozmowny przemykając po zgarbionym kręgosłupie chłopaka. Opuszki haczyły o każdą jego kostkę, całkiem jakby Black sprawdzał, czy ten aby na pewno dobrze się odżywia.
Ślepia spochmurniały wyraźnie, gdy za uchylonych drzwi dobiegł ich obojga odgłos nadchodzącego połączenia telefonu pozostawionego w salonie. Medium nie od razu wstał, wpierw zamierając na kilka sekund w bezruchu. Gdy dzwonienie nie ustało, podniósł się w końcu z miejsca. — Zaraz wracam — poinformował, nareszcie wkraczając w pole widzenia Nena. Ten mógł dostrzec przyjazny uśmiech przyklejony do pyska Blacka i chwilę później poczuć jak dłoń mierzwi mu mokre kosmyki.
— Jakie nowe wieści? — Pytanie było pierwszym jakie zapadło po odebraniu połączenia. Echo wielkiego mieszkania niosło słowa Blacka nawet do pozostawionej w tyle łazienki. Później medium musiał pójść gdzieś dalej, bo rozmowa stała się bardziej przytłumiona i znacznie mniej zrozumiała.
| Tekst dodatkowo podkreślony kursywą jest wypowiadany w języku angielskim @Seijun Nen
Kącik wilczego pyska podwinął się mimowolnie ku górze, gdy spoglądał na skuloną w wannie postać, w sposób w jaki drżała woda poruszana nerwowymi gestami. Szybko powrócił jednak do powagi, jeszcze nim biel wyszczerzonych kłów znalazłaby odbicie w jakiejkolwiek tafli.
— Ty.
Good.
Nie zamierzał kontynuować tematu więc już nie odpowiedział, pozwalając słowom utonąć wraz ze spadającymi z blond kosmków kroplami.
Ciężko było określić o czym mógł myśleć, gdy wprawnymi ruchami rozprowadzał wytworzoną z szamponu pianę po włosach Seijuna. Znów uparcie milczał, a z wytatuowanego pyska zniknęła wszelka naleciałość po wcześniejszym uśmiechu, po czymkolwiek, tak w zasadzie. Nie okazał się również rozmowny przemykając po zgarbionym kręgosłupie chłopaka. Opuszki haczyły o każdą jego kostkę, całkiem jakby Black sprawdzał, czy ten aby na pewno dobrze się odżywia.
Ślepia spochmurniały wyraźnie, gdy za uchylonych drzwi dobiegł ich obojga odgłos nadchodzącego połączenia telefonu pozostawionego w salonie. Medium nie od razu wstał, wpierw zamierając na kilka sekund w bezruchu. Gdy dzwonienie nie ustało, podniósł się w końcu z miejsca. — Zaraz wracam — poinformował, nareszcie wkraczając w pole widzenia Nena. Ten mógł dostrzec przyjazny uśmiech przyklejony do pyska Blacka i chwilę później poczuć jak dłoń mierzwi mu mokre kosmyki.
— Jakie nowe wieści? — Pytanie było pierwszym jakie zapadło po odebraniu połączenia. Echo wielkiego mieszkania niosło słowa Blacka nawet do pozostawionej w tyle łazienki. Później medium musiał pójść gdzieś dalej, bo rozmowa stała się bardziej przytłumiona i znacznie mniej zrozumiała.
| Tekst dodatkowo podkreślony kursywą jest wypowiadany w języku angielskim @Seijun Nen
Seijun Nen and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Powinien nawrzucać sobie, że znów tak łatwo uległ. Robił to dziesiątki razy, kiedy wreszcie zamykały się drzwi i zostawał w wynajętym pokoju sam. Trzask odcinał dźwięki z zewnątrz i światło; pomieszczenie tonęło w głębinach czerni, docierało do niego tylko postukiwanie rozszalałego serca i płytki oddech. Potrafił go wtedy przeklinać długimi godzinami. Odgrażać się i obiecywać, że następnym razem pokaże na co go stać; miał nieoczekiwanie potężny wór możliwości, które był święcie przekonany, że potrafił zastosować na Blacku. Po czym rozgrywała się sytuacja taka jak przed chwilą; gdy rozbierał się przed nim i nie dostrzegał nawet błysku aprobaty w wilczym spojrzeniu. Gdy sunął dłonią po napiętych mięśniach, ale te mięśnie nie reagowały w odpowiedzi. Lądował później w gorącej wodzie, jak grzesznik w piekielnym kotle, i doświadczał mieszaniny przewalających się przez umysł uczuć, których nie pojmował i nie potrafił odpowiednio usadowić.
Jakaś jego część chciała odwrócić się i odepchnąć męskie dłonie; chciała splunąć mu w twarz i warknąć, żeby go więcej nie dotykał. Nie był przedmiotem. Nie był jego zabawką. Tę mantrę zagłuszało jednak alterego. To samo, które zostało znalezione w Nanashi, otrzepane z kurzu, wymyte, odziane w nowe ubrania znanych marek. To, które teraz przechylało głowę w kierunku palców, jak tulący się do śródręcza kot. Walczył z potrzebą, aby się o niego oprzeć, dotknąć policzkiem uda i pogrążyć w półśnie. Zmęczenie dzisiejszymi zleceniami dawało się we znaki nie tylko w formie obolałych tkanek, nadwyrężonych ścięgien i pulsujących uporczywie siniaków. Chodziło o wyczerpanie samym systemem. Codzienną harówką, codziennym lękiem, opuszczaniem wzroku i podnoszeniem go, ilekroć wreszcie zdobywał się na odwagę. Robił to coraz częściej; coraz bardziej hardo. Przy niektórych klientach zaczynał wręcz rolę, której nigdy by po sobie nie podejrzewał. Stawał się cwaniacki. Pewny siebie. Niemal skrajnie prowokacyjny.
A jednak koniec końców lądował w obcej wannie, przypatrywał się własnym kostkom i czekał na uderzenie, które nie nadchodziło - i to wszystko z jednoczesnym wyobrażaniem sobie, jak mogłoby być, gdyby Black kazał mu się teraz przygotować, a potem zabrał go w miękką pościel, okraszoną znanym zapachem perfum; gdyby zdjął z oczu soczewki mglistej obojętności i dopuścił wiązki zaintrygowania. Naprawdę nie mógł uwielbiać go tak, jak uwielbiał go Nen? Albo nie mógł być odrobinę mniej chłodny, mniej zdystansowany?
Nawet kiedy poddawał go gestom - jak teraz, gdy przemknął dotykiem po mokrych kosmykach - dreszcz na ciele Seijuna sygnalizował jemu samemu, że to nie w porządku. Że to jest coś przyjemnego i potwornego jednocześnie. Jakby głaskano go nożem. Jakby podstawiano igłę pod szyję, w tym samym momencie po niej całując. Nigdy nie potrafił rozgryźć myśli jakie krążyły w czaszce Blacka. Dlaczego go wybrał? Dlaczego wciąż go tu trzymał? Czy naprawdę przynosił mu tak wielkie zyski? Czy serio trzeba było stosować kary, straszyć i urządzać pokaz siły?
Minęło zdecydowanie zbyt wiele czasu, nim Nen rozprostował sylwetkę. Obejrzał się wtedy w kierunku drzwi, za którymi gdzieś w tle majaczył ciemnowłosy. Nawet nie musiał tak bardzo się oddalać; obcy język brzmiał jak bełkot, nic Seijunowi nie mówił, więc nawet gdyby chciał, nie dosłyszałby żadnych istotnych informacji.
To zresztą nie musiało być nic ważnego.
Podniósł się powoli, nie chcąc wywoływać niepotrzebnego hałasu. Mokre krople ściekały z cichym pluskiem, wykrzywiając mu na moment usta, gdy wystawiał nogę na dywanik. Porwanie pierwszego lepszego ręcznika to kwestia odruchu; wpierw osuszył twarz, później niezbyt imponującą pierś. W zaparowanym lustrze dostrzegał jedynie plamy bez konturów, ale tyle wystarczyło, aby przypomnieć sobie, że powinien jeść więcej. I zacząć ćwiczyć.
Byli ludzie, którzy woleli sylwetki jego obecnego kroju, ale Black z pewnością do nich nie należał. Nie raczył go nawet przypadkowym spojrzeniem, a jeżeli już, robił to od niechcenia. Na samą myśl w gardle coś się ścisnęło i aby zająć głowę, przewiązał się w pasie ręcznikiem. Wypadałoby pozbierać porozrzucane dookoła ubrania i wreszcie je na siebie założyć; kiedy się jednak pochylał, rwący ból między udami przypomniał o tym, dlaczego powinien nie znosić Blacka.
Złapał za materiał koszulki; podarowanej. Sprezentowanej.
"Będzie na tobie dobrze leżała."
Dlaczego nienawidzenie go było tak cholernie trudne?
Jakaś jego część chciała odwrócić się i odepchnąć męskie dłonie; chciała splunąć mu w twarz i warknąć, żeby go więcej nie dotykał. Nie był przedmiotem. Nie był jego zabawką. Tę mantrę zagłuszało jednak alterego. To samo, które zostało znalezione w Nanashi, otrzepane z kurzu, wymyte, odziane w nowe ubrania znanych marek. To, które teraz przechylało głowę w kierunku palców, jak tulący się do śródręcza kot. Walczył z potrzebą, aby się o niego oprzeć, dotknąć policzkiem uda i pogrążyć w półśnie. Zmęczenie dzisiejszymi zleceniami dawało się we znaki nie tylko w formie obolałych tkanek, nadwyrężonych ścięgien i pulsujących uporczywie siniaków. Chodziło o wyczerpanie samym systemem. Codzienną harówką, codziennym lękiem, opuszczaniem wzroku i podnoszeniem go, ilekroć wreszcie zdobywał się na odwagę. Robił to coraz częściej; coraz bardziej hardo. Przy niektórych klientach zaczynał wręcz rolę, której nigdy by po sobie nie podejrzewał. Stawał się cwaniacki. Pewny siebie. Niemal skrajnie prowokacyjny.
A jednak koniec końców lądował w obcej wannie, przypatrywał się własnym kostkom i czekał na uderzenie, które nie nadchodziło - i to wszystko z jednoczesnym wyobrażaniem sobie, jak mogłoby być, gdyby Black kazał mu się teraz przygotować, a potem zabrał go w miękką pościel, okraszoną znanym zapachem perfum; gdyby zdjął z oczu soczewki mglistej obojętności i dopuścił wiązki zaintrygowania. Naprawdę nie mógł uwielbiać go tak, jak uwielbiał go Nen? Albo nie mógł być odrobinę mniej chłodny, mniej zdystansowany?
Nawet kiedy poddawał go gestom - jak teraz, gdy przemknął dotykiem po mokrych kosmykach - dreszcz na ciele Seijuna sygnalizował jemu samemu, że to nie w porządku. Że to jest coś przyjemnego i potwornego jednocześnie. Jakby głaskano go nożem. Jakby podstawiano igłę pod szyję, w tym samym momencie po niej całując. Nigdy nie potrafił rozgryźć myśli jakie krążyły w czaszce Blacka. Dlaczego go wybrał? Dlaczego wciąż go tu trzymał? Czy naprawdę przynosił mu tak wielkie zyski? Czy serio trzeba było stosować kary, straszyć i urządzać pokaz siły?
Minęło zdecydowanie zbyt wiele czasu, nim Nen rozprostował sylwetkę. Obejrzał się wtedy w kierunku drzwi, za którymi gdzieś w tle majaczył ciemnowłosy. Nawet nie musiał tak bardzo się oddalać; obcy język brzmiał jak bełkot, nic Seijunowi nie mówił, więc nawet gdyby chciał, nie dosłyszałby żadnych istotnych informacji.
To zresztą nie musiało być nic ważnego.
Podniósł się powoli, nie chcąc wywoływać niepotrzebnego hałasu. Mokre krople ściekały z cichym pluskiem, wykrzywiając mu na moment usta, gdy wystawiał nogę na dywanik. Porwanie pierwszego lepszego ręcznika to kwestia odruchu; wpierw osuszył twarz, później niezbyt imponującą pierś. W zaparowanym lustrze dostrzegał jedynie plamy bez konturów, ale tyle wystarczyło, aby przypomnieć sobie, że powinien jeść więcej. I zacząć ćwiczyć.
Byli ludzie, którzy woleli sylwetki jego obecnego kroju, ale Black z pewnością do nich nie należał. Nie raczył go nawet przypadkowym spojrzeniem, a jeżeli już, robił to od niechcenia. Na samą myśl w gardle coś się ścisnęło i aby zająć głowę, przewiązał się w pasie ręcznikiem. Wypadałoby pozbierać porozrzucane dookoła ubrania i wreszcie je na siebie założyć; kiedy się jednak pochylał, rwący ból między udami przypomniał o tym, dlaczego powinien nie znosić Blacka.
Złapał za materiał koszulki; podarowanej. Sprezentowanej.
"Będzie na tobie dobrze leżała."
Dlaczego nienawidzenie go było tak cholernie trudne?
Seiwa-Genji Enma and Ye Lian szaleją za tym postem.
Opadł miękko na kanapę, słuchając brzmienia słów padających w telefonie. Tył głowy oparł się na ozdobnej poduszce, a wzrok wlepił w niemal lustrzaną powierzchnię ciemnego sufitu; widział w nim swoje odbicie, szczególnie neon lodowych oczu, które z każdą kolejną padającą frazą jaśniały coraz bardziej — przez tęczówki przechodziło coraz więcej niebieskich odcieni im dłużej słuchał wszystkich prezentowanych przez telefon informacji. Ozdobiony pojedynczym kolczykiem język przemknął w pewnym momencie po dolnej wardze, bo wartość coraz to kolejnych zdań była tak absurdalnie przepyszna, że ciężko było się nie oblizać. Kącik ust samoistnie uniósł się ku górze, gdy Black odpalał kolejnego papierosa. Wiedział doskonale, że kolejna dawka nikotyny jedynie spotęguje pulsującą w skroniach migrenę, ale to już nie było ważne.
Podniósł się chwilę później, ramieniem wciąż przyciskając urządzenie do ucha. Sam niewiele mówił, jedynie co jakiś czas udzielając szczątkowej odpowiedzi, wciąż w obcym języku. Zapamiętywał jednak wszystko, skrupulatnie notując każdą linijkę tekstu na kartach pamięci. W tym samym czasie równie sprawnie pracowały dłonie, gdy wpierw odpalał wielką plazmę telewizora z jakimś nieistotnym serialem w tle — treść nie miała tak naprawdę żadnego znaczenia, chodziło tylko i wyłącznie o zabicie ciszy panującej w apartamencie; ona również działała mu już na nerwy, czuł jak wręcz fizycznie wbijała kolejne szpile bólu w każde miejsce na czaszce.
Kroki skierował do przestronnej szafy — drzwi rozjechały się na boki, gdy naparł na nie palcami, przez moment studiując niezbyt kolorowe elementy odzieży. Wszystkie ubrania leżały schludnie poskładane, dodatkowo posortowane według potrzeb — czy to na biznesowe spotkanie, czy pracę w terenie, zwykłe casualowe wyjście bądź też spokojny dzień w domowym zaciszu. To właśnie do tej ostatniej sterty sięgnął, wyłuskując spomiędzy warstw prostą bluzę z subtelnym, gwiezdnym nadrukiem. Uznał, że będzie mu pasować.
Bezgłośne echo kroków zaprowadziło go z powrotem ku łazience. Z wciąż tkwiącym między ustami papierosem uchylił drzwi, odsłaniając przed wilczymi ślepiami obraz zbłąkanego jagnięcia oczekującego swojej kolejki na rzeź. Widać było, że oczy miał wybitnie zadowolone, gdy obejmował nagą sylwetkę wzrokiem. Wyciągnął ku Seijunowi dłoń, a gdy ten postanowił za nią złapać, obrócił jego ciałem jak w subtelnym tańcu w takt akurat muzyki brzmiącej z w telewizorze. Nic mu nie wyjaśnił, wciąż był przecież zajęty prowadzeniem rozmowy — przytulany do policzka telefon mimo iż wygasły, wciąż niewątpliwie pracował, wszak wydobywał się z niego przytłumiony odgłos rozmówcy. Black rozwinął materiał przełożonej przez ramię bluzy i wetknął mokry od branej kąpieli łeb Nena przez otwór, pomagając mu otulić pierś miękkim materiałem ubrania. Gdzieś w trakcie puścił mu nawet oczko, aż nazbyt najwyraźniej zadowolony z czegoś, czym — oczywiście — nie zamierzał dzielić się na głos w detalach.
@Seijun Nen
Podniósł się chwilę później, ramieniem wciąż przyciskając urządzenie do ucha. Sam niewiele mówił, jedynie co jakiś czas udzielając szczątkowej odpowiedzi, wciąż w obcym języku. Zapamiętywał jednak wszystko, skrupulatnie notując każdą linijkę tekstu na kartach pamięci. W tym samym czasie równie sprawnie pracowały dłonie, gdy wpierw odpalał wielką plazmę telewizora z jakimś nieistotnym serialem w tle — treść nie miała tak naprawdę żadnego znaczenia, chodziło tylko i wyłącznie o zabicie ciszy panującej w apartamencie; ona również działała mu już na nerwy, czuł jak wręcz fizycznie wbijała kolejne szpile bólu w każde miejsce na czaszce.
Kroki skierował do przestronnej szafy — drzwi rozjechały się na boki, gdy naparł na nie palcami, przez moment studiując niezbyt kolorowe elementy odzieży. Wszystkie ubrania leżały schludnie poskładane, dodatkowo posortowane według potrzeb — czy to na biznesowe spotkanie, czy pracę w terenie, zwykłe casualowe wyjście bądź też spokojny dzień w domowym zaciszu. To właśnie do tej ostatniej sterty sięgnął, wyłuskując spomiędzy warstw prostą bluzę z subtelnym, gwiezdnym nadrukiem. Uznał, że będzie mu pasować.
Bezgłośne echo kroków zaprowadziło go z powrotem ku łazience. Z wciąż tkwiącym między ustami papierosem uchylił drzwi, odsłaniając przed wilczymi ślepiami obraz zbłąkanego jagnięcia oczekującego swojej kolejki na rzeź. Widać było, że oczy miał wybitnie zadowolone, gdy obejmował nagą sylwetkę wzrokiem. Wyciągnął ku Seijunowi dłoń, a gdy ten postanowił za nią złapać, obrócił jego ciałem jak w subtelnym tańcu w takt akurat muzyki brzmiącej z w telewizorze. Nic mu nie wyjaśnił, wciąż był przecież zajęty prowadzeniem rozmowy — przytulany do policzka telefon mimo iż wygasły, wciąż niewątpliwie pracował, wszak wydobywał się z niego przytłumiony odgłos rozmówcy. Black rozwinął materiał przełożonej przez ramię bluzy i wetknął mokry od branej kąpieli łeb Nena przez otwór, pomagając mu otulić pierś miękkim materiałem ubrania. Gdzieś w trakcie puścił mu nawet oczko, aż nazbyt najwyraźniej zadowolony z czegoś, czym — oczywiście — nie zamierzał dzielić się na głos w detalach.
@Seijun Nen
Seiwa-Genji Enma and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Nie wiedział ile tak stał z cieknącymi po ciele kroplami, z mokrym chaosem włosów klejących się do skroni i karku i z tą nieszczęsną koszulką gniecioną w palcach, jakby miał ochotę rozszarpać ją na strzępy, ale z jakiegoś powodu nie mógł. Bo nie mógł. Nie tylko dlatego, że była prezentem, z którego długo pewnie by się nie wypłacił. Nie chodziło też o jej ogólny krój czy barwę. Po prawdzie wcale nie potrafił określić czy coś mu się podoba, czy niekoniecznie. Większość przedmiotów oceniał po tym, ile kosztowały. Jeżeli były drogie, były też w jego guście. Dobory kolorystyczne, materiałowe i w postaci akcesoriów dalej mogły przysporzyć mu sporo kłopotów, dlatego nierzadko posiłkował się estetycznym zmysłem koleżanek po fachu. Większość wiedziała co idzie z czym, znała się na szybko przemijających trendach, które należy łapać jak płatek śniegu, licząc na to, że dobiegnie się z nim do widzów, nim stopnieje na ciepłej skórze dłoni. Dzięki drobnym sztuczkom i szeptom udawało mu się utrzymać pozorny poziom. Niektóre zestawy stały się zresztą pewną niepisaną normą - na nich bazował, zmieniając ewentualnie drobne detale dla odświeżenia kreacji. Ale z tą koszulką wiązało się przeświadczenie, że gdyby ją zniszczył, wypowiedziałby wojnę. Naraził się, jawnie buntując, a jak miałby się obronić, gdyby przypuszczono atak? Nie był gotów na to, aby pogodzić się z plątaniną naiwnych, niskolotnych uczuć, którymi darzył Blacka, które wprawdzie słabły, kiedy znów posyłał go do schlanych mętów o wątpliwej legalności pracowniczej, ale które chwilę później rozbłyskiwały tak jarząco jasno, że oślepiały wszystkie poprzednie mroki.
Drgnął nieznacznie, kiedy w tle usłyszał zbliżające kroki. Dopiero wtedy zorientował się, że poza mamrotem w obcym języku, do dźwięków dołączyły jeszcze przytłumione akompaniamenty telewizora. Obrócił się, opuszczając nieco dłonie, w których wciąż miął materiał ubrania. Widok wyciągniętej ku niemu ręce spowodował natychmiastowe pojawienie się czerwonej lampki. Co tym razem knuł? Czego od niego chciał? Nie wahał się jednak przed wsunięciem palców w śródręcze, miękkimi opuszkami dotykając rozgrzanej skóry. Zawsze, gdy choćby go muskał, wzdłuż nadgarstka, przez przedramię aż do tętnicy w szyi przechodził go aberracyjny impuls.
Okręcany w pół ruchu zdążył upuścić koszulkę - zwinęła się jak śniący wąż tuż obok zmiętych spodni - nim nie przystanął przy Sullivanie. Praktycznie w niego wpadł, choć wątła waga, jaka reprezentował, pewnie nawet nie zrobiłaby na mężczyźnie wrażenia. Na Nenie wrażenie robiło jednak wszystko; fakt, że kiedy uniósł wzrok, dostrzegł ten cwaniaczki uśmiech, że wciąż toczyła się rozmowa, dla niego raczej będąca bełkotem, ale dla Blacka najwyraźniej oznaczająca coś dobrego skoro nieoczekiwanie aż tak się rozluźnił.
Ktoś mu coś sprzedawał albo oferował i ta osoba kilkoma minutami zyskała więcej niż jemu udało się przez całe spotkanie. Był pewien, że ze swoim nowym pomysłem mu zaimponuje, a zamiast tego wylądował w wannie, jakby powinien wypłukać ze łba wszystkie kretyńskie wariactwa, jakie w ogóle się tam zalęgły. Skrzywiłby się, gdyby nie nagły nacisk ciepłej tkaniny. Posłusznie pomógł mu w przywdzianiu bluzy, wsuwając dłonie w rękawy, opuszczając czarne fałdy bawełny na szczupły brzuch. Rozsunął przed tym mokrawy ręcznik, którym wcześniej przewiesił się w pasie i odłożył go gdzieś na bok - chyba na szafkę albo może pralkę?
Włókna materiału pachniały nim; niemal zawracały w głowie. Seijun chciał się równie mocno wyplątać z tej odurzającej, przytłaczającej obecności, jaką otrzymał, co przylgnąć do niej ciaśniej. Telewizor wciąż brzęczał, a z telefonu dalej wydobywał się mamrot, kiedy oparł policzek na piersi właściciela, palec zahaczając o cienki łańcuszek przytroczony do jego spodni.
- Po co mnie dziś wezwałeś? - zapytał, chociaż wątpił, że przy takich cichych tonach Black go w ogóle usłysz.
Drgnął nieznacznie, kiedy w tle usłyszał zbliżające kroki. Dopiero wtedy zorientował się, że poza mamrotem w obcym języku, do dźwięków dołączyły jeszcze przytłumione akompaniamenty telewizora. Obrócił się, opuszczając nieco dłonie, w których wciąż miął materiał ubrania. Widok wyciągniętej ku niemu ręce spowodował natychmiastowe pojawienie się czerwonej lampki. Co tym razem knuł? Czego od niego chciał? Nie wahał się jednak przed wsunięciem palców w śródręcze, miękkimi opuszkami dotykając rozgrzanej skóry. Zawsze, gdy choćby go muskał, wzdłuż nadgarstka, przez przedramię aż do tętnicy w szyi przechodził go aberracyjny impuls.
Okręcany w pół ruchu zdążył upuścić koszulkę - zwinęła się jak śniący wąż tuż obok zmiętych spodni - nim nie przystanął przy Sullivanie. Praktycznie w niego wpadł, choć wątła waga, jaka reprezentował, pewnie nawet nie zrobiłaby na mężczyźnie wrażenia. Na Nenie wrażenie robiło jednak wszystko; fakt, że kiedy uniósł wzrok, dostrzegł ten cwaniaczki uśmiech, że wciąż toczyła się rozmowa, dla niego raczej będąca bełkotem, ale dla Blacka najwyraźniej oznaczająca coś dobrego skoro nieoczekiwanie aż tak się rozluźnił.
Ktoś mu coś sprzedawał albo oferował i ta osoba kilkoma minutami zyskała więcej niż jemu udało się przez całe spotkanie. Był pewien, że ze swoim nowym pomysłem mu zaimponuje, a zamiast tego wylądował w wannie, jakby powinien wypłukać ze łba wszystkie kretyńskie wariactwa, jakie w ogóle się tam zalęgły. Skrzywiłby się, gdyby nie nagły nacisk ciepłej tkaniny. Posłusznie pomógł mu w przywdzianiu bluzy, wsuwając dłonie w rękawy, opuszczając czarne fałdy bawełny na szczupły brzuch. Rozsunął przed tym mokrawy ręcznik, którym wcześniej przewiesił się w pasie i odłożył go gdzieś na bok - chyba na szafkę albo może pralkę?
Włókna materiału pachniały nim; niemal zawracały w głowie. Seijun chciał się równie mocno wyplątać z tej odurzającej, przytłaczającej obecności, jaką otrzymał, co przylgnąć do niej ciaśniej. Telewizor wciąż brzęczał, a z telefonu dalej wydobywał się mamrot, kiedy oparł policzek na piersi właściciela, palec zahaczając o cienki łańcuszek przytroczony do jego spodni.
- Po co mnie dziś wezwałeś? - zapytał, chociaż wątpił, że przy takich cichych tonach Black go w ogóle usłysz.
Mamoritai Akari, Sullivan Black and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Nie drgnął nawet, gdy Seijun wpadł na nieco ciałem, w końcu spodziewał się impaktu. Mimo iż nadal prowadził rozmowę, ślepia opadły na mięśnie pracujące pod skórą, gdy jasnowłosy posłusznie zakładał podarowaną na dzisiejszy wieczór bluzę. Oglądał z nieodgadnionym błyskiem w lodowych ślepiach jak materiał powoli opada w dół, zakrywając kolejno wątłą pierś, płaski brzuch, jak czerń otulała również linię nagich bioder. Wydawać by się mogło, że Black w tamtym momencie dokonywał jakiejś osobliwej oceny, badał stan swojej ulubionej zabawki i sprawdzał jej sprawność, ale nawet jeśli rzeczywiście to robił, to nie podzielił się żadnymi wnioskami na głos, zaś stale uśmiechnięty pysk nie uległ choćby najmniejszej zmianie. Był zadowolony? Zły? Zawiedziony? A może wcale niczego nie sprawdzał, może po prostu lubił obserwować wszystko i wszystkich znajdujących się w swoim otoczeniu.
Wilcze ślepia nadal spoczywały utkwione w jasnej czuprynie, gdy dzieciak postanowił pochylić sylwetkę naprzód, przylgnąć policzkiem do odzianego w czerń koszulki torsu Blacka. Brew, już poza zasięgiem wzroku Nena, podjechała nieco w górę, lecz i wtedy nic nie powiedział, zbyt zajęty leniwym wymrukiwaniem kolejnych odpowiedzi do głośnika w telefonie. Z początku w ogóle nie zareagował na ten nagły kontakt, niespodziewaną bliskość. Poruszył wprawdzie ręką lecz tylko po to by pochwycić tkwiące między wargami filtr; szary kłąb umknął spomiędzy rozchylonych ust, rozmywając się w powietrzu równie szybko co nadzieje na jakąkolwiek odpowiedź ze strony senkenshy.
Wolna ręka opadła niespodziewanie na bark Seijuna. Zatrzymał ją tam na dłuższą chwilę, nim dotyk nie spłynął subtelnie na kark, gdzie smukłe palce pełne subtelnych tatuaży wplotły się niespiesznie w długość jasnych, wciąż jeszcze wilgotnych włosów. Opuszki sunęły z wyczuciem po skórze głowy aż nie sięgnęły grzywki, którą zaczesały w tył pojedynczym ruchem.
— Na co masz dziś ochotę? — spytał, płynnie przeskakując na drugi, dla siebie osobiście obcy język. Zmiana musiała wystarczyć, by rozmówca Blacka zrozumiał, że słowa nie były kierowane do niego, bo z ust Sullivana nie padły żadne dodatkowe wyjaśnienia. — My treat — Adresat zagranicznych słów mógł być tylko jeden, bo przed ich wypowiedzeniem wilk pochylił łeb w dół, ciepłem oddechu sięgając wrażliwego płatka ucha. Dłoń mierzwiąca cały ten czas pasma włosów wróciła na swoje miejsce na odsłoniętym karku, znów otulając rozgrzaną kąpielą skórę osobliwym chłodem, który wydawał się zawsze Blackowi towarzyszyć, gdy w grę wchodziła temperatura ciała.
@Seijun Nen
Wilcze ślepia nadal spoczywały utkwione w jasnej czuprynie, gdy dzieciak postanowił pochylić sylwetkę naprzód, przylgnąć policzkiem do odzianego w czerń koszulki torsu Blacka. Brew, już poza zasięgiem wzroku Nena, podjechała nieco w górę, lecz i wtedy nic nie powiedział, zbyt zajęty leniwym wymrukiwaniem kolejnych odpowiedzi do głośnika w telefonie. Z początku w ogóle nie zareagował na ten nagły kontakt, niespodziewaną bliskość. Poruszył wprawdzie ręką lecz tylko po to by pochwycić tkwiące między wargami filtr; szary kłąb umknął spomiędzy rozchylonych ust, rozmywając się w powietrzu równie szybko co nadzieje na jakąkolwiek odpowiedź ze strony senkenshy.
Wolna ręka opadła niespodziewanie na bark Seijuna. Zatrzymał ją tam na dłuższą chwilę, nim dotyk nie spłynął subtelnie na kark, gdzie smukłe palce pełne subtelnych tatuaży wplotły się niespiesznie w długość jasnych, wciąż jeszcze wilgotnych włosów. Opuszki sunęły z wyczuciem po skórze głowy aż nie sięgnęły grzywki, którą zaczesały w tył pojedynczym ruchem.
— Na co masz dziś ochotę? — spytał, płynnie przeskakując na drugi, dla siebie osobiście obcy język. Zmiana musiała wystarczyć, by rozmówca Blacka zrozumiał, że słowa nie były kierowane do niego, bo z ust Sullivana nie padły żadne dodatkowe wyjaśnienia. — My treat — Adresat zagranicznych słów mógł być tylko jeden, bo przed ich wypowiedzeniem wilk pochylił łeb w dół, ciepłem oddechu sięgając wrażliwego płatka ucha. Dłoń mierzwiąca cały ten czas pasma włosów wróciła na swoje miejsce na odsłoniętym karku, znów otulając rozgrzaną kąpielą skórę osobliwym chłodem, który wydawał się zawsze Blackowi towarzyszyć, gdy w grę wchodziła temperatura ciała.
@Seijun Nen
Mamoritai Akari and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
Strona 2 z 2 • 1, 2
maj 2038 roku